W kosmoporcie na Coruscant jak zawsze był tłok. Nie przeszkodziło to jednak starej paczce z Eskadry Łotrów odnaleźć się. Nie widzieli się wprawdzie od wielu lat, ale ku własnemu zaskoczeniu nic się nie zmienili. Mieli oczywiście od siebie jakieś wiadomości. Starali się utrzymywać ze sobą kontakt. Jednak trwająca już od dwóch lat wojna skutecznie im przeszkodziła. Wiedzieli więc jedynie co słychać u Luke'a, mistrza Jedi, Wedge'a dowódcy trzeciej floty, i Corrana. Pół galaktyki znienawidziło go za to, czego nie zrobił na Ihorze.
Teraz w dziesiątkę stali przed wejściem do cel, znajdujących się kosmoporcie, i czekali, aż Gavinowi uda się wytłumaczyć wybryk Jansona, który mało co nie spowodował wypadku, doprowadził do zawału serca, kontrolera zajmującego się udzieleniem mu zgody na lądowanie. Już po chwili jednak oboje dołączyli do grup, biedniejsi - każdy po 500 kredytów. Tyle właśnie zażyczyli sobie dwaj kontrolerzy za zapomnienie o sprawie.
Nie było czasy na oblewanie spotkania. Gavin szybko wtajemniczył ich w plan. Apartament Nephto znajdował się na ostatnim piętrze wieżowca znanego jako Imperial Tower. Ustępował on wysokości tylko Pałacowi Imperialnemu, miał własne lądowisko, oraz był wyposażony we wszelkie luksusy, jakie można było sobie wyobrazić, plus jeszcze kilka. Ale mieszkania tam nie były darmowe. Za jedno mieszkanie, można by kupić i utrzymać przez dwa lata dwie eskadry najnowszych X-Wingów, kosztujących 200 000 kredytów jeden. Obok Nephto na piętrze znajdowały się apartamenty takich osób jak właściciel największej stacji Holonetowej - HolonetNews, najbardziej znanej restauracji na Coruscant, oraz właściciel gigantycznego banku, CoroBank.
Do apartamentu miał dostać się Hobbie, wraz z Tycho. Reszta miała umożliwić imsię tam dostać. Mieli wylądować na dachu ścigaczami, spuścić się do apartamentu Neptha, i tam po cichu wykonać robotę. Corran, i Wedge czekali na dachu pilnując by nikt się tam tymczasem nie kręcił, Luke i Ooryl mieli to robić to samo tylko na przedostatnim piętrze. Gavin i Wess za to mieli pilnować ostatniego piętra. Reme i Nawara Ven byli odpowiedzialni za unieszkodliwienie strażników na samym dole, których z pewnością zainteresowałyby widoki w holoprojektorze, ukazujące sześciu uzbrojonych mężczyzn. Koobis Nuu i Kral Nevil mieli w tym czasie przygotować do startu X-Wingi, bowiem zaraz po akcji cała dziesiątka bierze ścigacze i leci do kwatery łotrów, i od razu bez decyzji KONAWORU lecą na Thyferre, gdzie czekać będą na zaakceptowane przez komisje posiłki.
Mimo wczesnej rannej godziny ulice Coruscant wciąż były zatłoczone, a całe Imperial City rozżarzone milionami neonów. Nikt więc nie zwrócił uwagi na bardzo szybko lecącą piątkę speederów. Cztery z nich wylądowały na dachu, a jeden poleciał w miejsce gdzie znajdował się parter budynku, kilometr powyżej najniższego zabudowania.
Reme i Nawara weszli do budynku akurat w momencie gdy na holoprojektorach strażników ukazały się cztery speedery. Strażnik, będący Barabelem nawet nie zwrócił na nich uwagi, za to dużo uprzejmiej odniósł się do Nawary. Mina wprawdzie m trochę zrzedła gdy ten powiedział mu, że zgubił kartę, otwierającą mieszkanie na drugim piętrze, ale pokazał mu idealnie podrobiony zestaw dokumentów właściciela tego mieszkania. I zapytał, czy ten nie mógłby odblokować komputera. Strażnik poszedł więc z nimi, otworzył im mieszkanie, wszedł na chwilę do środka by zapytać Nawarę, czy jest już wszystko w porządku, ale nie zdążył nawet otworzyć buzi, gdyż strzał ogłuszający odebrał mu przytomność. Następnie Nawara zeszedł dwa poziomy niżej i spowodował spięcie we wszystkich holoprojektorach. Miał tylko nadzieję że żaden inny ochroniarz, mający za zadanie obserwować inne piętra nie zechce poskakać po kanałach...
- Możecie zaczynać - usłyszał Tycho w swoim komunikatorze. Skinął głową na Hobbie i obaj pobiegli na skaj dachu-lądowiska. Odległość między dachem a balkonem Nephto wynosiła jakieś 10 metrów. Oboje więc przypięli się do lin, których drugie końce były przypięte do Speedera, którym tu przylecieli i zaczęli się powoli opuszczać.
Wszystko jak dotąd przebiegało najlepiej jak mogło, ale lata wprawy udowodniły im, że to jeszcze nie zapewnia im udanego końca misji. Corran i Wedge wciąż jedna byli czujni, Na szczęście dla nich na dachu Imperial Tower nie było o tej porze dużego ruchu. W przeciwnym rogu stało tylko paru wyrostków, ale żaden nie wyglądał na takiego, kóry mógłby zrobić im krzywdę. Poza jednym. Był to wysoki Trandoszan, ubrany w srebrno-żółty kombinezon.
- To Bossk - rzekł cicho Corran, wskazując palcem na najwyższego z tamtej grupy.
W tej chwili na drugim końcu dachu ucichły rozmowy.
- Horn! - krzyknął Bossk
- Zostań na miejscu - powiedział cicho Wedge przytrzymując Corrana za skórzaną kurtkę.
Tymczasem Bossk ze swoimi kolegami coraz bardziej się zbliżali.
- Nie pamięta Corran kiedy ostatni raz cię widziałem. Chyba tuz po tym jak zamordowałem twojego ojca, jak miał na imię ten sukinsyn? Hell?.. Hol, H...
Trandoszan nie zdążył powiedzieć nic więcej, gdyż potężny cos powalił go na ziemię. Bossk podniósł z ziemi swój gadzi łeb. Z niedowierzaniem spojrzał na o głowę niższego człowieka, teraz górującego nad nim. Ale tylko chwilowo. Wyprowadził silny cios w brzuch, kopnął Corrana w krocze, a następnie w klatkę piersiową. Corran nie był mu długo dłużny. Też uderzył Bosska kilka razy, ale żaden z jego ciosów nie był w stanie powalić, ani nawet zatrzymać rosłego Trandoszanina. Ten więc bez problemu uderzył Corrana w splot słoneczny.
Nachylił się nad leżącym, poobijanym Hornem.
- Pamiętasz ten dzień gdy zginął twój ojciec? - zapytał. - Ja tak. Wyznaczono wam prostą robotę, i już ją właściwie wykonaliście. Taaak. To był ładny słoneczny dzień. Dla mnie był przepiękny. Za tą robot zainkasowałem sto tysięcy kredytów. Tani był twój ojciec, prawda? - Corran próbował podciąć Tandoszana, ale nie był w stanie. Próbował nawiązać mentalna więź z Luke'iem, ale ból nie pozwalał mu się skupić. - Siedzieliście wtedy przy barze. Zdziwiła cię ta seria? Złapałeś mnie później. Było to dla mnie większe upokorzenie niż gdy zostałem wykołowany przez Boba Fetta. Czas wyrównać rachunki.
Corran spojrzał jeszcze na Wedge'a, który miał własne problemy. Na samym środku dachu leżały dwa trupy, jeden należał do Weequay'a, a drugi do Balinaka. Wedge za to, co chwila za jednego ze speederów srzelał w kierunku pozostałych dwóch przeciwników, również ukrytych za speederami.
- Nie będę dłużej czekał. Zabicie ciebie było moim największym marzeniem. Nawet nie poczujesz. Bossk wyciągnął blaster, i wycelował w kaltkę unieruchomionego Horna. Trochę odsuniętego od Bosska, gdyż ból powoli zaczynał przechodzić. Jednak nie na tyle, by uciec, a co tu dopiero bić się. Jednak wystarczająco by się skupić.
- Twój tata też nie poczuł.
Bossk nacisnął spust. Czerwony bolt nie wyrządził Corranowi żądnej krzywdy. Hor go nawet nie poczuł. Zaabsorbował energię, i użył jej do uśnieżenia bólu, i podniesienia Bosska. Ułożył go równolegle do podłogi, i rzucił nim w jednego z przeciwników Wedge'a. Enegia Kinetyczna, jaką w danym momencie uzyskał Bossk zepchnęła ich obu a barierkę otaczającą dach, a drobna pomoc Corrana zapewniła im szybką wycieczkę na najniższe poziomy Coruscant. Corran podszedł jeszcze do barierki. Chciał się upewnić, że oboje zlecieli. Nie był nawet zaskoczony, gdy zobaczył, że Bossk wisi na barierce.
- Mówił ci ktoś kiedyś, że w mojej rodzinie tradycja Jedi jest bardzo silna?
Pozwolił sobie na drobny uśmiech. Odpiął miecz, i aktywował klingę.
- Mówią, że przecina ona wszystko, nawet gadzią skórę, ale j nigdy w to nie wierzyłem.
Zamachnął się mieczem, i uciął Bosskowi jedną łapę. Opadła w dół. Trandoszan widział jak spada, spojrzał na okaleczone ramię. Teraz poczuł prawdziwe przerażenie, bez jednej ręki, kilometry nad pierwszym miejscem na jakim mógłby się zatrzymać. Najgorsze, a zarazem ostatnie w ego życiu chwilę przerwał mu uśmiechnięty Corran.
- Patrz, jak dobrze tnie. Chyba zrobię sobie buty - uśmiechnął się i odciął Bosskowi drugą łapę. Widział, jak ten spada, i wreszcie poczuł pewną ulgę. Po tak wielu latach. Alei tak nie powie Luke'owi o tym. Kiedyś fakt, że nie zabił Bosska, uważał, jako coś co sprawiło, że nie przeszedł na ciemną stronę. Teraz zabił go z premedytacją. Chciał by wiedział, że zginie. Uśmiechnął się tym razem sam do siebie, po czym dodał.
- Hal miał na imię.
I poszedł do przeszukującego zwłoki Wedge'a.