W jednym z wywiadów francuski kompozytor Alexandre Desplat powiedział, że jednym z jego następnych filmów będzie „Rogue One” Garetha Edwardsa. Oficjalnie nie jest jeszcze ogłoszony, ale wygląda to na pewną informację. Czyli mamy analogiczny przypadek jak Greigiem Fraserem, operatorem, który także w wywiadach mówił iż pracuje nad spin-offem, ale oficjalnie nadal to tajemnica.
Alexandre Desplat współpracował już z Garethem Edwardsem przy „Godzilli”. Kontynuował też już muzykę po Johnie Williamsie w obu częściach „Harry’ego Pottera i Insygniów Śmierci”. Współpracował ponadto z Chrisem Weitzem przy „Księżycu w nowiu”, a także z Greigem Fraserem przy „Wrogu numer jeden”. Desplat jest dość płodnym kompozytorem, w tym roku dostał Oskara za film „Grand Hotel Budapest”. Miał też nominację za „Grę tajemnic”. Komponował także muzykę do ostatnich filmów Romana Polańskiego. Na razie jednak poczekamy na oficjalne potwierdzenie.
Przechodzimy do innych plotek. Sam tytuł pierwszego spin-offa, „Rogue One” to dopiero początek, właściwie nadal nie wiemy o czym i o kim to będzie. Prawie wszystkim kojarzy się on od razu z Eskadrą Łotrów, co wcale nie musi być złym tropem, ale nie jedynym. X-Wingi, Wedge Antilles, rebelianccy piloci, jednak warto sobie przypomnieć, że obecnie kanonicznie eskadra ta pojawia się jedynie w „Imperium kontratakuje”, w dodatku latają głównie na snowspeederach. Nie wyklucza to X-Wingów, ale niekoniecznie od razu film musi być „Top Gunem” w „Gwiezdnych Wojnach”. Niektóre wortale filmowe sugerowały, że film będzie o Luke’u Skywalkerze, właśnie ze względu na V epizod, jednak w oficjalnym komunikacie podano wprost, że filmy te nie będą koncentrować się na centralnych wydarzeniach i postaciach sagi.
Wiele jednak wskazuje na to, że obecna Eskadra Łotrów będzie kimś więcej niż tylko pilotami. Sugeruje to zwłaszcza pewien przeciek. Na spotkaniu dla udziałowców Disneya pokazano szkice koncepcyjne, które niestety nie wyciekły do sieci. Na szczęście znalazło się kilka osób, które je widziało i mniej więcej opisało w sieci.
Oczywiście nie wiadomo na ile opis jest prawdziwy. Sam szkic przedstawia podobno dość ciemny obraz, zrobiony w zielonych kolorach, ale prawdopodobnie pod osłoną nocy. Ukazano tam czworo lub pięcioro uzbrojonych osób na jakiejś planecie, a w tle widać trzy okręty. Same okręty z pewnością nie były X-Wingami, źródła podobno byłyby w stanie je rozpoznać. Są to większe jednostki, wielkością zbliżone do „Tantive IV”, być może desantowe. Wśród uzbrojonych osób trudno rozróżnić pojedyncze jednostki, więc to raczej jakieś mundury, ciemnie, z pewnością nie pomarańczowe jakie znamy z filmów. Jednak na pewno nie są to łowcy nagród. Widziano też koncept na którym dziesiątki osób w mundurach wydawało się szturmować dziwny przypominający helikopter pojazd, z którego wychodzili kolejni zbrojni. Niektórym kojarzyło się to z grami komputerowymi, w szczególności z „Halo”.
Choć oczywiście nie wszystkie źródła dają za wygraną. Latino Review nadal sugeruje, że gdzieś tam pojawi się Fett a tytuł może się jeszcze zmienić na „Slave One”. Ale na te informacje należy brać poprawkę.
Jednocześnie wpisy Pablo Hidalgo na twitterze mocno sugerują, że będzie to film o Eskadrze Łotrów – „Łotr Jeden melduje się”.
Swoją drogą Gary Whitta przyznał na twitterze, że to on wymyślił tytuł „Rogue One”. Zresztą pośrednio go sugerował swoimi zdjęciami w hełmie pilota i to na długo przed ogłoszeniem. Jednego z tych używał na swoim twitterze na początku roku, pojawiło się też i u nas.
Chris Weitz promując „Kopciuszka” musi co pewien czas odpowiadać na pytania związane ze spin-offem. Niewiele sugeruje, ale ostatnio stwierdził, że dla niego bardzo istotny był humor pierwszych filmów i postara się go oddać.
O nowym spin-offie na swoim blogu wypowiedział się też Michael A. Stackpole, legendarny już dziś współtwórca serii „X-Wingi”. Przyznał, że był w szoku, gdy się dowiedział o czym jest film i bardzo go to ekscytuje. Stackpole zdaje sobie sprawę z tego, że film nie będzie mieć nic wspólnego z jego książkami, ale jednocześnie widzi w tym rękę fanów, którzy pokochali tę serię, sprawili, że była kontynuowana, że żyła choćby w kostiumach, pośród setek droidów, imperialnych, księżniczek czy Jedi. Za to też fanom podziękował. O samym filmie nic nie wie, zna swoje miejsce, ale odpowiadając na pytanie o swoje marzenie filmowe napisał, że chciałby by on, a także Timothy Zahn (no i Aaron Allston, ale niestety już tego nie dożył), zostali zatrudnieni przez Edwardsa jako statyści i pojawili się gdzieś w tle w strojach pilotów lub nawet zginęli w okropny sposób. Stackpole najchętniej widziałby siebie jako instruktora najlepiej z plakietką „Horn”. Swoją drogą podobne marzenie autor miał przy okazji Epizodu VII (więcej), wtedy jednak nic z tego nie wyszło. Cały wpis znajduje się tutaj.
Tegoroczne Oskary nie były zbyt udane dla Starwarsówka. Trochę awansem trzymaliśmy kciuki za Felicity Jones, ale przepadła. Nominowana w kategorii najlepsza aktorka drugoplanowa Keira Knightley nie dość, że także nie wygrała, to jeszcze miała iście zmarnowaną imprezę. Pewnie gdyby mogła, to bawiłaby się razem z polskimi aktorkami reprezentującymi „Idę”, ale niestety nie mogła. Przez ciążę Keira musi zachowywać abstynencję, a na Oskrach, gdzie jedzenie nie ma, ale napoje alkoholowe są, w dodatku płynące strumieniami, był to dla niej wielki problem. Powiedziała nawet Ellen DeGeneres (była prowadzącą gali), że nie może się doczekać, kiedy znów będzie mogła się napić. Jak przyznała, poszła tym nawet do lekarza i zapytała go kiedy będzie mogła się znów napić! Jej mąż świetnie się bawi na takich imprezach, pije za dwóch, a Keira może co najwyżej jeść za dwóch. Pić też by chciała, a o tych jej ciągotach wiemy już od dawna. Niestety wpierw aktorka musi urodzić, a potem pewnie jeszcze wykarmić dziecko, więc musi jeszcze trochę pocierpieć.
Nie tylko dla Keiry te Oskary zakończyły się tragicznie. O ile Knightley miała jedynie zmarnowaną imprezę, to drugiej bohaterce czkawka odbijała się jeszcze przez parę dni. I to nie od picia. Lupita Nyong’o została bowiem okradziona na Oskarach! Może nie do końca na Oskarach, ale prawie można tak powiedzieć. Otóż Lupita jako jedyna aktorka z naszego Starwarsówka wyszła w tym roku na scenę, by wręczyć Oskara. W końcu jest zeszłoroczną zdobywczynią tej nagrody, a to do czegoś zobowiązuje. Lupita postanowiła przyćmić wszystkich swoją kreacją. Miała suknię Calvina Kleina wyszytą 6000 pereł. Strój był wart jakieś 150 tysięcy dolarów. Suknię zaprojektowano specjalnie dla niej, a odpowiadał za to Fransciso Costa. W środę już po ceremonii okazało się, że suknia zniknęła z pokoju hotelowego Lupity! Została ukradziona. Policję postawiono na nogi. Media zaczęły nawet się rozpisywać, że kreacja jest warta 10 milionów USD. Potem okazało się, że niekoniecznie, bo perły w większości były sztuczne... więc kosztowała z pewnością dużo mniej. No i złodziej miał problem, by upłynnić tą sukienkę. Ostatecznie zadzwonił na policję i się przyznał. Ale z pewnością Lupita na zawsze zapamięta te Oskary.
Kończymy temat Oskarów, Akademii i tak dalej. Wygląda na to, że George Lucas zapragnął być trochę jak papież Franciszek i szokować ludzi swoim zwyczajnym zachowaniem. Pojawienie się na planie dokumentu o odpadach radioaktywnych zwyczajne nie jest, cóż nie od razu Rzym zbudowano. Skoro Chicago jest już spalone, Flanelowiec poleciał do Nowego Jorku i poszedł sobie do sklepu Midtown Comics. Od razu go przyczajono i cyknięto fotkę. Ot, zwykły człowiek, który rzucił „Star Warsy” dla kobiety i teraz czasem zagląda do sklepu z komiksami.
Brytyjski bulwarowy dziennik „The Sun” podał informację,
że Billy Dee Williams będzie miał małą rolę (cameo) w
Epizodzie VIII. Oczywiście „The Sun” nie jest najczęściej wiarygodnym
źródłem, ale warto odnotować tę informację. Choćby z powodu Billy’ego,
który niedawno wrócił do postaci Landa w serialu „Rebelianci” i przy
różnych wywiadach wspomina o swojej gotowości do pojawienia się na
planie kolejnych części „Gwiezdnych Wojen”. Niedawno powiedział nawet,
że uważa iż powinien się pojawić właśnie dopiero w Epizodzie VIII,
ponieważ nie było go też w „Nowej nadziei”. Miałoby to stanowić ładne
nawiązanie do klasycznej trylogii. Z tym, że warto pamiętać, że to wciąż
są pobożne życzenia Billy’ego Dee Williamsa, który próbował też się
wkręcić w „Przebudzenie Mocy”, co jednak ostatecznie mu się nie udało.
Może tym razem przekona do siebie Riana
Johnsona.
Rian Johnson natomiast niedawno przeprowadzał wywiad z Christopherem
Nolanem a propos „Interstellara” i efektów specjalnych tam użytych.
Nolan, opowiadając o tym filmie, przy okazji próbował przekonać Johnsona
do niektórych technik, w tym tak zwaną technikę poprzedniej projekcji,
której używano na planie „Interstellara” zamiast niebieskiego/zielonego
ekranu. W dużym skrócie polega to na filmowaniu obiektu na ekranie na
który rzuca się obraz, np. drogi mlecznej. Ekran zaś jest pełen
maleńkich szklanych kulek, które odbijają obraz, co powoduje że odnosi
się wrażenie iż gdzieś indziej znajduje się źródło światła. Zobaczymy,
czy Rian Johnson jako reżyser będzie eksperymentował z efektami, czy
pozostanie przy niebieskim/zielonym ekranie i fizycznych
dekoracjach.
Ostatnie doniesienia sugerują, że pierwsza część ekipy zacznie rozkładać
się w Pinewood już w kwietniu. Więc jest spora szansa na to, że zdjęcia
do VIII epizodu ruszą wcześniej niż w maju 2016. Czy wpłynie to na
wcześniejsza premierę? Zobaczymy.
KOMENTARZE (5)
2015-03-09 21:13:49
Lord Sidious
DARTH VADER i inne
Wracamy do informacji sprzed tygodnia, czyli tego, że John Williams ma latem podobno nagrać muzykę. Dziś pojawiło się potwierdzenie tej informacji, choć takie które pozostawia pewne wątpliwości. Tommy Pearson, producent koncertów związany z brytyjskim Classic FM uczestniczył w zeszły piątek w koncercie w Birmingham Symphony Hall. Wyszedł tam na scenę po utworze „Battle of the Heroes” i oznajmił, że John Williams latem powróci do Londynu by nagrać muzykę do nowego filmu „Star Wars”. Znaczyłoby to, że powróci też Londyńska Orkiestra Symfoniczna, inaczej nie miałby sensu przelot maeostro do Wielkiej Brytanii. Zawsze jednak jest jakieś ale. Nie wiemy, czy Pearson wie o czymś, co nie zostało jeszcze ujawnione, czy może bazuje na tych samych źródłach na podstawie których pisaliśmy o powrocie Williamsa w zeszłym tygodniu. Niektóre serwisy sugerują nawet, że Pearson założył, że skoro film powstaje w Wielkiej Brytanii to logiczne jest też, że muzyka tu zostanie nagrana. Na John Willams Fan Network zwracają też uwagę na to, że od czasu nagrania muzyki do „Zemsty Sithów” Williams nie opuszczał USA. Kompozytor nie pracuje obecnie tak wiele jak kiedyś i prawie nie opuszcza już Kalifornii. Dodatkowo warto dodać, że muzyka nagrywana na potrzeby zwiastuna zajawkowego została nagrana w Los Angeles. Więc jak zwykle czekamy na oficjalne potwierdzenia.
Niestety Londyńska Orkiestra Symfoniczna zaprzeczyła doniesieniom o swoim udziale. Delikatnie, pisząc, że póki co nie było w tej sprawie żadnych ogłoszeń. Więc, kto wie, może jeszcze walczą?
Nieoficjalnie zaś Mark Griskey, kompozytor muzyki do gier The Force Unleashed, The Force Unleashed II i The Old Republic już w grudniu w jednym z wywiadów przyznał, że Williams skomponował już kilka utworów do „Przebudzenia Mocy”. Potwierdza to dokładnie nasze wieści sprzed tygodnia. Na razie jednak czekamy na oficjalne ogłoszenie kiedy będzie nagrywana muzyka i gdzie. Powinna się ukazać na płytach 2 grudnia.
Mamy też mały update jeśli chodzi o opis drugiego zwiastuna. Otóż redaktorzy z MakingStarWars.Net sugerują, że ten opis to jedna wielka ściema. Podobno bazuje na wielu spoilerach, ale ich źródła sugerują, że nie ma nic wspólnego z tym, co zobaczymy na Celebration. J.J. Abrams i Kathleen Kennedy z pewnością będą mieli kilka niespodzianek.
Carrie Fisher niedawno skomentowała też wypadek Harrisona Forda. Otóż stwierdziła, że „Przebudzenie Mocy” jest przeklęte. Ford wiadomo miał dwa wypadki, jeden na planie, drugi teraz. Ona w zeszłym tygodniu miała wypadek samochodowy. Powiedziała, że zadzwoni do Marka Hamilla, by się upewnić, że jemu nic się nie stało.
Na koniec mamy twórczość fanów, która podobno bazuje na opisach i przeciekach tego, co zobaczymy w zwiastunie i w filmie. Chodzi tylko i wyłącznie o stroje Luke’a, Lei i Hana. Luke podobno jest bliski zakwestiowanemu opisowi ze zwiastuna. Za Leię i Hana odpowiada Tim Deceuninck, który przygotował pracę dla MakingStarWars.
Chis Weitz ostatnio promuje swój najnowszy film „Kopciuszka” i przy okazji udzielił paru wywiadów. Czasem wspomina coś o „Gwiezdnych Wojnach”, samodzielnie potwierdzając swój udział w nich. Choć nie zdradza najbardziej interesujących nas szczegółów, w jego wypowiedziach jest kilka konkretów. Po pierwsze nad spin-offem wciąż jeszcze pracuje. Przyznał, że scenariusz Gary’ego Whitty nadal pozostaje podstawą nowej wersji. Dla Chrisa jest to dość interesujące i nietypowe zadanie, z kilku powodów. Już podczas negocjacji panowała bardzo duża tajemniczość. Przez to nie wiedział za bardzo jak wygląda scenariusz, w jakim jest stanie i właściwie o czym jest, dopóki nie podpisał kontraktu. Dopiero wtedy mógł go przeczytać. Z drugiej strony, gdyby to nie były „Gwiezdne Wojny” prawdopodobnie Weitz inaczej by do tego podszedł. Jak sam przyznaje, widział je po raz pierwszy jak miał siedem lat i jest to film, który sprawił, że stał się filmowcem. Film, który pozostawił pewne emocjonalnie piętno na dzieciństwie Chrisa, więc jak już wiedział o co walczy, robił wszystko by dostać tę wymarzoną robotę. O pracy nad scenariuszem mówi, że Gary Whitta stworzył solidne podstawy, natomiast trzeba pamiętać, że ten film jest bardzo reżyserski. Więc właściwie o wielu rzeczach decyduje Gareth Edwards i scenariusz powstaje pod jego potrzeby i dyktando. Chris nie chciał jednak zdradzić o kim będzie film, nawet nie chciał sugerować gatunku. Powiedział jedynie, że to „Gwiezdne Wojny” więc powinniśmy spodziewać się wszystkiego. Wspomniał też, że stara się nie czytać różnych plotek dotyczących przede wszystkim Epizodu VII, ponieważ chce mieć głowę wolną od cudzych pomysłów, ale gdy już czyta te plotki to są one bardzo istotne dla niego, bo dają mu obraz czego fani oczekują. Choć jak przyznał sam jest fanem i raczej to jego pomysły będą miały pierwszeństwo.
Gary Whitta również udzielił kolejnego wywiadu. Tym razem zapytano go o jego dawne kontrowersyjne wpisy, gdzie deklarował, że nie będzie oglądać nowej trylogii. Teraz wypowiadał się w sposób bardziej stonowany, mówiąc, że skoro filmy są w rękach odpowiedzialnych twórców takich jak J.J. Abrams i Rian Johnson to jest nimi podekscytowany. Wspominał też, że praca nad tym spin-offem pochłonęła go całkowicie, przez to nie potrafił nawet w wolnym czasie myśleć nad innymi rzeczami. Jego żona twierdzi, że nie był dość trudną osobą, gdy pracował przy spin-offie, także dlatego, że myślami ciągle był nieobecny. Zaś samo pisanie „Gwiezdnych Wojen” porównał do gry w golfa, która jego zdaniem jest jedynym sportem, gdzie amator może spokojnie zagrać sobie na jednym polu z zawodowcami. Tu było podobnie, miał okazję współpracować z ludźmi, których uważa za legendy kina.
I jeszcze jedno małe wspomnienie oskarowej gali. Otóż dziennikarze MTV złapali na chwilę Felicity Jones i zapytali ją o „Gwiezdne Wojny”. Odpowiedziała tylko, że nie może na ten temat rozmawiać. Wszystko więc wskazuje na to, że rozmowy z nią trwają. Zobaczymy jak się zakończą.
Na sam koniec jeszcze jedna ciekawostka. Jak bumerang wraca temat innego Boby Fetta niż ten, którego znamy z prequeli. Tym razem w najnowszej wersji plotki Bobę Fetta ma zabić prawdziwy syn Jango Fetta i przejąć jego tożsamość. Podobno Lawrance Kasdan, który napisał zarys scenariusza, nie lubi tego co się stało z Fettem z prequelach, Disneyowi zaś przeszkadza, iż Fett jest raczej jednoznacznie zły, a chcą by to był bardziej bohater pozytywny, trochę w stylu Hana Solo. Co ciekawe podobno Fett miałby jakoś pojawić się jeszcze w „Przebudzeniu Mocy”. W tej plotce istotne jest jedno, otóż wszyscy zdają sobie sprawę z tego, że Temuera Morrison to nie jest aktor, który przyciągnie tłumy. Więc z jakiegoś powodu chcą mieć innego Fetta. Natomiast o innej tożsamości Fetta pisał już Pablo Hidalgo, który jednoznacznie zdementował te doniesienia.
KOMENTARZE (8)
Zaczynamy od małego nawiązania do newsa z października. Pisaliśmy tam wtedy, że Maisie Richardson-Sellers gra postać o imieniu Korr Sella. Zdaniem serwisu Spotlight, na którym aktorzy i statyści chwalą się swoimi osiągnięciami potwierdzono tę informację. Za wiarygodność danych na tej stronie odpowiadają agencje aktorskie. Ale uwaga, teraz jest mała acz istotna zmiana. Otóż teraz postać Maisie jest opisana jako korr Sella. Albo to błąd, albo dziwne imię, albo jakiś tytuł. Więc jest to takie samodzielne potwierdzenie udziału Maise. Plotki o jej udziale pojawiły się jeszcze przed rozpoczęciem zdjęć. Wiemy tylko, że w jakiś sposób aktorka była powiązana z Carrie Fisher i Billie Lourd, ale czy to przyjaźń, znajomość czy wspólne zdjęcia, nie wiemy.
To nie koniec aktorskich rewelacji. Otóż jakoby w Epizodzie VII gra Robert Boulter, który wciela się w podobno postać młodego… Luke’a Skywalkera. Na razie jedynym źródłem tej rewelacji jest MakingStarWars, inne strony co najwyżej powielają tę informację. Póki, co należy to traktować jako plotkę. Zresztą nie jedyną. Serwis twierdzi też, że zna imiona kilku nowych postaci. A są to:
Brance
Major Ematt
Kapitan Trilla
Pilot Gorwyn
Wspominają też o jakimś admirale Rebelii a także o odtworzeniu maski Kalamarianina. Czy zatem możemy liczyć też na powrót Ackbara? Jeśli nie to pewnie kogoś z jego rasy. Podobno maska jest bardzo wiernie odtworzona. My natomiast wiemy już, że w „Przebudzeniu Mocy” pojawią się także huttowie. Przypominamy, że z plotkami jak zwykle trzeba uważać, bo dopóki coś nie zostanie potwierdzone, lepiej traktować to sceptycznie.
Swoją drogą pojawiły się też ciekawe informacje na temat sposobu nagrywania swojej roli przez Lupitę Nyong’o. W wspomnianym wyżej październikowym newsie pisaliśmy też, że Lupita nagrywała swoją rolę przy pomocy Andy’ego Serkisa, technik mo-cap i że ostatecznie jej postać będzie wygenerowana komputerowo. Teraz te doniesienia poniekąd się potwierdzają, ale z pewnymi szczegółami. Otóż wygląda na to, że Lupita będzie grała jedynie twarzą. Większość ruchów jej postaci zrobił ktoś inny. Niski. Czyżby Warwick Davies? Lupita zaś brała udział jedynie w dublach tych scen, gdzie siedziała na kolanach, by jej twarz była na odpowiedniej wysokości.
Oscar Isaac nadal usiłuje opowiadać o swojej roli unikając spoilerów. A to w jednym z wywiadów powiedział, że jego postać jest ważna dla fabuły. A w innym, że Poe Dameron jest w ciemności tak jak wszyscy inni. Cokolwiek miałoby to znaczyć. Być może chciał w ten sposób uniknąć jakiegoś sformułowania, lub właśnie na odwrót i zdradził coś więcej. Na razie oczywiście nie wiemy jak rozumieć jego słowa. W każdym razie chwalił też J.J. Abramsa, który jego zdaniem jest profesjonalistą i umiejętnie zebrał całą ekipę. Oscarowi też bardzo podobał się zwiastun zajawkowy.
Pojawiły się też wywiady z pilotami helikoptera, z którego nagrywano zdjęcia w Abu Zabi. Pierwszego wywiadu udzielił Andy Nettleton, drugiego Andrew Masterson. Obaj są jedynymi pilotami powiązanymi z studiami Universal i Hollywood, którzy mają uprawnienia by latać po bliskim wschodzie i kręcić filmy. Z Andym skontaktowano się we wrześniu 2013, a zdjęcia rozpoczęły się w maju 2014.
Same zdjęcia i przelot były wcześniej starannie zaplanowane i zgłoszone do ministerstwa obrony. Zresztą dokładnie wiedziano, co ma być nakręcone. Przygotowano wpierw szczegółową animację ukazującą plan lotu i to, co trzeba podczas niego zrobić (wszystkie manewry). Tak wyglądała właściwie współczesna animatyka „Przebudzenia Mocy”. Cały proces był wspomagany przez dokładne scenopisy. Wszystko przygotowano w szczegółach w USA, co trwało miesiącami. Na miejscu była już tylko korekta planów. Dopiero po nakręceniu scen pilot miał okazję przejrzeć je na komputerze, wtedy weryfikowano pogodę i szczegóły. To co nakręcono ma być tłem sceny w której pojawią się wygenerowane komputerowo pojazdy. Dodatkowo aktorzy czytali swoje dialogi, by dopasować ruch helikoptera do sceny. Nakręcenie całości zajęło obu pilotom jakieś 30 godzin lotu, co zajęło im prawie dwa tygodnie. Zdjęcia kręcili w Liwie, Quar Al Sarab oraz przy saudyjskiej granicy. Podobno zostało z tego w filmie półtorej minuty. Całość oczywiście zaraz po nakręceniu zapieczętowano i zabezpieczono.
Andy wspomniał, że na planie widział J.J. Abramsa, co akurat nas nie dziwi i Simona Pegga, co potwierdza po raz kolejny plotki o udziale Pegga w VII Epizodzie. Wspominał też o Chewbacce, Jawach, szturmowcach.
Zdaniem Andrew Mastersona latali oni właściwie wszystkim, czyli „Sokołem Millennium”, TIE Fighterami i X-Wingami. Oczywiście tylko z pewnego punktu widzenia, bo cały czas siedzieli w helikopterze. Poruszał się on jednak po trajektorii „Sokoła”. Brali udział w scenie pościgu oraz jakiejś eksplozji. Andrew stwierdził także, że nie widział Harrisona Forda, gdyż byli w innych lokacjach. Znaczy tyle, że Ford był w Emiratach Arabskich. Wcześniej wiedzieliśmy o obecności Daisy Ridley i Johna Boyegi na lokacji.
Obaj też chwalili J.J. Abramsa, który jest ponoć bardzo oddany temu projektowi. W przeciwieństwie do wielu innych reżyserów, on był na planie i starał się nad wszystkim panować i wszystko nadzorować. Sugerują też, że może to być sekwencja otwierająca film, lub jedna z początkowych. Natomiast nie wiadomo ile scenariusza pozwolono im przeczytać. Tak na marginesie, warto dodać, że tego typu zdjęciami często zajmują się też drugie ekipy. Inna sprawa jest taka, że Abrams współpracował z nimi już przy okazji „Mission: Impossible 4”, które także kręcono w Emiratach.
Na koniec jeszcze o Johnie Williamsie. Krążą plotki, że kompozytor już pracuje nad muzyką do „Przebudzenia Mocy” i część utworów już skończył. Podobno muzyka ma być nagrywana latem, czyli jakieś 5-6 miesięcy przed premierą filmu. W przypadku „Zemsty Sithów” miało to miejsce jakieś 3,5 miesiąca przed premierą. Williams mieszka w Los Angeles, więc ma pracownicy Bad Robot nie mają problemu w kontaktach z nim. Na razie nie wiadomo natomiast kto miałby nagrywać muzykę. Czy będzie to jakaś orkiestra z Kalifornii, która jest pod ręką, czy może tradycyjnie Londyńska Orkiestra Symfoniczna? Zgodnie z wcześniejszymi doniesieniami ścieżka dźwiękowa powinna być dostępna w sprzedaży od 2 grudnia.
KOMENTARZE (3)
J.J. Abrams udzielił ostatnio kilku wywiadów, w których wspomniał trochę o „Przebudzeniu Mocy”. Odniósł się też do ważnego dla nas tematu, czyli wszelkich plotek i spekulacji, które się pojawiają w Internecie i zdradzają fabułę. Reżyser, scenarzysta i producent w jednej osobie jest świadom ich istnienia, ale dodatkowo w pewien sposób śledzi to co się pojawia. Fakt, że się pojawiają jest dla niego naturalny. I jak twierdzi niektóre z nich są prawdziwe. Inne nie. Oczywiście nie zdradził, które są które.
Abrams przyznał też, że absolutnie rozumie fanów, którzy czytają i rozpowszechniają te spoilery. Wręcz w pewien sposób jest z tego zadowolony, bo tym ludziom zależy na tym filmie, już są emocjonalnie zaangażowani. Sam reżyser dodaje też, że jako fan pewnie zachowywałby się podobnie. Jednocześnie nie ma zamiaru łagodzić czy zmieniać swojej polityki względem wycieków. Powtarza jak mantrę to co mówił już wiele razy. Jego zdaniem odpowiednim miejscem na odkrycie fabuły filmu jest kino, bo to jest niezapomniane doświadczenie. Nie chce by ludzie z góry wiedzieli, co się wydarzy, stąd starają się trzymać wszystko w takiej tajemnicy. Dołożyli wszelkich starań by tak się stało, ale nie zawsze się udaje.
W innym wywiadzie z kolei, Abrams odniósł się do zwiastunów i małej ilości informacji. Twierdzi, że jest tyle rzeczy do pokazania, że muszą się zastanowić co pokazać. Także ze względu na oczekiwania fanów, nie chcą by to co pokażą okazało się słabe, niedokończone, czy nadmiernie rozrosło się w oczach fanów. Zresztą jak sam mówi, jest jeszcze niecały rok do premiery, więc jest sporo czasu na przedstawianie kolejnych elementów filmu. Fanom zaś podziękował za cierpliwość, uczciwość i przede wszystkim zainteresowanie Epizodem VII.
Abramsa także interesuje zarówno efekt końcowy jak i przyjęcie tego filmu. Nie może się doczekać tego momentu i czeka by móc zobaczyć skończony obraz. Chwali też swoją ekipę, zwłaszcza tę obecnie zaangażowaną w postprodukcję. Jak to zawsze z filmami bywa, tak i ten sprawił pewne problemy, które Abrams ładnie nazywa wyzwaniami. Jednak jak sam dodaje, zostały one pokonane dzięki wspólnej pracy.
Abrams w innym wywiadzie pochwalił też Domhnalla Gleesona, mówi, że to bardzo dobry aktor i cieszy się, że mieli go w obsadzie. Wywiadu tego udzielił irlandzkiemu dziennikowi, więc pewnie dlatego wspomniał akurat Gleesona. W podobnym tonie Abrams bardzo miło wspominał zdjęcia na Skellig Micheal.
Swoją drogą Abrams chyba potwierdził udział Billie Lourd, córki Carrie Fisher w „Przebudzeniu Mocy”. Też ją chwalił, choć nie mówił wprost za co i czy gra w Epizodzie VII. Przyznał, że zna ją odką miała jakieś sześć lat i że ma wielki talent, no i że Carrie ją wciągnęła na pokład.
Sama Carrie mówi natomiast, że posłała Billie na kurs aktorski, gdyż sama jest słabą aktorką. Co ciekawe Fisher przyznała też, że jeszcze nie widziała zwiastuna zajawkowego „Przebudzenia Mocy”.
Przy okazji Oskarów ekipa MTV zaczepiła na chwilę Lupitę Nyong’o i zapytała ją o „Gwiezdne Wojny”. Lupita odpowiedziała jedynie, że jest pewna iż ten film bez wątpienia zmieni jej karierę.
Gdy ogłaszano ekipę Abramsa jako szefa ekipy od efektów wizualnych wymieniono Rogera Guyetta, jednego z weteranów ILM. Ale wygląda na to, że nie jest on jedynym wielkim Lucasfilmu. Otóż jak się niedawno okazało Dennis Muren nie tylko jest na pokładzie „Przebudzenia Mocy”, ale też dalej pracuje przy kolejnych „Gwiezdnych Wojnach” (spin-offy? Kolejne epizody?). Co prawda pełni on obecnie rolę nadzorczą i konsultanta, zostawiając ciężką pracę młodszym kolegom, ale wspomniał też coś o VII Epizodzie. Celem było to, by widownia oglądając ten film przypominała sobie uczucia towarzyszące klasycznej trylogii. Dlatego właśnie używają czasem też starych technologii. Muren ostatnio odpowiadał za konwersję na 3D „Ataku klonów” i „Zemsty Sithów”, wcześniej pracował przy efektach klasycznej trylogii i dwóch pierwszych prequeli. Konsultantem podobno ma być inna legenda ILM, John Knoll. To akurat dziwne nie jest, zważywszy fakt, że Knoll nadzoruje wszystkie projekty ILM w jakiś sposób.
KOMENTARZE (10)
Wciąż brakuje oficjalnych informacji na temat pierwszego spin-offa. Tymczasem niedawno odbyła się premiera filmu Kingsman: Tajne służby z Markiem Hamillem, Samuelem L. Jacksonem oraz Taronem Egertonem. Ten ostatni grał rolę młodego protagonisty. Zdaniem brytyjskiej prasy bulwarowej „The Sun” i „The Daily Mirror” Edgertonowi ten film otworzył drogę do kariery i Lucasfilm bacznie się mu przygląda. Podobno chcą go do roli Hana Solo w spin-offie. Tylko nie wiadomo czy chodzi o spin-off Garetha Edwardsa z 2016, który podobno ma być o Bobie Fetcie, czy o spin-off Josha Tranka z 2018, który podobno ma koncentrować się na Hanie Solo. Według „The Daily Mirror” w filmie o Solo poznalibyśmy trochę lepiej początek relacji Hana z Jabbą. Niektóre komentarze sugerują, że Solo mógłby pojawić się na chwilę w filmie o Bobie, bardziej na zasadzie nawiązania i swoistego wprowadzenia do kolejnego filmu. Oczywiście trzeba brać pod uwagę wiarygodność prasy bulwarowej, więc wszystkie te informacje mogą być zwyczajnie wyssane z palca.
Ciekawie wygląda też kwestia udziału Felicity Jones. Jak wiemy, nie został on oficjalnie ogłoszony. Tymczasem w kwietniu ruszają zdjęcia do „Inferno” Rona Howarda na podstawie powieści Dana Browna. Felicity Jones zagra tam główną rolę żeńską, partnerując Tomowi Hanksowi. Nie wiadomo w jaki sposób wpłynie to na jej udział w spin-offie, który choć nie został jeszcze w żaden sposób oficjalnie potwierdzony, acz wiele serwisów traktuje go już jak fakt. Nie wiemy też kiedy ruszą zdjęcia do spin-offa, jeśli faktycznie na wiosnę, a Felicity jest zaangażowana, to może znaczyć, że jej rola jest mniejsza niż niektóre źródła próbowały to przedstawiać.
Za to Gary Whitta, który skończył pierwszą wersję scenariusza do spin-offa Edwardsa i przekazał ją Chrisowi Weitzowi do poprawek, nie wytrzymał i znów coś wspomniał o filmie. Niestety niewiele zdradził, z wyjątkiem tego, że, jak twierdzi, praca nad tym filmem to był fantastyczny czas. To był jego projekt marzeń, dający dużo radości i będący swoistym wynagrodzeniem za całą pracę twórczą. Whitta jak twierdzi przeszedł drogę od dziecka, które było fanem „Gwiezdnych wojen” do kogoś, kto osobiście miał wkład w to niesamowite dziedzictwo. Kochał tę pracę i myśli, że powstanie fantastyczny film, którego nie może się doczekać.
KOMENTARZE (6)
Chyba najważniejsza wiadomość ostatnich
dni to oczywiście obecność J.J. Abramsa i
Kathleen Kennedy na Star Wars Celebration Anaheim. To właśnie z
nimi będzie pierwszy panel na konwencie (16 kwietnia). Oficjalna
przypomniała, że ostatnio (to jest na Celebration Europe II Kennedy ogłosiła
udział Johna Williamsa w „Przebudzeniu Mocy”, teraz
też ten dzień ma się zapisać w pamięci pokoleń. O tym, że może być tam
zwiastun pisaliśmy w
grudniu. Natomiast będzie to jedna z czterech ważnych imprez w
tym roku, na których mogą pojawić się nowe informacje o kolejnych
filmach (pozostałe to 4 maja, San Diego Comic Con i D 23). W sieci nie
brakuje też złośliwych komentarzy, niektórzy twierdzą, że jedyne co
zdradzą Abrams i Kennedy to plakat. Bardziej pozytywnie nastawieni
komentatorzy liczą natomiast nie tyle na zwiastun, co na jakieś krótkie,
ale już ukończone fragmenty filmu. Zwiastun oczywiście swoją drogą
także. Do Celebration pozostały już niecałe 2 miesiące, więc szybko się
przekonamy, kto miał rację.
Inna ciekawostka dotyczy firmy Apple, a dokładniej Jony’ego Ive’ego,
czyli legendarnego już projektanta i twórcy wzornictwa Maców, iPodów,
iPadów i całej rodziny produktów Apple’a. Otóż jakiś czas temu, jeszcze
przed zdjęciami Jonathan Ive poszedł sobie z J.J. Abramsem na obiad i
rozmawiali o wzornictwie w „Gwiezdnych Wojnach”. Nowych. Ive twierdzi,
że sugerował Abramsowi, że miecze świetlne powinny być bardziej
prymitywne i „analogowe”. Być może był jednym z tych, którzy
zasugerowali wygląd miecza z jelcem Kylo Rena.
Jeśli komuś nie podoba się to, że polska premiera „Przebudzenia Mocy”
jest przesunięta o tydzień, to niech spróbuje postawić się w sytuacji
Włochów. Im kazano czekać aż do 5 stycznia 2016. Oczywiście protestują,
ich petycję można podpisać tutaj. Widać George Lucas
rozpieścił fanów swoimi ogólnoświatowymi premierami. Dla przypomnienia,
„Atak klonów” był pierwszym dużym filmem, który miał tak szeroką
dystrybucję na całym świecie. No i to Lucasfilm w polskim przypadku
nalegał na to, by premiera II Epizodu odbyła się w maju jak w większości
świata, a nie w sierpniu jak początkowo chciał polski
dystrybutor.
Harrison Ford natomiast okazał się być jasnowidzem z
pewnego punktu widzenia. Otóż w sieci znaleziono fragment programu BBC z
1980 pt. „The Risk Business”, w którym Ford opowiada o zdjęciach do
„Imperium kontratakuje” i mówi, że największym ryzykiem jest uszkodzenie
sobie kostki. W klasycznej trylogii jak widać nic takiego nie miało
miejsca, za to przewidział swój wypadek w sequelach. Fragment programu
można zobaczyć tutaj.
Na MakingStarWars pojawiły się opisy strojów głównych postaci, przede
wszystkim klasycznych. Nie wiadomo na ile można wierzyć w te rewelacje,
bo różnie z nimi bywało. Natomiast ktoś pokusił się o to, by w oparciu o
ich opisy zrobić zarys stroju Lei. Rysunek poniżej, dla
poglądu.
Inna rewelacja tego serwisu to podobno na jednej z inskrypcji które
tłumaczono z Aurebesh była informacja, że jedna z postaci to Tarkin.
Dokładniej major Tarkin. Czy to tylko gra słów, nawiązanie, czy coś
więcej, oczywiście na razie nie wiadomo. Raczej założono, że to postać. Pojawiły się trzy teorie, kto
mógłby grać nowego Tarkina. Jedna to Gwendoline
Christie, druga i tu jest ciekawie Domhnall
Gleeson. Poprzednie wieści sugerowały, że może być on
potomkiem jednej ze znanych postaci. Być może trochę innej niż się
wszyscy spodziewali. Poniżej porównanie Domhnalla i Petera
Cushinga.
Trzecia
teoria mówi, że potomek Tarkina pojawi się w filmie, ale bardziej na
zasadzie smaczku i nie jest to żaden z głównych
aktorów.
O tym, że w filmie występuje Greg Grunberg, wiemy już
od września, a
spodziewaliśmy się od lutego
2013. Jednak okazuje się, że znajomy Abramsa, który grywa
ogony w jego filmach, tym razem miał trochę większą rolę. To co istotne
to fakt, że Grunberg spędził na planie „Przebudzenia Mocy” aż 6 tygodni o
czym sam poinformował w jednym z wywiadów. Zatem jest szansa, że tym
razem więcej osób zauważy go w kinie, a może nawet usłyszy.
Mark Hamill natomiast w jednym wywiadów porównał
sposób reżyserii George’a Lucasa i J.J.
Abramsa. Wcześniej powiedział kiedyś, że Lucas nie jest
reżyserem aktorów, teraz był trochę łagodniejszy. Twierdził, że George
działa jako reżyser bardzo instynktownie i stara się dobrać aktorów tak,
by rozumieli rolę. Dobrze to było widać choćby w „Amerykańskim
graffiti”, gdzie jedną z ról grał Ron Howard, który
kariery aktorskiej nie zrobił, został reżyserem. Ale idealnie pasował do
tamtej roli i doskonale wiedział jak ją grać, był w niej bardzo
autentyczny, pomimo braku wsparcia ze strony Lucasa. George wierzy, że
aktorzy sami wiedzą jak odnaleźć się w danej roli, więc niewiele im
mówi. J.J. natomiast to pierwsze pokolenie filmowców,
którzy dorastali na „Gwiezdnych Wojnach”. Patrzy też na filmy z innej
perspektywy, jest przez to jakby bardziej obecny i zaangażowany na
planie. Za to Abrams, przynajmniej w przypadku Hamilla nie użył
ulubionego zwrotu Lucasa, którym ten pouczał aktorów – „szybciej i
bardziej intensywnie”.
KOMENTARZE (8)
Redaktorzy Making Star Wars dowiedzieli się kilku rzeczy na temat pierwszego spin-offa.
Po pierwsze, wygląda na to, że biura produkcyjne pracują pełna parą od 5 stycznia.
Po drugie, artyści dopiero zaczęli pojawiać się w Pinewood, ale jednocześnie koncepty niektórych rzeczy wciąż powstają, acz już na miejscu. Jest to o tyle ciekawe, że większość konceptów do filmu wcześniej powstawała raczej w San Francisco, w siedzibie Lucasfilmu, gdzie widzieliśmy choćby Garetha Edwardsa oblewającego się wodą. Tam są rozwijane pomysły, natomiast realizacja odbywa się w Wielkiej Brytanii. Dlatego właśnie tam teraz są potrzebni artyści, by móc pewne rzeczy poprawić lub uszczegółowić na miejscu.
Po trzecie, plany są już budowane i rozwijane.
Po czwarte, nie wszystkie decyzje podjęto. Zostało jeszcze kilka kluczowych, które twórcy muszą ustalić. Scenariusz także jest poprawiany pod okiem Chrisa Weitza.
Po piąte, wszystkie te bzdury o spin-offie, w tym kwestia zbroi Boby Fetta i Sabine, to informacje wyssane z palca. Raczej sugerują, że mimo wszystko będzie to film o Hanie Solo i ponownie wracają do plotki o angażu Aarona Paula. Konkurencyjne źródła zaś sugerują, że Felicity Jones zagra Leię, która będzie główną bohaterką spin-offa. Oczywiście nie ma żadnych potwierdzeń tej informacji, być może należy tę plotkę dołączyć do przechodniej zbroi Boby i spin-offa o Sabine.
Wiele natomiast wskazuje na to, że zdjęcia ruszą raczej w okolicach kwietnia-czerwca, a nie lutego. Prawdopodobnie szablon terminów produkcyjnych będzie bazował, a nawet powielał, ten z „Przebudzenia Mocy”, choć niekoniecznie tym razem będziemy mogli spodziewać się zwiastuna zajawkowego na rok przed. Zresztą jak widać w przypadku scenariusza, tu już mamy poślizg.
Inne źródła zaś wracają do tematu castingu aktorki do roli głównej. Na razie plotki mówią, że ostatecznie wybrano Felicity Jones. Natomiast okazuje się, że tych aktorek było trochę więcej niż cztery znane (Felicity, Tatiana Maslany, Roney i Kate Mara), co akurat nie jest specjalnie dziwne. Źródła te jednak potwierdzają udział Mackenzie Davis („Słowo na M”, „Ten niezręczny moment”). Wiemy, że aktorka ta jednak odpadła.
Gary Whitta odetchnął trochę już od „Gwiezdnych Wojen” i ostatnio nawet trochę o nich poopowiadał. Niewiele, bo jak sam twierdzi, sekretność jeśli chodzi o spin-offa jest prawie taka sama jak w przypadku filmu J.J. Abramsa, więc niewiele może mówić na ten temat. Obiecał natomiast, że już po premierze, czyli w grudniu 2016, powie trochę więcej na ten temat. Przyznał natomiast, że klasyczna trylogia to filmy, który dla niego, podobnie jak dla całego pokolenia filmowców, stały się punktem przełomowym. Czymś, co naznaczyło ich karierę, a w wielu przypadkach uświadomiło, że chcą być filmowcami.
KOMENTARZE (8)
Na początek mała informacja na temat tego, co krąży w sieci od kilku dni. Otóż serwis Ikwiz po raz kolejny wyssał z palca sobie newsy, które podchwyciły inne strony. Tym razem pisali, o tym, że J.J. Abrams nalega na to, by przyśpieszyć premierę Epizodu VII tak by pojawiła się jeszcze w kinach w wakacje tego roku. Tę informacje zdementowały inne źródła. Nie jest ona taka całkowicie bezpodstawna, bo w przypadku „Mission: Impossible 5”, które produkuje Bryan Burk i J.J. Abrams, faktycznie zostało przyśpieszone o kilka miesięcy. Jednak w tym przypadku nie będzie uruchomiona tak duża kampania powiązana z zalewem produktów. Na razie wiemy na pewno, że część zabawek i gadżetów pojawi się 4 kwietnia, natomiast drugiej fali należy spodziewać się koło 2 grudnia. Podobno wtedy pojawi się między innymi ścieżka dźwiękowa z filmu. Film zaś pojawi się 18 grudnia 2015 w USA i 25 w Polsce. Zdaniem Ikwiz za przyśpieszenie miały odpowiadać przecieki, które podobno denerwują Abramsa i nie daje on z nimi rady.
J.J. Abrams przy okazji odbierania nagrody VES (twórców efektów specjalnych), nie tylko wspomniał o tym, że będzie producentem wykonawczym kolejnych epizodów, ale też udało się go w kilku dziennikarzom podpytać o „Przebudzenie Mocy”. Między innymi o IMAX. Reżyser przyznał, że w filmie znajduje się tylko jedna scena nakręcona pod ten format, ale podobno jest ona dobra. Potwierdza to wcześniejsze informacje. Mówił też o tym jak pogodzono fizyczne efekty z komputerowymi. Abramsowi bardzo się podobała stara szkoła filmowa, gdzie twórcy mieli wiele narzędzi do swojej dyspozycji, ale choć czasy się zmieniły i narzędzi jest więcej, nie oznacza, że wszystkie są dobre do wszystkiego. Podobno używali wielu praktycznych efektów, tam gdzie można to było zrobić, ale posiłkowali się też komputerowymi. Zwłaszcza gdy trzeba było coś usunąć z kadru lub dodać. Abrams twierdzi, że nie ograniczali zbytnio liczby komputerowych efektów, co niektóre media próbują sugerować, ich jest podobno całkiem sporo, ale bardziej chodziło o kombinacje i umiejętne połączenie jednych i drugich. Stąd zbudowano bardzo dużo fizycznych planów i scenografii. Zdjęcia dzięki temu miały wrażenie autentycznych, dlatego też często kręcono je w świetle dziennym, w słońcu, nie tylko w studiach.
Abrams śmieje się też pod nosem z miecza świetlnego z jelcem. Podobno dostał w jego sprawie bardzo dużo mejli od fanów, jedni bronili tej koncepcji, inni nie, wyrażali przy tym bardzo wiele wątpliwości. J.J. wspomina tylko, że praktycznie większość z nich była omawiana wcześniej przez samych twórców i została w pewien sposób uwzględniona. Cieszy go jednak sama reakcja fanów i to jak bardzo im zależy na tym filmie.
J.J. także publicznie podziękował Kathleen Kennedy za to, że zaprosiła go do świata mieczy świetlnych, X-wingów i TIE Fighterów, w którym spędził dwa ostatnie lata. Było to dla niego zarówno wielkie wyzwanie, jak i spełnienie marzeń. Podczas przemówienia, gdy odebrał nagrodę podziękował też Bryanowi Burkowi oraz Rogerowi Guyettowi, Bad Robot i Industrial Light and Magic. Samo przemówienie można zobaczyć tutaj:
Nie milkną też komentarze po sprawie procesu i ścigania przez prawników osoby, która ujawniła koncept zbroi Kylo Rena. Strona na którą Darth_Simi wrzucał(a) zdjęcia zniknęła z sieci. Niektórzy zastanawiają się, dlaczego Lucasfilm (i Abrams) ścigają właściwie tylko jeden przeciek. Przecież było ich więcej. Otóż jedna z teorii spiskowych głosi, że wśród pozostałych konceptów, które poznaliśmy jest kilka zdjęć i obrazów, które twórcy chcieli byśmy zobaczyli i kilka, które nie mają nic wspólnego z filmem. Zaprzeczanie czy potwierdzanie, które są które, popsułoby istotną część kampanii marketingowej. Dlaczego zatem ścigają Kylo Rena? Bo jest to prawdziwy wyciek, a postać miała być wykorzystana w dalszych fazach reklamowania filmu. Istotne też jest podobieństwo do Dartha Vadera.
Natomiast zawiedzeni mogą być fani rozbłysków, które często stosuje w swoich filmach J.J. Abrams. Niektórzy twierdzą, że to jego znak rozpoznawczy. Bez wątpienia będzie ich mniej, zresztą na zwiastunie zajawkowym widać je jedynie przy locie „Sokoła” gdzie nie są zbyt nachalne. Podobno tak właśnie to ma wyglądać w filmie. Będą obecne, ale w inny sposób niż choćby w „Star Trekach”, w zdecydowania mniej nachalny i bardziej naturalny. Innym elementem stylu Abramsa będzie trochę inne podejście do zdjęć. Dan Mindel nie zawsze robił klasyczne ujęcia, czasem trochę pozwolił kamerze płynąć, dokładnie tak jak w zwiastunie zajawkowym i locie „Sokoła Millennium”.
Domhnall Gleeson i Oscar Isaac nie mają teraz szczęścia, są rozchwytywani przez media, zwłaszcza ze zbliżającą się premierą „Ex Machiny”, w której grają główne role. Dziennikarze jak tylko mogą, dopytują ich o „Gwiezdne Wojny”. Gleesonowi znów udało się niechcący coś zasugerować. Przyznał, że choć faktycznie już wcześniej grał z Oscarem w jednym filmie, to zdziwił się, gdy zobaczył go podczas czytania scenariusza. Jednak na planie nie mieli zbytnio okazji by ze sobą porozmawiać, czy wchodzić w interakcje. Niektórzy sugerują, że ich postacie nie mają wspólnych scen w „Przebudzeniu Mocy”. I jeszcze a propos czytania, podobno było tam zdecydowanie więcej osób, ale to już nie raz sugerowano.
Właściwie to już jest wiadome od dawna, ale przy okazji tych wszystkich niedawnych wywiadów, znów pojawiają się pytania o rolę Harrisona Forda. Z różnych źródeł wiemy, że film jest przede wszystkim o nowym pokoleniu, ale skoro wypadek Forda, który niby miał być tylko postacią dziedzictwa w tle, tak mocno skomplikował kręcenie zdjęć, to może mimo wszystko jest go więcej. Niestety w odpowiedzi na te pytania dziennikarze słyszą tylko słynne „Nie mogę o tym mówić”.
John Boyega wypowiedział się natomiast o „Przebudzeniu Mocy” przy okazji nagród BAFTA. Mówił, że fani powinni być podekscytowani, bo mają zarówno starą obsadę, jak i klasyczne efekty, chwalił Abramsa. Wspomniał też, że świetnie bawił się na planie z Daisy Ridley, która została jego bliską przyjaciółką. No i jego zdaniem jest ona świetną aktorką. Całą wypowiedź można zobaczyć tutaj:
Jest też kolejna lista statystów. Są na niej Frank Stone (w zatoczce piratów), Tony Pankhurst (dodatkowo dubler Harrisona Forda) i Geraint Jones (bojownik o wolność). Poprzednia lista znajduje się tutaj
Na koniec jeszcze jedna rzecz. Billie Lourd, córka Carrie Fisher, która jak wiemy także gra w Epizodzie VII, podobno ma zagrać młodszą wersję księżniczki Lei. Plotki nie są jednak w żaden sposób konkretne, mówią zarówno o retrospekscjach jak i hologramach. Warto sobie samemu porównać podobieństwo obu aktorek.
Wielkimi krokami zbliżamy się do końca pierwszego sezonu "Rebeliantów" i powoli zaczyna się potok plotek na temat tego, co zobaczymy w kolejnych odcinkach.
Zacznijmy od tych bardziej oficjalnych: mamy dobrą wiadomość dla fanów "The Clone Wars": Jim Cummings podczas jednego z ostatnich konwentów potwierdził, że jego postać, pirat rasy Weequay i ulubieniec publiczności, Hondo Ohnaka, powróci w "Rebeliantach". Aktor zaznaczył jednak, że ekipa nagrywa odcinki z takim wyprzedzeniem, że nie jest w stanie powiedzieć kiedy to się stanie.
Paru nowych ciekawostek dowiedzieliśmy się dzięki wydanym przed paroma dniami książeczkom "Sabine: My Rebel Sketchbook" i "The Secret Jedi: The Adventures of Kanan Jarrus: Rebel Leader". Przede wszystkim przemycają one do nowego kanonu kilka rzeczy z Legends: po pierwsze, Sabine zna mando'a, czyli język Mandalorian, a także huttański, aqalishański, rodiański (które są podobne pod względem strukturalnym), Shyriiwook (przejęta z EU nazwa mowy Wookieech), język astromechów oraz kilka innych. Druga pozycja zawiera informacje z wczesnej biografii Depy Billaby, które również zaczerpnięto z Legends: mistrzyni pochodzi z Chalacty, a do Zakonu wprowadził ją Mace Windu, który uratował ją przed piratami. Książeczka potwierdza też istnienie holokronów Sithów.
Tracy Cannobio z Lucasfilmu zapowiedziała, że pracuje nad planami PR-owymi na koniec pierwszego sezonu i że fani "nie mają pojęcia" (po czym dodała, że nie może powiedzieć nic więcej). I tutaj przechodzimy w sferę plotek, a właściwie fanowskich teorii, do jakich doszli ludzie z forum TFN-u oraz Reddita. Choć, jak to z teoriami bywa, wszystko może okazać się nieprawdą, to w tym przypadku bardzo dużo elementów pasuje do siebie. Poniższy tekst zawiera spoilery z ostatnich odcinków i (ewentualnie) ujawnia możliwe zakończenie pierwszego sezonu, dlatego nie czytajcie, jeśli nie chcecie popsuć sobie niespodzianki.
(Spoiler):Wydaje się, że planetę Lothal czeka smutny koniec, bo zostanie zniszczona. Teoria ta zaczęła krążyć od czasu ujawnienia opisu książeczki pod znaczącym tytułem "Battle to the End" ("Bitwa do samego końca"). Przypomnijmy: Gdy stawka jest większa niż kiedykolwiek, rebelianci muszą pracować razem, aby powstrzymać Imperium. Jeśli im się nie powiedzie, poniosą niewypowiedziane konsekwencje. Od tego czasu widzom udało się dostrzec kilka wskazówek w fabule serialu: po pierwsze, Zare Leonis w "Vision of Hope" mówi Ezrze, że zostanie wkrótce przeniesiony na Arkanis (kolejna planeta z EU). Z perspektywy out-universe wiemy, że chłopak musi przeżyć, bo wątek z jego siostrą nie został zakończony, więc wielu zaczęło interpretować ten fakt, że coś stanie się z planetą, na której znajduje się młody kadet. Po drugie, część osób zastanawia długa nieobecność władczyni Lothalu - gubernator Pryce, której właściwie nigdy nie mieliśmy okazji zobaczyć. Po trzecie, Imperium wytoczyło w ostatnim odcinku "ciężkie działa" w postaci samego Tarkina, który udowodnił, że nie waha się poświęcić zarówno personelu, jak i imperialnej własności, by osiągnąć cel: "Nie wiesz, co trzeba zrobić, aby wygrać wojnę. Ale ja tak". Gubernator był zaniepokojony rozwijającą się rebelią na Lothalu i brakiem kompetencji podwładnych.
Lecz prawdziwe wskazówki są ukryte. Z pozoru nieistotne mogą wydawać się urywane transmisje Altona Castle'a, spikera HoloNetu. Wiemy, że Lothal stanowił dla Imperium cenną planetę ze względu na obecne tam minerały, a w "Vision of Hope", tuż po transmisji Taryvisa, dziennikarz mówi: "Kopalnie na Lothalu są p..." ("Lothal's mines are a[lmost?])". Niektórzy sądzą, że dalszy ciąg zdania mógłby brzmieć "niemalże wyeksploatowane", co sugerowałoby, że przydatność globu się skończyła. Najważniejsza chyba podpowiedź kryje się w odcinku "Rise of the Old Masters", co wykryli fani z Reddita. Sytuacja jest identyczna - są to słowa Castle'a po transmisji senatora: "(...) kolejne udane wyzwolenie planety z wykorzystaniem inicjatywy Baza Delta Zero". Termin ten pochodzi z Legends i był nazwą kodową używaną w wielu flotach, która oznaczała całkowite zniszczenie populacji i przemysłu planety. W takim znaczeniu został on wprowadzony do nowego kanonu ledwie kilka dni temu dzięki wyżej wspomnianej książeczce o Sabine.
Ale to nie jedyny raz, gdy użyto tej nazwy w "Rebels". Poniższy obrazek to lustrzane odbicie sceny z "Empire Day", która trwa niecałe dziesięć klatek. Przedstawia on Wren odczytującą dane z implantu byłego imperialnego pracownika, Tseeba, który zawierał w sobie przyszłe plany Imperium dla Lothalu. Na górze użyto aurebeshowej litery "b", potem trójkąta (czyli w alfabecie greckim delta), a na koniec zero - Baza Delta Zero. Dalsza część tekstu ostrzega, że dostęp jest ograniczony, bo informacje są ściśle tajne. Wielu więc sądzi, że właśnie "inicjatywa BDZ" zostanie zastosowana na ojczyźnie Ezry.
Niektórzy fani przyjmują tezę, zgodnie z którą przez tak długi czas bohaterowie przebywali głównie na Lothalu (do tej pory w serialu zobaczyliśmy ledwo pięć planet; dla porównania, w takiej samej ilości odcinków pierwszego sezonu TCW było ich jedenaście), ponieważ twórcy chcieli, abyśmy się do niego przywiązali. Tyle, że chyba trochę im się nie powiodło, bo wiele osób narzeka na monotonię lokacji.(Koniec Spoilera)
Wreszcie, ostatnia, lecz kolejna spora plotka pojawiła się wczoraj dzięki stronom RS Doublage i Making Star Wars. Ta pierwsza to francuski serwis poświęcony dubbingowi (podobno profesjonalny, a nie w stylu IMDb, w którym każdy może edytować), wedle którego we Francji do swojej roli powróci Olivia Lucconi, która wciela się w (Spoiler):Ahsokę Tano w "The Clone Wars", a teraz miałaby znowu ją zagrać w "Rebeliantach". Żeby było ciekawiej, strona informuje, że będzie to Ahsoka "przebrana za Fulcrum". Jeśli to prawda, to sprawdzą się fanowskie teorie (klik)(Koniec Spoilera). Oliwy do ognia dolał Jason Ward z MSW, który twierdzi, że na imprezie Marvela, na której ostatnio był, słyszał rozmowę dwóch pracowników Lucasfilmu, wedle której (Spoiler):w pierwszym odcinku drugiego sezonu (którego premiera odbędzie się na Celebration) zobaczymy nie tylko Togrutankę, lecz także Imperatora i Vadera. W role te wcielają się: Ashley Eckstein, Tim Curry i James Earl Jones(Koniec Spoilera). Ward skonsultował to ze źródłami i ci podobno byli zaskoczeni, że to wie, ale potwierdzili jego wersję. Jednak do czasu oficjalnego ogłoszenia należy podchodzić do tych plotek z dużą rezerwą.
Na temat spoilerów dotyczących Luke'a Skywalkera pisaliśmy już wielokrotnie (m.in. w tych dwóch powiązanych ze sobą newsach: Plotki dotyczące końcówki Epizodu VII, Historia Luke'a Skywalkera). Tym razem chcemy Wam przedstawić kolejny zestaw spoilerów (bądź plotek) dotyczących jego historii, które opublikował portal MakingStarWars. Wiążą się one dosyć mocno z tym czego dowiedzieliśmy się niedawno w tym newsie. Przypominamy, że do premiery filmu nie można być pewnym czy cokolwiek z tych informacji jest prawdziwe.
(początek spoilera) Kilka różnych źródeł w ostatnim tygodniu przesłało portalowi MakingStarWars informacje dotyczącą roli Domhnalla Gleesona w Przebudzeniu Mocy i tego jak jest ona powiązana z historią Luke'a Skywalkera. Wg nich Gleeson gra syna Luke'a. A niezależność tych źródeł świadczy o tym, że albo to jest prawdą, albo ktoś w ekipie Abramsa postanowił się zabawić i rozpuszcza nieprawdziwe informacje (co znając Abramsa jest całkiem prawdopodobne). Jeśli by się to potwierdziło jednak, okazałoby się, że dużo zostanie do dopowiedzenia na temat historii Luke'a pomiędzy oryginalną trylogią a EVII.
Z dotychczasowych niepotwierdzonych doniesień wiemy, że Domhnall grać ma członka Imperium, który pomaga w ściganiu Finna. Wygląda na to, że postać grana przez niego działa po obu stronach w celu rozbrojenia galaktyki z najgroźniejszych superbronii - jego moralny wewnętrzny kompas mówi mu bowiem, że nie powinny one istnieć. Wraz z biegiem filmu może jednak doprowadzić do nieszczęśliwych wydarzeń w imię większego dobra.
Następstwa akcji podjętych przez Gleesona mają mieć ponoć duży wpływ na przebieg filmu. Swoją misję rozpocząć miał jeszcze przed udaniem się ojca na wygnanie. Udaje mu się zakończyć galaktyczną zimną wojnę niszcząc bronie masowego rażenia, jednak nie przewidział jakie to będzie miało konsekwencje. Obie strony, gdy przestały czuć zagrożenie płynące z możliwości użycia bronii, które by zdewastowały galaktykę zamieniły zimną wojnę w otwarty konflikt zbrojny. Przez galaktykę kolejny raz przetacza się wojna. Niektóre źródła podają, że opisane tu wydarzenia będziemy mogli zaobserwować w filmie, inne mówią, że wydarzyły się one jeszcze przed początkiem Przebudzenia Mocy.
(koniec spoilera) KOMENTARZE (13)
Różnych plotek na temat pierwszego spin-offa jest coraz więcej. Także fabularnych i od nich zaczniemy. Na razie wiemy, że będzie główna rola żeńska, którą według Total Geeks ma zagrać Tatiana Maslany (pisaliśmy o tym w sobotę), a według The Hollywood ReporterFelicity Jones (Variety przychyla się do drugiej opcji; pisaliśmy o tym wczoraj). Na razie wiemy, że Tatiana podpisała kontrakt na pracę w niezależnym filmie „Two Lovers and a Bear”, do którego zdjęcia zaczynają się w połowie marca i powinny potrwać do połowy maja. Jeśli zdjęcia ruszą w maju Tatiana ma jeszcze szansę, jeśli wcześniej to raczej wypadnie z gry, chyba, że chodzi o inną rolę. Z drugiej strony wiemy też, że na udziale Felicity Jones w testach bardzo zależało producentom, jak widać dopięli swego. Przypominamy, że gdy pisaliśmy o aktorkach Felicity była tylko na liście upatrzonych, a nie testowanych. Widać w Lucasfilmie bardzo ją chcieli ją w filmie, więc chyba dopięli swego. Felicity w planach ma udział w „Inferno” (niepotwierdzony oficjalnie) na podstawie powieści Dana Browna, ale film, który miał mieć początkowo premierę wraz z „Przebudzeniem Mocy” z powodu różnych trudności jest przesuwany, więc Felicty powinna mieć teraz czas na spin-offa.
Jednak ciekawsze są plotki kogo miała by grać Felicty (lub ew. Tatiana, bo to z nią początkowo łączono tą postać). Podobno miałaby to być Sabine Wren z serialu „Rebelianci”, która w filmie kinowym byłaby już starsza niż ją znamy, no i byłaby łowczynią nagród. Jedyny minus obu aktorek to ich karnacja, w czasach gdy Lucasfilm i Disney myślą o zachowaniu poprawności rasowej, byłby to dziwny krok, by wybielać Sabine (jak i Bobę Fetta). Dodatkowo okazało się, że źródłem tej rewelacji jest iKwiz, który do wiarygodnych serwisów nie należy. Ale Sabine to nie jedyna teoria. Według innej główną postacią kobiecą spin-offa mogłaby być córka Boby Fetta (ew. wnuczka, jeśli akcja toczyłaby się bliżej sequeli). Niektórzy sugerują też Leię. Problemem wciąż jest to, że nie wiemy właściwie o czym będzie spin-off. Podobno ma być związany z Bobą Fettem i tu według kolejnych doniesień ma się pojawić tam jego rodzina. Jeszcze inne doniesienia twierdzą, że film będzie bliższy sequelom i tu pojawiła się spekulacja, że Felicity mogłaby zagrać matkę Rey (Daisy Ridley). Jedyne, co można oficjalnie powiedzieć, że pewnie 90% z tych informacji to są tylko i wyłącznie domysły.
Niektóre jednak można zdementować. W styczniu 2014 pojawiła się plotka o tym, że Boba Fett nie będzie klonem, tylko ktoś zabije łowcę, przejmie zbroję i to będzie prawdziwy Fett. Ta plotka pojawiła się niedawno przy okazji Fassbendera (źródło to iKwiz). Jednak tu warto dodać, że w zeszłym roku Pablo Hidalgo wypowiedział się na ten temat, jednoznacznie negując takie rozwiązanie. Jako członek Story Group wspomniał, że faktycznie Boba Fett będzie gdzieś wykorzystany (w spin-offie?), ale kanonicznie jest on klonem, tak jak było to w „Ataku klonów” i potem w „Wojnach klonów”. W tej materii nic się nie zmieni. Zresztą warto przypomnieć, że choćby w „Imperium kontratakuje” w wersji DVD (i BD) głosu Fettowi podkłada Temuera Morrison. Więc na razie kwestię wieloosobowego Fetta można włożyć między bajki.
Podobno do roli męskiej producenci mają dwóch głównych kandydatów. Pierwszy to Aaron Paul, o którym już pisaliśmy. A drugi to Édgar Ramírez (na zdjęciu po prawej). Aktor ten na swoim koncie ma główną rolę w serialu „Carlos” (o słynnym terroryście), a także mniejsze role między innymi w „Ultimatum Bourne’a”, „Gniewie Tytanów” czy „Wrogu numer 1”. Edgar co prawda Maorysem nie jest, ale być może podobieństwo do Temuery jest wystarczające, by wcielić się w postać Fetta, bez „wybielania” i kontrowersji z tym związanych. Niektóre źródła sugerują, że Ramirez i Paul wcale nie walczą o to, by grać tę samą postać. A co do Boby to jest jeszcze jeden chętny do tej roli, mianowicie Daniel Logan, który podobno intensywnie ćwiczy, by być w formie. Jednak nic nie wiadomo, by producenci rozważali jego kandydaturę.
Na koniec jeszcze raz o Chrisie Weitzu. Również wciąż oficjalnie nie potwierdzono jego udziału w spin-offie Garetha Edwardsa, ale reżyser „Księżyca w nowiu” i „Złotego kompasu” się tym nie przejmuje, twittuje i sugeruje pewne rzeczy. Wygląda na to, że z Garym Whittą łączy go coś więcej niż tylko scenariusz, który Weitz poprawia. Otóż Weitz nie przepada za „Mrocznym widmem”, który uważa za film tak słaby, że na nim płakał. Według niego to jest prawdziwa filmowa pomyłka. Choć wyraża się ostro na temat tego filmu, jednak daleko mu do dosadności wpisów Gary’ego Whitty. No i wygląda na to, że Chris poprawia scenariusz, a nie pisze go od nowa, stąd pewnie pozostali twórcy mają czas na casting i inne rzeczy.
Oficjalnie o spin-offie wiemy właściwie tylko tyle, że będzie miał swoją premierę 16 grudnia 2016. Reszta to w większości plotki, które nie zostały jeszcze zweryfikowane, więc należy do nich podchodzić z rezerwą. Podobno w tym roku Disney ma 3 wydarzenia przy okazji których chce zdradzać plany dotyczące sagi. Pierwsze to Celebration w Anaheim (14-19 kwietnia), drugi to 4 maja, a trzeci to D23 Expo w Anaheim (14-16 sierpnia). Może przy okazji Celebration poznamy trochę szczegółów o spin-offie.
KOMENTARZE (18)
W ostatnich dniach obserwować możemy sporą rotację na giełdzie nazwisk do głównej roli żeńskiej w pierwszym spin-offie Star Wars. Jeśli najnowsze doniesienia The Hollywood Reporter są jednak prawdziwe, to więcej spekulacji na ten temat nie będzie. Podobno w tej roli obsadzono bowiem Felicity Jones.
Felicity ma na swoim koncie już ponad dwadzieścia ról oraz kilka nagród i nominacji. Za swój występ w filmie pt. Teoria wszystkiego otrzymała nominację do Oskara i Złotego globu. O tym czy spin-off Star Wars będzie kolejnym filmem na jej koncie powinniśmy przekonać się już niedługo - czasu na skompletowanie obsady zostało bowiem coraz mniej.
Chyba zdążyliśmy się już przyzwyczaić do przecieków z planu, zwłaszcza konceptów. W sumie nie było tego dużo, ale bez nich trudno sobie dziś wyobrazić naszą wiedzę o Epizodzie VII. Pamiętamy jednocześnie, że twórcy podpisywali mnóstwo lojalek i jakby na nic się to zdało. Jakby. Otóż 29 października osoba podpisująca się w Internecie jako Darth_Simi umieściła w sieci zdjęcie Kylo Rena (pisaliśmy o tym tutaj). Nikt wtedy nie wiedział, czy jest ono prawdziwe, czy nie. Nie wiedzieliśmy nawet jak się nazywa postać. Niektóre strony nawet pisały, że to Darth Simi, tak jak osoba, która wrzuciła to do sieci. Zresztą osoba ta wrzuciła na swój profil na ImageShacku jeszcze inne zdjęcia i koncepty, a także fanarty. Całkiem spora kolekcja tego, co zdążyło pojawić się w sieci. Sprawa niby przycichła. Do czasu. Niedawno w San Francisco Lucasfilm wniosło pozew przeciw przedstawicielom ImageShack z prośbą o udostępnienie danych Dartha_Simi. Tak więc zaczyna się ściganie osób odpowiedzialnych za wycieki. Nie wiadomo, czy ścigany(a) jest tylko Darth_Simi, czy raczej chcą w ten sposób dojść do właściwego źródła przecieku. Jednocześnie nie rozpoczęto żadnych działań prawnych przeciw innym stronom, które publikowały te i inne zdjęcia, najczęściej znalezione w sieci lub udostępnione przez kogoś. Widać Lucasfilm zamierza ścigać sprawców zamieszania, ale jednocześnie nie walczy z samymi zdjęciami, które już udostępniono.
Żeby jednak było zabawniej, po sieci krąży jeszcze jeden koncept, który jakoby wyciekł dzięki Indie Revolver. Tyle, że twórcy tego serwisu poinformowali, iż ten koncept nie ma z nimi nic wspólnego, że to jakaś podróbka a ktoś się pod nich podszył. Jakiś czas temu sugerowano, że J.J. Abrams może podrzucać fałszywe tropy, ale żeby aż tak? Może to jakieś działanie fanów? Nie ważne komu się chciał, ktoś jednak przedobrzył.
Zmieniamy trochę ton. Bob Iger, szef Disneya przyznał niedawno, że miał dużą przyjemność, nie tylko odwiedzić parę razy plan „Przebudzenia Mocy” (jak wiele innych osób), ale jednocześnie widział już większość nakręconych zdjęć (jak bardzo wąska grupa osób). Iger oczywiście jest podekscytowany tym, co zobaczył i zapowiada nową erę „Gwiezdnych Wojen”. Na razie mówił o kilku filmach, ale pewnie będzie ich więcej, o czym pisaliśmy tutaj. W tym newsie wspominaliśmy też o makiecie Hutta, która ma być wykorzystana w spin-offie. Podobno pochodzi ona z Epizodu VII.
Po raz kolejny też o filmie wspomniał Oscar Isaac, który twierdzi, że część fanów dostanie ekstazy jak zobaczy ten film. Przyznaje jednak, że części osób pewnie on nie podejdzie, bo przecież nie wszystkim podchodzą nawet oryginalne „Gwiezdne Wojny”. Na pocieszenie dodał, że film z pewnością będzie miał wielu fanów z nowego pokolenia.
Przy okazji Isaaca pojawiła się teoria skąd wzięło się imię Poe Damerona. Otóż nie pochodzi ono ani od Edgara Poe, ani nie ma nic wspólnego z „Dekameronem”, a upamiętnia dwoje ludzi. Pierwsza z nich to osobista asystentka J.J. Abramsa - Morgan Dameron. Druga to Darren M. Poe, który pracował jako kierownik efektów specjalnych przy „Star Treku” Abramsa. Czy faktycznie J.J. ich upamiętnił, czy może to zwykła zbieżność?
Z cyklu kolejni statyści z Epizodu VII doszedł nam Aidan Cook. Wiemy, że grał różne stwory w „Przebudzeniu Mocy”. W swoim dorobku ma granie między innymi goryli w reklamach oraz rolę dwugłowego sklepikarza w filmie „Hellboy II”.
Na koniec sprawa treatmentu Lucasa. W The Making of Star Wars na stronie 63 znajduje się fragment trzeciej wersji scenariusza oryginalnej „Nowej nadziei”, a tam kwestia „przebudzania się”. Fragment datowany na 1975 dotyczy oczywiście kryształu Kiber, Sithów, a przede wszystkim przebudzenia czegoś starego, co sprawiło, że Moc stała się silniejsza. Znając umiłowanie Lucasa do wracania do starych pomysłów, kto wie, czy to nie jest klucz do Epizodu VII. Może z jego treatmentu zostało więcej niż komukolwiek się wydaje? A może w starych scenariusza wciąż tkwią tematy, które dopiero pojawią się w nowych filmach, jak było choćby z Utapau w „Zemście Sithów”.