Kiedy Telotti otworzył ponownie oczy, w ręku trzymał hełm, niemal nakładał go na głowę, żelazny kaptur rzucał cień na jego mrugające nadal oczy. Wewnątrz hełmu błyszczały tajemnicze pomarańczowe znaki, gotowe poznaczyć jego policzki i napełnić go swą mocą.
Rozebrał się i nałożył zbroję. Jedynie brązowa skóra jego prawej ręki i twarz pozostawały nie zakryte.
- Stój!
Odwrócił się błyskawicznie.
Mistrz Ryelli stał w drzwiach w swoich brązowych szatach. Miecz świetlny błyszczał w zdeformowanej ręce.
- Ściągnij to, Telotti - polecił Ekim, w jego głosie dało się coś wyczuć? Czyżby trwogę? Poczuł podniecenie na myśl, że sam mistrz Jedi się go lęka.
- To należało do Sitha. To miejsce... to jakiś grobowiec. Owa zbroja jest wypełniona ciemną stroną.
Ciemna strona? Z taką potęgą mógłby być młotem niszczącym ją. Co wiedział Ryelli? Nie miał o niczym pojęcia. Dlaczego nie mógłby wziąć sobie tej zbroi? Miała w sobie potęgę. Prawdziwą. Czuł Moc jak nigdy przedtem. Mógłby być wojownikiem. Mógłby przyłączyć się do wojny, wycinając sobie drogę między legionami droidów bojowych i wziąć głowę hrabiego Serenno. Być bohaterem Republiki.
- Dlaczego wybrałeś Lumasa zamiast mnie, mistrzu? Co zobaczyłeś w nim a nie mogłeś dostrzec we mnie?
- Porozmawiamy o tym później - powiedział Ryelli, wchodząc.
- Może bałeś się, że będę większym Jedi od ciebie? Tak?
- Nie myślisz jasno.
- Teraz się boisz, prawda? Bałeś się na Geonosis? Dlatego zginął Lumas?
Mistrz pokręcił głową, krzywiąc się. Nie pozwoli Telottiemu opuścić planety ze zbroją. To było jasne. Wyśle ją do Korpusu, aby ukryć ją w jakimś ciemnym kącie w Archiwum.
- Przygotowałeś miecz, mistrzu. Chcesz walczyć? Ja też mam swoją broń...
- Telotti, nie wiesz co mówisz. To ta zbroja...
- Nie, mylisz się. Zawsze się myliłeś. Jeśli na Geonosis miałbyś mnie po swojej stronie wojna już by się skończyła. Zabiłbym Dooku. Zniszczyłbym Konfederację w zalążku. W sumie masz rację co do jednego - wyszczerzył się, założył heł i poczuł, jak runy płoną na jego twarzy. Nie krzyknął. Było to jak namiętny pocałunek. Zapalił zielone ostrze starożytnej broni. - Jak mówiłem, masz rację. To "jest" grobowiec.
Ryelli ruszył naprzód.
Zbroja była jak sieć przewodów. Wpompowywała w niego Moc. Telotti czuł ją przepływającą przez jego arterie, wypełniającą mu mięśnie, ramiona uniosły się aby obronić się przed ciosem z dołu wymierzonym przez miecz Ryelliego, zanim Telotti zdążył o tym pomyśleć. Był szybki. Za szybki. I silny.
Zmusił mistrza do cofania się gwałtownymi ciosami. Zielone ostrza błyszczały i szumiały kiedy spotykały się i cofały, odłupując kawałki kamienia ze ścian. Telotti śmiał się ekstatycznie zza ponurej maski. Jego serce waliło jak młot.
Mistrz wydawał się teraz mały. Czy on sam stał się olbrzymem? Czuł się niezwyciężony. Miecz Ekima ześlizgnął się po jego ramieniu, a iskry wzbiły się w powietrze. Telotti śmiał się. Nie poczuł tego ciosu. Zmusił Ryelliego do wycofania się do korytarza i skrzyżował miecze z mistrzem. kursywa Mistrzem? Jakie miał prawo do tego tytułu ten niedowidzący mól książkowy, ten kopacz rowów? Szukał wielkości w małych, połamanych rzeczach i nie zauważał wielkości, która stała przed nim. Ostrza zaskwierczały. Stało się coś dziwnego. Ryelli zmusił go do cofnięcia się. Mistrz Jedi z okaleczoną ręką wygrywał. Stał się spokojny. Dlaczego był taki?
Doprowadzało to Telottiego do wściekłości, podobnie jak twarz tej dziewczyny, Enan, podczas Prób, tak wiele lat temu, kiedy zrobiła z niego głupca. Ostrze mistrza zbliżyło się, zmuszając Warba Nulla do opuszczenia jego dwuręcznej broni. Lewe kolano Telottiego zgięło się i opadło, przyklęknął na podłodze.
Archeolog był silniejszy. Jak to możliwe?
Może i silniejszy... ale nie sprytniejszy.
Cillmam'n znał broń znajdującą się w jego rękach. W jakiś sposób ją znał. Stworzył ją, wieki temu. Albo raczej, stworzył ją człowiek z jego wizji, Shas Dovos, który potem stał się Warbem Nullem, zainspirowany mrocznymi naukami Freedona Nadda, a wcześniej straszliwego króla Adasa. Wiedział te rzeczy. Miał ich wspomnienia, mądrość, a także spryt Sithów.
Jego kciuk powędrował wzdłuż dwuręcznego ostrza do małego przycisku i kiedy Ryelli zmusił go do uklęknięcia, Telotti włączył przycisk i odsunął się.
Długie zielone ostrze starożytnego miecza świetlnego schowało się. W tej samej chwili tył otworzył się jak paszcza sarlacca, ujawniając ukryty, drugi emiter. Wydostał się z niego promień czerwonej energii, pomysłowy mechanizm wewnątrz przekierował moc w ciągu nanosekundy.
Bez oporu zielonego ostrza Ryelli potknął się i niemal stracił równowagę. Telotti poprawił chwyt i skierował czerwone ostrze w tył, przecinając kark Ekima. Mistrz Jedi przewrócił się. Chłopak wyprostował się, słuchając swojego oddechu i czując jak jego serce bije pod czarną skorupą napierśnika.
Komlink Ryelliego zaczął piszczeć.
Podniósł go nagą dłonią. Musiał stworzyć nową rękawicę w miejsce tej, którą zniszczył Ulic Qel-Droma. Włączył komunikator.
- Mistrzu - odezwał się Staguu. - Mam pilną wiadomość z Coruscant. Pochodzi z nadajnika w Świątyni Jedi i się powtarza. Podobno wojna się skończyła!
Urządzenie wypadło z ręki Telottiego, brzęcząc obok jego stalowego buta.
- Słyszeliście? To koniec! Wygraliśmy!
W głosie Givina dało się słyszeć radość. Śmiał się. Był szczęśliwy.
Cillmam'n podniósł stopę i rozgniótł komlink.
Zawarczał niezrozumiale pod metalowym hełmem, zapalił ponownie czerwone ostrze i zaczął wściekle ciąć kamienne ściany i podłogę, rzeźbiąc głębokie bruzdy, jak schwytane w klatkę dzikie zwierzę.
Niemożliwe - nie teraz, kiedy posiadł potęgę mogącą zmienić jego przeznaczenie.
To musiało być kłamstwo.
Ruszył w stronę wyjścia.
Telotti wydostał ciało Staguu z fotela przy konsoli komunikacyjnej i sam odsłuchał wiadomość.
Wzywam wszystkich Jedi. Mówi Najwyższy Kanclerz Palpatine. Wojna się skończyła. Powtarzam: to koniec. Wszyscy Jedi powinni wrócić do Świątyni i oczekiwać na dalsze instrukcje.
Zacisnął opancerzoną pięść i uciszył głos starca w eksplozji iskier.
Stał samotnie w kabinie Pathfindera obok nieżywego nawigatora, słuchając deszczu bębniącego o kadłub, patrząc na pachnącą cierpko strugę amoniaku spływającą z jego zbroi jakby odrzuconą przez jego moc, myśląc intensywnie. czując jak serce przesuwa się w najgłębszą czeluść żołądka. Odsłuchane słowa nadal wybrzmiewały w jego rozgorączkowanym mózgu.
Wzywam wszystkich Jedi. Wojna się skończyła. Wszyscy Jedi powinni wrócić...
Tam musiała się kryć odpowiedź.
To nie była wiadomość dla niego. Nie był Jedi. Podszedł do panelu kontrolnego i odpalił silniki, śmiejąc się do siebie.
Może rzeczywiście wojna się skończyła. Ale galaktyka była wielka. Zawsze gdzieś toczyła się inna wojna. Słyszał głosy szepczące o chwale i triumfie, przeszłych i przyszłych. Mroczne, syczące głosy, obiecujące sekrety, i nakazujące mu użyć ich do osiągnięcia wielkich i strasznych celów.
Ale nie w imieniu Telottiego Cillmam'na. To nawet nie było imię Jedi, a on był teraz czymś więcej.
Był Malleusem. Młotem Ciemnej Strony.
Rozebrał się i nałożył zbroję. Jedynie brązowa skóra jego prawej ręki i twarz pozostawały nie zakryte.
- Stój!
Odwrócił się błyskawicznie.
Mistrz Ryelli stał w drzwiach w swoich brązowych szatach. Miecz świetlny błyszczał w zdeformowanej ręce.
- Ściągnij to, Telotti - polecił Ekim, w jego głosie dało się coś wyczuć? Czyżby trwogę? Poczuł podniecenie na myśl, że sam mistrz Jedi się go lęka.
- To należało do Sitha. To miejsce... to jakiś grobowiec. Owa zbroja jest wypełniona ciemną stroną.
Ciemna strona? Z taką potęgą mógłby być młotem niszczącym ją. Co wiedział Ryelli? Nie miał o niczym pojęcia. Dlaczego nie mógłby wziąć sobie tej zbroi? Miała w sobie potęgę. Prawdziwą. Czuł Moc jak nigdy przedtem. Mógłby być wojownikiem. Mógłby przyłączyć się do wojny, wycinając sobie drogę między legionami droidów bojowych i wziąć głowę hrabiego Serenno. Być bohaterem Republiki.
- Dlaczego wybrałeś Lumasa zamiast mnie, mistrzu? Co zobaczyłeś w nim a nie mogłeś dostrzec we mnie?
- Porozmawiamy o tym później - powiedział Ryelli, wchodząc.
- Może bałeś się, że będę większym Jedi od ciebie? Tak?
- Nie myślisz jasno.
- Teraz się boisz, prawda? Bałeś się na Geonosis? Dlatego zginął Lumas?
Mistrz pokręcił głową, krzywiąc się. Nie pozwoli Telottiemu opuścić planety ze zbroją. To było jasne. Wyśle ją do Korpusu, aby ukryć ją w jakimś ciemnym kącie w Archiwum.
- Przygotowałeś miecz, mistrzu. Chcesz walczyć? Ja też mam swoją broń...
- Telotti, nie wiesz co mówisz. To ta zbroja...
- Nie, mylisz się. Zawsze się myliłeś. Jeśli na Geonosis miałbyś mnie po swojej stronie wojna już by się skończyła. Zabiłbym Dooku. Zniszczyłbym Konfederację w zalążku. W sumie masz rację co do jednego - wyszczerzył się, założył heł i poczuł, jak runy płoną na jego twarzy. Nie krzyknął. Było to jak namiętny pocałunek. Zapalił zielone ostrze starożytnej broni. - Jak mówiłem, masz rację. To "jest" grobowiec.
Ryelli ruszył naprzód.
Zbroja była jak sieć przewodów. Wpompowywała w niego Moc. Telotti czuł ją przepływającą przez jego arterie, wypełniającą mu mięśnie, ramiona uniosły się aby obronić się przed ciosem z dołu wymierzonym przez miecz Ryelliego, zanim Telotti zdążył o tym pomyśleć. Był szybki. Za szybki. I silny.
Zmusił mistrza do cofania się gwałtownymi ciosami. Zielone ostrza błyszczały i szumiały kiedy spotykały się i cofały, odłupując kawałki kamienia ze ścian. Telotti śmiał się ekstatycznie zza ponurej maski. Jego serce waliło jak młot.
Mistrz wydawał się teraz mały. Czy on sam stał się olbrzymem? Czuł się niezwyciężony. Miecz Ekima ześlizgnął się po jego ramieniu, a iskry wzbiły się w powietrze. Telotti śmiał się. Nie poczuł tego ciosu. Zmusił Ryelliego do wycofania się do korytarza i skrzyżował miecze z mistrzem. kursywa Mistrzem? Jakie miał prawo do tego tytułu ten niedowidzący mól książkowy, ten kopacz rowów? Szukał wielkości w małych, połamanych rzeczach i nie zauważał wielkości, która stała przed nim. Ostrza zaskwierczały. Stało się coś dziwnego. Ryelli zmusił go do cofnięcia się. Mistrz Jedi z okaleczoną ręką wygrywał. Stał się spokojny. Dlaczego był taki?
Doprowadzało to Telottiego do wściekłości, podobnie jak twarz tej dziewczyny, Enan, podczas Prób, tak wiele lat temu, kiedy zrobiła z niego głupca. Ostrze mistrza zbliżyło się, zmuszając Warba Nulla do opuszczenia jego dwuręcznej broni. Lewe kolano Telottiego zgięło się i opadło, przyklęknął na podłodze.
Archeolog był silniejszy. Jak to możliwe?
Może i silniejszy... ale nie sprytniejszy.
Cillmam'n znał broń znajdującą się w jego rękach. W jakiś sposób ją znał. Stworzył ją, wieki temu. Albo raczej, stworzył ją człowiek z jego wizji, Shas Dovos, który potem stał się Warbem Nullem, zainspirowany mrocznymi naukami Freedona Nadda, a wcześniej straszliwego króla Adasa. Wiedział te rzeczy. Miał ich wspomnienia, mądrość, a także spryt Sithów.
Jego kciuk powędrował wzdłuż dwuręcznego ostrza do małego przycisku i kiedy Ryelli zmusił go do uklęknięcia, Telotti włączył przycisk i odsunął się.
Długie zielone ostrze starożytnego miecza świetlnego schowało się. W tej samej chwili tył otworzył się jak paszcza sarlacca, ujawniając ukryty, drugi emiter. Wydostał się z niego promień czerwonej energii, pomysłowy mechanizm wewnątrz przekierował moc w ciągu nanosekundy.
Bez oporu zielonego ostrza Ryelli potknął się i niemal stracił równowagę. Telotti poprawił chwyt i skierował czerwone ostrze w tył, przecinając kark Ekima. Mistrz Jedi przewrócił się. Chłopak wyprostował się, słuchając swojego oddechu i czując jak jego serce bije pod czarną skorupą napierśnika.
Komlink Ryelliego zaczął piszczeć.
Podniósł go nagą dłonią. Musiał stworzyć nową rękawicę w miejsce tej, którą zniszczył Ulic Qel-Droma. Włączył komunikator.
- Mistrzu - odezwał się Staguu. - Mam pilną wiadomość z Coruscant. Pochodzi z nadajnika w Świątyni Jedi i się powtarza. Podobno wojna się skończyła!
Urządzenie wypadło z ręki Telottiego, brzęcząc obok jego stalowego buta.
- Słyszeliście? To koniec! Wygraliśmy!
W głosie Givina dało się słyszeć radość. Śmiał się. Był szczęśliwy.
Cillmam'n podniósł stopę i rozgniótł komlink.
Zawarczał niezrozumiale pod metalowym hełmem, zapalił ponownie czerwone ostrze i zaczął wściekle ciąć kamienne ściany i podłogę, rzeźbiąc głębokie bruzdy, jak schwytane w klatkę dzikie zwierzę.
Niemożliwe - nie teraz, kiedy posiadł potęgę mogącą zmienić jego przeznaczenie.
To musiało być kłamstwo.
Ruszył w stronę wyjścia.
Telotti wydostał ciało Staguu z fotela przy konsoli komunikacyjnej i sam odsłuchał wiadomość.
Wzywam wszystkich Jedi. Mówi Najwyższy Kanclerz Palpatine. Wojna się skończyła. Powtarzam: to koniec. Wszyscy Jedi powinni wrócić do Świątyni i oczekiwać na dalsze instrukcje.
Zacisnął opancerzoną pięść i uciszył głos starca w eksplozji iskier.
Stał samotnie w kabinie Pathfindera obok nieżywego nawigatora, słuchając deszczu bębniącego o kadłub, patrząc na pachnącą cierpko strugę amoniaku spływającą z jego zbroi jakby odrzuconą przez jego moc, myśląc intensywnie. czując jak serce przesuwa się w najgłębszą czeluść żołądka. Odsłuchane słowa nadal wybrzmiewały w jego rozgorączkowanym mózgu.
Wzywam wszystkich Jedi. Wojna się skończyła. Wszyscy Jedi powinni wrócić...
Tam musiała się kryć odpowiedź.
To nie była wiadomość dla niego. Nie był Jedi. Podszedł do panelu kontrolnego i odpalił silniki, śmiejąc się do siebie.
Może rzeczywiście wojna się skończyła. Ale galaktyka była wielka. Zawsze gdzieś toczyła się inna wojna. Słyszał głosy szepczące o chwale i triumfie, przeszłych i przyszłych. Mroczne, syczące głosy, obiecujące sekrety, i nakazujące mu użyć ich do osiągnięcia wielkich i strasznych celów.
Ale nie w imieniu Telottiego Cillmam'na. To nawet nie było imię Jedi, a on był teraz czymś więcej.
Był Malleusem. Młotem Ciemnej Strony.
Kassila2014-01-23 10:36:58
Na początku był Chaos.
Nie połapałam się w tych wszystkich imionach i postaciach, a do tego uznałam, że nie jest to potrzebne. Wystarczyło powiedzieć, że taki to a taki mistrz był wcześniej czyimś innym mistrzem. Kropka.
Archeolodzy są zawsze u mnie mile widziani, zwłaszcza archeolodzy Jedi :D Opowiadanie dobrze się czyta, pomijając tą ilość nazwisk.
Siedem punktów za nawiązanie do Exarowych czasów.
Stele2014-01-22 23:40:52
Reklamowano to jako "wprowadzenie nowego złego pod koniec CW". Ciekawe czy jakoś pociągną tą historię. Warb Null powinien jednak pozostać zbroją, żyjącą raptem przez kilka kadrów TotJa. Jeśli wcisną go do jakiegoś komiksu/Rebelsów, obawiam się, że będzie się prezentował zbyt absurdalnie jak na tą erę.