TWÓJ KOKPIT
0

George Lucas :: Newsy

NEWSY (1163) TEKSTY (32)

<< POPRZEDNIA     NASTĘPNA >>

Nowe technologie w „Rogue One”

2015-08-28 07:20:41

Wygląda na to, że John Knoll nadzorując pracę nad „Rogue One” kładzie dość duży nacisk na rozwój nowych technologii filmowych. Obecny szef ILM nie raz twierdził, że uważa „Mroczne widmo” za jednej z najbardziej przełomowych filmów w historii kina, zwłaszcza jeśli chodzi o wykorzystanie efektów specjalnych. „Gwiezdne Wojny” i George Lucas zawsze starały się pchnąć technikę do przodu i widać, w pierwszej „Antologii” możemy mieć kilka rewolucji.

O pierwszej już pisaliśmy. Chodzi o to, że Gareth Edwards i Greig Fraser, chcą używać eksperymentalnych kamer 6k. Druga to na razie plotka, czyli komputerowo wygenerowany Peter Cushing w roli Tarkina. Akurat to nie będzie przełom, gdyż parę razy zdarzyło się to już w historii kina (choćby „Sky Kapitan i Świat Jutra” z Lawrencem Oliverem). Odtwarzanie komputerowo zmarłego aktora zawsze budzi pewne kontrowersje, ale kto wie, może „Rogue One” przyczyni się do popularyzacji tego trendu (lub wręcz przeciwnie).

Trzecia technologia, którą chwali się już ILM to wirtualna rzeczywistość wykorzystywana do tworzenia cyfrowej scenografii, w której reżyser może się swobodnie poruszać. Coś takiego próbowano przy „Rogue One”, a Gareth Edwards był bardzo podekscytowany tym, co zobaczył. Żartując nawet nazwał tę komputerową rzeczywistość prawdziwą. Filmik na temat wykorzystania wirtualnej rzeczywistości przez ILM można obejrzeć tutaj. O Edwardsie jest przez chwilę.



Jest też trochę zamieszania z rolą Madsa Mikkelsena. Dwukrotnie pisaliśmy, że prawdopodobnie zagra tym razem tego dobrego. Niektóre serwisy zmieniły trochę sens tej wypowiedzi, i według nich to postać Madsa ma być w sumie z perspektywy nawet dobra. A jakby tego było mało na oficjalnej niedawno ukazało się opowiadanie Blade Squadron (część pierwsza), gdzie na jednej z ilustracji pojawia się admirał Imperium Jhared Montferrat. Chris Trevas tworząc jego podobiznę inspirował się Madsem. Niby to tylko inspiracja, ale kto wie.

Tymczasem Donnie Yen wypowiedział się na temat „Rogue One”. Przyznał, że to wspaniałe i pouczające doświadczenie dla niego stać się częścią takiej wielkiej franczyzy. „Gwiezdne Wojny” to był jego jeden z pierwszych filmów SF, który zobaczył jeszcze jako nastolatek, wówczas nie przypuszczał, że pewnego dnia w nim zagra. Yen znany jest z występów w dość brutalnych filmach, więc aktor powiedział, że w końcu przyszedł czas, że będzie mógł pozwolić swoim dzieciom obejrzeć film w którym gra. „Gwiezdne Wojny” to film rodzinny i myśli, że dzieci go pokochają. Swoją drogą ciekawe, czy „Rogue One” dostanie w USA choć rating PG-13? A tak w ogóle to Donnie dość dużo rzeczy wrzuca na media społecznościowe, co prawda hełmy musiał potem skasować, ale ten aktor może być źródłem jeszcze nie jednego przecieku.

Na sam koniec kolejne zdjęcie z Cardington.


KOMENTARZE (8)

Musicale i „Gwiezdne Wojny”

2015-08-27 07:15:59 oficjalna



W kolejnej odsłonie o filmowych inspiracjach „Gwiezdnych Wojen” Bryan Young zamiast na jednym obrazie skoncentrował się na pewnym twórcy i zjawiskiem z nim związanym. Tym razem będzie o tańczeniu i choreografii.

Podczas Wielkiego Kryzysu, publiczność filmowa była spragniona wszelkiego rodzaju filmowej różnorodności, a spektakularności pożądano nieustannie. Tyle że w latach 30. XX wieku odpowiednik spektakularności był bardzo odmienny od dzisiejszych naładowanych wybuchami oczekiwań. Z tamtej ery filmu jeden z najbardziej popularnych form ekranowego splendoru były prace Busby’ego Berkeleya.

Berkeley przybył do Hollywood prosto z Broadwayu, gdzie był znany z powodu numerów tanecznych, które odrywały się od rzeczywistości pozostałych filmów; sceny tak fantastyczne, że trudno było je osiągnąć przez fizyczne ograniczenia kina. Jego najznamienitsze dzieła to „Nocne motyle” (Footlight Parade), „Poszukiwaczki złota” (Gold Diggers of 1933) czy „Ulica szaleństw” (42nd Street). Każdy z tych filmów ma wręcz absurdalną liczbę tancerzy i ujęcia, z których wiele zaangażowano w figury geometryczne. Rozumiem, że możecie zastanawiać się w jaki sposób numery taneczne mogły w ogóle zainspirować George’a Lucasa. Ale jesteście w błędzie.





Zanim przejdziemy do „Gwiezdnych Wojen” łatwiejszą ścieżką będzie sekwencja „Anything Goes” w „Indianie Jonesie i Świątyni Zagłady”. Willi Scott – wspaniale zagrana przez Kate Capshaw – rozpoczyna film od chińskiej wersji „Anything Goes” Cole’a Portera, w jednej z najbardziej cudownie abstrakcyjnych sekwencji ze wszystkich filmów o Indiana Jonesie. Po zrobieniu kilku kroków tanecznych w głównym pomieszczeniu klubu Obi-Wan, Willie bierze swoją ekipę i przechodzą do dużego błyszczącego pomieszczenia, gdzie wykonują swój numer taneczny w stylu Busby’ego Berkeleya. Ma to sens dla filmu o Indym, ze względu na popularność Busby’ego Berkeleya w tamtym okresie, a także to, że miejsce gdzie wykonany jest numer taneczny jest oddzielone od reszty klubu, tak jak Bekeley by tego chciał. W „Gwiezdnych Wojnach” także przemycono inspirację Berkeleyem, praktycznie zawsze, gdy pojawia się Sy Snootles.

Sy Snootles po raz pierwszy w „Gwiezdnych Wojnach” pojawia się w „Powrocie Jedi”, niezależnie jaki numer muzyczny widzimy w jej wykonaniu, czy „Jedi Rocks” czy „Lpati Nek”, w zależności od wersji „Gwiezdnych Wojen”. Pałac Jabby to doskonałe miejsce na takie coś, ma to sen, także ze względu w jaki sposób oddaje to odrażający charakter Jabby Hutta.



Największy wpływ Busby Berkeley miał na to co widzieliśmy w trzecim sezonie „Wojen klonów”, w odcinku pt. The Hunt for Ziro.

Numer taneczny Sy ma miejsce w pałacu Gardulli Hutta, dzieli wiele ujęć jak i ruchów z zainspirowaną Berkeleyem sceną w „Świątyni Zagłady”. To świetny i zabawny hołd zarówno Indiana Jonesowi jak i Busby’emu Berkeleyowi jednocześnie.

Ale to nie jest najdziwniejsza inspiracja Berkeleyem w „Gwiezdnych Wojnach”. Ten zaszczyt przypada Aaronowi Allstonowi, autorowi książek Star Wars i maniakowi kina. W jego ostatniej książce X-Wingi: Cios łaski jedyny w uniwersum „Gwiezdnych Wojen” inteligentny Gamorreanin, Voort „Prosiak” saBinring, odgrywa rolę tancerza i wykonuje pewien numer podczas ważnej misji Eskadry Widm (jako zasłonę dymną). Zapytałem Aarona o to zanim umarł, i on także inspirował się „Świątynią zagłady”.

Busby Berkeley był choreografem i reżyserem dziesiątków filmów przez dekady. Jeśli jesteście zainteresowani przykładami jego wspaniałej choreografii jak i filmów, to „Nocne motyle”, „Poszukiwaczki złota” i „Ulica szaleństw” pewnie są najlepsze. To filmy, które każdy maniak filmowy powinien znać i może się nimi dzielić z całą rodziną.

Większość filmów Busb’yego Berkeleya jest dostępnych na DVD czy Blu-ray, a także w serwisach streamingowych za małą opłatą (Amazon, iTunes).
„X-Wingi: Cios łaski” są wciąż dostępne u Del Reya w linii Legend.


KOMENTARZE (2)

Scenariusz do filmu o Hanie Solo ukończony?

2015-08-24 07:19:43

„Entertainment Weekly” opublikowało ostatnio kilka artykułów, głównie koncentrujących się na „Przebudzeniu Mocy” (więcej), ale znalazły się tam także informacje na temat spin-offów, w tym przełożonego filmu Kinberga, jak i „Antologii o Hanie Solo”. Część informacji o tym drugim obrazie podaliśmy już tutaj, dziś druga porcja.

Jak wspomina Kathleen Kennedy pomysł na pojedyncze filmy zwane teraz „Antologiami” (choć ostatnio z tą nazwą są problemy, ale „Entertainment Weekly” wciąż ich używa) pochodzi jeszcze sprzed czasu sprzedaży Lucasfilmu. George Lucas usiadł z nią i opowiadał jej o tych filmach, miały one rozwijać poszczególne postaci i ich historie. Sugerował jej też o czym dokładnie mogłyby być. Potem musiała się zastanowić nad tym, kto by ten film zrobił. Lawrence Kasdan miał u George’a szczególne przywileje, mógł wrócić do każdego filmu z cyklu, jeśli tylko by chciał. W przypadku prequeli nie chciał. Kathleen spotkała się z nim. Kasdan powiedział jej, że tamtą erą po prostu nie był zainteresowany, że chciałby stworzyć bardziej coś bliższego temu co robił wcześniej, a jego ulubioną postacią zawsze był Han Solo. Kennedy właściwie chciała mu dać możliwość stworzenia dowolnego filmu, jaki by tylko sobie wymyślił, ale padło na Hana.

I to miała być pierwsza „Antologia”. Jednak z czasem „Przebudzenie Mocy” wymagało większego zaangażowania ze strony Lawrence’a Kasdana, który pomagał rozwijać scenariusz Michaelowi Arndtowi i J.J. Abramsowi (ostatecznie z tym drugim go przejął). To spowodowało, że film o Hanie Solo trzeba było przełożyć trochę w czasie. Larry jednak nie zamierzał go tak odstawić, wciągnął w pracę swojego syna Jona Kasdana. To on kontynuował dzieło pod czujnym okiem ojca, a teraz gdy „Przebudzenie Mocy” zeszło na drugi plan, Larry mógł wrócić do tego filmu. Mniej więcej w tym samym czasie Simon Kinberg pracował nad swoim filmem, przewidzianym na 2018, a John Knoll promował swój pomysł na „Rogue One”. Więc Han Solo z „Rouge One” zamienili się miejscami.

Pracę nad filmem jednak musiały ostatnio przyśpieszyć, z powodu problemów z „Antologią” Josha Tranka i Kinberga. Szczęśliwie scenariusz był na takim etapie, iż było to możliwe. Tym samym to właśnie film o Solo został po raz drugi przesunięty w czasie, tym razem na rok 2018.

Na razie nie wybrano żadnego aktora, który miałby wcielić się w Hana Solo czy inne postaci. Wiemy tylko, że Larry Kasdan mówi o pisaniu scenariusza obecnie zawsze w czasie przeszłym. Więc może faktycznie jest już napisany, przynajmniej w jakiejś wersji? Za pewne młodzi reżyserzy również będą mieli swój wkład w ten film, ale to Lawrence rozdaje karty.



Jeden z reżyserów, Chris Miller również miał okazję wypowiedzieć się na temat filmu o Solo. Zadano mu dwa pytania. Pierwsze dotyczyło wyzwania jakim będzie ten obraz.
- To olbrzymie ciśnienie. Zawsze staramy się znaleźć coś co sprawi, że zapłonie w nas ogień wiary i że zrobimy naprawdę dobrą robotę. Przy tym jest uczucie olbrzymiej presji by tego nie schrzanić. Więc mamy swoją motywację, a reszta to postarać się dać widzą świeże doświadczenie, które nie będzie przypominało odhaczania kolejnych pozycji na liście oczekiwań, a sprawi, że ludzie poczują tu coś nowego i ekscytującego, ale jednocześnie jest to sposób na uczczenie tej wspaniałej postaci.

Drugie pytanie dotyczyło uznania wobec postaci Hana Solo.
- Mógłbym cały dzień mówić dlaczego jest on tak doskonałą mieszaniną łotrowskiego kowboja… Moralnie niejednoznacznego, ale jednocześnie posiadającego wyraźny moralny kompas. Jest zabawny, spontaniczny… Gdy byłem dzieckiem to na dworze biliśmy się o to kto ma grać Hana Solo. To najlepsza postać jaką kiedykolwiek stworzono.

Film obecnie znajduje się we wczesnej fazie preprodukcji. Zdjęcia powinny się rozpocząć gdzieś blisko początku roku 2017.
KOMENTARZE (2)

„Gwiezdne Wojny” i „Ben Hur”

2015-08-21 07:22:49



Tym razem Bryan Young zajął się jedną z najsłynniejszych i najbardziej głośnych adaptacji książkowych w historii kina. Mowa tu oczywiście o „Benie Hurze” bazującym na słynnej powieści „Ben Hur” Lewisa Wallace’a, wydanej w oryginale w 1880. Jest to interesujące opowiadanie historyczne o czasach Jezusa Chrystusa. Dziś jednak słynny jest przede wszystkim film, który zainspirował częściowo George’a Lucasa.

Wydany w 1959 „Ben Hur” to istne osiągnięcie kinematografii w reżyserii Williama Wylera, które szturmem wzięło świat. W swoich czasach obraz zarobił 74 miliony USD. Ale gdyby uwzględnić inflację, stałby się 13-tym najbardziej dochodowym filmem wszechczasów, zaraz za „Imperium kontratakuje”, które obecnie jest 12. Film ten zdobył 11 nagród Akademii, rekord ten współdzieli z dwoma innymi filmami: „Titanikiem” i „Powrotem Króla”.

Opowiada historię Judy Ben Hura, w którego wcielił się Charlton Heston, żydowskiego księcia zdradzonego przez jego rzymskiego przyjaciela i sprzedanego w niewolę. Jego honor ale i żądza zemsty pozwala mu się wybić z niewolnictwa i stać częścią rzymskiej elity. Ostatecznie w trakcie wyścigu rydwanów jest w stanie zmierzyć się z mężczyzną, który go skrzywdził. Film ukazuje też narodziny i śmierć Jezusa, który uczy Judę pokorności i siły, by odstawić nienawiść noszoną w sercu wobec swoich winowajców.

Oglądanie przez trzy i pół godziny „Bena Hura” wystarczy, by stwierdzić, że miał on wpływ na sagę „Gwiezdnych Wojen”. Na podstawowym poziomie chodzi o obrazy tła oraz nakładanie ujęć w ten sposób w jaki wykorzystano to w „Gwiezdnych Wojnach”, to był pierwszy film w którym to zastosowano. Najwięcej wspólnego „Ben Hur” ma z „Mrocznym widmem”, dzięki podróży Anakina przez erę starej Republiki, będącą echem Judy Ben Hura. W filmie Ben Hur Hestona staje przeciw Messali granemu przez Stephena Boyda. Ben Hur nie zdradza swoich rodaków na żądanie Messali, więc Messala mówi Benowi Hurowi coś w stylu Dartha Vadera z „Zemsty Sithów”
– Jeśli nie jesteś ze mną, to jesteś moim wrogiem.
Ostatecznie Ben Hur zostaje zesłany w niewolę przez Messalę, za przestępstwo, którego nie popełnił, a podczas jego nieobecności uwięziono jego matkę i siostrę. Zupełnie jak Anakin w „Ataku klonów” Ben Hur stara się ocalić swoich ukochanych pomimo własnej trudnej sytuacji. Powraca do domu na pustyni, zupełnie jak Anakin, tylko po to by odkryć, że jego rodzina prawdopodobnie nie żyje, a on sam odnajduje w sobie rosnącą rządzę zemsty.

Zanim Ben Hur może wrócić do domu, musi odzyskać swą wolność, ratując rzymskiego dowódcę od utonięcia. Parada w Rzymie na jego cześć i porównanie jej do parady na Naboo pod koniec „Mrocznego widma” nie może być oczywistsze. Od konfetti, przez konie i muzykę, do sposobu fotografowania tłumu, oraz tego jak przywódcy Rzymu spoglądają na to z góry masywnych schodów, to wszystko, ujęcie po ujęciu jest sekwencja filmu w której słyszymy „Augie’s Great Municipal Band”.

Najlepiej jednak porównywać „Bena Hura” i „Gwiezdne Wojny” przez podobieństwa w wyścigu rydwanów oraz podracerów. Podobnie jak wyścig podracerów, tak wyścig rydwanów zaczyna się od trąbiącej muzyki przedstawiającej uczestników wyścigu. Sebulba i Anakin pełnią rolę Massaly i Bena Hura. Pod Sebulby jest zbudowany tak by niszczyć inne mijane pody, podobnie jest z rydwanem Messali. Koła jego rydwanu mają wysuwane wystające kolce niszczące pojazdy konkurentów.

W pewnym, decydującym punkcie wyścigu, rydwany Messali i Bena Hura się zakleszczają kołami, tak jak miało to miejsce między Anakinem a Sebulbą pod koniec wyścigu podracerów.

Im więcej robię tych artykułów i egzaminuję filmy przez pryzmat „Gwiezdnych Wojen”, wciąż wstrzymuję swój oddech widząc jak George Lucas potrafił wziąć fragmenty opowieści, sekwencje czy tematy z klasyki takiej jak „Ben Hur” i wyciągnąć z nich ich esencję, którą wstawił w „Gwiezdne Wojny”. To zaiste niesamowite.

To już samo byłoby niesamowite, ale Lucas potrafił rozwinąć te pomysły. Wyścig rydwanów w „Benie Hurze” był zaprojektowany dwuwymiarowo. Galopujące konie i śmiejący się tłum razem w trakcie wyścigu. Ale przy podracerach Lucas poinstruował Bena Burtta, by stworzył dźwięki dodające cechy osobiste, czyli coś czego wyścig rydwanów nie mógł osiągnąć. Zamiast dwuwymiarowego „Bena Hura”, każdy z podów ma własny, unikalny dźwięk, przez to stają się bardziej postaciami. Gdy Sebulba poza ekranem, za Anakinem, możemy go usłyszeć i poczuć.

Pomimo całej swojej wspaniałości „Ben Hur” jest niesamowicie długi i nie ma przerw, zgłębia też tematy religijne. Jest odpowiedni dla dzieci w każdym wieku, ale niektóre sceny wyścigu rydwanów są mocne. Obejrzeliśmy to z moim synem i obaj byliśmy zdziwieni ilością przemocy jakiej doświadczali drugoplanowi uczestnicy wyścigu. Nic bardziej strasznego niż to, co wycierpieli Rats Tyerell czy Teemto Paraglies, ale ponieważ to ludzie, wygląda to prawdziwiej i z pewnością wywołuje mocniejszy efekt.



Tu warto wspomnieć o jednym. Podobieństwo sekwencji wyścigów w filmach nie jest przypadkowe, ale Bryan Young Ameryki tym nie odkrył. Fragmenty „Ben Hura” stanowiły ważny element animatyczny przy powstawaniu tych scen. Jest to analogia do walk myśliwskich z II wojny światowej wykorzystanych w „Nowej nadziei”.
KOMENTARZE (2)

P&O 136: Czy kapitan Antilles i Wedge Antilles są spokrewnieni?

2015-08-16 06:55:45



Kiedyś już było pytanie o zależność między Bailem Organą a Antillesem. Dziś podobne pytanie.

P: Czy kapitan Antilles i Wedge Antilles są spokrewnieni? Jeżeli tak, to czy Wedge wie o istnieniu droidów (C-3PO i R2-D2)?

O: Nie, nie są, ale nikt ci nie zarzuci pomyłki. To dość często popełniana pomyłka, tylko dlatego, że w „Gwiezdnych Wojnach” pojawiają się co najmniej trzy postacie o nazwisku Antilles, a żadna z nich nie jest ze sobą spokrewniona. Nawet autorzy w EU starają się propagować tezę, że nazwisko Antilles jest bardzo popularne w odległej galaktyce, jak u nas „Smith” czy „Jones”. W komiksach z serii Republic (dokładniej w Polu rażenia) pojawia się tajemniczy Jedi znany jako Jon Antilles (to właściwie tylko przykrywka). A w podręcznikach do RPG wydanych przez West End Games pojawia się postać Corelii Antilles, która jest swoistym nawiązaniem do pewnego ziemskiego archeologa.

A wracając do tematu, kapitan Antilles jest Alderaaninem, a Wedge Antilles Korelianinem. Nie ma pomiędzy nimi bezpośrednich więzów krwi. Ale podczas castingu do „Zemsty Sithów”, Christne King, dyrektorka, szukała kogoś do roli Antillesa w III Epizodzie, kto byłby podobny do Dennisa Lawsona, czyli oryginalnego Wedge’a. Ponoć, zanim rozpoczęły się zdjęcia, George’a Lucasa bawił pomysł, by obsadzić Lawsona jako Antillesa, nie zważając na to, jakie zamieszanie mógłby tym wywołać we wszystkich spin-offach, które powstały przez lata. W sprawę wdał się Ewan McGregor, którego wujkiem jest Lawson, i rozpoczęła się dyskusją, lecz ostatecznie Dennis odrzucił tę rolę, a dostał ją mieszkający w Sydney Rohan Nichols, który był pierwszym wyborem pani King.

K: Tu ograniczono sobie trochę klan Antillesów z Alderaanu, a on jest większy. Nestor rodu to Bail Antilles – senator z Alderaanu w „Mrocznym Widmie”. Miał go zagrać Adrian Dunbar, lecz sceny z nim ostatecznie wycięto, jednak nazwisko jak najbardziej pada w filmie (i adaptacji powieściowej). Bail Antilles jest ojcem Brehy, królowej Alderaanu i żony Baila Organy. Bail Organa zresztą zastąpił Baila Antillesa na stanowisku senatora Alderaanu. Bail Antilles jest także ojcem Raymusa Antillesa, kapitana „Tantive IV”.

A żeby było jeszcze ciekawiej, to w adaptacji Nowej nadziei napisanej przez Alana Deana Fostera jest pewna nieścisłość. W miejsce kapitana Antillesa pojawia się kapitan Colton. Stąd potem pojawił się w niektórych źródłach niejaki Colton Antilles. Ale Raymus Antilles i Jeremoch Colton to dwie różne osoby. Ten drugi pojawia się także w „Zemście Sithów” i gra go Jeremy Bulloch.


Bail Antilles

Bail Organa

Wedge Antilles

Breha Antilles

Raymus Antilles

Jeremoch Colton

Dr Henrietya „Corelia” Antilles

KOMENTARZE (5)

„Entertainment Weekly” o siódmym epizodzie

2015-08-13 17:02:44

Już jutro zaczyna się D23 Expo w Anaheim. Niestety nie mamy dobrych wieści. J.J. Abrams zapowiedział, że nie będzie tam ani nowych klipów filmowych, ani nowych dokumentów. Ci, którzy chcą zobaczyć nowe fragmenty muszą więc czekać do jesieni na zwiastun. Czy to oznacza, że nic nie zobaczymy? Niekoniecznie. Disney zapowiadając panel Alana Horna mocno podkreślał obecność „Przebudzenia Mocy”. Więc może w końcu dostaniemy choć plakat, zapewne też zobaczymy jakieś wystawy. Z drugiej strony panel ten dotyczy wszystkich filmów Disneya, więc dużo czasu na Epizod VII tam nie będzie. Chyba wszyscy bardziej liczą na jakieś konkrety o „Rogue One”, jak choćby o obsadę. A co do zwiastuna „Przebudzenia Mocy” to powinien się on ukazać we wrześniu lub październiku. Niektórzy sugerują, że dobrym momentem byłyby okolice 3 września tuż przed „Piątkiem Mocy”. Warto jednak uzbroić się w cierpliwość, a także w przygotować na to, że po zwiastunie do grudnia znów nic nowego nie zobaczymy.

Najwyższy Porządek – tak po polsku będzie brzmiało tłumaczenie First Order. To oficjalna nazwa, potwierdzona przez Disneya w Polsce. Przy okazji upubliczniono kadr z nowej sceny, która znalazła się w koreańskim spocie telewizyjnym. Scena ta była widoczna już na drugim zwiastunie, ale z innej perspektywy. Tu lepiej widzimy generała Huxa (Domhnall Gleeson) przemawiającego do sił zbrojnych, różnych rodzajów szturmowców, ale też oficerów czy pilotów. Za Huxem stoi kilka postaci, jedna z nich to zapewne kapitan Phasma (Gwendoline Christie) – postawna w chromowanym hełmie. Sporo kontrowersji wzbudziły też transportowce, widziane w tle przed TIE Fighterami. Początkowo fani myśleli, że to jakieś maszyny kroczące, jednak na zdjęciu lepszej jakości widać, że to ten sam lądownik, który jest obecnie używany przy „Rogue One” (można go zobaczyć na zdjęciach z planu). Swoją drogą nie wiadomo też, czy przypadkiem to miejsce nie jest osławioną bazą Starkiller. Jak zwykle więcej pytań niż odpowiedzi.




Scena ta też dość mocno przypomina końcową scenę „Ataku klonów” na Coruscant, gdzie Palpatine z senatorami obserwuje armię wyruszającą na bój, ale widać tu także historyczne inspiracje. Jedni doszukują się tu nawiązań do III Rzeszy, lub parad na Kremlu, inni także do klasycznych przedstawień filmowych rzymskich legionów.

Tymczasem w sieci pojawiła się kolejna wątpliwość/kontrowersja. Czy Yavin wróci? Na niektórych produktach pojawiła się czerwona planeta, ale rosyjski odpowiednik StarWars.Com nie pozostawia wątpliwości. Jakku widziane z kosmosu jest czerwone, więc to pewnie tę planetę wykorzystują w materiałach marketingowych.



W sieci także pojawiło się krótkie sprawozdanie z tego, jak wyglądają sesje nagraniowe muzyki do „Przebudzenia Mocy”. Osoba, która je pisała, miała okazje uczestniczyć w jednej z nich jeszcze w czerwcu. Twierdzi, że to było muzyczne doświadczenie jej życia. To prawdziwy zamykający się krąg, a John Williams zrobił więcej dla propagowania muzyki niż ktokolwiek inny na tej planecie. W każdym razie osoba ta była bardzo podekscytowana.

Na koniec najważniejsze. „Entertainment Weekly” opublikowało kilka artykułów na temat produkcji filmu. Poniżej najważniejsze informacje tam zawarte. Miejscami zdradzają one nowe rzeczy, także fabularnie, ale bardziej na zasadzie przedstawienia świata i stawiania kolejnych pytań niż konkretnego spoilerowania.

Kathleen Kennedy wspominała jak wyglądało rekrutowanie Abramsa. Początkowo reżyser powiedział jej wprost, że nie jest zainteresowany, nigdy do tego nie dołączy, bo chce się zająć oryginalnymi projektami. Cóż, niestrudzona producentka nie dała za wygraną. Wzięła go podstępem. Zadała mu pytanie kim właściwie jest Luke Skywalker? Abrams myślał chwilę, a potem odpowiedział, że wchodzi w to. To wersja Kathleen, ale wątpliwości przed finalną decyzją było oczywiście więcej. J.J. wspomina także istotny wpływ jego żony na to, że podjął się tego projektu. Reżyser się wahał, a ona mu powiedziała, że to film taki jaki zawsze chciał zobaczyć i jeśli tę propozycję odrzuci, będzie tego żałował do końca swych dni. Ostatecznie wziął to na swoje barki.

Gdy Abrams podpisał kontrakt historia nie była jeszcze skończona. Wciąż rozważano różne wersje, a Lawrence Kasdan pisał już scenariusz do filmu o młodym Hanie Solo (ogłoszono go stosunkowo niedawno). Ale też pomagał rozwijać tę opowieść Michaelowi Arndtowi i Simonowi Kinbergowi. Gdy J.J. zobaczył jak to wygląda trochę się zląkł. Oni wciąż rozważali różne możliwości, ale wciąż brakowało historii. To było dla niego godne wyzwanie, ale jednocześnie ilość dróg które mogli podjąć była bardzo duża, co utrudniało wybór. Dyskusje były żywiołowe, gorące a czasem frustrujące, ale najważniejsze, że czuli tam ducha „Gwiezdnych Wojen”.

Ważne jest też to, że już wtedy mieli zapewniony powrót Marka Hamilla, Carrie Fisher i Harrisona Forda. Choć warto zauważyć, że wojna zmieniła te postaci, to był Luke, Leia i Han, ale nie tacy sami jak w oryginalnej trylogii, starsi z bagażem doświadczeń. Kolejnym istotnym pytaniem było to w jakim stanie znajduje się galaktyka. Dobrej historii potrzebny jest konflikt, więc wśród gwiazd nie mogło być pokoju. Nie zdradzając za dużo, Imperium wyewoluowało w juntę znaną jako Najwyższy Porządek. Przeciw nim walczą X-Wingi grupy odszczepieńców zwanej Oporem (nazwa polska nie jest potwierdzona). Księżniczka Leia weszła w posiadanie miecza świetlnego swojego ojca, który Luke zgubił w „Imperium kontratakuje”. W tamtym czasie jeszcze nie wiedzieli ile czasu na ekranie będą bliźnięta, za to Han Solo miał być jedną z głównych postaci i pilotować wraz z Chewbaccą (Peter Mayhew) „Sokoła Millennium”. Wśród nowych postaci pojawiła się zbieraczka złomu Rey (Daisy Ridley) oraz szturmowiec-dezerter Finn (John Boyega), którzy starają się przeżyć wraz z BB-8. W końcu cała piątka spotyka się na znanym statku kosmicznym.

Po stronie złych stoi Kylo Ren (Adam Driver) ogarnięty obsesją na temat Dartha Vadera, bezlitosny generał Hux oraz kapitan Phasma.

Wciąż jednak nie wiedzieli kim właściwie jest Luke. A odpowiedź mogła nie tylko zmienić postrzeganie klasycznej trylogii, ale też wpłynąć na pięć kolejnych planowanych filmów. Kennedy wspomina, że zastanawiali się nad tym i inspirowali postaciami zawieszonymi między dobrem a złem. Po części wpływ na to miał też George Lucas, który wiele razy powtarzał, że łatwiej jest być złym niż dobrym. Ale problemem jest też to, że czasem trudno rozróżnić co jest dobre a co złe. Więc to jest jeden z kluczowych tematów poruszanych przez „Przebudzenie Mocy”. To właśnie coś, co pozostawił im po sobie Lucas. Ludzie zastanawiają się jaki jest jego wkład w nowe filmy, on wciąż je inspiruje, niekoniecznie fizycznie.

Tworząc ten film J.J. Abrams bardzo polegał na Lawrencie Kasdanie. Ten był takim jego Hanem Solo, starszym i bardziej doświadczonym kolegą, który zresztą miał duży wpływ na klasyczną trylogię. I to jej głównie się przyglądali. Zrezygnowano wówczas już z trzydziestoletniego dorobku tak zwanego Expanded Universe, więc kanonem były jedynie filmy, a oni tworzyli nowy kanon, rozwijali go.

Kasdan wspomina, że Lucas proponował mu pracę przy prequelach, ale wtedy miał rozterki podobne jak Abrams, i się nie zdecydował. Półtorej dekady później znów do niego zwrócono się z podobnym pytaniem i znów kluczem okazało się to kim właściwie jest Luke Skywalker. Larry zastanawiał się jak inaczej spojrzeć na tę postać, jak dodać jej z wiekiem doświadczenia, choć niekoniecznie wiedzy. Razem z Abramsem przeprowadzili bardzo dużo sesji, gdzie nagrywali wszystko. Abrams wspomina, że był tymczasowym kapitanem okrętu George’a Lucasa.

Dowiedzieliśmy się też czegoś o historii imion nowych postaci.



W przypadku Finna i Rey Abrams mówi, że utajnienie ich nazwisk jest celowe. Nie chciał się na ich temat wypowiadać, ze względu na spoilery. Zatem mamy pełne pole do spekulacji. Za to dostaliśmy opis zdjęcia powyżej. BB-8 został pojmany przez gburowatego Teedo, mieszkańca Jakku i złomiarza, jeżdżącego na stworze zwanym luggabeast. W przypadku Teedo także nie znamy jego nazwiska, ale tu raczej potencjalnych spoilerów nie ma. Gra go Kiran Shah. Niewielki kenijsko-hinduski aktor mający 58 lat i w dorobku kilka ciekawych ról, także jako kaskader. Grał Ewoka w „Powrocie Jedi”, we „Władcy Pierścieni” w scenach, gdzie Frodo rozmawiał z Gandalfem, dublował Elijah Wooda, tak by ten wyglądał na niższego. Pojawił się też w „Narnii” (jako Ginaarbrik), „Poszukiwaczach Zaginionej Arki” (jako Abu), a także w „Supermanie” z 1978, gdzie w pewnych scenach oczywiście widzianych z perspektywy, był dublerem Christophera Reeve’a.

Imię Poe Dameron, w którego wciela się Oscar Isaac, faktycznie pochodzi od asystentki Abramsa Morgan Dameron o której pisaliśmy tutaj. J.J. wspomina, że to imię znał i jakoś mu pasowało w tym kontekście, a dodatkowo wiedział, że Morgan się zarumieni. Uradowało ją to. Początkowo myśleli, że to raczej robocza nazwa, ale przyzwyczaili się do niej i tak zostało. Imię Poe pochodzi od pluszowego, polarnego misia córki Abramsa, właśnie nazywanego Poe lub Po’. W tym imieniu jest coś uroczego, co urzekło reżysera.

BB-8 – oficjalna wersja brzmi, że BB to sposób na uhonorowanie Bryana Burka przyjaciela i współpracownika Abramsa, a także współproducenta „Przebudzenia Mocy”. Prawda jest jednak taka, że tu chodziło o onomatopeję, zwłaszcza, że droid wygląda trochę jak 8 lub dwie literki B. Wiele pierwszych imion zostało zmienionych i przypadło, w tym jednak wypadku BB-8 się nie zmieniło.

Nie wiadomo dokładnie też skąd się wzięła nazwa Hux. Powstała gdzieś podczas rozmów Abramsa i Kasdana w studiach Bad Robot. Być może fakt, że w sąsiedztwie Santa Monica znajduje się Hux miał na to jakiś wpływ?

Kapitan Phasma to złożenie dwóch rzeczy. Po pierwsze kostiumu chromowego szturmowca, który zaprojektował Michael Kaplan. Po drugie Abrams wcześniej obejrzał film „Mordercze kuleczki” (Phantasm) z 1978. To horror, w którym istotną rolę odgrywały błyszczące kule. Samo więc tak wyszło. Phasma zaś brzmiało na tyle dobrze, że zostało.

Na koniec dowiedzieliśmy się też trochę o samym głównym złoczyńcy, czyli Kylo Renie. Jest on ogarnięty obsesją na temat Dartha Vadera, ale i Sithów, którzy wyginęli zanim Kylo się urodził. W filmie dowiemy się skąd pochodzi jego maska i jak powstała, pewne nawiązania do Dartha Vadera są tu celowe. Ren doskonale zdaje sobie sprawę z tego co się wydarzyło, a to będzie część filmu. Kylo zbudował też samodzielnie swój miecz świetlny, jest taki a nie inny, bo lepiej oddaje jego trudny charakter. To nie jest jakiś starożytny artefakt, to własnoręcznie „wykuta” broń. Ren jest pewnym odbiciem Luke’a Skywalkera. Ten drugi był bohaterem, który wziął się znikąd, Kylo jest szwarccharakterem początkowo bez znaczenia, który się rozwija. Są dwie strony Mocy i każda chciałaby mieć swojego bohatera, tak właśnie jest tu. Zobaczymy kolejne kroki Kylo Rena. On nie jest Darthem Vaderem, ukształtowanym już w klasycznej trylogii, Kylo na swój sposób będzie dorastał. No i oczywiście nie jest to jego prawdziwe imię. W sumie to nawet Ren nie jest imieniem, bardziej czymś w stylu „Darth”, czyli formą tytułu lub imienia tytularnego. Postać ta przyłączyła się do Rycerzy Ren (Knights of Ren), ale kim oni są, dowiemy się 18 grudnia.

Kasdan dodaje, że ta postać jest targana emocjami. Adam Driver dał z siebie wszystko i wczuł się w tę rolę. To zupełnie z pewnością nie jest typowy, niewiele znaczący czarny charakter.

Pełne artykuły z „Entertainment Weekly” można przeczytać tutaj:
Ogólny artykuł
Znaczenie imion
Kylo Ren
zdjęcia
KOMENTARZE (5)

Walki myśliwców z II wojny światowej

2015-08-12 07:22:26 oficjalna



Cole Horton w kolejnym artykule o II wojnie światowej nie koncentruje się na niej, co raczej na zdjęciach archiwalnych oraz filmach o tym konflikcie i ich wpływie na produkcję „Nowej nadziei”. Tym razem ujęcie jest trochę inne niż te, które prezentuje Bryan Young.



Zanim „Gwiezdne Wojny” stały się blockbusterem, był to zaledwie pomysł filmowca George’a Lucasa. By urzeczywistnić swoją wizję, Lucas zatrudnił utalentowanych artystów i twórców filmowych, którzy potrafili przedstawić jego historię tak, by ożyła. Więc gdy przyszło do dopracowania jego wizji kosmicznych bitew Lucas spojrzał w przeszłość. Filmy wojenne oraz archiwalne zdjęcia walk myśliwskich z II wojny światowej stały się inspiracją dla ekscytujących bitew kosmicznych, takich jakich publiczność jeszcze nie widziała wcześniej.

Od bitew nad Gwiazdą Śmierci po bohaterów „Rebeliantów” uciekających imperialnej blokadzie, bitwy okrętów gwiezdnych są jednym z najbardziej ekscytujących momentów w każdej opowieści „Star Wars”.
– Jedną z przyczyn dla których zacząłem pisać „Gwiezdne Wojny” było to, że chciałem zobaczyć statki gwiezdne w niesamowitych bitwach w kosmosie – mówi George Lucas podczas archiwalnego wywiadu z Jonathanem Rinzlerem dla „The Making of Star Wars (Enhanced Edition)”. – Gdy byłem dzieckiem, kochałem seriale „Flash Gordon” i „Buck Rodgers”, ale myślałem by stworzyć doświadczenie bliższe oglądaniu walk myśliwców z filmów o II wojnie światowej, z okrętami nurkującymi i wznoszącymi się w realistyczny sposób.

Ten realistyczny styl kosmicznych bitew to coś ustaliły „Gwiezdne Wojny”. Lucas wyjaśnia:
– Jedną z kluczowych wizji jaką miałem na ten film, gdy zaczynałem, były walki w kosmosie ze statkami – dwoma okrętami latającymi przez przestrzeń i strzelającymi do siebie. To był mój oryginalny pomysł. Powiedziałem sobie „chcę zrobić taki film. Chcę to zobaczyć”. W „Star Treku” okręt zawsze stał i strzelał do innego stojącego okrętu, strzelały do siebie laserami i jeden z nich znikał. To nie były walki myśliwskie, w których ścigaliby się podczas strzelania w kosmosie.

Podczas gdy ta wizja wydawała się jasna Lucasowi, znalazł on kreatywny sposób by podzielić się z nią z członkami ekipy pracującymi nad „Gwiezdnymi Wojnami”. Zmontował on własną kompilację scen bitewnych zarówno z archiwalnych ujęć, dokumentów jak i filmów wojennych.

– Za każdym razem, gdy w telewizji był film wojenny taki jak „Mosty Toko-Ri” (The Bridges of Toko-Ri, 1954), oglądałem je, a gdy były tam walki myśliwców, nagrywałem je na wideo. Potem przetransferowałem to na taśmę 16mm i zmontowałem tak by pasowało do mojej wizji „Gwiezdnych Wojen”. To był naprawdę mój sposób by ukazać ruch okrętów kosmicznych. Ostateczny rezultat był całkiem spory, bo jak dalej pisze Jonathan Riznler w The Making of Star Wars:
– W pewnym momencie miałem 20 do 25 godzin zmontowanych kaset – wspomina Lucas.

W kwietniu 1975 Lucas spotkał się z Johnem Dykstrą, który został potem nadzorującym wizualne efekty specjalne pierwszego filmu z cyklu „Gwiezdne Wojny”. By zrealizować swoją wizję, Lucas podzielił się swoim projektem, który stworzył dwa lata wcześniej, już zmontowanymi bitwami powietrznymi. Ekipa Industrial Light & Magic używała ich przez cały czas trwania produkcji.

– Zaprojektowano cały system kamer dla „Gwiezdnych Wojen” – wspomina kamerzysta ILM Richard Edlund w jednym z archiwalnych wywiadów, opowiadając o tym jak projektowano i kręcono ujęcia. – Wszystkie kompromisy które musieliśmy wypracować opierały się na tym filmie, który dał nam George, montażu klipów z II wojny światowej na taśmie 16mm, które ukazywały nam dynamikę, montaż sekwencji i sposób w jaki okręty mają się poruszać. Wiedzieliśmy jakiego rodzaju ujęć on oczekiwał, to była nieoceniona pomóc w utrzymaniu tego, co mogło się stać niesamowitym miszmaszem.

Doświadczony twórca modeli i efektów wizualnych Paul Huston wspomina swoje początki w ILM, gdy firma wciąż była bardzo młoda. W książce Star Wars Storyboards: The Original Trilogy jest cytowany:
– … spędziliśmy wspaniały czas w tym dziale, z jego żużlowymi ścianami, sklejką na podłodze, kanałowych drzwiach na kozłach dla stołów z rysunkami na stołach, oraz Movieolą z czarno-białymi montażami George’a przedstawiającymi atak na Gwiazdę Śmierci zrobiony ze starych zdjęć filmowych z II wojny światowej. Joe pokazał mi ujęcie japońskiego Zero lecącego z lewej do prawej, mijającego wieżyczkę lotniskowca i powiedział „ten lotniskowiec to Gwiazda Śmierci, Zero to X-Wing. Resztę zrób w ten sposób”.



Joe Viskocil, artysta zajmujący się efektami pirotechnicznymi, także inspirował się zdjęciami z II wojny światowej, powiedział w wywiadzie w 1978 na potrzeby materiałów marketingowych i promocyjnych wiceprezesowi Lucasfilmu Charlesowi Lippincottowi: – George chciał zobaczyć efekt kuli ognia, w zdjęciach z II wojny światowej widzieliśmy okręt rozrywany i zmieniający się w wielką kulę ognia. Jedną z rzeczy, za którą jestem wdzięczny George’owi to fakt, że dał mi wolna rękę w tym co chciałem robić. Dał mi zamysł tego, co chciał zobaczyć, a ja to rozwinąłem.

Gdy zakończono zdjęcia i rozpoczęła się postprodukcja, George Lucas nie był zadowolony z pierwszego montażu filmu i ostatecznie zatrudnił nowych montażystów. Nie chcąc wpłynąć na ekipę nowych montażystów „Nowej nadziei” zabronił im oglądania oryginalnego montażu „Gwiezdnych wojen”, jak wspomina montażysta Richard Chew.
– Jedyną wskazówką jaką George mógł mi dać to były czarno-białe montaże walk myśliwskich z II wojny światowej.

Nawet projektant dźwięków Ben Burtt pracował na filmach wojennych, przynajmniej zgodnie z wywiadem zawartym w „The Making of Star Wars”. – – W tamtym czasie ukończono bardzo niewiele ujęć bitwy końcowej, ale pracowaliśmy nad roboczą wersją bazującą na filmach z II wojny światowej. Więc tam podgrywałem dźwięki okrętów kosmicznych i laserów. Mieliśmy Spitfirey lecąc i brzmiące jak statki kosmiczne, mieliśmy dźwięki laserów wystrzeliwane z Messerschmittów. To było względnie szalone.

Chociaż montaż i praca nad dźwiękiem czy efektami wizualnymi z ILM trwały dłużej niż planowano i nie wszystko było ukończone, Lucas zaprosił kilku swoich przyjaciół i znajomych, by zobaczyli wczesną wersję montażu filmu w lutym 1977. Willard Huyck był tam i wspomina odbiór publiczności
– Obejrzeyliśmy film, napisy przeleciały, tam były tony informacji, a potem ujrzeliśmy ten okręt i Dartha Vadera – wspomina Huyck w wywiadzie z 1997. – Problemem było to, że prawie żadne efekty zostały skończone, a w ich miejsce George wmontował walki myśliwskie z II wojny światowej, więc w jednej sekundzie widzisz Wookiego na okręcie, a potem lecą nagle „Mosty Toko-Ri”. Tak to wyglądało. „George o co chodzi?”

Francis Ford Coppola także zobaczył film i powiedział:
– Trudno było to oceniać. To wciąż sprawiało wrażenie poskładanego ze sznurków, brakowało ujęć, a japońskie myśliwce nurkowały… Nie wiedziałem jak do tego podejść. Myślałem, że to jakieś przedziwne powtórzenia.

Steven Spielberg też znalazł się wśród przyjaciół, którzy widzieli wersję roboczą, wspomina o tym „The Making of Star Wars”:
– Ten film nie był do końca gotowy, by w ogóle go pokazać komukolwiek. Miał tylko z kilkanaście ukończonych scen z efektami, większość z nich stanowiły zdjęcia z II wojny światowej. Więc trudno było zrozumieć to czym ten film się stanie. Kochałem to, ponieważ pokochałem historię i postaci. Ale reakcja nie była dobra. Prawdopodobnie byłem jedynym, któremu się to podobało I powiedziałem George’owi jak bardzo to kocham.

Latem 1977 ujęcia z efektami nie tylko były już ukończone, ale też okazały się być rewolucyjne. Publiczność sprawiła, że film ten pobił rekordy oglądalności, rozhulała się franczyza silnie działająca przez 40 kolejnych lat. A zwykłe ujęcia filmowe z II wojny światowej stały się przodkami nowoczesnych technik prewizualizacji, rozwiniętych w filmach „Gwiezdne Wojny” i obecnie powszechnie wykorzystywanych w przemyśle filmowym. Najlepsze w tym wszystkim, że inspirowane II wojną światową zdjęcia stają się podstawą dla bitew kosmicznych w „Gwiezdnych Wojnach” które dopiero nadejdą!


KOMENTARZE (0)

Nowy Blu-ray steelbook sagi w wersji limitowanej [Update]

2015-08-06 07:15:01 oficjalna

Na jesieni czeka nas kolejne wydanie sagi na blu-ray. Tym razem będą to limitowane steelbooki, wydane zarówno pojedynczo jak i zbiorczo. Nowe będą przede wszystkim okładki, a na nich nowe oznaczenia filmów, czyli bez epizod z numerkiem w tytule. Na okładce „Mrocznego widma” będzie Darth Maul, „Ataku klonów” Yoda, „Zemsty Sithów” generał Grievous, „Nowej nadziei” Darth Vader, „Imperium kontratakuje” szturmowiec” a „Powrotu Jedi” imperator. Nowe wydania będą dostępne od 10 listopada, ale zamawiać je już będzie można od piątku 7 sierpnia. Standardowym dodatkiem będą oczywiście komentarze George'a Lucasa i innych członków ekipy.

Poza pojedynczymi epizodami wyjdzie też nowa wersja „Star Wars: The Complete Saga”, zawierająca sześć filmów oraz trzy płyty z dodatkami. Tu na okładce także zobaczymy Dartha Vadera. Wydanie to pojawi się kilka dni później, 13 listopada.

W obu przypadkach jeszcze nie ma podanych cen. Nie wiadomo także, czy nowe wersje trafią na polski rynek. Warto zauważyć jednak, że tu dystrybutorem wciąż jest Fox.



Update Znana jest już cena wydania amerykańskiego osobnych filmów. Wynosi ona 24,99 USD.
KOMENTARZE (29)

P&O 134: Kto jest Wybrańcem?

2015-08-02 08:05:53



Tym razem bardzo proste pytanie, będące rozwinięciem kwestii Qui-Gon Jinna z „Mrocznego widma”. Tam po raz pierwszy usłyszeliśmy o Wybrańcu Mocy.

P: Wiele osób zastanawia się, kto naprawdę jest wybrańcem, czy jest to Luke czy może Anakin Skywalker?

O: To był jeden z tych tematów, które miały sprowokować dyskusje wśród fanów. Ale sam George Lucas w wywiadach podkreśla, że to jednak Anakin Skywalker jest faktycznie Wybrańcem. I tak jak mówi przepowiednia, Anakin przynosi równowagę Mocy, choć sam też jest tą osobą, która tę równowagę zniszczyła. Przywraca ją w „Powrocie Jedi”, gdy zabija Imperatora. Oczywiście Luke jest tu katalizatorem zdarzeń ale to Anakin dokonuje wyboru.
KOMENTARZE (9)

Bestiariusz "The Clone Wars": sezon 6

2015-07-24 20:47:52 Starwars.com



Chyba nikt się nie spodziewał, że Adam Bray będzie kontynuował swoją serię o zwierzakach "The Clone Wars", ale tak się jednak stało: autor dodał na Oficjalnej kolejny artykuł dotyczący stworzeń z serialu "The Clone Wars". Tym razem skupia się on na zwierzakach z niepełnego sezonu szóstego i zahacza o istoty z niedokończonych odcinków. Jeśli chcecie sobie przypomnieć poprzednie artykuły, to ten z pierwszego sezonu znajduje się tutaj, z drugiego - tu, w tym miejscu z czwartego, a piąty odnajdziecie tutaj.

Ostatni sezon "The Clone Wars" zabiera nas na kilka nowych światów i ponownie odwiedza stare. Wszystkie mają w sobie coś unikalnego, jeśli chodzi o dzikie zwierzęta, lecz niedokończony akt "Crystal Crisis on Utapau" pokazuje nam największą menażerię fantastycznych stworzeń, które są nowe dla serii. Czy jesteście gotowi na jeszcze jedno, ostatnie safari z potworami?



Aiwhy

Gdy klimat Kamino drastycznie się zmienił, lodowe pokrywy stopniały i zalały planetę. Kaminoanie użyli swojej techniki klonowania, aby przystosować siebie i inne stworzenia do nowych warunków środowiskowych. Przemierzali swój świat przy pomocy jednych z biologicznych ciekawostek: latających wodnych stworzeń znanych jako aiwhy. W "Fugitive" widzimy drużyny lecące na tych zwierzętach i poszukujące zbiegłego klona, Fivesa.

Te duże "podniebne wieloryby" próbowały dostać się do Sagi od czasów "Imperium kontratakuje". Oryginalnie zaprojektował je artysta Ralph McQuarrie, aby latały na Bespinie, ale wycofano je z powodu ograniczeń budżetu. Potem znowu rozważano ich debiut przy "Powrocie Jedi". Artystka Terryl Whitlatch ponownie je zaprojektowała na potrzeby "Mrocznego widma" jako gungańskie wierzchowce, ale wycięto je, gdy okazało się, że bitwa mieszkańców Naboo będzie się toczyła na powierzchni ziemi, a nie w niebiosach. Aiwhy ostatecznie pojawiły się w "Ataku klonów".



Pikobi

Pikobi to małe, nielotne gadoptaki (stworzenia o cechach zarówno gadów, jak i ptaków), które można znaleźć na wielu światach, między innymi na Naboo, Onderonie, Coruscant, Oba Diah i Dagobah. Te społeczne zwierzęta mają płetwiaste stopy, które czynią z nich świetnych pływaków i poruszają się szybko na lądzie i w wodzie. Żywność zdobywają swoim podobnym do dzioba pyskiem (młode nuny są ich ulubionym posiłkiem). Ich długie ogony pomagają im zachować równowagę podczas biegu, choć mogą je zrzucać, by rozproszyć tooki i inne drapieżniki.

W "The Lost One" widzimy pikobi pożywiające się małymi, tłustymi robakami w więzieniu syndykatu Pyke'ów na Oba Diah. Później Yoda natrafia na nie na Dagobah w "Voices".

Jak wiele z niesamowitych stworzeń z Naboo, pikobi zostały zaprojektowane przez Terryl Whitlatch. Darren Marshall, artysta Lucasfilm Animation, pomniejszył te widziane na Coruscant zwierzęta w "The Jedi Who Knew Too Much", a ich wariacje można spotkać w innych odcinkach.



Bogwingi

Na sklepieniach Dagobah gadoptasie bogwingi przelatują nad bagnami, polując na gryzonie i inne małe stworzenia. Ich skrzeki niosą się nad moczarami, gdy spotykają się w locie, a następnie lądują na ziemi w dużych grupach. Są świetnymi lotnikami od chwili przyjścia na świat (matki rodzą je, gdy są w locie!). Istnieje kilka gatunków bogwingów. Największe to dominujące drapieżniki na Dagobah i są całkiem niebezpieczne. Podobne gatunki można zobaczyć na Nal Hutcie, Aleenie, Zygerrii i Kadavo. Yoda płoszy grupę bogwingów podczas pierwszej wizyty na Dagobah w "Voices".

Bogwingi po raz pierwszy zaprojektowano na potrzeby "Imperium kontratakuje" jako kukiełki i widać je w locie nad bagnem. Kenner wypuścił je jako zabawki w 1998 roku w serii "Complete Galaxy". Były częścią minidioramy Dagobah, która zawierała też figurkę Yody.



Varactyle

Godne zaufania varactyle są hodowane przez mieszkańców Utapau i używane do przemieszczania się w miastach umieszczonych w lejach krasowych. Przyczepne podkładki na ich stopach pozwalają tym gadoptakom na przywieranie się do ścian jaskiń i podziemnych przejść. Jazda na varactylu jest ekscytująca, gdyż zwierzęta te poruszają się z prędkością 330 km/h!

Pierwszy raz spotkaliśmy te inteligentne roślinożerne w "Zemście Sithów", gdy Obi-Wan dosiada varactyla o imieniu Boga podczas pościgu za generałem Grievousem, co prowadzi do ich pojedynku. Znowu natrafiamy na te stworzenia (choć wcześniej z perspektywy chronologicznej) w "Crystal Crisis". Tym razem to Grievous ściga Anakina i Obi-Wana, gdy natrafiają na kolonię rozrodczą varactylów w niższych tunelach na Utapau.

Oryginalnego varactyla zaprojektowano na prośbę George'a Lucasa i zainspirowano się kartą Topps (#136) narysowaną przez zmarłego Ala Williamsona. Karta przedstawia pustynnego szturmowca siedzącego na zielonym gadzie, który przypomina krzyżówkę pomiędzy dewbackiem a varactylem. Stwór przeszedł wiele zmian na etapie tworzenia szkiców i makiety, zanim nie zmienił się w istotę znaną z "Zemsty Sithów". Boga zainspirowała ludzi z Hasbro i LEGO do stworzenia figurek bardzo poszukiwanych przez kolekcjonerów.



Dactiliony

Dactyliony, niegdyś krwiożercze drapieżniki, które żywiły się rodowitymi Pau'anami i Utaiami (oraz jajami varactylów), zostały ostatecznie udomowione i stały się głównym środkiem transportu na Utapau. Obi-Wan i Anakin często wykorzystują je do podróżowania po planecie w odcinku "Crystal Crisis". Zwierzęta te odegrały również kluczową rolę w późniejszej bitwie z armią droidów Separatystów. Choć brakuje im jakiegokolwiek ochronnego pancerza, to ich potężne szpony i ostre dzioby z łatwością rozrywały mizerne droidy bojowe.

Dactylion został oryginalnie zaprojektowany przez Michaela Patricka Murnane'a jako wierzchowiec dla Ki-Adi Mundiego w "Zemście Sithów". Ostatecznie przeniesiono go w tło filmu. Amy Beth Christenson zaadaptowała go na potrzeby "The Clone Wars", gdzie stał się ważnym elementem w odcinkach "A Death on Utapau" i "In Search of the Crystal".



Potwór nos

Potwór nos to straszliwa, ośmiometrowa bestia, która żyje w rzekach i jeziorach znajdujących się w lejach krasowych na Utapau. Ich cztery podobne do wioseł łapy oraz ogon idealnie nadają się do podwodnego życia. Duże zielone oczy pomagają im widzieć w mrocznych wodach, a przezroczyste powieki chronią je, gdy nurkują szczególnie głęboko.

Gdy Anakin i Obi-Wan przemierzają leje krasowe w "A Death on Utapau", napada na nich jedno z tych żarłocznych stworzeń. Rycerzom Jedi udaje się przetrwać tylko dzięki mieczowi Anakina, który młodzieniec wbija w pokrytą mackami głowę stwora.

Potwór nos został zaprojektowany przez grupę artystów z Lucasfilmu, między innymi Michaela Murnane'a i Iana McCaiga na potrzeby sceny niewykorzystanej z "Zemsty Sithów". W adaptacji powieściowej Obi-Wan natrafia na nosa wraz z młodym w jaskini. Na potrzeby podobnej sytuacji w "The Clone Wars" zwierzę zaadaptował David LeMerrer.



"Duże bestie z Utapau"

Gdy Anakin i Obi-Wan poszukują transportu w wiosce Amanich w "Crystal Crisis", natrafiają na stado wielkich, szarych stworzeń pożywiających się trawą. Te nieskomplikowane brutale pokryte są pancerzem na grzbiecie, który chroni ich przed atakami latających drapieżników. Wyglądają na dość posłuszne stworzenia i Amaniowie prawdopodobnie hodują je, aby pozyskiwać z nich jedzenie oraz skóry, z których budują swoje wioski.

Te bestie zaprojektował artysta Andre Kirk na podstawie szkiców Dave'a Filoniego. Są jedynymi widzianymi w TCW stworzeniami, które muszą jeszcze otrzymać oficjalną nazwę.



Jamele

Jamele zostały zaprojektowane przez Pata Presleya. Z długimi, wrzecionowatymi nogami, dużym garbem i wydłużonym pyskiem stworzenia ciężko jest odnaleźć źródło inspiracji dla nich. Te przyjazne stworzenia służą Amanim z Utapau jako wierzchowce. Anakin i Obi-Wan spotykają to dziwaczne zwierzę poza ich obozem, a ostatecznie używają do ciągnięcia wielkiego kryształu kyber w "Crystal Crisis".

Które stworzenia z TCW były Waszymi ulubionymi? Na którym przemierzalibyście obcy krajobraz? Która bestia przeraża Was najbardziej? Które chcielibyście mieć jako zwierzaka... lub jako stek skwierczący na weekendowym grillu?
KOMENTARZE (1)

Guillermo Del Toro chce „Antologii” o Jabbie

2015-07-21 07:14:34

Chyba nikt nie wątpi w to, że po obecnych sześciu planowanych filmach z cyklu „Gwiezdne Wojny” Disney zabierze się za kolejne. Pewnie co jakiś czas będziemy więc dostawać informacje o możliwych przyszłych filmach, lub o osobach które mają na nie pomysł, albo chciałby je zrealizować. Jak choćby ostatnio Guillermo Del Toro, twórca takich filmów jak „Labirynt Fauna”, „Kręgosłup diabła”, „Pacific Rim”, czy „Hellboy”, a także współscenarzysta trylogii „Hobbita”. Gdy szukano reżysera „Przebudzenia Mocy” Del Toro publicznie przyznał, że bardzo chętnie wziąłby tę funkcję, jeśliby mu zaproponowano. Nie zaproponowano jej. Nikt nawet nie zadzwonił. Ale może teraz się uda?

Ostatnio jednak podczas rozmowy z Yahoo Movies, padło pytanie, co właściwie Del Toro chciałby nakręcić w „Gwiezdnych Wojnach”. Twórca od razu zaznaczył, że nie jest to żadna oficjalna rozmowa, tylko pogawędki geeków i nic z tego nie wynika. Ale gdyby jednak miał taką możliwość to nakręcił by spin-offa o Jabbie. Miałby to być film w stylu „Ojca chrzestnego” w którym Jabba Hutt stopniowo zdobywa kontrolę. Guillermo śmiał się, że ta postać z wyglądu go trochę przypomina. I bardzo podoba mu się pomysł, że huttowie są kimś w rodzaju gwiezdnej mafii.



Temat filmu o Jabbie pojawiał się w różnych spekulacjach gdy tylko ogłoszono projekt tworzenia „Antologii”. Podobno jeden z pomysłów na taki film, został gdzieś naszkicowany przez George’a Lucasa w tym, co po sobie zostawił. Na ile w tym prawdy, nie wiadomo. Z pewnością jednak filmy Francisa Forda Coppoli były Lucasowi bardzo bliskie. Zaś same nawiązania do słynnej trylogii w „Gwiezdnych Wojnach” opisywaliśmy tutaj.

Na razie poza trzema epizodami, wiemy, że w planach są trzy „Antologie” – „Rogue One”, ta o Hanie Solo, oraz projekt nad którym pracuje Simon Kinberg. Co będzie dalej? Nie wiemy, ale w Lucasfilmie zapewne już nad tym rozmyślają.
KOMENTARZE (11)

John Ford, John Wayne i „Gwiezdne Wojny”

2015-07-14 07:19:13 oficjalna



O kolejnym filmie opisywanym przez Bryana Younga zrobiło się głośno ostatnio przy okazji Celebration w Anaheim, gdzie w kilku miejscach wspominano jedno z arcydzieł Johna Forda „Poszukiwaczy” (The Searchers).

John Ford to ten typ filmowca, który spędził swoją całą karierę, kręcąc filmy inspirujące innych filmowców. Wszyscy, od Orsona Wellesa i Akirę Kurosawę do Stevena Spielberga i George’a Lucasa, twierdzą, że Ford wywarł na nich istotny wpływ. Tym razem w ramach cyklu o wpływach innych filmów na „Gwiezdne Wojny” zajmiemy się obrazem Johna Forda z 1956 pt. „Poszukiwicze” powszechnie uznawanego za jeden z jego najwspanialszych filmów.

W „Poszukiwaczach” John Wayne gra Ethana Edwarsa, weterana przegranej strony wojny secesyjnej, który przyjeżdża na ranczo brata do jedynej rodziny jaką zna. Niespodziewany atak Komanczów odciąga mężczyzn z ich domów, podczas gdy atakujący mordują pozostawione kobiety i dzieci. Ale nie wszystkie kobiety i dzieci zostają zabite, niektóre z nich zaledwie porwano. Ethan i jego bratem wyruszają na polowanie, chcą zarówno ocalić dziewczyny, jeśli one jeszcze żyją, jak i pomścić swoich martwych. Wyprawa trwa latami a ich ostateczny wynik nie jest najszczęśliwszy dla postaci, ale to jednocześnie jeden z najbardziej emocjonalnie naładowanych filmów jakie kiedykolwiek postały.

Kręcony na rzadkich pustyniach Monument Valley, film jest gorący i ciężki zupełnie jak bliźniacze słońca Tatooine, a sceny z „Gwiezdnych Wojen”, które rozgrywają się na Tatooine czerpią inspirację z opus magnum Johna Forda.

Zaczynając od „Nowej nadziei”, krajobrazy otaczające domostwo Larsów od razu przypominają samotne domostwa w „Poszukiwaczach”. Hodowcy bydła w filmie Forda są równie samotni co farmerzy wilgoci na krańcach pustyni Jundland, żyją też w podobnym strachu przed rdzenną populacją. Zamieszkujący pustynie Jeźdźcy Tusken są oczywistą paralelą do anachronicznego już dziś ukazywania rdzennych Amerykanów, ukazując dokładnie ten sam strach.

Gdy Luke wraca do domu po tym jak odkrył, że Imperialni mogli go zaatakować, scena która ukazuje się jego oczom, z płonącym domem i ciałami ciotki i wuja, bardzo przypomina scenę z Johnem Waynem wracającym do domu po tym jak został wywabiony przez bandę Komanczów. Ale gdy to rozpoczyna drogę Luke'a, by zostać Jedi, Ethan Edwards wyrusza w poszukiwaniu zemsty na tych, którzy go skrzywdzili.

Jest też wiele podobieństw w „Ataku klonów”. Podobnie jak postać Natalie Wood – Debbie została zabrana przez Komanczów, tak Shmi Skywalker zostaje pojmana przez ludzi pustyni, a jej mąż, Cliegg Lars prowadzi grupę poszukiwawczą. Jak pierwsza grupa ratunkowa w „Poszukiwaczach”, Lars i jego pomocnicy wracają z niczym. To tylko kilka linii dialogowych Jacka Thompsona, w których George Lucas potrafi streścić dużą część fabuły „Poszukiwaczy” i przenieść ją na grunt „Gwiezdnych Wojen”. Cliegg i jego grupa nie są w stanie uratować jego żony, wielu zginęło, a on sam stracił nogę.

Więc dopiero gdy Anakin Skywalker powraca do domostwa po długiej nieobecności, zjada wspólny posiłek z rodziną (tak jak Ethan na początku „Poszukiwaczy”) wtedy też poszukiwanie zaczyna się na nowo. Anakin poszukuje swojej matki z tą samą gorliwością co Ethan Edwards, no i mamy wiele ująć bardzo podobnych. W sumie to nawet montaż Anakina przeszukującego obóz Tuskenów jest bardzo zbliżony ujęcie po ujęciu do tego z „Poszukiwaczy”.

Punkt kulminacyjny „Poszukiwaczy” wygląda bardzo podobnie jak scena w której Anakin dokonuje zniszczenia obozowiska Tuskenów. W sumie scena, w której Anakin przecina człowieka pustyni, przypomina reakcję Ethana Edwardsa skalującego złego Bliznę.

George Lucas ukazał swój geniusz pokazując, że potrafi skompresować cały film taki jak „Poszukiwacze” w zaledwie kilku minutach „Gwiezdnych Wojen”.

„Poszukiwacze” nie byli nominowani do choćby jednej nagrody Akademii, ale i tak zostali okrzyknięci arcydziełem, a w 1989 Biblioteka Kongresu wybrała ten film, by go zachować. Ten film wciąż jest odpowiedni dla współczesnej widowni w każdym wieku. Dzieją się tu rzeczy przerażające, ale żadne z nich nie są bardziej intensywne niż to co widzimy w „Ataku klonów”.

Na koniec warto dodać o czym mówiono na Celebration na temat tego filmu. George Lucas zaproponował, by odtworzyć jego klimat w odcinkach o Boba Fecie i Cadzie Banie w „Wojnach klonów”, co zresztą Dave Filoni zrobił. Niestety te odcinki nigdy nie zostały ukończone, gdyż serial skasowano. Ich robocze fragmenty można było oglądać na konwencie. Natomiast przy pracach nad „Przebudzeniem Mocy” o „Poszukiwaczach” wspominano w kontekście planety Jakku. Podobno J.J. Abrams bardzo chciał dostać coś w stylu ujęć Forda. Jedno z pierwszych ujęć drugiego zwiastuna zajawkowego to właśnie takie nawiązanie w wykonaniu Dana Mindela. Zresztą Doug Chiang także o nim wspominał, jako pewnym źródle inspiracji.

Zaś o inspiracjach spaghetti westernami pisaliśmy tutaj.
KOMENTARZE (0)

Plotki po panelu

2015-07-13 07:14:33

Nie doczekaliśmy się oficjalnego plakatu. Ale nieoficjalny, z samym napisem zawitał już do Polski. Można go oglądać w niektórych kinach.

Przed samym piątkowym panelem na SDCC dotyczącym „Przebudzenia Mocy” świat obiegła plotka, iż Colin Trevorrow, reżyser „Jurassic World” został zaproszony jako gość na ten panel. Podobno mieli go ogłosić reżyserem IX Epizodu. Nic takiego się jednak nie stało. Zobaczymy z czasem, czy w tej plotce było choć ziarno prawdy.

Tymczasem wszyscy czekający na panel zostali poczęstowali pączkami zamówionymi przez J.J. Abramsa. Dla przypomnienia, na Celebration Anaheim fani czekający w kolejce dostali pizzę.



Sam panel oczywiście wciąż można obejrzeć tutaj, natomiast najistotniejsze informacje są poniżej.

Abrams twierdzi, że obecnie jesteśmy na etapie montażu filmu. Jest już wersja robocza, wciąż poprawiana i udoskonalana. Zdaniem reżysera to raczej niezwykłe w obecnym świecie filmowym, gdyż dziś często data premiery jest ustalona zanim skończy się scenariusz. Tym razem Disney dał im więcej czasu, za co są bardzo wdzięczni, bo mogą ulepszać film. Sam też żartował, iż praca z Johnem Williamsem, Lawrencem Kasdanem czy Kathleen Kennedy to nie jest coś normalnego.



Oczywiście opowiadano też o efektach praktycznych. CGI będzie, tego się nie da uniknąć. Ale zależało im na tym by było jak najbardziej prawdziwe po to są potrzebne scenografia i rekwizyty. Natomiast stworka określanego jako „bobbajo”, który zresztą został pokazany na panelu, operowało pięć osób.

Na pytanie o inspirację J.J., twierdzi, że była to przede wszystkim klasyczna trylogia, którą potraktowali jako kanon. Zależało im na tym, by stworzyć jej kontynuację, a obecność Larry’ego Kasdana, który ją napisał bardzo pomogła. Bo Kasdan w każdej chwili był w stanie powiedzieć, co dokładnie myśli lub jak mówi Han Solo. Ale jednocześnie Abrams zauważa, że samo nakręcenie sceny choćby na „Sokole Millennium” wcale nie oznacza, że będzie ona dobra i o tym trzeba pamiętać.

Larry dodał, jedną rzecz, że trzeba pamiętać iż klasyczną trylogię w dużej mierze stworzył George Lucas i to on jest odpowiedzialny za całe to zamieszanie.

Padło też pytanie o o obsadzanie azjatyckich aktorów. J.J. Abrams stwierdził, że w „Przebudzeniu Mocy” są tacy. Ale nawet obsadzając główne role, jak Finna czy Rey, nie pisali ich pod kolor skóry. Zależało im na tym, by pokazać świat taki jaki jest, czyli różnorodny, by ludzie mieli swoich reprezentantów, ale przy tym szukali też osób, które odnajdą się w roli. Kathleen Kennedy dodała, że dokładnie to samo podejście przyświeca przy pozostałych filmach „Star Wars”.

Kennedy potwierdziła też, że VIII i IX Epizod będą bardzo powiązane z „Przebudzeniem Mocy”, bo to dalej będzie ta sama historia. Natomiast „Antologie” będą samodzielnymi filmami. Zauważyła też, że zdjęcia do „Rogue One” Garetha Edwardsa rozpoczną się za jakieś trzy tygodnie, czyli w sierpniu zgodnie z ostatnimi doniesieniami.

Kolejna ważna informacja, którą zdradził J.J. Abrams to fakt, że pełny zwiastun VII Epizodu zobaczymy jesienią.

Daisy Ridley wspominała, że trening dla niej i Johna Boyegi był bardzo ciężki, natomiast wybuchy na planie były prawdziwe. Także w znanej już nam ze zwiastuna scenie ucieczki.



O samej fabule dowiedzieliśmy się niewiele. Najwięcej zdradził Domhnall Gleeson, który wcieli się w rolę generała Huxa, kolejnego złego z brytyjskim akcentem. To on podał, że baza First Order będzie się nazywać Starkiller na cześć oryginalnych scenariuszy Lucasa. Tak tam nazywał się główny bohater.

Padło też pytanie o obecność Dartha Plagueisa w „Przebudzeniu Mocy”. Tu Abrams i Kasdan bardzo wyraźnie się odcięli od tych pomysłów. Nie ma nic takiego w filmie.



Na koniec jeszcze jedna plotka. Pierwsza to wypowiedź Daniela Craiga, który tuż przed Comic Conem stwierdził, że Simon Pegg wygaduje bzdury o roli Craiga jako szturmowca. Daniel rzucił tylko, by dziennikarze pogadali z Simonem, bo widocznie o roli szturmowca wie więcej niż sam zainteresowany. Potem dodał, że Pegg tak tylko gada, ponieważ jest zazdrosny o to, że nie ma go w nowych „Gwiezdnych Wojnach”. Tyle, że jak wiemy, Pegg nie tylko był na planie, ale widzieliśmy go już także w kostiumie.
KOMENTARZE (14)

Religijne i mitologiczne wpływy na nazewnictwo postaci

2015-07-10 07:25:11 oficjalna +

Na Celebration Anaheim zapytano Simona Kinberga o źródło nazw głównych postaci serialu „Rebelianci”.
– Jedną z zamierzonych rzeczy był biblijny sens nazw, także w celu pewnego nawiązania do oryginalnych filmów – odpowiedział.
Twórcy „Rebeliantów” byli świadomi pewnych celowych, acz czasem zakamuflowanych nawiązań i starali się do tego przyłączyć. Zdaniem Filoniego takie podejście jest bardzo różne od tego znanego nam z Expanded Universe, gdzie postaci mają przedziwne imiona często zawierające litery x, y czy z, jakieś apostrofy czy myślniki. Brakuje im prostoty takiej jaką miał Lucas nazywając choćby Hana Solo. Filoni dodaje też, że imiona mają swój cel, znając imię kogoś zaczerpnięte z folkloru czy kultury, wiemy dużo więcej w sposób naturalny. Więc imiona takie jak Hera zostały nadane jak najbardziej celowo, by odwzorować cechy postaci. Nawet Chopper oddaje destruktywny charakter postaci. Po angielsku słowo chop między innymi znaczy tyle co "siekać". Ezra to także ważne imię, bo zarówno Filoni jak i Kinberg bardzo chcieli, by podobnie jak Luke (Łukasz), było ono prawdziwe. Nazwisko także zostało celowo nadane. Bridger ma się kojarzyć ze słowem bridge, czyli "most", połączenie między prequelami a oryginalną trylogią.

Dziś, za oficjalną, zajmiemy się biblijnymi i mitologicznymi źródłami nazw postaci z serialu „Rebelianci” oraz ich znaczeniem.

Ezra Bridger
Po angielsku Ezra to zdrobnienie od imienia Esdras, czyli po polsku Ezdrasz. Znaczy tyle co "pomoc" lub "pomocnik". Ezdrasz jednak jest też postacią biblijną, kapłanem żydowskim, soferem (biblijny żydowski skryba), który w dużej części odpowiadał za sformalizowanie tekstów i praw religijnych. Uznaje się go za głównego redaktora Tory (Pięcioksięgu), którym nadał obecny kształt. Jest też jednym z głównych bohaterów Księgi Ezdrasza (oraz Księgi Nehemiasza).
Czyli Ezra byłby bardzo pomocny, a z czasem miałby stać się kimś ważniejszym? Choćby w formalizowaniu Rebelii? Zobaczymy.



Hera Syndulla
Tu akurat nawiązanie jest bardzo proste. Chodzi o grecką boginię Herę, żonę i siostrę Zeusa. Boginię kobiet, małżeństw, płodności, macierzyństwa, opiekunką piękna i rodziny. W dodatku zwalczającą wszelkie objawy zdrady. Czasem też stała się symbolem zazdrości, gdyż mściła się na kochankach Zuesa i ich dzieciach.
Więc wychodzi na to, że Hera to taka matka-kwoka na „Duchu”, która opiekuje się wszystkimi. I czy najbardziej nienawidzi zdrajców?



Sabine Wren
To z kolei nawiązanie do jednej z legend z czasów starożytnego Rzymu, tak zwanego porwania Sabinek. Według tej opowieści, w Rzymie zorganizowano igrzyska, na które przybyły kobiety z plemienia Sabinów. Romulus kazał je porwać i wydać za mąż za ważnych Rzymian. Sabinowie wypowiedzieli wojnę Rzymowi, a tą dopiero przerwały uprowadzone kobiety, zadowolone z przebywania w Rzymie. Zawarto potem pokój, a Romulus podzielił się władzą z królem Sabinów. Opowieść ta była wykorzystywana przez twórców w różnych czasach (np. Pietro da Cortona, którego obraz znajduje się poniżej). Znamy interesujące obrazy, ale też film „Siedem nażeczonych dla siedmiu braci”, który przenosi tę historię do XIX wiecznego Oregonu.
Wyglądałoby na to, że Sabine jak trzeba potrafi stanąć do walki, ale też pogodzić zwaśnione strony.



Kanan Jarrus
Kanan ma wiele znaczeń. Oczywiście pierwsze biblijne, które przychodzi do głowy, to ziemia Kanaan, czyli ziemia obiecana. Zanim jednak Izraelici zdobyli te ziemię, musieli walczyć z Kananejczykami, a ci wywodzili się od Kanaana, syna Chama, syna Noego. Za czyny Chama on i jego potomkowie zostali przeklęci.
W różnych innych tradycjach imię Kanan znaczy tyle co "las" lub "dżungla", "przyjaciel" lub "przewodnik". Po arabsku znaczy tyle co "kupiec". Swoją drogą, w Malibu jest droga nazwana Kanan Dume Road, a również miasto w Japonii.
Zatem z jednej strony Kanan, będąc Jedi, należy do przeklętej grupy, z drugiej dla Ezry jest w sumie nauczycielem obiecanej wiedzy.



Zeb Orrelios
Tu nie ma prostej interpretacji, ale też można podciągnąć pewną biblijną. Otóż w nowym testamencie jest postać imieniem Zebedeusz, to rybak i szkutnik z Kafarnaum, ojciec apostołów Jakuba i Jana. Samo imię zaś oznacza tyle co "Bóg dał". Tu akurat jest też ten problem co z Chopperem, gdyż pełne imię tej postaci to Garazeb, więc może nie ma sensu się doszukiwać tu czegoś więcej. Z tym, że wtedy byłby jedynym członkiem załogi „Ducha”, bez znaczącego imienia. W każdym razie oficjalna o nim milczy.
KOMENTARZE (4)

Pracowite wakacje w Starwarsówku

2015-07-08 07:24:48

Zaczynamy od wspomnień, przede wszystkim po Christopherze Lee. Geroge Lucas napisał o nim:
– Christopher był wielkim brytyjskim aktorem starej szkoły. Prawdziwym połączeniem z dawnym kinem i prawdziwym dżentelmenem. Będzie nam go brakowało.
Kathleen Kenendy także dodała coś od siebie.
– Christopher wniósł grację i powagę do wielu ról, które odgrywał podczas swej bogatej i długiej kariery. Jego występ w roli hrabiego Dooku w Epizodach II i III to jeden z najlepszych w całej sadze „Gwiezdnych Wojen”, a my mieliśmy przywilej i honor, by traktować go jako członka naszej rodziny. Christopher był bardzo pokorny i szczerze uwielbiany przez fanów, a my będziemy za nim bardzo tęsknić.

George Lucas skomentował także śmierć Jamesa Hornera, kompozytora z którym współpracował przy „Willow”, „Kapitanie EO” czy „Pradawnym lądzie”. Horner zginał w wypadku awionetki.
– Poza tym, że był wspaniałym kompozytorem, był też cudowna istotą ludzką.

Przechodzimy do normalnego trybu. Felicity Jones skończyła już prace nad „Inferno” Rona Howarda. Wygląda na to, że miało to miejsce w poprzednim tygodniu. Inny aktor występujący w tym filmie, Irrfan Khan, opublikował 4 lipca na swoim twitterze zdjęcie z ostatniego dnia na planie z Felicity. Trochę się to kłóci z doniesieniami o rozpoczęciu zdjęć do Rogue One ale może tam dopiero zaczęła prace druga ekipa.

Za to Samuel L. Jackson będzie walczył z kosmitami. A dokładniej z Blobem. Będzie to remake klasycznego już horroru SF pt. „Blob – zabójca z kosmosu”. Jackson zagra profesora biochemii walczącego z tytułowym obcym. Zdjęcia rozpoczną się jesienią, za kamerą stoi Simon West.
Trwają też pracę nad filmem „Miss Peregrine’s Home for Peculiar Children” Tima Burtona. Prócz Samuela występują tam także Eva Green, Asa Butterfield, Judi Dench, Terence Stamp, Rupert Everett. Za scenografię odpowiada Gavin Bocquet.


Simon Kinberg wciąż mocno trzyma się „X-Menów”. Na tapecie pojawił się nowy projekt, który wyprodukuje. To „New Mutants”, spin-off serii. Obecnie wiadomo, że reżyserią zajmie się Josh Boone, który będzie też współautorem scenariusza. Fox na razie nie zdradził kiedy ruszyłyby zdjęcia do projektu.

Liam Neeson już oznajmił kiedy zamierza skończyć z kinem akcji. Dał sobie na to dwa lata, jeśli oczywiście zdrowie i inne czynniki pozwolą. Póki co wchodzi w następny projekt – „A Willing Patriot”. Prace nad filmem z różnym szczęściem trwają już prawie dziesięć lat, więc jest to kolejna przymiarka. Reżyseruje Martin Zandvliet. Jest to historia Jasona Kellera, agenta federalnego wysłanego pod przykrywką do Argentyny, Brazylii i Paragwaju, gdzie ma rozbić siatkę terrorystyczną.

Natalie Portman wcieli się w kolejną postać historyczną. Tym razem będzie to Jacqueline Kennedy. Film będzie opowiadał o żonie zamordowanego prezydenta w okresie między jego zabójstwem a pogrzebem. Film produkuje Darren Aronofsky, reżyserią zajmie się Pablo Larrain. Sama Natalie niedawno promowała swój debiut reżyserski „A Tale of Love and Darkness” w Cannes. Film wyprodukował Ram Bergman. Aktorka ponadto podobno zagra także w filmie „Planetarium”. Partnerować ma jej córka Johnny’ego Deppa. Szczegóły są trzymane w tajemnicy. Film wyreżyseruje Rebecca Zlotowsky.
Za to ruszyła promocja kolejnego obrazu w który zaangażowana jest Portman. Pisaliśmy o nim parę razy, mowa tu o „Dumie i uprzedzeniu i zombie”. Premiera w USA zapowiedziana jest na 5 lutego 2016. Na razie pojawiają się pierwsze zdjęcia.
Będzie szansa zobaczyć Natalie Portman w Polsce. Jest ona gościem specjalnym 10. Plenery Film Spring Open, które organizuje Sławomir Idziak (pracował przy debiucie reżyserskim Natalie). Na razie odbywają się zapisy na te warsztaty. Odbędą się one od 26 września do 5 października.

Harrison Ford natomiast być może powróci do kolejnego sequela „Ściganego”. Na razie robione są pewne przymiarki. „Ścigany”, będący adaptacją starego serialu telewizyjnego, to jeden z większych sukcesów Forda w latach 90. Już raz nakręcono drugą część – „Wydział pościgowy”, koncentrując się jednak na roli Tommy’ego Lee Jonesa. Film nie odniósł już takiego sukcesu, nic dziwnego, że przy kolejnej części pojawiają się pomysły by jeszcze raz ścigać Forda.
Przy okazji Forda warto wspomnieć o piątym „Indiana Jonesie”. Doszły do nas dwie sprzeczne informacje. Jedna podobno bliższa Disneyowi. Jakoby piąty film jest planowany na grudzień 2018. Drugą sprzeczną podał Frank Marshall, jeden z producentów a przy okazji też mąż Kathleen Kennedy. Twierdzi on, że na razie nie ma żadnych konkretnych planów czy rozmów w temacie. Nie ma też scenariusza i nie wiadomo, kto mógłby się wcielić w postać archeologa. Tu żadne rozmowy nie były prowadzone.

Steven Spielbrg zakończył zdjęcia do filmu „The BFG” („Wielkomilud”) na podstawie powieści Rolanda Dahla. Premiera jest planowana na 1 lipca 2016. Za scenariusz odpowiada Melissa Mathison, była żona Harrisona Forda i autorka „E.T.”. Za produkcje podobno jest odpowiedzialna znów Kathleen Kennedy i jej mąż Frank Mashall. Zdjęcia robił Janusz Kamiński, a muzykę wciąż podobno ma napisać John Williams. Następny film Spielberga, „Most szpiegów” (oficjalny polski tytuł) wejdzie na nasze ekrany 16 października. Co będzie kolejnym projektem reżysera? Na razie nie wiadomo. Ale warto zauważyć że w sieci pojawiły się szkice koncepcyjne z „Robocalypsy”. Może Steven wróci do tego tytułu? Szkice można obejrzeć choćby tutaj.

Zaczęły się zdjęcia do trzeciego „Star Treka”. Ma on roboczy tytuł „Star Trek Beyond”. Scenarzystą jest Simon Pegg wcielający się także w rolę Scotty’ego. Produkują między innymi J.J. Abrams i Bryan Burk. Cała wspomniana trójka być może pojawi się w jeszcze jednym wspólnym projekcie. Choć „Mission: Impossible – Rogue Nation” jeszcze nie weszło na ekrany kin, a już mówi się o szóstym filmie z cyklu. Znów zagra Tom Cruise, który będzie też jednym z producentów. Producentami pewnie znów będą Abrams i Burk. Zobaczymy, czy w szóstym filmie znów powróci Pegg?

Oscar Isaac wykorzystuje swój czas, zagra w historycznym melodramacie „The Promise” Terry’ego George’a. Nad scenariuszem reżyser współpracuje z Robinem Swicordem. Film ma być historią miłosnego trójkąta w czasach upadku Imperium Osmańskiego. Isaac zagra młodego studenta medycyny, który będzie wzdychał do Any (rola nie obsadzona). Drugim absztyfikantem będzie Christian Bale.

Dawno nic nie było o Bai Ling. Tym razem aktorka zabrała się za to za co powinna, czyli granie, a nie brylowanie. Dołączyła niedawno do obsady „Maximum Impact” Andrzeja Bartkowiaka. Film jest historią rosyjskich i amerykańskich agentów, który muszą współpracować, by uratować porwaną przez azjatyckich gangsterów córkę sekretarza stanu USA. Scenariusz napisał Ross LaManna („Godziny szczytu”). W filmie występują Eric Roberts, Tom Arnold, Kelly Hu i Eddie Griffin.

Sofia Coppola porzuciła ostatecznie projekt nowej wersji „Małej syrenki”. Szczegóły nie są znane, ale oficjalna wersja mówi o różnicach artystycznych. Nad filmem pracowała od ponad roku, obecnie nie wiemy jaki będzie jej kolejny projekt.

Charakteryzator Rick Baker, który pracował przy „Nowej nadziei” oficjalnie ogłosił, że przechodzi na emeryturę. Ma już 64 lata, ale to nie wiek czy stan zdrowia jest powodem tej decyzji. Baker przyznał, że jego zdaniem branża trochę zwariowała, za bardzo liczy się teraz czas i pieniądz, a nie sumienność wykonanej charakteryzacji. Zwłaszcza, że wiele elementów potem i tak poprawia się komputerowo. Dlatego stwierdził, że nie chce tak pracować i woli odpocząć.

Roger Christian postanowił zrealizować pełnometrażową wersję filmu „Black Angel”. Zamiast szukać studia, postanowił poprosić internautów o pomoc i zbiera pieniądze na film w sieci. Można go wesprzeć jeszcze przez parę dni. Chciał uzyskać 100 tysięcy USD, ma już ich więcej.

Jasona Isaacsa już nie usłyszymy jako Inkwizytora, ale będzie szansa go zobaczyć w horrorze „A Cure for Wellness”, gdzie ma zagrać to co mu wychodzi najlepiej, czyli czarny charakter. Za reżyserię filmu zabrał się Gore Verbinski (trzy pierwsze części „Piratów z Karaibów”). Będzie to historia młodzieńca przybywającego do górskiego pensjonatu należącego do pewnego arystokraty. Leczył się tu szef młodzieńca, ale zniknął bez śladu w podejrzanych okolicznościach. Arystokrata zaś ma niecne plany wobec jednej z pacjentek.

Na sam koniec mały wywiad w formie filmu dokumentalnego z Garrickiem Hagonem czyli Biggsem w roli głównej. „Blast it Biggs! Where are you?!” można obejrzeć za darmo na serwisie Vimeo. Zawiera sporo ciekawostek.
KOMENTARZE (0)

P&O 130: Co się stanie z konceptami?

2015-07-05 08:12:55



Tym razem pytanie logistyczne, na które odpowiada Ryan Church. Powstało ono w czasach, gdy „Zemsta Sithów” była ostatnim filmem na horyzoncie, a plotki o ewentualnych serialach jeszcze nie nabrały realnego kszatłtu.

P: Przy poprzednich Epizodach nieużyte koncepty zachowywano i czasem wykorzystywano w przyszłych filmach. Co się stanie z nieużytymi konceptami z Epizodu III, skoro to ostatni film?

O: Mam nadzieję, że znajdą się inne formy do wykorzystania kreatywności i inspiracji Departamentu Sztuki. Ja osobiście żywię nadzieję, że jest jakaś droga choćby przez książki, DVD czy wystawy, by fani mogli zobaczyć ten niesamowity wkład pracy i pomysły, które stworzyliśmy pracując przy filmie takim jak ten. George Lucas jak nikt inny, ma obsesję na punkcie archiwizowania i zachowywania rekwizytów czy konceptów z filmu. On kocha te rzeczy.

K: Lucas nie tylko lubi zbierać, ale też wracać do niewykorzystanych wcześniej pomysłów. Jego następcy kontynuują tę tradycję. Okazało się, że niewykorzystane koncepty mogą trafić nie tylko do albumów, ale mogą też zostać wykorzystane twórczo. Tak w grach, komiksach, „Wojnach Klonów”, gdzie dość często goszczą choćby prace Ralpha McQuarriego, jak i nowych filmach. Zwłaszcza, że zarówno przy „Przebudzeniu Mocy” jak „Rogue One” pracuje Doug Chiang. Zresztą w konceptach do VII Epizodu znajduje się pewna inspiracja „Zemstą Sithów”, a dokładniej mostkiem z jednej końcowych scen. Widać to poniżej, z tym, że koncept z „Przebudzenia Mocy” jest lustrzanym odbiciem tego, co faktycznie wyciekło.


KOMENTARZE (3)
Loading..