Tytuł orginału: The Apprentice
Autor: Elaine Cunningham
Tłumaczenie: "ooryl"
Bastion Polskich Fanów Star Wars, Stopklatka i tłumacze nie
czerpią żadnych dochodów z opublikowanie poniższych treści.
Tłumaczenie jest wykonane dla fanów, przez fanów
Jaina Solo wyregulowała pasy bezpieczeństwa w fotelu drugiego pilota i pochyliła się do przodu, pragnąc po raz pierwszy ujrzeć Gallinore. Mały hapański frachtowiec gładko wyszedł z nadprzestrzeni i linie gwiazd skurczyły się do błyszczących punktów światła – piękny widok, który jednak mógł oznaczać niemal dowolny cel podróży. Następnie statek odbił ostro na sterburtę i z mroków przestrzeni wykwitła mgiełka delikatnej zieleni.
Obłok przylegał do mocno zalesionej planety i skośnie padające promienie wschodzącego słońca użyczały wilgotnej atmosferze błyszczącej zielonej poświaty. Lowbacca wydał z siebie niski, przejmujący jęk, łączący uznanie i tęsknotę.
– Rzeczywiście wygląda trochę jak Kashyyyk – zgodziła się Jaina, wymawiając nazwę rodzinnej planety Wookieech.
Spojrzała do tyłu na swoich towarzyszy. Lowbacca zawsze był szczupły, jak na standardy Wookieech, ale ich ostatnia niewola pozostawiła go naprawdę wychudzonego, a jego imbirowa sierść stała się matowa i miejscami wypadała. Tenel Ka też była szczuplejsza, a jej ciemnozielony kombinezon przylegał do zbyt smukłej sylwetki. Jej długie rudawe włosy były starannie zaplecione w wiele warkoczy na modłę wojowniczek z Dathomiry, choć z jedną różnicą: przedziałek układał jej włosy na jedną stronę w celu zakrycia podłużnego opatrunku. Założono go, gdy inkwizytor Yuuzhan Vongów wyrwał jeden z jej warkoczy. Jaina szybko oderwała spojrzenie od tej pamiątki wspólnej gehenny. Jej własne blizny były innego rodzaju.
Przesunęła wzrok na mężczyznę w fotelu pilota. Kyp Durron mógł dołożyć sobie około tuzina lat do jej osiemnastu. Długie, wzburzone fale brązowych włosów były przeplecione srebrnymi i bladymi pasmami zebranymi w kącikach jego zielonych oczu, które wyzwalały swobodne uśmieszki i wspólny głośny śmiech. Kyp miał taki rodzaj twarzy, która zachęcała do koleżeństwa i zaufania; prawdopodobnie byłaby taka nawet bez dodatku charyzmy Jedi. Jedno było pewne: ludzie podążali za Kypem. Jaina usiłowała dowiedzieć się, dlaczego.
Mgły Gallinore zawirowały na przyjęcie ich statku. Jaina niecierpliwie przesunęła się w fotelu. Palce ją świerzbiały, żeby poczuć przyrządy sterownicze i gwałtownie przetarła ręką po nogawce swojego kombinezonu, tak jakby miało to zetrzeć pragnienie przejęcia kontroli nad statkiem. Kyp był jednak Mistrzem Jedi i, co więcej, Mistrzem, który poprosił Jainę, by została jego uczennicą.
Siedzenie w fotelu drugiego pilota było dla Jainy jedyną możliwością zaakceptowania tego kaprysu na lot próbny.
Część jej osoby chciała od razu odrzucić jego ofertę. Kyp Durron był wątpliwą postacią jeszcze przed początkiem wojny, zanim podjął się swojej łotrowskiej krucjaty przeciwko najeźdźcom, Yuuzhan Vongom. Jego rajdy były mocno kontrowersyjne, a jego gorliwe poparcie agresywnych strategii było źródłem niezgody na każdym zebraniu Jedi, niezależnie czy uczestniczył w nim, czy nie.
Ale na pewnym poziomie Jaina czuła, że ona i Kyp już lecą wzdłuż tego samego wektora.
Nie mogła kłócić się ani z jego filozofią, ani z jego metodami. Po prostu nie była pewna, czy chce wziąć stery w swoje ręce.
Kyp spoglądnął na dziewiczy obszar zieleni rozciągający się przed ich statkiem.
– Komputer nawigacyjny potwierdza nasze współrzędne lądowania, ale nie widzę tam niczego, co wyglądałoby na miasto.
Tenel Ka wyjrzała znad elektronicznego notesu, który czytała przez większość trasy.
– Ciężko zobaczyć Dimitor z góry. Miasto jest w większości skonstruowane z zielonego marmuru, a wszystkie ulice są wyznaczone wysokimi drzewami. Nawet doki lądowiska są wyłożone wielokolorowymi kamieniami, przez co nie można ich odróżnić od łąk, chyba że jesteś już niemalże na nich.
– Nasuwa się pytanie, co mają do ukrycia? – zaobserwował Kyp, rzucając krótkie spojrzenie na Jainę.
– Gallinore jest pokojowym światem, blisko związanym z rządem na Hapes – odparła poważnym tonem Tenel Ka. Jej wzrok skierował się na Jainę. – Jestem bardziej zainteresowana, jakie są nasze zamiary niż ich. Zaraz lądujemy. Może powiesz nam wreszcie, dlaczego tu przylecieliśmy?
Jaina ustąpiła i skinęła głową.
– Pokaż mi swój miecz świetlny.
Wojowniczka zachmurzyła się w zakłopotaniu, ale zdjęła broń z pasa i podała.
Jaina obracała niezwykły miecz świetlny w ręce, przesuwając kciukiem po dziwnych rzeźbieniach, które Tenel Ka skrupulatnie wyryła w pożółkłym kościanym uchwycie.
– Ząb rankora – zauważyła. Pstryknięciem kciuka wyzwoliła strumień olśniewającego turkusowego światła. Był to dziwnie mieniący się odcień, który, po dokładniejszym zbadaniu, zawierał tańczące elementy każdego koloru spektrum widzialnego.
– Użyłaś tęczowych klejnotów jako kryształów skupiających, prawda? Z Gallinore?
– Fakt – potwierdziła Tenel Ka.
– Te „klejnoty” to właściwie żywe stworzenia, jednak mogłaś użyć ich w mieczu świetlnym – podobnie jak Anakin przystosował kryształ lambent Yuuzhan Vongów do swojego. Czytałam, że tęczowe klejnoty, jak wiele innych unikalnych form życia na tym świecie, są owocem bioinżynierii.
Zrozumienie pojawiło się na twarzy wojowniczki.
– Przez te podobieństwa masz nadzieję, że naukowcy z Gallinore pomogą ci zrozumieć Zwodzicielkę – podsumowała, wymawiając nazwę statku, który Jaina i Zekk ukradli ze światostatku Yuuzhan Vongów.
– Taki jest plan – Jaina wyłączyła broń Jedi swojej przyjaciółki i podała jej z powrotem.
Uciszyły się, gdy Kyp zaczął rozmowę z urzędnikami doku. Przesłał kody autoryzacyjne i zręcznie wymanewrował statek przez warstwę chmur. Troje młodszych Jedi błyskawicznie wstało, zostawiając go, żeby wyłączył przyrządy sterownicze.
Rampa opuściła się i Jaina zeszła w dół, obserwując doki z zainteresowaniem.
Widziała, dlaczego to miejsce było niemal niewidoczne z góry.
Mocny powiew wiatru poruszył niskie, grube chmury wypełniające otwarte doki i posłał je w stronę drzew w dalszej części miasta. Wysokie, falujące gałęzie pojawiały się i znikały z pola widzenia niczym bojaźliwe leśne zwierzęta. Lądowiska były pełne pilotów, mechaników i urzędników portu, wszystkich ubranych w kombinezony lotnicze w różnych odcieniach zieleni. Oni też zdawali się pojawiać i znikać we mgle. Przez jakieś dziwne złudzenie optyczne ich ruchy wyglądały niemal jak falowanie liści.
Tak czy inaczej, pracownicy natychmiast zbiegali się przy każdym lądującym statku, używając małych, mocnych sań i manewrując nimi do lądowisk osłoniętych wysokim maskującym baldachimem. Ciężko było uwierzyć, że słońce Gallinore mogłoby spalić osłaniające poranne chmury przed osiągnięciem zenitu. Jaina zerknęła na najjaśniejszy kłąb mgły, z niepokojem oceniając pozycję słońca. Musiała działać szybko.
– Tutejsze budownictwo – stwierdziła Tenel Ka, kiwając głową w stronę niskich, zielonych zabudowań. – Miejscy urzędnicy będą tam na nas czekać – rozciągnęła ramiona niczym wojowniczka przygotowująca się do bitwy i ruszyła szybkim krokiem.
Przelotny uśmiech pojawił się na twarzy Jainy, gdy wyobraziła sobie „dyplomatyczne spotkanie”, które miałoby nastąpić. Tenel Ka była księżniczką Hapes, dominującego świata w Gromadzie Hapes, ale przybyła tutaj jako wojowniczka, żeby uświadomić konieczność przygotowań do nadchodzącego konfliktu. Zgodnie z sugestią Jainy wszyscy przybyli Jedi poza Lowbaccą byli ubrani w zielone kombinezony lotnicze, identyczne jak te noszone przez Gallinorian. Umotywowała to honorowaniem miejscowych zwyczajów i kreowaniem uczucia jedności. Tenel Ka była zadowolona z takiego podejścia i nie pytała, czy Jaina miała inne powody, by chcieć wtopić się w tłum.
Kyp zszedł po rampie i sprawdził właz prowadzący do ładowni. Tenel Ka spojrzała na starszego Jedi. Mimo że jej wyraz twarzy ani tempo się nie zmieniły, dezaprobata wypływała z niej falami.
Jaina wkroczyła na ścieżkę dathomirskiej wojowniczki i zmierzyła ją wzrokiem.
– W porządku, miejmy to już za sobą.
Tenel Ka zatrzymała się i obdarzyła Jainę chłodnym spojrzeniem szarych oczu.
– Rozumiem twoją chęć nauki od naukowców z Gallinore. Ale po co nam Kyp Durron? Chyba nie traktujesz poważnie jego propozycji szkolenia. – Może powinnam. Kyp jest wyjątkowo potężnym Jedi – Jaina przerwała krótkim, pozbawionym humoru uśmieszkiem. – Musi być. Tylko dlatego jeszcze żyje, bo ludzie, których zdanie się liczy, wierzyli, że jego talent przeważał nad zbrodniami z przeszłości.
Tenel Ka podniosła złotoczerwoną brew.
– To nie w twoim stylu być cyniczną.
– Praktyczną – poprawiła Jaina. – Kyp Durron zna rzeczy, których ja nie. Mogłabym się od niego nauczyć.
– Fakt. I to mnie martwi.
Jaina westchnęła z frustracją i zagrała swoją najlepszą kartą – poparciem wystarczająco silnym, by pokonać argumenty i doprowadzić rozmowy do martwego punktu.
– Mistrz Luke mu ufa.
– A ty? – odpowiedziała Tenel Ka. – Potrafisz? Po tym, co zrobił na Sernpidalu?
Brutalne wspomnienie uderzyło Jainę jak cios w brzuch. Niedawno Kyp użył Mocy, by przekonać Jainę, że wrogie stocznie ukryte pomiędzy fragmentami zniszczonej planety Sernpidal budowały superbronie. Kyp zmanipulował ją, użył nazwiska Solo i osobistej reputacji Jainy jako pilota Eskadry Łotrów, by przekonać siły Nowej Republiki do wzięcia udziału w ataku. To oszustwo cały czas bolało, tak jak świadomość, że Eskadra Łotrów, głównie pod jej namową, zaatakowała cywilny obiekt.
Próbowała zlekceważyć to niecierpliwym wzruszeniem.
– Ta misja była sukcesem. Zniszczenie nowego światostatku Vongów wzmocniło pozycję Republiki.
– Być może – zgodziła się Tenel Ka. – Tym niemniej zastanawiam się, czy twoja chęć ataku na Sernpidal miała tyle samo wspólnego ze strategią, co z zemstą.
Protestujący ryk Wookieego uprzedził ripostę Jainy. Lowbacca stanął po stronie Jainy, założył długie ramiona nad klatką piersiową i zmrużył czarne oczy. Wykrzyczał kilka zwięzłych, pełnych oburzenia wyrażeń. Niektóre niuanse języka Wookieech mogły umknąć Tenel Ka, ale ich znaczenie było wystarczająco jasne, by wydobyć krótki rumieniec na jej policzkach.
Pochyliła głowę.
– Przepraszam, przyjacielu. Nie chciałam zlekceważyć honoru twojego wuja Chewbaccy ani długu życia, który przyjąłeś w jego imieniu. Jego poświęcenie na Sernpidalu rzeczywiście byłoby umniejszone przez zemstę.
Spojrzenie, które posłała Jainie było uszczypliwe, ale nie najostrzejsze, na jakie było ją stać.
Kyp przemaszerował do trojga Jedi. Jego wzrok sunął po nich, zatrzymując się na pozycji obronnej Lowbaccy.
– Coś straciłem?
– Zaraz się rozdzielimy – powiedziała Jaina, świadoma możliwej dwuznaczności swoich słów i pewna, że Kyp wychwycił ten niuans. – Tenel Ka weźmie udział w jakimś dyplomatycznym spotkaniu, a Lowie i ja pójdziemy do centrum badawczego.
– Rozumiem. Zostanę przy statku i będę miał na niego oko.
– To nie powinno być konieczne – zauważyła Tenel Ka. – Dimitor jest spokojnym miastem.
– Tym bardziej powinienem tu zostać – odparł sucho Kyp. Po chwili z błyskiem w oku i swoim najbardziej uroczym uśmiechem zwrócił się do Tenel Ka. – Chyba że źle cię zrozumiałem. Zaprosiłaś mnie, bym poszedł z tobą?
Wojowniczka wytrzeszczyła oczy i na moment straciła chłodne opanowanie.
Zanim mogłaby sformułować odpowiednio taktowną odmowę, Kyp posłał jej kpiące mrugnięcie okiem i ruszył w stronę ich statku.
Jaina podniosła rękę do ust, by ukryć uśmiech. Oczywiście Mistrz Jedi wyczuł rozdźwięk pomiędzy dwiema młodymi kobietami i wykonał tę małą, złośliwą zemstę w imieniu Jainy.
Była ciekawa, jak daleko posunąłby się w osiągnięciu tego konkretnego celu.
Czekała, aż Tenel Ka odejdzie z dwójką urzędników, by odwrócić wdzięczne spojrzenie w kierunku jej prawdziwego sprzymierzeńca. Lowbacca działał jak bufor pomiędzy nią a jej pozostałymi przyjaciółmi.
Tenel Ka nie była jedyną Jedi, która podążała za Jainą, choć nie do końca jej wierzyła. Mimo wszystko nikt nie wątpił w lojalność Wookiego, a jego ciągłe wsparcie dla Jainy pomagało łagodzić ich problemy.
– Nie wiem, co zrobiłabym bez ciebie – powiedziała szczerze.
Niezadowolony Lowbacca odpowiedział krótko, czym wywołał uśmiech na twarzy Jainy.
– Gdyby EmTeedee był dalej z nami, prawdopodobnie przetłumaczyłby to jako „Pan Lowbacca uprzejmie sugeruje, iż bez jego interwencji mogłabyś nieświadomie wprowadzić koordynaty celownicze swoich broni na kluczowe organy swojego ciała” Założę się, że naprawdę brakuje ci tego malutkiego droida.
Lowbacca wydał z siebie jednoznacznie szydercze warknięcie.
Jaina objęła go ramieniem.
– Mi też – zgodziła się.
Jaina i Lowbacca szli przez zasnuty mgłą labirynt zielonych marmurowych budynków do rozciągającej się przed nimi dzielnicy badawczej. List od Ta’a Chume, babki Tenel Ka i byłej Królowej Matki Hapes zapewnił im pełną współpracę służb i nieograniczony dostęp do obiektu. W ciągu paru chwil posadzono Lowbaccę przed terminalem. Jego futrzane palce śmigały po klawiaturze, gdy analizował dane dotyczące badań na Gallinore. Poszukiwał czegokolwiek, co mogłoby wykazać związek między technologią, którą on i Jaina byli w stanie zrozumieć, a tajemnicami Zwodzicielki, ich skradzionego statku Vongów.
Ale najwyraźniej nawet wpływ Ta’a Chume nie był wystarczający, by zapewnić im niemonitorowany dostęp do tych informacji. Młoda ciemnowłosa kobieta ubrana w białą tunikę technika i z nieskończenie zmartwionym wyrazem twarzy cały czas stała w pobliżu by im „pomagać”. Jaina czekała, aż pani technik zadzwoni komunikator, po czym pochyliła się i oparła brodę na ramieniu Wookieego.
– Możesz zdobyć dla mnie plan budynku i rozmieszczenie ochrony? – spytała po cichu.
Lowbacca wymruczał pytanie. W odpowiedzi Jaina przesłała mu myślowe obrazy ich ostatniej bitwy na światostatku Yuuzhan Vongów, przypomniała strach i niepewność wywalczania drogi przez nieznane. Znajomość planu światostatku mogła sprawić różnicę, mogła ocalić niektóre życia stracone w tym przerażającym miejscu. Cichy warczący jęk wydobył się z Wookiego, gdy potwierdził ich wspólną stratę i zasadność środków ostrożności zaproponowanych przez Jainę.
Powstała i zwróciła się do pani technik.
– Muszę pomówić z Sinsorem Khalem. Możesz pokazać mi, gdzie go znajdę?
Kobieta przybrała dziwny wyraz twarzy, ale znowu wyciągnęła komunikator i przekazała prośbę Jainy. W tym czasie Lowbacca zręcznie przyczepił holosześcian do wyjścia terminala i skopiował wymagane dane. Ukradkiem przekazał go Jainie.
Po chwili nadeszła uzbrojona eskorta i poprowadziła ją przez labirynt nieskazitelnie białych korytarzy. Pozostawiono ją przed wielkimi drzwiami i wskazano czytnik dłoni zamontowany przed drzwiami. Ochrona odeszła jeszcze szybszym krokiem niż ją tu przyprowadziła.
Jaina wzruszyła ramionami i położyła rękę na urządzeniu. Drzwi wsunęły się wewnątrz ścian. Szybko weszła do dużego pomieszczenia przepełnionego urządzeniami, które leżały w takim bezładzie, iż Jaina przez moment podejrzewała, że ogląda skutek czołowego zderzenia dwóch wielkich statków. Drzwi zatrzasnęły się za nią ze szczękiem przypominającym bramy więzienne.
Skradała się przez pokój, przyglądając mu się jak polu bitwy. Gdy wiedziała wszystko, czego potrzebowała, wyślizgnęła się tą samą drogą, którą weszła. Wycofała się przez korytarze, w końcu dochodząc z powrotem do statku.
Kyp czekał na nią w ładowni z uśmiechem na chudej twarzy i oczami pozbawionymi przewrotnego humoru, jakim obdarzył Tenel Ka. Kiwnął głową w stronę ich wspólnego sekretu – Hapańskiego więźnia ukrytego w ładowni. Utrzymywał go Mocą w transie tak głębokim, że dwoje pozostałych Jedi nie mogło wyczuć obecności piątej osoby na pokładzie.
– Słucham – powiedział bez wstępów.
– Wiesz, że ten człowiek kolaboruje z Yuuzhan Vongami – zaczęła. – I że zaatakował Tenel Ka, członkinię rodziny królewskiej Hapes. Na Hapes jest to śmiertelna zbrodnia. Gdybyśmy nie pomogli mu w ucieczce, czekała go egzekucja.
Kyp uniósł ramię w niedbałym wzruszeniu.
– Jedi są zobowiązani do ochrony wszystkich żyjących istot, jednak dziwnie ciężko mi uronić łzę nad jego losem.
– Vongowie wszczepili mu koralowy implant niewolniczy – ciągnęła. – To urządzenie komunikacyjne i kontrolujące. Chcę je usunąć, przebadać i zmodyfikować. Ostatecznie pragnę uderzyć w Vongów ich własną „bronią”.
Przebłysk zainteresowania pojawił się w oczach Mistrza Jedi. Jaina aktywowała holosześcian i błyszczący model budynku nabrał kształtu, unosząc się w powietrzu pomiędzy nimi.
– Lowbacca jest dobry. Dał mi to i nikt go nie przyłapał. Potrafi z taką łatwością usuwać jakiekolwiek dane z systemu. Wnosimy tego człowieka, wynosimy i zacieramy nasze ślady. Lowbacca wyczyści cokolwiek z nagrań ochrony, czego nie chcemy tu zostawić, a krąży plotka, że praktykowałeś już wymazywanie niechcianych wspomnień z pamięci ludzi.
Spojrzała oczekująco na Kypa. Kiwnął głową, aby kontynuowała.
– Tu jest laboratorium, na tym niższym poziomie. Już tam byłam. Te plany zawierają wszystkie szczegóły, których potrzebujemy, ale chciałam zobaczyć rozkład pomieszczeń na własne oczy i poczuć go przez Moc. A oto co powinniśmy zrobić.
Kyp słuchał uważnie jej planu, nie wyrażając żadnych emocji. Zamrugał oczami raz, gdy podsumowała swoją propozycję spostrzeżeniem – Poprosiłeś mnie, bym została twoją uczennicą. No to tu się zaczyna.
Oparł się o ścianę i założył ramiona na siebie.
– Masz wysokie poczucie własnej wartości.
– Znam swoją cenę – Jaina rozłożyła obie ręce i uraczyła go najlepszą imitacją uśmiechu, który stał się znakiem handlowym jej ojca. – Chcesz mnie, czy nie?
Przez długi moment dwoje Jedi wpatrywało się w siebie.
– Wiesz, że nie możemy nigdy i nikomu o tym powiedzieć – powiedział Kyp.
– Komu miałabym mówić? – odparła. – Wujkowi Luke’owi?
Powoli opuścił głowę, utrzymując jej spojrzenie.
– W porządku. Nie ma na co czekać.
Potrzeba było obojga Jedi, żeby wcisnąć ich więźnia w zielony kombinezon lotniczy, nawet mimo tego, że dalej był w głębokiej śpiączce. Hapanin był dużym człowiekiem, co najmniej o głowę wyższym niż Kyp i mocno umięśnionym. Stwarzał wystarczająco dużo problemów jako bezładne ciało. Jaina nie chciała wiedzieć, o ile gorszy będzie świadomy.
Jego ostatnia walka z Tenel Ka ujawniła znaczące umiejętności w Hapańskim stylu kickboxingu. Dwoje Jedi oczywiście dałoby sobie z nim radę, ale nie bez wzbudzania niepożądanej uwagi.
W końcu zadanie zostało wykonane. Jaina kucnęła i wsunęła zabłąkany kosmyk brązowych włosów za ucho.
– Mówię, żebyśmy przetransportowali go w takim stanie. Połóż go na saniach repulsorowych.
Kyp potrząsnął głową.
– Nasza trójka wychodząca ze statku nie przyciągnęłaby zbyt wiele uwagi. Dwójka wychodzących i jeden wylatujący… to prawdopodobnie wzbudzi podejrzenia. Plus tunele wentylacyjne są światło- i dźwiękoczułe. Sanie nie generują zbyt wiele ciepła, ale światła kontrolne mogą wystarczyć do wzbudzenia sensorów.
– Mogę zresetować urządzenia sterownicze.
– Jasne, ale to zajmie czas. Wątpię, żebyśmy mieli go w zapasie.
Jaina kiwnęła głową przyznając mu rację. Patrzyła uważnie, jak Kyp kładzie rękę na skroni mężczyzny. Czuła, że Mistrz Jedi sięga do umysłu więźnia, czuła jak używa Mocy, by usunąć barierę utrzymującą go w odrętwieniu.
Duży mężczyzna obudził się nagle, wymachując rękoma i parskając niczym człowiek tonący w morzu koszmarów sennych. Skupił wzrok na Jainie i gwałtownie się uspokoił. Wracała mu pamięć, a w oczach pojawiła się panika… to jej twarz była ostatnią, którą widział, zanim niewidzialna pięść chwyciła jego umysł i wgniotła w ciemność i ciszę.
Hapanin przyjął pozycję siedzącą, po czym zaczął uciekać do tyłu niczym krab, by osiągnąć tak duży dystans między nim a młodą Jedi, jak to było możliwe.
– Dlaczego? – zażądał odpowiedzi suchym, szorstkim tonem.
Jaina wiedziała dokładnie, co miał na myśli. Dlaczego zaaranżowano jego ucieczkę z więzień na Hapes? Dlaczego jego dwóch towarzyszy puszczono wolno, podczas gdy on dalej był zatrzymany? Dlaczego ktoś kontrolował jego umysł, a jego samego schował w ładowni jakiegoś statku? Posłała mu dodający otuchy uśmiech.
– Księżniczka Tenel Ka zastosowała warunkowe ułaskawienie. Rozumie, że implant Yuuzhan Vongów mógł cię skłonić do zaatakowania jej. Dostarczyliśmy cię na Gallinore, by go usunąć. Następnie, jeżeli wyprzesz się swojej dezercji i jeśli badanie Jedi wykaże, że jesteś pozbawiony jakichkolwiek innych spiskowych zamiarów, twoje ułaskawienie przyjmie pełną moc.
– Dlaczego? – powtórzył silniejszym tonem.
– Próbujemy odzyskać dezerterów, w szczególności tych, którzy mogą posiadać wartościowe informacje o Yuuzhan Vongach. Hapes potrzebuje wszystkich dobrych pilotów, których może dostać.
Nieufne niebieskie oczy krążyły po jej twarzy, gdy mężczyzna rozważał jej żądanie.
– A pozostała dwójka ludzi? Piraci, którzy uciekli ze mną?
– Będą przechwyceni zanim opuszczą atmosferę Hapes. Od kiedy obchodzimy hapańskie prawo, musimy zachować dyskrecję, aż będziemy pewni, że nasze wysiłki są tego warte. Podstawione statki twoich przyjaciół zostaną uznane za zniszczone. Tym samym, jeśli się nie zrehabilitują, ich śmierć będzie tylko potwierdzeniem wpisów do akt.
Jaina uniosła brew, podkreślając wybór stojący przed nim. Celowo uczyniła swoją historię wystarczająco ponurą, by ją uwiarygodnić. Ponadto dodała mocną dawkę perswazji Jedi. Po chwili mężczyzna zaakceptował swoje „odroczenie” kiwnięciem głową. Dwoje Jedi pomogło mu stanąć na nogi. Idąc po obu jego stronach prowadzili go w stronę budynku odświeżaczy dla pilotów.
– Wchodzimy do środka przez tunele wentylacyjne – wyjaśniła Jaina, gdy wsuwali się do słabo oświetlonego bocznego korytarza.
Zatrzymali się przed wielkim okrągłym włazem. Kyp złapał ją za nadgarstek, gdy sięgnęła po urządzenia sterownicze.
– Poczekaj. Światło w tym korytarzu mogło włączyć alarm.
Wyciągnął miecz świetlny i, zakreślając świetlisty łuk, przesunął go w stronę lamp na suficie. Gwałtownie zapłonęły, po czym zgasły, pozostawiając korytarz w ciemności.
Nagle Jainę przeszedł głęboki dreszcz. Sięgnęła po ich więźnia ciężką i zdrętwiałą dłonią. Zacisnęła palce na nadgarstku Hapanina. Jego skóra była zimna w dotyku.
– Co to jest? – wychrypiał nisko. – Co się dzieje?
– Muszę obniżyć temperaturę naszych ciał, żeby dopasować ją do temperatury powietrza w tunelach – odpowiedział Kyp. – Może nie być komfortowo, ale to konieczne. Ruszajcie się powoli, bądźcie czujni. Pamiętaj, że jeśli zostaniemy złapani, urzędnicy z Gallinore prześlą cię z powrotem do tamtego Hapańskiego więzienia.
– Rozumiem – wymruczał mężczyzna.
Jaina spokojnie otworzyła drzwi i wsunęła się do tunelu. Okrągłe przejście było wystarczająco duże, by się czołgać i opadało w dół. Przepychając się do przodu, Jaina szybko ucieszyła się, że idą w tym kierunku. Tunele były zimne, a jej ochłodzone kończyny drętwiały i ruszały się powoli.
W końcu tunel się wyrównał, a prawie niedostrzegalne niebieskawe światło zabłysło na jego końcu. Jaina zwiększyła tempo. Tunel otwierał się na okrągły korytarz wystarczająco duży, by chodzić wyprostowanym. Wytoczyła się i ucieszyła łagodnym światłem. Tunel był dalej przeraźliwie zimny, ale po zupełnej ciemności bocznych tuneli, blade, rozproszone światło działało dziwnie uspokajająco. Odsunęła się na bok, pozwalając Hapaninowi się wydostać. Wielki mężczyzna wyczołgał się i rozciągnął, po czym złożył ramiona, by poluzować skurczone mięśnie.
Zrównał krok z dwojgiem Jedi i szedł niemal tak cicho, jak jego znacznie mniejsi porywacze. Jaina sięgnęła do niego przez Moc, próbując zbadać jego nastrój i intencje. Wyczuła wysoki poziom niepokoju, ale w tych warunkach było to uzasadnione.
Poruszali się po cichu przez labirynt tuneli, licząc boczne odnogi i kanały odwadniające. Pokonywali ścieżkę, którą Kyp zapisał w pamięci. Wreszcie Kyp wskazał właz na dalekiej ścianie.
– To jest to – powiedział cicho.
Bez ostrzeżenia Hapanin padł na podłogę i wykonał szybkie cięcie nogą. Jego atak był niewyobrażalnie szybki – nawet mimo tego, że był przemarznięty i ledwo mógł się ruszać. Kyp przewrócił się, a jego upadek dał czas Jainie, by cofnąć się o parę kroków. Więzień dokończył obrót i powstał w jednym płynnym ruchu.
Przechylił się na bok, podniósł kolano i wykonał szybkie kopnięcie. Jaina błyskawicznie wspomniała lekcje z jej krótkiego szkolenia u Mary Jade. Rozpoznając markowany atak, uchyliła się pod pierwszym wysokim kopnięciem. Obróciła się w stronę kickboxera, zrównała swój impet z jego drugim kopnięciem i trzasnęła sztywnym przedramieniem o delikatne ścięgno tuż pod złączeniem mięśni łydki.
Wstrząs nie był wcale tak silny, jak oczekiwała. Jaina za późno rozpoznała podwójny zwód. Trzeci, potężny kopniak Hapanina wytrącił ją z równowagi i posłał w powietrze.
Jaina uderzyła w okrągłą ścianę i zsunęła się w dół. Wstała na jedno kolano, zbyt zimna i zła, by poczuć ból, który niewątpliwie przyjdzie później. Kickboxer przesunął się do przodu, podnosząc wyprostowaną nogę, by wyprowadzić górne ścięcie.
Jaina instynktownie wyciągnęła rękę w stronę napastnika. Ciemna błyskawica wystrzeliła z końców jej palców. Postrzępione, przerażająco tańczące rozwidlone smugi energii złapały Hapanina, uniosły i cisnęły nim przez tunel.
Już kiedyś Jaina wyzwoliła błyskawicę Mocy. Tym razem przyszło jej to znacznie łatwiej. Z drugiej strony, gdy już rozpętana, błyskawica była cięższa do odwołania. Smugi mrocznej energii otoczone palącymi niebiesko-fioletowymi płomieniami wypływały z niej, skręcając i szarpiąc mężczyzną pod ścianą tunelu.
Była ledwo świadoma innej siły spadającej niczym cień na jej mroczny i potężny szał. Błyskawica ustała z nagłym, słyszalnym skwierczeniem, gdy Kyp chwycił ją za nadgarstek. Obrócił ją, by spojrzała mu w twarz.
Przez moment po prostu wpatrywała się w Mistrza Jedi, oszołomiona swoimi własnymi działaniami i nie do końca pewna, czy spotkają się z potępieniem, czy aprobatą.
Kyp pierwszy oderwał spojrzenie. Podążała za jego wzrokiem po suficie i wychwyciła słabe syczenie dochodzące z tuzinów małych okrągłych otworów.
– Błysk uruchomił sensory – powiedział sucho. – Wynieśmy go stąd.
Postawili ogłuszonego Hapanina na nogi i zaczęli ciągnąć go w kierunku włazu. Ściana z durastali gwałtownie zatrzasnęła się na ich drodze, odcinając tunel. Jaina obróciła się, akurat by zobaczyć, jak podobna ściana zapada się za nimi. Syczenie nabrało głośności i nagle strumień zimnej cieczy o gryzącym zapachu wypłynął z zaworów.
Chłodziwo błyskawicznie zalało odcięty tunel, uderzając Jainę w stopy i powalając w bulgoczącą ciecz. Upadła, ale po chwili wstała, wypluwając z ust gorzką substancję.
Coś chwyciło jej stopę i znowu szarpnęło w dół. Jaina wymachiwała rękoma, aż złapała metalowy uchwyt na okrągłej ścianie. Pociągnęła mocno i próbowała odciągnąć się od napastnika. Podnosząc się do góry, znalazła kolejny uchwyt. Wchodziła coraz wyżej w kierunku sklepienia, bolesny centymetr po centymetrze. Chłodziwo paraliżowało ją, a jej płuca płonęły z bólu. Nagle jej zmaganie ustało i wystrzeliła w górę. Trafiła głową w sufit i przez moment mogła jedynie łapać z trudem powietrze, przylegając do metalowej drabinki.
Rozejrzała się w poszukiwaniu Kypa. Udało mu się znaleźć podobne uchwyty. Ku jej zdziwieniu, jego wolna ręka była zaciśnięta wokół szyi Hapanina, utrzymując go na powierzchni w chwycie ratowniczym. Podejrzewała, że to wielki mężczyzna próbował pociągnąć ją w dół, ale na pierwszy rzut oka uświadomiła sobie, że nie byłby w stanie wykonać takiego ataku.
Poziom chłodziwa cały czas powoli się podnosił, a mocny górny wtryskiwacz utrudniał oddychanie i uniemożliwiał mówienie. Jaina rzuciła okiem w stronę sufitu.
Ciecz niedługo dosięgnie samej góry. Jeżeli szybko nie znajdą drogi ucieczki, utoną.
Kyp uchwycił jej spojrzenie i wskazał wzrokiem na lewo od niej. W stronę niewidzialnej siły, która próbowała wciągnąć ją pod powierzchnię. Jaina zauważyła wir wychodzący na powierzchnię i kierujący się w ich stronę. Pewnie tunel odwadniający, pomyślała.
Mistrz Jedi puścił się, celowo uwalniając siebie i swój ładunek w potężną spiralę. Jaina wzięła długi, głęboki oddech i ruszyła za nimi.
Opadała, obracając się w zimnie i ciemności. Jej tempo zmalało, gdy ściany się zwężyły, a wraz z nimi przez wzburzoną wodę wyszło jej na spotkanie rozproszone światło.
Niewyraźne ciemne sylwetki Kypa i ich więźnia nagle się zatrzymały.
Jaina przebijała się dalej. Dostrzegła regularny kształt metalowej kratki i jedno uderzenie serca później trzasnęła w nią głową.
Chłodziwo dalej przepływało przez wąski tunel, przyciskając ją do kratki niczym mynocka uczepionego do przyspieszającego myśliwca. Usiłowała się uwolnić, ale prąd pędzącej cieczy był zbyt wielki.
Poczuła dotknięcie Kypa przez Moc i po chwili zsuwała się na bok kraty, poruszana siłą woli mocniejszą niż szybko płynący strumień. Błysk miecza świetlnego Kypa wystrzelił w kierunku blokady i zamek puścił.
Cała trójka runęła do szerokiego, płytkiego zbiornika. Jaina rzuciła się w bok robiąc fikołka. Padła na podłogę, akurat by zatrzymać kilka par nóg ubranych w wojskowe buty.
Silne dłonie chwyciły ją i pociągnęły do góry. Wewnętrzne ciepło zalało Jainę w nagłym przypływie siły, a w jej zmrożonych kończynach rozbudziły się tysiące bolesnych, ostrych kolców.
Zawisła na nadgarstkach strażnika, pewna, że upadnie, jeśli jej na to pozwoli. Mimo że każdy instynkt nakazywał jej walkę, Jaina skupiła się na zmaganiu wewnętrznym. Była niebezpiecznie blisko utraty przytomności. Gdyby tak się stało, wszystko byłoby stracone.
Jasny płomień światła wypełnił pomieszczenie; wybuch energii, który roztrzaskał chwiejną koncentrację Jainy. Zsunęła się na podłogę, już nie podtrzymywana przez strażnika i oddała się w objęcia ciemności.
Jednostajne brzęczenie szybko urosło w uszach Jainy do poziomu przenikliwego jęku, przechodząc w nagły, ostry wybuch. Usiadła gwałtownie, oszołomiona i zdezorientowana. Po chwili, przypomniała sobie misję i owocujący siniakami upadek, który doprowadził ich tak daleko.
Rozejrzała się dokoła. Hapanin odzyskał świadomość. Opierał się o już pusty zbiornik chłodziwa, wpatrując się w nią z nieskrywanym przerażeniem. Jaina szybko odsunęła wzrok od tego oskarżycielskiego spojrzenia. Czterech strażników leżało rozciągniętych po podłodze. Kyp Durron klęczał przy jednym z nich, rytmicznie pompując klatkę piersiową mężczyzny obiema rękoma. Ciało strażnika nagle drgnęło, a niebieskawy kolor zaczął schodzić z jego twarzy.
Mistrz Jedi wstał na nogi i wyciągnął dłoń do Jainy. Chwyciła ją i pozwoliła się podnieść.
– Wow – powiedziała, spoglądając na pchniętych Mocą strażników. – Kto to zrobił, ty czy ja?
– Musimy stąd iść – odrzekł Kyp, ignorując jej pytanie. – Im dłużej to trwa, tym mniejsze są nasze szanse na wydostanie się stąd.
Jaina przytaknęła.
– Zanim pójdziemy, potrzebuję, żebyś pokazał mi, jak wymazywać wspomnienia. Nie mogą pamiętać, że widzieli nas tutaj.
Gdy nie odpowiedział, kontynuowała swoje rozumowanie.
– Ten naukowiec jest więźniem politycznym. Dyskrecja jest kluczowa, nie tylko żeby dostarczyć naszego więźnia tam, gdzie musi trafić, ale także by powstrzymać zdecydowane reakcje przeciwko Jedi.
Kyp utrzymał ciszę przez dłuższy moment.
– Nie.
– Nie? – powtórzyła z niedowierzaniem. – Obiecałeś sobie, że nikt nie może o tym wiedzieć.
– I tego się trzymam. Ale zrobię to sam.
Podniosła wyzywająco brew.
– W czym problem? Nie takie lekcje miałeś na myśli?
– Uczeń powinien szkolić się od Mistrza, a nie powtarzać jego błędy.
– To nie różni się niczym od drobnych sztuczek myślowych, których używa każdy Jedi bez żadnego poczucia winy – kłóciła się. – Jesteś po prostu lepszy od innych. Gdybym chciała zostać pieśniarką ballad, podróżowałabym z Tionną. Ty chcesz wygrać wojnę przeciwko Yuuzhan Vongom. Dlatego tu jesteśmy. Pokaż mi.
Mistrz Jedi westchnął głęboko. Z grymasem na twarzy zmusił się do nieprzyjemnego zadania, po czym uklęknął na jedno kolano.
– Patrz, czuj i naśladuj – nakazał i sięgnął do jednego z więźniów.
Jaina poczuła, jak starszy Jedi sięga do umysłu mężczyzny. Kyp ukształtował obraz zamglonego, porannego słońca, ledwo widocznego ponad leśnym horyzontem Gallinore – to mniej więcej pora, o której wylądowaliśmy, przypomniała sobie Jaina. Łagodnymi, spokojnymi falami Kyp wymazywał wspomnienia od tamtego momentu do chwili obecnej. Delikatnie wycofywał się, niczym złodziej odchodzący ze zrabowanego domu.
Kyp powoli urwał kontakt z leżącym strażnikiem i skierował wzrok na Jainę. Jego twarz dalej była blada od przypływu zimna, a głębokie cienie pod oczami nadały im kolor żywej zieleni. Siła w nich zawarta, choć wyblakła, była zarazem przerażająca i fascynująca.
– Teraz ty.
Jaina przytaknęła i sięgnęła po kolejnego strażnika. Zamiast wizualizacji porannego słońca skupiła się na obrazie chronometru. Powoli zmusiła go do cofania się, pozbawiając mężczyznę chwil z jego życia.
Gdy wykonała zadanie, spojrzała na Mistrza Jedi. Obserwował ją przez moment, nie wyjawiając żadnych emocji.
– Masz do tego talent – powiedział w końcu. – Dobra kontrola. Wysoka precyzja. Weź tego, ja zajmę się innym. Miejmy to już za sobą.
Wkrótce byli już z powrotem na ścieżce prowadzącej do laboratorium Sinsora Khala. Jaina położyła dłoń na czytniku i drzwi rozsunęły się. Niski, chudy mężczyzna spoglądnął na nich znad swojej pracy. Na pierwszy rzut oka nie było w nim nic nadzwyczajnego. Jego piaskowe włosy były schludnie uczesane, a broda krótko przystrzyżona. Miał na sobie czerwony fartuch laboratoryjny oznaczony paroma ciemnymi plamami.
– Profesor Khal? – spytała Jaina.
– To ja. A ty musisz być młodą protegowaną Ta’a Chume – powiedział łagodnie. – Zapraszam.
Podeszła i wyciągnęła rękę na powitanie. Z bliska wyczuła delikatną, metaliczną woń emanującą z czerwonego ubrania. Uświadomiła sobie, że kolor został dobrany ze względów praktycznych, albo raczej maskujących. Ten człowiek miał do czynienia z krwią, a jego płaszcz działał na tej samej zasadzie, jak zielone kombinezony na powierzchni planety.
Jaina uścisnęła dłoń Sinsora Khala, zauważając, że naukowiec nie był dużo wyższy od niej. Mogła spojrzeć mu w twarz bez wychylania głowy do góry – dla młodej, niskiej kobiety było to nieczęste przeżycie.
Naukowiec nie odwzajemnił badawczego wzroku. Właściwie jego oczy nigdy nie spoczęły na niej ani na dwóch mężczyznach za nią. Oczywiście był ich świadomy, ale wydawał się dziwnie nieobecny. Większość ludzi zaczęłaby komentować ich mokre ubrania i zaniedbany wygląd. Z ciekawości Jaina sięgnęła do niego przez Moc. Dowiedziała się niewiele. Sinsor Khal był dla niej dziwnie zamknięty. Jedyne odczucie, jakie wychwyciła było neutralną ciekawością, prawie pozbawioną jakichkolwiek emocji i jakże odmienną od wszelkich ludzkich reakcji, które dotychczas napotkała. Prawdopodobnie nie byli dla niego osobami, tylko okazami…
Wyciągnęła szybko rękę i wskazała na wysokiego Hapanina.
– Ten mężczyzna ma wszczepiony implant.
v – Po prostu posadźcie go tam – powiedział, wskazując.
„Tam” było długim stołem, obramowanym małą rynienką i lekko nachylonym w stronę dwóch odpływów.
Kyp posłał Jainie wątpliwy uśmiech.
– Będzie dobrze – zapewniła.
Więzień nie podzielał ich optymizmu. Zmaganie, by doprowadzić go do stołu, skończyło się nagle, gdy Sinsor Khal położył małą broń w kształcie blastera przy ramieniu mężczyzny i pociągnął za spust. Hapanin zsunął się przez stół.
– No to zaczynamy – zapowiedział naukowiec. – Ustawiamy szybką wiwisekcję i ogólną projekcję. To takie powiedzenie – dodał radośnie, tak jakby wyczuł chmury burzowe zbierające się na twarzy Kypa.
Jaina i Kyp wspólnie wciągnęli dużego mężczyznę na blat. Gdy Jaina wyprostowała się, kładąc dłonie na swoich biodrach, poczuła błysk umysłowej potęgi, siły woli niesamowicie podobnej do Jedi. Obróciła się w jej stronę i wpatrzyła głęboko w oczy Sinsora Khala. Naukowiec patrzył na nią, naprawdę patrzył i to z intensywnością sugerującą, że widział rzeczy, których większość ludzi nigdy nie pojmie.
– Znam cię – zauważył.
Jaina pokręciła głową.
– Z tego, co mówiła Ta’a Chume, byłeś już gościem rządu Gallinore, zanim nauczyłam się chodzić. Nigdy wcześniej mnie tu nie było.
Krzywy uśmieszek zawitał na twarzy Sinsora Khala. Wyciągnął rękę otwartą dłonią do góry. Małe, ostre narzędzie podniosło się z tacki i z łatwością znalazło się na jego dłoni. Jainie opadła szczęka, ale naukowiec zdawał się ledwo zauważyć swoje osiągnięcie.
– Nie powiedziałem, że się spotkaliśmy – doprecyzował upadły Jedi. – Powiedziałem, że cię znam.
Kyp ruszył do przodu. Jaina położyła dłoń na jego ramieniu.
– Musimy wracać – powiedziała spokojnie. – Musimy jeszcze coś załatwić, żeby upewnić się, że nie ma śladów po naszej wizycie.
Po chwili Kyp zgodził się i kiwnął głową. Pozostawili więźnia pod wątpliwą opieką Sinsora Khala i cofnęli się po swoich śladach przez korytarze w poszukiwaniu wszystkich ludzi, których napotkali. Starszy Jedi nalegał, by to on wykonał większość pracy. Jaina chętnie pozwoliła mu na to. Dzisiaj rozszerzyła swoje umiejętności w Mocy o nowe poziomy, a słowa naukowca rozbrzmiewały w jej myślach niczym kpiący śmiech. Nie mogła ich zignorować, nie mogła im zaprzeczyć – nie, rozważając zadanie, które cały czas było przed nią.
W końcu Kyp powrócił na statek. Pozostawił Jainę, by zajęła się Lowbaccą. Gdy weszła do centrum badawczego, cały chłód i ból tuneli wydawał się wrócić do niej, mocno ściskając ją w dołku.
Lowbacca cały czas siedział przy terminalu pochłaniającym jego kosmatą twarz. Ciemnowłosa pani technik znudzona swoim zadaniem siedziała przy innym stanowisku. Lekki uśmiech pojawił się na ustach Jainy. Wookiee kochał komputery. Prawdopodobnie miał nikłą świadomość czasu, który minął od jej odejścia. W pewnym stopniu ułatwiało to jej zadanie.
Jaina podeszła z tyłu i oparła się brodą o jego bark. Zamknęła oczy i uspokoiła oddech. Znajoma, trochę zatęchła woń sierści Wookieego wypełniła jej zmysły. Sięgnęła do niego Mocą i przez chwilę napawała się obecnością szczerego, lojalnego Lowbaccy. Jedynego przyjaciela, który całkowicie jej ufał; jedynego Jedi, który patrząc na nią widział dawną Jainę.
Ukradkiem przysunęła mu holosześcian. Wookiee szybko skopiował potrzebne informacje i zwrócił jej urządzenie. Gdy wsuwał jej to do ręki, chwyciła jego dużą łapę i przytrzymała na moment. Przechylił głowę na bok i posłał jej ciekawskie spojrzenie. Zmarszczył nos, wyczuwając zapach chłodziwa, którym przesiąkł jej prawie suchy kombinezon.
– Długa historia – powiedziała łagodnie. – Musisz dostać się do nagrań ochrony. Nigdy mnie tam nie było. Spraw, by tak się stało.
Wookiee przytaknął i wymazał jej ślady kilkoma zręcznymi ruchami. Gdy usatysfakcjonowane mruknięcie ogłosiło jego sukces, Jaina sięgnęła przez połączenie między nimi i przywołała do umysłu obraz zegara słonecznego Wookieech. Powoli, nieubłaganie pogłębiała cienie.
Kilka chwil później Jaina wyprostowała się i skierowała w stronę pani technik. Zakłopotanie i troska przemknęły przez chudą twarz kobiety. Jaina uświadomiła sobie wilgotne ślady na swoich policzkach. Wyczyściła je, tak jak wyczyściła ostatnie parę godzin z pamięci Lowbaccy.
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 0,00 Liczba: 0 |
|