Recenzja Lorda Sidiousa:
Gdybym miał to ocenić jednym zdaniem, napisałbym „Tak nierównej książki SW jeszcze nie czytałem.”. I w praktyce trudno coś więcej dodać. Na książkę można popatrzyć na kilka sposobów – pierwszy podziwiać plusy tak, by nie przysłaniały minusów, drugi zupełnie odwrotny, trzeci jak na książkę młodzieżową, czwarty jak na parodię książki SW i piąty jak na pewien ewenement, akceptując wszystko z dorobkiem inwentarza. I ja właśnie tak to odczytuje.
Wszystko zaczyna się jakiś czas po bitwie o Endor. Nie ma jeszcze Nowej Republiki, przynajmniej nominalnie. Wszystko dopiero się formuje, przyszły rząd próbuje zbudować sieć SPIN (Senacka Planetarna Sieć Wywiadowcza) – która posłuży za podstawę przyszłej administracji. W Imperium natomiast trwa walka o władzę. Wielki Moff Hissa oraz kilku innych Moffów pragnąc powiększyć swą władzę, knują pewien spisek. Otóż powołując się na przepowiednie Wielkiego Proroka Ciemnej Strony, która mówi, że przyszły Imperator będzie dzierżył rękawicę Dartha Vadera, postanawiają takiego Imperatora stworzyć. Plotki mówiły coś o synu Palpatine’a, który miał trzecie oko, Moffowie zatrudniają więc ambitnego Najwyższego Nadzorcę Niewolników z Kessel – Trioculusa, by ten udawał syna Imperatora. Czyli potencjalnego pretendenta i następcę tronu. Rękawica Dartha Vadera ma być szukana później. By przekonać oponentów o swym prawdziwym pochodzeniu Trioculus publicznie rzuca w przeciwników błyskawice (Mocy?). Oczywiście jest to sprytna mistyfikacja, ale o tym wie przede wszystkim Moff Hissa.
Pragnąc zorientować co się dzieje Rebelianci wysyłają na Kessel w misji szpiegowskiej C-3PO i R2-D2. Z misji na Kessel droidy zabierają Luke i Admirał Ackbar. Admirał prosi Luke’a by wstąpili po drodze na Kalamar, co czynią.
Trioculus w tym czasie ogłasza się Imperatorem i szuka po galaktyce rękawicy Dartha Vadera. Ponoć była ona zrobiona z materiału, który miał ją uratować przed wybuchem Gwiazdy Śmierci. Wkrótce zgłasza się do niego kapitan Dunwell, który poluje a może lepiej stwierdzić kłusuje na Kalamarze. Dunwell zajmuje się polowaniem na Whaladony – półinteligente stworzenia przypominające ziemskie wieloryby.
Whaladony mają ważny wpływ na ekosystem Kalamara, gdyż bez nich plankton rozwinąłby się w takim tempie, że fotosynteza mogłaby spowodować odwrócony efekt cieplarniany, w rezultacie czego życie na Kalamarze mogłoby wymrzeć. Ale Dunwell ani tym bardziej wspierający go Moffowie się tym nie przejmują. Wierzą, że mięso Whaladonów daje im niesamowitą siłę. Luke zgadza się coś zrobić z kłusownikami.
Moff Hissa i Trioculus udają się także na Kalamar, gdzie okazuje się, że znajduje się fragment reaktora Gwiazdy Śmierci. Podobno siła odrzutu była tak wielka, że fragmenty Gwiazdy Śmierci poszybowały w najdalsze przestworza galaktyki, a pomogły im w tym zakrzywienia czasoprzestrzeni. Wśród tych kawałków oczywiście jest poszukiwana rękawica.
Luke próbuje upiec dwie pieczenie na jednym ogniu, pozbyć się Trioculusa, ale też i kłusowników. W tym celu powtarza manewr z ROTJ i poddaje się, by zaatakować od środka.
Udaje się to tylko połowicznie, gdyż pozbywa się kłusowników, a Moff Hissa i Trioculus z rękawicą uciekają. Są tylko zawiedzeni, że rękawica nie działa, gdyż nie można nią dusić na odległość. Trioculus obiecuje Skywalkerowi śmierć.
Już z samego opisu można wyłapać kilka niesamowitych kwiatków. Warto dodać, że pomimo tego, sam proces komplikowania akcji, zwłaszcza ujawniania spisku Trioculusa wyszedł autorom bardzo sprawnie, a na dodatek oryginalnie w porównaniu z mnóstwem samozwańczych Mrocznych Jedi, którzy często pojawiają się w EU. Trioculus ma implanty umożliwiające mu ciskanie piorunów. Olbrzymim plusem dla mnie był fakt, w jaki sposób Luke parował te błyskawice – mieczem, zupełnie jak Obi-Wan w AOTC.
Gorzej wyszło z oryginalnością nazw. Autorzy uznali, że to co w klasycznej trylogii się pojawiło, to świętość, stąd w opisie Sabaka można przeczytać, że ta gra jest popularna np. w kasynach w Mieście w Chmurach (generalnie chodzi o to, że jest bardzo dużo nawiązań do miejsc filmowych). Ale najlepiej to wygląda w przypadku rady Moffów, którzy chcą zbudować nową bazę, stolicę – swoją własną. I jako propozycję pojawiają się Tatooine, Bespin, Dagobah i na końcu Hoth. Cóż za oryginalność. Ale ma to też swoją zaletę, ukazuje w pełnej krasie zaściankowość tych Moffów z Hissą na czele. Czyli w tym czasie poza nimi spokojnie mogła sobie działać Isard, Thrawn, Zsnij czy Sate.
Jest to książka dla młodzieży stąd nie mogło w niej zabraknąć widocznego przesłania. Tu oczywiście jest to przesłanie ekologiczne. Źli Moffowie jedzą mięso z nielegalnie upolowanych Whaladonów, a także polują dla przyjemności.
Sam sposób pisania, jest dość różny, są fragmenty mocno nużące ale też takie, które wciągają. Podobnie jest z akcją, miejscami jest tak przewidywalna, że można by sobie podarować czytanie, a miejscami jak w przypadku ujawnienia spisku Trioculusa, mocno zaskakujące. Chyba najgorzej to się ma do reszty EU, ale to można jakoś wyprostować. Plusem jest to, że starają się nie wypaczać filmu. Pomysły z duszącą rękawicą, też są fajne, bo ukazują jak niewiele Moffowie wiedzieli o naturze Mocy. Zresztą, ktoś kto tego niedoświadczył, pewnie by nie wiedział. To takie dość „realistyczne” spojrzenie na wiele spraw w SW.
Na prawdę sprawia wrażenie powieści pisanej przez dwie osoby, z których jedna psuje, a druga zaskakuje. Myślę, że gdyby powieść ukazałaby się w Polsce przede wszystkim zebrałaby skrajne opinie.
Książki z tej serii (5 lat po bitwie o Yavin):
- The Glove of Darth Vader
- The Lost City of the Jedi
- Zorba the Hutt`s Revenge
- Mission from Mount Yoda
- Queen of the Empire
- Prophets of the Dark Side
Ocena końcowa
|
Ogólna ocena: 5/10 Klimat: 6/10 Rozmowy: 5/10 Opis świata SW: 4/10 |
OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 5,33 Liczba: 9 |
|
Stele2012-09-05 17:54:06
Po wielu latach położyłem łapki na legendarnych skylarkach. Dziękuję IBHAT.
Książeczka istotnie pełna skrajności. Wątek imperialny trzyma poziom, jak na młodzieżówkę i intryguje. Po dwóch dekadach retconów, większość ocalała i doszło kilka wyjaśnień, dodających sensu niektórym absurdom. Choćby fascynacja triclopsami, wywodząca się od Dartha Milleniala, założyciela sekty Proroków, nomen omen milenium wcześniej.
U rebeliantów dla kontrastu jest tragicznie. Co tam było w '92 dla tego okresu? Marvele, Thrawn i Dark Empire? No sporo luzu, ale żeby wciskać Sojusz z powrotem na Yavin i urządzać posiedzenia "senatu" w Pałacu Wełnolamandrów? Tradycyjnie chyba dla młodzieżówek, Akbar musi robić za szofera dla bohaterów. Fochy Hana nie przeszkadzają zbytnio, bo zaraz na początku kolejnego tomiku wraca do księżniczki.
Autorzy wyraźnie mieli dostęp do podręczników WEG. Przy flocie Komitetu Moffów mamy wypisane pół indeksu Imperial Sourcebooka, w kolejnym tomie pada piękna definicja COMPNORu, ale o tym za parę dni. W każdym razie, nie mogli zerknąć też na jakąś listę planet? W czym Hoth triumfuje nad Kessel? Ta ostatnia ma gotową infrastrukturę, zakłady przemysłowe i dostatek robotników, a Triculus ma tam wpływy. Dlaczego się wynosić?
Whaladony są kompletnie zbędnym wątkiem i zostały umieszczone tylko dla celu do ukończenia na jedną książeczkę.
Jak to ocenić. Z jednej strony pasuje do EU mniej, niż "Kryształowa gwiazda", z drugiej serwuje głupsze pomysły od "Akademii Ciemnej Strony". Docelowy odbiorca wydaje się być młodszy, przynajmniej na to wskazuje objętość i obrazki. 4/10?
general griveous2009-03-30 17:02:23
na pewnio super
Onoma2008-03-23 00:49:15
SIDIOUS!!! CZEMU TAK SPOILERUJESZ!?!?!?!
Nike2008-03-02 16:30:48
O galaktyko! W takim razie musi być okropna
Rusis2005-08-08 18:59:17
Właśnie zakończyłem lekturę tej książki. Gdyby nie to, że posiada ona logo SW to bym jej nie skończył. jedna z najsłabszych pozycji SW jakie w życiu czytałem. To jest tak, jakby sobie wyobrazić książkę z pomysłami Andersona (tylko o wiele głupszymi), naiwnością Watson, sposobem pisania Whitney-Robinson i to by jeszcze było lepsze od tej ksiązki. Ech... zanim prezeczytam pozostałe tomy tego to musze odpocząć przy innych pozycjach.
dooku2004-10-21 20:22:26
Ta recenzja mnie zniechecila
John Waiter2004-08-12 08:46:41
Pomysł mi się podoba, ale szkoda że został zmarnowany zwłaszcza na nieścisłości całej sagi w stosunku do hronolorii SW. Dziwi mnie że książka liczy 91 stron - przy wszystkich pięciu pozostałych ze sagi Skylarku, autorzy zrobili cud - mają dokładnie 128 stron :D
Jaya2004-08-11 09:29:40
Lord Kuba ma rację. Nawet się nie przymierzam do czytania. Swoją drogą, Kubusiu, jak ci się podobał film "Mroczne Widmo". Mnie nieszczególnie.
Lord Kuba2004-08-09 18:45:52
Nie czytalem tej ksiazki i po recenzji Lord Sidiousa raczej nie przeczytam. Choc z drugiej strony moze i kupie aby zapelnic miejsce w kolekcji i przeczytam w ostatecznosci (tak jak to zrobilem z Mrocznym Widmem, które wg mnie zostalo kiczowato napisane) :P
WoV_Anakin2004-08-09 07:47:46
i tak fajne :D