[Co tam, panie, w Essentialu…]
Ostre cięcie likwidujące płatne Hyperspace w lipcu tego roku przyniosło wydanie zbioru opowiadań, dawno zapomnianego formatu antologii. Warte uwagi pozostają Opowieści z Imperium od Bantam Spectra z 1997 roku. Dziwi nieco omijanie tego typu wydawnictw. Przyszło nam czekać blisko 15 lat, nim papierniczy myśliciele powrócili do formuły antologii. Mniemam, iż to raczej słodka wisienka w beczce kwaśnej porzeczki, niżeli zwiastun nowej linii pysznych dżemów rodem od galaktycznej babuni.
Rok 2015 dla przewodników, encyklopedii oraz atlasów stanowić może strefę zero (oby nie Strefę mroku...). Odkreślimy karmazynowym markerem grubą krechę. Nowe, co wątpliwe zacznie mieszać w istniejącym. Gra idzie o grubą rybę. Zakupiłem niedawno pozycję Guide to Warfare. Nagrzany niczym wino z goździkami, czułem się jak małe hobbiciątka, wypatrujące fajerwerków Gandalfa. Listonosz puka do bram, podpis, uśmiech i rozrywam zębami kopertę, szkoda czasu na prozaiczne szukanie nożyczek. Oglądam, wącham papier. Otwieram, wertuję, łypię wzrokiem, amerykańskie literki skaczą jak iskierki. Odkładam, mrugam zdezorientowany. Upijam haust letniej kawy, kasłam i zdejmuję z nocnej szafki staromodne okulary...
Lord Sidious w swej bastionowej recenzji napisał między innymi:
"Zgodzę się z tym, że wojna i działania wojenne to w dużej mierze historia, dowódcy, sprzęt, pojazdy, także starcia armii, więc i planety. Wojna to także przyczyny i skutki, przebieg bitew, oraz strategie, taktyki i działania operacyjne. Więc spodziewałem się po tej pozycji między innymi analiz taktycznych." Lordzie Sidious, wojna to wyłącznie niewypowiedziane, zbędne i absolutnie niepożądane cierpienie. Bez roztrząsania o przyczynkach, czy przytaczamy wojnę "sprawiedliwą", o pobudkach religijnych, wojna to paradoks i chichot historii. Wojna nie w "dużej mierze" stanowi historię, to historia zrodzona została na wojnie! Koło ewolucji, prócz matki pomyślunku, popycha do działania gorzejący nienawiścią mroczny cień wojny. Wojna i historia to syjamskie bliźniaki, wokół nich tańczą mikrej postury ludzie, prężący muskuły pod tarczami z brązu albo sterujący w przytulnej bazie za pomocą joysticka Predatorem, namierzając kryjówkę terrorystów.
Do napisania pozycji godnie analizującej "strategie, taktyki i działania operacyjne" należałoby powołać sztab teoretyków oraz zawodowych wojaków, minimum z uczelni pokroju Akademii West Point. Dołączyć doń pluton konsultantów z Disney Lucasfilm Ltd. i do 2015 roku zamknąć w bunkrze Fortu Knox. Materiału źródłowego prędko nie zabraknie, a kawy naparzymy na cysterny.
Lord wyraził swe rozczarowanie. Lordzie, czy aby nie można by Twego braku oczekiwanego usatysfakcjonowania albumem podciągnąć pod kilka innych encyklopedyków? Wspomniana pozycja traktująca o planetach i księżycach. Owszem, przyjemna dla oka, niekiedy nader dokładna, okraszona wieloma smaczkami. Acz zawsze upierdliwe "ale" musi wtrącić swe przysłowiowe trzy grosze. Dokładności geograficznej trudno tam uraczyć. Brak często podstawowych danych, które trzeba wyłuskać z Internetu bądź wyssać z palca. Warunki pogodowe, atmosfera, długość roku, średnica równika i tak dalej, i mieli żyć długo...
W ramach studiów oraz pogłębiania zasobów zawodowej pasji, przemieliłem setki książek o mikroszczegółowych analizach taktycznych, kampaniach rozkładanych na elementy podpierwsze. Lordzie Sidious, gwarantuję zarówno Tobie, jak i miażdżącej większość odbiorców The Essential Guide to Warfare, iż byś książki nadobnej utrzymanej w ryzach uniwersyteckiego warsztatu i merytoryki historycznej zwyczajnie nie strawił. Absolutnie nie obrażając niczyjej inteligencji. Powiedzmy sobie to szczerze, wiele książek historycznych pisanych klasycznie, to opaśle tłuste, ślimaczo nudnawe i dla czytelnika spoza kręgu wręcz toksyczne pozycje! Dlatego, Lordzie, album ów nie rozczarowuje, gdyż nie jest pozycją aspirującą do naukowej sensu stricte. Kładę głowę pod topór, iż panowie z West Point nie napisaliby poradnika o wojowaniu lekkim tchem czytanego. Uwierzcie, drodzy Czytelnicy, coś w temacie wiem. Rozkład Wielkiej Wojny Profesora Pajewskiego czy nawet Europa walczy Normana Davisa (dwie różne szkoły) to tomiszcze zdatne w locie pędu do wiedzy, przy celnym rzucie wymierzonym w głowę, zabić całkiem dosłownie. Jednak Guide to Warfare powstał. Skierowany do fanów-paramilitarystów. Kochajmy historię, gdyż bez niej będziemy jedynie umysłowymi wydmuszkami, podobnymi do wzburzonych demonstrantów z przemarszów minionych obchodów święta odzyskania niepodległości.
Surfując po srebrnych falach Internetu, przekopując rekordy Google, nie odlazłem wzmianki na temat wykształcenia autorów przewodnika o sztuce wojennej Gwiezdnych Wojen, za wszelakie wskazówki bogowie zapłać. Wiadomy fakt, iż Jason Fry pisywał dla Wizardów oraz Titan Magazines. Do spółki z Danem Wallace'em stworzyli pozycję The Essential Atlas, będącą pokłosiem Ilustrowanego przewodnika po planetach i księżycach GW, wydaną w USA sierpniem 2009. Drugi współautor wojennych wywnętrzeń, Paul K. Urquhart, z Jasonem Fry'em w periodyku Star Wars Insider (#133) zamieścili artykuł pt. 10 kluczowych bitew, poruszając tematykę starć takich jak Geonosis, Fondor, Ruusan czy Yavin.
Uparcie podtrzymuję twierdzenie, jakoby w Gwiezdnych Wojnach nie egzystowała relatywistyczna, przekładalna ze świata fikcji sztuka wojenna. W baśniowych krainach szczegółami są liczebność armii, oporządzenie czy morale. Panowie Fry i Urquhart być może są pasjonatami wojskowości i ludźmi oczytanymi w fachowej literaturze. Lecz wyobraźmy sobie sytuację, gdy fizyk kwantowy zasiada do rozpatrywania wizji wierszy doby romantyzmu, a historyk wojskowości usiłuje dokonać transplantacji serca... Nazbyt wiele wymagam?
* * *
[Gdy tusz zasycha…]
Całkowicie zgadzam się z pozytywną nutą, w rytm której skacząc po klawiaturze Darth Kasa spisywał swoje przemyślenia. W ropiejącym bagnie "hejterstwa" i mody na "nienawistność dla zasady" (znanej jedynie nienawidzącemu), podejściu opozycyjnemu do negatywnego, należy jedynie przyklasnąć.
Dobre prognostyki puszczenia w niepamięć starkillerów, a zwiększenia "innowacji twórczej", ku przyszłości wyrysowanej pastelowymi słonecznymi farbkami – parafrazując Autora – przyjmuję za dobrą monetę i apeluję – czytajcie, gdyż słabych książek zwyczajnie nie ma, są wyłącznie gorsze dni autorów.
[Notka uzupełniająca]
Podtrzymując tradycję, odniosę również kilka uwag do komentarzy, a w zasadzie do opinii na temat książkowych "wcieleń TORa" oraz "odsapnięcia" od Wojen klonów. TCW żyje już własnym życiem, natomiast aby uparcie domagać się spełnienia oczekiwań od rozwojowej serii The Old Republic, należałoby wrócić do rozmowy po wydaniu, powiedzmy, przedostatniego tomu.
* * *
OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 0,00 Liczba: 0 |
|
cwany-lis2012-12-11 19:19:44
"uroczy" felieton - mi się podoba ale czytam go na raty ;)
Harakey2012-12-09 11:59:30
O wszystkim i o niczym.
kuba_starwarsy2012-12-08 21:45:12
Jeden wielki grafomański bełkot entuzjasty samego siebie.
Qel Asim2012-12-08 19:32:04
Przeczytałem pierwszą stronę i więcej nie chcę. Ten artykuł jest o wszystkim i o niczym. Sto tysięcy nawiązań, aluzji itp. - jak dla mnie jest to brak przejrzystości w tekście. Ewidentny przerost formy i efekciarstwa nad treścią.
Oceny nie wystawię, bo nie przeczytałem całego artykułu, ale jeśli pełna treść też jest napisana w takim stylu, to nie byłaby to wysoko oceniona praca.