Grobowiec Marki Ragnosa był jednym z najokazalszych monumentów w dolinie. Ogromne popiersie Mrocznego Lorda wnosiło się majestatycznie nad wąskimi schodkami, prowadzącymi do środka.
Trzynastu żołnierzy - w tym Kurt - weszło do grobowca, natomiast reszta pod dowództwem Eelii zajęła się terenami przyległymi. Kurt nakazał pośpiech, gdyż zamierzał jak najszybciej sprawdzić powody braku kontaktu z Oddziałem Trzecim i Czwartym.
- Powinni już skończyć – mruknął niecierpliwie.
- Nie martw się, kochanie – objęła go od tyłu Eelia. Kurt poczuł jej krótkie włosy, kłujące go w szyję. – Pewnie to atmosfera Korriban zakłóca fale radiowe.
- Może... – zgodził się w zadumie, ale zaraz na jego usta wypłynął szelmowski uśmiech. –Wiesz co, księżniczko? Myślę, że powinnaś trochę zapuścić włosy. Z tyłu wyglądasz prawie jak mężczyzna.
- No wiesz! – posłała mu tylko trochę urażone spojrzenie.- Wiedziałeś, jaką mnie bierzesz. Teraz się wycofujesz?
- Nie, skądże – uśmiech nie znikał z jego twarzy. - Wcale nie żałuję. A zresztą...
-... tylko byś spróbował! – dokończyła za niego Eelia. - Chodźmy już.
- Jasne, kochanie. Spotkamy się za pół godziny, przy lądownikach.
- Tak jest, panie pułkowniku! – zasalutowała, ale poważna mina nie całkiem jej wyszła. Objęła Kurta w pasie i przycisnęła mocno swoje wargi do jego ust, wyciskając na nich namiętny pocałunek. Całowała go, dopóki nie zabrakło im tchu. Potem uwolniła się z jego uścisku, wykonała regulaminowy zwrot, i odeszła. Kurt jeszcze chwilę spoglądał w ślad za nią, po czym sam poszedł szukać swojej grupy.
- Pani porucznik, jestem nad jakimś ogromnym wąwozem. Urwisko zaczyna się jakieś dziesięć metrów ode mnie, i ciągnie się kilkadziesiąt metrów w dół, podobnie wzdłuż. Teren jest grząski i obsuwisty; zalecam sprowadzenie specjalistycznego sprzętu. Po prawej, za rzędem kolumn i gruzowisk, widzę dwa opuszczone wahadłowce Lambda, z czego jeden poważnie uszkodzony... hej, co to? Stać! Nie ruszać się, mówię!
Rozległa się krótka kanonada, a potem cisza. Tylko komunikator trzeszczał złowrogo. Zaniepokojona Eelia zerknęła na bladego jak ściana Jandiego.
- Idziemy tam – szepnęła. Jandi z powagą skinął głową.
Kurt rozszerzył pasmo postrzegania, obejmując nim całe cylindryczne pomieszczenie.
- Tam – szepnął do siebie, wskazując mały zawijas na jednej z bocznych ścian. Podszedł do niego i nacisnął ręką. Nic się nie stało. Reszta żołnierzy zaczęła spoglądać po sobie z powątpiewaniem, jako że malowidło było niewidzialne w normalnym paśmie widzialnym. Kurt jeszcze raz naparł na nie, tym razem całym ciałem. Coś chrupnęło, i w ścianie ukazała się wnęka, która potem się pogłębiła, ujawniając następny korytarz.
Nie zdążył zrobić więcej niż pięciu kroków, gdy poraził go dojmujący ból w klatce piersiowej. W pierwszym momencie pomyślał, że wpadł w jakąś bardzo sprytnie założoną zasadzkę, której nie wyczuł. Jednak, kiedy spojrzał w dół, nie zauważył żadnych strumieni krwi, cieknących po kombinezonie.
Wtedy zrozumiał straszliwą prawdę.
- Eelia! – zawył. Niczym torpeda wypadł z grobowca, roztrącając osłupiałych podwładnych. Kierując się widmem agonii żony, dotarł nad piaskowe urwisko. Z prawej, w oddali, zauważył szczątki małego okrętu, który niegdyś mógł być wahadłowcem klasy Lambda bądź Sentinel.
Piasek zaścielony był trupami, ciężko rannymi, konającymi i jęczącymi komandosami. Posługując się Mocą, Kurt starał się zlokalizować swoją żonę, co nie było łatwe ze względu na wszechobecną złą aurę. Wyminął bez słowa leżącego na ziemi Karska Jandiego, ściskającego nadpalony kikut prawej ręki. W końcu dostrzegł i ją.
Siedziała oparta o ścianę, a ze straszliwej rany w piersi wyciekały w rytm unoszącej się i opadającej płytko klatki piersiowej bąbelki krwi. Nad nią stał z opuszczonym ukośnie mieczem świetlnym Reborn, uśmiechając się do Kurta szyderczo spod czerwonego kaptura. Za nim majaczyły sylwetki następnych dwóch Ciemnych Jedi.
- Eelia! – krzyknął jeszcze raz, podbiegając do konającej ukochanej.
- Jeśli nie masz tu zbiornika bacta, to już jest trupem – rzucił z satysfakcją Reborn.
Kurt starał się nie spoglądać na ranę Eelii, gdyż w głębi serca wiedział, iż Ciemny Jedi ma rację.
- Kochanie – jęknął, klękając przy niej. - Kochanie, trzymaj się. Zaraz sprowadzę pomoc i... – urwał, bo przyłożyła palec do drgających ust, dając mu do zrozumienia, aby umilkł.
- Cicho, Kurt – wyszeptała powoli, z widocznym trudem. – Dobrze wiesz, że już nic nie da się zrobić. – umilkła, by zaczerpnąć oddechu. – Zajmij się Dave’em i Alice. Przepraszam... że cię tak... zostawiam.
- Nie, Eelia, nie... – Kurt potrząsnął głową, żeby strącić łzy, napływające mu do oczu. –Eelia, proszę cię, nie umieraj!
- Nie martw się... o mnie – szepnęła tak cicho, że ledwo ją usłyszał. - Zatroszcz się... o siebie... Kurt. Kocham... cię.
Jej oddech robił się coraz płytszy, aż w końcu ustał zupełnie. Kurt po raz ostatni z szacunkiem ucałował jej rękę i ułożył na podłodze. Otarł rękawem łzy, rzucając ostatnie spojrzenie na nieruchomą, jakby pogrążoną we śnie, twarz swojej żony.
Uniósł głowę, a Reborn chyba wyczytał z jego oczu, jak poważny błąd popełnił.
Narodził się nowy Kurt Xavis.
I nic już nie miało być takie, jak przedtem.
Trzynastu żołnierzy - w tym Kurt - weszło do grobowca, natomiast reszta pod dowództwem Eelii zajęła się terenami przyległymi. Kurt nakazał pośpiech, gdyż zamierzał jak najszybciej sprawdzić powody braku kontaktu z Oddziałem Trzecim i Czwartym.
- Powinni już skończyć – mruknął niecierpliwie.
- Nie martw się, kochanie – objęła go od tyłu Eelia. Kurt poczuł jej krótkie włosy, kłujące go w szyję. – Pewnie to atmosfera Korriban zakłóca fale radiowe.
- Może... – zgodził się w zadumie, ale zaraz na jego usta wypłynął szelmowski uśmiech. –Wiesz co, księżniczko? Myślę, że powinnaś trochę zapuścić włosy. Z tyłu wyglądasz prawie jak mężczyzna.
- No wiesz! – posłała mu tylko trochę urażone spojrzenie.- Wiedziałeś, jaką mnie bierzesz. Teraz się wycofujesz?
- Nie, skądże – uśmiech nie znikał z jego twarzy. - Wcale nie żałuję. A zresztą...
-... tylko byś spróbował! – dokończyła za niego Eelia. - Chodźmy już.
- Jasne, kochanie. Spotkamy się za pół godziny, przy lądownikach.
- Tak jest, panie pułkowniku! – zasalutowała, ale poważna mina nie całkiem jej wyszła. Objęła Kurta w pasie i przycisnęła mocno swoje wargi do jego ust, wyciskając na nich namiętny pocałunek. Całowała go, dopóki nie zabrakło im tchu. Potem uwolniła się z jego uścisku, wykonała regulaminowy zwrot, i odeszła. Kurt jeszcze chwilę spoglądał w ślad za nią, po czym sam poszedł szukać swojej grupy.
- Pani porucznik, jestem nad jakimś ogromnym wąwozem. Urwisko zaczyna się jakieś dziesięć metrów ode mnie, i ciągnie się kilkadziesiąt metrów w dół, podobnie wzdłuż. Teren jest grząski i obsuwisty; zalecam sprowadzenie specjalistycznego sprzętu. Po prawej, za rzędem kolumn i gruzowisk, widzę dwa opuszczone wahadłowce Lambda, z czego jeden poważnie uszkodzony... hej, co to? Stać! Nie ruszać się, mówię!
Rozległa się krótka kanonada, a potem cisza. Tylko komunikator trzeszczał złowrogo. Zaniepokojona Eelia zerknęła na bladego jak ściana Jandiego.
- Idziemy tam – szepnęła. Jandi z powagą skinął głową.
Kurt rozszerzył pasmo postrzegania, obejmując nim całe cylindryczne pomieszczenie.
- Tam – szepnął do siebie, wskazując mały zawijas na jednej z bocznych ścian. Podszedł do niego i nacisnął ręką. Nic się nie stało. Reszta żołnierzy zaczęła spoglądać po sobie z powątpiewaniem, jako że malowidło było niewidzialne w normalnym paśmie widzialnym. Kurt jeszcze raz naparł na nie, tym razem całym ciałem. Coś chrupnęło, i w ścianie ukazała się wnęka, która potem się pogłębiła, ujawniając następny korytarz.
Nie zdążył zrobić więcej niż pięciu kroków, gdy poraził go dojmujący ból w klatce piersiowej. W pierwszym momencie pomyślał, że wpadł w jakąś bardzo sprytnie założoną zasadzkę, której nie wyczuł. Jednak, kiedy spojrzał w dół, nie zauważył żadnych strumieni krwi, cieknących po kombinezonie.
Wtedy zrozumiał straszliwą prawdę.
- Eelia! – zawył. Niczym torpeda wypadł z grobowca, roztrącając osłupiałych podwładnych. Kierując się widmem agonii żony, dotarł nad piaskowe urwisko. Z prawej, w oddali, zauważył szczątki małego okrętu, który niegdyś mógł być wahadłowcem klasy Lambda bądź Sentinel.
Piasek zaścielony był trupami, ciężko rannymi, konającymi i jęczącymi komandosami. Posługując się Mocą, Kurt starał się zlokalizować swoją żonę, co nie było łatwe ze względu na wszechobecną złą aurę. Wyminął bez słowa leżącego na ziemi Karska Jandiego, ściskającego nadpalony kikut prawej ręki. W końcu dostrzegł i ją.
Siedziała oparta o ścianę, a ze straszliwej rany w piersi wyciekały w rytm unoszącej się i opadającej płytko klatki piersiowej bąbelki krwi. Nad nią stał z opuszczonym ukośnie mieczem świetlnym Reborn, uśmiechając się do Kurta szyderczo spod czerwonego kaptura. Za nim majaczyły sylwetki następnych dwóch Ciemnych Jedi.
- Eelia! – krzyknął jeszcze raz, podbiegając do konającej ukochanej.
- Jeśli nie masz tu zbiornika bacta, to już jest trupem – rzucił z satysfakcją Reborn.
Kurt starał się nie spoglądać na ranę Eelii, gdyż w głębi serca wiedział, iż Ciemny Jedi ma rację.
- Kochanie – jęknął, klękając przy niej. - Kochanie, trzymaj się. Zaraz sprowadzę pomoc i... – urwał, bo przyłożyła palec do drgających ust, dając mu do zrozumienia, aby umilkł.
- Cicho, Kurt – wyszeptała powoli, z widocznym trudem. – Dobrze wiesz, że już nic nie da się zrobić. – umilkła, by zaczerpnąć oddechu. – Zajmij się Dave’em i Alice. Przepraszam... że cię tak... zostawiam.
- Nie, Eelia, nie... – Kurt potrząsnął głową, żeby strącić łzy, napływające mu do oczu. –Eelia, proszę cię, nie umieraj!
- Nie martw się... o mnie – szepnęła tak cicho, że ledwo ją usłyszał. - Zatroszcz się... o siebie... Kurt. Kocham... cię.
Jej oddech robił się coraz płytszy, aż w końcu ustał zupełnie. Kurt po raz ostatni z szacunkiem ucałował jej rękę i ułożył na podłodze. Otarł rękawem łzy, rzucając ostatnie spojrzenie na nieruchomą, jakby pogrążoną we śnie, twarz swojej żony.
Uniósł głowę, a Reborn chyba wyczytał z jego oczu, jak poważny błąd popełnił.
Narodził się nowy Kurt Xavis.
I nic już nie miało być takie, jak przedtem.
OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 7,57 Liczba: 14 |
|
Verdan2005-04-22 09:49:31
Jak zawsze Shedao aplikuje nam ciekawe opowiadanie. Podoba mi się. No i ten klimacik.
Gemini2005-01-27 13:44:24
Mimo rozlicznych błędów "rzeczowych" opowiadanie mi się podoba. Ma niezłą fabułę i zaskakujące - a może i nie - zakończenie. Ocena 7
Carno2005-01-19 23:34:35
Mówiąc krótko: opowiadanko mi się nie podoba. A teraz trochę dłuższy wywód...Na poczatek nieścisłości.
Dominator to jednostka bakurianska a nie NR, NR ją niby zdobyla (Dominator sie poddal) ale okręt został przekazany flocie Bakury jako jednsotka flagowa ich nowo utworzonej floty więc motyw Dominatora w silach NR upada. W ramach rekompensaty za pomoc okazaną przez NR BAkura oddała NR nie DOminatora, ale jeden mysliwice typu TIE.
Siły desantowe są całkowicie nierealne. To był krążownik klasy Carrack! Za duże siły! Pozatym gdzie te wszystkie promy by były? Carrack nie miał przecież pokładu lądowiskowego, tylko rkaty dla mysliwców! A nawet jeżlei byłby ,,zmodyfikowany" to tam było tyle miejsca na chyba z jeden prom...A o innych jednsotkachw składących w skład grupy nie było mowy.
Generał Bar'ta...Generał może stać na czele grupy uderzoniowej, jakiegoś małej flotylli, ale nie na czele jednego orketu, w dodatku lekkiego krażownika! Kapitan by wystarczył w każdym calu...
Najemnick Hugo Carter jest jednym z dowódców oddziałów w tym ff-ie. Mówiłeś mi że jego boecnośc ma pewien sens w świetle póxniejszych wyrazeń, ale ja opieram sie na tym, co mam w tej chwili rpzed sobą. Otóż sapera ( a Hugo był saperem) nie stawia się na czele oddziału. Nie stawia się sapera, snajpera...nie na czele oddziału liczacego 52 osoby.
Eelia jest sisotrą bohatera Rebelii , admirała Hirama Draysona..to przperaszam bardzo, o ile ejst ona młodsza od Hirama? O 20-30 lat? Kurt jest w NEJ młodsyz od Luke'a, a tu ammy duzo wczesniejszy okres, w którym tkai Drayson ma juz córkę w dość pwoaznym wieku ( podchodzaca pod 30) więc Eelia, sisotra Hirama...
Dzieci Kurta na DOminatorze....to ejst najwieksz alipa..nikt nie ma takich przywilejów....nawet taki Ackbar czy Wedge nie mogliby trzymac dzieciaków na pokładzie swych okrętów..anie mówiąc o związanym z tym zagrożeniem...A to ze im się ,,niespecjalnie" to podobało,( narazanie dzieci) faktu nie zmiania...Ogólnie jest to fatalny pomysł.
Wizja i staracenie świadomości przez Kurta..w takich wypadkach pdoczas misji osoba zostaje na pokładzie...i nie rusza do walki,a przynajmniej nie od razu!!! GOści z akcji wycofuje się gdy mają lekką temperaturę, a ty tutaj gościa który mdleje wpychasz w sam środek walki...
Ten cały Bar'ta mówi ,,Niech Moc bedzie z Toba". jeżlei to miał być drwina..cóz, musiałeś ty mi pwoeidizec że to jest drwina..bo zadnym opisem nie dałeś tego do wiadomości!
Bar'ta a wysłanie posiłków..Kurt miał do dyspzoycji blisko 520 ludzi ( KOMANDOSÓW) i ejszcze żąda posiłków? Dziwne, bardzo dziwne..
Ogólnie cały motyw tej misji jest naciągany...bardzo wątplwie jest to, aby Sywalker pzowolił wylądować na planecie wojskowym..w trosc eo ich bepzieczeństwo...Jedi raczej sami by szukali Rebornów aż do skutku, a przynajmniej Luke by się nie zgodził na wojskowych...Pozatym to nie były raczej sprawy NR...i nie było ptorzeby wysyłania jakiś sił, bo ymslano że wsyzsktich już wybito..
Na Korribanie były 4 Rebornów (słownie: czterech). I wyrżneli cos koło setki komandosów...litosci...przecież to były takie ciecie( ci Reborni) że to pozeja...pozatym im by chyba rece pododpadały po wybyciu tej setki...Między Rebornem a Mrocnzym Jedi jest różnica takze wg mnie...Umiejętności i potęgi...
Co do tych Rebornów-ten tekst Kurta ,,czai się zło..niewyobrażalne zło" zupełnie nie pasuje i ejst beznadziejnie...w tym wypadku..gdyby tam był Vader, nyax albo jakiś niezwykle poteżny władca CS ( ŻYWY) to bym to zrozumiał..ale nie co do 4 Rebornów...
,,Ta głupia kupa pierza..."-musiałem sie czepić;P Bothanie mają futro:P
BTW_po scenach z całowaniem widac że się nigdy w życiu nie całowałeś;) bez urazy;)
Ktoś moż epowiedzieć że się czepiam, ale opowiadanko mi sie zupełnie nie podoba i uważam je za zmarnowanie dobrego pomysłu na wątek w biografii Kurta. Gdyby tylko zmienic planee i cel misji..to może by coś wyszło....
A tak....w tym króciutkim tekscie ą dobre momenty <Reborn chyba spostrzegł, jaki błąd popełnił) i głównie za to wystawiam ocenę 5 a nie niższą...
qonik2005-01-18 16:21:27
Niezłe - czuć klimat....
Kyp Durron2005-01-18 15:59:54
Bardzo fajne opowiadanko!
SeventhSon2005-01-18 15:59:52
Niestety nie podoba mi się :/
Lorn2005-01-18 14:26:38
Niezłe i nie przesadnie ckliwe, ma swój (STAR WARSOWY) klimat.
Anor2005-01-18 11:22:57
Tiaaa to jest to co lubię..krótkie sprawne bez przesadnych elaoranctw opowiadanko... Dodatkowo czyta sie jest bardzo szybko i gładko, nie tylko dlatego, ze samo wciąga ale jest napisane na tyle gładkim językiem, ze samo czytanie sprawia przyjemność.
Odpowiadał mni sposób eskalacji napięcia i akcji którego apogeum wypadło na sam koniec...to jest dobra zahęta do kolejnych odcinków:)
Minusem jest jednak rozromantyzowanie Szedałka...trochę tego za dużo jak na taki skrawek fica...choc z drugiej strony rozumiem, że to akurat taki odcinek a nie inny, a szczególnie po końcówce mogę ten nadmierny romanztyzm wybaczyć:) Czekam na kolejne czesci opowieści z serii o Kurcie...
Calsann2005-01-18 11:14:42
hihihi, ale Jaden był Kel Dorianinem :P:P:P:P:P (PS. nie, nie jestem niedoinformowany - to jest ŻART)
Dominator... z Pudzianem mi sie kojarzy:P
Kurt... only Hectic (MDK), eventually Cobain :P
Imiona - za bardzo 'ziemskie' :P:P Kurt, Dave, Alice...
no ale nic, sam piszę (prace zawieszone) fanfic z bohaterem o imieniu Scott Carter :P:P:P
ogólnie moze być, ale wiesz Shedziu że wolę okres przedimperialny :P:P
Admirał Raiana Sivron2005-01-18 10:19:37
Opowiadanie bardzo dobre. Jak dla mnie 9/10 :)
Carno2005-01-18 00:14:38
Ocenę i komentarz dodam, gdy ukaże się wersja poprawiona( a wiem juz że sie ukaże ;))-a uwagi dotyczace obecnej wersji przedyskutowałem z Shedem na privie.
Edi2005-01-18 00:08:39
Bardzo fajne opowiadanie,podobało mi się jeszcze bardziej ponieważ jeszcze nie znam przygód Kurta Xavisa i mam zamair poznać.Czuć mrok.9/10
Shedao Shai2005-01-17 22:52:49
Co do Korribanu, to mea culpa, przynaję się do winy i zostanie do poprawione. Natomiast Reborni byli celowym zabiegiem, taka sama forma byla stosowana w trylogii Miśka, ja się nie wyłamałem i podążyłem tym tropem. To tyle :)
Freed2005-01-17 22:48:48
No cóż, jeśli mam być szczery to opowiadanko to jest całkeim niezłe. Oczywiście wychwyciłem kilka kruczków takich jak na przykład odmiana nieodmiennej nazwy "Korriban" na "Korribanu" lub "Rebornów". Zwłaszcza ci Reborni nie przypadli mi do gustu, bo można było znaleźć parę fajnych polskich odpowiedników na to słowo np. "Odrodzeni" lub coś w tym stylu. Ale to pojedyńcze błędy, które z łatwością można wyeliminować.
Skupiając się natomiast na historyjce i sposobie jej opowiedzenia, to uważam ją za bardzo dobrą. Plusem jest wprowadzenie Korriban, no i trzymanie czytelnika do końca w niepewności - co też mogło zabijać żołnierzy. Zakończenie też jest całkiem niezłe, ale mogłoby być troszkę bardziej mroczne.
Kolejna sprawa to opisy sytuacyjne, skądinąd całkiem niezłe - ale troche skromne były opisy samych miejsc i pomieszczeń. Pewnie z powodu ich braku opowiadanko jest takie krótkie. No ale patrząc na to, że jest to dzieło fana - jeszczę (zaznaczam JESZCZE) nie profesjonalisty, to z pewnością jest to ocena 8/10 :)
Mistrz Fett2005-01-17 22:22:22
Ciekawe opowiadanko, miło mi sie je czytało przed wrzuceniem ;)
Ricky Skywalker2005-01-17 22:14:03
Dobre opowiadanko, miałem przyjemność je czytać i delikatnie poprawić jeszcze przed premierą i pod innym tytułem. Ciekawa pozycja w serii opowiadań z Kurtem w roli głównej. CNW! ;)