TWÓJ KOKPIT
0

George Lucas :: Newsy

NEWSY (1162) TEKSTY (32)

<< POPRZEDNIA     NASTĘPNA >>

P&O 510: Jak powstał dźwięk ładunków sejsmicznych?

2022-10-16 09:48:16



Po raz kolejny odpowiada Ben Burtt tym razem o szczegółach dźwięku z “Ataku klonów”.



P: Dźwięki, które stworzyłeś dla ładunków sejsmicznych są niesamowite. Jak zrobiłeś dźwięk „brzdęk”?

O: Wolałbym nie rozmawiać na temat szczegółów, przynajmniej teraz. Czyż nie mogę zachować kilku sekretów?

Powiem tylko, że to jest coś, co chciałem zrobić od czasów „Nowej nadziei”, ale nigdy nie mieliśmy sekwencji, która pozwalała mi by eksplozję ukazać w ten sposób, żebym mógł wykorzystać pomysł na opóźnienie dźwięku w kosmosie. Nazywam to „czarną dziurą audio”, eksplozja jest tak duża, że energia dźwięku nie jest w stanie uciec od zapłonu czasowego, więc wyzwala się jakiś czas później.

Zrobiłem oryginalnie wiele podobnych zabiegów dźwiękowych, które nazywałem „Eksplozjami w Eterze Kosmosu”, na potrzeby „Nowej nadziei”. Używałem ich jako eksperymentów, choćby przy wybuchających TIE Fighterach, gdy Han i Luke strzelali do nich z wieżyczek. Zostały nawet wmontowane w sekwencję roboczą, ale George Lucas nie był zadowolony z tego, co zobaczył, więc wstrzymałem ich rozwój.

A wiele lat później mogłem powrócić do pomysłu, używając nowych materiałów i wygląda na to, że znalazłem swoje miejsce.
KOMENTARZE (4)

Jak powstawał miecz Dooku

2022-09-27 02:48:56 oficjalna

Gdy 20 lat temu pojawił się środkowy rozdział trylogii prequeli, czyli „Atak klonów”, publiczność mogła po raz pierwszy poznać postać hrabiego Dooku (Christopher Lee). Był on Jedi, który stał się Sithem, przywódcą ruchu Separatystów, ale tez znakomitym szermierzem, to zaś wymagało specjalnego miecza.

Miecz ten jest łatwy do zapamiętania, gdyż wyróżnia się zakrzywioną rękojeścią. Za projektem stał asystent w departamencie sztuki, Roel Robles, który dopiero zaczynał swoją przygodę z filmem. Robles wraz z rodzicami wyemigrował z Filipin do USA w wieku 4 lat. Od najmłodszych lat uwielbiał rysować, rodzice chcieli by rozwijał się w biznesie, ale on pozostał wierny sobie i został artystą. W pewnym momencie uznał, że jeśli nie zostanie artystą w ciągu roku, odpuści. Znalazł w książce telefonicznej adres Lucasfilmu, zadzwonił do nich. Ponieważ nie miał doświadczenia filmowego, czy szkolenia artystycznego, pracował w sortowni poczty na Skywalker Ranch.


Roel Robles z rodziną

Dostarczał listy i przesyłki do osób w Lucasfilmie pracujących na ranczu, ale też ilustrował plakaty i grafiki na potrzeby przyjęć i imprez filmowych. Spotykał wielu ludzi, artystów, producenta Ricka McCalluma. Po pół roku Rick zatrudnił go jako asystenta w dziale artystycznym.

Tam praca przypominała gwiezdno-wojenny uniwersytet. Artyści jak Doug Chiang, Iain McCaig czy Ed Natividad byli dla niego mentorami. Uczyli go rysowania, modelarstwa, technik cyfrowych. Robles pracował też z Benem Burttem nad animatyką, wykorzystując oryginalny landspeeder z „Nowej nadziei”, którym ćwiczyli manewry na parkingu. Wcześniej Robles pracował na parkingu w Hyatt.


Kolekcja mieczy Roblesa

Gdy pracowali nad konceptem miecza Dooku, Robles wiedział tylko, że chcą by był inny. Sam zajmował się filipińskimi sztukami walki, wliczając to różne kije i noże. Ma też kolekcję azjatyckich i filipińskich mieczy. Przyniósł je, by pokazać ekipie. Jeden z nich to tradycyjna broń filipińska tak zwany barong, który ma zakrzywioną, drewnianą rękojeść i krótkie, acz mocne ostrze. To jeden z ulubionych Roblesa. George Lucas przyszedł, pooglądał kolekcję i wpadł mu w oko barong. Tak się złożyło, że Dermot Power pracował akurat nad koncepcją miecza z zakrzywioną rękojeścią (później wykorzystano go dla postaci Asajj Ventress). Tak więc szybko zostali sparowani razem i pracowali nad mieczem, który chciał George.



Roel Robles przyznaje, że jest też autorem koncepcji ślepej Jedi, która używa Mocy i nie potrzebuje widzieć. Ale George wówczas tego nie potrzebował.

Robles jest bardzo dumny z miecza Dooku, zwłaszcza, że wykorzystał w nim swoje, filipińskie korzenie. Po „Ataku klonów” Robles pracował w różnych studiach przy różnych filmach.
KOMENTARZE (3)

Wciąż czekamy na trzeci sezon „The Mandalorian”

2022-09-23 16:15:22

Zaczynamy od premiery trzeciego sezonu „The Mandalorian”. Jak wiemy, początkowo był on zapowiadany na luty 2023. Teraz Disney zaktualizował plany, mówią o 2023, ale bez podawania szczegółów. Jednak data lutowa wciąż krąży po sieci. Choćby Carl Weathers właśnie na twitterze wspomniał o lutowej premierze.



Aktor prawdopodobnie odnosi się do wcześniejszych ustaleń i może nie być na bieżąco. Zwłaszcza, że nowa data jest niekonkretna. Pewnie będzie to pierwsza połowa roku, w końcu Lucasfilm ma sporo planów serialowych. Ale czy to będzie marzec, czy może już okolice Celebration albo 4 maja, na razie nie wiadomo. Pozostaje poczekać.

Brendan Wayne, czyli kaskader, który jest dublerem Pedro Pascala, krótko wypowiedział się o trzecim sezonie. Jego zdaniem to będzie niesamowita podróż. Podobnie jak inni członkowie ekipy, sugeruje, że będzie to najlepszy z dotychczasowych sezonów.

Z innych ciekawostek, coś co umknęło nam wcześniej. W rozmowie z EW, Dave Filoni i Jon Favreau mówili o tym, kogo chcieliby zobaczyć na krótkich gościnnych występach w serialu. Dla nich takim najciekawszym gościem byłby George Lucas. Jak wiemy, raz już odwiedził plan. Może w przyszłości zrobi to ponownie?

Natomiast ostatni zwiastun trochę ożywił Mandaloriańskie dyskusje. Na topie są przede wszystkim dwie rzeczy. Pierwsze spotkanie Zbrojmistrzyni i Bo-Katan, czyli jak zupełnie różne frakcje będą musiały ze sobą współpracować, mimo podziałów. Druga ciekawostka spekulacyjna, to Navarro. Po zdjęciach widać, że się rozrosło, ale widać tam także Mandalorian walczących... Właśnie w sieci pojawiły się głosy, że mogą tam walczyć z piratami i bronić miasta. Cóż, na rozwiązanie tych zagadek musimy jeszcze trochę poczekać.
KOMENTARZE (4)

Lawrence Kasdan o pracy nad „Light & Magic”

2022-08-25 21:16:13

Sześcioczęściowy dokument „Light & Magic” jest już dostępny na Disney+. Warto poświęcić mu trochę czasu, a na razie, na zaostrzenie apetytów zapis krótkiej rozmowy z głównym twórcą dokumentu, Lawrencem Kasdanem.



George Lucas miał prostą radę dla pracowników ILM. Brzmiała ona „Po prostu o tym pomyśl”. Lawrence Kasdan wspomina, że jedynej rzeczy, której nigdy nie usłyszał od artystów było „To niemożliwe”. Poddanie się nie wchodziło w grę, ILM podzielało wiarę, że zawsze znajdzie się jakiś sposób, by coś osiągnąć.

Lawrence był zainteresowany tworzeniem filmów od bardzo dawna. Dla niego przełomem było „Siedmiu wspaniałych”. To był najważniejszy film jego dzieciństwa. Dopiero w koledżu studiach zobaczył Siedmiu samurajów i uznał, że to najlepszy film jaki powstał. Jednak dopiero, gdy brat Kasdana, Mark wrócił ze studiów na Harvardzie, powiedział Larry’emu, że można żyć z tworzenia filmów. Ale wejść w to nie było wcale tak łatwo.

Kasdan wspomina, że gdy na ekrany wchodziły „Gwiezdne wojny” to było wydarzenie. Zaciągnął do kina kilku znajomych, niespecjalnie zainteresowanych tematem. Wyszli oszołomieni. To był film dający wiele frajdy, a jednocześnie stawiał pytania: „jak to zrobili”.

Miesiąc później wydarzył się przełom w życiu Lawrence’a. Choć pisał scenariusze filmowe od kilku lat, to jednak niewiele z tego wynikało. Ale w końcu udało mu się sprzedać scenariusz „Przez kontynent” i to samemu Stevenowi Spielbergowi. Oczywiście od sprzedaży do premiery minęło kilka lat. Film wszedł na ekrany w 1981, Spielberg był tylko producentem, zaś w roli głównej wystąpił John Belushi. Jednakże to właśnie kontrakt otworzył Kasdanowi drzwi do kariery. Niebawem Steven powiedział mu, że robią film z Georgem i chcą by go im napisał. Chodziło oczywiście o „Indianę Jonesa”.

Zaś od rozmów o Jonesie przeszedł do „Imperium kontratakuje”. Larry wspomina, że właśnie okres pracy nad tymi dwoma filmami był dla niego, czasem gdy kręcił się w ILM i widział, jak powstają te cuda. To zainspirowało go do nakręcenia dokumentu, do pomocy dokooptował sobie firmę, którą stosunkowo niedawno założyli Ron Howard i Brian Grazer - Imagine Documentaries. Też im się spodobał pomysł. Sam Kasdan mówi, że kręcenie dokumentu o ILM było dla niego jak powrót do szkoły średniej.

Zdjęcia do „Light & Magic” trwały 25 dni. Wówczas przeprowadzono mnóstwo wywiadów z oryginalnymi twórcami efektów, jak Dennis Muren, Phil Tippett czy Joe Johnston. Powstały już dokumenty o samych technologiach stworzonych przez ILM, więc Kasdan bardziej skupił się na ludziach, którzy budowali firmę, odpowiadali za przełom, starając się ukazać ich historię. Larry twierdzi, że udało mu się zarówno dotrzeć do archiwalnych materiałów, jak i nagrać niesamowite wyznania siedemdziesięciolatków wspominających pracę, którą wykonywali czterdzieści lat wcześniej.

Sam Kasdan po 40 latach pisania scenariuszy, w tym dialogów, pozwolił swoim rozmówcom by go zaskoczyli. Dał im wolność, bo chciał ukazać ducha ILM. Pozwolił im mówić o swoich związkach, lojalności, kłopotach czy rozczarowaniach. Starał się uchwycić ich wspomnienia, z tego okresu pracy pełnej pasji.
KOMENTARZE (2)

Jak tworzono cyfrowych bohaterów w „Ataku klonów”

2022-08-20 06:02:02 oficjalna

Rob Coleman wspomina, że dla niego praca nad „Atakiem klonów” zaczęła się już na londyńskiej premierze „Mrocznego widma”, 14 lipca 1999. Wcześniej pracował nad pierwszym epizodem, nadzorował artystów tworzących cyfrowe postaci jak Jar Jar, czy droidy. Po premierze było przyjęcie, na którym Lynne Hale zawołała Roba i poprosiła by porozmawiał z Georgem Lucasem. A ten od razu przeszedł do II Epizodu. A tam między innymi czekał na niego cyfrowy Yoda.



Ci, którzy nie pamiętają oryginalnej wersji „Mrocznego widma”, mogą być zdziwieni. W wersji kinowej, Yoda był tam wciąż kukiełką operowaną przez Franka Oza. Dopiero przy okazji wydania blu-ray poprawiona.

W początkowej rozmowie z Lucasem, była mowa o tym, że Yoda zostanie kukiełkowy, w większości scen. Ale w kilku, gdzie wymagana jest zwinność, jak pojedynek z hrabią Dooku, konieczna będzie cyfrowa interwencja. Colemanowi nie spodobał się ten pomysł. Lubił kukiełki, zwłaszcza gdy miał 16 lat i oglądał „Imperium”. Ale teraz? Problemem było to, by zachować ciągłość między kukiełką a cyfrowym Yodą, który skacze, walczy. W trakcie późniejszych rozmów, dział animacji raczej preferował przejąć Yodę w całości, w każdej sekwencji.

I choć twórcy byli zadowoleni z tego, co zrobili z Watto, czy Sebulbą, to jednak George miał rację. Cyfrowe postacie jeszcze nie mają tylu niuansów, co prawdziwi ludzie. Zespół Colemana podjął wyzwanie.





By to osiągnąć musieli mieć nie tylko sceny, w których Yoda, coś mówi i robi, ale też sceny, w których choćby słucha i reaguje. Gra. Jak tę, gdy Palpatine coś mówi, a ujęcie jest skierowane na Yodę. Jego mowa ciała ma mówić, że nie do końca ufa Palpatine’owi. Jedno z tych ujęć trafiło nawet do zwiastuna.

Oczywiście dochodziła do tego presja fanów. Jak oni to odbiorą. Coleman, w końcu przecież stworzył Jar Jara, który nie został zbyt dobrze przyjęty. Yoda dodatkowo był bardziej skomplikowany, stary pomarszczony. To wszystko trzeba było odtworzyć. Rob studiował wszystkie niuanse i szczegóły Yody klatka po klatce. Nad modelem pracował z Frankiem Ozem, który znał kukiełkę bardzo dobrze. Wiedział jak jest skonstruowana, jakie ekspresje może ukazywać. Więc w modelu także uwzględniono pewne wady kukiełki. Pierwsze testy podobały się Ozowi. Było też kilka zmian, Coleman nie lubił jak kukiełkowy Yoda ruszał uszami. Zrobili model bez tego, ale wówczas okazało się, że stracił on coś ze swojej starości. Zdawał się być o wiele młodszy, więc przywrócili te ruchy.

Wielkim wyzwaniem była walka z hrabią Dooku. Ekipa Colemana siedziała już w Sidney i czekała na scenariusz. Niecierpliwili się, ale gdy go dostali, był on w pierwszej wersji, Coleman znalazł opis. Było tam napisane tylko „Yoda walczy z Dooku”. Zadzwonił do Lucasa, a ten powiedział mu, że muszą sami ustalić szczegóły. Poszedł do Nicka Gillarda, który trenował Haydena Christensena i Ewana McGregora. Ahmed Best przedstawił go. Rozmawiali o użyciu niewielkiej broni. Skończyło się na tym, że Coleman przypomniał sobie niedawny seans filmu „Mistrz miecza II” z Jetem Li. Tam była scena, gdzie skakali po bambusach. Okazała się być dobrą inspiracją.

O ile Lucas był zadowolony z efektu, o tyle sam Coleman miał jednak wątpliwości. Dla niego Yoda był zbyt kreskówkowy w tej walce. Było sporo rzeczy, które mogły pójść nie tak. Ale publiczności się to podobało, a pojedynek z „Ataku klonów” znalazł całkiem sporo uznania.





Yoda to oczywiście nie wszystko. Był też Dexter Jettster, czteroręki Besalisk. Jego tworzenie było dla Colemana bardzo przyjemnym przeżyciem. Jak zaczynali pracę, zawsze pytał Lucasa o historię postaci, inspiracje, pierwowzory. Lucas powiedział, że takim ideałem, który ma w głowie jest Ernest Borgnine, aktor charakterystyczny. Coleman od razu to podchwycił.

Dexowi głos podkładał Ron Falk, który także był obecny na planie, gdy nagrywali scenę z Ewanem. Ronald jest aktorem teatralnym, był więc oszołomionym tym nietypowym występem. Z powodów zdrowotnych niestety kuśtykał, za co przeprosił. Ale Coleman powiedział, że to fantastyczne, bo dodało bohaterowi głębi. Zostawili to, także w animacji.

No i jeszcze zostaje kwestia przytulenia Obi-Wana i spadających spodni. Coleman twierdzi, że to z powodu modelu, był za duży, więc ubranie powinno z niego zjeżdżać, więc to uwzględnili.



Kolejnym wyzwaniem były zwierzęta na arenie. Tu inspirowali się trochę Rayem Harryhausenem (pamiętamy inspirował on też Phila Tippetta). Jednym z jego filmów była „Tajemnicza wyspa” (1961), gdzie ludzie na plaży walczyli z wielkim krabem. Warto porównać ten film ze sceną, w której Obi-Wan walczy z acklayem. Ray nawet przyjechał do ILM, spotkał się z Colemanem, Lucasem czy Dennisem Murenem. Natomiast chyba właśnie z tego powodu, spośród tych wszystkich potworów, acklay jest ulubionym Colemana.

Do tych wszystkich cyfrowych bohaterów trzeba też dodać tytułowe klony. Na planie nie stworzono nawet jednej zbroi. Nie było wielu statystów i nie tylko chodziło o koszty. Klony miały być identyczne, jeśli chodzi o rozmiar. No i są. To był pewien test, ale fani byli zadowoleni.
KOMENTARZE (4)

P&O 498: George Lucas woli szkice ręczne czy komputerowe?

2022-07-24 09:52:33



Dziś pytanie do Douga Chianga o sekrety pracy artystów tworzących szkice? Odpowiedź dziś mogłaby się trochę zmienić, zwłaszcza jeśli chodzi o procenty (na rzecz cyfrowych tworów).



P: Czy Lucas woli koncepty rysowane ręcznie czy na komputerze?

O: Nie ma preferencji. Naszym głównym celem jest pomysł, sam koncept i technika w której powstaje jest drugorzędny. Podczas gdy większość artystów w naszym departamencie używa tradycyjnych metod, jakieś 30% prac jest całkowicie cyfrowe. Wszyscy artyści są równie zaznajomieni zarówno z cyfrową jak i tradycyjną formą, więc to jest kwestia osobistych preferencji.

Co więcej, różne stadia produkcji wpływają na technikę, której używamy. Na przykład, cyfrowa praca jest zdecydowanie bardziej efektywna podczas post-produkcji , gdyż możemy cyfrowo zmieniać to co sfotografowano, w bardziej precyzyjne obrazy.
KOMENTARZE (1)

George Lucas i wymowa nazw własnych w „Gwiezdnych Wojnach”

2022-07-18 05:56:21

Wszyscy pamiętamy, że w klasycznej trylogii wiele nazw różni bohaterowie wymawiają inaczej. W szczególności widać to w „Imperium kontratakuje” i rozmowie między Landem a Hanem Solo, która ma też swoje odbicie w filmie „Han Solo”. Mark Hamill odniósł się niedawno do kwestii wymowy w twitcie.

Pisze, że George Lucas nie był zainteresowany jedną wymową. Uważał, że dużej galaktyce, różne istoty mogą inaczej wymawiać te same nazwy i pozwalał aktorom na swobodę w tej kwestii.


KOMENTARZE (3)

P&O 495: Co znaczy fraza „Bo Shuda”?

2022-07-03 09:02:46



Tym razem mamy pytanie o jedną z rzeczy, która nurtuje fanów od premiery „Powrotu Jedi”. Co właściwie Jabba powiedział?

P:Co znaczy fraza „Bo Shuda”?

O: Nic specjalnego nie ustanowiono, pomijając fakt, że to jakieś ogólne pozdrowienie po huttańsku. Ben Burtt nawet nie próbował przetłumaczyć tego w jego Słowniczku najpopularniejszych zwrotów w językach galaktyki Gwiezdnych Wojen, dlatego, że była to kwestia jednej linijki pochodzącej od George’a Lucasa w scenariuszu „Powrotu Jedi”.
KOMENTARZE (8)

Jak miał wyglądać film „Obi-Wan Kenobi”?

2022-06-29 17:27:07

Finał „Obi-Wana Kenobiego” już za nami. Warto chwilę poświęcić wynikom. Zdaniem Samba TV, którzy mierzą oglądalność przeszło 3 milionów domów w USA, aż 1,8 miliona z nich obejrzało finał serialu w ciągu pierwszych pięciu dni. To wynik o 20% lepszy niż miała „Księga Boby Fetta”. Dla porównania pierwszy odcinek w analogicznym czasie obejrzano w 2,14 miliona domów, co było najlepszym wynikiem na Disney+ do tej pory.

W Polsce w pierwszym tygodniu działania Disney+, „Obi-Wan Kenobi” był najczęściej oglądanym serialem. Na drugim miejscu był „The Mandalorian”. „Księga Boby Fetta” nie zakwalifikowała się do pierwszej dziesiątki.

Jest też kilka nowych plakatów.



Stuart Beattie jeden ze scenarzystów, opowiedział swoją historię związaną z „Obi-Wanem Kenobim”. Jak pamiętamy serial przeszedł z jego rąk do Hosseina Aminiego, a następnie do Joby’ego Harolda. Stuart przyznał, że pracował nad scenariuszem do filmu o Kenobim przez prawie rok. Jednakże po premierze „Hana Solo” stało się jasne, że Lucasfilm nie chce kolejnych filmów. Projekt zatrzymano, Beattie opuścił pokład, a ostatecznie prace już na serialem przejął Harold, który bazował na scenariuszu Beattiego, dlatego on też jest wymieniony wśród scenarzystów.

Jednak Beattie pracując nad filmem przekazał Lucasfilmowi pomysł nie na jedną produkcję, ale na trzy. Chcieli pokazać w nich różne aspekty ewolucji postaci Obi-Wana stającego się Benem, którego znamy z klasycznej trylogii. Kenobim, który dla dobra sprawy daje się łatwo pokonać. To co, widzieliśmy w serialu, to zaledwie pierwszy film. Swoją drogą o trylogii o Kenobim pisaliśmy w w 2014, wówczas nikt jednak nie traktował tego aż tak poważnie.

Drugi film miał pomóc Benowi zmierzyć się ze śmiertelnością. Miał być w nim więcej Qui-Gona, który miał zaszczepić Kenobiemu pomysł, że być może kiedyś będzie musiał się poświęcić. Ben miał zareagować na to sceptycznie. Natomiast w przypadku drugiej i trzeciej części nie powstały scenariusze, były to raczej pomysły. Stuart jest zadowolony, że choć to zrealizowano i że jest wymieniony w napisach, ale jak mówi, chciałby zobaczyć te filmy.

Jeśli chodzi o Revę, to ciekawy artykuł można znaleźć na The Direct. Według ich informacji Reva znalazła się już w scenariuszu Beattiego, ale było tam kilka różnic. Nie wiedziała, że Anakin to Vader. Miał ją zranić, ale nie zabić, zostawić tylko by umarła. Więc Reva bardzo szybko uwierzyła w historie o tym, że rada Jedi chciała przejąć władzę i że była całym złem. To Kenobi powiedział jej kim jest Vader i wówczas otwierają się jej oczy. Mieliśmy dostać całą historię jej odkupienia, w której od osoby ogarniętej obsesją zabijania Jedi (których uważała za największe zło w galaktyce), postanawia ocalić Kenobiego, skłamać Vaderowi, że go zabiła, a ostatecznie zginąć z jego rąk. Reva miała szukać Kenobiego przez dużą część serialu, ale jednocześnie zmagać się z własnymi demonami.

Beattie nie chciał mieć innych inkwizytorów w serialu. Głównym złym miał być Vader, ale potrzebował jeszcze kogoś innego, dlatego powstała Reva. No i Stuart rozumiał, że pojedynku Vader – Kenobi nie można wygrać. Chciał dać Obi-Wanowi zwycięstwo, pozwolić mu odkupić kogoś. To nie wchodziło w grę z Anakinem. Reva była idealna.

Beattie odniósł się także do podobieństw do gry „Jedi: Upadły zakon”. Swój scenariusz pisał w 2017, nie było wówczas jeszcze tej gry. Ale gdy w nią zagrał, to zobaczył wiele podobieństw. To raczej przypadek. Dodał też, że zastanawiał się nad użyciem Cody’ego, ale ostatecznie porzucił ten pomysł.

Czy będzie drugi sezon? Tu jest coraz ciekawiej. Kathleen Kennedy ponownie przyznała, że planowali, że będzie to ograniczony serial, ale skoro się podobał i ludzie chcą więcej Obi-Wana, na pewno rozważa głos fanów. I jeśli będzie powód by to zrobić, to zrobią to. Deborah Chow wypowiedziała się bardzo podobną formułką, twierdząc, że ta opowieść jest zamknięta. Ale teraz mogą iść dalej i jeśli będzie rzeczywisty powód, by kontynuacja miała powstać, to...

Liam Neeson przyznał, że nie chciał, by ktoś inny zagrał Qui-Gona. No i chciał pokazać swój szacunek wobec George’a Lucasa i świata, który stworzył. A dodatkowo przyjaźni się z Ewanem McGregorem od „Mrocznego widma”.

Mamy też krótki filmik zza kulis ukazujący ćwiczenia Haydena Christensena i Moses Ingram.



Temuera Morrison skomentował swój krótki występ w serialu, mówiąc, że to był zdecydowanie najlepszy fragment. Potem dodał, że żartuje. Przyznał, że bardzo mu się to podobało, zwłaszcza, że mógł zagrać z Ewanem ponownie.

Serial „Obi-Wan Kenobi” jest już w całości dostępny na Disney+. Nie zapomnijcie go ocenić w naszej bazie.
KOMENTARZE (8)

Krótko o trzecim sezonie „The Mandalorian”

2022-06-10 21:04:36



Zaczynamy od wspomnień z Celebration i kilku ciekawostek. Oczywiście nie obyło się bez wspomnienia technologii, która zrewolucjonizowała serialowe „Gwiezdne Wojny”, czyli ILM StageCraft Volume. Zanim o technologii zrobiło się głośno, do Lucasfilmu przyjechał z wizytą James Cameron, który pracował niedaleko nad sequelami „Avatara”. Jon Favreau pokazał mu testowy fragment „The Mandalorian”, oczywiście nagrany na StageCrafcie. Cameron był przekonany, że to obraz nałożony cyfrowo na tło, dopiero później dotarło do niego, co właśnie zobaczył.

Początkowo planowano, żeby Grogu był w większości ujęć postacią cyfrową. Trochę inną wizję miał John Rosengrant kierownik klasycznych efektów specjalnych. Uznał on, że lepsza będzie lalka, która da się sterować, łatwiej będzie choćby zadbać o interakcję aktorów. Przygotował filmik testowy, który miał udowodnić jego rację, na dwa tygodnie przed rozpoczęciem zdjęć. Pokazał go Jonowi Favreau i ten zrozumiał, że mogą z lalki wycisnąć więcej.

A teraz nowe plotki. Emily Swallow, która zagrała Zbrojmistrzynię, trochę powiedziała o swojej roli. Przede wszystkim wróci w trzecim sezonie. Natomiast, czy dowiemy się czegoś o niej więcej, tego nie chciała zdradzić. Powiedziała, że Jon i Dave Filoni, mówią jej bardzo niewiele na temat jej roli. Ma wrażenie, że rozszerzają ją, wówczas gdy czują taką potrzebę, więc nie starają się eksplorować wszystkiego, zostawiając sobie miejsce na rozwój historii.

Pedro Pascal powiedział, że trzeci sezon będzie lepszy niż ostatni i myśli, że go pokochamy. Mówił też, że zmieni się rola Grogu i relacja jego z Dinem. Grogu się rozwija w Mocy, więc zobaczymy kto kogo będzie ochraniał. Carl Weathers mówił natomiast, że będzie on pełniejszy, bardziej wypełniony akcją, ale też skupiony na bohaterach. Katee Sackhoff odparła krótko – będzie mroczniejszy. Giancarlo Esposito natomiast twierdzi, że będzie on większy, ale też będzie rozwijał poprzedni sezon, zostawiając wiele elementów do rozwinięcia w przyszłości. Jak wiemy czwarty sezon jest już pisany.

Ciekawostką jest też wywiad z Jonem Kasdanem, który wciąż robi wszystko by kontynuować „Hana Solo”. Przyznał, że rozmawiał na ten temat z Jonem Favreau, któremu ten film się bardzo podobał. Zastanawiali się jak kontynuować jego wątki. Ziarno zostało rzucone, zobaczymy czy i kiedy Favreau się tym zajmie.

Jeśli chodzi o „Hana Solo” to mamy jeszcze jedną ciekawostkę. Ten film sprawił, że Bryce Dallas Howard dołączyła do Starwarsówka. Kończyła kręcić w Pinewood „Jurassic World: Upadłe królestwo”, a w tym samym czasie trwały zdjęcia do „Hana Solo”, już reżyserowanego przez jej ojca, Rona Howarda. Przyszła na plan i poprosiła, by mogła mu pomóc w reżyserii. Tak zwrócili na nią uwagę w Lucasfilmie. Wpierw zaprosili ją na warsztaty dla młodych filmowców w ILM, później skontaktował się z nią Jon Favreau. Porozmawiał z nią o „Gwiezdnych Wojnach”, George’u Lucasie, pokazał co planują zrobić z Grogu, z pilotem serialu i z czasem wciągnął do ekipy.

Trzeci sezon „The Mandalorian” zobaczymy na Disney+ w lutym.
KOMENTARZE (5)

Trzeci sezon „The Mandalorian” w lutym, czwarty w produkcji

2022-06-01 18:07:38

Na początek trochę informacji z Celebration i „okolic”. Po pierwsze trzeci sezon „The Mandalorian” pojawi się w lutym 2023. Tymczasem Jon Favreau potwierdził, że pracuje obecnie nad scenariuszem do czwartego sezonu. Chwalił medium jakim jest serial, nie musza się spieszyć, by zamknąć się 2 - 2,5 godzinie, mogą spokojnie rozwijać fabułę. A jak twierdzi Giancarlo Esposito, dwa pierwsze sezony były jedynie przygotowaniem gruntu, w trzecim zacznie się dziać.

Na panelach trochę było o fabule trzeciego sezonu. Większość z tego, potwierdza poprzednie przecieki (choć twórcy twierdzą, że prawdziwych przecieków nie było). Zbrojmistrzyni każe udać się Dinowi na Mandalorę. W sezonie zobaczymy też Grogu, Greefa Karagę, Peli Motto, moffa Gideona, dra Pershinga, tudzież Bo-Katan, która będzie pełnić rolę antagonisty. Pokazano też urywki, niestety nie ma ich w sieci. Widziano w nich dwóch przedstawicieli rasy Babu Frika, walczących Mandalorian, Mandalorę i imperialne niszczyciele. Podobno będzie to bardzo emocjonalny sezon.




Rick Famuyiwa został producentem wykonawczym trzeciego sezonu, zapewne także reżyserem. Peyton Reed także jest związany z trzecim sezonem, można przypuszczać, że wyreżyseruje kolejny odcinek. Mówiac o drugim sezonie, twórcy mieli pomysł, by wymieszać postacie George’a Lucasa z bohaterami serialu. Stąd właśnie spotkanie Luke’a i Grogu. No i oczywiście Dave Filoni dodał do tego Ahoskę.

Mówiono też o tym, że Din jest efektem pracy trzech twórców. Aktora - Pedro Pascala oraz dwóch kaskaderów - Brendana Wayne’a i Lateefa Crowdera.



Natomiast poza trzecim sezonem w 2023 czekają nas jeszcze dwa seriale, nad którymi czuwają twórcy „The Mandalorian” – „Ahsoka” (premiera na 2023 potwierdzona) i prawdopodobnie „Skeleton Crew”. My w Polsce natomiast będziemy mieli szansę zobaczyć dwa pierwsze sezony na Disney+ już w połowie miesiąca.
KOMENTARZE (10)

Celebration 2022: Panel o drugim sezonie „The Bad Batch” [AKTUALIZACJA]

2022-05-29 21:18:56 Różne

Właśnie zakończył się jeden z ostatnich paneli tegorocznego Star Wars Celebration - ten poświęcony drugiemu sezonowi „The Bad Batch”. Całość prowadził David Collins, a jego gośćmi byli Dave Filoni, Brad Rau (główny reżyser), Jennifer Corbett (główna scenarzystka), Matt Michnovetz (edytor historii), Dee Bradley Baker (klony) i Michelle Ang (Omega). W newsa wpletliśmy prace koncepcyjne, które pokazywano podczas imprezy.

Jak zaczęła się historia o klonach? Fani chcieli więcej opowieści o żołnierzach, a wtedy przyszedł Filoni i zapytał się szefostwa, czy nie można byłoby dać wojownikom Republiki ich własnego serialu. Dee powiedział (głosem Wreckera, wideo poniżej), że chce zagrać dobrze dla fanów. Ekipa wiedziała od razu, że opowieść zacznie się od rozkazu 66, bo to moment zwrotny dla Republiki. Wszyscy chcieli też, aby w pierwszym odcinku Hunter pomógł jakiemuś dziecku, stąd wątek Caleba vel. Kanana.



Czy Crosshair ma szansę na odkupienie? Dee sam sobie zadaje to pytanie, ale twierdzi, że tak (w tym momencie zaczął przełączać się na głosy poszczególnych członków Zgrai). Rau zadał retoryczne pytanie czy on w ogóle chce być odkupiony. Ulubionymi odcinkami Michelle to te, w których Omega występuje z Herą, a Matta ten, w którym Omega po raz pierwszy widzi ziemię. Zresztą Ang uwielbia chwile, w których jej bohaterka ma do czynienia ze zwierzętami - nie miała okazji ku temu na Kamino, więc wszystko jest dla niej nowe, a mimo tego i tak potrafi zyskać sobie ich sympatię. No i Wrecker jest dla niej jak wielki starszy brat. Dee najbardziej lubi scenę, w której właśnie olbrzym przygotował pokój dla Omegi oraz bójkę w jadalni.





Potem nastąpiło czytanie scenariusza ze sceny na Bracce (wideo poniżej). Okazuje się, że Baker wszystkie swoje kwestie nagrywa za jednym razem, nie potrzebuje pauzy, by przełączyć się na głos innego klona - tak też było tutaj. Zdaniem Dee najlepszy w całym TBB jest jego scenariusz, który bardzo porusza emocje. Tym bardziej, że sam Lucas chciał, aby serial powstał i jego odcinki palców są widoczne w nim wszędzie.



Następnie zaprezentowano zdjęcie ukazujące nowe modele postaci. Cała ekipa ma odnowione pancerze, bo ma to ukazywać ich ewolucję od żołnierzy-klonów w kierunku czegoś nowego. Najbardziej w oczy rzuca się Omega, która ma nieco dłuższe włosy, hełm, a wokół nadgarstka prawdopodobnie bandamkę Humtera.



Pokazano również klip z dziewczyną, która wraz z Techem walczy z gigantycznymi krabami (widocznymi na poniższym zwiastunie) podczas próby odlotu z planety. A potem przyszedł czas na poniższy zwiastun, po którym panel się skończył:



Drugi sezon „The Bad Batch” ukaże się na Disney+ jesienią tego roku.

AKTUALIZACJA

Okazuje się, że na panelu pokazano zupełnie inny zwiastun - więcej w nim narracji - i oczywiście trafił on do Internetu, ale w bardzo słabej jakości. Niemniej coś tam zawsze widać, a jeśli pojawi się lepsza wersja, podmienimy ją.



Zapraszamy do dyskusji na forum.
KOMENTARZE (10)

Zmarł Colin Cantwell

2022-05-28 08:20:12

21 maja 2022 w wieku 90 lat zmarł Colin Cantwell. Pracował w NASA, tworzył projekt w „Gwiezdnych Wojnach”, ale też innych filmach, pisał także powieści SF. Cantwell rozpoczął pracę nad „Nową nadzieją” w 1974, pod czujnym okiem George'a Lucasa. Jego zadaniem było stworzenie okrętów do filmu. Pracował nad projektami, ale też modelami. Jego dziełami są X-wing, Y-wing, TIE fighter, Niszczyciel Gwiezdny, Gwiazda Śmierci, piaskoczołg, łamacz blokady czy landspeeder. Łamacz blokady był pierwotnie projektem „Sokoła Millennium”.



Cantwell zaczął pracę przed Ralphem McQuariem. Jego modele były inspiracją dla projektów rysowanych przez Ralpha czy Joe Johnstona. Colin wielokrotnie myślał też o funkcjonalności swoich modeli, to on wymyślił rozkładane skrzydła X-wingów. W tym wypadku jednak inspiracją było raczej wyciąganie broni w westernach.

Cantwell pasjonował się animacją. Z NASA przeszedł do świata filmu, pracując przy takich dziełach jak „2001: Odyseja kosmiczna” Stanleya Kubricka, „Bliskie spotkania trzeciego stopnia”, czy „Gry wojenne”. Zajmował się także programowaniem monitorów HP. Wydał dwie powieści „CoroFire 1” (2016) i „CoroFire 2” (2018).
KOMENTARZE (1)

Leslie Headland o „The Acolyte”

2022-05-27 17:12:09

O „The Acolyte” wczoraj na Celebration nie dowiedzieliśmy się nic nowego, ale w Vaniy Fair znalazł się artykuł, będący zapisem rozmowy z Kathleen Kennedy i Leslie Headland na temat tego serialu. A w nim jest kilka ciekawostek, na które warto zwrócić uwagę. Częściowo było to już opisane w artykule zbiorczym, więc są tu pewne powtórki.



Serial będzie się dziać w Wielkiej Republice, jakieś 100 lat przed wydarzeniami, które znamy z filmów. To oczywiście nowy kanon, ale Leslie Headland za swoje źródło inspiracji podaje... Expanded Universe, czyli Legendy. I jak zapewnia, niektóre aspekty tych opowieści staną się ponownie prawdziwe. Potwierdza to Kathleen Kennedy, która nazywa Leslie prawdziwą fanką, która przeczytała mnóstwo tych starych pozycji i powyciągała z nich takie rzeczy, których na razie nikt w Lucasfilmie nie dotykał, jeśli chodzi o to, co pokazano na ekranie.

W „Mrocznym widmie” Yoda odpowiadając na pytanie Mace’a Windu mówi, że ciężko jest dostrzec Ciemną Stronę. Skoro jest ona ukryta, jednym z pytań które przyszło do głowy Leslie było, kto ją praktykował? Jednocześnie opisuje okres Wielkiej Republiki jako czas tłumaczący, jak doszło do wydarzeń Epizodu I, w których Sith kontrolował Senat, a Jedi tego nie zauważyli.

Mówiła też, że dla niej jedną z dziwnych rzeczy w „Gwiezdnych Wojnach” jest to, że przeszłość, czyli prequele, wydaje się być bardziej zaawansowana technologicznie, niż oryginalna trylogia. George Lucas stworzył taką wizję i oni w „The Acolyte” zamierzają to kontynuować. Ale regres cywilizacyjny jest znany historykom, jak choćby było z Starożytnym Rzymem, po którym przyszło Średniowiecze. Albo historia Ameryki po I wojnie światowej, która weszła w erę izolacjonizmu. Wówczas Wielka Republika jest takim Renesansem.

Z drugiej strony Wielka Republika to także złoty okres. Także dosłownie, gdy popatrzy się na biało-złote stroje Jedi. To Jedi, którzy ich nie brudzą, nie biorą udziału w potyczkach. Natomiast na to nakładają się procesy, które sprawią, że potem ktoś taki jak Palpatine będzie w stanie wywrócić do góry nogami system polityczny.

No i Jedi mówią o równowadze Mocy, a tu dominuje Jasna Strona. Co z Ciemną? – pyta Headland. Lekko sugerowała też, że serial może dotknąć w jakimś stopniu duchowości.

Mówiąc o inspiracjach, wspomniała, że zgadza się z Jonem Favreau. Powinni sięgać po inspiracje Lucasa, czyli westerny, ale też Kurosawę. Przypomina, że George chciał by pierwotnie Obi-Wana grał Toshiro Mifune. Ona sama dodatkowo obejrzała jeszcze sporo filmów o sztukach walki (zwłaszcza tych wschodnich). Tu historia, nad którą pracuje (wraz z Michelle Rejwan i Rayną Roberts, w spotkaniach też uczestniczyła Kennedy) to jedna z tych opowieści, w których nie wiadomo, kto właściwie jest zły, a kto dobry.

No i to pomysłem Headland było to, by osadzić serial w czasach, dotychczas nie eksplorowanych, gdzie większość znanych nam postaci jeszcze się nie urodziła. Wynika to także z tego, że Leslie poznawała sagę od zaczynając gier RPG, gdzie swoboda odejścia od filmów była dość istotna. Przyznała się także, że inspirowała ją w młodości trylogia Timothy’ego Zahna. Wówczas zaczęła swoje pierwsze próby z pisaniem, tworząc fanfici gwiezdno-wojenne.

Obecnie nie ma dokładnych ram czasowych premiery „The Acolyte”. Spodziewamy się, że będzie to w drugiej połowie przyszłego roku. Zdjęcia powinny ruszyć przed końcem tego roku.
KOMENTARZE (6)

Jak „Atak klonów” zmienił kino

2022-05-17 22:55:14 oficjalna

Przez pierwsze stulecie technologia tworzenia filmów w gruncie rzeczy obeszła się bez większych zmian. Kamery nagrywały zdjęcia na fizycznej kliszy filmowej, a mikrofony dźwięk. Obrazy i dźwięk montowano, a efekt końcowy wyświetlał projektor w kinie. Rok po roku, projekt po projekcie George Lucas pchał Lucasfilm by zmienić ten proces. Wizjoner był przekonany, że po latach pracy tradycyjnymi metodami, każdy aspekt da się uczynić łatwiejszym. Śmiało podążać w innowację, zmienić proces od preprodukcji, przez zdjęcia i postprodukcje aż do dystrybucji. „Gwiezdne Wojny” pozwoliły mu testować i eksperymentować. W latach 90. Lucasfilm pomógł rozwinąć cyfrowy, nieliniowy montaż dźwięku i obrazu, grafikę komputerową, efekty, czy prewizualizację. Wracając do sagi w prequelach, George chciał stworzyć film w całości korzystając z technik cyfrowych. „Mroczne widmo” przybliżyło go to celu, ale dopiero „Atak klonów” go osiągnął. Epizod II pomógł zmienić kinematografię u świtu XXI wieku.


Kamera cyfrowa

By stworzyć film bez taśmy filmowej, Lucasfilm potrzebował czułych kamer mogących nagrywać i przechowywać obraz w wysokiej rozdzielczości. Rozdzielczość miała przynajmniej dorównać, a preferowane było przewyższać, jakość standardowej 35mm kliszy. Możliwość nagrania filmu cyfrowo, transferowania go, montownia zwiększyła w sposób zauważalny efektywność i elastyczność filmowców. To coś, co się Lucasowi bardzo podobało. Już przy pracach przy “Mrocznym widmie” Lucasfilm użył kamer Sony “digi-beta” by nakręcić materiał zza kulis. Przy „Ataku klonów” Lucasfilm przekonał Sony by rozwinąć kinowe kamery, które nagrywały cyfrowy obraz w 24 klatkach na sekundę, tak samo jak to jest w przypadku tradycyjnego filmu. To wspólne osiągnięcie inżynierów z różnych kontynentów, współpracujących z Lucasfilmem, w szczególności kierownikiem odpowiedzialnym za nagrywanie w wysokiej rozdzielczości – Fredem Meyersem, kierownikiem postprodukcji – Mikem Blanchardem, oraz operatorem Davidem Tattersallem. Nowe kamery były prototypami. Lucasfilm dał zaledwie rok firmie Sony, by doprowadziła swój projekt do końca, wliczając to nowe soczewki zbudowane przez Panavision. Cztery kamery (o numerach seryjnych 00001 do 00004) przybyły na kilka dni przed rozpoczęciem zdjęć. Ekipa musiała nauczyć się swojej sztuki na nowo, plan był obłożony kablami. Ale zadziałało. Nawet na pustyni w Tunezji.


Rezultaty widoczne na planie

Użycie cyfrowych kamer oznaczało też możliwość oglądania nagranego materiału właściwie chwilę później na dużych, plazmowych ekranach na planie. W przeszłości reżyserzy musieli posiłkować się niewielkimi monitorami z czarno białymi ekranami, zaś George mógł oglądać szczegóły swojej pracy. To pozwoliło wszystkim, od charakteryzatorów, po kostiumologów dokonywać bardzo szybko poprawek. Montaż mógł zacząć się tego samego dnia, a następnie Lucas i jego ekipa mogli przejrzeć nagrane sceny i zdecydować, co się udało co nie. W standardowym procesie trzeba było czekać cały dzień na „dniówki”. To oznaczało także brak nocnej zmiany. “Atak klonów” był najdroższym, niezależnym filmem jaki kiedykolwiek nakręcono, ale cyfrowe zmiany sprawiły, że Lucasfilm był w stanie przeprowadzić ten proces tak wydajnie jak to tylko możliwe. Technologia ta, tak zwana Video Village była jeszcze bardziej rozwijana przy „Zemście Sithów”.


Wolność i elastyczność

2000 ujęć z efektami wizualnymi w „Ataku klonów” to było spore wyzwanie dla Industrial Light & Magic. ILM było jednak przygotowane, dzięki oprogramowaniu bazujacym na workflowach i procedurach określanych jako „pipeline”. ILM już wcześniej wiele się nauczyło jeśli chodzi o narzędzia komputerowe. Teraz wraz z wielkimi osiągnięciami jak w pełni cyfrowy mistrz Yoda, czy epicka bitwa, która rozpoczęła Wojny Klonów, ILM używało kamer cyfrowych Sony by nagrywać miniaturowe plany. Przy „Nowej nadziei” ILM zbudowało komputer by wspomagać ruch kamery. Teraz wszystko było, zarówno sama kamera jak i jej mocowanie było sterowane cyfrowo. Zaś wysoka rozdzielczość wymagała od modelarzy zwracania uwagi na szczegóły. Podobnie jak ekipa Lucasa, także i ILM był w stanie oglądać swoje dzieła praktycznie od razu. To zwiększyło wydajność procesu. Dodatkowo nowe oprogramowanie sprawiło, że ILM mogło zająć się synchronizacją kolorów, czymś co zazwyczaj robili podwykonawcy.


Cyfrowa dystrybucja

Ale jaki jest pożytek z cyfrowej rewolucji, jeśli nie można tego nigdzie pokazać. Trzy lata wcześniej „Mroczne widmo” zadebiutowało w USA na zaledwie czterech ekranach cyfrowych. Był to raczej eksperyment. Przy “Ataku klonów” Lucasfilm starał się namawiać filmowców do przejścia na cyfrowe projektory, gdzie film byłby puszczany z twardego dysku i za każdym razem mógł być prezentowany w tej samej jakości. Takiej jaką wymarzył sobie reżyser. Lucasfilm już wcześniej próbował wywrzeć presję na kina, choćby implementując standard dźwiękowy THX. Choć udało się uczynić krok naprzód, to jednak większość kin, które prezentowały Epizod II wciąż działa na tradycyjnej technologii. Ale nawet to postanowiono ulepszyć. Kopie filmu tworzono z cyfrowej matrycy, przez co nie traciła ona na jakości. Starano się przedłużyć żywotność taśm i w jakimś stopniu się to też udało.


Nowe metody robienia tego samego

George Lucas w wywiadzie dla „American Cinematographer” w 2002 powiedział:
Jestem tylko kimś, kto stara się opowiadać historie, a w celu opowiedzenia historii, które chciałem opowiadać, musiałem rozwinąć medium. Ale wszyscy reżyserzy i operatorzy, których znam, starają się je rozwijać. Zawsze starają się próbować nowych rzeczy, znaleźć inny wygląd, lub pchnąć coś choć o drobinę do przodu używając nowych sztuczek, bądź technologii. Taka jest natura tego biznesu. Każdy to robi, ale ja zwracam na to więcej uwagi.


„Atak klonów” skończył właśnie 20 lat.
KOMENTARZE (3)

20 lat „Ataku klonów” – wspomnienia Haydena Christensena

2022-05-16 21:26:38 oficjalna



Dokładnie 20 lat temu, 16 maja 2002 zadebiutował w kinach na całym świecie Epizod II, czyli „Atak klonów”. To film, który na stałe zmienił kino. Z jednej strony rozpoczął cyfrową rewolucję, minimalizując użycie taśmy filmowej, z drugiej kompletnie przeorał dystrybucję kinową. Przed „Atakiem klonów” na premiery w Europie trzeba było czekać kilka miesięcy (w Polsce „Mroczne widmo” weszło dopiero we wrześniu). George Lucas doprowadził do globalizacji kina. Dziś prawie jednoczesne premiery są normą. Z okazji 20-lecia „Ataku klonów” oficjalna opublikowała szereg artykułów. Dziś jeden z nich, zapis wspomnień Haydena Christensena, który zagrał centralną rolę w trylogii prequeli, jeśli nie całej sadze „Gwiezdnych Wojen”, czyli Anakina Skywalkera / Dartha Vadera.

Pamiętam jak dostałem telefon, który mówił, że dostałem tę rolę. Byłem wciąż w łóżku, w moim apartamencie w Vancouver. Pamiętam, że wyszedłem, po tym telefonie, byłem tak zdumiony i nie mogłem uwierzyć w te wieści, wszedłem do salonu, gdzie przebywał mój współlokator. Wiedział, że czekam na ten telefon i gdy zobaczył mój uśmiech, od razu wiedział, że otrzymałem dobre wieści. Moją odpowiedzią było uruchomienie udawanego miecza świetlnego. On też był wielkim fanem „Gwiezdnych Wojen”, włączył ścieżkę dźwiękową z Epizodu I. Gdy ona leciała, mieliśmy udawany pojedynek na miecze świetlne w naszym apartamencie, skacząc po meblach i krzycząc jak zwariowane małe dzieci.

Dla mnie próba rozwoju charakteru Anakina, dawała wiele możliwości, po które mogłem sięgnąć. Było sporo materiału źródłowego. Grałem rolę, którą grano przede mną, ale po mnie. To bohater, który miał rodzinę, dzieci, które dorosły. Masz te wszystkie elementy, gdzie on był w swoim życiu, i co to za życie było, oraz jak to na niego wpłynęło. Było wiele fragmentów, które musiały do siebie przystawać. A dla mnie, jednym z aspektów „Gwiezdnych Wojen”, który jest naprawdę przekonywujący jest pokoleniowość. Chciałem, by odczuwało się autentyczność, ale jednocześnie, żeby to było tyle ciągłości ile jest możliwe. Byłem bardzo świadomy sposobu gry Jake’a Llodya (w Epizodzie I), i chciałem by było czuć, że to starsza wersja tego dzieciaka, pewne niuanse, manieryzm Dartha Vadera, pragnienie pewnej przemiany, ale też sam kontekst, jego dzieci – Luke’a i Lei, rodu, musiał być przekonywujący. Więc miałem wiele rzeczy, z których czerpałem, no i oczywiście musiał jeszcze przejść przez tą historię.



Hayden wspomina też scenę, po masakrze Tuskenów, gdy rozkleja się przed Padme.

Wszyscy rozumieliśmy znaczenie tej sceny dla postaci i jego historii. Gdy ją powtarzaliśmy, próbowałem kilku różnych wersji. Rozmawiałem z Georgem (Lucasem) o stopniu złości i stanu emocjonalnego, by starać się to znaleźć. Próbowaliśmy w jeden sposób, nie wyglądało jakbym się w tym odnajdywał. George podszedł do mnie i mieliśmy naprawdę otwartą rozmowę. Myślę, że to było kluczowe w naszej relacji, to w jaki sposób rozmawialiśmy o pracy i postaci. Rozpoczęliśmy nasz dialog, który kontynuowaliśmy w Epizodzie III. Ale tak, ta scena była wielka.

Odniósł się także do oceny prequeli, która zmieniła się z czasem.

Wygląda jakby te filmy miały okres donoszenia, w którym musiały mieć czas, by odpowiednio sfermentować w psychice publiczności. Obecnie odbiór tych filmów jest bardzo pokrzepiający.

Oglądając je (prequele) ponownie jako całość, byłem zdumiony jakością i głębią historii opowiadanej i wizji George’a. Tam jest tyle niuansów, złożoności i poziomów. To naprawdę coś niezwykłego.

Dla Haydena „Atak klonów” był też przełomem. Wybił go jako aktora. Christensen nigdy wcześniej nie był poza Ameryką Północną, a zdjęcia ściągnęły go do Tunezji, Australii, Włoch czy Hiszpanii. Teraz Hayden wraca do roli Vadera w serialu „Obi-Wan Kenobi”.
KOMENTARZE (15)
Loading..