Zaczynamy od finansów. W grudniu ludzie będą mogli mieć dość „Gwiezdnych Wojen”, zwłaszcza jeśli w Stanach będą chcieli pójść do IMAXa. Disney dogadał się z kinami i przez cztery tygodnie od premiery w większości IMAXów w USA (około 400 ekranów) i poza Stanami (ponad 400 ekranów) „Przebudzenie Mocy” będzie grane na wyłączność. Żadnych czy innych filmów, ani nowych, ani starych. Nic. Znaczy to równie, że jeśli ktoś chce zobaczyć „S.P.E.C.T.R.E.” lub drugi „Kosogłos” w IMAXie, powinien to zrobić przed premierą Epizodu VII, bo 18 zejdą z ekranów. O różnicach wizualnych między wersją IMAX, a zwykłą pisaliśmy tutaj.
Otwarcie w IMAXach z pewnością pomoże filmowi. Niektórzy analitycy zastanawiają się, czy film nie pobije ogólnoświatowego rekordu otwarcia. Szacują, że w ciągu pierwszego weekendu film na całym świecie może zarobić 615 milionów USD. Obecnie rekord należy do „Jurassic World” Colina Trevorrowa i wynosi 524 miliony USD.
Kolejne ujęcia pozwalają aktorom na drobne zwierzenia. Skoro zobaczyliśmy Finna z mieczem, to John Boyega nie omieszkał pochwalić się jedną sprawą. Przyznał, że poszedł w ślady Ewana McGregora i podczas zdjęć na planie, gdy miał miecz świetlny w ręku, sam naśladował jego dźwięk.
Jeśli chodzi o zdjęcia we wrześniu na Skellig Micheal, to pojawiła się nowa plotka. Otóż podobno będą to zdjęcia zarówno do Epizodu VIII jak i „Przebudzenia Mocy”. W tym drugim przypadku mają to być jedynie jakieś dodatkowe ujęcia.
W sieci pojawiły się też nowe zdjęcia z magazynu „Empire”, a także okładka z BB-8. Jest też okładka niemieckiego magazynu „Star Wars” z kapitan Phasmą oraz plakat reklamowy Hasbro.
Wygląda na to, że z epizodem VIII i informacjami nie będzie takiej ciszy jak z „Przebudzeniem Mocy”. Niedawno wspominaliśmy o ewentualnym udziale Benicio Del Toro w filmie. Teraz aktor powiedział dziennikarzom „Entertainment Tonight” wprost:
– Nie mogę powiedzieć wiele, ale myślę, że to się wydarzy. To wygląda tak jakby miało się wydarzyć, czym jestem bardzo podekscytowany – powiedział aktor. Potem żartem dodał: – scenariusz jest trudno dostać. Powiedzieli, że obetną mi palce jeśli coś powiem.
Wygląda na to, że Rian Johnson nie jest taki straszny jak J.J. Abrams jeśli chodzi o sekretność.
Wcześniej sugerowano, że Del Toro mógłby zagrać w filmie szwarccharakter. Media nadal to podtrzymują, ale dodają, że być może zobaczymy więcej rycerzy Ren, a Benicio mógłby być jednym z nich.
Johnson tymczasem zdradził kolejny szczegół swojej pracy. Otóż pisze scenariusz używając oprogramowania firmy Fade In, dedykowanego do pisania scenariuszy. Od razu wpisy na twitterze zaczął trollować John Boyega, który dopytywał co pisze Rian. Ten odpowiedział, że reboot „Ataku na dzielnicę”.
Zdjęcia do Epizodu VIII miały się zacząć po zakończeniu prac nad „Rogue One”, czyli gdzieś blisko początku roku 2016 (chyba, że wcześniej ekipa pojawi się we wrześniu na Skellig Michael). Premiera zarówno polska jak i światowa odbędzie się 26 maja 2017.
KOMENTARZE (9)
W najnowszym wydaniu magazynu „Entertainment Weekly” tematem numeru jest „Przebudzenie Mocy”. W środku znajdziemy między innymi artykuł-wywiad z J.J. Abramsem i Lawrencem Kasdanem, a w nim kilka istotnych informacji także o przyszłych filmach.
Po pierwsze J.J. Abrams zapytany o szansę wyreżyserowania Epizodu IX powiedział wprost:
- Nie wyreżyseruję Epizodu IX, choć bardzo mocno zazdroszczę każdemu, kto będzie pracował z grupą tych ludzi przy przyszłych filmach.
Czy to znaczy, że Abrams nie będzie miał wpływu na dwa kolejne filmy trylogii? Bynajmniej. Sam określił się, że będzie teraz bardziej jak duch Obi-Wana w „Imperium kontratakuje” i „Powrocie Jedi”. W lutym sam poinformował, że zajmie się produkcją dwóch kolejnych części trylogii.
Dowiedzieliśmy się także, że zarys całej trylogii istniał zanim Rian Johnson przystąpił do pracy. Sam film oczywiście będzie ewoluował, Johnson przy Epizodzie VIII zaczął od miejsca, w którym skończono „Przebudzenie Mocy”. Kierunek jednak pozostanie zachowany. Mało tego ostatnio pojawiły się też plotki, że ten główny zarys ma w sobie dużo elementów napisanych jeszcze przez Michaela Arndta.
Wygląda na to, że nie tylko Abrams nie wróci na fotel reżyserski przy Epizodzie IX. Małe szanse na to ma także Rian Johnson. Na razie nie wiadomo, kto mógłby przejąć pałeczkę. Oczywiście w mediach wspomina się dość mocno Colina Trevorrowa, którego kandydatura wypłynęła przy okazji Comic-Conu w San Diego. Jednak tu należy zwrócić uwagę, że źródłem informacji jest Umberto Gonzalez, czyli El Mayimbe. Wrzuca on do sieci różne przecieki, ale też masę bzdur. Natomiast wycwanił się w trollowaniu mediów, swoje rewelacje upublicznia w takim momencie, że czasem trudno je zdementować. Tak jak to było ostatnio z Felicity Jones w roli córki Boby Fetta. Umberto w dzień panelu o „Gwiezdnych Wojnach” na Comic-Conie ogłosił, że w trakcie prezentacji wyjdzie Colin Trevorrow i zostanie przedstawiony jako reżyser IX Epizodu. Poszło to w świat. Tuż przed panelem sam zdementował wieść o tym, że Trevorrow się pojawi. Faktycznie nie przyszedł, ale sprawa reżyserii pozostała otwarta. Potem już bez medialnego rozgłosu przyznał, że informację tą dostał od pracownika Lucasfilmu, któremu podobno załatwiał VIPowskie wejściówki na Comic-Con. Zobaczymy zatem, czy przy D23 Expo zostanie ogłoszony kolejny reżyser.
KOMENTARZE (11)
Serwis /Film przygotował listę potencjalnych aktorów, którzy mogliby się wcielić w rolę Hana Solo w spin-offie Phila Lorda i Chrisa Millera. Szanse tych aktorów są różne, jedni lepiej pasują, inni mniej, ale za to są wolni. Zdjęcia do filmu zapewne ruszą w okolicach przełomu 2016/2017, więc jest sporo czasu na znalezienie dobrego aktora. Rola Harrisona Forda jest bardzo ikoniczna, więc czeka nas mierzenie się z legendą. Oto garść 20 propozycji do rozważenia przez Disney/Lucasfilm.
Chris Pratt
Dzięki swoim rolom w „Strażnikach Galaktyki” oraz „Jurassic World” wyrasta na nową gwiazdę kina nowej przygody, nowego Hana Solo czy Indianę Jonesa. Pewne plotki sugerowały, że tego ostatniego mógłby zagrać. Tyle, że póki co ma dużo innych projektów na głowie, a rola Solo może nie ograniczyć się do jednego filmu. No i wiek (36 lat) działa na jego niekorzyść.
Chris Pine
Niektórzy zastanawiają się czy jego kapitan Kirk nie jest bardziej Hanem Solo w wydaniu „Star Trek”. Podobnie jak Pratt jednak on także jest zaangażowany w inne serie. Póki co jeden „Star Trek” kręcą, na drugi ma już kontrakt. Dodatkowo pojawi się w „Wonder Woman”, więc może być to aktor poza zasięgiem Lucasfilmu. Zwłaszcza, że Pine ma 35 lat, a Hana mieliśmy trochę odmłodzić.
Taron Egerton
O nim już było głośno jakiś czas temu, zwłaszcza w kontekście roli Hana Solo. Młody Walijczyk na razie może się pochwalić brawurową rolą w „Kingsman: Tajne służby”. Tyle, że na razie nie wygląda jeszcze na łajdaka, ale może o to chodzi w filmie o młodym Solo?
Joseph Gordon-Levitt
Raz już był młodym Brucem Willisem w „Looperze” Riana Johnsona. Był też przyszłym Robinem w „Mroczny Rycerz powstaje”. Teraz nie może znaleźć miejsca dla siebie. Chyba, że przypadkiem faktycznie zagra w Epizodzie VIII w jakiejś innej roli. Jonhson lubi go obsadzać w swoich filmach. Wiek też nie jest mocnym atutem tego aktora.
Garrett Hedlund
Kolejny młodszy aktor na liście, ale już po trzydziestce. Z doświadczeniem, które jednak nie zwiększa jego szans. „TRON: Dziedzictwo” a teraz „Piotruś. Wyprawa do Nibylandii” pokazują, że ma szansę poradzić sobie z główną rolą, ale czy oczaruje widzów?
Ansel Elgort
Młody aktor najlepiej kojarzony chyba z „Gwiazdy naszych win” oraz serii „Zbuntowana”. Zobaczymy jednak ile z niego wyciągnie Edgar Wright w „Baby Driver”. Na razie trudno stwierdzić, czy podołałby roli.
Brenton Thwaites
Kolejny młody aktor, ale mający zarówno już więcej ról na koncie, jak i ciekawsze perspektywy. „Czarownica”, „Dawca pamięci”, „The Signal” i jeszcze pozostająca w produkcji piąta cześć „Piratów z Karaibów”. Ten ostatni film produkowany przez Disneya to może być jego być albo nie być w tej sprawie.
Miles Teller
Świetnie ukazał swoją zadziorność w „Whiplash”. Dawał sobie radę w produkcjach niezależnych jak „Cudownie tu i teraz”. No i jeszcze ta nowa „Fantastyczna czwórka”, ale to akurat może nie być plus. Ma 28 lat, więc jakieś pole do manewru pozostaje.
Liam Hemsworth
Na razie miał drugoplanową rolę w „Niezniszczalnych 2”, a także istotną, acz nie główną rolę w serii „Igrzysk śmierci”. Teraz czeka go jeszcze poważny test w postaci sequela „Dnia niepodległości”. No i jak na swoje 25 lat jest całkiem rozpoznawalny.
Scott Eastwood
Kariera syna Clinta Eastwooda powoli nabiera tempa. Miał swoje pięć minut w „Najdłuższej podróży”. Pojawi się także w „Legionie samobójców”. Może uda mu się w końcu wyjść z cienia ojca. Jest chyba też w granicznym wieku, ma 29 lat.
Nicholas Hoult
Już raz grał trochę podobną rolę w „Jacku: pogromcy olbrzymów”. Ostatnio szalał w „Mad Maxie: Na drodze gniewu”. No i jeszcze „Young Ones”. Warto zwrócić na niego uwagę. Wiekowo także pasuje.
Sam Claflin
Kolejny aktor z „Igrzysk śmierci”. Tam jego rola wypadła dobrze i stał się jednym z ulubieńców fanów. Gorzej natomiast z czwartymi „Piratami z Karaibów”. W roli zakochanego w syrence księdza jakoś nie odnalazł się zbyt dobrze. Aktor jednak może w ogóle być skreślony z listy, jeśli się okaże, że faktycznie gra w „Rogue One”. No i ma 29 lat.
Ryan Gosling
Jeden z tych aktorów o których dość dawno spekulowano, że mogą dostać tę rolę. Pokazał, że jest zdolnym i pracowitym twórcą. „Idy marcowe”, „Drive”, „Gangster Squad: Pogromcy mafii”, czy „Fanatyk” mówią same za siebie. Niestety w 2017, kiedy ruszą zdjęcia będzie miał 37 lat, więc raczej odpada. Typowano go jako kandydata do roli w Przebudzeniu Mocy, ale się nie udało.
Zac Efron
O nim także wspominano nie raz w kontekście roli Hana Solo, ale były to tylko spekulacje medialne. Podobnie jak Gosling był też brany pod uwagę przy kompletowaniu obsady Epizodu VII. Obecnie stara się zerwać z rolami kojarzonymi z Disneyem, ale „High School Musical” będzie się za nim ciągnęło. Tu może być sytuacja podobna jak z Leonardo DiCaprio i Anakinem, gdzie przeszłość bardzo zdolnego aktora odstraszała fanów serii. Jak się później okazało po dalszych rolach DiCaprio oraz grze Haydena Christensena, może warto było dać temu pierwszemu szansę.
Jamie Bell
Kolejny młody aktor, zasługujący na swoją szansę. Na razie nie miał możliwości się zbytnio wykazać. „Jumper”, „King Kong”, „Przygody Tintina”, czy ostatnio „Fantastyczna czwórka”, wszędzie tam nie zawsze go widać. Wiek bliski granicznemu.
Robert Pattinson
O nim także krążyło wiele plotek. Po sadze „Zmierzch” pewnie szuka nowej franczyzy. Ale może w roli Hana Solo by się sprawdził. No i ma 29 lat, więc właściwie ostatni dzwonek do tej roli.
Alden Ehrenreich
„Piękne istoty”, „Tetro”, „Blue Jasmine”, „Stoker”. Młody aktor i raczej ma wolne przeroby przez najbliższe parę lat, więc jeśli myśleć przyszłościowo…
Josh Hutcherson
Kolejny istotny aktor z „Igrzysk śmierci”. Tyle, że jeszcze nie wiemy, czy byłby w stanie pociągnąć główną rolę, a co za tym idzie film. Atutem jest wiek.
Richard Madden
Zdekapitowany król Północy w „Grze o tron”, książę w „Kopciuszku”, więc może teraz pora na łajdaka? Pokazał, że ma charyzmę, no i nie jest uwikłany obecnie w żadną serię. Ale wiek graniczny, 29 lat.
Anthony Ingruber
W jego przypadku ważne są dwie rzeczy. Pierwsza to film „Wiek Adaline”, gdzie grał młodszą wersję postaci Harrisona Forda. Druga rzecz to coś, co aktor wrzucił kiedyś na YouTuba. Udawanie mimiki Harrisona Forda z „Łowcy androidów”.
No i jeszcze rocznik 1990. Szanse są. Swoją drogą ten ostatni aktor obecnie jest ulubieńcem fanów. Powstała nawet petycja by Disney go poważnie rozważył.
Redaktorzy /Film wspomnieli jeszcze o jednym aktorze, ale zupełnie w innym kontekście. Jai Courtney, który ostatnio wcielił się w Kyle’a Reese w nowym „Terminatorze”, ich zdaniem byłby absolutną katastrofą. Należy więc za wszelką cenę unikać jego wyboru.
A wy kogo byście wybrali?
Pewnie przez najbliższy rok podobnych rozważań będzie więcej. Zdjęcia do Antologii o Hanie Solo powinny się zacząć gdzieś w okolicach początku 2017. Premiera 25 maja 2018, zarówno w Polsce jak i na świecie.
KOMENTARZE (26)
Zaczynamy od zapowiedzi Blu-ray i DVD. Po sieci krążą już różne wieści na ten temat. Według przecieków z Walmart film powinien zadebiutować wiosną 2016, ale tego się akurat spodziewaliśmy. Inne źródła podają konkretną datę 26 kwietnia. Na razie nie wiadomo w jakich edycjach by to wyszło. W każdym razie wygląda na to, że Disney/Lucasfilm raczej chcą by filmy były dostępne przed 4 maja, a nie Świętami Wielkiej Nocy.
Tymczasem pojawiły się też już porównania wersji IMAXowej i zwykłej. Jak wiemy film nie był w całości kręcony kamerami IMAX, więc tylko kilka scen pewnie będzie się różnić, ale różnicę tę widać gołym okiem. Wynika to oczywiście z różnic w rozmiarze ekranu. Zwykłe kino jest bardziej spłaszczone.
O tym co prawda J.J. Abrams wspominał u Jona Stewarta, ale jeszcze warto wspomnieć wersję medialną. Otóż reżyser miał wypadek na planie „Przebudzenia Mocy”. Nie przyznawał się do tego długo, ale teraz już zaczął o tym opowiadać. W momencie, gdy Harrison Ford miał wypadek i drzwi spadły mu na kostkę, Abrams postanowił go ratować. Pobiegł i jako jeden z pierwszych usiłował pomóc aktorowi. Forda helikopter zabrał do szpitala, a J.J. nadwyrężył sobie kręgosłup. Okazało się, że coś tam sobie połamał, więc gdy Harrison wrócił na plan po przerwie, był w pełny sprawny, Abrams w tym czasie paradował w kostiumie usztywniającym, którego jednak nie było widać, skrywało go ubranie. Dochodzenie do zdrowia trwało dłużej niż u aktora. Abram żartował sobie, że Harrison Ford jest jakimś superbohaterem, bo po wypadku samolotowym także dość szybko doszedł do siebie.
Adam Driver także niedawno udzielił całkiem sporego wywiadu, jednak o „Gwiezdnych Wojnach” powiedział bardzo niewiele. Na szczególną uwagę zasługują dwie rzeczy. Po pierwsze, fakt iż prawie wszyscy na planie chcieli ściskać się z Chewiem, a po drugie, że atmosfera na planie zdaniem Drivera bardziej przypominała film niezależny niż wielki blockbuster.
Zaś Robert A. Iger wypowiedział się na temat biznesowych oczekiwań Disneya. Po sieci krążą różne analizy, jedni twierdzą, że „Przebudzenie Mocy” pobije sukces „Avatara”, inni że być może prześcignie „Jurassic World”. Szef Disneya przyznał, że zdaje sobie sprawę z oczekiwań, ale doskonale wie, iż marka „Star Wars” nie jest na całym świecie tak rozpoznawalna i kojarzona jak w Stanach, więc obecnie ani nie szacują, ani nawet starają się nie mieć oczekiwań wobec tego ile ten film zarobi. Raczej chcą to zobaczyć, choć oczywiście jeśli chodzi o zyski są optymistycznie nastawieni. Jednak jeśli chodzi o zarobek poza USA to zarząd Disneya nie ma tak wygórowanych nadziei na megahit.
Irlandzkie media nadal wierzą, że we wrześniu na Skellig Michael będzie kręcone dalej „Przebudzenie Mocy”. Wszyscy raczej liczą, że będą to sceny do Epizodu VIII, być może dlatego Mark Hamill zaczął już zapuszczać brodę. Natomiast na razie w sprawie zmieniła się dokładnie jedna rzecz. Według najnowszych wieści zdjęcia miałyby potrwać od 13 do 16 września i ewentualnie się przedłużyć o parę dni. Trudno uwierzyć, by kręcono na nowo jakąś sekwencję „Przebudzenia Mocy”, ale nie można tego wykluczyć.
Na koniec dwa małe spoilery, które zaczynają się pojawiać przy okazji figurek i gadżetów. Zestawy LEGO podobno zdradzają nazwę nowej planety, którą brzmi Takodana. Natomiast wśród figurek Hasbro znajduje się jedna, oznaczona Spoiler EPISODE VII Darth Vader 3.75” 5POA(Koniec spoilera). Oczywiście brak jakichkolwiek innych wieści powoduje jedynie spekulacje. Na razie nie ma nawet zdjęć figurki.
KOMENTARZE (14)
Jeśli chodzi o przyszłość to w Lucasfilmie zawsze rozważane są różne scenariusze. Tak prawdopodobnie jest też z odkładanym od lat serialem aktorskim. W marcu Cinelinx informowało, że pewne prace nad serialem ruszyły, a zdjęcia mogą się rozpocząć w Pinewood po Epizodzie VIII, czyli być może już w drugiej połowie przyszłego roku.
Teraz serwis Cinelinx ma dodatkowe informacje. Niewiele, ale jednak. Po pierwsze serial aktorski miałby powstać nie dla telewizji ABC, a dla Netflixa. Disney doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że telewizja się zmienia. Netflix to przyszłość. Warto dodać, że współpracuje już z nimi Marvel. Jeden serial już jest tam dostępny. Mowa oczywiście o „Daredevilu”, który okazał się być sporym sukcesem. Dwa kolejne są w drodze – „Jessica Jones” i „Luke Cage”. I jeszcze kolejne w planach.
Sam Lucasfilm także testował już współpracę z Netflixem przy szóstym sezonie „Wojen klonów”.
Jest jedna istotna różnica między tym medium a klasyczną telewizją. Netflix jako telewizja internetowa udostępnia cały sezon od razu. Nie trzeba czekać na kolejne odcinki tygodniami. Ale też same seriale są inne, niż te produkowane choćby dla ABC. Co jest oczywiście dobrą wiadomością dla tych, którzy liczą na refactoring Underworld. Ale Cinelinx dodaje jeszcze jedną ciekawą rzecz. Otóż obecnie Marvel ma w produkcji trzy seriale i podobny scenariusz jest rozważany w przypadku „Gwiezdnych Wojen”. Zatem nie jeden, a trzy seriale aktorskie. To dokładnie podaje Cinelinx, trzy seriale aktorskie w realiach „Gwiezdnych Wojen”, powiązane ze sobą, a także z filmami i resztą uniwersum.
Czy te trzy seriale to jeden pomysł na coś większego, czy raczej trzy alternatywy, na razie nie wiadomo. Oczywiście pytaniem otwartym wciąż pozostaje czy i kiedy w ogóle coś zobaczymy. Na to niestety będzie trzeba trochę poczekać. Mała szansa, byśmy dostali choćby jeden serial aktorski przed rokiem 2017, a to i tak jest data bardzo optymistyczna.
Zmieniła się data polskiej premiery „Przebudzenia Mocy”. Film wejdzie do naszych kin 18 grudnia 2015, czyli w tym samym czasie co na zachodzie.
Jednocześnie Disney Polska będące dystrybutorem Lucasfilmu poinformowało o planach kolejnych premier związanych z sagą.
„Rogue One” zobaczmy 23 grudnia 2016 (tydzień po światowej premierze).
Epizod VIII będzie mieć swoją premierę 26 maja 2017.
Antologia o Hanie Solo zaś 25 maja 2018.
Warto dodać, że niedawno podobny powód do świętowania mieli Włosi. Premiera filmu w ich kraju była wyznaczona na 5 stycznia 2016. Zorganizowali oni petycję w sprawie przyśpieszenia premiery i ostatnio okazało się, że Disney przychylił się do ich prośby. Za ich śladem poszli też polscy fani, którzy zaczęli się organizować. Na szczęście tu też udało się przyśpieszyć premierę.
Jak widać z wyjątkiem „Rogue One” wszystkie premiery będziemy mieć w ten sam dzień, co zachód. Zobaczymy jeszcze czy pierwsza Antologia nie zostanie przesunięta, za jakiś czas.
KOMENTARZE (66)
Zgodnie z tym, co powiedziała Kathleen Kennedy na Comic-Conie w San Diego, zdjęcia do „Rogue One” miały się zacząć za 3 tygodnie (a mówiła to mniej więcej półtorej tygodnia temu). Tak więc liczymy, że pierwszy klaps na planie „Antologii” padnie na początku sierpnia (pewnie w okolicach 3 lub 4). Tym samym potwierdziła też doniesienia Jiny Jay, o których pisaliśmy tutaj.
Zobaczymy, czy to oznacza, iż w filmie zagrają Forest Whitaker, Diego Luna i inni wymienieni aktorzy. Za to ponownie pojawiają się plotki o Benie Mendelsohnie. Kolejne serwisy donoszą, że jest on bliski podpisania kontraktu. On sam zaś przyznał już nieśmiało, że dobrze to wygląda i jest w miejscu, które idealnie nadawałoby się do „Gwiezdnych Wojen”.
Tymczasem Donnie Yen wrzucił na swojego facebooka fotkę sugerującą, że zagra w filmie. Jak widać po prawej, znajduje się tam napis „Niech Moc będzie z Tobą”, czyli dość czytelna aluzja. Wiemy, że przynajmniej rozmawia. Czy to będzie „Rogue One” czy Epizod VIII, na razie nie wiadomo. Jeśli pierwotne plotki o tym, iż miałby pojawić się na planie w sierpniu okażą się prawdziwe, to znaczy, że zagra w pierwszej „Antologii”. Ciekawe, czy potencjalny angażBenico Del Toro/Joaquina Phoenixa faktycznie dotyczy Epizodu VIII, czy może jednak „Rogue One”?
Powoli ujawniają się sami członkowie ekipy filmowej. Za montaż podobno ma odpowiadać Elliot Graham, który ma na swoim koncie takie obrazy jak: „Obywatel Milk”, „Superman: Powrót”, czy „21” albo „X-Men 2”.
A teraz porcja bzdur z serwisu Ikwiz. Nadal twierdzą, że mają bardzo dobre źródła i że w filmie pojawi się pewne nawiązanie do EU. Mieliby to być szturmowcy Cienia (Shadow Trooper). Na ile można im wierzyć, trudno stwierdzić. Warto przypomnieć, że wpierw upierali się, że Tatiana Maslany zagra Sabine Wren, potem w mandaloriańską zbroję wkładali Felicity Jones. Jakoby nawet ją przymierzała.
Wygląda na to, że w temacie rozpoczęcia zdjęć do „Rogue One” pomylił się też serwis Making Star Wars. Teraz donoszą jedną krótką informacje. W nowym filmie mają pojawić się skraplacze wilgoci. To będzie łatwiej sprawdzić.
Na koniec jeszcze informacja z StarWars7News. Podobno w Cardington, w dawnej bazie RAFu (skończono jej używać do celów militarnych w 1971) powstaje dziwna dekoracja i wszyscy podejrzewają, że to „Gwiezdne Wojny”, czyli właśnie nasza „Antologia”. Jeśli wierzyć doniesieniom Jiny Jay, to zdjęcia na lokacji będą miały miejsca w Wielkiej Brytanii i w Meksyku. Skojarzenia z Yavinem nasuwają się same. Ciekawe, czy zostaną wykorzystane też jakieś pozostałości po Aztekach czy Majach, jak Tikál. Zdjęcia z Shed 2 w Cardington poniżej.
Swoją drogą, warto przypomnieć, że zdjęcia do „Przebudzenia Mocy” kręcono także w innej dawnej bazie RAFu, czyli w Greenham Common.
W przyszły piątek na amerykańskie ekrany wchodzi „Mission: Impossible – Rogue Nation”. Zgodnie z umową z Paramountem, od tego momentu Disney i Lucasfilm będą mogły oficjalnie reklamować nowy film. Tak więc liczymy na to, że w pierwszych dniach sierpnia nie tylko rozpoczną się zdjęcia do „Rogue One”, ale też poznamy obsadę. Być może zostanie też upubliczniony teaser z Celebration.
KOMENTARZE (4)
Amerykański magazyn dla mężczyzn „GQ” przeprowadził swoisty gwałt na „Gwiezdnych Wojnach”! Tym samym sięgnął przysłowiowego bruku. Wraz z Amy Schumer, komediantką i artystką nie bojącą się kontrowersyjnych tematów, w tym także tych związanych z seksem (bo to się sprzedaje), przygotowali specjalną sesję zdjęciową. Artystka przebrała się w niej za Leię z pałacu Jabby, tą w złotym bikini. Nie byłoby w tym nic skandalicznego, ale same zdjęcia niestety już do przyzwoitych nie należą. Ociekają podtekstami i obscenicznym seksem, co prawda nie pokazują go zbytnio, gdyż są to prawie same aluzje, ale już fakt mieszania takich spraw i „Gwiezdnych Wojen” nie wszystkim się podoba. Mówiąc wprost, splugawiono wulgarnie sagę! Co prawda zdjęcia nie należą do kategorii hard, jednak niesmak pozostał. Oburzenie też, szczególnie w sieci. Zwłaszcza, że niektórzy nie wiedzieli, że jest to samowola artystki Schumer i „GQ”. Na twitterze pojawiły się gromy na Disneya! Nie mogę uwierzyć, jak to możliwe, że Disney pozwala, by „GQ” robił te niesmaczne żarty z „Gwiezdnych Wojen”. Wstydźcie się wszyscy!
Takie wpisy na twitterze to norma. Część ludzi, chce by w świecie pełnym seksu, pozostały pewne bastiony czystości i moralności. „Gwiezdne Wojny” dotychczas takie były, a teraz w Disneyu powinny być jeszcze bardziej rodzinne i czyste!
Lucasfilm i Disney wydały nawet w tej sprawie specjalne oświadczenie. Oficjalnie doceniają to, że taki magazyn uznaje wkład „Gwiezdnych Wojen” w kulturę, ale jednocześnie sesja nie jest ani autoryzowana, ani w żaden sposób popierana przez właścicieli sagi. Cóż, Alex Braun pewnie ucieszyłby się z takiego oświadczenia, w końcu poszedł zdecydowanie dalej niż Amy Schumer.
Niektórym jednak sesja się podobała. Pojawiły się więc pozytywne komentarze, a także takie, które nie wiadomo jak odczytać. Mark Hamill jest bardzo podekscytowany sesją Amy i nie może się doczekać kiedy zobaczy ją na planie Epizodu VIII. Część osób zastanawia się jednak, czy to nie był sarkazm z jego strony.
Jedno jest pewne, całe zamieszanie z wyuzadanymi zdjęciami na pewno pomoże Amy Schumer. Do kin w USA wszedł w ten weekend film „Wykolejona”, do którego napisała scenariusz i gra jedną z głównych ról. U nas premiera pod koniec miesiąca.
Tymczasem w Grecji trwa kryzys. Niektórzy komentatorzy zastanawiają się czy to nadal jest grecka tragedia, czy już tragifarsa. Ba, nawet dopatrzono się tam analogii do „Gwiezdnych Wojen”. I tak Merkel została określona mianem Jabby Hutta, Juncker został Jar Jarem, Tsipras Lukiem Skywalkerem, a Donald Tusk admirałem Piettem. Więcej propozycji można zobaczyć powyżej.
A teraz coś z zupełnie innej beczki. Keira Knightley schudła! No może to nazbyt pochopne stwierdzenie, w każdym razie młoda mamusia wróciła do swojej sylwetki i już sobie chodzi po Londynie wraz z mężem. Niestety nie wiadomo komu zostawili w tym czasie swoje dziecko. Ot, nie ma jak to odpowiedzialne rodzicielstwo.
KOMENTARZE (11)
Zaczynamy od pierwszej możliwej lokacji Epizodu VIII. Otóż podobno Lucasfilm i Disney negocjują z władzami Irlandii powrót na Skellig Michael. Zdjęcia do „Przebudzenia Mocy” na tej wyspie odbyły się w lipcu zeszłego roku. Tym razem jest mowa o jesieni tego roku. Na dokrętki do Epizodu VII będzie już trochę za późno. W teorii mogliby tam też kręcić jakieś ujęcia do „Rogue One”, jednak najbardziej prawdopodobny wydaje się właśnie Epizod VIII, gdzie ukazano by to miejsce w trochę innej porze roku. Nie wszystkim się jednak podoba ten pomysł, swoje obiekcje mają choćby ekolodzy. Swoją drogą warto dodać, że ostatecznie Lucasfilm i Disney nie zapłaciły za wykorzystanie lokacji, władze Irlandii zdecydowały nie obciążać ich jakimiś specjalnymi kosztami, więc może warto wrócić?
Pośrednio w nawiązaniu do wieści o kamerach w „Rogue One”, Rian Jonhson wypowiedział się o kamerach. Epizod VIII, podobnie jak film J.J. Abramsa, będzie kręcony na taśmie filmowej 35 mm. Johnson chciał go nakręcić na 70 mm, ale z powodów logistycznych musieli poprzestać na 35 mm. Dodatkowo obecnie reżyser VIII Epizodu nie wie czy w ogóle będzie kręcona jakakolwiek sekwencja w kamerach IMAX, co akurat jest dość zaskakujące. Być może umowa między Disneyem a IMAXem nie objęła tego filmu i znów jest to jeszcze decyzja, którą dopiero trzeba będzie podjąć.
Zaczynają pojawiać się też plotki na temat fabuły Epizodu VIII. Podobno pochodzą one z prezentacji dla licencjonobiorców, gdzie już przygotowuje się grunt pod kolejne „Gwiezdne Wojny”. Pierwsza z tych wieści z pewnością ucieszy Billy’ego Dee Williamsa. Otóż Lando ma wrócić w VIII Epizodzie i mieć pewną rolę do odegrania. Spoiler Miałby dowodzić resztkami zniszczonej floty Oporu, a także chcieć pomścić swojego przyjaciela (koniec spoilera). Podobno także zobaczymy nowego złoczyńcę, którego określają roboczo jako kobieta-Sith. Wiemy tylko, że nowa postać miałaby walczyć czerwonym mieczem świetlnym i tyle, a czy faktycznie będzie Sithem, czy kimś innym, pewnie więcej będziemy mogli odgadnąć po premierze „Przebudzenia Mocy”. Z pewnością zaś będzie płci pięknej.
Na koniec jeszcze jedna rzecz od Riana Johnsona. Otóż obudził się on dziś z pomysłem na nową sekwencję do filmu. Narysował ją, wrzucił na twittera i zorientował się, że przedstawia ona Jedi na kanoe walczącego z psem. Ciekawe ile takich kwiatków znajduje się w scenariuszu do VIII części. Może to tylko zwykły trolling?
Reżyser, scenarzysta i producent filmowy. Choć urodził się na wschodnim wybrzeżu Stanów Zjednoczonych (dokładnie to w Maryland, 17 grudnia 1973), to wychowywał się w San Clemente w Kalifornii. Uczęszczał tam także do San Clemente High School, którą potem wykorzystał jako lokację przy swoim debiutanckim filmie.
Uczył się także na Uniwersytecie południowej Kalifornii, oraz USC School of Cinema Arts, tej samej słynnej szkoły filmowej, którą skończyli George Lucas i Steven Spielberg. Ukończył ją w 1996.
Filmem życia, który spowodował iż Johnson zdecydował zostać filmowcem była „Annie Hall” Woody’ego Allena. Obraz ten z pewnością znany jest fanom „Gwiezdnych Wojen” jako to trochę zapomniane dziś dzieło, które zabrało „Nowej nadziei” Oskara za najlepszy film roku 1977. Allen łamał w nim wiele konwencji i to się bardzo Jonhsonowi spodobało i w pewien sposób zainspirowało.
Po szkole zajął się kręceniem filmów krótkometrażowych. Pierwszy z nich „Evil Demon Golfball from Hell!!” z 1996 jest luźną adaptacją opowiadania Edgara Allana Poe pt. „Serce oskarżycielem”. Ten obraz można obejrzeć na dodatkach do „Loopera”. Potem Rian próbował też swoich sił w innych krótkich metrażach – „Ben Boyer and Phenomenology of Automobile Branding” (2001) i „The Psychology of Dream Analysis” (2002). Starał się robić coś w przemyśle filmowym, ale niestety nie udało mu się znaleźć stałego zatrudnienia. Był montażystą filmu „May”, asystentem producenta czy nawet kamerzystą. W sumie ciągle działał w biznesie filmowym, ale ambicje miał z pewnością większe, przede wszystkim by tworzyć własne produkcje.
Przełomem był dopiero jego debiut, czyli „Kto ją zabił?” (Brick) z 2005. Film ten kosztował zaledwie 500 tysięcy USD. Rian nie tylko go wyreżyserował, ale też napisał do niego scenariusz. Skrypt podobno był już ukończony w 1997, acz przez prawie sześć lat trwało szukanie finansowania. Był to obraz stylizowany na film noir, choć według słów reżysera niezamierzenie. Twórca bawił się także językiem, który dość mocno bazował na powieściach Dashiella Hammetta. By ograniczyć koszty, film nakręcono w dawnej szkole Johnsona, a przy jego produkcji pomagali mu członkowie rodziny (produkcja, muzyka, projekty i ilustracje). Dodatkowo po raz pierwszy współpracował tu ze swoimi późniejszymi stałymi współpracownikami, czyli Ramem Bergmanem (producent), Nathanem Jonhsonem (muzyk i kuzyn Riana), Stevem Yedlinem (kamerzysta) a także aktorami – Lukasem Haasem, Josephem Gordonem-Levittem i Noah Seganem. Na Sundance Film Festival dzieło to dostało specjalną nagrodę Jury za wizjonerstwo.
Jednak nie tak łatwo było przekuć ten sukces na kolejne filmy. W międzyczasie Johnson zajmował się między innymi nagrywaniem teledysków w tym dla grupy „The Mountain Goats”. Johnson także nagrywał koncerty tej grupy. Zresztą muzyka jest jego pasją, sam jest piosenkarzem folkowym i gra na banjo. Razem ze swoim kuzynem Nathanem występują czasem w duecie jako „The Preservers”.
Pomysł na drugi film był dużo starszy niż ten wykorzystany w „Kto ją zabił?”. Początkowo miał on nosić tytuł „Penelope” i opowiadać bardziej o relacjach mentorskich, niż braterskich. Rian zabrał się za pisanie zaraz po tym jak dostał nagrodę na Sundance, ale okazało się, że to dość trudne zadnie. Chciał by był to film o przekręcie z wyraziście naszkicowanymi postaciami, który z jednej strony trzyma się mocno gatunku, z drugiej w pewnym momencie z niego wychodzi, wspomagając tym samym zwrot fabularny. Tylko to wszystko zaczęło się zmieniać w czasie. W każdym razie kwestia stylu i jego zmiany jest dość istotna także w kolejnym dziele Riana (to cały czas inspiracja Allenem). „Niesamowici bracia Bloom” ewoluowali, Johnson się douczał czytając i oglądając klasykę, a wśród największych inspiracji dla tego filmu znajdują się „Papierowy księżyc” Petera Bogdanovicha i „Człowiek, który chciał być królem” Johna Hudsona (fabularnie) i „Konformista” Bertolucciego oraz „8 ½” Felliniego (wizualnie). „Niesamowici bracia Bloom” (The Brothers Bloom) trafili do kin w maju 2009, choć oficjalna premiera miała miejsce jeszcze w 2008, więc obraz sobie trochę poleżał. Nie zrobił jednak sukcesu kasowego. Film ponownie wyprodukował Ram Bergman, Nathan Jonhson odpowiadał za muzykę, Steve Yedlin za zdjęcia, a trójka wspomnianych wcześniej aktorów pojawiła się w małych rolach. W przeciwieństwie do „Kto ją zabił?” była to już jednak większa i bardziej profesjonalna produkcja.
Johnson w międzyczasie zaczął współpracować z telewizją. W 2010 wyreżyserował jeden odcinek serialu „Terries” oraz pierwszy z dotychczas wyreżyserowanych trzech odcinków serialu „Breaking Bad”. Do tego drugiego serialu wrócił jeszcze w 2012 i w 2013. W tym ostatnim zrealizował epizod „Ozymandias”, który został bardzo dobrze przyjęty, niektórzy uznają go za najlepszy lub nawet jeden z najlepszych odcinków w całej historii TV. Rian napisał też scenariusz do jednego z odcinków serialu „HitRECord on TV”.
Trzeci film Jonhsona to „Looper: pętla czasu” (Looper) z 2012. Ponownie wyprodukował go Ram Bergman, a w rolach głównych wystąpili Joseph Gordon-Levitt, Bruce Willis, Emily Blunt, Noah Segan czy Jeff Daniels. Za muzykę ponownie odpowiadał Nathan Jonhson, a zdjęcia Steve Yedlin. Rian znów napisał samodzielnie scenariusz. Początkowo jest to opowieść SF o podróżach w czasie, jednak znów w pewnym momencie łamane są reguły gatunkowe. „Looper” był zrobiony z olbrzymim jak na Jonhsona budżetem, który wniósł 30 milionów USD. W samych tylko Stanach zarobił 110 milionów, co było niespodziewanym sukcesem.
Gdy zaczęto szukać reżysera „Przebudzenia Mocy” Johnson sam się zgłaszał do tej roli, robił to dość głośno, lecz wydawało się, że nic z tego nie wynikło. Jednak zasiane ziarna wykiełkowały i w czerwcu 2014 pojawiły się pogłoski, że Rian pisze scenariusz do Epizodu VIII, który ma też reżyserować. Mówiono też o IX części. W tym roku Bob Iger potwierdził zaangażowanie Johnsona przy VIII części „Gwiezdnych Wojen”, jako scenarzysty i reżysera. Wraz z Johnsonem do Epizodu VIII już trafili Ram Bergman i Steve Yedlin. O angażu do IX epizodu nie wiemy nic, wszystko jednak wskazuje, że Johnson zostawi następcom treatment.
KOMENTARZE (4)
Zaczęło się spokojnie. Magazyn „Wired” przygotował artykuł o ILM, a na okładce znaleźli się znani filmowcy, w tym ekipa nowych „Gwiezdnych Wojen”. Towarzyszyły im pewne ikoniczne elementy. Więc można tam zobaczyć zarówno George’a Lucasa, Stevena Spielberga, Kathleen Kennedy, J.J. Abramsa jak i Riana Johnsona. Wszystko fajnie bo jest i dinoazur (razem z Colinem Trevorrowem), i BB-8, i Yoda, i E.T, ale by Rian Johnson nie wyglądał biednie dali mu pod nogę scenariusz z napisem Epizod VIII. Oczywiście to spowodowało serię pytań, na które reżyser i scenarzysta w jednym musiał odpowiadać w sieci. W końcu postanowił wrzucić na twittera zdjęcia swoich notatników, w których powstaje scenariusz. Opowiedział też o procesie twórczym. W jego przypadku wygląda to tak, że wpierw powstaje plan, a potem pisze od początku do końca. A czasu do pisania ma coraz mniej, gdyż zdjęcia do kolejnego epizodu powinny ruszyć po zakończeniu zdjęć do „Rogue One”, więc prawdopodobnie gdzieś w okolicach przełomu roku 2015/2016. Do tego czasu wszystko musi być już przygotowane. Poniżej zaś zdjęcia, okładka „Wired”, zbliżenie nogi Johnsona i jego notatniki.
Przygotowania to nie tylko pisanie scenariusza, to także zbieranie ekipy. Znamy już scenografa, czas na kolejne osoby. Wygląda na to, że Rian Johnson i producent Ram Bergman będą ściągać swoich sprawdzonych współpracowników. Za zdjęcia do VIII Epizodu ma odpowiadać Steve Yedlin. Jego dorobek to „Kto ją zabił?”, „Niesamowici bracia Bloom”, „Looper: Pętla czasu”, czyli dzieła duetu Bergman-Johnson. Z innych filmów warto wymienić choćby nową wersję „Carrie” oraz „San Andreas”, które niebawem wejdzie na ekrany.
Pośrednio o kolejnym filmie wypowiedział się niedawno Lawrence Kasdan. Zapytany w jednym wywiadzie o pojawienie się Landa w „Przebudzeniu Mocy”, stwierdził, że na razie go tam nie ma. Dodał jednak, iż rola Landa w filmach nie jest jeszcze skończona. Czyżby sugerował jego pojawienie się w kolejnym epizodzie? Zobaczymy, wiemy na pewno, że sam Billy Dee Williams bardzo by chciał.
Na sam koniec jeszcze warto wspomnieć o Carrie Fisher. W jednym z wywiadów aktorka wspomniała, że nie może doczekać się powrotu na plan. Tu łatwo było jej wybrnąć, że chce, ale z pewnością dzięki kontraktowi już dawno wie na ile jest to możliwe.
Do premiery Epizodu VIII zostało już mniej niż 2 lata.
KOMENTARZE (2)
Źródła serwisu Cinelinx także doszoną o pracach nad serialem aktorskim, w pewien sposób uzupełniają informację z zeszłego tygodnia. Wygląda na to, że Disney faktycznie bardzo chce, by „Gwiezdne Wojny” trafiły też do telewizji i są robione pierwsze przymiarki, ale to nie znaczy jeszcze, że serial trafi szybko do produkcji. Głównie dlatego, że trzeba znaleźć złoty środek na jego produkcję.
Na razie wiadomo jednak, że zarówno dla Disneya jak i Lucasfilmu najważniejsze są filmy. One muszą na stałe wpisać się w filmowy krajobraz, dopiero wtedy przyjdzie czas na seriale. Istotne są tu także terminy zdjęciowe, bo plan jest taki, by serial powstawał w Pinewood pomiędzy zdjęciami do kolejnych filmów. Dzięki temu będzie można wykorzystać scenografię, która aktualnie nie będzie wykorzystywana. Zaoszczędzi to pieniędzy na jej budowę, a jednocześnie nie będzie trzeba płacić za jej bezużyteczne przechowywanie. Jednocześnie pozwoli zachować wizualną jedność między serialem a filmami.
Póki co najważniejsze jest jednak określenie ile czasu dostępne będą sceny w Pinewood między zdjęciami do kolejnych filmów. Dotychczas nakręcono tam „Przebudzenie Mocy”, latem ruszą zdjęcia do „Rogue One”, a po nim do Epizodu VIII. Na to wszystko trzeba nałożyć koszty i zyski, czyli sprawy budżetowe i dopiero wtedy zaczną się poważne prace nad serialem. Obecnie nie dostał on jeszcze prawdziwego „zielonego światła”. Jednocześnie niektóre działy Lucasfilmu pracują już tak, jakby serial miał powstać. Są rozpisywane pomysły i robione przymiarki, stąd też pojawiają się plotki. Jedna z nich mówi o tym, że wprowadzona w nowych książkach pani moff Delian Mors może pojawić się w serialu (lub w spin-offie, lub w obu).
Patrząc na daty produkcji filmów nie należy się spodziewać serialu przed rokiem 2017.
KOMENTARZE (11)
Nazbierało się trochę plotek około-przebudzeniowych. Po pierwsze wygląda na to, że w filmie nie zobaczymy nikogo palącego. Potwierdził to Bob Iger, gdy oznajmił że Disney wprowadza politykę antynikotynową. W ich filmach, począwszy od teraz, nie będzie nikogo palącego. Wszystkie cygara, fajki, papierosy znikną nawet z produkcji, które już są nakręcone, a jeszcze nie miały swojej premiery. Dotyczy to także wszystkich filmów Marvela czy Lucasfilmu. Jedynym wyjątkiem od reguły będą filmy historyczne. Jeśli tam jakaś postać znana z historii jak na przykład Abraham Lincoln, nałogowo paliła papierosy, to na filmie będzie to widać.
Wyciekła też kolejna wersja historii o zmianach w scenariuszu do „Przebudzenia Mocy”. Oczywiście nie jest w żaden sposób autoryzowana, należy ją traktować jako kolejną plotkę, ale kto wie, może jest w niej coś prawdziwego. Otóż według niej Michael Arndt pracował samodzielnie nad scenariuszem do filmu przez około 15 miesięcy. W dodatku pracę rozpoczął na długo zanim sfinalizowano sprzedaż Lucasfilmu Disneyowi. Arndt bazował mocno na zarysach George’a Lucasa, przygotowywał tym samym także treatmenty dwóch kolejnych epizodów, Flanelowiec zaś cały czas mu podpowiadał, konsultował i uczestniczył w procesie twórczym. Proces ten jednak przebiegał bardzo powoli, ale także dlatego, że zostawiono sobie kilka furtek.
Jedna z tych furtek dotyczy klasycznego trio. Otóż George Lucas bardzo chciał by Mark Hamill, Harrison Ford i Carrie Fisher wrócili i odegrali w filmie rolę. Niewielką, ale zauważalną dla fabuły. Role te jednak napisano tak, by gdyby któryś z trojga aktorów nie wrócił, łatwo można było wprowadzić na jego miejsce nową postać. Tego też się trzymano. Podobno nawet były przymiarki robione, kto miałby ich zagrać. Źródła mówią o uznanych aktorach z którymi się kontaktowano, acz nie podają konkretów. Być może było coś na rzeczy w plotkach o udziale Judi Drench i Dereka Jacobiego. Jednak w przypadku nowych postaci, nie weszłyby one w fabułę dokładnie w ten sam sposób, co oryginalni Han, Luke i Leia. Podobno najbardziej wyraźne różnice miały miejsce w przypadku Solo, bo poza nową postacią część elementów fabuły związanych z Hanem miał przejąć Poe Dameron (czyli Oscar Isaac).
Gdy J.J. Abrams podpisał kontrakt i został reżyserem, scenariusz był już ukończony w 70%. Było to jakieś trzy miesiące po ogłoszeniu i sfinalizowaniu sprzedaży Lucasfilmu. Nowy reżyser chciał przyśpieszyć proces powstawania tekstu, by móc zająć się castingiem, tworzeniem scenopisów czy preprodukcją, ale Arndtowi dalsza praca szła dość mozolnie. Robił wszystko, by zadowolić zarówno fanów, Abramsa, Disneya jak i Lucasa. Abramsowi nie przeszkadzał tylko brak skończonego scenariusza, nie podobało mu się to, że praktycznie nie ma w nim Luke’a i Lei. Oni mieli bardzo małe role, bardziej przypominające przewinięcie się przez film, niż cokolwiek innego. I tu rozpoczął się konflikt. Bo wbrew rozgłaszanej opinii Disney wcale nie zostawił wolnej ręki Lucasfilmowi. Przedstawiciele Disneya uważali, że oryginalna obsada powinna mieć tylko i wyłącznie rozszerzone kamea, J.J. zaś twierdził, że wzbogaciliby oni wątki poboczne, które jego zdaniem stałyby się bardziej interesujące. Reżyser nie chciał być tylko reżyserem, chciał stworzyć dobry film wg swojej wizji, a to wymagało ingerencji w scenariusz. Abrams powiedział o swoich wątpliwościach Kathleen Kennedy i przekonał ją do swojego pomysłu. Potem rozpoczęły się negocjacje z Disneyem, który nawet wtedy nie dał Lucasfilmowi pełnej swobody. Ostatecznie ustalono, że nowy scenariusz napiszą J.J. Abrams i Lawrence Kasdan. Główna oś fabularna miała bazować na scenariuszu Arndta (czyli pomyśle Lucasa), natomiast nowi scenarzyści dostali swobodę w wątkach pobocznych. Trzymanie się tego, co napisał Arndt było o tyle ważne, że Disney zakładał możliwość realizacji kolejnej części przez inną ekipę. Zresztą w pewien sposób tak się stało, bo za scenariusz i reżyserię do ósmego Epizodu odpowiada Rian Johnson, który także pewnie się trzyma zarysu historii napisanej przez Arndta i Lucasa. Nie może go zmienić za bardzo, bo IX film zrobi prawdopodobnie ktoś inny. Zresztą na tamtym etapie Johnson miał raczej pełnić rolę straszaka, by pokazać Abramsowi i reszcie, gdzie jest ich miejsce w szeregu. Stąd być może te wszystkie późniejsze plotki o tym, że Johnson przejmie także reżyserię IX Epizodu.
Choć dalej scenariusz pisali Kasdan i Abrams, Arndt uczestniczył w omawianiu nowych wątków pobocznych, zmienianiu ich, podobnie jak i zmianach postaci drugoplanowych, względem tego, co wymyślił Lucas. Ten zaś stwierdził, że te zmiany są już na tyle istotne, że to nie jest już jego scenariusz, co publicznie powtarza. Pisaliśmy o tym choćby tutaj. Dodatkowo fakt, że Abramsowi nie podobały się prequele, powodował, iż niezamierzenie irytował Lucasa, który trochę obrósł w piórka i stracił zainteresowanie nowym filmem. O ile Abrams był bardzo ostrożny w krytykowaniu prequeli, w przeciwieństwie do choćby Gary’ego Whitty czy Chrisa Weitza, o tyle poszło tu o swoistą gloryfikację klasycznej trylogii, nie wprost przyrównując ją do prequeli. Ostatecznie George przestał też przychodzić na spotkania scenarzystów tak często jak na początku. Raczej pojawiał się tam od czasu do czasu. Stąd też te wszystkie wypowiedzi Lucasa, że nie widział zwiastuna, że nie wie o czym będą te filmy, brak jego obecności na planie i tak dalej. Mówi prawdę, obecnie stoi gdzieś z boku, choć w pewien sposób i tak realizują jego wizję, ale w mniejszym stopniu niż on tego chciał. George chyba najbardziej pragnął powtórzyć model pracy nad „Powrotem Jedi” czy „Willow”, gdzie był wizjonerem i twórcą, a inni wykonują cała robotę słuchając go. Tyle, że Abrams nie jest ani Richardem Marquandem ani Ronem Howardem, ma swoją wizję i chce ją realizować.
O ile Lucas sobie odpuścił, o tyle dalsza praca nad scenariuszem, którą wykonywali Kasdan i Abrams była mocno nadzorowana przez Disneya. Iger i reszta mieli uwagi, musieli też akceptować zmiany. Pojawiło się wiele nieporozumień, problemów i konfliktów, ale ze wsparciem Kathleen Kennedy, w większości przypadków Abrams postawił na swoim. I tak jak Disney nie był zadowolony z samej pracy z Abramsem przy scenariuszu, tak teraz bardzo podoba im się finalny efekt. Twierdzą, że film podobno jest tak dobry jak „Powrót Jedi”, a może nawet lepszy. Cóż zobaczymy. W każdym razie faktycznie mocno wierzą w ten film i w to co zobaczyli. Stąd pewnie plotki o powrocie Abramsa w IX Epizodzie.
Na ile powyższe informacje i analizy są prawdziwe, tego nie wiemy. Być może więcej dowiemy z jakiś dokumentów czy książek po produkcji. A najprawdopodobniej z paneli z aktorami i twórcami na konwentach za kilkadziesiąt lat.
Zmieniając temat. Londyńska Orkiestra Symfoniczna skomentowała fakt, że nie będą nagrywać muzyki do „Przebudzenia Mocy”. Otóż napisali oni, że nie chodziło o problemy zdrowotne Johna Williamsa, a głównie o to, że tym razem nagranie ma trwać kilka miesięcy. Na to mogą sobie pozwolić niezależni twórcy, w przypadku LSO byłoby to po prostu niemożliwe. Pochwalili się za to, że dostali miły list od Johna Williamsa.
Na koniec jeszcze jedna mała informacja. Otóż po sieci krąży ujęcie, które rzekomo pochodzi z Epizodu VII. Jak udało się ustalić tak naprawdę pochodzi ono z konceptów gry „Star Wars 1313”.
Do dość ciekawego nieporozumienia doszło podczas jednego z wywiadów z Oscarem Isaaciem. Otóż aktor promuje swój najnowszy film, Ex Machinę, przez co jest obecny w mediach. Jeden z nich przeprowadzono dla serwisu Moviefone. Rozmowa zeszła na „Przebudzenie Mocy”, a potem padło pytanie:
- Twój następny reżyser nie jest też taki zły. Czy jesteś podekscytowany możliwością pracy z Rianem?
- Tak, jestem bardzo podekscytowany – odparł Isaac.
- Rozmawiałeś już z nim?
- Nie, jeszcze nie.
Pytający założył, że Poe Dameron wróci w Epizodzie VIII, a Oscar poniekąd to potwierdził. Jednocześnie, gdy zapytano go o spin-offy, stwierdził, że nic nie wie o tym, by jego postać miała się w nich pojawić, sugerował spytać twórców. Media to podchwyciły, a Oscar musiał się zacząć z tego tłumaczyć. Tu już było mętniej niż przy spin-offach. Twierdzi, że założył, że jego postać wróci, bo pojawia się w zwiastunie zajawkowym i wszyscy założyli, że będzie jednym z bohaterów całej trylogii. Potem dodał, że jeśli by tak się stało, to byłby bardzo podekscytowany możliwością pracy z Rianem Johnsonem, ale oczywiście nic nie jest potwierdzone i Oscar nie wie czy wróci. Zapomina tylko o jednym, to czy w ogóle może wrócić z pewnością jest już od dawna klauzulą w jego kontrakcie. Pewnie mogą go wyciąć w każdej chwili, ale póki co powrót Damerona w kolejnych częściach wydaje się być potwierdzony.
Podobnie zresztą jak miało to miejsce w przypadku Daisy Ridley, która zajęła się zatrudnianiem agentów, którzy mieli ją reprezentować przy kolejnych filmach (więcej). Tam też formalnie niczego nie potwierdzono.
Sam Rian Johnson także krótko wypowiedział się na twitterze już po oficjalnym ogłoszeniu, że wyreżyseruje film. Podziękował wszystkim za okazane mu wsparcie, a także przyznał, że nie może się doczekać, kiedy będzie mógł ujawnić rzeczy, które przygotował.
Jeśli chodzi o Riana to jest jeszcze jedna anegdotka. Otóż swego czasu nakręcił on film „Niesamowici bracia Bloom”, w którym jedną z bardzo charakterystycznych ról zagrała Japonka Rinko Kikuchi. Gdy aktorka dowiedziała się, że Johnson będzie reżyserował Epizod VIII (jakiś rok temu), napisała do niego mejla z pytaniem, czy nie znalazłaby się tam rola dla niej. Podobno była tam przewidziana jakaś rola dla Japończyka/Japonki, ale ostatecznie nic z tego nie wyszło. Aktorka twierdzi, że wydaje jej się, iż Rian miał pomysł na to, a może jak sama dodaje coś jej się pomyliło. Więc na razie Johnson z pewnością wie, kto jest chętny. Wcześniej były plotki, o innych aktorach, którzy współpracowali już z Johnsonem, a którzy mogą pojawić się w Epizodzie VIII (Joseph Gordon-Levitt i Noah Segan). Na razie oczywiście brak jakichkolwiek potwierdzeń.
Premiera filmu odbędzie się w maju 2017, a zdjęcia mogą jeszcze się zacząć w tym roku.
KOMENTARZE (2)
Jak donosi wortal Latino Review istnieje spora szansa, że J.J. Abrams powróci na fotel reżyserski przy IX Epizodzie „Gwiezdnych Wojen”. Na razie nie jest to ani oficjalna, ani potwierdzona przez niezależne źródła informacja. Zaś znając Latino Review trzeba brać na nich poprawkę, ale podobno pierwsze przymiarki do IX Epizodu są już robione.
W czerwcu ubiegłego roku pojawiła się informacja, że Rian Johnson ma wyreżyserować zarówno VIII jak i IX Epizod. Jednak ostatnie oficjalne potwierdzenie mówi jedynie o VIII Epizodzie. Na początku roku J.J. Abrams wspominał, że Rian będzie zaangażowany przynajmniej w ósmym, sugerując, że kwestia reżyserii IX Epizodu pozostaje otwarta.
Podobno oficjelom w Disneyu bardzo się podoba to co Abrams zrobił z „Przebudzeniem Mocy”, więc są chętni by kontynuować współpracę. Różne źródła donoszą, że faktycznie trwają rozmowy o przyszłości Abramsa i kolejnych Epizodów. Wiemy już na pewno, że J.J. i tak będzie zaangażowany w produkcję całej trylogii, a podstawową przeszkodą w reżyserii Epizodu VIII był czas na kiedy Disney i Lucasfilm ustaliły premierę. Zresztą Abrams nie był zadowolony z ilości czasu jaki dostał na „Przebudzenie Mocy” i długo chciał, by premiera VII Epizodu odbyła się w maju 2016.
Przy IX Epizodzie J.J. Abrams znów mógłby mieć wystarczającą ilość czasu, zwłaszcza, że premiera filmu jest planowana na 2019 (pewnie już maj). Być może przyszłość IX Epizodu i Abramsa zostanie ustalona, gdy poznamy wynik finansowy „Przebudzenia Mocy”, o ile ten zadowoli Disneya w stopniu podobnym co sam film.
Na razie wiemy, że film wyprodukuje Kathleen Kennedy, J.J. Abrams oraz prawdopodobnie Bryan Burk i Jason McGatlin. Plotki sugerują, że Rian Johnson będzie odpowiedzialny za scenariusz, a przynajmniej pierwszą jego wersję.
KOMENTARZE (10)