TWÓJ KOKPIT
0

Przypadki kierownika :: Twórczość fanów



Lando opuścił powoli notatnik na stół. Z jego miny widać było, iż nie jest za bardzo zszokowany tym co przeczytał.
„Jesteś pewien że to faktycznie był sabotaż? Mnie to wygląda na chałturniczą firmę.”
„Wiesz dobrze ile razy sprawdzam wszystko co dotyczy moich pojazdów, gdyby to była chałtura rozpadłaby się już w trakcie testów.”
„Taaa...” Calrissian zamyślił się i wstał od stołu. Przez dopasowane do krzywizny budynku okna widać było las innych domów jaśniejących w miękkim świetle poranka.
James dał Calrissianowi nieco czasu do zastanowienia się, w końcu zapytał :
-Masz pojęcie kto mógł za tym stać?
-Ja? A niby skąd? Wiesz że od czasu tej historii z akcjami Chlynn nie mieszam się w nic co dotyczy środków transportu.
-Raczej nie mieszasz się aż tak jak dawniej, ostatnio dziwnym trafem jedne z moich znajomych widział Cię kręcącego się koło Kincaida Browna.
Lando z powrotem odwrócił się do okna.
„Mam Cię” – pomyślał Beckersonn.
-Możliwe, że właśnie on może mieć coś wspólnego z tymi wszystkimi działaniami.
-CO?! I tak ma już 70 % rynku w garści, po co miałby posuwać się do czegoś tak prostego jak fizyczna eliminacja konkurencji?!
-Del Cour już nie należą w pełni do niego. Nie wiem kto, ale musi to być raczej grupa, jakieś lobby, zdołało zmusić go do sprzedaży o parę procent akcji za dużo. W chwili obecnej Kincaid ma coraz mniej do powiedzenia w fir...
-Ale to niczego nie tłumaczy! Przecież oni składają platformy transportowe z gotowych podzespołów, to płotki!
Calrissian podszedł do znajdującego się po przeciwnej stronie pomieszczenia końcówki komputera. Paroma poleceniami przywołał kilka wykresów i parę notatek.
-Z tego co widać oficjalnie mogę Ci tylko powiedzieć że gra sił rynkowych to jeden z najmniej znaczących czynników w tym przypadku. Chodzi tu raczej o coś podobnego do akcji związanej z Incomem...ale nie jestem w tej chwili w stanie podać Ci jakichś szczegółów.

Beckersonn opadł na tapczan w swoim apartamencie i usiłował pozbierać wszystkie uzyskane informacje w całość, która mieściłaby mu się w głowie. Niewielki podwykonawca, którego szef nosił się ponad stan z powodu kilku dawno już zapomnianych zamówień z Pałacu Imperialnego....działający w zupełnie innym segmencie...nagle staje się na tyle ważny, by służby Imperium w ogóle zaczęły go zauważać, i dodatkowo mają chęć objąć nad nim całkowitą kontrolę...to się nie trzyma kupy!
Odszukał w bazie danych wszelkie informacje na temat Del Cour, nie dało mu to nic ponad to co już wiedział. Odnośniki do działu twórców zasłużonych dla Imperium zawierały kilka zdawkowych słów o wdzięczności Imperatora i całej Galaktyki, standardowe podziękowanie, zazwyczaj wręczane zamiast należnej sumy za wynajem / konstrukcję sprzętu.

Pół godziny przed kolacją do drzwi pokoju zapukał droid z informacją iż na kolacji będzie kilkoro gości, tak więc odbędzie się ona w Sali Błękitnej. Znalezienie w/w pomieszczenia na planach budynku zajęło Jamesowi właśnie te pół godziny, jak się okazało plany nie są dostępne dla każdego – B5 zdołał jednak połączyć się z gniazdkiem sieci komputerowej w hangarze i na czas przesłać lokację pomieszczenia, dzięki czemu Beckersonn mógł bez wstydu trafić na posiłek.
Wokół białego stołu z okrągłymi narożnikami siedziało kilka znanych Beckersonnowi osób brylujących na Bespin, krzesła po lewej stronie zajmowała jednak nieznana mu para. W zasadzie tylko częściowo nieznana – spasiony Twi’lek i piękna dziewczyna byli niewątpliwie tymi samymi osobami które zwróciły jego uwagę na przyjęciu w Coruscant.
- To Quintarus Shak, mój niedawno poznany partner w interesach.
Twi’lek wstał z krzesła z dziwną łatwością i podał rękę Jamesowi.
-A to jego towarzyszka, Shidee Thal.
Dziewczyna lekko skinęła głową. Wplecione we włosy ozdoby migotnęły przy ruchu, rzucając na jej czoło kilka iskier. Niebieskie oczy miały pewien odcień fioletu a różowe usta rozchyliły się w półuśmiechu. James nie mógł oprzeć się przed pocałowaniem jej dłoni, owionął go prawie niewyczuwalny zapach luksusowych perfum.Znalezienie krzesła ułatwiło mu wpadnięcie na nie, gdyż posuwał się po sali w zasadzie tylko dlatego iż Lando ukradkiem ciągnął go za płaszcz na przeciwną stronę stołu. Nie oglądając się nawet na to co podano, Beckersonn wpatrywał się w Shidee, która tymczasem spuściła wzrok i wpatrywała się w leżące przed nią mięso, skubiąc je sztućcami. Z transu wyrwał go dopiero przytłumiony głos Landa :
-Udało mi się wybadać jednego z moich przyjaciół na Nar Shadaańskiej czarnej giełdzie. Mówił że Departament Transportu szykuje jakąś większą akcje nacjonalizacyjną, ponoć w związku z tymi problemami jakie stanowią nękające działania Rebeliantów.
-Rebeliantów? Nie wmówisz mi że chociażby samo Sluis Van nie jest w stanie dostarczyć tyle sprzętu by po statkach Rebelii nie została jedna cześć w całości.
-Tu ponoć nie chodzi o sprzęt wojskowy......
Dalej rozmowy nie dało się prowadzić, Quintarus właśnie zapytał Lando o zdanie w sprawie jakiejś inwestycji na granicach Światów Środka. Tym samym James postanowił zacząć zabawiać jego towarzyszkę.
-Jak pani minęła podróż tutaj?
-Całkiem znośnie, dziękuję. Chociaż wylot ze stolicy trwał dłużej niż zazwyczaj, to dość dobrze wróży Rebeliantom, skoro nawet na Coruscant wprowadzono dodatkową procedurę odprawy.
-Pani uważa, że należy się sprzeciwiać Nowemu Ładowi? – dyplomatycznie zahaczył Beckersonn
Oczy dziewczyny zrobiły się bardziej fioletowe, zacięła usta.
-Być może pan jako producent pojazdów nie zwykł zauważać takich drobnostek jak krępowanie podstawowych swobód obywatelskich, ja natomiast obracam się blisko środowisk związanych z niedawno jeszcze mającym coś do powiedzenia senatem...
-Myli się pani, nawet nie wie pani jak bardzo zależy mina utrzymaniu swobód jakie dotychczas wszystkim nam gwarantowano. Gdzie nie ma swobód dla ludzi, nie będzie również dla gospodarki.
Shidee wsunęła lok włosów za ucho i kontynuowała :
-Można myśleć i tak. Ja wychodzę z założenia, ze Republika opierała się zawsze na dobrowolnym uczestnictwie w niej poszczególnych układów i jakkolwiek Nowy Ład bazuje na wytknięciu wszystkich wad jakie daje taki układ federacyjny, nie wspomina nic o licznych korzyściach. Niestety mam już bardzo mało do powiedzenia.
Wydawało się, że twarz dziewczyny zszarzała gdy mówiła ostatnie zdanie, możliwe jednak że to skutek przesłonięcia słońca chmurą.
Do końca posiłku nie poruszano już żadnych interesujących Beckersonna wątków. Przy wyjściu Calrissian wsunął mu w dłoń kartę danych i szybko podążył za Twi’lekiem.
W pokoju James wsunął kartę do notatnika, wyświetlił się jakiś spis kosztów i komentarz do niego. W miarę jak Beckersonn zagłębiał się w jego treść, wszystkie poznane wcześniej fakty układały mu się w jedną, jeszcze nie do końca pasująca do siebie całość. Całość która gdyby wyszła na jaw w wersji brzmiącej inaczej niż oficjalny fragment tekstu tu zapisanego, mogłaby postawić włosy na głowie każdemu właścicielowi fabryki o ambicjach większych niż wygniatanie fotela w przeszklonym gabinecie.


Celownik zgrał się na dyszy jednego z silników jonowych TIE, a w chwilę później myśliwiec zamienił się w kulę gazu z pierścieniem roznoszonego wokół paliwa i części. Była to jednak tylko jedna z wielu z rykiem przemykających wokół jednostek, dobrych 3 czy 4 batalionów jakie wysypały się z boku ledwo widocznego Gwiezdnego Niszczyciela niczym brokat z puderniczki w nowej reklamie kosmetyków „Miracle”. Paniczny zwrot pozwolił Z-95 uniknąć serii z kolejnego TIE, który pomknął dalej, by zapewne po chwili powrócić. Jeden rzut na pole bitwy pozwolił mu jednak ocenić, iż obojętnie ilu TIE by uniknął, bitwa i tak należy do tych przegranych z kretesem. Dwie fregaty Nebulon właśnie ostatecznie unieruchomiły rebelianckiego Dreadnaughta, a żaden z myśliwców nie mógł zająć się eskortowaniem odrywającego się od luku promu. Pozostało ich już niezbyt wiele, połowa była w stanie jedynie ustawiać się do wroga miejscami w których tarcze były jeszcze najsilniejsze. Pozostawało tylko zwołać zdolne do walki jednostki i wyskoczyć stąd w hiperprzestrzeń dopóki Nebulony nie zareagowały na pojawienie się promu. Kolejna przegrana potyczka, bo jako takie wydarzenie zostanie to zapewne odnotowane w imperialnych raportach. Jednocześnie jeden z najbardziej wartościowych statków w tym sektorze został stracony, ostrzał jonowy na pewno unieruchomił również hipernapęd.


Jeszcze tego wieczora „Klejnot Corusca” wrócił na Coruscant a Beckersonn nie zważając na porę ściągnął do siebie Stanleya Kellsa. Był to jedyny człowiek któremu mógł zaufać w takiej sytuacji, o ile jeszcze to słowo można było odnieść do kogokolwiek, siedząc w samym środku intrygi.
Kells przeczytał raport od Calrissiana, a następnie przeciągle zagwizdał.
-Jeżeli to posunęło się do tego stopnia, nie zdołamy chyba nic wskórać oficjalnymi kanałami. Zawsze znajdą sposób albo kruczek prawny by nas znacjonalizować....bo jak rozumiem to właśnie należy mieć na myśli mówiąc o „usprawnieniu działań firmy poprzez restrukturyzację hierarchii i poprawę istniejących układów między zakładami a zarządem”.
-Dobrze będzie jeżeli w ogóle dostanę po tym posadę składacza motywatorów hipernapędu w filii na Tatooine.
Po chwili zamyślenia Beckersonn dodał....
-Jest jeszcze jedno wyjście, bardzo ryzykowne, ale pozwalające nam mieć ostatnie słowo, brzmiące dokładnie tak jak my to podyktujemy. Kierownik narysował coś na elektronowym tablecie i obrócił płytkę w stronę Stanleya. Ten uniósł jedną brew i bardzo powoli skinął głową.


Następnego dnia każdy zapewne uważałby, że oto kolejny ranek rozpoczął się na Coruscant. Każdy, kto nie mieszkałby tu, na jednym z najwyższych, ale jednocześnie jednym z ostatnich poziomów budynków, które nie były już oświetlane przez słońce. Tutaj budziło się mechanicznie, o wyznaczonej porze, lub wtedy kiedy coś nie zgadzało się z tradycyjnym rozkładem dnia, coś co sugerowałoby że właśnie zostałeś zlokalizowany.


Dziś tym nienormalnym wydarzeniem był przelot niewielkiego speedera, zbyt nowego jak na wszystko co się tu zapuszczało. Kolejny pozbawiony łaski dygnitarz albo też łowca nagród. Ewentualnie zleceniodawca Imperium, ale oni starają się bardziej maskować.
Pojazd skręcił w przecznicę i rozpoczął lawirowanie między systemem kładek które niespodziewanie zastępowały tu regularne tarasy ulic przyczepionych do budynków. W końcu znowu gdzieś skręcił i widać było tylko blask reflektora w miejscach gdzie wybite okna budynku ułożyły się w jednej osi.
Śmigacz ustawił się równolegle do krawędzi ulicy będącej gzymsem na budynku, a dwie ciemno ubrane postaci wyskoczyły na nią, po czym szybkim krokiem skierowały się przed siebie. Mężczyzna który pozostał w pojeździe sprawdził blaster i czekał na towarzyszy.
Za zakrętem budynek miał niszę, przypominało to pozostałość po cofniętej wystawie sklepowej, jakie swego czasu były modnym architektonicznym detalem. Pierwszy z dwójki ludzi przestąpił niski murek i podał rękę osobie podążającej za nim. Przez kilka metrów ich kroki odbijały się chrzęstem szkła od pustych ścian pokrytych zaciekami. Od połowy głębokości dawny sklep zawalony był połamanymi skrzyniami i innymi kawałkami złomu, którego pochodzenia nawet nie dało się już stwierdzić. Tworzyło to wszystko usypiska wielkości człowieka, sprawiając w coraz bardziej gęstniejącym mroku wrażenie jakby czaiły się tu drapieżniki. Wśród hałd prowadziła wąska ścieżka, w skutek bezustannego osypywania się śmieci bardzo kręta, stanowiąca idealne miejsce na zasadzkę. Kiedy oboje stanęli przed wejściem na tą ścieżynę, w ich rękach pojawiły się blastery – jeden w stylu tych jakie noszą strażnicy pałacowi, drugi dużo mniejszy, polerowany o finezyjnej obudowie. Powoli i ostrożnie zniknęli w labiryncie prowadzącym w głąb starego sklepu.


Kiedy B5 wjechał do pokoju, balansując z tacą na której poustawiane były różne naczynia, Beckersonn nawet nie oderwał wzroku od porozstawianych na biurku mikrowyświetlaczy. Wczoraj wieczorem pół budynku Staford Corporation zostało postawione na nogi aby znaleźć te archaiczne urządzenia. Jasne światło bijące od ekraników nadawało twarzy Jamesa barwę starego papieru.
Robot postawił tacę i zaświergotał. Z kopuły wysunęła mu się kamerka, był za niski by zajrzeć na staromodne biurko. Chwilę kręcił nią na wszystkie strony w końcu bezradnie zaskrzeczał.
-To stare plany B5.Nic dziwnego że ich nie widziałeś nigdy wcześniej. Ale nie przeszkadzaj mi teraz.
Droid schował kamerę i przetoczył się pod przeciwną ścianę pokoju, bynajmniej nie mając zamiaru opuścić pokoju. Beckersonn pochylił się nad wyświetlaczami. W tym momencie jeden z nich zamigotał i zgasł. Nie pomogło walenie w obudowę i kilkakrotne przełączanie wielkich przycisków na frontowej ścianie pudełka. James opadł na oparcie krzesła, wzdychając ciężko. Siedział tu od szóstej rano, użerając się z dwudziestoletnim sprzętem i dawno zapomnianymi miarami na starych projektach. Gdyby tylko nie musiał robić tego własnoręcznie...

Kręta ścieżka prowadziła niemal pod przeciwną ścianę, skręcała jednak nagle i biegła w stronę znajdujących się po prawej stronie drzwi. Owalna lampka we framudze tliła się złotopomarańczowym blaskiem, co sugerowałoby, że drzwi wciąż działają. Kiedy znaleźli się wystarczająco blisko, bezszelestnie schowały się w górnej framudze, ukazując półmrok pomieszczenia za nimi. To stare pomieszczenie magazynowe postarano się w miarę uporządkować, stało tu parę starych mebli i lampa generatorowa. Poza ostro odcinającym się kręgiem światła dało się zauważyć jeszcze parę drzwi w dwóch ścianach. Ten który szedł pierwszy ścieżką kazał gestem pozostać drugiemu, po czym ruszył w stronę drzwi po lewej. Osoba która pozostała osunęła się na wysiedziany fotel, staranniej owijając się płaszczem. Błysnęła brosza którą spięto go pod szyją.
Po lewej zamek ze szczękiem ustąpił po podaniu mu kodu, kolejne drzwi podniosły się w górę. Jasno oświetlony pokój musiał być większy niż by się wydawało, z fotela dało się zauważyć tylko róg naprzeciw wejścia. Mężczyzna wszedł do środka, drzwi opadły. Po krótkiej chwili wyszedł stamtąd w towarzystwie jeszcze dwóch osób. Kiedy wkroczyły w krąg światła dało się zauważyć łączące ich podobieństwo, zapewne byli to ojciec z synem, choć wyglądali raczej jak dziadek z wnukiem. Shidee widziała już jednak co te poziomy miasta robią z ludźmi. Po krótkim powitaniu starszy mężczyzna przeszedł do rzeczy :
-Tak więc zdecydowała się pani?
Dziewczyna powoli skinęła głową.
-Tutaj jest spisane wszystko co uznałam za ważne, informacje pochodzą z różnych źródeł, niestety o bardzo różnej wiarygodności. Nie wiem co jeszcze mogłabym zrobić w chwili obecnej.
-Przede wszystkim nie narażać się zbytnio.Proszę nie próbować działać na własną rękę, to nam przyniesie więcej szkody niż pożytku.
Grupka ludzi pożegnała się w milczeniu i pary znów się rozdzieliły.


To kompletnie nie ma sensu – pomyślał James ostatecznie wyłączając ostatni ekranik. Projekty które przeglądał pochodziły grubo sprzed wojen klonowych i nie było najmniejszego sensu próbować je zrealizować, przynajmniej jeżeli chciało się zrobić to, co miał na myśli Beckersonn. W tym momencie zadźwięczał komlink i odezwał się głos sekretarki
„Panie Beckersonn, pan Kells do pana”.
„Wpuść go”.
Od drzwi było widać, że Stanley jest czymś podniecony, co nie zdarzało mu się zbyt często.
-Wyciągnąłeś coś z tych archiwów?
-Nic co mogłoby stanowić odpowiednią kartę przetargową.
-Spodziewałem się tego. Dlatego bardzo mnie ucieszyło to, że rozwiązanie tego problemu znalazło się samo, nie dalej jak kilka pięter niżej w tym budynku.
James poprawił się w fotelu i rzucił
-No wykrztuś to już z siebie.
-Wczoraj wieczorem przechodziłem akurat przez pracownię D, zdziwiło mnie że jeszcze ktoś tam siedzi tyle czasu po godzinach pracy. Zajrzałem więc na odpowiednie stanowisko z centrali administrującej....
-Zdaje się nie o tym chciałeś mi mówić? – skrzywił się Beckersonn. Pracownia D była miejscem do którego kierowano projektantów których z nakazem pracy przysłało tu Imperium, lub też zupełnie zielonych, o mózgach pełnych idiotycznych teorii na temat konstrukcji środków transportu jakimi Imperialna Akademia szpikowała swoich studentów.
-Heheheheh, wiedziałem że tak zareagujesz. Może więc nie będę sobie strzępił języka, skoro można się posłużyć maszyną. – wstał i wsunął kilka wielko formatowych kart danych do centralnego komputera koło okna.Ciemny ekran rozbłysnął standardową animacją z logo firmy jakim opatrywano wszelkie dokumenty, następnie pojawiło się kilka okien z danymi, o wielkościach bynajmniej nie widywanych w żadnym z projektów od czasu rozpadu spółki. Kiedy Kells upewnił się ze liczby zrobiły wystarczające wrażenie na Beckersonnie, polecił komputerowi wyświetlić następne strony projektu. Aktywne pole rozciągnęło się na cały ekran, trójwymiarowa animacja centralna z trudnością zmieściła się na zajmującym pół ściany monitorze.
-Dalej- rzucił Kells
Główna animacja zmniejszyła się, otoczona pierścieniem pomniejszych, prezentujących strategiczne miejsca statku. Kolejne statystyki zatrzymały się przed oczyma coraz bardziej zdumionego kierownika.Beckersonn był w stanie pomyśleć tylko, jakim cudem ten Frank Booz może jeszcze pracować w pracowni D.


Sprowadzony w trybie pilnym Frank z oczyma wbitymi w ziemię wszedł do gabinetu. Jego proste urządzenie zmusiło go do zdziwienia się i podniesienia głowy. Wówczas dostrzegł obracający się na monitorze trójwymiarowy model. Jego twarz przybrała kolor uniformu imperatorskiego strażnika a oczy z powrotem utkwiły w dywanie.
-O ile wiem, Twoja sekcja zajmowała się w ciągu ostatniego miesiąca ustalaniem przyczyn nadmiernego zużycia oleju przez części ruchome w Yuzuumach 400? – spytał od niechcenia James, nie podnosząc oczu znad notatnika.
-Tttaaak....jjjaa..jja już ddooszedłem czemuu...
-I zamiast zdać raport zajmowałeś się wykorzystywaniem firmowego sprzętu do zabawy?
-Nnieee panie Beckersonn...ja zdałem raport tydzień temu – odpowiedział nabierając pewności siebie pracownik.
-Tak więc zamiast zabrać się za kolejne zagadnienie z tablicy wołałeś zając się projektowaniem czegoś czego nigdy Staford Corporation nie produkowała?
-Tak panie Beckersonn – szepnął Frank. – ale projekty te zabezpieczyłem wg klucza stosowanego do zleceń rządowych więc nie istniało ryzyko....
-...jak więc wytłumaczysz to że znajdują się one na moim monitorze?
Booz milczał, coraz bardziej pochylając głowę.
-Powiedz, myślałeś kiedyś o pracy w sekcji A0?
Zaskoczony pracownik podniósł głowę, jednocześnie przechylając ją nieco na bok, jak gdyby nie był pewien czy słyszał dobrze
-Powiedział pan A0?
Beckersonn skinął głową.
-Nigdy nie przyjmowaliśmy tam tak młodych projektantów, a to z racji pewnej dozy poufności jaka otoczona jest ta sekcja. Ten projekt gwarantuje Ci jednak natychmiastowe przeniesienie, oczywiście z przydaniem wszystkich finansowo-materialnych konsekwencji znalezienia się w tej komórce.
Frank nie do końca rozumiał, dlaczego statek przy którym całkowicie popuścił wodze fantazji ma nagle zostać zrealizowany przynajmniej w fazie prototypu, jak wszystkie projekty z A0, ani tez dlaczego jego prywatna zabawa została mu tak sowicie wynagrodzona, starczyło mu to że trzymał właśnie w ręku osobiście podpisany przez kierownika zapis o przeniesieniu i wydawany zasłużonym pracownikom blankiet umożliwiający wybranie sobie z całej linii modelowej Staforda dowolnego pojazdu jako premii. Jeszcze tego wieczoru błękitno-złota Corellia LS dołączyła do ruchu ulicznego przed główną montownią Staford Corporation.


Homer nie miał pojęcia, po co znów utrudniają mu życie, każąc nauczyć się nowych procedur przyjmowania obcych statków oraz wgrać do całego systemu komputerowego kolejny, tym razem 60-pozycyjny szyfr stosowany nawet przy zapisywaniu głupawych raportów dziennych. Dziwne było też to, że do tej zawsze w połowie wykorzystywanej nagle zaczęto przywozić tyle materiałów, jak gdyby miała zacząć wykorzystywać wszystkie swoje moce produkcyjne. Homer słyszał coprawda o tym, że Staford Corporation wdraża nową gamę modeli, ale przy poprzedniej zmianie oferty nie poinformowano nawet tej fabryki, iż ona następuje. Po prostu pewnego dnia okazało się, że nie ma już z czego składać speederów, po interwencji na Coruscant przyszła krótka notka o wstrzymaniu produkcji tamtych wersji, stocznia miesiąc po prostu stała. Niezrozumiałe pozostawało tez zamknięcie pancernych płyt ochronnych nad wszystkimi oknami które wychodziły na lezący wewnątrz głównych stacji stoczni szmat kosmosu.


W tym rejonie galaktyki nigdy nie pojawiały się promy tej klasy, a jeżeli już, to zawsze wróżyło to kłopoty. Biała sylwetka Lambdy odcinała się wyraźnie od bezmiaru kosmosu.
-Tu prom kosmiczny „Tydirium” proszę o zezwolenie na lądowanie.- odezwał się głośnik na stole kontrolerskim.
-„Tydirium” – możesz lądować na platformie szóstej. Kiedy tylko rozległ się szczek nadajnika, kontroler nacisnął niewielki guzik umieszczony pod tablicą kontrolną. Dyskretne światła alarmowe zapaliły się w odpowiednich miejscach bazy. Lambda będzie miała niespodziewanie godne przyjęcie po wylądowaniu.
Prom usiadł na płycie lądowiska, kierując się łbem do środka hangaru. Natychmiast po jego wlocie włączono pole uniemożliwiające wylot z miejsca lądowania – lądowisko szóste było jednym z kilku tak wyposażonych. Rampa opadła, natychmiast otoczyła ja grupa mężczyzn z karabinami blasterowymi. Wbrew oczekiwaniom, ze środka wyszła nie ława szturmowców a kobieta w fioletowej pelerynie w towarzystwie kilku służek i starszego mężczyzny. Nieco zdezorientowani Rebelianci spoglądali po sobie.
-Postanowiłam się do Was przyłączyć. – głośno i dobitnie rzuciła dziewczyna zsuwając kaptur.- Imperialny prom którym przylecieliśmy jest pozbawiony podsłuchów i nie jest pułapką, ofiaruję go Sojuszowi na poczet przyszłych akcji wywiadowczych.
Po czym jak by nigdy nic zeszła z rampy i stanęła przed pierścieniem żołnierzy. Dowódca skinął ręką, dwóch najbliższych mężczyzn rozstąpiło się, sam dowódca podszedł do przybyłej i przedstawił się :
-Porucznik Steven Hallmark, do pani usług.
-Shidee Thal, członkini Senatu Imperialnego.


Nieznaczne jedynie ochłodzenie jakie dawało się odczuć na Coruscant znaczyło iż produkcja nowej linii kanciastych speederów trwała już dobre pół roku, a krzywa sprzedaży na holograficznych wykresach wciąż się podnosiła. I w zasadzie stanowiłoby to przyjemną odmianę po okresie poprzedniego roku, kiedy nieraz przez wiele miesięcy nie drgnęła – gdyby nie to, że zyski z tej sprzedaży były teraz bardzo nie na rękę. Gdyby „góra” we władzach Imperium dowiedziała się jak bardzo dochodową Staford stał się firmą, zaczęłaby naciskać na szybszą nacjonalizacje. Na razie udawało się to wszystko wepchnąć w Fundusz i premie dla pracowników peryferyjnych stoczni, ale i tak zostawało zbyt dużo „jawnych” kredytów by nie mogły być łasym kąskiem. Od czasu przeniesienia Franka do A0 Beckersonn rozpoczynał i kończył swój dzień od wnikliwej analizy postępów prac przygotowawczych czterech stoczni które znajdowały się na tyle daleko od centrum, by wstrzymanie w nich produkcji obecnej linii modelowej mogło pozostać niezauważone. Jak na razie wszystko posuwało się nawet szybciej niż założyli, i udało się zachować te modernizacje w tajemnicy. Ta właśnie tajemnica nie pozwalała mu doglądać prac w chociażby jednej stoczni osobiście, jedyne co mu pozostawało to tylko owo codzienne pożeranie wzrokiem raportów, dla bezpieczeństwa bardziej ogólnikowych niż by sobie tego życzył.
Jednocześnie do minimum starał się ograniczyć swoje życie towarzyskie, oraz starał się upłynnić wszystkie możliwe aktywa jakie znajdowały się w centralnym banku na Coruscant. Już wkrótce nie będzie mógł się spokojnie pokazać w odległości wielu lat świetlnych od tej planety...a jeszcze, żeby było ciekawiej, Kells gdzieś przepadł, i nie było żadnej metody żeby uzyskać z nim kontakt. Pozostawało tylko czekać i modlić się aby nic nie zostało wykryte.


1 (2) 3

OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować
Wszystkie oceny
Średnia: 9,00
Liczba: 1

Użytkownik Ocena Data
TC-1011 9 2008-01-23 19:13:17


TAGI: Fanfik / opowiadanie (255)

KOMENTARZE (2)

  • TC-10112008-01-23 19:14:34

    9 dałem.

  • Calsann2003-12-12 21:17:36

    Pervectum!!! Cudo!!! trafiło to do mnie! Bis bis! :P

ABY DODAWAĆ KOMENTARZE MUSISZ SIĘ ZALOGOWAĆ:

  REJESTRACJA RESET HASŁA
Loading..