- Wszyscy spokój – powiedział Vannar, rzucając Kerze spojrzenie i uspokajająco kiwając głową. – Parę rzeczy musiało się zmienić odkąd byłem tu ostatnio. – Podszedł do niesprawnej konsolety. – Dlaczego nie mieliby trzymać cylindrów aktywacyjnych na statku? Czemu załoga nosi je ze sobą?
Trandoshanin Mrssk odezwał się jako pierwszy:
- Z powodów bezpieczeńssstwa. Daiman nie ufa ssswoim ludziom. Obawia ssię dezercji.
- Albo tego, że przejdą na stronę wroga – odważyła się dodać Kerra.
Vannar odchylił się na krześle i odetchnął.
- To ma sens. Piloci Daimana poddawani są większej indoktrynacji niż personel naziemny. Jeśli obawia się, że ktoś może ukraść transportowiec, to jest rozwiązanie.
Kerra oparła się o drzwi. Podejrzewali, że poza identyfikatorami potrzeba było dodatkowej ochrony. Ale wydawało jej się, że polegała ona na nie przekazywaniu koordynatów lotu i nadprzestrzeni nikomu oprócz pilota. Jedi mieli własne koordynaty na i z Chelloi. Ale tego się nie spodziewali.
- Nie wyglądała na ważną rzecz – powiedziała, potrząsając głową. – Poza tym była unieruchomiona po katastrofie. – Rozejrzała się. – Ale dałabym radę ją wyjąć.
- Nie możesz myśleć o wszystkim, Kerro. Niespodziewane wypadki się zdarzają – pocieszył ją Vannar. Kilka osób spojrzało na nią z sympatią.
- Mamy pojazd, którym przybyliśmy – odezwał się Dorvin. – Brakuje nam części do tego nawikomputera, ale może moglibyśmy polecieć własnym statkiem, nie używając transportowca Daimanitów?
- Nie pozwolą nam zbliżyć się do Chelloi – odparował Vannar. – Musimy wyglądać jakbyśmy byli częścią ich floty.
Mieli tylko godzinę na dostanie się do systemu Chelloi, sabotaż terminalu dostaw i ucieczkę. Walcząc, zwróciliby uwagę Daimana, który nakazałby wzmocnienie obrony planety. Nie, musieli wyglądać jakby byli w konwoju od początku do końca. Nie było innej drogi.
Treece wyprostował się. – Odwołujemy operację.
- Mistrzu, nie! – Kerra wyprostowała się gwałtownie. Znała plan alternatywny, pomogła go opracować. Jeśli nie mogliby dotrzeć do Chelloi mieli powrócić do Republiki i postarać się zestrzelić transportowce wyruszające z rudą z Oranessanu na Chelloę. To było nieco gorsze rozwiązanie. Na pewno udało by się zestrzelić dwa statki, a wtedy Daiman zmieniłby trasę. Musieli postępować zgodnie z pierwotnymi założeniami.
- Kerro, nie wiem, co jeszcze możemy…
- Możemy nadal dotrzeć na Chelloę! Być może udałoby nam się porwać statek z rudą w ten sam sposób jak porwaliśmy poprzednią załogę!
- To był mały statek, z niewielką ilością ludzi – odparł Vannar.
Statki przewożące rudę to zupełnie inna sprawa, miały na pokładzie broń. Dlatego właśnie kradzież takiego bardziej się opłacała.
- Możemy też wrócić i postaram się odzyskać ten cylinder!
- Za daleko, Kerro. Poza tym sama powiedziałaś, że statek był zniszczony. Gdybyśmy nawet odzyskali cylinder, mógłby nie zadziałać.
- Ale możemy chociaż spróbować!
- Przepraszam was na chwilę. – Vannar spojrzał na świadków tej wymiany zdań i wyprowadził Kerrę na zewnątrz, na korytarz.
- To nie są moi rycerze, Kerro – rzekł szeptem. – Wiesz o tym dobrze. Są, że tak powiem, wypożyczeni. Obiecałem pani kanclerz, że nie zaryzykuję ich życia z niepewnym planem.
Jedi spojrzała na wyjście, a potem ponownie na Vannara.
- Przebyliśmy długą drogę. Jesteśmy tutaj. Musimy coś zrobić. Nie możemy zawrócić – powiedziała.
- Czy mówisz za wszystkich? – Spojrzał jej w oczy. – Bo mi wygląda na to, że mówisz za siebie. A wiem, że jeden Jedi nie poradzi sobie w przestrzeni opanowanej przez Sithów. Nie przejdziesz niezauważona. Nigdzie.
Wytrzymała jego spojrzenie, po czym odwróciła wzrok. To był Vannar, którego znali inni – głos rozsądku i autorytet. Często go słyszała, ale rzadko zwracał się w ten sposób do niej.
Nagle usłyszeli nowy głos dobywający się z kokpitu. Weszli do środka.
- … ruszcie się lepiej, Transporcie Cztery! – to był głos kontrolera Sithów z wieży usytuowanej z drugiej strony wielkiego hangaru. Jej załoga nie mogła dostrzec walki, jaką stoczyli wcześniej przez deszcz i ciemność, ale wiedzieli, że transportowiec jeszcze nie wystartował. – Ruszcie się, bo inaczej sami was ruszymy!
Trandoshanin Mrssk odezwał się jako pierwszy:
- Z powodów bezpieczeńssstwa. Daiman nie ufa ssswoim ludziom. Obawia ssię dezercji.
- Albo tego, że przejdą na stronę wroga – odważyła się dodać Kerra.
Vannar odchylił się na krześle i odetchnął.
- To ma sens. Piloci Daimana poddawani są większej indoktrynacji niż personel naziemny. Jeśli obawia się, że ktoś może ukraść transportowiec, to jest rozwiązanie.
Kerra oparła się o drzwi. Podejrzewali, że poza identyfikatorami potrzeba było dodatkowej ochrony. Ale wydawało jej się, że polegała ona na nie przekazywaniu koordynatów lotu i nadprzestrzeni nikomu oprócz pilota. Jedi mieli własne koordynaty na i z Chelloi. Ale tego się nie spodziewali.
- Nie wyglądała na ważną rzecz – powiedziała, potrząsając głową. – Poza tym była unieruchomiona po katastrofie. – Rozejrzała się. – Ale dałabym radę ją wyjąć.
- Nie możesz myśleć o wszystkim, Kerro. Niespodziewane wypadki się zdarzają – pocieszył ją Vannar. Kilka osób spojrzało na nią z sympatią.
- Mamy pojazd, którym przybyliśmy – odezwał się Dorvin. – Brakuje nam części do tego nawikomputera, ale może moglibyśmy polecieć własnym statkiem, nie używając transportowca Daimanitów?
- Nie pozwolą nam zbliżyć się do Chelloi – odparował Vannar. – Musimy wyglądać jakbyśmy byli częścią ich floty.
Mieli tylko godzinę na dostanie się do systemu Chelloi, sabotaż terminalu dostaw i ucieczkę. Walcząc, zwróciliby uwagę Daimana, który nakazałby wzmocnienie obrony planety. Nie, musieli wyglądać jakby byli w konwoju od początku do końca. Nie było innej drogi.
Treece wyprostował się. – Odwołujemy operację.
- Mistrzu, nie! – Kerra wyprostowała się gwałtownie. Znała plan alternatywny, pomogła go opracować. Jeśli nie mogliby dotrzeć do Chelloi mieli powrócić do Republiki i postarać się zestrzelić transportowce wyruszające z rudą z Oranessanu na Chelloę. To było nieco gorsze rozwiązanie. Na pewno udało by się zestrzelić dwa statki, a wtedy Daiman zmieniłby trasę. Musieli postępować zgodnie z pierwotnymi założeniami.
- Kerro, nie wiem, co jeszcze możemy…
- Możemy nadal dotrzeć na Chelloę! Być może udałoby nam się porwać statek z rudą w ten sam sposób jak porwaliśmy poprzednią załogę!
- To był mały statek, z niewielką ilością ludzi – odparł Vannar.
Statki przewożące rudę to zupełnie inna sprawa, miały na pokładzie broń. Dlatego właśnie kradzież takiego bardziej się opłacała.
- Możemy też wrócić i postaram się odzyskać ten cylinder!
- Za daleko, Kerro. Poza tym sama powiedziałaś, że statek był zniszczony. Gdybyśmy nawet odzyskali cylinder, mógłby nie zadziałać.
- Ale możemy chociaż spróbować!
- Przepraszam was na chwilę. – Vannar spojrzał na świadków tej wymiany zdań i wyprowadził Kerrę na zewnątrz, na korytarz.
- To nie są moi rycerze, Kerro – rzekł szeptem. – Wiesz o tym dobrze. Są, że tak powiem, wypożyczeni. Obiecałem pani kanclerz, że nie zaryzykuję ich życia z niepewnym planem.
Jedi spojrzała na wyjście, a potem ponownie na Vannara.
- Przebyliśmy długą drogę. Jesteśmy tutaj. Musimy coś zrobić. Nie możemy zawrócić – powiedziała.
- Czy mówisz za wszystkich? – Spojrzał jej w oczy. – Bo mi wygląda na to, że mówisz za siebie. A wiem, że jeden Jedi nie poradzi sobie w przestrzeni opanowanej przez Sithów. Nie przejdziesz niezauważona. Nigdzie.
Wytrzymała jego spojrzenie, po czym odwróciła wzrok. To był Vannar, którego znali inni – głos rozsądku i autorytet. Często go słyszała, ale rzadko zwracał się w ten sposób do niej.
Nagle usłyszeli nowy głos dobywający się z kokpitu. Weszli do środka.
- … ruszcie się lepiej, Transporcie Cztery! – to był głos kontrolera Sithów z wieży usytuowanej z drugiej strony wielkiego hangaru. Jej załoga nie mogła dostrzec walki, jaką stoczyli wcześniej przez deszcz i ciemność, ale wiedzieli, że transportowiec jeszcze nie wystartował. – Ruszcie się, bo inaczej sami was ruszymy!
OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 9,00 Liczba: 3 |
|
Jamboleo2014-07-04 12:29:00
Dobre uzupełnienie książki Błędny Rycerz.