TWÓJ KOKPIT
0

George Lucas :: Newsy

NEWSY (1188) TEKSTY (32)

<< POPRZEDNIA     NASTĘPNA >>

Wyniki konkursu „Gwiezdne Wojny: Jak podbiły wszechświat?”

2015-12-08 16:43:37



Niedawno wraz z wydawnictwem Znak zorganizowaliśmy konkurs promujący książkę Chrisa Taylora Gwiezdne Wojny. Jak podbiły wszechświat. Tę właśnie pozycję można było wygrać w tym konkursie. Waszym zadaniem było wskazanie najbardziej cenionego przez Was twórcy sagi, no i uzasadnienie tego.

Odpowiedzi dostaliśmy sporo. Mieliśmy z czego wybierać, co wcale nie było łatwym zadaniem. Wybraliśmy dwie.

Nagrody otrzymują: Rethinker i Orsino26.
Rethinker wskazał Irvina Kershnera:
Najbardziej cenię Irvina Kershnera wśród twórców Gwiezdnych Wojen. Dlaczego? Oczywista odpowiedź to za stworzenie takiego arcydzieła do którego można wracać i wracać jak Imperium Kontratakuje. Perełka sagi i to perełka w której o dziwo nie pojawia się kultowa Gwiazda Śmierci. Za to pojawia się więcej Dartha Vadera i lepsze spojrzenie na faktyczną potęgę imperium. Wcześniej nie było jej widać po tym jak największa stacja bojowa została zestrzelona przez mały myśliwiec. Teraz w pełnej krasie mamy klucze floty imperialnej, jedyną filmowo zwycięską bitwę z rebelią i to w jakim stylu oraz te strach jaki imperium rozsiewa. Paniczną ewakuację Bespin po ostrzeżeniu ludności przez Landa. Film bez którego całe Gwiezdne Wojny miałyby o wiele mniejszy zasięg i głębię.

Orsino26 zaś Johna Williamsa:
Ciężko wybrać tylko jedną osobę, którą ceni się najbardziej, z całego grona, które pracowało przy Gwiezdnych Wojnach na przestrzeni dekad. Oczywistymi nazwiskami, które trzeba wymienić są oczywiście George Lucas, Lawrence Kasdan czy też aktorzy, którzy wcielili się w ukochane postacie. Moim osobistym faworytem jest jednak kto inny, twórca ścieżki dźwiękowej, John Williams.
Uważam, że miał on ogromny wkład w budowanie fenomenu Star Wars. Jego kompozycje znają wszyscy, nawet osoby, które nigdy nie obejrzały żadnego epizodu Gwiezdnej Sagi. Posunąłbym się do stwierdzenia, że jego Marsz Imperialny jest jednym z trzech najszerzej znanych marszy na świecie, tuż obok Marszu Żałobnego i Marszu Mendelsona, co jest nie lada osiągnięciem, jeśli spojrzy się na kompozytorów tych dzieł. Któż z nas, fanów, nie miał ciarek na całym ciele słuchając Force Theme? Jeśli myślimy o Gwiezdnych Wojnach, widzimy przesuwające się powoli w przestrzeni kosmicznej napisy, a w głowie mimowolnie rozbrzmiewa Main Theme. Ukochana saga nie byłaby tym samym bez udziału tego kompozytora. Nawet jeśli niektórzy uważają, że Nowa Trylogia odbiega znacząco od starej poziomem, to soundtrack i tak nie zawodził. Gdy w melancholijnym nastroju zacznę słuchać Across the Stars, w moich oczach pojawiają się łzy, a Duel of Fates jest jednym z najlepiej budujących klimat utworów w historii kina. Może przesadą byłoby stwierdzenie, że John Williams odcisnął na Star Wars takie samo piętno jak George Lucas, w odróżnieniu jednak od reżysera kompozytor nigdy nie utracił formy i nie mogę się doczekać, aż zasiądę w kinie na Przebudzeniu Mocy i usłyszę nowe muzyczne motywy, które zostaną w mojej głowie na zawsze.


Większość z Was wskazywało przede wszystkim trzy osoby. Johna Williamsa, Irvina Kershnera i George’a Lucasa. Owszem pojawili się też inni twórcy, ale to właśnie ta trójka zdobyła Wasze największe uznanie.

Poza konkursem warto wspomnieć jeszcze o tym co napisał Bartthew:
Najbardziej cenię Georga Lucasa, mimo, że trylogia prequeli nie jest zbytnio udana, oraz jest zmiany w starej trylogii są okropne, to gdyby nie On nie było by Star Wars. Właśnie dlatego cenię go najbardziej.

Zwycięzcom gratulujemy. Za przesłanie nagród odpowiada sponsor, czyli wydawnictwo Znak.


KOMENTARZE (5)

Nie tylko John Williams

2015-12-03 07:25:49

Zaczynamy od potwierdzonej informacji. Otóż John Williams nie skomponował całej muzyki do „Przebudzenia Mocy”. Utwór w kantynie Maz Kanaty nie jest jego autorstwa. Odpowiada za niego Lin-Manuel Miranda. Potwierdził to osobiście J.J. Abrams. Dla przypomnienia oba utwory w pałacu Jabby w „Powrocie Jedi” także nie były dziełem Williamsa (w pierwotnej wersji był to „Lapti Nek”, od wersji specjalnej „Jedi Rocks”).

Z książeczek dla dzieci dowiedzieliśmy się jak będzie wyglądał Max von Sydow w filmie. Potwierdzono też imię jego postaci - Lor San Tekka, co zgadza się z wcześniejszymi doniesieniami. W innej książeczce natomiast widzieliśmy Johna Boyegę w „Sokole Millennium”.

Dużo ciekawostek można znaleźć w magazynie „Empire”. Większość poniższych właśnie pochodzi z tego źródła.

Daisy Ridley wspomniała niedawno swój pierwszy dzień na planie. Była przerażona, w dodatku bała się, że podda się atakowi paniki. A jeszcze J.J. Abrams powiedział jej, że gra drewnianie. Zapewne reżyser nie pamięta już tego, ale efekt był taki, iż Daisy miała dość. Myślała, że się popłacze, chciała umrzeć i ledwo oddychała. Cóż, widać było nerwowo, a wszyscy mówili o takiej sielance i wielkim wydarzeniu. Obecnie zaś aktorka jest pod wrażeniem tego, co się dzieje wokół filmu. I szału jaki ogarnia ludzi. Niektórzy robią sobie tatuaże z jej postacią, a nawet nie wiedzą o czym dokładnie jest Epizod VII, no i czy im się spodoba. To jest szalone dla aktorki.
Póki co jeszcze nie widziała filmu. Z jednej strony chce, z drugiej nie. Wie tylko, że Steven Spielberg widział go już trzy razy. Zresztą Spielberg twierdzi, że ten film pobije rekordy. Niektóre źródła cytują go, że będzie najlepszy w serii. Inne sugerują, że chodziło mu o wynik finansowy.

Z innych ciekawostek. Podobno zanim Abrams zajął się Epizodem VII postanowił obejrzeć sobie sporą liczbę filmów, które dokładnie przestudiował. Głównie trzech twórców – Johna Forda (o którym wiemy), Akiro Kurosawę i Terrence’a Malicka. To ich filmy stanowią podstawę tego, co chciał reżysersko uzyskać w Epizodzie VII.

Abrams inaczej podszedł też do walk na miecze. Twierdzi, że te w prequelach są bardzo spektakularne, ale jednocześnie też zbyt dobrze wyreżyserowane, więc to bardziej przypomina układ choreograficzny czy taniec niż starcie. Walki w Epizodach IV i V są inne, więc na nich się wzorował. Chciał by starcie Finna i Kylo było bardziej prymitywne, ciężkie i agresywne, ale też takie bardziej naturalne dla dzieci, które się bawiły w „Gwiezdne Wojny”. Jak Abrams w czasach klasycznej trylogii.

Jednocześnie reżyser powiedział, że cieszy go, iż tak wielu ludzi wciąż obchodzi Luke. A jego nieobecność we wszystkich materiałach jest spowodowana opowiadaną historią, a nie tym by ludzi zirytować.

Mark Hamill twierdzi, że Luke obecnie znajduje się na innym etapie życia niż w klasycznej trylogii. Dodał też, że w filmie będzie wiele niespodzianek. Aktor wyraził zadowolenie z możliwości ponownego grania z Harrisonem Fordem i Carrie Fisher. Ale nie tylko. Wspomniał, że uczucie podczas pracy na Skellig Michael bardzo mu przypominało to, czego doświadczył, gdy kręcono zdjęcia w Tunezji. Mógł wejść w rolę i zapomnieć o całym świecie.

O tym, że widzieliśmy już Luke’a w zwiastunach wiemy, ale potwierdził to Simon Pegg. Aktor i scenarzysta był konsultantem na planie. Pomagał dopracować pewne kwestie w scenariuszu, więc był obecny. Pamięta bardzo dobrze napięcie wszystkich zebranych, gdy kręcono scenę w której Luke kładzie swoją sztuczną rękę na R2-D2. To było coś.

Tak skoro przy Peggu już jesteśmy to chyba namierzono już kogo gra. Faktycznie, twarzy nie widać, jak zapowiadano.

Adam Driver przyznał z kolei, że o roli Kylo Rena rozmawiał przez kilka miesięcy. Po wizycie w kwaterze głównej Bad Robot, powiedział tylko, że przemyśli to sobie. Zapytany dlaczego chciał przemyśleć występ w „Gwiezdnych Wojnach”, odparł jedynie, że jako fan, nie chciał zwalić tej roboty. Natomiast będąc fanem, Driver nie zamierza oglądać „Przebudzenia Mocy”. Twierdzi, że nie może patrzeć na siebie w ekranie, bo zawsze mu się wydaje, że to jest złe.

Harrison Ford obiecał, że film będzie dobry. Nie widział co prawda jeszcze całości, ale to co zobaczył mu się podoba. Dodał też, że George Lucas gdzieś wciąż tam jest. To on stworzył podstawę scenariusza, nadzorował też produkcję przez jakiś czas.

Peter Mayhew za to opowiedział, że pewnego dnia ktoś zapukał do jego pokoju i spytał „Gdzie jest ten chodzący dywan”. Oczywiście był to Harrison Ford.

Andy Serkis potwierdził, że Snoke jest odpowiednikiem imperatora z klasycznych filmów, nie wprost potwierdzając swoje zaangażowanie w kolejnych filmach. Snoke też nakłonił Kylo Rena by ten przeszedł na Ciemną Stronę.

Córkę Carrie Fisher czyli Billie Lourd widać w scenie, gdy przedstawiciele Ruchu Oporu stoją przy stole. Ale też pojawiło się jej zdjęcie z droidem PZ-4CO. Niestety nadal nie wiemy wiele o jej postaci.

Zdjęcia do filmu rozpoczęto w dzień w Abu Zabi, a skończono w nocy, dokładnie o 21:30 6 listopada 2014. W ostatniej kręconej scenie występuje Adam Driver jako Kylo Ren oraz inni rycerze Ren, którzy uwalniają coś co twórcy nazywają Force Back. Niestety na razie nie chcieli zdradzić, co to dokładnie jest.

Na koniec jeszcze jedno. Podobno w Epizodzie VII występuje R2-KT. Potwierdził to Albin Johnson. Nie jest to jakieś zaskoczenie, ponieważ od lipca to przypuszczaliśmy, ale teraz wiemy, że to ten sam droid. Więcej o R2-KT przeczytacie tutaj.
KOMENTARZE (18)

„Nowa nadzieja” z „Gazetą Wyborczą”

2015-12-02 07:07:35

Wczoraj była „Zemsta Sithów”, dziś „Gwiezdne Wojny Część IV – Nowa nadzieja”. Klasyczna trylogia staje się dodatkiem do „Gazety Wyborczej”. Cena dwupaku to 29,99 PLN.

Ten film George’a Lucasa rozpoczął wielkie zjawisko jakim są „Gwiezdne Wojny”. Uznawany jest za jeden z najważniejszych i najbardziej wpływowych obrazów w historii kina.

Nie mamy dokładnych danych wydania, ale patrząc na poprzednie filmy można przypuszczać, że tu będą podobne, czyli obraz 2.35:1, dźwięk angielski DD 5.1 Ex. polski DD 5.1 dubbing, francuski DD5.1. Napisy angielskie, polskie, francuskie i holenderskie.

W przyszły wtorek do gazety trafi „Imperium kontratakuje”.
KOMENTARZE (0)

„Zemsta Sithów” z „Gazetą Wyborczą”

2015-12-01 07:22:31

„Gazetą Wyborczą” kontynuuje wydawanie sagi na DVD. Dziś w kioskach można kupić „Gwiezdne Wojny Część III – Zemstę Sithów”. Jako dodatek do gazety film kosztuje 29,99 PLN.

Trzeci Epizod to ostatni póki, co, film z sagi, który wszedł na wielki ekran. Miało to miejsce 10 lat temu. Film ponownie wyreżyserował George Lucas.

Nie mamy dokładnych danych wydania, ale patrząc na poprzednie filmy można przypuszczać, że tu będą podobne, czyli obraz 2.35:1, dźwięk angielski DD 5.1 Ex. polski DD 5.1 dubbing, francuski DD5.1. Napisy angielskie, polskie, francuskie i holenderskie.

Jutro z „Gazetą” będzie można kupić „Nową nadzieję”.
KOMENTARZE (10)

PG-13 i inne wieści

2015-11-26 07:16:56

Zaczynamy od najważniejszej informacji. Otóż „Przebudzenie Mocy” ma już oficjalnie rating i uwaga jest to PG-13. Dla przypomnienia, wszystkie dotychczasowe filmy z sagi, z wyjątkiem „Zemsty Sithów” miały rating PG. PG-13 formalnie informuje, że niektóre elementy filmu mogą być nieodpowiednie dla dzieci poniżej 13. roku życia, więc rodzice powinni zwrócić szczególną uwagę na ten obraz. Warto dodać, że sama kategoria PG-13 to w dużej mierze dzieło George’a Lucasa i Stevena Spielberga. Gry kręcili „Indiana Jones i Świątynia Zagłady” to bali się, że obraz nie dostanie ratingu PG. Nie chcieli też, by uznano to za film tylko dla widzów dorosłych, więc zaczęto starania o nową kategorię.

Analitycy powoli studzą swoje oczekiwania wobec dobrego wyniku „Przebudzenia Mocy”. Wcześniej liczono na rekord – ponad 200 milionów USD w Stanach w pierwszy weekend. Teraz dochodzą do wniosku, że to może być nie możliwe, także ze względu na charakter okresu przedświątecznego. Variety strzela, że film zgranie jakieś 170 milionów w USA. To i tak byłoby coś, bo póki co żaden film wchodzący w grudniu w Stanach w pierwszy weekend nie zarobił 100 milionów USD.

J.J. Abrams przyznał, że pierwszym słowem, jakie padnie w filmie będzie angielskie „This” (czyli „to”). Prawie jak w „Nowej nadziei”, gdzie C-3PO mówił: „to szaleństwo”. Reżyser sprostował też informację o zakończeniu filmu. Otóż jest już skończony, ale jeszcze pewne drobne poprawki zostaną tam naniesione. Dodatkowo reżyser stwierdził, że w ostatecznej wersji nie zostanie wykorzystana cała muzyka, którą przygotował John Williams. Wycięto jakieś 30 minut. Zobaczymy, czy będzie ona kiedyś upubliczniona. Niestety nie wiadomo, czy chodzi o alternatywne aranżacje, czy niewykorzystane melodie.

John Boyega jest bardzo ciekawy reakcji ludzi na film. Obiecał, że pójdzie parę razy do kina oglądać go z różną publicznością, właśnie by badać tę reakcję.

Na koniec jeszcze dwa zdjęcia z magazynu „Empire” oraz okładki kolekcjonerskie i jedna specjalna dla prenumeratorów.




KOMENTARZE (12)

„Atak klonów” z „Gazetą Wyborczą”

2015-11-25 07:19:12

Wczoraj można było kupić „Mroczne widmo”, dziś mamy „Gwiezdne Wojny Część II – Atak klonów” na DVD jako dodatek do „Gazety Wyborczej”. Dwupak (film plus gazeta) kosztuje 29,99 PLN.

Film ponownie wyreżyserował George Lucas. To drugi chronologicznie epizod w cyklu. W ramach serii „Gazety Wyborczej” zostaną w Polsce wydane wszystkie dotychczasowe Epizody.

Nie mamy dokładnych danych wydania, ale patrząc na „Mroczne widmo” można przypuszczać, że tu będą podobne, czyli obraz 2.35:1, dźwięk angielski DD 5.1 Ex. polski DD 5.1 dubbing, francuski DD5.1. Napisy angielskie, polskie, francuskie i holenderskie.

W przyszły wtorek z „Gazetą” będzie można kupić „Zemstę Sithów”.
KOMENTARZE (23)

„Mroczne widmo” z „Gazetą Wyborczą”

2015-11-24 07:25:19

Zgodnie z wcześniejszą zapowiedzią, dziś można kupić „Gazetę Wyborczą” wraz dodatkiem, filmem „Gwiezdne Wojny Część I – Mroczne widmo” na DVD. Jeśli ktoś ceni dobre dziennikarstwo to gazeta z filmem kosztuje 29,99 PLN, jeśli nie to film z darmową gazetą tyleż samo.

„Mroczne widmo” to pierwszy chronologicznie film w cyklu, wyreżyserowany przez George’a Lucasa. Wydanie serii w „Gazecie Wyborczej” jest kolejnym krokiem, który ma nas przygotować przed premierą VII Epizodu.

Niestety na razie nie wiemy nic na temat danych wydania.

Update
Wygląda na to, że mamy tu obraz 2.35:1, dźwięk angielski DD 5.1 Ex. polski DD 5.1 dubbing, francuski DD5.1. Napisy angielskie, polskie, francuskie i holenderskie.

Jutro razem z „Gazetą” będzie można kupić „Atak klonów”.
KOMENTARZE (30)

„Entertainment Weekly” ponownie o VII Epizodzie

2015-11-16 07:12:50

Na początek krótka informacja. John Williams skończył nagrywanie muzyki 14 listopada. Poinformował o tym technik pracujący przy nagraniu. Zatem zostało już tylko skończenie efektów specjalnych.

Kończy się rok, więc w USA rozpoczyna się sezon nagrodowy, a wraz z nim specjalne pokazy filmów, także tych, które do szerokiej dystrybucji wejdą dopiero w przyszłym roku. Takie pokazy będą miały miejsce choćby około 1 grudnia, gdy będą wręczane nagrody krajowej rady recenzentów w USA. Disney zapowiedział, że z tej okazji nie będzie żadnych specjalnych pokazów „Przebudzenia Mocy”. Wszyscy muszą czekać do premiery.

„Entertainment Weekly” znów poświęciło kilka stron na „Przebudzenie Mocy”. Podobnie jak to miało miejsce w sierpniu, przeprowadzili wywiady z twórcami nowego filmu. Pierwszy z artykułów dotyczy Hana Solo.



Harrison Ford przyznaje, że choć kiedyś chciał, by Han Solo zginął, to teraz cieszy się, że ta postać wciąż żyje. Dzięki temu mógł zagrać w kolejnej części sagi, co dało mu możliwość interakcji z młodymi aktorami oraz innego podejścia do Solo. Harrison wspomniał też, że o ile ciężko jest mu stwierdzić, który samolot najbardziej lubi, albo które z pośród swoich dzieci najbardziej kocha, w sumie to nie wie nawet jaki smak lodów jest jego ulubionym, o tyle jednak gdy porównuje role Hana i Indy’ego, to zdecydowanie preferuje tego drugiego. Być może dlatego, że Indiana Jones jest tak inny, a Han Solo, zwłaszcza w „Nowej nadziei” jest bardziej Harrisonem Fordem, niż aktor chciałby przyznać.
Ford zapytany o to, czy Han Solo zmienił się i został mistrzem, twierdzi, iż jego postać nie aspiruje do roli jaką w „Nowej nadziei” odgrywał Obi-Wan Kenobi. Kwestia wiary w Moc, wcale nie jest odrzuceniem postaci starego Solo, a raczej związana jest z jego rozwojem.
Nie mogło też zabraknąć pytanie o Antologię o Hanie Solo. Ford niewiele wie na jej temat, poza tym, że ma dotyczyć młodego Solo. A swojemu następcy radzi rozmawiać z reżyserem, obejrzeć filmy i zrobić to po swojemu.
Rada z rozmawianiem z reżyserem jest o tyle ważna, że jak wspomina Ford, Oscar Isaac zapytał go jak się lata statkiem kosmicznym. (Pisaliśmy o tym w kwietniu). Oczywiście to jedna wielka ściema, to mniej więcej Ford powiedział, ale gdy kręcili „Nową nadzieję” to Harrison bardzo podobne pytanie zadał George’owi Lucasowi. Ten zaś stwierdził, że nie wie, więc trzeba tylko ponaciskać przyciski i udawać. Zresztą „torturowanie” Lucasa to coś, co Ford dobrze pamięta z czasów oryginalnej trylogii. Nie chodzi też o pytania jak coś zagrać, ale też jak wypowiedzieć pewne kwestie. Wiele razy wspominał George’owi by ten pisząc dialogi czytał je na głos, bo to pomaga. Wiele rzeczy da się napisać, ale niekoniecznie można to powiedzieć na głos.



Kolejny artykuł dotyczył księżniczki Lei.
W nowych „Gwiezdnych Wojnach” zobaczymy bohaterów, potwory, magię, niesamowite maszyny. Jest nawet zamek i księżniczka, ale w tym przypadku prawie nikt już jej tak nie nazywa. Obecnie nazywają ją generałem – twierdzi J.J. Abrams. Z wyjątkiem jednego momentu.
Rola Lei się zmieniła, spoważniała. Abrams bardzo się cieszy, że mógł ponownie zjednoczyć Carrie Fisher i Harrisona Forda, w szczególności w ich spotkaniu na lądowisku bazy Ruchu Oporu. W scenie pełnej czułości, ale też smutku. Wynika to także z drogi jaką przeszła Leia. Brakuje jej lekkiego humoru, który pamiętamy z klasycznej trylogii. Jej los jest obecnie zdecydowanie cięższy i poważniejszy. Zdaniem Fisher, Leia jest obecnie bardziej samotna, znajduje się pod dużą presją, wciąż jest bardzo oddana sprawie, ale jednocześnie jest zmęczona, może nawet pokonana, ale też wkurzona. Jednak wciąż się nie poddaje.

Więcej zdradzono na temat Maz Kanaty.
Jakby ktoś jeszcze tego nie wiedział, to ta mała ukryta w środku oficjalnego plakatu postać to Maz Kanata. Potwierdza to J.J. Abrams. Zresztą wszystkie spoty telewizyjne i zwiastun zdradzają na jej temat więcej niż nam się wydaje. Abrams miał pewien pomysł na to jak ta postać działa i co zrobi. Istotne są także gogle, które nosi. To ważny element tej postaci, dlaczego, zobaczymy w filmie. Reżyser potwierdza też, to co donosiło wiele plotek. Kanata była piratką przez długi czas, żyje ponad tysiąc lat. Od stu lat posiada zamek w tej wodnistej dziurze (jak nazwał jej planetę), a w środku jest bar taki jakich wiele w galaktyce. W filmie nie dowiemy się wiele o niej, o tym skąd pochodzi czy do jakiego gatunku należy, ale Abrams uspokaja. Po filmie przyjdą inne publikacje i to się wyjaśni. Czy chodzi o gry, komiksy lub książki, zobaczymy.
Maz ma być mądrym obcym, który w pewien sposób jest powiązany z mistyczną częścią uniwersum. Początkowo chciano zrobić ją za pomocą kukiełki, lecz gdy już wiedziano co czeka Kanatę zdecydowano się na motion-capture. Ponieważ większość postaci w jej zamku to praktyczne efekty, Abrams pilnował by się nie odróżniła od nich rażąco. Musiała być bardziej ruchliwa i odegrać większą rolę niż pozostałe stwory. Byli więc skazani na CGI, ale posiłkowali się też Lupitą Nyong’o. Aktorka cały czas była na planie, a potem miała jeszcze sesje mo-cap. Abrams jest bardzo zadowolony z pracy z nią.
Lupita twierdzi, że rozwijanie postaci mo-cap niewiele się różni od rozwijania normalnego bohatera. Dla niej była to pierwsza rola w takiej formie, więc musiała się wiele nauczyć pod okiem mistrza – Andy’ego Serkisa. Nyong’o wspomina też o oczach, które dla aktorki są ważnym elementem komunikacji na ekranie. Więc, to co dostała traktuje jako dar.



Niejako tym samym płynnie przechodzimy do artykułu o Andym Serkisie i jego roli.
Andy Serkis wspomina zaś, że po raz pierwszy w swojej pracy pojawił się na planie nie wiedząc jak jego postać będzie wyglądać. Tak mocno działa sekretność i tajemnicze pudełko Abramsa, ale nie tylko. Proces powstawania Snoke’a nie był jeszcze zakończony.
Najwyższy Przywódca Snoke to było wyzwanie, gdyż Abrams chciał wycisnąć tyle się da, a nawet pchnąć do przodu technologię motion capture. Więc gdy pierwszy raz Serkis zaczął z nim rozmawiać, jeszcze nie wszystko zostało wypracowane, formuła nie została ostatecznie ustalona. Zaczęło się więc od długie dyskusji jak grać tę postać. Postać się mocno zmieniała nie tylko w trakcie zdjęć, ale też długo po nich. Więc nawet gdy w sieci można znaleźć wczesne koncepty Snoke’a (jak ten poniżej), to dziś są one bardzo odległe od tego czym stała się ta postać.
Oczywiście Serkis był na planie, by złapać interakcję z innymi aktorami, ale proces prac nad jego postacią trwał na długo po zakończeniu zdjęć. Było kilka sesji podczas których Andy przebywał w Londynie w Imaginarium, podczas gdy J.J. Abrams instruował go z Los Angeles. Zmieniały się koncepty postaci, ale też sposób jej odgrywania.
Oczywiście ostateczny wygląd Snoke’a jak również jego motywy pozostaną sekretne aż do 18 grudnia. Ale Serkis trochę powiedział na temat swojej postaci. To nie jest miły facet, raczej w stylu takich, co knują latami i nie są impulsywni. Snoke jest enigmatyczny, w pewien sposób wrażliwy, ale przy tym bardzo potężny. Oczywiście ma swój wielki plan. Poniósł wiele szkód, lecz istnieje jakaś dziwna podatność innych na niego, co zdaniem Serkisa może być częścią jego planu.
Snoke’a nie dałoby się zagrać normalnie w makijażu. Po pierwsze jest bardzo wielki, zwłaszcza w skali z innymi postaciami. Jest wysoki. Również jego twarz jest tak stworzona, że nie dałoby się skorzystać z protetyki. To było by zbyt ekstremalne. Nie wchodząc w szczegóły on ma bardzo specyficzny układ kostny i układ twarzy. Tego by się nie dało zrobić w prawdziwym świecie. Snoke i Kanata to jedyne cyfrowe postaci w „analogowym” obrazie. Snoke jest nową postacią, nowo wprowadzoną. Ale ona doskonale wie, co się działo wcześniej i to, zdaniem Serkisa, w bardzo dużym stopniu.



Kolejny artykuł dotyczy Luke’a Skywalkera.
Luke Skywalker nie jest już bohaterem „Gwiezdnych Wojen”. W kolejnej odsłonie stał się McGuffinem. Czyli tajemniczym przedmiotem (lub osobą), wokół którego dzieje się akcja. Jak „Sokół maltański”. Mark Hamill jest w „Przebudzeniu Mocy”, ale jego nieobecność w zwiastunach, plakatach to celowy zabieg. Abrams mówi, że nie zapomnieli o nim, ale liczą, że fani są ciekawi, co się z nim stało. W końcu miał być ostatnim z Jedi. Czy był niegotowy, jak sugerował Yoda? A może właśnie okazał się bardziej dorosły niż styrany życiem mistrz? Luke jest bardzo ważny w tej historii. A gdzie on jest? Na to odpowie film. A kim jest Luke? To pytanie, które wciągnęło Abramsa na pokład. Zadała mu je Kathleen Kennedy, gdy się jeszcze wahał.
Akcja dzieje się prawie czterdzieści lat po „Powrocie Jedi”, więc dla kolejnego pokolenia bohaterowie dawnych wydarzeń są wręcz mityczni. Słyszeli coś o nich, ale niekoniecznie wszyscy, natomiast trudno im uwierzyć w prawdziwość tych opowieści. Dla Rey, która nie ma normalnego wykształcenia, która żyje na opuszczonej planecie ze zbieractwa, to brzmi niesamowicie. To rzeczy magiczne, ale może gdzieś tam daleko możliwe. Finn natomiast patrzy na Luke’a przez pryzmat swego wykształcenia. W armii stworzonej na ruinach Imperium Skywalker jest wrogiem.
Na pytanie gdzie jest Luke nie chciał odpowiadać też Mark Hamill, mówiąc, że zdradziłby za dużo.
Owszem pojawiły się dziwne plotki o tym, że Luke może być Kylo Renem. Tego jednak gra Adam Driver. Więc chyba nie tam trzeba go szukać.



Ostatni artykuł dotyczył generała Huxa.
Na plakacie widzimy coś co wygląda jak wielka, trzecia Gwiazda Śmierci. J.J. Abrams potwierdza, to jest baza Starkiller, centrum dowodzenia resztek Imperium znanych jako Najwyższy Porządek. To w pewnym sensie jest kolejna Gwiazda Śmierci, ale zdecydowanie bardziej złożona i potężniejsza. To krok naprzód, jeśli chodzi o rozwój technologii. Jak dokładnie jest potężna, zobaczymy 18 grudnia. Natomiast mamy pewne wskazówki. Otóż tam gdzie Imperium, Vader czy Imperator polegli, ich następcy starają się nie popełniać tych samych błędów. Tworzą coś bardziej przerażającego i destruktywnego. Zło wciąga jak narkotyk, a Najwyższy Porządek mocno uzależnia.
Domhnall Gleeson, który gra generała Huxa mówi, że jego postać ma przeczucie pewnej wyższości. Ma też wrażenie, że jest lepszy od tych, którzy go otaczają. Jest przez to bezwzględny. Stosuje też ostrą dyscyplinę by to egzekwować. Junta galaktyczna działa trochę jak mafia, trzeba zabić by awansować. Nie da się tam wspiąć tak wysoko jak Hux w tak młodym wieku nie będąc tak bezwzględnym. (Gleeson ma 32 lata). W dodatku Hux nie nosi broni, on każe innym wykonać brudną robotę. On przede wszystkim pragnie władzy i to bardzo mocno. A jak to zwykle bywa tacy ludzie jak on nie są tymi, którzy powinni tę władzę mieć. Boi się za to pewnej indywidualności, którą stara się zgnieść w innych. Może dlatego, że zawiódł? Hux nie ma też dobrych relacji z innymi przywódcami Najwyższego Porządku. Wydawałoby się, że powinien mieć dobrze dogadywać się z Kylo Renem, ale tak nie jest. Są bardziej wrogimi przyjaciółmi. Obaj pragną władzy i obaj mają inne zdolności. Są w pewnym sensie przeciwieństwem.
Na koniec jedna spekulacja. A co jeśli nazwa Starkiller nie jest tylko nawiązaniem do twórczości Lucasa, a wskazaniem możliwości tej stacji?



Kończąc, zmieniamy temat. W Multikinie jest promocja. Do biletów na „Przebudzenie Mocy” dodają plakat. W dodatku promocja działa też wstecz. Jeśli ktoś zakupił i nie dostał, a ma dowód, może pójść po ten plakat.
KOMENTARZE (42)

Amerykańskie nie-lokacje

2015-11-12 07:15:48

W tym roku przedstawiliśmy kilka opisów amerykańskich lokacji „Gwiezdnych Wojen”, ale w Stanach są jeszcze inne miejsca, o których warto wspomnieć właśnie z powodu powiązań z Sagą. Oczywiście najbardziej znane z nich to Ranczo Skywalkera, znajdujące się w hrabstwie Marin. Jednak warto pamiętać, że jest to prywatna posesja George’a Lucasa, więc trudno tam dotrzeć i je zwiedzić. Na szczęście zostają jeszcze inne lokacje, zdecydowanie bardziej w zasięgu fana.

San Francisco
Jedno z najbardziej malowniczych miast Stanów Zjednoczonych, pięknie położone i przyciągające wielu turystów. Obok mostów Golden Bridge i Bay Bridge jedną z największych atrakcji jest słynne więzienie o zaostrzonym rygorze - Alcatraz. Osadzone na wyspie, by nikt z niego nie uciekł, owiane legendą, ma jednak swój mały wkład w „Gwiezdne Wojny”.
Ben Burtt, gdy zajmował się nagrywaniem i szukaniem dźwięków do sagi, przemierzył okolice San Francisco, dotarł też do przesławnego więzienia, gdzie nagrał dźwięki drzwi celi. Wykorzystał je w „Imperium kontratakuje”. Podobno nagrywał też coś na spacerniaku.
Alcatraz ma bardzo ważne miejsce w popkulturze, zostało sportretowane w wielu filmach, takich jak np. „Twierdza” (The Rock) Michaela Baya z Nicolasem Cagem i Seanem Connerym, a także „Ucieczce z Alcatraz”. Jest też ikoną, więc pojawia się w tle wielu filmów dziejących się w San Francisco. U J.J. Abramsa w „W ciemność. Star Trek” zostaje zniszczone. Zasłużenie czy nie, jest to bardzo ważna i oblegana atrakcja turystyczna, więc bilety warto sobie zarezerwować wcześniej przez stronę internetową. Zwłaszcza, gdy ktoś przyjeżdża do San Francisco w sezonie i nie zabawi tam długo. Bilet kosztuje około 50 USD. Cena zawiera przejazd w obie strony promem. Można też sobie wziąć audio-przewodnik, a następnie samemu obejrzeć więzienie. Warto jednak przygotować się na to, że nie jest one zbyt duże, z pewnością nie tak wielkie i rozległe jak widzimy to nieraz w filmach. Nie należy więc się za wiele spodziewać. Obejście całości nie zajmie wiele czasu. Samo Alcatraz jest też obecnie miejscem lęgowym dla ptactwa, więc niektóre części wyspy są zamknięte.



Innym istotnym miejscem w San Francisco jest obecna siedziba Lucasfilmu. Centrum Sztuki Cyfrowej im. Lettermana znajduje się w Presidio, to dzielnica w zachodniej części San Francisco. W Presidio znajduje się też między innymi muzeum Walta Disneya.
Siedziba Lucasfilmu nie odegrała żadnej istotnej roli przy powstawaniu klasycznych sześciu części sagi. Głównie dlatego, że firma sprowadziła się tam, gdy kończono pracę nad „Zemstą Sithów”. O samym budynku pisaliśmy tutaj. Bez wątpienia najsłynniejszym miejscem w tym kompleksie jest znana fontanna z Yodą wyrzeźbionym przez Lawrence’a Noble. Ale ciekawych miejsc do zwiedzenia jest więcej. Przy odrobinie szczęścia można też wejść do holu jednego budynku B, gdzie wystawione są pamiątki z produkcji „Gwiezdnych Wojen”. No i warto pamiętać, że jest to miejsce pracy najważniejszych osób kreujących obecnie sagę. Wstęp na teren centrum jest bezpłatny, ale by wejść do budynków trzeba mieć przepustkę (z wyjątkiem głównego lobby budynku B). Wato też wybrać się tu po zmroku, wtedy czasem łatwiej dostrzec coś przez szyby.



Jesienią w Lucafilmie jest organizowany festiwal sztuki ulicznej, wtedy na chodnikach pojawiają się tworzone kredą malowidła. Kilka z nich poniżej.



Oczywiście będąc w San Francisco z pewnością warto zobaczyć na własne oczy Golden Bridge, prawdopodobnie jedną z najbardziej rozpoznawalnych ikon tego miasta. Warto też przejechać się tutejszym tramwajem. Można też znaleźć serce Yody zrobione przez Lawrence’a Noble’a, o którym pisaliśmy tutaj.



Z Polski do San Francisco najlepiej dotrzeć samolotem. To dobre miejsce, by rozpocząć (lub skończyć) swoją wyprawę po Stanach.

Modesto
To miejsce, które odgrywa istotną rolę w życiu George’a Lucasa. To właśnie tu przyszedł na świat i tu dorastał. To tu jego ojciec miał sklepik. Tu też młody George postanowił zostać kierowcą wyścigowym, jednak po wypadku, z którego ledwo wyszedł z życiem, zdecydował się zmienić zawód i został filmowcem. Modesto odgrywa szczególną rolę w twórczości Lucasa. Osadził tu akcję swojego filmu „Amerykańskie Graffiti”, pierwszego komercyjnego sukcesu. Modesto też ukształtowało Tatooine, to miejsce z dala od centrum wszechświata, gdzie dorasta młody chłopak przepełniony marzeniami o wielkich przygodach. Niezależnie czy jest to George, Luke, Anakin czy studenci z „Amerykańskiego Graffiti”.
Modesto warto zobaczyć głównie ze względu na amerykański małomiasteczkowy klimat. Znajdziemy tu miejsca wykorzystane w „Amerykańskim Graffiti”, w tym słynny łuk. Jest też pomnik upamiętniający dzieło Lucasa. Można też przejechać się uliczkami, gdzie znajdował się dom jego rodziców. Są też szkoły i wiele innych miejsc, w których młody George mógł przebywać. Jednak znów największy problem to dotarcie do Modesto. Nie jest to duże miasto, więc właściwie jedynym sensownym środkiem komunikacji pozostają samochody, ewentualnie autobusy z San Francisco. Warto jednak pamiętać, że samo Modesto niewiele oferuje turystom, więc zdecydowanie najlepiej zahaczyć je na chwilę, jadąc gdzieś dalej.




Wcześniejsze relacje znajdziecie tutaj:
KOMENTARZE (1)

P&O 148: Kim jest ta duża futrzasta istota na zebraniu Separatystów?

2015-11-08 08:32:35



Kolejne pytanie o postaci tła z sagi. Tym razem „Atak klonów”.

P: Podczas spotkania Separatystów jest tam jedna duża futrzasta obca istota? Kim on jest i z jakiej rasy pochodzi?

O: To ona, nie on, i jest to Toonbuck Toora. Należy do gatunku Sy Myrth i była obecna podczas kręcenia sceny konferencji Separatystów na Geonosis, ale George Lucas nie był zadowolony z tego, że kukiełka nie przedstawiała sobą ekspresji. Ostatecznie kazał ILMowi zamienić cyfrowo Toonbuck Toorę na inną bardziej złowieszczą postać, określaną przez artystów cyfrowych mianem „głowy aligatora”.

Nie jest to już przedstawiciel rasy Sy Myrth, a kobieta rasy Holwuff imieniem Rogwa Wodrata.

K: Tu warto wspomnieć o pewnej małej ciekawostce, skąd w ogóle mogło się wziąć pytanie o tę postać, skoro nie pojawiła się ona w filmie. Otóż wszystko się wzięło z #21 zdjęcia z serii George Lucas Select, przedstawiającej fragmenty z kręcenia Epizodu II (Select #21). Oczywiście samo pojawienie się tego zdjęcia w grudniu 2000 wywołało pewne spekulacje, wiele osób nie wiedziało, kim jest ta postać, z pewnością jednak wielu zapadła w pamięć. Może to Bothanin? Takie też były spekulacje. Toonbuck Toora pojawiła się przede wszystkim w dwóch źródłach w Ilustrowanym Słowniku - Gwiezdne Wojny Część I, a także potem w Masce kłamstw. Była jedną ze skorumpowanych senatorek. Jednak jej rola nie została w żaden znaczący sposób rozwinięta. Jeszcze mniej można powiedzieć o Rogwie Wodracie, poza tym, że właściwie też jest senatorką. Na koniec zdjęcie Rogwy.


KOMENTARZE (1)

„Łowca androidów” i „Gwiezdne Wojny”

2015-11-06 07:13:11 oficjalna



Jedno z najgłośniejszych dzieł filmowej fantastyki, czyli „Łowca androidów” (Blade Runner) Ridleya Scotta z 1982. To film, który nie mógł wpłynąć zbytnio na klasyczną trylogię, ale który ugruntował pewne wizje miast przyszłości. To coś, co w pewien sposób odcisnęło swoje piętno na sadze. I tym właśnie zajmie się Bryan Young.

Ridley Scott jest twórcą „Łowcy adroidów”, filmu bazującego na powieści Philipa K. Dicka „Czy androidy śnią o elektrycznych owcach”, mającego swoją premierę na rok przed „Powrotem Jedi”. Opowiada on historię łowcy androidów imieniem Deckard, którego praca polega na znajdywaniu zbuntowanych replikantów, zbiegłych na Ziemię i wysłania ich „na emeryturę” zanim spowodują więcej problemów czy zabiją kogoś.

To film który porusza w delikatny sposób prawa androidów, interesy korporacyjne czy karę śmierci. Ponadto widzimy tu Harrisona Forda w prawdopodobnie swojej trzeciej najbardziej ikonicznej roli. Jest też kilka ukrytych gagów do „Gwiezdnych Wojen”, jak chociażby to, że Bill George, artysta zajmujący się efektami FX pracował tu nad swoim własnym „Sokołem Millennium” o wysokości pięciu stóp, który jest tak prawdę mówiąc sztuczką ze światła, ostatecznie stał się kilkoma różnymi budynkami.





Wygląd Los Angeles w tej alternatywnej przyszłości jest źródłem największej ilości bezpośrednich inspiracji w późniejszych „Gwiezdnych Wojnach”. Zaczynając od „Mrocznego widma”, pamiętne widoki z „Łowcy androidów” służyły jako pierwsza wersja Coruscant, od budynków sięgających nieba po kosmiczne trasy latających pojazdów. Oczywiście oba filmy były zainspirowane „Metropolis” (niemy film z 1927 o którym pisałem wcześniej) „Łowca Androidów” jest jakby wersją 2.0 tego pomysłu, a prequele tworzą wersję 3.0.

Nie ważne, czy George Lucas chciał złożyć hołd dobrze zrobionemu filmowi, czy odwdzięczyć się za umieszczenie „Sokoła Millennium”, reżyser umieścił dwa samochody policyjne z „Łowcy androidów” podróżujące powietrznymi arteriami Coruscant.



Jednym z najbardziej istotnych budynków w „Łowcy androidów” była główna siedziba Tyrell Corporation, firmy produkującej replikantów a jednocześnie podejmującej kwestionowane decyzje wobec nich. Czy to przypadek, że świątynia Jedi, która stała się centrum dowodzenia armią klonów, ma podobny kształt co ten ikoniczny budynek?

Nawet więcej podobieństw można zauważyć w półświatku Coruscant ukazanym w „Ataku klonów” i odcinkach „Wojen klonów” dziejących się niedaleko poziomu 1313. (O powiązaniach tych odcinków z „Łowcą androidów” pisaliśmy wcześniej.) Olbrzymi neon reklamowy widoczny w krajobrazie Los Angeles w „Łowcy androidów” jest tu pięknie oddany, gdy widzimy Anakina ścigającego Zam Wesell, zaś rury i wieże z których wydobywają się płomienie w krajobrazie Los Angeles widać też w strefie przemysłowej gdzie Zam prowadzi Kenobiego i Skywalkera podczas powietrznej sekwencji.

Cały pościg w „Łowcy androidów”, gdy Deckard goni i wysyła na emeryturę replikantkę Zhorę, ma ten sam wygląd i klimat co pościg Anakina za łowczynią nagród rasy Clawtide w „Ataku klonów”.

Ale nie tylko krajobrazy zostały wizualnie wykorzystane w „Gwiezdnych Wojnach”. Apartament Deckarda z klasycznym oświetleniem noir, w pewien sposób mocno przypomina mieszkanie Cada Bane’a który widzieliśmy w odcinku „Wojen klonów” pt. Hostage Crisis. Krata wentylacyjna wydmuchuje tło gdzie widzimy w obu przypadkach techno krajobraz miasta,

Tematycznie „Łowca androidów” zajmuje się moralnością i etyką klonowania, co jest podjęte także w odcinkach „Wojen klonów” takich jak Deserter czy cykl o Umbarze. Ale najwięcej podobieństw w historii widać pomiędzy szwarccharakterami, Royem Battym (którego grał Rutger Hauer) w „Łowcy androidów” i Anakinem Skywalkerem. Zarówno Roy jak i Anakin pracują by ocalić przed śmiercią tych na którym im zależy. Batty chce wiedzieć jak powstrzymać śmierć swoich znajomych replikantów, w szczególności Pris, granej przez Daryl Hannah. Jest gotowy zamordować każdego by ją ocalić, a nawet wkrada się do przypominającego świątynię Jedi budynku Tyrella by zabić mężczyznę, który go tworzył. Anakin wybiera się na podobną przygodę, szuka sposobu by ocalić swoją żonę Padme (graną przez Natalie Portman) od tego co tylko najgorsze. Podczas gdy szał Roya kończy zdecydowanie mniej żyć niż Akanina, efekt jednak jest podobny.

Podobnie jak w „2001: Odysei kosmicznej”, Ridley Scott przemontował i wydał jeszcze raz „Łowcę androidów” w ciągu lat, tworząc alternatywy wobec oryginalnych wersji, w sposób podobny co George Lucas, który ulepszył „Gwiezdne Wojny”. Wersja reżyserska pochodzi z 1992, a wersja ostateczna trafiła do kin po cyfrowej obróbce w 2007.

Dla tych, którzy chcieliby obejrzeć ten film polecam wersję z 2007. Uważajcie, gdyż ma on rating R ze względu na przemoc i odrobinę nagości. W mojej opinii „Łowca androidów” to film który powinien obejrzeć każdy fan science fiction.



Pisząc o tym, że zarówno Scott jak i Lucas nawiązywali do swoich filmów Bryan Young ma rację. Jednakże kwestia inspiracji samym Los Angeles Scotta, w szczególności budynkiem Tyrell Corporation jest o tyle wątpliwa, że nim „Łowca androidów” trafił na ekrany, istniały już projekty Coruscant. W dodatku zostały one już odrzucone. Pisaliśmy o nich tutaj. Do nich w równym stopniu Lucas powrócił przy prequelach. Film Scotta pewnie też był źródłem inspiracji, ale prawdopodobnie tylko jednym z wielu.
KOMENTARZE (0)

„Powrót Jedi” od jutra w AXN

2015-11-04 17:15:43



Maraton „Gwiezdnych Wojen” na AXN zbliża się do końca. Od jutra zaczną wyświetlać chronologicznie ostatni z dotychczasowych filmów z cyklu, czyli „Powrót Jedi”. Start dokładnie o 22:00. Tym razem reżyserią zajął się Richard Marquand, za scenariusz odpowiadali George Lucas i Lawrence Kasdan. W dramatycznym finale galaktycznej sagi Imperium chce roznieść Rebelię w pył z pomocą potężniejszej wersji Gwiazdy śmierci. Tymczasem rebeliancka flota szykuje zmasowany atak na tę stację kosmiczną. W obecności Imperatora Luke Skywalker staje do ostatecznego pojedynku z Darthem Vaderem. W ostatniej chwili Vader dokonuje doniosłego wyboru: postanawia zgładzić Imperatora i uratować synowi życie. Imperium zostaje pokonane, a Anakin Skywalker odkupuje dawne winy. Wolność galaktyki nareszcie zostaje przywrócona.

Film ten zamknął klasyczną trylogię. Przez wiele lat był też końcówką „Gwiezdnych Wojen”. Dopiero jedenaście lat po premierze „Powrotu Jedi” Lucas oficjalnie przyznał, że pracuje nad prequelami. Już niebawem zaś będziemy mogli poznać dalsze, kinowe losy klasycznego trio. W filmie wystąpili Mark Hamill, Harrison Ford, Carrie Fisher, Billy Dee Williams, David Prowse, Ian McDiardmid, Frank Oz, Peter Mayhew, Anthondy Daniels, Kenny Baker, Warwick Davis, James Earl Jones oraz Alec Guinness.

Epizod VI będzie w AXN powtarzany parę razy. Na razie pierwsze projekcje kształtują się następująco:
5 listopada (czwartek) 22:00 na kanałach AXN i AXN HD
7 listopada (sobota) 21:00 na kanałach AXN i AXN HD
8 listopada (niedziela) 14:35 na kanałach AXN i AXN HD
9 listopada (poniedziałek) 19:15 na kanale AXN White
10 listopada (wtorek) 23:05 na kanale AXN Black
11 listopada (środa) 1:45 na kanale AXN White

Dla przypomnienia, pozostałe filmy nadal są emitowane na AXN co jakiś czas.

Przypominamy także o konkursie związanym z projekcjami.

Następną część cyklu będzie można zobaczyć już w połowie grudnia w kinach.
KOMENTARZE (7)

George Lucas przepytuje Abramsa

2015-10-31 19:15:59

Vanity Fair umieściła filmik z krótkiego wywiadu z J.J. Abramsem. Jego formuła była dosyć ciekawa, bowiem Abrams najpierw odtwarzał na tablecie pytania zadane mu przez różne osoby, a następnie starał się na nie odpowiedzieć. bądź nie. Pytania dotyczyły różnych kwestii, nie tylko "Przebudzenia Mocy" i z większości z nich nie dowiadujemy się niczego ciekawego. Intrygujące jest jednak, że jednym z pytających był sam George Lucas (1:10). Spytał on Abramsa o to, co się stało z wnukami Dartha Vadera. J.J. w swoim stylu udzielił wymijającej odpowiedzi, mówiąc, że to Lucas powinien jemu to powiedzieć - bo Lucas stworzył to wszystko. czyżby to była kolejna sugestia, że zobaczymy w Epizodzie VII następnego Solo lub Skywalkera?



Jimmy Kimmel gościł natomiast u siebie Harrisona Forda. Ford udzielał mu wywiadu przebrany w kostium hot-doga. Zażartował sobie, że Hamilla nie było na plakacie, ponieważ nie było już na nim miejsca. Jedyne co Ford mógł powiedzieć na temat filmu, to to, że jest on na prawdę dobry i nie zawiedziemy się na nim. Nowa obsad: Daisy Ridley, John Boyega, Adam Driver i Oscar Isaac byli wg niego fenomenalni. Ford docenił również George'a Lucasa - który był wg niego autorem pierwszych rozdziałów jego życia/kariery.


KOMENTARZE (16)

2001: Stanley Kubrick i „Gwiezdne Wojny”

2015-10-24 06:44:03 oficjalna



„2001: Odyseja kosmiczna” (2001: A Space Odyssey) to bez wątpienia jedno z najbardziej znanych dzieł SF. Efekt współpracy geniusza kina – Stanleya Kubricka z geniuszem literackiego SF – Arthurem C. Clarkiem. Scenariusz bazował na starym opowiadaniu Clarke’a, który w trakcie prac nad filmem stworzył też powieść „2001: Odyseja kosmiczna”, bliską w wielu miejscach filmowi, ale będącą też swoistym rodzajem wariacji na ten sam temat. Tym razem Bryan Young zabrał się za filmową wersję tej opowieści i jej wpływ na George’a Lucasa.

Gdy „2001: Odyseja kosmiczna” po raz pierwszy trafiła na ekrany w 1968 od razu spolaryzowała krytykę i publiczność, ale od tamtego czasu uzyskała status jednego z największych dzieł w historii kina science-fiction. Po prawdzie George Lucas osobiście wspomniał o tym w 1977.
– Stanley Kubrick stworzył najwspanialszy film science fiction. Będzie bardzo trudno komukolwiek stworzyć lepszy film, przynajmniej tak mi się wydaje.

Bardzo trudno jest wytłumaczyć czym jest „2001: Odyseja kosmiczna”, bo to bardzo osobiste doświadczenie, a zakończenie zdaje się mieć inne znaczenia za każdym kolejnym oglądaniem.

To, co mogę powiedzieć z pewnością – jak myślę – to historia o ludzkiej ewolucji od „świtu człowieka” do drogi ku następnej fazie ewolucji, przez eksplorację kosmosu i rywalizację ze sztuczną inteligencją.

Choć historia 2001 nie zainspirowała „Gwiezdnych Wojen” wprost, Lucas nazwał ten film „olbrzymie wpływającym”. Oglądając go obecnie, łatwo zobaczyć dlaczego.

Film otwiera sekwencja nazwana „Świtem człowieka” ukazująca zmagania małp, które stworzono pod nadzorem Stuarta Freeborna. Jego prace nad stworami uczyniły go legendą na skalę światową i został zatrudniony do oryginalnych „Gwiezdnych wojen” i dwóch kolejnych sequeli. Najważniejsze, że to on zaprojektował i stworzył kukiełkę Yody, której projekt bazuje na jego twarzy jak i Alberta Einsteina.

Im film idzie dalej, tym dzikość początków człowieczeństwa dramatycznie przeskakuje w przyszłość. Dzięki serii sekwencji w zerowej grawitacji oraz długim rozmowom, rozumiemy, że ludzie których spotkaliśmy zostali przywiezieni na księżyc. Okręt, którym podróżują na powierzchnię księżyca, jest masywny, ale od tyłu wygląda prawie identycznie jak kapsułą ratunkowa która zabrała Artoo i Threepio na Tatooine. Ujęcie jak dryfuje ku naszemu księżycowi mogłoby być prawie pomylone z ujęciem z „Gwiezdnych wojen”.

Wewnątrz tego okrętu, także widzimy okrągłe korytarze, wypełnione modułowymi brązowymi bloczkami, które od razu przypominają wizualnie wnętrza „Sokoła Millennium”. Gdy tylko lądownik przybywa na księżyc widzimy fragment bazy księżycowej Alpha trochę z grzbietu gór. Zarówno umiejscowienie przestrzeni jak i postaci na pierwszym tle w strojach kosmicznych, przypominają trochę ujecie Obi-Wana i Luke’a spoglądających z góry na Mos Eisley. Architektura i wygląd bazy przypomina nawet jeden z pierwszych szkiców koncepcyjnych Ralpha McQuarriego.

Skoro Lucas lubi używać powracające pomysły by stworzyć wizualną poetykę wewnątrz swoich filmów, dla nikogo nie powinno być szokiem, że moment z „2001” także znalazł się w innej części sagi. Zgodnie z komentarzem na DVD – jeśli ktoś oczywiście nie pamięta ujęcia – ujęcie Polis Massy ze stacją, gdzie urodzili się Luke i Leia jest wirtualnie identyczne z ujęciem bazy księżycowej Alpha. Co więcej oba ujęcia ukazują w pewnym sensie początek odrodzenia człowieczeństwa w galaktyce, który kończy się w dzieciach.



To nie są jedyne wizualne elementy z 2001 które znalazły swoją drogę do „Gwiezdnych Wojen”. Podczas misji na Jowisza, gigantyczne kapsuły przycumowane do głównego okrętu jest użyta do podróży i misji. Jedną z nich można zobaczyć na złomowisku Watto w Mos Espie.

Jest też sekwencja w której David jest na zewnątrz okrętu w przestrzeni kosmicznej, ciężko oddycha przez swój kombinezon. Dźwięk mógłby być pomylony z ciężkim oddechem zamaskowanego Dartha Vadera. W innym miejscu, wchodzi do wnętrz okrętu, gdzie widać prostokątne czerwone szczeliny o zaokrąglonych rogach, które przypominają trochę komorę karbonizacyjną w „Imperium kontratakuje”. Wir kolorowego światła pod koniec filmu również mógłby być uznany za prekursora pierwszego skoku w nadprzestrzeń „Sokoła Millennium”.

Efekty specjalne „2001: Odysei kosmicznej”, sposób w jaki poruszają się okręty płynąć przez kosmos, brak dźwięku, to wszystko zostało zaprojektowane tak, by być tak realistyczne jak to tylko możliwe. Lucas zaś chciał dużo więcej energii kinetycznej w swoim filmie, więc „Gwiezdne Wojny” można uważać w pewnym stopniu za antytezę „2001”. Podczas gdy okręty w „2001” są ciche, powolne i niezdarne, te w „Gwiezdnych Wojnach” są hałaśliwe, zwinne i zwrotne. Bez „2001: Odysei kosmicznej” przecierającej ścieżkę efektów specjalnych, mało kto uznałby, że efekty „Gwiezdnych wojen” są w ogóle możliwe do osiągnięcia. Można też się zastanawiać czy użycie klasycznej muzyki w „2001” nie wpłynęło na decyzję Lucasa by powierzyć ścieżkę „Gwiezdnych wojen” Johnowi Williamsowi.

Poza inspiracjami audio-wizualnymi, Kubrick pomógł ustanowić standard, który George Lucas doskonalił latami. Kilka dni po nowojorskiej premierze „2001”, Kubrik zdecydował, że film potrzebuje zmian. Ostatecznie poprawił tempo wycinając prawie 20 minut filmu zanim trafił on do szerokiej dystrybucji. George Lucas był równie bezkompromisowy jeśli chodzi o swoją wizję „Gwiezdnych Wojen”, zaczął wprowadzać zmiany regularnie do filmu już od czerwca 1977. Praktycznie każde kolejne wydanie dawało Lucasowi możliwość poprawienia swojej wizji „Gwiezdnych Wojen”, to precedens zainicjowany przez Stanleya Kubricka.

Dla tych, których interesuje obejrzenie tego filmu, to ma on rating G, ale może być trudno zainteresować nim młodszego odbiorcę, by wytrzymał siedząc cały czas. Prawdę mówiąc ciężko może być także starszemu młodemu odbiorcy wysiedzieć przez cały czas starając się zrozumieć znaczenie tego. Ale to z pewnością film, którzy fani powinni obejrzeć choć raz.



Powiązań między „2001: Odyseją kosmiczną” a „Gwiezdnymi Wojnami” jest więcej. Warto wspomnieć choćby o Robercie Wattsie, który był w filmie Kubricka kierownikiem produkcji, potem zaś był producentem filmów sagi. Najistotniejsze chyba jednak jest to, że ekipa Johna Dykstry właściwie nie tyle inspirowała się „Odyseją”, co wykorzystywała technologie i sposób modelowania wypracowany przez ekipę Kubricka. To nie była inspiracja, a wzór, który zresztą rozwinięto.
KOMENTARZE (5)

Od II wojny światowej do komiksu

2015-10-20 18:48:09 oficjalna



Cole Horton tym razem zajął się historią komiksu, która poniekąd również jest w pewien sposób związana z II wojną światową. Bezpośrednią inspiracją tematu był Comic-Con w San Diego.

Lipiec to miesiąc w którym fandom „Gwiezdnych Wojen” zwraca się ku Comic-Con w San Diego. Nie tylko jest to największy konwent komiksowy na świecie, ale jego historia z „Gwiezdnymi Wojnami” rozpoczęła się tu w 1976. Tak, jeszcze zanim „Gwiezdne wojny” trafiły na ekran, były już komiksy opowiadające historie z odległej galaktyki. Historia „Gwiezdnych Wojen” i komiksu przeplata się, zaś samych komiksów jak wiemy jest nierozerwalna od II wojny światowej. Zarówno od klasyki, która inspirowała „Gwiezdne Wojny”, po twórców złotego wieku, którzy pomagali powołać do życia pierwsze numery „Star Wars”. W tej wydaniu „Od wojny światowej do Gwiezdnych Wojen” właśnie przyjrzymy się komiksom.

Nie ma możliwości opowiadać historii komiksu bez odniesień do II wojny światowej. Jak tylko wojna w Europie i Azji się rozszalała, ten nowy format i postacie zyskały niespodziewaną popularność. U szczytu konfliktu w 1944, Złota Era komiksu trwała na całego, na czele z takimi bohaterami jak Superman, Kapitan Ameryka czy Kapitan Marvel. Właściwie to nawet Kapitan Ameryka był przedstawiony w momencie bicia Hitlera na okładce swojego pierwszego komiksu i to jeszcze zanim USA dołączyły do wojny.



Komiksy odgrywały istotną rolę podczas wojny. Dostarczały rozrywki, a jednocześnie łatwo było je przewozić, więc stały się niezwykle popularnym medium wśród żołnierzy zarówno w domu, jak i zagranicą. Dodatkowo, komiksy stały się ważnym narzędziem informacyjnym, zaszczepiały rosnący patriotyzm i rozpowszechniały istotne szkolenia jak i propagandę. Pozostały ważne także i po wojnie.

Dorastający w późnych latach 40. George Lucas czytał komiksy na długo zanim zaczął marzyć o „Gwiezdnych Wojnach”.
– Czytałem dużo komiksów, wszystko od Wujka Sknerusa do Supermana – powiedział Lucas w wywiadzie dla „Bantha Tracks”. – Wciąż mam wszystkie komiksy, które kupiłem. Mieszczą się w jednym małym, brązowym kartonowym pudełku, a ich obecna wartość nie byłaby większa niż 50 dolarów. Za nie zresztą zapłaciłem własnymi pieniędzmi.

Wiele lat później komiksy odegrały istotną rolę, gdy Lucas tworzył swoją space operę. Jak wyjaśnia w dokumentach na DVD:
– Kiedy ustawiałem film, wszystko co miałem to 14 stronicowy treatment. Był on bardzo mglisty. Powiedziałem „to rodzaj serialu akcji/przygody na sobotnie popołudnie z lat 30. Bazujący na stylu „Flasha Gordona”, „Bucka Rogersa” i komiksów o przyszłości. Tyle się dowiedzieli.

Te wczesne komiksy były kluczową inspiracją. Lucas kontynuuje:
– Niektórzy ludzie nazywali filmy komiksami, ale to nie były komiksy z gatunku superbohaterskiego, były to komiksy z wcześniejszej części tamtego stulecia, gdy rodziły się seriale przygodowe.

Od złotego wieku do odległej galaktyki

Nawet dziś, miliony z nas cieszą się historiami „Gwiezdnych Wojen” opowiadanymi w formie komiksowej. Ale tylko garstka zdaje sobie sprawę z tego, że wielu twórców, którzy rozpoczęli swoją aktywność w czasach wojny, pozostało aktywnymi w latach 70. i 80., a także pracowali przy komiksach „Star Wars”.



Jednym z przykładów jest George Roussos, kolorysta, który pracował przy kilku zeszytach klasycznej serii „Star Wars” Marvela. Rozpoczął swą karierę w komiksie w 1939, pracował nad wojennymi komiksami informacyjnymi, które otrzymywał w wersji roboczej. Jego umiejętności ilustracyjne wspomagały działania wojenne.

Innym przykładem jest Vince Colletta, odpowiedzialny za tusz, który podczas II wojny światowej malował nosy bombowcom. Colletta wszedł w komiksy po wojnie, w swojej długiej karierze pracował z takimi sławami jak Jack Kirby nad wieloma komiksami Srebrnej Ery. Miał też swój wkład w Star Wars 64: Serphidian Eyes.

Chic Stone to inny artysta znany ze współpracy z Kirbym. Stone wdarł się w komisy w wieku lat 16 i przez część lat 40. Pracował dla Timely Comics, firmy, która potem przekształciła się w Marvela. Wiele dekad później ukazał swój talent w Star Wars 45: Dearth Probe.

Gil Kane stworzył kilka okładek w klasycznej serii „Star Wars”. Kariera tego członka Eisner Hall of Fame zaczęła się w 1942, gdy miał 15 lat . Wkrótce po tym jak skończył swą pierwszą pracę dla Timely Comics w 1944, został wysłany na wojnę na Pacyfiku, gdzie służył w siłach zbrojnych aż do 1945.

Ze wszystkich artystów z czasów złotej ery, którzy mieli wkład w komiksy „Star Wars”, nikt nie może równać się z ilością numerów, które stworzył rysownik Carmine Infantino. Stworzył on ponad 30 numerów klasycznego Marvela, zaczynając od #11. Jak wielu innych z tamtego okresu, on także zaczął pracę w biznesie bardzo młodo, był freelancerem dla kilku firm, podczas gdy chodził jeszcze do szkoły średniej w wczesnych latach 40.

Na koniec, fani klasycznych gazetowych stripów komiksowych z „Gwiezdnych Wojen” mogą być zaskoczeni dowiadując się, iż Alfredo Alcala miał bardzo unikalną rolę podczas II wojny światowej. Jako student był na Filipinach, wykorzystał więc swoje artystyczne zdolności podczas japońskiej okupacji tego kraju. Po obserwowaniu japońskich obozów, rysował je z pamięci, a to stało się cennym źródłem wywiadowczym dla Aliantów. Jego profesjonalna kariera zaczęła się po wojnie, tworzył komiksy zarówno na Filipinach jak i za granicą. Podczas gdy fani komiksów znali jego legendarną szybkość rysowania strony, fani „Gwiezdnych Wojen” mogą go kojarzyć z jego pracy w Han Solo at Stars’ End”, stipom będącym adaptacją powieści Briana Daleya. Te stripy Alcali ukazywały się w gazetach w 1980 i 1981.

Nie ważne czy jesteście fanami tych klasycznych komiksów, czy raczej odkrywacie po raz pierwszy te Legendy, zwróćcie uwagę na tych twórców, których kariery dosłownie rozciągają się od wojny światowej do „Gwiezdnych Wojen”!


KOMENTARZE (2)

„Obywatel Kane” i „Star Wars” drugie podejście

2015-10-19 06:51:28 oficjalna



O wpływie Obywatela Kane’a Orsona Wellesa już raz Bryan Young pisał. Tam jednak koncentrował się bardziej na aspektach niefabularnych. Tym artykule postanowił naprawić tamto niedopatrzenie.

„Obywatel Kane” to jeden z tych filmów, który pojawia się na każdej wielkiej liście. Krytycy kochają go, entuzjaści filmów także, filmowcy również. Wydany w 1941 ukazuje życie Charlesa Fostera Kane’a. Kane jest magnatem prasowym luźno bazującym na prawdziwej osobie, Williamie Randoplhie Hearstcie, który przez wiele lat pozwolił, by władza i bogactwo skorumpowało go. Film wyreżyserował, napisał i zagrał główną rolę Orson Welles, a „Obywatel Kane” łamał reguły kina. To nie była historia opowiadana w sposób liniowy, choć wciąż był to klasyczny dramat, to jednak łatwo w nim docenić wczesne efekty specjalne.

„Obywatel Kane” to jeden z tych filmów, który jak „Gwiezdne Wojny” zmienił to, co jest możliwe w kinie po swojej premierze. To była zupełnie nowa droga sposobu opowiadania historii i ukazywania innym filmowcom do czego to medium jest zdolne.

Jest wiele podobieństw zarówno nie tylko między filmami, ale też filmowcami. Orson Welles miał zaledwie 25 lat, gdy stworzył swoje opus magnum, wynajdując nowe metody opowiadania historii. George Lucas był niewiele starszy, gdy rozpoczął pracę nad „Gwiezdnymi wojnami”. Pisałem już wiele o technicznych podobieństwach, które Lucas wyciągnął od Wellesa i „Obywatela Kane’a”, możecie o nich przeczytać tutaj. Dziś jednak chcę się skoncentrować nad tematach i elementach historii z „Obywatela Kane’a”, które George Lucas wykorzystał w opowieści o Anakinie Skywalkerze.

Na początek zaczniemy od „Mrocznego widma”. Niektórzy ludzie (prawdopodobnie najbardziej sławny z nich jest Patton Oswalt) kwestionowali decyzję George’a Lucasa, by pokazać nam ośmioletnią wersję Anakina Skywalkera na początek, ale „Obywatel Kane” ukazuje jak bardzo ta decyzja działa. Jako ośmiolatek, Charles Foster Kane jest zwykłym chłopcem żyjącym w środku niczego, w śnieżnych pustkowiach Kolorado – dokładnie odwrotne środowisko niż Anakina. Nie ma pojęcia, że jest przeznaczony do rzeczy większych, a dorośli wokół niego konspirują, by odesłać go z domu aby nauczył się dróg świata. W „Obywatelu Kanie” to seria szkół, a także znajomość biznesu i bogactwa; w „Gwiezdnych Wojnach” Anakin odchodzi, by rozpocząć szkolenie Jedi. Choć Anakin jest dużo bardziej chętny, aby spełnić swoje marzenie niż Kane, to jednak scena, w której każdy z nich musi się rozstać z własną matką jest bardzo podobna. Po lewej stronie obrazu widzimy siłę, która będzie szkolić chłopca, po prawej niepocieszoną matkę, która musi oddać syna, by ten miał lepsze życie.

Kane jest też figlarny i ma swoją wersję „yipee”. Patrząc na to, że postawa tych dwóch chłopców jest taka bliska, nie zdziwiłbym się, gdybym odkrył, że George Lucas instruował Jake’a Lloyda by ten specjalnie wzorował się na Buddym Swanie, aktorze który zagrał ośmioletniego Kane’a.

Ważne jest to, by w przypadku młodego chłopca, który może osiągnąć wszystko, istniał odpowiedni kontekst, zwłaszcza u tych, którzy upadli jak Charles Foster Kane czy Anakin Skywalker.

Kane ma wielu przyjaciół, którzy pomagają mu i kierują go jego ścieżką, ale żaden nie jest tak ważny jak Jed Leland (świetnie zagrany przez Josepha Cottena). Jed jest początkowo odpowiednikiem Obi-Wana dla Kane’a, zaczynają od bycia najlepszymi przyjaciółmi, a stają się zajadłymi wrogami. Oni jednak wszczynają wojnę na słowa, odwołując się do swoich ideologii, Anakin i Obi-Wan walczą mieczami świetlnymi. Choć w ciągu trwania filmu, władza, bogactwo i wpływy (a także tajne sprawki) niszczą życie Kane’a, staje się on coraz bardziej i bardziej wyalienowany od rzeczy najistotniejszych dla niego. Jest idealistą do czasu, gdy jego wiara w własną nieomylność przeciąga go na złą stronę. Traci przyjaciół, traci wpływy, a wiele z jego gazet bankrutuje. W końcu traci swoją pierwszą żonę, która umiera, a druga żona opuszcza go, powodując w nim gwałtowny wybuch, zakończony wściekłym niszczeniem jej sypialni, zupełnie jak Darth Vader niszczył wszystko w sali operacyjnej, gdy odkrył, że Padme nie żyje.

Jak Anakin, Kane nie ma kogo obarczyć winą za swoje autodestrukcyjne zachowanie, izolację i samotność. Pod koniec swego życia, przybity do wózka, Kane wygląda trochę jak Anakin Skywalker ukazujący się Luke’owi Skywalkerowi pod koniec „Powrotu Jedi”, gdzie zagrał go Sebastian Shaw.

Zarówno Anakin jak i Kane zakończyli swój żywot szepcząc o stracie tego na czym najbardziej im zależało. Dla Kane’a była to szczęśliwość i niewinność swojej młodości, dla Anakina piękno, miłości i rodzina.

„Obywatel Kane” to jeden z tych filmów, który każdy powinien zobaczyć choć raz. Może być trochę niezrozumiały dla młodszych dzieci, ale jak oglądałem go ze swoim trzynastolatkiem, to ten utrzymywał cały czas zainteresowanie filmem. W tym filmie nie ma nic bardziej drastycznego niż w „Gwiezdnych Wojnach”, ale tematy poruszane mają bardziej dorosłą naturę.

Przez lata stał się to jeden z moich ulubionych obrazów i kocham dzielenie się z nim z tą samą pasją i entuzjazmem co „Gwiezdne Wojny”. Mam nadzieje, że sami widzicie podobieństwa między rozwojem i upadkiem Charlesa Fostera Kane’a i Anakina Skywlakera, tak dobrze jak ja.

Film jest dostępny na DVD i Blu-ray, a także można go za niewielką opłatą kupić na Amazonie czy iTunes.


KOMENTARZE (3)
Loading..