Rian Johnson powoli zaczyna zdradzać interesujące, choć niefabularne szczegóły na temat „Ostatniego Jedi”. Po pierwsze napisał o zabawkach, które lada moment pojawią się w sklepach. W Lucasfilmie pilnują, by nie spoilerowały one fabuły. Mogą one zdradzać jak będzie wyglądał bądź nazywał się dany bohater, ale to wszystko.
Druga ciekawostka, którą zdradził, to przejścia między scenami, te dość charakterystyczne dla sagi, gdzie jeden obraz najeżdża na drugi i go zastępuje. Czyli tak zwane wipe (transition). Otóż w „Ostatnim Jedi” jest ich zaledwie 12. Dla porównania w „Przebudzeniu Mocy” było ich 14, w „Nowej nadziei” 31, „Imperium kontratakuje” 42, zaś w „Mrocznym widmie” 55.
Trzecia rzecz to zdjęcia cyfrowe. Dla kilku ujęć Rian jednak zdecydował się na używanie kamer cyfrowych zamiast taśmy. Jego zdaniem jakieś 10-15 % filmu powstało na nośnikach cyfrowych.
Podobno wbrew wcześniejszym zapowiedziom nie zobaczymy twarzy Gwendoline Christie. Kapitan Phasma ma cały czas być obecna na ekranie w hełmie. Pablo Hidalgo podczas Comic Con Chile zasugerował, że Phasma na pewno jest ludzką kobietą, ale nie ma pewności czy wygląda dokładnie jak na zdjęciach promocyjnych.
Mark Hamill także wypowiedział się na temat „Ostatniego Jedi” i Luke’a Skywalkera, postaci, która zdecydowanie najbardziej zmieniła się w oryginalnej trylogii i której prawie nie było w „Przebudzeniu Mocy”. J.J. Abrams położył nacisk na nowych bohaterów, więc Hamill praktycznie z nimi nie miał wiele wspólnego. No i nie było spotkania wielkiej trójki, ale to nie o nich był film. Nie wiedział też, co stało się z jego postacią przez te dekady. Rian Johnson powiedział mu, że faktycznie nowe filmy są o nowych bohaterach, więc ta historia Luke’a ważna nie jest. Mark się z tym nie zgodził, nalegał, w końcu Rian opowiedział mu historię Luke’a. Hamill przyznaję, że go poruszyła.
Mówił też, że bardzo żałuje, ale w nowym filmie nie ma właściwego spotkania Luke’a i Lei. No i w związku ze śmiercią Carrie Fisher tego zabraknie. Zdaniem Hamilla byłby to bardzo ważny wątek, bo to przede wszystkim film o rodzinie. Rozbitej, ale jednak rodzinie.
KOMENTARZE (50)
2017-08-20 18:21:12
ShaakTi1138
Przepastny Internet
Memy to nic nowego w historii Internetu, a tym bardziej memy z „Gwiezdnych Wojen”. Każdy z nas na pewno zna obrazki z Ackbarem i frazą „It's a trap” czy przerabiane tysiące razy „I am your father”. Jeśli jednak nie spaliście przez ostatnie miesiące, to zapewne zauważyliście, że sieć zalewają memy z prequeli.
Dlaczego dopiero teraz? Jak to w Internecie bywa, ciężko dać konkretną odpowiedź, ale najprawdopodobniej ma to związek z powstaniem subreddita Prequel Memes w grudniu 2016. Zyskał on sobie gigantyczną popularność (w chwili obecnej ma 290 tysięcy subskrypcji). Zabawa polega tam nie tylko na wrzucaniu śmiesznych obrazków, lecz także na komentowaniu ich, używając cytatów z epizodów I-III. W związku z tym dosłownie wszystko, nawet zwykłe teksty, mogą stać się memami. Poniżej prezentujemy przykładowe, a tak się składa, że prym wiodą te z „Zemsty Sithów”.
„Mroczne widmo"
„Now this is podracing!”
Te słowa stały się swego rodzaju kpiną z gry aktorskiej Jake'a Lloyda, który wcielił się w młodego Anakina w „Mrocznym widmie” - tutaj często używa się też jego „Yipee!”, dochodzi również „That's so wizard” Kitstera (z którego to namiętnie nabija się ekipa „The Star Wars Show”). Ogólnie służy do wyrażania wielkiej ekscytacji z czegoś, ale bardzo często dodaje się te słowa do zdjęć prawdziwych wyścigów. Żeby było śmieszniej, to w 2015 roku Lloyd został aresztowany... za przekroczenie prędkości. Internautom dużo nie było trzeba.
Obi-Wan Hates / Force Push
To mem gifowo-filmowy, może nie tak popularny jak inne, ale istnieje. Pochodzi z pierwszych minut TPM, lecz ma swoje wariacje również z innych epizodów. Zasadniczo przedstawia Obi-Wana używającego pchnięcia Mocy na osobie wstawionej z innego filmu. Która zazwyczaj nie kończy dobrze.
„Atak klonów”
„Well Whadya Know” / Dexter
To dość nowy mem, który powstał najprawdopodobniej jako forma reakcji na cyfrowych aktorów z „Łotra”. Tekst „No kto by pomyślał” i wstawiona gdzieś facjata Dextera służą do wyrażania zdziwienia delikatnie podszytego ironią. Są też wersje z innymi cytatami Besaliska.
„I don't like sand”
Klasyk. Cóż więcej dodawać.
„Zemsta Sithów”
„This is where the fun begins”
Skywalker wie jak się zabawić nawet w samym środku bitwy. Dlatego jego cytat trafia do memów, w których autor chce pokazać różne aspekty zabawy... nawet jeśli inni mogliby je kwestionować.
„This will make a fine addition to my collection”
Jeśli czujecie w sobie ducha kolekcjonera jak generał Grievous, to ten mem będzie dobrym dodatkiem do Waszej kolekcji.
Tragedia Dartha Plagueisa Mądrego
To tak zwana copypasta, czyli mem tekstowy, który łatwo skopiować i przerobić. Zazwyczaj w słowach Palpatine'a opowiada się o jakiejś osobie, na przykład celebrycie, która w taki czy inny sposób odniosła porażkę. W wersji obrazkowej „Tragedia” pojawia się bardzo często jako bajka na dobranoc dla dzieci. Taka, po której dzieci nie mogą spać.
„What about the droid attack on the Wookiees?"
Ki-Adi Mundi chyba starał się sprawiać wrażenie, że ogarnia, ale chyba tak naprawdę myślami był gdzieś indziej. Albo los mieszkańców Kashyyka leżał mu tak bardzo na sercu. Jak chcecie odwrócić uwagę w dyskusji, zapytajcie o atak droidów na Wookieech.
„Hello there”
Spotkanie Kenobiego i Grievousa na Utapau w wersji memowej ma dwie główne wersje: pierwsza z nich często przedstawia generałów witających się w różnych językach i dialektach (oczywiście dodajmy do tego stereotypy narodowe). Tutaj jest ich całkiem spora kolekcja. Druga wersja przerabia słowo „Kenobi” na podobnie brzmiące. Albo „general”. Albo cokolwiek innego, zgodnie z zasadą, że wszystko może stać się memem.
„I am the Senate”
Znany też po prostu jako „Senate” - tak właściwie, to Reddit usilnie stara się, aby fotografia Palpatine'a wyskoczyła w grafikach Google, gdy w wyszukiwarce wklepie się to hasło. Na razie brak wyników, ale warto mieć nadzieję. Jak można się domyślić, mem pojawia się, gdy rozmowa schodzi na politykę. Zwłaszcza po kilku głębszych. Jego drugie oblicze to rozterki Imperatora, który chciałby, aby Senat stał się nową płcią.
Order 66
Rozkaz 66 był mrocznym wydarzeniem w dziejach Jedi, ale to nie oznacza, że fani nie będą się z niego śmiać. Memy z nim zazwyczaj przedstawiają zniszczenie jakiejś grupy, najczęściej nieszczęśników, którzy w ogóle się tego nie spodziewali. Wedle Urban Disctionary hasło weszło również do amerykańskiej mowy potocznej.
Młodziki
Jak pisaliśmy wyżej: dla fanów nie ma świętości i morderstwo młodzików również znalazło swą drogę do internetowych żartów. Twórcy pokazują w memach albo denerwujące dzieciaki, albo Anakina, który był na tyle mroczny, że podniósł na nie rękę.
„I have the high ground”
Niewątpliwie największy hicior ostatnich miesięcy - trafił nawet do „Robot Chickena” i to chyba zadecydowało o jego sukcesie mema. Problem przy tłumaczeniu tej frazy polega na tym, że ma ona podwójne znaczenie - dosłowne (w polskim dubbingu słyszymy „Mam lepszą pozycję”, bo Obi-Wan wskoczył na nasyp) i przenośne (w napisach: „Mam przewagę”). Wiadomo, że chodzi o to drugie, ale twórcy memów oczywiście bardziej biorą pod uwagę pierwsze. Innymi słowy wygracie, jeśli staniecie wyżej.
„NOOO!”
To tekst, który stał się sławny jeszcze w 2005 roku, na długo przed eksplozją popularności memów. Częściowo stało się to zapewne dzięki bootlegowej chińskiej wersji filmu (która to zasługuje na oddzielny artykuł), w której fraza została przetłumaczona jako niegramatyczne „Do not want”. Okrzyk został też dodany do wersji blu-ray „Powrotu Jedi”. Przeznaczenie mema jest proste - jeśli chcecie mocno wyrazić swą dezaprobatę, zakrzyczcie „NOOO!”. Jest nawet do tego specjalna strona.
Varia
Poniżej prezentujemy memy i śmieszne obrazki, które nie przypadają pod żadną z powyższych kategorii. Miłego oglądania!
„Atak klonów” wraca do HBO. Drugi Epizod zobaczymy już jutro, czyli w czwartek 3 sierpnia 2017 o godzinie 20:10.. Powtórki kolejno w piątek (4 sierpnia) o 12:15, czwartek (10 sierpnia) o 17:45 i piątek (11 sierpnia) o 9:10. Jednocześnie w tym samym czasie film można oglądać też na HBO HD. Dodatkowo przed seansami „Ataku klonów” w tym tygodniu będzie szansa jeszcze raz zobaczyć „Mroczne widmo” (w czwartek o 17:55 i w piątek o 10:00).
Minęło dziesięć lat od ataku na Naboo. Anakin Skywalker (Hayden Christensen), teraz dwudziestoletni, jest uczniem rycerza Jedi, Obi-Wan Kenobiego (Ewan McGregor). Galaktyka stoi na skraju wojny domowej. Senator Padmé Amidali (Natalie Portman), byłej królowej Naboo, grozi śmierć. Anakin zostaje przydzielony do jej ochrony. Młody Jedi zakochuje się w Padmé i jednocześnie odkrywa swoją mroczną stronę. Anakin, Padmé i Obi-Wan Kenobi zostają wciągnięci w sam środek narastającego galaktycznego konfliktu, zapoczątkowującego Wojny Klonów.
Drugi chronologicznie film z 2002, który ponownie wyreżyserował George Lucas. Scenariusz pomagał mu pisać Jonathan Hales. W pozostałych rolach występują: Frank Oz, Ian McDiarmid, Samuel L. Jackson, Anthony Daniels, Ahmed Best, Kenny Baker, Temuera Morrison, Daniel Logan, Pernilla August, Silas Carson, Andy Secombe, Jimmy Smits i Christopher Lee.
„Atak klonów” nie zapisał się tak mocno w zbiorowej świadomości jak poprzednie epizody. Ciążyła na nim klątwa prequeli. Od razu powszechnie było wiadome, że to będzie słabszy film, a plotki o tym, iż pojawi się w nim DiCaprio (wówczas nie był uznawanym aktorem), czy że będzie to bardziej melodramat, jedynie utwierdzały ludzi w niechęci do niego. To epizod, który także zarobił najmniej pieniędzy (o ile oczywiście uwzględni się wskaźniki inflacji) i na który czekało stosunkowo najmniej ludzi. Ale nawet to nie oznacza, że „Atak klonów” nie miał momentów, które pojawiły się w pop-kulturze.
Jednym z najciekawszych jest bardzo kontrowersyjny fragment filmu, czyli fabryka na Geonosis. Bardzo podobne ujęcia pojawiają się u Stevena Spielberga w „Raporcie mniejszości”. Oba filmy pochodzą z tego samego roku, formalnie rzecz biorąc „Atak klonów” wyszedł prawie miesiąc wcześniej. Ale powiedzmy sobie szczerze, scena w fabryce była dodana dość późno, zaś Lucas i Spielberg nie raz ze sobą blisko współpracowali. Kto kogo bardziej zainspirował? Trudno stwierdzić. Jednak patrząc na dodatki do „Zemsty Sithów”, to chyba było bardziej w stylu Spielberga.
Bardzo charakterystyczna scena filmu to oczywiście słynny pojedynek Yody i hrabiego Dooku. Walczący Yoda może się podobać lub nie, ale ta walka pojawiła się w kilku filmach. Choćby w „Shreku 2”, gdzie Kot w butach w podobny sposób walczy ze strażnikami w zamku. Walka ta pojawiła się także w „Głowie rodziny”, czy „Simpsonach”, czy „Artur i Minimki”.
Bitwa o Geonosis pojawia się choćby w „Minionki rozrabiają”. Pojazd jest inspirowany kanonierką, dźwięki też są podobne.
W „Strażnikach galaktyki” z kolei mamy jet-pack, pościg i holograficznych sprzedawców, znów inspiracja.
Pościg, w szczególności sekwencja z elektrownią, znalazła swoje miejsce także w animacji „Rodzinka Robinsonów”.
Sam tytuł również był parę razy prześmiewany. Najczęściej jako „Atak klaunów”. Choćby w „Danger Mouse: Attack of the Clowns”, czy serialu „Mroczne przygody Billy’ego i Mandy” znów odcinek miał tytuł „Attack of the Clowns”.
„Atak klonów” jako przykład dobrego filmu pojawia się w dialogach „Supersamca”.
W jednym z odcinków serialu „Jak poznałem waszą matkę” w retrospekcji pokazana jest premiera „Ataku klonów”. Bohaterowie, Ted i Marshall, czekają w kolejce do kina.
Niekiedy wszystkie trzy pierwsze epizody są traktowane jako całość i nawiązania dotyczą Prequeli ogólnie. Jak np. w serialu „House”, gdzie tytułowy bohater, pociesza pacjenta, który wybudził się po 10 latach ze śpiączki (odcinek z 2006 r.), mówiąc mu, że ma szczęście ponieważ przegapił Trylogię Prequeli.
Natomiast wśród nawiązań w „Simpsonach” znalazła się scena, kiedy to dwie postacie walczyły na radioaktywne pręty imitujące miecze świetlne, spierając się o to, który epizod jest gorszy – „Mroczne widmo” czy „Atak klonów”.
Bardzo delikatny ukłon w kierunku „Ataku klonów” można znaleźć w sklepie z komiksami w serialu „Teoria wielkiego podrywu”. Wśród innych gadżetów dojrzymy tam figurkę Shaak Ti, którą ujrzeliśmy po raz pierwszy właśnie w II epizodzie. Przy czym figurka przedstawia tą Jedi w wersji z gry „The Force Unleashed”.
Na gagi można też oczywiście liczyć w „Robot Chicken”.
Od jutra „Gwiezdne Wojny” w HBO, o czym już pisaliśmy. Zaczynamy od I Epizodu, czyli „Mrocznego widma”. Emisja planowana jest na czwartek, 27 lipca 2017 o godzinie 20:10 a jej powtórka na piątek, 28 lipca 2017 o 11:10. Jednocześnie film będzie można oglądać w HBO i HBO HD.
Po uratowaniu królowej Naboo, Amidali (Natalie Portman), uczeń Jedi, Obi-Wan Kenobi (Ewan McGregor) i jego Mistrz Jedi, Qui-Gon Jinn (Liam Neeson), unieruchomieni na planecie Tatooine, poznają młodego niewolnika, dziewięcioletniego Anakina Skywalkera. Obdarzony Mocą Anakin (Jake Lloyd), wygrywa swoją wolność w wyścigu i opuszcza dom, by szkolić się na rycerza Jedi. Po powrocie na Naboo, Anakin i królowa Amidala stawiają czoła groźnej inwazji, a dwaj Jedi walczą ze śmiertelnym wrogiem znanym jako Darth Maul. Wkrótce zdają sobie sprawę, że atak jest częścią złowrogiego planu przygotowanego przez Sithów i siły ciemnej strony mocy.
„Mroczne widmo” to pierwszy chronologicznie film otwierający sagę. Wyreżyserowany przez George’a Lucasa miał premierę w 1999. W pozostałych rolach występują: Keira Knightley, Frank Oz, Samuel L. Jackson, Pernilla August, Anthony Daniels, Kenny Baker, Ahmed Best, Andy Secombe, Silas Carson, Ray Park i Ian McDiardmid. Muzykę skomponował John Williams.
Dziś kolejne, ogólne pytanie do scenografa prequeli, Gavina Bocqueta.
P: Która, o ile jakaś, z twoich scenografii do „Gwiezdnych Wojen” miała zbudowany sufit?
O: Sufity bardzo rzadko buduje się na planie filmowym, chyba, że scenografia jest dość niska, jak kwatery niewolnicza Anakina z Epizodu I. Zbudowaliśmy też sufity w sklepie Watto oraz we wnętrzach królewskiego okrętu Padme z Epizodu I czy okrętu Padme z Epizodu II.
Można też zbudować część sufitu, zwłaszcza, gdy kamera go widzi w jakimś większym ujęciu. Prawdę mówiąc, nawet w erze cyfrowych poprawek, czasem może być taniej zbudować mały fragment sufitu, niż dodawać go cyfrowo. Ale kluczową przyczyną, dla której nie buduje się sufitów na planach filmowych, to kwestia oświetlenia. Musimy móc oświetlić przestrzeń, pomimo trudności jakie dostarcza nam dana lokacja.
Więc nawet zanim nastała era cyfrowa, sufitów generalnie się nie budowało, a tylko dodawało rysowane obrazy lub malowano je na szkle, albo wykorzystywano miniatury. W „Przeminęło z wiatrem” wszystkie sufity domalowali artyści, jedne na szkle ustawionym przed kamerą inne w postprodukcji.
KOMENTARZE (5)
Podobnie jak to miało miejsce w przypadku „Przebudzenia Mocy”, tak i „Łotr 1” trafia do HBO. Po raz pierwszy zostanie wyświetlony w niedzielę 13 sierpnia o 20:10. Jak łatwo zgadnąć, HBO nie raz go powtórzy. Kolejne już zapowiedziane emisje odbędą się:
14 sierpnia (poniedziałek) o 13:55
16 sierpnia (środa) o 20:10
17 sierpnia (czwartek) o 11:50
19 sierpnia (sobota) o 10:55 i 21:10
I to pewnie nie koniec. A co ważniejsze, tym razem oprócz „Łotra 1” zobaczymy także inne filmy z sagi, zaczynając od 27 lipca z „Mrocznym widmem”. Potem co czwartek, koło 20:10 będziemy mogli zobaczyć kolejny Epizod.
„Łotr 1” to pierwszy film z cyklu „Gwiezdne Wojny – Historie”, zwanego też czasem Antologiami. To niezależne filmy osadzone w świecie „Star Wars”, choć związane z tym, co już znamy.
Obraz w reżyserii Garetha Edwardsa ukazuje nam wydarzenia tuż przed „Nową nadzieją”. Samobójczą misję grupy Rebeliantów, którzy starają się wykraść plany Gwiazdy Śmierci. Imperium zaś nie siedzi z założonymi rękoma.
W rolach głównych występują: Felicity Jones, Diego Luna, Ben Mendelsohn, Alan Tudyk, Forest Whitaker, Donnie Yen, Riz Ahmed, Mads Mikkelsen i Jiang Wen. Za muzykę odpowiada: Michael Giacchino.
KOMENTARZE (11)
Pierwszy klaps na planie „Mrocznego widma” padł w Londynie, dokładniej w Leavesden Studios. Było to ważne wydarzenie, „Gwiezdne Wojny” na nowo zaczęły się kręcić, w dodatku znów w Wielkiej Brytanii.
Cześć zdjęć oczywiście powstawała w studiu, ale czasem trzeba z kamerą wyjść poza nie. Pod Londynem nie było z tym wielkiego problemu. Las Naboo, zwłaszcza sceny z początku filmu, gdzie widzimy Qui-Gona, Jar Jara i Obi-Wana ścierających się z droidami bojowymi, kręcono w Whippendell Woods niedaleko Watford, czyli właściwie rzut beretem od Leavesden. Las ten jest publicznie dostępny, można tam pojechać i pooglądać, choć niestety nie jest oznaczony pod „Gwiezdne Wojny”. W dodatku przez te lata też mocno się zmienił. Ale wybierających się tam z pewnością ucieszy fakt, że znajduje się to stosunkowo blisko lotniska Luton i wcale nie tak daleko od Stansted.
Zdecydowanie najbardziej uznanym miejscem, w którym kręcono film są wnętrza pałacu królewskiego w Casercie we Włoszech. Perła w koronie Burbonów zagrała pałac królowej Amidali w Theed na Naboo. Dziś znów jest to miejsce, do którego stosunkowo łatwo dotrzeć, zwłaszcza jak się poleci do Neapolu.
Główne zdjęcia plenerowe kręcono na lokacji w Tunezji. To także powrót do kraju, w którym nagrywano „Nową nadzieję”, ale tym razem skorzystano z nowych miejsc, ale też wrócono do jednego. Bardzo szczególnego. Sidi Bouhel. To miejsce, w którym powstawali także choćby „Poszukiwacze zaginionej Arki”. W „Mrocznym widmie” to głównie ujęcia Żebraczego Kanionu i skał widocznych w trakcie wyścigu podów.
Majstersztykiem scenografów jest bez wątpienia zbudowana makieta Mos Espy. Pozostawiono ją na Chott el Gafsa niedaleko Nefty i do dziś pełni rolę atrakcji turystycznej. Może nie tak tłumnie ściągającą odwiedzających, ale wycieczki się tam wciąż zatrzymują. Scenografia została naprawiona przy „Ataku klonów”. Oprócz oczywiście Mos Espy, wykorzystano także bliską okolicę, tam da się znaleźć kilka mniej lub bardziej rozpoznawalnych punktów.
Tym razem największym, tunezyjskim wkładem w film były ksary, czyli spichlerze, które umożliwiały również bronienie się przed najeźdźcami. U Lucasa pełnią rolę kwater niewolników. Choć w filmie wygląda to na jedno miejsce, zdjęcia kręcono w trzech różnych ksarach – Hadada, Medenine i Oueld Soltane. Pierwszy z wymienionych nawet ma tablicę upamiętniającą wizytę filmowców. Wszystkie trzy w gruncie rzeczy są podobne, ale jak się już je zobaczy z bliska to widać różnice. Choć na filmie czasem ciężko to wyłapać.
Przy dokrętkach i dodatkowych ujęciach wykorzystywano też dwa inne studia. Pierwsze to CTV Services w Tunezji, drugie zaś Elstree nieopodal Londynu, czyli zgodnie z tradycją.
Twórcy animacji ewidentnie lubią pierwsze epizody w trylogiach. Jak pokazywaliśmy w poprzednim artykule na temat „Nowej nadziei”, większych i mniejszych aluzji było sporo i nie inaczej jest w przypadku "Mrocznego widma". Zarówno „The Clone Wars”, jak i „Rebelianci” dzieją się po wydarzeniach z początku trylogii prequeli, dlatego ekipa podeszła do niego trochę inaczej. Zwłaszcza TCW dało okazję do wyjaśnienia wielu wątków i rozwinięcia historii postaci, „Rebelianci” już mniej.
Jest jeszcze jedna, istotna rzecz w przypadku prequeli, którą chętnie wykorzystywali twórcy animacji: niewykorzystane prace koncepcyjne. Przy nowych filmach pracowała o wiele większa załoga artystów, którzy mieli bardzo różne wizje. Nie wszystko spodobało się Lucasowi, ale Filoni i spółka udowodnili, że w archiwach nic tak naprawdę nie ginie. Stąd ożyło wiele miejsc i postaci, które do tej pory istniały tylko na papierze.
Postacie i rasy
Niewątpliwie jedną z najważniejszych nowych postaci wprowadzonych przez „Mroczne widmo” był Qui-Gon. Mistrz nie pojawił się w serialu aż do trylogii Mortis, gdzie najpierw ukazał się Obi-Wanowi i ostrzegł go przed możliwością zejścia Anakina na ciemną stronę, a potem samemu Skywalkerowi, którego pokrzepił. Więcej jednak o nim dowiedzieliśmy się pod koniec tzw. materiałów bonusowych. Jinn poprowadził Yodę na niebezpieczną wyprawę do Kapłanek Mocy, u których wielki mistrz nauczył się jak manifestować się po śmierci jako duch. Okazało się też, że sam Qui-Gon trenował kiedyś u Kapłanek, ale jego szkolenie nie zostało zakończone, dlatego potrafił tylko przemawiać jako głos. W trylogii Mortis wystąpiła też Shmi Skywalker - co prawda „wystąpiła” powinno się napisać w cudzysłowie, bo tak naprawdę jej podobieństwo przywdział Syn, gdy próbował odsunąć Anakina od Padme. Ale Pernilla August zaliczyła gościnną rolę.
Qui-Gon jest istotny, ale nikogo tak seriale nie zmieniły, jak Dartha Maula. Przez ponad dziesięć lat myśleliśmy, że żywot Zabraka zakończył się w pomieszczeniu generatora w pałacu w Theed. Ale potem przyszedł sezon trzeci TCW, gdy dowiedzieliśmy się, że Sith miał dwóch braci. Jeden z nich, Savage, nawet na pewien czas został uczniem hrabiego Dooku, lecz został przezeń zdradzony. Postawił więc na więzi rodzinne i zwrócił się do Talzin (notabene: w tajemnicy jego matki), która dała mu amulet, dzięki któremu trafił do brata. Maulowi podczas upadku udało się użyć Mocy i trafić do kontenera ze śmieciami, który został wywieziony na Lotho Minor. Tam dorobił sobie pajęcze nogi i żył dość nędzny żywot, aż do czasu, gdy znalazł go Savage i uleczyła Talzin. Były Sith próbował zmienić układ sił w galaktyce i nawet spowodował spore zamieszanie na Mandalorze, ale porażka w starciu z Sidiousem (i to dwukrotnie: w serialu i w komiksie) sprawiła, że jego wysiłki poszły na marne. Gdy powrócił pod koniec drugiego sezonu „Rebeliantów”, był już raczej staruszkiem trzymającym się kurczowo myśli o zemście na Kenobim. W tym celu próbował zwieść Ezrę na ciemną stronę, co udało mu się tylko częściowo, a ostatecznie w odcinku „Twin Suns” ostatecznie spotkał swój los.
Wydaje się, że jednym z celów twórców „Wojen klonów” było zrehabilitowanie nieco postaci Jar Jara, o czym Filoni wspominał wielokrotnie w wywiadach i materiałach spoza kulis. I nie, Binks nie stracił nic ze swojego specyficznego uroku i fajtłapowatości, ale wielokrotnie to właśnie on ratował sytuację, choćby przez przypadek. Pomógł na przykład uratować Padme (i Rodię) w „Bombad Jedi”, walczył z piratami w „The Gungan General”, negocjował z Grievousem w „Shadow Warrior”. A nawet dorobił się dziewczyny, do tego królowej planety Bardotta.
Jak przy Gunganach jesteśmy, to o rasie sympatycznych, lecz wojowniczych kłapouchów też dowiedzieliśmy się sporo nowego dzięki TCW. W „Blue Shadow Virus” poznaliśmy Peppi Bow, pasterkę shaaków, która pomogła Amidali znaleźć laboratorium doktora Vindiego. Przy okazji zobaczyliśmy nieco bardziej kobiecą Gungankę (przynajmniej w porównaniu z tymi filmowymi), a także dowiedzieliśmy się, że przedstawiciele tej rasy mogą mieć jaskraworóżową skórę. Jeszcze więcej rewelacji przyszło w sezonie drugim, a konkretnie odcinku „Children of the Force”. Tam po raz pierwszy w kanonie zobaczyliśmy malutką Gungankę - Roo-Roo Page. Nad jej kołyską wsiała holograficzna karuzela z dziecięcymi wersjami podwodnych stworów (ryby colo i sando), które goniły Jedi i Jar Jara w jeziorach Naboo. Ale co ważniejsze: epizod potwierdził, że i wśród Gungan zdarzają się osoby wrażliwe na Moc. Wedle słów Filoniego po próbie porwania dziewczynka została jakiś czas z matką, ale potem trafiła do Zakonu. Czy potem stała się ofiarą rozkazu 66? A może Sidious faktycznie zrealizował swe plany i zaczął werbować młode osoby w szeregi inkwizytorów? Może w przyszłości się tego dowiemy.
W sezonie czwartym, wraz z epizodem „Shadow Warrior” przyszło jeszcze więcej wieści o Gunganach. Dowiedzieliśmy się, że boss Nass ustąpił na emeryturę na rzecz młodszego i niezwykle podobnego do Jar Jara bossa Lyoniego. Poznaliśmy również jego zausznika, niejakiego Risha Loo (widzicie podobieństwo do kardynała Richelieu?), który konspirował z Separatystami i sprowadził siły Grievousa na Naboo. Do walki z cybrogiem stanął inny znany filmowy bohater - Tarpals, teraz już generał. Poniósł śmierć w pojedynku, lecz sam zdołał okaleczyć Kaleeshanina.
Drugą chyba najważniejszą rasą z TPM, którą serial bardzo rozwinął, są Neimoidianie. Co prawda najsłynniejszy przedstawiciel tegoż gatunku - Nute Gunray - został potraktowany trochę po macoszemu, bo pojawił się jedynie w trzech odcinkach pierwszego sezonu i jednym drugiego, a potem po prostu zniknął i w sumie nie wiadomo co wówczas robił i dlaczego nagle pojawia się w „Zemście Sithów”. Ciężar „głównego przedstawiciela” wziął na siebie Lott Dod, który w „Widmie” pojawia się w Senacie i próbuje opóźnić wysłanie pomocy dla Naboo. Ale serial pokazał też, że Neimoidianie to nie tylko banda tchórzliwych kupców opętanych rządzą pieniądza. Lok Durd z dylogii o Lurmenach to pierwszy w serialu Neoimoidanin w stopniu oficerskim, choć tu akurat twórcy postanowili nie tylko nie zrywać z niekorzystnym stereotypem rasy, ale jeszcze go podkreślić poprzez uczynienie mężczyzny chciwym i tłustym. Mar Tuuk ze „Storm over Ryloth” był za to wcale kompetentnym kapitanem i spodobał się Lucasowi na tyle, że w odcinku dodano scenę jego ucieczki ze skazanego na zagładę krążownika. Niestety, nigdy więcej go nie zobaczyliśmy. Z kolei w odcinku „Senate Spy”, którego akcja dzieje się głównie na Cato Neimoidii, dostaliśmy bardzo dobre spojrzenie na neimoidiańską kulturę. Piękne meble i ociekające złotem wnętrza (jakie pojawiły się w fazie konceptowej „Zemsty Sithów”) charakteryzowały pałac Duda. Twórcy postanowili ponadto przystroić budynek obrazami inspirowanymi prawdziwymi dziełami - konkretnie: „Katarzyną II Prawodawczynią” Dmitrija Lewickiego, „Napoleonem przekraczającym Przełęcz świętego Bernadra” Jacquesa-Louisa Daviesa i różnymi dziełami Gustava Klimta. Ciekawostka: obrazy te można spotkać na Neimoidii w „The Force Unleashed II”.
Odcinek „Mystery of a Thousand Moons" przedstawił nam Anioły - istoty najpiękniejsze we wszechświecie, przynajmniej wedle słów małego Anakina. TCW co prawda tutaj po raz kolejny zmieniło kanon - w dawnym EU Anioły znane były jako Diathimy i wyglądały jak smukłe, białe, skrzydlate istoty mniej przypominające ludzi. Nowy wygląd wymyślił sam Lucas.
Toydarianie - rasa Watta - zadebiutowała już w „Ambush” w osobie króla Katuunko i jego gwardzistów. Wtedy po raz pierwszy w kanonie dowiedzieliśmy się o tym, że na Toydarii panuje monarchia, choć to akurat wzięto z Legend. Członkowie tej rasy pojawiali się wielokrotnie w serii, a ich architektura i wystrój wnętrz miał odzwierciedlać fakt, że zamiast chodzić, latali - stąd na przykład lewitujące meble. Dugowie i ich planeta, Malastare (wspomniana w TPM jako miejsce, w którym organizowano wyścigi), pojawili się po raz pierwszy w „The Zillo Beast”, gdzie szukali u Republiki ochrony przed Separatystami, którzy chcieli przejąć ich rafinerie paliwowe. Udało się odeprzeć wroga, ale przy okazji obudzono też tytułową bestię. Odcinki z jej udziałem to dość oczywista aluzja do "Godzilli", ale dalekowschodnie wpływy widać też w kulturze Dugów, choćby w starożytnym zwoju, który radził jak pozbyć się potwora.
Aleenowie, którzy są w filmie reprezentowani przez podracera Rattsa Tyerella i jego rodzinę, zostali pokazani zwłaszcza w odcinku „Mercy Mission”. Ich architektura i inne wytwory kultury bardzo przypominają sztukę ludów południowoamerykańskich. W odcinku pokazano też, że pod powierzchnią Aleen mieszkają podobni do entów Kindalo oraz zadająca zagadki niczym sfinks lub Gollum Orphne. Dość ciekawie przedstawiono rasę Phuii, której członkiem w TPM jest Mars Guo, pilot ścigacza. W dylogii „The Disappeared” pojawili się na planecie Bardotta i sami nazywali się Bardottanami - oficjalny przewodnik tłumaczył to potem tak, że podbili wiele globów i Phuii identyfikowali się raczej z planetą, na której się urodzili, aniżeli z całą rasą. Bardottanie, a konkretnie ich dagojańscy mistrzowie, byli drugą po Siostrach Mocy przedstawioną w TCW organizacją opartą na Mocy, a nie mającą związku z Jedi czy Sithami. Więcej, Phuii Jedi nie ufali (bo zabierali im dzieci), więc do zadania ich uratowania wysłano Mace'a Windu z pomocą... Jar Jara. Duet niecodzienny, ale doskonale sprawdził się podczas misji.
Niektórym postaciom z filmowego tła dano trochę więcej życia w serialu. Jedną z takich jest roonański senator Edcel Bar Gane, który w TCW parokrotnie występował w Senacie. Większa rola przypadła jego koledze, Aangowi. Ponadto, jak się okazuje, Roonanie byli także wrażliwi na Moc, czego dowodzi mistrz Halsey, który poległ z rąk Savage'a Opressa. Największą rolę dostał chyba Quinaln Vos, którego uważni widzowie mogą wypatrzeć w Mos Espie. Bohater ten trafił najpierw do obecnie niekanonicznych komiksów Dark Horse'a, gdzie scenarzyści ukazali go jako nieortodoksyjnego Jedi, cały czas flirtującego z mrokiem. Ta część jego osobowości nie jest aż tak dobrze widoczna w serialu (tam postanowiono raczej na jego sarkastyczny humor), ale w powieści „Mroczny uczeń” już nieco bliżej mu do komiksowego pierwowzoru. Jak przy Jedi jesteśmy, to warto jeszcze wspomnieć o mistrzu Rancisisie. Miał on się pojawić wcześniej, ale prawdopodobnie ze względu na spory trud zrobienia jego modelu i sprawienie, by poruszał się realistycznie, zadebiutował dopiero w „The Disappeared” z sezonu szóstego. Pozostaje zapytać jak zginął w kanonie czy co się z nim stało, bo w „Zemście Sithów" się nie pojawia.
Z Huttką Gardullą było nieco inaczej. W filmie widzimy ją u boku Jabby podczas wyścigu boonta. W „Legendach” - a konkretnie grze „Bounty Hunter” - kobieta ginęła, wtrącona przez Janga Fetta do jamy smoka krayt. A potem nagle pojawiła się w „Hunt for Ziro”, gdzie była reprezentantką Jabby na Nal Huttcie. Pomysł ten wszedł jednak dość późno. Nawiasem mówiąc, TCW zmieniło też kanon dotyczący Huttów w inny sposób, w serialu bowiem przedstawiciele tej rasy mają płeć męską i żeńską, a nie są - jak kiedyś - hermafrodytami. To prowadzi oczywiście do wielu pytań natury technicznej, ale zostawmy je dla Grupy Opowieści.
Zmiana kanonu dotknęła również Evena Piella, członka Rady, którego w filmie najlepiej widać pod koniec na Naboo, gdzie stoi za Yodą podczas ceremonii. Mistrz początkowo ginął podczas pierwszych dni po wojnach klonów w powieści „Pogrom Jedi", ale potem twórcy TCW zdecydowali, że pojawi się - i poniesie śmierć - w trylogii o Cytadeli z trzeciego sezonu. I o ile w przypadku innych zmian w kanonie próbowano jeszcze naciągać pewne sprawy, o tyle tutaj nie było to możliwe, gdyż Jedi mu towarzyszący decydowali się na tradycyjny pogrzeb w ogniu - a konkretnie, w lawie. Swego czasu Leland rozważał nawet zmiany w kolejnych wersjach powieści, ale ostatecznie się na to nie zdecydował.
A co się stało z Sebulbą po porażce z rąk młodego Skywalkera? Chyba nie skończył tak źle, bo choć stracił ścigacz, to w „Friends and Enemies" w barze na Nal Hutcie można dostrzec plakat, który informuje, że Dug będzie rozdawał plakaty w sobotę o dziesiątej. Pamiętacie pechowego Bena Quadrinarosa? Fani tak długo męczyli Filoniego, by wystąpił w serialu, że w końcu się pojawił. Też w formie plakatu (w kwaterach Anakina w „The Rise of Clovis" i na „Ghoście" u Ezry), ale za to jakiego: informuje on o nadchodzącym starciu największych rywali, Bena i Sebulby właśnie. Przynajmniej pech się od niego odwrócił i mógł kontynuować swoją karierę.
Jak pisaliśmy, jest mnóstwo postaci z TCW, które zaczęły swe życie jako koncepty do TPM i na tym skończyłyby, gdyby nie ekipa serialu. Tak było w przypadku Roboninio, rybowatego łowcy nagród z „Hostage Crisis", który początkowo był rycerzem Jedi stworzonym przez Iaina McCaiga. Tera Sinube - starszy mistrz, który pomaga Ahsoce w „Lightsaber Lost" - początkowo miał być jednym z licznych senatorów. Czy księżna Satine kiedykolwiek kojarzyła się Wam z Amidalą? Jeśli tak, to słusznie, bo jej niebiesko-zielona suknia miała przypaść w udziale Padme. Jej strażnicy, z charakterystycznymi „pióropuszami" na hełmach, mieli być w Epizodzie I... Sithami. Anooby, psowate zwierzęta, które miały pojawić się na Tatooine, występowały wielokrotnie w TCW, a ich najsłynniejszym przedstawicielem był Marrok, wierny towarzysz łowcy nagród Emba. Krismo, wojownik Kage z planety Quarzite (odcinek „Bounty"), to bardzo wczesna wersja Obi-Wana, który przypominał ninję. Rig Neema, uzdrowicielka, która leczyła chorego Yodę w „Voices", początkowo miała być... Mace'em Windu. Jest jeszcze bardzo ciekawy przypadek Dartha Bane'a, którego Lucas wymyślił właśnie przy rozwijaniu historii Sithów i Zasady Dwóch, no ale żadnej wzmianki o nim w filmie nie ma. Niemniej postać pojawiała się w bardzo licznych źródłach EU i szybko stała się jednym z ulubieńców fanów. Bane, w swojej charakterystycznej, orbaliskowej zbroi, miał wystąpić u boku Revana w trylogii Mortis i doradzać Synowi, który szukałby u nich pocieszenia. Scena nawet została po części ukończona:
Tylko potem zdecydowano się na zmiany i duch Sitha, który objawia się Yodzie na Morabandzie vel. Korribanie w „Sacrifice" wygląda sporo inaczej. Niemniej, postać jest w kanonie i właściwie trzeba tylko czekać, by historię tego bohatera podjęto w taki czy inny sposób.
Czasem jest tak, że postać miała wystąpić, ale wszystko zatrzymało się na fazie planowania i rzucania pomysłów podczas konferencji scenarzystów. Tak było w przypadku kapitana Panaki, który w odcinku „Destroy Malevolence" miał zostać porwany wraz z Padme przez Grievousa, a potem zginąć z rąk generała. Zarówno w starym, jak i nowym kanonie zaplanowano dla niego inny los: został moffem sektora Naboo. W serialu pojawili się również Quarrenowie, ale znany z całych prequeli senator Tikkes już nie. Początkowo planowano go na początek sezonu czwartego, do odcinków o wojnie domowej na Kalamarze, no ale się nie pojawił. Oficjalnie tłumaczono to faktem, że struktura władzy u tej rasy jest i tak zbyt skomplikowana, więc nie byłoby czasu na wyjaśnianie jak do tego wszystkiego miał się polityk wspierający Konfederację. Cierpliwość fanów miała się opłacić w sezonie siódmym lub ósmym, czego dowodem są prace koncepcyjne z Tikkesem. No ale nigdy się tego nie doczekaliśmy. Podobnie było z Depą Billabą - miała się pojawić w akcie "Kryształowy kryzys na Utapau", ale nie trafiła nawet do wersji z wczesną animacją. Za to uczyniono z niej mistrzynię Jarrusa i dzięki temu trafiła na karty niewydanego jeszcze w Polsce „Kanana", do tego parę razy wspominano o niej w serialu - pierwszy raz w epizodzie „Return of the Old Masters", gdzie Inkwizytor bardzo szybko, ku zgrozie Kanana, zidentyfikował jego nauczycielkę po samym tylko stylu walki. Co prawda teraz nie wydaje się to takie szokujące, bo po drugim sezonie wiemy, że Pau'anin był kiedyś członkiem zakonu.
Epizod I przedstawił nam również mnóstwo nowych zwierzaków. Jednymi z nich były nuny - to podobnie nieco do kurczaków istoty, które możemy zobaczyć na balkonie Jabby podczas wyścigów (Hutt zrzuca jedną z nich). W serialu okazało się, że ich udka były bardzo popularnym daniem. W "Shadow Warrior" zadebiutowały kaadu, czyli wierzchowce Gungan, które potrafiły oddychać pod wodą, dlatego można było na nich jeździć i na powierzchni, i w podwodnych miastach.
Organizacje
Przy okazji mówienia o "Mrocznym widmie" nie sposób nie wspomnieć o armii droidów. W epizodzie pierwszym główne skrzypce grały co prawda niemalże jedynie "chudziaki", jak nazywano beżowe maszyny typu B1. W filmie może to Jar Jar stał się głównym komediantem, ale droidy też miały trochę śmiesznych momentów. I może to było przyczyną, dla której ekipa TCW zdecydowała się uczynić z chudziaków maszyny obdarzone nieco głupkowatym poczuciem humoru. Spotkało się to z dość nieprzychylną reakcją fanów, więc pewnie dlatego zostało to stonowane w kolejnych sezonach. Twórcy chcieli nawet zrobić odcinek z perspektywy B1, ale ostatecznie nic z tego nie wyszło. Wątek armii droidów przejęli jednak „Rebelianci" - w epizodzie „The Last Battle" Kanan, Ezra, Zeb i Rex wyruszają na planetę Agamar, gdzie natrafiają na oddział dowodzony przez superdoida taktycznego Kalaniego i postanawiają ostatecznie wyrównać rachunki. Dla Reksa była to okazja do zamknięcia pewnego rozdziału w życiu, a Kalani odleciał z resztą podwładnych i kto wiem, może jeszcze zobaczymy jak walczy po stronie rebelii.
Choć pojawiają się w całych prequelach, to senaccy gwardziści w charakterystycznych, niebieskich zbrojach zadebiutowali właśnie w „Mrocznym widmie". TCW rzuciło nowe światło na tą organizację: przede wszystkim zobaczyliśmy, że w filmach mężczyźni noszą stroje ceremonialne, a podczas misji zakładają praktyczniejsze zbroje, mocno zresztą inspirowane pancerzem klonów. Ich debiut to odcinek „Cloak of Darkness", gdzie jednocześnie się okazało, że nie wszyscy byli wierni Republice; kapitan Argyus wolał współpracować z Separatystami. Później gwardzistów widzieliśmy w paru odcinkach TCW, głównie na Coruscant i w otoczeniu senatorów.
A skoro o strażnikach mowa, to pod koniec sezonu pierwszego znaleziono środki w budżecie na pokazanie straży Naboo - konkretnie, w dylogii o wirusie błękitnego cienia. Z tym budżetem to może nieco przesada, bo wspomniane wyżej środki pochodziły raczej z dna skarbonki. Innymi słowy, strażników jest tylko dwóch, do tego identycznych, ale ekipa tak operowała kamerą, by mniej rzucało się to w oczy. Jak nie ma kasy, trzeba sobie radzić.
Technologia
W pierwszym sezonie TCW powróciły charakterystyczne, żółte myśliwce sił powietrznych Naboo. I tu od razu ciekawostka: gdy ekipa tworzyła hangar w Theed, okazało się, że ich „ogony" nie mieszczą się i przechodzą przez ściany. Filoni poszedł nawet do Johna Knolla, od którego dowiedział się, że ILM miało ten sam problem w filmie.
Technologia Federacji jest doskonale widoczna oczywiście w formie armii droidów, ale jeśli uważnie się przypatrzymy, to dostrzeżemy ją także w innych miejscach. Ot choćby w „Malevolence", na pokładzie której członkowie załogi poruszają się w wagonikach, które inspirują się czołgami MTT.
Sporo statków, które odrzucono w fazie projektowania EI, pokazało się w animacjach. Konceptualiści mieli plan pokazania okrętu a'la latający spodek z pierwszych filmów science-fiction (może po to, by zaznaczyć, że technologia w prequelach jest starsza niż ta w OT?). Miał on być albo we flocie Federacji, albo Alderaanu, ale ostatecznie zdecydowano się na inną stylistykę. Jednak nic straconego, bo niecodzienny okręt (konkretnie: fregata typu Corona) trafił do Honda Ohnaki w odcinku „Dooku Captured". Z różnych źródeł możemy wyczytać, że statek powstał jeszcze przed wojnami klonów, co może tłumaczyć jego „archaiczny" wygląd. A może po prostu pirat wolał niecodziennie wyglądające środki transportu.
Miejsca
Chyba żadne inne miejsce nie zostało tak rozwinięte, jak Naboo. Jest to nie tylko ojczyzna Padme i Palpatine'a - jednych z głównych bohaterów - lecz także miejsce wielu ważnych wydarzeń. Epizod „Crisis on Naboo" rzucił nowe światło na historię planety. W odcinku obchodzone jest święto, które upamiętnia przybycie na glob niejakiego Kwilaana, który poprowadził swych ludzi z planety Grizzmalt. Później jego plemię założyło wioskę, a wioska po latach przerodziła się w Theed. Więcej o historii planety dowiedzieliśmy się w odcinku „Blue Shadow Virus", gdzie Padme odkryła tajne laboratorium szalonego doktora Vindiego, który pragnął zarazić śmiertelnym wirusem całą galaktykę. Z przewodnika po odcinku możemy się dowiedzieć, że placówka została wybudowana mniej więcej w czasach Epizodu I. Wiemy, że Palpatine lubił planować z wyprzedzeniem, czyżby już wówczas myślał o zatrudnieniu doktora? Na pewno działał tam przez wiele lat, czego dowodzi epizod „Shadow Warrior", gdzie zobaczyliśmy jeszcze jedną tajną bazę Sidiousa, z której tym razem operował hrabia Dooku. Oficjalny przewodnik sugeruje jednak, że przed nim mogli jej używać inni Sithowie. Może Plagueis albo jeszcze wcześniejsi?
Oczywiście Epizod I po raz pierwszy przedstawił nam Coruscant, galaktyczną stolicę. Za samą nazwę odpowiada Timonthy Zahn, który wymyślił ją na potrzeby swoich książek o Thrawnie. Pierwsze sezony TCW pokazywały nam te same miejsca, które pojawiły się w „Widmie" - świątynię Jedi czy sale Senatu. Mieliśmy okazję zwiedzić wiele nowych miejsc, takich jak gabinety senatorów, czy nowe sale w świątyni. To ta „czystsza" strona planety, do „brudnej" dopiero „Atak klonów odważył się zapuścić. Tak samo jak dalsze sezony serialu. Ale o tym innym razem.
W odcinku „Mystery of a Thousand Moons" zobaczyliśmy po raz pierwszy w nowym kanonie planetę Iego, wspomnianą przez Skywalkera jako ojczyzna Aniołów. W serialu młodzieniec wraz ze swym mistrzem poszukiwał tam lekarstwa na wirus błękitnego cienia, a przy okazji pomógł mieszkańcom planety tysiąca księżyców uwolnić się z rzekomej klątwy, która nie pozwalała im opuścić globu. Stolicę, Clifford, twórcy oparli na projektach Douga Chianga z „Widma". Znowu: nic się nie marnuje.
Cytaty i varia
Aluzje do „Mrocznego widma" w formie cytatów pojawiały się raczej rzadko - w pierwszych trzech sezonach w ogóle. Dopiero od czwartego twórcy postanowili wrzucać aluzje tu i tam.
W „Plan of Dissent" dowiadujemy się, że zniszczenie stacji dowodzenia droidów przez Anakina odbiło się dość szerokim echem, bo o tym wydarzeniu dyskutują klony. W tym samym epizodzie żołnierze w podobny sposób unicestwili okręt Separatystów.
Dooku wiernie wykonywał rozkazy swojego mistrza, a nawet po nim powtarzał. Sidious mówi w Epizodzie I: „Wykończyć ich. Wszystkich", a hrabia w „Massacre": „Wykończyć wiedźmy. Wszystkie". Zresztą w tym samym epizodzie po wygranej walce droidy rozglądają się dookoła, gdy nieumarłe Siostry Nocy padają na ziemię, co jest lustrzanym odbiciem tego, co się stało podczas bitwy o Naboo, kiedy to maszyny zostały wyłączone.
„Zawsze dwóch ich jest. Mistrz i uczeń" - jeśli to nie najsłynniejsze słowa Yody z pierwszego epizodu, to jedne z nich. Wydaje się jednak, że był to dość słynny zwrot, bo dokładnie tak samo mówi Maul w „Revival".
Obi-Wan często korzystał z mądrości swojego mistrza. Na Onderonie przypomniał Anakinowi: „Możemy ich [rebeliantów] jedynie chronić. Nie wolno nam walczyć za nich." Tak samo Jinn opisał królową i jej dwór. Potem (w „Tipping Points") tekst ten podchwyciła Ahsoka.
Pamiętacie chodzące nogi droida w pałacu w Theed? Ten komiczny motyw wykorzystywano parokrotnie, na przykład w „Front Runners", gdy Saw Gerrera urwał głowę jednej z maszyn.
Scena przedstawienia Dartha Maula członkom Federacji jest dość poruszająca - pewnie dlatego twórcy nawiązali do niej, gdy hrabia zaprezentował pierwszego superdoida taktycznego w serialu, Kalaniego w „Front Runners".
Artoo z pewnością wiedział jak naprawiać statki i robił to dobrze. Tak uratował załogę okrętu królowej, tak też zapobiegł poważnym zniszczeniom pojazdu Meebura Gascona w „A Sunny Day in the Void". Tym razem również pomagały mu inne astromechy, ale nie zostały zniszczone. Co nie znaczy, że nie musiał trochę nadstawić za nie karku.
Jar Jar ma chyba permanentny zakaz dotykania czegokolwiek. I Obi-Wan na niego krzyczy w filmie, i Mace Windu podczas wspólnej misji w „The Disappeared". Zresztą to nie koniec mądrych rad dla Gunganina, bo w drugiej części tego podwójnego odcinka mistrz radzi mu się nie skupiać na swoich niepokojach - tak samo jak Qui-Gon Obi-Wanowi.
„Jakie wredne!" - takimi słowami zwraca się Zeb do Choppera w „Droids in Distress". I pewnie nie wie, że cytuje Jar Jara.
Gdy Kanan wyczuwa Vadera, mówi krótko: „strach, gniew, nienawiść". To niepełna wersja cytatu Yody: „Strach prowadzi do gniewu, gniew do nienawiści, nienawiść prowadzi do cierpienia".
Czasem cytat in-universe trafia gdzieś out-universe. I znowu są to słowa Yody: „Zawsze dwóch ich jest" to tytuł jednego z odcinków „Rebeliantów".”
Tak jak pisaliśmy ostatnio: to pewnie nie wszystko, co dałoby się napisać o nawiązaniach do "Mrocznego widma". Seriale z jednej strony obficie czerpią z materiału źródłowego, jakim są wszystkie filmy z Sagi i spin-offy, z drugiej zmieniają ich odbiór, przedstawiają w nowym świetle. I miejmy nadzieję, że tak będzie jeszcze przez lata.
KOMENTARZE (9)
Dziś bardzo ciekawe pytanie, na temat I Epizodu. Niestety odpowiedź z oficjalnej jest bardzo uboga, lakoniczna i po części prawdziwa jedynie z pewnego punktu widzenia.
P: Czy postać Qui-Gon Jinna znalazła się w oryginalnej historii George’a Lucasa, czy też została dodana by stworzyć rolę dla pana Neesona?
O: Qui-Gon Jinn zawsze był w scenariuszu.
K: Ustalmy fakty. Rola Qui-Gona nie była napisana pod Neesona, to fakt. Jinn pojawił się wcześniej w scenariuszach Lucasa, tu też oficjalna mówi prawdę i ucina wyjaśnienia. Małe „ale” jest takie, iż „Mroczne widmo” przechodziło różne zmiany i poprawki, jak każdy inny film sagi. Qui-Gon pojawił się już w pierwszych wersjach, ale... to była zupełnie inna postać, bardziej drugoplanowa, zdecydowanie mniej istotna. Qui-Gon pojawia się dopiero na Coruscant, gdzie wita Obi-Wana, Amidalę i resztę. Poznajemy go jako mentora i przyjaciela Obi-Wana, ale Kenobi był w pełni wyszkolonym rycerzem. Jinn pomaga Obi-Wanowi i wracają wówczas jeszcze na Utapau (nazwa planety została zamieniona potem na Naboo), gdzie spotyka go bardzo podobny koniec jak ostatecznej wersji filmu. Lucas uznał jednak, że potrzebuje więcej dialogów między Obi-Wanem i kimś innym, więc rozszerzył obecność Jinna, ale okazało się, iż nie był wówczas potrzebny dla akcji. Ostatecznie więc uznał, że lepiej będzie przenieść akcent z Obi-Wana na Qui-Gona, robiąc z tego drugiego głównego bohatera, a tego pierwszego szkoląc. Dzięki temu zabiegowi Kenobi może siedzieć praktycznie bezczynnie na Nubianie, będąc wywoływany przez Qui-Gona przez komunikator, gdy potrzebny był w filmie dialog między nimi. Zabieg ten dodaje też więcej emocji finałowi filmu.
Ostateczny scenariusz został opublikowany w encyklopedii multimedialnej Star Wars Episode I Insider’s Guide. Zawiera on uwagi ukazujące historię części zmian.
KOMENTARZE (6)
Jak wszyscy doskonale sobie zdajemy sprawę, George Lucas nie uważa, by film mógł zostać skończony. Jest tylko odłożony na półkę na jakiś czas, zaś każde wydanie pozwoliło mu wprowadzić kilka zmian, względem wersji kinowej. Niezależnie, czy to była wersja VHS, DVD, Blu-ray czy 3D.
Zmiany na VHS
Gdy w 2000 otrzymaliśmy kasety VHS z filmem, warto przypomnieć, iż było to przełomowe wydarzenie w skali globalnej. Lucasfilm przetestował coś, co dziś jest standardem, czyli globalną premierę. Film trafił do sprzedaży praktycznie w tym samym dniu w Polsce, USA i wielu innych krajach. Oczywiście zmieniony.
Orn Free Taa zmienia towarzyszy. To jedna ze zmian, o których mało kto wie (lub pamięta ten news). W oryginale w tej scenie miała być czerwono skóra Twi’lekianka imieniem Supi i przypominający Biba Fortunę białoskóry Twi’lek. Jednak przed premierą „Mrocznego widma” zamieniono ich na parę ludzi. Dopiero przy DVD ponownie wprowadzono Supi, a także dodano jej towarzystwo – jasnoniebieską Pampy.
Wersja kinowa
Obraz z wersji BD, ale zmiany wprowadzono na VHS.
Wprowadzono też drobne zmiany do sceny taksówki powietrznej, ale przy DVD jeszcze raz dobrali się do tej sceny, nadając jej ostateczny kształt.
Zmiany na DVD.
Wersja DVD pojawiła się w 2001, jeszcze przed premierą „Ataku klonów”. Znów była to okazja do poprawienia filmu.
Pierwsza zmiana jest dość zauważalna, to taksówka powietrzna na Coruscant. W oryginalnym kinowym wydaniu zaraz po słowach Qui-Gona „the situation has become much more complicated”, pojawiało się ujęcie kwater Palpatine’a. Teraz widać tam Padme, Anakina i Jar Jara wsiadających do powietrznej taksówki, a następnie widzimy przelot nad Coruscant. Jar Jar dodatkowo ma jeszcze jedną linię dialogu. Niestety zmiana ta wycięła oryginalne ujęcie prezentujące apartament Palpatine’a. Co ciekawe, na DVD ta nowa scena znów pojawia się zarówno wśród usuniętych jak i na płycie.
Ujęcie z wersji kinowej.
Wersja z późniejszych edycji.
Oraz prawdopodobnie najmniej widoczna zmiana dotyczy podpisów. W filmie w kinie, gdy Sebulba złościł się na Anakina był podpis „You won’t walk away from this one, Skywalker... you slave scum!”. W wersji DVD wycięto napis „Skywalker”, ponieważ Sebulba nie używał nazwiska Anakina w tej scenie.
Rozszerzona scena wyścigu. Na drugiej płycie z dodatkami znajdują się wycięte sceny. Wśród nich jest kompletna wersja wyścigu podracerów, w której widać między innymi przedstawienie wszystkich uczestników biorących udział w Boonta Eve Classic. Część, choć nie wszystkie, z tych zdjęć wmontowano w film na płycie pierwszej. W kinowej wersji (a także tej na VHS) nie było przedstawienia wszystkich uczestników, ale wraz z wydaniem DVD widzimy ich więcej, a scena trwa dłużej. Nie wpływają one w żaden sposób na akcję, ba niektórzy zarzucali już wcześniej, że sekwencja ta była zbyt długa.
Tu dodano, w innych miejscach wycięto. Chwilę po tym jak Fode i Beed wymawiają imię Sebulby w kinowej wersji Watto uradowany uśmiecha się i wiwatuje „Sebulba!”. Obok niego widać Warwicka Davisa. Scena, a raczej ujęcie, z nieznanych przyczyn nie pojawiła się w wydaniu DVD. Warwicka oczywiście widać w innych ujęciach. W oryginale zaraz po ogłoszeniu Sebulby, ten tryumfalnie podnosi ręce i widzimy Watto. W wersji DVD jest więcej Sebulby, który wskakuje na swój pod i błaznuje pod publikę.
W przypadku drugiego okrążenia zmiany są bardziej uwypuklone, ponieważ znów dodano kilka scen nie wykorzystanych wcześniej, acz znów nie wszystkie (całość jest na płycie z dodatkami). Mamy zatem więcej Anakina, Sebulby, Tuskenów ale chyba najbardziej zauważalne jest prześcignięcie przez Anakina jego rywala Gasgano. Tego nie było w wersji kinowej.
Zmiany na Blu-ray
Bardzo dużo zmian pojawiło się w filmie przy okazji wydania na BR. Wynika to z kilku przyczyn, po pierwsze jest to nowa konwersja, szersza. To znaczy, na ekranie widzimy większe kadry (tak o ok. 8%).
Ujęcie na DVD
Ujęcie na Blu-ray
Po drugie poprawiono kontrast obrazu i kolory.
Ujęcie na DVD
Ujęcie na BD
Ujęcie na DVD
Ujęcie na BD
Zmiany są jednak czymś więcej niż technikaliami. Na nowo wygenerowano napisy początkowe, zmieniając kąt ich nachylenia tak, by był zgodny z pozostałymi prequelami.
Ujęcie na DVD
Ujęcie na BD
Poprawiono też efekt nadzwyczajnej prędkości jaką mają Jedi używając Mocy. Na DVD było to bardziej na zasadzie nie pokazywania, na BD to nowa animacja, dość rozmyta. Jednocześnie poprawiono też efekty pól siłowych na droidekach. To samo zrobiono w następnym ujęciu, gdzie Jedi są już w tle.
Ujęcie na DVD
Ujęcie na BD
Ujęcie na DVD
Ujęcie na BD
Scena w której Nute Gunray i Rune Haako oglądają co się dzieje z Jedi na ekranie, również została przerobiona. Po pierwsze inny efekt, po drugie zmieniono ujęcie na szersze, a po trzecie skrócono scenę. Wycięto choćby z niej krótkie ujęcie Tey How.
Ujęcie na DVD
Ujęcie na DVD - wycięte
Ujęcie na BD
W oryginale, jak i w wersji VHS czy DVD został błąd animacji. Przez to ręka Fode i Beeda przechodzi przez kamizelkę (przez około 6 sekund). W wersji BR naprawiono ten błąd.
Ujęcie na DVD
Ujęcie na BD
W kilku miejscach poprawiono też dźwięk. Choćby w scenie, w której przedstawiany jest Jabba, słychać nowe, wyraźniejsze głosy.
Głosy także poprawiono w scenie w senacie. W wersji BD bardzo wyraźnie słychać skandowanie „Vote now!” w miejsce nieokreślonego krzyczenia.
Komputerowo poprawiono także oczy Amidali w jednej scen, gdzie za bardzo odbijało się w nich światło.
Ujęcie na DVD
Ujęcie na BD
Zdecydowanie najważniejsza i najbardziej widoczna w filmie zmiana, to Yoda. Kukiełka we wszystkich scenach została zastąpiona komputerową wersją.
Ujęcie na DVD
Ujęcie na BD
Ujęcie na DVD
Ujęcie na BD
Ujęcie na DVD
Ujęcie na BD
Ujęcie na DVD
Ujęcie na BD
Ujęcie na DVD
Ujęcie na BD
Ujęcie na DVD
Ujęcie na BD
Wersja BD w gruncie rzeczy przygotowana została do następnej obróbki. W 3D głównie wyostrzono kilka rzeczy, przede wszystkim połączenia silników podracerów. Prawdopodobnie część zmian w tej wersji, jest trudnych do wychwycenia, bo nie tyle poprawia czy zmienia obraz, co raczej rozczłonkowuje go, by móc dodać głębie.
W wersji Digital zmieniono tylko fanfary Foxa na samodzielne logo Lucasfilmu.
Shmi Skywalker. Niewolnica, samotna matka, pierwsza znana nam osoba z rodu Skywalkerów, matka Wybrańca, babka Luke’a i Lei, prababka Kylo Rena, macocha Owena Larsa.
Shmi jest postacią istotną dla całej sagi Star Wars, to ona urodziła Anakina i to jej los ma duży wpływ na jego historię. Tymczasem wiemy o niej nadal niewiele, nawet w Legendach nie poznaliśmy zbyt wiele dodatkowych szczegółów na temat jej życia. Obecnie, w nowym kanonie, informacji o Shmi jest jeszcze mniej. W starym EU jako sześciolatka podróżująca z rodziną trafiła w ręce piratów, którzy zaatakowali statek Skywalkerów i sprzedali ją w niewolę. Nie znamy planety, z której pochodziła, nie wiemy co stało się z jej rodziną, nie wiemy dlaczego to ona stała się matką Wybrańca poczętego bez „tradycyjnego” udziału mężczyzny. Nie wiemy nawet na jakiej planecie mieszkała gdy urodziła Anakina.
Ta miła, ciepła i empatyczna kobieta samotnie wychowała syna na współczującego i bezinteresownego chłopca, którego z bólem serca powierzyła opiece Jedi, wierząc że w ten sposób zapewni mu lepszy los. Wszyscy wiemy, jak to się skończyło.
Postać Shmi, w którą wcieliła się Pernilla August, zawsze była gdzieś na marginesie zainteresowania większości fanów. Nie poświęcano jej zbyt dużo fanartów czy fanfików. Jednak oczy wielu fanów skierowały się na nią przed premierą „Przebudzenia mocy” kiedy dużo osób zaczęło wskazywać na widoczne ich zdaniem podobieństwo pomiędzy Shmi a Rey. Był to jeden z pierwszych „dowodów” na to, że Rey pochodzi z rodu Skywalkerów.
Nawet jeśli nie interesują Was pomysły i domysły fanów na temat fabuły nowej trylogii, to i tak zapewne zdążyliście zauważyć, że bywają trochę szalone. W przypadku Shmi nie skończyło się na dowodzeniu, że jest ona po prostu prababką Rey. Niektórzy uważają, że Rey jest klonem Shmi (w końcu Vader wiedział gdzie została pochowana). Ponoć mogłaby też być córką Shmi Skywalker i Cliegga Larsa albo samej Shmi i tym samym być bliźniaczką Anakina, odebraną matce i zamrożoną w karbonicie. Jeszcze inni spekulują, że skoro nie znamy dokładnie historii Shmi i jej rodziny, to może Rey jest Skywalkerem, ale jako potomkini krewnych Shmi (np. nieznanego nam brata). No i nie zapominajmy, że Qui-Gon Jinn spał z nią pod jednym dachem! Oczywiście nie zabrakło też teorii o tym, że Shmi to Snoke.
Bez względu na to czy postać Shmi faktycznie będzie miała jakieś większe znaczenie dla nowej trylogii czy też nie, warto poświęcić trochę uwagi nestorce rodu Skywalkerów. W końcu to od niej wszystko się zaczęło! Dlatego zapraszamy do zapoznania się z poświęconymi jej przykładami twórczości fanów. Na początek przypomnimy jednak jedną produkcję oficjalną - reklamę z wierszem "One Love" poświęconym Shmi i czytanym przez Pernillę August, następnie możecie obejrzeć garść fanartów, dedykowaną Shmi balladę oraz fanowskie montaże.
Verse 1:
Why'd you leave me drowned in the pain
Where the clouds don't drop any rain
My, my son don't grow up too fast
Don't label me as the past
Chorus 1:
You can't stop the change
No more than you can stop the sun from setting
Verse 2:
Finally grasped this idea
Freedom always costs something dear
Oh, oh don't look back
Keep your eyes on track
Chorus 2:
But you can't stop the change
No more than you can stop the sun from setting
Freedom feels so strange
I finally see that you were right for leaving
Bridge:
I forgive you
Verse 3:
Even if I still wore the chains
I'd be proud of you all the same
Whoa, oh the desert is dry
No more rain from the sky
„Mroczne widmo” stanowi swego rodzaju kuriozum, związane z dwugłosem w pop-kulturze. Z jednej strony było to bardzo mocno wyczekiwane dzieło, latami. Z drugiej te oczekiwania sprawiły, że nie miało szansy im sprostać, zostało powszechnie uznane za fatalne, dopiero po wielu latach coraz więcej osób odkrywa, że to wcale nie jest taki zły film, jak go malują. To wszystko ma swoje odbicie w nawiązaniach pop-kulturowych.
Druga sprawa to fakt, że z końcem lat 90. to telewizja i seriale dużo bardziej komentują rzeczywistość niż filmy kinowe.
Zdecydowanie najbardziej znane z nich to film Fanboys Kyle’a Newmana. To swoisty hołd dla fandomu z „Mrocznym widmem” w tle. Historia umierającego fana, który pragnąłby zobaczyć przed śmiercią najnowszy film George’a Lucasa, tyle że ma niewielkie szanse dotrwać do premiery. Jego przyjaciele postanawiają zabrać go na niesamowitą wyprawę, zwieńczoną włamaniem się na ranczo Lucasa, by zobaczyć roboczą wersję I Epizodu. Jednocześnie film kończy się w wymownym momencie, w którym byłaby szansa na ocenę tego, co zobaczyli bohaterowie. Dziś historii pośrednio podobnych do opowieści Newmana wydarzyło się kilka. Lucasfilm dał możliwość obejrzenia niedokończonych filmów kilku fanom, którzy nie doczekaliby premiery.
Swoją drogą, temat nie dożycia do I Epizodu pojawił się także w serialach. Choćby w odcinku „Dziewczyny z komputera” (1995), gdzie jeden z bohaterów wyraża obawę, że może nie dożyć do następnych „Gwiezdnych Wojen”. Dobrze to koreluje tak z „Fanboys”, jak i rzeczywistością.
Im bliżej było premiery, tym w większej ilości seriali przewijały się odniesienia do oczekiwań, albo nawet wykorzystywano tytuł w ramach odcinka. Wszystko w 1999, przypadek wykluczony. Przykłady to „Trzecia planeta od słońca”, „Beverly Hills, 90210”, „Asy z klasy”, „Sabrina, nastoletnia czarownica”.
Inna głośna parodia, choć bardziej „Star Treka” niż „Gwiezdnych Wojen” to niemiecki film „Gwiezdne jaja: Część I: Zemsta świrów” ((T)Raumschiff Surprise - Periode 1). Tłumacze dodali w nim coś od siebie, poza oczywiście tytułem. Królowa planety w polskim tłumaczeniu nazywa się Amidała, co doskonale pasowało do humoru produkcji. Do Sagi jest tu kilka nawiązań, ale do „Mrocznego widma” dwie. Odpowiednik blokady Naboo oraz wyścigów podracerów.
Nie można też zapomnieć o „Robot Chicken” zwłaszcza trzeciej części parodiującej „Gwiezdne Wojny”. Choć nie jest to bezpośrednio parodia prequeli, znajdziemy tam kilka rozpoznawalnych scen.
Osobny temat to oczywiście Kevin Smith. W „Jay i Cichy Bob kontratakują”, gdzie pojawia się między innymi Mark Hamill jak i Carrie Fisher nawiązał do sposobu walki Datha Maula. Inny przykład to „Zack i Miri kręcą porno”, gdzie jeden z tytułów to „The Phantom Man-Ass”.
„Mroczne widmo”, choć nie zawsze mówi się o tym głośno, wpłynęło na wysokobudżetowe kino rozrywkowe. Pierwszy z nich to „X-Men”, choć w tym wypadku nawiązania raczej są koincydencją niż zamierzeniem. W obu filmach gra Ray Park. W sadze to Darth Maul, zaś w X-Menach Toad. Choreografia walk jest miejscami bardzo podobna. Wprost walka z „Mrocznego widma” wpłynęła natomiast na „Piratów z Karaibów: Skrzynię Umarlaka”. Tam walka Sparrowa, Turnera i Norringtona jest rozpisana na trzy osoby. Początkowo właśnie inspirowano ją Epizodem I, ale z czasem poszła trochę w innym kierunku. Inny przykład to oczywiście „Aniołki Charliego 2 – Zawrotna szybkość”. Znów pod koniec mamy nawiązanie do starcia Obi-Wana i Maula. Jakby nie oceniać filmu, to pomimo całej krytyki i hejtu, właśnie ta sekwencja walki jest naprawdę dopracowana i nie raz została doceniona przez innych filmowców.
Kultowe są też dwie postaci. Pierwszy, Darth Maul zainspirował także stwory w innych filmach, jak choćby orka w „Powrocie króla”, jak i obcego w „2001: Odysei komicznej”. Ot takie małe, a cieszące oko nawiązania. Drugi, czyli Jar Jar, został znienawidzony. Może mainstream raczej go omijał, ale w sieci można znaleźć wiele filmików, gdzie jest ukazany w dość negatywnym świetle. Jego wady są albo wyolbrzymiane, albo jest on zwyczajnie zabijany.
A na sam koniec „Weird Al” Yankovic i jego „The Saga Begins” , czyli piosenka poświęcona „Mrocznemu widmu” (i Anakinowi).
Wśród tatuaży, które zdobią ciała fanów Gwiezdnych Wojen można znaleźć takie, które zostały zainspirowane "Mrocznym widmem". I wbrew pozorom nie jest to tylko Darth Maul, chociaż rzeczywiście jest go bardzo dużo. Przykłady możecie zobaczyć poniżej.
Przy okazji warto na wstępie przypomnieć scenę z filmu „Fanboys”, w której bohaterowie spotykają innego fana, pozytywnie nastawionego do zbliżającego się epizodu I i postaci Jar Jara…
Obchodzimy w tym roku 40-lecie „Nowej nadziei”, ale to jednocześnie 40-lecie sagi. Przynajmniej formalnie, bo jak doskonale wiemy, adaptacja powieściowa pojawiła się w Stanach jeszcze przed końcem 1976. Jednak w zbiorowej świadomości saga zaczęła żyć właśnie wraz z premierą IV Epizodu. Z tej okazji 40-lecia premiery tego filmu poświęciliśmy mu cały tydzień, ale to nie koniec świętowania 40. Urodzin Sagi. Każdy z pozostałych epizodów dostanie swój specjalny weekend, dziś zaczynamy od pierwszego, czyli „Mrocznego widma”.
Obecnie I Epizod ma już 18 lat. Gdy wchodził na ekrany w 1999 był jednym z najbardziej wyczekiwanych filmów w historii kina. Od premiery ostatniej części cyklu minęło 16 lat, w tym czasie klasyczna trylogia obrosła legendą, stała się marką z którą „Mroczne widmo” musiało się zmierzyć. I pisząc wprost… poległo z kretesem. Nie dało się sprostać tak wygórowanym oczekiwaniom. Film przez lata jeszcze był uważany za najgorszy (lub jeden z najgorszych) sequeli (w tym wypadku prequeli) w historii, przykładem jak nie należy wracać do ukochanej marki. Lata mijają, a „Mroczne widmo” powoli zaczyna się bronić. Z jednej strony stało się częścią klasycznej sagi, w pewien sposób starą ramotką, podobnie jak klasyczna trylogia. Z drugiej wyrosło już pokolenie, które odbierało ten film jako jeden z cyklu, a nie powrót do niego, dla nich ładunek nostalgiczny dzielący obie trylogie nie jest już tak istotny. Trzecia strona to oczywiście kondycja współczesnego kina i bardzo wiele innych, niepotrzebnych i nieudanych sequeli innych sag. W zestawieniu z nimi „Mroczne widmo” coraz częściej wychodzi obronną ręką. Jeszcze inni porównując je z „Przebudzeniem Mocy” widzą jak można było bazować na „Nowej nadziei” jednocześnie oddalając się od niej. Jedno jest pewne, nawet dziś I Epizod budzi mieszane uczucia, ale najważniejsze, że wciąż nie przechodzimy wokół niego obojętnie.
To film, w którym wiele osób chciało zwyczajnie zagrać. Udało się to Samuelowi L. Jacksonowi, który o swoim zamiarze mówił w programach TV. Nie udało się natomiast Michaelowi Jacksonowi, który miał być Jar Jarem (więcej o inspiracjach Jar Jara). Film, który John Knoll uznaje za jedno z najważniejszych dokonań w światku efektów specjalnych. On sam mówi, że w ILM i nie tylko kalendarz powinien być ustanowiony na przed „Mrocznym widmem” i po nim. I Epizod zmienił sposób używania efektów komputerowych. Wcześniej były drogie, więc używano je do konkretnych scen, George Lucas i jego ekipa poprawili większość ujęć, dodając różne rzeczy w tle, czy budując jedynie część dekoracji, tę istotniejszą do interakcji z aktorami. Jednocześnie ten film w pewien sposób pozostał wierny także kinu, które inspirowało George’a. Scena wyścigu podracerów mocno bazuje na słynnym finale Ben Hura, gdzie bohaterowie na rzymskiej arenie ścierają się na rydwanach. Fabularnie zaś jedno z rozwiązań jest mocno podobne do zastosowanego przez Akiro Kurosawę w filmie Kagemusha – Sobowtór, poniekąd wyprodukowanym przez George’a Lucasa i Francisa Forda Coppolę.
Ale „Mroczne widmo” to także pewne problemy, z którymi fani muszą się mierzyć. Anakin Skywalker, czyli późniejszy Darth Vader to niewinny chłopiec. Nie podobało się to wielu fanom, którzy chcieli czegoś mroczniejszego. Zaś konsekwencję zagrania tej roli okazały się tragiczne dla Jake’a Lloyda. Zwichnęło mu to karierę zawodową, a w konsekwencji także i zdrowie psychiczne. Aktor wciąż się leczy. Innym „kuriozum” są Midi-chloriany, z których obecnością również fani muszą jakoś żyć.
Za to bez wątpienia rewelacyjnie spisał się John Williams. Jego muzyka z tego filmu, w szczególności „Duel of the Fates” wciąż są popularne i słuchane. Od czasu do czasu nawet pojawiają się na jakiś listach. Jedni próbują się uczyć słów na pamięć. Inni szukali zaś sposobów by łatwo go zapamiętać skojarzeniami.
Obecnie jak wiemy czasy się zmieniły, na nowe filmy nie czeka się już tyle lat, więc i oczekiwania nie są tak olbrzymie. Ale najlepsze jest to, że kilka osób, które nie załapały się ostatecznie do I Epizodu, dziś znalazło pracę przy „Gwiezdnych Wojnach”. Najbardziej znane są dwie - Benicio Del Toro czyli DJ z VIII Epizodu, miał grać Dartha Maula, oraz Ron Howard, który był rozważany jako reżyser. Teraz kręci Hantologię.
W naszej bazie mamy kilka artykułów, do których warto wrócić, właśnie przy okazji tego weekendu. Choćby do historii filmu lub tego jak wyglądał pierwszy dzień zdjęć.
Przy okazji warto przypomnieć nasze wcześniejsze świętowania „Mrocznego widma”. Pierwsze z okazji 10. urodzin filmu oraz drugie przy okazji premiery filmu w wersji 3D.
Tydzień "Mrocznego Widma" z okazji 10 lecia filmu:
Lawrence Kasdan wrócił do Londynu dwa dni temu, gdzie zajmuje się nadzorowaniem prac nad Hantologią. Fani zauważyli go na lotnisku, nie wygląda na wypoczętego, ani zadowolonego. W Londynie jest także Ron Howard. Za to coraz ciekawsze wieści wychodzą na światło dzienne w temacie zwolnienia reżyserów Hantologii. Nie stawiają one ich w dobrym świetle. To oczywiście kompilacja kilku źródeł, nie wiemy ile w tym prawdy, ale wiele informacji układa się w spójną całość.
Jak już wiemy, zgrzyty między nimi, a producentami, w tym Kathleen Kennedy i Lawrencem Kasdanem pojawiły się jeszcze przed rozpoczęciem zdjęć. Ale przecież wszyscy są profesjonalistami i wiedzą, co chcą zrobić, więc osobiste animozje nie mogły wpłynąć na kształt filmu. Animozje nie, ale wizje i ambicja owszem. Gdy ruszyły zdjęcia, zarówno Kasdan, jak i Kennedy w większości przebywali w Stanach, Chris Miller i Phil Lord na planie lub na lokacjach. Zarówno w Lucasfilmie, jak i w Disneyu trzymają rękę na pulsie, ale zdalnie. Proces polega na tym, że pod koniec dnia zdjęciowego są przygotowywane tak zwane dniówki. Czyli kilka wybranych ujęć pokazujących nakręcony materiał. Te dniówki początkowo w miarę podobały się zarówno Kadanowi, Kennedy, jak i Bobowi Igerowi czy innym szefom Disneya. Ale dniówki to nie cały materiał, tylko starannie wybrane sceny lub ich fragmenty. Montaż może zmienić bardzo wiele. Ktoś, kto przygotowywał dniówki doskonale wiedział, co producentom należy pokazać i wszyscy byli zadowoleni. Do czasu.
Podstawowym problemem od pierwszego dnia zdjęciowego był nie tyle materiał, co jego ilość. Zdarzało się, że zanim nakręcono cokolwiek, była już godzina pierwsza. Długo trwało ustawianie kamer, świateł i jak się później okazywało, nagrany materiał nie był najlepszej jakości. Wiele ujęć trzeba byłoby powtarzać lub wyrzucić. Miller i Lord stawiali raczej na improwizację na planie, nie mieli przemyślanych pomysłów, raczej zachęcali aktorów do ekspresji i eksperymentów. Zresztą reżyserzy mieli też problemy z decyzyjnością. Pracują we dwójkę, więc często zastanawiają się długo nad daną decyzją, co powodowało wolne tempo. W filmach, które dotychczas robili, sprawdzało się to. W tej produkcji nie.
Dodatkowo improwizacja i odchodzenie od scenariusza coraz bardziej wchodziło im w nawyk. Początkowo było tego mniej, potem coraz więcej. Kasdanowi się to bardzo nie podobało, więc zdarzało się, że kręcono jedno ujęcie zgodnie ze scenariuszem, podczas gdy reszta była improwizacją (kilka czy kilkanaście alternatywnych ujęć).
Pierwszą osobą, która zaczęła marudzić na planie, był Alden Ehrenreich. Młody aktor, ściągnięty przez Kennedy, który potem przeszedł bardzo żmudny proces castingowy, może w oczach wielu nie wygląda na wymarzonego Hana Solo, ale ma głowę na karku. No i wie jak ważny w jego karierze będzie ten występ. Zależy mu, by wypaść jak najlepiej, nie tylko dlatego, że w kontrakcie ma zapisaną opcję powrotu do roli Solo. Jeśli położy Hana, to właściwie może zmienić zawód, więc Alden postanowił dać z siebie jak najwięcej. Tyle, że to czego od niego wymagali reżyserzy w ogóle mu nie pasowało. Jego zdaniem postać, którą miał grać, nie miała wiele wspólnego z Hanem Solo, bardziej nawet przypominała w zachowaniu Ace’a Venturę, psiego detektywa, w którego wcielał się Jim Carrey. Nie poskutkowały rozmowy z reżyserami, więc Ehrenreich poszedł dalej, pytając czy aby na pewno to jest kierunek, w którym wszyscy chcą iść. Stąd właśnie plotki o tym, że Miller i Lord nie zrozumieli charakteru Hana Solo.
Co ciekawe, obawy Aldena zostały źle odebrane. Wszyscy byli dość ostrożni, więc uznali to trochę raczej jako tłumaczenia do jego występu, który nie był satysfakcjonujący. O ile w Hollywood normą jest zatrudnianie trenera aktorskiego nawet przy największych produkcjach, o tyle rzadko dochodzi do takich angażów w trakcie zdjęć. Tym razem doszło. To było pierwsze niecodzienne posunięcie na planie.
Kolejny był właśnie Kasdan. Larry jest bardzo przewrażliwiony na punkcie zmian i improwizacji. Uważa, że scenariusz to świętość i ekranizując go należy pozostać jak najwierniejszym. Owszem, sam przyznaje, że niektóre zmiany na planie wychodzą dobrze w ostatecznym rozrachunku. Taką było choćby skrócenie kwestii Hana i Lei w „Imperium kontratakuje”. „Kocham cię – Wiem” było na tyle dobre, że Kasdan nawet użył potem tego dialogu w „Powrocie Jedi”. Jednak w przypadku większości innych zmian Larry jest bardzo negatywnie nastawiony i wręcz reaguje na nie alergicznie. W Lucasfilmie jest obecnie chodzącą legendą i taką trochę „świętą krową”, więc jego narzekania na to, że nie podobają mu się improwizacje i odejścia od oryginału zostały wysłuchane, ale też nie były właściwie zaadresowane. Przecież zawsze będą dokrętki i te drobne kwestie można poprawić, jeśli faktycznie Kasdanowi będzie to przeszkadzało. Tyle, że jak wiemy, to nie były drobne kwestie.
Kasdan, który wcześniej ściągnął Lorda i Millera na pokład i wierzył w to, że podołają, stał się ich największym przeciwnikiem, domagającym się wręcz zmiany reżysera, ale na to trzeba było jeszcze poczekać.
Kathleen zaproponowała więc, że zrobi dokładnie tak samo jak z „Łotrem 1”. Gdy Gareth Edwards nie radził sobie z filmem, ściągnęła mu Tony’ego Gilroya, który nadzorował dokrętki i doprowadził film do ostatecznego stanu. Edwards zaś mógł się spokojnie przyglądać i uczyć, a także spijać potem śmietankę. Tyle, że Lord i Miller powiedzieli „nie”. Nie chcieli mieć nikogo nad sobą. Kennedy jeszcze dała im szansę. Wysłała Kasdana po raz pierwszy na plan (wcześniej nadzorował proces na podstawie dniówek w Los Angeles). Stał się takim cieniem reżysera. Powodowało to jeszcze więcej konfliktów. Zmieniono także montażystę. Chrisa Dickensa zastąpił Pietro Scalia („Marsjanin”, „Obcy: Przymierze”) który był bardziej lojalny wobec producentów niż reżysera.
Dopiero potem ktoś namówił Kennedy, by zamiast oglądać dniówek, obejrzała sobie dużą część materiału. To, co zobaczyła, załamało ją i wkurzyło. Sceny akcji wyglądały fatalnie. Odejścia od scenariusza miejscami były dość spore, niektóre źródła sugerują nawet, że wymowę kilku scen zmieniono tak, że kłócą się wprost z tym, co wiemy z oryginalnej trylogii. No i jeszcze klimat i humor. Nie jest tak, że wszystko było złe. Nakręcono też część dobrego materiału, który najczęściej lądował w dniówkach. Kathleen zadziałała bardzo szybko, czuła się nie tylko zawiedziona, ale i w pewien sposób oszukana. Larry przyjął tę decyzję bardzo dobrze. Co więcej, większość ekipy filmowej przyjęła z zadowoleniem informację o zmianie reżyserów. Kennedy zaś może powiedzieć wprost, że dała Millerowi i Lordowi szansę, nie tylko na zrobienie tego filmu, ale i na uratowanie go. Niestety nawet Kasdan nie wymusił na nich realizacji swojej wersji. Rozwiązanie było więc już tylko jedno.
Tu na scenę wchodzi Ron Howard, który zarówno z Kennedy jak i Lucasfilmem ma dość dobre relację. Grał w „Amerykańskim Graffiti” George’a Lucasa, potem także reżyserował „Willow”. No i jest przyjacielem rodziny. Lucas nawet zastanawiał się, czy nie dać Howardowi do reżyserii „Mrocznego widma”, ale ostatecznie zajął się tym osobiście. Howard ma interesującą historię filmową, a jego dzieła są różnie nie tylko ze względu na poziom, ale i na tematykę. Są i poważne jak „Piękny umysł” czy „Frost/Nixon”, są hity jak adaptacje powieści Dana Browna, ale też są komedie. W dodatku te z lat 80., jeszcze w starym stylu, takie które także tworzył Kasdan („Silverado”). Chodzi tu przede wszystkim o dwa filmy – „Plusk” i „Kokon”. Zresztą z drugiej strony Howard po średnio udanym „Inferno” także potrzebuje hitu, więc długo się nie zastanawiał.
Obecnie Howard ogląda nakręcony materiał, zapoznaje się ze scenariuszem. Podobno będzie on musiał podjąć kilka istotnych decyzji, przede wszystkim ile z tego zostanie, a ile trzeba będzie nakręcić od nowa. Nowy reżyser twierdzi, że zdjęcia na planie potrwają do września, zaś on sam postara się z szacunkiem podejść do nakręconego już materiału.
Choć Lucasfilm i Disney zaklinają się, że data premiery nie zostanie zmieniona, jednak nieoficjalnie nie są już tego tacy pewni. Jeśli Ron uzna, że nie dadzą rady, to film może zostać przesunięty i to niekoniecznie na grudzień 2018, a nawet na rok 2019. Być może wtedy mielibyśmy dwa filmy „Star Wars” w kinach (bo wejdzie jeszcze Epizod IX). To jednak okaże się na dniach. Praca na planie rusza ponownie pełną parą 10 lipca, do tego czasu Howard już powinien wiedzieć jak ugasić ten pożar. Kathleen zależy na tym, by to był dobry film, a nie by dotrzymać terminów. Zresztą po cichu liczyła na to, że uda się jej ściągnąć całą ekipę ponownie w przyszłej dekadzie, kręcąc ewentualny sequel. Praktycznie wszyscy mają taką klauzulę w swoich kontraktach. Ale to już miało zależeć od wyników.
Jak na razie to trzecia antologia, z którą są problemy. Pisana przez Simona Kinberga trafiła na półkę, „Łotr 1” został reanimowany. Zobaczymy, co wyjdzie z filmu o Hanie Solo. Szczęśliwie prace nad Epizodem VIII idą tak jak powinny. Kennedy już wie, że polityka by dać wolność twórczą reżyserowi sprawdza się, gdy wykorzystuje on ją bezpiecznie.
Na koniec warto jeszcze wsłuchać się w słowa Boba Igera. On nadal twierdzi, że ten film będzie hitem, bo ma wspaniały scenariusz, cudowną obsadę i zdolnego reżysera. Wierzy też w Howarda. Ale to oczywiście słowa szefa. Na temat ew. przesunięć premiery się nie wypowiadał.
KOMENTARZE (46)