TWÓJ KOKPIT
0

Przypadki kierownika :: Twórczość fanów


Pokój który otrzymała nie był niczym nadzwyczajnym, ale widać było że bynajmniej nie była to siermiężna klitka w rodzaju tych jakie można znaleźć w każdej budowanej w pośpiechu prowincjonalnej bazie kosmicznej. Shidee opadła na fotel i pogrążyła się w rozmyślaniach. W ten oto sposób spaliła za sobą ostatnie mosty, i w imię swoich ideałów wypowiedziała posłuszeństwo wszystkiemu co oficjalnie uznawano za prawo w Galaktyce. Nie wiadomo jeszcze, ile jej przyjdzie zapłacić za ten wybór,gdyby okazał się błędem, w momencie kiedy nie mogła już liczyć na nic i na nikogo w swoim starym świecie, a tu nie zdążyła jeszcze dać się poznać. Odpędziła od siebie myśli i podeszła do okna. Gwiezdna mozaika pozostawała niewzruszona wobec jej problemów – i wobec tej niewielkiej grupy ludzi gotowych poświęcić wszystko dla przywrócenia demokracji w galaktyce.


Lampka na komunikatorze migała niecierpliwie kiedy Beckersonn wyszedł z łazienki a repulsorowa suszarka do włosów podążyła za nim. Wsunął się w fotel za biurkiem i nacisnął guzik. Zminiaturyzowany Kells pojawił się na blacie.
„Nie mam czasu by przekazać Ci ta informację osobiście, mam nadzieję, że otrzymasz ją wystarczająco wcześnie żeby podjąć jakieś działania. Grupa która przejęła kontrolę w Del Cour nie działała wbrew polityce Browna, wprost przeciwnie, za jego usilnymi i służalczymi naleganiami owo lobby przejęło pakiet kontrolny. Kincaid po prostu sprzedał się Zarządowi bez jakichkolwiek negocjacji. Udało mi się dotrzeć do przekazu, z którego wynika jednoznacznie iż do końca miesiąca ma zostać skonstruowana Centrala Pojazdów Cywilnych – i to nie przez powołanie i przydział odpowiedniego budynku na siedzibę, ale w trybie pilnym i z użyciem wszelkich dostępnych środków. – przekaz zaczął śnieżyć – nie zostało nam więcej niż tydzień może nawet mniej do czasu kiedy trzeba będzie postanowić co zrobić z produkcja z Ryloth. Obraz znikł.
Beckersonn nie zważając na środki ostrożności wstukał do komputera sekwencje kodu, rozbłysnął raport ze stoczni. Pochodził coprawda sprzed 10 godzin, ale postęp prac wobec narzuconych procedur ochronnych nie mógł być znaczny w przeciągu tego czasu. Ukończono już dwie z planowanych 5 dużych jednostek, mniejszych zdołano poskładać także ledwie połowę. Znaczne zaniżenie wyników spowodowała konspiracja będąca bardziej uciążliwą niż zakładano.
Beckersonn przełączył ekran w tryb funkcji domowych i uruchomił kilka procedur które pozostawił na ostatnią chwilę. Automatyczne zlecenia miały rozmieścić różne sumy pieniędzy w wielu bankach kontrolowanych przez różne rasy, a wyposażenie mieszkania od dawna było wycenione, wystarczyło wysłać potwierdzenie chęci sprzedaży. W ostatniej chwili Beckersonn wykreślił ze spisu jedną pozycję.

Parę kolejnych dni każdy kto próbował podłączyć się do sekretariatu Staford Corporation spotykał się z uprzejma odmową ze strony automatu a zmniejszonemu o połowę personelowi polecono wchodzić do budynku jedynie z poziomów garażowych a nie drzwiami z poziomu ulicy. Jednocześnie seria wydarzeń rozpoczęła serię skandali i ujawnionych malwersacji finansowych wobec których rząd nie mógł pozostać obojętny. W jednej z wypowiedzi rzeczniczka pałacu ubolewała nad zaistniała sytuacją i roztaczała cudowne widoki na przyszłość firm które oddadzą się pod kontrolę powołanej wobec tego kryzysu Interwencyjnej Centrali ds. produkcji pojazdów cywilnych. Wkrótce po tej informacji Beckersonn miał na biurkowym hologramie Lando Calrissiana który obawiał się o taką działalność zapobiegawczą.
-Są sprytniejsi niż przewidywałem, nikt przecież nie ośmieli się podejrzewać, że to nie jest tylko troska o ten sektor gospodarki.
Beckersonn, ku zdziwieniu Landa, odpowiadał mruknięciami a po jego twarzy błąkał się uśmieszek.

Ta prowincjonalna stocznia nigdy nie dokonywała takiej fety na cześć opuszczających ją jednostek, a przynajmniej nie za służby Homera. Wszystkie hale i hangary miały włączone oświetlenie, syreny na liniach produkcyjnych, tym razem pustych i wymiecionych do czysta z opiłków metalu wyły jak wściekłe a główny budynek wyglądał jak Coruscant w miniaturze – jajowata platforma z półokrągłymi zabudowaniami przeszywała okolicę światłami swoich szperaczy a przestrzeń wylotowa między platformą a wewnętrznym „dziedzińcem” stoczni nie pozwalała na siebie spojrzeć z powodu poumieszczanych tam świateł. Świateł które w tej chwili znikły jak gdyby nagle ktoś odłączył prąd. Bardzo dziwne zjawisko, po prostu zmiotło je....

Spośród szumu i hałasu jaki towarzyszył wynoszeniu całego wyposażenia mieszkania nie od razu dało się słyszeć żałosne ćwierkanie, a potem piski oburzenia i desperacji jakie wydawał z siebie niewielki robot. Kiedy James obrócił w tamtą stronę głowę zobaczył jak maszyna użera się z pracownikiem firmy wywożącej wyposażenie elektroniczne....a może na odwrót?
-Hej! On zostaje ze mną. – krzyknął Beckersonn w stronę mężczyzny. Robot wykręcił kopułkę o 180 stopni i wypluł z siebie kolejną kakofonię dźwięków.
Pracownik firmy zostawił na chwilę droida i zagłębił się w lekturze notesu elektronicznego wyciągniętego z przepastnej kieszeni kombinezonu. Maszyna skrzeczała i popiskiwała, najwyraźniej mając zamiar skorzystać z okazji i usunąć się z zasięgu jego rąk, na co nie pozwalał przyczepiony do obudowy ogranicznik ruchu.
-Faktycznie, anulowano tę pozycję w spisie. Najmocniej przepraszam za pomyłkę.- facet odczepił niewielkie urządzenie od robota i ten z pogardliwym brzęknięciem potoczył się w stronę Beckersonna. Kiedy ten ostatni pracownik firmy zniknął za drzwiami B5 odsunął się nieco od Jamesa i wydał urażony pisk.
-Nie B5, nie miałem zamiaru Cię sprzedać z powodu tamtego przepalenia łączy energetycznych. W ogóle nie mam zamiaru się Ciebie pozbyć. – poklepał robota po kopułce, co wyraźniej wprawiło go w nieco lepszy nastrój, choć coś tam jeszcze burczał.
-Skoro już się uspokoiłeś pora chyba skorzystać z jeszcze jednej rzeczy jakiej się nie pozbyłem.
„Klejnot Corusca” jak zwykle nie wyrażał chęci do współpracy przy wylocie z garaży ale w momencie kiedy znalazł się wystarczająco daleko od Coruscant aby skoczyć w nadprzestrzeń, nie zawiódł swego właściciela i gwiazdy posłusznie rozmazały się w falistą mozaikę jaką stanowił drugi wymiar galaktyki. Galaktyki w której dla Jamesa Beckersonna cos się właśnie nieodwracalnie zmieniło, i miał nadzieję, że wybór jakiego dokonał nie będzie jednym z tych których żałuje się na łożu śmierci, lub wcześniej.
Sama podróż nie sprawiała zresztą wcale, że zmiana ta stawała się widoczna, ot kolejne przemykanie się przez fioletowo-błękitne fale do oddalonego celu. Dopiero ten cel powodował że po skórze Beckersonna przebiegał dreszcz....

Kolejny z tych za spokojnych dni jakie wprawiały załogę bazy w większy stres niż byłby to w stanie zrobić rajd połowy będących na stanie Imperium gwiezdnych niszczycieli właśnie sięgał półmetka. Shidee od tygodnia nie miała nic oficjalnego do roboty, włóczyła się więc po prostu po korytarzach starając się przyzwyczaić do swojej obecności personel. Przynajmniej wydawało jej się że wielokilometrowe wędrówki temu właśnie służą. Wątpliwości co do tego jakże humanitarnego celu nachodziły ją kiedy już z powrotem znajdowała się w swoim pokoju, który przerażał ją nie tyle skromnością wyposażenia co tymczasowością. W zasadzie nic tutaj nie było sprzętem typu „złóż i sprasuj”. Właśnie wtedy starannie rozważona decyzja zaczynała jej się wydawać błędem, nawet nie potrafiła zorientować się w którym momencie po raz kolejny rozpoczynała wyliczanie za i przeciw, wcale nie wycierających się od tego bezustannego przeglądania w myślach.
W trakcie dzisiejszej wyliczanki zdała sobie sprawę, że coś nie jest tak jak zawsze, jakiś nowy element wdarł się w schemat jej przemysliwań. Dobre piętnaście minut zajęło jej zorientowanie się, że bodziec ten nie pochodzi wcale od niej samej, ale z otoczenia. Tak, to zdecydowanie było coś co nie pasowało nie tylko do jej „medytacji” ale nawet i do dziennego rozkładu dnia w bazie. Starannie przytłumione, ale rozlegające się najwyżej za najbliższym zakrętem... wyły alarmy! Do ochrypłego dźwięku dołączył się charakterystyczny grzechot obcasów uderzających o transplastalową podłogę gdy rudo-brązowa kometa mknęła przez korytarze do drzwi stanowiska dowodzenia. Tutaj było spokojniej niż można by się spodziewać w takiej sytuacji. Porucznik Hallmark stał w głębi pomieszczenia pochylony nad konsolą wskaźników, właśnie wydawał jakieś rozkazy przez komlink.
-Poruczniku co się dzieje?
Hallmark obrócił się jak gdyby z wysiłkiem w stronę głosu. Przez chwilę przyglądał się jej tępym wzrokiem, jak gdyby wcale nie spoglądał na nią, a gdzieś dalej. Powoli przełknął ślinę i ledwie dostrzegalnie wskazał ruchem głowy na zajmujący pół blatu konsolety hologram taktyczny okolic bazy. Shidee niezbyt wiele mogła początkowo odczytać z urządzenia, z którym nigdy w życiu nie miała do czynienia. Po długiej chwili udało jej się rozpoznać znaki których położenie symbolizowało bazę i jakieś niewielkie jednostki unoszące się wokół niej, sądząc z koloru, należące do bazy, zapewne myśliwce. Oprócz schematycznie naniesionych okolicznych asteroid nie było w tym hologramie nic niezwykłego. Może poza tym jednym.....z pewnością poza tym jednym...


Ciężka i groźna bryła wychynęła z nadprzestrzeni dokładnie tam gdzie nakazywały jej wprowadzone koordynaty.
-Nawiązać kontakt na wszystkich częstotliwościach, niech jeden dywizjon Palomino wystartuje i konwojuje nas w szyku eskortującym.
-Tu ciężki pancernik „Gwiezdny Obrońca” do bazy Sojuszu w pasie asteroid w namiarze jeden-dwanaście na dwadzieścia. Przybywamy w pokoju aby negocjować warunki przystąpienia do Sojuszu.
Na mostku Obrońcy wiele par oczu wpatrywało się w odbiornik, oczekując odpowiedzi na komunikat. Mijały sekundy a urządzenie nawet nie zatrzeszczało. Mężczyzna siedzący przy stanowiska obrócił się w stronę jednego z mężczyzn.
-Powtórz wywołanie.
-Tu ciężki pancernik „Gwiezdny Obrońca” do bazy Sojuszu w pasie asteroid w namiarze jeden-dwanaście na dwadzieścia. Przybywamy w pokoju aby negocjować wa...
-„Gwiezdny Obrońca” tu baza Sojuszu „Freedom Alliance”. Zostań tam gdzie jesteś lub będziemy zmuszeni rozpocząć obronę.
Na twarzy dowodzącego ciężkim pancernikiem wykwitło skrajne zdziwienie.
-Zostać? Dobrze zostaniemy. – machnął ręką gdzieś wstecz. – Prom i cztery myśliwce.
Po czym zszedł z mostku.


Po jakże dziwnym wywołaniu wszyscy w bazie z mieszanymi uczuciami obserwowali kształt ledwie jeszcze widoczny z okien bazy. Nazywanie tego pancernikiem, nawet z dodatkiem „ciężkiego” było zbytnią skromnością, okręt wolno pełznący w stronę bazy był przynajmniej rozmiaru gwiezdnego niszczyciela klasy Victory jeżeli nie ciut większy. Kręcące się tu i ówdzie Z-95 z respektem nie oddalały się zanadto od bazy nie chcąc znaleźć się zbyt blisko tego olbrzyma gdyby okazał się, jak należało przypuszczać zręczną imperialną pułapką.
-Możemy mu cokolwiek przeciwstawić? – szepnęła Shidee
-Dwa turbolasery, zgraję Łowców Głów, trzy Y-wingi i jeden prom klasy Lambda – prychnął z ironią pułkownik.
Ciężki pancernik zatrzymał się w miejscu po apelu bazy, podobnie jak niewyraźne kształty otaczających go jednostek. Pytanie tylko, na jak długo to.
Shidee gorączkowo rozmyślała nad alternatywami aktywnej obrony, przychodziły jej na myśl tylko dwie – ewakuacja lub śmierć.
-Coś leci od strony pancernika...pięć jednostek....wygląda na prom z eskortą.
-Świetnie. Będziemy mieli kartę przetargową. – syknął Hallmark.
Prom i cztery duże myśliwce wkrótce przedefilowały przed oknami stanowiska dowodzenia a następnie bez pytania skierowały się na najdogodniejsze lądowisko. Wyglądało to dokładnie tak, jak gdyby pilotujący znali plan bazy na pamięć. Było to przerażającą możliwością – wśród nich znajdowali się podwójni agenci którzy już wkrótce, jeżeli już nie teraz przystąpią...no właśnie do czego? Zapewne do unieruchomienia dwóch dział jakimi dysponuje baza.
-Może pan sprawdzić co z laserami poruczniku?
Ten spojrzał na nią z uśmieszkiem podziwu :
-Są w porządku, przed chwilą sprawdzałem.
W momencie kiedy prom znalazł się przed oknami Shidee oprócz tego iż jak wszyscy zdziwiła się nad jego niespotykanym kształtem, zdała sobie sprawę, ze już niegdyś widziała coś podobnego.....tylko gdzie, u licha?
Rampa szaro-błękitnego pojazdu opuściła się z cichutkim sykiem. Z wnętrza jednak nie dochodził żaden odgłos, ani też nie wylała się rzeka szturmowców. Zamiast tego potężna para reflektorów wpuszczonych w kadłub promu dziwacznie migotała i to w sposób jaki nie powinien być znany nikomu spoza bazy. Skonsternowany oddział otaczający prom spoglądał to na dowódcę, to na prom sygnalizujący że wszystko w porządku. Po długiej chwili na rampie dały się słyszeć kroiki, wszyscy poprawili uchwyty na blasterach....
Z wnętrza wynurzył się jeden z coruscańskich łączników w towarzystwie młodego mężczyzny.
-To jest James Beckersonn który odwalił dla nas kawał dobrej roboty.

E P I L O G

Gdyby nie to że siedziała na mostku jednego z dwóch ciężkich pancerników typu 200 a znajdujące się przed nią logo Staford Corporation błyszczało dekoracyjnie chromem, nigdy nie uwierzyłaby w to, że tuż obok niej siedzi Beckersonn, w zasadzie jedyny człowiek który odważył się mieć jakikolwiek odmienny punkt niż oficjalny ton z Coruscant, którego przy tym nie polubiła. Spotkanie na Bespin było zresztą wyblakłą przyszłością, przypominało jej witraż, przez który nie prześwieca słońce i bardzo trudno jest rozpoznać co w zasadzie na nim przedstawiono.
Rozmyślania przerwał jej stłumiony ryk eskadry myśliwców Palomino przemykających za oknem. Ten niemiły dźwięk napełnił ją spokojem, i podobnie jak jej towarzysza upewnił ją że podjęta niedawno decyzja była tą, którą z dumą będą wspominać na łożu śmierci. A nawet i wcześniej.

Luke Darklighter



1 2 (3)

OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować
Wszystkie oceny
Średnia: 9,00
Liczba: 1

Użytkownik Ocena Data
TC-1011 9 2008-01-23 19:13:17


TAGI: Fanfik / opowiadanie (255)

KOMENTARZE (2)

  • TC-10112008-01-23 19:14:34

    9 dałem.

  • Calsann2003-12-12 21:17:36

    Pervectum!!! Cudo!!! trafiło to do mnie! Bis bis! :P

ABY DODAWAĆ KOMENTARZE MUSISZ SIĘ ZALOGOWAĆ:

  REJESTRACJA RESET HASŁA
Loading..