Anakin Skywalker zmierzał właśnie swym Jedi Starfighterem za przemytnikiem zwanym Ulkerem Gish. Tamten nie wiedział jednak, że był śledzony. Gdy bandzior wystartował, Jedi zapisał w komputerze wektor jego skoku i użył go. Mógł dzięki temu lecieć dokładnie za poszukiwanym; Minęło już sześć godzin, od kiedy wystartował z Nar Shadda. Przed nim było jeszcze dwa razy tyle drogi. Zajął się więc czyszczeniem rękojeści miecza świetlnego. W końcu czas zleciał.
Anakin wyszedł z nadprzestrzeni. Chciał sprawdzić gdzie jest i wtedy doznał szoku. Jego oczom ukazała się informacja uzupełniona niedawno przez jego mistrza. Znajdował się w okolicach planety Kamino! Chłopak sprawdził na radarze. Właśnie na tę planetę udał się Gish. Skywalker nie miał wyboru. Musiał wylądować. Poprowadził statek przez górne części atmosfery. Udało mu się ujrzeć coś, co zdarzało się bardzo rzadko. Na niebie ani jednej ciemnej chmury.
Jedi odczytał z komputera, że w jego pobliżu był pojazd przemytnika. Wylądował on w mieście Tipoca. Tak samo postąpił też Anakin. Gdy wyszedł ze statku, jego robot typu R3 zaczął piszczeć.
- Spokojnie R3. Nic mi nie będzie.
- Piri bip ti tic?
- Nie. Zostań tu.
Chłopak ruszył w stronę drzwi, które automatycznie się otworzyły. W środku wszystko było udekorowane na biało. Nie tylko ściany i podłogi, ale też stoły oraz inne przedmioty. Skywalker zdziwił się nieco, gdy podszedł do niego jeden z Kaminoan. A raczej jedna. Była to ta sama kobieta, która przywitała po raz pierwszy Obi-Wana.
- Witaj rycerzu Jedi. Jestem Taun We. Czy mogę w czymś pomóc?
- Jestem Anakin Skywalker, uczeń Obi-Wan Kenobiego.
- A tak. Pamiętamy tego mistrza... Czy przybyłeś tu w sprawie klonów?
- Nie. Poszukuję przemytnika. Schronił się w tym mieście.
- Przemytnika? Nie wiedzieliśmy... Jak się nazywa?
- To Ulker Gish.
- A tak... Jest tu. Nie sądziliśmy jednak, że jest on zamieszany w przemyt.
- Gdzie on jest?
- Na lądowisku. Robi coś przy swym statku.
- Jak do niego dojść?
- Idź prosto tym korytarzem- Taun We wskazała przed siebie.- Pod jego koniec skręć w lewo i na drugim skrzyżowaniu tuneli skręć w prawo.
- Dziękuję.
- Nie ma za co... Żegnaj Jedi.
Chłopak biegiem ruszył we wskazanym kierunku. Dobiegł do drzwi podobnych do tych, jakimi wchodził. Te otworzyły się i wypuściły Anakina na lądowiska. Skywalker od razu ujrzał Gisha. Przemytnik będąc w zagrożeniu zaczął uciekać specjalnym mostkiem na inne lądowisko. Zaczął się pościg. Jedi skacząc za nim przemykał tak, że po chwili był już niecałe trzy metry od Ulkera. Ten jednak podszedł na skraj mostu.
- Nie zbliżaj się, bo skoczę...
- Nie rób tego. Nie warto.
- Nie dam się złapać jakiemuś rycerzowi Jedi.
- Czemu? Przepytamy cię, a wtedy albo uwolnimy, albo pójdziesz do więzienia.
- Wy władający Mocą nigdy nie puszczacie wolno. Zabijacie takie osoby, jak ja.
- Jedi nikogo nie zabijają.
- Kłamiesz. Sam Hrabia Dooku powiedział mi to.
- To łajdak. Zawsze kłamie.
Nagle Gish skoczył. Anakin jednak był na to gotowy. Użył Mocy, aby przyspieszyć swe ruchy. Prawą dłonią, a raczej jej sztucznym odpowiednikiem złapał przemytnika za lewą rękę.
- Trzymaj się.
- Nie dam się złapać!- Ulker wyjął drugą ręką blaster i strzelił w Skywalkera.
Trafił w mechaniczną dłoń, która spadła w otchłań morza Kamino. Gish razem z nią. Tak przynajmniej myślał Jedi. Tamten użył jednak wyrzutni linek zamontowanej do pistoletu i w ostatniej chwili uniknął śmierci. Anakin pewny, że przemytnik nie żyje, ruszył w stronę swojego pojazdu. Aby być tam szybciej, skoczył za pomocą Mocy. Szybując kilkanaście metrów nad innym lądowiskiem i odbijając się od ścian, znalazł się tuż przy Jedi Starfighterze.
- R3... Sprawdź, czy gdzieś tu w pobliżu znajduje się jakiś szpital, gdzie naprawiają mechaniczne kończyny...
Robot poszukał chwilę w komputerze. Nie znalazł nic, dlatego zapiszczał przecząco.
- Trudno. Pozostaje wizyta na Coruscant. Zresztą i tak muszę się zobaczyć z Radą.- Skywalker zamyślił się przez chwilę- R3? Mógłbyś zrobić coś, abym nie poraził się przez przypadek prądem. Tamten przemytnik odstrzelił mi dłoń i naderwał kilka kabli. Na szczęście nie bolało...
Robot zaświergolił gotowy do roboty. Natychmiast wyszedł ze swojego miejsca na statku i użył mini-spawarki. Po chwili kable były zabezpieczone, a prąd w dolnej części ręki wyłączony.
- Dzięki arthree...
Nagle rozległ się pisk komunikatora. Anakin kliknął odpowiedni przycisk i po chwili pojawiła się przed nim hologramowa postać Kenobiego.
- Witaj, Anakinie.
- Witaj, mistrzu. O co chodzi?
- Czy udało ci się złapać tego przemytnika?
- Popełnił samobójstwo w obawie przed złapaniem. Hrabia Dooku nagadał mu, że Jedi zabijają ludzi po przesłuchaniach.
- Kolejne z jego kłamstw - powiedział raczej sam do siebie Obi-Wan. Spojrzał się po chwili na rękę swojego padawana. - Co z twoją ręką?
- Kłopoty przy pracy. - chłopak uśmiechnął się do swojego mentora.
- Ach tak... Rozumiem. Przybądź w takim razie na Coruscant. Robi się gorąco.
- Właśnie się tam wybieram. Co się dzieje?
- Pojawiły się nowe klony. Tym razem po stronie separatystów.
- Jakie klony, mistrzu?
- Klony mordercy mojego dawnego nauczyciela.
- Mordercy mistrza Qui-Gona Jinna?
- Tak. Ten Zabrak sam był bardzo niebezpieczny. Nie wiem co będzie, kiedy spotkamy ich kilkunastu, czy nawet kilkudziesięciu... A tak w ogóle, to gdzie się znajdujesz?
- Jestem na Kamino.
- Na Kamino?! Po co tam poleciałeś?
- Przecież śledziłem tego przemytnika...
- Skoro Dooku znał tego człowieka, to możliwe, że...
- ...Kaminoanie klonują nie tylko Jango Fetta.- dokończył za Obi-Wana Anakin. - Pójdziesz to premiera planety. Masz dowiedzieć się, czy nie klonowali kiedyś kogoś z rasy Zabraków.
- Już idę...
- Jeszcze jedno. Po tym od razu udaj się na Coruscant.
- Tak, mistrzu.
- Niech Moc będzie z tobą Anakinie...
- Z tobą również mistrzu.
Połączenie zostało zakończone. Skywalker ruszył w stronę budynku. Miał szczęście, bo gdy tylko wszedł do środka, zaczęło mocno padać.
Chłopak nie wiedział dokąd ma iść. Problem rozwiązała tak jak poprzednio, Taun We. - Słucham cię rycerzu Jedi?
- Szukam premiera Kamino. Gdzie go znajdę?
- Niestety na razie nie może się z tobą zobaczyć. Jaki masz problem?
- Chciałbym się dowiedzieć, czy nie klonowaliście kiedyś kogoś z rasy Zabraków.
- Nie przypominam sobie, ale jeśli chcesz, to możemy przejrzeć księgi z listą istot sklonowanych.
- Bardzo chętnie.
Anakin wraz z Kaminoanką udał się do jakiegoś pomieszczenia. Na jego środku stał olbrzymi komputer. Taun We wystukała na klawiaturze hasło „Zabrak”. W odpowiedzi na to pojawił się tekst: „NIE KLONOWANO ISTOT Z TEJ RASY”.
- Jak widzisz, nie klonowaliśmy nikogo takiego.
Skywalker używając Mocy sprawdził prawdomówność kobiety. Mówiła prawdę. - Dziękuję za tę informację. Mam jeszcze jedną prośbę. Czy oprowadziłabyś mnie po fabryce klonów?
- Oczywiście. Proszę za mną.
Jedi ruszył za swym przewodnikiem. Zwiedził chyba całe miasto Tipoca. Był naprawdę pod wrażeniem, kiedy zobaczył miliony klonów we wczesnej fazie rozwoju. Podróż po fabryce dobiegła jednak końca i Anakin musiał już ruszać na Coruscant.
- Dziękuję za wszystko. Miło było cię poznać.
- Ciebie też rycerzu Jedi. Żegnaj.
- Do zobaczenia.
Anakin założył kaptur i wyszedł na zewnątrz. Dalej padało. Gdy wsiadł do Jedi Starfightera, statek był już gotowy. Skywalker od razu wystartował i jako kurs ustawił Coruscant.
Obi-Wan stał na lądowisku specjalnie przystosowanym dla Jedi Starfighterów. Patrzył się na pojazd swojego padawana, który właśnie osiadł na ziemi. Cieszył się bardzo widząc swego ucznia. Nie spotkał się z nim osobiście przez prawie miesiąc.
- Witaj Anakinie - Kenobi objął chłopaka i poklepał go po plecach.
- Witaj mistrzu. Czy działo się coś ciekawego podczas mej nieobecności?
- Dużo... Bardzo dużo... Chodź! Opowiem ci wszystko po drodze do twego pokoju. Tak też się stało. Obaj opowiadali sobie wszystko, co wydarzyło się w ostatnim czasie. Rozmowa nie trwała jednak długo. Gdy tylko Anakin rozpakował się, udali się do Rady Jedi.
- A więc przemytnik z Hrabią Dooku powiązany był...- Yoda był zaintrygowany całą tą sprawą.
- Tak. Niestety nie złapałem go. Popełnił samobójstwo. Myślał, że Jedi zabijają każdego po przesłuchaniu. Podobno tak powiedział mu Dooku.
- Kłamstwo... To broń Hrabiego jest...- Yoda spochmurniał.- Ludzie bać zaczynają się nas. Od nas odwracają się. Nie ufają nam.
- Niestety... Nic na to nie możemy poradzić - do rozmowy włączył się mistrz Mundi.
- Czy macie mistrzowie kolejne zadania dla nas?- Obi-Wan celowo zmienił temat dyskusji.
- Hmm... Tak. Kolejną sprawę zbadać musicie.
- Co mamy zrobić?
- Jak wiecie, Dooku musi mieć dostarczane części do droidów - tym razem odezwał się Mace Windu, który milczał od początku rozmowy.- Ma on kilku innych przemytników, którzy przewożą mu wszystko czego potrzebuje. Z jednym z tych ludzi rozprawił się twój uczeń. Prawdopodobnie następny przemytnik przebywa na Tatooine.
Anakin osłupiał. Jedyną jego myślą było: „Tylko nie tam”.
- ...Tam też się udacie - słowa przeraziły chłopaka. Nie chciał przypominać sobie tragedii, którą przeżył jakiś czas temu.
- Kiedy mamy się tam udać?- zapytał Kenobi.
- Jak najszybciej. Przed tym niech twój padawan naprawi sobie rękę.
Obi-Wan ruszył już do drzwi, ale zatrzymał się w połowie drogi.
- Jak nazywa się ten przemytnik?- spytał
- Nie wiemy. Sami musicie go poszukać.
- Dziękuję - Kenobi ukłonił się.- Niech Moc będzie z wami.
- Z tobą również, Obi-Wanie.
- Mistrzu?
- Słucham cię Anakinie?
- Czy mógłbym odwiedzić Padme, zanim naprawię rękę i odlecimy?
- Nie mamy czasu.
- Tylko chwilka. Proszę!
- No dobrze... Pięć minut. Potem idziesz do szpitala.
Drzwi się otworzyły i Anakin od razu ujrzał Padme. Była jak zawsze piękna.
- Anakinie!- dziewczyna podbiegła do niego i obdarowała go długim całusem.- Tyle czasu cię nie było... Mam nadzieję, że zostaniesz teraz dłużej.
- Niestety... Zaraz odlatuję na kolejną misję - Padme spochmurniała.
- Na długo? - spytała.
- Nie wiem... Musimy jednak uważać. Mistrz Kenobi i tak coś już podejrzewa.
- Nie może się dowiedzieć. Ciebie wydalono by z Zakonu, a mnie prawdopodobnie z Senatu - dziewczyna zmieniła temat- Chodź. Usiądźmy i porozmawiajmy.
Padme spróbowała chwycić go za rękę, której jednak nie znalazła.
- O, Boże! Czy to boli?
- Nie... Przecież jest mechaniczna...
Nagle rozległ się pisk komunikatora.
- Anakinie! Pospiesz się. Nie mamy czasu.
- Dobrze. Już idę - chłopak pocałował jeszcze raz Padme i ruszył w stronę drzwi.- Żegnaj.
- Do zobaczenia...
Skywalker szedł już stronę lądowiska. Naprawiono mu rękę i w tej chwili sprawdzał ją. Po chwili ujrzał swojego mistrza. Podszedł do niego.
- Jak ręka?- spytał Kenobi.
- Dobrze. Możemy już lecieć.
- Twój R3 piszczał z radości, że znów cię zobaczy - Obi-Wan uśmiechnął się do chłopaka.
- Tak... Bardzo się zżyliśmy podczas ostatnich misji. Zawsze mi towarzyszył i pomagał.
- Tym lepiej. Wsiadaj do swojego pojazdu. Ruszajmy.
- A więc w drogę!
Dara stała w pewnej odległości od budynku Zakonu Jedi. Cały czas patrzyła w stronę hangaru Jedi Starfighterów. W końcu właz otworzył się, a na zewnątrz zaczęła wyjeżdżać platforma lądownicza. Stali na niej Kenobi i Skywalker. Ona jednak nie zamierzała nawet próbować strzelić. Wyjęła z kieszeni robota typu PNR-T31. Był on nieco mniejszy od pięści i miał stalowoszary kolor. Urządzenie to leciało do wskazanego celu i przyczepiało się do niego. Tak też stało się i teraz. Sank mając pewność, że nadajnik w robocie działa, ruszyła do „Przepowiedni śmierci”.
Droga na Tatooine była długa. Dla Anakina jednak planeta mogła znajdować się jeszcze dalej. Chciał, aby stało się coś, co zmieniłoby cel wyprawy. Nie dopisało mu szczęście... Wylądowali niedaleko Mos Espy. Co prawda w samym mieście były lądowiska, ale ich przylot mógł zwrócić uwagę poszukiwanego przemytnika.
- Załóż to - Obi-Wan rzucił złożoną szatę w stronę Anakina.
- Po co?- Anakin spytał zdziwiony.
- Nie możemy zostać rozpoznani, mój uczniu...
- Rozumiem, ale nie mogliśmy wziąć czegoś, co noszą ludzie bogaci?
- A zauważyłeś może, kiedy byłeś mały, że ludzie tu nie są bogaci? Klepią biedę z dnia na dzień.
- To czemu Jedi ich nie uwolnią?
- Mamy i tak dużo roboty, a Senat woli przymykać oko na tutejsze układy - Obi-Wan westchnął i zabrał się za pakowanie.
- To jest słabością Jedi. Nie są samodzielni...
- Rada jest samodzielna...
- Członkowie Rady są teraz rozproszeni po całej galaktyce - wtrącił się Anakin.- Mistrz Yoda i inni nie panują nad wszystkim. Jedi robią, co chcą.
- Uważaj, co mówisz! Za coś takiego można by było wyrzucić cię z Zakonu.
- Ale...
- Skończmy temat - urwał rozmowę Kenobi.- Idę teraz do miasta. Rozejrzę się trochę. Ty w tym czasie sprawdź nasze pojazdy.
- Dobrze mistrzu.- odparł znudzony Skywalker.
Dara Sank długo czekała na taką chwilę. Właśnie teraz ujrzała przez makrolornetkę, że nauczyciel Skywalkera odchodzi w stronę miasta i zostawia ucznia samego. Z tego powodu wsiadła na swojego swoopa wyciągniętego z mini-ładowni jej statku i ruszyła w stronę Anakina. Użyła dość znanej i skutecznej metody ataku. Rozpędziła się i gdy była blisko, zeskoczyła z pojazdu, który poleciał dalej. Odwrócił on na chwilę uwagę osoby atakowanej.
Anakin zdziwił się bardzo, kiedy ciszę wokół niego zakłócił ryk silników swoopa. Chłopak spojrzał się w stronę pojazdu, który rozbił się o wydmę. Nagle jednak zmysł Jedi ostrzegł go przed atakiem. Włączył szybko swą broń i w ostatniej chwili zablokował cięcie miecza świetlnego napastnika. Zdziwił się, gdyż atakowała go dziewczyna, która na pewno nie była silniejsza od niego. Miała około siedemnastu lat, a z jej ciemnych oczu dało się wyczytać tylko jedną rzecz: ogromną chęć jego śmierci.
- Zginiesz Skywalker!- syknęła
- Miło mi, że znasz moje nazwisko - Anakin, choć nie odrywał klingi swego miecza od jej żółtego ostrza, miał nadzieję, iż ten atak, to tylko żart .- A ty jak się nazywasz?
- Głupcze! Nawet w chwili zagrożenia stroisz sobie żarty... Ale skoro chcesz wiedzieć... Nazywam się Dara Sank i jestem Lordem Sith. Ty za to szykuj się na śmierć!
Dziewczyna zaczęła atakować. Zadawała szybkie i dokładne ciosy. Skywalker wiedział już, że walczy z doskonałym szermierzem. Parował jednak cięcia z łatwością, gdyż i on przeszedł przez wiele pojedynków. Sank próbowała go zmylić, atakując z prawej. Zamachnęła żółtym ostrzem i robiąc obrót, cięła z lewej. Walka ta trwałaby pewnie długo, gdyby nie to, że Anakin w stosownym momencie pchnął mieczem i ugodził nim w nogę Dary. Ta z wrzaskiem padła na ziemię.
- No dalej! Zabij mnie! - krzyknęła z odwagą.
- Nie zrobię tego. Może uda się mi przeciągnąć cię na Jasną Stronę. Ale ty musisz też tego chcieć.
- Chyba żartujesz? Nigdy na nią nie przejdę! Prawdziwą potęgą jest strona mroku.
- To czemu przegrałaś?
- Przez nieuwagę...- przyznała po chwili.- Co ze mną zrobisz? Zabij mnie albo puść wolno.
- Idź.
- Co?- zdziwiła się dziewczyna.
- Idź.- powtórzył Skywalker.
- Przecież jestem Sithem... Już powinnam nie żyć.
- Robię wyjątek. Jesteś inna niż Sith, którego kiedyś spotkałem.
- Dziękuję...- Sank pierwszy raz w życiu powiedziała to do kogoś innego, niż do swego mistrza. I był to Jedi!
Dara z trudem wstała i podeszła do swojego swoopa. Podniosła go i sprawdziła, czy nadaje się do lotu. Potem nie odzywając się więcej do Anakina, odleciała.
Obi-Wan był już w bramie miasta, kiedy wyczuł zakłócenie Mocy. Gdy odwrócił się, zobaczył, jak Anakin walczy z kimś, kto posiada miecz świetlny o żółtej klindze. Ruszył biegiem w ich stronę. Na miejscu jednak spostrzegł, że napastnika już nie ma.
- Kto cię zaatakował?- spytał zdenerwowany.
- Dziewczyna nazywająca się Dara Sank. Jest Sithem.- Anakin był bardzo spokojny i dla zabicia wolnego czasu czyścił rękojeść swej broni Jedi.
- Gdzie jest teraz?
- Puściłem ją wolno...- chłopak zachowywał się wręcz, jakby nic nie zaszło.
- Co!?- Kenobi złapał się za głowę zdziwiony.- Jak mogłeś puścić wolno Sitha?
- A co? Miałem ją zabić?
- Tego nie powiedziałem...- Obi-Wan pokręcił przecząco głową.- Mogłeś ją ogłuszyć i związać.
- Łatwo powiedzieć.
- Anakinie... Nie poznaję cię. Zacząłeś zachowywać się nieznośnie. Kłócisz się i krytykujesz wszystko i wszystkich. A do tego te twoje wredne odzywki... Od tej pory będziesz robił tylko to, na co wyrażę zgodę.
Skywalker postanowił złagodzić trochę sytuację.
- Muszę pytać się o zgodę, kiedy idę do ubikacji? - uśmiechnął się do swego mistrza.
- Nawet wtedy - Obi-Wan spojrzał się na niego surowo.
Nagle obaj zaczęli się śmiać.
Kenobi i jego uczeń wybrali się do Mos Espy dwie godziny po tym, jak Anakina zaatakowała Dara Sank. Nie wiedzieli jednak, gdzie szukać przemytnika.
- Może zapytamy, czy nie wiedzą czegoś o nim?
- Kogo? Któregoś z przechodniów? Nikt nam nie powie takiej rzeczy... Trzeba to załatwić sposobem.
- To znaczy?- spytał Anakin nie rozumiejąc planu Obi-Wana.
- Pójdziemy do baru i popatrzymy na ludzi. Może uda nam się odróżnić przemytnika od reszty gości.
Obaj ruszyli w stronę niezbyt schludnie wyglądającej kantyny. Usiedli przy ladzie, zamawiając dwie porcje soku z kwiatu Ten’rua.
- Widzisz coś?- spytał Kenobi upijając łyk jasnozielonego napoju. Anakin rozejrzał się dookoła i nagle osłupiał.
- Mistrzu? Czy przy tamtym stoliku siedzi mężczyzna z długimi, czarnymi włosami, ubrany w białą koszulę?- spytał niedowierzając temu, co widzi.
- Tak, a co?
- To Ulker Gish. Myślałem, że zginął na Kamino.
- Pomyliłeś się. Chodź... Złapiemy go teraz.
Już mieli wstać, gdy zobaczyli dość dziwną sytuację. Do Gisha podszedł jakiś Rodianin i bez ostrzeżenia strzelił mu z blastera prosto w serce. Potem, jakby nigdy nic, odszedł.
- O co tu chodzi?- Anakin po prostu nie zrozumiał nic z tego wydarzenia.
- Nie wiem, ale masz już pewność, że ten przemytnik nie żyje.
Boba Fett śledził dwóch Jedi od czasu ich przybycia do Mos Espy. Jedynym jego marzeniem było ich zabicie. Zdecydował się, że użyje bomby. Grożąc użyciem detonatora ukradł od jakiegoś sprzedawcy przestarzałego robota typu R1. Przygotował wszystko i z zapalnikiem nastawionym na 3 minuty, wpuścił droida do baru. Sam stał w bezpiecznej odległości i czekał na wybuch.
Obi-Wan siedział dalej przy ladzie przyglądając się klientom. Każdy mógł być potencjalnym przemytnikiem, ale który był właściwym? Na to pytanie Kenobi nie znał odpowiedzi. Siedziałby tak pewnie długo, gdyby nie jego wrodzony talent do wykrywania niebezpieczeństwa. Wyczuł zagrożenie, gdy przejeżdżał koło niego robot typu R1.
- Uwaga, bomba! Nie zbliżać się! Niech wszyscy siedzą na swoich miejscach! - krzyknął.
- Trzeba ją szybko rozbroić.- Anakin przykucnął przy droidzie.
- Wiem.
Kenobi zdjął kopułę robota. Od razu zobaczył ładunek wybuchowy i dwa kable do niego podłączone.
- Który? Czerwony czy niebieski?- spytał szybko Anakin.- Zostało półtorej minuty. Obi-Wan zaczął się namyślać.
- Na szkoleniu mówili, że zazwyczaj odłącza się czerwony. Ale autor tej niespodzianki mógł o tym wiedzieć.
- Więc niebieski - Anakin już chciał wyrwać kabel, ale przerwał mu jego mistrz. - Nie! On chciał, żebyśmy tak myśleli. Wyrwij czerwony.
- Jesteś pewien mistrzu?
- Moc mi tak mówi. Wyrywaj!
Zegar się zatrzymał.
- Chodźmy na dwór, mój uczniu. Napastnik pewnie tam jest.
Wyszli na zewnątrz. Od razu rzucił im się w oczy uciekający chłopiec.
- Czy to on?- spytał Skywalker.
- Tak. To syn Jango Fetta. Spotkałem go na Kamino.
- A więc za nim. Nie ma czasu... Może nam uciec.
Obaj Jedi ruszyli w pościg. Boba uciekł im jednak na lądowisko i zamknął się od środka. - Może użyjemy mieczy świetlnych?- zaproponował Anakin.
- Nie warto. Zanim wejdziemy, on już wystartuje. Musielibyśmy zapłacić jeszcze za drzwi.
- To co robimy?
- Odlatujemy stąd. I tak nic tu nie znajdziemy.
Dara rozmyślała przez całą drogę. Zdziwiła się bardzo, kiedy Skywalker zamiast zabić, wypuścił ją. Co to oznaczało? Przecież Jedi byli od tysięcy lat wrogami Sithów. Ich wojny zbierały krwawe żniwo. A może tylko Anakin był inny. Był wybrańcem...
Myśli dziewczyny rozwiały się, gdy wyszła z nadprzestrzeni. Znowu była bezwzględnym wyznawcą nauk mroku. Przemykając pomiędzy wieżowcami Coruscant, doleciała do kryjówki jej mistrza. Z trudem wysiadła z „Przepowiedni śmierci”. Rana w nodze dawała się we znaki.
- Czy misja się udała?- Dara od razu rozpoznała, że pytanie zadał Darth Russ.
- Niestety, ale nie.
Sank wiedziała dobrze, że jej mistrz znał odpowiedź wcześniej, niż ją podała. Zapewne od razu odczytał to z jej głowy za pomocą Mocy.
- Próbowałam wywołać w Skywalkerze lęk. Strach podczas walki na miecze świetlne. On jednak okazał się lepszym szermierzem ode mnie... Gdy zranił mnie...- dziewczyna wskazała na ranę.- ...myślałam, że zginę z jego ręki. On jednak puścił mnie wolno.
- Jest inny od reszty Jedi - zauważył Russ.- Chciałby, aby wszyscy Sithowie wyrzekli się Ciemnej Strony Mocy. Sam jednak nie zdaje sobie sprawy, że blisko niej krąży... Chodźmy jednak do sali medycznej. Twoja rana musi się szybko zagoić...
Po kilku godzinach Dara wyszła ze zbiornika z Bactą. Rana zakrzepła zostawiając tylko strup. Dziewczynę zbadał robot medyczny. Potem Sank poszła do swego pokoju przebrać się. Niespodziewanie odwiedził ją Darth Russ.
- Jak się czujesz?- spytał z troską.
- Dobrze. Całe szczęście, że posiadamy własny mini-szpital.
Nagle oboje wyczuli czyjąś obecność. Na lądowisku stały dwie osoby dość silne Mocą.
- Mamy gości...- odezwał się mistrz Dary.
Po chwili Russ i jego uczennica byli już w hangarze. Zdziwili się bardzo, gdyż nie ujrzeli Jedi, a Sithów... Byli to Hrabia Dooku i jego mistrz.
- Po co tu przybyliście?- mistrz Dary spytał wściekle.
- Chcemy załatwić ważną sprawę. W galaktyce nie może być słabych Władców Ciemnej Strony. Wy jednak niewątpliwie do nich należycie.
Powietrze przeszyły jednocześnie trzy ostrza: żółte należące do Sank, pomarańczowe Russa i czerwone Dartha Tyranusa. Tylko Sidious nie włączył broni. Po chwili Dara ruszyła biegiem na Dooku. Jej mistrz zaczął podchodzić do jedynego, nie walczącego Sitha. Tamten ani drgnął, dopóki Darth Russ nie zbliżył się do niego na dwa metry. Nagle z jego dłoni wydobyły się błyskawice. Natrafiły na przeszkodę- pomarańczową klingę.
- Widzę, że dzięki broni udało ci się zblokować mój atak... A co zrobisz...- Sidious używając Mocy, wyrwał z ręki miecz przeciwnika.- ...kiedy nie będziesz jej miał?
Powietrze przeszyły kolejne błyskawice, tym razem raniące śmiertelnie mistrza Dary. Dziewczyna wrzasnęła i z wściekłością zaczęła atakować Tyranusa. Nie miała z nim jednak najmniejszych szans, gdyż należał on do najlepszych szermierzy w galaktyce. Po chwili Dooku zranił ją w rękę. Dziewczyna wykorzystała ostatnią szansę przeżycia. Wzmacniając swój skok, ominęła przeciwnika i biegiem ruszyła do swego pojazdu. Darth Tyranus już próbował ruszyć za nią, ale powstrzymał go Sidious.
- Przygotowałem się na taką ewentualność. Poczekaj...
Po kilku minutach od odlotu dziewczyny odezwał się komunikator przypięty do pasa Dooku
. - Panie! Przejęliśmy jednostkę typu AS-149. Co mamy zrobić z jej pasażerem?
Hrabia uśmiechnął się do swego mistrza.
- Zagwarantujcie jej dokładne czyszczenie pamięci. Potem dostarczcie ją na mój osobisty niszczyciel. Przejdzie ona ponowne szkolenie...
- Tak jest!
Anakin i jego mistrz chyba nie mieli dziś szczęścia. Po pojedynku z Darą Sank mało co nie zostali zabici przez bombę. Mając nadzieję na spokojny lot, wystartowali z Tatooine. Niestety tuż po opuszczeniu atmosfery napotkali kolejną przeszkodę - niszczyciel gwiezdny z emiterami promieni ściągających. Najprawdopodobniej należał do Separatystów, ponieważ natychmiast nakierował na nich swą wiązkę. Nie mając szans na ucieczkę, wylądowali w jednym z hangarów w tym olbrzymim statku. Ich zdziwienie było ogromne, gdyż na płycie lądowiska nie było nikogo. Wysiedli z Jedi Starfighterów i nie czekając na zaproszenie, ruszyli w stronę jedynych drzwi. Weszli do jasno oświetlonego korytarza. Po dwóch, może trzech minutach natrafili na jego rozwidlenie.
- Co robimy, mistrzu?
- Obejrzyj ten po lewej. Ja zobaczę prawy.
Niemalże od razu, gdy stracili siebie z oczu, zamknęły się za nimi grodzie.
- Anakinie! Słyszysz mnie?- krzyknął Kenobi.
Nie otrzymał jednak odzewu. Prawdopodobnie ściany były dźwiękoszczelne. Nie mając drogi powrotnej ruszył przed siebie. Skywalker zrobił tak samo.
Obi-Wan nie zdążył nawet czegoś powiedzieć, gdy okazało się, że wpadł w doskonałą pułapkę. Był okrążony przez mniej więcej czterdzieści Super Battle Droidów. Tuż za nimi stał Hrabia Dooku.
- Witam mistrzu Kenobi. Cóż za niespodzianka...
- Chyba większa dla mnie, niż dla ciebie - Jedi zachował spokój.- Czego ode mnie chcesz?
- Czego? Otóż chcę, abyś zobaczył, jak twój uczeń popełnia druzgocący błąd. Jak jedna jego decyzja może zaważyć na losach galaktyki... Proszę za mną.
Dooku, Obi-Wan i droidy przeszli do następnej sali. Kenobi od razu ujrzał ogromny ekran, na którym widać było jego ucznia.
Skywalker szedł spokojnie korytarzem. To co jednak ujrzał, zdziwiło go bardzo. Stało przed nim dwóch identycznych ludzi, a byli oni jego mistrzem! Jeden trzymał drugiego za ręce, tak by tamten nie mógł się ruszać.
- Pomóż mi Anakinie!- krzyknął ten uwięziony.
- Nie! To ja potrzebuję pomocy. Musimy go zabić - powiedział ten drugi.
Padawan był zdezorientowany. Co miał zrobić? Którego się pozbyć. Nagle jednak zaświtało mu coś w głowie. Jego mistrz nigdy nie zabiłby kogoś niepotrzebnie! Wolałby związać klona, niż skrócić jego życie. Skywalker wyjął szybko miecz i zabił tego fałszywego Obi-Wana.
- Dobrze zrobiłeś, mój uczniu - Kenobi poklepał go po ramieniu.
- Jak rozpoznałeś, że ja jestem tym właściwym?
- Przypomniał mi się twój stosunek do każdego, kogo złapiesz - chłopak uśmiechnął się lekko.
- Aha... Po drodze znalazłem konsoletę, która otworzyła drzwi i wyłączyła promienie ściągające. Mamy wolną drogę. Wracajmy.
Prawdziwy Obi-Wan stał dalej pilnowany przez grupę SBD. Patrzył z przerażeniem, jak jego uczeń odchodzi z klonem.
- Jak widzisz mistrzu Kenobi, twój padawan nie domyślił się nawet, że oba te osobniki mogą być klonami. Teraz nic mnie nie powstrzyma. Anakin odleci stąd wraz ze swoim fałszywym mistrzem i przez niego przejdzie na Ciemną Stronę. Tobie daję jednak wybór. Jeśli chcesz, dołącz do mnie. Inaczej zginiesz.
- Nigdy do ciebie nie dołączę, Dooku!
- A więc... Żegnaj!- Hrabia odwrócił się do jednego z robotów. Zabijecie go, jak odejdę. Najpierw jednak niech obejrzy odlot swego ucznia.
- Tak jest!
- Co zamierzasz teraz zrobić?- spytał Kenobi.
- Ja? Powiem ci, bo i tak zaraz zginiesz. Właśnie przygotowywany jest atak na Kamino- wasze jedyne źródło klonów.
Sith wyszedł pozostawiając Obi-Wana sam na sam z robotami. Kenobi nie próbował nawet chwycić swego miecza za pomocą Mocy. Wysłał za to myślowy komunikat w stronę swego ucznia.
Skywalker usłyszał w swej głowie głos.
- Mówiłeś coś mistrzu?- spytał idącego koło niego mentora.
- Nie...
„Anakinie! To jest klon!”
Tym razem chłopak spróbował odpowiedzieć myślowo.
„Czemu mówisz do mnie myślowo mistrzu?”
„Ten osobnik, który idzie koło ciebie, to klon. Ja jestem uwięziony.”
„Jak mogę ci uwierzyć?”
Kenobi miał naprawdę spory problem. Jak miał przekonać swego ucznia? Nagle przypomniało mu się coś...
„Ten klon nie ma miecza świetlnego...”- powiedział w myślach.
Zobaczył na ekranie, jak Anakin powala jego replikę jednym ciosem i rusza do prawego korytarza. Na jego szczęście SBD nie ujrzały tego.
Po chwili jego padawan był już w środku tego pomieszczenia i rozprawił się z grupą robotów.
- Wszystko dobrze, mistrzu?
- Ze mną tak. Ale niedługo nie będzie można tego powiedzieć o galaktyce. Dooku chce zaatakować Kamino!
- Co!? Musimy ich ostrzec...
- Nie zdążymy na czas... Szybko! Do naszych pojazdów. Nadamy z nich wiadomość. Obaj ruszyli biegiem na lądowisko.
- R4, nadawaj na Coruscant do siedziby Rady - powiedział szybko Kenobi.
Robot tylko zaświergolił. Po paru sekundach oczom obu Jedi ukazał się Yoda.
- Mistrzu! Hrabia Dooku chce zaatakować Kamino!
- Spokojnie Obi-Wanie. Wiemy o tym. Nasze patrole wykryły przez przypadek jeden z niszczycieli. Wysłaliśmy całą flotę w tamte okolice.
- Całe szczęście... Co mamy robić, mistrzu?
- Też tam udajcie się. W walce naszym pomóżcie.
- Dobrze. Już lecimy.
Połączenie zostało zakończone.
- Chodź Anakinie. Na nas już czas.
Kenobi i jego uczeń wyskoczyli z nadprzestrzeni po kilku godzinach drogi. Od razu ich oczom ukazał się obraz przerażającej bitwy. Tysiące promów desantowych, Jedi Starfighterów, a także innych pojazdów walczyły z armią stworzoną przez Dooku. Obi-Wan skręcił nagle w prawo i znalazł się na ogonie Droid Starfightera. Zestrzelił go podwójną wiązką laserową. Anakin za to znalazł sobie inny cel. Ujrzał Solar Sailera- statek hrabiego zmierzający do jednego z niszczycieli gwiezdnych. Przyspieszył do maksimum i po chwili miał Dooku na celowniku.
- Mistrzu? Słyszysz mnie?- Skywalker powiedział do mikrofonu wmontowanego w jego kask.
- Tak. O co chodzi?- głos Kenobiego był nieco zniekształcony, ale zrozumiały.
- Właśnie nadszedł czas zakończyć tą bezsensowną wojnę.
Obi-Wan zrozumiał, o co chodzi Anakinowi, kiedy ujrzał jego statek. Chłopak był już gotowy do strzału.
Darth Sidious stał na tarasie jednego z licznych wieżowców na Coruscant. Miał zamknięte oczy i dzięki Mocy widział cały przebieg walki na Kamino. Jego uwaga skupiła się na Skywalkerze. Ścigał on Dooku. Sith jednak nie chciał śmierci swego ucznia. Bynajmniej na razie nie była potrzebna. Postanowił więc sam powstrzymać Anakina.
„Nawet tego nie wiesz młody Jedi, ale należysz już do mnie!”- Sidious wysłał tą myślową wiadomość wprost do ucznia Obi-Wana.
Skywalker chciał nacisnąć przycisk uwalniający torpedy protonowe, ale nie wiedzieć czemu nie mógł tego zrobić.
- Anakinie? Czemu nie strzelasz?- spytał Kenobi.
- Nie warto. Dooku jeszcze się przyda.- odparł padawan.
- Co ty pleciesz? Strzelaj!
Chłopak może i strzeliłby, ale nie zdążył. Hrabia skręcił raptownie w lewo i skoczył do nadprzestrzeni.
Jakiś czas po tym było już po wszystkim. Obi-Wan i jego uczeń stali razem na płycie lądowiska.
- Czemu nie strzeliłeś?
- Nie mogłem... Coś mnie przed tym zatrzymywało.
- Jak to?
- Zdawało mi się przez chwilę, jakbym słyszał jakiś głos. Zły głos. Potem nie mogłem się poruszyć.
- Dziwne... Nie zmienia to jednak faktu, że jedyna szansa na zakończenie wojny przepadła...
- I co mistrzu? Możemy dalej poszukiwać tego zamachowca?
Obi-Wan spojrzał na ucznia. Przed chwilą rozmawiał z Radą Jedi i wiedział, ze jej decyzja nie spodoba się Anakinowi.
- Nie.- odpowiedział spokojnie, podchodząc do padawana.
- Czemu?- chłopak spytał lekko zdziwiony.
- Jest za mało Jedi, aby zajmować się takimi sprawami... To robota Gwardii Kanclerza. - Rada nie rozumie powagi sytuacji!- wybuchnął Skywalker.- Czy przemyśleli chociaż wszystko?
- Oczywiście... Nie ufasz mistrzom?
- Przestali dbać o dobro innych! Myślą tylko o sobie!
- Uspokój się Anakinie. Przez swoja agresję krążysz blisko Ciemnej Strony Mocy.
- Ja mam się nie wściekać? Chodzi o życie Kanclerza... ktoś chciał zabić go przez podłożenie bomby...
- Widzę, że ufasz bardziej jemu, niż Radzie.
- Nie przeczę... Jest wiarygodniejszy...
- To doskonały polityk i jego działania nie są jednoznaczne. Wszystko idzie na jego korzyść.
- Widzę, że ty też nie jesteś po mojej stronie - Anakin odwrócił się w stronę drzwi.- Muszę więc działać sam.
Skywalker ruszył pewnym krokiem do windy.
- Zaczekaj!- Kenobi krzyknął z nadzieją, że padawan zatrzyma się. Tak się jednak nie stało.
Niespodziewanie na korytarz wyszli mistrzowie Yoda i Windu.
- Co się stało Obi-Wanie?- spytał zdziwiony Mace.
Zamiast Kenobiego, odpowiedział Yoda.
- Młody Skywalker sam działać zaczął. Nie popiera decyzji naszych. Przez swój gniew sam sobie zaszkodzi.
Nagle Obi-Wan poczuł coś na swym ramieniu. Jakby dotknięcie czyjejś dłoni. Lekkie mrowienie spowodowane przez Moc.
- On jest wybrańcem!- mentor Anakina usłyszał głos swego mistrza, Qui-Gona. Głos jakby z zaświatów...
- Coś się stało?- Windu spojrzał zaniepokojony na Kenobiego.
- Nie... Po prostu zdawało się mi, jakbym słyszał głos mojego nauczyciela.
- Mistrza Qui Gona słyszałeś...- Yoda westchnął.- Mi też kiedyś zdarzyło się to.
- Co to oznacza?
- Nie wiem, ale dzięki Mocy zmarłych prawdopodobnie słyszymy... Dziwne rzeczy dzieją się. Zbadać to musimy.
- Co mam robić?- spytał Kenobi nieco zaintrygowany całą tą sprawą.
- Za Skywalkerem udaj się. Nakłoń go, aby przyszedł porozmawiać z Radą. Inaczej jego działanie zgubi go...
Gniew, lęk, agresja... Ciemną Stroną Mocy są one...
26.07.2003
Paweł “Fett” Borawski, korekta: Sebastian "Sebastiannie" Rakowski
OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 5,50 Liczba: 4 |
|
Edi2004-10-27 23:42:06
Fajne opowiadanie tylko zrobiłeś błąd z tymi klonami Obi-Wana.1O/1O
Taag Bha Den Fell2004-07-13 10:40:32
W ogóle mi sie nie podoba, nie chce źle oceniać.
Fade2004-02-23 17:22:41
szybko zmieniasz wydarzenia, nie opisujesz dokładnie, nie dla mnie
Mistrz Fett2003-12-14 13:55:31
"Chronologiia wydazen jest niezachowana, np. 2 rozdzial, powinien byc pierwszym, no bo jakim cudem Obi-Wan lecial tydzien z jednego punktu Coruscant w drugi?"
A czy jest powiedziane, że tyle lecial?
"I mi osobiscie zabrakło ciekawszych opisów otoczenia, walk, czy chociazby dialogów :) Np starcie Anakina z Ciemną Jedi. Troche za proste :) "
Od początku zapowiadalem tą nowelkę jako pełną akcji. Nie nastawiałem się na dialogi, opisy itp....
Calsann2003-12-10 23:52:15
10! 10!! 10!!! Trafiłeś do mnie! to opowiadanie jest super! Lekko się czyta i... to mój ulubiony okres... ;) ( a moim ulubionym okresem jest okres przedimperialny ) ;)
dualsaber2003-09-24 18:24:22
super
obisk2003-09-23 10:24:21
fajne 7
Darth Fizyk2003-09-10 19:09:39
Hmmm, lubię długie opowiadania, ale to, tak jak pisal Anor, za duzo Akcji w tak krotkim fragmencie.
Chronologiia wydazen jest niezachowana, np. 2 rozdzial, powinien byc pierwszym, no bo jakim cudem Obi-Wan lecial tydzien z jednego punktu Coruscant w drugi?
I mi osobiscie zabrakło ciekawszych opisów otoczenia, walk, czy chociazby dialogów :) Np starcie Anakina z Ciemną Jedi. Troche za proste :)
Asia2003-08-30 15:10:26
hm....jak dla mnie, zbyt wiele akcji, a mało istotnej treści, patrzysz na świat trochę zewnętrznie...
Wilaj2003-08-25 16:13:02
Jestem pierwszym, który wystawia komentarz. Samo opowiadanie bardzo mi się podobało, ale...
Uważam, że wszystko to jest razem takie sklejone. Dooku w Coruscant, Boba w Coruscant, Aurra w Coruscant. Za dużo takich dziwnych zbiegów okoliczności.
Drugie, ataki na adademię Jedi.
Też dziwnym zbiegiem jednego dnia dwa ataki na świątynie. Co jeszcze...Z tego co wiem to tylko Anakin nosił ciemny strój, a ta Dara Sank zabiła przed świątynią adepta, który też nosił ciemne ubrania. Z klonami też tak trochę przesadzileś. Np. Żeby zklonować Obi-Wana sam Obi-Wan musi poddać się jakimś eksperymentom... nie można chyba klonować znając tylko tą osobę. Po trzecie i ostatnie. Uważam, że ten fan-fic mógłby być tak trochę wyciętymi scenami z epizodu 3. Niektóre zdarzenia uważałem dotychczas, że mogą pojawić się w E3, a tu się pojawiły...