TWÓJ KOKPIT
0

Gdy wokół nas rozpada się świat :: Twórczość fanów

Ponad dziesięć lat wcześniej Nathaniel stoi na pokładzie obserwacyjnym swojego statku i patrzy na bogatych idiotów.
- Przekaż mi swe cierpienie! - krzyczy Zabracka kobieta, która zdarła z siebie górną część swojej garderoby. Artystka. Podobno na Korelii jej najnowsza rzeźba sprzedała się za kilka milionów. W pewnych kręgach uważana jest za objawienie. Nate widzi w niej jedynie debilkę, która zapłaciła mu kupę kasy, za przylecenie w okolice resztek Alderaana i teraz wyje dotykając gołymi piersiami iluminatora. Dzisiaj mija piętnaście lat, odkąd planeta została zniszczona. Ofiara technologicznego amoku Imperium, Alderaan została wysadzona przez absurdalnie wielką, potężną i kosztowną stacją bojową Gwiazdę Śmierci. Niewiele później ta militarystyczna duma Palpatine'a i Tarkina została zniszczona przez wieśniaka z Tatooine, a Rebelia odniosła pierwsze znaczące zwycięstwo. Piętnaście lat później Rebelia zmieniła się w Nową Republikę, nikomu nieznany wieśniak stoi na czele nowego Zakonu Jedi, Imperium jest w odwrocie, Palpatine i Vader nie żyją, a Galaktyka patrzy z nadzieją w przyszłość.
Poza Natem. On patrzy na bandę idiotów, a słowo nadzieja straciło dla niego znaczenie. Wszystkie te wydarzenia nie były jego udziałem. On był tylko szarym obywatelem.
Jego ojciec umarł trzy lata po tym jak opuścili więzienie. Zostawił mu mnóstwo pieniędzy. Na tyle dużo, aby mógł zakupić własny statek. Wtedy wydawało mu się to dobrym pomysłem. Nowy początek, czemu nie ? Dziś, za pieniądze lata nim z bogatymi głupcami, którzy chcą dolecieć w różne, dziwne miejsca. Tak jak dziś – piętnastolecie zniszczenia Alderaanu. Ludzie szykują się do świętowania piętnastej rocznicy zniszczenia Gwiazdy Śmierci, a on stoi na pokładzie obserwacyjnym, gdzie grupka bogatych artystów z Coruscant przyleciała chłonąć energię z duszy Alderaana. Rozwalali teraz swoje nagie ciała na iluminatorze płacząc, warcząc, krzycząc i wydają seksualne odgłosy. A Nathanielowi chciało się rzygać. Albo wyrzucić ich przez śluzę. Brzydził się samym sobą, usługując takim kretynom i spełniając ich zachcianki, ale cóż. W końcu teraz żyje z latania tam, gdzie klienci chcą. Zupełnie nie takie życie dla siebie wyobrażał na studiach. Życie jednak nie zawsze układa się tak, jakbyśmy chcieli. Popełniamy w nim różne, dziwne błędy. A kto ma do błędów większe prawo, niż młody mężczyzna, opuszczony przez ukochaną, w Galaktyce pełnej politycznych zmian.
Gdy Cal Marek, ojciec Claire, trafił na ławę oskarżonych, to właśnie rodzice Nate'a zeznawali przeciw niemu. Han Ellhami miał dowody obciążające Cala, który wydał kilkudziesięciu agentów Rebelii mieszkających na Coruscant. Przez niego zostali oni straceni, często razem z całymi rodzinami. Nathaniel doskonale pamiętał jak się czuł, gdy trafił do celi, jedynie za to, że jego tata sympatyzował z niewłaściwą stroną, więc nie miał żadnych oporów, gdy poproszono go, aby również zeznawał. Claire zaklinała go by tego nie robił, płakała i błagała. Tak jakby nie wiedziała, że jej ojciec jest potworem.
Politolog pogrążył Cala na sali sądowej. Wprawdzie nie wiedział wiele o tym jakiego niedoszły teść wydawał Rebeliantom władzy, ale obrazowo opowiedział sędziom, jak niewinny został wpakowany do celi i zastraszany. Historię ułożył sobie w głownie już na parę dni przed zeznaniami i razem z ojcem zadbali o to, aby brzmiała jak najlepiej.
Zadowolony z siebie Nate wrócił do mieszkania, które dzielił z Claire. Było puste. Zostawiła mu jedynie wiadomość na holonagraniu. Razem z matką uciekła ze stolicy. Bały się, że jako rodzina imperialnego urzędnika, będą prześladowane, lub nawet skończą w więzieniu. Miała pretensje do Nathaniela, za to, że zeznawał przeciwko Calowi. Nagranie kończyło się słowami "Nigdy ci tego nie wybaczę. Nie szukaj mnie."
Rzecz jasna nie posłuchał jej. Przez niemal trzy lata trwonił rodzinne pieniądze, szukając jej na planetach należących do Imperium. Robił to pod przybranym nazwiskiem, bo wiedział że inaczej zostałby aresztowany przez to, kim jest jego ojciec. Nieraz tracił duże ilości kredytów poprzez oszukujących go poszukiwaczy i łowców nagród. Niejednokrotnie był okradany, a raz nawet połamano mu ręce, gdy Trandoshanie, których wynajął do pomocy, ukradli jego statek. I tak mógł się uważać za szczęściarza, jako że uszedł z życiem.
Po śmierci ojca, powrócił na Coruscant. Był jedynym synem Hana Ellhami, więc odziedziczył wszystkie pieniądze. Po roku picia i użalania się nad sobą, postanowił zakupić statek i zostać przewoźnikiem. Statek był wyposażony we wszystkie luksusy, zrobiony na zamówienie przez prywatną firmę byłego współwłaściciela stoczni Bilbringi, także nie było mowy o wożeniu szemranych typów za grosze. Nate się cenił, a ludzie którzy się cenią, są wynajmowani przez bogatych dupków, którzy cenią się jeszcze bardziej. Początkowo pomysł wydawał się niezły : wygodne, spokojne życie. Teraz jednak patrząc na popaprane elity ze stolicy, zaczął żałować, że nie postanowił jednak pracować z szumowinami. - Na pewno mają lepiej poukładanie w głowach niż ci idioci. Kto wie, może przez zbieg okoliczności zostałby kimś jak Han Solo, przemytnik, którego piętnaście lat nikt nie znał, a obecnie piszą o nim w podręcznikach do historii ?
Nie, to mu się pewnie nigdy nie przydarzy. Zdechnie latając tym statkiem do końca swoich dni, topiąc się w samoużaleniu i koreliańskiej brandy, rozpamiętując miłość swojego życia.
Obrzydliwe jest to, jak łatwo młody, pewny siebie człowiek potrafi zamienić się w chodzący banał.
Po poszukiwaniach Claire próbował się związać z kobietami, ale nigdy nie udało mu się żadnej pokochać. Przez kilka miesięcy był z pewną Twi'lekanką, która zatrudniła się jako drugi pilot na jego statku. Lubił ją wprawdzie i życie z nią było naprawdę wygodne, ale odeszła od niego parę tygodni temu. Podobno głównym powodem odejścia było to, że pił stanowczo za dużo, ale dobrze wiedział, że złamał jej serce nie mogąc zapomnieć o swojej byłej.
Ach Claire ...
Z gorzkich rozmyślań wyrwał go widok grubego Toydarianina w debilnym kapeluszu, który zbliżał się do niego z wyciągniętymi rękami i łzami w oczach.
- To by naprawdę wiele dla nas znaczyło - zaczął Toydariański pisarz z Coruscant - gdyby dołączył pan do nas, Kapitanie.
Nathaniel zerknął na grupę artystów przeróżnych ras. Stali, tworząc półokrąg, i trzymali się za ręce. Jedynie osoby stojące na końcach dotykały dłońmi iluminatorów. Płakali i śpiewali jakąś pieśń. Ubzdurali sobie, że jeżeli polecą w miejsce, gdzie Alderaan został zniszczony razem z milionami istot na powierzchni i odśpiewają swoje bzdurne piosenki, to te miejsce natchnie ich wewnętrzne dziecko, a ich wrażliwe artystyczne dusze będą gotowe do tworzenia lepszych dzieł sztuki.
- Oczywiście, że do was dołączę - Powiedział do tłustego Toydarianina, przywołując na usta najlepszy ze swoich fałszywych uśmiechów, które były w cenie przelotu. Złapał go za rękę i podszedł z nim do wariackiego półokręgu, tłumiąc w sobie obrzydzenie. "Nienawidzę swojego życia" - pomyślał.
Stojąc razem z artystami, których się brzydził, miał po swojej lewej grubego Toydarianina, a po prawej Kalamariankę. Jednak nie słyszał ich już, ani nie widział. Stał zapatrzony w odłamki, które były niegdyś Alderaanem i zastanawiał się, jakby wyglądało jego życie z Claire. Cóż, tego pewnie nigdy się nie dowie. Nie spotka jej już nigdy więcej, a jego życie będzie roztrzaskane niczym resztki planety, które unosiły się w zimnej przestrzeni przed nimi.
Nie wziął jednak pod uwagę tego, że Galaktyka czasem wydaje się być małym miejscem, a starzy znajomi wpadają na siebie w najmniej oczekiwanych miejscach.

Krzyki mordowanych mieszkańców rozbrzmiewały naprawdę blisko. Nate biegł jednak przed siebie.
Nie było prądu, ale Coruscant świeciło się czerwoną łuną pożarów. Kompleks Złote Ogrody znajdował się tuż przed nim. Zasłaniał go wprawdzie kłąb dymu ze statku który się tam roztrzaskał, ale okolica nie była jeszcze zbombardowana. Można to było uznać za dobry znak... albo za zły, jeżeli brało się pod uwagę to, że być może Vongowie nie zrzucili bomb tylko dlatego, że chcą by ich wojownicy własnoręcznie złożyli tutejszych mieszkańców w ofierze bogom.
Eksplozja potężniejsza niż jakakolwiek inna tego dnia, rozbrzmiała w powietrzu. Ta była inna, Nathaniel czuł ją pod skórą, tak jakby jego umysł wiedział coś, czym nie chciał się podzielić i karmił go pierwotnym lękiem przed totalną destrukcją. Lodowaty, niemal bolesny strach zakazywał mu spojrzeć w kierunku eksplozji. Ciekawość jednak wygrała, i pomimo że przez parę sekund nie mógł się ruszyć, zmusił swoją szyję do odwrócenia głowy w prawo.
Na horyzoncie płonącej planety-miasta wykwitał atomowy grzyb. Unosił się w powietrzu na parędziesiąt sekund przykuwając spojrzenia wszystkich na Coruscant - zarówno uciekających cywili, jak i morderców znajdujących się w religijnej ekstazie.
Nate wiedział, że wybuch jest za daleko, by stała mu się jakaś krzywda, ale pomimo to żołądek mu się wywracał. Mógłby przysiąc, że czuje bijące od atomowego grzyba ciepło. Zdawała sobie sprawę z tego, co wybuchło. Tam znajdował się Pałac Imperialny. Postawiony przez Palpatine'a po upadku Starej Republiki, był centrum władzy w Imperium, a do dzisiaj w Nowej Republice. Dziś został wysadzony przez Vongów... bądź też przez któregoś z pracowników, który nie chciał by ogromne bazy danych wpadły w ręce wroga. Ciekawe, czy Prezydent Borsk Fey'lya zdołał uciec. "Cóż pewnie ewakuował się jako pierwszy. A chyba żaden polityk nie był równie mocno w fazie zaprzeczenia jak on. Jeszcze rok temu lekceważył inwazję Yuuzhan. Powiadał że nawet nie dotkną planet w jądrze Galaktyki. Dziś wysadzają stolicę." - ponure myśli o jednym z najbardziej nielubianych polityków ostatnich lat zajęły na chwilę głowę Nate'a.
Nagle jednak ocknął się. Wybuch atomowy czy nie, nie czas teraz stać w miejscu. Był już blisko mieszkania ukochanej. Musi ją zabrać z tej planety i ...
Stanął jak wryty. Kompleks pięciu luksusowych bloków mieszalnych płonął. Dwa z nich w ogóle już nie istniały. Zamieniły się w dymiącą górę żużlu, z której sterczał jakiegoś rodzaju statek należący do armii. Statku nie dało się już zidentyfikować. Trzeci blok stał w całości w ogniu i mógł zawalić się w każdej chwili. Tylko jeden blok stał nienaruszony, natomiast sąsiadujący z nim opierał się o niego, w sposób, który wydawał się Nate'owi praktycznie niemożliwy.
- O nie ... - szepnął pędząc w stronę wspartych na sobie budynków.
W przekrzywionym bloku znajdowało się mieszkanie Claire.

Stolica Imperium, Bastion, przywitała go mrozem. Przetransportował tutaj obraz pewnego huttyjskiego artysty za dychę, i odsprzedał go jakieś bogatej paniusi. Strata czasu, przelot z Coruscant na Bastion, tylko dlatego, że jeden dupek chce kupić za chorą cenę coś, od innego dupka, bo trzeci dupek napisał na holoportalu dla dupków, że jest to dzieło sztuki. A podobno 75% dzieci we wszechświecie głoduje.
"Przysięgam, ktoś powinien kiedyś zbombardować stolicę i pomniejszyć liczbę bogatych dupków" – pomyślał Nate, wchodząc do całkiem przytulnego lokalu w reprezentacyjnej dzielnicy Bastionu. Usiadł przy stoliku, a kartę z menu przyniosła mu devaroriańska kelnerka.
"Wiatr zmian" - pomyślał wtedy - "Imperium było rządzone przez człowieka i u szczytu władzy inne rasy były traktowane w rasistowski sposób. Dziś, gdy Imperium jest pokonane i zajmuje żałośnie małą część Galaktyki, każdy jest mile widziany. Kiedyś Devarorianka nie mogłaby pracować w dobrym lokalu w sercu stolicy. No chyba że jako niewolnica."
Oczekując swojego dania, rozglądał się po wnętrzu restauracji. "Cóż, nie mam tak źle." - stwierdził - "Większość ludzi którzy tracą lata na samoużalanie się, kończą potem w zaułkach, sprzedając pałeczki śmierci. Ja jestem dobrze opłacanym kapitanem własnego statku i biorę horrendalnie wielkie sumy za usługiwanie bogatym kretynom z największego miasta w Galaktyce."
Myśl ta rozbawiła go. Miał dzisiaj całkiem niezły humor. Może pomógł mu w tym lokalny trunek, który właśnie popijał. Przyglądał się ludziom siedzącym przy stolikach. Wyniosłe paniusie, podchmieleni studenci, zabawny dzieciak bawiący się frytkami podczas nieuwagi kłócących się o coś po cichu rodziców.
- Szczęściarze - mruknął pod nosem Nate - Nawet nie macie pojęcia jacy z nas szczęściarze, my żyjący na Bastionie, Coruscant czy Korelii. My, których stać na zeżarcie obiadu w knajpie dla klasy średniej.
Po chwili sam się zganił w myślach, za bycie zgorzkniałym. Miał nieco ponad trzydzieści lat, a myślał jak stary dziadek. Tęsknił za czasami, kiedy z przyjaciółmi z uczelni oraz z Claire sam przesiadywał w takich miejscach, popijając piwo z Alderaana ... Kolejny przysmak, którego dzięki Imperium już nikt się nie napije.
Drzwi lokalu otworzyły się. Sztuczny mikroklimat działał świetnie, bo Ellhami siedzący blisko wyjścia, nawet na sekundę nie poczuł zimna. Do knajpki weszła ciemnowłosa kobieta. Drobinki śniegu natychmiastowo rozpuszczały się na jej płaszczu i nakryciu głowy.
Usiadła przy stoliku, a kelner za chwilę już był przy niej. Widocznie bywała tutaj niejednokrotnie, bo nawet nie wzięła menu, tylko powiedziała coś do kelnera, a ten odszedł z uprzejmym uśmiechem. Nathaniel przyglądał się jej w zdumieniu. Wyglądała jak Claire. Ale to niemożliwe, w Resztkach Imperium żyją miliony ludzi, a on wpadłby na nią ot tak, przypadkiem? Zapewne ten trunek był mocniejszy niż mogłoby się wydawać, i wpędził go w halucynacje. Zdarzyło mu się to już raz w barze na Selonii - podszedł pijany do jakieś kobiety, będąc przekonany, że to jego ukochana, zrobił straszną scenę. Oczywiście był to ktoś inny, a mąż tej kobiety złamał mu tego dnia nos.
Ciemnowłosa kobieta siedziała profilem do niego, kilka stolików dalej. Światło padało na jej piękną twarz, a ona patrzyła się przed siebie smutnym spojrzeniem. "Te oczy!" - myśl wybuchła w głowie Nathaniela. Nie pomyliłby tych oczu z żadnymi innymi na świecie.
Wstał od swego stolika i ruszył w jej stronę. Devavoriańska kelnerka która szła właśnie z jego daniem przystanęła zdezorientowana. Gdy dotarł do nieznajomej ta spojrzała w jego stronę, a jej oczy otworzyły się szeroko w zdumieniu.
- Claire? - zapytał z drżącym sercem.



1 (2) 3

OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować
Wszystkie oceny
Średnia: 7,67
Liczba: 9

Użytkownik Ocena Data
darth ryba 10 2014-10-15 16:57:37
Matek 10 2013-03-19 00:08:50
Bagnaguagard2 10 2012-04-17 22:17:03
Bardan Jusik 10 2012-03-18 20:54:20
Foleb 7 2014-11-21 11:17:33
Peterbog 7 2012-04-12 23:08:36
losmen 7 2011-11-11 13:15:29
Kasis 7 2011-10-11 20:12:44
Luke S 1 2012-12-29 10:02:00


TAGI: Fanfik / opowiadanie (255)

KOMENTARZE (7)

  • Matek2013-03-19 00:09:21

    Dałem se 10 by wyrównać Twój porąbany trolling xD

  • Matek2013-01-16 15:07:25

    Luke S dziekuje xD

  • Luke S2012-12-29 10:02:20

    Niby fajne, ale dałem 1/10 xD xD xD

  • Bagnaguagard22012-04-17 22:16:50

    Świetne. Naprawde przyjemnie mi się czytało. 10/10

  • Bardan Jusik2012-03-18 20:56:09

    Bardzo dobre opowiadanie. Naprawdę świetne.

  • Matek2011-10-11 23:36:09

    Heh. W sumie żałuję, że już po konkursie nie wysłałem wersji poprawionej, skoro wiedziałem że praca i tak trafi na Bastion :P Dla niewtajemniczonych : pracę zacząłem pisać w nocy, w przededniu deadline'u, lekko pod wpływem x-) Dzień później musiałem pojechać do Łowicza załatwić parę spraw na uczelni, no i skończyło się melanżem klasowym, po powrocie z którego ostro nietrzeźwy kończyłem opowiadanie (tak na oko jakieś 70% :P) na 4 godziny przed terminem oddania prac :D Wysłałem na 5 minut bez sprawdzenia nawet ... Wiem, że to brzmi jak wymówka albo prośba o taryfę ulgową przy ocenianiu, ale serio nie o to biega :P Po prostu tak było :D Po mimo wszystko mam nadzieję, że nie zniechęciłem do czytania :) Zapraszam do lektury :)

  • Kasis2011-10-11 20:12:15

    Zdarzały się błędy, momentami styl bardzo wymagający doszlifowania. W przyszłości pisz lepiej na trzeźwo ;] Ale sam pomysł ciekawy, opowieść o zwykłych mieszkańcach galaktyki, a nie wielkich bohaterach, natomiast w tle zmieniająca się galaktyka. Ten motyw mi się spodobał. No i zakochani bohaterowie po czterdziestce, to też plus ;]

ABY DODAWAĆ KOMENTARZE MUSISZ SIĘ ZALOGOWAĆ:

  REJESTRACJA RESET HASŁA
Loading..