TWÓJ KOKPIT
0

Epizod III: Zemsta Sithów :: Newsy

NEWSY (1023) TEKSTY (50)

<< POPRZEDNIA     NASTĘPNA >>

Tydzień „Zemsty Sithów”: RotS video game

2015-05-21 12:27:27



Star Wars Episode III: Revenge of the Sith video game




Tytuł mało odkrywczy, podobnie jak wyżej zaprezentowane okładka i plakat promujący. Każdy gracz powinien być tego świadom, a wielu to potwierdza – gry oparte na filmach (nie tylko SW) są najczęściej traktowane po macoszemu, jako jeden z wielu produktów marketingowych towarzyszących premierze. Stawia się je równi z zabawkami Happy Meal ze znanej sieci fast foodów, słabymi figurkami, koszulkami, kubkami itd. Często też do produkcji dochodzi po fakcie, nawet po dość długim odstępie czasowym od premiery – co wcale nie poprawia jakości.

Każdego z Epizodów również dotknęła ta skaza. Zaczynając od lat 80-tych ubiegłego stulecia i EIV, kończąc na Zemście dekadę temu – wokół filmu, niczym planetarne satelity, krążył gry wątpliwej jakości tzw. episode-related titles. Szkoda, że jedyny godny tytuł – Star Wars Episode I: Racer – nie jest zaliczany do tego grona i nie może podciągnąć średniej. Wypadałoby się jednak cieszyć, że upływem czasu takich produkcji było coraz mniej. Przy EVII nie słychać o żadnych planach wydawniczych, a „miejsce” Racera zajmie nowy Battlefront, może więc ktoś poszedł po rozum do głowy.

Niestety, nie udało się to z cyfrową Zemstą Sithów. Gra, o tytule identycznych do filmowego, oprócz potwierdzenia niskiej jakości, potrafiła zaskoczyć. Jako jedyna (w stosunku do EI i II) została wydana przed premierą kinową, co wiązało się z przeróżnymi ograniczeniami (m.in. chęcią uniknięcia spoilerów, co samo w sobie jest zabawne, w końcu wypuszczamy grę o filmie przed filmem, zatem każdy moment może unicestwić oczekiwania widza), poza tym różniła się zawartością w stosunku do platformy docelowej. W tym punkcie dotarła chyba do wszystkich ówczesnych konsol i telefonów komórkowych, jednak pominięto PC-ty. Osobiście raczej wątpię by taka dystrybucja wpłynęła na sprzedaż urządzeń podłączanych do telewizora, taki to exclusive.



Wydawcą tytuły był LucasArts, a producentem studio The Collective, Inc. RotS to typowy przedstawiciel gier akcji, z widokiem zza pleców bohatera. Dostaliśmy w podstawowej wersji dwa tryby rozgrywki:

Single player – to 17 filmowych lokacji, które przemierzaliśmy kontrolując Anakina Skywalkera i Obi-Wana Kenobiego. System walki skupiony był na operowaniu mieczem świetlnym (klasyczne trzy techniki – szybka, ale słaba, średnia oraz powolna, ale zadające wysokie obrażenia) , przy niewielkiej pomocy Force Powers. Gracze, dzięki systemowi zdobywanego doświadczenia, mogli rozwijać swoje umiejętności i tworzyć coraz bardziej zabójcze kombinacje ciosów. Również otaczające środowisko było interaktywne, najczęściej podatne na zniszczenie bądź wykorzystanie w walce.



Mulitplayer – oferował pojedynki 1vs1 z wykorzystaniem mieczy świetlnych (ze słynnym zakleszczeniem oraz siłowaniem) i Mocy. Graczom udostępniono postacie Obi-Wana, Anakina, Dooku, Grievousa, Mace’a Windu, Cina Dralliga i Serry Keto. Darth Vader i Ben Kenobi mogli zostać odblokowani jako specjalne postacie z EIV.



Wersja na Nintendo DS (wyprodukowana razem z wersją na Game Boy Advance przez Ubisoft Montreal i współwydana przez Ubisoft [cóż za zaskoczenie, prawda?]) zawierała dodatkowo możliwość walki w przestrzeni kosmicznej, przy wykorzystaniu 17 statków, na 8 mapach. Załapał się nawet Millennium Falcon…



Recenzje były przeróżne, najczęściej oscylujące w granicach 6-7/10, ale zdarzały się niższe, poza tym w opinii graczy można było wyczytać znużenie monotonną lightsaberową tłuczką czy ogólną powtarzalnością w każdej lokacji, a także rozczarowanie pojedynkami, które jednak niewiele miały wspólnego z Mortal Kombat.

Tu znajdziecie bastionową recenzję, z mojej strony jej optymizm zaskakuje, ja poświeciłem tytułowi 20 minut i to po wizycie w kinie, odrzuciło mnie to co zobaczyłem, a mimo to 4 lata później koszmarek powrócił – pod szyldem Republic Heroes. Dla mnie ten tytuł był straszliwie niedorobiony pod względem sterowania, chociaż osobiście uważam, że RotS miał potencjał, który mógł zostać wykorzystany przy poważnym podejściu twórców. Nie udało się to jednak, chyba podobnie jak filmowi.



A jeśli jesteśmy przy kinie to warto wrócić do skutków wywołanych przed-Epizodową premierą – w grze łącznie mamy aż 12 minut przerywników w postaci fragmentów filmu. Oczywiście nie są to jakiś istotne sceny, nie mniej w walce ze spoilerami przegięto w drugą stronę, zmieniając kluczowe momenty, najczęściej dotyczące sposobu śmierci danej postaci np. Dooku ginie przebity mieczem Anakina, czy to Skywalker wyrzuca Windu przez okno. Innym przykładem jest Amidala pojawiająca się przez moment w filmowym fragmencie, ale w grze nie ma o niej słowa. To kolejna specyficzna rzecz, która zastanawia – czy trzeba było wydawać ten tytuł przed premierą, skoro granie po niej jest co najmniej dziwne, bo to tak naprawdę gra jednak nie jest o filmie? Zakręcone.

Podobna sytuacja ma się ze ścieżką dialogową – nie uświadczymy tu głosów Ewana McGregora czy Haydena Christensena (poza wyjątkowym udziałem Alethy McGrath [Jocasta Nu] i Matthew Wooda [General Grievous] oraz Jamesa Earla Jonesa [Vader w trybie Multi]), ale pewnym ukłonem twórców było zaangażowanie oryginalne obsady kreskówki Star Wars: Clone Wars. Również ścieżka dźwiękowa została stworzona na bazie „sklejanki” – wykorzystano muzykę poprzednich Epizodów, inne utwory, a nawet fragmenty KotOR2:Sith Lords… tak, tego którego LucasArts nie pozwolił dokończyć.

Pewnym smaczkiem w tej całej dziwacznej mozaice jest alternatywne zakończenie, w którym to pojedynek na Mustafar kończy się hmmm tak



Co za tym idzie, legendarny wizerunek Dartha Vadera nigdy nie zaistnieje. To chyba idealne podsumowanie tej gry.


By zakończyć jednak pozytywnie: rok 2005 w grach video-SW nie stał wcale pod znakiem RotS. Ba, biorąc pod uwagę obfitość tytułów można było tą grę spokojnie przegapić. Wtedy bowiem światło dzienne ujrzały (w kolejności wydań Windows PC EU):
Star Wars: Knights of the Old Republic II – The Sith Lords
Star Wars: Republic Commando
Lego Star Wars: The Video Game
Star Wars: Battlefront II
+ kilka dodatków do Star Wars Galaxies


Życzyłbym sobie (i Wam) jeszcze kiedyś tak udanego roku dla gier.

Wszystkie atrakcje tygodnia „Zemsty Sithów” będą dostępne w tym miejscu.
KOMENTARZE (7)

Tydzień „Zemsty Sithów”: Komiksy

2015-05-21 07:12:33



Od czasu „Ataku klonów” Lucas Licensing cały czas trzymał rękę na pulsie, by mieć jedno spójne wprowadzenie do Epizodu III w różnych mediach. Wszystko to było związane z „Wojnami klonów”, które wpierw kontynuowały wątki II Epizodu, potem opowiadały własną historię, by ostatecznie stać się wprowadzeniem do „Zemsty Sithów”. I to właśnie na tych komiksach się w dużej mierze skoncentrujemy.



Seria „Republic” powoli zbliżała się ku końcowi. Komiksy Tropiony i Oblężenie Saleucami w pewien sposób kończą istotną bitwą komiksową historię, ale jednocześnie wprowadzają planetę Saleucami, na której znajduje się część scen Rozkazu 66. Saleucami jak i sam mistrz Quinlan Vos są nawet wspomnieni w dialogach w filmie. Podobno miał też się pojawić w inny sposób, ale ostatecznie do tego nie doszło. Za oba komiksy odpowiadają bardzo uznani i lubiani wówczas twórcy, czyli John Ostrander i Jan Duursema. Są one podzielone na dwie historyjki, lecz w wydaniu zbiorczym potraktowano je już razem, jako całość.



Inne dwa istotne komiksy to już bardziej samodzielne wprowadzenia do filmu. Pierwszy z nich Generał Grievous Chucka Dixona z rysunkami Ricka Leonardiego zdradza niewiele, ale pokazuje nam postać nowego czarnego charakteru. Drugi czyli Obsesja Hadena Blackmana z rysunkami Briana Chinga miał skończyć wątek Asajj Ventress, też go reklamowano jako pewne wprowadzenie do „Zemsty Sithów”. W obu przypadkach to słowo wprowadzenie było jednak mocno naciągane. „Obsesję” w Polsce wydała Mandragora, pozostałe trzy komiksy Egmont.





„Zemstę Sithów” w pewien sposób pokrywa także seria „Reversal of Fortune” za którą odpowiadali Paul Ens i Pablo Hidalgo (w mniejszej stopniu, bardziej na zasadzie konsultacji), rysował ją zaś Thomas Hodges. Była to seria stripów komiksowych, której bohaterami były istotne postaci z III Epizodu, acz nie główne. Byli tu między innymi Shu Mai, Aayla Secura czy generał Grievous. Początkowo akcja działa się w czasie „Wojen klonów”, z czasem jednak weszła wprost w „Zemstę”. Seria była kontynuowana w ramach „Easive Action”. Niestety nie została wydana w formie papierowej, zaginęła też wraz ze zmianami na oficjalnej. Nie było też polskiego wydania.



Swoistym kuriozum wydanym w tym samym czasie jest komiks Visionaries. Przede wszystkim w pewnej części jest on niekanoniczny (a raczej był od samego początku), nie trzymał się faktów, bardziej chodziło o zabawę z formą. Ale jednocześnie za pracę nad nim odpowiadały osoby tworzące szkice koncepcyjne i artyści zatrudnieni przy filmie, więc w wielu miejscach wizje wykorzystane i niewykorzystane ewoluowały w zupełnie inną historię.



„Zemsta Sithów” miała dwie adaptacje komiksowe. Oficjalną Dark Horse’a, która pojawia się jeszcze przed filmem i była wcześniej podzielona na 4 zeszyty, oraz fotokomiks. Revenge of the Sith bazuje na scenariuszu George’a Lucasa. Scenariusz komiksu napisał Miles Lane, za rysunki zaś odpowiada Douglas Wheatley. Revenge of the Sith Photo Comic to dzieło Steve’a Cooka. Pierwotnie pojawiło się jedynie na rynku japońskim I brytyjskim, dopiero w 2007 zadebiutowało w Stanach.

Tematy około „Zemstowe” pojawiały się także w serii komiksowej „Clone Wars Adventures”. W Orders (CWA 4) i The Order of Outcasts (CWA 5) pojawia się jeden istotny element filmu, czyli rozkaz 66.

Wszystkie atrakcje tygodnia „Zemsty Sithów” będą dostępne w tym miejscu.
KOMENTARZE (4)

Tydzień „Zemsty Sithów”: LEGO

2015-05-20 21:21:35



Od 1999 roku, kiedy grupa LEGO pozyskała swoją pierwszą licencję, jaką były Gwiezdne Wojny, linia ta stała się oczkiem w głowie producenta. Każdego roku dostawaliśmy od kilkunastu do kilkudziesięciu nowych zestawów, które były jedną z głównych sił napędowych LEGO w tamtym okresie. Premiera nowego filmu to znakomita okazja na poszerzenie asortymentu i zwiększenie sprzedaży modeli już istniejących. W poniższym tekście prześledzimy dziesięcioletnią historię LEGO dotyczącą Zemsty Sithów.

Żeby jednak swobodnie mówić o epizodzie trzecim, należy wspomnieć o pewnym ważnym aspekcie - Wojnach Klonów. Sam film pokazuje nam szczątkowo ostatnie miesiące konfliktu. Wyemitowany kilka lat później serial animowany, stanowiący swoisty pomost pomiędzy epizodami II oraz III, wykorzystuje pomysły stworzone na potrzeby obu tych produkcji. Dlatego w poniższym zestawieniu znajdziecie również reedycje modeli wypuszczonych pod szyldem Wojen klonów, o ile ich pierwowzory zadebiutowały w epizodzie trzecim.

Lata 2005 i 2006 zaprezentowały nam imponującą liczbę 12 regularnych zestawów, jednego kolekcjonerskiego oraz 2* minisów.

Zaczniemy od tych ostatnich, najmniejszych reprezentantów gamy RotSa. Gwiazdka przy numerze oznacza, że oprócz dwóch wypuszczonych w polybagach Jedi Starfightera i ARC-170 Starfightera miał ukazać się również trzeci - Tank Droid. Ten ostatecznie został anulowany, lecz pewien czas później jego wirtualna instrukcja ukazała się na oficjalnej stronie internetowej LEGO.


Początkową bitwę o Coruscant możemy odwzorować za pomocą 4 zestawów. Pierwszy z nich to dwupak: Jedi Starfighter and Vulture Droid. W owym czasie był sprzedawany w całkiem okazyjnej cenie i dawał świetne możliwości zabawy. Jednak nie ulegnijcie ładnemu obrazkowi zdobiącemu pudełko - statek Anakina to po dziś dzień jeden z najgorzej zbudowanych pojazdów z Gwiezdnych Wojen.


Kolejne dwa modele to również przeciwstawiająca się para: Droid Tri-Fighter i ARC-170 Starfighter. Ten pierwszy posiadał chowanego w sobie buzz-droida, ten drugi zaś - to kawał dobrej dizajnerskiej roboty. Rzeczony duet mogliśmy też dostać jako zestaw kolekcjonerski - poza tymi dwoma pojazdami w jego skład wchodziły także: losowy mini model, płyta CD oraz plakat.


Jednak nawet ten unikat był przyćmiony przez wisienkę na torcie - Ultimate Space Battle. W 2005 roku był to obiekt marzeń każdego miłośnika LEGO. Składał się z pięciu modeli: dwóch Vulture Droidów, jednego Tri-Fightera, Jedi Starfighterów Anakina i Obi-Wana. Ten ostatni był na tyle wyjątkowy, że do roku 2014 w żadnym innym zestawie LEGO nie pojawiły się czerwone klapy pozwalające na zbudowanie sobie takiego statku w domowym zaciszu.


Z dalszych scen filmowych, dostaliśmy szansę aby odzworować pościg Obi-Wana za generałem Grievousem. Choć sam zestaw do zbyt atrakcyjnych nie należał, warto zwrócić uwagę na dwie rzeczy: figurkę Grievousa, która wygląda bardziej jak czteroręki kościotrup, oraz szpony pojazdu generała - są to odwrócone młoty pneumatyczne.


Wookiee Attack to jeden z czterech zestawów dotyczących bitwy o Kashyyyk. Choć oddanie tego, co widzieliśmy na ekranie jest wzorowe, nie wiedzieć czemu, projektant postawił na dziwne zestawienie kolorystyczne dla separatystów łącząc niebieski z pomarańczem... Sam Tank Droid doczekał się dwóch remaków: pierwszy raz w 2009 roku za sprawą Wojen klonów i drugi raz w 2013 roku pod szyldem Ataku klonów.


Kolejny z kashyyykowych modeli to AT-RT, cierpiący na manię wielkości. O ile sama sylwetka została uchwycona bardzo dobrze, tak rozmiar ten nadaje się bardziej dla figurek Hasbro niż ludzika LEGO. Ten sam błąd powtarza również jego młodszy brat z 2013 roku w kolorystyce legionu 501.


Najmniejszy z regularnych zestawów przedstawia jedną z najistotniejszych scen z całego filmu - transformację Dartha Vadera. Rozsądna ilość klocków, dwie minifigurki i prosty mechanizm pozwalający na szybką przemianę Anakina w Mrocznego Lorda. Czego chcieć więcej?


V-wing. Po prostu V-wing.


Firma LEGO zawsze lubiła eksperymentować, a seria Star Wars stanowiła (i stanowi do dziś) świetne poletko do wprowadzania innowacji. W 2005 roku postanowiono "ożywić" miecze świetlne chowając diody wraz z bateriami wewnątrz figurek. Zapalenie miecza odbywało się poprzez przyciśniecie głowy minifigurki. Niestety, takiego miecza nie dało się odczepić, a bateria starczała tylko na 3 godziny świecenia (była niewymienialna). Postaci wyposażone w takie rozwiązanie to: Mace Windu (Clone Turbo Tank), Luminara Unduli (Wookiee Catamaran), Anakin Skywalker oraz Obi-Wan Kenobi (Ultimate Lightsaber Duel).


Ponieważ rok w którym wyszła Zemsta Sithów to czas inspiracji sportowych dla ówczesnych klocków LEGO, do zestawu Ultimate Lightsaber Duel postanowiono przemycić jedną niezwykle zmyślną i atrakcyjną funkcjonalność zaczerpniętą z linii hokejowej - obrotowe podstawki. Z ich pomocą mogliśmy pojedynkować się ze znajomymi do momentu strącenia przeciwnej figurki.


Ciekawostka: zestaw Wookiee Catamaran zawiera w sobie model mało znanego śmigacza ISP. Choć jest on widziany w filmie tylko przez chwilę, stał się takim ulubieńcem LEGO, że doczekał się jeszcze dwóch reedycji.


Rok 2007 zwiastował pewien przełom. W filmach często widywaliśmy wspaniałe bitwy, angażujące dziesiątki, jeśli nie setki żołnierzy. Żeby choć w małym stopniu odtworzyć te starcia za pomocą klocków, potrzebna była duża liczba figurek. I tu pojawiało się pytanie - jak tanim kosztem skompletować sobie np. armię klonów? W standardowych zestawach dostawaliśmy jedną, może dwie figurki nadające się do tego celu. Z małymi wyjątkami, tylko duże modele pozwalały na szybki rozrost naszych sił bitewnych. Z pomocą nadeszły battle packi.

Nawet pomimo swej niesymetryczności liczebnej (7 droidów; 4 klony) pierwsze dwa zestawy ustanowiły pewien schemat przyszłych reprezentantów tej subserii - od tamtej pory każdy battle pack zawiera w sobie 4 figurki oraz pojazd lub stanowisko bojowe i kosztuje od 40 do 60 zł. Inaczej niż w przypadku normalnych zestawów, tutaj projektanci mogą sobie pozwolić na małą frywolność dizajnerską, nie zawsze zamieszczając budowle zgodne z obowiązującym kanonem.

Pozostałe pozycje roku 2007 to charakterystyczny statek Grievousa Belbullab-22 oraz niebieski model starfightera Obi-Wana zawierający gigantyczny pierścień hiperprzestrzenny.

W roku 2008 otrzymaliśmy 4 zestawy nawiązujące do Zemsty Sithów. Najmniejszy z nich (Mini Clone Turbo Tank) był osiągalny tylko wraz z prenumeratą czasopisma BrickMaster. Każda taka prenumerata obejmowała 6 numerów oraz ekskluzywny mini model. Do końca jego żywotności, razem z magazynem pojawiło się 7 mini zestawów Star Wars.


Kolejne dwa modele to przeraźliwie nudny łazik AT-AP oraz Droid Gunship, który, choć wypuszczony z metką Wojen klonów, po raz pierwszy pokazał się właśnie w epizodzie trzecim. Posiadał on ciekawą cechę - bomby zrzucane za pomocą umieszczonego na górze pokrętła.

Ostatni przedstawiciel RotSa w tym czasie to łakomy kąsek dla fanów Grievousa. Ten bowiem pojawił się jako samodzielny model kolekcji Ultimate Collector Series, będąc do dzisiaj jedynym reprezentantem epizodu III w tej serii. Mierzący 46 cm cyborg został umieszczony na obrotowej podstawce, a dodatkowym atutem była możliwość odsłonięcia klap zasłaniających jego organy.


Ponieważ rok 2009 minął pod znakiem Wojen klonów, tylko wspomnimy o zestawach nawiązujących do Zemsty Sithów. Tych były cztery: poza pokazanym wcześniej Tank Droidem otrzymaliśmy również mini model statku Grievousa oraz dwa Venatory - jeden jako mini model dołączony do BrickMastera, drugi jako pokraczny domek dla lalek.


Rok 2010 okazał się wielką ofensywą remake'ów. Pięć spośród sześciu wydanych modeli posiadało już swojego reprezentanta w przeciągu poprzednich pięciu lat. Tym ostatnim bastionem oryginalności był prom typu Theta, pilotowany przez Palpatine'a aby uratować Dartha Vadera z czeluści ognia piekielnego na Mustafar. Niestety, poza interesującym setem figurek, zestaw ten nie miał w sobie nic więcej atrakcyjnego.


Pierwszym odświeżonym modelem został droid Tri-Fighter. W stosunku do oryginału, liczba klocków zwiększyła się o ponad 100, co objawiło się m.in. poszerzeniem ramion z dwóch do czterech studów. Co ciekawe - jest to jedyny z trzech wypuszczonych Tri-Fighterów, który nie posiada w komplecie buzz-droida.

W komplecie z Tri-Fighterem nie mogło oczywiście zabraknąć jego naturalnego przeciwnika - ARC-170 Starfightera. Ten nie różni się zbytnio od pierwowzoru, choć smuklejszy dizajn i wierniejsze odwzorowanie pewnych detali wpływają na jego lepszy odbiór.

Pozostając w temacie myśliwców, przechodzimy do kolejnej wersji statku generała Grievousa. W tej konfiguracji zwiększył swoją liczbę elementów prawie dwukrotnie, jednak sylwetka i mechanizmy w nim zawarte stały się nieporównywalnie lepsze. Zgodnie z filmowym wzorcem posiada on przesuwany do przodu kokpit, chowaną tylną "płetwę", a dodatkowo po obu stronach znajdują się ukryte pociski typu flick-fire. Sam generał teraz również bardziej przypomina siebie, a oprócz niego w zestawie znajdziemy droida medycznego i Nahdara Vebba.


Schodząc na ziemię, za pomocą ostatnich dwóch zestawów możemy ponownie odtworzyć wydarzenia z bitwy o Kashyyyk. Do naszej dyspozycji oddane zostały bowiem odnowione wersje Juggernauta oraz ISP. Dziesięciokołowy czołg dzięki wygładzeniu i nieco zmienionej kolorystyce zyskał na autentyczności. Co ciekawe - model ten zawiera jedyny egzemplarz AT-RT w racjonalnej skali. Natomiast ISP, jako jeden z lepiej wyglądających pojazdów LEGO Star Wars, nie uchroniło się przed pewnym chochlikiem - zdjęcie na pudełku zostało omyłkowo wykonane bez dwóch gładkich płytek 2x3 znajdujących się pomiędzy osłonami, przez co model wygląda nieco... niekompletnie.


W 2011 roku uraczono nas jedynie dwoma mini zestawami, ale już rok później zaserwowano nam dwa rasowe modele. Za sprawą Jedi Interceptora możemy raz jeszcze odegrać finałową bitwę pomiędzy Anakinem i Obi-Wanem. Co istotne - sam myśliwiec został przeprojektowany tak, aby zmieścić całą figurkę droida, a nie tylko jego głowę. Palpatine's Arrest daje nam szansę urzeczywistnić własną wizję próby pojmania mrocznego lorda Sithów. Wartym wspomnienia jest fakt, że pomysł na tę dioramę zrodził się w ankiecie z 2008 roku, kiedy to amerykańska sieć sklepów z zabawkami Toys 'R' Us zapytała, jaki zestaw Star Wars fani najchętniej zobaczyliby w kolejnym sezonie. Zwycięska pozycja zawitała na półki rok później, a Palpatine's Arrest dopełnił dzieła, pojawiając się w sklepach jako ostatni z całej trójki.


Oba zestawy z 2013 roku widzieliśmy już w tym artykule, więc przejdziemy bezpośrednio do roku 2014. Ten był istnym renesansem dla modeli z RotSa - pojawiło się bowiem 13 zestawów należących do różnych kategorii tematycznych.

Te najmniejsze, zapakowane w polybagi, mogą powodować małe deja vu. Nie licząc zmiany kolorystycznej Jedi Starfightera z żółtego na zielony, dokładnie taki sam duet ukazał się 9 lat wcześniej. Nawet sam dizajn nie różni się zbytnio od swoich poprzedników.

Nieco większa, debiutująca seria Microfighters, której ideą jest wykonywanie pojazdów w wersji chibi, również doczekała się rezprezentanta z epizodu III. Został nim Clone Turbo Tank prowadzony przez klona odzianego w nowy hełm fazy II.


Dwa z trzech zaprezentowanych battle packów pozwoliły na wzbogacenie swoich armii o żołnierzy z Kashyyyku i Utapau. W komplecie z tymi pierwszymi dostajemy trzecią inkarnację ISP. Na zdjęciach widać także nowy typ blasterów - od tej pory latające wiązki enegeretyczne to już nie tylko wyobraźnia.

Bitwa o Saleucami pełni rolę trochę większego battle packa. W nieco wyższej cenie dostajemy cztery droidy, jednego klona, BARC speedera, STAPa oraz fortyfikacje. Na przodzie BARC speedera możemy zaobserwować nową wyrzutnię sprężynową, która zastąpiła pociski flick-fire.


Jedi Interceptor to właściwie reedycja myśliwca sprzed dwóch lat. Poza inną kolorystyką zmiany są kosmetyczne. Na uwagę zasługuje kompletnie nowa figurka R2-D2 - teraz w ciemniejszym odcieniu i z wyraźniejszym nadrukiem.


V-wing. Po prostu V-wing.


Monocykl generała Grievousa zyskał pod każdym względem. Ta wersja dużo bardziej przypomina swój filmowy odpowiednik - jest masywniejsza i ma groźniejszy wygląd. Sama figurka generała to forma z 2010 roku przekolorowana na biało, aby podkreślić filmowe pochodzenie postaci.


Było o armii Republiki, więc teraz słowo o siłach separatystów. Na nasze ręce oddano trzy modele pozwalające powiększyć posiadane przez nas szeregi: Vulture Droid urósł do karykaturalnych rozmiarów, Droid Gunship nabrał smuklejszych kształtów, a Droid Tri-Fighter to kolejna, nieco większa wariacja na temat tego pojazdu.


Ostatnim, największym modelem przewidzianym na ten rok, było drugie wcielenie łazika AT-AP. Chociaż trochę ciekawiej zaprojektowany, nadal stanowi zbitą masę szarych klocków.


I doszliśmy do obecnego roku 2015. Pierwsza połowa przyniosła nam dwa antagonistyczne Microfightery: ARC-170 Starfightera i Vulture Droida. Oba naturalnie z odpowiednimi pilotami. Mniej więcej w okresie wakacji powinniśmy oczekiwać drugiej partii tegorocznych produktów. Wraz z premierą nowej serii battle figures dostaniemy komandora Cody'ego i generała Grievousa. Ten drugi wygląda szczególnie zachęcająco i będzie świetną alternatywą dla wypuszczonego w 2008 roku Grievousa UCS.


Jak widzimy, Moc jest silna w klockowej Zemście Sithów. Nawet pomimo obchodzenia właśnie dziesiątych urodzin, intensywność napływu nowych lub odświeżonych zestawów nie słabnie. I choć końcówka tego roku z pewnością należeć będzie do Przebudzenia Mocy, tak nie ma się co martwić, że produktów z epizodu III kiedykolwiek zabraknie.

Wszystkie atrakcje tygodnia „Zemsty Sithów” będą dostępne w tym miejscu.
KOMENTARZE (6)

Tydzień „Zemsty Sithów”: Rok 2005

2015-05-20 18:39:43



2005 to rok, w którym weszła na ekrany „Zemsta Sithów”. Większość z nas całkiem nieźle pamięta tamten okres, ale warto sobie przypomnieć jak to wyglądało, oczywiście z perspektywy czasu.

Oficjalnie rok 2005 był Międzynarodowym Rokiem Fizyki, Rokiem Mikrokredytu, Rokiem Sportu i Wychowania Fizycznego, Edukacji Obywatelskiej, eucharystycznym, rokiem Zamościa i Mikołaja Reja.

To rok, w którym odkryto Eris, kolejną planetę karłowatą w naszym układzie słonecznym, większą niż Pluton. Na Ziemię trafiły też pierwsze zdjęcia Tytana, największego z księżyców Saturna. Nazwano nowoodkryte księżyce Neptuna – Nix i Hydra.

Próbowano robić wówczas eksperymenty z żaglem słonecznym, niestety skończyły się one niepowodzeniem. Za to odkryto największą znaną wówczas liczbę pierwszą wynoszącą 225964951, czyli 7 816 230 cyfr w zapisie dziesiętnym. Teraz oczywiście znamy większe.



Technologia. Apple ogłosiło, że od 2006 zacznie produkować komputery oparte o procesory firmy Intel. Wcześniej współpracowali z Motorolą, a także sami uczestniczyli w rozwijaniu procesorów (PowerPC). Tymczasem Microsoft zapowiedział, że nowy Windows będzie się nazywać Vista.

Uruchomiono serwis YouTube. Dziś jedną z najczęściej odwiedzanych stron w Internecie. Było to przedsięwzięcie rewolucyjne, w sieci dało się oglądać filmiki i to za darmo, w czasie rzeczywistym.

Świat. W Pekinie urodził się 1,3-miliard owy obywatel Chin.
W wyniku blackoutu na indonezyjskiej wyspie Jawa 100 milionów osób zostało pozbawionych energii elektrycznej.
Zakończyła się wojna domowa w Sudanie, w efekcie jej postanowień potem powstało państwo Sudan Południowy. Na Ukrainie do władzy doszli przywódcy pomarańczowej rewolucji – czyli Wiktor Juszczenko i Julia Tymoszenko.
George W. Bush rozpoczął swoją drugą kadencję prezydencką. Pojechał też z wizytą zagraniczną do Gruzji, gdzie wyszedł cało z nieudanego zamachu na jego życie.
Bułgaria i Rumunia podpisały traktat akcesyjny do Unii Europejskiej.
Szwajcaria przystąpiła do Schengen i zalegalizowała związki homoseksualne. W Hiszpanii zalegalizowano małżeństwa homoseksualne. Jednocześnie w tym samym czasie w Iranie zaś powieszono 15-latka i 18-latka za stosunki homoseksualne.
Korea Północna przyznała, ze dysponuje bronią atomową.
W Iraku odbyły się pierwsze wolne wybory parlamentarne (już po obaleniu Saddama Husajna). Rozpoczął się też proces Saddama.
W lipcu w Londynie miał miejsce zamach terrorystyczny, w którym zginęły 52 osoby, a około 700 zostało rannych. W tym roku terroryści uderzyli też w Islamabadzie, Dżakarcie i Szarm el-Szejk.
Huragan Katarina szalał na Bahamach, a potem uderzył w Nowy Orelan, powodując ogromne straty.
Angela Merkel została pierwszą kobietą kanclerzem Niemiec.
Izrael oficjalnie zakończył okupację Strefy Gazy.



Polska. Rok zaczął się gorąco. Józef Oleksy podał się do dymisji, na stanowisku marszałka sejmu zastąpił go Włodzimierz Cimoszewicz. Miesiąc później Bronisław Wildstein w Internecie opublikował swoją słynną listę agentów bezpieki. Mieliśmy podwójne wybory, prezydenckie i parlamentarne. Te pierwsze wygrał Lech Kaczyński, pokonując w drugiej, zażartej turze Donalda Tuska. Te drugie wygrało Prawo i Sprawiedliwość, premierem został Kazimierz Marcinkiwiecz. Zapowiadana wielka koalicja PO-PIS nie doszła do skutku, partie pokłóciły się tak, że do dziś są sobie ideowo wrogie. Wcześniej potrafiły razem startować jako koalicja (np. wybory samorządowe w 2002).
W TVN ruszyło „Szkło kontaktowe”, program nadawany do dziś i wciąż cieszący się popularnością.
Uruchomiono TVP Kultura.
Powstała polska nonsensopedia.
Orange weszła na polski rynek i wchłonęła Ideę. Był to jeden z pierwszych rebrandingów na dużą skalę na naszym rynku.
TVP zaczęło emitować pierwsze odcinki serialu „Zagubieni” J.J. Abramsa.


Zmarli Jan Nowak Jeziorański, Marek Perepeczko, oraz papież Jan Paweł II (zastąpił go Benedykt XVI).

Kultura. „Zemsta Sithów” była największym hitem roku w Stanach Zjednoczonych. Globalnie lepszy okazał się „Harry Potter i Czara Ognia” o jakieś 50 milionów USD. Trzecim filmem roku były „Opowieści z Narnii: Lew Czarownica i Stara Szafa”. Oskara za najlepszy film 2005 dostało „Miasto gniewu”, najlepszym reżyserem uznano Anga Lee za „Tajemnicę Brokeback Mountain”.

Wszystkie atrakcje tygodnia „Zemsty Sithów” będą dostępne w tym miejscu.
KOMENTARZE (16)

Tydzień „Zemsty Sithów”: Tatuaże Star Wars

2015-05-19 19:46:24 przepastny internet


W związku z właśnie rozpoczętym "Tygodniem Zemsty Sithów" dzisiejszy przegląd tatuaży jest poświęcony Epizodowi III. Jak widać poniżej, częstymi motywami z tej części Gwiezdnych Wojen są Anakin/Vader oraz generał Grievous. Znak widoczny na ostatnim zdjęciu jest związany z miastem Kachirho, tym samym które mogliśmy obejrzeć w "Zemście Sithów" na Kashyyyku.





Wszystkie atrakcje tygodnia "Zemsty Sithów" będą dostępne w tym miejscu.
KOMENTARZE (8)

Tydzień „Zemsty Sithów”: Pierwszy dzień zdjęć

2015-05-19 17:06:27 oficjalna



Kończąc serię o pierwszym dniu zdjęciowym, wchodzimy w Tydzień „Zemsty Sithów”.



30 czerwca 2003 rozpoczęto zdjęcia do ostatniego prequela „Gwiezdnych Wojen”, wówczas sugerowano, że to będzie także ostatni film z cyklu. Zdecydowano, że pierwszym zdjęciem promocyjnym nowego obrazu będzie odtworzenie jednej ze scen z produkcji „Imperium kontratakuje”. Na zdjęciu byli Natalie Portman w miejscu Carrie Fisher, Hayden Christensen w miejscu Marka Hamilla oraz Ewan McGregor w miejscu Harrisona Forda. George Lucas siedział w tej samej pozycji, a do nich dołączył Rick McCallum. Zrobiono też standardowe zdjęcie Ricka z klapsem filmowym, które wykorzystał później J.W. Riznler w The Making of Star Wars Revenge of the Sith.



Ponownie zdjęcia ruszyły w studiu Foxa w Australii. Zaczęto od kilku prostych i krótkich scen na „Niewidzialnej ręce”. Takich jak choćby scena w której kazano R2-D2 zostać z tyłu, Obi-Wan i Anakin atakowali droidy niszczyciele, Jedi wchodzący do windy, walka w windzie, Anakin czekający na windę z rannym Obi-Wanem na ramieniu. Przy pierwszym ujęciu Ewan McGregor zauważył, że nie słyszy słowa „Akcja” będąc za drzwiami windy. Natomiast płaszcz Haydena parę razy zaczepił się w drzwiach. Scenę trzeba było powtarzać kilka razy. Potem kręcono scenę usuniętą ostatecznie z filmu, gdzie Jedi uciekali Grievousowi przez zbiornik paliwa. Zdjęcia zakończono o 19:10 ze sceną z R2-D2. Ian McDiarmid nie brał tego dnia udziału w zdjęciach, więc nie podtrzymano tradycji dwóch poprzednich prequeli.



W przypadku „Zemsty Sithów” mieliśmy na Hyperspace oficjalne relacje z każdego dnia. Można je przeczytać tutaj (lub tutaj z bezpośrednio z pierwszego dnia). Spisujący je Pablo Hidalgo pilnował by nie zawierały spoilerów i nie sugerowały w ogóle czegokolwiek, więc zazwyczaj opisy są bardziej niż ogólne i trochę trudno zgadnąć co właściwie wtedy kręcono. Choć czasem się da, zwłaszcza jak się już zna film.

Wszystkie atrakcje tygodnia „Zemsty Sithów” będą dostępne w tym miejscu.
KOMENTARZE (0)

10 lat III epizodu - Tydzień „Zemsty Sithów”

2015-05-19 11:59:25


A Sith-ek bosszúja, Revenge of the Sith, 西斯大帝的復仇, La Revanche des Sith, Pomsta Sithů, Sith'in İntikamı, Zemsta Sithów, Die Rache der Sith, ซิธชำระแค้น, La vendetta dei Sith, Sithin kosto *


Dziś mija 10 lat od dnia, gdy film Gwiezdne wojny: część III – Zemsta Sithów trafił do kin na całym świecie, w tym w Polsce. Co prawda, pierwszy pokaz tego epizodu miał miejsce kilka dni wcześniej, 15 maja, w Cannes, gdzie został pokazany podczas festiwalu (poza konkursem), ale to 19 maja 2005 r. jest uznawany za datę ogólnoświatowej premiery „Zemsty Sithów”. Tego dnia film wszedł na ekrany w wielu krajach na całym świecie, w tym w Stanach.
Epizod III był bardzo wyczekiwaną częścią Star Wars. Po pierwsze, akcja filmu miała odsłonić ostatnie tajemnice skrywane przez Prequele, takie jak: sposób przemiany Anakina w Vadera, los Padmé, zagładę Jedi czy powstanie Imperium. Po drugie, wiele osób wierzyło, że oto po raz ostatni idziemy do kina na nowe Gwiezdne Wojny. Saga miała zostać zakończona, a historia rodziny Skywalkerów opowiedziana w całości. Teraz wiemy już, że dziesięć lat później dane nam będzie znów ujrzeć nowe przygody przedstawione w kolejnym epizodzie, ale wtedy, dla wielu fanów, było to wydarzenie niezwykle emocjonalne, koniec pewnej podróży. Koniec, z którym wiązano duże nadzieje. Nic więc dziwnego, że Zemsta biła kolejne rekordy box office’u, a w Polsce została wprowadzona do kin w największej ilości kopii w historii polskiej dystrybucji po 1989 r. (szczegóły tutaj>>).


"The circle is now complete"


Z okazji tej okrągłej rocznicy redakcja Bastionu Polskich Fanów Star Wars przygotowała dla Was Tydzień "Zemsty Sithów", który będzie pełen newsów i artykułów dotyczących samego filmu oraz wszystkiego co jest z nim związane. Mamy nadzieję, że znajdziecie wśród tych materiałów wiele ciekawych informacji i zapraszamy do śledzenia wszystkich atrakcji w naszym serwisie.
Jak przy każdej tego rodzaju rocznicy zachęcamy do dzielenia się swoimi przemyśleniami i wspomnieniami dotyczącymi filmu na forum lub na naszym koncie na Facebooku.
Same wspomnienia rozpocznijmy od pierwszych zwiastunów, które lata temu rozpaliły wyobraźnię fanów.





Wszystkie atrakcje tygodnia "Zemsty Sithów" będą dostępne w tym miejscu.


---------------------
* Język: węgierski, angielski, chiński, francuski, czeski, turecki, polski, niemiecki, tajski, włoski, fiński.
KOMENTARZE (27)

P&O 120: Dlaczego w wielu produktach Vader ma czerwone oczy?

2015-04-26 08:31:15



Dzisiejsze pytanie bardziej dotyczy produktów kolekcjonerskich, ale nie tylko. Pytanie pochodzi jeszcze sprzed premiery „Zemsty Sithów”.

P: W powieści Nowa Nadzieja autorstwa George’a Lucasa znalazłem następujący fragment:
Ponad nią wznosiła się groźna sylwetka Dartha Vadera. Czerwone oczy lśniły za straszną maską oddechową.*
Ale to jeszcze nic w Insiderze #76, zauważyłem dwie rzeczy, na jednej z ilustracji Vader ma czerwone oczy, tak samo jak na jednej z prezentowanych figurek. Czy coś mnie ominęło? Czy będzie wprowadzona jakaś zmiana na wydaniu DVD [tego z roku 2004]? To jakiś zabieg marketingowy?

O: Nie jest to ani żaden chwyt marketingowy, co więcej ani twoje oczy, ani Vadera, nie oszukują cię. To swoiste nawiązanie do oryginalnej trylogii, a z pewnością czerwone oczy ujrzymy jeszcze nie raz. Głównie dlatego, że oczy Vadera były już czerwone w 1977. Przez lata kostium Vadera zmieniał się i byli fani, którzy potrafili to wychwycić, ale oczy Vadera już w „Nowej nadziei” były czerwone, mimo, że trudno było to zauważyć. Raczej wydawały się mieć w niektórych ujęciach czerwony odcień.
Ale najwięcej zamieszania było jednak z produktami powiązanymi z sagą. W niektórych komiksach wydawanych przez Marvel w latach 70. i 80. Vader ma wiśniowe oczy, w innych używa się ciemno niebieskiego koloru.
Natomiast Hasbro specjalnie przypomniało o tej dziwnej cesze, chcąc podkreślić, że to są figurki z Części IV. W innych epizodach Vader miał czarne soczewki.

K: Tu należy dodać jedną rzecz, czerwone soczewki w masce Vadera z „Nowej nadziei” to nie jest żadna ideologia, a czysty pragmatyzm. Po pierwsze odcień czerwieni w kinie, przy jakości sprzed prawie 30 lat, na prawdę było trudno dostrzec, zwłaszcza przy zużytych taśmach. Dopiero na wersji DVD z 2004 widać w pełni czerwony kolor. Druga sprawa to ograniczenia technologiczne, nie było wtedy na rynku czarnych soczewek, przez które aktor by widział. I to tak na prawdę przesądziło sprawę, natomiast czerwone oczy w książce Alana Dean Fostera (który napisał ją pod dyktando Geogre’a Lucasa), prawdopodobnie pochodzą z tego, że autor widział wcześniej zarówno zdjęcia jak i fragmenty filmu, w wersji z pewnością lepszej niż większość widzów w kinach. Zanotował ten fakt i wykorzystał. Warto też dodać, że Lucas w „Zemście Sithów” nawiązał do czerwonych oczu maski Vadera, gdy jest ona mu nakładana i widzimy ją od środka.



* „Nowa Nadzieja” Alan Dean Foster, tłumaczył Piotr W. Cholewa.
KOMENTARZE (5)

Twórcy "LEGO Star Wars: Droid Tales" o serialu

2015-04-21 11:19:23 różne

Jak już pisaliśmy, w lipcu na amerykańskim kanale Disney XD zadebiutuje 5-odcinkowy serial "LEGO: Droid Tales". Będzie to opowieść C-3PO o wydarzeniach jakich był świadkiem od Epizodu I do VI. Na zakończonym niedawno Celebration w Anaheim odbył się panel z twórcami, w którym opowiedzieli kilka rzeczy o produkcji, doborze aktorów itp., a także pokazali trailer i fragmenty odcinków, zarówno w formie dokończonej jak i nieskończonej jeszcze animacji. Pojawił się również Anthony Daniels, który m. in. przeczytał na żywo fragment jednej ze scen.

Ujawniono, iż w pierwszym odcinku zobaczymy wydarzenia z "Mrocznego Widma" i "Ataku Klonów", w drugim zaś "Zemstę Sithów" i kilka przygód z "Wojen Klonów". Trzeci odcinek to "Nowa Nadzieja" i część serialu "Rebelianci", czwarty poświęcony będzie w całości "Imperium Kontratakuje", a ostatni zaprezentuje historię z "Powrotu Jedi".

Poniżej prezentujemy wspomniany trailer serii.



Cały panel zaś obejrzycie tutaj:





Temat na forum.


KOMENTARZE (8)

Celebration Anaheim: Premiera „Zemsty Sithów” w 3D

2015-04-18 06:59:58

Dziś czasu polskiego, a jeszcze wczoraj w strefie czasowej Anaheim podczas Celebration, odbyła się oficjalna światowa premiera „Zemsty Sithów” w 3D. Na razie była to jedyna okazja by zobaczyć skonwertowany film. Nie wiadomo kiedy trafi on do szerokiej dystrybucji, a także jak wygląda sprawa z konwersją klasycznej trylogii.



Oficjalną premierę „Zemsty” uświetnili Ian McDiarmid i Dennis Muren, który był odpowiedzialny za konwersję. Muren jest legendą ILM, przez niektórych jest nazywany ojcem CGI w filmach, pracował przy pierwszych pięciu wyprodukowanych epizodach. Oryginalnie nie pracował przy „Zemście”, ale wraz z konwersją może się pochwalić pracą przy wszystkich sześciu filmach. Podobnie jak w przypadku poprzednich konwersji, tak i tym razem ILM posiłkował się hinduską firmą Prime Focus.
KOMENTARZE (6)

„Skarb Sierra Madre” i „Gwiezdne Wojny”

2015-04-09 18:09:23



Bryan Young znów wchodzi na śliski grunt między inspiracją a podobieństwem. Tym razem zajmie się filmem „Skarb Sierra Madre” (The Treasure of Sierra Madre). Czy miał on duży wpływ na „Gwiezdne Wojny”? Chyba nie taki jak sugeruje Young. Jednak ten film jest reprezentantem pewnego rodzaju kina, które formowało młodego Lucasa i w tym chyba faktycznie można doszukać się pewnych inspiracji.

„Skarb Sierra Madre” z 1948 to film bardzo istotny zarówno kulturowo, jak i historycznie, nagrodzony dwoma Oskarami za scenariusz i reżyserię dla Johna Hustorna, tytana kina, człowieka stojącego za wieloma spośród najlepszych filmów Humphreya Bogarta. Jego filmy były tak istotne, że łatwo w nich dostrzec wpływ na całe późniejsze kino, w tym także „Gwiezdne Wojny”. „Skarb Sierra Madre” to nie wyjątek.

A to mogło zostać stworzone jedynie przez filmowca kalibru Johna Hustona. To ten sam mistrz kina, który nazwał George’a Lucasa (i Stevena Spielberga w tej samej wypowiedzi) „wynalazczy jak piekło… niezwykłym człowiekiem z niezwykłą ekspresją”*.

„Skarb Sierra Madre” opowiada historię trzech poszukiwaczy złota, ciężko pracujących, by stać się bogaczami, mających nadzieję, że znajdą złoto w górach Sierra Madre w Meksyku. W tym momencie łatwo byłoby się poddać i stwierdzić, że to nie ma nic wspólnego z „Gwiezdnymi Wojnami”, a każdy, kto doszukuje się tu wpływu na sagę, jest szalony, ale powiem tylko: nie tak szybko.

Ale jeśli zobaczycie początek tego filmu, możecie zauważyć podobieństwo między postacią Waltera Hustona, Howardem a Dexterem Jettsterem. W końcu to jedyny bohater „Gwiezdnych Wojen”, który coś wspomina o poszukiwaniu [gra słów, prospecting dotyczy zarówno poszukiwania złota jak i przygód], ma też ten sam sympatyczny wygląd, wiedzę o wszystkim i szeroki, przyjacielski uśmiech.

A jeśli oglądasz film zaledwie pobieżnie, możesz też zauważyć podobieństwo w lokacjach. Mos Eisley łatwo jest dostrzec w Tampico w Meksyku. Po bójce w barze, jedna z postaci nawet oferuje barmanowi napiwek wychodząc, zostawiając poobijanego mężczyznę na podłodze po walce, przypomina to trochę mimikę Hana Solo po usmażeniu biednego Greedo. Myślę jednak, że największy wpływ „Skarbu Sierra Madre” na „Gwiezdne Wojny” pochodzi od Humprhreya Bogarta.

Bogart odgrywa role, która jest tak skonstruowana, że jest zarówno bohaterem jak i szwarccharakterem filmu, wciela się w rolę Amerykanina imieniem Fred C. Dobbs, którego chciwość ostatecznie okazuje się zgubna.

Bogart dostarczył choćby w Casablance wielu inspiracji dla niespodziewanego bohatera jakim był Han Solo, ale nic z tego tu nie ma miejsca. W zamian za to, Bogart gra człowieka ogarniętego swoją chciwością i zazdrością, a jego działania które mają zapobiec staniu się pewnych rzeczy, nieuchronnie sprawiają, że one się stają. W filmie jest wiele ironii, która mogła służyć za podstawę działań Anakina w „Zemście Sithów”. Chce zrobić wszystko by zapobiec śmierci Padme, ale to on ją przyśpiesza.

Inne postaci są bardziej rozsądne i przyziemne. Przez film jest im powiedziane, że każde złoto, które im zostanie, może być dodatkiem w ich życiu, a nie celem egzystencji. Zapominają o przywiązaniu do bogactwa i potęgi, które przynosi złoto i łatwiej jest im odpuścić straconą fortunę. Gdy złoto, które z długotrwałym trudem zdobyli wybucha i zmienia się w pył – przemienia się w Moc jeśli wolicie – oni patrzą i śmieją się, jakby nic nie stracili. To prawdziwa inspiracja dla nauk Yody, który mówił by nauczyć odpuszczać sobie to czego najbardziej boimy się stracić.

Postać Bogarta jednak tego nie potrafi. Nawet próbuje zabić jednego ze swoich partnerów a potem zostawia go by umarł, zupełnie jak Obi-Wan Kenobi z Anakinem na Mustafar. Wierzy, że rozwiązał problem raz na zawsze, ale wtedy odkrywa, że sam sobie stworzył większy.

„Skarb Sierra Madre” to film pełen napięcia z aktorskim stylem, który bez wątpienia rozpoznają fani „Gwiezdnych Wojen”, jest z pewnością pamiątką po minionej erze. Film jednaj jest przepiękny w swojej konstrukcji i ironicznej naturze, a końcówka zostawia podobne uczucie jak końcówka „Zemsty Sithów”. Trudno też ogląda się w straszliwe decyzje Humphreya Bogarta, gdy patrzy się na to racjonalnie, to echo wyborów Anakina z ostatniej części trylogii prequeli.

Film ma rating PG na całym świecie i można spokojnie oglądać go z dziećmi, które wytrzymają odrobinę szaleństwa i morderstwo. To wspaniały film, ale młodsze dzieci mogą nie mieć wystarczająco cierpliwości, ale starsze dzieci, którym przedstawia się klasykę kin, pokochają ten film, podobnie jak wy.

„Skarb Sierra Madre” jest dostępny na BD, DVD i na niektórych VOD.


* - wspomniał o tym w jednym z wywiadów. Wywiady z Hustonem zostały zebrane w „John Huston: Interviews” pod redakcją Roberta Emmeta Longa.
KOMENTARZE (0)

Saga w wersji cyfrowej [Update 2]

2015-04-07 17:53:31 oficjalna

10 kwietnia na kilku różnych platformach streamingowych, w tym VUDU, Amazon, iTunes, Google Play, XBOX Video, Sony Playstation Store i innych, będzie można kupić i ściągnąć cyfrową wersję sagi „Gwiezdnych Wojen”. Pakiet sześciu filmów w wersji HD ma kosztować 99,99 USD. Będzie można też kupić każdy z osobna za 19,99 USD.



O cyfrowej dystrybucji słyszeliśmy już wiele razy, w końcu jednak Disney, Lucasfilm i 20th Century Fox się dogadały. Warto zauważyć, że filmy są już reklamowane po nowemu, bez trzonu z numerem części w tytule.

- Jesteśmy podekscytowani tym, że fani będą mogli się cieszyć sagą Gwiezdnych Wojen na cyfrowych nośnikach gdziekolwiek tylko pojadą – mówi Kathleen Kennedy.

Są też reklamy zarówno całego pakietu jak i każdego filmu z osobna.



Mroczne widmo
Dodatki – „The Beginning”, scena sekwencji pościgu podracerów – wersja kinowa, osiem skasowanych scen, konwersacja z Dougiem Chiangiem oraz modele i miniatury.







Atak klonów
Dodatki: „ From Puppets To Pixels: Digital Characters In Episode II”, „State Of The Art: The Previsualization Of Episode II”, „ Films Are Not Released, They Escape”, sześć usuniętych scen, przełomy w efektach – montaż, rozmowa „Sounds in Space” oraz kostiumy.



Zemsta Sithów
Dodatki: „Within A Minute: The Making Of Episode III”, „The Journey Part 1”, „The Journey Part 2”, sześć usuniętych scen, Hologramy i wpadki, rozmowa „The Star Wars That Almost Was”.



Nowa nadzieja
Dodatki: „Anatomy Of A Dewback”; pierwszy zwiastun, osoiem usuniętych scen, broń i pierwszy miecz świetlny, rozmowa „Creating A Universe”.



Imperium kontratakuje
Dodatki: „A Conversation With The Masters” (2010), „ Dennis Muren: How Walkers Walk”, „George Lucas On Editing The Empire Strikes Back 1979”, „ George Lucas On The Force: 2010”, sześć usuniętych scen, obrazy z tła, rozmowa „The Lost Interviews”.



Powrót Jedi
Dodatki: „Classic Creatures: Return Of The Jedi”, zwiastun „Revenge Of The Jedi”, zwiastun „Return Of The Jedi”, spot TV „ It Began” oraz „Climactic Chapter”, pięć usuniętych scen, dźwięki Bena Burtta, rozmowa o efektach.



Na razie nic nie wiadomo o dostępności tego pakietu w Polsce.

Update: wg profilu StarWars na Facebooku, w Polsce filmy będą dostępne na platformach Chili.TV, Google Play i iTunes.

Update 2, 10 kwietnia
Od dziś można już kupować także w Polsce filmy. Kosztują one od 44,90 do 59,90 PLN pojedyncze filmy. Cena waha się nie tylko w zależności od sklepu, ale też od jakości. W niektórych sklepach jest sprzedawana tylko wersja z dubbingiem. Cały pakiet kosztuje około 300 PLN. Filmy są w wersji znanej z Blu-ray. Wszystkie plotki o tym, że Han znów strzela pierwszy, to ściemy. Jedyna zmiana dokonała się w epizodach I, II, III, V i VI, gdzie nie ma już fanfar 20th Century Fox, a jedynie nowe fanfary Lucasfilmu. W przypadku „Nowej nadziej” prawdopodobnie pozostaną, gdyż to jedyny film, który nie był w całości wyprodukowany przez Lucasa.


KOMENTARZE (27)

John Williams powróci do Londynu na nagrania?

2015-03-09 21:13:49 DARTH VADER i inne

Wracamy do informacji sprzed tygodnia, czyli tego, że John Williams ma latem podobno nagrać muzykę. Dziś pojawiło się potwierdzenie tej informacji, choć takie które pozostawia pewne wątpliwości. Tommy Pearson, producent koncertów związany z brytyjskim Classic FM uczestniczył w zeszły piątek w koncercie w Birmingham Symphony Hall. Wyszedł tam na scenę po utworze „Battle of the Heroes” i oznajmił, że John Williams latem powróci do Londynu by nagrać muzykę do nowego filmu „Star Wars”. Znaczyłoby to, że powróci też Londyńska Orkiestra Symfoniczna, inaczej nie miałby sensu przelot maeostro do Wielkiej Brytanii. Zawsze jednak jest jakieś ale. Nie wiemy, czy Pearson wie o czymś, co nie zostało jeszcze ujawnione, czy może bazuje na tych samych źródłach na podstawie których pisaliśmy o powrocie Williamsa w zeszłym tygodniu. Niektóre serwisy sugerują nawet, że Pearson założył, że skoro film powstaje w Wielkiej Brytanii to logiczne jest też, że muzyka tu zostanie nagrana. Na John Willams Fan Network zwracają też uwagę na to, że od czasu nagrania muzyki do „Zemsty Sithów” Williams nie opuszczał USA. Kompozytor nie pracuje obecnie tak wiele jak kiedyś i prawie nie opuszcza już Kalifornii. Dodatkowo warto dodać, że muzyka nagrywana na potrzeby zwiastuna zajawkowego została nagrana w Los Angeles. Więc jak zwykle czekamy na oficjalne potwierdzenia.

Niestety Londyńska Orkiestra Symfoniczna zaprzeczyła doniesieniom o swoim udziale. Delikatnie, pisząc, że póki co nie było w tej sprawie żadnych ogłoszeń. Więc, kto wie, może jeszcze walczą?

Nieoficjalnie zaś Mark Griskey, kompozytor muzyki do gier The Force Unleashed, The Force Unleashed II i The Old Republic już w grudniu w jednym z wywiadów przyznał, że Williams skomponował już kilka utworów do „Przebudzenia Mocy”. Potwierdza to dokładnie nasze wieści sprzed tygodnia. Na razie jednak czekamy na oficjalne ogłoszenie kiedy będzie nagrywana muzyka i gdzie. Powinna się ukazać na płytach 2 grudnia.

Mamy też mały update jeśli chodzi o opis drugiego zwiastuna. Otóż redaktorzy z MakingStarWars.Net sugerują, że ten opis to jedna wielka ściema. Podobno bazuje na wielu spoilerach, ale ich źródła sugerują, że nie ma nic wspólnego z tym, co zobaczymy na Celebration. J.J. Abrams i Kathleen Kennedy z pewnością będą mieli kilka niespodzianek.

Carrie Fisher niedawno skomentowała też wypadek Harrisona Forda. Otóż stwierdziła, że „Przebudzenie Mocy” jest przeklęte. Ford wiadomo miał dwa wypadki, jeden na planie, drugi teraz. Ona w zeszłym tygodniu miała wypadek samochodowy. Powiedziała, że zadzwoni do Marka Hamilla, by się upewnić, że jemu nic się nie stało.

Na koniec mamy twórczość fanów, która podobno bazuje na opisach i przeciekach tego, co zobaczymy w zwiastunie i w filmie. Chodzi tylko i wyłącznie o stroje Luke’a, Lei i Hana. Luke podobno jest bliski zakwestiowanemu opisowi ze zwiastuna. Za Leię i Hana odpowiada Tim Deceuninck, który przygotował pracę dla MakingStarWars.


KOMENTARZE (7)

P&O 113: Dlaczego Qui-Gon nie zniknął?

2015-03-08 08:47:55



Kolejne stare pytanie z czasów, gdy jeszcze nie wszyscy widzieli „Atak klonów”, a wciąż jeszcze rozważali zawiłości „Mrocznego widma”.

P: Dlaczego Qui-Gon Jinn nie zniknął w Epizodzie I, gdy zginał? We wcześniejszej trylogii wszyscy pozostali Jedi znikali.

O: I choć masz rację mówiąc „wszyscy pozostali Jedi”, to jednak trzy śmierci nie dają nam wystarczająco dużej próby by wysuwać wnioski, że wszyscy Jedi znikają po śmierci. Prequele uczą nas, że cało to znikanie wymaga pewnej dyscypliny i nie przychodzi automatycznie. Z Jedi, którzy zginęli na arenie na Geonosis żaden nie zniknął, a co więcej w adaptacji Ataku klonów Yoda jest zdziwiony, słysząc głos Qui-Gona powracający zza grobu.

K: Przez długi czas wydawało się, że kanonicznie to Qui-Gon tak naprawdę lepiej zrozumiał Moc, dzięki czemu mógł po śmierci wracać jako głos. Z „Zemsty Sithów” wiemy, że nauczył on Yodę sposobu komunikowania się z nim, ten zaś nauczył tego Obi-Wana. Może dlatego właśnie ich ciała potem zniknęły. Warto dodać, że w starym kanonie ta technika była znana choćby w czasach „The Old Republic”, jednak ta wiedza nie była powszechna i duchy Mocy budziły zdziwienie także wśród Jedi.
KOMENTARZE (6)

„Tron we krwi” i „Gwiezdne Wojny”

2015-03-04 05:33:01 oficjalna



Akira Kurosawa to bardzo ważny twórca, którego dzieła dość mocno oddziaływały na George’a Lucasa, kształtowały i inspirowały go. Kiedyś pisaliśmy o wpływie Ukrytej fortecy czy pośrednio Siedmiu samurajów na sagę. Pisaliśmy też o Sobowtórze wyprodukowanym przez Lucasa a nakręconym przez Akirę, a także o Zbłąkanym psie, który raczej inspirował Filoniego. Dziś kolejne wielkie dzieło Akiry Kurosawy – „Tron we krwi” (jap. Kumonosu-jô – co znaczy mniej więcej tyle co Zamek Pajęczej Sieci), które Bryan Young wziął w swoje obroty.

Filmy Akiry Kurosawy były bardzo istotnym źródłem inspiracji dla George’a Lucasa, gdy pracował nad „Gwiezdnymi Wojnami”. Dziś zajmiemy się wpływem klasycznego „Tronu we krwi” z 1957.

W „Tronie w krwi” Kurosawa opowiada na nowo szekspirowską tragedię Makbeta, osadzoną w erze samurajów. W roli głównej występuje Toshiro Mifune jako Washizu, generał, któremu przewidziano, że zostanie władcą Zamku Pajęczej Sieci (początkowo aktor ten miał zagrać rolę Obi-Wana Kenobiego). Jego żona nalega, by przyśpieszył spełnienie się proroctwa, zabijając władcę i zajmując jego miejsce, ale paranoja i zło przejmują nad kontrolę nad głównym bohaterem, a jego rządy kończą się krwawo.

Główną postać poznajemy w lesie zanurzonym w mgle, co tworzy mistyczną wizję, przypominającą trochę powierzchnię Dagobah. To właśnie tu powiedziano Washizu, że pewnego dnia zostanie władcą i będzie rządził samodzielnie, zjawa, która przekazała mu tę informację, znika w tajemniczy sposób, gdy tylko kończy mówić.

Gra aktorska Haydena Chrsitensena jako Anakina z pewnością przywołuje przemyślną frustrację i paranoję Mifune z „Tronu we krwi”. Przywołuje on uczucie bezsilności w obliczu przepowiedni, na którą może lub nie może mieć szansę w jakiś sposób wpłynąć, niezależnie czy jest to przepowiednia o wybrańcu, śmierci Shmi Skywalker czy potencjalnej straty Padme. Motywy przepowiedni są bardzo istotne w prequelach i przebijają przez pychę Palpatine’a w późniejszych (chronologicznie) epizodach „Gwiezdnych Wojen”.

Inny istotny aspekt tego filmu, który można znaleźć w mitologii Sithów to zamordowanie mistrza rękoma ucznia i zajęcie jego miejsca. Sithów ogarnęła paranoja, że mogą być zabici przez swoich podwładnych, a film Kurosawy jest zobrazowaniem tych lęków. Wiele książek „Star Wars” z linii Legend, w tym Darth Plagueis wykorzystuje te lęki i nudności tak, by wykorzystać te straszliwe decyzje, uzyskując najlepszy efekt przy opowiadaniu historii o Sithach.

Ale chyba ten najbardziej wspólny ciężki moment między „Tronem we krwi” a „Gwiezdnymi Wojnami” to wybór głównego bohatera. W „Tronie we krwi” postać Mifune dowiaduje się, że może zabić swojego pana, by ratować swoje własne życie, lub pozostać lojalnym i mieć nadzieję, że go nie zabiją. Ten strach spowodowany dylematem jest powielony w „Zemście Sithów” w wyborach Anakina, gdy ten musi wybierać między tym czy pomóc Palpatine’owi, czy Mace’owi Windu. Po tym jak już Anakin dokonał wyboru, na jego twarzy maluje się agonia, pęka mu serce i to powiela problemy przez które przechodzi Mifune, po zamordowaniu swojego pana i popełnianiu przestępstwa za przestępstwem w celu usprawiedliwienia własnych działań.

W „Tronie we krwi” dwóch generałów zamordowanego przywódcy, czyli postać Mifune – Washizu i Akira Kubo – Miki, muszą też odnaleźć się w nowej, dziwnej sytuacji, zwłaszcza, że łączyła ich wieloletnia przyjaźń. Ich relacja z braterstwa zmienia się w zemstę i zdrady subtelnie ukazywane w sposób bardzo podobny jak widzieliśmy przebieg relacji Anakina i Obi-Wana w prequelach.

Łącząc „Makbeta” z „Tronem we krwi”, „Zemsta Sithów” może być jednym z najbardziej szekspirowskich filmów „Star Wars”, tragedią zarówno dobrze napisaną, jak i bolesną.

Dla tych, którzy byliby zainteresowani obejrzeniem tego filmu, nie ma on ratingu w USA (w kanadzie ma G, a Wielkiej Brytanii PG). Jest on straszny i przepełniony niepokojem i paranoją. Choć film jest pełen przemocy, jest ona pozbawiona krwi. Film jest po japońsku i ma tylko angielskie napisy, więc widz musi czytać umiejętnie szybko, by móc się nim cieszyć, ale to arcydzieło, które często przyćmiewa inne, bardziej znane prace Kurosway. Obejrzałem go z moimi dziećmi przygotowując się do tego artykułu, a je ujęła przyjaźń w stylu Obi-Wana i Anakina, która przebija się z tego filmu.

To nie jest najlepszy film Kurosawy, ale z pewnością jeden z największych i bez wątpienia wartych obejrzenia.


KOMENTARZE (7)

P&O 112: Czy Aurra Sing i Asajj Ventress należą do tego samego gatunku?

2015-03-01 09:06:07



Tym razem mamy pytanie inspirowane „Wojnami klonów” Gendy’ego Tartakovsky’ego, powiązanego z podobieństwem pewnych postaci. Dziś nadal ważne, choć trochę zmieniła się odpowiedź.

P: Czy Mroczna Wojowniczka Asajj Ventress jest z tego samego gatunku, co łowczyni nagród Aurra Sing?

O: Przez ostatnie kilka lat, twórcy „Gwiezdnych Wojen” stworzyli trzy kobiety obcych ras, które mają kredowo-białą skórę, głowę pozbawioną włosów i tajemniczą przeszłość. Ale z pewnością żadna z nich nie dzieli z inną gatunku pochodzenia.

W Epizodzie I pojawia się przez chwile łowczyni nagród Aurra Sing, widziana podczas wyścigu podracerów. Jej gatunek musi być jeszcze doprecyzowany, ale z pewnością charakterystyczne dla niego są wydłużone palce. I choć Aurra ma prawie całkowicie łysą głowę (z wyjątkiem koka na czubku głowy), jej matka ma długie rude włosy (wg komiksów), co sugeruje, że łysość Sing nie jest genetyczna.

W 2003 pojawiła się Asajj Ventress, przede wszystkim w źródłach związanych z „Wojnami Klonów”. Należy ona do rasy obcych pochodzącej z planety Rattatak. Inni pochodzący z jej rasy, podobnie jak ona mają białą skórę i łyse głowy, choć co ciekawe u mężczyzn występuje zarost na twarzy (tak przynajmniej wynika z komiksów). A więc Asajj za żadne skarby nie mogłaby sobie zapuścić włosów i zrobić koka na głowie, czyli teoria o tym samym gatunku jest nie prawdziwa.

W Epizodzie II i III pojawia się jeszcze Sly Moore. Łysa głowa? Tak. Biała skóra? Tak. Ale ona należy do gatunku Umbaran, który jest znany z silnego potencjału umysłowego. Ciekawostką natomiast są jej ręce, których nie widzieliśmy w Epizodzie II. Hasbro tworząc figurkę próbowało przedstawić je jak ptasie szpony, aczkolwiek projekt został wycofany w obawie, że jej ręce będą widoczne w Epizodzie III. Na planie, aktorka Sandi Finlay, która grała Sly, miała ręce jak najbardziej normalne, jedynie pomalowane na biało.

K: Tylko z czasem pewne fakty się zmieniły. W „Wojnach klonów” Filoniego Asajj Ventress stała się Dathomiranką, przez co mogły jej rosnąć włosy na głowie. I w takiej wersji widzimy ją na okładce Dark Disciple, nowokanonicznej powieści Christie Golden, która ukaże się w USA w lipcu. Więc tłumaczenie, że nie mogła sobie zrobić koka na głowie jest nieprawdziwe. Leland Chee, opiekun Holokronu, swego czasu napisał, że gdy Asajj przebywała wśród Rattataki goliła swoją głowę, przez co można było mylnie przypisać ją do tego gatunku.
KOMENTARZE (13)
Loading..