Na dachu świątyni Massasów można było dostrzec dwie postacie stojące blisko siebie. Słońce właśnie chowało się za horyzontem. Mistrz Jedi patrzył jak żarząca się ogromna kula powoli znika. Rozważał w myślach to, co przed chwilą usłyszał z ust swojej siostry, Senator Leii Organy Solo.
- Czy jesteś pewna tego, co przed chwilą powiedziałaś? - zapytał po długiej chwili mężczyzna.
- Przecież już ci mówiłam, że nie do końca. Nie mam tak dobrze rozwiniętych zmysłów jak ty. Ale mimo to myślę, że powinieneś to sprawdzić. Jeśli się jednak nie mylę, to będziemy mieć poważne kłopoty. - odpowiedziała mu cierpliwie kobieta.
- Rozumiem doskonale, co masz na myśli. Ona może zakłócić równowagę Mocy... Dobrze, zajmę się tym. - głos Luka stał się nagle jakby odległy o tysiące kilometrów - Odnajdę ją i sprawdzę z czym mamy do czynienia. Wyruszam natychmiast. - postanowił - I obyś jednak nie miała racji. - dodał.
- W razie czego wiesz, gdzie mnie szukać. – zawołała Leia i ruszyła w ślad za bratem.
…Odgłos zbliżających się kroków wyrwał ją z zamyślenia. Powiodła niewidzącym wzrokiem po sali. Panował tam półmrok. Nic specjalnego się nie działo. Już chciała ponownie zatopić się w myślach, gdy jej wzrok przykuł dziwnie ubrany mężczyzna. Miał na sobie jasną tunikę i brązowy płaszcz z kapturem. Był wysoki i szczupły, o lśniących blond włosach. Podszedł do barmana i powiedział coś półgłosem. Lucana, mimo wyczulonego słuchu, nie mogła usłyszeć, o co chodzi. Musiało to być coś zaskakującego, bo na twarzy sprzedawcy malowało się zdziwienie i przerażenie zarazem. Rozejrzał się na boki i pochyliwszy się bliżej do nieznajomego, szepnął mu coś do ucha. Zaraz też wrócił do przerwanego zajęcia. Zaczął wycierać kolejną szklankę, ale tak trzęsły mu się ręce ze zdenerwowania, że szkło rozbiło się na podłodze. Zrozpaczony barman rzucił się na ratunek, ale nie miał za bardzo co zbierać. Szklanka rozbiła się w drobny mak. Była to dość komiczna scena, więc Lucana się zaśmiała. To usłyszawszy, tajemniczy mężczyzna skierował wzrok w jej stronę. Dziewczyna natychmiast odwróciła głowę, ale było już za późno. Teraz dziwny osobnik ruszył w jej kierunku.
Ale wpadłam! Ciekawe, czego ten facet chce, zastanawiała się. Ale nie dane jej było się o tym przekonać, bo nagle drzwi otworzyły się z hukiem i do pomieszczenia wpadło sześciu zamaskowanych typów z blasterami.
- Gdzie ona jest?! – krzyknął jeden z nich.
- Tam!!! – najwyższy wskazał ręką wprost na Lucanę. I jak na komendę wszyscy jednocześnie otworzyli ogień. Dziewczyna natychmiast dała nurka pod stolik.
- Stop!! Przestańcie!! Wystrzelacie mi klientów!! – rozpaczliwy krzyk barmana zginął wśród zamieszania, które wywołały strzały.
- A niech to!! Grrr…zawsze o odpowiedniej porze w odpowiednim miejscu. Lukrezio jest bezbłędny. – wściekła Lucana musiała przyznać, że jej były szef ma świetnych informatorów. W całym tym zamieszaniu nie zauważyła, że nieznajomy wymknął się niepostrzeżenie.
I co ja mam teraz z nimi zrobić? Myśl, Lucana, myśl! Zastanawiała się gorączkowo, bo sytuacja nie wyglądała wesoło. Ku jej ogromnemu zdziwieniu i radości do walki włączył się ktoś jeszcze. Był to ten sam człowiek, który jej się wcześniej przyglądał. Stał teraz w drzwiach, a w rękach trzymał coś, czego Lucana nie mogła w pierwszej chwili rozpoznać. Ten błysk coś jej przypomina… Ależ oczywiście! To musi być ten legendarny miecz świetlny, o którym tyle się nasłuchała podczas szkoleń. Broń praktycznie nie do odparcia w rękach mistrza. A więc… czyżby to był Jedi?
- Może spróbujecie ze mną?! – rozległ się prowokujący głos mężczyzny. Zaskoczeni zamachowcy przerwali ogień i zwrócili się w jego stronę.
To moja szansa! Lucana zaczęła się czołgać między stolikami. Kiedy była już blisko wyjścia, rzuciła się biegiem na oślep. Za sobą usłyszała jak cztery strzały odbijają się od błękitnego miecza.
- Biegnij! – jej wybawiciel wskazał ręką wąską uliczkę odchodzą w lewo – Zaraz do ciebie dołączę.
Lucana nie myślała już o niczym, tylko gnała w wyznaczonym kierunku. Pokonała jakieś 100 metrów, kiedy obok niej pojawił się Jedi. Biegli teraz razem w kierunku portu kosmicznego. Mężczyzna wyprzedził ją i ruszył przodem w kierunku swojego statku. Opuścił trap i posłał dziewczynie ponaglające spojrzenie. Za chwilę siedzieli już w kokpicie i szykowali się do startu.
- Gdzie lecimy? – spytała przestraszona i nieco zdyszana Lucana.
- Zaraz się dowiesz. Trzymaj się. – ostrzegł ją Jedi, bo właśnie poderwał maszynę do lotu i wystukiwał na pulpicie współrzędne skoku w nadprzestrzeń.
Zrezygnowani zamachowcy mogli jedynie patrzeć, jak ich ofiara ginie wśród gwiazd.
- Ale szef się wścieknie. – pomyślał z przestrachem dowódca. Zaraz dodał głośno – Zbieramy się chłopaki. Nic tu po nas. Obiecuję, że dorwiemy ją następnym razem.
Gdy byli już daleko od miejsca incydentu, tajemniczy mężczyzna rozpoczął rozmowę.
- Uhm, wypadałoby się przedstawić. Jestem Mistrz Jedi Luke Skywalker. A ty jesteś Lucana. Nie mylę się, prawda? – zwrócił się do siedzącej obok dziewczyny. W tonie jego głosu można było wyczuć powagę, zainteresowanie, a także sympatię. Lucana jeszcze nie mogła dojść do siebie. O mało co nie straciła przed chwilą życia, i to z rozkazu swojego byłego szefa. I do tego jakiś laluś ze świecącą pochodnią wyciągnął ją spod odstrzału. Nigdy, w swojej dotychczasowej karierze, nie została tak upokorzona. Do jej umysłu zaczęły napływać setki pytań.
- Skąd znasz moje imię? I dlaczego mi pomogłeś? – odpowiedź na to drugie pytanie wydawała jej się teraz najważniejsza.
- Spokojnie. Weź głęboki oddech i uspokój się. – Jedi czuł bijące od dziewczyny zdenerwowanie.
- I co się stanie z moim statkiem?! Muszę po niego wrócić! – Lucana jakby go nie słyszała.
- Nic mu nie będzie. Odpręż się. – nie ustępował Luke. I dodał - Cieszę się, że w końcu cię znalazłem. Wprawdzie nasze spotkanie nie miało tak wyglądać, ale - zawahał się – najważniejsze, że jesteś cała i zdrowa. – uśmiechnął się – Widzę, – kontynuował – że ciągle jesteś w szoku. Ale radzę ci, rozluźnij się i weź kilka głębokich wdechów, bo czeka nas jeszcze dość długa podróż.
- A gdzie lecimy? - spytała Lucana powoli wracając do rzeczywistości.
- Na planetę Ithor. - odpowiedział krótko Mistrz Jedi. Nie uważał, że mówienie jej w tej chwili o spotkaniu z Leią to dobry pomysł.
- Aha. – mruknęła tylko, bo nie miała pojęcia co to za miejsce.
Stała na mostku imperialnego niszczyciela... wiele osób... wielu oficerów... wielu gwardzistów... wszyscy skupieni na swoich zadaniach... jakaś złowroga postać w czarnej pelerynie... i druga, tylko że znacznie niższa… paniczny krzyk... świst miecza świetlnego... odgłos upadku... krew... ciemność... nieprzenikniona ciemność... i światło.
Lucana otworzyła oczy i poraziła ją jasność gwiazd za iluminatorem. Gdzie ja jestem?
- Dobrze, że się wybudziłaś. - odezwał się Luke wstając z fotela pilota - Już zaczynałem się martwić. Strasznie krzyczałaś i machałaś rękami. Nie wiedziałem, co się dzieje. Wszystko w porządku? - spytał zatroskanym głosem.
- Chybaaa tak. – odparła niepewnie dziewczyna. Powoli podniosła się z podłogi i chwiejnym krokiem podeszła do pulpitu sterowniczego. Popatrzyła przed siebie - Miałam dziwną wizję. Stałam na mostku i...
- Zachowaj to dla siebie, proszę. Nie powinnaś mi mówić, co zobaczyłaś. – przerwał jej Jedi – A teraz chcę ci jeszcze coś powiedzieć zanim wylądujemy.
- W porządku, jak chcesz. Wal, mistrzuniu.
Luke uśmiechnął się z politowaniem - Spotkamy się z moją siostrą, Leią.
- Eee - skrzywiła się Lucana - Pewnie już zdążyłeś się dowiedzieć, że nasza znajomość nie rozpoczęła się zbyt przyjaźnie.
- Doskonale zdaję sobie z tego sprawę. Dlatego proszę cię, kontroluj swoje emocje. I najlepiej będzie, jak nie włączysz się w ogóle do rozmowy. Ja wszystko załatwię.
- Czyli mam stać z boku i się jedynie przyglądać?
- Dokładnie tak. Mogę na ciebie liczyć? – zapytał z nadzieją w głosie Luke.
- Niech będzie. Nic nie powiem, ale tylko dlatego, że jestem teraz zdana na twoją łaskę. - odparła wzdychając - Aha, czyli lecimy na Coruscant?
- Nie. Już wcześniej ci mówiłem, że zmierzamy na Ithor. Moja siostra obecnie przebywa tam na wakacjach wraz z mężem.
- Aaaa, słyszałam coś niecoś o tej planecie. To tu mieszkańcy żyją na statkach-miastach, żeby utrzymywać naturalną roślinność w pierwotnym stanie? - przypomniała sobie Lucana.
- Zgadza się. - odrzekł Jedi - Wspaniały przykład współistnienia natury i cywilizacji. Widzę, że znasz się trochę na naszej galaktyce.
- Jeszcze cię zadziwię wiele razy, zobaczysz. Obiecuję ci to. O ile jeszcze się spotkamy - powiedziała dumna z siebie dziewczyna.
- Na pewno. - uśmiechnął się Mistrz Jedi - A teraz pozwolisz, że wylądujemy.
Pokryta bujną tropikalną roślinnością planeta systemu Ottega sprawiała niesamowite wrażenie. Niemal w całości pokryta była przez lasy, łąki oraz różnorodne formy cieków wodnych. Lucana patrzyła z zachwytem na przesuwający się w szybkim tempie krajobraz. Nagle przed dziobem ukazało się ogromne latające miasto. To był niewątpliwie cud nowoczesnej technologii.
- Koniec wycieczki. Jesteśmy na miejscu. To jest Tree of Tarintha. - zakomunikował Luke wskazując na obiekt przed nimi. Powiedział parę słów do mikrofonu w nieznanym Lucanie języku. Odpowiedział mu niski nosowy głos i po chwili maszyna osiadła na bocznym lądowisku. Do ich nozdrzy dotarł bukiet różnorakich zapachów. Lucana zrobiła kilka głębokich wdechów, aby rozkoszować się tym świeżym powietrzem.
- Chodź tędy. - Jedi poprowadził ją wąskim korytarzem kończącym się schodami - To tylko 3 piętra w górę. Dobra rozgrzewka. - ogromny uśmiech rozjaśnił mu twarz.
- Uff. - westchnęła agentka. Nie mają tu windy? Pomyślała. Nie chciała się z nim kłócić w takiej chwili.
Po krótkiej wspinaczce stanęli przed drzwiami z numerem 335. Jedi delikatnie zapukał i drzwi się uchyliły. Weszli. Przywitała ich zaskoczona Leia.
- Cześć Luke. Nie spodziewałam się ciebie tutaj. Czy w takim razie udało ci się... - urwała wpół słowa zobaczywszy dziewczynę stojącą za plecami Luka – To, to ona! - udało jej się wykrztusić. Teraz miała okazję przyjrzeć się agentce z bliska. Stojąca przed nią osoba była młoda, miała zaledwie dwadzieścia pare lat. Ubrana była w czarny, obcisły kombinezon podkreślający kształty jej ciała. U pasa na biodrach wisiał blaster oraz przyczepione było kilka granatów plazmowych. Jasnobrązowe, mocno kręcone włosy spływały na ramiona, krótkie bezładne pasmo spadało na czoło. Dziewczyna patrzyła zaciekawiona na Leię dużymi niebieskimi oczyma.
- Gdzie moglibyśmy spokojnie porozmawiać w cztery oczy? - zapytał Luke nim jego towarzyszka zdołała cokolwiek powiedzieć.
- Przejdźmy do drugiego pokoju. - odpowiedziała Senator nie spuszczając wzroku z nieznajomej – A co z nią?
- O nią się nie martw. - przerwał jej Mistrz Jedi - Ona się sobą zajmie. - posłał dziewczynie znaczące spojrzenie.
- Czy mogę wyjść na balkon? – spytała Leię sprawczyni zamieszania.
- Oczywiście. - odparła tamta i poprowadziła Luka do pokoju obok, po czym zamknęła szczelnie drzwi. Lucana przeszła przez szklany portal i znów poczuła przyjemny powiew świeżego powietrza. Spoglądając przed siebie zaciekawionym wzrokiem przypomniała sobie swoją wizję. Zaczęła się zastanawiać, co znaczą poszczególne elementy. Ta mała postać w czarnej pelerynie kogoś jej przypomina. Ale kogo? Czyżby to był on...? Nie...ale chociaż, może...
Tymczasem rodzeństwo prowadziło ożywioną rozmowę.
- Cieszę się, że ją znalazłeś. - przyznała szczerze Leia - Ale po co ją do mnie przyprowadziłeś??? - dopytywała się – Przecież nie prosiłam cię o to.
- Myślałem, że chciałaś ją zobaczyć. Po tym, co się wydarzyło...
- To źle myślałeś! - Senator była już wściekła. Nie dość, że ta głupia dziewucha zepsuła przyjęcie Landa i gospodarz myślał, że to kolejny łowca głów, to jeszcze nie daje jej spokoju na urlopie. A tak się cieszyła na ten wyjazd z Hanem. Tak dawno nie byli sami...
- Wiem, o czy myślisz. Nie muszę używać Mocy, bo można to wyczytać z twojej twarzy.
- No i dobrze. - Leia już prawie krzyczała. Oboje na chwilę umilkli - Przepraszam cię. - wyznała po chwili ze skruchą kobieta - Nie powinnam była podnosić na ciebie głosu. Ale ta cała sprawa nie daje mi spokoju.
- Nie tylko tobie. - uśmiechnął się blado Mistrz Skywalker - Ale teraz wszystko będzie dobrze. Lucana jest ze mną, więc na razie nie musimy się martwić. Planuję zabrać ją do Akademii i...
- Co chcesz zrobić?? - przerwała mu Leia - Zabrać ją do Akademii Jedi? Chcesz wprowadzić źródło zła pomiędzy swoich uczniów? – była kompletnie oburzona.
- Spokojnie. Uważam, że jeżeli będę ją uczył jak wykorzystywać Moc do czynienia dobra, to zrobię z niej prawdziwego Jedi. A obecność moich uczniów jeszcze mi w tym pomoże.
- Czy to dobrze przemyślałeś? - nie dawała za wygraną Senator Organa.
- Muszę przyznać, że nie. - odparł trochę zawstydzony Luke - Była to decyzja spontaniczna. Ale wierzę, że jest właściwa. - dodał.
- Ty powinieneś wiedzieć, co robisz. Przecież jesteś Wielkim Mistrzem Jedi. Nie wiem, czy to wyjdzie nam na dobre. - Leia ciągle miała wątpliwości.
- Teraz to i tak nie mam wyboru. Mam zostawić dziewczynę samą sobie? Albo jeszcze lepiej, żeby zajął się nią sam Lord Olearius? Chcesz tego?
- Brrr - wzdrygnęła się na dźwięk tego imienia - Jasne, że nie chcę. To by było nie do przyjęcia. Chociaż ostatnio nie było o nim nic słychać. I Moc nie dawała mi ostatnio żadnych znaków o jego aktywności.
- Nie martw się. - powiedział Luke z przekąsem w głosie - Jeszcze na pewno się pojawi. - postraszył siostrę - Ale bądźmy poważni. Zrobimy tak: ja zabieram Lucanę ze sobą, a ty spokojnie kontynuujesz urlop. Pasuje?
- Dokładnie. Lepiej tego nie można było ująć. - teraz Leia wyszczerzyła zęby w promiennym uśmiechu – Sprawdźmy więc teraz, co porabia twoja nowa uczennica. - to mówiąc otworzyła drzwi. Rozgrywająca się za nimi scena była zadziwiająca. Na kanapie siedział nie kto inny, jak jej szlachetny małżonek, Han Solo. W prawej dłoni trzymał blaster wymierzony prosto w głowę stojącej w drzwiach balkonowych Lucany. Sytuacja wydawała się komiczna, tym bardziej, że rozbawiony Han wstał i powiedział:
- Nie martwcie się, panuję nad wszystkim. Ta mała dziewczyneczka nic nam nie zrobi. Mam ją na muszce. - I posłał Lucanie oczko. W tym momencie dziewczyna naprężyła się jak struna i skoczyła w kierunku mężczyzny z bojowym okrzykiem. Udało jej się wytrącić mu broń z ręki - Więcej tak do mnie nie mów! Ty...ty... bezmózgi błaźnie!! - była naprawdę wściekła. Od zawsze jej słabym punktem było przewrażliwienie na punkcie swojej postury. Jak na wojowniczkę, jej 163 cm wzrostu nie robiły na nikim wrażenia. Dlatego jakiekolwiek aluzje czynione w tym kierunku działały na nią jak płachta na rancora.
- Oh, widzę, że dziewczynka jest zła. - zaśmiał się wstając z podłogi Han.
- Niezłe przedstawienie. Strasznie się ubawiłem! - podsumował ten występ Luke.
- Dzięki. Ale czy możesz mi wytłumaczyć, o co tu chodzi? Wchodzę spokojnie do swego apartamentu, a tu nagle widzę jakąś przyczajoną postać na balkonie. Więc nim zdążyła cokolwiek zrobić, wyjąłem blaster i wycelowałem. Kazałem jej się pokazać i co zobaczyłem???
- A kogo tyś chciał zobaczyć?? Generała Wedge'a Antilles'a?? - wtrąciła się sprawczyni zamieszania - Może ja teraz coś powiem. Nikt mnie nie poinformował, że on ma przyjść. - wskazała generała Solo palcem - Więc jak wyszliście - zwróciła się do pary stojącej obok - postanowiłam być czujna i mieć oko na drzwi wejściowe. Nigdy nie wiadomo, kto zechce wpaść z wizytą.
- Typowe zachowanie tajnych agentek. - skwitował jej wypowiedź mąż Leii – Gotowe są skoczyć na każdego z pazurami. Nawet na niewinnego czy sojusznika.
- Uspokójcie się oboje, natychmiast! - rozległ się stanowczy głos Senator - Nie chcę, żebyście sobie zrobili krzywdę.
- Racja. - przyłączył się Luke - My już wychodzimy. - zwrócił się do Lucany. Podszedł jeszcze do Leii i pocałował ją w policzek - Trzymaj się, siostrzyczko. - uśmiechnął się na pożegnanie - Niech Moc będzie z tobą.
- I z tobą też, braciszku. - kobieta również się uśmiechnęła.
- Do widzenia, Han. Miłego wypoczynku.
- To na razie, Luke. - nastąpiła wymiana uścisków.
- Chodźmy. - Mistrz zwrócił się do Lucany, która łypnęła oczami na Hana i wyszła zaraz za nim.
W pokoju nastała cisza. Jako pierwszy odezwał się Han - Czy możesz mi wytłumaczyć, dlaczego Luke wpakował się w sam środek naszych wakacji i to z tą... z tą...
- Przyszłą Jedi? - dokończyła za niego żona - Owszem, mogę. Ale najpierw usiądź, a ja przyniosę nam coś do picia. I posprzątaj ten bałagan.
- Wow!! Ale śmiesznie wyszło. Czy wasze spotkania rodzinne zawsze tak wyglądają? - Lucana zapytała Luka, gdy znaleźli się już z powrotem na statku.
- Niekoniecznie. Chyba, że Han akurat jest w wyśmienitym humorze. A tak jest właściwie prawie zawsze.
- W takim razie musisz mnie jeszcze kiedyś do nich ze sobą zabrać. - powiedziała dziewczyna z entuzjazmem - A właśnie. Co zamierzasz ze mną zrobić? Mam propozycję: może po prostu podrzucisz mnie z powrotem na Nar Shaddaa, odzyskam mój statek i zapomnimy o wszystkim??
- Wykluczone. - stanowczy ton głosu rozmówcy przygasił jej zapał - Zabieram cię ze sobą do mojej Akademii Jedi na Yavinie IV. I nie myśl nawet, że uda ci się mnie przekonać, żebym o wszystkim zapomniał.
- Ale dlaczego nie możemy rozejść się w pokoju? Każdy pójdzie w swoją stronę i wszyscy będą zadowoleni.
- Bo nie zdajesz sobie sprawy, jaki ogrom Mocy w tobie tkwi – wypalił Luke, bo stracił już cierpliwość. Ale po chwili zaczął tego żałować.
- Mocy?? To ta tajemnicza siła, która pomaga Rycerzom Jedi wykonywać ich dziwne sztuczki?? - zainteresowanie Lucany rosło.
- To nie są żadne sztuczki, zapamiętaj to sobie. Ach, ile ty się musisz jeszcze nauczyć... - westchnął Luke i starał się skupić na pilotowaniu.
- To w takim razie, skoro na razie się nie rozstajemy, opowiesz mi wszystko po kolei, dobrze?
- To w takim razie, skoro mam cię uczyć, pozwolisz mi spokojnie pilotować, żebyśmy dolecieli cali na miejsce? – Skywalker odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Dobra. - zgodziła się dziewczyna - Ale jak tylko dolecimy, wszystko mi dokładnie opowiesz.
- Dobra. - Luke skupił się już całkowicie na prowadzeniu maszyny.
Lądowisko na satelicie było niewielkie, mogłyby się na nim zmieścić dwa, maksymalnie trzy małe okręty. Otoczone było z trzech stron dżunglą, która stanowiła skupisko różnorodnej roślinności, większości której Lucana nigdy wcześniej nie widziała.
- Zapowiada się ciekawie. – mruknęła schodząc po rampie za Lukiem. Zdołała się już oswoić z nową sytuacją - O proszę! Komitet powitalny! – ożywiła się widząc dwie postacie odziane w długie płaszcze, zmierzające w jej stronę.
Na przodzie pochodu szedł Kalamarianin o łososiowym kolorze skóry. Za nim w odległości kilku kroków podążała istota, której rasy nie mogła rozpoznać.
- Witamy w domu, Mistrzu Luke – odezwał się pierwszy, w ogóle nie zwracając uwagi na towarzyszkę Mistrza - Zajęliśmy się wszystkim podczas twojej nieobecności.
- Dziękuję. - odparł Luke - To jest Lucana. - wskazał na dziewczynę - A to moi dwaj uczniowie: Okulix i Mas’thearl.
- Cześć. – odpowiedziała czując falę energii bijącą od istot stojących przed nią.
- Witamy cię w Akademii Jedi naszego Mistrza Luka Skywalkera. Co cię tu sprowadza?
- Powiedzmy, że szukam pomocy. – stwierdziła po chwili namysłu – Jestem zagubiona jak droid na środku pustyni i potrzebuję kogoś, kto wskazałby mi właściwą drogę. - dodała pół żartem pół serio. Uczniowie popatrzyli na siebie zdziwieni.
- Okulix, Mas’thearl, wracajcie do swoich zajęć. - Mistrz Jedi przerwał niezręczną ciszę - Naszym gościem zajmę się sam.
-Dobrze Mistrzu. - młodzi adepci Mocy ukłonili się i odeszli śpiesznym krokiem.
- A ty chodź ze mną. Na początku chciałbym coś sprawdzić. – zwrócił się do Lucany i ruszył w stronę ogromnej budowali w kształcie piramidy, której budulca dziewczyna nie była w stanie zidentyfikować. Szła za nim bez słowa aż dotarli do ogromnej sali – To jest nasza komnata audiencyjna. Spotykamy się tutaj na codzienne rozmowy i niekiedy też ćwiczenia. Ale nie martw się, teraz nikt nie będzie nam przeszkadzać. Usiądź, proszę. – wskazał na rząd kamiennych ław usytuowanych pod jedną ze spadzistych ścian.
- Dobra, rób sobie, co chcesz, ale najpierw mi wyjaśnij, o co tu chodzi. Zjawiasz się na Nar Shaddaa jakby nigdy nic, wyciągasz mnie z bagna, w które wpadłam, potem zabierasz do Pani Senator, a teraz chcesz przeprowadzać na mnie jakieś głupie eksperymenty! Jestem wolnym obywatelem Nowej Republiki i żądam wyjaśnień! – z ust zirytowanej przybyszki ciągnął się nieprzerwany potok słów - Powiedz mi, z łaski swojej, po co mnie tu ściągnąłeś?!
- Uff – westchnął Luke – Ciężko jest się z tobą porozumieć. Albo milczysz albo ciągle zadajesz męczące pytania. Ale jakoś sobie z tym poradzimy. Jak brzmi stara nauka Jedi: „Cierpliwość, tylko cierpliwość. Trzeba zachować spokój”.
- Eee, nauka nauką, ale ja chcę wiedzieć, po co to wszystko.
- Obiecałem ci, że ci wyjaśnię. Daj mi dojść do słowa.
- Przepraszam. – wymamrotała ze skruchą Lucana - Nie chciałam cię urazić. Ja już taka po prostu jestem i nic się z tym nie da zrobić.
- Staraj się po prostu kontrolować swoje emocje. – pouczył ją cierpliwie Luke - A co do twego charakteru, to jeszcze zobaczymy. Dobra, weźmy się w końcu do roboty. - dodał po chwili ciszy. Podszedł zdecydowanym krokiem do dziewczyny i dotknął dłońmi jej skroni.
- A teraz odpręż się i staraj nie myśleć o niczym. Zapuszczę wici Mocy w twój umysł, żeby dowiedzieć się czegoś więcej o tobie i coś potwierdzić.
- Co chcesz zrobić? Chcesz przeszukać mój umysł i moje myśli? Kategorycznie odmawiam! – w jej głosie czuć było strach i złość – Nic nie rozumiem.
- Nie bój się, chcę tylko ci pomóc używając jednej ze specjalnych technik Jedi. Wszystko będzie dobrze.
I nagle poczuła, jak Mistrz zagłębia się w jej myśli. Na początku widzi obrazy ostatnich wydarzeń, potem schodzi głębiej i głębiej… Nie, tego nie może zobaczyć, pomyślała, gdy Luke dotarł do jej najodleglejszych wspomnień. Desperacko próbowała więc go zablokować, sama nie wiedząc jak, ale to na nic się nie zdało.
- Już po wszystkim – oznajmił – I co, chyba nie było to aż tak straszne? – odczucia jego siostry Leii okazały się prawdziwe, niestety. W tej dziewczynie tkwiło potężne źródło Mocy. Tak wielkie, że aż przerażające. I co najgorsze, była to potęga ciemnej strony. Jeżeli nie powstrzyma się jej w porę, to stanowić będzie śmiertelne zagrożenie dla całej galaktyki.
- I co teraz? – dźwięczny głos Lucany wyrwał go z zadumy.
- Widziałem w twoim życiu wiele bólu i cierpienia. - zaczął Jedi - Ale nie możesz pozwolić, aby one zapanowały nad tobą. Jak powiedział kiedyś wielki Mistrz Yoda: Strach prowadzi na ciemną stronę. Musisz zwalczyć gniew wzbierający w twoim sercu. Zastanów się nad tym, proszę.
- Dobrze, spróbuję. – westchnęła.
- „Nie próbuj. Rób. Albo nie rób wcale. Prób nie ma.” - te słowa wypowiedział Yoda podczas mojego treningu. Zakorzeniły mi się głęboko w pamięci.- Luke wrócił na chwilę wspomnieniami do maleńkiego Mistrza Jedi.
- Dobrze, zrobię to. Ale co dokładnie, bo już nic nie rozumiem. Zgubiłam się.
- Za chwilę ci wszystko wytłumaczę. Na razie proszę cię, żebyś została w mojej Akademii.- poprosił Luke, ale jego słowa brzmiały raczej jak polecenie.
- Hmh. - Lucana zastanowiła się - W sumie to i tak nie mam nic innego do roboty. Dobra, niech będzie. - zgodziła się uśmiechając się figlarnie.
- Dziękuję. - Jedi wydał westchnienie ulgi. Może nie wszystko jeszcze stracone.
- Poddaję się twojej woli Mistrzu Skywalkerze. - te słowa Lucana wypowiedziała bardzo uroczyście - I tak nie mam nic do stracenia, bo jestem już zgubiona.
- Nie wolno ci tak mówić. - zaoponował Mistrz - Każdą istotę można uratować i wprowadzić na drogę światła, chociażby pogrążyła się w najgłębszej otchłani zła. Potrzebna jest do tego silna wola i przyjazna osoba, która wskaże właściwą drogę postępowania. W twoim przypadku ja mogę być tą osobą. Chcę ci pomóc, Lucana, jako Mistrz Jedi i jako przyjaciel.
Tak ją zaskoczyły jego słowa, że nie wiedziała, co ma powiedzieć. Do jej umysłu zaczęły napływać setki pytań i wątpliwości. Ktoś chce być moim przyjacielem? I mnie przygarnąć? To nieprawdopodobne! Ja nigdy nie miałam przyjaciela. I już miała mu odpowiedzieć, ale Jedi ją uprzedził – Tak, musisz w to uwierzyć i wyzbyć się wątpliwości. Aha, i mów mi Mistrzu Luke.
- Mistrzu Luke, jestem gotowa. Zrób ze mnie nowego człowieka. Człowieka godnego żyć w naszej galaktyce.
- Ucieszyły mnie twoje słowa. Ale muszę je lekko skorygować. Mam zamiar zrobić z ciebie Rycerza, Rycerza Jedi, który, reprezentując nasz zakon, będzie pomagał ludziom w potrzebie. – i ruszył wąskim korytarzem, a Lucana za nim gotowa zmierzyć się z własnym przeznaczeniem.
OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 8,09 Liczba: 11 |
|
Adela2006-03-10 18:44:22
Takie se 8/10
Lady Aragorn2005-07-21 18:57:37
Całkiem fajne dobry materiał na ksiażkę, pozostawia lekki niedosyt co u mnie jest plusem, jednak trochę więcej by się przydało opisów miejsc itd. więc daję 8/10
Jaya2005-07-10 21:32:10
cóż, opowiadanie ma kilka interesujących dziur. Pierwsza, to sugestiaże ktoś może mieć zdolności do posługiwania się Ciemną czy Jasną Stroną Mocy. Na dłuższą metę na upartego to stwierdzenie się broni, bo Lucana przeszła szkolenie w Ciemnej Stronie, ale przecież tak naprawdę to decyzje Force-userów determinują stronę, po której się opowiadają.
Druga sprawa: słabe umiejscowienie w czasie. Niby wiemy, że akcja toczy się po trylogii "Uczeń Jedi" Andersona (wspomniany Gantoris i Kyp Durron), ale jak daleko po? Akurat ten wycinek jest najlepiej opisany i nie ma tam zbyt wiele miejsca na fantazję. A zbyt daleko też nie możemy się posunąć, bo Lei i Hanowi "dobranoc" mówi dwoje dzieci, nie troje. To i tak jest dziwne, ale do pewnego momentu można powiedzieć, że mały Anakin już śpi.
Trzecia dziura, tym razem nie merytoryczna. Lucana bardzo szybko doszła do wniosku, że znalazła tego jedynego i że go kocha. Cóż, zazwyczaj to tak nie działa. Nie można kogoś pokochać od samego patrzenia na niego. Fakt, romans jak z Brazylii.
Dobra, dziury wytknęłam. To teraz pozytywy. dobrze i łatwo się czyta, główna postać skonstruowana poprawnie, akcja w porządku. Dużym plusem jest stworzenie całkowitego otoczenia, nowych wrogów Republiki. Choć chyba lepiej by było znaleźć do tego celu mniej wyeksploatowany wycinek czasu. Moim zdaniem zasługuje na 7/10 i tyle daję.
April2005-06-30 19:51:27
Opowiadanie bardzo fajne i nawet nie takie długie jak przeglądałam poprzednie opowiadania to było nawet 10 stron. Bardzo przyjemnie sie czyta i wogóle spox
waldiego2005-06-29 11:51:41
Oh, ojej ale romans jak z Brazylii.
Admirał Raiana Sivron2005-06-29 11:10:45
Bardzo fajne opowiadanko. Przyjemnie się czyta i co najważniejsze nie przytłacza swoją trwścią. Końcówka mi się podobała najbardziej ;)