Przez strefę powietrzną Coruscant mknęły trzy trójkątne kształty. Były to Jedi Starfightery pilotowane przez Obi-Wan’a, Mace’a Windu i Ki-Adi-Mundiego. W końcu trójka rycerzy doleciała do wskazanego miejsca.
Wylądowali, wysiedli z maszyn i przyjrzeli się olbrzymiemu hangarowi. Wbrew pozorom budynek był wysprzątany i przygotowany do pracy. Po chwili w oczy rzuciła im się sylwetka Hrabiego Dooku. Był czymś zajęty, jednak, gdy Jedi ruszyli w jego stronę, od razu odwrócił się.
- Cóż za niespodzianka. Sami znajomi... Mistrz Windu, mistrz Mundi i mistrz Kenobi. - Poddaj się Dooku.- krzyknął Mace.
- Ahh...- westchnął Sith.- Stary druhu... Nigdy się nie nauczysz, że ja się nie poddaję? - Zobaczymy... Jesteś sam. Nie masz szans.
- Nawet sam pokonałbym was, ale... wolałem się zabezpieczyć.
W tej chwili zaczęły się otwierać jedne z bocznych drzwi. Obi-Wan osłupiał. Stał w nich morderca Qui-Gona Jinna. Ten obcy należał do rasy Zabraków i cechowały go dwie rzeczy. Po pierwsze całą twarz miał wytatuowaną w przeróżne wzory. Po drugie jego broń stanowił miecz świetlny o podwójnym ostrzu.
- Mistrzu Kenobi... Czy pamiętasz może osobę, która zabiła Qui-Gona? Wtedy nie poznałeś jego imienia. Oto Darth Maul.
- To niemożliwe, aby on żył... Przecież zginął w pobliżu reaktora Naboo. Chyba, że...
- Tak, Obi-Wanie. To jest klon- Dooku wręcz czytał w myślach Jedi.- Różni się tym od pierwszego Maula, że nie uczył go mój mistrz, ale ja sam.
- Kto go dla ciebie sklonował?
- Nie tylko wasi dostawcy klonów znają się dobrze na swym fachu. Nie mogę jednak zdradzić, kto hoduje te istoty.
- Jak mogłeś go nauczyć wszystkiego o Mocy, skoro minęło tak mało czasu?
- Chyba dobrze wiesz, że istnieje coś takiego, jak przyśpieszanie rozwoju klonów i ich szybkie nauczanie... Zresztą urodził się długo przed bitwą na Geonosis. Teraz niestety musicie zginąć.
Jedi włączyli miecze. Obi-Wan i Ki-Adi-Mundi posiadali miecze o niebieskiej klindze, a Mace Windu o fioletowej. Dooku za to prócz swojego miecza o rubinowym ostrzu, miał też drugi o kolorze żółtym. Obie strony broni Dartha Maula były czerwone.
Władcy Jasnej Strony ruszyli na Sithów. Kenobi zaatakował Maula, a pozostali dwaj Jedi, Hrabiego. Starcia trwały trochę i były bezowocne dla każdej ze stron. W końcu Obi-Wan spostrzegł błędy wykonywane przez Zabraka. Było ich nie wiele, ale nie różniły się niczym od tych robionych przez prawdziwego Maula. Jedi zmylił klona, upozorował cięcie od prawej i gdy Sith próbował się bronić, ten użył Mocy i wzmacniając skok, znalazł się za plecami wroga. Przeciął go w pasie. Rozdwojone ciało upadło nieżywe. Zadyszany Kenobi pobiegł na pomoc przyjaciołom.
Ci bronili się zawzięcie. Nie dopuszczali mieczy Dartha Tyranusa do siebie. Niestety nie zauważyli, że gdy Obi-Wan dobiegł do nich, Dooku wcisnął komunikator przyczepiony do pasa. Miał on za zadanie powiadomienie robota pokładowego Solar Sailera- statku Hrabiego, aby ten przygotował pojazd do lotu.
Sith wykorzystał nieuwagę Mundiego i uderzył go mieczem powyżej lewego biodra. Potem ciął go po prawej nodze. Poraniony Jedi padł ledwo dysząc. Wystarczyła sekunda. Gdy Obi-Wan i Mace spojrzeli na przyjaciela, Dooku wskoczył na rampę swego statku. Z ironicznym uśmiechem spojrzał się na dawnych druhów.
- Jeszcze się spotkamy!- krzyknął nim właz zamknął się kompletnie.
Nie był to jednak koniec kłopotów rycerzy. Nagle zaczęły się otwierać inne drzwi. Weszło przez nie ponad dwadzieścia Super Battle Droidów. Okrążyły one Jedi. Kenobi już stracił nadzieję, że wyjdzie z tego cało, gdy rozległ się szum silników. Był to statek z Yodą i klonami na pokładzie. Te używając swych działek zniszczyły SBD.
- Jak zawsze mistrzu Yoda przybywasz w samą porę.
- Szybko Obi-Wan. Mistrza Mundi przynieście tu.
- Już! - Kenobi wraz z Mace’ em wziął mistrza Jedi i położył go na pokładzie statku.
- Gdzie Hrabia Dooku jest?- spytał po chwili Yoda.
- Niestety uciekł nam - odparł Windu.
- Niepotrzebne było to. Nie trzeba było tu przybywać.
- A jednak skorzystaliśmy na tym. Wiemy, że Dooku i jego mistrz też mają do dyspozycji klony.
- Klony powiadasz... Niedobrze... Gdzie są one?
- To dość niezwykłe klony. To klony Sitha, który zabił Qui Gona. Jest ich pewnie więcej. Ciało jedynego, którego zobaczyliśmy leży tam - Obi-Wan wskazał na to, co zostało z Maula.
Yoda nie poszedł w stronę rozpołowionego Sitha. Gdy Kenobi i Mace Windu wsiedli do statku, polecił kapitanowi odlecieć.
Lot w stronę domu Aurry Sing zajął Bobie kilkanaście minut. Na miejscu chłopak wysiadł ze statku i ruszył w stronę apartamentu swej znajomej. Zadzwonił dzwonkiem w umówionej kombinacji. Drzwi się otworzyły. Boba pewnym krokiem wszedł do pokoju. Sing siedziała w fotelu. Tak jak to u jej rasy bywało, miała białą skórę. Nie licząc kucyka, nie posiadała wcale włosów. Z głowy wyrastało jej coś podobnego do cienkiej „antenki”. Aurra zakładała obcisły, czerwony strój, który zapinała brązowym pasem. Przy owym pasie nosiła miecz świetlny. Nie była jednak Jedi, ani Sithem. Miecz należał do jednej z ofiar Łowczyni. Aurra wzięła broń jako trofeum. Dla ozdoby Sing zakładała różne wisiorki i bransolety zrobione z kości i sznurków.
- Witaj Boba...- zaczęła ciepło.
- Witaj Aurro. Jak zdrowie?
- Dobrze... Wiem, że nie przyszedłeś tu mówić o moim zdrowiu. O co chodzi?- kobieta znała małego Fetta bardzo dobrze.
- Chcę pomścić mojego ojca - powiedział pewnym głosem chłopiec.
- To normalne. Ale jak chcesz tego dokonać? Chyba nie...- nie dokończyła lekko przestraszona.
- Tak. Zamierzam wejść do siedziby Zakonu Jedi.
- Zgłupiałeś!- krzyknęła wstając z fotela.
- Może i tak, a może i nie.- chłopiec był nadal pewny siebie.
- Raczej tak. A czego chcesz ode mnie?
- Chcę, abyś mi pomogła.
- W życiu! Naprawdę coś z tobą nie tak. Nie jestem głupia, aby pchać się do budynku, w którym jest pełno Jedi!
- Nie musiałabyś wchodzić tam. Pilnowałabyś tylko statku.
Aurra pomyślała chwilę chodząc po pokoju.
- Jeśli tak, to może pomogę. Kiedy?
- Dziś.
- Dokładnie kiedy dziś?
- Za dwie godziny.
- No dobra, ale powiedz mi, co właściwie zamierzasz zrobić?
- Chcę wysadzić ich wszystkich w powietrze.
- Życzę powodzenia - rzuciła ironicznie.
- Dzięki - odciął się chłopak.
Po dwóch godzinach Fett i Sing wyruszyli do Zakonu Jedi. Użyli pancerza maskującego, aby nikt nie zauważył statku. Boba wysiadł i ruszył do budynku. Ukrywał się, aby nie zostać zauważonym. W końcu ujrzał samotnego, młodego Jedi mniej więcej w jego wieku idącego korytarzem. W stosownej chwili chłopak ogłuszył adepta i przeciągnął go do jakiegoś nieużywanego pokoju. Włożył jego ubrania i wziął miecz.
Po przebraniu się ruszył pewnie do wielkiej klatki schodowej. Spotkał jednego z mistrzów Jedi.
- Mistrzu? Czy nie wiesz, gdzie mógłbym znaleźć mistrza Windu?
- Jest w swym pokoju na piątym piętrze. Bodajże dwunasta sala na lewo od kabiny windy.
- Dziękuję.
- Nie ma za co dziecko.
Boba ruszył dalej. Wszedł do windy i wcisnął przycisk „5”. Po chwili był na miejscu. Przygotował blaster pod tuniką. Upewniając się, że nikt nie idzie, wyjął z torby swój mini- plecak odrzutowy. Założył go na plecy. Urządzenie miało kształt plecaka, więc nie rzucało się w oczy. Boba przeczuwał, że urządzenie może się kiedyś przydać.
Stojąc przed drzwiami, Fett przygotował się do walki. Zapukał. Drzwi się otworzyły. Ujrzał czarnoskórego człowieka w brązowym habicie Jedi. Człowiek ten medytował. Po chwili otworzył jednak oczy.
- Witaj adepcie. O co chodzi?
- Chcę twojej śmierci...- powiedział wściekle Fett.
Boba wyjął blaster i zaczął strzelać w stronę Mace’a. Ten jednak zareagował szybko. Wyjął swój miecz i powietrze przeszyła fioletowa klinga. Przy jej pomocy Jedi spokojnie odbijał pociski Boby. Chłopak zrozumiał, że nie ma szans na zabicie mistrza. Zaczął uciekać. Używając ponownie blastera rozbił zagradzające mu drogę, szklane drzwi. Mace Windu krzyczał, wołając swych towarzyszy. Boba w końcu dobiegł do wielkiego holu. Został jednak okrążony przez kilku mistrzów. Wszyscy mieli włączone miecze świetlne. Niektóre były niebieskie, inne zielone. Tylko Windu miał fioletowy. Fett włączył skradzioną broń . Chciał zmylić wrogów.
- Wiemy, że nie umiesz się nim posługiwać.
- A więc się mylicie.
Boba poruszył szybko mieczem w stronę Mace’a. Ten odskoczył, ale broń i tak rozcięła mu skórę na lewej ręce. Inni mistrzowie nie puścili tego płazem. Zaatakowali chłopca. Poniszczyli mu nie tylko ubranie, ale także poparzyli skórę.
- Czego od nas chcesz?- spytał jeden z nich, poruszając się nerwowo.
- Chcę waszej śmierci - chłopiec był nader pewny siebie.
- Daremne marzenia.
- Zobaczymy.- Boba wyjął zza habitu granat i rzucił go daleko.- Wybierajcie. Albo moja śmierć, albo wasze życie. Macie 20 sekund
Część mistrzów pobiegła rozbroić granat - bombę. Boba wykorzystując zamieszanie, włączył plecak odrzutowy i rozwalając pistoletem szklany dach, wyleciał na zewnątrz. - Nie gońcie go...- powiedział obolały Mace.
- Czemu?
- Nie warto. I tak go nie złapiecie...
Boba w biegu wsiadł do Slave’a I. Aurra natychmiast ruszyła.
- Zabierz mnie do jakiegoś lekarza.- polecił chłopak.
- Dobrze.
W ten sposób Boba Fett dowiedział się, że samemu nie ma nawet cienia szans w ataku na grupę Jedi. Choć nie udało mu się zabić ani Windu, ani żadnego mistrza, postanowił sobie, że do końca życia będzie polował na Jedi...
Ciemna Strona Mocy... Dla jednych oznacza ból, nienawiść i cierpienie. Dla drugich potęgę i władzę. Zależy to od punktu widzenia. Jeśli ktoś pragnie dobra, ale przez zrządzenie losu kroczyć będzie mroczną ścieżką, to czeka na niego tylko strach. Jednak, jeśli ktoś od dzieciństwa będzie miał wpajane do głowy, iż Ciemna Strona, to naprawdę potęga, wtedy będzie obojętny na cierpienia innych.
Jedną z osób, które prawie od urodzenia poznawały tajniki tego rodzaju Mocy, była Dara Sank. Dziewczyna nie za wiele pamiętała z czasów, kiedy była miała. Wiedziała tylko, że jej rodzice byli przemytnikami. Zginęli podczas jednej z ucieczek przed dawnymi zleceniodawcami. Prawdopodobnie nie wykonali zadania. Dokładniej mówiąc tak opisał to jej mistrz. Nazywał się on Darth Russ i dziewczynkę znalazł porzuconą na jednej z ulic Coruscant. Nigdy nie wziąłby jej do siebie, gdyby nie wyczuł w niej Mocy.
Dara miała krótko przystrzyżone, czarne włosy i piwne oczy. Ubierała się w spódnicę i bluzkę koloru czarnego. Zakładała też pas, do którego przypinała miecz świetlny. Wszystko zakrywał płaszcz Sithów ozdobiony kapturem. Rozmyślała stojąc na tarasie. Budynek w którym się znajdowała stał w opuszczonej części Coruscant. Myśli dziewczyny rozwiały się, gdy usłyszała dźwięk otwieranych drzwi. Były pordzewiałe i za każdy razem mocno skrzypiały.
Do jej pokoju wszedł Darth Russ, mistrz Dary. W zależności od sposobu liczenia, jak, był zarazem i stary, i młody. Miał 147 lat. Na wiek ludzi to bardzo dużo, jednak patrząc na to, ile żyli Sithowie, był jeszcze młody. Używał bowiem Ciemnej Strony, aby spowolnić starzenie się. Nie opanował tej techniki w sposób perfekcyjny, więc zamiast na trzydzieści, wyglądał na lat pięćdziesiąt. Poruszał się powoli, opierając ciało na drewnianej lasce. Dara miała szczęście, że ją wtedy znalazł. Dzięki temu stała się jednym z czterech żyjących Sithów w galaktyce. Co prawda byli jeszcze tacy, których nazywano samoukami, ale tych dokładnie wyszkolonych było tylko czterech. Darth Russ, ona, niejaki Darth Sidious i Hrabia Dooku, znany także, jako Darth Tyranus...
- Witaj moje dziecko.
- Witaj mistrzu Russ... O co chodzi?
- Mam dla ciebie zadanie...- starzec zamyślił się przez chwilę.- Nie wiem, czy temu podołasz. Chodzi o pojmanie Jedi.
- Oczywiście, że podołam! Nie po to tyle lat szkoliłeś mnie we władaniu Ciemną Stroną i używaniu miecza świetlnego, abym teraz mogła nie wykonać zadania...
- A więc dobrze... Musisz znaleźć niejakiego Anakina Skywalkera. Jest on padawanem Obi-Wana Kenobiego. Kim jest ten drugi, dobrze wiesz. Pokazywałem ci kiedyś informacje o nim w naszym archiwum. Tego Skywalkera poznasz po nietypowym stroju. Większość Jedi nosi stroje koloru kremowego lub brązowego. On za to zakłada ubrania koloru czarnego... Poza tym będzie kręcił się koło swego mistrza. Myślę, że mógłby zostać Sithem. Z tego co słyszałem, z powodu śmierci swej matki wybił całą wioskę Ludzi Pustyni... Jeśli jednak nie złapiesz go, wtedy masz z nim skończyć. Chodzi plotka, że jest on wybrańcem. Ma on przywrócić równowagę Mocy...
- Kiedy mam wyruszyć?
- Natychmiast. Im szybciej skończysz, tym lepiej.
- A więc już się zbieram.
- Dobrze... Ja za to muszę odpocząć. Żegnaj moje dziecko.
- Żegnaj mistrzu.
Dara zaczęła się przygotowywać. Spódnicę zamieniła obcisłe spodnie, dzięki którym miała ułatwione ruchy. Poza tym założyła długie buty sięgające jej prawię pod kolana. Założyła też rękawice. Na to włożyła naturalnie płaszcz Sithów. Będąc gotowa, wyszła z pokoju i ruszyła w stronę hangaru. Tam wsiadła do swojego statku. Był to przerobiony AS-149. Wyglądem przypominał nieco Jedi Starfighter, ale miał bardziej zaokrąglone kształty, przez co zwiększyła się jego szybkość. Dzięki modyfikacjom dziewczyny, pojazd stał się także zwrotniejszy. Sank pomalowała go na czarno, aby dodać mu trochę grozy. Nazwała go „Przepowiednia śmierci”. Pojazd uniósł się lekko nad powierzchnię. Prawie bezgłośnie wyleciał z hangaru i skierował się na północ, w stronę świątyni Zakonu Jedi.
Sank była na miejscu dopiero po około czterdziestu minutach. Spowodowane to było olbrzymimi korkami. Wylądowała na lądowisku oddalonym o trzy ulice od celu. Gdy wysiadła, podjechał do niej dziwny, mały robot.
- Czy umyć pani pojazd?
- Spadaj blaszaku. Nie chcę żadnego mycia!
- Nie ma sprawy. Życzę miłego dnia.
- Głupia konserwa...
- Słucham?
- Nie, nic...
Robot odjechał. Oburzona dziewczyna ruszyła szybko w stronę Zakonu.
Po paru minutach doszła na miejsce. Przed głównymi drzwiami od razu rzucił się jej w oczy Jedi w czarnym stroju. Wiedząc, że jest sama, zaatakowała chłopaka. Ten jednak wyczuł zagrożenie i sparował cios.
- Czego ode mnie chcesz?- spytał zdziwiony.
- Chcę twojej śmierci - głos Sank był pełen nienawiści.
- Niby czemu? Jestem zwykłym adeptem.
- Adeptem?
- Tak.
- Kto jest twoim mistrzem?- tym razem Dara zablokowała cios.
- Nie powiem...
- Mów! - krzyknęła zdenerwowana dziewczyna.
- No dobrze... Powiem, jeśli po tym mnie zostawisz.- adept spanikował, lecz Dara poruszyła potwierdzająco głową - Nie mam mistrza. Mówiłem przecież, że jestem adeptem.
- Dziękuję. Jestem teraz pewna....
- Pewna czego?
- Że możesz zginąć! - krzyknęła.
Jedno cięcie. Ciało chłopaka padło na ziemię. Początkowo dziewczyna chciała go oszczędzić, ale wtedy Jedi mógłby pójść i powiedzieć o wszystkim innym rycerzom.
Nagle dało się słyszeć odgłos kroków. Dara szybko ukryła się w cieniu. Chwilę po tym na miejscu zbrodni pojawiło dwóch Jedi. Byli o wiele starsi od adepta, którego zabiła. Zobaczyli oni zwęglone ciało.
- Idź powiedz o tym mistrzowi Yodzie - powiedział jeden rozglądając się naokoło.
- Dobrze - Przytaknął drugi i ruszył z powrotem w stronę budynku.
Sank nie zwlekała. Gdy rycerz odwrócił się, bezszelestnie uciekła. Musiała odczekać pewien okres czasu, aby wszystko się uspokoiło. Na kilkadziesiąt minut wróciła więc do swojego statku.
- Niedobrze dzieje się...- Mistrz Yoda spojrzał jeszcze raz na ciało jednego z adeptów.- Pochowajcie go jak prawdziwego Jedi.
- Tak mistrzu - powiedział jeden z padawanów.
Yoda odwrócił się w stronę Mace’a Windu.
- Naprawdę źle dzieje się. Ataki na Zakon coraz częstsze są. Niedobrze.
- Co robić?
- Wzmocnić trzeba straże wokół budynku. Kilka oddziałów klonów wezwać musimy.
- Zajmę się tym.
OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 5,50 Liczba: 4 |
|
Edi2004-10-27 23:42:06
Fajne opowiadanie tylko zrobiłeś błąd z tymi klonami Obi-Wana.1O/1O
Taag Bha Den Fell2004-07-13 10:40:32
W ogóle mi sie nie podoba, nie chce źle oceniać.
Fade2004-02-23 17:22:41
szybko zmieniasz wydarzenia, nie opisujesz dokładnie, nie dla mnie
Mistrz Fett2003-12-14 13:55:31
"Chronologiia wydazen jest niezachowana, np. 2 rozdzial, powinien byc pierwszym, no bo jakim cudem Obi-Wan lecial tydzien z jednego punktu Coruscant w drugi?"
A czy jest powiedziane, że tyle lecial?
"I mi osobiscie zabrakło ciekawszych opisów otoczenia, walk, czy chociazby dialogów :) Np starcie Anakina z Ciemną Jedi. Troche za proste :) "
Od początku zapowiadalem tą nowelkę jako pełną akcji. Nie nastawiałem się na dialogi, opisy itp....
Calsann2003-12-10 23:52:15
10! 10!! 10!!! Trafiłeś do mnie! to opowiadanie jest super! Lekko się czyta i... to mój ulubiony okres... ;) ( a moim ulubionym okresem jest okres przedimperialny ) ;)
dualsaber2003-09-24 18:24:22
super
obisk2003-09-23 10:24:21
fajne 7
Darth Fizyk2003-09-10 19:09:39
Hmmm, lubię długie opowiadania, ale to, tak jak pisal Anor, za duzo Akcji w tak krotkim fragmencie.
Chronologiia wydazen jest niezachowana, np. 2 rozdzial, powinien byc pierwszym, no bo jakim cudem Obi-Wan lecial tydzien z jednego punktu Coruscant w drugi?
I mi osobiscie zabrakło ciekawszych opisów otoczenia, walk, czy chociazby dialogów :) Np starcie Anakina z Ciemną Jedi. Troche za proste :)
Asia2003-08-30 15:10:26
hm....jak dla mnie, zbyt wiele akcji, a mało istotnej treści, patrzysz na świat trochę zewnętrznie...
Wilaj2003-08-25 16:13:02
Jestem pierwszym, który wystawia komentarz. Samo opowiadanie bardzo mi się podobało, ale...
Uważam, że wszystko to jest razem takie sklejone. Dooku w Coruscant, Boba w Coruscant, Aurra w Coruscant. Za dużo takich dziwnych zbiegów okoliczności.
Drugie, ataki na adademię Jedi.
Też dziwnym zbiegiem jednego dnia dwa ataki na świątynie. Co jeszcze...Z tego co wiem to tylko Anakin nosił ciemny strój, a ta Dara Sank zabiła przed świątynią adepta, który też nosił ciemne ubrania. Z klonami też tak trochę przesadzileś. Np. Żeby zklonować Obi-Wana sam Obi-Wan musi poddać się jakimś eksperymentom... nie można chyba klonować znając tylko tą osobę. Po trzecie i ostatnie. Uważam, że ten fan-fic mógłby być tak trochę wyciętymi scenami z epizodu 3. Niektóre zdarzenia uważałem dotychczas, że mogą pojawić się w E3, a tu się pojawiły...