TWÓJ KOKPIT
0

nawiązania :: Newsy

NEWSY (87) TEKSTY (1)

<< POPRZEDNIA     NASTĘPNA >>

Kanon w czasach Lucasa

2014-03-11 17:15:24

Przyszłość starego kanonu obecnie dość mocno gorączkuje część fanów. Nadal niestety nie wiemy, w którym kierunku to pójdzie. Czy stary kanon zostanie pogrzebany, czy może Grupa Opowieści (czyli grupa trzymającej władzę nad kanonem) go w cudowny sposób uratuje, lub posieka. W tym momencie może warto zastanowić się jak dotychczasowe filmy czerpały z Expanded Universe. Czasem znalezienie granicy jest o tyle trudne, że mamy do czynienia z typowym sprzężeniem zwrotnym, przygotowywany film tworzy coś w EU, a dopiero potem to wykorzystuje na wielkim ekranie.

Nowa nadzieja
Pierwszy film praktycznie powstał w próżni, nie licząc oczywiście adaptacji powieściowej i komiksowej. Przez to w oryginalnej wersji trudno się doszukiwać nawiązań do Expanded Universe, raczej wszystko szło w odwrotnym kierunku. To dzięki książkom, komiksom i podręcznikom RPG wiemy, kto jest kim w kantynie. Jednak z biegiem lat film był modyfikowany, a EU znalazło swoją drogę by się dostać w kadr. Przede wszystkim istotna jest tu cała akcja związana z Cieniami Imperium. Gra, książka, muzyka, komiks, figurki i generalnie właściwie film bez filmu. Skończyło się to tym, że historia ta dość mocno odbiła się na Wersji Specjalnej. Wszystko trafiło w tło, w dodatku na Tatooine. Mamy tam „Outridera” Dasha Rendara, droida ASP, śmigi (np. przy ronto) czy nawet prom klasy Sentinel.
Druga istotna zmiana miała miejsce przy wersji DVD, gdzie poprawiono napisy z angielskiego na aurebesh. Alfabet ten co prawda pojawił się w filmach, np. w „Powrocie Jedi”, jednak właściwie był to wtedy ciąg bezsensownych znaczków, dopiero WEG przy okazji D6 ustandaryzowało cały alfabet. Za pomocą komputerów dało się to łatwo poprawić.


Imperium kontratakuje
To formalnie film, który jest najmniej przyjazny EU. Ale to właśnie tutaj po raz pierwszy mamy przykład sprzężenia zwrotnego. Boba Fett to postać stworzona na potrzeby piątego epizodu, lecz najpierw pojawia się w „Star Wars: Holiday Special”, dokładniej w kreskówce dołączonej do programu. Pojawił się także w „Bantha Tracks”, ale do tego wrócimy.
„Imperium kontratakuje” niestety to także przykład historycznie negatywny. W wydanym przez Marvel komiksie The Long Hunt, jak byk ustanowiono kanonicznie, że Darth Vader i Anakin Skywalker to różne postaci. Lucas, Kasdan i Brackett zmienili to (lub nie podzielili się tą wiedzą z twórcami komiksu). Czy wyszło to filmowi na dobre? Prawdopodobnie tak. Natomiast warto tylko przypomnieć, że wówczas nie było nikogo kto nadzorowałby kanon i wydawane pozycje, więc dużo łatwiej było się pogubić, choć oczywiście było tego dużo mniej. Niektórzy również mogli mieć za złe filmowi, że pomijał wydarzenia „Spotkania na Minban”, gdzie Luke już walczył z Vaderem.

Powrót Jedi Znów głównie dzięki Wersji specjalnej są tu nawiązania do EU. Przede wszystkim dodano w Pałacu Jabby Rystáll Sant (z rasy Theelin, która to pojawiła się w Dark Empire). W tej samej wersji pod koniec pojawia się także Coruscant, acz planeta nie zostaje jeszcze wymieniona z nazwy.
Podstawowy minus kanoniczny to Jabba i znów problem z komiksami Marvela, który pojawił się niejako w trochę innej formie w komiksie Star Wars #2: Six Against The Galaxy. Swoją drogą, ta sama niezgodność wystąpiła także w wersji specjalnej „Nowej nadziei”, ale wtedy nowa wersja Jabby była już kanoniczna.

Mroczne widmo
Nowa trylogia to właściwie nowe otwarcie. Z jednej strony pojawiają się pewne zgrzyty związane z EU, przede wszystkim w postaci midi-chlorianów oraz tego, że ciało Qui-Gona nie znika. Ale z drugiej strony EU nie uszanowało też kilku rzeczy, które Lucas i spółka wymyślili tworząc klasyczną trylogię. Pierwsza z nich to oczywiście planeta będąca stolicą galaktyki, w oryginale miała to być Had Abbadon, która ostatecznie nie trafiła do „Powrotu Jedi”. Timothy Zahn, który nie raz nie szanował istniejącego kanonu, zmienił nazwę tej planety na Coruscant. Nazwa ta potem była używana w EU i została zaadaptowana w scenariuszu Lucasa. Podobnie sprawa się ma z Huttem. The Hutt w oryginale wcale nie oznaczało rasy, a miało być określeniem na galaktycznego gangstera czy szefa mafii. W EU obrano inny kierunek, ale Lucas zostawił to tak jak uznano w książkach i komiksach.
Natomiast najwięcej nawiązań jest oczywiście do serialu „Droids”. Oczywiście najbardziej znany to Boonta Eve Classic, pochodzącego bezpośrednio z wyścigu Boonta, który pojawił się w serialu. Owszem wokół historii tej nazwy potem w EU jeszcze narosło trochę dodatkowych opowieści, ale to już inna kwestia. W wyścigu wziął udział Ben Quadrinaros, pochodzący z układu Tund. Ten układ pojawia się w powieści o przygodach Lando Calrissiana, stamtąd pochodzi główny wróg Landa niejaki Rokur Gepta. Dodatkowo potem retroaktywnie uznano, że Quadrinaros należy do rasy Toongów, która także pojawia się w „Droidach”.
Tu także po raz pierwszy (bo film wyszedł przed wydaniem DVD klasycznej trylogii) pojawia się Aurebesh. Lucas także sięgnął po broń Exara Kuna, czyli podwójny miecz świetlny. Niektórzy też twierdzą, że gry i możliwości Jedi zainspirowały film, ale w tym wypadku może to być koincydencja.
Wśród specyficznych nawiązań do EU należy wymienić też księcia Xizora. On oficjalnie w filmie się nie pojawia, ale gdy kręcono arenę w Mos Espie, w miniaturkach wykorzystano figurki z Micro-Machines, w tym właśnie księcia Xizora.

Atak klonów
Ten film zmienia dość dużo, nie tylko w uniwersum ale i podejściu do samego EU. Po pierwsze zmienia nam się koncepcja zakonu Jedi, w którym śluby są zakazane (co powoduje problemy także z bliskimi filmowi komiksami), po drugie ujednolicono kolory mieczy świetlnych (z wyjątkiem Mace’a Windu), po trzecie zmieniono historię Boby Fetta, a po czwarte ustalono datę Wojen klonów. O ile trzeci przypadek jest problemowy, ponieważ we wczesnych informacjach o Bobie Lucas coś wspominał o jego związku z Wojnami klonów (dokładniej we wspomnianym Bantha Tracks, wydanym przed premierą „Imperium kontratakuje”), jednak EU nie dotykało tego tematu, więc powstała niekonsekwencja. Stworzono trochę inną historię, którą Lucas zweryfikował, zostając bliższy temu, o czym wspominał na początku.
Większy problem jest właśnie z datą samego konfliktu. EU miało tego nie dotykać od samego początku, parę razy jednak się to zdarzyło, w tym Timothy’emu Zahnowi, który ustalił nawet ramy czasowe tej wojny. To oczywiście zmieniono. Kolejną z dziwnych zmian jest oczywiście trwająca tysiąc lat Republika, co zostało zretconowane reformacją ruusańską.
Z drugiej strony po raz pierwszy przed filmem dostaliśmy książkę, która miała być bezpośrednim wprowadzeniem do niego. „Nadchodząca burza” Alana Dean Fostera przedstawia wydarzenia na Ansion, gdzie przebywali właśnie Anakin i Obi-Wan. Podobnie rzecz się ma z komiksami z serii Republic, które dość śmiało podchodzą pod film. Na tyle mocno, że Lucas postanowił wciągnąć jedną z postaci, Aaylę Securę do filmu. W „Ataku” przewija się ona bardzo krótko, ale jest.
Fani Zahna także znajdą coś dla siebie. Action VI Transports czyli „Szalony Karrde” lub raczej pojazd tego samego typu, pojawia się w Theed. Wspomniano także Labirynt Rishi, odnoszący się do planety Rishii. Nie mogło zabraknąć do nawiązania do „Droidów”, tym razem mowa o księżycach Bogden, planeta ta pojawiła się w serialu. Zresztą jadłodajnia Dexa także przypomina bar z serialu, ale jednocześnie też trochę „Amerykańskie graffiti”, więc tu zapewne mamy koincydencję.
Złącza energetyczne, które widzimy na Coruscant pojawiły się po raz pierwszy w „Dark Empire”.
No i nie zabrakło także żartu, w klubie Outlander na jednym z telebimów jest nawiązanie do gry „Star Wars Episode I: Racer”.

Zemsta Sithów
Kiedyś finalny Epizod, do którego wprowadzała nas nie tylko powieść, ale i komiksy. Niektóre planety jak Salecumai, Felucia czy Cato Neimoidia wpierw pojawiły się zatem w innych źródłach, a dopiero potem zobaczyliśmy je w filmie. Dokładnie tak samo stało się generałem Grievousem.
Przy planetach warto też wspomnieć o Kashyyyku, który co prawda jest trochę inny niż go znaliśmy wcześniej, ale to planeta, która powstała w umyśle Lucasa, jednak wpierw pojawiła się w „Holiday Special”, z tego powodu nie miała szans by pojawić się zgodnie z oryginalnym planem w „Powrocie Jedi”, ze względu na niechęć George’a do tegoż programu. Ostatecznie jednak znalazła się w filmie.
Oczywiście nie mogło zabraknąć serialu „Droids”. Ostrokołowiec generała jest nawiązaniem do pojazdu Janna Tosha z tegoż serialu. Podobnie jest z wyglądem Utapau, przede wszystkim grotami i jamami, które nawiązują do tych z planety Tarnooga z serialu. Jednocześnie warto dodać, że podobne pomysły pojawiły się przy okazji „Powrotu Jedi”, acz wtedy ich nie wykorzystano.
W jednym z opisów stolicy Alderaanu – Aldery w EU wspomniano, że znajduje się tam jezioro. W filmie o tym pamiętano, ale czy zostało przesunięte trochę, czy po prostu dostaliśmy takie ujęcie, to już inna sprawa.
Z niewykorzystanych konceptów warto wspomnieć o Juggernautach, które miały być kiedyś alternatywami dla AT-AT, ale przepadły, pojawiły się w EU a dopiero potem w filmie.
Przy „Zemście Sithów” zapowiadano, że w filmie pojawi się postać z EU. Owszem ponownie pojawiła się Aayla Secura, ale miał też pojawić się Quinlan Vos. Scenę z nim pominięto, acz mistrz Vos jest wspomniany w filmie.
Do tego dochodzą retcony, których jest naprawdę dużo. Skoro obiecano postać z EU, to ją w filmie znaleziono. Stał się nim Salporin, jeden z wookieech, który pojawiał się w trylogii Thrawna. Jeśli chodzi o nawiązania retroaktywne to sporo znajdzie się w pamiątkach w gabinecie Palpatine’a, które bywają nawiązaniami do dawnych konfliktów (jak bitwy o Ruusan). Podobnie było z rasą barona Papanoidy, którego początkowo ochrzczono mianem Wroonianina (z Marveli), ale Filoni i reszta w „Wojnach klonów” zrobili z niego Pantoranina.

Teraz pozostaje nam czekać ile elementów EU trafi do serialu „Rebelianci” no i oczywiście do nowych filmów.
KOMENTARZE (11)

Pączki Star Wars

2014-02-27 07:35:06

Dla niektórych łasuchów dziś najważniejsze święto w roku, czyli Tłusty Czwartek. Z tej okazji objadamy się ciastkami, słodyczami ale przede wszystkim faworkami (zwanymi także chrustem), no i pączkami. W tym ostatnim przypadku można połączyć przyjemne z pożytecznym i znaleźć pączek powiązany z sagą. Nie wiadomo dlaczego, w USA najczęściej pączki kojarzą się z Gwiazdą Śmierci. Mamy dziś kilka przykładów różnych pączków, na których mniej lub bardziej widać nawiązanie/inspirację.









Życzymy smacznego, a o swoich podbojach pączkowych możecie pochwalić się na forum.
KOMENTARZE (8)

„Gwiezdne Wojny” w twórczości J.J. Abramsa

2014-01-08 17:13:22 TVLine

O Abramsie i jego inspiracji „Gwiezdnymi Wojnami” mówi się bardzo dużo. Czasem niektórzy żartują sobie nawet, że raz „Gwiezdne Wojny” już nakręcił, tylko w tytule się walnął i zamiast „Wars” to „Trek” wstawił. Tym razem jednak zajmiemy się nawiązaniami J.J. Abramsa do sagi w jego innych dziełach. Saga w dziełach Abramsa często jest ważnym elementem istniejącego świata, tak ważnym, że można je dostrzec w tle w dość niespotykanych miejscach.

Felicity
  • W odcinku pt. „The Force”, Noel i jego kolega stają w kolejce po bilety na premierę „Mrocznego widma”.
  • W innym odcinku Richard spotyka na przyjęciu halloweenowym fana/fankę Star Wars, ale nie może zdjąć z głowy swojego hełmu Dartha Vadera...

    Fringe: Na granicy światów


  • W internacie Olivia miała ksywkę „Han”, ponieważ była samotniczką.
    Gdy Olivia i Broyles jadą samochodami nad rzekę Charlesa w drugim sezonie, ich samochody mają rejestracje R2D2 i C3P01.
  • W czwartym sezonie Walter mówi strażnikom: „To nie są droidy, których szukacie”.

    Agentka o stu twarzach (Alias)
  • Marshall zaczepił pewnych strażników pytając:
    Marshall: Myślę, że powiedziałem „Mogę cię wyczuć stąd” po ewocku.
    Sydney: Ewocku?
    Marshall: Oficjalnym języku autochtonów z planety Endor.
    Endor to oczywiście księżyc.

    Lost - zagubieni
  • To chyba najbardziej znany motyw. Gdy akcja przeniosła się do roku koło 1977, a główni bohaterowie pracowali dla Inicjatywy Dharma, Hurley decyduje się pomóc George’owi Lucasowi i napisać scenariusz Imperium kontratakuje, z kilkoma poprawkami.


  • Jack trzyma zabawkę Sokoła Millennium.



  • Michael i Jin, kłócą się w różnych językach na tratwie, wtedy Sawyer do nich woła nazywając ich Hanem i Chewiem. Zresztą Jina nazwał Chewbaccą jeszcze dwa razy.
  • Hurley nazywa Jacoba gorszym niż Yoda, zresztą kilka razy (celowo) używa cytatu: „Mam złe przeczucie”.

    Star Trek
    Tym razem nie ma wątpliwości, że to dzieło Abramsa, a nie tylko produkcja. W obu filmach pojawił się dokładnie ten sam motyw, czyli R2-D2. O obu pisaliśmy wcześniej - Star Trek i W ciemność. Star Trek.

    Znając życie, elementów nawiązujących mniej lub bardziej do sagi we wszystkich tych produkcjach jest więcej.
    KOMENTARZE (4)
  • Gwiezdne Wojny na wielkim ekranie

    2013-11-26 21:01:32

    W tym dziale zazwyczaj za sprawą Bryana Younga najczęściej piszemy o hołdach, nawiązaniach i inspiracjach w „Gwiezdnych Wojnach”. Dziś jednak zajmiemy się czymś dokładnie odwrotnym, czyli sagą w innych filmach. Tak się składa, że z naszych ekranów właśnie schodzi film „Maczeta zabija” Roberta Rodrigueza z Danym Trejo i Melem Gibsonem. W filmie tym znajdziemy co najmniej kilka nawiązań do sagi, niektóre są bardzo wprost. Jak choćby pojazd Mela Gibsona, którego postać od razu się przyznaje, że jest fanem „Gwiezdnych Wojen”. Inne jak zdjęcia, karbonit, czy pewne elementy scenografii, fani sagi bez wątpienia rozpoznają.









    Jednak dość mocnym, specjalnym nawiązaniem jest fałszywy zwiastun, który pojawia się przed samym filmem. Jest to zapowiedź filmu „Machette Kills Again... In Space!”, w którym to twórcy już zupełnie nie ukrywają swoich odniesień do sagi, włącznie z walkami na świetlne maczety (czy jak to nazwać). Sam fałszywy zwiastun można już obejrzeć poniżej, natomiast czy powstanie taki film? To się jeszcze okaże. Robert Rodriguez zapowiadał go już dość dawno temu, więc, kto wie.



    Ale nie tylko „Maczetą” saga w kinie żyje. Już w lutym w Stanach zadebiutuje animacja „Lego The Movie”, film o ludzikach LEGO z Liamem Neesonem w jednej z ról. Ale okazuje się, że nie będzie to jedyne gwiezdne powiązanie. W filmie tym pojawiają się różne postaci z LEGO, w tym także te licencjonowane, jak Superman czy Batman. Niedawno sugerowano, że możemy się tu także spodziewać jakiś figurek z „Gwiezdnych Wojen”. Na razie są typy, między innymi podobno Michael Daingerfield miałby wcielić się w Hana Solo. Choć niestety pojawiają się tu także pewne problemy, gdyż na użycie postaci z sagi muszą wyrazić zgodę przedstawiciele Disneya. Rzecznik Warnera na razie nie chciał wypowiadać się na ten temat, pewnie przy okazji premiery wyjdzie, czy i tam znajdziemy gwiezdne nawiązanie.
    KOMENTARZE (0)

    R2-D2 w Star Treku - ponownie

    2013-09-18 07:42:59 Io9

    J.J. Abrams to nie tylko reżyser dwóch poniekąd konkurencyjnych franczyz – „Star Treka” i „Gwiezdnych Wojen”, ale też zadeklarowany fan tej drugiej. Nic dziwnego, że w tej pierwszej znalazło się nawiązanie do sagi. Było to jeszcze w 2009, o czym pisaliśmy. Jednak okazuje się, że J.J. Abrams nie potrafił się powstrzymać także przy „W ciemność. Star Trek”. Tam także pojawia się R2-D2. Film na zachodzie ukazał się właśnie na DVD i Blu-ray, u nas pojawi się dopiero pod koniec września, ale fani mogli w końcu obejrzeć film klatka po klatce. W efekcie Rafael Oca znalazł niebieskiego droida w filmie, miej więcej po godzinie i siedemnastu minutach.



    Ostatnio R2-D2 pojawił się także w Indiana Jones i królestwo kryształowej czaszki, wcześniej zaś w między innymi Poszukiwaczach zaginionej Arki oraz „Bliskich spotkaniach trzeciego stopnia”.

    Na koniec mała ciekawostka. W lecie w USA odbył się konwent fanów Star Treka, na którym przeprowadzono głosowanie na najlepsze filmy w serii. Wygrał „Star Trek II: Gniew Khana”. Przedostatnie miejsce zajął „Star Trek” z 2009... ostatnie zaś „W ciemność. Star Trek”, który dodatkowo został wybuczany. Niestety, w obu ostatnich wystąpił R2-D2.
    KOMENTARZE (9)

    „Osławiona” Alfreda Hitchcocka a „Wojny klonów”

    2012-12-04 16:59:22



    Bryan Young nie ustaje w wynajdywaniu nawiązań między sagą a klasycznymi filmami. Po Kurosawie przyszła pora na innego giganta kina, czyli Alfreda Hitchcocka. Tym razem jednak obiektem gwiezdnych nawiązań nie będzie dzieło George’a Lucasa, a serial „Wojny klonów”.

    Jeszcze w sezonie drugim „Wojen klonów” pojawił się pewien fantastyczny odcinek pt. Senate Spy. Opowiadał historię intrygi pomiędzy senatorami, gdy rada Jedi prosi Padmé by szpiegowała innego senatora (swą dawną miłość), który obecnie pracuje dla Separatystów. By go szpiegować, będzie musiała ożywić ich dawną znajomość. Rada zaś wyznaczają Anakina jako jej łącznika. Jeśli ta historia brzmi znajomo, pewnie dlatego, że dzieli te same założenia co arcydzieło Alfreda Hitchcoka z 1946 – „Osławiona” (Notorious) z Cary Grantem (w roli Devlina, łącznika) i Ingrid Bergman (w roli Alicii, szpiegującej agentki trochę z przymusu). Film ten może i porusza tematy damsko-męskich relacji, które są trochę jeszcze nie w głowach młodszym odbiorcom, ale jako film szpiegowski trzyma w napięciu. Natomiast ekipa „The Clone Wars” starała się złożyć hołd wszystkim jego najlepszym fragmentom.

    To, co sprawia, że ta historia w kontekście „Wojen klonów” jest jeszcze bardziej wciągająca, to Anakin i jego problemy z zazdrością. W serialu ukazano niuanse powolnego przechodzenia Anakina ku Ciemnej Stronie, a zazdrość jest naturalną emocją, którą musi wykorzystać, ale jednocześnie która sprowadza go na manowce. Jako Anakin, Matt Lanter ukazuje subtelniejszy, mroczniejszy ton tej postaci, idealnie wchodzi w rolę Cary’ego Granta z filmu. U Hitchcocka Devlin jest nie tylko zdolnym szpiegiem, ale też zakochanym po uszy idiotą, którego mocno rani to, że Alicia musi pozostać tajniakiem pośród Nazistów.

    Dla Padmé, Separatyści są równie źli i zabójczy jak Naziści. Cat Taber jako Padmé nie jest w stanie wyzbyć się swojej nieufności i wrażliwości jak Ingrid Bergman, głównie z powodu charakteru Padmé. Za to udaje jej się stworzyć mistrzowskie przedstawienie w przedstawieniu.

    Poza historią i postaciami, ten odcinek zawiera kilka ikonicznych obrazów i wizualnych ozdobników z jednego z moich ulubionych filmów, co sprawia, że na mojej twarzy pojawia się uśmiech tak szeroki jak Żebraczy kanion. Jedną z największych scenografii, a przy tym najdroższych ujęć w „Osławionej” była ta w której pojawiały się schody i klucz. Alicia ukradła klucz do piwnicy od złych ludzi i ukrywa go przed wszystkimi na dużym przyjęciu. Kamera ukazuje drugi poziom pokoju, przemieszcza się przez przyjęcie i koncentruje na zbliżeniu klucza ukrytego w dłoni Alicii. To było zapierające dech w piersiach, a zdjęcia w tym odcinku „Wojen klonów” wcale nie są takie pretensjonalne. W jednym momencie, Alicia trzyma klucz w ręku, a mężczyzna którego szpieguje próbuje ją pocałować, ona zaś skacze do niego, rzuca mu ręce na szyję tak, by nie mogła oddać klucza. To bardzo mocna scena, i wcale nie mniej mocna wersja została powtórzona w „Wojnach klonów” z Padmé i datakartą, podczas gdy Anakin spogląda gdzieś z odległości.

    Bez zbędnego spoilerowania, jednym z najbardziej satysfakcjonujących elementów filmu jest jego zakończenie. Zarówno Alicia jak i Padmé zostają otrute, więc potrzebują pomocy swojego protektora, a niesprawiedliwi powinni dostać za swoje. Anakin i Devlin robią to na własny sposób, ale ostateczne rozwiązanie jest tak satysfakcjonujące, że nie można mu już pomóc. I choć obie są bardzo podobne, możliwość zestawienia sposobu w jaki zrobił to Hitchcock i zrobionego w stylu Lucasa, to coś co powinien zobaczyć każdy fan filmu.

    Prawdopodobnie to co najbardziej zdumiewa w odcinku „Senate Spy” jest to, że skompresowano tam historię w mniej niż 30 minutach, a Hitchcockowi zajęło to prawie dwie godziny. To swoisty testament możliwości tworzenia filmów stworzony przez ekipę „Wojen klonów”.

    Dla fanów kina, mogę polecić by obejrzeli „Osławioną” Hitchcocka nie tylko razem z „Senate Spy”. Zarówno film jak i ten odcinek sprawiły mi wiele radości. A czy nie o to właśnie chodzi w Gwiezdnych Wojnach?

    (Uwaga do rodziców. Choć „Osławiona” zawiera pewne treści dla dorosłych, są one zamaskowane dzięki technikom i dialogom z lat 40. Nie sadzę, by ten film był nieodpowiedni dla dzieci, skoro oglądałem go z moim 10-letnim synem i mu się podobało, ale dla dzieci może to być trochę za nudne, przynajmniej dopóki nie dorosną).


    KOMENTARZE (1)

    E.T., C-3PO i R2-D2 spotykają Indianę Jonesa

    2012-11-15 16:53:54

    Nawiązania do innych dzieł w filmach Lucasa to standard. Wystarczy choćby wspomnieć o powtarzającym się w różnych wariantach numerze THX-1138 w całej sadze, czy o obecności E.T. w senacie w „Mrocznym widmie”. Jednak czasem zdarzają się też nawiązania do „Gwiezdnych Wojen” i chyba najbardziej znane to droidy C-3PO i R2-D2 w Poszukiwaczach Zaginionej Arki (więcej o powiązaniu). Norman Reynolds, scenograf tego filmu stworzył genialne nawiązanie, które zapisało się w historii kina. W czwartej części przygód Indiany Jonesa, czyli w Królestwie kryształowej czaszki Stevena Spielberga, filmie bardziej rozczarowującym niż „Mroczne widmo”, Guy Henderix Dyas postanowił nawiązać do pracy Reynoldsa. Przy okazji wydania Blu-ray Indiany Jonesa, w dodatkach pokazano, gdzie w „Kryształowej czaszce” znajduje się R2-D2 i C-3PO, oraz dodatkowo E.T.. Niestety nawiązanie jest tak subtelne, że w samym filmie wyjątkowo trudno je dostrzec, na szczęście na dodatkach widać to bardzo dokładnie. Znajduje się ono pod sam koniec filmu, w sali, którą dość łatwo rozpoznać, jak się widziało film (bez zbędnych spoilerów).


    KOMENTARZE (8)

    „Ukryta forteca”, Kurosawa i „Gwiezdne Wojny”

    2012-10-19 17:34:28 oficjalny blog



    W ramach rozwoju oficjalnego bloga, redakcji StarWars.Com udało się ściągnąć Bryana Younga, filmowca i publicystę, który postanowił zająć się kinem, które inspirowało „Gwiezdne Wojny”. Pierwszy jego wpis dotyczy przede wszystkim „Ukrytej fortecy” oraz twórczości Akiro Kurosawy.

    Jest to dla mnie prawie niemożliwe, by wymienić wszystkie wpływy sztuki filmowej, które konsumuję, i to nawet jako ktoś, kto robi filmy i scenariusze. Niektórzy mogą próbować uciekać od tych wpływów i hołdów, martwiąc się o słowa takie jak „oryginalność”, ale są i inni, którzy je przyjęli i dzięki temu stworzyli naprawdę zapierające dech w piersiach dzieła sztuki.

    Gdy byłem młody, zawsze myślałem, że „Gwiezdne Wojny” powstały w jakiejś próżni. Coś tak imponującego musiało być całkowicie nowe, świeże i oryginalne, racja?

    Nie miałem bladego pojęcia o długiej historii filmów, które pomogły ukształtować się temu, co formowało się w głowie George’a Lucasa. Od starego serialu „Flash Gordon”, do dzieł Akiro Kurosawy, „Gwiezdne Wojny” stały się utkanym gobelinem tego, co powstało wcześniej. Czasem choć nie jest to tak wyraźne, da się dostrzec te wpływy, i można sobie uświadomić, że kiedyś jeszcze przed „Gwiezdnymi wojnami”, „Wojnami klonów” i wszystkim innym z logiem Star Wars, byli ludzie ogarnięci pasją tego, co robią.

    Dla mnie ta podróż odkrywania wpływów zaczęła się od końca. Moja miłość do filmów Kurosawy narodziła się z tego, że miały one wpływ na „Gwiezdne Wojny”. Kiedy miałem tę szczęśliwą okazję spotkać się z Georgem Lucasem, udało mi się podziękować mu za to, że dzięki niemu poznałem tak wspaniałego i poruszającego filmowca.

    To co chcę osiągnąć tym wpisem, to pokazać wam kilka wpływów na „Gwiezdne Wojny” i mieć nadzieje, że sami spróbujecie sobie je zbadać.

    Pierwszym filmem, który chciałbym wam przedstawić będzie klasyczny obraz Kurosawy z 1958 „Ukryta forteca”, który opowiada historie o generale i księżniczce, którzy walczą by móc wrócić do domu z terytorium wroga w czasach feudalnej Japonii, a pomaga im przy tym para nieudolnych wieśniaków. Każdy kto ogląda ten film od razu rozpozna w dwójce kłócących się chłopów luźną analogię do naszych ulubionych droidów, czyli Artoo-Detoo i See-Threepio. Wieśniacy nawet na początku filmu pojawiają się na jakimś pustkowi i są nakręceni z użyciem długich obiektywów, w sposób bardzo podobny w jaki Lucas i jego ekipa filmowali sceny na Tatooine w „Nowej nadziei”. Chociaż Artoo i Threepio są dużo bardziej przyjaźni niż chciwi wieśniacy w „Ukrytej fortecy”, ich komediowa rola w całej historii pozostaje zdumiewająco podobna.

    Po raz pierwszy zagłębiłem się w „Ukrytą fortecę” mając 12 lat. Znalazłem ją w bibliotece, na starej, podwójnej kasecie VHS, na której widniały słowa „Panoramiczna odyseja, która zainspirowała Gwiezdne Wojny George’a Lucasa... Niech droga ku Mocy Kurosawy będzie z tobą”. Wziąłem ją do domu, obejrzałem i moje życie się zmieniło. To był film mocno przypominający „Gwiezdne Wojny”, ale w całkowicie obcym dla mnie świecie, z historią nie mniej emocjonującą, czy napakowaną akcją. Ponieważ Kurosawa zainspirował „Gwiezdne Wojny”, mogłem wrócić do tych filmów i doświadczyć je osobiście.

    W 2001 wyszła Criterion Collection, z nowym wydaniem „Ukrytej fortecy” na DVD, zapowiedziano, że George Lucas wypowie się o wpływie filmu na „Gwiezdne Wojny”.
    - Pamiętam jedną rzecz, która naprawdę mnie urzekła w „krytej fortecy” - powiedział - jedna rzecz, która naprawdę mnie zaintrygowała to fakt, że ta historia została opowiedziana z perspektywy dwóch nisko urodzonych bohaterów. Uznałem, że to będzie to dobry sposób na opowiedzenie „Gwiezdnych Wojen”. Wziąć dwie najmniej ważne postaci , jak Kurosowa, i opowiedzieć wszystko z ich punktu widzenia. W przypadku Gwiezdnych Wojen były droidy, i to jest najsilniejszy wpływ. Fakt, że pojawia się księżniczka, która znajduje się na terytorium wroga to raczej koincydencja, niż cokolwiek innego. W moim filmie, księżniczka jest zdecydowanie bardziej waleczna i samodzielna. Na początku, w pierwszych wersjach scenariusza, miałem jej zdecydowanie więcej, wraz z Jedi, starym Jedi, z którym próbowała uciec. Potem to ewoluowało w historię Luke’a.

    Nie trzeba się dużo zastanawiać, czy użycie dworek jako sobowtórów, które jest dość powszechne w filmach Kurosawy, w szczególności w przypadku inspiracji dla „Mrocznego widma”, no i śmierci Corde w „Ataku klonów”. Podobnie jak Padme w „Mrocznym widmie”, księżniczka znajduje się na niebezpiecznym terytorium, jest biedna, i odkrywa że jak ludzie na świecie naprawdę żyją. Ta analogia nabiera jeszcze głębszego sensu, gdy przypomnimy sobie, że to Lucas osobiście wyprodukował najbardziej znany film Kurosawy o królewskich sobowtórach – „Kagemushę – Sobowtóra”.

    Jest wiele innych analogii między tymi dwoma filmami i fajnie jest je móc porównać. Ale ten film nie tylko inspirował scenariusz „Gwiezdnych Wojen”, także technika filmowania Kurosawy jest obecna w dziełach Lucasa. W „Ukrytej fortecy” jest scena, w której generał na koniu ucieka przed wrogami, a w tle widzimy intensywnie zmieniającą się scenerię, która przypomina atak na Gwiazdę śmierci w „Nowej nadziei”. Wyobraźcie sobie to. Kurosawa nakręcił jazdę na koniu i to było emocjonujące. Kamera koncentruje się na koniu (lub X-Wingu), a tło nam tylko przelatuje, kręcone bardzo długimi obiektywami, pełne szarości, dodające dynamiki do pościgu. Potem kamera się zatrzymuje a generał jest otoczony wrogami, zupełnie jak Han na Gwieździe Śmierci. Zobaczycie też, że w „Ukrytej fortecy” sposób w jaki Kurosawa przechodzi między ujęciami jest bardzo podobny do tego który znamy i kochamy z „Gwiezdnych Wojen”.

    Między „Gwiezdnymi Wojnami” a „Ukrytą Fortecą” jest jeszcze więcej podobieństw. Dość szybko donoszono o tym, że Toshiro Mifune, który grał generała samuraja Rokurotę Makabe, był rozważany do roli Obi-Wana Kenobiego.

    Nie ma nic fajniejszego dla fana filmów i Gwiezdnych Wojen niż śledzenie tych nawiązań jeszcze dalej. We wspomnianym już wywiadzie dla Criterion Lucas mówił o inspiracjach Kurosawy:
    - Wiem, że Kurosawa był wielkim fanem Johna Forda i że się inspirował Johnem Fordem, no i można zobaczyć wpływ Johna Forda na filmy Kurosawy, co moim zdaniem jest jedną z przyczyn, że te filmy są przyswajalne przez ludzi zachodu.

    No i John Ford to kolejna styczność w którą się zagłębiam, dziękuję za takie komentarze. Mam nadzieję, że wskazałem wam wpływy i części wspólne, może nawet dacie szansę któremuś z tych filmów. Wpływ klasycznych filmów na różne aspekty „Gwiezdnych Wojen” jest chyba nieskończony i mam nadzieję, że będziecie zainteresowani kolejnymi odsłonami podróży filmowej przez pryzmat „Gwiezdnych Wojen”.



    Można się zastanawiać ile Kurosawy jest w „Gwiezdnych Wojnach”, zwłaszcza w kontekście fabularnym, gdzie te podobieństwa są bardzo duże. Zresztą napisano na ich temat bardzo wiele, ba nawet w Polsce ten temat czasem pojawia się na konwentach, a nawet na specjalnych imprezach jak Azjatycki Wieczór Filmowy. O ile fabularnie sam Lucas twierdzi, że raczej korzystał z innych źródeł, choćby westernów które inspirowały Kurosawę, o tyle George jest cały czas świadom tego, że podpatrywał techniki słynnego Japończyka, w tym właśnie ścienianie kadrów, o którym wspomniał Bryan Young. Są jeszcze dwie rzeczy o których Young nie wspomniał. Jedna to „Kagemusha”, czyli po naszemu „Sobowtór”. To film na który Akiro Kurosawa w Japonii nie dostał pieniędzy. Choć był uznanym reżyserem, gwarantującym sukces artystyczny, niekoniecznie potrafił zagwarantować zyski. Film prawdopodobnie by nigdy nie powstał, gdyby nie dwóch jego wielbicieli, którzy inspirowali się jego twórczością. Chodzi oczywiście o George’a Lucasa i Francisa Forda Coppolę, to oni wyłożyli własne pieniądze by wyprodukować dzieło swojego mistrza, dając mu pry tym wolną rękę, a jednocześnie oddając mu bardzo osobisty hołd.

    Druga sprawa to także hołd, który złożył Lucas Kurosawie, robiąc bardzo bezpośrednie nawiązanie w „Nowej nadziei”. W scenie kiedy Vader dusi imperialnego admirała Conana Antonio Mottiego, ten prawie wymawia tytuł „Ukryta forteca”.
    KOMENTARZE (0)

    Scena z "Gry o Tron" w wersji gwiezdnowojennej

    2012-07-08 17:59:56

    Serial "Gra o Tron" według serii powieści George'a R. R. Martina "Pieśń Lodu i Ognia" jest bardzo popularny na świecie. Jeden z użytkowników serwisu YouTube ukrywający się pod pseudonimem Joel935M, przerobił jedną ze scen serialu na zbliżoną do Gwiezdnych Wojen, dzięki wykorzystaniu znanej wszystkim miłośnikom SW broni. Oto jak prezentuje się pojedynek Eddarda Starka i Jaime Lannistera w wersji na miecze świetlne.

    UWAGA - Klip zawiera spoilerową scenę!




    KOMENTARZE (13)

    JediBot - robot walczący mieczem świetlnym

    2011-07-19 13:52:07 TheForce.net

    Grupa studentów robotyki z amerykańskiej uczelni Stanford University skonstruowała robota zwanego JediBot, który potrafi parować ciosy mieczem świetlnym zadane przez człowieka. Zajęło im to 3,5 tygodnia.

    Profesor Oussama Khatib, który nadzorował ich pracę mówi: - Zwykły robot musi znaleźć najpierw rękę człowieka i wiedzieć jaką strategię przygotować do wykonania następnego ruchu w czasie rzeczywistym.

    Ale studenci znaleźli sposób: podłączyli do swojego JediBota Microsoft Kinect, urządzenie będące częścią X-Boxa. Kolorowe urządzenie wykrywa obiekty w przestrzeni trójwymiarowej.

    - Użyliśmy koloru aby odróżnić miecz od otoczenia. Tylko miecz przeciwnika jest zielony, w otoczeniu nie ma nic tego samego koloru - mówi Ken Oslund, jeden z twórców JediBota. Nazwa jest oczywiście nawiązaniem do Jedi, którzy nosili słynną broń.

    Na przedstawionym filmiku możecie zobaczyć jak w praktyce wygląda walka człowieka z robotem. Więcej szczegółów dotyczących JediBota znajdziecie w tym miejscu.


    KOMENTARZE (12)

    Sławni i saga oraz inne plotki

    2011-02-26 08:40:00 megafon & oficjalny blog

    Liam Neeson łowi zamiast imprezować

    I została jeszcze jedna plotka, postnarniowa. Tym razem o Liamie Neesonie, który podobno jest zapalonym wędkarzem i zamiast bawić się na imprezach w Hollywood, woli wybrać się na ryby wypływając na jezioro swoją łodzią..

    - Hollywood to nie do końca zdrowe środowisko - tłumaczy Neeson. - Poza pracą nie spędzam czasu z innymi aktorami, ale z moimi synami. Moim największym hobby jest wędkarstwo muchowe, więc staram się łowić jak najczęściej z dzieciakami. Ostatni raz byliśmy razem w Wyoming i złowiliśmy kilka pstrągów. Już marzę o kolejnym wyjeździe.

    Liam Neeson pracuje obecnie na planie kontynuacji przeboju "Kac Vegas".

    Zła Calista

    Już 25 lutego na nasze ekrany wejdzie film "Dzień Dobry TV" z Harrisonem Fordem. Czas zatem poplotkować trochę o nim i jego życiu rodzinnym. Otóż odkąd został mężem Calisty Flockhart nie ma lekko. 46-letnia aktorka, młodsza o 22 lata od małżonka, ponoć nie była pewna, czy Ford nie jest dla niej za stary, ale cały czas nabija się z wieku swojego wybranka.

    - Pamiętam, że gdy go poznałam, myślałam sobie: "To niedorzeczne. Przecież on jest dla mnie stanowczo za stary" - wspomina Flockhart. - Ale nikt z nas nie decyduje o tym, w kim się zakocha. Nie mogłam nic poradzić na to, że zakochałam się właśnie w Harrisonie. Być może w przyszłości będzie stanowiło to jakiś problem, ale na razie nie narzekamy. Lubię dokuczać Harrisonowi w żartach. W końcu żyje na tym świecie już bardzo, bardzo długo. Mówię: "Tak, tak, kochanie. Masz rację. Jesteś bardzo stary i doświadczony".

    Ale chyba aż taką zołzą nie jest, skoro Ford tyle już z nią wytrzymał.

    Czcij ojca swego i matkę swoją

    O tym przykazaniu w swoim życiu pamięta Natalie Portman, która ostatnio przy okazji wielu nagród, publicznie dziękuje swoim najbliższym. Nie szczędzi też dobrych słów swoim rodzicom, którym zawdzięcza wychowanie, nieustanne wsparcie.

    - Moi rodzice do dziś nie są przekonani do mojego zawodu i do Hollywood - tłumaczy Portman. - Mam dyplom Harvardu, a tata cały czas powtarza: "To słodkie, że pracujesz jako aktorka, ale może wybrałabyś się już na studia doktoranckie?". Rodzice zawsze mają czas, aby mnie wysłuchać. Szanują moje opinie. Dzięki nim nadal twardo stąpam po ziemi i jeszcze nie zwariowałam. Wiem, że zawsze czekają na mnie w ciepłym domu, uśmiechnięci i kochający, i że są ze mnie dumni, nawet, gdy coś mi się nie uda. Z taką rodziną można przenosić góry.

    Obecnie możemy oglądać Natalie w "Czarnym łabędziu", a już niedługo na naszych ekranach zagości "Sex Story".

    Harrison Ford nie idzie na emeryturę.

    "Dzień Dobry TV" zbliża się wielkimi krokami. Tak i plotki o Fordzie. O jego wieku mówiła już Calista, a co na to sam Ford? Otóż twierdzi on, że nie po to został aktorem, żeby przejść na emeryturę i zamierza grać, dopóki zdrowie mu na to pozwoli.

    - Nie myślę o emeryturze - stwierdził artysta. - To jedna z tych rzeczy, która mi się podoba w aktorstwie - z wiekiem po prostu grasz coraz starszych gości i nie ma problemu.

    Pozostaje życzyć zdrowia.

    Neeson przerywa milczenie

    Prawie dwa lata temu, w wyniku wypadku podczas jazdy na nartach zginęła Natasha Richardson, żona Liama Neesona. Aktor dość mocno to przeżył, ale unikał jakichkolwiek komentarzy w tej sprawie. Dopiero niedawno postanowił przerwać milczenie.

    - Wszedłem na izbę przyjęć, gdzie znajdowało się kilkadziesiąt osób z połamanymi kończynami, podbitymi oczami i innymi kontuzjami. Po raz pierwszy od lat nikt mnie nie rozpoznał. Ani jedna pielęgniarka, ani jeden pacjent, po prostu nikt. Nie chcieli mnie do niej wpuścić, a ja próbowałem się między nimi przecisnąć. Wyciągnąłem telefon komórkowy, ale strażnik powiedział, że nie mogę go użyć, więc wyszedłem na zewnątrz. Zobaczyłem dwie nadchodzące pielęgniarki i podszedłem do nich, a jedna z nich na szczęście rozpoznała mnie. Po raz pierwszy w życiu byłem naprawdę wdzięczny za to, że zostałem rozpoznany. Wskazała mi drogę do pokoju, w którym cała gromada lekarzy wyglądających jakby dopiero skończyli 18 lat przekazała mi najgorszą wiadomość… - wspomina gwiazdor.

    Natasha Richardson zmarła w szpitalu, w marcu 2009. Zostawiła męża i dwóch synów.

    Natalie Portman urodzi synka?

    O tym, że Natalie Portman spodziewa się dziecka, to już wiemy. Teraz na jaw wychodzą szczegóły. Prawdopodobnie będzie to syn. Aktorka i jej narzeczony (Benjamin Millepied) powiedzieli o tym niewielkiej grupie przyjaciół i krewnych. Ktoś z nich rozpuścił wici dalej i sensacją chwalił się magazyn "Life & Style". Potem już poszło w świat samo.

    Podobno przyszli rodzice są bardzo podekscytowani swoim przyszłym potomkiem, a sam Ben nie może doczekać się chwili, gdy zostanie ojcem.

    Lady Gaga i sztuczki myślowe Jedi

    Kto by pomyślał, że Lady Gaga może być w pewien sposób fanką? Otóż przy okazji pewnego wywiadu dla Vouge wspomniała o czymś, co mogłoby nas zainteresować.



    - Nie wiem czy o tym wiecie – mówi w wywiadzie – ale jednej nocy w Londynie miałam zatrucie pokarmowe. Cały czas wymiotowałam w trakcie zmian strojów. Nikt o tym nie wiedział. Użyłam sztuczek myślowych Jedi na moim ciele. „Nie będziesz wymiotować na scenie”. Bałam się, że ludzie sobie pomyślą, że jestem pijana. Ale skoro nie chcę by myśleli, że jestem człowiekiem, nie chcę by myśleli, że byłam pijana. A już tym bardziej nie chcę, by dowiedzieli się o moim zatruciu.

    I na tym można by skończyć, bo niewiele tu Gwiezdnych Wojen, gdyby nie to, że Lady Gaga ma jeszcze coś wspólnego z sagą, ale o tym poniżej.

    Lady Gaga i SW c.d.

    Zgodnie z obietnicą dalej infiltrujemy Lady Gagę. A dokładniej jej teledysk „Telephone” (YouTube). Otóż w jednym fragmencie tego teledysku znajduje się przepis na „Cook’n’Kill”. A co znajduje się w tym przepisie?



    Pierwszy z brzegu składnik to trutka na szczury, ale ona nas zbytnio nie interesuje. Tam są 3 inne składniki.
    Po pierwsze metacyjanek – to nawiązanie do Diuny.
    Po drugie tiberium to nawiązanie do Command and Conquer. A po trzecie Fex-M3.

    A czym jest FEX-M3? To właśnie nasze nawiązanie do Gwiezdnych Wojen. To neurotoksyna, która pojawia się w „Braterstwie krwi”. Może ona zabijać w ciągu dziesięciu sekund. Wymusza uwolnienie zapasów energii przez mózg doprowadzając do jego zniszczenia. Jedną z osób, która stosowała tę truciznę był Boba Fett.

    Ciekawe, czy Lady Gaga wie o tym wszystkim, czy tylko podpisała się pod czymś, co wymyślił ktoś inny.

    Justin Bieber fanem SW?

    Jeśli nie wiecie kim jest Justin Bieber, to znaczy że niewiele wiecie o współczesnych amerykańskich nastolatkach. To ich nowy bożyszcze, nastoletni chłopczyk, który śpiewa podobno nie tylko do kotleta. W każdym razie ten ulubieniec młodszej żeńskiej publiki ostatnio w ramach autopromocji nakręcił film 3-D pt. "Justin Bieber: Never say never". Teraz zaś jeździ po Stanach i ów film promuje, występując w różnych programach. Niby nic ciekawego, a jednak, zobaczcie jaką ma koszulkę.


    KOMENTARZE (0)

    Tron: Dziedzictwo Gwiezdnych Wojen

    2011-01-18 19:11:00

    Niedawno na naszych ekranach pojawił się film „Tron: Dziedzictwo”, kontynuacja jednego z kultowych obrazów z lat 80. Pozornie wydawać by się mogło, że niewiele łączy go z Gwiezdną Sagą. A jednak, nawiązani się znalazły, a odkrył je J.W. Rinzler, redaktor pracujący w Lucasfilm i autor kilku przewodników i albumów. Otóż przyjaciele powiedzieli Rinzlerowi, że w nowym „Tronie” pojawia się postać o imieniu Rinzler. To nie jest popularne nazwisko w Stanach, więc zaciekawiło to redaktora. Spróbował się dowiedzieć czegoś w sieci, ale niewiele znalazł. Rozwiązanie pojawiło się samo, gdy w siedzibie Lucasfilmu pojawił się z wizytą Joseph Kosinski, reżyser nowego filmu. Jonathan W. Rinzler nie miał z nim zaplanowanego spotkania, ale pozwolił sobie zaczepić twórcę i zapytać o pochodzenie tego imienia. Okazało się, że zostało ono wymyślone, gdy reżyser siedział sobie z dwoma scenarzystami, a na stole leżała książką „Making of... Star Wars” kogoś kto nazywał się Rinzler. „To ja” – odpowiedział tylko redaktor. Potem panowie uścisnęli sobie dłonie, podziękowali, a Rinzler obiecał kupić kilka figurek dla swoich dzieci, z pewnością będą pod wrażeniem.



    Ale to nie jest jedyne nawiązanie. Drugie to Daft Punk czyli francuski duet (Guy-Manuel de Homem-Christo i Thomas Bangalter) odpowiedzialny za muzykę w nowym „Tronie”. Wielu zwróciło uwagę na ich niecodzienne kostiumy. Artyści zawsze każą się fotografować w hełmach, które mają imitować roboty. Zapytani faktycznie przyznają, że częściowo inspirowali się Gwiezdnymi Wojnami i latami 70.



    Na koniec zostaje jeszcze jedna rzecz. Tym razem fan art, z pewnego punktu widzenia. Artysta Grant Gloud postanowił uczcić 20-lecie „Dziedzica Imperium”, przygotowując okładkę do swojego nowego zbioru rysunków nawiązującą do Thrawna i Tronu jednocześnie. To fanart zatytułowany „Thrawn: Legacy”. Wewnątrz zaś znajdziemy jeszcze inne nawiązania do SW i innych filmów. Całość kosztuje 20 USD i można zamawiać ze strony artysty.




    KOMENTARZE (0)

    Han Solo w serialu ''Firefly''?

    2011-01-12 19:24:06 geek with curves

    "Firefly" to obecnie już legendarny serial telewizyjny nadawany krótko przez amerykańską stację Fox. To błyskotliwe połączenie westernu i science-fiction, choć nie przyciągnęło przed telewizory wielu widzów, po latach doczekało się grupy bardzo wiernych fanów, a wysokie sprzedaże DVD zaowocowały filmem kinowym, kilkoma komiksami, czy systemem RPG.

    Jaki może być związek "Fierfly" z Gwiezdnymi Wojnami? Większość wskazałaby zapewne głównego bohatera serialu, kapitana Malcolma Reynoldsa, który na pierwszy rzut oka bardzo przypomina Hana Solo, o co już od pewnego czasu kłócą się fani.

    Autorka z bloga geek with curves podczas kolejnego seansu "Firefly" zauważyła jednak bezpośrednie nawiązanie do Star Wars: podobno w każdym z czternastu odcinków serialu zauważyć można niewielką figurkę Hana Solo w karbonicie. Tą 12-calową figurkę na plan przyniósł podobno sam odtwórca roli Malcolma Reynoldsa – Nathan Fillion, prywatnie wielki fan Gwiezdnych Wojen.



    Temat na forum
    KOMENTARZE (16)

    Incepcja i SW

    2010-08-26 10:11:00

    W jednym z wywiadów przy okazji „Incepcji” Chritopher Nolan wspomniał o Gwiezdnych Wojnach.

    „Tam był cały świat, który nie istniał nigdzie wcześniej. Pojawił się tylko w filmie, a potem żył w twoim mózgu przez kilka godzin, a następnie utknął tam. Od kiedy zobaczyłem ten film, niezależnie czy już to wiedziałem, czy nie, moją ambicją stało się dać publiczności podobne przeżycie. Stworzyć świat, którego się nie spodziewali wcześniej, którego nie widzieli i pozwolić się im w niego zagłębić. To duża zaleta wskoczenia w coś oryginalnego, co może być wszystkim.”


    KOMENTARZE (0)

    Gwiezdne Wojny na giełdzie

    2009-12-22 21:48:50 Gazeta.pl

    Dziś w portalu Gazeta.pl ukazała się informacja odnośnie naszej ulubionej sagi:

    Howard Roffman, szef firmy Lucas Licensing, zajmującej się udzielaniem licencji na produkcję zabawek z "Gwiezdnych Wojen" w towarzystwie postaci z filmu otworzył wtorkową sesję giełdową na Wall Street. - Po trzydziestu latach "Gwiezdne Wojny" pozostają liderem jeśli chodzi o sprzedaż licencjonowanych zabawek - twierdzą przedstawiciele amerykańskiej giełdy.

    To już tradycja, że każdą sesję notowań na Wall Street otwierają zaproszeni goście. Mogą być to szefowie debiutujących spółek, artyści, czy politycy. We wrześniu sygnał do rozpoczęcia handlu na giełdzie dał prezydent Lech Kaczyński. We wtorek na parkiecie gościły znane postacie z filmu "Gwiezdne Wojny", m.in. Darth Vader. Towarzyszyły one Howardowi Roffmanowi, szefowi firmy, która udziela licencji m.in. na produkcję zabawek nawiązujących do sagi George'a Lucasa.

    Przedstawiciele giełdy napisali w oświadczeniu prasowym, że chcieli w ten sposób wyróżnić fakt, że po trzydziestu latach od premiery filmu zabawki związane z "Gwiezdnymi Wojnami" stanowią 60 proc. wszystkich gadżetów produkowanych w oparciu o licencje.


    Poniżej przedstawiamy filmik z tego wydarzenia:


    KOMENTARZE (20)

    Samochód inspirowany Gwiezdnymi Wojnami

    2009-11-23 21:40:30 Onet.pl

    Od jakiegoś czasu na kanale TVN Turbo pojawia się cykliczny program pod tytułem "Operacja Tuning" prezentujący czasem dziwne i zaskakujące ulepszenia pojazdów. W portalu Onet.pl ukazał się odcinek, w którym prowadzący program pokazał między innymi pewien samochód inspirowany sagą Star Wars. Możecie zobaczyć go w tym miejscu (po możliwej porcji reklam).
    KOMENTARZE (15)
    Loading..