Po wielu, wielu latach doczekaliśmy się kontynuacji Karmazynowego Imperium, które samo było pewnego rodzaju kontynuacją Mrocznego Imperium. Karmazynowe Imperium było bardzo dobre, Karmazynowe Imperium 2 - jeszcze lepsze, wręcz jeden z najlepszych komiksów SW, głównie dzięki Grappie i Zanibarom, którzy wprowadzali iście czarny humor. Jak więc wypadł powrót czerwonego gwardzisty z własnym nazwiskiem?
Od razu napiszę - legendy poprzednich dwóch komiksów "Karmazynowe Imperium 3: Imperium Utracone" nie przebiło. Ale za to nadal jest przyzwoitą historią, którą bez żadnych problemów można nazwać kontynuacją CE. Mamy powrót starych postaci: Kir Kanos, Nom Anor, Baron D`Asta z córką, nawet Scott Summers nam zagościł!
No, właściwie Mirith Sinn, ale w tych okularkach wygląda jak żeńska wersja Cyklopa z X-Menów Do tego dołączają do nich filmowe i EU-owe postacie: Luke, Leia, Han Solo, Boba Fett, Pellaeon... fajnie zobaczyć interakcje Kanosa z tymi postaciami, aczkolwiek niektóre relacje są... dziwne.
Bardzo spodobało mi się w tym komiksie łączenie Starej Trylogii i EU z Nową Trylogią - mamy parę fajnych nawiązań do prequeli, a Kanosa na nowotrylogicznej Coruscant fajnie zobaczyć. Baaaardzo mi się też spodobało coraz bardziej negatywne nastawienie Mirith do systemu, któremu służy - co prawda lubię Nową Republikę, ale naprawdę podobał mi się wątek, w którym nie tylko Kanos ma wątpliwości, ale i Mirith Sinn - zwiastowało to zapowiedź fajnego zakończenia, które jednak niestety nie nadeszło. Fajnie też chociaż raz zobaczyć, jak Resztki Imperium traktują Kanosa ze wszelkimi honorami i zaszczytami.
Piękne też było, jak władze centralne NR olały Anora przemawiającego na wiecach - pięknie to pokazało, czym w ostateczności kończy się wstępne olewanie demagogów i "antysystemowców" przez mainstreamowych polityków.
Jednak wkradło się i kilka minusów: słaby czarny charakter, strasznie dziwne zachowanie Luke`a - to, że zachowywał się nieufnie jest zrozumiałe. Wszak CSM buzuje, stał przed nim imperialec który obiecał mu śmierć, i inne tego typu pierdoły. Ale odniosłem wrażenie, że zachowanie Skywalkera względem Kira i Mirith było niepotrzebnie wredne i chamskie!
Końcówka - zwykle nie lubię takich rzeczy, ale tu aż prosiło się o początek spoilera wspólne odejście Kanosa i Sinn którzy stwierdzają, że mają wyjebkę na Republikę i Imperium, w związku z czym wylatują gdzieś na odległą planetę ułożyć sobie wspólne życie. Tutaj tego nie było, a bardzo by pasowało względem całości opowieści. koniec spoilera
Rysunki super - bardzo lubię Paula Gulacy`ego i jego sposób rysowania, którego uważam za jednego z najlepszych rysowników starwarsowych komiksów, dlatego fajnie było zobaczyć powrót Gulacyego po latach. Nie rozumiem, czemu tak wielu ostatnio narzeka na jego rysunki.
Całość mogę ocenić na 7/10 - nie jest to poziom pierwszych dwóch części, ale dobrze się bawiłem w czasie czytania, nie mówiąc o możliwości zobaczenia przygód Kanosa po raz kolejny.
Dlatego odpowiadając na tytułowe pytanie - tak, myślę że po tak długim czasie od premiery "Rady we krwi" można mówić o umiarkowanym triumfalnym powrocie.