Chciałbym podziękować Sebastianowi Rakowskiemu, znanemu wszystkim jako Sebastiannie... Poprawił on całą Jedyną szansę i to dzięki niemu nauczyłem się kilku nowych rzeczy na temat pisania. Mam nadzieję, że tekst spodoba się wszystkim i zostanie przyjęty ciepło.
PROLOG
Galaktyka. Nieskończona przestrzeń, w której na niezliczonych planetach mieszkają najróżniejsze rasy. Rasy różnorodne: gotowe zabijać i niszczyć, aby zdobyć władzę oraz spokojne i pokojowe, dążące do dobrobytu innych. Od dawnych czasów galaktyka zjednoczona była dzięki Republice. Przedstawiciele tysięcy układów gwiezdnych razem głosowali w Senacie, w celu ustalania nowych zasad i praw. Niestety kilka lat temu powstał Związek Separatystyczny, który zaczął nakłaniać coraz to więcej systemów planetarnych do sojuszu przeciw rządom republikańskim.
Nawet Jedi nie mogli nic na to poradzić. W końcu doszło do wojny, która znacznie osłabiła Zakon. Choć kilkudziesięciu Rycerzy z pomocą klonów wygrało na Geonosis, to upadek Republiki zbliżał się nieubłaganie. Batalia ta zapoczątkowała Wojny Klonów.
A wszystko to spowodowane było żądzą władzy jednego człowieka. Nazywał się on Palpatine. Ze zwykłego senatora został, po wielu latach, kanclerzem. Był zarazem nie tylko dobrym politykiem, ale i aktorem. Przekonał niemal każdego, że tak kocha Republikę, iż poświęciłby dla niej życie. W wyniku kryzysu otrzymał władzę absolutną. Dzięki temu działał na swą korzyść i sprawiał, że Republika jeszcze bardziej ginęła w sporach i potyczkach z Separatystami.
Mało kto wiedział, iż kanclerz Palpatine miał drugą osobowość. Tak naprawdę był Mrocznym Lordem Sith, zwanym Darthem Sidiousem. Używając Ciemnej Strony Mocy uniemożliwiał Jedi odczytywanie przyszłości. Poza tym wyszkolił na Lordów Sith dwie osoby. Pierwszą z nich był Darth Maul, mężczyzna z rasy Zabraków. Cechą charakteryzującą go, była wytatuowana w różne linie twarz. Maul używał miecza świetlnego o podwójnym, czerwonym ostrzu. Ten obcy zabił jednego z najlepszych Jedi - Qui-Gona Jinna; Drugą osobą był Hrabia Dooku, zwany też Darthem Tyranusem. To właśnie on założył Związek Separatystów. Przedtem jednak służył w szeregach Jedi i wprowadził wyżej wspomnianego Qui-Gona w tajniki Mocy. Po pewnym czasie opuścił Zakon i przeszedł na Ciemną Stronę Mocy. Służył Palpatine’owi, a jego polecenia wykonywał dokładnie i bez sprzeciwów.
Podczas bitwy na Geonosis Hrabia Dooku zdradził Obi-Wan Kenobiemu, że Senatem rządzi Sith. Gdy Jedi uwolnił się i pomógł towarzyszom, a także armii klonów, wygrać tę potyczkę, powiadomił Radę Jedi o tym, co powiedział Tyranus. Od tamtej chwili mistrzowie Zakonu uważnie śledzili senatorów i próbowali znaleźć Sitha. Nie wiedzieli jednak, że znają go bardzo dobrze i że jest on tak blisko...
Rozdział I
Obi-Wan Kenobi, mistrz Jedi i mentor Anakina Skywalkera, przesiadywał w swym pokoju umieszczonym na jednym z dolnych pięter budynku Zakonu na Coruscant. Pomieszczenie to nie wyróżniało się niczym szczególnym spośród wszystkich innych pomieszczeń w budowli. Było ciemno udekorowane i oprócz łóżka, szafy na ubrania i biurka z krzesłem, nie znajdowało się tu nic. Jedi pracował właśnie nad swoim nowym mieczem świetlnym. Poprzedni stracił na Geonosis, kiedy został zatrzymany przez Hrabiego Dooku. Co prawda od owej bitwy minęło już ponad dwa miesiące, ale Kenobi, ze względu na często przydzielane misje, nie miał czasu na budowę nowego miecza. Używał więc standardowego i mniej wygodnego w zastosowaniu modelu treningowego. Dopiero ostatnio poprosił mistrza Yodę o kilka dni „wolnego”. Ten zgodził się, a Obi-Wan, nie zwlekając, pracował całymi dniami.
Dziś właśnie mijał jedenasty dzień pracy nad bronią. Zajęcie to było procesem skomplikowanym i niezwykle długim. Na szczęście Jedi już skończył. Właśnie dokręcił ostatnią śrubę i wziął miecz do ręki. Wcisnął przełącznik umieszczony na rękojeści i powietrze przeszyła błękitna klinga. Kenobi zamyślił się przez chwilę. Rozważał to, co wydarzyło się w ostatnim czasie. Wiedział, że Anakin związał się uczuciowo z Padme. Poza tym nieraz nie wykonywał poleceń Kenobiego w taki sposób, w jaki mistrz sobie tego życzył. Jedi zdawał sobie sprawę, że popełnił jakiś błąd w szkoleniu.
Owe rozmyślania Obi-Wana przerwało pykanie komunikatora. Jedi zgasił miecz i podszedł do biurka. Wcisnął przycisk i jego oczom ukazał się hologram Mace’a Windu.
- Witaj, Obi-Wanie.
- Witaj, mistrzu.
- Czy udało ci się ukończyć prace nad mieczem świetlnym?
- Tak. Właśnie skończyłem.
- Dobrze... Niestety... Musisz już zakończyć odpoczynek. Przybądź szybko do siedziby Rady. Otrzymaliśmy ważny komunikat.
- Dobrze. Już idę.
Obi-Wan przypiął nowy miecz do pasa i założył swój płaszcz Jedi, następnie wyszedł i ruszył długim korytarzem w stronę windy. Nie wiedzieć czemu, miał jakieś złe przeczucia co do tej nowej wiadomości.
W końcu stanął przed drzwiami. Te automatycznie otworzyły się i Kenobi po chwili ujrzał Radę Jedi, w bardzo zdekompletowanym składzie. Większość mistrzów brała bowiem czynny udział w toczącej się wojnie, prowadząc do boju siły Republiki. Dzisiejszego dnia w sali siedzieli tylko: Yoda, Mace Windu i Ki-Adi-Mundi.
- Witaj, Obi-Wanie - zwrócił się Yoda do Kenobiego.
- Witajcie mistrzowie... Czy ten komunikat, o którym powiedział mi mistrz Windu pomoże nam w odnalezieniu Sitha w Senacie?
- Częściowo tak i częściowo nie - odparł szybko Windu. - Dowiedzieliśmy się od naszych wywiadowców, że sam Hrabia Dooku właśnie przebywa na Coruscant.
- Na Coruscant... - powtórzył Kenobi, śledząc w myślach tok rozumowania mistrza.- On zapewne powiedziałby nam, kto jest Sithem. Kiedy wyruszymy, aby go pojmać?
- Właśnie... Wyruszamy zaraz.
- My, to znaczy...?- zapytał Obi-Wan.
- Ty, ja i mistrz Mundi. Mistrz Yoda wesprze nas nieco później, najpierw załatwi nam wsparcie w postaci oddziału klonów. Myślę, że mogą być potrzebne.
- A więc chodźmy!- powiedział Kenobi i pod pewnym względem zadowolony, wyszedł wraz z trojgiem mistrzów i ruszył na lądowisko Jedi Starfighterów. Miał nadzieję, że w końcu Hrabia Dooku wpadnie w ich sidła.
Rozdział II
Boba Fett był zaledwie jedenastoletnim chłopcem, który przeżył tragedię. Dwa miesiące temu stracił ojca - Jango Fetta, najlepszego spośród łowców nagród. Nie miał matki i wiedział dobrze, że był klonem swego taty. Strata była więc tym bardziej bolesna. Od pewnego czasu chodził mu po głowie dość szalony pomysł. Dziś postanowił wprowadzić go w życie. Chciał zemścić się i zabić mordercę ojca. Przygotował swój pojazd - Slave’a I i wyruszył na Coruscant, do Hrabiego Dooku.
Człowiek ten dawniej był Mistrzem Jedi. Zawładnęła nim jednak Ciemna Strona Mocy i Dooku został uczniem niejakiego Sidiousa. Boba szczerze mówiąc nie interesował się za bardzo przeszłością Hrabiego. Chciał się dowiedzieć, jak miał na imię i nazwisko Jedi, który zabił Jango. Bez większych problemów dowiedział się, że był to Mace Windu. - Mace Windu - powtórzył po Dooku Boba.
- Tak. To mistrz Jedi. Bardzo potężny. Na twoim miejscu poważnie bym się zastanowił, zanim wyruszyłbym, by go zabić. Widziałeś, co zrobił z twoim ojcem. To samo będzie z tobą .
- Dużo ćwiczyłem. Jestem bardzo dobry w walce, ale...
- Ale co? - spytał Sith.
- Potrzebuję treningu z mieczem świetlnym.
- Co?!- krzyknął zdziwiony Dooku.
- Zamierzam przebrać się za adepta Jedi. Aby dobrze zagrać, będę musiał umieć wykonać kilka ciosów mieczem świetlnym.
- No nie wiem - stwierdził Hrabia. – Miecz świetlny to nie zabawka, jest bardzo niebezpiecznym orężem, a żeby nim poprawnie władać, większość Jedi musi ćwiczyć latami...
- Proszę!- nie dawał za wygraną Boba. - Mój ojciec długo ci służył, ale nic za to nie dostał. Jako zapłatę chcę właśnie treningu. Jestem jego synem i jedynym krewnym, więc coś mi się należy.
- Nie wiem...- Hrabia zamyślił się chwilę.- Nie jesteś uzdolniony, jeśli chodzi o Moc. - Nic nie szkodzi. Wiem, że aby wykonać proste ciosy mieczem, nie trzeba mieć zdolności - Boba uśmiechnął się lekko wiedząc, że Sith nie będzie miał już wymówek. - Dobrze...- odpowiedział po chwili Dooku.- Ale musimy zacząć już dziś. Nie mam za wiele czasu.
- Wiem.
Czas na treningu władania mieczem mijał szybko. Ponieważ Boba nie miał własnego miecza, Hrabia użyczył mu swego. Po tygodniu Fett znał już podstawowe ciosy, które nie wymagały zastosowania Mocy. Po jednym z wieczornych treningów podszedł do Hrabiego. - Na mnie już czas, Hrabio Dooku.
- Wiem... Powiedz mi tylko jedną rzecz... Skąd weźmiesz miecz świetlny?
- Ukradnę - Boba uśmiechnął się złowieszczo i ubierając się ruszył w stronę Slave’a I . Gdy wchodził na pokład, Dooku krzyknął:
- Boba! Nie chciałbyś się przyłączyć do organizacji Separatystów?
- Nie... Już mój ojciec źle na tym wyszedł. Co prawda jestem jego klonem, ale nie znaczy to, że muszę powielać jego błędy.
- Jak zamierzasz pokonać mistrza Windu?
- Wykorzystam to, czego nauczył mnie tata i czego nauczyłem się sam - Boba odwrócił się w stronę ładowni statku - Żegnaj Hrabio Dooku. Zapewne jeszcze się spotkamy. - Zapewne...- powiedział do siebie Sith.
Boba usiadł na fotelu, włączył silniki, uniósł statek z powierzchni lądowiska i odleciał. Nie opuszczał jednak planety. Na Coruscant mieszkała jego znajoma - Aurra Sing. Potrzebował jej pomocy.
Rozdział III
Anakin Skywalker, młody adept Jedi i uczeń Obi-Wana, przebywał właśnie na Nar Shaddaa. Kiedyś pragnął samodzielnych zadań. Teraz zmienił zdanie. Tak naprawdę wolałby, gdyby jego mistrz był teraz przy nim. Księżyc stanowił miejsce nieprzyjazne zarówno dla osób z innych światów, jak i dla jego bardziej stałych rezydentów. Noc nigdy się tu nie kończyła, a miliony wież, budynków i drapaczy chmur, tworzyły tzw. Pionowe Miasto albo, jak mawiali złośliwi, „Małe Coruscant”. Miasto to było miejscem, w którym setki gangsterów załatwiało swe sprawy, a wszelkiej maści przemytnicy zajmowali się ładowaniem lub sprzedawaniem przewożonych przez siebie nielegalnych towarów.
Właśnie. Nielegalne towary. Anakin nienawidził takich zadań. Zamiast poszukiwać Dooku, szukał dziury w całym. Miał znaleźć przemytnika imieniem Ulker Gish i przyprowadzić go przed Radę Jedi. Podobno człowiek ten przewoził części do droidów Separatystów.
Jedi nie wiedział nawet, gdzie zacząć poszukiwania. Przyszedł mu do głowy jednak pomysł, że informacje na temat Gisha może znaleźć w jednym z licznych barów. Skywalker zaszedł do nawet schludnie wyglądającej knajpki i usiadł przy barze.
- Co podać?- zapytał kelner. Był to Twi’lek o ciemno-czerwonej skórze.
- Sok z grothów.
Kelner po chwili podał napój.
- Proszę...
- Dziękuję...- kelner odwrócił się, ale Anakin zaczął zadawać pytania- Gdzie znajdę człowieka imieniem Ulker Gish?
- A co ja informacja turystyczna?
- Może i nie, ale...- chłopak wyciągnął na ladę miecz świetlny- nie mam ochoty się z tobą kłócić... Powiesz, czy nie?
- Widzę, że mamy tu Jedi. Oczywiście, że odpowiem na pytania... Ten człowiek zagląda tu nieraz. Ostatnio jednak go nie widywałem. - Gdzie mogę go znaleźć?
- Tego niestety nie wiem. Ale tamten może wiedzieć.- Twi’lek wskazał na kąt knajpy, w którym siedział olbrzymi Wookiee.- Radzę jednak z nim nie zadzierać. Jest bardzo... nerwowy.
- Postaram się zapamiętać.
Anakin wypił resztkę soku i ruszył w stronę obcego.
- Witaj. Jestem Anakin Skywalker, rycerz Jedi.
- Czego?!- wrzasnął Wookiee.
- Szukam niejakiego Gisha... Znasz go?
Obcy poruszył się niespokojnie
- Nie.- odpowiedział po chwili.
- Nie kłam. Moc mi mówi, że blefujesz.
- Togrim ci nie powie. Togrim cię zabije, jeśli ty będziesz dalej tu stawał.- Wookiee mówił dość niepoprawnym językiem wspólnym.
Anakin włączył miecz świetlny i czubek klingi podstawił pod gardło Togrima.
- No dobrze. Powiem. Togrim powie, tylko weź ta broń.
Jedi zabrał broń i wyłączył ją, po czym przypiął do pasa. Nagle Wookiee zeskoczył z krzesła i zaczął uciekać w stronę drzwi. Anakin ruszył za nim w pogoń. Wypadł z baru i zaczął biec przed siebie jakimś mrocznym tunelem. Gdy doszło do skrzyżowania, Togrim nie wybiegł do miasta, a ruszył w stronę platform lądowniczych. W końcu Skywalker dobiegł do lądowiska, na którym stał tylko ścigany Wookiee i jego statek. Tak bynajmniej myślał Anakin. Nie wiedział, że była tu jeszcze jedna osoba. Osoba, która właśnie uderzyła Jedi czymś twardym w głowę.
Chłopak obudził się związany. Znajdował się w jakimś pomieszczeniu, które było prawdopodobnie magazynem lub garażem. Nie miał przy pasie miecza świetlnego. Po chwili podszedł do niego Wookiee.
- Zachciało się Jedi’owi ścigać Togrima. Nieładnie. Nieładnie.
- Puść mnie, a nic ci nie zrobię.
- To ja mieć twa broń. Ty więzień. Ja pan.
Nagle do pokoju wszedł wysoki człowiek. Miał długie, czarne włosy. Nosił białą koszulę, czarne spodnie i buty pod kolana. Do pasa przypięty miał blaster. - Jak się nazywasz Jedi?- spytał.
- Nazywa się Ankin Skylker.- odparł Wookiee.
- Anakin Skywalker...- poprawił go chłopak.- A kim ty jesteś?
- Jestem Ulker Gish i to mnie, o ile dobrze wiem, szukasz.
- Tak. Odpowiedz mi na parę pytań. Czemu pomagasz Separatystom?
Człowiek nie namyślał się długo. Odpowiedział szybko bawiąc się jakimś kluczem hydraulicznym
- Jest to po prostu opłacalne. Dają dużo, za łatwą robotę.
- Jeszcze jedno. Gdzie można znaleźć Hrabiego Dooku?
- Nie mogę powiedzieć.
- Czemu?
- Wolę być... ubezpieczony. Togrimie... Zajmij się nim.
- Z przyjemnością.
Ulker wyszedł z pomieszczenia, a Wookiee włączył miecz Anakina.
- Teraz Jedi poznasz swoją broń naprawdę blisko.
- Nie liczyłbym na to.
Skywalkerowi udało mu się rozwiać więzy za pomocą Mocy. Wstając, wykonał skok z obrotem nad Togrimem i zabrał mu miecz. Wbił go prosto w serce obcego. Ten padł martwy na ziemię.
Chłopak wyszedł z pomieszczenia. Okazało się, że znalazł się z powrotem na tym samym lądowisku. Gish zobaczył go z kabiny statku i zaczął włączać silnik. Schował rampę, aby Jedi nie mógł wejść na pokład. On jednak nie miał takiego zamiaru. Gdy pojazd odlatywał, Anakin rzucił nadajnik.
Zadowolony z przebiegu wypadków, Skywalker ruszył do swojego Jedi Starfightera.
Galaktyka. Nieskończona przestrzeń, w której na niezliczonych planetach mieszkają najróżniejsze rasy. Rasy różnorodne: gotowe zabijać i niszczyć, aby zdobyć władzę oraz spokojne i pokojowe, dążące do dobrobytu innych. Od dawnych czasów galaktyka zjednoczona była dzięki Republice. Przedstawiciele tysięcy układów gwiezdnych razem głosowali w Senacie, w celu ustalania nowych zasad i praw. Niestety kilka lat temu powstał Związek Separatystyczny, który zaczął nakłaniać coraz to więcej systemów planetarnych do sojuszu przeciw rządom republikańskim.
Nawet Jedi nie mogli nic na to poradzić. W końcu doszło do wojny, która znacznie osłabiła Zakon. Choć kilkudziesięciu Rycerzy z pomocą klonów wygrało na Geonosis, to upadek Republiki zbliżał się nieubłaganie. Batalia ta zapoczątkowała Wojny Klonów.
A wszystko to spowodowane było żądzą władzy jednego człowieka. Nazywał się on Palpatine. Ze zwykłego senatora został, po wielu latach, kanclerzem. Był zarazem nie tylko dobrym politykiem, ale i aktorem. Przekonał niemal każdego, że tak kocha Republikę, iż poświęciłby dla niej życie. W wyniku kryzysu otrzymał władzę absolutną. Dzięki temu działał na swą korzyść i sprawiał, że Republika jeszcze bardziej ginęła w sporach i potyczkach z Separatystami.
Mało kto wiedział, iż kanclerz Palpatine miał drugą osobowość. Tak naprawdę był Mrocznym Lordem Sith, zwanym Darthem Sidiousem. Używając Ciemnej Strony Mocy uniemożliwiał Jedi odczytywanie przyszłości. Poza tym wyszkolił na Lordów Sith dwie osoby. Pierwszą z nich był Darth Maul, mężczyzna z rasy Zabraków. Cechą charakteryzującą go, była wytatuowana w różne linie twarz. Maul używał miecza świetlnego o podwójnym, czerwonym ostrzu. Ten obcy zabił jednego z najlepszych Jedi - Qui-Gona Jinna; Drugą osobą był Hrabia Dooku, zwany też Darthem Tyranusem. To właśnie on założył Związek Separatystów. Przedtem jednak służył w szeregach Jedi i wprowadził wyżej wspomnianego Qui-Gona w tajniki Mocy. Po pewnym czasie opuścił Zakon i przeszedł na Ciemną Stronę Mocy. Służył Palpatine’owi, a jego polecenia wykonywał dokładnie i bez sprzeciwów.
Podczas bitwy na Geonosis Hrabia Dooku zdradził Obi-Wan Kenobiemu, że Senatem rządzi Sith. Gdy Jedi uwolnił się i pomógł towarzyszom, a także armii klonów, wygrać tę potyczkę, powiadomił Radę Jedi o tym, co powiedział Tyranus. Od tamtej chwili mistrzowie Zakonu uważnie śledzili senatorów i próbowali znaleźć Sitha. Nie wiedzieli jednak, że znają go bardzo dobrze i że jest on tak blisko...
Obi-Wan Kenobi, mistrz Jedi i mentor Anakina Skywalkera, przesiadywał w swym pokoju umieszczonym na jednym z dolnych pięter budynku Zakonu na Coruscant. Pomieszczenie to nie wyróżniało się niczym szczególnym spośród wszystkich innych pomieszczeń w budowli. Było ciemno udekorowane i oprócz łóżka, szafy na ubrania i biurka z krzesłem, nie znajdowało się tu nic. Jedi pracował właśnie nad swoim nowym mieczem świetlnym. Poprzedni stracił na Geonosis, kiedy został zatrzymany przez Hrabiego Dooku. Co prawda od owej bitwy minęło już ponad dwa miesiące, ale Kenobi, ze względu na często przydzielane misje, nie miał czasu na budowę nowego miecza. Używał więc standardowego i mniej wygodnego w zastosowaniu modelu treningowego. Dopiero ostatnio poprosił mistrza Yodę o kilka dni „wolnego”. Ten zgodził się, a Obi-Wan, nie zwlekając, pracował całymi dniami.
Dziś właśnie mijał jedenasty dzień pracy nad bronią. Zajęcie to było procesem skomplikowanym i niezwykle długim. Na szczęście Jedi już skończył. Właśnie dokręcił ostatnią śrubę i wziął miecz do ręki. Wcisnął przełącznik umieszczony na rękojeści i powietrze przeszyła błękitna klinga. Kenobi zamyślił się przez chwilę. Rozważał to, co wydarzyło się w ostatnim czasie. Wiedział, że Anakin związał się uczuciowo z Padme. Poza tym nieraz nie wykonywał poleceń Kenobiego w taki sposób, w jaki mistrz sobie tego życzył. Jedi zdawał sobie sprawę, że popełnił jakiś błąd w szkoleniu.
Owe rozmyślania Obi-Wana przerwało pykanie komunikatora. Jedi zgasił miecz i podszedł do biurka. Wcisnął przycisk i jego oczom ukazał się hologram Mace’a Windu.
- Witaj, Obi-Wanie.
- Witaj, mistrzu.
- Czy udało ci się ukończyć prace nad mieczem świetlnym?
- Tak. Właśnie skończyłem.
- Dobrze... Niestety... Musisz już zakończyć odpoczynek. Przybądź szybko do siedziby Rady. Otrzymaliśmy ważny komunikat.
- Dobrze. Już idę.
Obi-Wan przypiął nowy miecz do pasa i założył swój płaszcz Jedi, następnie wyszedł i ruszył długim korytarzem w stronę windy. Nie wiedzieć czemu, miał jakieś złe przeczucia co do tej nowej wiadomości.
W końcu stanął przed drzwiami. Te automatycznie otworzyły się i Kenobi po chwili ujrzał Radę Jedi, w bardzo zdekompletowanym składzie. Większość mistrzów brała bowiem czynny udział w toczącej się wojnie, prowadząc do boju siły Republiki. Dzisiejszego dnia w sali siedzieli tylko: Yoda, Mace Windu i Ki-Adi-Mundi.
- Witaj, Obi-Wanie - zwrócił się Yoda do Kenobiego.
- Witajcie mistrzowie... Czy ten komunikat, o którym powiedział mi mistrz Windu pomoże nam w odnalezieniu Sitha w Senacie?
- Częściowo tak i częściowo nie - odparł szybko Windu. - Dowiedzieliśmy się od naszych wywiadowców, że sam Hrabia Dooku właśnie przebywa na Coruscant.
- Na Coruscant... - powtórzył Kenobi, śledząc w myślach tok rozumowania mistrza.- On zapewne powiedziałby nam, kto jest Sithem. Kiedy wyruszymy, aby go pojmać?
- Właśnie... Wyruszamy zaraz.
- My, to znaczy...?- zapytał Obi-Wan.
- Ty, ja i mistrz Mundi. Mistrz Yoda wesprze nas nieco później, najpierw załatwi nam wsparcie w postaci oddziału klonów. Myślę, że mogą być potrzebne.
- A więc chodźmy!- powiedział Kenobi i pod pewnym względem zadowolony, wyszedł wraz z trojgiem mistrzów i ruszył na lądowisko Jedi Starfighterów. Miał nadzieję, że w końcu Hrabia Dooku wpadnie w ich sidła.
Boba Fett był zaledwie jedenastoletnim chłopcem, który przeżył tragedię. Dwa miesiące temu stracił ojca - Jango Fetta, najlepszego spośród łowców nagród. Nie miał matki i wiedział dobrze, że był klonem swego taty. Strata była więc tym bardziej bolesna. Od pewnego czasu chodził mu po głowie dość szalony pomysł. Dziś postanowił wprowadzić go w życie. Chciał zemścić się i zabić mordercę ojca. Przygotował swój pojazd - Slave’a I i wyruszył na Coruscant, do Hrabiego Dooku.
Człowiek ten dawniej był Mistrzem Jedi. Zawładnęła nim jednak Ciemna Strona Mocy i Dooku został uczniem niejakiego Sidiousa. Boba szczerze mówiąc nie interesował się za bardzo przeszłością Hrabiego. Chciał się dowiedzieć, jak miał na imię i nazwisko Jedi, który zabił Jango. Bez większych problemów dowiedział się, że był to Mace Windu. - Mace Windu - powtórzył po Dooku Boba.
- Tak. To mistrz Jedi. Bardzo potężny. Na twoim miejscu poważnie bym się zastanowił, zanim wyruszyłbym, by go zabić. Widziałeś, co zrobił z twoim ojcem. To samo będzie z tobą .
- Dużo ćwiczyłem. Jestem bardzo dobry w walce, ale...
- Ale co? - spytał Sith.
- Potrzebuję treningu z mieczem świetlnym.
- Co?!- krzyknął zdziwiony Dooku.
- Zamierzam przebrać się za adepta Jedi. Aby dobrze zagrać, będę musiał umieć wykonać kilka ciosów mieczem świetlnym.
- No nie wiem - stwierdził Hrabia. – Miecz świetlny to nie zabawka, jest bardzo niebezpiecznym orężem, a żeby nim poprawnie władać, większość Jedi musi ćwiczyć latami...
- Proszę!- nie dawał za wygraną Boba. - Mój ojciec długo ci służył, ale nic za to nie dostał. Jako zapłatę chcę właśnie treningu. Jestem jego synem i jedynym krewnym, więc coś mi się należy.
- Nie wiem...- Hrabia zamyślił się chwilę.- Nie jesteś uzdolniony, jeśli chodzi o Moc. - Nic nie szkodzi. Wiem, że aby wykonać proste ciosy mieczem, nie trzeba mieć zdolności - Boba uśmiechnął się lekko wiedząc, że Sith nie będzie miał już wymówek. - Dobrze...- odpowiedział po chwili Dooku.- Ale musimy zacząć już dziś. Nie mam za wiele czasu.
- Wiem.
Czas na treningu władania mieczem mijał szybko. Ponieważ Boba nie miał własnego miecza, Hrabia użyczył mu swego. Po tygodniu Fett znał już podstawowe ciosy, które nie wymagały zastosowania Mocy. Po jednym z wieczornych treningów podszedł do Hrabiego. - Na mnie już czas, Hrabio Dooku.
- Wiem... Powiedz mi tylko jedną rzecz... Skąd weźmiesz miecz świetlny?
- Ukradnę - Boba uśmiechnął się złowieszczo i ubierając się ruszył w stronę Slave’a I . Gdy wchodził na pokład, Dooku krzyknął:
- Boba! Nie chciałbyś się przyłączyć do organizacji Separatystów?
- Nie... Już mój ojciec źle na tym wyszedł. Co prawda jestem jego klonem, ale nie znaczy to, że muszę powielać jego błędy.
- Jak zamierzasz pokonać mistrza Windu?
- Wykorzystam to, czego nauczył mnie tata i czego nauczyłem się sam - Boba odwrócił się w stronę ładowni statku - Żegnaj Hrabio Dooku. Zapewne jeszcze się spotkamy. - Zapewne...- powiedział do siebie Sith.
Boba usiadł na fotelu, włączył silniki, uniósł statek z powierzchni lądowiska i odleciał. Nie opuszczał jednak planety. Na Coruscant mieszkała jego znajoma - Aurra Sing. Potrzebował jej pomocy.
Anakin Skywalker, młody adept Jedi i uczeń Obi-Wana, przebywał właśnie na Nar Shaddaa. Kiedyś pragnął samodzielnych zadań. Teraz zmienił zdanie. Tak naprawdę wolałby, gdyby jego mistrz był teraz przy nim. Księżyc stanowił miejsce nieprzyjazne zarówno dla osób z innych światów, jak i dla jego bardziej stałych rezydentów. Noc nigdy się tu nie kończyła, a miliony wież, budynków i drapaczy chmur, tworzyły tzw. Pionowe Miasto albo, jak mawiali złośliwi, „Małe Coruscant”. Miasto to było miejscem, w którym setki gangsterów załatwiało swe sprawy, a wszelkiej maści przemytnicy zajmowali się ładowaniem lub sprzedawaniem przewożonych przez siebie nielegalnych towarów.
Właśnie. Nielegalne towary. Anakin nienawidził takich zadań. Zamiast poszukiwać Dooku, szukał dziury w całym. Miał znaleźć przemytnika imieniem Ulker Gish i przyprowadzić go przed Radę Jedi. Podobno człowiek ten przewoził części do droidów Separatystów.
Jedi nie wiedział nawet, gdzie zacząć poszukiwania. Przyszedł mu do głowy jednak pomysł, że informacje na temat Gisha może znaleźć w jednym z licznych barów. Skywalker zaszedł do nawet schludnie wyglądającej knajpki i usiadł przy barze.
- Co podać?- zapytał kelner. Był to Twi’lek o ciemno-czerwonej skórze.
- Sok z grothów.
Kelner po chwili podał napój.
- Proszę...
- Dziękuję...- kelner odwrócił się, ale Anakin zaczął zadawać pytania- Gdzie znajdę człowieka imieniem Ulker Gish?
- A co ja informacja turystyczna?
- Może i nie, ale...- chłopak wyciągnął na ladę miecz świetlny- nie mam ochoty się z tobą kłócić... Powiesz, czy nie?
- Widzę, że mamy tu Jedi. Oczywiście, że odpowiem na pytania... Ten człowiek zagląda tu nieraz. Ostatnio jednak go nie widywałem. - Gdzie mogę go znaleźć?
- Tego niestety nie wiem. Ale tamten może wiedzieć.- Twi’lek wskazał na kąt knajpy, w którym siedział olbrzymi Wookiee.- Radzę jednak z nim nie zadzierać. Jest bardzo... nerwowy.
- Postaram się zapamiętać.
Anakin wypił resztkę soku i ruszył w stronę obcego.
- Witaj. Jestem Anakin Skywalker, rycerz Jedi.
- Czego?!- wrzasnął Wookiee.
- Szukam niejakiego Gisha... Znasz go?
Obcy poruszył się niespokojnie
- Nie.- odpowiedział po chwili.
- Nie kłam. Moc mi mówi, że blefujesz.
- Togrim ci nie powie. Togrim cię zabije, jeśli ty będziesz dalej tu stawał.- Wookiee mówił dość niepoprawnym językiem wspólnym.
Anakin włączył miecz świetlny i czubek klingi podstawił pod gardło Togrima.
- No dobrze. Powiem. Togrim powie, tylko weź ta broń.
Jedi zabrał broń i wyłączył ją, po czym przypiął do pasa. Nagle Wookiee zeskoczył z krzesła i zaczął uciekać w stronę drzwi. Anakin ruszył za nim w pogoń. Wypadł z baru i zaczął biec przed siebie jakimś mrocznym tunelem. Gdy doszło do skrzyżowania, Togrim nie wybiegł do miasta, a ruszył w stronę platform lądowniczych. W końcu Skywalker dobiegł do lądowiska, na którym stał tylko ścigany Wookiee i jego statek. Tak bynajmniej myślał Anakin. Nie wiedział, że była tu jeszcze jedna osoba. Osoba, która właśnie uderzyła Jedi czymś twardym w głowę.
Chłopak obudził się związany. Znajdował się w jakimś pomieszczeniu, które było prawdopodobnie magazynem lub garażem. Nie miał przy pasie miecza świetlnego. Po chwili podszedł do niego Wookiee.
- Zachciało się Jedi’owi ścigać Togrima. Nieładnie. Nieładnie.
- Puść mnie, a nic ci nie zrobię.
- To ja mieć twa broń. Ty więzień. Ja pan.
Nagle do pokoju wszedł wysoki człowiek. Miał długie, czarne włosy. Nosił białą koszulę, czarne spodnie i buty pod kolana. Do pasa przypięty miał blaster. - Jak się nazywasz Jedi?- spytał.
- Nazywa się Ankin Skylker.- odparł Wookiee.
- Anakin Skywalker...- poprawił go chłopak.- A kim ty jesteś?
- Jestem Ulker Gish i to mnie, o ile dobrze wiem, szukasz.
- Tak. Odpowiedz mi na parę pytań. Czemu pomagasz Separatystom?
Człowiek nie namyślał się długo. Odpowiedział szybko bawiąc się jakimś kluczem hydraulicznym
- Jest to po prostu opłacalne. Dają dużo, za łatwą robotę.
- Jeszcze jedno. Gdzie można znaleźć Hrabiego Dooku?
- Nie mogę powiedzieć.
- Czemu?
- Wolę być... ubezpieczony. Togrimie... Zajmij się nim.
- Z przyjemnością.
Ulker wyszedł z pomieszczenia, a Wookiee włączył miecz Anakina.
- Teraz Jedi poznasz swoją broń naprawdę blisko.
- Nie liczyłbym na to.
Skywalkerowi udało mu się rozwiać więzy za pomocą Mocy. Wstając, wykonał skok z obrotem nad Togrimem i zabrał mu miecz. Wbił go prosto w serce obcego. Ten padł martwy na ziemię.
Chłopak wyszedł z pomieszczenia. Okazało się, że znalazł się z powrotem na tym samym lądowisku. Gish zobaczył go z kabiny statku i zaczął włączać silnik. Schował rampę, aby Jedi nie mógł wejść na pokład. On jednak nie miał takiego zamiaru. Gdy pojazd odlatywał, Anakin rzucił nadajnik.
Zadowolony z przebiegu wypadków, Skywalker ruszył do swojego Jedi Starfightera.
OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 5,50 Liczba: 4 |
|
Edi2004-10-27 23:42:06
Fajne opowiadanie tylko zrobiłeś błąd z tymi klonami Obi-Wana.1O/1O
Taag Bha Den Fell2004-07-13 10:40:32
W ogóle mi sie nie podoba, nie chce źle oceniać.
Fade2004-02-23 17:22:41
szybko zmieniasz wydarzenia, nie opisujesz dokładnie, nie dla mnie
Mistrz Fett2003-12-14 13:55:31
"Chronologiia wydazen jest niezachowana, np. 2 rozdzial, powinien byc pierwszym, no bo jakim cudem Obi-Wan lecial tydzien z jednego punktu Coruscant w drugi?"
A czy jest powiedziane, że tyle lecial?
"I mi osobiscie zabrakło ciekawszych opisów otoczenia, walk, czy chociazby dialogów :) Np starcie Anakina z Ciemną Jedi. Troche za proste :) "
Od początku zapowiadalem tą nowelkę jako pełną akcji. Nie nastawiałem się na dialogi, opisy itp....
Calsann2003-12-10 23:52:15
10! 10!! 10!!! Trafiłeś do mnie! to opowiadanie jest super! Lekko się czyta i... to mój ulubiony okres... ;) ( a moim ulubionym okresem jest okres przedimperialny ) ;)
dualsaber2003-09-24 18:24:22
super
obisk2003-09-23 10:24:21
fajne 7
Darth Fizyk2003-09-10 19:09:39
Hmmm, lubię długie opowiadania, ale to, tak jak pisal Anor, za duzo Akcji w tak krotkim fragmencie.
Chronologiia wydazen jest niezachowana, np. 2 rozdzial, powinien byc pierwszym, no bo jakim cudem Obi-Wan lecial tydzien z jednego punktu Coruscant w drugi?
I mi osobiscie zabrakło ciekawszych opisów otoczenia, walk, czy chociazby dialogów :) Np starcie Anakina z Ciemną Jedi. Troche za proste :)
Asia2003-08-30 15:10:26
hm....jak dla mnie, zbyt wiele akcji, a mało istotnej treści, patrzysz na świat trochę zewnętrznie...
Wilaj2003-08-25 16:13:02
Jestem pierwszym, który wystawia komentarz. Samo opowiadanie bardzo mi się podobało, ale...
Uważam, że wszystko to jest razem takie sklejone. Dooku w Coruscant, Boba w Coruscant, Aurra w Coruscant. Za dużo takich dziwnych zbiegów okoliczności.
Drugie, ataki na adademię Jedi.
Też dziwnym zbiegiem jednego dnia dwa ataki na świątynie. Co jeszcze...Z tego co wiem to tylko Anakin nosił ciemny strój, a ta Dara Sank zabiła przed świątynią adepta, który też nosił ciemne ubrania. Z klonami też tak trochę przesadzileś. Np. Żeby zklonować Obi-Wana sam Obi-Wan musi poddać się jakimś eksperymentom... nie można chyba klonować znając tylko tą osobę. Po trzecie i ostatnie. Uważam, że ten fan-fic mógłby być tak trochę wyciętymi scenami z epizodu 3. Niektóre zdarzenia uważałem dotychczas, że mogą pojawić się w E3, a tu się pojawiły...