Rada Floty Nowej Republiki składała się obecnie z zaledwie pięciu osób. Obradowała w jednym z niższych poziomów pałacu Imperialnego. Przeniesienie tego organu tak nisko tłumaczone było faktem, że w razie ataku Yuuzhan, te najwyższe budynki ulegną zniszczeniu jako pierwsze, a osoby wchodzące w skład Rady będą miały czas na ewakuacje. Pokój w którym obradowali był bardzo duży. Na samym środku pomieszczenia znajdował się holoprojektor, tai sam, jak ten na "Home One", tuż przed atakiem na Gwiazdę Śmierci. Ukazywał on obecnie szaro-niebieską planetę - Thyferre. Wzdłuż jednej ściany ciągnęły się półki, wypełnione Datakartami. Natomiast druga ściana była prawie pusta. Wyjątkiem były drzwi, prowadzące wprost na lądowisko na którym czekały na członków Rady jachty, wyposażone w silne pola, i dorównujące szybkością A-Wingowi. W sam raz do ewakuacji. Natomiast kilka metrów za holoprojektorem znajdowało się biurko w kształcie półksiężyca, zrobione z najgładszego marmury, wprost z Naboo. Na samym środku siedział przewodniczący Rady sullustianin admirał Siev Sovv. Po jego lewej stronie siedział bothanin Traest Kre'fe, ubrany w czarne szaty mocno kontrastujące z jego białym futrem. Obok niego za to Etahn A'baht - dorneańczyk. Natomiast po prawej stronie Sovva zasiadali Garm Bel Ibis, oraz Wedge Anthilles.
Od kiedy w skład Rady wchodzili tylko czterej dowódcy flot, oraz Admirał Siev Sovv rada działała bardzo sprawnie. Nie inaczej było tego dnia.
Tym razem ten zaszczyt przydał Wedge'owi. Szybko zapoznał wszystkich z panującą sytuacją, oraz dodał że za najlepsze rozwiązanie uważa przesunięcie floty chroniącej Bothawui nad Thyferre. Jako pierwszy wstał przewodniczący Rady Floty NR.
- Borsk ma na razie w senacie i w KONOWEORZ-e zbyt duże poparcie, by jawnie prosić o odsłonięcie Bothawui.
- Ależ zaraz. Jeśli sprawa przejdzie w KONOWORZ-e to nie będzie trzeba prosić o nic senatu - dodał Kre'fey.
- Ale prawie pewne jest, że sprawa w KOMOWORZ-e nie przejdzie.
Tu nagle wszyscy spojrzeli na drapiącego się po brodzie generała Garm Bel Ibisa. Był on człowiekiem najbardziej doświadczonym w walce, a gdyby nie fakt, że jawnie krytykował Fey'lę byłby dziś na miejscu Sovva.
- Trzeba zobaczyć kto poprze Fey'lę - zaczął jak zawsze opanowanym i spokojnym tonem Ibis. Wyjął z pod stołu datakartę, na której widniały dane wszystkich osób zasiadających w KOMOWORZE. - Sądzę, że pomysł przejdzie tylko trzeba mu pomóc - rzekł wreszcie.
Admirał Sovv spojrzał na datakartę Ibisa.
- Jeżeli nawet przedstawimy go jakoś zgrabnie to zbyt dużo osób pójdzie za Fey'lą i Shesh. W najlepszym wypadku będzie remis, a wtedy sprawa pójdzie to senatu, gdzie nie sposób stwierdzić kto wygra. Jest też pan Nephto. Pochodzi z Uveny III. Będzię głosował za Fey'lą, ale nie wie, że za jego głosem pójdzie pan Kvarm Jia z sektora Tapanii, który gdyby nie on z całą pewnością by nas poparł, oraz Huigh reprezentujący Kolonie. Przy założeniu że będzie remis, oznacza to, że brak pana Nephto spowoduje różnicę, aż trzech głosów. Wówczas Fey'la nie będzie mógł uznać wyniku za niewiążący.
Każdy z nich wiedział co skrywały słowa "brak pana Nephto". Chodziło to eliminacje. Jak Republika istniała długo jeszcze nigdy wojsko nie dopuściło się do czegoś takiego.
Jako pierwszy zabrał głos Wedge.
- Eskadra Łotrów może to wykonać.
- Wspaniale - rzekł Admirał Sovv. W takim razie pozostaje nam omówienie kwestii militarnych. Narada trwała jeszcze siedem godzin. Wprawdzie ostatnie dwie minęły na omawianiu spraw tak mało istotnych, że równię dobrze mogliby tego nie robić. Nie chcieli jednak przedstawiać planu jeszcze dziś, kiedy szanse, że nie zostanie przyjęty były ogromne.
Wedge wszedł to kwatery eskadry Łotrów. Nie był tam , od czasu aż zaczęła się wojna. A jutro będę znowu z nią latał - pomyślał. Pokazał strażnikowi identyfikator, przeszedł się kawałek korytarzem i zapukał do pokoju Gavina. "Jak dawno tu nie byłem". Pokój był urządzony skromnie. Przy ścianie była stawiona niebieska sofa, naprzeciw wielki holoprojektor - aktualnie wyświetlający mapę galaktyki z zaznaczonymi na czerwono planetami Republiki, niebiesko Yuuzhan, oraz żółto zagrożonymi ich inwazją. Kilka innych kolorów sygnalizowało Konsorcjum Hapańskie, Imperium i Sektor Wspólny. Równolegle do okna było ustawione biurka, krzesło było jednak zwrócone w kierunku okna. Na krześle siedział Gavin. Ręce miał założone na głowę, i podziwiał Couruscant nocą. Rozjarzone miliardami neonów. Choć wiele lat temu było ich jeszcze więcej.
Na Couruscnat nie było zimy jako czasu mroźnego. Miliony budynków skutecznie ogrzewały klimat, ale ciemność nadal zapadała szybko.
Gavin odwrócił się i dopiero widok przyjaciela wyciągnął go z odrętwienia.
- Witaj Wedge - przywitał go radośnie Gavin -. Co cię tu sprowadza? - zapytał dużo cięższym tonem.
- Wojna. Jak zwykle... Mam zadanie dla was. I ma ono się rozpocząć w ciągu - Wedge spojrzał na chronometr - 16. - Za 10 godzin.
- Jak chcesz możemy je rozpocząć już teraz.
- Chciałbym - uśmiechnął się. - Ale to zadanie wymaga od nas sprowadzenia kilku osób.
- Kogo?
- Całą naszą starą eskadrę. Na tą misję muszą iść tylko najlepsi, a na następną pójdzie najlepsza dwunastka jaka kiedykolwiek latała eskadrą łotrów. - Nagle Wedgeowi przypomniał się Biks, Porkins
- prawie najlepsza - dodał szybko.