TWÓJ KOKPIT
0

Ostateczność :: Twórczość fanów



V

Byli w dawnym Parku Maszyn. Zardzewiałe maszyny i automaty wyglądały jak chore, dzikie zwierzęta. Zostawione by w samotności dokończyć swój żywot. Resztki trawy były brunatne, zgniłe. Plac otoczono zwartymi kamienicami. Wybite oczodoły okien spoglądały smutno. Wybrakowane elementy budynków przypominały szczerbaty grymas staruszka. Po środku tego żałosnego miejsca znajdowało się bajorko, zwane Jeziorem Parkowym. W rzeczywistości był to zbiornik szarego szlamu, obrośnięty na brzegach cuchnącymi trzcinami. Wokół niego, stojąc przed policyjną taśmą, gromadzili się gapie.
Alan Moore rozganiając laską tłum, torował sobie drogę do najbliższego policjanta. Towarzyszył mu głośny pomruk niezadowolenia.
- Jak sytuacja? – Zapytał młodego funkcjonariusza. – Dlaczego nie rozpędzicie tego pospólstwa?
- Próbowaliśmy, – odrzekł – ale wracają, więc daliśmy spokój. Nie przeszkadzają w czynnościach śledczych.
Ulisses wykrzywił usta w grymasie pogardy, przechodząc pod taśmą. Owszem, nie przeszkadzają. Spojrzał na rozdeptaną trawę. Masa straconych śladów. Skupił się, wciągnął głęboko powietrze i po raz pierwszy od dawna poczuł, że wypełnia go ta potężna energia. Wpadała szerokim strumieniem do każdej komórki jego ciała. Napełniała spokojem, wyostrzała zmysły.
Moc była w nim.
Poczuł się silny. Wyzwolił się spod wpływu isalamirów i znowu poczuł to, co było dla niego takie ważne. Rozciągnął swoje myśli na cały tłum. Zalała go fala negatywnych emocji. Karmił się nimi. Nagle poczuł… że było… coś jeszcze…
Pokręcił głową odganiając myśli.
Chodź. Czekam.
- Wszystko w porządku? – Zapytał jeden z funkcjonariuszy. – Zbladł pan.
- Tak, dziękuję – wymamrotał Ulisses. – Wszystko gra.
- Proszę za mną.
Zaprowadził obu na skraj bajora. Na czarnej macie leżało ciało mężczyzny. Elegancki garnitur był przemoczony i obwieszony jakimś wodnym zielskiem. Twarz była sina, nabrzmiała. To samo dłonie. Oczy wytrzeszczone, mętne, z przewróconymi gałkami. Usta otwarte, z odsłoniętymi, końskimi zębami. Na łysej głowie widać było grube szwy, jak po nieudolnym zabiegu.
Czekam… Chodź…
Rozejrzał się dookoła. Alan rozmawiał z oficerem i nie zwracał na niego uwagi. Inni funkcjonariusze zajęci byli swoimi sprawami. Spojrzał na liczny tłum. Czy to ktoś z nich? Skąd ten głos, wdzierający mu się do głowy?
Dlaczego patrzysz, a nie widzisz?
Ulisses podbiegł do Alana, złapał go za łokieć i odciągnął na bok. Wzrok miał rozbiegany, oddychał płytko.
- On tu jest, Alanie.
- Kto? – Zapytał nieprzytomnie inspektor. – Kto tu jest?
- Morderca! – Warknął zniecierpliwiony. – Jest tu!
Inspektor Alan Moore rozglądnął się po tłumie gapiów. Gdyby złapał sprawcę! Właśnie teraz! Nikt by już nie mógł powiedzieć, że jest nieudolny; że opiera swoją karierę na przywłaszczonych sukcesach. Gdzie on jest?
- Wezwać posiłki i aresztować wszystkich! – Wykrzyknął do oficera, z którym jeszcze przed chwilą rozmawiał. – Tylko szybko!
Głos w głowie Ulissesa roześmiał się.
Kiepski sposób. Naprawdę żenujący.
Wtedy zobaczył.
Okryta płaszczem postać stała na uboczu nie rzucając się w oczy. Ulisses miał wrażenie, że zmaterializowała się znikąd. Otwarty cały czas na Moc, nie wyczuwał kim jest ta osoba. Może to tylko projekcja? Istota kiwnęła na niego palcem. Dłonie okryte miała rękawiczkami. Ulisses zostawił brata. Kątem oka zauważył jeszcze, że podjechał śmigacz doktora Hatmora. Nadal nic nie czuł w Mocy, co było dość…osobliwe. Szedł z zainteresowaniem w stronę kamienicy, przy której zobaczył widmową istotę. Wsunął rękę pod płaszcz, gdzie wymacał zimny cylindryczny przedmiot. Jego miecz świetlny, który odzyskał po wylocie z Koła. Mała, ale dość ciężka bateria ciążyła mu gdzieś na pasku w okolicach pleców. Złapał za rękojeść i przyspieszając ruchy Mocą, puścił się pędem w zaułek między kamienicami, gdzie właśnie zniknął morderca. Ciężkie ceglane ściany przytłaczały go z obu stron. Biegł, roztrącając na boki stare papiery. Przed sobą, u wylotu zaułka, widział mordercę. Widmo zrzuciło płaszcz i jakby urosło. Tułów stał się smuklejszy. Kończyny wydłużyły się. Ulisses nie dostrzegł twarzy. Wszystko trwało zaledwie ułamek sekundy, a zabójca już zdążył zniknąć w kolejnej mrocznej uliczce. Detektyw wpadł tam chwilę później. Poślizgnął się i wpadł na zardzewiały pojemnik. Pozbierał się i szybko ruszył w dalszy pościg.
Wbiegł na podwórze. Nie było stąd jak wyjść, chyba, że drogą, którą przybiegł. Jednak plac był pusty.
- Młody pan Moore – usłyszał głos. Gdzieś z boku, gdzieś nad sobą. Za plecami? Brzmi jak syntezator. – Zabłądził pan?
Okręcił się wokół własnej osi, rozglądając czujnie. Zza rogu wyszła kobieta. Czarne kręcone włosy opadały kaskadą na ramiona. Głowę miała opuszczoną, twarz skrytą w lokach. Była ubrana bardzo skromnie. Wyglądała na zdezorientowaną i zagubioną. Skąd się tu wzięła? Czy to ona mówiła do niego wcześniej?
- Zabłądził pan?
Głos był czysty, melodyjny. Moc nie ostrzegała go przed żadnym niebezpieczeństwem, jednak pozostał czujny. Rozejrzał się szybko.
- Nie – odpowiedział. – Szukam kogoś.
- Powiedziałabym, że już pan kogoś znalazł – uśmiechnęła się, składając ręce na wzdętym brzuchu.
- Tak – odpowiedział uśmiechem, odwracając się do kobiety plecami. Gdzie jest morderca? – Nie wiem czy jest pani w stanie mi pomóc.
- Takiemu mężczyźnie zawsze chętnie służę – usłyszał jej chichot. – Pomocą, oczywiście. Kogokolwiek pan szuka, tu go raczej nie ma.
Ulisses odwrócił się do kobiety, która na jego oczach rozpłynęła się jak płynne srebro i ukształtowała w rosłego mężczyznę z pokaźnym brzuchem. Jedi odruchowo potraktował istotę pchnięciem Mocy, ale ta owinęła się brudną koszulą osłaniając od drobin piasku i nawet nie drgnęła. Usłyszał ironiczny śmiech.
- Panie Moore – warknął – chciałam, żeby został pan świadkiem.
- Świadkiem? – Zapytał wyciągając miecz świetlny. Rękojeść zabuczała i z cichym sykiem wysunęło się błękitne ostrze, które zamigotało i…zgasło. Zdenerwowany schował miecz pod płaszcz. – Kim jesteś?
- Początkiem i końcem, panie Moore. Powołuje do życia i sprowadzam śmierć – odpowiedział mężczyzna, który zmienił się w dziecko. – Jestem Mocą. Ostatecznością!
- Dlaczego mordujesz?
- Może po to, by dać nowe życie? – odpowiedział chłopiec, przybierając postać urodziwej, bogatej kobiety.– Zrozumiesz w swoim czasie. Ewentualnie nie zrozumiesz nigdy.
Dłoń kobiety zmieniła się w młot, a ręka wydłużyła, wystrzeliwując energicznie w stronę Ulissesa. Zaskoczony przyjął cios w skroń. Chrupnęło niemiło i zamroczony upadł na kolana. Głowa mu pękała. Padł na twarz, w błoto. Zanim zemdlał usłyszał jeszcze:
- Już niedługo zobaczysz. Uwierzysz w Moc. We mnie.
Potem była już tylko ciemność.


VI

Inspektor Moore stał na szpitalnym korytarzu, opierając się o barierkę i przez panoramiczną szybę zaglądał do sali, w której na wysokim, mosiężnym łożu leżał jego brat. Wokoło migała aparatura medyczna. Lekarz stwierdził złamanie podstawy czaszki, przerwanie rdzenia kręgowego i rozległy krwotok wewnętrzny. Krótko mówiąc paraliż dolnych części ciała. Co go tak pokiereszowało? Brak było świadków, a dowody świadczyły tylko o tym, że ktoś się z Ulissesem spotkał. To można było jednak stwierdzić po jego wyglądzie, pomyślał ponuro inspektor. Zazwyczaj ludzie nie łamią kręgosłupów od mdlenia na jakimś brudnym podwórzu. Dopiero po kilku sekundach zobaczył, że obok niego stoi funkcjonariusz wpatrujący się w niego nieco przestraszonym wzrokiem.
- Panie inspektorze…?
- O co chodzi? Mów szybko – gdzie ta cholerna laska, kiedy jest potrzebna?
- W jednej z bocznych uliczek – zaczął niepewnie funkcjonariusz. – Znaleźliśmy to.
Uniósł do góry przezroczystą torbę, w której zamknięto zwinięty kawałek materiału. Wyglądało na stare i mocno zniszczone, miejscami poprzecierane i dziurawe, jakby zaczęło się rozkładać lub gnić. Inspektor Moore skrzywił się z niesmakiem.
- Po co przynosisz mi tu jakieś szmaty?
- Panie inspektorze, to jest… - zmieszał się ponownie. – To skóra. Z pobieżnych oględzin wynika, że ludzka. Czekamy na dokładna analizę laboratoryjną.
- Czy…czy „to” należy do sprawcy?
- Z dużym prawdopodobieństwem tak.
- Ruszajmy do laboratorium. Nie wysiedzę tu dłużej, patrząc na niego.
Odwrócił się i wyszedł w ślad za młodym funkcjonariuszem.


* * *


Czuł się jak zawieszony w próżni. Wiedział, że śni i był to sen niezwykle plastyczny. Wyprany całkowicie z kolorów. Czarno – biały. Leżał na podwórzu. Brudnym, starym, zniszczonym podwórzu. Przyjął już cios w głowę i jego twarz utonęła w kałuży błota. Widział to. Stał obok i patrzył na tą scenę. Obok stała kobieta. Jej ręka wróciła już do normalnych rozmiarów. Tak jak za pierwszym razem znowu rozpuściła się niczym żywe srebro i przyjęła wysoką, zamaskowaną postać. Nic nie mówiła. Przemykała tylko jak cień, jakby kilka centymetrów nad ziemią. Nagle wycofała się, zostawiając go samego sobie. Postanowił, że pójdzie za nią. Dogoni. Nie uciekała. Poczekała. Nie mówili nic, a jednocześnie padło wiele słów. Wiele pytań i odpowiedzi.
„Kim jesteś?”
„Wszystkim i niczym. Wszystkim, bo jestem Mocą. Niczym, bo tego nie rozumiesz.”
„Co robisz?”
„Dążę do nieskończoności. Wszystko co znasz, jest skończone. Ja chcę być ponad to.”
„W jakim celu?”
„By dać komuś to, co mi zostało zabrane. Ja odejdę, ale moją nieskończoność przejmie ten, któremu przekażę siebie.”
„Więc po co zabijasz?”
„Tak to rozumiesz?”
„Więc co czynisz?”
„Daję nowe życie. Ofiara doczesności musi zostać złożona, by osiągnąć nieskończoność. Te istoty żyją. We mnie. I dają mi swoją siłę, przez co ja staję bliżej celu.”
„Więc to rytuał?”
„Całe życie – twoje czy moje – to seria rytuałów. Tak, to też rytuał. Artystyczny i piękny.”
„Jesteś artystką?”
„Czy nie wyrażałam swej duszy poprzez moje czyny? Rytuał piękna tworzy pomnik wieczności.”
„Chcę cię dorwać. Postawić przed sądem.”
„Co tym osiągniesz? Moje dzieło już prawie skończone. Nie zatrzymasz mnie.”
„Odnajdę cię.”
„Nie, to ja odnajdę ciebie. Obiecałam ci, że będziesz świadkiem. A teraz odpoczywaj i nie pozwól, by umysł płatał ci figle. Jesteś skłonny uwierzyć we wszystko, by mnie złapać.”
Zamaskowana postać stanęła pod zdemolowaną kamienicą i rozmyła się, a po chwili znikła. Wróciła próżnia i świadomość snu.
Chęć przebudzenia.


* * *


Z trudem otworzył zbolałe powieki. Pierwsze co usłyszał to szum powietrza w masce respiracyjnej. Później pikanie aparatury medycznej. Nie czuł nóg. Próbował chociaż lekko poruszyć palcami, ale nie mógł. Miał sen czy wizję Mocy? Nigdy nie doświadczył tak plastycznej i wiarygodnej wizji. Coś do pisania! Potrzebował czegoś do pisania, zanim umknie mu sens i znaczenie snu. Spróbował ruszyć dłonią. Cokolwiek mu było, nie dotknęło tak bardzo rąk. Brzęczek! Dzwonek obudził się do życia i po chwili wpadła pielęgniarka. Młoda kobieta ucieszyła się na jego widok i chociaż słowa nie docierały do niego, to wywnioskował, że wybudzono go ze śpiączki. Z trudem, na migi pokazał, że potrzebuje notesu. Pielęgniarka, chociaż zbulwersowana, po kilku karkołomnych próbach przyniosła mu to, o co prosił. Zasłoniła przy tym panoramiczne okno wychodzące na korytarz i życzyła spokojnej nocy.
Zaczął pisać. Tak szybko, jak pozwalały mu dłonie. Czuł się ograniczony. Gdy skończył pisać, schował notes pod kołdrę, obiecując sobie, że pokaże wszystko bratu, gdy tylko go odwiedzi. Zamyślił się i próbował zasnąć, ale usłyszał szelest otwieranych drzwi. Nie mógł się podnieść na tyle, żeby zobaczyć kto to, ale po chwili pochylała się nad nim zakapturzona postać w masce.
- Mówiłam, że cię znajdę.
Otworzył szeroko oczy z przerażenia. Nie mógł krzyczeć, a brzęczek odmawiał posłuszeństwa. Okno na korytarz było zasłonięte, więc nie mógł liczyć na pomoc. Poczuł jak postać wyciąga spod jego głowy poduszkę. Głowa uderzyła o materac. Świat zawirował. Dłoń w czarnej, skórzanej rękawiczce zdjęła mu respirator z twarzy, do której przycisnęła poduszkę. Dusił się. Próbował się wyrwać. Był osłabiony. Sparaliżowany. I…taki…coraz…słabszy. Chciał się poddać, nie mogąc walczyć dłużej o oddech. Materiał zatykał mu nos, wdzierał się do gardła przy każdej rozpaczliwej próbie zaczerpnięcia powietrza. Kaszlał i prychał. Miał wrażenie, że robi to bezgłośnie. Poddał się. Zobaczył przed oczami mroczki, które powoli zasłaniały mu cały świat.
Po chwili zastąpiły też życie.


* * *


Przestał się ruszać, więc odsunęła poduszkę z jego twarzy. Był martwy. Szeroko otwarte oczy patrzyły z przerażeniem w pustkę. Zamknęła mu powieki i podłożyła poduszkę z powrotem pod głowę. Zdjęła maskę – kobiecą, kredowo białą, ze smutnym wyrazem twarzy. Tą lubiła najbardziej.
Pochyliła się nad Ulissesem i pocałowała go w usta. Namiętnie i głęboko. Sama zaczęła żałować, że jest to pocałunek nieodwzajemniony, ale sprawianie fizycznej przyjemności nie było jej celem. Odsunęła się od detektywa trzymając coś w zębach. Wargi miała szkarłatne, a czerwona maź ściekała z kącików ust i po brodzie. Przegryzła to, co trzymała w buzi. Powoli, metodycznie. Na koniec połknęła ze smakiem i oblizała się.
- W ten sposób będziesz nie tylko świadkiem, ale i częścią nieskończoności. Niech Moc będzie z Tobą.
Zmieniła się w żywe srebro, z którego wyłoniła się niska, pulchna pielęgniarka. Wyszła ze szpitalnej sali, zostawiając za sobą kolejnego trupa.


VII

Odkręciła kurek i ze srebrnego kranu trysnęła chłodna woda, która po chwili nabrała temperatury. Ostatnia ofiara wyczerpała ją przede wszystkim psychicznie. Nie spodziewała się tego. Jednak teraz, kiedy został jej ostatni krok nie zamierzała się poddać.
Rozebrała się do naga i zanurzyła w gorącej wodzie.


* * *


- Jak to nie żyje?! – Wrzasnął inspektor Moore. Dłoń zacisnęła się na lasce. – Co to znaczy, że nie żyje?!
- To, – zaczął całkiem zdecydowanie lekarz - że ustały wszystkie czynności życiowe.
Bach!
Metalowe wykończenie laski wylądowało na skroni lekarza, który siadł na ziemię ogłuszony ciosem. Z rozciętego miejsca cienką strużką kapała krew.
- Nie bądź taki cwany, doktorku – powiedział inspektor, celując końcem laski między oczy medyka – bo za otrzymanie następnej inteligentnej odpowiedzi postaram się, żebyś zbierał zęby z posadzki. – Przerwał na chwilę i oparł się na lasce, patrząc z góry na upokorzonego lekarza. – Teraz proszę mi powiedzieć, jak to się stało?


* * *


Woda omyła jej ciało. Rozluźniła się i w końcu mogła być sobą. Nie żadną piękną kobietą, która samym wzrokiem uwodzi mężczyzn; nie żadnym mężczyzną, który samym wyglądem odstrasza, ani nie mroczną postacią w przerażającej masce. Po prostu sobą. Skupiskiem Mocy, które przyjęło ciało zmiennokształtnej samicy. Już wkrótce się to zmieni.
Ciepła woda plusnęła o jej podbródek. Zanurzyła się cała, wstrzymując oddech na chwilę.
Czekała.


* * *


Sino-blade ciało Ulissesa spoczywało na tym samym łóżku, na którym inspektor Moore widział brata po raz ostatni. Wyglądał, jakby spał. Chociaż wyglądało to na niespokojny sen. Alan zamknął oczy i bał się je ponownie otworzyć. Bał się, że gdy to zrobi, okaże się, że to wcale nie jest koszmar. Żaden kiepski sen, tylko rzeczywistość.
- Panie inspektorze?
Głos docierał do niego przytłumiony, jakby pochodził z dna oceanu. Miał wrażenie, że był lekko natarczywy, jak mucha, która nie chce się odczepić i jak na złość wraca bez przerwy. Bezczelny. I cały czas próbował zwrócić na siebie uwagę.
- Panie inspektorze?
- Czego? – ryknął rozwścieczony.
- Przy ciele pana brata – zaczął bardzo ostrożnie funkcjonariusz – znaleziono to.
Podniósł na wysokość oczu kawałek flimsiplastu zapisanego nierównym, koślawym pismem. Alan wyrwał mu kartkę z ręki i z każdym przeczytanym słowem na jego ustach rozkwitał coraz szerszy uśmiech. Po chwili odwrócił się do zaskoczonego funkcjonariusza, poprawił mu mundur i powiedział:
- Mamy ją! – Krzyknął radośnie. – Postawić na nogi wszystkich, których się da i zapieprzać ostro do dzielnicy robotniczej. Przeszukać bazę danych zarejestrowanych mieszkańców, przylotów, odlotów i co wam tam jeszcze do głowy wpadnie i znaleźć mi zmiennokształtną kobietę. Założę się, że nie ma takich wiele tu u nas…
Zaszokowany funkcjonariusz odwrócił się bez słowa i pobiegł wykonać rozkazy. Teraz byli już naprawdę blisko. Uzbroić się w cierpliwość i czekać.
Więc czekał.


* * *


Woda stygła.
Wpatrywała się w maski. Wisiały na ścianach i patrzyły na nią pustymi oczodołami. Kredowobiałe, czerwone, szare… Męskie i żeńskie. Dziecięce. Te były ozdobą jej kolekcji. Wiele wysiłku kosztowało ją wyprawienie tych skór. Wiele błędów i zniszczonego materiału. Opłacało się. Były dla niej ważne, bo wiedziała, że poza aspektem duchowym jej przyrodnie dzieci są z nią również ciałem. Przynajmniej częściowo. Gdy zakładała którąś przestawała być sobą i wcielała się w któreś z nich. Obcowała z nimi. Uważała, że jest naprawdę dobrą matką.
Woda stygła a ona nadal czekała.


* * *


Policyjny śmigacz zaparkował bezgłośnie pod zdemolowaną kamienicą w dzielnicy robotniczej. Równie bezszelestnie wyskoczyło z pojazdu czterech funkcjonariuszy w pełnym rynsztunku bojowym. Za nimi powoli wyszedł Alan Moore. Poprawił kapelusz i poły płaszcza, który falował niesiony delikatnym wiatrem. Sprawdził swój blaster – najnowsza zdobycz techniki, chociaż wzorująca się na starszych modelach rewolwerów. Nadal miała kręcony bębenek. Kiwnął głową w stronę czekających policjantów.
- Ruszać!


* * *


Sięgnęła po nóż. Ostry rzeźnicki nóź. Zawahała się i wbiła w końcu ostrze pod wodę prosto w swój brzuch, na którym zaznaczyła delikatną poprzeczną kreskę. Nie bolało. Woda zaczęła barwić się na różowo. Ciekawy widok, stwierdziła. Z tej perspektywy wygląda to zupełnie inaczej. Ostateczny krok do osiągnięcia nieskończoności.
Podniosła nóż…


* * *


Alan Moore naparł z całych sił na drzwi, które ustąpiły z głośnym trzaskiem. Wpadł do środka, na korytarz. Wisiały tu maski. Cała masa powykrzywianych w dzikich grymasach twarzy. Wyglądały jak zrobione z wosku. Wstał i ruszył dalej. Czuł za sobą wsparcie kolegów. Pokój. Zagracony, zaśmiecony. Zniszczony. Tu też był ozdoby na ścianach. Miał wrażenie, że wpatrują się w niego oskarżycielsko, jakby winiąc go za to, że tu wiszą. Kuchnia. Na palnikach brudne gary, z których wystaje jakieś mięso. Pełno robactwa. Cofnął się ze wstrętem. Łazienka. Plusk! Podniósł blaster i kopnięciem otworzył drzwi. W pięknej stylizowanej wannie leżała kobieta. Miał nadzieję, że to była kobieta. Podnosiła nóż i już miała go opuścić, gdy…
…strzelił.
Echo wystrzału towarzyszyło mu już do końca życia.


* * *


Bardziej poczuła niż zobaczyła mężczyznę, który wyłamał drzwi do łazienki. Widziała, że celuje do niej. Widziała jak naciska spust.
A potem nie widziała już nic. Zostało tylko przeświadczenie niedokończonej sprawy. Zabrakło jednego kroku do osiągnięcia nieskończoności. Do pełni Mocy.
Pochłonęła ją ciemność.


1 (2)

OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować
Wszystkie oceny
Średnia: 7,50
Liczba: 4

Użytkownik Ocena Data
Kasis 9 2011-09-26 20:32:18
Rusis 8 2011-09-26 22:39:15
Carno 7 2013-04-12 16:34:49
Jaro 6 2011-09-26 22:13:20


TAGI: Fanfik / opowiadanie (255)

KOMENTARZE (4)

  • NLoriel2011-10-12 11:31:26

    Bardzo spodobało mi się tło i dekoracje opowiadania: "Gwiezdne wojny" spotykają steampunka i jeszcze na dokładkę Frankensteina. Większość anachronizmów rozumiem jako skutki integracji planety o prymitywnej technice z rozwiązaniami uzyskanymi dzięki integracji z Unią... znaczy, z Republiką Galaktyczną i oryginalność tej wizji to duży plus. Z drugiej strony, gdyby nie miecz świetlny z zewnętrzną baterią, to historia mogłaby dziać się w dowolnym momencie historii Galaktyki...
    Wizje zbrodni (nie tylko tej będącej przedmiotem śledztwa) i techniki naprawdę pobudzają wyobraźnię i zapadają w pamięć.

    Ale jest też kilka zgrzytów. Przede wszystkim konstrukcja intrygi jest dość chaotyczna - albo zabrakło pokazania widzowi jakiegoś jej elementu, albo, jak zauważyli inni recenzenci, pod koniec Autor znalazł się pod presją czasu i kończył tekst trochę na łapu-capu, nie wywiązując się z wcześniejszych zobowiązań wobec czytelnika i nie domykając niektórych wątków. Wygląda to tak, jakby intryga była tworzona na bieżąco w miarę powstawania opowiadania, a nie była przygotowaną i zamkniętą całością.

    Imiona i nazwiska głównych bohaterów - na ogół lubię nawiązania do świata rzeczywistego, ale nie aż tak bijące po oczach. Wybuchy agresji Alana są zaskakujące i jakoś nie do końca zgadzają mi się ze sposobem, w jaki ta postać jest opisana i w jaki się zachowuje poza nimi.
    No i jeszcze anachronizm nieco uwierający - silnik spalinowy mógłby być zestawiony z parowym przez kogoś, dla kogo fuzja, repulsory i inne takie są chlebem powszednim, ale nie dla mieszkańca świata, dla którego powinny to jednak być dwie odmienne epoki.

    Anyway, jeśli chodzi o "zbrodnię", to opowiadanie idealnie trafia w temat. Ale szlifów trochę by się mu przydało...

  • Vilya Quesse2011-09-28 13:44:37

    Byłem niezmiernie ciekaw zwycięskiego fanficku w twojej kategorii, niestety po przeczytaniu mam mieszane uczucia.

    Na początek dobre strony. Historia jest z całą pewnością ciekawa i wciągająca. Jako czytelnik pragnąłem dowiedzieć się jak to się skończy. W opowiadaniu z ograniczonym limitem słów nie można oczekiwać cudów w warstwie językowej czy opisach, a i tak było całkiem nieźle. Nie narzekałbym też na brutalność, bo to taka konwencja (choć mało gwiezdnowojenna). W przeciwieństwie do innych im dalej tym bardziej mi się podobało, ponieważ po trochę nudnym i drastycznym na siłę początku było oryginalnie. Widać, lecz że pod koniec brakło ci czasu.

    Teraz o mniej miłych rzeczach. Kasis napisała, że bardzo podobał jej się pomysł osadzenia ficku w erze Starej Republiki. Napisałeś w opisie opowiadania, że było to dawno, a w samym opowiadaniu o tym ani słowa, żadnego nawiązania, nic. Przepraszam bardzo, ale jak dla mnie to czas jest tu nieokreślony. Bohaterowie wzbudzają we mnie mieszane uczucia, są trochę czarno-biali (dobry, zdolny brat i ten zły, głupi, agresywny). Plusem jest schwarzcharakter - żywa Moc, która zabija? Ciekawe, choć mogłeś to lepiej wyjaśnić. Aha, Jaro ma rację z jeziorkiem, ani krzty logiki.

    Czytając twoje opowiadanie z całą pewnością nie zmarnowałem czasu. Nie ustrzegłeś się jednak wielu błędów i nielogiczności. Czuć trochę brak edytorstwa, nie było nikogo kto z pozycji czytelnika trochę by dopomógł? Nie wystawiam oceny z prostej przyczyny, nie znam jeszcze innych prac z tej kategorii i trudno mi rzetelnie ocenić poziom. Gratulacje i życzę dalszej weny.

  • Jaro2011-09-26 22:13:09

    No cóż, myślę, że zwycięzca konkursu zasługuje na bardziej dogłębną recenzję. No to oto takową daję.

    Można powiedzieć, że setting jest cokolwiek interesujący, aczkolwiek boli trochę fakt, że wczesnorepublikańska galaktyczna rzeczywistość tak przypomina "Blade Runnera" albo filmy w tym stylu. Trochę to zalatuje pójściem na łatwiznę. Inny problem to taki, że tego typu fabuła po prostu nie nadaje się na fanfic. Mam na myśli opowiadania detektywistyczne - tu trzeba poszlak, przesłuchiwań świadków, dramatycznych pościgów i, co najważniejsze, przestrzeni literackiej. A w tak krótkim tekście tego nie sposób zawrzeć. Dlatego, jako rzecze Kasis, zwłaszcza pod koniec poziom opowiadania wyraźnie spada.

    Największą wadą twojego opowiadania jest to, że... nie wiadomo, jaki z niego właściwie jest morał. Kim, a raczej czym właściwie jest zabójca. Powiem szczerze, że od czasu "Lostów" podchodzę raczej na dystans do tzw. enigmatycznych zakończeń. Najbardziej zastanawia mnie po co było to całe okrucieństwo, skoro chodziło tylko o to, by tych gości zabić. Po co to zdzieranie skóry, po co to wyrywanie wątroby, po co ten seks analny ze zwłokami... odnoszę wrażenie, że tylko po to, by tanim chwytem zainteresować czytelnika.

    Chciałbym przy okazji zarzucić jedną podstawową nielogiczność: skoro wszystkie ofiary, a było ich już kilka, znaleziono w tym samym miejscu, to czemu nikt z policji nie wpadł na pomysł, by trzymać to całe jeziorko pod stałą dyskretną obserwacją? A tak przy okazji, słowo "buzia" jest używane pieszczotliwie i nie powinno się raczej znaleźć w "ustach" narratora.

    Kłamstwem byłoby przyznać jednak, że twoje opowiadanie nie jest interesujące. Bo jest: zacząłem i chciałem wiedzieć, jak ta historia się skończy. Więc za to należy ci się zdecydowany plus. Do takowych należy zaliczyć również warsztat literacki - oczywiście jak na fanfic. Opisy, jak to zwykle w tego typu tekstach bywa, raczej nie przeszłyby w regularnej literaturze, ale tu nie przeszkadzają.

    Chciałbym dać 7/10, ale w obliczu ww. zastrzeżeń po prostu nie mogę. Tak więc mocne 6/10. Powodzenia i czekamy na więcej fanficów!

  • Kasis2011-09-26 20:35:11

    Bardzo podoba mi się pomysł na osadzenie tej historii w takich zamierzchłych czasach. Seryjny morderca w takich klimatach SW to też raczej nowość w naszych opowiadankach.
    Troszkę jednak pod koniec spada poziom całości. Chyba było kończone na szybko, przed terminem ;]

ABY DODAWAĆ KOMENTARZE MUSISZ SIĘ ZALOGOWAĆ:

  REJESTRACJA RESET HASŁA
Loading..