TWÓJ KOKPIT
0

Holo z oficjalnej :: Newsy

NEWSY (151) TEKSTY (0)

<< POPRZEDNIA     NASTĘPNA >>

Na czym bazował finał 5 sezonu „Wojen klonów”?

2013-03-26 17:05:05 oficjalny blog



Bryan Young nie odpuszcza Filoniemu i jego ekipie, która z zamiłowaniem ogląda stare, klasyczne filmy i przerabia je na „Wojny klonów”. Wcześniej mieli jakiekolwiek opory, ale teraz już ich nie ma. Zrzynka trwa w najlepsze, na szczęście Young wszystko wyłapał.

Jeśli widzieliście finałowe odcinki piątego sezonu „Wojen klonów”, z pewnością zauważyliście coś ciekawego w każdym z tytułów tych odcinków. (A jeśli jeszcze nie obejrzeliście finału piątego sezonu „Wojen klonów”, to czemu tego nie zrobicie?)

Każdy z tych tytułów – Sabotage, The Jedi Who Knew Too Much, To Catch a Jedi i The Wrong Jedi odnoszą się do filmów Alfreda Hitchcocka. „Sabotaż” („Sabotage”), „Człowiek, który wiedział za dużo” („The Man Who Knew to Much”), „Złodziej w hotelu” („To Catch a Thief”) i „Niewłaściwy człowiek” („The Wrong Man”) wszystkie one opowiadają o tematach i sytuacjach bardzo podobnych do tych, z którymi zmaga się Ahsoka Tano w tej serii odcinków. W „Sabotażu” policjanci prowadzą dochodzenie w sprawie terrorystów, którzy wysadzili w powietrze zatłoczony autobus, co z łatwością możemy odnieść do zamachu bombowego w Świątyni Jedi. W „Człowieku, który wiedział za dużo”, szpieg wyznaje swoją wiedzę na temat zabójczego spisku na kilka chwil zanim sam zostaje zamordowany, zostawiając tym samym Jimmy’ego Stewarta, by rozwikłał sprawę i zapobiegł kolejnym morderstwom. „Złodziej w hotelu” ukazuje nam Cary’ego Granta, który usiłuje oczyścić swoje imię ze zbrodni o którą go posądzono, ale której nie popełnił. No i w końcu „Niewłaściwy człowiek”, gdzie Henry Fonda stara się udowodnić swoją niewinność w systemie, który większą wagę przywiązuje do poszlak, niż prawdy.

To fantastyczne filmy. Kiedy poznałem tytuły tych odcinków, upewniłem się, by ponownie wrócić do tych filmów wraz z moim synem. Wszystkie są odpowiednie dla dzieciaków, które chcą oglądać stare filmy, ale napięcie w wielu z tych filmów spada do niekomfortowego poziomu, zupełnie jak w tych odcinkach „Wojen klonów”.

Choć te zapierające dech w piersiach odcinki „Wojen klonów” czerpią mnóstwo inspiracji z tych klasyków Hitchcocka, dużo więcej niż tylko tytuły, było jeszcze kilka innych filmów, które w sposób oczywisty wpłynęły na te odcinki.

Prawdopodobnie dwie najbardziej oczywiste wizualne inspiracje w całym tym cyklu pojawiają się w odcinku „The Jedi Who Knew too Much”. Inspiracje pochodzą z filmów „Ścigany” („The Fugitive”) oraz „Trzeci człowiek” („The Third Man”) Carola Reeda. Kiedy Ahsoka ucieka przed klonami kieruje się w kierunku rur i kanałów, zupełnie jak Orson Welles w „Trzecim człowieku”. Kanały Wiednia stworzyły jeden z najbardziej ikonicznych pościgów w historii kina, z bohaterem Josepha Cottena, szukającym swego uciekającego przyjaciela. Tu mamy nie tylko zbieżność opowieści, ale też specyficzne ujęcia, które odbijają się niczym echo oryginalnego filmu. W jednym szczególnym ujęciu widzimy Ahsokię na przednim planie, a na jej twarzy widać pasmo światła, zupełnie jakby to był obraz z filmu noir, jak Harry Lime, czyli drugi najbardziej znany bohater grany przez Orsona Wellesa.

Ahsoka ostatecznie znajduje się na wylocie w tunelu w sytuacji bardzo przypominającej tę w której znalazł się doktor Richard Kimble Harrisona Forda w filmie „Ścigany”. Zarówno w filmie jak i odcinku, oskarżony (Ahsoka i doktor Kimble) zgłaszają swoją sprawę ścigającym, ale ci ich nie wysłuchują. Wtedy, zupełnie jak dobry doktor przed nią, Ahsoka skacze z rury oddając się w objęcia losu.

Inne odcinki z tego cyklu, zwłaszcza te które się dzieją w wytartym podbrzuszu Coruscant, przypominają wizualnie inny klasyczny film z Harrisonem Fordem, chodzi o „Łowcę androidów” („Blade Runner”) Ridleya Scotta. Światła neonów i śmieci zalewające ulice to prawie sobotwór Los Angeles 2019, jakie przedstawiono w tym przełomowym filmie. Scenografia i efekty specjalne, które nadały wygląd „Łowcy Androidów”, w latach 80 zostały okrzyknięte arcydziełem samym w sobie, jest to zaszczyt, którego, jestem o tym przekonany, dostąpią także artyści „Wojen klonów”.

Jeśli zamierzacie wrócić do któregoś z tych filmów z młodszymi fanami, pamiętajcie, że „Ścigany” jest oznaczony jako PG-13, ze względu na brutalne morderstwo i intensywne sekwencje akcji, „Łowca androidów” zaś jest oznaczony jako R ze względu na przemoc. Filmy Hitchcocka i „Trzeci człowiek” mogą być dla nich trochę za trudne, ale z pewnością są odpowiednie dla młodszej widowni.



Na koniec jeszcze dwa ujęcia. „Wojny klonów” ala „Łowca androidów”.



Oraz „Wojny klonów” ala „Trzeci człowiek”.



Warto też sobie przypomnieć o innym ściąganiu z Hitchcocka, którego dopuścił się Dave Filoni.
KOMENTARZE (5)

George Lucas i komiksy

2013-03-15 18:27:24 oficjalny blog



Jonathan W. Rinzler dawno nie pisał nic na blogu oficjalnym. Tym razem zamiast pisać o książkach, czy filmach zajął się pewną historią dotyczącą komiksowych pasji George’a Lucasa.



Więc znowu piszę bloga. A czym się zajmowałem? Przeprowadziłem serię długich rozmów z Edwardem (Edem) Summerem, które zostaną opublikowane w formie wywiadu w następnych trzech numerach „Star Wars Insidera”. Większość fanów nigdy nie słyszała o Summerze, choć znajdziecie go przynajmniej na jednym zdjęciu w The Cinema of George Lucas. Pierwszy raz spotkałem Summera w garmażerii Barney Greengrass na Upper West Side w Nowym Jorku, gdy zbierałem materiały do tamtej książki. Rezultatem tamtego spotkania było to, że on pozwolił nam opublikować zdjęcie George’a Lucasa i Franka Frazetty z jego kolekcji, na zewnątrz letniego domku, prawdopodobnie jedyne przedstawiające ich razem (Summer też tam jest).

Wiele lat temu, choć doszło to do mnie dopiero pewnego wczesnego poranka, Summer był naprawdę jedynym łącznikiem z bardzo ważną częścią powstawania „Gwiezdnych Wojen” na wczesnym etapie. Summer wprowadził Lucasa w świat komiksów. To właśnie Summer umożliwił Lucasowi studiowanie oryginalnych dzieł Alexa Raymonda, razem omawiali zasługi komiksowych twórców takich jak choćby Frazetta, Al Williamson, Howard Chaykin, Carl Barks i wielu innych. Summer nawet przeprowadził wywiad z Lucasem na potrzeby dokumentu („The Men Who Made the Comics”), który przygotowywał w ramach narodowych grantów przewidzianych dla sztuki, gdzieś koło 1974-76 (Summer teraz stara się znaleźć ten wywiad, jak go znajdzie, a obiecał, że znajdize, opublikujemy go w Insiderze). Co więcej, Lucas stał się współwłaścicielem pionierskiej galerii Summera w Nowym Jorku: Supersnipe Comic Art Gallery (nazwanej na część postaci z komiksu: dzieciaka, który miał najwięcej komiksów w Ameryce, Koppy’ego McFada, który pojawił się w popularnej w latach 40. Serii. Summer przez wiele lat miał licencję na tę nazwę uzyskaną od Condé Nast).

- „The Supersnipe Comic Book Euphorium” istniało na kilka lat zanim spotkałem George’a (gdzieś koło 1970) – wspomina Summers. - To było drugie wcielenie tego sklepu (przy 16172 Avenue), które George i Gary Kurtz odwiedzali. (Pierwsze było na 83 East Streeat, między 2 i 3 Ave.) Pomysł galerii sztuki wyewoluował w rozmowach i został wcielony w życie (koło 1974?) jako biznes mój i George’a. Po tym jak został rozwiązany, zatrzymałem nazwę i operowałem nią jako dodatku do oryginalnego Supersnipe’a. (A takim podtytłem „The Supersnipe Comic Book Euphorium”, który posiadałem sam, bez współpracy z George’m, było „Sklep z największą ilością komiksów w Ameryce”. To było prawdą przez wiele lat).

Summer był także jednym z przyjaciół George’a, którzy mocno zachęcali go do nakręcenia jego „zwariowanego” kosmicznego filmu fantasy, w dodatku jednym z nielicznych, który nie tylko rozumiał co Lucas chciał stworzyć, ale też skąd czerpał inspirację. Pewnego dnia dostałem email od Summera, który pisał, że przypomniał sobie pewien panel komiksowy, który zdaniem George’a był jedną z kluczowych inspiracji dla „Gwiezdnych Wojen” (zobaczycie to w 141 numerze Insidera, który pojawi się za kilka miesięcy). Summer był także przyjacielem wielu młodych filmowców z Nowego Jorku takich jak Martin Scorsese czy Brian De Palma, brał też udział w imprezach w apartamencie Carrie Fisher, wiedział wszystko o artystach komiksowych jego czasów i wcześniejszych, a nawet produkował filmy, takie jak choćby oryginalny „Conan: Barbarzyńca”, to wszystko złożyło się na to, że stał się sympatycznym przyjacielem George’a.

Więcej na ten temat przeczytacie w następnych numerach Insidera.




KOMENTARZE (1)

Mejle o Ahsoce

2013-03-07 20:20:50 Oficjalny blog



Tym razem w Holo z Oficjalnej przyjrzymy się mejlom wymienianym przez Dave'a Filoniego i Ashley Eckstein, a które pomogą lepiej zrozumieć wybór, którego dokonała Ahsoka - oczywiście znajdują się w nich spoilery dotyczące końcówki sezonu piątego. Główny reżyser udzielił też ciekawego i długiego wywiadu, w którym analizuje po kolei wszystkie akty z piątej serii. Najważniejsze pada jednak pod koniec: sezon szósty definitywnie istnieje (Codziennie widzę fajne rzeczy... to takie niesprawiedliwe!), ale Filoni nie może jeszcze podać do wiadomości publicznej jego szczegółów i, jak Eckstein w kilku poprzednich wywiadach, każe czekać.

Jestem pewna, że do tej pory wszyscy mieliście już okazję przetrawić to, co stało się pod koniec sezonu piątego "The Clone Wars". Było to bardzo emocjonalne i, jak dawałam do zrozumienia przez cały sezon, macie teraz więcej pytań niż odpowiedzi odnośnie tego, co się stało i tego, co stanie się potem.

Spróbujcie postawić się na moim miejscu, musiałam trzymać to w sekrecie przez tak długi czas! Niepewność mnie zabijała! Te cztery odcinki nagraliśmy rok temu i byłam definitywnie zszokowana, gdy Dave Filoni powiedział mi, że Ahsoka odejdzie z Zakonu Jedi. Trochę czasu zajęło mi przetrawienie tych wieści i pamiętam jasno, jakby to było wczoraj, że w końcu do mnie dotarło, iż moje i jej życie zmieni się na zawsze. Dave Filoni wysłał mi mejla o nagraniu ostatniej wspólnej sceny z Mattem Lanterem. Słowo "ostatnia" uderzyło we mnie niczym tona cegieł. Robiliśmy "The Clone Wars" przez siedem lat. Czas spędzony w studiu nagraniowym zaczął mi się niezmiernie podobać, a zwłaszcza te chwile, gdy odgrywałam razem z Mattem sceny pomiędzy Anakinem i Ahsoką.

Natychmiast odesłałam mejla Dave'owi, aby zrozumieć CZEMU? Aby dobrze oddać natężenie emocjonalne ostatnich odcinków, musiałam wejść do głowy Tano. Jego odpowiedzi były niesamowite i chciałabym się nimi z wami podzielić, jeśli macie takie same pytania, jakie ja miałam.

Ashley: Łał, naprawdę dużo się zmieniła. Wiedziałam, że to nadchodzi, ale ta zmiana dopiero teraz we mnie uderza, gdy zaczynam zdawać sobie sprawę, że wszystko idzie do przodu i do tego w innym kierunku; to nie będzie tylko jeden odcinek, po którym można wrócić. To świetne! Historia jest fantastyczna i zaszczytem jest brać w niej udział. Chcę porozmawiać więcej o przyszłym tygodniu. Czemu odchodzi, zamiast powrócić?

Dave: Ahsoka odchodzi, ponieważ czuje wewnętrzny konflikt. Nie jest wściekła na Anakina, wie, że zrobienie tego zrani go, ale ma nadzieję, że zrozumie. Jest sfrustrowana z powodu Rady, ma poczucie, że została zdradzona. Wiele z tego jest związane z treningiem Anakina i jej przywiązaniem do niego. Odchodzi też, ponieważ, mimo przekonania, iż Barrissa popełniła błąd, to nie może zaprzeczyć, że w jej słowach kryła się prawda, zwłaszcza w świetle własnych doświadczeń. Potrzebuje szerszej perspektywy.

Ashley: To znaczy powrót byłby rzeczą łatwą, ale nie właściwą... Odejście to właściwa rzecz, prawda?

Dave: Tak naprawdę nie ma właściwej i niewłaściwej rzeczy. Podjęła decyzję. Ta decyzja "zdaje się" właściwa. Nie jest gotowa na powrót. Łatwo byłoby wrócić, przyjąć wdzięczność Rady. Ale nie "czułaby", że to jest stosowne. Jej ścieżka się zmieniła, przynajmniej na razie.

Ashley: Czy widzi to, że nic nie będzie już takie samo?

Dave: Myślę, że w kryzysie nigdy nie jesteśmy pewni co się zdarzy. Niepewność rodzi strach. Zmiana rodzi strach. Ale nie musimy bać się zmian. Wszystko im podlega, nic nie zostaje takie samo. To główna zasada dorastania. Myślimy, że nasi rodzice zawsze będą naszymi rodzicami, nie rozumiemy, że mają wady, że sami byli kiedyś dziećmi, które dorosły. Ahsoka w pewien sposób potyka się z tym wszystkim. Wadami w Radzie, wadami w niej samej. Próba udowodnienia swojej wartości to wysiłek polegający na pozostawieniu rzeczy takimi, jakimi są, nie tylko zachowania samej siebie, lecz także życia, które miała, i które zna. Zachowania jej komfortowej strefy.

Ashley: Czy Ahsoka zawsze robi wszystko, by postępować dobrze?

Dave: Nikt tak naprawdę nie wie, co jest dobre. Tano idzie za głosem swojego serca w sposób, który czasem przeciwstawia się naukom Jedi. To jest to, co robią Anakin i Qui-Gon. Rządzi nią serce, a nie logika umysłu. Nie jest zupełnie bezinteresowna, ale nie jest też całkiem zła. Czynienie wyłącznie dobra jest absolutem, a tylko Sithowie wierzą w absoluty. Ktoś mógłby powiedzieć: słuchaj Kanclerza Republiki za wszelką cenę, ale czy to jest właściwe? Zdaje się, że tak, ale można również nazwać to ślepotą.

Ashley: Czy to jej kompas moralny i to, kim jest?

Dave: Jej kompas moralny wiedziony jest przez serce i instynkt. Ahsoka przejmuje się, bierze wiele rzeczy do siebie, a przynajmniej bardziej, niż robi to przeciętny Jedi. Właśnie przez to może zostać zraniona i rani ją decyzja Rady. W pewien sposób nie jest na tyle dojrzała, by zrozumieć niebezpieczeństwo w jakim znajduje się Rada oraz większych decyzji, które jej nie dotyczą, a które są podejmowane w jej otoczeniu. W tej chwili dostrzega tylko to, co dzieje się z nią i czuje żal, smutek, frustrację, które są tego nieodłącznym elementem. Ludzie chcą być elementem czegoś, mieć zasady, iść za tłumem, ale często wielkie ruchy w historii były zapoczątkowywane przez osoby, które szły w przeciwnym kierunku i zachowywali się niezgodnie z tym co było "popularne", "właściwe", a nawet "etyczne". Ahsoka musi teraz zdecydować co jest dla niej etyczne, co jest właściwe oraz jaka jest jej większa rola w tym wszystkim.

Ashley: Czy będzie już taka zawsze?

Dave : Jak każdy, Ahsoka ewoluuje. Jak Luke w filmach.

Ahsley : Na chwilę obecną, jaką wiadomość chcesz przekazać poprzez jej wybory?

Dave : To, że mamy wybór, i że czasami nie zawsze jest on łatwy. To, że często właściwy nie jest prosty i uderza w twoich przyjaciół. To nie oznacza, że są złymi ludźmi, a ty nie masz z nimi nic wspólnego, ale musisz zdecydować się na coś, co jest dobre dla ciebie.

No i macie! Mam nadzieję, że to pomogło. Chciałabym podziękować wszystkim fanom za miłe słowa podczas tego weekendu To było fantastyczne pięć sezonów i wasze wsparcie było niesamowite!



Zapraszamy do dyskusji na forum
KOMENTARZE (17)

„Kagemusha” a „Wojny klonów”

2013-02-27 17:32:14 oficjalny blog

Kiedy Bryan Young ruszał z serią wpisów na oficjalnym blogu, poświęconym filmowym inspiracjom i nawiązaniom, zaczął od Akiry Kurosawy. Wspomniał tam też film „Kagemusha”, ale dopiero teraz postanowił poświęcić temu filmowi więcej czasu, zwłaszcza, że okazuje się, iż miał on niemały wpływ na „Wojny klonów”.

To nie żaden sekret, że George Lucas był fanem Akiry Kurosowy. Już w pierwszym wpisie z tego cyklu, przyjrzeliśmy się inspiracjom „Ukrytej fortecy” na Epizod IV, ale na tym relacje między Lucasem a Kurosawą wcale się nie kończą. Pod koniec lat 70. Kurosawa był legendą, ale nie mógł zdobyć pieniędzy, by ukończyć swój epicki film „Kagemusha”.

George Lucas i Francis Ford Coppola byli w szoku, gdy się dowiedzieli, że japoński mistrz kina nie może zdobyć reszty budżetu. Wówczas Lucas i Coppola byli dwoma z najbardziej wpływowych filmowców na świecie i jednocześnie fanami Kurosawy, więc lobowali w 20th Century Fox, by dało Kurosawie pieniądze, które potrzebuje na ten film.

To piękny film samurajski, osadzony w XVI wieku, opowiada historię przestępcy, który jest niesamowicie podobny do potężnego dygnitarza wojskowego. Kara zostaje zamieniona na zadanie, i musi on trenować, by stać się sobowtórem swojego mistrza. Gdy dygnitarz zostaje śmiertelnie ranny, sobowtór musi wcielać się w jego rolę latami, by okoliczne klany nie zaatakowały. Film jest epicki, ma piękne ujęcia, no i jest słodko-gorzki. To film, z którego jak się spodziewam, George Lucas jest dumny, że znalazł się w napisach.

To właśnie inspiracja Kurosawą na Lucasa sprawiła, że ten wspaniały film powstał, a potem zainspirował jeden z odcinków „Wojen klonów”. „Kagemusha” w tłumaczeniu dosłownym znaczy „The Shadow Warrior”, co jak się składa jest też tytułem pewnego dobrego odcinka z czwartego sezonu serialu.

Jednym z kluczowych założeń odcinka The Shadow Warrior jest to, że ten gungański przywódca wygląda bardzo podobnie jak Jar Jar Binks. Przywódca Gungan jest pod jakąś kontrolą myślową i wprowadza armię Gungan wprost w pułapkę zastawioną przez Separatystów. Kiedy Anakin i Padme starają się przywrócić mu zmysły zanim spisek uda się zrealizować, zostaje on dźgnięty nożem przez zdrajcę na usługach Separatystów. Nie zdążył odwołać swoich rozkazów. To sprawia, że Jar Jar musi zagrać rolę sobowtóra i poprowadzić negocjacje z Generałem Grievousem.

Ten odcinek używa także najlepszych elementów kina Kurosawy. Kurosawa dość często używał pogody, by zwiększyć emocjonalne natężenie sceny, od subtelnych powiewów wiatru aż po uderzenie pioruna. W tym odcinku zbierające się burze na horyzoncie i błyskawice zostały dodane w taki sposób do scen, że bardzo przypominały Kurosawę. Kurosawa reżyserował pogodę dokładnie w taki sposób w jaki reżyserował aktorów, robiąc to oczywiście w filmach aktorskich. W „Wojnach klonów” ekipa nauczyła się robić to samo w animacji.

Choć ten odcinek nie eksploruje wszystkich emocjonalnych i filozoficznych aspektów obecnych w filmie Kurosawy, używa pewnych podstaw, by stworzyć wspaniałe „Gwiezdne Wojny” w dość nietypowy sposób. Zarówno Kurosawa jak i Lucas używali politycznych dublerów i sobowtórów w wielu swoich filmach, no i nikogo nie powinno zaskoczyć, że dzięki te zabiegi bardzo dobrze przysporzyły się filmom. No i nie powinno też zaskoczyć, że stały się podstawą odcinka „Wojen klonow”.

Ale przede wszystkim to wspaniale jest móc obserwować pewien cykl inspiracji i wpływów, który da się dostrzec w grupie tak utalentowanych twórców opowieści.

„Kagemusha” została wydana w 1980, MPAA oznaczyło ją jako PG. Jeśli wasze dzieciaki poradzą sobie z podpisami, będzie musieli tylko wykazać się cierpliwością w dokładnym oglądaniu tych filmów. Kolory i zdjęcia są znakomite, to wspaniały, znaczący film, niesamowicie warty obejrzenia.



Na koniec warto dodać dwie rzeczy. Po pierwsze polskie wydanie DVD ma lektora, więc nie trzeba się przejmować napisami. Po drugie, George Lucas nie tylko nalegał na 20th Century Fox by dała pieniądze na film Kurosawy, ale ostatecznie sam zajął się jego produkcją.
KOMENTARZE (8)

Jeffrey Jacob Abrams o Gwiezdnych Wojnach

2013-02-17 10:40:13 blog oficjalnej


Wiemy już oficjalnie, że J.J. (czyli Jeffrey Jacob) Abrams zajmie się reżyserią Epizodu VII. Źródła informacyjne podawały, że decyzję w tej sprawie podjęła Kathleen Kennedy, namawiana przez Stevena Spielberga, ale czy podejście Abramsa do Gwiezdnych Wojen miało na to jakiś wpływ? Na pewno nie zaszkodziło. Poniżej przekazujemy kilka cytatów z nowego reżysera filmu Star Wars, które zebrał blog oficjalnej:

Słynna koszulka Bantha Track (2006)

Kiedy Damon Lindelof wszedł po raz pierwszy do mojego biura, nosił na sobie koszulkę Star Wars, ale nie byle jaką, a oryginalną koszulkę Star Wars – i wiedziałem, że ona jest jego, a nie jakaś tam nabyta później. Od razu wiedziałem, że byliśmy dawno zaginionymi braćmi. To była pierwsza rzecz, która sprawiła, że mogłem powiedzieć „Dobra, uwielbiam tego kolesia”.

Pierwsze wspomnienie Star Wars (2006)

Moje pierwsze wspomnienie o Star Wars to było zobaczenie tego tytułu w czasopiśmie Starlog, wtedy pomyślałem sobie "co za dziwny tytuł". Pamiętam, że zobaczyłem wczesny plakat Ralpha McQuarriego do filmu. Ten widok utknął mi w głowie, mimo, że nie wiedziałem co to było, wyglądało na ważne. Moje drugie wspomnienie to zobaczenie samego filmu, w kinie, w dzień premiery, w Westwood w kinie Avco. To zmieniło mnie na zawsze."

Dlaczego Star Wars dalej działa na publiczność (2006)

To był absolutnie pierwszy film, który tak bardzo się spodobał i podoba do dziś. Myślę, że jest tak dlatego, że wszyscy czasem czują się jakby utknęli w życiu, że coś wspaniałego czai się za rogiem. Spotkać w życiu jakąś przerażającą tragedię, jak to, co spotkało ciocię i wujka Luke'a, to tak wciągająca historia, że mogłaby się wydarzyć na jakiejś farmie gdzieś w Stanach Zjednoczonych, a opowieść nadal byłaby interesująca. Fakt, że Luke staje się siłą ratującą galaktykę przed złem, jest swego rodzaju niesamowitym spełnieniem marzeń. Myślę, że to zgrywa się z powszechną potrzebą, że każdy musi znaleźć swój sens życia, który będzie większy niż jesteśmy sobie w stanie wyobrazić.

Jak Star Wars na niego wpłynęło (2006):

Nie wiem jak wiele razy podczas rozwijania danej historii odnosiłem się do archetypów z Gwiezdnych Wojen. Jako fan Josepha Campbella i wykorzystania mitów w opowiadaniu historii, możesz zakładać, że to ogółem klasyczny schemat, ale dla nas jest to nasz wspólny język, ponieważ wszyscy znamy kanon Star Wars. Trudno mi sobie przypomnieć taką pracę nad historią odcinka w serialu, czy to w Lost, Alias, czy nawet Felicity, w której nie czułem trochę tego samego uczucia, które czułeś widząc trio miłosne w Epizodzie VI, albo walkę dobra ze złem we wszystkich sześciu filmach.

„Gwiezdne wojny” to prawdopodobnie najbardziej wpływowy film mojego pokolenia. To personifikacja dobra i zła, otwarcie na światy kosmicznych przygód, tak jak westerny zadziałały na pokolenie naszych rodziców, pozostawiło niezaprzeczalny ślad. W pewien sposób wszystko co robimy, pośrednio lub bezpośrednio, zostało zapoczątkowane przez obejrzenie tych trzech starszych filmów.

Po obejrzeniu Zemsty Sithów (2006):

Najbardziej zadziałał na mnie koniec filmu, kiedy wróciliśmy do tych miejsc na statku, które znamy z pierwszego filmu Star Wars, Epizodu IV. Byłem zaskoczony jak dobrze było poczuć się w domu. Biorąc pod uwagę wielki rozmach i skalę wszystkiego tego, co widzieliśmy wcześniej, było coś niezwykle satysfakcjonującego i miłego powrócić do tych białych korytarzy, które przypomniały stare uczucia, które miało się gdy oglądaliśmy Gwiezdne Wojny po raz pierwszy.

Na temat historii Anakina Skywalkera (2006):

Oczywiście jego upadek był nieunikniony i dowiadujemy się tego z wcześniejszych filmów. Wiemy, że to się ma wydarzyć, obserwując jak się to dzieje, oglądamy tragedię. Dla mnie fascynujące jest to, że gdy dorastałem utożsamiałem się z Lukiem, ale teraz moje dzieci utożsamiają się Anakinem. Jest w tym ciekawy komentarz społeczny - kiedy dorastałem bohaterem był optymistyczny młody neofita, który staje się bohaterem, a dla nowego pokolenia bohater, to ktoś, kto ma silną wolę, ambicję, ostatecznie szkalowany, zostaje zmylony i z powodów wielkiego ego, oraz złamanego serca, dosłownie staje się złoczyńcą, któremu przeciwstawiało się moje pokolenie.

Gdzie chciałby widzieć przyszłość Star Wars (2008):

Czuję, że świat Gwiezdnych Wojen stał się tak rozległy, nie tylko jeśli chodzi o różne media, w których Star Wars się pojawia, ale dzięki wizualnym możliwościom, które technologia udostępnia, przez co Industrial Light & Magic potrafi tak wspaniale tworzyć światy. Moją ulubioną rzeczą w Gwiezdnych Wojnach jest możliwość opowiadania niesamowicie osobistej, intymnej i emocjonalnej historii, na tle konfliktu i bitew o planetarnej skali. Najbardziej chciałbym zobaczyć opowieść o bohaterach, którą będę bezlitośnie rozbawiony, która mnie szczerze zauroczy, opowieść ścisłą jak tylko się da, nie opierająca się na czymś więcej niż tylko pirotechnice, co dla mnie jest podstawą Star Wars, co czyni jest wspaniałymi. Jeśli będzie to serial telewizyjny to znakomicie. Jeśli będzie animowany, jestem za. Jeśli to będzie radiowe słuchowisko, albo gra wideo, albo rozrywki internetowe, cokolwiek to będzie, chciałbym w tym potężnym uniwersum zobaczyć nowych bohaterów, którzy sprawią, że poczuję to, co czułem do Luke'a, Leii i Hana Solo.

Postacie z Gwiezdnych Wojnach, których historię chciałby zobaczyć (2008)

To zabawne, jak w dziwaczny sposób, przez odkrycie tajemnic na temat danej postaci, zabiera się jej jakiś element miłych uczuć, które się do niej czuło. To zabija domysły. Czasami postać jest bardziej interesująca, kiedy nie wie się o nich wszystkiego. Nawet niektórzy z mojego pokolenia, a jestem starożytny w porównaniu ze współczesnymi fanami, dla mnie postać Dartha Vadera zawsze była interesująca, ponieważ zbierało się o nim każde skrawki wiadomości, tworzyło się same przypuszczenia, teraz gdy wiemy o Anakinie tak dużo jak się ostatecznie dowiedzieliśmy, to zmienia sposób, w jaki oceniamy Dartha Vadera. To dla mnie niesamowite, jak moje dzieci odnoszą się do Anakina: co dla mnie jest skandaliczne, skoro wychowałem się wierząc, że Vader to złoczyńca. Ja utożsamiałem się z Lukiem, Leią, Hanem Solo. Nie należy utożsamiać się z Vaderem! Ciągle myślę, że niedobrze jest stawać po stronie Anakina. Dlatego wydaje mi się, że nie ma takiej postaci, na którą mogę wskazać i powiedzieć, że chcę wiedzieć o niej więcej, po prostu Gwiezdne Wojny są tak wielkie, że wspaniale byłoby zobaczyć postacie, które mają ten sam poziom emocjonalnej intymności.

Jaki chciałby zobaczyć projekt Star Wars w internecie (2008):

Gwiezdne Wojny miały kiedyś ściśle zdefiniowaną tematykę, to o czym były, oraz głównych bohaterów, teraz Star Wars jest tak wielkie, że zawiera znacznie więcej. Trochę tak jak w Star Treku, gdy pojawił się na początku i wszystkie postaci były znane, ale teraz gdy o nie zapytasz, uzyskasz różne odpowiedzi od różnych pokoleń fanów. Dlatego możliwości są nieskończone, pomimo tego, że tak dużo Gwiezdnych Wojen zostało już odkryte, dzięki książkom i tym podobnym. Internet jest perfekcyjnym miejscem, żeby stworzyć coś takiego, jak interaktywny Senat, gdzie fani mogliby reprezentować róże światy i debatować wcielając się w postaci. Widzę wielką grupę specjalistów od Star Wars, która usiłuje przedyskutować wszystkie problemy, które sprawiły prequele, a postacie z filmów moderowałyby dyskusję.

Na temat swojej twórczości w gatunku SF (2008)

Nigdy nie przejmuję się gatunkiem filmu, ale postaciami, które chcę oglądać. Jest tak wiele dobrych przykładów gatunku. Jeżeli chcesz zobaczyć western, albo film historyczny z lat 70., możesz to znaleźć. Powodem dla którego niemal wszystko nad czym pracuję, jest, że tego jeszcze nie ma, a ja chcę to zobaczyć.


I jeszcze na koniec krótki klip, z wykładu z serii Ted Talk, kiedy to J.J. wypowiedział się na temat swojej teorii Pudełek Zagadek, przy tej okazji wspomniał też o „Gwiezdnych wojnach”:


KOMENTARZE (4)

Leland Chee o chronologii "The Clone Wars" #8

2013-02-16 18:06:03 Oficjalny blog



Leland Chee przedstawił kolejną, ósmą już część wiadomości na temat chronologii serialu "The Clone Wars". Spis wszystkich poprzednich jego ustaleń znajdziecie tutaj.

Ogromne potwory! Szpiegostwo! Zaczyna się druga bitwa o Geonosis!

"The Zillo Beast" (S218) - Najnowsza superbroń Republiki budzi bestię zillo na Malastare. Teraz Jedi muszą zmierzyć się z nowym problemem - jak powstrzymać śmiercionośnego potwora.

"The Zillo Beast Strikes Back" (S219) - Siły Republiki przewożą bestię zillo na Coruscant, by ją przestudiować. Gdy ucieka, Jedi muszą zadecydować czy ocalić miliony istnień, niszcząc zillo, ostatniego przedstawiciela swojego gatunku.

  • Malastare wymienia się w "Mrocznym widmie", ale się tam nie pojawia.

  • Anakin traci kolejny ze swoich myśliwców Delta-7B.

  • Akt kończy się konspiracyjną rozmową o sklonowaniu bestii zillo.

"Senate Spy" (S204) - Na prośbę Rady Jedi, Padmé bada sprawę konspiracji Separatystów w Senacie.

  • Senator Lott Dod z "Mrocznego widma" nadal reprezentuje Federację Handlową w Senacie. Mimo że pojawia się w serialu po raz pierwszy, to jego debiut chronologiczny to odcinek "Supply Lines".

  • Poggle Mniejszy z "Ataku klonów" debiutuje w serialu. Ten odcinek stanowi wstęp do późniejszego czteroczęściowego aktu o Geonosis.

  • Cato Neimoidia jest wspomniana w "Zemście Sithów", ale nigdy się tam nie pojawia. Ostatnio odwiedziliśmy ją ponownie w sezonie piątym. [Tu Chee się pomylił - planeta występuje na krótko w Epizodzie III; tam ginie Plo Koon. Autor wpisu poprawił się w komentarzu pod tekstem - przyp. tłum.]

  • Padmé ma teraz gwiezdny skiff, którego używa w "Zemście Sithów".

  • Senator Rush Clovis ma powiązania w Intergalaktycznym Klanie Bankowym, który zapewnia fundusze na zbrojenia zarówno Republice, jak i Separatystom. Wczesne zajawki piątej serii pokazywały powrót historii o Clovisie, ale została ona wycięta z rozkładu tego sezonu.

"Landing at Point Rain" (S205) - Anakin, Ahsoka i Ki-Adi Mundi prowadzą oddziały, które mają zniszczyć fabrykę droidów na Geonosis. Muszą ją zatrzymać, zanim będzie w pełni sprawna.

  • Ki-Adi Mundi pojawia się po raz pierwszy w serialu.

  • Mimo że Republika wygrała pierwszą bitwę o Geonosis w "Ataku klonów", to Poggle Mniejszy zebrał swoich ziomków z katakumb i ponownie przejął odlewnie droidów na planecie.

  • Powracają Waxer i Boil z "Innocents of Ryloth", nosząc zbroję ARF, ozdobioną rysunkiem ich młodej twi'lekańskiej przyjaciółki, Numy.


Zapraszamy do dyskusji na forum.
KOMENTARZE (4)

Jason Fry o "Darth Maul: Shadow Conspiracy"

2013-02-14 19:00:59 Oficjalny blog



Jason Fry opowiedział niedawno na oficjalnym blogu o procesie powstawania jednej ze swoich najnowszych książek, czyli Darth Maul: Shadow Conspiracy. Jest to młodzieżowa adaptacja czterech odcinków piątego sezonu Wojen klonów, opowiadająca - jakżeby inaczej - historię wielkiego powrotu Dartha Maula. Zapraszamy do lektury tego wpisu:

Mniej więcej rok temu Scholastic przedstawił mi propozycję nie do odrzucenia.

Wiedzieliśmy już wtedy, że czwarty sezon Wojen klonów zakończy się powrotem Dartha Maula, ostatnio widzianego, jak koziołkował – bez wątpienia w dwóch połowach – w dół szybu na Naboo. Nie wiedzieliśmy jednak, że opowieść znajdzie kontynuację w ratunku Maula z rąk Savage'a Opressa i jego ponownym starciu z Obi-Wanem Kenobim. Nie wiedzieliśmy także, że sezon piąty zaprezentuje nam czteroodcinkowy wątek, w którym Maul zwoła galaktyczne podziemie, werbując Czarne Słońce, Straż Śmierci, Huttów i innych przestępców pod swój sztandar.

Oto pytanie Scholastica: czy chciałbym napisać młodzieżową adaptację tych odcinków?

Odpowiedź była oczywista, i tak narodziło się dopiero co wydane Darth Maul: Shadow Conspiracy. Pisanie było wielką frajdą – jak również przypomnieniem, że choć zarówno scenariusze telewizyjne, jak i powieści są wspaniałymi rzeczami, są to dwie różne pary kaloszy.

W tamtej chwili mogłem jednak myśleć tylko o jednym: czy podołam?

Z niezależnych od nikogo powodów miałem około trzy tygodnie na przeczytanie stosownych scenariuszy, stworzenie zarysu fabuły Shadow Conspiracy i napisanie książki na 30 000 słów. Było to co najmniej onieśmielające. Lucasfilm i Scholastic obiecali jednak wszelką konieczną pomoc, a ja wiedziałem, że potrafię pracować bardzo szybko, kiedy już mam pełnowymiarowy zarys – napisałem ostatnio książkę o Transformers z moim przyjacielem i współpracownikiem Ryderem Windhamem, a także otwierającą powieść mojej własnej, nadchodzącej serii dla HarperCollins, The Jupiter Pirates. (Lekcja dla wszystkich przyszłych autorów: pracujcie ciężko nad szkicem fabuły. Czyni to resztę o wiele łatwiejszym.)

Shadow Conspiracy również rozpoczęło się z Ryderem: użyczył rękopisu swojego ledwo co skończonego The Wrath of Darth Maul, nowej wersji historii Maula, zawierającej jego odrodzenie z Wojen klonów. Książka Rydera była jak zwykle bogata w charakterystykę i opis. Wysoko zawiesiła poprzeczkę i od razu postanowiłem, że Shadow Conspiracy powinno sprawiać wrażenie kontynuacji – którą, bądź co bądź, było.

Adaptacja epizodów Wojen klonów nie była dla mnie niczym nowym – w 2010 r. napisałem Bounty Hunter: Boba Fett, książkową adaptację powrotu Boby Fetta z sezonu drugiego. To miała być jednak zupełnie inna książka. Bounty Hunter był zwięzły i luźny, niemal same dialogi i akcja, a Shadow Conspiracy miało być o wiele dłuższe. Z jednej strony znaczyło to, że mogłem pogrążyć się w opisach i przemyśleniach bohaterów, czymś, co uwielbia każdy autor. Z drugiej strony, ja musiałem to zrobić – gdybym po prostu opowiedział historię Maula ze scenariuszy, nie miałbym dość materiału.

Na szczęście praca nad książkami z Wojen klonów nauczyła mnie, że można pokazać o wiele więcej, niż same scenariusze. Weźmy na to Duchess of Mandalore, odcinek sezonu drugiego, w którym Satine musi unikać skrytobójców Straży Śmierci na Coruscant. Przeczytałem ten scenariusz pracując nad drugim Clone Wars: Visual Guide, po czym z zaskoczeniem zauważyłem, że właściwy epizod wygląda jak klasyczny czarny film z Obi-Wanem jako Samem Spade'em z mieczem świetlnym u boku. Ta lekcja pokazała mi, że ten rodzaj narracji oparty jest na współgraniu – tak, to scenariusz napędza akcję, ale historia wynika również z wyglądu postaci, oświetlenia, kątów kamery i tempa. To wspólny wysiłek, a scenariusz jest jedynie punktem wyjścia.

Nie mogłem obejrzeć odcinków z Maulem, które wciąż były na etapie produkcji. Leland Chee i Joanne Chan Taylor z Lucasfilmu zgodzili się jednak uczynnie działać jako moje oczy i uszy: ja zadawałem im pytania, które oni przekazywali Lucasfilm Animation, aby uzyskać odpowiedzi. Moja lista pytań była śmiesznie długa i sięgała od ogólnych, typu "Jaki wygląd/oświetlenie/nastrój ma ładownia frachtowca?", po pytania tak/nie, takie jak "Czy trony szefów Czarnego Słońca są ustawione wokół stołu?"

Wiedziałem, że moja adaptacja nie będzie w stanie oddać niektórych elementów, takich jak tempo i nastrój scen walki. W scenariuszach wzmianki o takich starciach są zwykłymi wypełniaczami. Pamiętacie Bounty z sezonu czwartego, w którym Asajj Ventress pomaga ochronić podziemny pociąg na Quarzite? Ten scenariusz ma emocjonujące dialogi i bogate charakterystyki, ale sceny walki są tam ogołoconymi streszczeniami – nie oddają one przerażającej skrytości wojowników Kage, posępnego mroku zaciemnionego pociągu, czy też podekscytowania, z jakim oglądamy C-21 Highsingera wkraczającego do akcji. W przypadku scen walki zadaniem scenariusza jest stworzenie ram dla tej współgrającej, wizualnej narracji omówionej powyżej.

Tak samo było z pojedynkami na miecze świetlne z wątku Dartha Maula – nic w scenariuszu nie przygotowało mnie na Pre Vizslę, który rzucał w Maula wszystkim prócz mandaloriańskiego zlewozmywaka w Shades of Reason, na przyprawiające o dreszcze zbliżenie na triumfującego Maula włączającego mroczny miecz po pokonaniu Vizsli, lub na akrobacje Dartha Sidiousa z dwoma mieczami w The Lawless.

Terminy produkcji pozwoliły też ekipie Wojen klonów na dopracowywanie scenariuszy już po tym, jak trzeba było zakończyć prace nad drukowaną adaptacją, co doprowadziło do paru drobnych, lecz istotnych różnic pomiędzy tym, co przeczytacie na stronach i zobaczycie na ekranie. Do adaptacji Lucasfilm użyczył notatek Pablo Hidalgo i kierownika serialu Dave'a Filoniego na temat przeszłości Satine, zawierających niepokojącą informację, że Satine i Bo-Katan były siostrami. Ta relacja pierwotnie nie miała być ujawniona na ekranie – wyciąłem ją z książki za wyjątkiem jednej, niebezpośredniej wzmianki, i byłem podekscytowany, kiedy w końcu to ujawniono. Ostatnie słowa Satine do Obi-Wana zostały skorygowane i na ekranie są o wiele bardziej emocjonalne niż w książce. Największą zaś zmianą była ostatnia kwestia Sidiousa do Maula, która zmieniła dwuznaczne zakończenie w porażający cliffhanger.

Hej, jestem przecież w doborowym towarzystwie: przeczytajcie adaptację Nowej nadziei, a zobaczycie, jak Darth Vader dusi generała Tagge'a, a Niebieski 5 – alias Luke Skywalker – wykonuje pierwsze, nieudane podejście wzdłuż rowu Gwiazdy Śmierci. Poza tym miałem parę narzędzi narracyjnych, których ekipa Wojen klonów nie posiadała – przede wszystkim mogłem przenieść się w głąb umysłów postaci, ujawniając ich myśli i zanurzając się w ich przeszłości.

Weźmy scenę z The Lawless, gdzie Obi-Wan Kenobi dowiaduje się, że Satine jest w śmiertelnym niebezpieczeństwie, i wie, że ani Yoda, ani Senat nie zrobią wiele, by jej pomóc. To niesamowicie intensywny moment pod względem historii Obi-Wana, jego uczuć do Satine i jego relacji z Yodą, dla przykładu – a możliwość zbadania, co myślał Obi-Wan, podekscytowała mnie zarówno jako pisarza, jak i długotrwałego fana Gwiezdnych Wojen.

W tym samym duchu napisałem krótką scenę, w której Pre Vizsla ze Straży Śmierci rozważa swój następny ruch po napotkaniu Maula i Savage'a. Musiałem napisać tę scenę, aby zaprezentować czytelnikom historię Vizsli i jego walki z rządami Senatu. Chciałem to jednak napisać, ponieważ Vizsla jest ciekawą postacią, której umysł był dla mnie interesującym miejscem do zbadania. Tak więc gdy Vizsla wściekał się i spiskował, kazałem mu zapalić mroczny miecz, jego starożytną, równie intrygującą broń.

Stworzyłem też niewielką scenę pomiędzy Obi-Wanem i Anakinem, w której Obi-Wan pożycza Zmierzch. Dodałem ją, bo chciałem pokazać, jak Obi-Wan wchodzi w posiadanie tego poobijanego frachtowca, ale także ponieważ relacja pomiędzy tymi postaciami jest tak głęboka i złożona. Wojny klonów często pokazywały nam, jak Anakin sprzeciwiał się Radzie Jedi, by posłuchać swego nierozważnego serca; tym razem to Obi-Wan jest tym nieposłusznym, który spieszy ku niebezpieczeństwu.

I, cóż, w scenariuszu był też moment, w którym Embo atakuje Maula swoim dość niesamowitym kapeluszem. Czy jako pisarz i fan po prostu nie musiałem poznać reakcji Maula na coś takiego?

Wejście w głąb umysłów postaci pozwoliło mi też wpleść do Shadow Conspiracy odniesienia do innych historii i faktów z Expanded Universe. Takie nawiązania należy dodawać oszczędnie i tak, aby służyły akcji, postaciom, lub najlepiej obydwu – zawsze są nowi fani Gwiezdnych Wojen i odniesienia do innych historii powinny wydawać się zachętą do dalszej eksploracji, a nie odstraszającą łamigłówką.

To jednak pozostawiło mi mnóstwo okazji. Czytając Shadow Conspiracy, powrócicie do treningu Maula z dzieciństwa na Mustafarze i jego wcześniejszych misji przeciwko Czarnemu Słońcu. Zajrzycie do pokrętnego umysłu Hutta Jabby. Są też inne niespodzianki o rodzinie Satine, które moim zdaniem uczyniły mandaloriańską historię jeszcze głębszą i bogatszą.

No dobrze, a dla was, hardkorowych fanów, jest tam druga połowa kawału, który jest pół-retconem i pół-hermetycznym żartem sięgającym do edycji specjalnych klasycznej trylogii. Jest to drobny, lekko szalony projekt, który rozpocząłem w poprzedniej książce. Pierwsza osoba, która go odszyfruje, otrzyma podpisany egzemplarz Shadow Conspiracy, jak również najgłębszy ukłon, jaki zdołam wykonać.

Jakie są plany Sidiousa względem Dartha Maula? Co czeka na Bo-Katan, Korkiego i pozostałych członków szerokiej rodziny Kryze? Czy Republika najedzie Mandalore? Czy Straż Śmierci przeciwstawi się tym wysiłkom, a może je poprze? Nie wiem – tak ja wy, liczę na to, że Dave Filoni i s-ka opowiedzą te i inne historie w nadchodzących sezonach Wojen klonów.

KOMENTARZE (5)

Leland Chee o chronologii "The Clone Wars" #7

2013-02-02 11:08:34 Oficjalny blog



Przyszedł czas na kolejne notatki Lelanda Chee dotyczące chronologii serialu "The Clone Wars". W przeciwieństwie do kilku poprzednich wpisów, tu kolejność nie jest tak oczywista. Spis wszystkich poprzednich jego ustaleń znajdziecie w tym miejscu.

Holokron w akcji! Podróż na Mustafar! Embo!

"Holocron Heist" (S201) - Cad Bane infiltruje Świątynię Jedi i próbuje ukraść starożytny holokron Jedi. Zadaniem Anakina, Obi-Wana i Ahsoki jest powstrzymanie łowcy nagród przed ucieczką z cennym artefaktem.

"Cargo of Doom" (S202) - Anakin i Ahsoka zatrzymują okręt wojenny Cada Bane'a, w nadziei na odzyskanie skradzionego holokronu.

"Children of the Force" (S203) - Cad Bane dostaje nową misję: ma porwać wrażliwe na Moc dzieci z całej galaktyki i przynieść je na Mustafar, gdzie będą mogły przejść trening na Sithów.

Ten trzyczęściowy akt to pierwsze pojawienie Cada Bane'a pod względem chronologicznym, który zadebiutował w sezonie pierwszym. Mimo że Todo 360 wybucha w "Holocron Heist", zostanie w późniejszych odcinkach odbudowany. Felucię, planetę, na której w "Zemście Sithów" wykonano rozkaz 66, odwiedzamy wielokrotnie w trakcie trwania fabuły serialu. Powraca komandor Wolffe, wraz z blizną na prawym oku; w komiksie pokazano jak ją zdobył. To debiut Warthoga, pilota w jednostce Plo Koona. Po raz pierwszy widzimy również kanonierki z emblematem "Braci Plo".

Ahsoka dorasta pod przewodnictwem Anakina, ale jej impulsywność sprawia, że dostaje reprymendę od Rady Jedi. To nie ostatni raz, gdy będzie musiała przed nią stawać. Łowczyni nagród Cato Parastii zostaje aresztowana w "Holocron Heist", ale w przyszłości znajduje sposób, by uciec z więzienia. Jocasta Nu, bibliotekarka z "Ataku klonów", pojawia się po raz pierwszy. To również debiut holokronu, który istnieje w Expanded Universe jako skarbnica wiedzy Jedi. Tutaj jest używany jako czytnik specjalnych kryształów Kyber. W przyszłych odcinkach przekonamy się, że owe kryształy mają jeszcze inne, ważne zastosowanie. W tym akcie odwiedzamy Mustafar, na którą powróciliśmy ostatnio w "Eminence".

"Bounty Hunters" (S217) - Anakin, Ahsoka i Obi-Wan formują niełatwe przymierze z czworgiem śmiercionośnych łowców nagród, by pomóc chronić farmerów przyprawy przed Hondem Ohnaką i jego bandą piratów.

Jak napisałem wyżej, Felucję odwiedzamy wielokrotnie w serialu, więc oto jesteśmy. W tym odcinku przedstawiono Sugi, łowczynię nagród z sumieniem - do tej pory pokazywano przedstawicieli tego zawodu jako amoralnych. W drużynie Sugi znajduje się Embo, łowca z wielofunkcyjnym kapeluszem. Stał się on stałym bywalcem w serialu. Nieźle, biorąc pod uwagę fakt, że miał zginąć w pierwotnej wersji scenariusza. Statek Sugi, "Halo", ledwo widać w tym odcinku. Pojawia się również ulubiony przed wszystkich pirat, Hondo, który teraz gra rolę złoczyńcy.


Zapraszamy do dyskusji na forum.
KOMENTARZE (5)

Jonathan W. Rinzler o swoich projektach

2013-01-31 17:10:35 oficjalny blog



J.W. Rinzler dość długo nie blogował na oficjalnej, więc postanowił to nadrobić. Tym razem wpis, krótki, składający się z dwóch części, treściwej, informującej nas o kolejnych projektach, oraz bardziej filozoficznych przemyśleń autora i redaktora.



Niestety nie mogę napisać o tym, o czym chciałbym najbardziej. Dwa interesujące projekty, nad którymi pracuje nie zostały jeszcze ogłoszone. Jeden powinni zapowiedzieć w maju, drugi... kto wie, pewnie później niż w maju. Bądźcie czujni...

To o czym mogę pisać, to że nasza ekipa filmowo-dokumentalna pracuje nad małym kawałkiem do śmiesznej, ciepłej i ściskającej serce książeczki Jeffreya Browna „Vader’s Little Princess”. Album „Prequel Trilogy Storyboard” jest już prawie skończony i gotowy na majową premierę, wygląda wspaniale. Następna książka z serii „Star Wars Arts” wchodzi w finalne stadium, pokazałem nawet zaprojektowane strony George’owi Lucasowi kilka tygodni temu. Pierwsze podejście do ułożenia „Tha Making of Return of the Jedi” powinno się zakończyć w przeciągu kilku tygodni. To podejście jest moją ulubioną częścią procesu: zdjęcia, nagłówki i tekst po raz pierwszy są ułożone razem, a my możemy ciągle wprowadzać zmiany, poprawiać błędy i ulepszać.

Skoro już przy „Jedi” jesteśmy, jest coś, co mnie zaintrygowało, gdy pisałem książkę. Skoro Darth Vader chciał obalić Imperatora, to czemu nie powstrzymał Luka, gdy ten zamachnął się i chciał zabić Imperatora? Imperator byłby martwy, a ojciec i syn mogliby rządzić galaktyką, tak jak proponował ambitnie Vader w „Imperium”.

Ten fragment w filmie działa, także dlatego, że publiczność nie chce by Luke poddał się swojej ciemnej stronie, wrogim uczuciom, więc jesteśmy zadowoleni, że Vader zablokował jego cios. Ale dlaczego Vader to robi? Kilku krytyków w 1983 pisało, że Vader musiał porzucić swój sen o dynastii. Sami możecie to skomentować, jeśli chcecie.

Zapytałem także o to George’a , a jego odpowiedź – bardzo długa odpowiedź – znajduje się w książce, więc będziecie mogli sprawdzić jakie powody miał George, kiedy książka już wyjdzie.


KOMENTARZE (10)

„Predator” i „Wojny Klonów” w jednym domu stały...

2013-01-30 17:16:29 oficjalny blog



Bryan Young nie popuszcza. Postanowił udowodnić, że Dave Filoni ogląda klasykę kina i przerabia ją na „Wojny Klonów”. Wiemy już, że zżynał od Alfreda Hitchcocka i Sergio Leone. Okazuje się, że to dopiero wierzchołek góry lodowej, a Filoni „inspiruje się” wszystkim, czym się da. Nawet „Predatorem”!

Jeszcze na Star Wars Celebration V, wykazałem się pewną przenikliwością, gdy zapytałem Dave’a Filoniego o to z jakich filmów czerpał inspirację na odcinki „Wojen klonów”, których jeszcze nie wyświetlono.

Chwilę porozmawialiśmy, a no podał mi listę filmów, które w jakimś stopniu zainspirowały tę animowaną przygodę. Szczęka mi opadła gdy usłyszałem jedną nazwę – „Predator”.

Ten film akcji/SF o ratingu R z Arnoldem Schwarzeneggerem?

Ten sam.

Mieliśmy cały sezon przed sobą, a ja oglądałem każdy z odcinków bardzo uważnie co tydzień, czekając na to jak taki film jak „Predator” może się dziać w świecie „Gwiezdnych Wojen”. Odświeżyłem sobie też „Predatora” oglądając go parę razy i zaczynałem rozumieć, jak dobrze jest on zrobiony. Wiele filmów akcji/SF z lat 80. się mocno postarzało, ale „Predator” nadal potrafi utrzymywać napięcie, jest w nim mnóstwo akcji, humoru i czegoś niesamowitego.

Potem nadszedł finał sezonu trzeciego, a wybór inspiracji nie mógł być bardziej widoczny.

Sezon trzeci „Wojen klonów” kończy się odcinkami Padawan Lost i Wookiee Hunt, w których Ahsoka jest porwana przez Trandoshan, którzy pragną sobie zapolować na nią dla sportu. Zrzucają ją w środku dżungli i rozpoczynają polowanie. Zupełnie jak Dutch w „Predatorze”, którą pozostawiono bez niczego, a został jej tylko własny rozum, by przetrwać starcie ze złowrogimi obcymi. Ahsoce udaje się wygrać dzięki pomocy ulubionego przez wszystkich Wookieego, Chewbaccy, ale to nie koniec podobieństw.

Oglądając film i te odcinki po sobie, uderza jak mocno „Predator” wpłynął na oświetlenie i sceny w dżungli. Dział oświetlenia doskonale spisał się przy tych odcinkach, sprawiając, że atmosfera dżungli staje się elementem opowieści równorzędnym jak dialogi. Dokładnie tak samo jest w „Predatorze”. John McTierman, reżyser „Predatora” umiejętnie przygotował postaci grane przez Arnolda Schwarzeneggera czy Jesse’ego Venturę, czy choćby samego Predatora. Byli zabójczymi szwarccharakterami, ale jednocześnie pojawiła się konieczność wprowadzenia dobrych bohaterów, zwalczających zło.

Inspiracji z oświetleniem jest jeszcze więcej. Gdy Ahoska trafia na statek ścigających ją Trandoshan, zostaje „powitana” widokiem trofeów osadzonych w ponurym, acz pięknie oświetlonym miejscu. Okręt Predatorów wygląda dokładnie tak samo.

To była dobrze odrobiona lekcja, gdyż te dwa odcinki ukazały te same zagrożenie, co w „Predatorze”, tyle, że w świecie „Gwiezdnych Wojen”. A skoro to „Gwiezdne Wojny”, to gdy w końcu przybyła kawaleria pod koniec, to jest doskonały moment, który służy za koniec trzeciego sezonu „Wojen Klonów”.

Kiedy kilka lat później na Celebration VI rozmawiałem z Davem Filonim, gdy zapytałem go jakie filmy będą inspiracją dla kolejnych odcinków w piątym i szóstym sezonie, roześmiał się i powiedział, że mi nie powie. „Jesteś dokładnie tym typem kolesia, który doskonale będzie wiedział, do czego zmierzamy, jeśli ci powiem”.

Myślę, ze z punktu widzenia Dave’a to była dobra decyzja.


KOMENTARZE (6)

Leland Chee o chronologii "The Clone Wars" #6

2013-01-08 19:56:29 Oficjalny blog



Po długiej przerwie Leland Chee powraca z kolejnymi uwagami na temat chronologii serialu "The Clone Wars". Jak zwykle, spis wszystkich jego ustaleń, znajdziecie w tym miejscu.

Wirus błękitnego cienia uwolniony! Bitwa o Ryloth!

"Mystery of a Thousand Moons" (S118) - Uwolniono śmiercionośnego wirusa błękitnego cienia, który zaraża Ahsokę, Padmé i wielu żołnierzy-klonów. Anakin i Obi-Wan muszą ścigać się z czasem, by znaleźć antidotum.

Spora część tego odcinka dzieje się na Iego, planecie wspomnianej w "Mrocznym widmie"; widzimy też jednego z Aniołów, opisywanych przez Anakina. Tutaj debiutują przeprogramowane droidy bojowe, aczkolwiek zobaczymy więcej jednostek użytych w innym celu niż zakładał producent w sezonach trzecim i czwartym.

"Storm over Ryloth" (S119) - Ahsoka ignoruje rozkazy Anakina i traci większość członków swojego oddziału - czym daje mistrzowi pretekst do nauki o szacunku dla przełożonych i szansę na odkupienie.

"Innocents of Ryloth" (S120) - Aby sabotować potężną broń Separatystów, Obi-Wan i mały oddział klonów wchodzą do okupowanego miasta, gdzie odkrywają, że mieszkańcy są używani jako żywe tarcze.

"Liberty on Ryloth" (S121) - Wojska Windu są rozproszone, więc mistrz musi przekonać twi'lekańskiego bojownika o wolność, Chama Syndullę, by pomógł mu w ocaleniu stolicy przez zniszczeniem jej przez droidy.

Ten trzyczęściowy akt opowiada o kampanii mającej na celu wyzwolenie Ryloth. Pojawia się on w sezonie pierwszym, aczkolwiek "Supply Lines" z serii trzeciej służy jako preludium. To tu debiutują Waxer i Boil, klony służące u gen. Kenobiego i komandora Cody'ego. Ich doświadczenie polegające na zaprzyjaźnieniu się z młodą twi'lekańską sierotą, Numą, zmieni ich sposób postrzegania wojny. Komandor służący pod rozkazami Windu, Ponds, także tutaj pojawia się po raz pierwszy. Pod koniec aktu Wat Tambor zostaje pochwycony. Musi jeszcze pojawić się w serialu ponownie, ale wiemy, że do czasu "Zemsty Sithów" udaje mu się uciec. Nawiązanie do "Indiany Jonesa": wśród skarbów prezesa Unii Technokratycznej można znaleźć Arkę Przymierza.


Zapraszamy do dyskusji na forum.
KOMENTARZE (4)

George Lucas i spaghettti westerny

2013-01-05 20:46:47 oficjalny blog



Przed nami kolejny wpis Bryana Younga, który tym razem zajął się wpływem westernów na dzieła Lucasa. Głównie koncentruje się na twórczości Sergio Leone, ale nie tylko.

Westerny bardzo długo służyły jako inspiracja w historii filmu. Orson Welles bacznie oglądał film Johna Forda – „Dyliżans” nie raz wracając do niego, podczas przygotowań i montażu „Obywatela Kane’a”. Akira Kurosawa także ubóstwiał dzieła Johna Forda i starał się połączyć japońską wrażliwość samurajów z wyjątkowym sposobem opowiadania historii znanym z westernów. Kurosawa stworzył epickie filmy w stylu westernów jak „Siedmiu samurajów”, „Straż przyboczna” czy „Sanjuro – Samuraj znikąd”.

Jeden z tych filmów „Straż przyboczna”, z kolei zainspirował jednego z najbardziej wpływowych reżyserów westernów, Sergio Leone. Leone przerobił „Straż przyboczną”, film o samurajach inspirowany westernami, w włoski „spaghetti western” – „Za garść dolarów”. Prawdę mówiąc, w wielu miejscach to jest bezpośredni remake, choćby ze względu na te same ujęcia czy kwestie, które mają oddać hołd oryginalnemu dziełu.

„Za garść dolarów” miał niesamowicie istotny wpływ na uniwersum „Gwiezdnych Wojen” z wielu powodów. Zgodnie z tym, co mówił Jeremy Bulloch, to cała jego gra Boby Fetta była inspirowana rolą Clinta Estwooda – czyli Bezimiennym z „Za garść dolarów”. Zdawkowe ruchy i groźna postawa Estwooda jest widoczna w każdym ruchu (lub jego braku) ulubionego mandaloriańskiego łowcy nagród w klasycznej trylogii.

Nawet Jango Fett ma akcję, w której okręca swój pistolet wokół palca nim odłoży go do kabury w „Ataku klonów” (zaraz po śmierci Colemana Trebora), zupełnie jak Clint Eastwood w tych trzech filmach Leone.

Podobieństwa widać nawet w doborze kostiumów. Eastwood spędził dużo czasu w filmie nosząc ponczo, które mocno przypomina to noszone przez młodego Bobę Fetta na Kamino, ale też Luke’a Skywalkera w Epizodzie IV czy Qui-Gona w Epizodzie I.

W całej trylogii Bezimiennego, „Za garść dolarów”, „Za garść dolarów więcej” oraz „Dobry, zły i brzydki” bezmiar pustyni odgrywa bardzo dużą rolę. Serce pustyni widać w podobnym stylu praktycznie zawsze, gdy widzimy Tatooine na ekranie, jest tam wiele podobnych wyznaczników, które widać w „Gwiezdnych Wojnach”. Oczywiście można znaleźć pewne nawiązania w architekturze lokacji takich jak domostwo Larsów czy Mos Eisley. Te filmy są pełne szumowin i łajdaków, a to uczucie towarzyszy nam wszędzie na Tatooine. Owszem mamy życzliwych farmerów jak Larsowie, bandytów jak Jeźdźcy Pustyni, ale i łowców nagród pokroju Clinta Eastwooda i Lee Van Cleefa. To nas prowadzi do postaci Lee Van Cleefa czyli Anielskich Oczek.

Trzeci film w trylogii Leone koncentruje się w dużej mierze na łowcach nagród i ich walce o nagrodę, w której zdradza się partnerów w dowolnej sytuacji, co trochę przypomina „Gwiezdne Wojny”. Nie tylko łowców nagród ścigających Hana w „Imperium kontratakuje”, ale przede wszystkim odcinki „Wojen klonów” skoncentrowane na łowcach nagród. W sumie zgodnie z tym, co pisał Pablo Hidalgo w 2009, George Lucas specjalnie użył bezwzględnego łowcy nagród Anielskie Oczka (Lee Van Cleef), gdy pracowano nad Cadem Banem w pierwszym sezonie „Wojen klonów”. Trybut nie mógł być bardziej widoczny. Bane, podobnie jak Anielskie Oczka, to ktoś kogo nie można lekceważyć, ktoś kto zabija szybko z zimną krwią, bez choćby sekundy namysłu. Obaj dzielą wspólną cechę przebierania się za przeciwników (Anielskie Oczka za żołnierza Unii, a Cad Bane za klona), no i obaj noszą zapadające w pamięć kapelusze z szerokim rondem. Obaj, Bane i Anielskie Oczka, mówią z pewną arogancją wynikającą z tego, że są zabójczy i inteligentni. Pomijając fakt, że Cad Bane jest Durosem, z pewnością bez problemu odnalazłby się w świecie Leone, zupełnie tak łatwo jak znajduje się w „Gwiezdnych Wojnach”.

Wszyscy którzy lubią łowców nagród i ich przygody, czy to w „Wojnach klonów” czy „Gwiezdnych Wojnach”, powinni dać szanse spaghetti westernom Leone. Zabawne jest to, że mamy podobne uczucia i te same atrybuty, jak gdy oglądamy Cada Bane’a i jego gromadkę w kacji, czy Bobę lub Jango Fetta zajmujących się biznesem. No i oczywiście to wspaniałe, jak te filmy zainspirowały „Gwiezdne Wojny” na bardzo wiele oczywistych sposobów i mnóstwo wcale nie tak oczywistych.



Bryan Young zaczął pisać o westernach od wspomnienia Kurosawy (więcej), wspomniał też o „Siedmiu samurajach”. Ten film, oczywiście przerobiony także na western – „Siedmiu wspaniałych”, miał też bezpośredni wpływ na jeden z odcinków „Wojen klonów” - Bounty Hunters. Tyle, że tam czasem już trudno rozstrzygnąć, co miało większy wpływ. Kurosawa, czy western, a może John Ford, na którym wszyscy się bazowali?
KOMENTARZE (11)

Co nieco o "Hobbicie" i "The Clone Wars"

2012-12-27 10:25:24 Oficjalny blog



Na ekrany polskich kin już jutro oficjalnie wchodzi długo oczekiwana ekranizacja "Hobbita". Amerykanie mogą cieszyć się filmem już od dawna, więc reżyser "The Clone Wars" Dave Filoni postanowił podzielić się swoimi spostrzeżeniami nie tylko na temat najnowszego dziecka Petera Jacksona, lecz także całej sagi Tolkiena.

Nigdy nie zapomnę półki na książki, którą moi rodzice trzymali w salonie w okresie mojego dorastania. Byli oni zagorzałymi czytelnikami, więc zbierali tomy dotyczące różnych kultur, sztuki, architektury, opery, historii naturalnej i świata. Wśród tego bogatego wyboru tematów, znajdowała się tam trzyczęściowa seria opakowana w specjalne pudełko, która to zawsze przyciągała moją uwagę. Gdy wyciągnąłem jeden tom, zobaczyłem wpatrujące się we mnie dziwne, czerwone oko, otoczone czernią i cudacznym pismem ułożonym w okrąg. Na górze znajdowało się coś, co wyglądało na cztery płomienie muskające odwrócony pierścień. Na grzbiecie przeczytałem: "Władca pierścieni", J. R. R. Tolkien.

Może to straszliwe oko, a może dziwaczne, pochyłe pismo, ale od razu spodobała mi się ta książka, mimo że uważałem ozdabiający ją wzór za nieco groźny. Mama zobaczyła, że je przeglądam i zapytała, czy chciałbym je przeczytać. Powiedziałem, że tak, a ona, po chwilowym namyśle, stwierdziła, że jestem jeszcze za mały, by brać się za te tomy. Jednakże, istniała książka, która jej zdaniem była dla mnie idealna: "Hobbit".

Mama przeczytała nam cały tom. Wydanie było świetne: czarna skóra z wytłaczanym, złotym pismem i rysunkiem trzech drzew z górami w oddali. Wewnątrz znajdowały się kolorowe ilustracje samego Tolkiena. Moją ulubioną była oczywiście ta ze smokiem Smaugiem. Czytanie "Hobbita" a później "Władcy pierścieni" wypełniło mnie tym samym poczuciem cudowności i inspiracji, które mam, gdy oglądam "Gwiezdne Wojny". Kochałem te światy i zamieszkujące je postaci i zawsze chciałem więcej.

Wiele lat potem zacząłem współpracować z George'em Lucasem nad "The Clone Wars". Poprzez niesamowite doświadczenie, jakie daje taka praca, poznaje się również innych ludzi, którzy mają podobne zainteresowania. Trzeba być czujnym, bo nigdy się nie wie kto może się taką osobą okazać. Pewnego dnia rozmawiałem z kierownikiem CG, Andrew Harissem. To były same początki w 2005 roku, więc mieliśmy jedynie nikłe pojęcie o tym, co robimy, nie było żadnych scenariuszy ani renderów animacji. W połowie rozmowy weszła nasza recepcjonistka, Kris Donovan i powiedziała, że George chce nas widzieć. Co było dziwne, bo to nie był "Dzień George'a". Dodała, że przyprowadził gości - kilku z nich, gwoli ścisłości. Cóż, to było jeszcze dziwniejsze. W tym czasie pracowaliśmy za domem głównym na Ranczu Skywalkera, niemal w sekrecie. Nieczęsto odwiedzali nas goście, więc kto to mógł być? Podszedłem do podstawy schodów i spojrzałem wgłąb pokoju produkcyjnego, gdy George znalazł mnie i powiedział: "Tu jesteś! Szukałem cię. Chciałem pokazać Peterowi co robimy z prewizualizacją." Tak, pewnie zgadliście. Gościem George'a był Peter Jackson, reżyser trylogii "Władca pierścieni".

Uspokajając myśli, wszedłem do mojego biura i odpaliłem komputer, bym mógł pokazać Peterowi scenę, w której AT-TE wspinały się po ścianie klifu na Teth. Była to naprawdę wczesna wersja, ale dość dobrze wyjaśniłem historię. Musiałem jemu i George'owi wyjaśnić nasz proces produkcyjny, aż doszedłem do momentu, w którym byliśmy: drużyna z Weta Workshop, która przyjechała wraz z Peterem, bardzo wspierała nasze wysiłki i w tych pierwszych dniach pomagała nam rozgryźć serial; myślę, że ich reakcja na naszą pracę została naprawdę doceniona przez moją załogę. Między wszystkimi panował wzajemny szacunek i zrozumienie. My byliśmy wielkimi fanami "Władcy pierścieni", oni - "Gwiezdnych Wojen". A co jeszcze lepiej dla naszej ekipy, wydawało się, że George'owi nasza praca podoba się na tyle, że pokazał ją Peterowi Jacksonowi. To była wielka sprawa i naprawdę coś, co podniosło nam pewność siebie.



Parę lat później Mary Franklin przyprowadziła do studia animacji swojego przyjaciela z Weta. W ten sposób poznałem Daniela Falconera, jednego z projektantów pracujących przy "Władcy pierścieni". Okazało się, że wraz ze swoimi przyjaciółmi robił sobie noce z "The Clone Wars" i oglądali odcinki. Moja drużyna i ja zawsze docenialiśmy wsparcie, jakiego udzielał nam Daniel i jego ekipa; przez lata wymienialiśmy mejle na temat "Gwiezdnych Wojen" i "Władcy pierścieni". Doceniam wyzwania, przed którymi stają ludzie z naszej branży i cieszy mnie oglądanie efektów ich ciężkiej pracy. Jest jeszcze lepiej, gdy wiesz, że te efekty są poparte autorytetem tych, który dbają o to, co robią. Wydaje się, że pomiędzy tymi dwoma światami istnieje rodzaj więzi, podobnie jak pomiędzy ludźmi, którzy je oglądają i tworzą. Mam wrażenie, że tym, co kochamy, jest poczucie przygody, cudu i nadziei, które dają nam te serie. Czy to są uciekające w popłochu olifanty, czy atakujące AT-TE. To historie, z którymi wszyscy dorastaliśmy i mamy na tyle szczęścia, że żyjemy w czasach, w którym możemy dostać pracę polegającą na opowiadaniu ich i przekazywaniu kolejnym pokoleniom.

Jako wyraz wdzięczności dla Daniela i jego ludzi z Weta, a także związku Petera Jacksona i Lucasfilmu przez tyle lat, stworzyłem ten obrazek przedstawiający Yodę i Gandalfa. Gratulacje z powodu premiery "Hobbita". Mam nadzieję, że odniesie wielki sukces i czekam z niecierpliwością na dwie kolejne części. Gdy droga wybiega zawsze w przód, Moc będzie z wami, zawsze.


KOMENTARZE (2)

Kulisy „Star Wars and History”

2012-12-19 17:26:47



Od pewnego czasu na oficjalnym blogu panuje marazm, przynajmniej w porównaniu z tym, co mieliśmy od sierpnia. Ale są ludzie na których można liczyć, jak choćby Jonathan W. Rinzler, który tym razem postarał się nam przybliżyć sekrety kolejnego albumu przy którego powstawaniu brał udział.

Jeszcze w roku 2007, George Lucas przesłał mi przez swoją asystentkę kopię „Star Wars and Philosophy”. Potem zadzwonił i powiedział, że chciałby dostać coś w tym duchu, zaczynając od „Star Wars and History”. W tym miesiącu, czyli pięć lat później, książka została wydana przez wydawnictwo Wiley. Mamy nawet esej napisany przez redaktora tej książki, Kevina S. Deckera.

Dlaczego pięć lat? Sześć miesięcy to wakacje i spanie w pracy. Zajęło nam też trochę znalezienie właściwego wydawcy, wejście w kontakt z nowym licencjonobiorcą i zatrudnienie autorów. Na szczęście pracowałem z bardzo dobrą redaktorką w Wiley, który nazywa się Constance (Connie) Santisteban. Connie sprawiła, że cały proces przebiegał dużo łatwiej, a jej zespół odwalił kawał niesamowitej roboty, projektując tę książkę. Connie znalazła też redaktorki tej książki, Janice Liedl i Nancy R. Reagin, które zrobiły kawał niezłej roboty, a które także weszły w pole eseistów i uzupełniły braki tam, gdzie nie mogliśmy znaleźć właściwych autorów, jak choćby w przypadku rozdziału o kobietach i ruchach oporu. Janice i Nancy rzuciły wszystko i napisały przepiękny esej.

Moje zadanie polegało na tym, by być pośrednikiem między George’em a wszystkimi innymi. Jeśli autor miał jakieś pytanie, to ja pytałem George’a. Jeśli George miał jakiś problem z tekstem, starałem się je wytłumaczyć redaktorkom, które koordynowały prace z autorami. Miałem kilka telefonów od George’a, który radośnie tłumaczył mi, dlaczego pewne historyczne wzorce są podstawą czegoś, na przykład organizacji przestępczych w Gwiezdnych Wojnach. Na początku, George przygotował listę tematów, które musieliśmy wybrać. Niektóre z nich załapały się do kategorii nauk politycznych, niż do historii, więc postanowiliśmy je zostawić na inną ksiązkę.

Oczywiście autorzy nie byli ograniczeni listą tematów, którą przygotował George, ale to właśnie te pomysły stały się zalążkami esejów, które następnie autorzy uzupełniali o swoje własne pomysły, oczywiście pozostając w temacie.

Moim osobistym i ulubionym fragmentem tej książki jest zdjęcie znajdujące się na 64 stronie, to meksykańska rewolucjonistka nosząca fryzurę, która pomogła zainspirować tę księżniczki Lei. Nancy i Janice musiały znaleźć kogoś, kto jechał do Meksyku by zdobyć to zdjęcie. Legendarne, ale trochę staroświeckie archiwum w Meksyku nie miało faksu czy połączenia internetowego, z wyjątkiem telefonu czy standardowej poczty, więc woleli by ktoś odebrał to zdjęcie osobiście. Wydawca nie miał na to dużego budżetu, wiec ludzie nie mogli sobie latać po świecie, ale nasze redaktorki znały kogoś, kto właśnie tam leciał. Pewna studentka imieniem Pamela robiła badania rozpoznawcze do pracy dyplomowej na południu, stała się naszym łącznikiem. Zdążyliśmy w ostatniej chwili, gdy już uzyskaliśmy szczęśliwie zgodę.

Ogólnie ta książka jest doskonałą pozycją dla każdego, kto chce poszerzyć swoją wiedzę historyczną, ale też zobaczyć jak własne studia George’a Lucasa i jego zainteresowania skłoniły go do przeistoczenia pewnych historycznych trendów w swoje własne filmowe cele. On mi kiedyś nawet powiedział, że Gwiezdne Wojny są jak cebula, można je odzierać z kolejnych warstw tylko po to by znaleźć tam kolejne.

Rzućcie okiem na stronę Star Wars and History na Facebooku, jest szansa wygrać książkę.



A na koniec rzut oka na wygląd albumu.


KOMENTARZE (7)

Co łączy filmy Disneya i Gwiezdną Sagę

2012-12-17 17:27:30



Kolejny z serii wpisów-artykułów Bryana Younga jest tym razem poświęcony ogólnie filmom Disneya. W tym wpisie pasjonat sagi nie rozkłada jednego dzieła na czynniki pierwsze, ale patrzy na ogólną wymowę.

Łatwo jest oglądać filmy Disneya i dostrzegać podobieństwa, czy to w bardzo wielu klasycznych motywach, czy w drodze bohatera, które są także obecne w Gwiezdnych Wojnach. Trudno natomiast jest wskazać film Disneya czy kreskówkę, która bezpośrednio wpłynęło na stworzenie Gwiezdnej Sagi (może z kilkoma wyjątkami), choć czasem styl opowieści i sposób jej opowiadania są tak podobne, że trudno nie uznać, iż pochodzą z tej samej szkoły.

Weźmy na przykład „Miecz w kamieniu” („The Sword in the Stone” z 1963). Film opowiada historię młodego Arthura, który ma zostać kiedyś królem, a pomaga mu ekscentryczny czarodziej, o którym wszyscy myślą, że to zwariowany staruszek. Brzmi jak „Nowa nadzieja”? Cały film zresztą przypomina trochę rozszerzoną, komediową sekwencję terminowania mistrza i Padawana, zawierającą trochę mistyki i lekcji prawdziwego życia. To przypomina okres, który Luke spędził na Dagobah, a jaskinię łatwo przyrównać do czasu, który Artur spędził jako ryba czy wiewiórka. On dostaje lekcję ciężkiego życia w sytuacjach, których nie rozumie, a zaiste to mierzy się z prawdą o sobie samym i swoim życiu.

Czy ktoś może się spierać, że nie ma podobieństw między Królewną Śnieżką ściganą przez łowcę w lasach i ukrywającą się u przemiłych krasnoludków, a księżniczką Leią na Endorze, ściganą przez agentów Imperium i ukrywającą się u kosmatych Ewoków?

Łatwo by wam też wybaczono, gdybyście pomylili Yodę z małym zielonym stworkiem udzielających rad i mówiącym bohaterom Disneya, by zawierzyli swoim uczuciom. Nazywał się Jiminy Cricket.

Jest więcej podobnych analogii. Zwłaszcza w samym środku mitologicznej opowieści. W „Imperium kontratakuje” ton staje się mroczniejszy, a bohaterowie podążają w nieznane, co nie raz prowadzi ich do skraju rozpaczy. Kto mógłby zapomnieć o Sokole Millennium, który wymyka się ze szczęk ślimaka kosmicznego, ale przypomina to trochę wspaniałą kinową scenę, w której Geppetto uwalnia się z wieloryba Monstro, w jednej z mroczniejszych starych kreskówek Disneya.

Te analogie nie są żadną niespodzianką, w końcu Gwiezdne Wojny mocno czerpią z klasycznych tematów mitologicznych i baśni, które są na świecie tak długo, odkąd mamy historię.

Ale jednym z najciekawszych wpływów jest jak myślę, pewne bezpośrednie nawiązanie, które pochodzi z filmów Disneya produkowanych w latach 60. z gatunku płaszcza i szpady. Najlepszy przykład to „Szwajcarska rodzina Robinsonów”, którą wyreżyserował gość imieniem Ken Annakin.
Tak, dobrze to przeczytaliście: Annakin.
W każdym razie Annakin w swoim klasycznym filmie umieścił scenę bardzo podobną do jednej z „Nowej nadziei”. Dwoje młodych bohaterów i dziewczyna w przebraniu są w dość głębokiej mętnej wodzie i zostają zaatakowani przez masywnego węża. Fritz walczy z bestią, która wciąga go pod wodę, chłopak jak tylko się wynurza to woła o pomoc, a jego młodszy brat i dziewczyna zszokowani jedynie się patrzą. Potem drugi chłopak (grany przez Tommy’ego Kirka, chodzący sobowtór Wila Wheatona ze Star Treka) jest wciągany pod wodę, a wąż po prostu w niej znika. Wiele ujęć, ale nawet reakcji jest niemal dosłownie powtórzonych w sekwencji zgniatarki śmieci na Gwieździe Śmierci.

Gwiezdne Wojny wykorzystują te same wzory, co najlepsze filmy Disneya i w pewien sposób czerpią z nich pewną, choć niekoniecznie świadomą inspirację. Ale ten wpływ działa także i w drugą stronę. Można wyliczyć wiele przykładów gdzie Gwiezdne Wojny wpłynęły na kino Disneya. Teraz gdy Disney i Lucasfilm pracują razem nad nowymi Gwiezdnymi Wojnami, czy ktoś ma wątpliwości, że będą w nich podobne wartości wartości mitologiczne? Z pewnością wszystko jest na dobrym torze.



Jeśli chodzi o ilości nawiązań i powiązań między Lucasfilmem, George’m Lucasem a Disneyem z pewnością jest tego dużo więcej i to nie tylko jeśli chodzi o filmy. Warto pamiętać choćby o efektach takiej współpracy, które mają miejsce w Disneylandach. Nie chodzi tylko o Star Tour, przecież tam są atrakcje poświęcone także Indiana Jonesowi, ale to przecież George Lucas współtworzył jeszcze jedną atrakcję Disneya – czyli film Kapitan Eo. Takich powiązań jest dużo więcej niż się powszechnie wydaje.
KOMENTARZE (4)

„Osławiona” Alfreda Hitchcocka a „Wojny klonów”

2012-12-04 16:59:22



Bryan Young nie ustaje w wynajdywaniu nawiązań między sagą a klasycznymi filmami. Po Kurosawie przyszła pora na innego giganta kina, czyli Alfreda Hitchcocka. Tym razem jednak obiektem gwiezdnych nawiązań nie będzie dzieło George’a Lucasa, a serial „Wojny klonów”.

Jeszcze w sezonie drugim „Wojen klonów” pojawił się pewien fantastyczny odcinek pt. Senate Spy. Opowiadał historię intrygi pomiędzy senatorami, gdy rada Jedi prosi Padmé by szpiegowała innego senatora (swą dawną miłość), który obecnie pracuje dla Separatystów. By go szpiegować, będzie musiała ożywić ich dawną znajomość. Rada zaś wyznaczają Anakina jako jej łącznika. Jeśli ta historia brzmi znajomo, pewnie dlatego, że dzieli te same założenia co arcydzieło Alfreda Hitchcoka z 1946 – „Osławiona” (Notorious) z Cary Grantem (w roli Devlina, łącznika) i Ingrid Bergman (w roli Alicii, szpiegującej agentki trochę z przymusu). Film ten może i porusza tematy damsko-męskich relacji, które są trochę jeszcze nie w głowach młodszym odbiorcom, ale jako film szpiegowski trzyma w napięciu. Natomiast ekipa „The Clone Wars” starała się złożyć hołd wszystkim jego najlepszym fragmentom.

To, co sprawia, że ta historia w kontekście „Wojen klonów” jest jeszcze bardziej wciągająca, to Anakin i jego problemy z zazdrością. W serialu ukazano niuanse powolnego przechodzenia Anakina ku Ciemnej Stronie, a zazdrość jest naturalną emocją, którą musi wykorzystać, ale jednocześnie która sprowadza go na manowce. Jako Anakin, Matt Lanter ukazuje subtelniejszy, mroczniejszy ton tej postaci, idealnie wchodzi w rolę Cary’ego Granta z filmu. U Hitchcocka Devlin jest nie tylko zdolnym szpiegiem, ale też zakochanym po uszy idiotą, którego mocno rani to, że Alicia musi pozostać tajniakiem pośród Nazistów.

Dla Padmé, Separatyści są równie źli i zabójczy jak Naziści. Cat Taber jako Padmé nie jest w stanie wyzbyć się swojej nieufności i wrażliwości jak Ingrid Bergman, głównie z powodu charakteru Padmé. Za to udaje jej się stworzyć mistrzowskie przedstawienie w przedstawieniu.

Poza historią i postaciami, ten odcinek zawiera kilka ikonicznych obrazów i wizualnych ozdobników z jednego z moich ulubionych filmów, co sprawia, że na mojej twarzy pojawia się uśmiech tak szeroki jak Żebraczy kanion. Jedną z największych scenografii, a przy tym najdroższych ujęć w „Osławionej” była ta w której pojawiały się schody i klucz. Alicia ukradła klucz do piwnicy od złych ludzi i ukrywa go przed wszystkimi na dużym przyjęciu. Kamera ukazuje drugi poziom pokoju, przemieszcza się przez przyjęcie i koncentruje na zbliżeniu klucza ukrytego w dłoni Alicii. To było zapierające dech w piersiach, a zdjęcia w tym odcinku „Wojen klonów” wcale nie są takie pretensjonalne. W jednym momencie, Alicia trzyma klucz w ręku, a mężczyzna którego szpieguje próbuje ją pocałować, ona zaś skacze do niego, rzuca mu ręce na szyję tak, by nie mogła oddać klucza. To bardzo mocna scena, i wcale nie mniej mocna wersja została powtórzona w „Wojnach klonów” z Padmé i datakartą, podczas gdy Anakin spogląda gdzieś z odległości.

Bez zbędnego spoilerowania, jednym z najbardziej satysfakcjonujących elementów filmu jest jego zakończenie. Zarówno Alicia jak i Padmé zostają otrute, więc potrzebują pomocy swojego protektora, a niesprawiedliwi powinni dostać za swoje. Anakin i Devlin robią to na własny sposób, ale ostateczne rozwiązanie jest tak satysfakcjonujące, że nie można mu już pomóc. I choć obie są bardzo podobne, możliwość zestawienia sposobu w jaki zrobił to Hitchcock i zrobionego w stylu Lucasa, to coś co powinien zobaczyć każdy fan filmu.

Prawdopodobnie to co najbardziej zdumiewa w odcinku „Senate Spy” jest to, że skompresowano tam historię w mniej niż 30 minutach, a Hitchcockowi zajęło to prawie dwie godziny. To swoisty testament możliwości tworzenia filmów stworzony przez ekipę „Wojen klonów”.

Dla fanów kina, mogę polecić by obejrzeli „Osławioną” Hitchcocka nie tylko razem z „Senate Spy”. Zarówno film jak i ten odcinek sprawiły mi wiele radości. A czy nie o to właśnie chodzi w Gwiezdnych Wojnach?

(Uwaga do rodziców. Choć „Osławiona” zawiera pewne treści dla dorosłych, są one zamaskowane dzięki technikom i dialogom z lat 40. Nie sadzę, by ten film był nieodpowiedni dla dzieci, skoro oglądałem go z moim 10-letnim synem i mu się podobało, ale dla dzieci może to być trochę za nudne, przynajmniej dopóki nie dorosną).


KOMENTARZE (1)
Loading..