Przechylona pod kątem czterdziestu stopni klatka schodowa nie napawała optymizmem. Jednak wybrał ją, zamiast turbowindy, która, nawet jeżeli jeszcze działa na zasilaniu awaryjnym, to w każdej chwili mogła zamienić się w śmiertelną pułapkę. Zmęczone nogi zdawały się płonąć z każdym stopniem, ale nie miał czasu na odpoczynek. Apartamentowiec mógł w każdej chwili się zawalić. Oby jego ukochana była w mieszkaniu. Szukał jej zbyt długo, aby stracić ją w taki sposób. Stłumione okrzyki mordowanych istot rozbrzmiewały naprawdę blisko. Prawdopodobnie już na terenie samego kompleksu.
Cztery piętra niżej rozległ się płacz niemowlęcia i krzyk mężczyzny. Ucięły się w tej samej sekundzie, gdy rozległy się barbarzyńskie okrzyki pełne radości. "Są w budynku!" - nagłe odkrycie zmroziło mężczyznę.
Rzucił się przed siebie jeszcze szybciej, nie zważając na to, że w każdej chwili może wbiec na komando śmierci.
Tamtej nocy na Bastionie Nathaniel i Claire rozmawiali ze sobą przez wiele godzin, a potem kochali się do rana. Romantyczni ludzie powiedzieliby, że młodzieńcze uczucie wybuchło na nowo, od razu gdy się spotkali. Natomiast istoty twardo stąpające po ziemi stwierdziłyby, że pomiędzy tymi dwojga nadal działała silna chemia.
Po pierwszym szoku spowodowanym zobaczeniem dawnego kochanka, Claire wstała i prędko opuściła lokal. Nate wybiegł za nią. Bał się, że gdy za nią pobiegnie, ta nie da za wygraną, lecz gdy tylko do niej dopadł, kobieta wtuliła się w niego z płaczem. Pomimo mrozu panującego na dworze, obydwoje usiedli na pobliskiej ławce i opowiadali o tym, co się z nimi działo przez ostatnie lata.
Kiedy Cal Marek trafił do więzienia, a Nate pomagał Hanowi go obciążyć, mama Claire spakowała je obydwie i kazała pogrążonej w rozpaczy córce opuścić stolicę, nie informując nikogo. Obydwie kobiety odleciały z Coruscant, bojąc się, że Nowa Republika potraktuje rodziny swoich politycznych wrogów tak, jak robiło to Imperium. Claire początkowo protestowała, nie chciała opuszczać swego ukochanego, lecz matka kazała jej się zastanowić, przez kogo znaleźli się w tarapatach. Dziewczyna początkowo tkwiła w przekonaniu, że Nathan i jego tata nie zeznawaliby na jej ojca, gdyby to on pierwszy nie wsadził ich za kratki. Potem jednak uznała, że to właśnie jej ojciec spełniał patriotyczny obowiązek, a źródłem kłopotów było właśnie to, że Han Ellhami kolaborował z wrogiem i próbował zwerbować jej tatę. Cal robił tylko to, co powinien zrobić każdy dobry obywatel, a teraz gdy odpowiadał za to przed nową władzą, jej mężczyzna pomagał go pogrążyć.
Wyprowadziła się na Bastion, gdzie razem z matką dostały pracę jako księgowe w firmie jej wuja. Potem jednak sama zaczęła wykładać politologię na uniwersytecie. Nauczyła się nienawidzić Nathana, a to że jej ojciec został zamordowany w więzieniu, tylko jej w tym pomogło.
Minęło jednak kilka lat , a niektóre sprawy z przeszłości można wtedy ujrzeć w innym świetle. Wiedziała że Nate, podobnie jak Cal, zrobił wtedy jedynie to, co uważał za słuszne. Tęskniła za nim, ale nie wiedziała że jej szuka. Sama też go nie szukała, bo była przekonana, że minęło zbyt wiele lat i mężczyzna o niej zapoznał, albo jej nienawidzi.
Nathaniel opowiedział jej o trzech latach, które spędził na jej poszukiwaniach, o roku przez który szukał jej już tylko na dnie butelki, a także o życiu na własnym statku. Jego słowa brzmiały dla niego samego, jak tysiącletnia opowieść starego wędrowca.
Gdy skończyli opowiadać o swoim życiu, nastała przepełniona smutkiem cisza. Nate, który setki razy odbywał w swojej głowie ich pierwszą rozmowę, nagle nie wiedział co powiedzieć. Bał się, że cel jego życia się nie spełni, a kobieta wstanie i odejdzie. Claire ujęła jednak jego twarz w dłonie, spojrzała mu w oczy i pocałowała go namiętnie. Wszystko zostało wybaczone. Śnieg padał wokół nich, jego płatki rozpuszczały się na ich włosach. Wstali i kobieta zaprowadziła go bez słowa do swojego mieszkania.
Po kilku dniach , przez które praktycznie nie opuszczali jej mieszkania i próbowali się sobą nacieszyć, Nate wpadł na pomysł.
- Wróćmy na Coruscant – powiedział. – Kupimy mieszkanie w naszej starej okolicy... możemy nadrobić stracone lata.
Claire początkowo skwitowała to śmiechem, jak romantyczny pomysł szaleńca, ale gdy zobaczyła poważną minę swojego mężczyzny, skinęła głową
- To doskonały pomysł. Znajdziemy jakąś pracę na Coruscant i powrócimy na stare śmieci, tak, jakbyśmy nigdy stamtąd nie odeszli.
Niecały miesiąc później zaczęli wprowadzać plan w życie. Niestety, w tym samym czasie jej matka, która właśnie odeszła na emeryturę, zachorowała i potrzebowała jej opieki. Początkowo Claire uznała, że najlepiej, aby chwilowo porzucili pomysł wspólnego mieszkania w stolicy. Raz, że matka nienawidzi tej planety odkąd zmienił się rząd, dwa, że z pewnością nie zamieszka pod jednym dachem z Natem, do którego czuje jeszcze większą nienawiść niż do Nowej Republiki. Zanim temat zamienił się w sprzeczkę, Nathaniel wymyślił kompromis. Kupią jedno mieszkanie i wynajmą w pobliżu drugie. Niech Claire zamieszka początkowo z matką w jednym, a on wprowadzi się do drugiego, w pobliżu.
- A jak będzie kręciła nosem – dodał. - To powiedz jej, że stanę na głowie, by załatwić jej apartament w Złotych Ogrodach.
Claire przemyślała jego propozycję, po czym powiedziała:
- Dobrze. Jakoś ją namówię. Ale nie sądzę, by czuła się bezpiecznie żyjąc w samym sercu Nowej Republiki.
– Nie martw się – powiedział Nate. – Co złego może jej się stać na Coruscant?
Nate wpadł przez otwór po wyrwanych drzwiach do mieszkania Claire i jej matki, w Złotych Ogrodach. Mieszkanie, jak reszta bloku apartamentowca, pochylona była pod kątek czterdziestu pięciu stopni. Z jednej strony brakowało całej ściany, więc można było uchwycić przejmujący widok czerwonej łuny niszczonego Coruscant. Mocny wiatr, który na tej olbrzymiej wysokości zagłuszał przeważnie wszystko, tym razem nie był w stanie być głośniejszy niż planeta w dole – nie gdy planetę rozrywała seria wybuchów.
Ale wybuchy nie były jedyną rzeczą jaką słyszał. Było coś jeszcze.
Wycie. Potworne wycie i kobiece krzyki.
Wbiegł do sąsiedniego pokoju, a widok, który ujrzał, sprawił, że jego serce niemal stanęło. Zrujnowany pokój stracił nie tylko ścianę, lecz również kawał podłogi. Był niczym stromy występ skalny stojący obok wielkiej przepaści.
A pomiędzy nim, a przepaścią, stało dwóch uzbrojonych Yuuzhan. Jeden z nich trzymał nad głową krzyczącą kobietę.
- NIE RÓB TEGO ! – zawył Nate. Yuuzhanin stojący nad krawędzią nie zwrócił na niego uwagi i dalej wykrzykiwał dziwaczne modły, szykując się do rzucenia kobietą w dół. Jednak drugi wojownik odwrócił się w jego kierunku, odsłaniając dotąd zasłoniętą część pomieszczenia.
I wtedy zobaczył Claire. Leżała z nogami przygniecionymi szafą i wpatrywała się w niemym przerażeniu w stojącego nad nią Vonga.
Nawet przez sekundę nie winił się za ulgę jaką poczuł, gdy okazało się, że kobieta trzymana nad krawędzią przepaści to nie ona, lecz jej matka.
Ulga pękła jednak niczym balon, gdy uświadomił sobie, że stoi naprzeciwko uzbrojonych istot.
Yuuzhanin trzymający nad głową matkę Claire wykrzyczał imię swojego boga, po czym cisnął kobietą w przepaść.
Nate nie myślal. Działał. Rzucił się do przodu, omijając wpatrzonego w niego Yuuzhanina i naparł całym ciałem na tego wciąż odwróconego. Wojownik nie zdążył nawet wydać okrzyku udziwnia, gdy podzielił los swojej ofiary. Zleciał w kilkusetmetrową otchłań, a Nate upadł przy samej krawędzi, o mały włos nie podzielając losu barbarzyńcy i swojej niedoszłej teściowej.
„Jeden z głowy” – zdążył pomyśleć, gdy potężna łapa uniosła go do góry, za grzbiet koszuli. Przez chwilę był przekonany , że teraz drugi Vong zrzuci go w dół, lecz ten jednak uderzył nim o istniejącą ścianę. Nate stracił na chwilę wszystkie zmysły, lecz gdy znów otworzył oczy, zobaczył, że wojownik stoi nad nim i zdejmuje zbroję. Rzucił na ziemię również całą broń i mówił do niego w swoim języku. Patrzył mu wyzywająco w oczy.
„Chce walczyć” – pomyślał Nate stając chwiejnie na nogach. – „Zawsze to jakiś promyk nadziei… ale jak ja mam dać radę takiemu monstrum? W dodatku po kilku godzinach biegu…”. W tym momencie uchwycił spojrzenie swojej ukochanej, wciąż uwięzionej pod ciężką szafą. Da radę. Zrobi to dla niej.
Skoczył na prężącą muskuły istotę z zaciśniętymi pięściami i krzykiem.
… ale po chwili leżał już na ziemi, z poważnymi brakami w uzębieniu.
Nie da rady. Choćby starał się jak mógł. Yuuzhanin położył nogę na jego żebrach i zaczął naciskać.
Nate nigdy nie był wielkim osiłkiem. Wprawdzie jeszcze jako nastolatek uprawiał sport i nieraz wychodził zwycięsko z poważnych bójek, ale teraz jest już czterdziestoletnim mężczyzną, który się zaniedbał, a jego jedyną gimnastyką były próby dotarcia chwiejnym krokiem do toalety na własnym statku gdy za mocno popił.
Naciskający na jego żebra kosmita mówił coś w swoim języku. Nate czuł, że nie będzie już długo przytomny. Chciał jeszcze tylko popatrzeć na Claire. Jej piękna twarz była brudna, przecinały ją krew i łzy. Patrzyła na niego smutna i przerażona. To jego wina, że zginie. Mogła być teraz razem z matką na Bastionie. Na razie armia Vongów nie atakowała planet Imperium. A on sprowadził ją tutaj na parę dni przed początkiem inwazji. Jest winnym jej śmierci.
Ta myśl sprawiła, że poczuł w sobie nowe pokłady energii, wyzwolone przez złość. Nie odda jej życia tej kreaturze. Ona żyje dla niego, a nie dla bóstw tego czegoś.
Zerwał się tak silnie i tak nagle, że zdziwiony Yuuzhanin wywrócił się do tyłu. Uderzył tyłem głowy o podłogę i wydał z siebie jęk niegodny wojownika takich rozmiarów. Nate dopadł go i zaczął okładać go po twarzy, z cała siłą jaką mógł wydobyć z dawno nie używanych mięśni. W oczach krwawiącego wojownika pojawiła się furia. Złapał swego przeciwnika za szyję i zaczął go dusić. Nate przestał go bić i wsadził oba kciuki w jego oczodoły. Ryk najczystszej furii wydostał się z gardła okaleczonej istoty, która zacisnęła swą dłoń jeszcze mocniej na szyi Nate. Ten jednak wrócił do okładania Yuuzhanina. Uderzał go, aż stracił przytomność.
- Nate! NAAAATEEE!!!
Nate słyszał jej krzyk z bardzo daleka. Nie otwierał oczu. Wszystko go bolało. Zastanawiał się z kim też się tak urządził. W każdym razie więcej się z nim nie napije.
– NAAATEEEE !!!!
Claire potrafiła być naprawdę nieznośna. Już na studiach krzyczała na niego gdy miał kaca. Rodzaj kary za nadmierne imprezowanie. O dziwo nie miała pretensji gdy upijał się z nią.
- NAAATEEEE !!!!!!!!
- CO? – warknął, otwierając oczy.
I znalazł się twarzą w twarz z martwym Yuuzhaninem o pustych oczodołach. Wtedy też przypomniał sobie wszystko. Zerwał się na nogi.
- Och Nathaniel – załkała Claire. –Ty żyjesz!
Nie tylko żył, ale także znalazł w sobie jeszcze silę, by odsunąć szafę leżącą na jej nogach. Opadł z sił i runął koło swojej ukochanej. Ukochanej, o którą musiał stoczyć kolejny bój z życiem.
Padli sobie w ramiona i leżeli przy samej krawędzi, pięćdziesiąt centymetrów od gigantycznej przepaści, łkając cichutko. Gdy się już uspokoili, powiedział do niej szeptem :
- Jesteś już bezpieczna
Uchwycił jej spojrzenie. Zrobiła tę swoja głupią minę . Tę denerwująco -rozbrajającą minę, którą robi zawsze gdy palnie głupstwo. I zrobiła to zaledwie pięć minut po tym, jak cudem i nadludzkim wysiłkiem uniknęli śmierci. Podążył za jej spojrzeniem.
Z powodu brakującej ściany i wysokości na jakiej byli, widzieli panoramę płonącego Coruscant. Centrum cywilizacji znanej części Galaktyki rozpadało się na ich oczach. Budynki pękały, statki najeźdźców przesłaniały niebo, a gdzieniegdzie widać było błyski nowych wybuchów.
– Dobrze. A więc nie jesteś bezpieczna. Jeszcze.
Wstał i pomógł jej stanąć na nogach. Jedna była zwichnięta, więc szła trzymając się jego ramienia i skacząc na sprawnej nodze. On szedł powoli, cierpiąc z bólu i obrażeń, zadanych przez Yuuzhanina i pomagał jej iść. Zejście przez zniszczoną klatkę schodową zajęło im wieki. Na szczęście reszta Yuuzhan wyniosła się, szukać niewiernych w innych budynkach. Wyszli na dwór. Nie dało się oddychać bez wciągania popiołu do płuc. Kilka kilometrów dalej płonący drapacz chmur runął w dół. Jednak na platformie na której stało osiedle Złote Ogrody panował nienaturalny wręcz spokój.
– Dokąd teraz? – zapytała Claire.
– Musimy znaleźć jakiś statek.
– Idąc na trzech rannych nogach poprzez piekło? - uniosła brwi chłonąc obraz zniszczenia. Głos miała spokojny.
– Zgadza się – odparł Nate. – Kocham Cię.
– Wiem… - oparła się o niego mocniej. – Ja Ciebie też.
Szli powoli przed siebie, gdy wokół nich rozpadał się świat.
Cztery piętra niżej rozległ się płacz niemowlęcia i krzyk mężczyzny. Ucięły się w tej samej sekundzie, gdy rozległy się barbarzyńskie okrzyki pełne radości. "Są w budynku!" - nagłe odkrycie zmroziło mężczyznę.
Rzucił się przed siebie jeszcze szybciej, nie zważając na to, że w każdej chwili może wbiec na komando śmierci.
Tamtej nocy na Bastionie Nathaniel i Claire rozmawiali ze sobą przez wiele godzin, a potem kochali się do rana. Romantyczni ludzie powiedzieliby, że młodzieńcze uczucie wybuchło na nowo, od razu gdy się spotkali. Natomiast istoty twardo stąpające po ziemi stwierdziłyby, że pomiędzy tymi dwojga nadal działała silna chemia.
Po pierwszym szoku spowodowanym zobaczeniem dawnego kochanka, Claire wstała i prędko opuściła lokal. Nate wybiegł za nią. Bał się, że gdy za nią pobiegnie, ta nie da za wygraną, lecz gdy tylko do niej dopadł, kobieta wtuliła się w niego z płaczem. Pomimo mrozu panującego na dworze, obydwoje usiedli na pobliskiej ławce i opowiadali o tym, co się z nimi działo przez ostatnie lata.
Kiedy Cal Marek trafił do więzienia, a Nate pomagał Hanowi go obciążyć, mama Claire spakowała je obydwie i kazała pogrążonej w rozpaczy córce opuścić stolicę, nie informując nikogo. Obydwie kobiety odleciały z Coruscant, bojąc się, że Nowa Republika potraktuje rodziny swoich politycznych wrogów tak, jak robiło to Imperium. Claire początkowo protestowała, nie chciała opuszczać swego ukochanego, lecz matka kazała jej się zastanowić, przez kogo znaleźli się w tarapatach. Dziewczyna początkowo tkwiła w przekonaniu, że Nathan i jego tata nie zeznawaliby na jej ojca, gdyby to on pierwszy nie wsadził ich za kratki. Potem jednak uznała, że to właśnie jej ojciec spełniał patriotyczny obowiązek, a źródłem kłopotów było właśnie to, że Han Ellhami kolaborował z wrogiem i próbował zwerbować jej tatę. Cal robił tylko to, co powinien zrobić każdy dobry obywatel, a teraz gdy odpowiadał za to przed nową władzą, jej mężczyzna pomagał go pogrążyć.
Wyprowadziła się na Bastion, gdzie razem z matką dostały pracę jako księgowe w firmie jej wuja. Potem jednak sama zaczęła wykładać politologię na uniwersytecie. Nauczyła się nienawidzić Nathana, a to że jej ojciec został zamordowany w więzieniu, tylko jej w tym pomogło.
Minęło jednak kilka lat , a niektóre sprawy z przeszłości można wtedy ujrzeć w innym świetle. Wiedziała że Nate, podobnie jak Cal, zrobił wtedy jedynie to, co uważał za słuszne. Tęskniła za nim, ale nie wiedziała że jej szuka. Sama też go nie szukała, bo była przekonana, że minęło zbyt wiele lat i mężczyzna o niej zapoznał, albo jej nienawidzi.
Nathaniel opowiedział jej o trzech latach, które spędził na jej poszukiwaniach, o roku przez który szukał jej już tylko na dnie butelki, a także o życiu na własnym statku. Jego słowa brzmiały dla niego samego, jak tysiącletnia opowieść starego wędrowca.
Gdy skończyli opowiadać o swoim życiu, nastała przepełniona smutkiem cisza. Nate, który setki razy odbywał w swojej głowie ich pierwszą rozmowę, nagle nie wiedział co powiedzieć. Bał się, że cel jego życia się nie spełni, a kobieta wstanie i odejdzie. Claire ujęła jednak jego twarz w dłonie, spojrzała mu w oczy i pocałowała go namiętnie. Wszystko zostało wybaczone. Śnieg padał wokół nich, jego płatki rozpuszczały się na ich włosach. Wstali i kobieta zaprowadziła go bez słowa do swojego mieszkania.
Po kilku dniach , przez które praktycznie nie opuszczali jej mieszkania i próbowali się sobą nacieszyć, Nate wpadł na pomysł.
- Wróćmy na Coruscant – powiedział. – Kupimy mieszkanie w naszej starej okolicy... możemy nadrobić stracone lata.
Claire początkowo skwitowała to śmiechem, jak romantyczny pomysł szaleńca, ale gdy zobaczyła poważną minę swojego mężczyzny, skinęła głową
- To doskonały pomysł. Znajdziemy jakąś pracę na Coruscant i powrócimy na stare śmieci, tak, jakbyśmy nigdy stamtąd nie odeszli.
Niecały miesiąc później zaczęli wprowadzać plan w życie. Niestety, w tym samym czasie jej matka, która właśnie odeszła na emeryturę, zachorowała i potrzebowała jej opieki. Początkowo Claire uznała, że najlepiej, aby chwilowo porzucili pomysł wspólnego mieszkania w stolicy. Raz, że matka nienawidzi tej planety odkąd zmienił się rząd, dwa, że z pewnością nie zamieszka pod jednym dachem z Natem, do którego czuje jeszcze większą nienawiść niż do Nowej Republiki. Zanim temat zamienił się w sprzeczkę, Nathaniel wymyślił kompromis. Kupią jedno mieszkanie i wynajmą w pobliżu drugie. Niech Claire zamieszka początkowo z matką w jednym, a on wprowadzi się do drugiego, w pobliżu.
- A jak będzie kręciła nosem – dodał. - To powiedz jej, że stanę na głowie, by załatwić jej apartament w Złotych Ogrodach.
Claire przemyślała jego propozycję, po czym powiedziała:
- Dobrze. Jakoś ją namówię. Ale nie sądzę, by czuła się bezpiecznie żyjąc w samym sercu Nowej Republiki.
– Nie martw się – powiedział Nate. – Co złego może jej się stać na Coruscant?
Nate wpadł przez otwór po wyrwanych drzwiach do mieszkania Claire i jej matki, w Złotych Ogrodach. Mieszkanie, jak reszta bloku apartamentowca, pochylona była pod kątek czterdziestu pięciu stopni. Z jednej strony brakowało całej ściany, więc można było uchwycić przejmujący widok czerwonej łuny niszczonego Coruscant. Mocny wiatr, który na tej olbrzymiej wysokości zagłuszał przeważnie wszystko, tym razem nie był w stanie być głośniejszy niż planeta w dole – nie gdy planetę rozrywała seria wybuchów.
Ale wybuchy nie były jedyną rzeczą jaką słyszał. Było coś jeszcze.
Wycie. Potworne wycie i kobiece krzyki.
Wbiegł do sąsiedniego pokoju, a widok, który ujrzał, sprawił, że jego serce niemal stanęło. Zrujnowany pokój stracił nie tylko ścianę, lecz również kawał podłogi. Był niczym stromy występ skalny stojący obok wielkiej przepaści.
A pomiędzy nim, a przepaścią, stało dwóch uzbrojonych Yuuzhan. Jeden z nich trzymał nad głową krzyczącą kobietę.
- NIE RÓB TEGO ! – zawył Nate. Yuuzhanin stojący nad krawędzią nie zwrócił na niego uwagi i dalej wykrzykiwał dziwaczne modły, szykując się do rzucenia kobietą w dół. Jednak drugi wojownik odwrócił się w jego kierunku, odsłaniając dotąd zasłoniętą część pomieszczenia.
I wtedy zobaczył Claire. Leżała z nogami przygniecionymi szafą i wpatrywała się w niemym przerażeniu w stojącego nad nią Vonga.
Nawet przez sekundę nie winił się za ulgę jaką poczuł, gdy okazało się, że kobieta trzymana nad krawędzią przepaści to nie ona, lecz jej matka.
Ulga pękła jednak niczym balon, gdy uświadomił sobie, że stoi naprzeciwko uzbrojonych istot.
Yuuzhanin trzymający nad głową matkę Claire wykrzyczał imię swojego boga, po czym cisnął kobietą w przepaść.
Nate nie myślal. Działał. Rzucił się do przodu, omijając wpatrzonego w niego Yuuzhanina i naparł całym ciałem na tego wciąż odwróconego. Wojownik nie zdążył nawet wydać okrzyku udziwnia, gdy podzielił los swojej ofiary. Zleciał w kilkusetmetrową otchłań, a Nate upadł przy samej krawędzi, o mały włos nie podzielając losu barbarzyńcy i swojej niedoszłej teściowej.
„Jeden z głowy” – zdążył pomyśleć, gdy potężna łapa uniosła go do góry, za grzbiet koszuli. Przez chwilę był przekonany , że teraz drugi Vong zrzuci go w dół, lecz ten jednak uderzył nim o istniejącą ścianę. Nate stracił na chwilę wszystkie zmysły, lecz gdy znów otworzył oczy, zobaczył, że wojownik stoi nad nim i zdejmuje zbroję. Rzucił na ziemię również całą broń i mówił do niego w swoim języku. Patrzył mu wyzywająco w oczy.
„Chce walczyć” – pomyślał Nate stając chwiejnie na nogach. – „Zawsze to jakiś promyk nadziei… ale jak ja mam dać radę takiemu monstrum? W dodatku po kilku godzinach biegu…”. W tym momencie uchwycił spojrzenie swojej ukochanej, wciąż uwięzionej pod ciężką szafą. Da radę. Zrobi to dla niej.
Skoczył na prężącą muskuły istotę z zaciśniętymi pięściami i krzykiem.
… ale po chwili leżał już na ziemi, z poważnymi brakami w uzębieniu.
Nie da rady. Choćby starał się jak mógł. Yuuzhanin położył nogę na jego żebrach i zaczął naciskać.
Nate nigdy nie był wielkim osiłkiem. Wprawdzie jeszcze jako nastolatek uprawiał sport i nieraz wychodził zwycięsko z poważnych bójek, ale teraz jest już czterdziestoletnim mężczyzną, który się zaniedbał, a jego jedyną gimnastyką były próby dotarcia chwiejnym krokiem do toalety na własnym statku gdy za mocno popił.
Naciskający na jego żebra kosmita mówił coś w swoim języku. Nate czuł, że nie będzie już długo przytomny. Chciał jeszcze tylko popatrzeć na Claire. Jej piękna twarz była brudna, przecinały ją krew i łzy. Patrzyła na niego smutna i przerażona. To jego wina, że zginie. Mogła być teraz razem z matką na Bastionie. Na razie armia Vongów nie atakowała planet Imperium. A on sprowadził ją tutaj na parę dni przed początkiem inwazji. Jest winnym jej śmierci.
Ta myśl sprawiła, że poczuł w sobie nowe pokłady energii, wyzwolone przez złość. Nie odda jej życia tej kreaturze. Ona żyje dla niego, a nie dla bóstw tego czegoś.
Zerwał się tak silnie i tak nagle, że zdziwiony Yuuzhanin wywrócił się do tyłu. Uderzył tyłem głowy o podłogę i wydał z siebie jęk niegodny wojownika takich rozmiarów. Nate dopadł go i zaczął okładać go po twarzy, z cała siłą jaką mógł wydobyć z dawno nie używanych mięśni. W oczach krwawiącego wojownika pojawiła się furia. Złapał swego przeciwnika za szyję i zaczął go dusić. Nate przestał go bić i wsadził oba kciuki w jego oczodoły. Ryk najczystszej furii wydostał się z gardła okaleczonej istoty, która zacisnęła swą dłoń jeszcze mocniej na szyi Nate. Ten jednak wrócił do okładania Yuuzhanina. Uderzał go, aż stracił przytomność.
- Nate! NAAAATEEE!!!
Nate słyszał jej krzyk z bardzo daleka. Nie otwierał oczu. Wszystko go bolało. Zastanawiał się z kim też się tak urządził. W każdym razie więcej się z nim nie napije.
– NAAATEEEE !!!!
Claire potrafiła być naprawdę nieznośna. Już na studiach krzyczała na niego gdy miał kaca. Rodzaj kary za nadmierne imprezowanie. O dziwo nie miała pretensji gdy upijał się z nią.
- NAAATEEEE !!!!!!!!
- CO? – warknął, otwierając oczy.
I znalazł się twarzą w twarz z martwym Yuuzhaninem o pustych oczodołach. Wtedy też przypomniał sobie wszystko. Zerwał się na nogi.
- Och Nathaniel – załkała Claire. –Ty żyjesz!
Nie tylko żył, ale także znalazł w sobie jeszcze silę, by odsunąć szafę leżącą na jej nogach. Opadł z sił i runął koło swojej ukochanej. Ukochanej, o którą musiał stoczyć kolejny bój z życiem.
Padli sobie w ramiona i leżeli przy samej krawędzi, pięćdziesiąt centymetrów od gigantycznej przepaści, łkając cichutko. Gdy się już uspokoili, powiedział do niej szeptem :
- Jesteś już bezpieczna
Uchwycił jej spojrzenie. Zrobiła tę swoja głupią minę . Tę denerwująco -rozbrajającą minę, którą robi zawsze gdy palnie głupstwo. I zrobiła to zaledwie pięć minut po tym, jak cudem i nadludzkim wysiłkiem uniknęli śmierci. Podążył za jej spojrzeniem.
Z powodu brakującej ściany i wysokości na jakiej byli, widzieli panoramę płonącego Coruscant. Centrum cywilizacji znanej części Galaktyki rozpadało się na ich oczach. Budynki pękały, statki najeźdźców przesłaniały niebo, a gdzieniegdzie widać było błyski nowych wybuchów.
– Dobrze. A więc nie jesteś bezpieczna. Jeszcze.
Wstał i pomógł jej stanąć na nogach. Jedna była zwichnięta, więc szła trzymając się jego ramienia i skacząc na sprawnej nodze. On szedł powoli, cierpiąc z bólu i obrażeń, zadanych przez Yuuzhanina i pomagał jej iść. Zejście przez zniszczoną klatkę schodową zajęło im wieki. Na szczęście reszta Yuuzhan wyniosła się, szukać niewiernych w innych budynkach. Wyszli na dwór. Nie dało się oddychać bez wciągania popiołu do płuc. Kilka kilometrów dalej płonący drapacz chmur runął w dół. Jednak na platformie na której stało osiedle Złote Ogrody panował nienaturalny wręcz spokój.
– Dokąd teraz? – zapytała Claire.
– Musimy znaleźć jakiś statek.
– Idąc na trzech rannych nogach poprzez piekło? - uniosła brwi chłonąc obraz zniszczenia. Głos miała spokojny.
– Zgadza się – odparł Nate. – Kocham Cię.
– Wiem… - oparła się o niego mocniej. – Ja Ciebie też.
Szli powoli przed siebie, gdy wokół nich rozpadał się świat.
OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 7,67 Liczba: 9 |
|
Matek2013-03-19 00:09:21
Dałem se 10 by wyrównać Twój porąbany trolling xD
Matek2013-01-16 15:07:25
Luke S dziekuje xD
Luke S2012-12-29 10:02:20
Niby fajne, ale dałem 1/10 xD xD xD
Bagnaguagard22012-04-17 22:16:50
Świetne. Naprawde przyjemnie mi się czytało. 10/10
Bardan Jusik2012-03-18 20:56:09
Bardzo dobre opowiadanie. Naprawdę świetne.
Matek2011-10-11 23:36:09
Heh. W sumie żałuję, że już po konkursie nie wysłałem wersji poprawionej, skoro wiedziałem że praca i tak trafi na Bastion :P Dla niewtajemniczonych : pracę zacząłem pisać w nocy, w przededniu deadline'u, lekko pod wpływem x-) Dzień później musiałem pojechać do Łowicza załatwić parę spraw na uczelni, no i skończyło się melanżem klasowym, po powrocie z którego ostro nietrzeźwy kończyłem opowiadanie (tak na oko jakieś 70% :P) na 4 godziny przed terminem oddania prac :D Wysłałem na 5 minut bez sprawdzenia nawet ... Wiem, że to brzmi jak wymówka albo prośba o taryfę ulgową przy ocenianiu, ale serio nie o to biega :P Po prostu tak było :D Po mimo wszystko mam nadzieję, że nie zniechęciłem do czytania :) Zapraszam do lektury :)
Kasis2011-10-11 20:12:15
Zdarzały się błędy, momentami styl bardzo wymagający doszlifowania. W przyszłości pisz lepiej na trzeźwo ;] Ale sam pomysł ciekawy, opowieść o zwykłych mieszkańcach galaktyki, a nie wielkich bohaterach, natomiast w tle zmieniająca się galaktyka. Ten motyw mi się spodobał. No i zakochani bohaterowie po czterdziestce, to też plus ;]