Recenzja Lorda Sidiousa
Muszę przyznać, że z wielką radością przyjąłem informację o wydaniu oryginalnej klasycznej trylogii na DVD. „Nowej Nadziei” w tej wersji nie widziałem nigdy wcześniej i prawdę powiedziawszy nie za bardzo liczyłem, że zobaczę. O zmianach w zeszłym roku pisałem dość sporo, ale warto przede wszystkim zauważyć jedną. Otóż nawet gdy pod koniec lat 80. w polskiej telewizji wyemitowano „Nową Nadzieję” była to już wersja z poprawionymi napisami początkowymi. Zmiany tej dokonano w roku 1981 przy re-edycji kinowej i bynajmniej nie ograniczono się jedynie do dodania tekstu: „Część IV Nowa Nadzieja”, ale też zmieniono trochę napisy początkowe, tak by pasowały razem do nowych epizodów. Głowy nie daję, czy na sto procent w telewizji była już poprawiona wersja, ale prawdę powiedziawszy zdziwiłbym się gdyby było inaczej. Dla mnie było to właściwie domknięcie sagi, bo Imperium i Powrót widziałem wcześniej w kinie. Myślę, że wtedy niezbyt zdawałem sobie sprawę z chronologii wydarzeń, wiele postaci po prostu gdzieś się pojawiało w tle, niekoniecznie współgrało ze świadomością dziecka. Pamiętało się złotego robota i tego małego Artu, pamiętało się Hana, Luke’a i Leię oraz tą wielką małpę. Pamiętam jak po emisji Gwiezdnych Wojen nawet w szkole pojawiły się napisy w stylu Obiłankenobi. Cóż były to z pewnością czasy, w których niewiele osób znało angielski, pamiętam jak Tata nadrabiał w tym czasie zaległości na kursach.
Z każdym z tych filmów wiążą się wspomnienia, historyjki, gdy po raz pierwszy je ujrzano. Przez długie lata żyłem w kompletnej nieświadomości, że prawdopodobnie nigdy wcześniej nie widziałem tej pierwszej niezmienionej Nowej Nadziei. Nawet posiadana już w moich własnych zbiorach edycja VHS z 1995 nie tylko zawierała poprawione napisy, ale też poprawiony cyfrowo obraz (co akurat moim zdaniem wyszło filmowi na dobre). Bardzo ucieszyłem się więc mogąc obejrzeć w 1997 w kinie wersję specjalną, poprawioną, rozbudowaną, acz dopiero po latach zrozumiałem jak wielu zmian w niej dokonano. Pewnie nadal wszystkich nie znam. Dziesięć lat temu oglądanie nowej wersji Nowej Nadziei pozwoliło mi bardziej docenić misterność pierwszej części filmu, ale choć w kinie nie zauważył wielu zmian, to jednak uznałem, że Jabba nie jest godzien wydawania kasy po raz wtóry na ten sam film i nigdy nie kupiłem wersji specjalnej. Potem przy wielu okazjach, głównie w TV, miałem możliwość przyglądania się temu filmowi i coraz bardziej odczuwałem niechęć wobec niego. Zmiany moim zdaniem poszły za daleko, nie w tym kierunku, który bym sobie życzył. Ten film był legendą, czymś co w pewnym stopniu mnie ukształtowało i chyba nie tylko mnie, bo i znaczną część pokolenia osób, które te słowa czytają. Tkwił we mnie, dopiero w zeszłym roku miałem okazję zmierzyć się z legendą.
I choć pierwsze doniesienia napawały optymizmem, wkrótce okazało się, że nie będzie to esktrawaganckie wydanie, tylko przeniesienie laserdiscu na DVD. Na szczęście mogę powiedzieć, że jest trochę lepiej, znając ziarnistość tamtego formatu przyznam, że pod tym względem jestem mile zaskoczony. To wydanie ma dla mnie olbrzymi ładunek emocjonalny i jest bardzo sentymentalne, to są Gwiezdne Wojny w formie takiej jakiej poznałem i pokochałem. I co tu dużo mówić, bronią się. Pomimo swojego wieku, ta ramotka nadal jest cudowna i nadal wciąga. I moim zdaniem wciąga o wiele bardziej bez tych wszystkich zmian dopasowujących ją do nowych epizodów. Przede wszystkim jest spójny wizualnie i konceptualnie, przez to nie widać rażących niedoróbek (jak nawet w wersji z 2004, gdzie jeszcze coś można by poprawić).
Jednak jeśli miałbym ocenić wydanie, to już sentymenty należy wyłączyć. Jeśli faktycznie byłoby to tak jak próbowano zapowiadać, wydanie oryginalnej klasycznej trylogii, to przede wszystkim dodatki leżą. Nie ma tu nic, co by mogło tak na prawdę kogokolwiek zainteresować. Ani nowych komentarzy, ani jakiś dokumentów, ani czegokolwiek, poza reklamą gry! Na dodatek samo wydanie filmu pozostawia wiele do życzenia, rozumiem że jest nie zmieniony, ale wystarczy spojrzeć na wydania Jamesa Bonda, gdzie prawdę powiedziawszy nikomu nawet nie chciało się poprawiać samych filmów, ale włożono mnóstwo pracy w ich restaurację. Tego niestety w Gwiezdnych Wojnach nie ma. To wersja przygotowana na początku lat 90. chyba jedynie ze zmienioną czołówką, by była oryginalna. W tym momencie jeśli dodatkiem miałaby być poprawiona wersja DVD, to dochodzimy do jakiegoś kuriozum.
Z drugiej strony jeśli faktycznie oryginalna wersja jest tylko dodatkiem, to chyba trzeba by ją porównać z wydaniem „The Blues Brothers” z okazji 25-lecia, gdzie zawarto obie wersje filmu, poprawioną i zremasterowaną oraz oryginalną. I wiele wspaniałych dodatków.
Tu dostaliśmy półprodukt, który tak na prawdę broni się przede wszystkim dzięki sentymentom. Myślę, że chętniej będą oglądał właśnie tę wersję trylogii, niż tę nową, bo ona u mnie przegrywa z prequelami. Z drugiej strony spędziłem mnóstwo czasu oglądając ten film z VHS, wątpię by tamte czasy wróciły. Gdyby to wydanie właściwie miało odrestawany dźwięk i zremasterowany obraz, to właściwie nawet bez dodatków można by uznać za finalną wersję filmu. A tak wyszło coś, co miało się sprzedać i się sprzeda, a nie trzeba było się przyłożyć do produkcji.
Niemniej jednak to jest wydanie, z którym fan powinien się przynajmniej zapoznać. To kawał historii nie tylko kina, ale i naszego życia. Jeśli ma być w wersji takiej jakiej powstał, niech i tak będzie, bo brak żywych kolorów moim zdaniem łatwiej przełknąć niż choćby zmiany z Hanem albo Haydenem. Z drugiej strony oglądając to ma się niesamowitą frajdę odkrywać całe mnóstwo błędów, których niegdyś się nie widziało, a dostrzegło się dopiero przy zmianach. I chyba właśnie to było największym plusem zmian, możliwość odkrycia piękna oryginalnej klasycznej „Nowej Nadziei”.
Muszę przyznać, że z wielką radością przyjąłem informację o wydaniu oryginalnej klasycznej trylogii na DVD. „Nowej Nadziei” w tej wersji nie widziałem nigdy wcześniej i prawdę powiedziawszy nie za bardzo liczyłem, że zobaczę. O zmianach w zeszłym roku pisałem dość sporo, ale warto przede wszystkim zauważyć jedną. Otóż nawet gdy pod koniec lat 80. w polskiej telewizji wyemitowano „Nową Nadzieję” była to już wersja z poprawionymi napisami początkowymi. Zmiany tej dokonano w roku 1981 przy re-edycji kinowej i bynajmniej nie ograniczono się jedynie do dodania tekstu: „Część IV Nowa Nadzieja”, ale też zmieniono trochę napisy początkowe, tak by pasowały razem do nowych epizodów. Głowy nie daję, czy na sto procent w telewizji była już poprawiona wersja, ale prawdę powiedziawszy zdziwiłbym się gdyby było inaczej. Dla mnie było to właściwie domknięcie sagi, bo Imperium i Powrót widziałem wcześniej w kinie. Myślę, że wtedy niezbyt zdawałem sobie sprawę z chronologii wydarzeń, wiele postaci po prostu gdzieś się pojawiało w tle, niekoniecznie współgrało ze świadomością dziecka. Pamiętało się złotego robota i tego małego Artu, pamiętało się Hana, Luke’a i Leię oraz tą wielką małpę. Pamiętam jak po emisji Gwiezdnych Wojen nawet w szkole pojawiły się napisy w stylu Obiłankenobi. Cóż były to z pewnością czasy, w których niewiele osób znało angielski, pamiętam jak Tata nadrabiał w tym czasie zaległości na kursach.
Z każdym z tych filmów wiążą się wspomnienia, historyjki, gdy po raz pierwszy je ujrzano. Przez długie lata żyłem w kompletnej nieświadomości, że prawdopodobnie nigdy wcześniej nie widziałem tej pierwszej niezmienionej Nowej Nadziei. Nawet posiadana już w moich własnych zbiorach edycja VHS z 1995 nie tylko zawierała poprawione napisy, ale też poprawiony cyfrowo obraz (co akurat moim zdaniem wyszło filmowi na dobre). Bardzo ucieszyłem się więc mogąc obejrzeć w 1997 w kinie wersję specjalną, poprawioną, rozbudowaną, acz dopiero po latach zrozumiałem jak wielu zmian w niej dokonano. Pewnie nadal wszystkich nie znam. Dziesięć lat temu oglądanie nowej wersji Nowej Nadziei pozwoliło mi bardziej docenić misterność pierwszej części filmu, ale choć w kinie nie zauważył wielu zmian, to jednak uznałem, że Jabba nie jest godzien wydawania kasy po raz wtóry na ten sam film i nigdy nie kupiłem wersji specjalnej. Potem przy wielu okazjach, głównie w TV, miałem możliwość przyglądania się temu filmowi i coraz bardziej odczuwałem niechęć wobec niego. Zmiany moim zdaniem poszły za daleko, nie w tym kierunku, który bym sobie życzył. Ten film był legendą, czymś co w pewnym stopniu mnie ukształtowało i chyba nie tylko mnie, bo i znaczną część pokolenia osób, które te słowa czytają. Tkwił we mnie, dopiero w zeszłym roku miałem okazję zmierzyć się z legendą.
I choć pierwsze doniesienia napawały optymizmem, wkrótce okazało się, że nie będzie to esktrawaganckie wydanie, tylko przeniesienie laserdiscu na DVD. Na szczęście mogę powiedzieć, że jest trochę lepiej, znając ziarnistość tamtego formatu przyznam, że pod tym względem jestem mile zaskoczony. To wydanie ma dla mnie olbrzymi ładunek emocjonalny i jest bardzo sentymentalne, to są Gwiezdne Wojny w formie takiej jakiej poznałem i pokochałem. I co tu dużo mówić, bronią się. Pomimo swojego wieku, ta ramotka nadal jest cudowna i nadal wciąga. I moim zdaniem wciąga o wiele bardziej bez tych wszystkich zmian dopasowujących ją do nowych epizodów. Przede wszystkim jest spójny wizualnie i konceptualnie, przez to nie widać rażących niedoróbek (jak nawet w wersji z 2004, gdzie jeszcze coś można by poprawić).
Jednak jeśli miałbym ocenić wydanie, to już sentymenty należy wyłączyć. Jeśli faktycznie byłoby to tak jak próbowano zapowiadać, wydanie oryginalnej klasycznej trylogii, to przede wszystkim dodatki leżą. Nie ma tu nic, co by mogło tak na prawdę kogokolwiek zainteresować. Ani nowych komentarzy, ani jakiś dokumentów, ani czegokolwiek, poza reklamą gry! Na dodatek samo wydanie filmu pozostawia wiele do życzenia, rozumiem że jest nie zmieniony, ale wystarczy spojrzeć na wydania Jamesa Bonda, gdzie prawdę powiedziawszy nikomu nawet nie chciało się poprawiać samych filmów, ale włożono mnóstwo pracy w ich restaurację. Tego niestety w Gwiezdnych Wojnach nie ma. To wersja przygotowana na początku lat 90. chyba jedynie ze zmienioną czołówką, by była oryginalna. W tym momencie jeśli dodatkiem miałaby być poprawiona wersja DVD, to dochodzimy do jakiegoś kuriozum.
Z drugiej strony jeśli faktycznie oryginalna wersja jest tylko dodatkiem, to chyba trzeba by ją porównać z wydaniem „The Blues Brothers” z okazji 25-lecia, gdzie zawarto obie wersje filmu, poprawioną i zremasterowaną oraz oryginalną. I wiele wspaniałych dodatków.
Tu dostaliśmy półprodukt, który tak na prawdę broni się przede wszystkim dzięki sentymentom. Myślę, że chętniej będą oglądał właśnie tę wersję trylogii, niż tę nową, bo ona u mnie przegrywa z prequelami. Z drugiej strony spędziłem mnóstwo czasu oglądając ten film z VHS, wątpię by tamte czasy wróciły. Gdyby to wydanie właściwie miało odrestawany dźwięk i zremasterowany obraz, to właściwie nawet bez dodatków można by uznać za finalną wersję filmu. A tak wyszło coś, co miało się sprzedać i się sprzeda, a nie trzeba było się przyłożyć do produkcji.
Niemniej jednak to jest wydanie, z którym fan powinien się przynajmniej zapoznać. To kawał historii nie tylko kina, ale i naszego życia. Jeśli ma być w wersji takiej jakiej powstał, niech i tak będzie, bo brak żywych kolorów moim zdaniem łatwiej przełknąć niż choćby zmiany z Hanem albo Haydenem. Z drugiej strony oglądając to ma się niesamowitą frajdę odkrywać całe mnóstwo błędów, których niegdyś się nie widziało, a dostrzegło się dopiero przy zmianach. I chyba właśnie to było największym plusem zmian, możliwość odkrycia piękna oryginalnej klasycznej „Nowej Nadziei”.
OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 9,50 Liczba: 24 |
|
franek982012-02-17 07:59:45
Gdzie takie DVD można dostać? Na Allegro jest powrót Jedi ale nie dam 120zł. Pomóżcie
chazz_duran2009-03-06 21:46:31
Sentyment... Owszem i to bardzo duży... Podobnie jak Lord Sidious film widziałem po raz pierwszy między 1996, a 1997 na kasecie wideo, więc była to wersja z podrasowanym obrazem i dźwiękiem... Gdy poraz pierwszy zobaczyłem czołówkę tego wydania aż uśmiechnąłem się i w pewnym sensie wzruszyłem... Czytałem o tym w wielu źródłach, lecz nawet nie miałem nadziei na ujrzenie tej wersji, a co dopiero na DVD...
Najlepsze w pierwszym seansie było to, że obejrzałem ten film kilka minut po skończeniu wersji "Revisited" Adywana... Tak czy inaczej wgniotło mnie w fotel... Poraz kolejny mogłem zobaczyć ten świat takim jakim go pamiętam, a nawet takim jakiego nigdy nie widziałem...
Reasumując i wyciągając wnioski... Nową Nadzieję w tej wersji powinien obejrzeć każdy, ale to każdy kto uważa się za fana tego uniwersum... I naprawdę warto... Właśnie takie Gwiezdne Wojny pokochał (no prawie) cały świat...
LordNihilus2008-10-21 22:14:38
Zapomniałem dodać, że chodzi oczywiście o wersję kinową !
LordNihilus2008-10-21 22:13:09
Właśnie kupiłem tę wersję 2-dyskową, i muszę przyznać, że Imperial pokazał klasę! Nigdy jeszcze nie miałem okazji obejrzeć każdej z części starej trylogii. Teraz mam okazję i ją wykoryzystam !
Lordfilip2008-06-08 10:04:36
No dobra fakt że czuje się sentyment do pierwszego zobaczenia filmu z tym się zgadzam też czasami wolę nową nadzieję bez Jabby. Jakoś czuję się ten sentyment mimo swoich lat ta wersja na dvd z 2004 jest po prostu poprawiona ale nie czuć już tego klimatu.