Cała noc i następny dzień zeszły im na marszu we wskazanym przez Triona kierunku. Przedzieranie się przez chaszcze, liany i gęste poszycie leśne w końcu jednak wyczerpało wszystkich sześciu Zabójców. Co jakiś czas zbliżał się do nich jakiś mniejszy drapieżnik, jednak wspólnymi siłami zabijali go, by już się za nimi nie pałętał. Następnie pospiesznie się oddalali, bo smród gnijącej na słońcu padliny przyciągał kolejnych drapieżców.
Niezmiennie jednak dokuczało im ciężkie i wilgotne powietrze. Na Haruun Kal temperatura chyba nigdy nie schodziła poniżej dwudziestu stopni, a w dodatku cały czas było parno i duszno. Cień rzucany przez drzewa i liście niewiele pomagał, a w tym klimacie skóra Zabójców niemiłosiernie się pociła, przyciągając kolejne moskitopodobne owady. Ich użądlenia nie były zbyt dotkliwe, jednak u idących w pełnym słońcu przybyszów wzmagały tylko irytację. Tym bardziej, że musieli oni cały czas utrzymywać maksymalną czujność. Nie była to jednak przeszkoda nie do pokonania. Akademia Trayus wykształciła w nich cierpliwość i wytrzymałość, która pozwalała im mężnie znosić właściwie wszelkie niedogodności. Mieli też kombinezony, które w pewnym stopniu chroniły przed użądleniami.
Posiadające jednak jedną, fundamentalną wadę.
Otóż pochłaniały one światło, a co za tym idzie, przyciągały promienie słoneczne.
Kilkukrotnie któryś z Zabójców Sith ściągał z twarzy maskę albo nawet rozpinał skafander, byle jego skóra mogła odetchnąć. O ile bowiem klimat tego miejsca był prawie nie do zniesienia, o tyle w szczelnych i dusznych kombinezonach skóra prawie się gotowała. Nic więc dziwnego, że część ludzi Triona po prostu musiała się ich chociaż na chwilę pozbyć.
Adrul uważał to jednak za godną pogardy słabość. On sam przeżywał w swoim kostiumie prawdziwe katusze, jednak nie dawał tego po sobie poznać. Wiedział, że jeśli okaże słabość, dżungla go za to ukarze. Tak samo jak tych głupców, rozbierających się do słońca.
To tylko kwestia czasu.
Wieczorem, jeszcze zanim zapadł zmrok, wędrujących Zabójców dopadło zmęczenie. Adrul stwierdził więc, że mimo wszystko trzeba zarządzić postój, bo inaczej nie starczy im sił, żeby dogonić i zabić ich cel. Polecił więc jednemu ze swoich podwładnych, by znalazł jakieś bezpieczne miejsce, najlepiej na drzewie. Ten kiwnął lekko głową i zniknął w zaroślach.
Tylko po to, by po paru minutach wrzasnąć przeraźliwie.
Czym innym jest śmierć głupawego i niekompetentnego żołnierza Sithów, a czym innym pułapka, w którą wpadł brat spośród Zabójców Sith. Pozostała piątka rzuciła się w gąszcz, w stronę, z której dobiegały wrzaski, by po chwili zorientować się, że dławią się one i cichną. Nie przestali oni jednak podążać w odpowiednim kierunku, zaraz jednak odkryli, co się stało z ich towarzyszem i dlaczego nagle ucichł.
Został pochwycony i uduszony przez jakąś roślinę.
Trion przyjrzał się temu zjawisku, nie podchodząc jednak zbyt blisko. Martwy już Zabójca Sith chciał prawdopodobnie przejść pod dziwnym drzewem, której najwyraźniej pochwyciło go za szyję i udusiło. Zaintrygowany kapitan wziął jakiegoś patyka i trącił jedną z wiążących denata lian.
Chwyciła momentalnie.
Adrul zostawił patyk w szponach duszącego drzewa (które w myślach zaczął nazywać chwytaczem), po czym sięgnął na niewielkie wibroostrze, które nosił przy pasie. Szybkim ruchem odciął lianę, która trzymała martwego Zabójcę w okolicach torby z zapasami. Następnie szybkim ruchem ściągnął ją z trupa, zanim chwytacz zdążył zareagować.
- Zapasy będą nam potrzebne.- wyjaśnił cicho pozostałym.- Chodźmy stąd. Trzeba znaleźć miejsce na nocleg.
Pozostali Zabójcy Sith spojrzeli po sobie, ale zaraz ruszyli za swoim kapitanem. Wiedzieli, że Adrul Trion nie toleruje słabości. Takie jest prawo dżungli: słabi stają się zwierzyną silnych.
Tutaj było ono szczególnie aktualne.
A martwy Zabójca był pierwszym, który zdjął kombinezon. Pierwszym, który okazał słabość.
Nie było dla niego miejsca wśród myśliwych.
Przez noc wiele się nie wydarzyło. Zabójcy Sith spędzili ją tak, jak zamierzali, na jednym z drzew, skuleni i usiłujący złapać chociaż kilka godzin snu. Ostatni wypadek z chwytaczem zwiększył jednak ich nieufność wobec środowiska, a duszne powietrze dodatkowo utrudniało zejście z w błogą krainę marzeń sennych. Ich aury zdradzały niepokój.
Adrul Trion pozostawał jednak niewzruszony. Zamordował własnoręcznie więcej Jedi, niż ktokolwiek z nich, i czuł się silniejszy, ważniejszy od pozostałych Zabójców. Tak naprawdę to było jego polowanie. Jeśli oni nie byli w stanie dotrzymać mu kroku, zasłużyli na to, by dżungla się nimi zajęła. Tak, jak tym głupcem, który wszedł pod chwytacza.
Kapitan musiał jednak przyznać, że po tym wypadku zaczął traktować dżunglę z większym respektem. Duszące drzewo nie było rzeczą zbyt często spotykaną, i mimo swoich przekonań Trion musiał przyznać przed samym sobą, że sam również dałby się zaskoczyć przez jego liany. Cóż, teraz jednak wiedział o możliwości takiego zagrożenia, a to pozwoli mu się przed nim chronić. Dokładnie sobie obejrzał tamto drzewo. Wiedział, jak one wyglądają i mógł je omijać.
Ta wyprawa będzie jednak trwała trochę dłużej, niż się spodziewał. Jedi wyraźnie się oddalali i trzeba było zdwoić wysiłki, by do nich dotrzeć. Poza tym jak już ich dopadną, konieczne będzie zdobycie jakiegoś statku, w celu opuszczenia tej niebezpiecznej planety. W ostateczności mogą wysłać na „Pustoszyciela” sygnał ratunkowy i poczekać kilka dni na ekipę, która ich zabierze. Adrul wolałby jednak uniknąć tej ewentualności. Po części dlatego, że straciłby w oczach Nihilusa respekt jako myśliwy.
Ale przede wszystkim czuł, że dżungla jest bardziej niebezpieczna, niż się tego spodziewał.
A nie chciał stracić wszystkich ludzi. Nawet, jeśli byli słabsi, niż on.
Przez cały kolejny dzień Zabójcy Sith szli za wskazaniami Triona, w nieznośnym skwarze i duchocie przedzierając się przez chaszcze tropikalnej dżungli. Tym razem troje z nich nawet nie udawało, że chce wytrzymać tę duchotę w swoich pochłaniających światło kombinezonach; maski zdjęli niemal od razu, a górną część skafandra niedługo potem. Wszędobylskie i uciążliwe owady kąsały ich teraz mocniej i częściej, ale wszystko było lepsze od ugotowania w czarnym kombinezonie.
Adrul nie komentował ich zachowania. Przekradając się od drzewa do drzewa, by zrobić jak najmniej hałasu, czuł, że ma swoich współtowarzyszy w głębokiej pogardzie. Kiedy już przyniosą Nihilusowi głowy obecnych na Haruun Kal Jedi, osobiście poprosi go o zmianę przydziału.
Zakładając, że ci głupcy przeżyją to polowanie.
Dżungla nie wybacza.
Spojrzał na skradających się, ale półnagich Zabójców. Ich umiejętności były całkiem niezłe, ponieważ nawet bez kostiumów nienajgorzej dawali sobie radę. Co prawda nie byli niewidoczni, ale na pewno nie zwracali na siebie uwagi. Poruszali się bezszelestnie, jeśli nie liczyć bzyczenia moskitów czy innych owadów, które natężało się w ich okolicy. To pewnie przez pot, pomyślał Adrul. Ci Zabójcy Sith doskonale radzą sobie na planetach o łagodniejszym klimacie i miejscach bardziej cywilizowanych, ale tutaj, na Haruun Kal, wykazywali się czymś na kształt godnej pogardy amatorszczyzny. Co będzie, jeśli smród ich potu przyciągnie kogoś więcej, niż tylko owady?
Dżungla nie toleruje obcych.
- Załóżcie kombinezony z powrotem!- syknął Trion.- Szybko!
Zabójcy nie przywykli do sprzeciwiania się rozkazom, tym niemniej do tego konkretnego podeszli z pewnym ociąganiem. Wszak nie widzieli sensu w dalszym poceniu się, a imponowanie dowódcy wyraźnie ich zmęczyło.
Zrozumieli, w czym rzecz, kiedy Trion zatrzymał się, nasłuchując i rozglądając nerwowo dookoła.
Wtedy usłyszeli dziki pomruk nad swoimi głowami.
Zabójcy Sith błyskawicznie sięgnęli po swoje piki mocy i spojrzeli w górę. Ujrzeli niewielkie, acz doskonale umięśnione zwierzę z rodziny kotowatych, bujające się leniwie na lianach. W jego ruchach nie było pośpiechu czy agresji, ale oczy mrużyło ono groźnie, a mięśnie zdradzały gotowość do ataku. Póki co zwierzę jednak oceniało szanse przeciwnika.
Adrul sięgnął ku niemu Mocą. Nie umiał co prawda wpływać na zwierzęta ani inne istoty, ale miał nadzieję, że wyczuje intencje tej istoty, którą, z racji zwisania z drzewa, zaczął w myślach nazywać lianokotem. W zasadzie wykrył to samo, z czym zderzał się od początku, jak tylko postawił nogę na tej planecie.
Zwierzę, podobnie jak dżungla, czekało na chwilę słabości intruzów.
Adrul miał tylko nadzieję, że nie...
Wtedy lianokot zaatakował jednego z Zabójców Sith ze zdjętym kombinezonem.
Trion doskonale wiedział, dlaczego.
Jego towarzysz okazał strach.
Zanim pozostali zamachowcy dopadli do zwierzęcia i porazili go swoimi pikami mocy, lianokot zdążył już rozszarpać klatkę piersiową ofiary swoimi ostrymi jak wibronoże pazurami. Krew trysnęła na boki, ale trzeba przyznać, że zaatakowany mężczyzna nawet nie pisnął. Kiedy drapieżnik został już z niego zdjęty, oczom pozostałych Zabójców ukazała się paskudna, pociągnięta przez połowę torsu rana. Sam delikwent oddychał ciężko.
- Trup tego kota ściągnie tu inne drapieżniki.- zauważył jeden z Zabójców Sith, sugerując, że powinni ruszać.
- A co z nim?- spytał inny, wskazując na rannego towarzysza.
- Zostawcie go.- mruknął Trion, oddalając się powoli.- Zasłużył na swój los.
Zabójcy Sith już się mieli oddalać, kiedy ich zakrwawiony towarzysz uniósł ciężko głowę i jęknął za nimi żałośnie. Adrul nawet nie zwolnił, czując, że nie ma czasu ani ochoty pomagać komuś, kto okazywał strach w obliczu zagrożenia. Pozostali zamachowcy mieli jednak pewne opory.
- Kapitanie...- zaczął jeden z nich z wahaniem.- To jeden z nas...
Trion stanął i westchnął ciężko. Mięczaki.
Szybkim ruchem odpiął od pasa pakiet medyczny z bandażami kolto i pydyriańskimi pałeczkami, po czym rzucił w zarośla nieopodal.
- Jeśli dotrze do tego i przeżyje, będzie mógł nas dogonić.- mruknął, nawet się nie odwracając.- Jeśli nie da rady, to nie zasłużył, aby żyć.
Pozostali Zabójcy spojrzeli na siebie z powątpiewaniem, jednak widząc, że ich kapitan już zniknął w gęstwinie, pospiesznie podążyli za nim.
Zostawiając stękającego i usiłującego wstać towarzysza samego z rozpaczliwymi próbami sięgnięcia do nasączonych kolto opatrunków.
Do końca dnia Adrul nie odezwał się do swoich podwładnych ani słowem. Co prawda podczas poruszania się po dżungli i tak niewiele mówili, ale co jakiś czas dawał dźwiękowe sygnały, w którą stronę będą iść albo czy mogą przystanąć na chwilę. Tym razem pokazywał im tylko niedbale dłonią, co mają robić, nie przejmując się nawet, czy to zauważyli. W dżungli było wiele rzeczy, które rozpraszały ich czujność.
Po wypadku z lianokotem pozostali Zabójcy Sith, mimo nieznośnego skwaru, założyli swoje śmierdzące potem, pochłaniające światło kombinezony właściwie bez szemrania. Woleli uniknąć sytuacji, w której jakiś drapieżnik szczególnie by się nimi zainteresował. Zdwoili też czujność. Nikomu nie zależało na szybkiej śmierci.
Trion czuł to wszystko inaczej. Wiedział, że jego ludzie stracili panowanie nad emocjami, zapominali, czego uczono ich w Akademii Trayus. Zbyt często tracili głowę.
Nie pasowali do dżungli.
Co innego on. Był prawdziwym myśliwym. Pozostali mogli nie rozumieć łowów, ale on widział w tym wszystkim głębszy sens. Był łowcą, który wchodzi na obcy teren, drapieżcą, poszukującym swej ofiary. Doskonale rozumiał zmysł dżungli, zaprzyjaźniał się z nią, oswajał. To była jego podstawowa przewaga zarówno nad tymi miernotami, mieniącymi się Zabójcami Sith, jak i Jedi.
Bo żaden Jedi nie ma zmysłu dżungli. Był, jest i zawsze będzie jej wrogiem.
I w końcu dżungla go dopadnie.
Rękami Triona.
Ci słabi Zabójcy Sith napełniali jednak Adrula irytacją. Nie dawał tego po sobie poznać, ale cała ta sytuacja zaczynała mu działać na nerwy. Co więcej, szmat drogi przed nimi w perspektywie dalszej wędrówki z tak niekompetentną grupą zdawał się być jeszcze trudniejszy do przebycia. Denerwujące zaczynały być też wiecznie latające wokół niego moskity, do których sądził, że się już przyzwyczaił. Użył ogromnych nakładów siły woli, aby się od nich chaotycznie nie opędzać. I nie drapać. Ich nieliczne, bo nieliczne, ale wciąż obecne ukąszenia zaczynały bowiem swędzieć coraz bardziej.
A w dodatku kończyły im się zapasy.
Z wodą nie było źle. W raporcie jakichś gwiezdnych podróżników, który Adrul czytał, była wzmianka o roślinach zwanych lejkowcami. Przechowywały one w swoich kwiatach i łodygach wystarczającą ilość wody, by można było jej trochę upuścić i zaspokoić pragnienie. A ponieważ, tak jak fluoroscencyjne huby, rosły one praktycznie wszędzie, nie było z tym większego problemu.
Gorzej z jedzeniem. Ani Trion, ani nikt inny nie przewidywał, że zostaną oni na tej planecie trzy dni miejscowego czasu, i że ciężko będzie o jakiekolwiek uzupełnienie zaopatrzenia. Adrul wysforował się co prawda w pewnej chwili, by upolować podobne do małpy, niewielkie zwierzę, ale jego mięso okazało się zbyt żylaste i nienadające się do niczego.
Tak więc troska o prowiant jeszcze bardziej rozeźliła Triona.
Pod wieczór, kiedy znaleźli się już na nadającym się na nocleg drzewie, Adrul poinformował krótko pozostałych, że jeśli pościg się przeciągnie, zostaną bez jedzenia, dlatego już teraz powinni zacząć je oszczędzać. Najlepiej, żeby tej nocy nic nie jedli. Zabójcy Sith potraktowali ten rozkaz z rozgoryczeniem, ale nic nie mówili. Wiedzieli, że już wystarczająco zawiedli swojego kapitana.
Kiedy jednak Trion już drzemał, jeden z jego podwładnych szepnął teatralnie:
- Wiedziałem, że znam to drzewo! To thyssela! Czytałem o nim w raportach. Jego kora jest zjadliwa! Tak czułem, że nie musimy głodować!
Adrul z zaintrygowaniem otworzył oczy i przyjrzał się gałęzi, na której siedział. Rzeczywiście, w świetle fluorescencyjnej huby kora przypominała to, co widział w innym raporcie poszukiwaczy gwiezdnych szlaków. I zaiste, była ona zjadliwa. Trion po raz pierwszy od jakiegoś czasu uśmiechnął się pod maską. Tak więc dżungla o nich nie zapomniała.
Wykarmi swoich myśliwych.
Słysząc, że pozostali Zabójcy Sith wyjęli wibronoże i zaczęli odłupywać korę, sam ruszył w ich ślady.
Musiał przyznać, że nawet surowa, kora thyssela była całkiem pożywna.
OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 8,08 Liczba: 12 |
|
jedi_marhefka2006-06-30 19:41:26
dosyć dziwne opowiadanie aczkolwiek wciągające. Michał znów pokazałeś dobry styl. gratulacje. 9/10
ObiwanKenobi2006-03-18 19:42:26
bardzo ciekawa historia tym bardziej ze nie czesto czytam historyjki o kapitanach Sith 8
Gemini2006-01-11 11:43:04
Fajne, choc trochę mało prawdopodone. No bo jak Sithowie posługujący sięMocą mogą krążyć w kółko ? Natomist styl, jezyk jest OK. 9/10
Lady Aragorn2005-10-04 21:12:09
Hmmmmmm pesymistyczny krąg smierci ale podoba mi się jak na ciebie Misek to trochę krótkie ale i tak daję 10 :):):)
Adaxer2005-09-29 21:37:41
Troche za krotkie
Lorienjo2005-09-19 18:51:59
Historię dziesięciu małych murzynków opisywano nie raz. Fakt, może nie w realiach SW, ale zawsze... Sęk w tym, aby nie usnąć koło piątego. Cóż, ja nad "Łowami" przysypiałem, ale może tylko ja tak mam. Choć odnosiłem nieodparte wrażenie, iż po raz kolejny słucham piosenki finałowej kabaretu "Ani mru, mru". Gdybyśmy nawet przesiedzieli nad nią z pięć dni, to i tak nic nowego by się nie wydarzyło i nic nas nie zaskoczyłoby. Monotonia bębna na galerze...
Ale, ale. Gdyby odrzucić cały ten młot parowy reszta wypada całkiem dobrze. Mamy dżunglę i łowy, i... I nawiązania do znanych, może mało, faktów z historii SW... I zdania są poskładane tak jak trzeba, rzecz dziś rzadko spotykana. Jednym słowem jest dobrze, tylko ta konwencja...
Nie byłbym jednak sobą, gdybym się nie przyczepił detali. "Zabójcy Sith"... To można rozumieć opacznie. Pierwszym mym skojarzeniem byli zabójcy Sithów i jakże się zdziwiłem, gdy zabijali Jedi... To chyba jednak zabójcy Jedi? Żaden profesjonalista nie wejdzie do dżungli w srebrzystej zbroi, nawet jeśli idzie w drugiej linii, to nie choinka. Czy wśród owych zabójców były kobiety? Ja nie zauważyłem, choć raz o nich wspomina się "troje". W "Ich troje" była z pewnością przynajmniej jedna kobieta. No i na sam koniec widać, że szkolenie owych zabójców w technikach przetrwania, aby nie powiedzieć "survivalowych", było cokolwiek niedostateczne. To klony były szkolone lepiej.
I tyle. Byłoby wspaniale, gdyby wszelkie opowieści fanowskie były napisane przynajmniej na takim poziomie.
[droid]
Asturas2005-09-14 10:15:09
Ech... jak na złość jestem w trakcie czytania książek Harrey'ego Harrissona i to dosłownie wszystkiego. Po takiej dawce geniuszu literackiego nic nie jest mnie w stanie zaskoczyć.
Opowiadanie Miśka jest dobre i dojrzałe, ale mam wrażenie, że ze świetnego pomysłu powstało coś średniego. Być może Misiek porwał się na coś zbyt trudnego, wszedł w domenę Stovera. Nie mniej jednak stawiam 8/10. Przyznam szczerze, że nie odczułem atmosfery osaczenia. Powtarzam jednak, że to wynik zagłębienia się w światy wykreowane przez genialny umysł Harrisona. Tam atmosfera osaczenia jest tak namacalna, że wprost przerażająca...
Nadiru Radena2005-09-13 13:04:39
No, niestety zakończenie absolutnie niczym nie zaskakuje. Jest dokładnie takie, jakiego spodziewałem się po przeczytaniu pierwszych słów. Na dodatek jak dla mnie opowiadanie jest nieco zbyt schematyczne. Dlatego ocena tylko 7/10.
PS. Wielki plus to przemyślenia naszego bohatera i pewne uczucie osaczenia, które nachodzi mi do głowy podczas czytania.
Bubi2005-09-12 23:26:45
Jak wystawiałem mu ocene to miało powyżej 9. Ludzie jak wy oceniacie że zeszło do troche ponad 8. Przecież to świetne opowiadanie. Ciekawie rozwinięte są przemyślenia głównego bohatera a i zakończenie jest dobre, takie jakiego nie spodziewalibyśmy sie po samym przebiegu akcji na początku.
PS ale fajnie po paru miechach znów dorwać sie do Bastionu :) :) :)
Talon Kurrdelebele2005-09-12 17:58:08
Nie czepiać się, nie jest takie złe..
8/10
Calsann2005-09-11 15:50:00
Opowiadanie jak opowiadanie, ale wasze komenty, to dopiero dno ;D
Shedao Shai2005-09-11 13:05:33
Tytymek, nie będę z tobą wchodził w polemiki, tylko zwracam ci uwagę, że jak juz raczysz łaskawie objechać opowiadanie, to przynajmniej zaznacz, czemu. Bo "fabuła cienka" to argument na poziomie 1 klasy gimnazjum. Konkrety, człowieku, konkrety!
Krogulec2005-09-11 11:43:30
shedao to chyba ty ciemny jesteś, poprostu nie podoba mi się rozwiązanie historii i ogólnie wątki są drętwe
Shedao Shai2005-09-11 10:53:56
Bartowi gratulujemy doskonałej argumentacji oceny. Tytymkowi też.
Lord Bart2005-09-11 10:30:41
a i wystawiłbym 4 hesli się uda.
Lord Bart2005-09-11 10:11:47
eee o Sithach trzeba umieć pisać:(
Krogulec2005-09-11 08:27:26
dobrze napisane lecz fabuła cieńka :/ 6 na 10
Shedao Shai2005-09-10 23:40:20
Ze względu na dość nieobiektywne podejście do przedmiotu oceny - brałem udział w korekcie, nie będę wytykał błędów, gdyż te wytknąłem Miśkowi wcześniej i zostały one poprawione. Tak więc stawiam ocenę 9, bo opowiadanie jest "Miśkowe" (czyt. bardzo dobre), no ale EL to to nie jest... dlatego nie 10. Ale z czystym sumieniem polecam!