Kilka godzin później siedział w fotelu obok Czarnego Lorda w imperialnym transportowcu.
Chciał dowiedzieć się czegoś bardziej konkretnego na temat misji. Quinlana Vosa znał z widzenia, ale nie pytał o niego nie chcąc budzić podejrzeń Vadera. Nie wiedział kim jest Vader. Może uczniem wyszkolonym specjalnie przez Imperatora albo Jedi, który przeszedł na stronę mroku. Wszystko było możliwe i każde zdanie w jego obecności należało kilkakrotnie przemyśleć. W końcu ciekawość wzięła górę.
- Lordzie Vader…- zaczął ostrożnie.- Mogę zapytać w jakie okolice Tatooine się udajemy?
Zbiegły Jedi ukrywa się po drugiej stronie Anchorhead- oznajmił.
Jego głos miał głębokie, basowe brzmienie.
Myśli Huna biegały przez chwilę jak oszalałe. Leci do domu… może spotka matkę. Ostatnio widział ją gdy miał siedem lat. Wtedy przybył po niego Mistrz Windu we własnej osobie i zwerbował do Akademii Jedi.
- Wyczuwam twoją silną więź z tym miejscem Gennam- stwierdził Vader. Hun szybko zamknął umysł. Na chwilę pozwolił błądzić swym myślom w obecności Sitha i już musiał za to zapłacić.
- Urodziłem się w Mos Espie, lecz odkąd sięgam pamięcią, mieszkałem w Anchorhead, panie.
- Hmm…ciekawe.
Hun nie spytał co jest takie ciekawe. W ogóle nie powinien był się odzywać. Jeszcze tego brakuje, żeby Vader zaczął dopytywać się o jego przeszłość. Na szczęście Czarny Lord nie odezwał się już do końca podróży.
Tatooine przywitała ich gorącym powietrzem i dwoma słońcami świecącymi jasno na bezchmurnym niebie. Samo Anchorhead prezentowało się dokładnie tak samo jakim Hun je zapamiętał. Pamiętał każdy plac, każdy bar i każdą uliczkę. Miał nadzieję, że znajdzie odrobinę czasu by odwiedzić matkę. Albo przynajmniej dowiedzieć się czy żyje i czy jest bezpieczna. Vader wezwał mały oddział szturmowców, którzy mieli pilnować wschodniej bramy miasta, podczas gdy Hun i Vader ruszą na poszukiwanie Vosa. Jakby na życzenie Huna, kiedy opuszczali lądowisko podbiegł do nich pilot transportowca.
- Lordzie Vader. Imperator prosi o kontakt- oznajmił pilot nerwowym głosem.
- Czekaj na mnie przy wschodniej bramie Gennam- rozkazał Sith.
- Jak sobie życzysz, panie.
Trzymając pikę mocy niczym pochodnię oświetlającą mglistą przeszłość, Hun opuścił lądowisko. Razem z matka mieszkał we wschodniej części miasta. Po drodze mijał plączących się pod nogami jawów, Rodian, Twileków, Sullustan, Ithorian i przedstawicieli wielu innych ras Galaktyki. Prawie wszystkie uliczki patrolowane były przez szturmowców. Niebieskoskóry Twilek wychodzący z baru przystanął i zmierzył Czerwonego Gwardzistę pogardliwym wzrokiem. Hu nie dziwił się takiemu zachowaniu. W końcu był przedstawicielem Imperium. Mała Togrutanka w biegu zaplątała się w jego czerwona szatę. Kiedy podniosła wzrok i spojrzała w twarz Huna umknęła z piskiem. Miał wrażenie, że mieszkańcy planety odczuwają wobec niego większą nienawiść niż wobec Vadera czy Imperatora. Gdyby tylko znali prawdziwy cel Huna padliby na kolana i całowali jego stopy z wdzięczności. Nazywaliby go „Wyzwolicielem” lub „ Zbawcą Galaktyki”. Zakończył rozmyślania na progu drzwi domu jego matki.
- W czymś pomóc?- rozległ się lekko ochrypły głos za jego plecami.
Synthia Dorr była teraz kobietą w podeszłym wieku, z licznymi zmarszczkami na twarzy i siwymi włosami. Chodziła zgarbiona a odziana była w łachy, które ciężko nazwać ubraniem.
- To ja, matko- odparł Hun basowym głosem.
Matka otworzyła szeroko oczy ze zdumienia.
- Hun? To ty?
- Przysięgam, że to ja- zapewnił ją Hun.
Gestem zaprosiła go do mieszkania. Matka przemeblowała je odrobinę. Stolik, który kiedyś stał pośrodku saloniku, teraz był ustawiony pod ścianą, na której wisiał portret małego Huna.
- Zdejmij hełm- zażądała stanowczo kobieta.
Hun wykonał polecenie. Matka przez chwilę badała go swym badawczym spojrzeniem, które Hun doskonale pamiętał. Zawsze patrzyła na niego w ten sposób kiedy coś przeskrobał. Po chwili podeszła do niego i objęła z radością.
- Myślałam, że już nigdy nie zobaczę cię, synku!- zachlipała w ramię Huna.- Umierałam ze strachu kiedy nadeszły wieści o Czystce Jedi!
- Nic mi nie jest, mamo. Teraz służę Imperium.
Wypuściła go z objęć na te słowa.
- Jesteś Jedi. Zabiją cię.
- Służę im od prawie dziewięciu lat. Nie wykryli mnie do tej pory. Mam zamiar zgładzić Imperatora.
Dla Synthii to już było za wiele. Zachwiała się niebezpiecznie, ale Hun zdołał ją przytrzymać przed upadkiem.
- Nie możesz… zabiją cię- wyjąkała z przerażeniem stara kobieta.
- Muszę to zrobić. Zabili mojego mistrza. Nic mi nie będzie, mamo- zapewnił Hun.
Matka odwróciła się twarzą do ściany. Hun chciał podejść, objąć ją i pocieszyć, ale coś wewnątrz go blokowało.
- Potrzeba ci czegoś, mamo? Dasz sobie radę?- zapytał z troską Hun.
- Odkąd odszedłeś, dawałam sobie radę. Teraz też sobie poradzę. Mną się nie przejmuj, synu.
- Masz jakieś wieści o ojcu, mamo?
Hun nie pamiętał ojca. Opuścił ich jeszcze zanim wyprowadzili się z Mos Espy. Hun nienawidził go za to.
- On… był tutaj w zeszłym roku- bąknęła matka. - Pożyczył trochę kredytów, ale…
- Już nie wrócił, prawda?- wszedł jej w słowo Hun.
Matka przytaknęła. Hun wyjął z kieszeni garść kredytów i wcisnął matce w dłoń.
- Masz. To powinno starczyć ci na kilka lat. Teraz dużo zarabiam. Będę ci regularnie przysyłał.
- Nie możesz!- krzyknęła przerażona Synthia.- Jak odkryją nazwisko, będziesz zgubiony!
- Jestem zgubiony od czasy wydania rozkazu 66. Nic tego nie zmieni.
Matka chciała oddać kredyty.
- Tobie są bardziej potrzebne- wyjaśniła synowi.
- Nie potrzebuję ich, mamo. Muszę już iść. Wzywają mnie obowiązki- nachylił się i pocałował matkę w czoło.
- Jesteś bardziej… oziębły niż kiedyś, Hun- przyznała ze smutkiem.
Hun podszedł do drzwi.
- Przykro mi- powiedział nie patrząc na matkę i opuścił dom.
Szybka nałożył hełm i poszedł w stronę wschodniej bramy. Niestety zniecierpliwiony Vader już na niego czekał.
- Co cię zatrzymało, Gennam?- zapytał Czarny Lord.
- Napotkałem kilku osobników podburzających tłum przeciwko Imperium, panie- odparł stanowczo Hun.- Musiałem wymierzyć im sprawiedliwość.
- Cieszy mnie, że tak przykładasz się do służby Imperium, Gennam- pochwalił go Vader.
Kiedy opuścili Anchorhead, po prawej stronie piętrzyły się piaskowe góry, przełęcze i wąwozy. Natomiast po prawej niekończące się wydmy. Gdy Hun zapytał Vadera dokąd się udadzą, odpowiedział, że Jedi ukrywa się w obozie Tuskenów w Wąwozie Krzyków. Nazwa ta wzięła się z opowieści wędrowców, którzy zapuszczając się w tamte okolice nie mieli pojęcia o ukrywających się tam Tuskenach. Kiedy tylko wchodzili do wąwozu, Tuskeni wyskakiwali ze swych jaskiń i mordowali wędrowców obdzierając ich ze skóry. Echa ich krzyków słychać było aż na przedmieściach Anchorhead.
Hun nie wiedział jak długo zajęła im wędrówka do wąwozu, ale gdy już tam dotarli, słońca chyliły się ku zachodowi. Zeszli zboczem w dół do dna wąwozu. Natychmiast rozległy się ryki Tuskenów wyskakujących z jaskiń. Niektóre były wydrążone kilkanaście metrów nad ziemią. Dla Vadera pokonanie prymitywnych jeźdźców nie stanowiło problemu. Ciął ich mieczem świetlnym o czerwonej klindze z dziecinną łatwością. Huna świerzbiła ręką, żeby wyciągnąć własny, jednak wiedział, że byłby wtedy skończonym głupcem. Hun i Vader wyeliminowali wszystkich Tuskenów. Hun już chciał zapytać gdzie jest Quinlan Vos, kiedy z najwyżej usytuowanej pieczary skoczył Tusken z mieczem świetlnym w dłoni. Stanął naprzeciw napastników. Ze znajomym pomrukiem wysunęła się energetyczna klinga barwy żółtej. Vader zerknął na Huna.
- Twój ruch, Gennam- powiedział z obojętnością i odsunął się na bok.
Jedi ruszył do ataku. Hun z łatwością odparowywał jego ciosy. Przypomniał sobie pojedynki w Akademii Jedi. Przypomniał sobie styl walki, jakiego nauczył go Mistrz Widu. W kontrolowany sposób przywołał Ciemną Stronę., która kierowała jego ruchami. Pika mocy pewnie zatrzymywała ciosy miecza Vosa. Hun wiedział, że Jedi długo nie wytrzyma. Jedi uczyli się tylko defensywy. Mistrz Windu rozszerzył postrzeganie mocy przez Huna. To nie Ciemna Strona ma kontrolować Jedi. To Jedi ma przejąć nad nią kontrolę i mądrze użyć jej potęgi. Nagle Voss wyskoczył wyprowadzając śmiertelny cios z góry. Hun wykonał szybkie salto w tył i ciął piką w lewą nogę Vosa. Tamten jęknął i osunął się na ziemię. Hun zawahał się przed zadaniem ostatecznego ciosu. Jedi wykorzystał ten moment i zasypał Gwardzistę gradem ciosów. Hun zablokował każdy z nich. Następnie błyskawicznym ruchem ranił Vossa w ramię. Wykorzystał chwilę nieuwagi Jedi i wbił pikę mocy prosto w tętnicę szyjną Vossa. Jego nogi kilka razy spazmatycznie uderzały o ziemię nim skonał. Vader podszedł i zabrał jego miecz świetlny.
- Doskonale, Gennam- pochwalił Huna Vader.- Naprawdę wspaniale. Imponujący styl walki. Jestem pod wrażeniem.
Hun odetchnął z ulgą. Bał się, że Vader mógł wyczuć, że jest kimś więcej niż Gwardzistą.
- Dziękuję, Lordzie Vader- powiedział z ulgą Hun.
Był wykończony pojedynkiem i marzył tylko odpoczynku. W towarzystwie Vadera wyruszył w drogę powrotną do Anchorhead. Kiedy dotarli do wschodniej bramy, nadeszła już noc. Hun mimo zmęczenia czuł się szczęśliwy i odprężony. Sith nie wyczuł, że ma do czynienia z Jedi. Jego plan nie został zrujnowany.
Gdy przekroczyli bramę miasta Vader wezwał oddział szturmowców, którzy otoczyli ich ze wszystkich stron. Hu był wciąż zbyt upojony ostatnim zwycięstwem, by dostrzec jakieś niepokojące oznaki.
- Brać go- warknął Vader.
Hun nie miał nawet czasu na reakcję. Szturmowcy w mgnieniu oka rozbroili go i założyli kajdany. Wyciągnęli też jego świetlny miecz i przekazali Vaderowi.
-No no no..- mruknął tamten z zadowoleniem.- Imponujące. Mogę wykreślić kolejnego Jedi z listy.
Gdy prowadzili go na lądowisko, Hun nawet nie próbował stawiać oporu.
- Ściągnąć jego hełm- rozkazał Vader, kiedy weszli na pokład imperialnego transportowca.
Hun poczuł jak ktoś szarpnięciem zdejmuje jego hełm, który przez ostatnie lata był jego ochroną przed oczyma Imperatora.
- Zostawcie nas- rozkazał ponownie Vader.
Teraz Hun przestraszył się nie na żarty.
- Hun Dorr. Kopę lat. Miło znów cię widzieć i to w świetnej formie.
- Znów?
- Oczywiście. To godne najwyższego podziwu, że udało ci się przetrwać przez taki szmat czasu.
Hun postanowił przestać bawić się w wymuszone uprzejmości.
- Wasz system się nie sprawdza. Jest jeszcze wielu Jedi na wolności- rzekł ze złością.- Zakon zostanie odbudowany nim Imperium opanuje całą Galaktykę.
- Nie brak ci odwagi Dorr, ale Gwardia Imperialna… sporo ryzykowałeś.
- Bez ryzyka nie ma zabawy- warknął Hun.- Nic nie bawi mnie bardziej niż oglądanie twojego mistrza.
Vader zignorował te słowa.
- Twój styl Vaapad. Byłem wręcz oszołomiony kiedy zobaczyłem go w twoim wykonaniu. Walczysz nieporównywalnie lepiej niż kiedy z tobą trenowałem.
- Kim jesteś?- zapytał Hun.
- Dobrze wiesz kim.
Hun uwolnił wiązkę Mocy. Już wiedział. Wokół tego człowieka krążyła ta sama aura Ciemnej Strony co wokół…
- Mroczny Jedi to wstyd i hańba w porównaniu z Sithem czystej krwi… Anakinie Skywalkerze.
-Widzę, że oprócz odwagi i zdolności nie brak ci bystrości, Dorr.
- Wszyscy mówili, że zginąłeś na Mustafarze.
- Obi-Wan Kenobi bardzo się o to starał. Zawdzięczam mu między innymi to- dodał Vader wskazując a swój czarny hełm.
- Dzięki temu wyglądasz trochę mniej paskudnie od swojego nowego pana- prychnął z mściwą satysfakcją Hun.
-Licz się ze słowami- ostrzegł go Vader.- Lord Sidious zdecyduje o twoim losie i wymierzy ci sprawiedliwość.
Hun wciąż nie mógł uwierzyć w to, co uczynił Skywalker. Gdyby zginął na Mustafarze, może Imperator nigdy nie doszedłby do pełni władzy, a Imperium Galaktyczne nigdy by nie powstało.
- Lordzie Vader…- zaczął ostrożnie.- Mogę zapytać w jakie okolice Tatooine się udajemy?
Zbiegły Jedi ukrywa się po drugiej stronie Anchorhead- oznajmił.
Jego głos miał głębokie, basowe brzmienie.
Myśli Huna biegały przez chwilę jak oszalałe. Leci do domu… może spotka matkę. Ostatnio widział ją gdy miał siedem lat. Wtedy przybył po niego Mistrz Windu we własnej osobie i zwerbował do Akademii Jedi.
- Wyczuwam twoją silną więź z tym miejscem Gennam- stwierdził Vader. Hun szybko zamknął umysł. Na chwilę pozwolił błądzić swym myślom w obecności Sitha i już musiał za to zapłacić.
- Urodziłem się w Mos Espie, lecz odkąd sięgam pamięcią, mieszkałem w Anchorhead, panie.
- Hmm…ciekawe.
Hun nie spytał co jest takie ciekawe. W ogóle nie powinien był się odzywać. Jeszcze tego brakuje, żeby Vader zaczął dopytywać się o jego przeszłość. Na szczęście Czarny Lord nie odezwał się już do końca podróży.
Tatooine przywitała ich gorącym powietrzem i dwoma słońcami świecącymi jasno na bezchmurnym niebie. Samo Anchorhead prezentowało się dokładnie tak samo jakim Hun je zapamiętał. Pamiętał każdy plac, każdy bar i każdą uliczkę. Miał nadzieję, że znajdzie odrobinę czasu by odwiedzić matkę. Albo przynajmniej dowiedzieć się czy żyje i czy jest bezpieczna. Vader wezwał mały oddział szturmowców, którzy mieli pilnować wschodniej bramy miasta, podczas gdy Hun i Vader ruszą na poszukiwanie Vosa. Jakby na życzenie Huna, kiedy opuszczali lądowisko podbiegł do nich pilot transportowca.
- Lordzie Vader. Imperator prosi o kontakt- oznajmił pilot nerwowym głosem.
- Czekaj na mnie przy wschodniej bramie Gennam- rozkazał Sith.
- Jak sobie życzysz, panie.
Trzymając pikę mocy niczym pochodnię oświetlającą mglistą przeszłość, Hun opuścił lądowisko. Razem z matka mieszkał we wschodniej części miasta. Po drodze mijał plączących się pod nogami jawów, Rodian, Twileków, Sullustan, Ithorian i przedstawicieli wielu innych ras Galaktyki. Prawie wszystkie uliczki patrolowane były przez szturmowców. Niebieskoskóry Twilek wychodzący z baru przystanął i zmierzył Czerwonego Gwardzistę pogardliwym wzrokiem. Hu nie dziwił się takiemu zachowaniu. W końcu był przedstawicielem Imperium. Mała Togrutanka w biegu zaplątała się w jego czerwona szatę. Kiedy podniosła wzrok i spojrzała w twarz Huna umknęła z piskiem. Miał wrażenie, że mieszkańcy planety odczuwają wobec niego większą nienawiść niż wobec Vadera czy Imperatora. Gdyby tylko znali prawdziwy cel Huna padliby na kolana i całowali jego stopy z wdzięczności. Nazywaliby go „Wyzwolicielem” lub „ Zbawcą Galaktyki”. Zakończył rozmyślania na progu drzwi domu jego matki.
- W czymś pomóc?- rozległ się lekko ochrypły głos za jego plecami.
Synthia Dorr była teraz kobietą w podeszłym wieku, z licznymi zmarszczkami na twarzy i siwymi włosami. Chodziła zgarbiona a odziana była w łachy, które ciężko nazwać ubraniem.
- To ja, matko- odparł Hun basowym głosem.
Matka otworzyła szeroko oczy ze zdumienia.
- Hun? To ty?
- Przysięgam, że to ja- zapewnił ją Hun.
Gestem zaprosiła go do mieszkania. Matka przemeblowała je odrobinę. Stolik, który kiedyś stał pośrodku saloniku, teraz był ustawiony pod ścianą, na której wisiał portret małego Huna.
- Zdejmij hełm- zażądała stanowczo kobieta.
Hun wykonał polecenie. Matka przez chwilę badała go swym badawczym spojrzeniem, które Hun doskonale pamiętał. Zawsze patrzyła na niego w ten sposób kiedy coś przeskrobał. Po chwili podeszła do niego i objęła z radością.
- Myślałam, że już nigdy nie zobaczę cię, synku!- zachlipała w ramię Huna.- Umierałam ze strachu kiedy nadeszły wieści o Czystce Jedi!
- Nic mi nie jest, mamo. Teraz służę Imperium.
Wypuściła go z objęć na te słowa.
- Jesteś Jedi. Zabiją cię.
- Służę im od prawie dziewięciu lat. Nie wykryli mnie do tej pory. Mam zamiar zgładzić Imperatora.
Dla Synthii to już było za wiele. Zachwiała się niebezpiecznie, ale Hun zdołał ją przytrzymać przed upadkiem.
- Nie możesz… zabiją cię- wyjąkała z przerażeniem stara kobieta.
- Muszę to zrobić. Zabili mojego mistrza. Nic mi nie będzie, mamo- zapewnił Hun.
Matka odwróciła się twarzą do ściany. Hun chciał podejść, objąć ją i pocieszyć, ale coś wewnątrz go blokowało.
- Potrzeba ci czegoś, mamo? Dasz sobie radę?- zapytał z troską Hun.
- Odkąd odszedłeś, dawałam sobie radę. Teraz też sobie poradzę. Mną się nie przejmuj, synu.
- Masz jakieś wieści o ojcu, mamo?
Hun nie pamiętał ojca. Opuścił ich jeszcze zanim wyprowadzili się z Mos Espy. Hun nienawidził go za to.
- On… był tutaj w zeszłym roku- bąknęła matka. - Pożyczył trochę kredytów, ale…
- Już nie wrócił, prawda?- wszedł jej w słowo Hun.
Matka przytaknęła. Hun wyjął z kieszeni garść kredytów i wcisnął matce w dłoń.
- Masz. To powinno starczyć ci na kilka lat. Teraz dużo zarabiam. Będę ci regularnie przysyłał.
- Nie możesz!- krzyknęła przerażona Synthia.- Jak odkryją nazwisko, będziesz zgubiony!
- Jestem zgubiony od czasy wydania rozkazu 66. Nic tego nie zmieni.
Matka chciała oddać kredyty.
- Tobie są bardziej potrzebne- wyjaśniła synowi.
- Nie potrzebuję ich, mamo. Muszę już iść. Wzywają mnie obowiązki- nachylił się i pocałował matkę w czoło.
- Jesteś bardziej… oziębły niż kiedyś, Hun- przyznała ze smutkiem.
Hun podszedł do drzwi.
- Przykro mi- powiedział nie patrząc na matkę i opuścił dom.
Szybka nałożył hełm i poszedł w stronę wschodniej bramy. Niestety zniecierpliwiony Vader już na niego czekał.
- Co cię zatrzymało, Gennam?- zapytał Czarny Lord.
- Napotkałem kilku osobników podburzających tłum przeciwko Imperium, panie- odparł stanowczo Hun.- Musiałem wymierzyć im sprawiedliwość.
- Cieszy mnie, że tak przykładasz się do służby Imperium, Gennam- pochwalił go Vader.
Kiedy opuścili Anchorhead, po prawej stronie piętrzyły się piaskowe góry, przełęcze i wąwozy. Natomiast po prawej niekończące się wydmy. Gdy Hun zapytał Vadera dokąd się udadzą, odpowiedział, że Jedi ukrywa się w obozie Tuskenów w Wąwozie Krzyków. Nazwa ta wzięła się z opowieści wędrowców, którzy zapuszczając się w tamte okolice nie mieli pojęcia o ukrywających się tam Tuskenach. Kiedy tylko wchodzili do wąwozu, Tuskeni wyskakiwali ze swych jaskiń i mordowali wędrowców obdzierając ich ze skóry. Echa ich krzyków słychać było aż na przedmieściach Anchorhead.
Hun nie wiedział jak długo zajęła im wędrówka do wąwozu, ale gdy już tam dotarli, słońca chyliły się ku zachodowi. Zeszli zboczem w dół do dna wąwozu. Natychmiast rozległy się ryki Tuskenów wyskakujących z jaskiń. Niektóre były wydrążone kilkanaście metrów nad ziemią. Dla Vadera pokonanie prymitywnych jeźdźców nie stanowiło problemu. Ciął ich mieczem świetlnym o czerwonej klindze z dziecinną łatwością. Huna świerzbiła ręką, żeby wyciągnąć własny, jednak wiedział, że byłby wtedy skończonym głupcem. Hun i Vader wyeliminowali wszystkich Tuskenów. Hun już chciał zapytać gdzie jest Quinlan Vos, kiedy z najwyżej usytuowanej pieczary skoczył Tusken z mieczem świetlnym w dłoni. Stanął naprzeciw napastników. Ze znajomym pomrukiem wysunęła się energetyczna klinga barwy żółtej. Vader zerknął na Huna.
- Twój ruch, Gennam- powiedział z obojętnością i odsunął się na bok.
Jedi ruszył do ataku. Hun z łatwością odparowywał jego ciosy. Przypomniał sobie pojedynki w Akademii Jedi. Przypomniał sobie styl walki, jakiego nauczył go Mistrz Widu. W kontrolowany sposób przywołał Ciemną Stronę., która kierowała jego ruchami. Pika mocy pewnie zatrzymywała ciosy miecza Vosa. Hun wiedział, że Jedi długo nie wytrzyma. Jedi uczyli się tylko defensywy. Mistrz Windu rozszerzył postrzeganie mocy przez Huna. To nie Ciemna Strona ma kontrolować Jedi. To Jedi ma przejąć nad nią kontrolę i mądrze użyć jej potęgi. Nagle Voss wyskoczył wyprowadzając śmiertelny cios z góry. Hun wykonał szybkie salto w tył i ciął piką w lewą nogę Vosa. Tamten jęknął i osunął się na ziemię. Hun zawahał się przed zadaniem ostatecznego ciosu. Jedi wykorzystał ten moment i zasypał Gwardzistę gradem ciosów. Hun zablokował każdy z nich. Następnie błyskawicznym ruchem ranił Vossa w ramię. Wykorzystał chwilę nieuwagi Jedi i wbił pikę mocy prosto w tętnicę szyjną Vossa. Jego nogi kilka razy spazmatycznie uderzały o ziemię nim skonał. Vader podszedł i zabrał jego miecz świetlny.
- Doskonale, Gennam- pochwalił Huna Vader.- Naprawdę wspaniale. Imponujący styl walki. Jestem pod wrażeniem.
Hun odetchnął z ulgą. Bał się, że Vader mógł wyczuć, że jest kimś więcej niż Gwardzistą.
- Dziękuję, Lordzie Vader- powiedział z ulgą Hun.
Był wykończony pojedynkiem i marzył tylko odpoczynku. W towarzystwie Vadera wyruszył w drogę powrotną do Anchorhead. Kiedy dotarli do wschodniej bramy, nadeszła już noc. Hun mimo zmęczenia czuł się szczęśliwy i odprężony. Sith nie wyczuł, że ma do czynienia z Jedi. Jego plan nie został zrujnowany.
Gdy przekroczyli bramę miasta Vader wezwał oddział szturmowców, którzy otoczyli ich ze wszystkich stron. Hu był wciąż zbyt upojony ostatnim zwycięstwem, by dostrzec jakieś niepokojące oznaki.
- Brać go- warknął Vader.
Hun nie miał nawet czasu na reakcję. Szturmowcy w mgnieniu oka rozbroili go i założyli kajdany. Wyciągnęli też jego świetlny miecz i przekazali Vaderowi.
-No no no..- mruknął tamten z zadowoleniem.- Imponujące. Mogę wykreślić kolejnego Jedi z listy.
Gdy prowadzili go na lądowisko, Hun nawet nie próbował stawiać oporu.
- Ściągnąć jego hełm- rozkazał Vader, kiedy weszli na pokład imperialnego transportowca.
Hun poczuł jak ktoś szarpnięciem zdejmuje jego hełm, który przez ostatnie lata był jego ochroną przed oczyma Imperatora.
- Zostawcie nas- rozkazał ponownie Vader.
Teraz Hun przestraszył się nie na żarty.
- Hun Dorr. Kopę lat. Miło znów cię widzieć i to w świetnej formie.
- Znów?
- Oczywiście. To godne najwyższego podziwu, że udało ci się przetrwać przez taki szmat czasu.
Hun postanowił przestać bawić się w wymuszone uprzejmości.
- Wasz system się nie sprawdza. Jest jeszcze wielu Jedi na wolności- rzekł ze złością.- Zakon zostanie odbudowany nim Imperium opanuje całą Galaktykę.
- Nie brak ci odwagi Dorr, ale Gwardia Imperialna… sporo ryzykowałeś.
- Bez ryzyka nie ma zabawy- warknął Hun.- Nic nie bawi mnie bardziej niż oglądanie twojego mistrza.
Vader zignorował te słowa.
- Twój styl Vaapad. Byłem wręcz oszołomiony kiedy zobaczyłem go w twoim wykonaniu. Walczysz nieporównywalnie lepiej niż kiedy z tobą trenowałem.
- Kim jesteś?- zapytał Hun.
- Dobrze wiesz kim.
Hun uwolnił wiązkę Mocy. Już wiedział. Wokół tego człowieka krążyła ta sama aura Ciemnej Strony co wokół…
- Mroczny Jedi to wstyd i hańba w porównaniu z Sithem czystej krwi… Anakinie Skywalkerze.
-Widzę, że oprócz odwagi i zdolności nie brak ci bystrości, Dorr.
- Wszyscy mówili, że zginąłeś na Mustafarze.
- Obi-Wan Kenobi bardzo się o to starał. Zawdzięczam mu między innymi to- dodał Vader wskazując a swój czarny hełm.
- Dzięki temu wyglądasz trochę mniej paskudnie od swojego nowego pana- prychnął z mściwą satysfakcją Hun.
-Licz się ze słowami- ostrzegł go Vader.- Lord Sidious zdecyduje o twoim losie i wymierzy ci sprawiedliwość.
Hun wciąż nie mógł uwierzyć w to, co uczynił Skywalker. Gdyby zginął na Mustafarze, może Imperator nigdy nie doszedłby do pełni władzy, a Imperium Galaktyczne nigdy by nie powstało.
OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 9,00 Liczba: 1 |
|