TWÓJ KOKPIT
0

Umowa zlecenia - Nie-Jedi :: Twórczość fanów



***


- To szaleństwo! - wymamrotał Sae przyciskając plecy do pleców mistrzyni i odbijając z trudem nadlatujące z ciemności strzały. Tuż obok nich Zagharg wraz z dwoma padawanami rzucił się na vorantikusa, nie zdążył jednak dosięgnąć skóry, zachwiawszy się gwałtownie w połowie szarży upuścił ostrze i runął na twarz, ściskając rozerwane wnętrzności wypływające z rozdartego podbrzusza. Padawani zareagowali paniką i okrzykami zdziwienia, by już chwilę później zwijać się w drgawkach obok swego nauczyciela. Vorantikus odepchnął się od ziemi i z warknięciem runął naprzód doganiając kolejno rozpierzchniętych po sali żołnierzy, wyszukując ich bezbłędnie w ciemności w okamgnieniu rozniósł większość z nich na kawałki. Saedh skinął w stronę Ayennan skoczywszy ku jego lewemu ramieniu gdy w krótkim przebłysku ukazało się w świetle mieczy, wpadłszy jednak na oszalałego ze zgrozy Calhida cofnął broń, przyjmując styl defensywny by odeprzeć atak. Ramię vorantikusa było jednak szybsze, uderzyło w jego przeciwnika bez żadnego ostrzeżenia w Mocy i zbyt prędko na unik, Jedi zmieciony z posadzki zniknął w mroku w akompaniamencie mokrych trzasków rozdzieranego ciała i pancerza. Korzystając z okazji Ayennan cisnęła w vorantikusa mieczem, jednak stwór pochylił się i ostrze chybiło jego karku o kilka cali. Błękitna klinga zabrzęczała uderzając w ścianę i wyłączyła się, gdy energia wypływająca ze stwora zakłóciła chwyt Mocy na rękojeści. Stojący obok mistrzyni Melha wrzasnął w odpowiedzi i skoczył w ślad za jej bronią ignorując ostrzegawczy okrzyk, w tym momencie imponująco silne uderzenie Mocy powaliło ich wszystkich na ziemię. Saedh zamrugał, z lekka zamroczony unosząc się na łokciach, po czym poderwał się chwiejnie widząc jak głowa Melhy przetacza się obok Ayennan niczym uciekający droid sprzątający i znika między stertą ciał przy wejściu.

- Wejście! - wykrztusił Sae - Musimy... - zerknąwszy przez ramię na mistrzynię znieruchomiał ze zgrozą. Ayennan zadygotała i kaszlnęła głośno, wypluwając przy tym sporą ilość krwi.

- Wybacz, nie miałam czym odbić ciosu. - wymamrotała i osunęła się bezwładnie czując, jak dłonie Saedha w ostatniej chwili powstrzymują ją przed upadkiem. Z resztek ramienia zwisających między strzępami rękawa spływała na zmiażdżone żebra niepokojąca ilość posoki. - Przyjście tu bez planu było błędem. - dodała cicho - Brak należytego protestu, ignorancja, jest wyłącznie moją winą. Sae.

- Ayennan! - Jedi sięgnął gorączkowo do pasa uświadomiwszy sobie, że jedyną porcję kolto zużył już na żołnierza. Zerknął na pas mistrzyni, z ulgą dostrzegając na nim zapasowy pojemniczek.

- Sae! Co robisz?! Vorantikus! - syknęła, gdy oczepiwszy go odbezpieczył wylot. Jedi obejrzał się nerwowo pokonując oszołomienie, dokładnie w chwili gdy kolejna fala Mocy odrzuciła ich oboje o kilka metrów. Z ciemności wysunęły się potężne pazury i musnąwszy nieznacznie bark Saedha uderzyły w Ayennan, wbijając ją w ścianę z krótkim, zdławionym okrzykiem bólu zakończonym głośnym chrupnięciem i trzaskiem kruszonego kamienia spadającego na posadzkę. Saedh zerknął na medpack w dłoni i zadygotał, opadając bezsilnie na kolana, po czym rzuciwszy zbiorniczek za siebie zacisnął palce wolnej ręki na płytkim rozcięciu. Z trudem powstrzymał się przed spojrzeniem na ścianę, zamiast tego uniósł wzrok na vorantikusa. Olbrzymi stwór cofnął ramię, po czym zbliżył się o krok, przystanął w nagłej ciszy jaka zapanowała w sali, przerywanej jedynie odgłosem krwi skapującej na ziemię i dwoma oddechami. Jego błękitna skóra zdawała się jeszcze intensywniejsza w chłodnej, zielonkawej poświacie miecza.

- Nie ma emocji, jest spokój. - Saedh zatrząsnął się, starając się opanować wściekłość i rozpacz zalewające go z siłą alderaańskiej rzeki. Odetchnął kilkukrotnie przywołując ponownie skupienie i czując, jak ciepło Jasnej Strony okrywa szczelnie jego umysł odpychając z trudem gęstą ciemność stwora, choć na chwilę trzymając ją na dystans. Płonące ślepia zwęziły się nieco gdy właściciel złowrogiej aury pochylił się, wysuwając łeb w stronę jednego z zabitych żołnierzy rozciągniętych na posadzce. Jedi w odpowiedzi spiął ramiona i przesunął ostrze jeszcze wyżej nad głowę, podnosząc się z trudem.

- Nie waż się..!

- Mylisz się zakładając, że to ścierwo jest posiłkiem godnym Strażnika. - głęboki, tubalny głos rozbrzmiał w sali, wywołując dreszcz na plecach Saedha. Mimo panujących ciemności Jedi rozejrzał się zaskoczony, nie wyczuł jednak nikogo, jedynym źródłem dźwięku mógł być tedy tylko sam vorantikus.

- Kogo? - spytał odruchowo, próbując odepchnąć od siebie falę wątpliwości i odsunąć się nieco by zyskać większy impet uderzenia mieczem.

- Jestem Strażnikiem. Zrodzonym w głębinach Mrocznego Serca przez niewypowiedzianą potęgę zwaną Sel-Makor. Uczniowie Sithów, Jedi... - bez trudu przeniknąwszy wzrokiem gęstą czerń vorantikus powiódł obojętnym spojrzeniem po ciałach przy wejściu i ponownie wbił w niego ślepia emanujące Ciemną Stroną - Włażący ślepo w czeluści tych korytarzy. Tak samo słabi i godni pogardy. Jednak w tobie... w tobie wyczuwam siłę. Spokój. Opanowanie nie pozwalające szaleństwu dotknąć twego umysłu. Jak długo możesz się mu opierać, jak długo zajmie, nim pochłonie cię mój wpływ? - w głosie stwora zabrzmiało rozbawienie - Nie zamierzasz czekać, by to sprawdzić. Wolisz uderzyć lub uciec, mimo grozy rozdzierającej cię od środka. Głęboko pod pokrywą samokontroli siedzą w tobie pozostałości tego, co pojawiło podczas bitew. I po nich. Agresja, nienawiść... strach. - oczy vorantikusa rozszerzyły się drwiąco - Byłeś wtedy blisko złamania, prawda, Jedi?

- Próbuj dalej. - szepnął Saedh - Nie poddam się Ciemnej Stronie.

- Ależ poddasz się, Jedi. - zamruczał vorantikus. Saedh puścił bark w odpowiedzi i chwycił miecz oburącz, po czym zaklął głośno i szarpnął się desperacko czując jak potęga stwora oplata go unieruchamiając nogi i ramiona, wyrywając przy tym rękojeść klingi z jego dłoni i posyłając ją gdzieś w głąb sali. Nie mogąc zawrócić zadarł mimowolnie głowę, ujrzawszy tuż przed nosem kolec zdobiący podgardle.

- Jestem Strażnikiem. Jestem majestatem Sel-Makor. Jestem potęgą żerującą na Gormakach, tworzącą z nich niewolników, plugawiącą ich samą obecnością. Naczyniem jego mocy rozprzestrzeniającym ją po ziemiach Vossu.

- Nie poddam się.

- Jesteś uparty.

- Nie przekonasz mnie do poddania umysłu twojemu obłędowi!

- Jestem Strażnikiem, manifestacją Ciemnej Strony zdolną zmieniać istoty żywe i mutować, transformować ich ciała pozwalając umysłom wić się, aż staną się sługami woli mego mistrza.
Saedh poczuł nagłe ukłucie potwornego podejrzenia.

- Co masz na myśli..? - wyszeptał.

Olbrzymi vorantikus przechylił głowę. - Moc jest w tobie bardzo silna. - zamruczał, jego ton uniósł się nieco gdy uchyliwszy pysk wysunął koniuszek szkarłatnego języka wielkości głowy Saedha i dotknąwszy zalanego krwią barku Jedi w miejscu, gdzie zadrasnęły go pazury schował go z powrotem z głuchym pomrukiem zadowolenia. Po chwili pochylił głowę jeszcze niżej, tak, że olbrzymie, żółte oko znalazło się wprost przed jego twarzą, paląc go spojrzeniem i przesyłając obrazy poprzez Moc. Obrazy niezliczonych gormackich wojowników. I tego, co ich spotkało. Jedi przez kilka sekund patrzył w nie bez ruchu, potem zaszarpał się szaleńczo, usiłując wydostać się z uchwytu.

- Nie ma mowy! - powtórzył z zacięciem przez zaciśnięte zęby, skupiając precyzyjnie Moc i uderzając raz za razem w to samo miejsce, by rozproszyć trzymające go okowy. Przy kolejnym szarpnięciu uścisk zniknął i Saedh zachwiał się odzyskując swobodę ruchów, Moc jednak powróciła niemal natychmiast, pętając go na nowo. Przez ułamek sekundy dostrzegł nad sobą rozwierające się szczęki wielkości myśliwca i wysuwające się z dziąseł rzędy ostrych, zakrzywionych zębów. Szybkim impulsem skierował Moc na swe ramiona znów rozwierając uścisk i jednocześnie czując jak końcówki szczęk zaciskają się na jego piersi i plecach i unoszą w górę, trzymając dostatecznie mocno by go unieruchomić, lecz dostatecznie delikatnie by nie zrobić mu większej krzywdy. Zawisłszy w powietrzu głową w dół wyczuł w wilgotnej ciemności poniżej przerażająco silną energię, znacznie wyraźniejszą niż wyczuwana na zewnątrz stwora. Zatargał się raniąc ramiona o kły i czując, jak powoli traci przytomność wobec potęgi zalewającej umysł. W przypływie paraliżującego strachu i rozpaczy zamknął na moment oczy przywołując na nowo koncentrację i sięgnął poprzez Moc ku Aesth zmierzającej na statek.

***


- Sae. - głośne westchnienie wyrwało się z ust Aesth nim zdążyła go stłumić, Twi’lekanka potrząsnęła gwałtownie głową i wyciągnęła dłoń, jakby chciała chwycić coś niewidocznego. Idący za nią żołnierze zatrzymali się, poprawiając pozycję rannego wleczonego przez nich pod ramię, gdy zmęczenie kazało Jedi zaprzestać podnoszenia go Mocą.

- Sae! - tym razem w jej głosie zabrzmiała taka zgroza, że mężczyźni ostrożnie odłożyli imperialnego na ziemię i podeszli do niej, po raz kolejny w ciągu ostatnich kilkunastu minut z niepokojem wpatrując się w jej twarz.

- Sir?
Aesth uniosła wzrok i zacisnęła zęby, starając się stłumić drżenie głosu.

- Niemożliwe. - wymamrotała - Słyszałam... - jej lekku zadygotały nerwowo, jakby chcąc zaprzeczyć słowom - Sae... co się stało?!

- Zginął? - spytał cicho żołnierz po prawej. Aesth zmarszczyła brwi.

- Nie... - zawahała się - Nie, wyczułabym. Miałam jednak wrażenie, jakby coś stłumiło jego umysł.

- Nie znam się zbytnio na takich sprawach, ale może stracił przytomność? - odparł drugi żołnierz. Imperialny przypatrywał się rozmowie w milczeniu, przenosząc wzrok to na Jedi, to na żołnierzy. Aesth skinęła nieznacznie głową.

- Może. - rzuciła, sama nie wierząc w swoje słowa.

- Możliwe, że żyje, sir. Jeśli to prawda, przy wsparciu kilku dodatkowych oddziałów i odpowiednich negocjacjach z tubylcami możemy go ocalić.

- To przerażenie... - potrząsnęła ponownie głową, aż zatrzepotały jasne, niebieskie lekku - Nieważne. Masz rację. Nie powinniśmy się teraz rozpraszać. - odetchnęła głęboko, w jej oczach zabłysła nowa determinacja - Za tymi drzewami powinien być nasz statek, idźcie przodem i uruchomcie silniki. Ja wezmę rannego. - wyciągnęła dłoń unosząc imperialnego w powietrze, żołnierze skinęli w odpowiedzi.

- Tak jest, sir!

Chwilę później zza osłony gałęzi rozległy się ich okrzyki. Aesth skrzywiła się i przyspieszyła, wychodząc na pole lądowiska.

- Co do?!

- Gormakowie. - westchnął jeden z nich, wskazując na dymiącą stertę metalu w miejscu transportowca. Są tutaj, to więcej niż pewne. Przygotujmy się lepiej.
Aesth opuściła prędko imperialnego i chwyciwszy za miecz aktywowała ostrze. Żołnierze szybkimi ruchami odbezpieczyli zdjęte z pleców karabiny, w tym momencie zza drzew wychynął wróg. Oczy Twi’lekanki rozszerzyły się z zaskoczenia.
Wojownicy poruszali się w zadziwiająco zgranym tempie unosząc ogromne, wzmacniane wibroostrza w wyzywającym geście. Jednak było w nich coś osobliwego, coś, co zaniepokoiło Aesth dużo mocniej niż ich broń i synchronizacja. Ich skóra, zazwyczaj intensywnie zielona lub brązowa straciła większość barw, między kolcami zdobiącymi głowy i elementami zbroi pełzały delikatne, szkarłatne smugi na krawędzi widoczności. Najbardziej przerażające były jednak ich oczy. Zwykle u Gormaków oczy miały barwę ciemnego szkarłatu, o nieco jaśniejszych, pomarańczowych tęczówkach. Nadawało to wojownikom groźny wygląd, ale nie przykuwało specjalnie uwagi. Natomiast ślepia atakujących wyglądały jak jarzące się kule wetknięte w pokrytą chitynowymi tarczkami głowę, a gdy Jedi skupiła na nich wzrok, wyczuła od każdego ciężki mrok Ciemnej Strony. Aesth drgnęła lekko, uświadamiając sobie ze zdumieniem, że aury napastników są do siebie zadziwiająco podobne. Nienaturalnie podobne, niczym kierowane jedną wolą. W tej samej chwili powietrze rozdarły strzały z blastera, nadchodzące jednak z przeciwnego niż żołnierze kierunku, dwóch Gormaków runęło na ziemię z dziurami wypalonymi w piersi, po czym ku jej zdumieniu poruszyli się, próbując podnieść się do pionu. Z pomiędzy drzew za ich plecami runęło na nich kilkunastu nowych wojowników tej samej rasy, kładąc pobratymców jednego po drugim. Ich oczy miały zwyczajny, czerwony i pomarańczowy odcień. Wykrzykując rozkazy jeden z nich wysunął się na czele grupy, ruchem ręki posyłając resztę w odpowiednich kierunkach. Aesth pochyliła głowę skupiając się na ich słowach, starając się odszyfrować możliwie jak najwięcej z szorstkiego języka.

- Rozumie pani co mówią, sir? - spytał jeden z żołnierzy, mocno zdezorientowany sytuacją.

- Częściowo, jedynie Sae zna ich język... - przygryzła wargę, po czym odchrząknęła - Spokój. Nie traćcie skupienia. I nie strzelajcie do tych nowych, póki sami nie zaatakują.

Gormakowie przez dłuższą chwilę wymieniali ciosy, pod ogniem blasterów i cięciami wibroostrzy padła w końcu większość z tych którzy zaatakowali ludzi Aesth i troje czerwonookich z przybyłego wsparcia. <
br/>- Kim jesteście i co planujecie? - rzuciła ostro Jedi widząc, jak pozostali wojownicy rzucają się na jedynego ocalałego wroga i unieruchamiają go, odrzynając jednocześnie głowy zabitym przy pomocy ich własnych kling. Dowódca powiódł spojrzeniem po swoim oddziale dając im rozkaz opuszczenia broni, po czym odwrócił się do niej.

- Możesz schować miecz, Jedi. Gdybyśmy chcieli w was uderzyć, nie przerwalibyśmy ataku. - oświadczył głębokim, dźwięcznym tonem. - Dziś nie jesteśmy wrogami.

- Kim jesteście? - powtórzyła Jedi z naciskiem. Gormakowie spojrzeli po sobie. <
br/>- Widzisz tych tam? - dowódca wskazał leżących ruchem głowy, po czym gestem nakazał przyprowadzić bliżej spętanego więźnia. Mówił wyraźnie i powoli, tak, by mogła zrozumieć. - Szaleństwo. Obecność w podziemiach zmieniła ich, splugawiła ich ciała i umysły. Część naszych wojowników nie chce przyglądać się całej sprawie, wolą walczyć. Nie jesteśmy w stanie zniszczyć tego, co atakuje naszych, tedy pozbywamy się sług tej obecności. Naszych braci i sióstr. - przy ostatnich słowach w jego głosie zabrzmiała czysta złość, a kilkoro z jego ludzi odpowiedziało warknięciami. Aesth zmarszczyła brwi, nie wyłączając miecza.

- Spójrz na niego, Jedi. - rzekł powoli, widząc wahanie w jej oczach.
Więzień przywleczony i rzucony pod nogi dowódcy uniósł pogardliwie podbródek, jednak gest ten w jego pozycji wyszedł raczej zabawnie niż obraźliwie.

- Sel-Makor was widzi, sługi są blisko. - syknął. Adresat groźby zerknął na niego sceptycznie.

- Nawet bardzo blisko. - mruknął, trąciwszy go nogą z wyraźną irytacją, po czym skinął na Jedi. Aesth obejrzała się na żołnierzy trzymających blastery w gotowości i podeszła ostrożnie, stając obok niego.

- Kim lub czym jest Sel-Makor? - spytała głośno. Spętany zacharczał wściekle nie odpowiedziawszy, Jedi wzdrygnęła się nieznacznie czując rosnącą w nim energię Ciemnej Strony. Dowódca wzruszył ramionami.

- Twój wybór. - rzucił i ciął poziomo z taką siłą, że głowa więźnia odleciała na kilka metrów. Aesth cofnęła się o krok.

- Gormak wrażliwy na Moc?!

- Splugawiony. - dowódca bezceremonialnie wzruszył ramionami - Próbowaliśmy leczyć takich w wiosce, bezskutecznie. Nie powiedzieli też nic pożytecznego, nawet na torturach. Już samo zabijanie byłych towarzyszy broni jest wystarczająco trudne, przesłuchiwanie ich było gorsze. Ich ciała mają niezwykłe właściwości, obrażenia regenerują się błyskawicznie. Do tego zupełnie nie reagują na zadawane rany i okaleczenia, jakby ich nie zauważali. Jak w jakimś opętańczym szale. Po tym jak trzech z nich wyrwało się z komory energetycznej i zabiło przy tym przesłuchujących wraz z kilkoma przypadkowymi osobami, zaprzestaliśmy prób i brania jeńców. Tego tutaj chciałem jedynie zaprezentować tobie, Jedi. Wiem, że wyszliście z tuneli w których zniknęło parę naszych oddziałów. Co widzieliście?

- Nic. - Aesth oblizała nerwowo wargi analizując nowe informacje i próbując zachować spokój - Słyszeliśmy krzyki oddziału Imperium który dostał się tam przed nami, ale wysłano mnie do bazy zanim dotarliśmy na miejsce. - zerknęła na rannego patrzącego dookoła nieprzytomnym wzrokiem i jednocześnie skinęła na żołnierzy by opuścili karabiny. - On był w samym centrum akcji. - wskazała imperialnego ruchem głowy - Nie sądzę jednak, by był w stanie powiedzieć więcej niż do tej pory. Nie widział wyraźnie napastnika. Nie omieszkam jednak przepytać go dokładniej, gdy nieco oprzytomnieje.

Dowódca skinął głową.

- Rozumiem. - rzekł powoli, zerknąwszy ponownie ku swoim wojownikom - Cóż, wygląda tedy na to, że możemy pomóc sobie wzajemnie, Jedi. Możesz wezwać wsparcie przez nasz komunikator, powiedz, co wiesz. Niech twoi ludzie znają zagrożenie, może wspólnie uda nam się znaleźć rozwiązanie problemu. Tymczasem poczekamy tutaj. - machnięciem dłoni dał znak reszcie oddziału, która rozluźniła się, siadając na ziemi. - Tak w ogóle, nazywam się Hev.

- Jestem Aesth. - Jedi dezaktywowała miecz gdy dowódca przypiął swój do uchwytu przy pasie i odwrócił się. - Jeszcze jedno pytanie, Hev. - zawahała się - Mój towarzysz broni, Sae, wraz z resztą oddziału republikańskiego został w podziemiach.

- Jeśli żyje, przyjdzie tutaj za tobą. - zamruczał dowódca przez ramię - Ale nie będzie sobą.

- Co takiego..?

- Skonsumowany przez ciemność i wypluty przez nią jako jej sługa. To jedyna istotna rzecz jaka wyszła z naszych przesłuchań. - oświadczył cicho - Na tę chwilę nic więcej nie powiem. - dodał nie patrząc na nią i odmaszerował, zajmując miejsce przy swoich ludziach. Jedi otworzyła usta w bezgłośnym pytaniu i uniosła odruchowo dłoń bezskutecznie próbując go zatrzymać, po czym skrzywiła się tłumiąc uścisk niepokoju utrudniający oddychanie. Odepchnąwszy narastające rozważania usiadła obok rannego i wzięła od jednego z żołnierzy kolejną dawkę kolto, by zaaplikować ją w jego ramię.


1 (2) 3

OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować
Wszystkie oceny
Średnia: 7,50
Liczba: 4

Użytkownik Ocena Data
Lanoree Brock 10 2016-04-27 20:26:11
Qel Asim 10 2016-04-26 21:02:09
D Games 9 2016-04-28 21:02:24
Luke S 1 2016-04-26 21:45:29


TAGI: Fanfik / opowiadanie (255)

KOMENTARZE (2)

  • Lanoree Brock2016-04-27 20:27:11

    Naprawdę świetne! Czas na trzecią część! :)

  • Qel Asim2016-04-26 21:03:53

    Mamy już spin-off`a "Umowy". Teraz czekam na trójkę!!! ;)
    Zresztą wcześniej też czekałem :D :)

ABY DODAWAĆ KOMENTARZE MUSISZ SIĘ ZALOGOWAĆ:

  REJESTRACJA RESET HASŁA
Loading..