autor: "Jaro"
– Nie ma emocji, jest spokój. Nie ma ignorancji, jest wiedza. Nie ma namiętności, jest pogoda ducha. Nie ma chaosu, jest harmonia. Nie ma śmierci, jest…
„Nuda!”
Mistrzyni Heckbe Dovel zamilkła, jakby ktoś ją nagle chlusnął w twarz. Albo: jakby słowo „nuda” rzeczywiście padło. A nie padło. A może jednak?
Wyala Kekh rozejrzała się niepewnie wokół siebie. Może jednak rzeczywiście to powiedziała? To nie byłby pierwszy raz, kiedy zbyt długi język wpędził ją w kłopoty.
Ale nie, pozostali uczniowie wbijali wzrok w Dovel. Jak na razie tylko mistrzyni skupiała na sobie całą uwagę. Ale Wyala doskonale wiedziała, że to się za chwilę zmieni.
– Padawanka Kekh – warknęła stara kobieta. – Wstań.
Dziewczyna przez chwilę udawała, że nie wie o co chodzi, po czym niechętnie podniosła się z krzesła, dzielnie wytrzymując przeszywające ją spojrzenia klasy. Była wysoką, zgrabną siedemnastolatką o rudych włosach i długiej szyi. Kiedy Dovel do niej podeszła, Wyala z pewną satysfakcją stwierdziła, że patrzy na mistrzynię z góry.
– Czy możesz wytłumaczyć swoje zachowanie? – zapytała staruszka.
– Nie.
– Dlaczego?
– Bo nie powiedziała mi pani jeszcze co zrobiłam – odparła Kekh z miną niewiniątka.
Wokół rozległy się przytłumione śmiechy. Właśnie dlatego wszyscy ją lubili: zawsze umiała się odgryźć.
– Nie rób ze mnie idiotki.
– Ależ skąd – Wyala musiała użyć całej siły woli, by nie przeszło jej przez myśl coś w stylu „Większej idiotki już się z ciebie nie zrobi”.
– Przeciągasz strunę, dziecko!
– Czy ktokolwiek mógłby mi powiedzieć, co ja właściwie takiego zrobiłam? – zwróciła się do klasy dziewczyna. – Przecież siedzę grzecznie całą lekcję i notuję…
– I w tym właśnie tkwi twój problem – parsknęła Dovel. – Jeżeli uważasz kodeks za nudny, to może w ogóle nie powinnaś zostać Jedi?
Mistrzyni odwróciła się od niej i zaczęła krążyć wokół stolików.
– I to się tyczy was wszystkich – kontynuowała. – Jedi musi umieć posługiwać się nie tylko Mocą i mieczem świetlnym, ale też wiedzą. Tak, tą nudną wiedzą z tych nudnych holoksiążek, z tej nudnej biblioteki, do której w ogóle nie zaglądacie. Jeżeli to dla was za wiele, to może powinniście zmienić zakon? Na przykład przyłączyć się do Sithów… choć czekajcie, przecież oni już od tysiąca lat nie istnieją! A dlaczego? Bo byli zbyt głupi, by przewidzieć efekty działania bomby myślowej!
Znowu się zaczyna, pomyślała Wyala z rezygnacją. Dovel uwielbiała historię i nie dopuszczała do siebie myśli, że mogła ona kogokolwiek nudzić.
– Dzieje Jedi to spokój i harmonia, natomiast Sithów: chaos i gniew. Jedi istnieją od tysięcy lat nieprzerwanie, natomiast Sithowie pojawiali się i znikali. Pewnie dlatego Jedi przetrwali, bo szanowali wiedzę, którą Sithowie pogardzali. Tak jest, drodzy uczniowie, prosta ścieżka do własnej zagłady! Czy do ciebie to w ogóle dociera, padawanko Kekh?
Cóż miała zrobić biedna Wyala, jeśli nie przytaknąć?
– A może już zrobiłaś pierwszy krok, co, dziecko? Może już wkrótce nas opuścisz? Zaraz po tym, rzecz jasna, jak wbijesz nam wszystkim nóż w plecy, tak jak Ulic Qel-Droma!
Dziewczyna zacisnęła zęby. Znała historię na tyle dobrze, by wiedzieć, kim był Qel-Droma – no ale żeby tak od razu rzucać w stosunku do niej takimi porównaniami? Przecież niczego takiego nie zrobiła!
– Ośmielę się zauważyć – zaczęła ostrożnie – że Ulic przed śmiercią wrócił na jasną stronę…
– Wrócił! – parsknęła Dovel. – Tak! Świetnie! Tak samo jak Revan! Jak Gav Daragon! Szkoda tylko, że wszyscy oni zdążyli przedtem sprowadzić śmierć na tysiące niewinnych istnień! Zaiste, piękne wzory do naśladowania!
– To nie ja wywołałam ten temat – odparła coraz bardziej już rozwścieczona Wyala.
– Co… jak ty w ogóle śmiesz się odzywać do starszej rangą?!
Kekh śmiała się w duchu na wspomnienie tego, co ta kobieta mówiła o Sithach. Jej oczy błyszczały taką nienawiścią, że sama z miejsca powinna dostać angaż na Mrocznego Lorda!
– Dość tego! – warknęła mistrzyni. – Klasa, rozejść się. Kekh… w tej chwili do swojego mistrza. Zrelacjonujesz mu wszystko co zaszło. I to ze szczegółami, bo później sama z nim porozmawiam i lepiej, żeby niczego nowego się ode mnie nie dowiedział!
Dziewczyna bez słowa minęła staruszkę i wyszła z sali. Promienie zachodzącego nad tą częścią Coruscant słońca łagodnie przenikały przez wielkie transpastalowe okna, rozsiewając magiczną atmosferę. Wręcz… romantyczną.
Musimy tu kiedyś przyjść z Navinem, zdecydowała.
Skierowała się na schody naprzeciwko, po czym swobodnym krokiem weszła w drugi korytarz z lewej. Już z dala czuła obecność swojego mistrza, dlatego nie musiała odliczać drzwi w poszukiwaniu odpowiedniego gabinetu. Po drodze wykonała kilka ćwiczeń oddechowych, które pomogły jej pozbyć się negatywnych emocji. Nie chciała, by Phaido Merl uprzedził się do jej wersji wydarzeń od samego początku.
Była jego padawanką od sześciu długich lat, choć, prawdę mówiąc, wydawało jej się to całym życiem. Wciąż pamiętała ten radosny dzień, w którym z szeregu dwudziestu uczniów w jej wieku mistrz Merl wybrał ją – właśnie ją! Jak często jej tłumaczył, decyzję podjął nie tylko ze względu na wyczuwalny potencjał młodej Wyali, ale też z uwagi na jej płomiennorude włosy, przywodzące mu na myśl jego własną, ukochaną mentorkę, która oddała życie w obronie niewinnych farmerów przed okrutnymi bandytami na jakiejś zapomnianej przez Moc planecie. No i, jak twierdził, od razu czuł, że będzie im się dobrze współpracowało.
Mistrzowie i padawani z reguły z rzadka mieli okazję, by powrócić do Świątyni, ale w obliczu ostatnich niepokojów wielu z nich wezwano na ponowne, szybkie przeszkolenie. Wyala nie interesowała się polityką i z reguły omijała wszelkie wydania wiadomości na HoloNecie, ale na jedno nawet ona nie była ślepa: z dnia na dzień pokój coraz trudniej było utrzymać. Parę tygodni temu w atmosferze wielkich kontrowersji unieważniono Akt Przewodnictwa obowiązujący od ponad stu pięćdziesięciu lat, a który ograniczał liczbę kadencji kanclerza do dwóch. Nawet jednak tak charyzmatyczny polityk jak Palpatine nie był w stanie zatrzymać rozpędzonej machiny konfliktu.
To jednak ani przez chwilę nie spędzało Wyali snu z powiek. Właściwie to perspektywa wojny nawet ją cieszyła: może wreszcie wraz z Merlem mogliby dowodzić jakimś oddziałem, a nie tylko ścierać się z kolejnymi podchmielonymi bandami gangsterów, na których zwykle wystarczała prosta sztuczka myślowa. Nie wstydziła się tej „niegodnej Jedi” opinii: była młoda i, z czego doskonale zdawała sobie sprawę, nieco naiwna. Nawet Jedi musiał się od czasu do czasu wyszumieć, prawda?
Nieprawda, zdawała się odpowiadać mistrzyni Dovel. Mogła się tylko modlić, by jej własny mentor nie okazał się równie wielkim troglodytą.
Zapukała potulnie w odpowiednie drzwi.
– Wejdź, Wyalo – zaprosił ją głos ze środka.
Dziewczyna posłusznie wkroczyła do niewielkiego gabinetu. Było duszno, wręcz parno, ale siedzący za biurkiem Phaido Merl zdawał się nie zwracać na to uwagi. Miał tak wielką obsesję na punkcie prywatności, że jego okna zawsze pozostawały szczelnie zamknięte i dokładnie zasłonięte firanami. Z głośników przy konsoli wydobywała się jakaś cicha muzyka – dość spokojna, ale w żadnym wypadku nie „smętna”, jak nazywała tego typu utwory padawanka. Mistrz gestem nakazał jej usiąść na pryczy, natomiast sam wyłączył odtwarzacz, rozparł się na fotelu, po czym zapytał:
– Czy ty czasem nie powinnaś być teraz na zajęciach?
Wyala wiedziała, że Phaido tylko się droczył: zawsze tak robił, zanim przechodził do meritum. Wzruszyła więc tylko ramionami.
– O co poszło?
– O za głośne myślenie. – Kekh uśmiechnęła się przepraszająco; dość głupio to brzmiało.
– Za głośne myślenie? – podniósł brew Merl.
– No bo Dovel…
– Mistrzyni Dovel – przerwał jej mistrz.
– No tak… no więc mistrzyni Dovel… mnie nienawidzi.
Phaido uśmiechnął się szeroko.
– Nienawidzi? – Oblizał wargi. – No, moja droga, to dość solidne oskarżenie… zwłaszcza w naszym zawodzie.
– Ale… – Wyala nie mogła nic na to poradzić: w kontaktach z mistrzem znikała jej cała pewność siebie. Chyba coś podobnego czują dzieci w stosunku do rodziców. A bądź co bądź, w jej środowisku Merlowi najbliżej było do tego miana. – Ale ona wyzywała mnie od Sithów!
No, trochę to udramatyzowała. Ale przecież miała prawo się wzburzyć!
– Sithów? – upewnił się mistrz. – To by się zgadzało…
– Ty też, mistrzu, przeciwko mnie? – jęknęła dziewczyna.
– Nie denerwuj się, dziecko.
„Dziecko”. Wkurzało ją to słowo. Jeszcze antycznej Dovel mogła je wybaczyć, ale Merl nie był przecież aż tak dużo starszy od niej. Nigdy nie pytała go o wiek, ale dałaby mu najwyżej czterdzieści lat. No, może jakaś różnica między nimi była. Ale bez przesady.
– Musisz pamiętać – podjął mężczyzna – że ja również uczyłem się pod czujnym okiem naszej kochanej mistrzyni… i we mnie też nie raz rzucała Sithami.
– W ciebie? – zdziwiła się padawanka.
– We mnie.
– Za co?
– Pozwoliłem sobie wyrazić swoje obiekcje co do niektórych reguł zakonu… ale wyraziłem je na głos, a nie w myślach.
– Jakich reguł?
– Celibat. Ale to nieważne. – To był znak, że temat uważa się za zamknięty. – Tak więc… jak bardzo pozwoliłaś swoim myślom błądzić?
– To nie takie proste – zaprotestowała Wyala, czując się jak sześciolatka. – Mistrzyni Dovel po raz enty przedstawiała nam pierwsze zasady kodeksu Jedi… a ja doskonale je pamiętam!
– I co zrobiłaś?
– Pomyślałam… coś.
– Co dokładnie?
– „Nuda”.
Merl potrząsnął głową i podniósł się z fotela. Uchylił okno (nareszcie!), wyjął z szuflady paczkę papierosów, po czym wetknął sobie jednego do ust, a następnie podpalił końcówkę. Dziewczyna wiedziała, że zakon niechętnie patrzył na uzależnienia jego członków od wszelkiego rodzaju używek, acz formalnie ich nie zakazywał. Przez krótką chwilę chciała zgłosić pretensje, że nie została poczęstowana, ale zdołała się powstrzymać: mistrz z pewnością wiedział, że jego podopiecznej nieobce są tego rodzaju nałogi, ale po co było go prowokować?
– Moja droga Wyalo – podjął Phaido, wydmuchując dym nosem – czyżby lata nauki poszły w las? Czyżbym nie nauczył cię ukrywania emocji przed otoczeniem? Zdajesz sobie sprawę, że to wkrótce może obrócić się na twoją niekorzyść?
– Tak… – przyznała dziewczyna z nieudawaną skruchą. – Rozumiem i postaram się na przyszłość poprawić. Ale… dalej nie rozumiem, czemu oni znowu nam to wpajają do głów! Przecież każdy padawan bez problemu wyrecytuje te zasady, choćby został zbudzony w środku nocy.
– Wyalo – zwrócił się do niej Merl – wiesz przecież, że zbliża się wojna.
– Wiem – odparła Kekh. – Ale na wojnie raczej nie przydadzą nam się jakieś puste frazesy, tylko naładowane miecze.
– Nie możesz się tego doczekać, co?
Wyala przez chwilę nie zrozumiała, o co chodziło. Mistrz spoglądał na nią z mieszanką zrozumienia i smutku.
– Czego doczekać?
– Wojny.
– Ja… – Nigdy jeszcze nie prowadziła z Merlem takiej rozmowy. Doskonale zdawała sobie jednak sprawę, że nie ma co próbować go oszukiwać. – Po prostu… myślę, że to byłoby ciekawsze, niż nasze zwyczajowe zadania.
– Nie myśl, moja droga, że w jakikolwiek sposób cię potępiam – zapewnił ją Phaido. – Jesteś młoda i wciąż masz, o ile wybaczysz mi to sformułowanie, pstro w głowie. Dla ciebie wojna to tylko szansa na udowodnienie, jak świetnie potrafisz radzić sobie z mieczem i Mocą, nawet, a może zwłaszcza, gdy robi się naprawdę gorąco. Podczas gdy prawdziwe oblicze wojny… jest po prostu inne.
– Wiem…
– Nie. Nie wiesz. I, prawdę mówiąc, ja też nie wiem. Ale potrafię sobie to wyobrazić. Mistrzyni Counter dowodziła MedStarem stacjonującym na Ghirmorze, kiedy tamtejsza wojna domowa dobiegała końca. Zginęły trzy miliony osób, a setki milionów straciły wszystko: domy, ziemie, pieniądze. Zdemobilizowani żołnierze zamienili się w szabrowników, uzbrojonych i gotowych wydrzeć słabszym to, co jeszcze im pozostało. Tamci farmerzy nie mieli jak się bronić, a zginęłoby ich jeszcze więcej, gdyby nie interwencja mojej mistrzyni, która też niestety przy okazji poległa.
Wyala milczała. Merl nigdy wcześniej nie zagłębiał się w szczegóły odnośnie śmierci Counter. Wiedziała jednak, że nie mówi tego na próżno.
– A wiesz, czemu ta wojna w ogóle wybuchła? – zapytał Phaido, strzepując popiół na popielniczkę. – Bo Ghirmor przegrał z sąsiednią planetą. Żołnierze, ci sami żołnierze, naciskali na władze, by kontynuowali politykę ekspansji, gdyż w przeciwnym wypadku nie mieliby z czego żyć. I tak doprowadzili do rozłamu w parlamencie i eskalacji konfliktu na cały świat.
Aluzja była bardziej niż oczywista, niemniej jednak mistrz uznał za stosowne ją wyjaśnić.
– Rozumiesz, Wyalo? – zapytał. – Przemoc rodzi przemoc. Czasem negocjacje nie skutkują i trzeba chwycić za broń. Ale to ostateczność. Podkreślam: ostateczność. Nie wolno do tego dążyć. Nie wolno tego pragnąć.
Dziewczyna spuściła głowę. Czy naprawdę jej mistrz tak nisko ją oceniał? Czy naprawdę sądził, że chciała ona wojny tylko po to, by móc oderwać się od codziennej rutyny?
Ale tak przecież było, zreflektowała się. Nic nie obchodziły ją cierpienia innych. Dlaczego miałaby się tym przejmować, skoro ona sama i ci, którzy byli jej najbliżsi – a byli to przecież wyłącznie niemal niezniszczalni Jedi – powinni być względnie bezpieczni?
– Posłuchaj, Wyalo. – Merl zgasił papierosa i przykląkł przy niej tak, by ich głowy znalazły się na tym samym poziomie. – Znam cię lepiej niż ktokolwiek inny. I wiem, że nie jesteś złą osobą. Wprost przeciwnie: należysz do tych, którzy uczynią tę galaktykę lepszym miejscem niż kiedykolwiek wcześniej. A jeżeli rzeczywiście przyjdzie do nas wojna, to… to nie będziesz w niej walczyć dlatego, że będziesz tego chciała, tylko dlatego, by chronić innych. Tych, którym los poskąpił naszego daru i naszych umiejętności. Jestem tego całkowicie pewien.¬¬
Padawanka spojrzała na Phaida z delikatnym uśmiechem. Po raz kolejny podziękowała Mocy, że to właśnie ją wybrał na swoją uczennicę. To nie był typ mistrza, który dyktował wyuczone formułki i unikał jakiegokolwiek pozasłużbowego kontaktu ze swoim podopiecznym. Merl był dla niej ojcem i przyjacielem zarazem; jedna z niewielu osób, przy której nie musiała grać kogoś, kim nie była. Bywały nawet takie chwile, gdy chciała powiedzieć mu o Navinie; wiedziała, że na pewno by to zrozumiał, zwłaszcza po tym, jak zdradził, że sam przynajmniej w pewnym okresie życia kwestionował zasadność bezżenności Jedi. Ale nie musiała. Każdy mistrz znał dobrze swojego padawana, a Phaido znał ją na wylot. Była pewna, że gdyby tylko chciał, wyczytałby z jej umysłu wszystkie intymne szczegóły jej życia: co śpiewała pod prysznicem, co robiła, kiedy nikt nie widział. Ale nawet jeżeli to zrobił, na pewno nic by o tym nie wspomniał. Nie, dopóki sama Wyala nie chciała o tym rozmawiać.
– Zaś co do mistrzyni Dovel – podjął po chwili – to postaraj się jej do końca naszego tymczasowego pobytu tutaj nie prowokować. I ścisz trochę to swoje… „głośne myślenie”.
Kekh znowu się uśmiechnęła.
– Postaram się, mistrzu.
– Zuch dziewczyna – odparł Merl. – No, zmykaj już. Mam przeczucie, że jeszcze czeka mnie dziś przeprawa z pewną starszą Rodianką…
– Moc dobrze ci podpowiada, mistrzu – pochlebiła mu padawanka.
– Albo Moc, albo wiadomość, jaką otrzymałem chwilę przed twoim przyjściem. – Phaido pochylił się nad konsolą. – „Mistrzu Merl, musimy bardzo poważnie porozmawiać na temat skandalicznego zachowania twojej protegowanej w trakcie moich zajęć. Spotkamy się za godzinę w twoim gabinecie”.
– Szykuje się ostra jazda – zauważyła Wyala.
– Znikaj, bo ci jeszcze dwie godziny medytacji za karę wlepię! – warknął mężczyzna z udawaną frustracją.
Dziewczyna nisko się skłoniła, po czym opuściła gabinet, w podskokach kierując się do sali gimnastycznej na swoją ulubioną lekcję: szermierkę.
OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 8,21 Liczba: 14 |
|
Doomus2011-04-18 11:24:51
Znakomite opowiadanie. Duży plus za Dooku "reformatora" Zakonu Jedi. Świetna scena w komnacie medytacyjnej.
willqu2011-04-11 12:12:40
Jaro, kawal dobrej Roboty!
Bardzo cenie wszystkich autorow, ktorzy podnosza bardziej filozoficzne aspekty SW, a sprawa celibatu z Zakonie az domagala sie komentarza.
Zwlaszcza, ze ciekawie poprowadzonego.
Duzy plus za wprowadzenie Dooku znanego z Ataku Klonow, czyli "reformatora" :)
Maly minus, za "druga " szanse od rady Jedi.
W sumie, powinni wylecieć
Ogolnie, dobra lektura, kwestia stylu i dialogow, to juz subiektywne odczucia czytelnikow.
Wszystkim sie nie przypodobasz.
Mnie sie podobalo
Jak na Fun Fiction:
10/10
Jaro2011-04-09 01:16:29
@JAX0 -> Spodziewałem się tego typu zarzutów, wybronię się więc trylogią Thrawna, w której Pellaeon spogląda na zegarek właśnie (poza tym w EU ciągle przewijają się zegarki, które od zegarków naszych różni tylko fakt, że mówi się na nie z reguł chronometry), a Niles Ferrier pali cygara (skoro cygara, to z jakiej racji nie mogłyby być papierosy? I to tytoń, i to tytoń).
JAX02011-04-08 22:00:31
Papieros, zegarek ? Coś tu nie tak.
Kasis2011-04-08 11:18:00
Troszkę za bardzo w tym opowiadaniu wszystko jest ziemskie, odzywki, określenia, brakuje bardziej starwarsowego klimatu. I momentami wkrada się chaos.
Shedao Shai2011-04-08 02:59:37
no cóż - marketing temu opowiadaniu zrobiono dobry, to muszę przyznać :D
co do samego opowiadania: brawo za pomysł, odważny a i ciekawy, niestety z wykonaniem gorzej. Miejscami przebijał strasznie sztuczny język narracji i dialogów, były one nieautentyczne jak w polskich filmach, nie przekonywały mnie. Przydałaby się temu opowiadaniu jakaś korekta, albo żeby chociaż sam autor przeczytał je jeszcze raz i zastanowił się czy będąc w sytuacjach z opowiadania używałby właśnie takich słów, jak używają bohaterowie.
Z narracji szczególnie jedno zdanie mnie ubodło w oczy: "Odwróciła wzrok, mrucząc coś w rodzaju(...)". Narracja jest prowadzona z perspektywy Wyali, ale nie w pierwszej osobie - więc powinno być dobrze wiadomo co ta pani sobie mruczy, bo inaczej wyjdzie śmiesznie.
Czekałem na jakieś logiczne wytłumaczenie wybuchu mistrzyni Dovel, tymczasem nie doczekałem się - wygląda to tak jakby autor po prostu potrzebował żeby dana postać w danej sytuacji się tak zachowała, mimo że to nie miało sensu. Bo nie odebrałem tego jako "mistrzyni dostała nagłego ataku wściekłości, bez wyraźniejszego powodu" (a taki był zamiar autora, jak rozumiem), tylko właśnie - "to jest bez sensu". Wydarzenia przedstawione na stronie 4 też nie są jakoś rozsądnie uzasadnione, przez co opowiadanie sprawia wrażenie chaotycznego, nieprzemyślanego.
Z mojej strony tyle: popracuj nad warsztatem i wiarygodnością postaci, a będzie dobrze. Zresztą i tak nie jest źle, podczas lektury nie nudziłem się i nie przysypiałem (a czytałem je po 2 w nocy). No i jeszcze raz brawo za pomysł i próbę bezpardonowego przedstawienia go. Skrobnij jeszcze coś kontrowersyjnego, jest w tobie potencjał. Ja to na pewno przeczytam.
Jaro2011-04-08 01:13:08
@Rycu -> Pewnie, że mógł to przeczytać, a może nawet wyrosnąć na porządnego obywatela... to jest fana. ;) Kasis zaproponowała takie ostrzeżenie, a ja nie protestowałem.
Rycu2011-04-08 00:05:39
Nie był aż tak "zły ten owoc". Jednakże odczułem w sobie takie wrażenie które zwie się niedosyt. Spodziewałem się bardziej niegrzecznych słów i dwuznacznych a wyszło podobnie jak to ukazał papa Lucas. Starałem ocenić moralność Jedi na tle zrażenia jakim jest kontakt płciowy dwójki Padwanów, i uważam z dużą dozą pewności że postąpił bym jak mistrz dziewczyny. Dla mnie osobiście takie rzeczy są najnormalniejsze i nikt nie powinien do tego mieć zastrzeżeń. Co do kreacji znanych nam bohaterów między innymi Yody, to są dokładnie odzwierciedlone jeżeli chodzi o charakter i sposób przekazywania informacji. Niestety jak to wcześniej napisałem ostrzeżenie na początku nie było wprost proporcjonalne do zaprezentowanej treści. Według mego odczucia młodszy czytelnik mógłby zgłębić tą lekturę.