Vader ruszył w dół przejścia do kokpitu z wyciągniętym mieczem. Czerwone światła alarmów odbijały się od jego zbroi. Usłyszał strzały z blasterów.
- Co się dzieje, Lekauf? – rzucił do komunikatora.
- Klony Cuisa zabiły pilotów i zajęły całą przednią sekcję statku, sir. – Strzał z blastera przerwał mu na moment. – Jesteśmy teraz tylko ja, moje klony i nawigator. Próbujemy przestrzelić włazy by się otwarły, na wysokości 10 metrów.
- Zaczekajcie na mnie.
- Nie sądzę, żeby to było rozsądne z pana strony.
- Poradzę sobie. Chcą dostać mnie.
- Sheyvan chce dopaść Imperatora, nie pana, sir.
Vader poczuł, jak statek się przechyla, tak jakby ktoś dokonał nagłej poprawy kursu. Wrócił do kabiny i sprawdził mapy nawigacyjne, by zobaczyć, dokąd lecą. Okazało się, że byli w drodze na Zewnętrzne Rubieże. Palpatine siedział nadal na swoim krześle, spokojny, z mieczem świetlnym na kolanach.
Vadera naszła pewna myśl. Postanowił wyrazić ją ostrożnie:
- Czy to jakieś ćwiczenia o których mi nie powiedziałeś, panie?
- Nie – odparł Palpatine.
Możliwe, że to kolejna z jego gierek. Pewnie rozkazał klonom Cuisa mnie zabić. – Jesteś w niebezpieczeństwie, mistrzu.
- Potrafię dać sobie radę z siedmioma Mrocznymi Jedi, Lordzie Vader. Jedyne z czym obaj nie jesteśmy sobie w stanie poradzić, to pustka kosmosu. Upewnijmy się zatem, że kadłub jest szczelny.
- Siedmiu – powiedział Vader. – Doliczyłeś również swoją Rękę.
- Sheyvan jest albo martwy, albo przyłączył się do buntowników, co oznacza, że i tak umrze.
Lambda była małym statkiem, mierzyła 20 metrów od jednego krańca do drugiego. Palpatine potrafił walczyć, używając w kabinie Mocy tak samo efektywnie jakby używał miecza świetlnego w walce z bliskim przeciwnikiem. Z jego spokoju Vader wnosił, że on nie czuje się zagrożony, ale Vader owszem. Nagle dotarło do niego, że może uspokoić nastroje na pokładzie, co było lepszym wyjściem niż walka.
- Załatwię to, panie. Nie musisz się do tego mieszać.
Nie próbuj stawiać przeszkód na mojej drodze ani mnie testować. Trzymaj się z dala od walki. – Lekauf i ja przywrócimy porządek.
Vader udał się z powrotem do przejścia i znalazł się naprzeciw włazu znajdującego się na rufie, przy grodzi. Dym i zapach rozładowanych blasterów wypełniał powietrze. Lekauf, nawigator Pepin i klony ustawili skrzynie tworząc barierę ochronną i na przemian usiłowali przestrzelić właz lub wyłamać jego części metalowymi łomami.
- Gdyby nie Jedi po drugiej stronie, już byśmy się wydostali – powiedział Pepin, stękając z wysiłku, kiedy z całej siły napierał na łom.
Vader odsunął go i załomotał we właz opancerzoną pięścią.
- Sheyvan, poddajcie się. Nigdy mnie nie pokonacie.
Głos Sheyvana był przytłumiony, jednakże wzmocniony słuch Vadera pozwalał mu słyszeć je bardzo wyraźnie, nawet przez ciężką durastal.
- Zdradził nas – rzekł Sheyvan. – Imperator zdradził nas wszystkich.
- Otwórz właz.
- Bawi się nami, Lordzie Vader. Nie rozumiesz tego?
Oczywiście że rozumiem. Mógłbym rozwalić ten właz mocą swojej woli, ale chcę usłyszeć więcej. Jak znajdziecie siłę, by pokonać Palpatine’a?
- Powiedziałem, żebyś otworzył właz.
- Każe nam wierzyć, że każde z nas jest tylko jedyną Ręką, a kiedy dowiadujemy się prawdy, odrzuca nas, Lordzie Vader, a nasza lojalność zasługuje na coś lepszego.
To prawda. Moja też. Na kogo jestem bardziej zły? Na Palpatine’a czy Kenobiego? Który mistrz bardziej mnie rozczarował?
- Klony Cuisa! – Uderzył pięścią ponownie. – Nie macie wspomnień swego dawcy. Jaka zdrada sprawiła, że ośmielacie się podnosić rękę na waszego władcę?
Odpowiedział mu głos martwego Cuisa, z nieco innym niż Sheyvan, akcentem:
- Jesteśmy lojalni w stosunku do człowieka, który nas trenował, Lordzie Vader.
- Wspaniale – odezwał się Lekauf. – Sprytny sposób na obrócenie ich zalet przeciwko nam.
Nie było sensu poddawać w wątpliwość ich lojalności – Vader widział to w Cuisie. Nie wiedział tylko jak zareaguje Sheyvan, kiedy dowie się, że nie jest jedyną Ręką i odkryje co stało się z Cuisem.
Ale Palpatine musiał wiedzieć, że taka reakcja nastąpi. Czy to zaplanował, wyznaczył zgorzkniałego człowieka na trenera Mrocznych Jedi, którzy chętnie walczyliby o sprawę swojego instruktora? Czy wpłynął na umysł Sheyvana? Vader nie wiedział nigdy ile jeszcze intryg ma w zapasie Palpatine. Czuł się jednak już nimi zmęczony.
Lekauf miał rację. Lojalność była mieczem obosiecznym. Szkoda, że teraz obróciła się przeciw niemu.
- Lordzie Vader – powiedział Sheyvan. – Lordzie Vader, proszę nam pomóc obalić Palpatine’a. Może pan rządzić w jego miejsce.
Tak, pokonam go. Ale teraz było za wcześnie, o wiele za wcześnie. Obrócił się i spojrzał na Lekaufa, który stał za nim. Odrzucił poprzednią pokusę.
- Proszę się odsunąć, poruczniku. Otworzę właz.
Klony Cuisa usłyszały go. Wydawało się, że jeden z nich przybliżył się do otworu.
– Jeśli zamierzacie dostać się do kokpitu – krzyknął – przeciążymy działa laserowe i zniszczymy statek.
Lekauf pokiwał głową.
– Mogą to zrobić, sir – powiedział cicho. – Kontrolują wszystkie systemy broni.
- Więc musimy je zniszczyć. Bezpiecznie.
- Bez szkody dla nich?
- Bez szkody dla nas.
- Jeżeli poradzisz sobie przez chwilę bez systemu podtrzymywania życia, mój panie, będę w stanie odciąć dopływ prądu na całym statku – powiedział Pepin. – Generator jest po naszej stronie włazu.
To mogło uszkodzić lasery. Oznaczało jednak walkę w ciemnościach, ale Vader i klony mieli w hełmach urządzenia, które pozwalały im widzieć w podczerwieni i słabym oświetleniu. Pepinowi mogło się udać.
- Wciąż mają swoje miecze świetlne, nawet jeśli wyłączymy prąd – powiedział Lekauf. – Są bardzo dobrzy w odbijaniu nimi strzałów z blasterów, co oznacza, że przy szczególnie mocnym wystrzale, może powstać dziura w kadłubie.
- Mam coś, z czym sobie nie poradzą – powiedział Nele, jeden z klonów, ten, który został rzucony przez całą długość sali gimnastycznej podczas treningu. Podniósł duży karabin z zamontowaną w miejscu celownika cylindryczną komorą. – Zrobi z każdego pieczyste w jednej chwili.
Lekauf wyglądał przez chwilę na zafrasowanego.
- To miotacz ognia, sir. On ma rację. Lepiej usmażyć całą sekcję niż wywalić w niej wielką dziurę. I działa błyskawicznie.
Vader nie mógł sobie wyobrazić swojego zawsze zrównoważonego i spokojnego porucznika uczącego klony takich słów jak „pieczyste”, ale zapewne nie wiedział o nim jeszcze wiele.
- Ogień to najniebezpieczniejsza rzecz na statku.
- Nie tak niebezpieczna jak pozwolenie im na wysadzenie statku.
- W porządku – powiedział Vader. Mógł użyć Mocy do powstrzymania uszkodzeń, jeśli będzie musiał. Wyczuł czyjąś obecność. Ujrzał Palpatine’a stojącego spokojnie w przejściu i jedynie.... obserwującego rozwój wydarzeń. – Przygotować się.
Vader żałował, że klony Cuisa tak skończą. Ale to była kwestia przetrwania. A jeśli Ręka potrafiła obrócić się przeciwko Imperatorowi, człowiekowi, który zaszczepił jej posłuszeństwo wobec siebie, to owa Ręka to samo mogła przekazać swoim podwładnym.
Klony zawsze szybko się uczyły. To również było mieczem obosiecznym.
Palpatine czekał w przejściu, które biegło na całej długości prawej strony Lambdy. Stał za wytworzoną przez siebie migoczącą tarczą, co było znakiem, że nie zamierza brać udziału w walce.
- Wierzę w ciebie, Lordzie Vader.
Ta sztuczka już na mnie nie działa, mistrzu.
- A ja wierzę w moich ludzi.
Vader ujrzał na twarzy Lekaufa wyraz, który świadczył, że Imperator go nie inspiruje. Chociaż raz pokazał się jako człowiek, który nie ma ochoty kogokolwiek zadowalać. Wydawało się, że porucznik odczuwa to samo, co Vader. Było niezwykłe i niepokojące widzieć to w zwykłym człowieku.
Pepin stał trzymając w dłoni hydrospanner, gotów do wyłączenia silników i generatora prądu. Lekauf ustawił sześciu klonów po każdej stronie włazu, z gotowymi do strzału miotaczami ognia i blasterami.
Vader odsunął się. Tym czego potrzebowali, nie były jego umiejętności w walce, ale umiejętności powstrzymania Mrocznych Jedi przed użyciem Mocy. Mieli niemal całkowitą pewność, że klony Cuisa i Sheyvan mogą w siódemkę pokonać ich, sięgając Mocą zza włazu i udaremnić zamiary Pepina i innych.
Wziął głęboki oddech i skoncentrował się. Wyłączył postrzeganie wszystkiego oprócz żywych istot na pokładzie. Wyczuwał Lekaufa i jego ludzi oraz Pepina. Wyczuł także siedem źródeł mrocznej energii za grodzią, tak wyraźnie, jakby nie oddzielała go od nich durastal. Rozległ się dźwięk odbezpieczanych i ładowanych blasterów i słaby syk, kiedy trójka klonów sprawdzała ciśnienie w miotaczach.
- Na pański rozkaz, sir – powiedział Lekauf.
Vader skoncentrował się na Pepinie i otulił go tarczą Mocy.
- Pepin! Teraz!
Vader wyczuł skupienie siedmiu umysłów zza włazu, kiedy wyczuli niebezpieczeństwo i sięgnęli Mocą poza właz. Pepin odciął prąd i statek pogrążył się w ciemności z wyjątkiem czerwonej poświaty z ostrza miecza Vadera. Uniósł lewą rękę, dokładnie wiedząc, gdzie znajdował się najsłabszy punkt włazu i posłał potężne pchnięcie Mocą, które rozsadziło obie połówki drzwi.
Prze krótką chwilę Vader widział siedem lśniących czerwienią mieczy świetlnych. Posłał falę uderzeniową Mocy do kokpitu, kiedy jego pole widzenia zmieniło kolor na żółty i odgłos płomieni napełniło zniszczoną komorę na wprost nich. Ogień lizał łapczywie grodzie i wdzierał się do kokpitu.
Mógł teraz zajrzeć do środka. Usłyszał wrzaski. Trzy miecze zniknęły, zdając się zmieszać z płomieniami. Złociste odbicia tańczyły na białych zbrojach. Ale trzy ostrza nadal tam były – trójka klonów Cuisa, otoczona tarczą Mocy, usiłowała powstrzymać napór płomieni.
Zbroje szturmowców były ognioodporne, więc Lekauf i jego ludzie odrzucili naturalny strach przed ogniem, przeszli przez szalejące piekło i nadal wysyłali płomienie przed sobą. Vader dostrzegł przed sobą na podłodze trzy ciała, całkowicie spalone i trzy poruszające się ostrze mieczy świetlnych. Ale gdzie było czwarte?
Skoncentrował się i począł przeszukiwać płonące resztki. Kolejna kula ognia wystrzeliła w górę. Lekauf, trzymając się blisko Vadera, nie mając maski, zaczął kaszleć kiedy fala drażniącego dymu dotarła do niego.
- Cofnij się – nakazał Vader i sięgnął Mocą poza tarczę, za którą znajdowały się klony Cuisa. Chwycił ich za gardło i zmiażdżył tchawice. Jeden z nich krzyknął i Vader błyskawicznie go dopadł, po czym przeciął swoim mieczem.
Zostało dwóch i Sheyvan. Ciągle żył. Vader wyczuwał go, ale nie widział. Ludzie Lekaufa wystrzelili kolejne kule ognia w kierunku dwóch klonów, przyszpilając ich do grodzi, podczas gdy Vader wszedł do środka, a oni próbowali utrzymywać resztki tarczy ochronnej wokół siebie. Z każdego niemal zakątka unosił się dym. Wnętrze statku wykonano z materiałów ognioodpornych, ale z każdą minutą temperatura była coraz wyższa.
Nele wystrzelił po raz kolejny w stronę Mrocznych Jedi. Jeden z nich z olbrzymim wysiłkiem skierował kulę ognia na Vadera.
Zbroja Mrocznego Lorda była skonstruowana tak, żeby wytrzymać prawie każdy atak. Ale Lekauf, człowiek wytrenowany w błyskawicznych reakcjach, bez zastanawiania się, rzucił się naprzód i wziął na siebie impet uderzenia. Padł, chwytając powietrze, podczas gdy klony otoczyły Mrocznych Jedi, a Vader zniszczył ich tarczę skoncentrowaną siłą swojego gniewu.
Miecze świetlne zniknęły.
- Pepin, włącz zasilanie! – krzyknął Vader.
Zasilanie wróciło i deszcz ognia zmieszanego z wodą począł spadać z przewodów górnego pokładu, zalewając tlące się powierzchnie. Vader ukląkł na jedno kolano, pochwycił Lekaufa za ramiona i postawił go.
To, co zrobił porucznik, było głupie i niepotrzebne. Ale przywołało kolejne bolesne wspomnienia. Nie tak dawno on sam leżał płonący i desperacko potrzebował pomocy – a wtedy Obi-Wan Kenobi, mistrz, któremu ufał, opuścił go i zostawił, by skonał.
Vader nie miał zamiaru zostawić Lekaufa, jak zostawił go jego mistrz. Podparł głowę oficera, nie dlatego by zdobyć jego wdzięczność i posłuszeństwo, ale dlatego, że Obi-Wan zrobiłby to dla niego.
Skóra Lekaufa była osmalona, ale oczy miał otwarte i białe z szoku. Vader poprosił o bactę, a Nele i Pepin pospieszyli do niego z apteczkami. Lekauf uniósł ramię i spojrzał na spaloną skórę na ręce, jakby nie poznawał do kogo należy.
- Moja żona się wścieknie – powiedział bez związku, w sposób jakim zwykle mówią poważnie ranni ludzie.
- Założę się, że będzie zadowolona mając cię w jednym kawałku – rzekł Pepin. – Zaniesiemy cię do kabiny.
Vader wyprostował się. Pozostałe klony przeszukiwały spaloną komorę z blasterami gotowymi do strzału.
Sheyvan musiał gdzieś tu być. Statek był za mały, by mógł znaleźć dobrą kryjówkę. Vader przeszedł ostrożnie przez wydzielające kłęby pary resztki, śliskie teraz od pian z gaśnicy i gestem polecił klonom, by nie szły za nim. Czuł, że Mroczny Jedi żyje, ale przeglądając resztki trudno było odróżnić ciało od na przykład spalonego kawałka plastoidu. Dźgał końcówką buta śmieci, z mieczem gotowym do walki.
Naliczył osiem ciał: sześć klonów Cuisa i dwóch członków załogi, którzy byli martwi zanim zaczął się atak. Wtem jedno z ciał poruszyło się lekko, kiedy je kopnął.
Sheyvan skoczył na nogi, wyglądając jak upiór, pomazany sadzą. Jego miecz błysnął a Vader zablokował go pchnięciem z góry.
- Pana również zdradzi – powiedział Sheyvan. Ich bronie się zwarły.
- Niewielu ludzi nie będzie próbowało mnie zdradzić – odparł Vader i odskoczył od niego. Skoncentrował się na tym, co spotkało Lekaufa i co sobie przypomniał z własnego doświadczenia. Wezbrał w nim gniew, był jak soczewki, w których mógł się skupić. Pchnął Sheyvana po śliskim pokładzie, aż ten się zachwiał. Mimo tego, że ogień i dym wywarły na nim efekt, Mroczny Jedi nadal był przeciwnikiem, z którym trzeba się było liczyć. Vader pożałował ostatecznego ciosu, który mu zadał, a który rozpłatał go od ramienia do biodra i zostawienia ciała na pokładzie.
Sheyvan był tym, kim uczynił go Palpatine. Vader kiedyś myślał, że on sam został stworzony jak tego pragnął Imperator, ale wiedział teraz, że należał wyłącznie do siebie.
Palpatine mógł nawet wpłynąć na Sheyvana, by mnie zaatakował. Tak wiele zdrady. Tak wiele gier.
Kokpit był zbyt poważnie uszkodzony, żeby można było z niego pokierować statkiem na Coruscant. Vader wysłał sygnał ratunkowy i czekał aż nadejdzie pomoc. Udał się do kabiny, by zobaczyć jak czuje się Lekauf i ujrzał Palpatine’a wpatrującego się demonstracyjnie w zapasową apteczkę.
- Będzie żył? – zapytał Vader. Znam ten ból, wiem, jak się czuje. – Czy płuca dobrze pracują?
Pepin wziął go na stronę.
- Jest bardzo mocno poparzony – powiedział szeptem.
- Kiedyś sam to przeżyłem – odparł Vader. – A więc on też.
Pochylił się nad Lekaufem i spojrzał mu w twarz, widząc to, co mógł dostrzec Palpatine, kiedy znalazł go na poparzonego i płonącego.
- Jest pan zbyt lojalny, poruczniku.
- To moje zadanie, panie.
Próbował wykrzesać z siebie odrobinę humoru. Sądząc z wyrazów twarzy klonów, które trenował, zaszczepił im takie samo poczucie posłuszeństwa. Stali w rzędzie, jakby bronili do niego dostępu. Nele podał Pepinowi nasączone bactą bandaże.
- Nigdy mnie pan nie rozczarował – powiedział Vader. Ręce i twarz Lekaufa otulały opatrunki, więc porucznik mrugnął kilka razy. – Pańskie przeprosiny były przedwczesne. Lekauf wkrótce wydobrzeje, a kto wie, może nawet dalej będzie trenował ludzi. Ale teraz stał się protoplastą nowego batalionu klonów. Jego żołnierze pokonali Mrocznych Jedi, i mimo pomocy Vadera, mogli zaliczyć tą akcję do udanych.
Lekauf mógł być z nich dumny. Teraz zaś będzie mógł zobaczyć rodzinę. Poparzony czy nie, miał coś, czego inni – włącznie z Vaderem – mogli mu tylko zazdrościć.
PAŁAC IMPERIALNY, CORUSCANT, DWA DNI PÓŹNIEJ
- Jak czuje się porucznik? – zapytał Imperator.
Vader obserwował szeregi 501. Legionu z okna wychodzącego na dziedziniec paradny. Była w tym jakaś pociecha, że dla wielu z nich – przynajmniej tych, którzy pragnęli spędzić życie w wojsku i nie mieli poza tym żadnych ambicji – życie było proste: wykonywali swoje zadania, nie myśleli o tym, kogo mają zabić, wyprowadzić w pole czy oszukać.
- Coraz lepiej, mój mistrzu.
- Lojalność to wspaniała cecha.
- Poprosiłem Arkanian Micro żeby wyprodukowali więcej klonów Lekaufa. Myślę, że dowiedli swojej wartości.
- Tak – Palpatine podszedł do okna i stanął przy Vaderze, jakby był ciekaw, co przykuło uwagę Mrocznego Lorda. – Przy okazji: anuluj produkcję klonów Cuisa, przynajmniej na razie.
Już to zrobiłem. – Tak się stanie.
- Ciągle coś cię trapi. Czuję to.
Vader postanowił zaryzykować pytanie, o którym Palpatine wiedział, że i tak padnie. Kwestią czasu było tylko, kiedy.
- Mistrzu, czy bunt Sheyvana i innych był kolejnym testem?
Palpatine gwałtownie odwrócił głowę. Kaptur zakrywał jego oczy. Niegdyś ta twarz była łagodna.
- Jeśli był to test, Lordzie Vader, to tylko dla klonów, nie dla ciebie. A jeśli by był dla ciebie, okazało się, że klony Lekaufa poradziły sobie nieco lepiej.
A więc to był twój motyw. Niewielka manipulacja umysłem Sheyvana, by zmienić jego urazy w prawdziwą nienawiść. I cóż za kiepską nagrodę otrzymał Lekauf. Vader ukrył gniew, by nie dać swojemu mistrzowi kolejnego zwycięstwa.
- Prawdziwe niebezpieczeństwo pokazuje, na co stać człowieka.
- Od tego czasu nie trzymam przy sobie żadnych klonów Cuisa.
Na jak długo naprzód zaplanowałeś swoje gierki? Czekałeś dziesięciolecia, by zniszczyć Jedi. Poświęciłeś wiele istnień by to osiągnąć. Czy kiedykolwiek będę w stanie cię wyprzedzić chociaż o kilka kroków?
- Wydaje mi się, że Mroczni Jedi nie pasują do armii Imperium.
- Pod odpowiednim dowództwem, mogliby się zaaklimatyzować.
- A kto by ich trenował?
- Ty, Lordzie Vader.
- Wolę zwykłych żołnierzy. Nie pożądają władzy. Inaczej całe życie musiałbym spędzać oglądając się za siebie.
- To prawda – stwierdził Palpatine.
Z początku była to gra, denerwujący, ale zwykły pojedynek na słowa. Imperator nie kłamał, ale też nie mówił prawdy. Teraz zmieniła się w wyzwanie, a Vader pragnął spokojniejszej zależności. Była bardzo wyraźna linia oddzielająca wzmacnianie człowieka przez ciągłe wyzwania a zrobieniem sobie z niego wroga.
- Być może sugestia oglądania się za siebie, dotyczy także naszych wrogów – powiedział Vader.
Kiedyś po ciebie przyjdę.
- Albo może warto mieć kogoś, kto będzie to robił za ciebie – powiedział Palpatine i odszedł, zostawiając swojego ucznia samego.
Vader zdał sobie sprawę, że nie było żadnego użytkownika Mocy, ani Jasnej ani Ciemnej Strony, któremu mógłby naprawdę zaufać. A już najmniej swojemu mistrzowi. Vader nie był lojalny wobec nikogo oprócz siebie, może poza ludźmi pokroju Lekaufa, nie posiadającymi żadnych nadnaturalnych mocy czy darów.
Poza uczciwością, jeśli uznało się ją za dar.
W tym momencie uznał ją za równą Mocy. Tak, Vader wolał, jak zwykli ludzie stawali się doskonali przez swoje wysiłki. Ta jego część, która była Anakinem Skywalkerem pamiętała kilka rzeczy, które osiągnął: miłość, ekscytację, wolność – i pomyślał jak bardzo go one podniecały – bardziej niż cudowne i łatwe do opanowania moce.
Kiedyś też był człowiekiem. Myśląc o Lekaufie zastanawiał się czy kiedyś znów się nim stanie.
- Co się dzieje, Lekauf? – rzucił do komunikatora.
- Klony Cuisa zabiły pilotów i zajęły całą przednią sekcję statku, sir. – Strzał z blastera przerwał mu na moment. – Jesteśmy teraz tylko ja, moje klony i nawigator. Próbujemy przestrzelić włazy by się otwarły, na wysokości 10 metrów.
- Zaczekajcie na mnie.
- Nie sądzę, żeby to było rozsądne z pana strony.
- Poradzę sobie. Chcą dostać mnie.
- Sheyvan chce dopaść Imperatora, nie pana, sir.
Vader poczuł, jak statek się przechyla, tak jakby ktoś dokonał nagłej poprawy kursu. Wrócił do kabiny i sprawdził mapy nawigacyjne, by zobaczyć, dokąd lecą. Okazało się, że byli w drodze na Zewnętrzne Rubieże. Palpatine siedział nadal na swoim krześle, spokojny, z mieczem świetlnym na kolanach.
Vadera naszła pewna myśl. Postanowił wyrazić ją ostrożnie:
- Czy to jakieś ćwiczenia o których mi nie powiedziałeś, panie?
- Nie – odparł Palpatine.
Możliwe, że to kolejna z jego gierek. Pewnie rozkazał klonom Cuisa mnie zabić. – Jesteś w niebezpieczeństwie, mistrzu.
- Potrafię dać sobie radę z siedmioma Mrocznymi Jedi, Lordzie Vader. Jedyne z czym obaj nie jesteśmy sobie w stanie poradzić, to pustka kosmosu. Upewnijmy się zatem, że kadłub jest szczelny.
- Siedmiu – powiedział Vader. – Doliczyłeś również swoją Rękę.
- Sheyvan jest albo martwy, albo przyłączył się do buntowników, co oznacza, że i tak umrze.
Lambda była małym statkiem, mierzyła 20 metrów od jednego krańca do drugiego. Palpatine potrafił walczyć, używając w kabinie Mocy tak samo efektywnie jakby używał miecza świetlnego w walce z bliskim przeciwnikiem. Z jego spokoju Vader wnosił, że on nie czuje się zagrożony, ale Vader owszem. Nagle dotarło do niego, że może uspokoić nastroje na pokładzie, co było lepszym wyjściem niż walka.
- Załatwię to, panie. Nie musisz się do tego mieszać.
Nie próbuj stawiać przeszkód na mojej drodze ani mnie testować. Trzymaj się z dala od walki. – Lekauf i ja przywrócimy porządek.
Vader udał się z powrotem do przejścia i znalazł się naprzeciw włazu znajdującego się na rufie, przy grodzi. Dym i zapach rozładowanych blasterów wypełniał powietrze. Lekauf, nawigator Pepin i klony ustawili skrzynie tworząc barierę ochronną i na przemian usiłowali przestrzelić właz lub wyłamać jego części metalowymi łomami.
- Gdyby nie Jedi po drugiej stronie, już byśmy się wydostali – powiedział Pepin, stękając z wysiłku, kiedy z całej siły napierał na łom.
Vader odsunął go i załomotał we właz opancerzoną pięścią.
- Sheyvan, poddajcie się. Nigdy mnie nie pokonacie.
Głos Sheyvana był przytłumiony, jednakże wzmocniony słuch Vadera pozwalał mu słyszeć je bardzo wyraźnie, nawet przez ciężką durastal.
- Zdradził nas – rzekł Sheyvan. – Imperator zdradził nas wszystkich.
- Otwórz właz.
- Bawi się nami, Lordzie Vader. Nie rozumiesz tego?
Oczywiście że rozumiem. Mógłbym rozwalić ten właz mocą swojej woli, ale chcę usłyszeć więcej. Jak znajdziecie siłę, by pokonać Palpatine’a?
- Powiedziałem, żebyś otworzył właz.
- Każe nam wierzyć, że każde z nas jest tylko jedyną Ręką, a kiedy dowiadujemy się prawdy, odrzuca nas, Lordzie Vader, a nasza lojalność zasługuje na coś lepszego.
To prawda. Moja też. Na kogo jestem bardziej zły? Na Palpatine’a czy Kenobiego? Który mistrz bardziej mnie rozczarował?
- Klony Cuisa! – Uderzył pięścią ponownie. – Nie macie wspomnień swego dawcy. Jaka zdrada sprawiła, że ośmielacie się podnosić rękę na waszego władcę?
Odpowiedział mu głos martwego Cuisa, z nieco innym niż Sheyvan, akcentem:
- Jesteśmy lojalni w stosunku do człowieka, który nas trenował, Lordzie Vader.
- Wspaniale – odezwał się Lekauf. – Sprytny sposób na obrócenie ich zalet przeciwko nam.
Nie było sensu poddawać w wątpliwość ich lojalności – Vader widział to w Cuisie. Nie wiedział tylko jak zareaguje Sheyvan, kiedy dowie się, że nie jest jedyną Ręką i odkryje co stało się z Cuisem.
Ale Palpatine musiał wiedzieć, że taka reakcja nastąpi. Czy to zaplanował, wyznaczył zgorzkniałego człowieka na trenera Mrocznych Jedi, którzy chętnie walczyliby o sprawę swojego instruktora? Czy wpłynął na umysł Sheyvana? Vader nie wiedział nigdy ile jeszcze intryg ma w zapasie Palpatine. Czuł się jednak już nimi zmęczony.
Lekauf miał rację. Lojalność była mieczem obosiecznym. Szkoda, że teraz obróciła się przeciw niemu.
- Lordzie Vader – powiedział Sheyvan. – Lordzie Vader, proszę nam pomóc obalić Palpatine’a. Może pan rządzić w jego miejsce.
Tak, pokonam go. Ale teraz było za wcześnie, o wiele za wcześnie. Obrócił się i spojrzał na Lekaufa, który stał za nim. Odrzucił poprzednią pokusę.
- Proszę się odsunąć, poruczniku. Otworzę właz.
Klony Cuisa usłyszały go. Wydawało się, że jeden z nich przybliżył się do otworu.
– Jeśli zamierzacie dostać się do kokpitu – krzyknął – przeciążymy działa laserowe i zniszczymy statek.
Lekauf pokiwał głową.
– Mogą to zrobić, sir – powiedział cicho. – Kontrolują wszystkie systemy broni.
- Więc musimy je zniszczyć. Bezpiecznie.
- Bez szkody dla nich?
- Bez szkody dla nas.
- Jeżeli poradzisz sobie przez chwilę bez systemu podtrzymywania życia, mój panie, będę w stanie odciąć dopływ prądu na całym statku – powiedział Pepin. – Generator jest po naszej stronie włazu.
To mogło uszkodzić lasery. Oznaczało jednak walkę w ciemnościach, ale Vader i klony mieli w hełmach urządzenia, które pozwalały im widzieć w podczerwieni i słabym oświetleniu. Pepinowi mogło się udać.
- Wciąż mają swoje miecze świetlne, nawet jeśli wyłączymy prąd – powiedział Lekauf. – Są bardzo dobrzy w odbijaniu nimi strzałów z blasterów, co oznacza, że przy szczególnie mocnym wystrzale, może powstać dziura w kadłubie.
- Mam coś, z czym sobie nie poradzą – powiedział Nele, jeden z klonów, ten, który został rzucony przez całą długość sali gimnastycznej podczas treningu. Podniósł duży karabin z zamontowaną w miejscu celownika cylindryczną komorą. – Zrobi z każdego pieczyste w jednej chwili.
Lekauf wyglądał przez chwilę na zafrasowanego.
- To miotacz ognia, sir. On ma rację. Lepiej usmażyć całą sekcję niż wywalić w niej wielką dziurę. I działa błyskawicznie.
Vader nie mógł sobie wyobrazić swojego zawsze zrównoważonego i spokojnego porucznika uczącego klony takich słów jak „pieczyste”, ale zapewne nie wiedział o nim jeszcze wiele.
- Ogień to najniebezpieczniejsza rzecz na statku.
- Nie tak niebezpieczna jak pozwolenie im na wysadzenie statku.
- W porządku – powiedział Vader. Mógł użyć Mocy do powstrzymania uszkodzeń, jeśli będzie musiał. Wyczuł czyjąś obecność. Ujrzał Palpatine’a stojącego spokojnie w przejściu i jedynie.... obserwującego rozwój wydarzeń. – Przygotować się.
Vader żałował, że klony Cuisa tak skończą. Ale to była kwestia przetrwania. A jeśli Ręka potrafiła obrócić się przeciwko Imperatorowi, człowiekowi, który zaszczepił jej posłuszeństwo wobec siebie, to owa Ręka to samo mogła przekazać swoim podwładnym.
Klony zawsze szybko się uczyły. To również było mieczem obosiecznym.
Palpatine czekał w przejściu, które biegło na całej długości prawej strony Lambdy. Stał za wytworzoną przez siebie migoczącą tarczą, co było znakiem, że nie zamierza brać udziału w walce.
- Wierzę w ciebie, Lordzie Vader.
Ta sztuczka już na mnie nie działa, mistrzu.
- A ja wierzę w moich ludzi.
Vader ujrzał na twarzy Lekaufa wyraz, który świadczył, że Imperator go nie inspiruje. Chociaż raz pokazał się jako człowiek, który nie ma ochoty kogokolwiek zadowalać. Wydawało się, że porucznik odczuwa to samo, co Vader. Było niezwykłe i niepokojące widzieć to w zwykłym człowieku.
Pepin stał trzymając w dłoni hydrospanner, gotów do wyłączenia silników i generatora prądu. Lekauf ustawił sześciu klonów po każdej stronie włazu, z gotowymi do strzału miotaczami ognia i blasterami.
Vader odsunął się. Tym czego potrzebowali, nie były jego umiejętności w walce, ale umiejętności powstrzymania Mrocznych Jedi przed użyciem Mocy. Mieli niemal całkowitą pewność, że klony Cuisa i Sheyvan mogą w siódemkę pokonać ich, sięgając Mocą zza włazu i udaremnić zamiary Pepina i innych.
Wziął głęboki oddech i skoncentrował się. Wyłączył postrzeganie wszystkiego oprócz żywych istot na pokładzie. Wyczuwał Lekaufa i jego ludzi oraz Pepina. Wyczuł także siedem źródeł mrocznej energii za grodzią, tak wyraźnie, jakby nie oddzielała go od nich durastal. Rozległ się dźwięk odbezpieczanych i ładowanych blasterów i słaby syk, kiedy trójka klonów sprawdzała ciśnienie w miotaczach.
- Na pański rozkaz, sir – powiedział Lekauf.
Vader skoncentrował się na Pepinie i otulił go tarczą Mocy.
- Pepin! Teraz!
Vader wyczuł skupienie siedmiu umysłów zza włazu, kiedy wyczuli niebezpieczeństwo i sięgnęli Mocą poza właz. Pepin odciął prąd i statek pogrążył się w ciemności z wyjątkiem czerwonej poświaty z ostrza miecza Vadera. Uniósł lewą rękę, dokładnie wiedząc, gdzie znajdował się najsłabszy punkt włazu i posłał potężne pchnięcie Mocą, które rozsadziło obie połówki drzwi.
Prze krótką chwilę Vader widział siedem lśniących czerwienią mieczy świetlnych. Posłał falę uderzeniową Mocy do kokpitu, kiedy jego pole widzenia zmieniło kolor na żółty i odgłos płomieni napełniło zniszczoną komorę na wprost nich. Ogień lizał łapczywie grodzie i wdzierał się do kokpitu.
Mógł teraz zajrzeć do środka. Usłyszał wrzaski. Trzy miecze zniknęły, zdając się zmieszać z płomieniami. Złociste odbicia tańczyły na białych zbrojach. Ale trzy ostrza nadal tam były – trójka klonów Cuisa, otoczona tarczą Mocy, usiłowała powstrzymać napór płomieni.
Zbroje szturmowców były ognioodporne, więc Lekauf i jego ludzie odrzucili naturalny strach przed ogniem, przeszli przez szalejące piekło i nadal wysyłali płomienie przed sobą. Vader dostrzegł przed sobą na podłodze trzy ciała, całkowicie spalone i trzy poruszające się ostrze mieczy świetlnych. Ale gdzie było czwarte?
Skoncentrował się i począł przeszukiwać płonące resztki. Kolejna kula ognia wystrzeliła w górę. Lekauf, trzymając się blisko Vadera, nie mając maski, zaczął kaszleć kiedy fala drażniącego dymu dotarła do niego.
- Cofnij się – nakazał Vader i sięgnął Mocą poza tarczę, za którą znajdowały się klony Cuisa. Chwycił ich za gardło i zmiażdżył tchawice. Jeden z nich krzyknął i Vader błyskawicznie go dopadł, po czym przeciął swoim mieczem.
Zostało dwóch i Sheyvan. Ciągle żył. Vader wyczuwał go, ale nie widział. Ludzie Lekaufa wystrzelili kolejne kule ognia w kierunku dwóch klonów, przyszpilając ich do grodzi, podczas gdy Vader wszedł do środka, a oni próbowali utrzymywać resztki tarczy ochronnej wokół siebie. Z każdego niemal zakątka unosił się dym. Wnętrze statku wykonano z materiałów ognioodpornych, ale z każdą minutą temperatura była coraz wyższa.
Nele wystrzelił po raz kolejny w stronę Mrocznych Jedi. Jeden z nich z olbrzymim wysiłkiem skierował kulę ognia na Vadera.
Zbroja Mrocznego Lorda była skonstruowana tak, żeby wytrzymać prawie każdy atak. Ale Lekauf, człowiek wytrenowany w błyskawicznych reakcjach, bez zastanawiania się, rzucił się naprzód i wziął na siebie impet uderzenia. Padł, chwytając powietrze, podczas gdy klony otoczyły Mrocznych Jedi, a Vader zniszczył ich tarczę skoncentrowaną siłą swojego gniewu.
Miecze świetlne zniknęły.
- Pepin, włącz zasilanie! – krzyknął Vader.
Zasilanie wróciło i deszcz ognia zmieszanego z wodą począł spadać z przewodów górnego pokładu, zalewając tlące się powierzchnie. Vader ukląkł na jedno kolano, pochwycił Lekaufa za ramiona i postawił go.
To, co zrobił porucznik, było głupie i niepotrzebne. Ale przywołało kolejne bolesne wspomnienia. Nie tak dawno on sam leżał płonący i desperacko potrzebował pomocy – a wtedy Obi-Wan Kenobi, mistrz, któremu ufał, opuścił go i zostawił, by skonał.
Vader nie miał zamiaru zostawić Lekaufa, jak zostawił go jego mistrz. Podparł głowę oficera, nie dlatego by zdobyć jego wdzięczność i posłuszeństwo, ale dlatego, że Obi-Wan zrobiłby to dla niego.
Skóra Lekaufa była osmalona, ale oczy miał otwarte i białe z szoku. Vader poprosił o bactę, a Nele i Pepin pospieszyli do niego z apteczkami. Lekauf uniósł ramię i spojrzał na spaloną skórę na ręce, jakby nie poznawał do kogo należy.
- Moja żona się wścieknie – powiedział bez związku, w sposób jakim zwykle mówią poważnie ranni ludzie.
- Założę się, że będzie zadowolona mając cię w jednym kawałku – rzekł Pepin. – Zaniesiemy cię do kabiny.
Vader wyprostował się. Pozostałe klony przeszukiwały spaloną komorę z blasterami gotowymi do strzału.
Sheyvan musiał gdzieś tu być. Statek był za mały, by mógł znaleźć dobrą kryjówkę. Vader przeszedł ostrożnie przez wydzielające kłęby pary resztki, śliskie teraz od pian z gaśnicy i gestem polecił klonom, by nie szły za nim. Czuł, że Mroczny Jedi żyje, ale przeglądając resztki trudno było odróżnić ciało od na przykład spalonego kawałka plastoidu. Dźgał końcówką buta śmieci, z mieczem gotowym do walki.
Naliczył osiem ciał: sześć klonów Cuisa i dwóch członków załogi, którzy byli martwi zanim zaczął się atak. Wtem jedno z ciał poruszyło się lekko, kiedy je kopnął.
Sheyvan skoczył na nogi, wyglądając jak upiór, pomazany sadzą. Jego miecz błysnął a Vader zablokował go pchnięciem z góry.
- Pana również zdradzi – powiedział Sheyvan. Ich bronie się zwarły.
- Niewielu ludzi nie będzie próbowało mnie zdradzić – odparł Vader i odskoczył od niego. Skoncentrował się na tym, co spotkało Lekaufa i co sobie przypomniał z własnego doświadczenia. Wezbrał w nim gniew, był jak soczewki, w których mógł się skupić. Pchnął Sheyvana po śliskim pokładzie, aż ten się zachwiał. Mimo tego, że ogień i dym wywarły na nim efekt, Mroczny Jedi nadal był przeciwnikiem, z którym trzeba się było liczyć. Vader pożałował ostatecznego ciosu, który mu zadał, a który rozpłatał go od ramienia do biodra i zostawienia ciała na pokładzie.
Sheyvan był tym, kim uczynił go Palpatine. Vader kiedyś myślał, że on sam został stworzony jak tego pragnął Imperator, ale wiedział teraz, że należał wyłącznie do siebie.
Palpatine mógł nawet wpłynąć na Sheyvana, by mnie zaatakował. Tak wiele zdrady. Tak wiele gier.
Kokpit był zbyt poważnie uszkodzony, żeby można było z niego pokierować statkiem na Coruscant. Vader wysłał sygnał ratunkowy i czekał aż nadejdzie pomoc. Udał się do kabiny, by zobaczyć jak czuje się Lekauf i ujrzał Palpatine’a wpatrującego się demonstracyjnie w zapasową apteczkę.
- Będzie żył? – zapytał Vader. Znam ten ból, wiem, jak się czuje. – Czy płuca dobrze pracują?
Pepin wziął go na stronę.
- Jest bardzo mocno poparzony – powiedział szeptem.
- Kiedyś sam to przeżyłem – odparł Vader. – A więc on też.
Pochylił się nad Lekaufem i spojrzał mu w twarz, widząc to, co mógł dostrzec Palpatine, kiedy znalazł go na poparzonego i płonącego.
- Jest pan zbyt lojalny, poruczniku.
- To moje zadanie, panie.
Próbował wykrzesać z siebie odrobinę humoru. Sądząc z wyrazów twarzy klonów, które trenował, zaszczepił im takie samo poczucie posłuszeństwa. Stali w rzędzie, jakby bronili do niego dostępu. Nele podał Pepinowi nasączone bactą bandaże.
- Nigdy mnie pan nie rozczarował – powiedział Vader. Ręce i twarz Lekaufa otulały opatrunki, więc porucznik mrugnął kilka razy. – Pańskie przeprosiny były przedwczesne. Lekauf wkrótce wydobrzeje, a kto wie, może nawet dalej będzie trenował ludzi. Ale teraz stał się protoplastą nowego batalionu klonów. Jego żołnierze pokonali Mrocznych Jedi, i mimo pomocy Vadera, mogli zaliczyć tą akcję do udanych.
Lekauf mógł być z nich dumny. Teraz zaś będzie mógł zobaczyć rodzinę. Poparzony czy nie, miał coś, czego inni – włącznie z Vaderem – mogli mu tylko zazdrościć.
PAŁAC IMPERIALNY, CORUSCANT, DWA DNI PÓŹNIEJ
- Jak czuje się porucznik? – zapytał Imperator.
Vader obserwował szeregi 501. Legionu z okna wychodzącego na dziedziniec paradny. Była w tym jakaś pociecha, że dla wielu z nich – przynajmniej tych, którzy pragnęli spędzić życie w wojsku i nie mieli poza tym żadnych ambicji – życie było proste: wykonywali swoje zadania, nie myśleli o tym, kogo mają zabić, wyprowadzić w pole czy oszukać.
- Coraz lepiej, mój mistrzu.
- Lojalność to wspaniała cecha.
- Poprosiłem Arkanian Micro żeby wyprodukowali więcej klonów Lekaufa. Myślę, że dowiedli swojej wartości.
- Tak – Palpatine podszedł do okna i stanął przy Vaderze, jakby był ciekaw, co przykuło uwagę Mrocznego Lorda. – Przy okazji: anuluj produkcję klonów Cuisa, przynajmniej na razie.
Już to zrobiłem. – Tak się stanie.
- Ciągle coś cię trapi. Czuję to.
Vader postanowił zaryzykować pytanie, o którym Palpatine wiedział, że i tak padnie. Kwestią czasu było tylko, kiedy.
- Mistrzu, czy bunt Sheyvana i innych był kolejnym testem?
Palpatine gwałtownie odwrócił głowę. Kaptur zakrywał jego oczy. Niegdyś ta twarz była łagodna.
- Jeśli był to test, Lordzie Vader, to tylko dla klonów, nie dla ciebie. A jeśli by był dla ciebie, okazało się, że klony Lekaufa poradziły sobie nieco lepiej.
A więc to był twój motyw. Niewielka manipulacja umysłem Sheyvana, by zmienić jego urazy w prawdziwą nienawiść. I cóż za kiepską nagrodę otrzymał Lekauf. Vader ukrył gniew, by nie dać swojemu mistrzowi kolejnego zwycięstwa.
- Prawdziwe niebezpieczeństwo pokazuje, na co stać człowieka.
- Od tego czasu nie trzymam przy sobie żadnych klonów Cuisa.
Na jak długo naprzód zaplanowałeś swoje gierki? Czekałeś dziesięciolecia, by zniszczyć Jedi. Poświęciłeś wiele istnień by to osiągnąć. Czy kiedykolwiek będę w stanie cię wyprzedzić chociaż o kilka kroków?
- Wydaje mi się, że Mroczni Jedi nie pasują do armii Imperium.
- Pod odpowiednim dowództwem, mogliby się zaaklimatyzować.
- A kto by ich trenował?
- Ty, Lordzie Vader.
- Wolę zwykłych żołnierzy. Nie pożądają władzy. Inaczej całe życie musiałbym spędzać oglądając się za siebie.
- To prawda – stwierdził Palpatine.
Z początku była to gra, denerwujący, ale zwykły pojedynek na słowa. Imperator nie kłamał, ale też nie mówił prawdy. Teraz zmieniła się w wyzwanie, a Vader pragnął spokojniejszej zależności. Była bardzo wyraźna linia oddzielająca wzmacnianie człowieka przez ciągłe wyzwania a zrobieniem sobie z niego wroga.
- Być może sugestia oglądania się za siebie, dotyczy także naszych wrogów – powiedział Vader.
Kiedyś po ciebie przyjdę.
- Albo może warto mieć kogoś, kto będzie to robił za ciebie – powiedział Palpatine i odszedł, zostawiając swojego ucznia samego.
Vader zdał sobie sprawę, że nie było żadnego użytkownika Mocy, ani Jasnej ani Ciemnej Strony, któremu mógłby naprawdę zaufać. A już najmniej swojemu mistrzowi. Vader nie był lojalny wobec nikogo oprócz siebie, może poza ludźmi pokroju Lekaufa, nie posiadającymi żadnych nadnaturalnych mocy czy darów.
Poza uczciwością, jeśli uznało się ją za dar.
W tym momencie uznał ją za równą Mocy. Tak, Vader wolał, jak zwykli ludzie stawali się doskonali przez swoje wysiłki. Ta jego część, która była Anakinem Skywalkerem pamiętała kilka rzeczy, które osiągnął: miłość, ekscytację, wolność – i pomyślał jak bardzo go one podniecały – bardziej niż cudowne i łatwe do opanowania moce.
Kiedyś też był człowiekiem. Myśląc o Lekaufie zastanawiał się czy kiedyś znów się nim stanie.
OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 9,67 Liczba: 12 |
|
Jamboleo2014-10-05 10:04:55
Opowiadanie 10/10
Tłumaczenie 10/10
Bednarz2010-03-22 18:03:48
Bardzo fajnie przetłumaczone i napisane. Zawiera dużo smaczków dotyczących relacji Vadera z innymi. Ale czy Vader na serio przejmuje się podwładnymi? Oj, oj Traviss... Czemu ty ich wszystkich zmiękczasz? Klony, Vader... 10/10
Kirkor2008-12-22 13:43:25
bardo ciekawe
Louie2008-11-20 13:48:58
Naprawdę świetne opowiadanie. Tłumaczenie też zacne. :)
10/10 ;]
Nestor2008-09-19 13:59:48
Swietne opowiadanie, o wiele lepsze niz popzednia czesc. 10/10
Tlumaczenie tez rewelka, Traviss w koncu sie zjadliwie czyta.
hashhana2008-09-12 15:34:27
ah, kolejna świetna porcja vadera XD podoba mi się jego relacje z żołnierzami pokroju lekaufa i wcale mi to nie burzy wizerunku dartha ze starej trylogii... vader rządzi ;pp
Dorg2008-09-12 14:37:17
Naprawdę zarąbiste, a Vader zupełnie inaczej przedstawiony niż w starej trylogii, może dopiero ma się zmienić w tego tyrana?