Podsumowanie
Redakcja Bastionu (Freed, Lord Sidious, Rusis) z Carrie Fisher i Markiem Hamillem
Freed
Star Wars Celebration Anaheim 2015 to mój drugi konwent tego typu po jego europejskiej edycji w Messe Essen. Był to też największy konwent w historii Celebration, gdyż zgromadził około 60.000 uczestników z całego świata. Liczba ludzi jest największym i właściwie jedynym jego minusem. O ile na europejskiej edycji bez problemu dostałem się na wszystkie interesujące mnie punkty programu, na większości zajmując miejsca w pierwszym rzędzie, o tyle już podczas obecnej edycji wejście na każdy jeden punkt programu, czy przebicie się do któregokolwiek sklepu, wystawy, czy stanowisk autografowych wiązało się z oczekiwaniem w gigantycznych kolejkach. Ostatecznie spędziłem w nich tyle samo jeśli nie więcej czasu, niż na punktach programu, czy w hali wystawowej. Widać było wyraźnie, iż kolejki przerosły też organizatorów, którzy nad częścią z nich zwyczajnie nie panowali. Niestety, tym razem nie udało się przez to zobaczyć wszystkich "obowiązkowych" dla mnie punktów programu, w tym premiery "Zemsty Sithów" w 3D, premiery drugiego sezonu "Rebels", czy w końcu Ceremonii Zamknięcia. Wynagrodziły to jednak z nawiązką inne panele, które zapadną na długo w mojej pamięci. Najważniejszym był oczywiście panel "Przebudzenia Mocy" na otwarcie konwentu, gdzie poza J.J. Abramsem, czy nowymi i starymi aktorami, miałem możliwość zobaczyć nowy trailer Epizodu VII wraz z tysiącami fanów - to było mocne wrażenie warte każdej złotówki wydanej na ten wyjazd! Nie zawiodła mnie też konwersacja z Garethem Edwardsem, podczas której dostaliśmy zdecydowanie więcej informacji o spin-offie, niż każdy z nas się spodziewał, w tym krótki teaser. Poziom trzymają również spotkania z aktorami takimi jak Mark Hamill, Carrie Fisher, czy Anthony Daniels - tradycyjnie już bawiłem się na nich znakomicie, chociaż nie powiedzieli dużo nowych rzeczy. Trochę słabiej tym razem wypadł Ian McDiarmid nie mówiąc nic ponad to, czego dowiedzieliśmy się na Celebration Europe 2013, a jeśli chodzi o zabawne show, to wyprzedził go nawet Ray Park ze swoimi akrobatycznymi wygłupami na scenie. Bardzo pozytywne wrażenie wywarło na mnie słuchowisko Kyle'a Newmana "Smuggler's Bounty", mimo iż początkowo nie miałem go nawet w planie, natomiast mocno zawiodłem się na konkursie strojów, który w tej formie już się chyba wypalił. Na koniec wypada napisać dobre zdanie o głównym prowadzącym Celebration Stage, Jamesie Arnoldzie Taylorze. Nadaje się on do tej funkcji bez porównania lepiej, niż znany nam z Essen Warwick Davis, między innymi dzięki brakowi chamskiego i bezczelnego poczucia humoru, ale głównie ze względu na umiejętność rozkręcenia świetnej zabawy na widowni i naśladowania kilkuset różnych głosów.
Podsumowując, konwent ten zapadnie w mojej pamięci bardzo pozytywnie nie tylko z uwagi na mnogość nowych informacji, ujawnionych podczas paneli, ale też dzięki temu, że dał mi nową nadzieję na ciekawą przyszłość uniwersum "Gwiezdnych Wojen" po skasowaniu starego kanonu. Zaś co do mojej obecności na kolejnej jego edycji wypada tylko napisać jedno. Londyn wzywa!
Freed i fan w stroju Obi-Wana
Lord Sidious
Dla mnie to czwarte Celebration w Stanach, pewnie ostatnie na jakiś czas. I zdecydowanie chyba najbardziej udane. Ogólnie Anaheim i Los Angeles z 2007 wspominam najlepiej. Pewnie dlatego, że były największe, ale też sama lokalizacja blisko Hollywoodu sprawia, że magię kina czuje się tu inaczej. Pojawia się też wielu twórców (choć Londyn w tym wypadku też jest bardzo dobrym miejscem), organizacja jest bardzo sprawna, a wielkość imprezy oszałamia.
Celebration Anaheim to zdecydowanie największy konwent na którym byłem. I bez wątpienia najbardziej emocjonalny, głównie za sprawą oczekiwania na „Przebudzenie Mocy”. Nie udało mi się dotrzeć na imprezy przed prequelami, zacząłem od tych wspomnieniowych. W 2007 świętowaliśmy 30 lat „Nowej nadziei”, co jest nostalgiczne, inspirujące, pewnie też emocjonujące, ale nie tak jak powrót do ukochanego uniwersum po latach. Wszechświata znanego, ale jednocześnie czekającego na nowe odkrycie. Ja zdecydowałem się pójść na panel z J.J. Abramsem gdzieś koło 23 i przespać się w kolejce, tak jak robi to wielu fanów. Przypominają się te wszystkie zdjęcia z kolejek przed premierami filmów. Interesujące przeżycie. To jest coś, ale jednocześnie samo oczekiwanie na zwiastun stało się dłuższe, droga trudniejsza i przez to fajniejsza. Sama możliwość zobaczenia Abramsa i Kathleen na żywo opowiadających o nowym filmie to coś cudownego. Nie tylko wtedy gdy kamera jest na nich skierowana, ale też gdy można patrzeć na ich reakcje, gdy mówi ktoś inny. Tam ta atmosfera narastała i gdy pod koniec pokazano ten drugi zwiastun, to był bardzo mocny, emocjonalny moment. W Orlando miałem krótką okazję zobaczyć Geoge’a Lucasa na własne oczy. To były podobne emocje. Tym razem jednak większe, bo bardziej wyczekiwane. I co tu dużo mówić, pierwszą rzeczą po obejrzeniu zwiastuna była chęć wyjścia z konwentu i obejrzenie sobie tej zajawki na spokojnie w sieci. Zresztą po tym punkcie programu trudno było znaleźć coś równie emocjonującego.
A na samym Celebration, czułem się jak w domu. Myślę, że ostatnie lata wiele zmieniły, z jednej strony nowe filmy, z drugiej moje uniwersum ograniczyło się właściwie tylko do nich. Ten konwent daje dużo radości, możliwości posłuchania tego, co mówią aktorzy i inni twórcy, zobaczenia ich na żywo, czy przechadzania się między stoiskami. Jednak mam też wrażenie, że przyszedł czas by sobie na trochę to odpuścić, zmniejszyć częstotliwość, by kolejne Celebration smakowały lepiej. By za tym wszystkim zatęsknić.
To co mnie tak naprawdę boli, to fakt, że od 2007 praktycznie cały czas koncentrujemy się na gwiazdach klasycznej trylogii. Niewiele jest osób opowiadających o prequelach. To sprawia, że część aktorów powtarza te same historyjki. Owszem w przypadku takich osób jak Mark czy Carrie, którzy nawet jak się mówią to samo, to robią z taką gracją lub w przypadku Fisher podają inną wersję wydarzeń, to interesujące przeżycie. Ale wciąż marzy mi się, by kiedyś móc posłuchać wielkich nieobecnych choćby Harrisona Forda, Ewana McGregora, Johna Williamsa, Christophera Lee, Liama Neesona, Natalie Portman czy nawet Haydena Christensena. Najbardziej boli fakt, że taki Jake Lloyd jest na konwencie i siedzi sobie na autografach. Mam nadzieję, że wraz z sequelami zacznie się to zmieniać, cóż zobaczymy jak to wyjdzie w Londynie, który nas wzywa.
Rusis
Celebration Anaheim było moim czwartym Celebration, z czego drugim za oceanem. Lecąc na nie wiedziałem już czego się mogę spodziewać, jednak tym razem, z uwagi na zmiany w ostatnich latach, pierwszy raz byłem nastawiony tylko i wyłącznie na atrakcje filmowe.
Jeśli chodzi o organizację imprezy to zastrzeżenia miałem jedynie do jej pierwszego dnia. Sposób zorganizowania wejść na panel z J.J. Abramsem, który wymuszał przybycie na teren konwentu wiele godzin przed czasem i czekanie w kolejce nie nastawiał zbyt pozytywnie. Na szczęście okazało się, ze wystarczyło wstać o 5 rano, co nie zmienia faktu, że niektórzy nocowali na sali służącej za konwentową poczekalnię - efektem było zmęczenie jeszcze przed zaczęciem imprezy. Dodatkowo pierwszego dnia poza spotkaniem z Abramsem nie było zbyt wielu interesujących mnie punktów programu. Okazało się jednak, że ten punkt sam w sobie by wystarczył nie tylko za cały pierwszy dzień, ale i za cały konwent. Obejrzenie na żywo, wraz ze znajomymi i obcymi fanami panelu z Abramsem i całą gromadą aktorów, a następnie zobaczenie nowego trailera Przebudzenia Mocy wzbudziło we mnie olbrzymie, bardzo pozytywne emocje.
Celebration Anaheim było naprawdę dobrze przemyślane jeśli chodzi o dawkowanie fanom epickich atrakcji. Zaczęte z rozmachem, aby w kolejnych dniach dawkować spotkania z Carrie Fisher, Markiem Hamillem, wyświetlić trailer nowych Rebeliantów i zakończyć zajawką kolejnego filmu kinowego. A to wszystko przeplecione wieloma innymi spotkaniami z aktorami i twórcami. Każdego dnia imprezę opuszczałem będąc z niej bardzo zadowolony.
Oczywiście nie jest tak, że poza długim oczekiwaniem na pierwszy panel nie było minusów. Niestety kolejki, nie tylko na ten pierwszy panel, były dosyć duże i spędzało się w nich mniej więcej tyle samo czasu co na punktach programu. Szkoda również tego, że kolejny raz praktycznie zignorowany został temat prequeli, a aktorzy w nich występujący nie zostali zaproszeni. To wszystko nie zmienia jednak faktu, że było to najlepsze Celebration na jakim byłem, a na pewno najbardziej emocjonujące.
Redakcja Bastionu (Lord Sidious, Rusis, Freedon) z Rayem Parkiem i Ianem McDiarmidem
Tekst: Freed, Lord Sidious, Rusis
Zdjęcia: Freed, Lord Sidious, Rusis
Redakcja Bastionu (Freed, Lord Sidious, Rusis) z Carrie Fisher i Markiem Hamillem
Star Wars Celebration Anaheim 2015 to mój drugi konwent tego typu po jego europejskiej edycji w Messe Essen. Był to też największy konwent w historii Celebration, gdyż zgromadził około 60.000 uczestników z całego świata. Liczba ludzi jest największym i właściwie jedynym jego minusem. O ile na europejskiej edycji bez problemu dostałem się na wszystkie interesujące mnie punkty programu, na większości zajmując miejsca w pierwszym rzędzie, o tyle już podczas obecnej edycji wejście na każdy jeden punkt programu, czy przebicie się do któregokolwiek sklepu, wystawy, czy stanowisk autografowych wiązało się z oczekiwaniem w gigantycznych kolejkach. Ostatecznie spędziłem w nich tyle samo jeśli nie więcej czasu, niż na punktach programu, czy w hali wystawowej. Widać było wyraźnie, iż kolejki przerosły też organizatorów, którzy nad częścią z nich zwyczajnie nie panowali. Niestety, tym razem nie udało się przez to zobaczyć wszystkich "obowiązkowych" dla mnie punktów programu, w tym premiery "Zemsty Sithów" w 3D, premiery drugiego sezonu "Rebels", czy w końcu Ceremonii Zamknięcia. Wynagrodziły to jednak z nawiązką inne panele, które zapadną na długo w mojej pamięci. Najważniejszym był oczywiście panel "Przebudzenia Mocy" na otwarcie konwentu, gdzie poza J.J. Abramsem, czy nowymi i starymi aktorami, miałem możliwość zobaczyć nowy trailer Epizodu VII wraz z tysiącami fanów - to było mocne wrażenie warte każdej złotówki wydanej na ten wyjazd! Nie zawiodła mnie też konwersacja z Garethem Edwardsem, podczas której dostaliśmy zdecydowanie więcej informacji o spin-offie, niż każdy z nas się spodziewał, w tym krótki teaser. Poziom trzymają również spotkania z aktorami takimi jak Mark Hamill, Carrie Fisher, czy Anthony Daniels - tradycyjnie już bawiłem się na nich znakomicie, chociaż nie powiedzieli dużo nowych rzeczy. Trochę słabiej tym razem wypadł Ian McDiarmid nie mówiąc nic ponad to, czego dowiedzieliśmy się na Celebration Europe 2013, a jeśli chodzi o zabawne show, to wyprzedził go nawet Ray Park ze swoimi akrobatycznymi wygłupami na scenie. Bardzo pozytywne wrażenie wywarło na mnie słuchowisko Kyle'a Newmana "Smuggler's Bounty", mimo iż początkowo nie miałem go nawet w planie, natomiast mocno zawiodłem się na konkursie strojów, który w tej formie już się chyba wypalił. Na koniec wypada napisać dobre zdanie o głównym prowadzącym Celebration Stage, Jamesie Arnoldzie Taylorze. Nadaje się on do tej funkcji bez porównania lepiej, niż znany nam z Essen Warwick Davis, między innymi dzięki brakowi chamskiego i bezczelnego poczucia humoru, ale głównie ze względu na umiejętność rozkręcenia świetnej zabawy na widowni i naśladowania kilkuset różnych głosów.
Podsumowując, konwent ten zapadnie w mojej pamięci bardzo pozytywnie nie tylko z uwagi na mnogość nowych informacji, ujawnionych podczas paneli, ale też dzięki temu, że dał mi nową nadzieję na ciekawą przyszłość uniwersum "Gwiezdnych Wojen" po skasowaniu starego kanonu. Zaś co do mojej obecności na kolejnej jego edycji wypada tylko napisać jedno. Londyn wzywa!
Freed i fan w stroju Obi-Wana
Dla mnie to czwarte Celebration w Stanach, pewnie ostatnie na jakiś czas. I zdecydowanie chyba najbardziej udane. Ogólnie Anaheim i Los Angeles z 2007 wspominam najlepiej. Pewnie dlatego, że były największe, ale też sama lokalizacja blisko Hollywoodu sprawia, że magię kina czuje się tu inaczej. Pojawia się też wielu twórców (choć Londyn w tym wypadku też jest bardzo dobrym miejscem), organizacja jest bardzo sprawna, a wielkość imprezy oszałamia.
Celebration Anaheim to zdecydowanie największy konwent na którym byłem. I bez wątpienia najbardziej emocjonalny, głównie za sprawą oczekiwania na „Przebudzenie Mocy”. Nie udało mi się dotrzeć na imprezy przed prequelami, zacząłem od tych wspomnieniowych. W 2007 świętowaliśmy 30 lat „Nowej nadziei”, co jest nostalgiczne, inspirujące, pewnie też emocjonujące, ale nie tak jak powrót do ukochanego uniwersum po latach. Wszechświata znanego, ale jednocześnie czekającego na nowe odkrycie. Ja zdecydowałem się pójść na panel z J.J. Abramsem gdzieś koło 23 i przespać się w kolejce, tak jak robi to wielu fanów. Przypominają się te wszystkie zdjęcia z kolejek przed premierami filmów. Interesujące przeżycie. To jest coś, ale jednocześnie samo oczekiwanie na zwiastun stało się dłuższe, droga trudniejsza i przez to fajniejsza. Sama możliwość zobaczenia Abramsa i Kathleen na żywo opowiadających o nowym filmie to coś cudownego. Nie tylko wtedy gdy kamera jest na nich skierowana, ale też gdy można patrzeć na ich reakcje, gdy mówi ktoś inny. Tam ta atmosfera narastała i gdy pod koniec pokazano ten drugi zwiastun, to był bardzo mocny, emocjonalny moment. W Orlando miałem krótką okazję zobaczyć Geoge’a Lucasa na własne oczy. To były podobne emocje. Tym razem jednak większe, bo bardziej wyczekiwane. I co tu dużo mówić, pierwszą rzeczą po obejrzeniu zwiastuna była chęć wyjścia z konwentu i obejrzenie sobie tej zajawki na spokojnie w sieci. Zresztą po tym punkcie programu trudno było znaleźć coś równie emocjonującego.
A na samym Celebration, czułem się jak w domu. Myślę, że ostatnie lata wiele zmieniły, z jednej strony nowe filmy, z drugiej moje uniwersum ograniczyło się właściwie tylko do nich. Ten konwent daje dużo radości, możliwości posłuchania tego, co mówią aktorzy i inni twórcy, zobaczenia ich na żywo, czy przechadzania się między stoiskami. Jednak mam też wrażenie, że przyszedł czas by sobie na trochę to odpuścić, zmniejszyć częstotliwość, by kolejne Celebration smakowały lepiej. By za tym wszystkim zatęsknić.
To co mnie tak naprawdę boli, to fakt, że od 2007 praktycznie cały czas koncentrujemy się na gwiazdach klasycznej trylogii. Niewiele jest osób opowiadających o prequelach. To sprawia, że część aktorów powtarza te same historyjki. Owszem w przypadku takich osób jak Mark czy Carrie, którzy nawet jak się mówią to samo, to robią z taką gracją lub w przypadku Fisher podają inną wersję wydarzeń, to interesujące przeżycie. Ale wciąż marzy mi się, by kiedyś móc posłuchać wielkich nieobecnych choćby Harrisona Forda, Ewana McGregora, Johna Williamsa, Christophera Lee, Liama Neesona, Natalie Portman czy nawet Haydena Christensena. Najbardziej boli fakt, że taki Jake Lloyd jest na konwencie i siedzi sobie na autografach. Mam nadzieję, że wraz z sequelami zacznie się to zmieniać, cóż zobaczymy jak to wyjdzie w Londynie, który nas wzywa.
Rusis
Celebration Anaheim było moim czwartym Celebration, z czego drugim za oceanem. Lecąc na nie wiedziałem już czego się mogę spodziewać, jednak tym razem, z uwagi na zmiany w ostatnich latach, pierwszy raz byłem nastawiony tylko i wyłącznie na atrakcje filmowe.
Jeśli chodzi o organizację imprezy to zastrzeżenia miałem jedynie do jej pierwszego dnia. Sposób zorganizowania wejść na panel z J.J. Abramsem, który wymuszał przybycie na teren konwentu wiele godzin przed czasem i czekanie w kolejce nie nastawiał zbyt pozytywnie. Na szczęście okazało się, ze wystarczyło wstać o 5 rano, co nie zmienia faktu, że niektórzy nocowali na sali służącej za konwentową poczekalnię - efektem było zmęczenie jeszcze przed zaczęciem imprezy. Dodatkowo pierwszego dnia poza spotkaniem z Abramsem nie było zbyt wielu interesujących mnie punktów programu. Okazało się jednak, że ten punkt sam w sobie by wystarczył nie tylko za cały pierwszy dzień, ale i za cały konwent. Obejrzenie na żywo, wraz ze znajomymi i obcymi fanami panelu z Abramsem i całą gromadą aktorów, a następnie zobaczenie nowego trailera Przebudzenia Mocy wzbudziło we mnie olbrzymie, bardzo pozytywne emocje.
Celebration Anaheim było naprawdę dobrze przemyślane jeśli chodzi o dawkowanie fanom epickich atrakcji. Zaczęte z rozmachem, aby w kolejnych dniach dawkować spotkania z Carrie Fisher, Markiem Hamillem, wyświetlić trailer nowych Rebeliantów i zakończyć zajawką kolejnego filmu kinowego. A to wszystko przeplecione wieloma innymi spotkaniami z aktorami i twórcami. Każdego dnia imprezę opuszczałem będąc z niej bardzo zadowolony.
Oczywiście nie jest tak, że poza długim oczekiwaniem na pierwszy panel nie było minusów. Niestety kolejki, nie tylko na ten pierwszy panel, były dosyć duże i spędzało się w nich mniej więcej tyle samo czasu co na punktach programu. Szkoda również tego, że kolejny raz praktycznie zignorowany został temat prequeli, a aktorzy w nich występujący nie zostali zaproszeni. To wszystko nie zmienia jednak faktu, że było to najlepsze Celebration na jakim byłem, a na pewno najbardziej emocjonujące.
Redakcja Bastionu (Lord Sidious, Rusis, Freedon) z Rayem Parkiem i Ianem McDiarmidem
Zdjęcia: Freed, Lord Sidious, Rusis