TWÓJ KOKPIT
0

Moja historia :: Twórczość fanów

* * *


- Admirale, przed nami niezidentyfikowany obiekt. - to były pierwsze słowa, jakie usłyszeli po wyjściu z prędkości nadświetlnej.
- Sprawdzić!
- Jeszcze jeden! - krzyknął drugi oficer - I kolejny! - przestraszył się nie na żarty - Admirale, wygląda na to, że przed nami toczy się jakaś bitwa!
- Zastosować manewr wymijający. - rozkazał dowodzący - Natychmiast!
- Tak jest, sir!
W tym momencie Lucana wyczuła zmysłami coś niepokojącego i podbiegła do okna. Wyjrzała i już była pewna.
- Mistrzu Luke! Ja wiem, kto tam walczy! - zawołała. Jedi natychmiast pojawił się obok.
- Te statki z zielonym symbolem na burtach należą do mojego byłego szefa. - kontynuowała - A reszta, to według mnie flota Gamorrean. Lukrezio ostatnio prowadził z nimi interesy. Ale poinformowali mnie, że wszystko przebiegło pomyślnie, więc nie mam pojęcia, dlaczego ze sobą walczą.
Luke natychmiast przypomniał sobie, co wyczytał w umyśle Lucany.
- Dobrze się spisałaś. Ale nie będziemy ingerować. Trzeba natychmiast opuścić to miejsce.
- Nie! Ja nie chcę! - w oczach dziewczyny pojawiły się błyski - Teraz mamy okazję dać im nauczkę. Organizacja wykradła już dość broni. Trzeba to zakończyć tu i teraz!
- Przykro mi, ale twój Mistrz ma rację. - usłyszeli za sobą ostry ton admirała - Jeżeli teraz włączymy się do potyczki, nasza misja się opóźni. A poza tym, nie możemy narażać naszej eskadry x-wingów. Nie mamy ich zbyt dużo.
- Ale oni mają mój statek! Muszę go odzyskać! - wskazała palcem na obiekt oddalony dość sporo od środka zamieszania. Widać było, jak w regularnych odstępach czasu wystrzeliwuje pociski. Musieli go nieźle uzbroić, pomyślała.
- Przykro mi, ale nic nie zrobimy w tej sprawie. - odparł admirał i oddalił się.
- Mistrzu Luke, pozwól mi polecieć po mój statek. Proszę... - błagała Lucana.
- Wykluczone, to zbyt niebezpieczne. Nie pamiętasz już, jak cię uczyłem, że Jedi nie przywiązuje wagi do rzeczy materialnych?
- Tak, ale to jedyna rzecz, jaką kiedykolwiek miałam tylko dla siebie. Ja... ja... - dziewczyna miała już łzy w oczach. Jedi jakby złagodniał.
- Dobra. Skoro ci tak bardzo na tym zależy, odzyskam go. I już wiem nawet jak. To może być nawet zabawne... - Luke zachichotał. Znany był z zamiłowania do niebezpiecznych przygód. Mistrz Yoda uznawał to za ogromną przeszkodę w szkoleniu młodego entuzjasty.
- Poczekaj tu i patrz. Nawet Mistrz Jedi może zrobić od czasu do czasu coś szalonego. - i już go nie było. Lucana przylepiła nos do szyby. Po chwili widziała już znajomy kształt stateczka Mistrza. Ale co on robi? Oddalił się na odległość kilku metrów od „Skarabeusza” i stanął. Nagle zobaczyła swój własny okręt lecący w jego stronę Oni go zestrzelą! Pomyślała spanikowana. Ale nic takiego nie nastąpiło. „Lodowata Strzała” zamiast strzelać, wyminęła Luka i wleciała na lądowisko nr 7. Jedi natychmiast ruszył jej śladem. Lucana już biegła. Chciała jak najszybciej wejść na pokład ukochanego okrętu. Wpadła z impetem do hangaru i zobaczyła, jak żołnierze Nowej Republiki wiążą właśnie kryminalistę pilotującego jej statek. Obok stał Luke i oglądał tą scenę z rozbawieniem. Lucana podeszła do Mistrza Jedi.
- Jak to zrobiłeś Mistrzu? Dlaczego ten pilot tak po prostu odłączył się od walki? Musisz mnie koniecznie tego nauczyć.
- To bardzo pożyteczny sposób wykorzystania Mocy. Jak wrócimy do Akademii pokażę ci jak się to robi. Zadowolona? - spytał.
- Bardzo. Dziękuję Mistrzu Luke, jesteś kochany. - Lucana rzuciła mu się na szyję.
- Obejrzyj swój statek i sprawdź czy nie ma żadnych uszkodzeń. - polecił jej - Ja wracam na mostek. - i zanim się obejrzał Lucana już zniknęła we wnętrzu „Lodowatej Strzały”.
Gdy Luke dotarł do centrum dowodzenia, admirał rozmawiał właśnie z porucznikiem.
- Zastosowaliśmy manewr wymijający – mówił Kartsson - Zaraz wrócimy na wyznaczony kurs. Przy naszym sprzęcie nadrobimy zaległości czasowe i dolecimy na miejsce bez opóźnień.
- Doskonale. - ucieszył się Tandine. Cały czas usilnie się zastanawiał, dlaczego wpadli w sam wir walki. Jednocześnie miał nadzieję, że to koniec niespodzianek. Nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo się myli.


* * *


Na szczęście wszystko jest na swoim miejscu, pomyślała Lucana, schodząc po trapie. Pójdę się zameldować do Mistrza Luka.
Obydwaj mężczyźni stali milczący na mostku. Dziewczyna przystanęła kilka kroków obok i zaczęła przyglądać się gwiazdom. W tej części galaktyki świeciły niezwykle jasno. Przez jej umysł zaczęły przepływać strzępki wspomnień domu, którego tak naprawdę nigdy nie znała. Po rodzinie pozostał jej jedynie niezapomniany uśmiech matki. Ale to była przeszłość, a ona nie miała przeszłości. Koncentruj się na chwili obecnej, mawiał jej często Mistrz. Zagłębiła się więc w Mocy, wszystkie mięśnie jej ciała napięły się do granic wytrzymałości. Poczuła coś, a raczej kogoś. To był… tak, to był jej dawny nauczyciel! Ale tam jest ktoś jeszcze. On mówi do niej, wzywa ją. Co to za przeraźliwy głos: „Nie możesz się oprzeć! Przybądź do mnie! Jesteś moja!” Lucana jak na komendę poderwała się z miejsca i ruszyła biegiem w kierunku turbowindy. Odgłos jej kroków wyrwał z zamyślenia Mistrza Skywalkera. Natychmiast rzucił się za nią w pogoń. Ale było już za późno.
- A niech to!!! - Luke wkurzył się nie na żarty. Tak rzadko bywał w takim stanie, że admirał natychmiast się poderwał z miejsca.
- Co się dzieje!? - wykrzyknął - Gdzie ona zniknęła??
- Powinienem był jej lepiej pilnować! Dlaczego nie wyczułem niebezpieczeństwa? Co ze mnie za Jedi??
- Nie marudź, tylko powiedz mi, o co tu chodzi! - huknął na niego Tandine przywołując do porządku.
- To on. Lord Olearius. On gdzieś tu jest. - zdołał wykrztusić Luke. Był w tej chwili skołowany i zastanawiał się, co zrobić. Najlepiej by było ruszyć za uczennicą, ale coś podpowiadało mu, żeby tego na razie nie robić.
- Kto!? Gdzie?? - dopytywał się admirał.
- Zaraz zobaczysz. - odparł Skywalker teraz już całkowicie opanowany. Wiedział już, co się święci. I zgodnie z jego przewidywaniem przed nimi wyłonił się gwiezdny niszczyciel niczym potwór z głębi.
- Eeeee - admirałowi opadła szczęka. Ale za chwilę był z powrotem sobą - Dlaczego nikt mnie nie ostrzegł przed tym czymś?? I dlaczego nie zostałem poinformowany, że jesteśmy na miejscu?? - jego zabójcze spojrzenie powędrowało w kierunku siedzących przy konsolach oficerach.
- Mogę to wyjaśnić, sir. - jako pierwszy odezwał się trwożliwie pierwszy oficer - Nasze radary nie zanotowały obecności żadnego wrogiego okrętu w promieniu 15 km. A o tym, że dotarliśmy do punktu operacyjnego miałem panu powiedzieć za chwilę, admirale.
- Ahh - Aretas Tandine wypuścił powietrze z płuc i odetchnął głęboko - W takim razie wszyscy na swoje miejsca! Macie być gotowi za 10 sekund! - krzyknął na podwładnych - Rozpoczynamy operację „Smok” wariant B. Tylko mi niczego nie schrzanić. Bo wylecicie z roboty!!!



* * *


Tymczasem, stojący na mostku niszczyciela „Utylizator” mężczyzna w czarnym płaszczu zaśmiał się. Jego myśli krążyły teraz już tylko wokół jednego: „Jej los jest przesądzony. Od początku była na mnie skazana. A ten przeklęty Mistrz Jedi Skywalker próbował mi ją odebrać! Ha, ha!! Przy okazji policzę się także i z nim.”
- Kapitanie Li Garde, - Darth Olearius zwrócił się do swojej „prawej ręki” - rozkaż swoim ludziom eskortować naszego gościa prosto do mnie. Sam się nią zajmę.
- Tak jest, Lordzie Sith. - kapitan odwrócił się i zaczął wydawać rozkazy.
- Jesteś pewien, że ją zobaczę? - odezwała się mała skulona postać stojąca tuż za Lordem - Minęło tyle lat… Chciałbym obejrzeć swoje dzieło w pełnej okazałości.
- Tak, zaraz tu będzie. I nie pytaj mnie o to więcej, bo ręka zaczyna mnie swędzieć. – odezwał się zirytowany Sith i spojrzał w kierunku, z którego ma nadejść jego zdobycz.



* * *


Lucana natychmiast po usłyszeniu tajemniczych słów nie wahała się ani przez chwilę. Od razu zrozumiała, co one znaczą. Musi zmierzyć się ze swoim przeznaczeniem. Tu i teraz. Albo ulegnie i przejdzie na ciemną stronę albo pozostanie na ścieżce światła. Musi dokonać wyboru. W tych okolicznościach. Nie może dłużej żyć w strachu i niepewności, co przyniesie kolejny dzień. W końcu jakby nie było jest Metamenardi. Była nią od zawsze i na zawsze pozostanie. Kiedy opuszczała swój statek, nie czuła już nic. W głowie miała kompletną pustkę jak czarna dziura. Nie buntowała się nawet, jak odziani na biało szturmowcy otaczają ją zwartym kołem i gdzieś prowadzą. Ocknęła się z otępienia w momencie, gdy otworzyły się przed nią wielkie pancerne drzwi. Przed nią ukazał się charakterystycznie zaprojektowany mostek niszczycieli imperialnych. Na środku stała mała ciemna postać. Wszystkie zmysły czucia wróciły błyskawicznie. Już trzymała w dłoniach swoją świetlistą broń, gotowa w każdej chwili jej użyć.
- Witaj, Ysanne Andropath. Czyż nie takie jest twoje prawdziwe imię? - Sage Crucius zdjął obszerny kaptur okrywający jego głowę. Oczom dziewczyny ukazała się znajoma twarz, nieco już podstarzała. Pojawiło się na niej dużo zmarszczek, włosy posiwiały, ale oczy pozostały te same. Ten lodowaty przenikliwy wzrok. Lucana doskonale pamięta ile razy te oczy przeszywały ją na wylot. Nie wiedziała, co powiedzieć. Okrutne wspomnienia zaczęły napływać jak wzburzone fale na oceanie. W jej głowie zapanował chaos. Zbliżyła się do nauczyciela o parę kroków. I nie wytrzymała. Nie potrafiła dłużej ukrywać swych uczuć.
- To ty jesteś wszystkiemu winien! To ty zniszczyłeś mi życie! Wpajałeś mi w serce nienawiść zamiast dobro i miłość! To przez ciebie spadłam na dno! - fala zemsty uderzyła z nową siłą - To ty sprawiłeś, że…
- Że co? - przerwał jej staruszek - Że posiadasz niezwykłe umiejętności walki, które doprowadziły cię aż tutaj? Powinnaś być mi wdzięczna! To dzięki mnie dotarłaś tak wysoko. Popatrz na siebie - jesteś Rycerzem Jedi! Czyż to za mało, żeby zrekompensować wieloletni trud treningów?
- Nie kłam! Ty wpoiłeś mi samo zło. W czasie tych wszystkich lat spędzonych na Miirtiisie straciłam poczucie własnej wartości, o ile w ogóle je kiedykolwiek miałam. Przez ciebie stoję teraz nad skrajem przepaści. Jeden nierozważny krok i pochłonie mnie ciemna strona Mocy. - dziewczyna wpadła w furię -
- Dlatego proszę cię, wróć do nas. - głos Cruciusa przybrał udawany, ale błagalny wyraz - Teraz będzie inaczej, obiecuję. Przecież jesteś Metamenardi.
- Tego już za wiele! Po tym wszystkim prosisz mnie, żebym wróciła! Nie ma mowy! Prędzej zginę niż z powrotem pogrążę się w to piekło! - Lucana zbliżyła się niebezpiecznie blisko do nauczyciela - A teraz pokażę ci, gdzie jest twoje miejsce, ty potworze!
- Stop!!! – wszyscy zgromadzeni na mostku usłyszeli desperacki krzyk Luke wbiegającego do wnętrza. Za nim podążał admirał Tandine odważnie dzierżąc blaster w dłoni.
Ale było już za późno. Rozwścieczona dziewczyna wzięła zamach i cięła z całej siły. Z gardła stojącego przed nią osobnika wydobył się zduszony gulgot i przepołowione ciało opadło bezwładnie na posadzkę. Lucana stała przez chwilę nad ofiarą z uniesionym mieczem, gotowa powtórzyć cięcie w razie potrzeby. I nagle doznała olśnienia. To była scena z wizji. Ciemna postać, krzyki, lejąca się krew… tylko gdzie jest ten drugi osobnik? Było ich przecież dwóch.
- Tu jestem. - odpowiedział na jej pytanie wyłaniający się z mroku Darth Olearius - Dobrze się spisałaś, moja uczennico.
Wszyscy zwrócili wzrok w jego stronę. Tylko Luke nie mógł oderwać oczu od swojej podopiecznej. Nie mógł uwierzyć, że jego praca poszła na marne, że Lucana dała się sprowadzić na złą drogę. Musi coś zrobić. Nie może stać bezczynnie i jedynie się przyglądać.
- Nie słuchaj go. – zwrócił się do osłupiałej dziewczyny stanowczym głosem - Pamiętasz jak jeszcze niedawno trenowaliśmy razem na Yavinie? Albo jak zabrałem cię na Ithor? Albo jak wyciągnąłem cię z ostrzału w barze? Tyle razem przeżyliśmy. Czy chcesz to wszystko zaprzepaścić na rzecz pogrążenia się w otchłani zła? Przecież jesteś Jedi! Jesteś silna! Bądź silna!
- Podejdź do mnie! – z drugiej strony pomieszczenia odezwał się Sith – Dam ci niewyobrażalną potęgę. Razem będziemy rządzić galaktyką. Wykorzystasz w pełni wszystkie swoje talenty. Co tam jakiś tkliwy Mistrz Jedi. On cię tylko ogranicza. Wypłyń na głęboką wodę!
- Natychmiast przestańcie! - poziom napięcia emocjonalnego Lucany sięgnął szczytu -Nie będę was dłużej słuchać! - stała tak przez chwilę ciężko oddychając, zastanawiając się, co robić dalej. I w jednym momencie uruchomiła ponownie miecz świetlny. Skoczyła do przodu i cięła. Ostrze przecięło powietrze milimetr od szaty Lorda, który w porę wyczuł niebezpieczeństwo.
Na twarzy Luka i admirała pojawiło się westchnienie ulgi.
- W takim razie bardzo mi przykro. - rzucił ironicznie Darth Olearius - Skończycie wszyscy razem w niebycie, Jedi! – czerwona klinga podwójnego miecza rozjarzyła się pełnym blaskiem.



* * *


Walka była niesamowicie zaciekła. Żadna ze stron za wszelką cenę nie chciała ustąpić. Młoda adeptka Mocy była ogromnie zdeterminowana. Co raz ponawiała ataki, by nie dać ani chwili wytchnienia swojemu przeciwnikowi. Czuła wokół siebie aurę ciemności, która spowijała teraz całą otaczającą ich przestrzeń. Usiłowała koncentrować się na żywej Mocy, dzięki której jej miecz gładko trzymał się w dłoni, a ruchy były płynne. Sposób poruszania się dziewczyny przypominał dziki taniec. To podskakiwała, to robiła salto, to robiła kilka kroków w bok, w tył, zatoczyła ostrzem okrąg, to znowu parła śmiało do przodu. Co chwila wskakiwała na jakiś pulpit sterowniczy albo fotel. Ale przy tym wszystkim zaczynała się powoli męczyć i siły ją opuszczały. Nie przywykła do długiej wymiany ciosów. Zazwyczaj pojedynki, w których brała udział, kończyły się szybko, bo nikt nie był w stanie dać jej rady. Ta walka, na jej nieszczęście, toczyła się już zbyt długo. Dlatego, gdy zeskoczyła na ziemię z kolejnej barierki, nie miała już siły, aby zaatakować. Stała chwilę dysząc i dzierżąc miecz w dłoni. I to okazało się zgubne. Lord Sith zdobył nad nią przewagę. Na nim taktyka i umiejętności Lucany nie robiły żadnego wrażenia. Skoro nie chciała przyłączyć się do mnie, pomyślał, pozostaje mi jedynie z nią skończyć. Wyciągnął przed siebie obie ręce, rozprostowując palce dłoni. I w tym momencie niebieska poświata rozjaśniła pomieszczenie. Dziewczyna krzyknęła i padła na podłogę. Jej miecz potoczył się w bok tak, że nie mogła go dosięgnąć. Uniosła lekko głowę patrząc w oczy swojemu oprawcy. Pałał w nich nieugaszony ogień, płomień, który był w stanie zniszczyć wszelkie żywe stworzenie.
Lucana była przerażona. Muszę go powstrzymać, pomyślała, ale nogi odmówiły jej posłuszeństwa, czuła się jak sparaliżowana. I właśnie wtedy usłyszała głos Mistrza Luka. Dobiegał on z daleka, był przyciszony, ale wyraźny. Nie poddawaj się, zachęcał ja, poczuj przepływającą przez siebie Moc. Jasna strona jest silniejsza od ciemnej, pamiętaj o tym. Ale Mistrzu, ja już nie mogę, jestem przegrana, odpowiedziała mu telepatycznie. Prawdziwy Rycerz Jedi nigdy nie przegrywa, a ty przecież nim jesteś, prawda? Było to pytanie retoryczne. Lucana już skoncentrowała się na gromadzeniu Mocy. Szybciej! Wstawaj! Ponaglała samą siebie.
Darth Olearius zbliżał się wielkimi krokami, żeby zadać ostateczny cios. Jego twarz zdobił triumfalny uśmiech. Ależ jakie było jego zdziwienie, gdy z ust przyszłej ofiary wydobył się krzyk - Giń, przepadnij siło nieczysta! Precz! - mężczyzna zawahał i przystanął. I to kosztowało go życie. Dziewczyna powodowana Mocą przeturlała się kawałek do przodu i wstając wbiła mu miecz prosto w serce. Wszystko to stało się w ułamku sekundy. Lord wydał zduszony okrzyk. Życie uciekało z niego, a on nie był w stanie nic na to poradzić. Czuł jak powoli pogrąża się w ciemności, ale ostatkiem sił wykonał ostatni ruch w swoim żywocie i padł martwy. Lucana upuściła wyłączony już miecz i padając na kolana przycisnęła dłoń do lewego policzka. Palący ból przeszywał całą jej twarz.
W tym momencie obaj obserwujący całe zdarzenie mężczyźni podbiegli i pomogli jej wstać.
- To było niesamowite! - jako pierwszy odezwał się admirał Tandine. Jego twarz wyrażała największe podekscytowanie i zaangażowanie - Ty jesteś ranna! - dodał przyglądając się jej twarzy.
- To nic takiego. - skłamała Lucana, bo ból stawał się powoli nie do zniesienia. Nie chciała dać tego po sobie poznać.
- Jestem z ciebie bardzo dumny. - powiedział spokojnym tonem Mistrz Jedi - Nie dałaś się zwieść ciemnej stronie. Byłaś wystarczająco silna, aby pokonać Lorda Oleariusa. Tym samym udowodniłaś, że jesteś prawdziwym Rycerzem Jedi. Gratuluję.
- Dziękuję, Mistrzu. Ale nie dokonałabym tego bez ciebie. – odparła skromnie – Tobie też dziękuję, admirale. To był dla mnie ogromny zaszczyt.
- Jak chcesz mogę usunąć tą bliznę. - zaproponował Luke.
- Nie. – głos Lucany był stanowczy – Nie, niech zostanie. Będzie mi przypominać o tym, co tu się wydarzyło i jaki jest mój cel w życiu.
- W takim razie dobrze, jak sobie życzysz. – zgodził się Jedi – A teraz zabierajmy się stąd, muszę zabrać cię jak najszybciej do ambulatorium. Admirale, pan się wszystkim zajmie. - zwrócił się oficjalnym tonem do Tandine.
- Tak jest. Moi ludzie zaraz tu będą. Jestem wam ogromnie wdzięczny za pomoc. – westchnął - Reszty dzieła dokończę sam.
- Do zobaczenia – skinął mu Luke na pożegnanie i ruszył z Lucaną w kierunku turbowindy.
- W imię Nowej Republiki przejmuję dowodzenie tym statkiem. – dziewczyna usłyszała oddalający się głos admirała – I niech nikt nie śmie mi się przeciwstawić. – Luke pociągnął ją mocniej za rękę.
Muszę to zrobić. Teraz albo nigdy. Bo potem będę żałować, przemknęło jej przez zamroczony umysł. Była na wpół świadoma tego, co robi. Wyrwała się z trzymającego ją mocno uścisku i podbiegła do wydającego polecenia admirała.
- Przyszłam odebrać swoją nagrodę - i przycisnęła swoje usta do jego warg. Aretas odwzajemnił pocałunek. Trwali tak przez chwilę w miłosnym uniesieniu. Gdy mężczyzna ją puścił Lucana szybko rzekła:
- Kocham cię, Aretasie. Od zawsze, od kiedy po raz pierwszy cię ujrzałam. – te zaskakujące słowa wprawiły admirała w zakłopotanie. Kompletnie nie wiedział, co jej odpowiedzieć. Lecz zaraz się uśmiechnął.
- Hmh, Rycerz Jedi i admirał Nowej Republiki to ciekawe połączenie. Ale myślę, że możemy spróbować. – i teraz on pocałował dziewczynę z całych sił.
- A teraz wracaj do swojego Mistrza, nie każ mu więcej czekać.
- Masz rację. – Lucana odwróciła się w kierunku wyjścia – Ale obiecaj, że nie zapomnisz o mnie, proszę.
- Obiecuję, że się zobaczymy, jak tylko skończę powierzoną mi misję.
- I polecimy na Ithor?? – dopytywała się dziewczyna.
- Zrobimy jak zechcesz. A teraz już zmykaj. – przytulił ją jeszcze raz i rozdzielili się.

Chwilę potem, Lucana wpatrywała się w malejący migoczący punkcik, który niby pochodnia lśnił na granatowym nieboskłonie. I po tym wszystkim mogę w końcu czuć się szczęśliwa, stwierdziła. Znalazłam wreszcie swój cel i ukochanego mężczyznę, dla którego chcę żyć. Do zobaczenia, szepnęła i obserwowała jak gwiazdy zamieniają się w charakterystyczne smugi…


1 2 3 (4)

OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować
Wszystkie oceny
Średnia: 8,09
Liczba: 11

Użytkownik Ocena Data
Drauger 10 2011-01-17 17:58:02
X-tla 10 2007-05-25 23:37:55
cool_whale 10 2006-05-14 01:50:19
Lord Darth Reven 10 2006-05-06 10:14:45
April 9 2005-06-30 19:50:08
Jagd Fell 8 2005-06-29 13:00:13
Andaral 8 2005-06-29 04:47:35
Kasis 7 2005-09-08 15:57:47
Jaya 7 2005-07-10 21:33:49
Admirał Raiana Sivron 7 2005-06-29 11:10:59
Irbis 3 2005-07-17 00:36:09


TAGI: Fanfik / opowiadanie (255)

KOMENTARZE (6)

  • Adela2006-03-10 18:44:22

    Takie se 8/10

  • Lady Aragorn2005-07-21 18:57:37

    Całkiem fajne dobry materiał na ksiażkę, pozostawia lekki niedosyt co u mnie jest plusem, jednak trochę więcej by się przydało opisów miejsc itd. więc daję 8/10

  • Jaya2005-07-10 21:32:10

    cóż, opowiadanie ma kilka interesujących dziur. Pierwsza, to sugestiaże ktoś może mieć zdolności do posługiwania się Ciemną czy Jasną Stroną Mocy. Na dłuższą metę na upartego to stwierdzenie się broni, bo Lucana przeszła szkolenie w Ciemnej Stronie, ale przecież tak naprawdę to decyzje Force-userów determinują stronę, po której się opowiadają.
    Druga sprawa: słabe umiejscowienie w czasie. Niby wiemy, że akcja toczy się po trylogii "Uczeń Jedi" Andersona (wspomniany Gantoris i Kyp Durron), ale jak daleko po? Akurat ten wycinek jest najlepiej opisany i nie ma tam zbyt wiele miejsca na fantazję. A zbyt daleko też nie możemy się posunąć, bo Lei i Hanowi "dobranoc" mówi dwoje dzieci, nie troje. To i tak jest dziwne, ale do pewnego momentu można powiedzieć, że mały Anakin już śpi.
    Trzecia dziura, tym razem nie merytoryczna. Lucana bardzo szybko doszła do wniosku, że znalazła tego jedynego i że go kocha. Cóż, zazwyczaj to tak nie działa. Nie można kogoś pokochać od samego patrzenia na niego. Fakt, romans jak z Brazylii.
    Dobra, dziury wytknęłam. To teraz pozytywy. dobrze i łatwo się czyta, główna postać skonstruowana poprawnie, akcja w porządku. Dużym plusem jest stworzenie całkowitego otoczenia, nowych wrogów Republiki. Choć chyba lepiej by było znaleźć do tego celu mniej wyeksploatowany wycinek czasu. Moim zdaniem zasługuje na 7/10 i tyle daję.

  • April2005-06-30 19:51:27

    Opowiadanie bardzo fajne i nawet nie takie długie jak przeglądałam poprzednie opowiadania to było nawet 10 stron. Bardzo przyjemnie sie czyta i wogóle spox

  • waldiego2005-06-29 11:51:41

    Oh, ojej ale romans jak z Brazylii.

  • Admirał Raiana Sivron2005-06-29 11:10:45

    Bardzo fajne opowiadanko. Przyjemnie się czyta i co najważniejsze nie przytłacza swoją trwścią. Końcówka mi się podobała najbardziej ;)

ABY DODAWAĆ KOMENTARZE MUSISZ SIĘ ZALOGOWAĆ:

  REJESTRACJA RESET HASŁA
Loading..