TWÓJ KOKPIT
0

Operacja Przypływ :: Książki

- Zastanawiam się, czy miała to czego szukaliśmy – powiedziała młoda Jedi, przebierając w rzeczach zwisających z pasa martwej kobiety. Znalazłszy urządzenie kontrolujące odwróciła się w stronę transportowca i nacisnęła przycisk. Masywne drzwi otworzyły się, ujawniając ładownię.

Raporty wywiadowców były słuszne – transportowiec był pusty, oczekiwał na załogę, która nigdy już nie miała nim polecieć.

Vannar podniósł komlink do ust:

- Obiekt zabezpieczony. Rozpoczynamy operację Przypływ. Oddział może się zbliżyć.

- Potwierdzam. Czekajcie.

Drużyna Jedi, którą dowodził Treece znajdowała się za następnym grzbietem górskim, niedaleko rozbitego wraku pojazdu personelu, który przechwycili w drodze na Oranessan. Dzięki zatrzymaniu załogi i przybyciu zamiast niej, Vannar i jego towarzysze zbliżyli się na wystarczającą odległość od strefy lądowania transportowca Sithów aby móc go zabezpieczyć. Olbrzymi statek klasy Starcrosser, jeśli raporty się nie myliły, był przepustką do kolejnej fazy operacji Przypływ. Vannar uderzył ręką w drzwi ładowni, a Dorvin skierował się w stronę schodów do kokpitu. Statek będzie cennym nabytkiem dla Ministerstwa Obrony, które pragnęło się dowiedzieć, czym latają ludzie Lorda Daimana. Ale to było celem drugorzędnym.

To Kerra wybrała nazwę dla operacji, jak zresztą dla wszystkich innych, odkąd ukończyła 13 lat. To był dobry znak, pomyślał Vannar. Z początku operacja miała nosić nazwę „Śmiertelne Zwarcie”, ale Treece przekonał ją, że chociaż faktycznie doprowadzenie walczących ze sobą Lordów Sithów do impasu było jednym z celów misji, nie była to dobra nazwa. Podczas walki Republiki z Sithami przynajmniej jedna strona starała się chronić cywilów. Kiedy walczyli ze sobą Lordowie Sithów tacy jak Daiman i jego brat Odion, każdy kto znalazł się między nimi znajdował się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. W rzeczy samej, będący nihilistą Odion żył po to by wysiec niewinnych. Kolejny chory Lord Sithów.

Stojąc na straży rampy, obserwował jak Kerra marszczy nos wdychając stęchłe oranessiańskie powietrze. Po raz pierwszy nie ruszała się z miejsca odkąd zostawili punkt skoku w przestrzeni Republiki.

- Lataj i giń za Lorda Daimana – powiedziała Kerra spoglądając na ciała zabitych. To nie było jej pierwsze zabójstwo. Vannar wiedział, że zabiła już wcześniej, wiele lat temu. Ale wydawała się zaniepokojona. – Dlaczego ktoś chce coś zrobić dla Daimana?

- Bo to on dowodzi.

- Jest chory psychicznie – stwierdziła Holt.

Vannar kiwnął głową. Każdy kto wyobrażał sobie, że jest stwórcą wszechświata, a wszyscy inni są bezwolnymi automatami również przez niego stworzonymi dla rozrywki na pewno miał ze sobą problemy. Wielu z walczących watażków je miało. Ale Treece’a nie obchodził stan psychiczny Lordów Sithów. Tak samo Kerry, która szybko zmieniła temat:

- Co to za skrzynka, o której mówiła ta kobieta?

- Nie mam pojęcia.

- To może być ważne – powiedziała młoda Jedi spoglądając na martwą kobietę, moknącą w błocie.

- Ale równie dobrze może to nic nie znaczyć. – Wiedział, co zaraz nastąpi. Kerra była bardzo skupiona na różnych detalach, i nic nie napędzało jej tak, jak detal, który mogła przeoczyć. Widział to kiedy była młodsza, ale teraz to się pogłębiło. Niemniej jednak…

- Dobrze się czujesz, Kerro?

- Tak. To na pewno nie dreszcze.

- Nie spodziewam się ich. Szybko zmieniłaś taktykę z przywódczynią. – Przekonanie kobiety się nie udało, ale Vannar nie miał tego za złe Kerze. Nigdy nie lubiła wpływać Mocą na ludzi. To była część jej przebrania. – Ale to nadal twoja pierwsza misja.

- Wszystko w porządku – odparła Holt, grzebiąc nogą w błocie w oczekiwaniu na resztę drużyny. – Po prostu nie lubię udawać Sitha.

Vannar roześmiał się.

- Nie zajdziesz daleko bez używania podstępów – zawołał za nią. – To nie miejsce, w którym możesz być sobą. Przynajmniej nie na długo!

Kerra wyjrzała z dużego kokpitu transportowca i zbladła. Vannar miał rację. Jeśli ten zanieszczyszczony i zniszczony świat był jakąś wskazówką, sektor zapomniał już, co dobrego Jedi tu zrobili. Wycofali się podobnie jak Republika, oszczędzając oddziały na pilnowanie aby Sithowie nie zaatakowali Światów Środka. Gdyby nie Vannar Treece i jego ochotnicy, nie byłoby żadnej aktywności Jedi w sektorze Grumani. A on dokonywał szybkich wypadów, z cichym nieoficjalnym pozwoleniem Rady; rzadko było to coś, co miało dalekosiężne skutki.

Ale ta misja była czymś więcej, a przynajmniej na taką się zapowiadała. Kerra spojrzała na pokład dowodzenia transportowca, teraz pełen jej towarzyszy. Było tu wielu znanych Jedi, jakby sama Rada. Kilku z nich, jak na przykład Trandoshanina o imieniu Mrssk, znała wcześniej z podróży z Treecem. Innych, jak quarreńskiego mistrza Berluka znała tylko z reputacji. Vannar użył wszelkich środków i odwołał się do wszystkich przysług jakie kiedykolwiek mu wyświadczyli, wiedząc, że ta operacja może być ciężka. Nie było o to trudno. A Lord Daiman posiadał zasoby baradium.

Potrzebne do detonatorów termicznych i innych broni, baradium nie było czymś, czym Lord Sithów mógłby się łatwo wymienić z Republiką. Jego brak mógł spowodować zahamowanie ambicji Daimana. Wielu walczących Lordów już dawno wyczerpało złoża, teraz kradnąc zapasy od swoich sąsiadów i rywali. Ale jeśli źródła Vannara się nie myliły, Lord znalazł największe od stuleci złoże, znajdujące się na rolniczej planecie Chelloa.

Vannar nie zdradził Kerze pochodzenia tej informacji, jednak wierzył w swojego informatora bez zastrzeżeń. A każdy, z kim rozmawiał, zdawał sobie sprawę, co to oznacza: jeśli Daiman będzie w stanie wydobyć baradium i uzbroić swoje siły, będzie mógł pokonać nie tylko swojego brata Odiona, ale wszystkich wrogów. To z kolei oznaczało kłopoty dla Republiki: pokonani mogli przyjąć i zjednoczyć się pod jego przywództwem. Jedi mogli się temu przeciwstawić pod rozkazami Vannara. Który jak zwykle miał plan.

Cel Operacji Przypływ był prosty: uderzając na ośrodek transportowy na Oranessanie, Jedi mogli ukraść jeden z transportowców wyruszających na Chelloę. Na miejscu uderzając na magazyn spowodowaliby zablokowanie dostawy baradium dla Daimana i jego fabryk uzbrojenia znajdujących się blisko linii frontu. To nie było ostateczne rozwiązanie problemu, ale nie mieli czasu czekać na inne. Jak mawiał Vannar, zawieszenie produkcji broni kupiłoby Republice czas.

Lepiej było być na misji z drużyną, którą można by inaczej widzieć podczas odlotu w porcie kosmicznym. Wielu z nich też było zadowolonych, że młoda Jedi jest z nimi, mimo opiekuńczości Vannara. Pracowała z nimi tak długo, że poznała ich motywacje i charaktery. Kilku z nich, jak ona sama, musiało uciekać z zajętego przez Sithów terytorium. Inni podążali za wizjami Vannara. Dla kogoś spoza Rady Jedi wyglądało na to, że niewielu Jedi miało taki wpływ na ludzi jak on. Wiedziała, że jeśli chodzi o Dorvina, jego powody zgłoszenia się na tę misję były skomplikowane. Cereanie byli mniejszością na Coruscant, jedynie oni pozostali z ataku łowców niewolników na ich planetę wiele wieków temu. Obawiając się powrotu „skażonych technologią” na ziemie przodków, ziomkowie coraz bardziej oddalali się od Dorina i pozostałych Cerean. Pomaganie tym, którzy stracili domy, nadawało sens jego życiu.

Wychodząc zza konsoli kontrolnej – była to niewygodna pozycja zważywszy na jego podłużną głowę – Dorin uśmiechnął się.

- Przyjemnością było zobaczyć cię w akcji, Kerro Holt – powiedział poważnym głosem. – Kanclerz byłaby z ciebie dumna.

- Co?

- Masz zielony miecz. To niezwykły wybór w dzisiejszych czasach. Czy planujesz zostać negocjatorką Jedi jak pani kanclerz?

- Nie. – Kerra nigdy nie spotkała przywódczyni Republiki, która prowadziła ją w tych trudnych czasach. Ale wysyłała jej raporty Vannara.

- Aha – Dorvin podkręcił wąsa. – Może w takim razie to na pamiątkę kogoś z twojej przeszłości. Czy chcesz, żebym zgadywał?

- Właściwie to nie. Porwałam z kupki pierwszy lepszy kryształ.

- Hmm…

Nieco rozczarowany Dorvin pociągnął nosem i wrócił za konsoletę. Kerra potrząsnęła głową. Dla Cereanina tradycja była ważna, czerpał z niej pociechę. Wielu tak robiło. Ale Holt nigdy nie dała się wciągnąć w dyskusje, skupiając się na szybkim nauczeniu się tego, czego mogła nauczyć się jako Jedi. To była najlepsza ścieżka – pomyślała. Rytuały były dobre na czas pokoju. Szybko wybaczyła sobie udanie się na misję od razu po ceremonii pasowania na rycerza. Na co zdawały się kwieciste przemowy, kiedy ludzie cierpieli?



1 (2) 3 4 5

OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować
Wszystkie oceny
Średnia: 9,00
Liczba: 3

Użytkownik Ocena Data
Jabba the best 10 2010-11-13 19:54:46
Lord Jabba 9 2011-02-23 14:56:40
Jamboleo 8 2014-07-04 12:28:28


TAGI: John Jackson Miller (68) Opowiadanie (oficjalne) (73)

KOMENTARZE (1)

  • Jamboleo2014-07-04 12:29:00

    Dobre uzupełnienie książki Błędny Rycerz.

ABY DODAWAĆ KOMENTARZE MUSISZ SIĘ ZALOGOWAĆ:

  REJESTRACJA RESET HASŁA
Loading..