TWÓJ KOKPIT
0

George Lucas :: Newsy

NEWSY (1188) TEKSTY (32)

<< POPRZEDNIA     NASTĘPNA >>

Ekipa pierwszego spin-offa: Gareth Edwards

2014-07-18 09:30:56

Walijczyk, urodzony w Nuneaton w Warwickshire w 1975. Od najmłodszych lat wiedział, że chce reżyserować i tworzyć własne filmy. Tym najważniejszym filmem były oczywiście „Gwiezdne wojny” George’a Lucasa, które sprawiły, że młody chłopak chciał rozwalić Gwiazdę Śmierci i przyłączyć się do Sojuszu Rebeliantów. Jednak im bardziej dorastał, tym bardziej zaczynał denerwować się na George’a, że nie może spełnić swoich marzeń. Jak wspomina, „Nowa nadzieja” to był taki film, który on, będąc młodym chłopakiem, chciał dokładnie oglądać. O innym chłopcu, który dostaje broń, mistyczną Moc, dokopuje złym i zdobywa dziewczynę. Wspomina, że mniej więcej w wieku sześciu lat, oglądał IV Epizod praktycznie codziennie i trwało to według niego samego przez kilka lat. Z czasem jednak zrozumiał, że skoro tego nie osiągnie, to może warto zająć się tworzeniem filmów i okłamywaniem innych. To właśnie „Gwiezdne Wojny” sprawiły, że został filmowcem i jak przyznaje, wraca do tych filmów zawsze, gdy zastanawia się, co dalej. One przypominają mu kim chciał zostać.

Potem szło już wszystko zgodnie z planem. Studiował na Uniwersytecie Sztuk Kreatywnych (UCA) na wydziale produkcji filmowej. Ukończył szkołę w 1996, ale w 2012 dostał honorowe wyróżnienie z tej uczelni. Na studiach zajmował się między innymi efektami specjalnymi, od nich także zaczął swą przygodę z filmem, a raczej z telewizją. Pracował w dziale animacji przy serialu dokumentalnym „Nova”, a także przy efektach wizualnych w „Seven Wonders of the Industrial World” (serial TV) oraz kilku innych serialach dokumentalnych.

Pierwszą własnym projektem był telewizyjny film „End Day” z 2005, dramat paradokumentalny, ukazujący możliwe warianty końca świata. Gareth napisał scenariusz do tego projektu oraz go wyreżyserował. Potem udało mu się wyreżyserować kilka odcinków seriali dokumentalnych „Perfect Disaster” i „Heroes and Villains”.

To jednak było mało, ambicje Edwardsa były większe i zaczął pracować nad własnym filmem. Pierwszy był to krótkometrażowy „Factory Farmed” z 2008. Film trwał w sumie 5 minut, ale Gareth napisał nie tylko scenariusz, nakręcił, wyreżyserował go i zmontował. Film ten powstał na potrzeby konkursu Sci-Fi-London, gdzie filmowcy mieli tylko 48 godzin by stworzyć go od początku do końca. Gareth wygrał ten konkurs, efektem była możliwość pracy nad własnym filmem.

A ten własny, to póki co opus magnum Edwardsa, czyli film „Strefa X” (Monsters) z 2010. Zrobiony małym nakładem, właściwie był stworzony przez dwójkę głównych aktorów i pięć osób z ekipy. Edwards nie tylko wyreżyserował film, napisał go, ale także zajmował się tworzeniem efektów specjalnych oraz zdjęciami. Film opowiada o fotografie, który musi pomóc przeprowadzić pewną kobietę przez strefę skażoną przez obcych. Obcy tym razem są prymitywnymi stworami, przypominającymi raczej dzikie zwierzęta olbrzymimi potworami (stąd też oryginalny tytuł). „Strefa X” została bardzo dobrze przyjęta na świecie, doceniono pomysłowość jej twórcy, a Edwards zaczął rozsyłać swoje CV.

W końcu został zatrudniony przez Legendary Pictures na stanowisko reżysera nowej wersji „Godzilli” z 2014, która niedawno miała premierę. Film po części powielał schemat ze „Strefy X”, gdzie potwory choć istotne, pełniły bardziej rolę tła, a główne skrzypce grali ludzie. Choć recenzje filmu były różne, publiczności się spodobał. Był to z pewnością większy sukces niż wersja Emmericha z 1998, a producenci chcą, by Gareth odpowiadał w jakiś sposób za drugi i trzeci sequel. Czy będzie reżyserem, tego nie wiemy. W maju 2014 ogłoszono, że wraz z Gartym Whittą będą pracować nad pierwszym samodzielnym filmem z cyklu „Gwiezdne Wojny”. Tym samym spełniło się pewne marzenie Edwardsa.

Prywatnie reżyser mówi, że w kinie ma trzech wielkich mistrzów. A są to George Lucas, Steven Spielberg i Quentin Tarantino.

Na razie z ekipy pierwszego spin-offa prezentowaliśmy już:
Kathleen Kennedy (producentka)
KOMENTARZE (2)

Lucas dziadkiem, a Spielberg du...

2014-07-17 08:27:01

Zaczynamy od Lucasa, a właściwie to od Amandy Lucas, adoptowanej córki George’a. Otóż została ona niedawno matką. W sposób naturalny, żadnych surogatek. Urodziła synka Feliksa, tym samym George Lucas został dziadkiem. Rodzicom i dziadkom gratulujemy.



Tymczasem Steven Spielberg znów znalazł się w centrum uwagi, ale z powodu żartu. Jay Branscomb, twórca ironicznych i sarkastycznych memów i grafik, postanowił skomentować sprawę Kendall Jones, 19-latki, która wrzuca do sieci zdjęcia z zabitymi przez siebie dzikimi zwierzętami. Wykorzystał do tego zdjęcie z planu „Parku jurajskiego”, gdzie Steven Spielberg pozuje z makietą martwego triceratopsa. Jay pominął kilka szczegółów i zrobił podpis: „Haniebne zdjęcie zrelaksowanego myśliwego, pozującego wesoło przy triceratopsie, którego właśnie zamordował. Proszę, dzielcie się tym zdjęciem, by ten podły mężczyzna okrył się wstydem przed całym światem”.

No i wybuchła bomba. Jedni faktycznie zrozumieli żart, inni nie. W dodatku niektórzy z tych drugich rozpoznali na zdjęciu Stevena Spielberga. I się zaczęło. W sieci zaczęto wyzywać Spielberga od „zabójców zwierząt”, „nieludzkich du**ów”, ba niektórzy zaczęli się zarzekać, że nigdy więcej nie obejrzą tego filmu czy innych dzieł reżysera. Pomijając oczywiście fakt, że to była makieta dinozaura, to warto sobie przypomnieć, że triceratopsy wyginęły jakieś 66 milionów lat temu.

Samo zdjęcie miało dziewięć tysięcy polubień, pięć tysięcy komentarzy i zostało udostępnione trzydzieści tysięcy razy. Branscomb dodatkowo wrzucił jeszcze zdjęcie Spielberga ze „Szczęk” prosząc o zidentyfikowanie okrutnego zabójcy rekinów. Gdy się zorientował, ile osób wzięło tę sprawę na poważnie, tłumaczył Spielberga, że ten nigdy nie brał udziału w zabójstwie zwierząt.
KOMENTARZE (11)

Muzeum Lucasa w Chicago

2014-07-07 19:25:29 StarWars.com



Zapadła decyzja odnośnie lokalizacji The Lucas Museum of Narrative Art (LMNA), czyli muzeum, które ma udostępnić kolekcję sztuki George’a Lucasa szerokiej publiczności. Siedziba muzeum, które pierwotnie miało nosić nazwę Lucas Cultural Arts Museum, powstanie na 17 akrowej działce (blisko 7 ha) w Chicago, które zabiegało o tę inwestycję, po tym jak Lucas napotkał trudności chcąc otworzyć muzeum w San Francisco. LMNA będzie się koncentrować na sztuce narracyjnej, ukazując jak rozwijało się opowiadanie historii, począwszy od ilustracji, aż po film i sztukę cyfrową. W kolekcji Lucasa znajdują się przedmioty związane z historią Hollywood i filmów amerykańskich, obrazy Normana Rockwella oraz wiele innych cennych przedmiotów o kulturalnej wartości.
- George Lucas w ciągu ostatnich czterech dekad zrewolucjonizował sztukę opowiadania historii i jesteśmy zaszczyceni będąc odbiorcami tej niesamowitej inwestycji w dziedzictwo, która pozwoli wszystkim poznać i doświadczyć sztuki narracyjnej - powiedział burmistrz Rahm Emanuel.
Burmistrz jest przekonany, że to innowacyjne muzeum przyciągnie wielu gości, także z zagranicy.
Sam George Lucas również wyraził zadowolenie ze współpracy nawiązanej z miastem. Powiedział także, że to dobra decyzja dla muzeum, choć nie ukrywał, że dla niego, ze względów osobistych, trudna, ponieważ czuje się mocno związany z obszarem Zatoki San Francisco (prywatnie oraz zawodowo). Lucas podziękował również wszystkim mieszkańcom Kalifornii, którzy wspierali plany umiejscowienia muzeum w jego rodzinnym stanie.

Twórca Gwiezdnych Wojen ma nadzieję, że muzeum zostanie otwarte w 2018 roku.

Żeby dowiedzieć się więcej na temat Muzeum i jego kolekcji należy odwiedzić stronę internetową: www.lucasmuseum.org.


KOMENTARZE (4)

Konsekwencje wypadku Harrisona Forda

2014-06-19 08:44:57

Zanim przejdziemy do głównego dania, to krótka informacja. Powraca plotka o udziale Davida Oyelowo w filmie. Przez moment sugerowano, że David zagra w serialu „Rebelianci” inkwizytora, ale teraz wiemy, że wcieli się w rolę agenta Kallusa. Czy faktycznie w jakiś sposób wystąpi w filmie, nie wiemy. Tymczasem John Boyega niedawno oznajmił, że jego ojciec pojawi się w Ep VII. Na razie nie wiadomo w jakiej roli, prawdopodobnie jako statysta. Prawdę mówiąc nawet nie wiemy jak nazywa się ojciec Johna, wiemy tylko, że aktorem nie jest, przynajmniej filmowym. Dzięki Istagramowi wiemy chociaż jak wygląda.

O wypadku Harrisona Forda pisze większość mediów, ale informacje w nich podawane są trochę rozbieżne. Według jednych, Fordowi nie stało się nic poważnego, według innych zaś będzie potrzebował nie tylko rekonwalescencji ale i operacji. Podobno nie będzie mógł się pojawić na planie przez 8 tygodni, acz niedługo ma już wyjść ze szpitala, jeśli już to się nie stało (informacji na razie brak). Na pewno wpłynie to w pewien sposób na produkcję filmu, część scen zaplanowanych z Harrisonem zostanie przesunięta w czasie, ale nie powinno to opóźnić filmu, czy planowanego zamknięcia zdjęć. Dla nas informacja jest taka, że rola Forda nie jest aż tak wielka jak nowych aktorów.

To jednak nie koniec plotek o konsekwencjach, otóż niektóre źródła sugerują, że rozważana jest zmiana sposobu przedstawiania Hana Solo na planie. Chodzi o to, by unikać pokazywania nogi, inaczej go portretować, inaczej konstruować sceny z nim. Jest to o tyle ciekawe, że bardzo podobny zabieg został wykonany na planie „Nowej nadziei”, gdzie Peter Cushing, czyli odtwórca roli Tarkina, miał problem z nogami i nie mógł długo wytrzymać w oficerkach, więc w większości scen grał w kapciach. Oczywiście kamera tego nie ujęła. Czy tak samo będzie teraz z Fordem, być może dowiemy się za jakiś czas.

Swoją drogą wokół Harrisona wiele się dzieje. O wypadku wypowiadał się jego syn, a do Londynu przyjechała żona – Calista Flockhart. Pojawiły się też informacje o płytce, która ma wspomóc leczenie nogi. Natomiast na dość ciekawą rzecz powiedział Ben Ford, syn Harrisona, który przy okazji amerykańskiego dnia ojca (jest wcześniej niż u nas) przyznał jeszcze, że Harrison w Londynie kręci swój ostatni film „Star Wars”. Czy pomylił słówka, czy też się wygadał, zobaczymy. Spekulacje ruszyły. Niektórzy nawet przypominają pewną starą wypowiedź Lucasa (czy prawdziwą, nie wiadomo), gdzie miał powiedzieć Fordowi, że nie zabije go w „Powrocie Jedi” bo potrzebuje go na początku następnego filmu. Ale chyba nie należy do tej wypowiedzi zbytnio się przyzwyczajać.

Swoją droga okazuje się, że to nie koniec problemów z feralnym wypadkiem. Otóż część obsady zaczęła bać się dekoracji, podchodzą do nich bardzo niepewnie i najchętniej przerzuciliby się na niebieskie lub zielone ekrany.

Niedawno na IMDB pojawiła się informacja, że Daisy Ridley zagra Jainę Solo. Aktorka sama szybko zdementowała tę informację pisząc, by nie ufać serwisowi, który może edytować cały świat i jego żona.

Tymczasem TheForce.Net podaje, bez źródła, że doniesienia o łowcach Jedi i inne ploty dotyczące fabuły są wyssane z palca. Cóż, zobaczymy.

Na Latino Review zaczęto się zastanawiać, czy Domhnall Gleeson zagra syna Luke’a czy też nie. Nawet porównują zdjęcia młodego Hamilla z Gleesonem. W tej plotce wciąż jest rozważana Mara Jade lub inna rudowłosa zastępczyni jako potencjalna matka.



Na sam koniec zaś okazało się, że nowy „Sokół Millennium” jest jeszcze bardziej niedorobiony. Nie tylko drzwi potrafią spaść na kogoś, ale też brakowało zwisających kostek. Ktoś z ekipy to zauważył i kupiono bardzo podobne kostki na eBayu, teraz są. A gdzie były kostki w „Sokole”? Choćby w „Nowej nadziei”.



KOMENTARZE (7)

Wypadek na planie, Ford w szpitalu

2014-06-13 22:03:44

Zaczynamy od najważniejszej wieści. Harrison Ford miał wypadek podczas kręcenia zdjęć do Epizodu VII. Spadły na niego drzwi od makiety „Sokoła Millennium”. Sytuacja wyglądała na tyle poważnie, że z Pinewood helikopter zabrał aktora do szpitala. Okazało się, że Ford ma złamaną kostkę oraz obrażenia stopy i przez jakiś czas nie będzie mógł normalnie pracować. Jednocześnie pozostałe zdjęcia przebiegają bez opóźnień, sceny z Harrisonem zostaną nakręcone, gdy będzie już dysponowany. Ani życie aktora, ani data premiery nie są zagrożone.

Dalej przechodzimy do plotek, zdjęć i innych rzeczy. Domhnall Gleeson jest już w Londynie, więc prawdopodobnie bierze już udział w zdjęciach, ewentualnie się do nich przygotowuje. Tymczasem pojawiają się doniesienia, że do obsady dołączy Simon Pegg, którego mogliśmy oglądać w obu „Star Trekach” J.J. Abramsa w roli Scotty’ego. Tym razem jego rola ma być tajna i szybko nie zostanie ujawniona. Przypominamy, że jakiś czas temu aktor wrzucił do sieci fotkę spod studia Pinewood z miejscem parkingowym Harrisona Forda.

O wizycie George’a Osborne’a na planie Epizodu VII pisaliśmy przy okazji spin-offów. Warto jednak dodać jedną rzecz, kanclerz skarbu ujawnił, że Lucasfilm dostał zniżkę za to że produkuje film w Wielkiej Brytanii. We wspomnianym newsie pojawia się też zdjęcie z planu Epizodu VII.

John Boyega nadal twittuje, tym razem mieliśmy okazję zobaczyć jak wygląda przygotowanie makijażu. Niewiele to wnosi, ale warto zobaczyć jak wygląda garderoba.



Jeszcze zanim doszło do wypadku Forda, fotografom udało się uchwycić na ulicach Londynu Harrisona na przechadzce z Oscarem Isaaciem oraz J.J. Abramsem. W sieci pojawiły się potem spekulacje, że może Isaac zagra syna Hana Solo, ale należy pamiętać, że to nawet nie jest zdjęcie z planu.



Lupita Nyong’o także w końcu wypowiedziała się na temat „Gwiezdnych Wojen”, niestety mało ciekawie. Nie powiedziała nic o swojej roli, zasugerowała natomiast, że ma świetną lokację, która warto by wykorzystać i że przedstawi ów pomysł Abramsowi. Chodzi jej o pewien wulkan na Hawajach. Cóż, dla przypomnienia to właśnie na Hawajach Abrams kręcił serial „Lost – Zagubieni”. Może faktycznie zostanie to wykorzystane przy kolejnych filmach.

George Lucas został niedawno przyłapany przez dziennikarzy i zapytany co sądzi o wyciekach z planu. Flanelowiec powiedział tylko, że to już nie jest jego problem.

Skoro już jesteśmy przy wyciekach, to Phil Tippett postanowił się zabawić w sposób podobny do Abramsa. Ostatnio pisaliśmy o kuriozalnych plotkach o „Sokole”. Tippett umieścił własne zdjęcie w sieci, z karteczką, że to nie on odpowiada za przecieki. Tylko umieścił ja na modelu AT-AT. Podobnych dziwnych zdjęć w sieci pojawiło się więcej, ale w przypadku Tippetta możemy przypuszczać, że faktycznie pracuje nad Epizodem VII.



Fani Carrie Fisher mają powody do radości. Otóż aktorka zabrała ze sobą na plan swojego psa Gary’ego. Swoją drogą ciekawe, czy pies ten dostanie choćby mała rolę w filmie.



Na sam koniec mała obserwacja. Otóż niektórzy zauważyli, że wśród zdjęć z planu z Abu Dabi, pojawiły się budowle które przypominają niewykorzystane w klasycznej trylogii pomysły Ralpha McQuarriego.



Tak swoją drogą dokładnie ten sam pomysł został wykorzystany w pilocie „Wojen klonów”, o czym pisaliśmy tutaj. Tymczasem jeszcze ostatnia wiadomość dla fanów lokacji, otóż tym co zostało po filmowcach zajęły się już władze Emiratów Arabskich. Co się da zostanie wystawione w muzeum. Niestety w przeciwieństwie do Tunezyjczyków, w Abu Dabi doskonale wiedzą jak zarabiać pieniądze.
KOMENTARZE (12)

Kolejna nadzieja dla serialu aktorskiego?

2014-06-12 17:12:50

Na dniach w Lucasfilmie zatrudniono kolejną osobę. Jest nią Tony To, ekspert w sprawach produkcji telewizyjnej. Będzie podlegał bezpośrednio pod Kathleen Kennedy.

Ostatnio był wiceprezesem do spraw produkcji w Walt Disney Studios (czyli jego bezpośrednim przełożonym był Alan Horn), gdzie odpowiadał za produkcję większości ostatnich aktorskich filmów Disneya, w tym „Czarownicę”. Pracował też dla telewizji, współtworzył kilka głośnych seriali, w tym „Z Ziemi na Księżyc”, „Kompanię braci” czy „Pacyfik”.

I teraz najciekawsze. W Lucasfilmie zajmie się nadzorowaniem produkcji aktorskich i animacji i tu według oficjalnej informacji, Lucasfilm ma na tapecie sześć nowych filmów oraz kilka produkcji telewizyjnych w różnej fazie rozwoju. Na razie wiemy, że trwają zdjęcia do VII Epizodu, „Rebelianci” właściwie czekają już na premierę, a dwa spin-offy mają już swoich reżyserów. Serial „Detours” jest zawieszony decyzją Lucasfilmu i czeka na swoją emisję. Czym zatem są inne projekty telewizyjne? Na razie nie wiemy. Z plotek możemy przypuszczać, że może to być właśnie serial aktorski i kolejny/kolejne seriale animowane.

Tymczasem Stephen Scaia, jeden ze scenarzystów „Star Wars Underworld”, czyli oryginalnego serialu aktorskiego zdradził niedawno kilka istotnych szczegółów fabularnych. Po pierwsze w serialu aktorskim miały się pojawić znane nam postaci z klasycznej trylogii, mieliśmy zobaczyć jak Chewie spotkał się po raz pierwszy z Hanem Solo, jak Lando przegrał „Sokoła Millennium” oraz zobaczyć latającego Bobę Fetta. Jak wiemy, Fett był jedynym elementem, którym reklamowano oficjalnie serial (więcej).



Chociaż nowe informacje dają nam nadzieję na to, że serial aktorski powstanie, chyba nadszedł już czas by porzucić ostatecznie marzenia o „Star Wars Underworld” w takiej wersji jaką chcieli ją stworzyć George Lucas i Rick McCallum. Zarysy ich historii mogą zostać wykorzystane zarówno w „Rebeliantach” jak i spin-offach, ale gdy zdjęcia do serialu aktorskiego w końcu ruszą, trzeba się liczyć z tym, że nawet jeśli zostaną wykorzystane niektóre skończone scenariusze to i tak zostaną one wpierw przerobione zgodnie z zamysłem obecnych decydentów.
KOMENTARZE (36)

P&O 73: Dlaczego Mace ma purpurowy miecz?

2014-06-01 09:31:30



Dziś mamy kolejny przykład żartów na planie, które odbijają się fanowskich domysłach i rozważaniach.

P: Rozumiem, że Jedi i Sithowie muszą używać kryształów do budowy swoich mieczy świetlnych, przy czym Jedi używają zielonych lub niebieskich kryształów, a Sithowie czerwonych. Dlaczego zatem mistrz Mace Windu jako jedyny ma purpurowy miecz?

O: „Jestem jedyną osobą w całym wszechświecie, która ma purpurowy miecz” chwalił się aktor, Samuel L. Jackson w filmiku nagranym na otwarcie Celebration II. „Ludzie będą przez lata a może i wieki doszukiwać się głębszego znaczenia purpurowego światła, ale o tym wiem tylko ja”. Żartował sobie, że nawet George Lucas nie zna znaczenia. Prawda jest taka, że nietypowe życzenie aktora, by jego postać miała miecz o purpurowym ostrzu, Lucas spełnił, odchodząc od swojej reguły zielonych i niebieskich mieczy.

W „Gwiezdnych Wojnach” jednak znaleziono i sens takiego koloru. W jednym z opowiadań w cyklu Star Wars Tales #13 Dark Horse Comics, jest historyjka o młodym Macie Windu, który spotyka przypominających skały obcych z planety Hurikane, podczas swej pierwszej samodzielnej misji. Od nich uczy się odpowiedzialności i w nagrodę, zaoferowano mu purpurowy kryształ. Windu zrobił z tego kryształu miecz. Oczywiście ta historyjka może być tylko mitem, zresztą jak wszystkie (prawie) inne znalezione w Talesach.
KOMENTARZE (11)

Plotki o "Rebels" #14

2014-05-27 20:01:57 Różne

Wieści o "Rebeliantach" po raz kolejny przycichły. Najważniejsze informacje z ostatniego czasu pochodzą z trwających właśnie Star Wars Weekends. Niestety, z oficjalnych newsów wstawiono na razie jedynie zdjęcia wykonane przez Vanessę Marshall, ale oczywiście wypłynęło to i owo. Co tydzień na panelu "Behind the Force" gościem jest inny aktor z głównej obsady serialu - w przedostatni weekend była to Vanessa, w ostatni Tiya Sircar (Sabine), kolejni to Taylor Gray (Ezra) i Steve Blum (Zeb). Za każdym razem wyświetlane są inne fragmenty odcinków, których głównym bohaterem jest postać grana przez gościa z danego tygodnia. Żaden klip nie trafił do internetu, bo widzów proszono o wyłączenie kamer (w zeszłych latach podobno tego nie wymagano, dlatego filmiki zawsze były), ale pojawiły się opisy. Pierwszy klip to rozszerzona wersja tego z WonderConu, a krótki opis opis (z drobnymi spoilerami) pojawił się na blogu Fangirl. Odcinek podobno nazywa się "The Machine in the Ghost". (Spoiler):Przedstawiał on walkę w przestrzeni kosmicznej z myśliwcami TIE, podczas której Kanan, Hera i Chopper dogryzali sobie nawzajem; Jedi próbował na przykład anulować rozkazy, które Syndulla wydała droidowi. Wedle autorki, między Jarrusem a Twi'lekanką zaistniała chemia, co nie przeszkodziło astromechowi w zrujnowaniu chwili.(Koniec Spoilera)



Bohaterką drugiego klipu była Sabine, a opis pojawił się na Facebooku The Wolfpack Podcast i tu spoilery są już większe. (Spoiler):Scena najpierw ukazuje szturmowców nękających mieszkańców Lothalu, był wśród nich mężczyzna w hełmie rodem z prac McQuarriego i Rodianin. Dowódca żołnierzy miał zbroję podobną do tej noszonej przez szturmowców pustynnych. Następnie Sabine przemyka się na platformę z myśliwcami TIE i zaczyna tagować jeden z nich. Szturmowcy nakazują jej przestać, a gdy to nie skutkuje, podnoszą blastery. Dziewczyna im uskakuje, zaczyna uciekać i drwić z nich, mówiąc, że "są tacy podręcznikowi". Żołnierze przegrupowują się, a Wren wraca do myśliwca. Stwierdzając, że czegoś mu brakuje, dodaje coś, czego początkowo nie widać. Szturmowcy (jeden z nich podobno brzmiał jak Dee Bradley Baker, odtwórca roli klonów) docierają do maszyny, a jeden z nich odkrywa zamontowany tam ładunek wybuchowy. Przed eksplozją słychać jedynie "O-o" mężczyzny. Sabine przemyka się wzdłuż ściany i kontaktuje z Herą, którą przebywa na pokładzie "Ghosta". Twi'lekanka mówi: "Dziękuję, widzieliśmy stąd eksplozję", a kamera pokazuje szturmowców pochlapanych niebieską farbą. Wren odpowiada: "Co tam eksplozja. Popatrz na kolory".(Koniec Spoilera) Z paneli dotarły też informacje o tym, że w serialu pojawi się prom typu Sentinel, a tu możecie zobaczyć jak będą wyglądali Rodianie - choć zdjęcie jest słabej jakości, widać na nim drobne zmiany w stylistyce w porównaniu do przedstawicieli tej rasy z TCW.

Z wieści rozproszonych, Simon Kinberg udzielił wywiadu dla Screencrush. Nie powiedział tam wiele nowego, ale wspomniał, że stara się robić "Rebeliantów", mając na uwadze dwie grupy fanów: starszych, wychowanych na Oryginalnej Trylogii, oraz młodszych, którzy kochają prequele. Rozmówca zasugerował mu też, że Mace Windu mógłby wrócić, a producent odparł, że w wielu franczyzach, na przykład X-menach, śmierć nie jest ostateczna. Filoni także się wypowiedział, co ciekawe, dla "Polityki". Powtórzył słowa Kinberga o nawiązywaniu do obu trylogii, ale powiedział dość kontrowersyjne słowa o EU: twierdzi on, że zawsze było ono "studnią pomysłów", lecz niezgodną z filmami. Niedawne ogłoszenie dekanonizacji starych historii to "nic nowego", bo wedle niego uświadomiło to fanom, że EU nigdy nie miało stanowić kanonu. Dodał wszakże, że nadal można sięgać do tych pozycji, a jeśli coś z Rozszerzonego Wszechświata mu się spodoba, to może umieścić w "Rebeliantach". Co ciekawe, podobno nie rozmawiał z Lucasem na temat nowego serialu.

Na ostatek, do sieci wypłynęło sporo obrazków związanych z serialem. Pat Presley wstawił na Facebooka pracę koncepcyjną przedstawiającą AT-DP, a ekipa z Rebels Report znalazła przykładową stronę z niemieckiego wydania "Rebels: The Visual Guide". Tekst na razie jest zastępczy, ale można zobaczyć jak będzie wyglądał miecz Inkwizytora. Z kolei Making Star Wars znalazł figurkę LEGO Ezry, dzięki której wyjaśniło się znaczenie jednego z tajemniczych obrazków wstawionych kiedyś na Facebooka serialu - jest to symbol na kurtce Bridgera.




KOMENTARZE (10)

Ściema za ściemą

2014-05-13 17:54:44

Dziś głównym źródłem rewelacji będzie serwis JediNews.Co.Uk. Na początek kilka informacji na temat castingu i tego, co z nim jest związane. Poniższe informacje pochodzą z magazynu „Entertainment weekly”, przynajmniej wg wspomnianego serwisu.

Po pierwsze casting na poważnie zaczął się dopiero w styczniu. To oznacza, że wszystkie te castingi otwarte i głośne szukanie ról właściwie w dużej części było ściemą. Zresztą z informacji o przebiegu castingu wyłania się bardzo podobna informacja. Dobór aktorów to kwestia ostatnich miesięcy i tygodni, choć casting ogłoszono jeszcze latem!

Casting nie jest skończony, to oczywiście wiemy. Podobno brakuje tam jeszcze kilku istotnych ról, w tym jednej głównej żeńskiej. Ale o tym ostatnim właściwie pisaliśmy niedawno.

Scenariusz Michaela Arndta został mocno przerobiony przez Abramsa i Kasdana, co opóźniło właściwy casting.

Mark Hamill, Harrison Ford, Carrie Fisher mieli podpisane listy intencyjne by wrócić w Epizodzie VIII zanim sfinalizowano sprzedaż Lucasfilmu Disneyowi. Dla przypomnienia George Lucas wspomniał o tym w marcu 2013.

Zarówno Hamill, Fisher jak i Ford mają mieć znaczące role w Epizodzie VII. Harrison Ford być może będzie grał główną rolę wraz z trójką młodych aktorów.

Z własnych informacji JediNews podaje jedną. Otóż według nich Adam Driver miałby się wcielić w rolę syna Hana i Lei i tu: (Spoiler) który niczym legendarny Darth Caedus przejdzie na ciemną stronę i cały film będzie opowiadać na jego ratowaniu (koniec spoilera). Tym samym byłby zarówno szwarccharakterem jak i kimś innym. O podobnym rozwoju akcji informowaliśmy w czerwcu. Do imion postaci nie ma co się przywiązywać.

Natomiast zdaniem serwisu MakingStarWars, zdjęcia do Epizodu VII rozpoczynają się dziś w Abu Dabi. Czyli 13 maja, niestety na razie ta informacja nie została potwierdzona. Natomiast jak donoszą także inne media, pojawia się tam coraz więcej ekipy, miejsca w hotelach są zajęte, lokacja, gdzie kręcony będzie film jest zablokowana i nie wpuszczają tam osób postronnych. Tylko ciężarówki kursują. Są też podobno ładunki wybuchowe, tworzą krater, port kosmiczny, jakąś dużą wieżę, historyczne targowisko, jakiś dom obcych oraz z 10 do 15 szybkich wozów. Inne media donoszą też o rekwizytach, które mają przypominać raczej post-apokaliptyczną scenografię.

Tymczasem, choć filmu nie ma, wciąż trwa zgadywanie ile może zarobić. Ostatnio pojawiła się opcja, że może będą to 3 miliardy dolarów. Cóż, Disney na pewno by chciał, jednak w takich przypadkach czas i widzowie z pewnością zweryfikują te wyliczenia.
KOMENTARZE (16)

„Indiana Jones” i szósty sezon „Wojen klonów”

2014-05-03 01:13:39 Oficjalny blog



Bryan Young po raz kolejny postanowił rozliczyć się z bezwstydnikiem Davem Filonim, który nie przejmuje się tym, by „Wojny klonów” były oryginalnym serialem, a podkrada pomysły z czego tylko zobaczy. Tym razem „okradł” Lucasa i wmontował sceny z „Indiany Jonesa” w szóstym sezonie.



Jak większość osób czytających te słowa, spędziłem całą sobotę na oglądaniu na Netfliksie premiery „Lost Missions” z „Wojen klonów”. Nasza cierpliwość została nagrodzona 13 odcinkami serialu, który kochamy, które mogą być także 13 z najlepszych spośród wyprodukowanych. Były przepełnione akcją, pięknie zaanimowane, porywające, i czasami łamiące serce.

Ale z jakiś powodów, po tych odcinkach zachciałem obejrzeć filmy z cyklu „Indiana Jones”. Nie powinno być dla nikogo niespodzianką, że filmy z serii „Indiana Jones” mają swój wpływ na projekty „Star Wars”, także dlatego, że ich cechą wspólną jest George Luca. Jednak trzy odcinki z „The Lost Mission” złożyły dość krzykliwy hołd naszemu ulubionemu archeologowi.

Pierwszy odcinek, na który zwróciłem uwagę to właściwie trzeci odcinek Fugitive. Klon ARC Fives próbuje uciec z placówki medycznej Kaminoan, z pomocą trzęsącego się, lewitującego droida imieniem AZ-3. Dynamika tej sceny przypomina ucieczkę Indy’ego i jego ojca z austriackiego zamku w filmie „Indiana Jones i Ostatnia Krucjata”. Krąg się zamyka, gdy Fives powala grupę klonów starających się ich powstrzymać, a AZ-3 ma kamienny wyraz twarzy Henry’ego Jonesa seniora, gdy mówi:
- Zobacz, co zrobiłeś... Nie mogę uwierzyć, co zrobiłeś...

To był niesamowicie śmieszny moment, w odcinku wypełnionym pewnym zwątpieniem, balansującym delikatnie wokół linii, którą twórcy „Wojen klonów” starają się podążać.

Ten moment delikatnie połechtał moją miłość do filmów o „Indianie Jonesie”, sprowadzając uśmiech na moją twarz, ale to nie było nic poważnego aż do odcinków ósmego i dziewiątego. „The Disappeared” jest to dwuczęściowa opowieść z Jar Jarem Binksem i groźnym Macem Windu, którzy odkrywają akcję niczym z „Świątyni Zagłady” z przywróceniem kultu Thugeeich.

Jar Jar odgrywa niezdarną wersję Indiany Jonesa w tym odcinku, a królowa Julia z Bardotty jest kimś w stylu Willie Scott, gdy znika (jak Willie) zostaje pojmana przez wyznawców kultu, którzy chcą wyssać z niej energię życiową. Sceny wyglądają jak gwiezdno-wojenna wersja „Świątyni Zagłady”. Kiedy mistrz Windu i Jar Jar znajdują tropy prowadzące do królowej Julii, pościg bardzo przypomina porwanie Marion Ravenwood w koszyku na ulicach Kairu.

Reszta odcinka odgrywa ceremonię, którą przeprowadzał Moleram w podziemiach Świątyni Zagłady, pełną lawy i wiszących klatek.

Cały „The Disappeared” wprawił mnie w nastrój, by obejrzeć ponownie „Świątynię Zagłady”, która otwiera się od scen w klubie Obi-Wan.

Świetnie jest widzieć więcej nawiązań do „Indiany Jonesa” w uniwersum „Star Wars”. Prawdę mówiąc, w najnowszej książce Jamesa S.A. Coreya – „Honor Among Thieves” Han Solo zostaje rzucony w sam środek przygody w stylu Indiany Jonesa, której kulminacja ma miejsce w starożytnej świątyni wypełnionej pułapkami i sekretami.

Cykl „Indiana Jones” to filmy, które są dobrym sposobem na spędzenie czasu w gronie rodziny. Polecam obejrzeć wszystkie cztery filmy z dziećmi, a potem od razu przejść do „Kronik Młodego Indiany Jonesa”.



Jeśli chodzi o nawiązania do słynnego archeologa i „Wojny klonów”, warto wspomnieć o jeszcze innym odcinku. W The Gungan General znajdziemy bardzo czytelne nawiązanie do „Poszukiwaczy zaginionej arki”.
KOMENTARZE (4)

Muzeum Lucasa w Chicago?

2014-04-28 17:24:36



O muzeum George Lucasa, które upubliczniłoby jego kolekcję dzieł sztuki, pisaliśmy już kiedyś. George chciał wybudować muzeum w San Francisco, niedaleko zatoki z widokiem na ocean, w Presidio. Niestety, pomysł ten nie przypadł do gustu lokalnym władzom, więc wydawać by się mogło, że idea muzeum zostanie zawieszona. Tutaj do gry wchodzi jednak Chicago i burmistrz Rahm Emanuel, który bardzo chciałby ściągnąć to muzeum do swojego miasta. Wyznaczył też specjalną grupę zadaniową, która ma przekonać do tego George’a Lucasa. David Spielfogel, doradca burmistrza, twierdzi, że obecnie trwają pracę nad lokacją i tym, co miasto może dać oraz zyskać na tym muzeum. Jak już będzie mieć gotową propozycję to wyślą ją do George’a Lucasa. Tu istotnym elementem jest właśnie to, co można zyskać, bowiem George’owi zależy na tym, by obiekt spełniał także edukacyjną rolę. Warto dodać, że Chicago to także rodzinne miasto żony Lucasa - Melody Hobson. Natomiast Lucas planował wydać jakieś 300 milionów USD na budowę i rozruszanie muzeum, więc jest się o co bić.

Samo muzeum w zamyśle ma prezentować sztukę, ale w połączeniu z jej kulturowym dorobkiem. Chodzi tu zarówno o sztukę nowoczesną, jak i filmową. Mają tam być eksponowane przedmioty, które George kupił na aukcjach, dostał, pamiątki z filmów, ale też kolekcja prac Normana Rockwella, którego Lucas jest wielkim fanem. Zresztą w muzeum miejsce będzie także na ilustracje z książek dla dzieci czy komiksów, czyli wszelkiego rodzaju sztukę, która potrafiła dotrzeć do większej ilości ludzi. W muzeum prawdopodobnie będą prezentowane nie tylko zbiory George’a Lucasa. Sama instytucja, choć wciąż nie ma swojej lokacji, ma już stronę internetową: lucasculturalartsmuseum.org, na której można poczytać o samym pomyśle.
KOMENTARZE (5)

Jak wojna wpłynęła na budowę „Sokoła”

2014-04-25 19:07:24 Oficjalny blog



Cole Horton, zgodnie z zapowiedziami, zajmuje się historycznymi inspiracjami, które trwale zmieniły obraz sagi. Tym razem skoncentrował się na „Sokole Millennium” i pojazdach z czasu wojny, których elementy można w nim odnaleźć.

W poprzednim miesiącu twierdziłem, że II wojna światowa wpłynęła na elementy „Gwiezdnych Wojen” bardziej niż cokolwiek innego. W tym miesiącu zamierzam tego dowieść, dokładnie studiując ulubiony okręt kosmiczny galaktyki – „Sokoła Millennium”. Prawie każdy aspekt tego słynnego pojazdu dzieli jakieś powiązanie z wojną, od kokpitu po silniki. To II wojna światowa pomogła zbudować naszą ulubioną kupę złomu.



Nawiązania zaczynają się w kokpicie „Sokoła” z jego ikonicznym oknem w stylu szklarni. To tu publiczność po raz pierwszy wskoczyła w nadprzestrzeń, to z tego słynnego miejsca Han Solo unikał imperialnych okrętów w polu asteroid nieopodal Hoth. Trzydzieści lat wcześniej kokpit w tym samym stylu latał na pokładzie jednego z najbardziej zaawansowanych bombowców II wojny światowej, amerykańskiego B-29 Superfortess (Superforteca).


B-29 był amerykańskim czterosilnikowym ciężkim bombowcem zaprojektowanym przez Boeinga i używanym dość intensywnie podczas późniejszej fazy kampanii nalotów bombowych na Niemcy i Japonię. Dwie bomby atomowe zrzucone właśnie z B-29 skończyły wojnę i zasygnalizowały początek ery atomowej.

Jak inne bombowce z tamtych czasów, B-29 były najeżone działami maszynowymi przeznaczonymi do obrony załogami wrogich myśliwców. Zdjęcia strzelców i ich dział maszynowych celujących w myśliwce przelatujące na niebie stały się symbolem kroniki lat 40. Ale wraz z rozwojem broni naprowadzanej po II wojnie światowej, obronne działa maszynowe stały się mocno przestarzałe. Ten typ podniebnej broni stał się więc unikalny dla II wojny światowej, ale jednocześnie wywarł swój wpływ na George’a Lucasa i jego ekipę „Gwiezdnych Wojen”.




W celu wyrazistego ukazania ruchu, jaki chciał Lucas osiągnąć w filmie, stworzył swoją własną, wczesną wersję animatyki, używając do tego archiwalnych zdjęć z II wojny światowej oraz klasycznych filmów wojennych. Gdy pisał film, Lucas także oglądał telewizję.
- Za każdym razem, gdy w telewizji był film wojenny taki jak „Mosty Toko-Ri” (The Bridges of Toko-Ri, 1954), oglądałem je, a gdy były tam walki myśliwców, nagrywałem je na wideo. Potem przetransferowałem to na taśmę 16mm i zmontowałem tak by pasowało do mojej wizji „Gwiezdnych Wojen”. To był naprawdę mój sposób by ukazać ruch okrętów kosmicznych.
Lucas twierdzi, że zgromadził jakieś 25 godzin nagrań wideo. To właśnie zdjęcia takie jak te zainspirowały sekwencje z Hanem Solo i Lukem Skywalkerem strzelającymi w wieżyczkach do imperialnych TIE Fighterów podczas ucieczki z Gwiazdy Śmierci.

Przyjrzyjcie się uważnie okrętom, które przelatują i może nawet zobaczycie w nich części pojazdów z czasów wojny. Dzięki metodzie zwanej kitbashingiem, szczegółowe modele zbudowane przez ekipę od efektów z ILM zostały pokryte w sposób dosłowny okrętami, czołgami i artylerią z II wojny światowej. Steve Gawley, modelarz z „Nowej nadziei” wspomina:
- Nie mieliśmy na nic pieniędzy. Nie kupowaliśmy nic nowego, nawet meble w sali kinowej pochodziły ze zwrotów od Goodwill. Mieliśmy dobrą relację z Monogram, firmą produkującą modele z Hawthorne w Kalifornii, mogliśmy zamówić pewne plastykowe drzewa z częściami od ich modeli, oraz odkupić zwroty, którym mogło brakować części, mając nadzieję, że akurat ta część nie będzie nam potrzebna. Mieliśmy olbrzymie zniżki na tego typu rzeczy.
Te modele ze zniżką nadały pojazdom z „Gwiezdnych Wojen” świetny, „używany” wygląd.


Model „Sokoła Millennium” jest pokryty właśnie takimi modelami. Na obrazku widać model „Sokoła” w wielkości 5 stóp, który używano w produkcji Epizodu IV. Cała główna struktura okrętu została stworzona od początku, ale wiele z bogatych szczegółów zostało dodanych z istniejących już fragmentów modeli. Powłoka „Sokoła” składa się z kawałków czołgów typu Panther, Tiger, myśliwców Messerschmitt 109, Kubelwagonów i wielu innych.

Ale „Sokół Millennium” nie zawsze był modelem. Dla Epizodu IV skonstruowano części okrętu na planie, a potem przy „Imperium kontratakuje” nawet „Sokoła” pełnej wielkości z stali i sklejki. „Sokoła Millennium” pełnej wielkości zbudowała grupa inżynierów morskich z doków Pembroke w Walii. Ekipa konstrukcyjna w Pembroke miała już doświadczenie w budowaniu drewnianych pojazdów. Podczas II wojny światowej, Pembroke było największą na świecie bazą łodzi latających, konstruowano tu i startowały stąd długodystansowe wodnosamoloty, które pomagały chronić amerykańskie i brytyjskie konwoje okrętów przemierzające ocean atlantycki. Trzydzieści lat później rzemieślnicy w Pembroke ponownie pracowali w sekrecie, tym razem budując „Sokoła” nim wysłano go w częściach przypominających wycinki koła do studia Elstree.

By dać życie ekranowemu „Sokołowi Millennium”, nawet specjalne efekty dźwiękowe bazowały na wojennych nagraniach. Jak tłumaczy Ben Burtt, „Sokół” jest głównie spowolnioną wersją dźwięków myśliwca P-51 Mustang, nagraną na pokazach lotniczych na pustyni Mojave.
- Podczas pokazu powiedziałem „chcę nagrać jakieś samoloty”, a oni odpowiedzieli „Serio? Więc sobie tam pochodź”. Dziś nie dałoby się tego zrobić, stałem na pylonie a samoloty przelatywały jakieś 15 stóp powyżej mojej głowy. Były tak szybkie, że ledwo mogłem je dostrzec, gdy przelatywały, były tylko rozmyciem, ale mogłem poczuć zapach oleju i wydechów. Leżałem sobie na ziemi z moim mikrofonem i nagrywałem te samoloty, tak przez kilka dni. Miałem mnóstwo wspaniałego materiału. Prawie wszystkie okręty kosmiczne pochodzą z tych nagrań z Mojave, wliczając w to „Sokoła”. Używacie samolotów z napędem tłokowym, jest tym, co odróżnia pojazdy z „Gwiezdnych Wojen” od większości pojazdów filmowych. Montażyści dźwięku zdawali się zawsze koncentrować na hukach i rykach odrzutowców czy rakiet.
Możecie to uznać za dzieło przypadku, ale miłośnicy historii uznają tą okoliczność za ciekawostkę. Podczas gdy z pewnością znacie wielki koreliański okręt pilotowany choćby przez Hana Solo, to czy słyszeliście o Przesmyku Karelskim (ang. Kareliab Isthmus - gra słów), jeziorze w północno-zachodniej Rosji, gdzie Finnowie i Sowieci toczyli Wojnę Zimową, podczas wczesnych dni II wojny światowej? Albo czy wiecie, że podczas wojny, „kessel” run (trasa na Kessel) odnosiło się do niemieckich pilotów starających się zaopatrzyć wojska, otoczone przez Sowietów po bitwie o Stalingrad? Kessel, czy raczej „kocioł” po niemiecku to był termin używany do takiego otoczenia. Czy to miejsce, tak ważne dla II wojny światowej, ma coś wspólnego ze swoimi galaktycznymi odpowiednikami? Zostawię was, byście pomyśleli sobie nad tym, aż do następnego miesiąca, gdy powróci „Od wojny światowej do „Gwiezdnych Wojen””!



Drugie zdjęcie od góry przedstawiające wnętrze kokpitu B-29 wykonał Andrew Kalat.
KOMENTARZE (2)

Zabawa w kotka i myszkę

2014-04-21 09:35:39

Wygląda na to, że coś prawdopodobnie ruszyło się z castingiem. W Bad Robot już coś wiedzą, ale jeszcze nie powiedzą. Przynajmniej tak to chyba należy odbierać. Otóż parę dni temu na twitterze Bad Robot pojawiło się zdjęcie jakiejś kobiety, która czyta jakiś scenariusz. Napisali tylko tyle, że jest tam wyjątkowo zimno, więc jest przykryta, widać tylko kawałek włosów i paznokcie. No i scenariusz. Zdjęcie wygląda tak:



Oczywiście nie musi ono nic znaczyć, przynajmniej jeśli chodzi o „Gwiezdne Wojny”. Ale wiemy jak prawdopodobnie wygląda scenariusz do Epizodu VII. Pokazywał go Jason Flemyng, ale i samo Bad Robot (a przynajmniej tak to sugerowano). Wizualnie nawet się zgadza. Pytanie kim jest ta pani, która to czyta? Niektórzy twierdzą, że to Maisie Richardson Sellers, o której pisaliśmy całkiem niedawno. Włosy w sumie ma podobne i niektórzy twierdzą, że dłonie także, ale to jedyna poszlaka. Jeśli podpowiedź Bad Robot jest prawdziwa to chyba mamy już wybraną główną rolę żeńską (psuedo-Jainę, córkę Luke’a, córkę/wnuczkę Kenobiego czy jeszcze kogoś innego, tego nie wiemy).

W tym miejscu jednak kończy się gra Bad Robot i zaczynają fanowskie sugestie. Serwis StarWars7News po raz kolejny atakuje ze spiskową teorią dziejów, choć tym razem sami przyznają, że to tylko spekulacja. W każdym razie zastanawiają się, czy J.J. Abrams nie oszukał wszystkich i w sekrecie nie kręci już 7 epizodu i to nie tylko na lokacjach ale także w Pinewood, a wszystkie oficjalne informacje to zasłona dymna. Ze sprawdzonych rzeczy wiemy tylko, że Carrie Fisher obecnie znów przebywała w Los Angeles. Natomiast podobno Abramsa już parę razy widziano na trasie Londyn – Abu Dabi. Padły też sugestie, że Abrams przygodotwał kilka fałszywych scenariuszy, które mają pełnić rolę zasłony dymnej.

Jeszcze jedna ciekawa sugestia pojawiła się na Salt Lake Comic Con’s FanXperience. Na jednym z paneli byli obecni tam Jeremy Bulloch i Daniel Logan, czyli dwaj odtwórcy roli Boby Fetta. Panel prowadził Bryan Young, którego dobrze kojarzymy z filmowych śledztw. Young zapytał wprost, czy ktoś z nich dostał już telefon w sprawie siódmego epizodu. Jeremy Bulloch odpowiedział: „jeszcze nie, ale ups... ”, mówiąc to przytknął rękę do ust. Logan natomiast był bardziej wylewny, ale i żartobliwy: „On podobnie jak ja dostał tylko fax”. Bulloch jednak uciął rozmowę: „Nie mogę nic powiedzieć, przepraszam”. Czy chodziło o nowy epizod, spin-off, „Rebeliantów” czy jeszcze coś innego nie wiemy. Ale spekulacje nasuwają się same. Filmik z konwentu możecie zobaczyć tutaj:

Na koniec jeszcze jedna rzecz. W czwartek Disney zorganizuje śniadanie dla George'a Lucasa, najwyższego szefostwa Disneya, aktorów z oryginalnej trylogii (nie wiemy jakich) i jeszcze około 100 innych VIPów. W menu wszystko jest inspirowane sagą. Nie wiadomo, czy coś ogłoszą, czy przede wszystkim zaprezentują coś VIPom, ale chyba coś jest na rzeczy.
KOMENTARZE (12)

P&O 66: Czym są parseki i jak się mają do kilometrów?

2014-04-13 09:46:28



Tydzień temu parseki wywołały pewne kontrowersje, ale okazuje się, że nie tylko u nas. Na oficjalnej aż dwa razy zadano bardzo podobne pytanie.

Pierwsze z nich jest krótkie i zwięzłe.

P: Czym są parseki?

O: Parsek jest jednostką miary, wynoszącą koło 3,26 lat świetlnych odległości.


Drugie natomiast jest ciekawsze.

P: Zawsze mnie zastanawiało jak się mają jednostki miary takie jak kilosy (z ang. klicks), czy parseki do ziemskiego systemu miar?

O: Co ciekawe, parsek jest także jednostką odległości w prawdziwej astronomii. A „kilosy” to kilometry. Nazywanie kilometrów „kilosami” jest dość częstym slangiem nawet na naszej planecie. Jeden kilometr to 0,62 mili długości; to jednostka w układzie metrycznym.

Natomiast parsek to odległość dla której paralaksa roczna wynosi 1 sekundę łuku. Parsek można także opisać jako odległość z jakiej połowa wielkiej osi orbity ziemskiej jest widoczna jako łuk o długości jednej sekundy. Czyli to 3,26 lat świetlnych lub trzydzieści jeden bilionów „kilosów”.

K: Jak widać, to drugie pytanie jest już zabawne samo w sobie, zwłaszcza uznawanie kilometrów za miarę wymyśloną przez Lucasfilm. Ale co tu się dziwić, skoro w roku 1977, w „Nowej Nadziei” pada słynne zdanie, że „Sokół Millennium” pokonał odległość w niecałe trzynaście parseków... Jak widać, ani George Lucas, ani nikt z ekipy, nie miał zielonego pojęcia, że parsek NIE JEST jednostką czasu, a odległości. W „Ataku klonów” już Lucasa o tym uświadomiono.
KOMENTARZE (8)

5 odcinków "The Clone Wars" dobrych dla dzieci

2014-04-11 20:51:45 Oficjalny blog



W powszechnym mniemaniu serial "The Clone Wars" jest skierowany do młodszej widowni i rzeczywiście, zwłaszcza na początku odcinki miały "lżejszą" naturę. Później seria nabrała o wiele mroczniejszego klimatu, zarówno w kwestii nastroju, jak i podejmowanej tematyki. Autorzy najnowszego wpisu na oficjalnym blogu postanowili więc przedstawić pięć odcinków, które są idealne dla dzieci.

Swoją drogą, skoro jesteśmy przy temacie TCW, to w naszym spisie chronologii odcinków znalazły się te pochodzące z "The Lost Missions", więc jeśli byście chcieli urządzić sobie maraton ze wszystkimi sezonami, teraz możecie to zrobić bez "przeskoków" w fabule.

"The Clone Wars" to nagrodzony statuetką Emmy serial, który przekroczył granice animacji i narracji, eksplorujący wydarzenia rozgrywające się po "Ataku klonów", a poprzedzające "Zemstę Sithów". Producent wykonawczy George Lucas był bezpośrednio zaangażowany w tworzenie każdego odcinka, co czyni z serialu pozycję obowiązkową dla każdego fana. Teraz, gdy wszystkie odcinki i film kinowy wylądowały na Netfliksie, nowa publiczność może doświadczyć "Wojen klonów" - ale czy są odpowiednie dla osób w każdym wieku?

Pomimo wyświetlania na kanałach przeznaczonych dla młodszych, pomyłką byłoby lekceważenie TCW jako serialu "tylko dla dzieciaków". Nastoletni i dorośli widzowie mogą być zaskoczeni dojrzałością i złożonością zaprezentowanych postaci i wątków. Wielu dorosłych fanów powiedziało, że obejrzenie TCW rzuciło nowe światło na prequele, dzięki czemu cała Saga zyskała na głębi. Dorośli widzowie, nie przegapcie tej wspaniałej serii!

Jednakże, z powodu dojrzałości i intensywności przedstawionych sytuacji, TCW nie można nazwać "serialem dla dzieci" bez pewnych zastrzeżeń. Jak powiedziałby Obi-Wan, wszystko bardzo zależy od twojego osobistego punktu widzenia. To rodzinna rozrywka, podobnie jak filmy spod znaku "Gwiezdnych Wojen", ale niektóre odcinki są lepszym punktem wyjścia niż inne.

Wojny klonów były zgiełkliwym czasem niestabilności, gdy Republika i Separatyści potykali się w całej galaktyce. Armia klonów przeciwstawia się śmiercionośnym droidom w serii kampanii i choć Republika odnosi zwycięstwa, to i tak żołnierze cierpią z powodu strasznych strat. Wojna rodzi również korupcję oraz otwiera drzwi najemnikom i łowcom nagród, aby mogli siać zniszczenie. Czyny pełne przemocy są popełniane zarówno przez bohaterów, jak i przez złoczyńców, ale w całym tym zamieszaniu światełko dobra i nadziei przebija nawet najmroczniejsze czasy.

Poprzez całą serię odcinki dobre dla dzieci często przedstawiają powrót do niewinności i przekazują pozytywne przesłania, które inspirują i napędzają wyobraźnię. Aby pomóc rodzicom i opiekunom zdecydować, które odcinki są odpowiednie dla dzieci, ten krótki przewodnik opisuje pięć najlepszych epizodów rekomendowanych dla młodszej widowni. Mamy nadzieję, że ten materiał wstępny pozwoli Wam odpowiednio przygotować rodzinne wspomnienia z Waszymi młodzikami w domu.



Odcinek 1.01: "Ambush"

Streszczenie: Mistrz Yoda i jego porucznicy, Jek, Rys i Thire, muszą wspólnie pokonać kilka przeszkód, aby spotkać się z królem Toydarii o czasie, zanim będzie zmuszony oddać planetę w ręce wroga.

Yoda to jedna z najbardziej przyjaznych dzieciom postaci w serii, z jego przystępną mądrością i zabawnym chichotem. W "Ataku klonów" widzieliśmy jak prowadził ćwiczenia z maluchami i ciepło rzekł: "Zaiste, cudowny umysł dziecka jest". Inspiruje otaczające siebie osoby i w "Ambush" czyni dokładnie to samo z eskortą klonów. Przytłoczeni przez wroga, żołnierze stracili wiarę w siebie i w szansę przeżycia. Yoda jednakże podnosi ich morale i skupia się na ich indywidualnych mocnych stronach. Robiąc to, daje przykład widowni, aby czyniła tak samo.

"Ambush" oferuje lekcję, która sprawdza się w codziennym życiu, od pielęgnowania wiary w siebie, po inspirowanie wielkości w innych.



Odcinek 1.08: "Bombad Jedi"

Streszczenie: Padme Amidala zostaje schwytana przez siły wroga podczas wizyty u starego przyjaciela rodziny. Przedstawiciel Binks chce za wszelką cenę ją uwolnić i aby to zrobić, przebiera się za Jedi.

Żadna inna postać w uniwersum "Gwiezdnych Wojen" nie jest niewinniejsza i bardziej dobroduszna niż Jar Jar Binks. Mimo negatywnego odbioru, jaki otrzymał od starszych widzów na przestrzeni lat, reprezentuje on humor i prosty pogląd na życie. Zawsze ma jak najlepsze intencje, chcąc ocalić przyjaciół za cenę własnego życia. Przyjmując rolę "mistrza Bombada", Jar Jar zdaje sobie sprawę ze swoich mocnych i słabych stron, i choć niektórzy mogą unieść pytająco brew, patrząc na jego techniki, to udaje mu się dotrwać do samego końca.

Mimo że została schwytana przez Separatystów, Padme jeszcze raz dowodzi, że nie jest typem damy w opresji. Podczas gdy Jar Jar poszukuje sposobu na uratowanie jej, Amidala sama sobie radzi, otwierając kajdany i rozbrajając strażników. Jako wzór dla młodych chłopców i dziewcząt, Padme trzyma się swoich poglądów nawet w obliczu niebezpieczeństwa.

"Bombad Jedi" zabiera widzów na humorystyczną przygodę, wzbudzając śmiech i pobudzając wyobraźnię.



Odcinek 4.06: "Nomad Droids"

Streszczenie: Po udanej misji pokojowej, R2-D2 i C-3PO rozpoczynają podróż do domu. Zostaje to udaremnione przez Separatystów, przez co droidy uciekają i przytrafia im się seria małych przygód.

Jedno z najbardziej zapadających w pamięć przedstawień postaci należy do R2-D2 i C-3PO, którzy uciekli ze szponów Imperium w "Nowej nadziei", bez wysiłku przechodząc przez korytarze, podczas gdy blasterowe bolty śmigały za ich głowami. Widząc na własne oczy takiego farta, zastanawiacie się jak takie dwa droidy w ogóle przetrwały w surowej galaktyce. Przyczyna jest tego taka, że miały siebie nawzajem. Razem R2-D2 i C-3PO to duet nie do powstrzymania, które często rozluźnia atmosferę na ekranie. Choć często się sprzeczają, to niektórzy fani powiedzieliby, że to oznaka prawdziwej przyjaźni.

"Nomad Droids" przedstawia jak dwie zupełnie różne postacie pracują razem i wspierają się nawet w najdziwniejszym otoczeniu.



Odcinek 5.06: "The Gathering"

Streszczenie: Wojna toczy się dalej, a wielu Jedi poległo w obronie Republiki, więc ich liczba coraz bardziej się zmniejsza. Trzeba wytrenować nowych przywódców, aby przekazali dalej dziedzictwo zakonu Jedi.

Nie ma nic bardziej ekscytującego i bardziej satysfakcjonującego od widzenia dobrego przedstawicielstwa konkretnej grupy, szczególnie w serialu animowanym skierowanym do różnych grup wiekowych. Dzieci często są przedstawiane jako "gówniarzowate" lub "mazgajowate", a rzadko pokazuje się je jako indywidualności o innym sposobie myślenia. Terminu takiego jak "dziecinny" często używa starsza publiczność w negatywnym kontekście, która zapomina, że kiedyś sama była mała. Radość z "Gwiezdnych Wojen" przemawia do wszystkich fanów, zwłaszcza dzieci. Ta odległa galaktyka pomaga młodszym widzom rozszerzyć wyobraźnię i pomyśleć o nowych możliwościach.

W "The Gathering" pięcioro młodych Jedi rusza na pełną wyzwań przygodę, która wzmacnia ich siłę i poddaje wyzwaniu ich słabości, przełamując tradycyjne i protekcjonalne stereotypy. Ten odcinek przedstawia bohaterów, z którymi dzieci mogą się łatwo identyfikować oraz demonstruje jak maluchy mogą być herosami innego rodzaju.



Odcinek 5.10: "Secret Weapons"

Streszczenie: Jedi przechwycili sekretną transmisję od Separatystów i nie mogą złamać kodu. Zbierając grupę droidów o różnych umiejętnościach, rycerze stawiają przed tymi niecodziennymi herosami zadanie odzyskania czipu dekodującego, zanim przeciwnik uderzy.

Na wiele sposobów droidy przypominają ukochane zwierzęta domowe. R2-D2 jest często porównywany do psa z powodu swojej lojalności i przyjaźni z Anakinem Skywalkerem. Droidy z uprzejmym oprogramowaniem mają tendencję do przyciągania innych miłych dusz, zwłaszcza dzieci. Nie trzeba szukać daleko, wystarczy pójść na konwent komiksowy, by zobaczyć jak maluchom opadają szczęki, a twarz jest pełna zachwytu, gdy widzą astromecha w skali 1:1.

W "Secret Weapons" najbardziej gadatliwym i ekspresywnym droidem jest mądry i kapryśny WAC-47. Bardzo gadatliwy i nieposiadający pewnych umiejętności społecznych, WAC umie uchwycić radosną stronę sytuacji w niebezpiecznych chwilach - to dziecięca i naiwna cecha. Te lekkie momenty to coś, co czyni z WAC-a i reszty drużyny droidów postacie łatwe do zidentyfikowania i takie, z którymi dzieci mogą się identyfikować.

"The Clone Wars" przybliżyło galaktykę do domów, przedstawiając całkiem nową erę szerszej publiczności. Każdy odcinek zaczyna się od krótkiego morału, który jest podstawą epizodu i wydarzeń. Od "Wielcy dowódcy inspirują wielkość w innych", do "Nigdy nie porzucaj nadziei, nieważne jak mroczne wydają się sprawy", ludzie w każdym wieku mogą czerpać korzyści z lekcji przedstawionych w serialu.



W duchu tego artykułu, poniższe filmiki pokazują, że w TCW rzeczywiście była spora dawka przemocy (w drugim można zobaczyć sceny ocenzurowane przez Cartoon Network), a podejmowane tematy, na przykład dotyczące polityki, mogłyby znudzić dzieci (i nie tylko).





Zapraszamy do dyskusji na forum.
KOMENTARZE (13)

Ile Spielberg zarobił na „Nowej nadziei”?

2014-04-09 17:20:50

Wydawać, by się mogło, że o historii „Gwiezdnych Wojen”, a przynajmniej tych starych, wiemy już prawie wszystko. Natomiast całkiem niedawno na światło dzienne wyszło, że jednym z największych beneficjentów „Nowej nadziei” był Steven Spielberg. Mimo że z „Gwiezdnymi Wojnami” do czasu „Zemsty Sithów” nie miał nic wspólnego, poza tym, że był przyjacielem Geroge’a Lucasa. Jak więc mógł zarobić na tym filmie? Otóż w 1977 na ekrany kin wchodziły dwie produkcje – „Nowa nadzieja” George’a Lucasa i „Bliskie spotkania trzeciego stopnia” Stevena Spielberga. Obaj przyjaciele zaczęli się spierać, który film więcej zarobi, lepiej wpasuje się w gusta szerokiej publiczności. George bardziej wierzył w „Bliskie spotkania”, natomiast Spielberg w „Gwiezdne Wojny”. Zakład był prosty, kwota łatwa do wyliczenia – 2,5 % wpływów od filmu dla drugiego. W sumie to nawet bardziej wymiana niż zakład, bo Lucas dostał 2,5 % z „Bliskich spotkań” a Steven z „Nowej nadziei”. Umowa ta została zawarta jeszcze przed premierami.



Trzeba było tylko poczekać i zobaczyć. Jak się okazało, wygrała „Nowa nadzieja”, stając się najbardziej dochodowym filmem roku. „Bliskie spotkania trzeciego stopnia” wylądowały dopiero na trzecim miejscu, wyprzedził je „Mistrz kierownicy ucieka”. Tak więc oto w ten prosty sposób, Stevenowi Spielbergowi Lucas musiał wypłacić pieniądze, ponieważ to „Nowa nadzieja” stała się nie tylko hitem, ale i międzynarodowym fenomenem, nie raz wznawianym zresztą. Według wyliczeń Yahoo, Spielberg powinien zarobić na tym zakładzie / tej wymianie jakieś 40 milionów USD. Swoją drogą ciekawe, czy J.J. Abrams będzie uprawiał takie kolesiostwo!
KOMENTARZE (9)
Loading..