I co ja najlepszego zrobiłem? Jak mogłem podjąć się szkolenia takiej osoby? Zastanawiał się Luke Skywalker podczas codziennej medytacji. Mimo wszystko nadal miał wątpliwości co do swego postanowienia. Stał na dachu świątyni Massassów, skąd rozciągał się wspaniały widok na okolicę.
Cały księżyc pokryty był tego typu budynkami, ale Luke jeszcze nie wiedział ile dokładnie ich jest. Przecież to jest jakiś absurd. Nagle pojawia się jakaś nieznana mi dziewczyna, nie wiadomo skąd i okazuje się, że ma ogromne zdolności do posługiwania się Mocą. I to ciemną jej odmianą. Mistrz Jedi nie chciał w to uwierzyć. Prawda była przerażająca. Musi jednak ją zaakceptować i kontynuować to, co już zaczął dla jego własnego dobra i dla dobra ogółu. Musi włączyć tajemniczego gościa w krąg swoich uczniów. Nie ma już odwrotu. Trzeba odważnie kroczyć naprzód. Chociaż jak kogoś z taką przeszłością można między nich wprowadzić? Bał się sprzeczek, które mogłyby wyniknąć, ale nie tylko. Przypomniał mu się Gantoris, jeden z jego najzdolniejszych uczniów, który skończył tragicznie. Albo historia Kypa Durrona… Te wydarzenia należały już do przeszłości, ale w jego obowiązku było pilnować, aby się nie powtórzyły. Dlatego musi zająć się tą dziewczyną. Bo jak nie on, to kto inny? Ryzyko łączyło się z byciem Mistrzem Jedi i należało je podejmować… Skywalker wrócił do rzeczywistości i spojrzał na uczniów trenujących na polanie. Byli to Okulix i Mas’thearl, dwaj najzdolniejsi. Wtem, jego uwagę przyciągnęła postać, która pojawiła się niespodzianie. A była to…Lucana. Luke wytężył zmysły używając Mocy, żeby usłyszeć, o czym rozmawiają.
- Mogę z wami powalczyć? – dało się słyszeć prowokujący głos dziewczyny.
- Żartujesz? Chcesz żebym cię przygniótł od razu do ziemi? – zaśmiał się wyższy z uczniów, Mas’thearl. Niestety wyzbycie się pychy stanowiło jeden z problemów, nad którym należało jeszcze popracować.
- Nie bądź tego taki pewien. – ostrzegła go - Poproszę o miecz. – zwróciła się do drugiego. Ten wahał się przez chwilę, ale w końcu podał broń. I za chwilę dwie niebieskie klingi rozjarzyły się pełnym blaskiem. Mistrz Jedi rzadko miał okazję oglądać taki pokaz walki. Ostrza to krzyżowały się, to oddalały. Przeciwnicy przybliżali się, odskakiwali, robili uniki. Ale trzeba przyznać, że Lucana była zwinniejsza i sprytniejsza. I mimo, że jej rywal był silniejszy, ciągle zdobywała nad nim przewagę. Jeszcze jedno cięcie poziome, pchnięcie w bok i triumfalny okrzyk dziewczyny.
- Koniec walki. – szybko zakomunikował Okulix. Znał bowiem na tyle swego towarzysza, iż wiedział, że ten gotów jest wznowić pojedynek.
- A może ty też chcesz spróbować? – spytała go zwyciężczyni.
- Wolę nie. – odparł trwożliwie, wziął od niej miecz i ruszył w kierunku świątyni – Mas’thearl, chodź już. Czas na obiad. - dziewczyna została na polanie sama.
I w tym momencie Luke powziął postanowienie. Zrobi wszystko, naprawdę wszystko, żeby wyszkolić ją na Rycerza. W końcu dość sporą część pracy ma już za sobą. Lucana umiała walczyć, i to świetnie.
Lukrezio siedział w swoim ulubionym fotelu, w swoim ulubionym gabinecie, pogrążony w czarnych myślach. Nie zauważył, jak w uchylonych drzwiach pojawiła się nagle głowa Rufusa.
- Mam nowe wieści, szefie. – Twi’lek powitał Rodianina z kwaśnym uśmiechem.
- Świetnie! – ucieszył się przemytnik – Ale mam nadzieję, że tym razem będą dobre.
- Obawiam się, że znowu muszę cię zmartwić, i to podwójnie.
- Co tym razem?! Tylko mi nie mów, że nadal nie złapaliście tej rozzuchwalonej dziewczyny! – wściekł się Lukrezio. Jego pałające gniewem oczy stały się jeszcze większe niż zazwyczaj.
- Eeee - wahał się „przylepiec” – Taaak. Nie możemy jej dopaść. Jakby zapadła się pod ziemię.
- Uch, ahh!! – trząsł się szef – I co masz zamiar z tym zrobić?
- Proponuję na razie przerwać poszukiwania. Nie chcę cię bardziej denerwować, ale pojawił się kolejny problem.
- Co znowu? Dobra, wal. Chyba już nie może być gorzej.
- Pamiętasz, szefie, tych Gamorrean, z którymi ostatnio robiliśmy interesy? – spytał Rufus.
- Masz na myśli tych, którzy kupili od nas T61, to nowoczesne działo turbolaserowe?
- Dokładnie tych, szefie. – potwierdził skinieniem głowy zielony Twi’lek.
- I co z nimi? Mów wreszcie. – niecierpliwił się Rodianin.
- Stwierdzili, że ich oszukałeś, szefie. W dostawie było 10 sztuk broni, a nie 100, jak im obiecałeś.
- Ja nic im nie obiecywałem! – oburzył się Lukrezio – Powiedziałem, że dostarczę działa w miarę moich możliwości. I dotrzymałem umowy. To dlaczego te zapchlone zwierzaki się ciskają?! Co sprawiło, że ja, wielki Szef Organizacji Przemytniczej, upadłem tak nisko zadając się z tymi bezmózgimi istotami?? – było to oczywiście pytanie retoryczne.
- Oni są przeciwnego zdania i nie chcą go zmienić. Uważają, że to ty nie dotrzymałeś umowy. – kontynuował Rufus - Szykują już kontrofensywę, żeby, jak to było…, aha, „żeby wypróbować swój nowy nabytek na niedotrzymującym obietnic robalu ze wytrzeszczonymi gałami”, koniec cytatu.
- Niech ich wszystkich Hutt kopnie!! Nikt nie będzie mnie obrażał, a już w szczególności oni!! – wymamrotał przez zaciśnięte zęby Lukrezio – A więc to tak! Jak chcą wojny, to będą ją mieli. – widać było, że jest zdeterminowany – Rufus! – huknął na pomocnika, jakby ten znajdował się kilometr dalej.
- Tak, szefie?
- Zbierz wszystkie nasze okręty. Niech czekają na mnie przy naszej tajnej bazie, wiesz gdzie. I to migiem!
- Tak jest, szefie. – padła krótka odpowiedź. – Aha, a co zrobimy z tą, jak jej tam, Lucaną? – zdążył jeszcze spytać.
- Nie widzisz, że teraz mamy na głowie do wygrania wojnę? Ruszaj się i nie mędrkuj tyle! – zganił go Rodianin.
- Już się ruszam, szefie. – dodał na odchodnym Rufus i zniknął za drzwiami. Lukrezio został w gabinecie sam.
- To teraz się zabawimy. – zatarł z niekłamaną radością dłonie.
- Bardzo dobrze. – takie słowa z ust Mistrza Jedi Luka Skywalkera padały rzadko. Chwalenie uczniów nie należało do dobrego tonu. Sam Mistrz Yoda w czasie trenowania Luka pochwalił go może ze dwa razy. Nie powinno się tego robić zbyt często, bo wtedy uczeń zaczyna myśleć, że wszystko, co robi, robi dobrze i przestaje się starać. W jego umyśle pojawia się maleńka myśl, że już w wystarczającym stopniu nauczył się posługiwać Mocą, co jest nieprawdą. Droga do całkowitego poznania Mocy i zespolenia się z nią jest bardzo długa, naznaczona wieloma przeszkodami, właściwie nie do osiągnięcia przez jakąkolwiek żywą istotę. Dlatego też Mistrz Skywalker starał się nie chwalić zbyt często swoich podopiecznych, mimo że często tego chciał. Jeżeli już to robił, to zasługiwali na to w pełni. Luke skierował do Lucany miłe słowa, bo perfekcyjnie wykonała ćwiczenie ze staniem na głowie i podnoszeniem przedmiotów, z którym w młodości miał problemy.
Już czas, pomyślał. I zaraz też powiedział to głośno. – Już czas, abyś skonstruowała swój pierwszy miecz świetlny. – rzekł z powagą do uczennicy. Budowa własnego miecza była bardzo ważnym etapem w rozwoju każdego przyszłego Rycerza.
- Super! W końcu coś konkretnego. – nie kryła swej radości - Dziękuję, że uważasz mnie za godną posiadania własnego miecza. – dodała z należytym szacunkiem. Po dłuższym pobycie w Akademii Luka, przekonała się, jaką mądrość i wiedzę posiada Mistrz Jedi oraz jakimi wielkimi umiejętnościami dysponuje.
- W takim razie od razu weźmiesz się do dzieła. – stwierdził.
- Tak, Mistrzu. Tylko ja chciałabym, aby mój miecz był trochę inny niż wszystkie. Ma on przypominać wyglądem…
- O tym to już ty sama zadecydujesz. – przerwał jej Luke – Nie ma czasu do stracenia. Chodźmy. – poprowadził ją przez labirynt korytarzy do tajnej pracowni.
Podwójne ostrze fioletowego miecza świetlnego przecięło powietrze.
- To nie fair! Ona ma lepszy miecz! – wykrzyknął młody człowiek o śniadej cerze.
- Skup się na walce, a nie gadaniu. – upomniał go surowo Luke. Alakim-Khali był najwyższy ze wszystkich uczniów. Wielu z nich zazdrościło mu takiego wzrostu, mimo że Mistrz pouczał ich, że to nie budowa ciała pozwala wygrywać walki, ale technika i spryt. Mały zwinny Jedi może bez problemu pokonać o wiele większego od siebie przeciwnika. Przypominał im wtedy maleńkiego Mistrza Yodę. Dlatego Lucana nie przejmowała się, że przeciwnik przewyższa ją wzrostem. Miała nad nim przewagę w zwinności i szybkości, ale także jej specyficznej budowy broń wiele pomagała. Oczywiście mieczem o podwójnym ostrzu trzeba się umieć posługiwać, bo łatwo jest nim wyrządzić sobie krzywdę. Ale Lucana umiała walczyć nim doskonale. Nauczono ją władać podwójnym ostrzem. Walka wręcz była jej specjalnością, co nie znaczy, że nie umiała także użyć blastera w razie potrzeby.
Teraz, wykorzystując wszystkie atuty szybko pokonała po kolei swoich przeciwników i na polu walki nie pozostał już nikt. Nikt, oprócz Mistrza Skywalkera, który cały czas przyglądał jej się ciekawie. Ale na razie postanowiła nie wyzywać go na pojedynek. Nie była pewna czy zdołałaby go pokonać. Chociaż często mówi się, że „uczeń przewyższa mistrza”, ale na razie wolała tego nie sprawdzać.
- Jestem z ciebie bardzo dumny. – odezwał się w końcu – W tak krótkim czasie nauczyłaś się tyle, ile wielu nie może pojąć w kilkuletnim cyklu treningu. Myślę, że w obecnej sytuacji mogę cię zabrać ze sobą na tajną misję.
- Naprawdę tak uważasz Mistrzu?! – Lucana była mile zaskoczona – To wspaniale! – Zaraz pójdę się przygotować! – i ruszyła biegiem, żeby jak najszybciej dotrzeć do swojej komnaty.
- Poczekaj na mnie w swoim pokoju. – zawołał za nią Luke i zobaczył jak znika we wrotach świątyni - Pewnie dziwicie się, dlaczego zdecydowałem się wziąć właśnie ją. – odezwał się do zgromadzonych wokół siebie uczniów.
- No właśnie! Dlaczego? – dało się słyszeć głosy kilku z nich. Ale najgłośniejszy był Mas’thearl, który prawie krzyczał.
- Kontroluj swoje emocje. – zwrócił się do niego ostro Mistrz. Ostatnio miał z nim coraz więcej kłopotów. Bał się, czy aby ten nie przechodzi na ciemną stronę. Ale jak na razie nie czuł złej aury towarzyszącej uczniowi - Otóż, jak usiłowałem wam powiedzieć, Lucana jest wśród nas, co prawda, dopiero od niedawna, ale ma duże zdolności w posługiwaniu się Mocą. Umie już nawet pogrążyć się w trans leczniczy, co opanował na razie jedynie Okulix. Dysponuje także paroma innymi umiejętnościami, niezwiązanymi w prawdzie z Mocą, ale również bardzo przydatnymi. Jakieś pytania? – zapytał Mistrz Skywalker, chociaż nie spodziewał się żadnego. Uczniowie jeszcze nigdy mu się nie sprzeciwili i uważali jego decyzje za niepodważalne.
- Ja nadal nie rozumiem, dlaczego ona, a nie na przykład ja. – odezwał się z pretensją w głosie Mas’thearl - W czym ja jestem gorszy? A ona jest nowa, niedoświadczona i skąd wiadomo, że można jej ufać. To dziewczyna znikąd! – wyrzucił z siebie i po chwili zastanowienia dodał - No właśnie, dlaczego my nic o niej nie wiemy? Bo…
- Wystarczy. – uciął mu Luke – Chyba mnie w ogóle nie słuchałeś. Nie ma sensu dyskutować na ten temat w tej chwili. Okulix, zaj…
- Ale opowiesz nam o niej po powrocie, Mistrzu. – nie dawał za wygraną uczeń.
- Prosimy…- dał się słyszeć chór głosów.
- No, już dobrze. Ale ja nie mam prawa rozpowiadać o jej prywatnych sprawach naokoło. Jak wrócimy, to sami ją poprosicie. A teraz możecie się rozejść. – i patrzył, jak dwuosobowe grupki jego podopiecznych udają się do swoich zajęć – Okulix! – zawołał na Kalamarianina. Ten, słysząc swoje imię natychmiast posłusznie się zatrzymał.
- Tak, Mistrzu Luke?
- Zajmiesz się Akademią pod moją nieobecność. Dopilnuj, aby wszystkie treningi odbywały się zgodnie z planem. Aha, a jakby ktoś mnie szukał, masz natychmiast mnie zawiadomić. Jasne?
- Dobrze. Nie zawiodę cię Mistrzu.
- Cieszę się. Niech Moc będzie z tobą.
- I z tobą również Mistrzu. – powiedział Okulix, po czym obaj udali się w kierunku budynku.
Lucana właśnie kończyła się pakować, gdy drzwi jej pokoju otworzyły się i do wnętrza wszedł Luke. Trudno to pomieszczenie nazwać pokojem mieszkalnym. Było identyczne jak pozostałe maleńkie izdebki usytuowane wzdłuż mrocznego korytarza. W takim pokoiku mieściło się jedynie krzesło, łóżko oraz maleńka szafka w rogu. Dlatego każdy uczeń wniósł do pokoju coś swojego, co sprawiało, że stawał się unikalny.
Lucana wyczuła, że Luke się zbliża, dlatego też od razu, gdy wszedł, zakomunikowała z radosną miną:
- Jestem już gotowa. Możemy ruszać.
Mistrz Jedi odwzajemnił uśmiech i zaraz dodał
- Chciałbym poważnie z tobą porozmawiać.
- W tej chwili? - zdziwiła się uczennica.
- Tak, teraz. Pamiętasz, co ci mówiłem, gdy po raz pierwszy pojawiłaś się w Akademii?
- Zachować spokój, być cierpliwym i panować nad gniewem, coś w tym stylu.
- Doskonale. Proszę cię, za wszelką cenę przestrzegaj tych zasad. Czuję, że może stać się coś niedobrego jeśli odstąpisz od tych reguł. Czuję zachwianie równowagi Mocy... czuję Ciemną Stronę.
- To brzmi groźnie. - przyznała mu coraz bardziej zakłopotana Lucana - Obiecuję ci Mistrzu, że będę podążać ścieżką światła, niezależnie od okoliczności. – zadeklarowała.
- Cieszę się i dziękuję. Kamień spadł mi z serca. - powiedział Luke, choć teraz zwiększył jeszcze swoją czujność - W takim razie wszystko jasne. Widzimy się za 5 minut na lądowisku. - i wyszedł.
Lucanę zastanowiły słowa Mistrza Skywalkera. Ciemna Strona? Gdzie? I przypomniała sobie o swojej planowanej zemście. Bo mimo szkolenia, treningu, nauki, dawne uprzedzenia pozostały. I mimo, że Luke wielokrotnie jej powtarzał, że ma odrzucić to, co było i skupić się na chwili obecnej, ona czasem wracała myślami do wspomnień leżąc na łóżku w czasie bezsennych nocy. Ale żądza zemsty nie powinna przepełniać serca Jedi. W końcu tak bardzo pragnęła zostać Rycerzem…chciała pomagać ludziom i nieść dobro, a nie zabijać i niszczyć.
„Nie ma emocji,
Jest spokój.”
Zacytowała pierwsze wersy Kodeksu i udała się za Mistrzem.
Na mostku „Skarabeusza” panował względny spokój. Admirał Aretas Tandine stał naprzeciw wielkiego iluminatora i wpatrywał się w niebo za oknem. Starał się przypomnieć sobie kształty znanych gwiazdozbiorów. Astronomią fascynował się już od dziecka. Zawsze marzył o zostaniu pilotem, bo mógłby wtedy przyglądać się ulubionym gwiazdom z bliska. Pamięta doskonale tamtą sierpniową noc, gdy razem z bratem stali na wzgórzu za domem i wpatrywali się w rozgwieżdżone niebo. Wtedy widział go po raz ostatni. A było to prawie 20 lat temu. Następnego dnia rodzice zawieźli go do portu kosmicznego i odleciał wraz z innymi młodymi rekrutami. Dowódcy od razu poznali się na tego talencie. Był uzdolnionym młodym pilotem. Latał nawet przez pewien czas w Eskadrze Łotrów generała Antilles'a. To dzięki wstawiennictwu Lidera znalazł się tutaj, na „Skarabeuszu”, okręcie flagowym Nowej Republiki. Początkowo był jedynie skromnym oficerem o niskiej randze. Po krótkim okresie służby zaprzyjaźnił się z dowodzącym statkiem, generałem Alexisem, który traktował początkującego oficera jak syna. Nauczył go wszystkiego, co umiał i gdy przechodził na emeryturę, mianował Aretasa swoim następcą. Nikogo to nie dziwiło, bo ten słynął ze swych umiejętności stratega i pilota. Szybko przyzwyczaił się do nowej roli. Oficerowie szeptali między sobą, że przewyższył nawet samego generała Alexisa.
Teraz właśnie Tandine po raz kolejny analizował w myślach przebieg ataku na tajną bazę Imperium. Tydzień temu wywiad Nowej Republiki odkrył fabrykę nowej niebezpiecznej broni, o której do tej pory wiedziało zaledwie kilka osób. Sama załoga ma zostać powiadomiona o szczegółach tuż przed atakiem.
Dowództwo wybrało jednogłośnie właśnie jego, żeby poprowadził operację mającą na celu przejęcia fabryki i zatrzymanie tajnej produkcji. Poprosili również Mistrza Jedi, Luka Skywalkera, o wzięcie udziału w tej delikatnej misji. Wiadomo bowiem, że gdzie jest Imperium, tam jest także Darth Olearius. Aretas bardzo się ucieszył z takiego towarzystwa, bo już nieraz współpracował z Lukiem i mężczyźni zaprzyjaźnili się. Mistrz Jedi, zgodnie z zapowiedzią, miał pojawić się za jakąś godzinę, więc admirał miał jeszcze trochę czasu dla siebie.
- Mistrz Luke Skywalker prosi o zezwolenie na lądowanie. - oznajmił beznamiętnym tonem porucznik Kartsson.
- Zezwalam. - Tandine powrócił do rzeczywistości - Niech wleci na lądowisko nr 7.
- Tak jest, admirale. - potwierdził oficer. Po około 5 minutach zjawił się oczekiwany gość. Poruszał się bezszelestnie, tak, że Aretas zauważył go, gdy ten był tuż przy nim.
- Cieszę się, że cię widzę. - uśmiechnął się dowodzący i uścisnął dłoń Luka - Twoja obecność dodaje mi sił. W końcu, gdy na pokładzie ma się Wielkiego Mistrza Jedi, nic nie może się nie udać.
- Nie byłbym tego taki pewien. Nigdy nie wiadomo, co się wydarzy. - Luke odwzajemnił uśmiech - Pozwól się uściskać na powitanie. Tak dawno się nie widzieliśmy.
- Tylko nie pognieć mi munduru. - zażartował oficer - To ty ciągle gdzieś uciekasz. - westchnął - Chociaż w świetle wydarzeń ostatniego miesiąca w ogóle nie mam czasu na życie osobiste. Ci z dowództwa nie dają mi spokoju. – zamyślił się - Ale zostawmy ten temat. Może przedstawisz mi swoją uroczą towarzyszkę. - wskazał na stojącą parę metrów za nimi dziewczynę.
- To jest moja nowa uczennica, Lucana. - Luke gestem zaprosił podopieczną do rozmowy.
- Miło mi. - powiedziała zawstydzona.
- Jak już ci wcześniej opowiadałem to jest admirał Aretas Tandine, głównodowodzący „Skarabeusza”.
Lucana stała jak zahipnotyzowana wpatrując się w oficera. Jej serce momentalnie zaczęło walić jak młotem. Widziała go już kilka razy w Międzyplanetarnej Telewizji, ale nigdy nie wyobrażała sobie, że mogłaby się z nim spotkać twarzą w twarz. Podziwiała go: wielki człowiek broniący wielkiej sprawy. Dla niego utrzymanie pokoju w Nowej Republice było rzeczą najważniejszą, honorową. Ale nie tylko jego stosunek do wykonywanych obowiązków przysporzył mu poparcie większości obywateli. Jego uroda sprawiała, że miał miliony wielbicielek. Wysoki, mocno zbudowany i wysportowany, o śniadej cerze i orzechowych oczach, z ciemnobrązowymi włosami związanymi w kucyk budził pożądanie. A teraz oto stał przed nią, jako człowiek, z którym miała wykonać tajną misję. Nie wiedziała, co powiedzieć. Na szczęście nie musiała mówić nic, bo wyręczył ją pierwszy oficer.
- Wszystko gotowe do skoku w nadświetlną, admirale.
- Doskonale. Wykonać! - rozkazał Tandine.
- Wedle rozkazu, sir.
I zaraz zobaczyli, jak gwiazdy zamieniają się w smugi.
OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 8,09 Liczba: 11 |
|
Adela2006-03-10 18:44:22
Takie se 8/10
Lady Aragorn2005-07-21 18:57:37
Całkiem fajne dobry materiał na ksiażkę, pozostawia lekki niedosyt co u mnie jest plusem, jednak trochę więcej by się przydało opisów miejsc itd. więc daję 8/10
Jaya2005-07-10 21:32:10
cóż, opowiadanie ma kilka interesujących dziur. Pierwsza, to sugestiaże ktoś może mieć zdolności do posługiwania się Ciemną czy Jasną Stroną Mocy. Na dłuższą metę na upartego to stwierdzenie się broni, bo Lucana przeszła szkolenie w Ciemnej Stronie, ale przecież tak naprawdę to decyzje Force-userów determinują stronę, po której się opowiadają.
Druga sprawa: słabe umiejscowienie w czasie. Niby wiemy, że akcja toczy się po trylogii "Uczeń Jedi" Andersona (wspomniany Gantoris i Kyp Durron), ale jak daleko po? Akurat ten wycinek jest najlepiej opisany i nie ma tam zbyt wiele miejsca na fantazję. A zbyt daleko też nie możemy się posunąć, bo Lei i Hanowi "dobranoc" mówi dwoje dzieci, nie troje. To i tak jest dziwne, ale do pewnego momentu można powiedzieć, że mały Anakin już śpi.
Trzecia dziura, tym razem nie merytoryczna. Lucana bardzo szybko doszła do wniosku, że znalazła tego jedynego i że go kocha. Cóż, zazwyczaj to tak nie działa. Nie można kogoś pokochać od samego patrzenia na niego. Fakt, romans jak z Brazylii.
Dobra, dziury wytknęłam. To teraz pozytywy. dobrze i łatwo się czyta, główna postać skonstruowana poprawnie, akcja w porządku. Dużym plusem jest stworzenie całkowitego otoczenia, nowych wrogów Republiki. Choć chyba lepiej by było znaleźć do tego celu mniej wyeksploatowany wycinek czasu. Moim zdaniem zasługuje na 7/10 i tyle daję.
April2005-06-30 19:51:27
Opowiadanie bardzo fajne i nawet nie takie długie jak przeglądałam poprzednie opowiadania to było nawet 10 stron. Bardzo przyjemnie sie czyta i wogóle spox
waldiego2005-06-29 11:51:41
Oh, ojej ale romans jak z Brazylii.
Admirał Raiana Sivron2005-06-29 11:10:45
Bardzo fajne opowiadanko. Przyjemnie się czyta i co najważniejsze nie przytłacza swoją trwścią. Końcówka mi się podobała najbardziej ;)