TWÓJ KOKPIT
0

Jedna z wielu dróg :: Twórczość fanów

Lord Vader znalazł syna w najciemniejszej części zamku. Opierał się o jedną z wielu kolumn w pomieszczeniu.
Od dawna jego uczeń chronił się, gdy działo się coś czego nie mógł znieść, właśnie w tym miejscu. W ciemności nic nie widać. Nie można zobaczyć twarzy, kształtów, ale serce człowieka zawsze pozostaje widoczne.
- Luke.
Skywalker uderzył zamkniętą dłonią o kolumnę. Nie chciał teraz rozmawiać. Chciał być sam. Spojrzał na Lorda. Ten wykonał gest ręką, żeby podszedł. Wykonał rozkaz i ukłonił się.
W słabym świetle Vader ujrzał twarz syna. Wyrażała cierpienie i żal.
Tak, pomyślał Czarny Lord. Wiele przeszedłeś synu.
- Na początek chciałbym ci przyznać rację w związku z agentem. - powiedział Luke. - Miałeś rację, a ja się myliłem. Nie powinienem się z nią spotykać. Przepraszam.
To była prawda, gdyby nie rozmawiał z Marą wszystko potoczyło by się inaczej.
- Dlaczego wymazano mi pamięć?
- Gdybyś nie był tak opanowany rzuciłbyś się na mnie, Imperatora i innych, którzy zastąpiliby ci drogę.
Pomimo starań władcy i jego chłopak nadal zachowywał spokój. Nie tak doskonały jaki posiadali Jedi, ale jednak. Wkład w tą postawę mogła mieć również dyscyplina, którą poznał już na początku szkolenia. Odpowiedź była inna, to wola syna nie pozwalała mu się stoczyć w mrok ciemnej strony. Po prostu nie chciał zostać Sithem. Nie można siłą zmusić ducha do przejścia na stronę zła, a Imperator próbował to zrobić. Jedyne co zyskał to depresja, apatia i rozpacz Luke'a.
I to bardzo wielka, pomyślał Vader.
Luke pokiwał głową.
- Rozumiem. - powiedział. - Problem nie polega na tym, że nie daje się zwieść ciemnej stronie. Nie ważne co zrobicie, ja wciąż stoję, wciąż mam siłę i nie poddaje się. Widać Imperator jest tak rozczarowany, że próbuje wszystkich środków jakie mu się nawiną.
- Jesteś wyjątkowy Luke. Na świecie mało jest wybitnych jednostek. Zabicie ich jest marnotrawstwem, nawet jeśli walczą po przeciwnej stronie barykady.
- A więc tym dla ciebie jestem. Syn godny swojego ojca. A gdybym nie miał zdolności do posługiwania się mocą? Pewnie byłbym kimś takim jak syn Hethrira, Tigris.
Zamilkł nagle. Datha Vadera zdziwiła wypowiedź Skywalkera, ale nie dał tego po sobie poznać.
- To jego syn, prawda?
- Tak.
- Nie jest czuły na moc, więc zrobił z niego służącego. Czy ze mną podobnie byś postąpił?
- Idź odpocząć. - powiedział i skręcił w prawo. Luke podążył za nim.
- Na większość moich pytań nie odpowiadałeś. Zawsze jak o coś pytałem mówiłeś, że to nie jest ważne, a ja słuchałem. Teraz chce poznać odpowiedź. A może wtedy też wymazałeś mi pamięć?
Lord zatrzymał się nagle i odwrócił. Luke również, cofnął się o krok do tyłu. Poczuł, że rozgniewał Wielkiego Lorda, a wtedy można było spodziewać się najgorszego. Vader podszedł do niego i pogroził palcem.
- Jak mówiłem jesteś wyjątkowy. Twój umysł jest wyjątkowy. I nawet jeśli nie potrafiłbyś panować nad mocą, twój umysł nadrobiłby tę zaległość.
- A klony?
- Po pewnym czasie Imperatorowi krążyła taka myśl po głowie, ale nalegałem, aby zaniechał takich eksperymentów. Podróbka to nie pierwowzór. Nie jest użyteczna. Zrozumiano!
- Tak, mistrzu.
Vader opuścił rękę.
- Dobrze. A teraz idź.
Skywalker ruszył. Myślał o pytaniu jakie zadał ojcu, znał już odpowiedź, brzmiała " nie".

Luke śnił. Dziwne rzeczy pojawiały się w jego głowie i znikały. Raz po raz przewracał się na drugi bok lub wymachiwał rękami chcąc coś uchwycić. Tej nocy wszystkie barykady, które broniły dojścia do wspomnień, zostały zniszczone. Dotarcie do jednej informacji pozwoliło wejść do drugiej. Zaczęła się reakcja łańcuchowa. Skywalker przypomniał sobie wszystko. Jedne wspomnienia były wypełnione ogromnym bólem, ale teraz posiadał siłę, jaką nie miał przedtem i zapanował nad nimi. Aż w końcu sen przybrał kształt jasno oświetlonego pokoju.
- Generale Solo. Generale Calrissian. Witam. Proszę usiądźcie.
- Dziękujemy generale Iblis. - powiedział Han Solo.
- Czy wojsko gotowe?
- Tak. Porozumieliśmy się z wszystkimi partiami buntowników jakie ocalały po katastrofie nad Endorem. Z czasem doszły nowe grupy Chissów, Ssi - ruuków, mieszkańcy Gromady Hapes oraz inni ochotnicy. Nasi agenci odkryli jedną z planet, na której Imperator często przebywa.
- Tak, Byss. Ukrywaliśmy swoje istnienie bardzo długo. Nikt nie podejrzewa, że Rebelia nadal istnieje. A te nowe rasy, które dołączyły, czy można im ufać?
- Imperator wziął siłą ich ziemie i nawet odmienne poglądy religijne czy ideologiczne nie są w stanie ich skłócić. Sam znam kilkoro i dobrze się nam pracuje.
- Generale. - powiedział Calrissian. - Mamy doskonałą okazję, aby zaatakować. Wątpię czy znajdziemy lepszą.
- Tak, Mothma jest również tego samego zdania. Zrobimy...
Reszta odpłynęła gdzieś w dal. Nastąpił nowy obraz, przerażający obraz.
- Ojcze! Nie!
Luke Skywalker obudził się. Cały był oblany potem. Zobaczył śmierć ojca. Była nieuchronna, tak jak śmierć Palpatina.

Czas mijał. Pewnego dnia Imperator kazał Vaderowi przybyć na Byss wraz ze swoim uczniem. Tam miały się objawić przyszłe losy świata.

Szli jednym z wielkich korytarzy pałacu. Lord Darth Vader pierwszy, a tuż zanim jego uczeń i syn, Luke Skywalker. W pałacu Imperatora mogli przebywać tylko najbardziej zaufani sojusznicy władcy, ale mijając niektóre osoby, Luke rozpoznawał postacie ze swojej wizji. Znał je już wcześniej dzięki Lordowi, ale dopiero teraz miał stuprocentową pewność.
Kobieta w czerwonym mundurze oficera i czarnych włosach.
Ysanna Isard, dyrektor od spraw bezpieczeństwa wewnętrznego.
Siwowłosy starzec w szatach Jedi.
Joruus C'baoth, klon obdarzony mocą i sługa Imperatora.
Dama z czarnymi włosami oraz oczami.
Roganda Ismarten, kochanka władcy.
To trzy, razem z Hethrirem - cztery, ale gdzie pozostała dwójka? Zajmuje się wojskiem?
Spojrzał na wielką postać idącą przed nim. Wspominał ich ostatnia rozmowę, ostatnią w tym życiu. Powiedział mu o swoich wizjach, a on jakby się tego spodziewał.
Może mam siłę większa od niego, pomyślał. Ale jeśli chodzi o doświadczenie z mocą nie jestem idealny. Dlatego zawsze był o krok przede mną.
" Nie chcę żebyś zginął."
To były jego słowa. W przeszłości nic nie wiedział o swoim ojcu, wujostwo o to zadbało. Bali się, że pójdzie w jego ślady. Przez głowę przemknęła mu pewna myśl. Przez wszystkie lata w niewoli, Lord Vader zawsze przy nim był. Uczył go. Trenował. Gdy Tatooine, ojczysta planeta Luke'a, została zniszczona przez Gwiazdę Śmierci, stał w tej samej komnacie co on.
To sucha i piaszczysta planeta, ale była moim domem, pomyślał Skywalker. Jedynym, jaki jeszcze mu pozostał.
To była zemsta Imperatora za nieposłuszeństwo. Ojciec nie opuszczał go na krok. Nigdy, a teraz miał umrzeć. Od klęski nad Endorem po cichu wierzył, że jeszcze może uratować ojca.
Kiedyś powiedział, że ja mam tylko jego, myślał Luke. W takim razie on ma tylko mnie. Na kogo może liczyć jeśli nie na mnie?
Skywalker spojrzał w kierunku wielkich okien w pałacu. Świeciło słońce, a wiatr poruszał łodygami traw. Od jak dawna nie widział nieba?
Może to dobry dzień na śmierć, pomyślał.
Ojciec i syn zatrzymali się przed drzwiami do sali tronowej Imperatora.
- Idź stąd. - powiedział Vader spoglądając na Luke'a. - Nie próbuj mnie ratować. Wiem, że wciąż czekasz na cud.
Skywalker nic nie odpowiedział. Od początku uczono go wykonywać rozkazy, ale to nie był rozkaz, to była prośba. Nie chciał odchodzić. Popatrzył na ojca ze smutkiem w oczach. Ten tylko przytaknął głową. Luke ruszył z początku wolno, a potem zaczął biec. Tymczasem Vader wszedł do sali.

Skywalker biegł. W głowie słyszał toczącą się walkę między ojcem a Palpatinem. Wreszcie Imperator przyznał, że zaufanie Vadera może mu tylko zaszkodzić. Zamierzał się pozbyć problemów, ale mistrz Luke'a nie dał się zabić tak po prostu. Zwycięstwo należało do ojca, ale rany były śmiertelne.
Gdybym tam był, również bym zginął, pomyślał.
Luke'owi zaczęły lecieć łzy. Rebelia zamierzała tu przylecieć i zabić Palpatina. To zostało już zrobione, ale nie spodziewała się tysiąca krążowników Imperium. Musiał ich ostrzec. I wiedział kto może mu w tym pomóc.

Mara Jade płakała. Jej pan nie żył.
Siedziała na podłodze w skromnie urządzonym pokoju jaki przydzielił jej Imperator. Nagle otworzyły się drzwi. Stał w nich Luke Skywalker. Zebrała całą siłę jaką w sobie miała i wstała.
- To twoja wina!. - wybuchła. - Gdyby nie twój mistrz Imperator nadal by żył! Dlaczego go nie powstrzymałeś!
Luke podszedł do niej.
- Maro. - powiedział łagodnie.
- Nie podchodź do mnie!
- Za śmierć Imperatora ponoszą winę zdrajcy, o których ci wspominałem. - mówił spokojnie. - Mój ojciec jedynie się bronił. To oni szerzyli plotki na temat jego zdrady.
- Skąd wiesz?!?
Dobre pytanie, pomyślał.
- Miewam wizje o przyszłości. Od pewnego czasu wyrywają mi się słowa, które się spełniają. Sama widziałaś.
- Tak, widziałam. - przyznała. - Nie mogę połączyć się z mocą, nie wiem co się stało.
Luke podszedł do niej i objął. Jej życie było zaplanowane już od początku, a teraz jej przyszłość uległa zmianie, legła w gruzach. Jej zdolność do posługiwania się mocą zanikła z żalu i rozpaczy. On również coś takiego przeżył.
- Imperium znajdzie się pod panowaniem zdrajców, jeśli chcesz temu przeszkodzić musisz mi pomóc.
Mara uspokoiła się i powiedziała:
- Co mam zrobić?

Flota spiskowców i rebelii przybyła, zaczęła się toczyć walka.
Han Solo i Lando Calrissianem byli zaskoczeni.
- Czy Imperator spodziewał się nas? - zapytał Lando.
- Nie wiem, ale przeczucie mówi mi, że nie. - odpowiedział Han. - Czy to " Chimera"?
- Tak, a tam "Gorgona".
- Świetnie. Thrawn i Daala nie mogli być gdzie indziej.
- Generale Solo, Generale Calrissian. - usłyszeli się głos generał Iblis. - Wątpię czy uda nam się wygrać.
- Nie możemy teraz odlecieć. - powiedział Lando. - Jeśli to zrobimy Imperator będzie gotowy na następna zasadzkę i na pewno przegramy. Nie będziemy mieli drugiej takiej szansy.
Nastąpiła długa cisza w końcu Iblis odezwał się.
- Niech tak będzie. Wszystkie jednostki do ataku.
- Rozkaz generale. - powiedział Han uśmiechając się. - Grupa złotych, czerwonych i niebieskich za mną.
Chwycił stery "Sokoła Milenium" i ruszył w stronę statków wroga.
- Generale Solo!. - odezwał się jeden z siedzących z tyłu oficerów. - Nasze czujniki przechwyciły jakąś rozmowę kierowaną prosto na statek.
- Chcą się poddać? - zażartował Lando.
- Daj ją tu. - rozkazał Han.
Z głośnika usłyszał głos.
- Luke Skywalker do "Sokoła Milenium". Han słyszysz mnie?
Lando i Han popatrzyli na siebie.
To nie możliwe, pomyślał Solo.
Generał pochylił się nad odbiornikiem.
- Tu Solo. Luke czy to ty?

Na planecie Skywalker zapoznawał Hana Solo z sytuacją.
- Imperator nie żyje!?! - z głośnika dobiegł zaskoczony głos Landa.
- Atakują nas myśliwce Imperium. - powiedział Solo. - Większość należy do Thrawna i Daali. A jak u was?
Luke nie odpowiedział od razu. Te nazwiska należały do pozostałych winowajców, którzy odpowiadali za śmierć ojca i Palpatina.
- Luke, jesteś?
- Tak, nie martw się o nas poradzimy sobie. Tylko zaprzestańcie ostrzału pałacu, przynajmniej dopóki stąd nie wyjdziemy
- Rozumiem. Dobrze ciebie słyszeć mały.
- Ciebie też. Koniec transmisji.
Wyłączył odbiornik i spojrzał na Marę Jade opatrującą gwardzistę zwanego Kir Kanos. To z nim porozumiała się, gdy życie Palpatina było zagrożone. Niestety podczas pojedynku wojownik został wysłany z jakąś sprawą i nie towarzyszył wtedy władcy. Znaleźli go w jednym z korytarzy pałacu pod stertą gruzów.
Obie strony walczących próbowały zniszczyć zamek wraz z pobliskim zabudowaniem. Większość została zmieniona w pył. Po drodze znaleźli ciało Isard, próbowała się dostać do pobliskiego pokoju. Po sprawdzeniu owego pomieszczenia okazało się małym centrum dowodzenia. Ze wszystkich stron sterczały panele komputerowe i ekrany. Połowa była zniszczona, ale na szczęście nie główna część. Udało im się porozumieć z "Sokołem Milenium".
Nastąpił kolejny wstrząs.
Luke podszedł do Mary i Kira.
Kanos był wysokim i umięśnionym mężczyzną o przystojnej twarzy, szpeciła ją jedynie długa blizna. Maska gwardzisty została zniszczona gdy sufit zawalił się na Kira, więc nic nie zakrywało brązowych oczu i włosów gwardzisty. Mara przykleiła opatrunek do jego czoła.
- Jak się czujesz? - zapytał Luke.
- Wystarczająco dobrze by walczyć i nie dać się zabić.
Nie tylko Mara pragnęła śmierci zdrajców, chciał jej również Kanos.
Nastąpił wstrząs, spora ilość tynku poleciała im na głowy.
- Chodźmy stąd. - powiedział Skywalker do towarzyszy.
Jade wiedział o istnieniu tajnego schronu, w którym mogli bezpiecznie przeczekać bitwę, ale najpierw musieli znaleźć jakiś środek transportu. Ruszyli w kierunku najbliższego lądowiska.
W pewnym momencie zauważyli na podłodze ciało młodego Firrerrenianina. Na jego brudnym ubraniu leżały kawałki kamieni i kurzu. Luke dostrzegł na czarnych włosach ze srebrnymi pasmami ślady krwi.
Pewnie stracił przytomność, gdy jakaś skała uderzyła go w głowę, pomyślał.
Podszedł do chłopca i dotknął jego czoła, nadal żył.
- Mara podaj medpakiet.
- Czy ty wiesz kto to jest?
- Tak, Tigris, syn Hethrira. I zamierzam mu pomóc.
- Jego pan zdradził Imperatora! - powiedział Kanos.
- To ofiara, tak jak my.! - powiedział i spojrzał na dwójkę towarzyszy. - Jeśli mu nie pomożecie, nie liczcie na moja pomoc w waszej zemście! - skierował oczy na rudowłosą dziewczynę. - Maro, proszę, podaj medpakiet.
Zrobiła to, ale niechętnie.
Skywalker opatrzył głowę Tigrisa. Po chwili chłopiec otworzył czarne oczy, widząc Luke'a zadrżał ze strachu, widać musiał już go znać.
- Nie bój się. - powiedział Luke. - Jesteś bezpieczny.
- Ja... Muszę iść do mojego pana. - wycedził i spróbował wstać. Udało mu się dopiero kiedy Skywalker mu pomógł.
- Widzisz, jest posłuszny Hethrirowi. - powiedziała Jade. - Zostaw go i chodźmy.
Luke nie słuchał.
- Posłuchaj, zginiesz jeśli tu zostaniesz. - powiedział miłym tonem. - Wszystko się wali. Decyzja należy do ciebie.
Tigris rozejrzał się po zniszczonym pomieszczeniu. Nie wiedział co robić.
- Chodź z nami. - powiedział Skywalker i wyciągnął zapraszająco rękę.
Po chwili wahania Firrerrenianin zgodził się z nimi pójść.
Ruszyli w dalszą drogę, mijali zrujnowane komnaty i pomieszczenia, ciała ludzi i robotów, aż w końcu doszli do lądowiska. Było zniszczone, z jednej ściany pozostała tylko jedna połowa, z przeciwnej prawie nic. Kilka metrów dalej, za wielkimi skałami ujrzeli krótkodystansowy transportowiec. Sądzili, że będą pierwsi, ale ktoś ich ubiegł.
- Zabiłeś go!!
Usłyszeli czyjś głos. Cichaczem zakradli się do pobliskich kamieni. Były na tyle duże, że wystarczyły na kryjówkę.
- Powinien nauczyć się szacunku do silniejszych od siebie. - głos należał do Joruusa C'baotha. Starzec stał kilka metrów od Rogandy Ismarten, obok nich leżało ciało kilkuletniego chłopca, bardzo podobnego do kobety. Światło mocy w nim zgasło, było martwe.
- Czy to syn Ismarten? - zapytał szeptem Luke.
- Tak. - odpowiedziała Mara. - Widać chciała, aby był następnym władcą Imperium, Imperator by na to nie pozwolił, gdyby jeszcze żył.
- Ty stary... - zaczęła ciemnowłosa kobieta, ale nie dokończyła. Z rąk C'baotha wyleciały błyskawice, które oplotły ciał Rogandy i zadały nie wyobrażony ból. Luke dobrze znał to cierpienie.
- Idźcie w kierunku statku, a ja odwrócę jego uwagę.
Skinęli głowami.
Uruchomił miecz świetlny i ruszył w kierunku Joruusa. Używając mocy pchnął go w nieokreślonym kierunku, gdy uderzył w ziemię kilka wielkich skał zawaliło się na niego. W mocy wyczuł, że klon nadal żył. Skywalker podszedł do leżącej na podłodze, uklęknął. Nie żyła.
Za sobą Luke usłyszał podnoszące się kamienie. To C'baoth próbował się uwolnić. Skywalker stanął w pozycji do ataku, ale on nie nadszedł od strony Joruusa. To był Hethrir.
Miecze złączyły się w niebezpiecznym blasku. Firrerrenianin szybkim ruchem uniósł miecz i wycelował w stronę gardła Luke'a. Ten obronił się, a następnie nogą uderzył Hethrira w brzuch. Zachwiał się na chwilę. Odskoczyli od siebie.
- Panie! - to był głos Tigrisa, biegł w kierunku ciemnego Jedi.
Gdy był o krok od Hethrira ten uderzył chłopca w twarz. Młody Firrerrenianin zatoczył się i upadł.
- Czy nie wiesz, że karą za dezercję jest śmierć!?!
- Wybacz, panie. - powiedział zapłakany, próbował wstać. - Ale gdybym z nimi nie poszedł, zginął bym.
- Tak byłoby lepiej. - powiedział i podniósł miecz.
Tigris zrozumiał co się teraz stanie.
- Nie! Panie, proszę!
Luke natychmiast wkroczył do akcji. Zalał miecz Hethrira gradem ciosów. To wystarczyło, aby Mara odciągnęła chłopca w bezpieczne miejsce. Następnie używając mocy skoczył w stronę gruzów. C'baoth już uwolnił się i podszedł do ciemnego Jedi, nienawiść była silna w obydwu istotach, bez mrugnięcia okiem zabiliby każdego kogo napotkaliby na swojej drodze, teraz zamierzali uśmiercić czwórkę buntowników kryjącą się gdzieś na lądowisku.

- Na pewno nas nie znajdą? - zapytał Kanos Luke'a.
- Na pewno, moc to potężny sojusznik. - odpowiedział zerkając na przeciwników. - Jak się czuje? - zwrócił się do Mary, która siedziała przy Tigrisie.
- Jest w szoku, ale poza tym nic mu nie jest.
- Musimy się ich pozbyć. - powiedział Kir wskazując na starca i Firrerrenianina. - Inaczej nie odlecimy stąd.
Kolejny wybuch rozległ się gdzieś w oddali.
- To ja byłem tym gwardzistą, który przeżył spotkanie z tobą.
- Wiem. - odpowiedział patrząc na wojownika.
Odpowiedź zdziwiła Kanosa. Patrząc w niebieskie oczy Skywalkera miał wrażenie, że nic nie ujdzie jego uwadze.
- Jak się domyśliłeś, że to ja?
- Jak mówiłem, moc to potężny sojusznik. - uśmiechnął się.
- Istotnie zabiłeś moich towarzyszy i nie wybaczę ci tego, ale nie zrobiłeś tego umyślnie. Widziałem wiele i umiem rozpoznawać kto zabija z nienawiści, a kto z obrony własnego życia.
- A Imperator?
- Nie ty podniosłeś na niego rękę. Wiem, że miałeś siłę zdolną zniszczyć Imperatora, mówił mi o tym, ale nic nie zrobiłeś. A Lord Vader był tylko elementem do jego zagłady , prawdziwi winowajcy stoją tam. - zamilkł na chwilę. - Nie ufasz mi?
- Ufam tobie Kanosie, niepokoi mnie tylko twoja żądza zemsty.
- Co masz na myśli? - zapytał chłodno.
Luke wzrokiem wskazał na Tigrisa.
" Nie możesz go zabić." Kir usłyszał w swoich myślach głos Skywalkera.
- Jest winny.
- Spójrz na niego. Czy tak wygląda morderca? Jest ofiarą.
Ich rozmowę przerwały błyski piorunów, trafiły kilka metrów od kryjówki. Kamienie prawie się na nich zwaliły.
- Nie możemy tu zostać trzeba działać. - powiedział Luke. - Odwrócę ich uwagę, a wy uciekajcie.
- Są winni śmierci Imperatora, muszą zginąć. - powiedziała Mara.
Skywalker zamyślił się.
- Dobrze. - powiedział w końcu . - Zrobimy tak.....

Hethrir i Joruus C'baoth czekali na atak.
Gdzieś na lądowisku czaili się wrogowie. Firrerrenianin próbował wysondować ich mocą, ale na nic to nie pomogło. Luke Skywalker był uczniem jego mistrza, posiadał również większy potencjał mocy od niego. To stwarzało niebezpiecznego przeciwnika.
W końcu C'baoth nie wytrzymał, z jego palców wystrzeliły błyskawice. Część sufitu zwaliła się.
"Przestań! To my prędzej zginiemy niż oni." Ciemny Jedi przesłał klonowi wiadomość w myślach.
Joruus uspokoił się, ale jego gniew przeszedł z poszukiwanych na Hethrira. W tej chwili z pomiędzy głazów z włączonym mieczem świetlnym wyskoczył Luke Skywalker. Starzec chciał użyć ciemnej strony aby go powalić, lecz zamiast to zrobić obrócił się o 90 stopni w prawo i ręką zatrzymał promień z miotacza. To Kir Kanos celował w niego, widząc, że atak się nie udał schował się pomiędzy skały. Kolej strzał padł z tyłu, niestety również nie udany. Mara powtórzyła manewr gwardzisty.
Tymczasem Luke walczył z Hethrirem. Za pierwszym razem dał się pokonać, aby nie zabić Firrerrenianina, ale teraz działo się zupełnie co innego.
Ciemny Jedi celował w prawy bok Skywalkera, ten sparował cios. Uderzał raz po raz w górę i w dół, na próżno. Syna Wielkiego Lorda Sith nie dało się pokonać. Firrerrenianin pchnął Mocą pobliskie skały w stronę przeciwnika. Ten bez przeszkód odepchnął je na boki. W końcu odepchnął i Hethrira, poleciał w górę jednocześnie gubiąc miecz i runął na C'baotha.
Chcieli wstać, ale wtedy Luke skierował miecz w stronę gardła Firrerrenianina. Przestał się ruszać, klon, który leżał pod nim również się uspokoił.
- Jesteś odpowiedzialny za śmierć Lorda Vadera. - powiedział Luke do Hethrira.
- Przynajmniej go nie zdradziłem.
- To również zrobiłeś. Wiedział, że coś knujesz, ode mnie. Nic z tym nie zrobił, bo znał prawdę. Zabilibyście Imperatora, ale Imperium nigdy nie należałoby do was!
- Skąd o tym wiedziałeś? - zapytał C'baoth. - Podjęliśmy wszystkie środki ostrożności.
- Przed mocą nic się nie ukryje, a ja jestem jej częścią. Miałem wizje i widziałem wszystko. Jesteście pokonani.
- Nigdy! - krzyknął starzec.
Użył całej swojej siły i strącił Hethrira. Był pochłonięty żądzą zemsty, przed oczami widział tylko swojego wroga. Zapomniał, że pomiędzy skałami kryje się uzbrojony gwardzista. Laserowy promień trafił w klona. Przez chwilę próbował stać, a potem opadł bez życia. Firrerrenianin skorzystał z okazji. W mgnieniu oka używając mocy odszukał przeciwników i wyrwał im broń, następnie przywołał swój miecz i ruszył w kierunku Luke'a.
- Uważaj! - krzyknął Tigris.
Skywalker zareagował błyskawicznie i przeciął ciało wroga na pół.
" Jedi używa mocy do obrony i zdobywania wiedzy, nigdy do ataku."
Luke spojrzał na chłopca, ostrzegając go dowiódł, że jest niewinny. Odwrócił głowę w stronę wychodzącego Kanosa i Mary. Kiwnęli głowami, rozumieli to.
- Chodźmy stąd. - powiedział Skywalker.

Schron znajdował się kilka kilometrów od jeziora z górą o nazwie Szczyt Odo. Na razie byli bezpieczni, teraz musieli zaczekać na koniec bitwy.

- Zwycięstwo należy do Rebelii. - z głośnika "Sokoła Milenium" wydobywał się głos Generała Garma Bel Iblisa.
Na statku zapanowała radość i śmiech. W kosmosie flagowe okręty Thrawna i Daali unosiły się bez życia, tak jak tysiące innych imperialnych krążowników.
- Teraz musimy tylko znaleźć Luke. - powiedział Lando.
Hana Solo przyznał przyjacielowi ł racje. Zwycięstwo nie będzie pełne jeśli Luke nie będzie tutaj.
- Tak. - powiedział w końcu. - Ale jestem pewien, że jest bezpieczny.

" Sokół Milenium" wylądował jakieś kilka kilometr do pobliskiego jeziora. Na niebie świeciło słońce, wiatr lekko kołysał trawę, nic nie świadczyło o tym, że jeszcze kilka godzin temu toczyła się tu bitwa. Solo zszedł z rampy swojego statku, tuż za nim podążał Calrissian, dwóch Chissów, Ssi - ruuk i piękna kobieta z Gromady Hapes. Wszyscy byli uzbrojeni. Oczywiście zwyciężyli, ale ostrożności nigdy za wiele.
Han rozejrzał się, nic nie sugerowało, że gdzieś w tych okolicach znajdował się jakiś schron. Czujniki też na to wskazywały. Może jednak wiadomość, którą dostali od Luke'a była nie prawdziwa.
- Han ? - usłyszał za sobą znajomy głos.
Odwrócił się. Zobaczył człowieka ubranego w czarny imperialny mundur. Z wyglądu różnił się od osoby, którą kiedyś znał. Włosy nabrały jaśniejszego koloru, jakby od dawna nie widziały światła. Skóra też była jaśniejsza, na twarzy znajdowały się trzy blizny. Jedna przechodziła poziomo przez policzek, druga - na ukos przez czoło i prawie dotykała prawego oka, ostatnia - na drugim policzku ostro kierowała się w stronę nosa. Figura i ruchy przypominały doskonale wyszkolonego wojownika. Jedynie oczy posiadały ten sam blask. I to było najważniejsze.
- Luke! - krzyknął Calrissian.
- Lando! Han!
Przyjaciele padli sobie w objęcia. Nie mogli uwierzyć, że tu byli. Znowu razem, jak za dawnych lat.
Gdy ochłonęli Solo zauważył kwadratowy otwór w ziemi, pewnie to było wejście do bunkra. Wyszły z niego trzy osoby. Mężczyzna w zbroi gwardzisty, młody Firrerrenianin i rudowłosa kobieta.
- Kto to? - spytał Luke'a.
Skywalker odwrócił się w kierunku trójki istot, popatrzył na nich chwilę, a potem spojrzał na Hana.
- To moi przyjaciele. - powiedział z uśmiechem.

Tego dnia nowa nadzieja zakwitła w sercach wielu osób.
Han i Luke spacerowali po wielkich łąkach planety Byss. Dawna swoboda wróciła w mgnieniu oka. Skywalker dowiedział się od przyjaciela, że Thrawn i Daala zginęli na swoich statkach. Zemsta za śmierć Imperatora była spełniona, a może i za śmierć Lorda Vadera również?
- E...Luke? - zagadnął Solo.
- Tak?
Przystanęli.
- Mam jedno pytanie. Różnie mówią na ten temat. Wiesz... W każdym razie to tylko plotka , więc się nie krępuj . Ja...
- Han. - przerwał z uśmiechem Luke. - Po prostu spytaj.
- Dobra. Więc... Czy Vader był twoim ojcem?
Luke spoważniał nagle. To było łatwe pytanie. Odpowiedź znał od dawna. Gorzej było z wypowiedzeniem tego na głos.
- Tak.
Solo zaniemówił.
- Wiem, to trudne, ale taka jest prawda.
- Ale jak? Przecież on był twoim wrogiem i ...
- Był kimś więcej. Niszczył światy i zabijał, ale również chronił mnie przed gniewem Imperatora. Tylko dzięki niemu tu stoję.
Han chciał coś powiedzieć, ale zmienił zdanie. Informacje, które teraz poznał nie dawało się zrozumieć w jednej chwili, na to potrzeba było czasu. Miał tylko nadzieję, że wszystko skończy się dobrze.
- Rozumiem. - powiedział po chwili. - A wiesz mam czasem wrażenie, że... sam nie wiem.
- Znowu będziesz się krępował? - Luke znowu się uśmiechnął.
- Bardzo śmieszne. - powiedział ironicznie.
Przyjaciele się roześmiali.
- Czy masz wrażenie, że wszystko mogło skończyć się inaczej?
Skywalker zastanowił się. Spojrzał na jasne niebo. Gdzieś tam daleko, w pięknym i spokojnym miejscu żyli Obi - wan, Mistrz Yoda, Leia, Chewe, jego przyjaciele, miał nadzieje, że również i ojciec. Na końcu poświęcił wszystko dla niego i za to Luke był mu ogromnie wdzięczny.
" Nigdy o tobie nie zapomnę, ojcze."
Jego wzrok powędrował niżej, przy brzegu wielkiego jeziora szli Kir, Mara, Tigris i załoga "Sokoła Milenium". Śmiali się, byli szczęśliwi. W pewnym momencie Jade wyczuła, że ją obserwuje. Uśmiechnęła się do niego, a on odwzajemnił uśmiech.
- Masz rację Han. - zwrócił się do przyjaciela. - Po prostu poszliśmy jedną z wielu dróg.
Powiedział, po czym spojrzał na daleki horyzont, tam zaczynało się nowe i lepsze życie.



1 2 (3)

OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować
Wszystkie oceny
Średnia: 8,50
Liczba: 10

Użytkownik Ocena Data
Sharon 10 2010-07-09 15:01:20
Tommy_Xardas 10 2006-04-07 23:06:29
Wedge 10 2005-04-29 19:46:49
Qsmier 10 2005-04-28 12:33:22
Jaya 9 2005-06-19 17:41:02
Padme Solo 8 2020-11-26 15:04:09
Hego Damask 8 2006-11-13 13:53:00
Mistrz Fett 8 2005-04-28 18:54:49
ooryl 7 2005-05-20 23:06:38
Krogulec 5 2005-04-28 12:36:55


TAGI: Fanfik / opowiadanie (255)

KOMENTARZE (5)

  • Alexis2007-04-08 17:27:09

    Fajnie napisane. Postacie nie są zbyt podobne do pierwowzoru, ale i tak mi się podoba. 10/10

  • Hego Damask2006-11-13 13:56:17

    dobre :)

  • Tommy_Xardas2006-04-07 23:05:57

    Ładna historia, niewątpliwym plusem jest obecność Wojtka Chewe, chociaż nie doczytałem do końca, szczerze mówiąc SW to nie do końca mój klimat, wolę średniowiecze, magów, nekromantów itp. W sumie miałbym do autorki(której poczynania śledzę od pewnego czasu) pewną sprawę, tylko coś kontaktu nie mogę nigdzie znaleźć i na tutejszym forum nie ma chyba opcji wysyłania PW. pozdr darkskrim@interia.pl

  • Hox Reek2005-06-06 18:20:22

    No ciekawe, ciekawe... Co raz bardziej interesujecie się inną historią Endora... Jak dla mnie 10/10, chociaż Thrawn mógłby wygrać eh...

  • Krogulec2005-04-28 12:36:41

    dobrze napisane i ogólnie technicznie bardzo dobre, jednak sama historia wogóle mi się nie podobala, kompletnie inne ukazanie postaci i to wszystkich, gdyby nie nazwiska nie rozpoznal bym nikogo , traktuję to jako wariację na temat endora...

    5 na 10...

ABY DODAWAĆ KOMENTARZE MUSISZ SIĘ ZALOGOWAĆ:

  REJESTRACJA RESET HASŁA
Loading..