TWÓJ KOKPIT
0

wywiad :: Newsy

NEWSY (154) TEKSTY (38)

<< POPRZEDNIA     NASTĘPNA >>

J.J. Abrams w wywiadzie dla Vanity Fair

2015-10-12 21:02:37

Brian Grazer przeprowadził dla Vanity Fair godzinny wywiad z J. J. Abramsem i Jonym Ive. Poniżej możecie obejrzeć cały wywiad, jak i przeczytać skrót z części nawiązującej do "Przebudzenia Mocy" (na filmiku od ok. 35 minuty).

Brian Grazer poruszył kwestię tego, że dosyć nietypową sytuacją jest ścisła współpraca CEO wytwórni z reżyserem nad filmem, który finansują. Chciał się dowiedzieć jak to wyszło. Abrams sam przyznał, że Bob Iger wydał 4 mld dolarów na markę Star Wars i ma pełne prawo w związku z tym przychodzić i wygłaszać swoje opinie, kiedy tylko chce. Iger pozwolił mu zrobić ten film, ale przy tym zachowywał się jak przyjaciel, który wspiera. Jak przychodził to mówił, że coś mu się podoba czy też nie, dzielił się swoimi pomysłami, ale nie naciskał. J.J. obawiał się przekazania Disneyowi zmontowanego filmu. Wynikało to z faktu, że gdy współpracuje się z Disneyem, to należy oddać film wcześniej, aby zarząd mógł ocenić i wprowadzić zmiany - nawet bez zgody reżysera, co może wypaczyć jego wizję. Bob Iger i Alan Horn wykazali jednak olbrzymie zrozumienie dla tego czym są Gwiezdne Wojny i nie starali się w żaden sposób "zdisneyzować" Epizodu VII.


KOMENTARZE (4)

Film ze sceny D23 i wywiady zza niej

2015-08-16 08:40:23

Po wczorajszym panelu "Przebudzenia Mocy", na D23 w Anaheim, dziennikarze mieli chwilę aby zadać kilka pytań. Poniżej znajdziecie filmiki na których możecie zobaczyć jak na te pytania odpowiadali. Na początek jednak mamy dla Was film ze sceny, z całą obecną tam ekipą.



Gwedoline Christie jest ulubienicą Abramsa, granie w tego typu kostiumie wymaga specjalnych umiejętności, które ona posiada. W filmie będą tysiące elementów wygenerowanych komputerowo, ale tam gdzie nie muszą być używane to ich nie ma. J.J. zachwalał również pracę ludzi tworzących kostium Chewbaccy. Cały filmik poniżej.



Daisy opowiedziała anegdotkę z pierwszego spotkania z Harrisonem Fordem, kiedy zaczęła rozmowę od wykrzyczenia, ze jej mama uwielbia go. Ale Harrison okazał się na prawdę fajnym człowiekiem z którym się bardzo dobrze pracowało. Jeśli chodzi jednak o to co jej postać sądzi o Hanie to dowiemy się dopiero w grudniu, Daisy nie chciała tego zdradzać.



John Boyega czuł się niesamowicie mogąc trzymać w rękach miecz świetlny. Boyega stwierdził, że na razie wie, że jest w Epizodzie VII, ale nie wie co się wydarzy dalej.




Wg Oscara Isaaca mimo iż J. J. był zainspirowany oryginalną trylogią i miał w ekipie ludzi z niej to potrafił znaleźć wspólny język z nowymi osobami i pozwolił im grać na swój własny sposób. Dla Isaaca jednym z najbardziej poruszających momentów była sytuacja gdy jego wujek - fan Star Wars - odwiedził plan, a Abrams nie tylko pozwolił mu zobaczyć jak robią Gwiezdne Wojny, ale nawet umieścił go w filmie.



Lupita nie powiedziała za dużo, chciała raczej uniknąć zdradzania szczegółów. Wspomniała jedynie, że bardzo jej się podobała postać którą grała i czas spędzony na graniu w Gwiezdnych Wojnach.




KOMENTARZE (5)

J. J. Abrams u Jona Stewarta

2015-08-01 11:42:42 StarWars7News

Niedawno pisaliśmy o tym, że premiera "Mission Impossible: Rogue Nation" to dobra okazja do podpytania o najnowszą częśc Gwiezdnych Wojen. Idealnie wykrozystał to Jon Stewart, u którego zjawił się sam J. J. Abrams. W krótkim wywiadzie mamy okazję usłyszeć, z perspektywy reżysera, jak wyglądał wypadek Harrisona Forda na planie i jakie były jego konsekwencje dla samego Abramsa.



Przypomnijmy, że Jon Stewart często gości ludzi związanych z produkcją Star Wars. W poprzednich latach wielokrotnie u niego występował George Lucas - to zresztą na cześć Jona Stewarta Lucas wymyślił. że Obi-Wan Kenobi pochodzi z planety Stewjon.
KOMENTARZE (2)

Wywiad z Markiem Hamillem

2014-07-24 23:24:39 BBC

Dla wielu fanów jedną z najważniejszych informacji związanych z produkcją Epizodu VII, był powrót aktorów grających Hana, Luke'a i Leię. I właśnie z Markiem Hamillem, grającym Luke'a Skywalkera przeprowadził krótki wywiad dziennikarz BBC News. Spotkał go w Londynie, jako, że spora część ekipy przebywa tam kręcąc sceny w Pinewood Studios.

Mark opowiadał, że powrót do Gwiezdnych Wojen był dla niego niespodziewanym prezentem - nigdy nie spodziewał się, że wrócą do tego. Cieszył się z tego, że znowu udało się spotkać na planie z Harrisonem Fordem i Carrie Fisher oraz bardzo chwalił sobie współpracę z nowymi aktorami. Wg niego są oni bardzo utalentowani. Zachęcamy do obejrzenia całego wywiadu w tym miejscu i zobaczenia samemu jak obecnie prezentuje się Luke Skywalker.


KOMENTARZE (18)

Dan Wallace i Drew Karpyshyn o końcu EU

2014-05-08 00:34:51 Lord Bart i przyjaciele

Star Wars Expanded Universe spłonął ostatnio.
Ale życie toczy się dalej. A tym bardziej SW-biznes. Dlatego zacząłem się zastanawiać co czeka pozycje, które są w trakcie tworzenia a których nie skasowano? Od razu przyszła mi na myśl kolejna produkcja Daniela Wallace'a, tj. Imperial Handbook: A Commander’s Guide - zapowiedziana w katalogu wydawniczym becker&mayer! na 2014 rok.



Postanowiłem zasięgnąć języka u źródła i zapytałem Dana o IH oraz o jego przemyślenia związane ze spopielonym EU. Oto co odpowiedział, ekskluzywnie dla Bastionu:
Lord Bart: Niedawno na oficjalnej pojawił się news, który wstrząsnął fanami SW - EU zmienił się w Legends, najprościej mówiąc. Co Ty, jako twórca licznych książek głęboko opartych na Rozszerzonym, o tym sądzisz?

Daniel Wallace: Jako fan mam mieszane uczucia, połączenie smutku i ekscytacji. Jestem ogromnym wielbicielem Expanded Universe - powinieneś zobaczyć moją kolekcję, regały wypełnione po brzegi, począwszy od najstarszych produkcji West End Games aż po kolekcjonerskie wydania Dark Horse - ale jak już kiedyś Ci wspomniałem, zacząłem przygodę z SW od filmów. A teraz z nadejściem nowych Epizodów chciałbym być zaskakiwany wydarzeniami na ekranie i nie mieć pojęcia co się wydarzy. Przygotowywanie gruntu pod nowe ramy czasowe po ROTJ niestety kolidowało z EU i raczej wiadomym było, że Rozszerzony przegra. Ja rozumiem ich działania, co nie znaczy, że EU znika na zawsze.

LB: Jasne. A co w takim razie z Imperial Handbook? Przecież "utrata" EU oznacza jednocześnie pewne odcięcie od bardzo dużej liczby źródeł, z których korzystałeś przy poprzednich książkach. Czy wpłynie to na końcową jakość i czy z kimś konsultowałeś już ten problem?

DW: Nie sądzę, że będzie to miało wpływ na IH i to nie dlatego, że obecnie jesteśmy na etapie projektowania i budowy układu całej książki. Nawet jeśli spory zasób historii z EU uznajemy za niekanoniczny, to nie oznacza jednocześnie, że pewne elementy składowe tego uniwersum są również niekanoniczne. A to właśnie one mają tworzyć dużą część IH. Mam na myśli organizację armii, rangi, ekwipunek, rodzaje statków i tak dalej. Wydaje mi się iż pozostanie tego nadal na tyle dużo, żeby projekt odniósł sukces. Niekanoniczna przygoda z EU, wprowadzająca ciekawy element, nie sprawia automatycznie, że przestaje on istnieć.


Tak to wygląda na dzień dzisiejszy, każdy wyciągnie z tego swoje własne wnioski. Z ciekawości zapytałem też Drew Karpyshyna czy nie jest zły, że jego Revan stał się legendarny. Nie dlatego, że to wspaniała postać, która zdobyła uznanie fanów, ale "bo Legends"...
Dostałem odpowiedź by zajrzeć na jego bloga. Pojawiło się tam odrobinę tekstu, który postanowiłem wam zaprezentować. Pomijając wstęp dotyczący pojedynku San Antonio Spurs z Dallas Mavericks (2014 NBA Playoffs) oraz wydania jego ostatniej książki (Children of Fire) w paperbacku sprawa z SW przedstawia się następująco:

Drugą sprawą, którą chciałbym poruszyć, są Gwiezdne Wojny. Konkretnie Extended Universe (sic!) albo EU, jak powszechnie się to nazywa. Gdyby ktoś przypadkiem nie słyszał, Disney wydał poważne oświadczenie, które wpłynie na wszystkie książki, gry, komiksy i inne produkty nie-filmowe/nie-TV Star Wars.

Skrócona wersja brzmi tak, że wszystkie stare produkty nie będą już uważane za oficjalny kanon. Innymi słowy nowe filmy mogą mieć bohaterów lub historie, które nie będą się zgadzały albo będą sprzeczne z tym wszystkim co fani pamiętają z książek, komiksów, gier i innych produktów.

Jak można sobie wyobrazić, niektórzy fani są oburzeni. Rozumiem ich, to uczucie gdy postacie i opowieści, które znali jako część uniwersum Star Wars, zostały wymazane. Wyparte. Wykreślone. Czują się zdradzeni przez markę, której poświęcili swoje serce i duszę.

W ciągu ostatniego tygodnia dostałem wiele maili i tweetów z zapytaniem, jak ja osobiście czuję się w tym wszystkim. Napisałem pięć powieści Star Wars, a teraz potencjalnie wszystko co zrobiłem trafiło pod sztandar "Legends" tego uniwersum: "nieoficjalne" historie, które mogą lub nie mogą być przerobione.

Możecie oczekiwać, żebym był zły na to lub rozczarowany. Ale faktycznie czuję się w porządku. Będąc uczciwym, moja praca to era Starej Republiki i nie może być wiele rzeczy w nowych filmach, które zmieniają bezpośrednio lub będą sprzeczne z moją twórczością (przynajmniej jeszcze nie). Tak więc łatwiej mi zaakceptować nowy kierunek twórczy. Ale nawet jeśli w końcu zmienią/przepiszą/zignorują rzeczy, które napisałem, to nadal nie będę bardzo zły.

Po pierwsze, bądźmy szczerzy - stare EU nie jest zdezawuowane czy wymazane. Nadal istnieje, a moje książki nadal będą drukowane . Jedyną różnicą jest to, że u góry okładki będą miały pasek "Legends" i nie będą brane pod uwagę jako oficjalny kanon. Postacie i historie nadal będą istnieć by cieszyć fanów, a dla mnie to jest najważniejsze.

Rozumiem też, dlaczego "góra" zmierza w tym kierunku. Było wiele, wiele, wiele książek opisujących życie Luke'a, Lei, Hana i reszty po wydarzeniach z ROTJ. Historia została nakreślona prawie 50 lat do przodu w stostunku do ostatniego filmu, z dziećmi Wielkiej Trójki w rolach głównych. I to stanowi główny problemy logistyczny oraz ogranicza kreatywność ludzi pracujących nad nowymi filmami.

Historia rozwinięta w ten sposób dobrze nadaje się do powieści, ale prawdopodobnie nie tak dobrze do filmu. Nawet gdyby postarali się wybrać fragmenty EU, to to nie będzie działać. Książki i filmy bardzo różnią się od siebie, a dostosowywanie historii z jednych do drugich jest o wiele trudniejsze niż się ludziom wydaje. Cokolwiek zrobią i tak ostatecznie wkurzy to fanów powieści książkowych. A finalnie mogłoby się to zakończyć słabszym filmem, czymś czego chyba żaden prawdziwy fan nie chce zobaczyć.

Ale to nic w porównaniu do twórczych problemów. Wyobraź sobie, że jesteś JJ Abramsem: jesteś mądry, skuteczny i kreatywny. Możesz zrobić prawie każdy projekt, który zechcesz. A teraz będziesz odpowiedzialny za przenoszenie najpopularniejszej marki wszechczasów w nową erę. Masz zamiar spędzić parę ładnych lat swojego życia w tej robocie. Czy chcesz być zmuszony do opowiedzenia historii, która już została opowiedziana w powieści? Dlaczego masz to robić skoro twoją głowę wypełniają własne pomysły i wizje? Jeśli możesz stworzyć coś sam, dlaczego chcesz poświęcić tyle czasu i energii na wizje kogoś innego? Po co wkładać tyle pracy w opowiadanie opowiedzianej historii?


Kreatywni ludzie chcą być kreatywnymi. Jeśli nie robimy tego dla pieniędzy czy "sztuki dla sztuki" to chcemy zrobić naszą własną rzecz, chcemy pracować nad czymś co nas pasjonuje. A to prowadzi do przyjęcia roli konstruktora. Więc w ogóle nie jestem zaskoczony, że Disney chce ludzi zaangażowanych w tworzenie własnych fabuł, zamiast być zmuszanym do wtórności, żeby tylko zaspokoić potrzeby bardzo niewielkiego procentu odbiorców.

Przepraszam, jeśli słuchanie tego boli, ale musimy stawić czoła faktom. Opartym na sprzedaży: fanów EU jest - co najwyżej - około 1 mln oddanych zwolenników. Ale filmy są kierowane do ponad 100 mln fanów. I bądźmy szczerzy, Disney wie, że 90% fanów EU obejrzy filmy tak czy siak, więc to po prostu ma sens - skoncentrować się na ludziach, którzy nie są zaznajomieni z EU.

Przepraszam za włączenie brzydkiego świata biznesu do rozmowy, ale tak działa rozrywka. To głupie wierzyć, że jest inaczej. Disney - słusznie - koncentruje się na stworzeniu możliwie najlepszego filmu jaki jest w ich mocy, niezależnie od tego, czy będzie on zgodny z książkami, które zostały już napisane. To nie znaczy, że film jest gwarantowanym hitem - wiele może się nie udać - ale przynajmniej zaczynają od dobrego startu.

Poza tym to nie jest tak, że nie widzieliśmy takich rzeczy wiele, wiele razy. Każda marka przechodzi tego rodzaju rebooty. Przykładem to co Abrams zrobił ze Star Trekiem. Wielu ludzi nienawidzi go za to, ale produkt był popularny i udany, więc ma na swoim koncie sukces. W świecie komiksów jest prawie niemożliwym znalezienie udanej serii, która nie przeszła miażdżącego kanon rebootu: Batman, Superman, Spiderman, X-Men, Avengers.

Nawet niektóre z moich prac nad Mass Effect zakończył się retconami i przeróbkami a marka nie ma nawet dziesięciu lat! Jeśli masz coś, co jest na tyle popularne, by przyciągnąć wiele twórczych umysłów, to w końcu linie poszczególnych historii zaczynają się mieszać i trzeba wyprowadzić je na prostą. To nieuniknione.

Słyszałem argumenty, że Star Wars były szczególne, ponieważ to jedna marka, która tego nie zrobiła, ale ja tego nie kupuję. Oskarżono mnie o naruszenie kanonu przy pierwszej powieści Dartha Bane'a, ze względu na sposób, w jaki włączone zostały elementy historii z komiksów "Jedi vs Sith", a niektórzy czytelnicy interpretowali część książki "Revan" jako retcon wydarzeń z "KOTOR2". Garstka fanów była bardzo, bardzo zła na mnie, ale pracowałem bardzo ciężko, by upewnić się, że wykorzystałem poprzednie materiały najbardziej zgodnie jak to tylko możliwe. Nawet poprosiłem o pomoc słynny Star Wars Continuity Team - ludzi, których jedynym zadaniem było upewnianie się, że wszystko do siebie pasuje. Ale gdy coś staje się tak ogromne jak Gwiezdne Wojny, z tak ogromną ilością rzeczy - wiele z nich zawiera liczne pola do interpretacji - to jest prawie niemożliwe, by nie produkować czegoś co wywoła okrzyki 'Retcon!' z jakiegoś rogu fandomu.

To cena jaką płacimy za pracę w udostępnionym wszechświecie. Rachunek jest prosty: więcej książek, więcej gier, więcej komiksów, więcej historii. Wszystkie te błyskotliwe umysły przyczyniające się do tworzenia nowych produktów, wnoszących świeże nowe perspektywy i pomysły, wzbogacające całokształt. Ale im więcej tego masz, tym trudniej jest to do siebie dopasować. Więc albo mamy powieści, które nie pasują do siebie idealnie i mamy sporadyczny restart a pewne rzeczy zostają zdegradowane do statusu niekanonicznego lub po prostu decydujemy się nie mieć nic. Ja wiem, którą opcję wolę.

I nie zapominajcie, że nie wszystko w EU jest warte oszczędzenia. Osobiście nie miałbym nic przeciwko cięciu kazirodczych spraw, dotyczących Luke'a i Lei (nawet sam Lucas retconował swoją pracę, przecież nie planował dla nich bycia bratem i siostrą, aż do ROTJ). I Jaxxon to też trochę za dużo jak dla mnie.

A nowo zrestartowany Extended Universe
(sic!) cały czas prze naprzód, z wieloma książkami zapowiedzianymi na najbliższe lata. Obecnie nie jestem już zakontraktowany do pisania powieści Star Wars, ale jeśli zgłoszą się do mnie, to będę szczęśliwy z możliwości współpracy. Nadal kocham SW i jestem podekscytowany kierunkiem, w którym zmierza.

Dobra, myślę, że to jest to. Uff - długa tyrada, prawda? Wersja TL;DR: Children of Fire paperback startuje szóstego maja, a restart Star Wars EU to nie koniec świata.



Tyle Drew, znowu każdy może zderzyć taką opinię z własnymi przekonaniami.
KOMENTARZE (42)

Wywiad z Georgem Lucasem

2014-03-12 17:22:08 oficjalna

Przywykliśmy do tego, że Lucasfilm co pewien czas wyciąga ze swoich archiwów dotychczas nieopublikowane materiały. Czasem jednak jest tak, że dany materiał zostaje upubliczniony raz, w jednym wydaniu, a potem znika w archiwach. Tak też było z wywiadem, który z Georgem Lucasem przeprowadził Leonard Maltin, legendarny, amerykański krytyk filmowy. Wywiad ten był dodatkiem do wydania VHS sagi z 1995, więc mogli go obejrzeć także polscy widzowie. Potem zniknął w czeluściach Lucasfilmu, niedawno oficjalna opublikowała go na YouTubie. Warto się z nim zapoznać i zobaczyć jak George Lucas widział klasyczną trylogię i prequele, w momencie kiedy dopiero zaczął pracować nad tymi drugimi.






KOMENTARZE (3)

Wywiad z Joe Schreiberem

2014-02-20 05:26:24 ClubJade.Net

W Stanach ukazała się niedawno trzecia powieść Joe Schreibera w świecie „Gwiezdnych Wojen”, czyli Maul: Lockdown. Z tej okazji autor odpowiedział na kilka pytań serwisowi ClubJade.

P: Postać Dartha Maula została przywrócona w ciągu ostatnich kilku lat, jednocześnie zwiększono jej rolę w galaktyce Gwiezdnych Wojen. W czym twoim zdaniem tkwi urok postaci Maula?
O: Od momentu, w którym spotykamy Maula w „Mrocznym widmie”, bije od niego ciche, ale bezsprzeczne uczucie grozy. Wizualnie jest on jednym z najbardziej uderzających bohaterów od czasu Vadera, i myślę że od początku wiele jego uroku wywodziło się z tego, że przez większość czasu milczał. Bardzo często dialogi (zwłaszcza te w stylu monologów „jestem taki zły” szwarccharakterów samochwał) umniejszają uczucie grozy, które bije od postaci. U Maula widzieliśmy coś dokładnie odwrotnego, zwłaszcza podczas pojedynku w „Mrocznym widmie”, gdzie porusza się jak tygrys, w którym ledwo mieści się intensywność i wściekłość. Nieco później, w „Wojnach klonów” widzieliśmy nowy i równie wciągający wymiar jego charakteru, gdzie udało się dodać Maulowi głos, bez umniejszania jego skoncentrowania czy zimnej determinacji.

P: Jak widzisz Maula w tej opowieści. Wciąż jest uczniem Dartha Sidiousa, ale jest kimś więcej niż widzieliśmy to w „Mrocznym widmie”?
O: Maul, którego spotykamy w „Lockdown” działa całkowicie na własną rękę, w środowisku w którym musi polegać na swoim treningu i siłach fizycznych bez ujawniania się, że jest Sithem, albo dlaczego został wysłany na tę misję. Mam nadzieję, że ujrzymy bardziej zaradnego Maula, postać która potrafi odnieść korzyść z każdego aspektu środowiska w którym żyje, która jest skoncentrowana na swoim celu. Której nie można powstrzymać.

P: Kiedy rozmawialiśmy w 2011 wspomniałeś, że lubisz pisać o mrocznych postaciach i że źli są twoimi ulubieńcami, a „Maul: Lockdown” przynosi spis najgorszych z najgorszych. Kim są ci z najbardziej interesujących bohaterów kosmicznego więzienia Cog Hive Seven?
O: Jedną z najlepszych rzeczy pisząc powieść więzienną jest lista postaci, które możesz eksplorować. Cog Hive Seven ma swoje oddziały dla morderców, zbirów, najemników i kanibali, więźniów z wyjątkowo burzliwą przeszłością, ale moimi ulubieńcami mogliby być ojciec i syn, którzy się tam odnajdują. Starszy mężczyzna jest byłym wojownikiem, który żył łamiąc innym kości, a teraz dochodzi do tego co jest końcem jego brutalnego życia i zdaje sobie sprawę, że nie może już bronić więcej swego syna, a jego chłopak nie jest w stanie walczyć samodzielnie. Jego syn zostanie zraniony. Jak zareagujesz w takiej chwili jak ta, zwłaszcza w miejscu, gdzie współwięźniowie w końcu oczekują walki z każdym na śmierć?

P: Więzienie to coś więcej niż tylko dom dla więźniów i strażników, co jeszcze kryje się w cieniach?
O: Istnieje coś, co żyje głęboko w infrastrukturze więzienia, przerażający pasożytniczy organizm zwanym Syrox lub też Wilczym Czerwiem (Wolf Worm). Żyje w krwi więźniów. Napisałem o nim opowiadanie w Insiderze (numer 146), o tym skąd się wziął i co wynika z jego obecności. To coś w stylu żywego, obślizgłego czyśćca dla wszystkich osobowości swoich ofiar, który żyje w niekończącej się, trwającej udręce i wdziera się w ich umysł. Po prostu obrzydlistwo.

P: Dla czytelników Star Wars, którzy mogą nie kojarzyć obecnego Datha Maula, jak on się przedstawia w „Lockdown”?
O: Mam nadzieję, że „Lockdown” to ten typ thrillera, który każdy może sobie wziąć i zacząć czytać, niezależnie co czuje do Maula, takiego jakim go widzieliśmy do dziś. W wielu miejscach pisałem to trochę w stylu książek Lee Childa, no wiecie, gdyby Lee Child pisał w uniwersum Star Wars. „Maul nic nie powiedział.” To zdanie typowe dla Jacka Reachera, ale doskonale oddaje podejście Maula do przeżycia, dowodzenia sobą, zbierania informacji i stania tam – nie jestem zagrożeniem, nie mam nic do powiedzenia w tej sprawie. Jeśli nie było nic innego starałem się stworzyć ciśnienie środowiska, żeby nie było drogi odwrotu, by opowieść rozwijała się na tyle szybko, by zainteresować czytelnika.

P: Powieść jest opisywana jako dalszy ciąg Dartha Plagueisa. Czy współpracowałeś z Jimem Luceno nad tym jak najlepiej połączyć relację między Maulem, Sidiousem i Plaguiesem?
O: Jim był nieocenioną pomocą, gdy przygotowywaliśmy tę książkę. Jego powieść to kamień z Rozety chwytający relację Sidiousa-Plagueisa. Ta książka oddaje ich głosy perfekcyjnie, mam audiobooka i jeździłem słuchając tego przez kilka tygodni, słuchając jak poradził sobie z dynamiką między tymi dwoma wyjątkowo ambitnymi i bezwzględnymi potęgami. Jim także był wciągnięty w naszą wczesną korespondencję, kiedy to dyskutowałem z Frankiem Parasim z Random House o tym jak „Lockdown” ma się odnosić do tego, co widzieliśmy w „Plagueisie”. Od samego początku chciałem by „Lockdown” było cieniem tamtej książki, całkowicie kompatybilnym z tym, co tam zrobiono.

P: Wspomniałeś ostatnio, że „Imperium kontratakuje” to twój ulubiony film Star Wars, czy to wyjaśnia obecność pewnego mieszkańca Hoth?
O: Tak jest... właściwie to, zresztą jak zwykle, podchodzę do tej książki tak jakby to była moja ostatnia szansa pisać w uniwersum Star Wars. Takie było moje rozwiązanie każdej z książek Star Wars, które napisałem, to moje osobiste podejście by dać z siebie wszystko. Jeśli nie będę miał kolejnej szansy, to chcę osiągnąć szczyty każdym jednym rozdziałem.

P: Wygląda na to, że włączyłeś tym razem trochę innych elementów z Expanded Universe, w tym niektórych gier. Jak dobrze znałeś te źródła?
O: Właściwie to w ogóle, bo nie jestem graczem. Powiedziałbym, że cieszą mnie wszystkie aspekty gier komputerowych, z wyjątkiem samego grania. Grafika, muzyka, narracja, kocham to wszystko, cała pracę, którą projektanci włożyli, ale po kilku minutach siedzenia przed ekranem z padem w moich rękach, kończę. Na szczęście mam dobrego przyjaciela, który jest nadzwyczaj bystry i dobrze obeznany z wiedzą o Gwiezdnych Wojnach, więc był niesamowicie pomocny. On poszedł, kupił grę, pograł w nią i opowiedział mi wszystko, co powinienem wiedzieć.

P: Jak się narodził pomysł na „Maul: Lockdown”?
O: Zaczęło się od emaila, który otrzymałem od Franka Parisiego z Random House, jedno zdanie „Czy byłbyś zainteresowany napisaniem powieści więziennej o Darthie Maul?” Moja odpowiedź była jeszcze krótsza: „Absolutnie!”
KOMENTARZE (4)

Bastionowe wywiady: Daniel Wallace po raz kolejny

2013-11-19 22:38:09 Lord Bart





Być może pamiętacie, że przed ponad rokiem Lord Bart na YouTube zamieścił film z otwierania specjalnej edycji książki "Book of Sith". Film stał się na tyle popularny, że na jego ślad trafił...autor książki, Dan Wallace. Nawiązał się kontakt, który zaowocował wywiadem opublikowanym na Bastionie. Niedawno do sprzedaży trafiła nowa książka, przy tej okazji Lord Bart wrzucił wideo z otwarcia księgi:



Przy okazji premiery nowej książki Dan Wallace znalazł chwilę czasu, żeby opowiedzieć o swojej nowej książki. Dlatego mamy przyjemność zaprosić Was do kolejnej edycji Bastionowych Wywiadów:

Lord Bart: Cześć Dan, dziękuję że zgodziłeś się odpowiedzieć na te parę krótkich pytań. To startujemy, zacznę od przypomnienia naszego pierwszego wywiadu, w którym zadałem ci ważne pytanie dla społeczności Manadalorian na naszym portalu – czy istnieje (chociaż teoretyczna) szans na stworzenie książki o Mando'a, na wzór Book of Sith? Odpowiedziałeś: Hmmmm. „Zawsze w ruchu przyszłość jest”. Czy mogę zatem stwierdzić, że „Bounty Hunter Code” wyczerpuje tą tematykę? W końcu Mandalorianie i łowcy nagród są bardzo blisko siebie.

Dan Wallace: W książce znajduje się podręcznik Straży Śmierci dodający do niej mnóstwo szczegółów na temat Mandalorian i ich historii. Ta część BHC została napisana przez Jasona Fry’a, zwróć się do niego jeśli masz jakiekolwiek pytania dotyczące konkretnych szczegółów.

Czy istnieją plany (bądź luźne rozważania) dotyczące opisania innych „profesji”? Wydaje mi się, że Jedi, Sithowie i łowcy nagród wyczerpują listę uniwersum.

DW: Luźne rozważania owszem, ale na dziś nic więcej nie mogę powiedzieć w tym temacie.

Czy miałeś jakieś większe problemy przy tworzeniu tej książki z różnicami pomiędzy użytkownikami Mocy a resztą? Wiesz np. z perspektywy Hana Solo i jego „hokey religions and ancient weapons vs blaster”?

DW: Nie muszę na to koniecznie patrzeć w ten sposób. Użytkownicy Mocy dysponują niesamowitymi zdolnościami, ale Gwiezdne Wojny zawsze świetnie wypadały w balansowaniu poszczególnych frakcji. Han Solo może stawić czoło Jedi, tak myślę, jeśli zaufa swojemu sprytowi i oszukańczym trikom.

Czy możesz nam zdradzić jakiś interesujący fragment tworzenia „Bounty Hunter Code”? Jakiś smaczek/tajemnicę?

DW: Do każdego z tych projektów naprawdę muszę się przyłożyć myśleniem pisarza, bez względu na to czy są to Jedi, Sithowie czy łowcy. Kiedy opisuję jedną z tych grup, jej punkt widzenia staje się poniekąd moim i czasami naprawdę trudno wrócić do stanu poprzedniego albo spojrzeć na sprawę oczami innej grupy.

Otwieranie kolekcjonerskiego pudełka BHC przyniosło mi dużo frajdy. Zwłaszcza jak mogłem skorzystać w nowy sposób z moje karty kredytowej. Ale zaskoczyło mnie, że jedynym nie-papierowym gadżetem jest saberdart z Kamino. Dlaczego tylko to? Zabrakło miejsca, pomysłów, pieniędzy?

DW: Myślę, że taka była koncepcja twórcza. Każdy wymienny element zwiększa cenę finalnego produktu. BHC zawiera sporo papierowych dodatków a saberdart jest dość wysokiej jakości elementem, w porównaniu do niektórych plastikowych części oferowanych w przeszłości.

W ostatnim pytaniu chciałem poznać Twoją opinię o zmianach zachodzących w uniwersum Gwiezdnych Wojen. Co myślisz o wpływie Disneya na książki pokroju „Bounty Hunter Code” czy „The Essential Characters”? Będzie ich mniej/więcej? Czy znikną niczym Lucasarts?

DW: Jeszcze nie wiem, ale jestem bardzo zainteresowany tym co się stanie. Jestem pewien, że pociągnie to za sobą pewne zmiany w EU, ale przyszłe filmy będą naprawdę dobrą sprawą, działającą na rzecz przyciągnięcia nowych fanów do Gwiezdnych Wojen. Czekam na to!

Zatem i nam pozostaje czekać. Dzięki za ten wywiad.


Version for English-speaking people --> here.
KOMENTARZE (4)

Krótki wywiad z Marthą Wells

2013-09-21 07:42:08 TFN

TheForce.Net przeprowadził krótki wywiad z autorką debiutującą w świecie Gwiezdnych Wojen – Marthą Wells. Razor’s Edge ukaże się w USA 24 września.

P: Kiedy zobaczyłaś pierwszy raz film „Star Wars”? I który z nich jest twoim ulubionym?
O: Kiedy wyszła „Nowa nadzieja” w 1977 miałam 13 lat. Przez wiele lat to „Nowa nadzieja” była moim ulubionym filmem, ale po latach także po tym jak miałam traumę po cliffhangerze w końcówce „Imperium kontratakuje” to właśnie on stał się moim ulubionym.

P: Która postać jest twoją ulubioną?
O: Myślę, że po pierwsze Leia, potem Han, ale lubię też bardzo Chewiego i Luke’a.

P: Czy uważasz, że „Gwiezdne Wojny” potrzebują więcej książek z kobiecymi postaciami?
O: Tak, zgadzam się z tym.

P: Który z głosów, Lei, Luke’a i Hana, był dla ciebie najtrudniejszy do uchwycenia?
O: Nie uważam by żaden z nich był jakoś szczególnie trudny, głównie dlatego, że ich głosy są dla mnie dość znajome, dorastałam przy tych filmach, i widziałam je wiele razy.

P: Która z tych postaci była najbardziej zabawna do pisania?
O: Najwięcej radości sprawiła mi Leia.

P: Myślę, że odwaliłaś kawał dobrej roboty, oddając okazjonalną irytację i sarkazmy Lei. Czy ponownie oglądałaś te filmy, by lepiej poczuć jej osobowość?
O: Oglądałam pierwszą trylogię dość często przez te wszystkie lata, więc zanim zabrałam się za pisanie odświeżyłam sobie tylko „Nową nadzieję”.

P: Po tym jak napisałaś książkę, w której znajduje się wewnętrzny monolog Hana i Lei, który jest odbiciem ich niejako dziwnej relacji, to czy sprawiło to, że patrzysz na filmy z innej perspektywy?
O: Nie. Sposób w jaki opisałam tę relację to sposób w jaki ją widzę. Gdy trylogia wyszła po raz pierwszy, widziałam powiązanie, które zaczęło się od wspólnego doświadczania niebezpieczeństwa związanego z ucieczką z Gwiazdy Śmierci, a to rozrosło się w przyjaźń, pomimo, że istniały konflikty między nimi. (Myślę, że każdy ma jakiegoś przyjaciela, którego kocha, którego opinie respektuje i ceni, ale jednocześnie wiele rzeczy go w nim irytuje i dodatkowo wie, że to uczucie jest obopólne).

P: Rozwijałaś fakt roli Lei w Rebelii, która jest po części funkcjonalna, a po części symboliczna. Jak twoim zdaniem jej status pewnego rodzaju marionetki komplikuje jej inne odpowiedzialności?
O: Chcąc przedstawić pewien obraz i mając jednocześnie świadomość jak ludzie postrzegają ją jako symbol, to sprawia, że jest to bardzo trudne. Myślę, że ona jest dobra w podejmowaniu trudnych decyzji, ale spełnianie ich, jednocześnie próbując zrealizować oczekiwania wobec niej, jest bardzo trudne i prawdopodobnie odbija na niej emocjonalne piętno.
KOMENTARZE (1)

Bastionowe wywiady: John Ostrander

2013-05-18 19:27:14 Master of the Force



John Ostrander to to znany scenarzysta komiksowy. W trakcie swojej długiej kariery pracował dla wszystkich największych amerykańskich wydawnictw. Od około 10 lat pracuje dla Dark Horse'a przy komiksach z uniwersum Star Wars. Jego najsławniejsze gwiezdnowojenne serie to Republic, Legacy i Dawn of the Jedi, ale napisał też scenariusze do wielu innych komiksów jak np. Agent of the Empire, czy Star Wars Tales.

Chcielibyśmy przedstawić Wam wywiad z Johnem Ostranderem z cyklu Bastionowe wywiady, który został przeprowadzony specjalnie dla Bastionu przez redaktora działu komiksowego - Mastera of the Force.

Wywiad z Johnem Ostranderem.


Wszystkie pozostałe wywiady znajdziecie tutaj.
KOMENTARZE (6)

J. W. Rinzler o The Star Wars

2013-05-14 21:45:01 ComicBookResources.com

Niedawno portal Comic Book Resources opublikował wywiad z J. W. Rinzlerem, scenarzystą niedawno zapowiedzianej adaptacji wstępnego scenariusza Lucasa z 1974 roku. Cały projekt nosi tytuł The Star Wars, a premiera pierwszego zeszytu tego komiksu jest planowana na wrzesień bieżącego roku. Poniżej prezentujemy cały, przetłumaczony wywiad wraz z grafikami, które zostały opublikowane wraz z nim.



CBR News: Na podstawie twojej kariery i tego projektu zgaduję, że od dawna jesteś fanem Star Wars. Jak się zapoznałeś z tym wszechświatem?

J.W. Rinzler: Miałem szczęście, że zostałem wyciągnięty wtedy do kina Coronet w San Francisco. Mówię "wyciągnięty", gdyż spodziewałem się, że Star Wars będzie kolejnym nudnym filmem science fiction jak Solaris. Miałem wtedy 14 lat i byłem jeszcze nie do końca obyty w świecie. [Śmieje się] Mój brat mówi, że był tam George Lucas. Jak każdy, byłem pozytywnie zaskoczony początkowymi napisami, muzyką, atmosferą i... wszystkim. Uzależniłem się wtedy od Gwiezdnych Wojen.

Filmy zawsze interesowały mnie bardziej od wszystkiego innego, więc nie wiem, czy zaliczam się do "fanów" według nowoczesnej definicji tego słowa. Tak naprawdę, myślę, że American graffiti miało na mnie jeszcze większy wpływ niż Star Wars.

Dorastając w zatoce San Francisco, gdzie wszystko się wydarzyło - Zoetrope, LucasFilm, ILM, THX 1138, American Greffiti, Star Wars - mogłem łatwiej zrozumieć sposób myślenia osób, które te dzieła tworzyły. Ciężko to określić, ale w tych okolicach jest coś wyjątkowego.

Bardzo długo współpracowałeś z LucasFilmem i LucasBooks, edytując i pisząc dla obu firm, ale The Star Wars to pradziadek wszystkich projektów. Jak on wszedł w życie?

To ciekawa i śmieszna sprawa. Stało się to z kilku powodów. Po pierwsze, pisząc The Making of Star Wars i czytając wszystkie notatki, w tym niektóre prawie zapomniane, zobaczyłem jak pomysł na Gwiezdne Wojny ewoluował w głowie George'a Lucasa, by stać się w końcu hitem.

Następnie rozpocząłem pracę z George'em nad Star Wars: Frames i serią Star Wars Art wydawaną przez Abrams. Wtedy zobaczyłem, co George konkretnie lubi (pracowaliśmy nad Star Wars Art: Comics). Kładł regularnie nacisk na sekwencyjnym opowiadaniu historii, gdy słowa nie były potrzebne.

Gdy Dark Horse i Randy Stradley powiedzieli, że chcą stworzyć komiksową adaptację pierwotnego scenariusza Lucasa, powiedziałem, by wynajęli kogoś, do narysowania kilka stron. Wybrałem kilka scen i napisałem wstępną adaptację. Artysta narysował wtedy te kilka stron, dokładniej osiem, albo coś w tym stylu. To były sceny, które, jak uważałem, mogły sprawić przyjemność George'owi z powodu ich wprowadzenia w życie. Musiały mu się chyba spodobać, gdyż zatwierdził projekt. Wtedy byliśmy bardzo podekscytowani.

W ogłoszeniu Stradley powidział, że te "mogła być jedna z historii, która zostałaby zapomniana". Zajęcie się za pierwszy scenariusz Lucasa jest zamierzonym manewrem, biorąc pod uwagę aktualne doniesienia dotyczące nowych filmów, czy to tylko wyjątkowy przypadek?

To przypadek. Prace nad tym projektem trwają, chyba, od roku. Od kiedy George go zatwierdził, napisałem szkic całej adaptacji i podzieliłem go na strony, panele, pojedyncze zeszyty i pokazałem mu go ponownie z niewielkimi nadziejami, że moja praca dostanie zielone światło. George jednak na wszystko się zgodził i prace ruszyły pełną parą.

To 8-zeszytowy arc, którego pierwszy numer na półki trafi we wrześniu. Chyba to jednak miniseria, a nie arc, ale nie znam się za bardzo na komiksowej terminologii. Gdy pracuję nad The Star Wars, czuję się jakbym wracał do korzeni. W wieku od 10 do 18 lat pisałem i rysowałem (nieudolnie) komiksy. Co najzabawniejsze, pierwszy jaki kiedykolwiek zrobiłem opowiadał o pierwszych filmach o Jamesie Bondzie.

Fabuła z grubsza jest taka sama, czy opiera się na czymś zupełnie innym?

Opiera się na czym innym, ale nie chcę tego tutaj wyjawiać. Ogólnie rzecz biorąc, główny wątek jest ten sam: Imperium kontra ci dobrzy. Mamy tam Kosmiczną Fortecę i jest paru rycerzy Sithów. Ale mimo iż jest 100 rycerzy, zobaczymy tylko kilku. Będą też dwa ataki na Kosmiczną Fortecę.

Darth Vader jest generałem. Ojcem Annikina jest Kane Starkiller. Natomiast Leia ma własnych rodziców, których zobaczymy i tak dalej...

Wyobrażenia Geogre'a mocno się na mnie odbiły, gdy czytałem jego scenariusz. Pisząc go, nie zastanawiał się nad tym, czy jego pomysł nada się na film, a to sprawia, że komiks będzie idealnym rozwiązaniem. Duża część historii była inspirowana twórczością Flasha Gordona, Bucka Rogersa, Franka Frazetty i Ala Williamsona, jaki iw ielu innych. Nie można też zapomnieć o Akirze Kurosawie.

Porozmawiajmy o kilku klasycznych bohaterach występujących tutaj w innych rolach. Annikin Starkiller jest Jedi, a generał Luke Skywalker jest starszym Jedi z wojskową rangą. Czy Starkillerzy i Skywalkerowie są jakoś ze sobą spokrewnieni? Co jeszcze możesz nam powiedzieć o tych głównych bohaterach?

Starkillerzy - Kane, Annikin i Deak - nie są spokrewnieni z jednym Skywalkerem - Lukiem.

Księżniczka Leia ma swoją własną rodzinę, ale Kane i Luke są weteranami Jedi i starymi, bardzo starymi przyjaciółmi. Chodzi mi o to, że wiele razem przeszli i są jedynymi z nielicznych Jedi, którzy przeżyli. Inni bohaterowie historii są sceptyczni w tej sprawie i wątpią w istnienie jakichkolwiek Jedi. Podobna sytuacja miła miejsce, gdy Wielki Moff Tarkin rozmawiał z Vaderem w Epizodzie IV.

Mógłbyś nam coś powiedzieć o wysokim, 6-nożnym jaszczurze o imieniu Han Solo? To brzmi podobnie do inspiracji dla postaci Sama Worthintona w Avatarze.

Musiałbyś się o to spytać Camerona. [Śmieje się] Solo tak na prawdę nie jest jaszczurem. Jest ogromnym, zielonym obcym ze skrzelami. Ale jest "tym dobrym" i pełni ważną rolę w historii. Występuje pokrewieństwo pomiędzy nim i rasą Wookiee.

Pojawią się jeszcze jakieś postacie w rolach podobnych do oryginalnych, bądź też zupełnie nowych?

Jest tam tyle nawiązań, że ciężko to wszystko wymienić. Czy to prototyp sceny, czy to statek, pojazd, lub bohater. Przelotnie pojawi się Tarkin. Jest też prototyp Hrabiego Dooku. Jest scena w kantynie. Są szturmowcy. Są kosmiczne walki dla psów. Jest również odpowiednik senatu. Ale nie martwcie się. Nigdy go nie zobaczycie. [Śmieje się]

Wcześniej wspomniałeś rycerzów Sithów. Jeśli mnie pamięć nie myli, wątpię termin Sith był używany często (jeśli w ogóle) w oryginalnej trylogii. Jak ci złoczyńcy różnią się od Vadera i Imperatora?

Słowo Sith jest często używane we wstępnym scenariuszu Lucasa. Chodzi z nimi o to, że nim fabuła się rozpoczęła, wybili Jedi. Pozostali, którzy przeżyli, walczą o przetrwanie rozproszeni po galaktyce jak prawdziwi samuraje.

Jest też Imperator, ale nie jest Sithem. Jest mało ważnym politykiem. Sithowie noszą maski, ale raczej z tradycji, niż z potrzeby.

Jaka jest różnica pomiędzy mieczem świetlnym, a mieczem laserowym?

We wstępnym scenariuszu miecz laserowy jest tak popularny jak normalny miecz w Robin Hoodzie - każdy go ma. To dodaje historii zawadiackości. Jedi, jak np. Errol Flynn, to mistrzowie w posługiwaniu się mieczami laserowymi. Także moim zdaniem na jednej z prac Ralpha McQuarriego widzimy szturmowca z mieczem laserowym, a nie świetlnym. Dopiero później przeistoczą się one w swoje świetlne odpowiedniki.

Jak dokładnie trzymasz się scenariusza? Są w nim luki, które musisz uzupełnić?

To był wstępny scenariusz, ale myślę, iż Francis Ford Coppola miał pozytywną opinię na jego temat. George trochę eksperymentował pisząc go, więc pozostawił kilka małych luk, w których sam musiałem coś dodać.

George Lucas jest związany z tym projektem aktualnie?

Pokazałem mu wcześniej materiał. Mam w planie pokazanie mu parę całych stron, ale wierzę, że mi ufa. W każdej chwili może się zgłosić, by sprawdzić jak postępują prace nad projektem.

Mike Mayhew wcześniej nie pracował przy komiksach gwiezdnowojennych. Czy ten fakt może wpłynąć na unikalność The Star Wars?

Myślę, że ten fakt jest jak najbardziej zaletą komiksu. Nie pracując przy wcześniejszych publikacjach, Mike nie jest przyzwyczajony do "normalnego" rysowania wszechświata Gwiezdnych Wojen. Uważam, że stworzy coś oryginalnego.

Pracuje już jakiś czas i jego dotychczasowe prace są niesamowite. Świetnie odwzorowuje scenariusz na kadrach. Uchwyca piękne tła, różne projekty i różne pozy bohaterów w ruchu. Mam nadzieję, że fanom i wszystkim czytelnikom przypadnie do gustu jego styl. Szczerze mówiąc, myślę, ż The Star Wars spodoba się czytelnikom z wszystkich grup wiekowych. Ten projekt powinien być bardzo interesujący dla fanów z długim stażem i łatwo zrozumiały dla reszty.
KOMENTARZE (6)

Kolejny wywiad z Drew Karpyshynem

2013-01-15 17:08:23

Annihilation to ostatnia powieść wydana przez Del Rey w 2012. Nic dziwnego, że z jej autorem, Drew Karpyshynem pojawia się teraz tyle wywiadów. Oto kolejny z nich.

P: Drew ten rok miałeś wyjątkowo zajęty, poza pisaniem byłeś na Celebration VI i uczestniczyłeś w Star Wars Reads Day. Jakie są twoje odczucia w związku z tymi wydarzeniami?
O: Zawszę lubię spotykać się z fanami. Staram się by ludzie nie mieli problemów ze skontaktowaniem się ze mną przez Twittera czy moją stronę, ale jest coś wyjątkowego w możliwości porozmawiania z kimś twarzą w twarz. No i zauważyłem, że ludzie są wtedy dużo przyjaźniejsi i milsi, cóż Internet czasem wyzwala to co w nas najgorsze.

P: Napisałeś wiele powieści, ale wszystkie twoje książki z „Gwiezdnych Wojen” dzieją się w Starej Republice. Czy jest coś w tej erze, co sprawia, że czujesz się w niej silny?
O: Największą zaletą ery Starej Republiki jest wolność, która mam jako autor. Głównie ze względu na odległość od filmów i ikonicznych postaci, więc mogę opowiadać historie, które nie muszą korespondować z tym, co się dzieje w filmach. Dodatkowo niewielu autorów zajmuje się tą erą, więc nie trzeba się przejmować tym, że niechcący wejdzie się komuś w historię lub wykorzysta postać. Dla mnie to najlepsze z możliwych rozwiązań - kreatywna wolność, a jednocześnie możliwość opowiadania historii w uniwersum „Gwiezdnych Wojen”.

P: Twoja najnowsza powieś to „The Old Republic: Annihilation”, twoja trzecia książka i czwarta w tej serii. Jak się ona ma do reszty serii i jak oceniasz na razie tę serię?
O: Nie używałbym terminu seria by opisać książki związane ze Starą Republiką. Każda ma inną historię, własne postaci i często różnych autorów. One się tylko dzieją w tym samym settingu, erze gry MMO SWTOR. „Annihilation” dzieje się krótko po wydarzeniach gry, ale nie trzeba w nią grać, ani czytać innych książek, by zrozumieć o co chodzi.
A to co różni „Annihilation” od pozostałych książek, które napisałem, to ton. Nie jest tak mroczna jak Revan czy seria o Banie, jest zabawniejsza i to napakowany akcją szpiegowski thriller.

P: „Annihilation” koncentruje się na Theronie Shan, osobie kompletnie innej niż dotychczas znane główne postaci, o których pisałeś, bo nie jest ani Jedi, ani Sithem. Czy twoim zdaniem taka postać może konkurować i wciągać z tymi, które posługują się Moca?
O: Pod wieloma względami uważam Therona za ciekawszego od Revana czy Bane’a, bo jest bardziej bliższy czytelnikowi. On nie ma jakiś niewiarygodnych mocy, które przywołuje na zawołanie; on musi polegać na swoich zdolnościach, treningu czy gadżetach. A mimo to on nadal potrafi jakoś się utrzymać pomimo tych wszystkich Jedi i Sithów.

P: Wszedłeś też głębiej w uczucia i życie osobiste Wielkiej Mistrzyni Jedi Satele Shan czy Najwyższego Dowódcy Jace’a Malcoma. Jakie masz zdanie o tych dwóch głównych postaciach TORa?
O: Myślę, że oboje są fascynującymi i tragicznymi figurami. Oboje poświęcili tak dużo dla wspólnego dobra, przekładając potrzeby Republiki ponad własne zachcianki i uczucia. Oni są bohaterami, ale też nie są doskonali, żałują i wątpią. A ukazywanie tych sprzeczności pomiędzy ich publicznym wizerunkiem a tym realnym, to coś co mnie do nich przyciąga.

P: Jest kilka czarnych charakterów w „Annihilation”, ale żaden nie jest w stanie dorównać Falleence Darth Karrid, która ma specjalne połączenie ze swoim okrętem, „Zwycięską włócznią”. Mógłbyś ją trochę opisać, czy jej okręt jest zagrożeniem dla galaktyki?
O: Nie chcę tu za bardzo streszczać powieści. Karrid jest uczennicą Darth Mekhis z komiksu Zaginione słońca, więc jest nakierowana by łączyć mistyczne elementy ciemnej strony i technologii, by tworzyć potężne bronie. Jedną z nich jest właśnie „Zwycięska włócznia”, okręt wojenny zupełnie inny niż wszystko inne w galaktyce. Razem Karrid i jej okręt reprezentują jedno z największych zagrożeń dla istnienia Republiki.

P: Wiemy, że w erze Starej Republiki obecnie dużo się dzieje. Czy twoim zdaniem możemy liczyć na kolejne powieści ze Starej Republiki?
O: To nie jest pytanie do mnie, ale era wydaje się być popularna wśród fanów, więc nie byłbym zaskoczony, gdybyśmy zobaczyli kolejne powieści w tym settingu.

P: Wielu fanów mówi, że chciałoby zobaczyć powieść/powieści o Darth Zannah. Jest jakaś szansa?
O: Na razie nad niczym nie pracuję. W najbliższej przyszłości skupię się na „Children of Fire”, mojej własnej oryginalnej trylogii fantasy. Ale potem, kto wie? Jeśli pojawiłaby się możliwość kontynuowania opowieści z trylogii Bane’a, pewnie bym się na nią zdecydował.

P: I ostatnie pytanie, kiedy zadebiutujesz na turniejach golfowych PGA?
O: Cóż moja gra w golfa została trochę zaniedbana. Myślę, że najlepiej będzie ją powoli ulepszać technikę tak bym mógł w następnej dekadzie wystąpić w turniejach dla seniorów, gdy już dobiję 50.
KOMENTARZE (5)

Wywiad z Timothym Zahnem

2012-12-27 09:43:28 Hollywood.Com

Nowy rok rozpocznie się premierą najnowszej powieści Timothy’ego Zahna – Scoundrels. Nic dziwnego, że zaczynają się pojawiać z nim wywiady w sieci, jeden z nich prezentujemy.

P: Jak narodził się pomysł na „Scoundrels”?
O: Cóż, mieliśmy już kilku łotrzyków w uniwersum „Gwiezdnych Wojen”. Ja zaś zawsze bardzo lubiłem „Żądło” czy „Ocean’s 11”. Taki rodzaj skoku i gry, w której nie musisz martwić się o to, że uczestnicy knują przeciw sobie nawzajem za plecami. Przyjemna rozrywka. I wydawało mi się, że bliska naturze Hana, Chewiego i Lando, no i grupy ludzi podobnie myślących.

P: To też swoiste odejście od ciebie, bo powieść odbiera się jak pojedynczą, samodzielną przygodę. Nie ma tu postaci, które wracają w twoich pracach, jak Thrawn czy Mara Jade.
O: W sumie to była cześć postawionego celu. Shelly Shapiro, redaktorka z Del Rey oraz Sue Rostoni, która w tamtym czasie zarządzała jeszcze książkami w Lucas Licensing, szukały opowieści, która wciągnęłaby fanów „Gwiezdnych Wojen”, którzy nie czytają powieści Star Wars. Jest już ich ponad 150, a ktoś kto nie jest z nimi obeznany, może poczuć się wystraszony. Więc moim celem było napisanie historii, która wciągnie fanów, którzy nie wiedzą nic o Expanded Universe. A jakiego typu mogłaby to być opowieść? Właśnie w stylu „Scoundrels”. Jeśli widziałeś oryginalną trylogię, to wystarczy by sięgnąć po książkę.

P: Czytałem dziesiątki książek Star Wars, ale czuję się czasami trochę zrażony ilością materiału jaki powstał. Czy myślisz, że ekspansywny rozwój Expanded Universe może stać się barierą dla nowych czytelników?
O: Zawsze, gdy ma się do czynienia z czymś tak dużym pojawia się pytanie „Od czego zacząć? Jak w to wejść?”. Mam przyjaciół, którzy mówią: „Te książki są wspaniałe, ale jak zacząć?” Chronologicznie od Starej Republiki? Czy może według kolejności pisania od Spotkania na Mimban i starych książkach o Hanie Solo i Lando Calrissianie? A może zacząć od trylogii Thrawna lub „Dziedzictwa Mocy”? Co muszę wiedzieć, by w to wejść i się nie pogubić? Pojawił się teraz pewien czynnik zastraszający. To jest zbyt duże. Szkoda, bo w Expanded Universe jest kilka naprawdę wspaniałych książek, ale jeśli masz wrażenie, że to wyzwanie podobne do wspinaczki na Mount Everest, to jest zbyt trudno do nich dotrzeć.

P: Nie napisałeś książki osadzonej w „Gwiezdnych Wojnach” osadzonej dalej niż 15 lat po „Powrocie Jedi”. Czy zdecydowałeś by pozostać względnie blisko wydarzeń oryginalnej trylogii?
O: Po części, ale głównie dlatego, że rozpoczęli „Nową Erę Jedi”, długą, długą serię, która składała się z 19 książek, mieli kilkunastu autorów, musieli ich koordynować i pracować razem nad całością. Nie jestem zainteresowany tego typu współpracą, ponieważ mi do głowy zawsze przychodzą nowe pomysły, gdy jestem w środku pisania książki, więc gdybym pisał trzecią powieść z dziewięciu, nie mógłbym ich dołożyć, nie niszcząc przy tym wszystkiego, co powstało już dalej. Więc wydaje mi się, że byłoby to frustrujące dla mnie, zwłaszcza gdybym miał pomysł, a musiałbym się trzymać ustalonych ram. Trzymam się więc raczej swojego małego poletka wszechświata „Gwiezdnych Wojen”, który nie licząc Poza galaktykę rozciąga się od „Nowej nadziei” do jakiś 19 lat po.

P: Trylogią Thrawna właściwie otworzyłeś drogę publikacjom Gwiezdno-wojennym. Teraz po 20 latach od wydania Dziedzica Imperium, jak twoim zdaniem zmieniło się pisanie w uniwersum „Gwiezdnych Wojen”?
O: Pierwsza rzecz, która przychodzi mi do głowy to fakt, że jest to bardziej skomplikowane. Jest tyle innych książek i pisarzy pracujących. Kiedy pisałem „Dziedzica Imperium”, osadzonego pięć lat po „Powrocie Jedi”, miałem właściwie czystą tablicę na której mogłem pracować. Oczywiście Lucasfilm się upewniał, czy nie zrobię czegoś zupełnie niezgodnego z ich wizją, ale nie musiałem się martwić o to, że wejdę w historię innego autora lub, że okaże się, że jedna z głównych postaci pojawi się nagle w dwóch miejscach w galaktyce w tym samym czasie. Teraz jest trudniej tego upilnować, ale na szczęście mamy Wookieeepedię i Holokron Lucasfilmu. Ale i tak prawdopodobnie wejdziesz w coś, co stworzył ktoś innych, chyba, że jesteś bardzo, bardzo ostrożny.

P: A jak wygląda proces pisania takiej książki? Przychodzisz z pomysłem do Lucas Licensing, który to zatwierdza? Jak wygląda proces tego zatwierdzania?
O: Początkowo rozmawiamy o zarysie pomysłu. W tym przypadku chciałem zrobić „Solo’s 11”, więc znaleźliśmy dobry okres w którym mogłaby się dziać akcja, potem rozmawialiśmy o głównych postaciach, które mogłyby w tym brać udział, w tym przypadku to Han, Chewie, Lando i kilka moich. Następnie dałem im zarys akcji, a oni mówią co im się podoba, a co nie. Mój oryginalny pomysł został poddany poważnym zmianom. Miałem kilka pomysłów, ale oni powiedzieli, że wolą coś bardziej tradycyjnego, bardziej bezpiecznego. Myślałem o porwaniu i odbiciu porwanej osoby, ale oni woleli mieć raczej typowy napad rabunkowy z wielkimi pieniędzmi w tle. Więc poprawiałem to i tak spędziliśmy prawie cztery tygodnie dopracowując różne rzeczy. Potem dostałem zgodę i zacząłem pisać książkę, po czym nastąpił kolejny proces korekt i recenzji, w końcu ramy które ustaliliśmy nie były wystarczająco wyraźne, więc musieliśmy je dookreślić, a ja poprawić. Czasem też jest tak, że redaktorzy zaczynają rozumieć, że rzeczy które zasugerowali nic nie wnoszą, więc je wyrzucamy. To długi proces, ale tak to wygląda gdy pracujesz w uniwersum kogoś innego.

P: A czy pracowałeś kiedyś bezpośrednio z George'em Lucasem?
O: Nie. Spotkałem go raz wiele lat temu, ale z tego co słyszałem, to on zawsze trzymał swoje ręce z dala od powieści. Myślę, że miał większy wpływ na komiksy, zwłaszcza w dawnych czasach, zanim zaczął pracować nad prequelami, głównie dlatego, że komiksy to medium wizualne, a on jest człowiekiem właśnie od takich wizji, a nie powieści. Więc nigdy nie pracowałem z nim bezpośrednio, zawsze to byli ludzie z Lucasfilm. Z nimi zawsze mi się dobrze pracowało. To przyjemność pracować przy „Gwiezdnych Wojnach”. Nigdy nie słyszałem, by w Lucasfilmie ktoś krzyczał „Tego się nie da zrobić!” czy „Musisz to zrobić!”, zawsze byli otwarci na dyskusję. Było kilka miejsc w moich książkach, gdy mi powiedzieli, że nie mogę czegoś zrobić, ale wytłumaczyli mi dlaczego to musi być zrobione tak a nie inaczej, by współgrało z uniwersum „Gwiezdnych Wojen”, któremu służą. Czasem też mówili: „Dobra, rozumiemy twoje powody i pozwolimy ci to zrobić.” Nie rządzą się jakimiś dekretami. Zawsze udaje się wypracować jakiś kompromis.

P: Możesz podać przykład czegoś, co początkowo Lucas Licensing odrzucił?
O: W „Poza galaktykę”, chciałem by w misji uczestniczyły rodziny, w tym dzieci, skoro to był długoterminowy plan podróży do innej galaktyki. Sue Rostoni zaś myślała, że to będzie bardziej wojskowa ekspedycja, więc będą tylko żołnierze. Ukazałem jej, że chcę pokazać Jorusa C’Boata (szalony Jedi), który przejmuje kontrolę nad wyprawą i dowodzi, dlaczego Jedi nie powinni nikim rządzić. Przy obecności dzieci on może powiedzieć: „Dobra, to dziecko ma zdolności Jedi, więc je wezmę od rodziców i rozpocznę trening, pomijając wolę rodziców.” Więc odpowiedzieli: „Dobra, to bardzo interesujące zagadnienie, rozwijaj je”.

P: Znalazłeś może jakieś fragmenty twoich książek, które zostały retroaktywnie wyrzucone z kanonu?
O: Cóż, wszyscy się bawimy na podjeździe George’a Lucasa, więc kiedy on postanowi wrócić swoją ciężarówką i zatrzymać na tym podjeździe, nie ma miejsca byśmy mogli się tu bawić. Tak było z prequelami, które trochę pogmatwały kilka książek. Każdy, kto coś robił z historią Boby Fetta poczuł nagle, że jego wkład stał się jakimś alternatywnym uniwersum. Było kilka moich rzeczy, ale większość moich zabawek przetrwała właściwie nie tknięta, lub przynajmniej dało się to jakoś wyjaśnić. Ale teraz, co przetrwa Epizody VII, VIII i IX? Nikt tego nie wie.

P: Lucasfilm posiada prawa do wszystkich postaci, które im wymyśliłeś, więc jeśli zechcieliby ożywić Thrawna, mogliby to zrobić nawet cię nie pytając?
O: Zgadza się. Mogą zrobić co chcą, a ja mogę o tym nie wiedzieć, dopóki nie usiądę w kinie i nie zacznę oglądać filmu.

P: A co jako fan Gwiezdnych Wojen chciałbyś zobaczyć w nowej trylogii?
O: Macie kilka godzin na to? Po pierwsze powinni przeskoczyć o pokolenie i mieć albo dzieci Hana, Luke’a i Lei, albo nawet ich wnuki, natomiast postaci z oryginalnej trylogii powinny być starsze, mądrzejsze, w typie mentorów. Ale to co chciałbym zobaczyć, ma dużo wspólnego z Disneyem, w „Gwiezdnych Wojnach” nie widziałem dobrych relacji rodzinnych. Mamy neurotyczne relacje, czy nawet wręcz antagonizm między Lukiem i Vaderem. Chciałbym zobaczyć Luke’a i jego syna lub wnuka, którzy się dogadują i funkcjonują jako rodzina. Chcę oczywiście także dobrej opowieści i bitew kosmicznych. Chciałbym też zobaczyć coś innego niż Skywalker przechodzący na Ciemną Stronę. „Gwiezdne Wojny” dają tyle możliwości, że nie musimy powtarzać przechodzenia na Ciemną Stronę, konceptu wykorzystanego w poprzednich filmach. Nie chcę też oglądać tego samego na nowo.

P: Wygląda na to, że prawie każdy fan myśli, że Han, Luke i Leia będą w nowych filmach. Lub przynajmniej mają na to nadzieję. Ty sam zdecydowałeś się ich trzymać w „Scoundrels”. Czemu wciąż wracamy do tych postaci?
O: Po części pewnie dlatego, że to były pierwsze postaci jakie poznaliśmy. Oni byli naszymi bohaterami. Ale także dlatego, że te filmy Lucasa osiągnęły to, co każdy pisarz czy reżyser chce osiągnąć... znalazł chemię. Znalazł chemię między tymi postaciami, która rozbrzmiewa aż do dziś. Wciąga nas. Widzieliśmy jak Luke dorastał, od naiwnego chłopaka z farmy, który musi zrozumieć swoje obowiązki wobec innych, znajdujemy siłę w Lei, łobuza w Hanie, i to wszystko współgra. Kto nie chciałby zobaczyć ich w interakcji z następnym pokoleniem, no i znów między sobą? To mogłoby być jak Indiana Jones i jego ojciec w „Ostatniej krucjacie”, tylko, że w „Gwiezdnych Wojnach”!

P: Niektórzy sugerują, że Han Solo powinien umrzeć w Epizodzie VII. Masz jakieś preferencje odnośnie jego śmierci?
O: Chyba nie jestem najlepszą osobą do odpowiedzi na to pytanie, bo nie lubię oglądać śmierci głównych postaci. Lubię oglądać bohaterów walczących przeciw niemożliwemu i wygrywających. Nie przepadam za scenami śmierci. Wskazałbym raczej Sherlocka Holmesa jako przykład, poszedł na emeryturę i zajął się pszczelarstwem. Ale jeśli już zdecydujemy się zabić Hana Solo, to musi być naprawdę dramatyczne i heroiczne. Choć wolałbym, by główne postacie odeszły ze sceny, pozostawiając ją wolną dla nowego pokolenia bohaterów „Gwiezdnych Wojen”.

P: Cóż nawet książki stały się dużo mroczniejsze w ciągu ostatnich dziesięciu lat, choćby zaczynając od „Nowej Ery Jedi”.
O: Jest zbyt mrocznie jak dla mnie, ale wielu fanom się to podoba. To co jest wspaniałe przy tych 150+ książkach, to fakt, że znajdą się takie, które nie ruszają pewnych osób, ale inne je wręcz kochają. Można mieć opowieści tradycyjne w stylu oryginalnej trylogii, jak Rebelia kontra Imperium, coś co robiłem w Posłuszeństwie czy Choices of One, po zombie szturmowców dla fanów horroru, no i wszystko inne co da się wepchnąć w środek. Więc tam jest zawsze coś dla każdego fana, niezależnie od tego, czego on szuka.
KOMENTARZE (4)

Bastionowe wywiady: Drew Karpyshyn

2012-12-11 19:22:07 Lord Bart



Drew Karpyshyn, autor trylogii Bane’a, współscenarzysta KOTORa i TORa, człowiek legenda, który ma wielu fanów i antyfanów, to bez wątpienia autor, wobec którego trudno przejść obojętnie. I to właśnie z nim przedstawimy wam kolejną rozmowę z naszego cyklu Bastionowych wywiadów. Podobnie jak ostatnio tak i teraz wywiad przeprowadził Lord Bart.

O samym Drew Karpyshynie przeczytacie więcej tutaj, gdzie znajdziecie przetłumaczony FAQ z jego strony. Ostatnio zaś w USA pojawiła się jego najnowsza powieść The Old Republic: Annihilation.

Bastionowy wywiad z Drew Karpyshynem
English version


Wszystkie pozostałe wywiady znajdziecie tutaj.

Temat na forum
KOMENTARZE (9)

Wywiad z Erichem Schoeneweissem

2012-11-25 10:10:59 EUCantina

Erich Schoeneweiss to postać mało kojarzona jeszcze przez fanów „Gwiezdnych Wojen”, ale w ostatnich latach dla nas bardzo ważna. To jeden z redaktorów w Del Rey, który zajmuje się sagą. Nie wszystko obecnie przechodzi przez Shelly Shapiro, ma ona kilku pomocników. Dwóch najważniejszych i najbardziej znanych to właśnie Erich i Frank Parisi. Dziś prezentujemy wywiad z Erichem.

P: Z wszystkich nowości, które zapowiedzieliście najbardziej cieszy mnie nowy przewodnik po postaciach. Każdy taki przewodnik ma wspaniałe informacje i ilustracje. Dlaczego wybraliście Douga Wheatleya by to ilustrował?
O: Ponieważ jego pracę są rozwalające. Kocham serię komiksową „Mroczne czasy”. Zaczęliśmy więc wymieniać emaila jakiś rok temu i okazało się, że on jest wielkim fanem książek Del Rey. Próbowaliśmy pracować razem przy The Essential Guide to Warfare, ale nasze kalendarze okazały się być zbyt napięte. Więc kiedy szukaliśmy artystów dla przewodnika o postaciach, chciałem mieć tylko jednego do tej książki. Wydawało mi się, że on jest zajęty, ale nic nie szkodziło zapytać. On był pierwszym i jednym artystą z którym rozmawiałem o tym przewodniku, i niesamowicie się z nim pracowało. Doug i ja mamy nadzieję kontynuować naszą twórczą współpracę, choć jako fan chcę by wrócił do „Mrocznych czasów”.

P: Czy Del Rey próbuje odzyskać starych fanów publikując takie książki jak X-Wing: Mercy Kill, Crucible czy „Sword of the Jedi”?
O: My, czyli Del Rey, staramy się wydawać najlepsze książki Star Wars jakie możemy. I jeśli się nam to uda, może ludzie którzy kiedyś przestali czytać książki wrócą, co byłoby cudowne. Jesteśmy podekscytowani książkami, które wydaliśmy w tym roku, podobnie jak tymi które nadchodzą. Redaktorzy i autorzy wkładają mnóstwo pracy we wszystkie te książki i myślę, że to widać jak się je czyta. A przynajmniej mamy nadzieję, że czytelnicy się z tym zgodzą.

P: Jaka jest w Twojej opinii najlepiej napisana scena w EU?
O: To się zmienia z książki na książkę. Nie chcę ani podawać jakiś szczegółów, ani nic spoilerować, ale jest scena w Apokalipsie z Jainą, Lukiem i Corranem, którego kocham (i myślę, że ci którzy czytali tę książkę wiedzą o której scenie myślę). Kocham też końcówkę adaptacji powieściowej Zemsty Sithów Matta Stovera. Miałem też łzy w oczach, gdy to czytałem. Darth Plagueis też miał wiele wspaniałych scen. Skończyłem czytać nowy eBook Tima Zahna – „Winner Lose All”, ostatniej nocy, tam jest zabawna scena przy stole sabacca, która mi bardzo się podobała. Zbyt trudno wybrać jedną scenę z tylu wspaniałych książek.

P: Vergere była jedną z moich ulubionych postaci. Kochałem jej nieokreśloność, więc mocno się zawiodłem, gdy została zretconnowana z Sithami w Zdradzie, aby wytłumaczyć upadek Jacena. W „The Essential Reader's Companion” ujawniono istnienie kompendium Vergere, planu napisanego przez Troya Denninga, który opisuje ze szczegółami jak skusić Jacena Solo. Możesz coś o tym powiedzieć?
O: Niestety nie. To był dokument stworzony tylko do użytku wewnętrznego kreatywnej ekipy, więc to nie moja rola, by o tym mówić, czy ujawniać jego zawartość.

P: Czy te plotki o tym, że Matthew Stover skończy komandosów są prawdziwe?
O: Nasza główna zasada jest taka, by nie komentować pogłosek. Świetną rzeczą na naszej stronie Star Wars Books na Facebooku czy @DelReystarWars na Twitterze jest to, że możemy komunikować się z wami wtedy, gdy nad czymś pracujemy i jesteśmy na to gotowi. Tam więc należy szukać newsów o książkach. Wierzę, że ktoś zapytał na panelu Del Rey na Celebration VI, czy jest szansa na kontynuację tych książek, a Shelly odpowiedziała: „możliwe, myślcie pozytywnie”. Więc tylko tyle powiem w temacie kolejnych Komandosów.

P: Czy jakieś komentarze fanów lub ćwierkanie wpłynęło na ciebie w jakiś sposób?
O: Są dobre, są złe, a jak się weźmie je razem to uzyskujemy dowolny fandom. Kochamy czytać komentarze i ćwierkania, a fani EU są jednymi z najlepszych, jak nie najlepszymi. Moc jest bardzo silna z nimi.

P: Jaka była najtrudniejsza twoja decyzja jako redaktora pracującego nad Gwiezdnymi Wojnami?
O: Szczerze to nie było żadnej takiej decyzji czy chwili, która byłaby dobrą odpowiedzią. Każda książka to indywidualne wyzwania. Na przykład, manuskrypt „The Essential Guide to Warfare” Jasona Fry’a był dużo bardziej rozbudowany i dłuższy, więc musieliśmy pracując z Jasonem dokonać kilku cięć, ale nie wycięliśmy niczego, co by dotyczyło ogólnej tematyki tej książki.

P: „The Essential Reader’s Companion” potwierdził przypuszczenia fanów do tego, kim jest wojownik z tatuażem w „Apokalipsie”. Chodzi o Dartha Krayta. Ponieważ robi się pewien problem z ciągłością chronologii i kanonem, choćby przez Jednego Sitha w Riptide, to czy „Dziedzictwo” nadal jest częścią kanonu?
O: Po pierwsze, Del Rey uważa wszystkie komiksy z serii „Dziedzictwa” za kanoniczne. Nie powinno być spekulacji, że tak nie jest. Po drugie nie widzę żadnego wspomnienia Krayta w „Apokalipsie”. Tak był wojownik z tatuażem, który wyglądał na Krayta. Tak, Pablo potwierdził, że to Krayt, ale nie było fizycznej manifestacji tego wojownika w powieści. Scena działa się poza Cieniami, gdzie mieliśmy tylko projekcje Luke’a czy wytatuowanoego wojownika. Skoro, jeśli to był Krayt, to nie wiemy jak nauczył się przebywać Poza Cieniami. Wątpię, by ten mały detal zmienił kanon, ale my w Del Rey uznajemy wszystkie wydarzenia serii „Dziedzictwo” za kanoniczne i respektujemy je, bo to nasz flagowy okręt z tych najdalej wysuniętych w przyszłość.

P: A nad czym teraz pracujesz?
O: „Star Wars: The Essential Characters” z Danem Wallacem i Dougiem Wheatleyem, no i redaguje manuskrypt „The Making of Star Wars: Return of the Jedi” Jona Rinzlera. Mamy też kilka innych książek w różnych fazach, ale na razie nie ma co o nich mówić.
KOMENTARZE (4)

Cała prawda o Drew Karpyshynie

2012-11-18 08:24:06

Niebawem opublikujemy wywiad, który z Drew Karpsyhynem przeprowadził Lord Bart. Dziś mały przedsmak, czyli sylwetka Drew, którą także przygotował Lord Bart.

Drew Karpyshyn. Postać znana i (chyba) lubiana. Urodzony w Edmonton (prowincja Alberta), w Kanadzie, 28 lipca 1971 roku. Ma żonę Jennifer i kota Roxy’ego. Obecne miejsce zamieszkania to stolica Teksasu - Austin. Gdyby ktoś nie wiedział, sam Drew opisuje siebie, jako pisarza, który lubi opowiadać historie. W powieściach, grach video czy scenariuszach.

W 2000 roku zaczął pracować w małej firmie zajmującej się produkcją gier video. Ta firma nazywała się (i nazywa nadal) - BioWare. Pracował tam przez prawie dwanaście lat i przyczyniły się do powstania wielu znaczących tytułów: „Baldur’s Gate II”, „Neverwinter Nights”, „Star Wars: Knights of the Old Republic”, „Jade Empire”, „Mass Effect 1&2” i „Star Wars: The Old Republic”. Przeszedł na emeryturę (jego słowa) w lutym 2012 r., aby skupić się na własnych projektach, a także aby spędzić więcej czasu na grze w golfa.

Drew Karpyshyn to człowiek raczej kontaktowy, jego mail jest w pełni dostępny na stronie internetowej autora. Ale kiedy pierwszy raz ją przeglądałem to rzucił mi się w oczy całkiem spory dział FAQ. Co się w nim znajduje? To co zwykle - Frequently Asked Questions, czyli pytania na które Drew odpowiadał już z milion razy i na milion pierwszy przygotował szablon.

Brzmi to dla mnie trochę groźnie, ale postanowiłem przedstawić go Wam, bo może zaspokoi ciekawość niektórych, a mnie pozwoli ominąć pułapkę pod postacią zmarszczonych brwi i tekstu „ale na to już odpowiadałem, milion razy”.

Zatem FAQ „wstępniaczkowy”, przed właściwym wywiadem, który opublikujemy na Bastionie w listopadzie.

Jak wyglądały Twoje początki jako pisarz i scenarzysta gier video?
Mój wielki przełom nastąpił na początku 2000 roku, kiedy odpowiedziałem na otwarty nabór prowadzony przez Wizards of the Coast. Szukali nowych pomysłów dla świata Forgotten Realms, nowych pisarzy, więc wysłałem w paczce próbkę moich możliwości, które w ostateczności doprowadziły do powstania „Temple Hill”, mojej pierwszej powieści.
Jeśli chodzi o wejście w tematykę gier, byłem po prostu w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie. Studiowałem anglistykę na Uniwersytecie Alberty (również w 2000r.), kiedy zobaczyłem małą reklamówkę BioWare w newsletterze Wydziału Anglistyki. Szukali pisarzy. Miałem w kieszeni umowę na Forgotten Realms a BioWare znane był z tytułu „Baldur’s Gate” (1998r.), który został oparty właśnie o te realia. Wszystko zgrało się idealnie. Zacząłem pracować na wiosnę 2000 roku i wszystko ruszyło.

Nad czym obecnie pracujesz?
Zacząłem pisać oryginalną trylogię fantasy, pod tytułem „Children of Fire”. Pierwsza i druga część („Children of Fire” i „The Scorched Earth”) zostaną opublikowane przez Del Rey w 2014 roku – więcej informacji i dat możecie się spodziewać w przyszłym roku (2013).

Jakie rady możesz dać początkującym pisarzom?
Prawdopodobnie słyszeliście już o tym wcześniej, ale prawdą jest, że nie ma magicznej formuły lub łatwej odpowiedzi na to pytanie. Trzeba pisać, pisać, pisać. Przeczytać. Poprawić. Napisać jeszcze trochę. Wysłać swoją twórczość na zewnątrz i być gotowym na jej odrzucenie. Na wiele, wiele, wiele odrzuceń. Jeżeli tekst wraca z uwagami, wziąć je do serca. Nie muszą nic zmieniać, ale warto być świadomym ich wagi, wsłuchać się w nie i czasami przewartościować swoją pracę.
Polecam dla pisarzy science fiction i fantasy stronę ralan.com. To wielka lista materiałów, próbek i ocen dla wszystkich przyszłych projektów.

O co chodzi z zakończeniem „Mass Effect 3”?
Oczywiście zdaję sobie sprawę z kontrowersji wokół zakończeń i myślę, że każdy, kto grał ma prawo wyrazić swoją opinię (w sposób dojrzały i pełen szacunku).
Jak dla mnie, kogoś kto nie pracował przy ME3 i jeszcze nie grał, wypowiadanie się o zakończeniach jest bezcelowe, dopóki nie zobaczę ich sam… Muszę to zrobić, bo nie chcę się wypowiadać wyłącznie na podstawie materiałów umieszczonych w Internecie. Poza tym sam narzekałem na ludzi, którzy ferowali swoje opinie na podstawie fragmentów treści, tak jak zdarzyło mi się to zarówno przy „Revanie” jak i ostatniej powieści o Banie.
Wydaje mi się, że temat ten będzie ewoluował i trzeba to obserwować.

Dlaczego opuściłeś projekt Mass Effect?
Pracowałem nad ME przez kilka lat mieszkając w Edmonton. Ale w końcu zdecydowałem, że będzie lepiej dla mnie i mojej żony, jeśli przeniesiemy się do Austin w Teksasie. Ponieważ seria ME powstawała w Edmonton, to nie było możliwości abym kontynuował przy niej pracę. Zamiast tego zostałem przeniesiony do zespołu Star Wars: The Old Republic.


Czy nadal pracujesz nad „Star Wars: The Old Republic” MMO?
Pracowałem, aż do mojego odejścia z BioWare w lutym 2012 roku. Większość pracy poświęciłem wykonaniu historii klasy Jedi Knight, a także sporo dla pierwszych dwóch aktualizacji kwartalnych (The Rakghouls).
Teraz, gdy jestem na emeryturze od gier wideo, koncentruję się wyłącznie na własnych projektach, jak moje powieści i scenariusze. Moja oryginalna seria fantasy - „Children of Fire” - wyjdzie w 2014 roku.

Kiedy wyjdzie następna powieść z Darthem Banem? Trzecia powieść z serii – „Dynastia Zła” – trafiła na półki w dniu 8 grudnia 2009 roku. W tej chwili nie mam żadnych planów, aby napisać jeszcze jedną książkę, ale nigdy nie wiadomo, co przyniesie przyszłość.

Chcę przebić się do branży gier video. Czy możesz mi pomóc?
Nie bardzo. Nie mam nic wspólnego z zatrudnianiem osób w BioWare. Na stronach firmy istnieją szczegółowe instrukcje, jak złożyć wniosek o pracę. Jeśli chcesz się przebić do przemysłu w ogóle, sprawdzaj stronę Game Developers’ Conference oraz http://www.gamasutra.com/, stronę poświęconą twórcom gier. Również gorąco polecam http://guildhall.smu.edu/ - BioWare zatrudnia wielu ludzi z tego programu.

Czy zerkniesz na moje opowiadanie, powieść, scenariusz gry wideo, scenariusz, itp.?
Nie, absolutnie nie. Istnieje bardzo wiele silnych powodów prawnych, dla których nie mogę oglądać zgłoszeń, pomysłów lub niepublikowanych prac innych pisarzy. To po prostu otwiera drzwi do wszelkiego rodzaju sporów i bałaganu, więc nie robię tego. Poza tym żongluję obecnie dwoma karierami. Między pracą nad grami dla BioWare i pisaniem moich własnych rzeczy, nie mam czasu, aby pomagać innym ludziom w ich projektach. To co oczekujesz, to robota dla dobrego edytora, a nie pisarza. Znam swój styl, ale prawdopodobnie nie mogę pomóc w twojej pracy – każdy twórca ma zupełnie inny zestaw umiejętności. Plus, potrzebuję czasu do szlifowania mojej formy w grze w golfa.

Mam świetny pomysł na nową powieść, grę, film...
Nie obchodzi mnie to. Nie wysyłaj tego do mnie. Ostatnią potrzebną mi rzeczą są pomysły. Mam ich więcej niż kiedykolwiek użyję. Pomysły są łatwe. Każdy ma pomysły. Ale przełożenie ich na coś odpowiedniego do konsumpcji publicznej jest trudne, a za to właśnie mi płacą. To jest właśnie clue zawodu pisarza. Jeśli naprawdę uważasz, że twój pomysł jest dobry, to zrób z niego pożytek samodzielnie. Albo zapłacić mi dobrą stawkę wstępną a zrobię to za ciebie. Ale ja nie pracuję za drobniaki.

Wyglądasz na bardzo pewnego siebie. Czy wszyscy Kanadyjczycy to aroganckie d**ki?
Nie. Większość Kanadyjczyków jest uprzejma, pomocna i skromna. Właściwie to jestem na specjalnej liście Kanadyjczyków uprawnionych do prowadzenia niegrzecznych rozmów i antyspołecznych zachowań, wraz z Tomem Greenem, Williamem Shatnerem, Alexem Trebekiem, Jimem Carreyem i Waynem Gretzkym. (Żartuję. Ja nawet nie znam tych facetów. Proszę nie mnie pozywać.) Plus, mieszkam obecnie w Teksasie, więc z dnia na dzień jestem coraz bardziej agresywny.

Jak się wymawia Twoje nazwisko?
Karpyshyn ... to ukraiński: Kar-pish-in. Rymuje się z „podejrzenie” (suspicion), „stan” (condition) i „muzyk” (musician): kar-pish-in. A jeśli nie wiesz, jak wymawia „Drew”… nie mogę Ci pomóc.

Chcę pisać o Gwiezdnych Wojnach. Czy możesz mi pomóc?
Nie. Będę brutalnie szczery: Gwiezdne Wojny to największa impreza w mieście. Nowi autorzy walą drzwiami i oknami, żeby tylko dla nich pracować. Musiałem opublikować dwie książki i napisać teksty do najlepszej gry roku 2003 żeby w ogóle ludzie od GW chcieli ze mną porozmawiać. Więc jeśli nie jesteś utalentowanym autorem sci-fi z licznymi tytułami na koncie – nawet na ciebie nie spojrzą. Jeśli jesteś utalentowanym autorem, to nie potrzebujesz mojej pomocy - skontaktuj się z nimi samodzielnie.

Czy potrzebny mi agent?
Tak. Nie. Może? To trudne pytanie. Myślę, że agenci mogą ułatwić wiele spraw, ale nie gwarantują sukcesu... ich brak nie jest też równoznaczny z porażką.
Sprzedałem moje pierwsze dziesięć powieści bez udziału agenta, ale to była "praca najemna" – napisać tekst w istniejącym wszechświecie lub ustalonych ramach (jak Star Wars czy Mass Effect). Te tytuły mają dość proste umowy, a ja jako autor nie muszę mieć pod kontrolą swoich praw.
Jednak kiedy zdecydowałem się sprzedawać własną pracę, postanowiłem że dobrze byłoby mieć agenta. Na szczęście Ginger Clark z Curtis Brown Ltd. postanowiła reprezentować mnie na podstawie moich wcześniejszych prac, a udało jej się sprzedać moją oryginalną serię fantasy („Children of Fire”) do Del Rey’a. Szczerze wierzę, że zarobiłem na tej transakcji dużo więcej dzięki niej, więc powiedziałbym, że jest warta każdego grosza prowizji jaki dostaje.
Jedyną rzeczą, o której należy pamiętać to to, że NIGDY nie powinno się płacić agentowi jakiejkolwiek opłaty wstępnej. Sprawdź adres http://pred-ed.com/ żeby uzyskać więcej informacji.

Czy sam projektowałeś swoją stronę internetową?
Nie, to zasługa EUCantina, fanowskiej strony gwiezdno wojennej, która obejmuje wiadomości o Expanded Universe, recenzje książek itp. Wszystkie modyfikacje kodu i grafiki (z wyjątkiem trzech postaci z głównej) zostały wykonane przez nich.

Utknąłem w grze Mass Effect, KotOR, Jade Empire, Baldur’s Gate...
Sprawdź forum społecznościowe BioWare. Oni ci pomogą.

Kto jest silniejszy - Darth Bane, Darth Revan czy Darth Vader?
Jest remis. Poważnie, nie mogę odpowiedzieć na to pytanie. Po pierwsze, nie do mnie należy dokonanie tego rodzaju porównania. Po drugie, to naprawdę zależy od sytuacji. Zresztą można znaleźć podręczniki do gier fabularnych Star Wars, które dadzą liczbowe statystyki pozwalające na porównanie względnej siły. Ale z punktu widzenia artystycznego i dramatyczne, na tego rodzaju pytania nie ma "właściwej" odpowiedzi. Każda postać ma swoje mocne i słabe strony, a one rosną i zmieniają się w czasie powieści. W danym dniu, w danym momencie, w danej okoliczność każdy może wygrać/przegrać z każdym. Na tym polega dramaturgia konfliktu.

Słyszałem, że występowałeś w teleturnieju Jeopardy!. Czy to prawda?
(polski odpowiednik to Va Banque, prowadzony przez Kazimierza Kaczora)
Ok, nikt naprawdę mnie o to nie pytał. Ale lubię się tym chwalić. Tak, zakwalifikowałem się do programu. Odcinek wyemitowano w marcu 2000 roku. Tu jest świetna strona pokazująca wszystkie szczegóły mojego doświadczenia z J!
http://www.j-archive.com/showgame.php?game_id=1651
Byłem trzeci.

Trzeci? Czy to nie to samo co ostatni?
Czy kiedykolwiek brałeś udział w Jeopardy!? Nie? Więc chyba skończyłem przed tobą, prawda? Poza tym, mój przycisk był sabotowany, gdy zobaczyli, że pędzę po zwycięstwo. To był anty-kanadyjski spisek. Taka jest moja teoria i tego się będę trzymał.


Tyle z FAQa. Jak widać pytania pochodzą z różnych okresów działalności Drew. A co robi kiedy nie zajmuje się pisaniem?
Golf
To jest moja pasja numer jeden. Uwielbiam golfa. Ci, którzy są freakami golfowymi zrozumieją mnie, ci którzy nie są... cóż, nie umiem tego wyjaśnić. To nałóg, którego każdy powinien doświadczyć. Teraz, z racji zamieszkania w Teksasie, gdzie zima nie ma wstępu, gram około 150 rund rocznie. Liczyłem, że dzięki temu mój handicap spadnie do zera, ale nadal tkwi w połowie wartości pojedynczych (0-9). Moja najlepsza runda jak do tej pory to PAR73 (handicap -1) na polu Crest Raven w Edmonton oraz mam jeden hole-in-one (jak dotąd).
(Warto wytłumaczyć laikom o czym Drew mówi. Standardowe 18-dołkowe pole ma PAR72. Tzn. że w 72 uderzeniach powinniśmy 18 razy trafić piłką do dołka. Każde uderzenie powyżej 72 zwiększa handicap [wartości ujemne od 1 do 36], czyli poziom zawodnika wg którego jest on klasyfikowany na listach. Handicap rankingowy jest obliczany wg ustalonych przez federacje wzorów matematycznych sumujących odpowiednią ilość rozegranych rund. Zawodowcy mają handicap = 0 lub od +1 do +7. Łatwiej się nie da :P Trzeba zagrać, sam parę razy spróbowałem i to piękny, odstresowujący sport. Hole-in-one – bezpośrednie trafienie piłką do dołka w pierwszym uderzeniu, z tee boxa.)

Bilard
Pogrywam ostro w 8-balla (polska ósemka). Grałem regularnie w zespole ligi Wal-Mac w Edmonton. Wybraliśmy się nawet parę razy do Las Vegas na coroczne Mistrzostwa Świata VNEA. Nie wygraliśmy, ale to był wspaniale spędzony czas.
Przy okazji KotORowa ciekawostka: Mój zespół bilardowy jest pierwotnym źródłem nazwy popularnej postaci w Knights of the Old Republic. Mój zespół składał się z 4 zawodników o nazwisku Harrison i 1 gracza (mnie) - Karpyshyn. Więc z 4 H i 1 K mieliśmy stworzyć HK-41. Ale zdecydowaliśmy się na HK-47, bo brzmiało to bardziej bojowo z powodu znanego karabinu AK-47. Kilka lat później, kiedy zacząłem pracować dla BioWare, miałem już nazwę dla morderczego Hunter-Killer assassin droida, który był towarzyszem podróży głównego bohatera.

Magic the Gathering
Nic bardziej nie potwierdza mojego geekowskiego uzależnienia od sci-fi/fantasy niż Magic. Jeśli odbywa się oficjalny turniej DCI w Edmonton, są szanse że tam będę. Nie gram jeszcze on-line, ale jeśli to zrobię z pewnością znajdziecie o tym informację w dziale aktualności. Będziecie mogli powiedzieć mi „cześć”, jeśli zobaczysz mnie tam zobaczycie.
Jeśli nie wiecie co to Magic, to najlepszym wytłumaczeniem jest mieszanka Dungeons and Dragons, pokera i kolekcjonerskich kart baseballowych. Sprawdźcie oficjalną stronę, jeśli chcecie wiedzieć więcej.

Sport
Jestem wielkim fanem sportu - strona ESPN jest moją domyślną uruchamianą zarówno w pracy, jak i w domu. Mój ulubiony zespół NBA to San Antonio Spurs. Kibicuję im od czasów Admirała (Davida Maurice’a Robinsona, brązowego i dwukrotnie złotego medalisty Igrzysk Olimpijskich, dwukrotnego mistrz ligi NBA, króla strzelców ligi, członka Basketball Hall of Fame), uwielbiam oglądać Duncana, Parkera, Ginobliego i resztę zespołu. (Nawiasem mówiąc, obchodzimy urodziny Manu tego samego dnia).
Jestem również zagorzałym fanem NFL, wspieram San Diego Chargers od kiedy w drafcie wybrali Drew Breesa (chociaż nigdy nie byłem fanem Drew Bledsoe… dziwne, prawda?) Nawet gdy Brees pojechał do Nowego Orleanu, nadal dopinguję Pioruny.
Lubię też oglądać golfa – to chyba oczywiste. Mimo, że obecnie mieszkam w Stanach Zjednoczonych, nadal kibicuję moim kolegom Kanadyjczykom w turniejach, szczególnie Mike’owi Weirowi i Stephenowi Amesowi.
Kiedyś byłem fanem NHL, dorastałem oglądając Edmonton Oilers z 1980 roku, z Gretzkym i Messierem. Uważam, że przez to zostałem rozpieszczony. Gra się zmieniła od tamtego czasu, ale nawet jej niedawne ożywienie nie powoduje u mnie takich dreszczy jak kiedyś.

To tyle tytułem wstępu. Pytania do Drew są w przetłumaczone i zostały wysłane, on zaś już nam na nie odpowiedział.
Pełnego wywiadu spodziewajcie się jeszcze w listopadzie.
KOMENTARZE (8)
Loading..