Następnego dnia Johnan opuścił swoją kwaterę i udał się na dolne pokłady okrętu. Po kwadransie marszu i kilku przejazdach windą stanął przy drzwiach wielkiego magazynu. Pilnował ich uzbrojony szturmowiec. Żołnierz widząc pilota otworzył drzwi i gestem dłoni zaprosił go do środka. Johnan wszedł do ciemnego magazynu. W nikłym świetle sączącym się z sufitu, pilot dostrzegł ludzi siedzących na skrzyniach i kontenerach. Byli wśród nich szturmowcy, piloci, technicy oraz wiele innych członków załogi okrętu. Johnan zbliżył się i usiadł na jednym z kontenerów. Odetchnął ciężko i powiódł zmęczonym wzrokiem po zgromadzonych.
- Zebrałem was tu, gdyż sprawy przybrały zły obrót – rzekł z wolna. – Zapewne słyszeliście o wczorajszym zdarzeniu. Zachowujemy się jak piraci, a nie żołnierze. Napadamy na cywilne statki, a teraz nawet zaczynamy prowadzić walkę z cywilami. To poniżej naszej godności. Marnujemy czas zamiast walczyć z rebelią.
- Racja Johnan – zakrzyknął jeden ze szturmowców wymachując swoim karabinkiem blasterowym. – Jednak wciąż nie rozumiem po co nas tu zebrałeś. Powtarzasz to już kolejny raz, ale nic z tego nie wynika. Siedząc tu również marnujemy czas.
- Wysłuchaj mnie do końca – warknął Johnan – zamierzam podjąć działania.
Jeden z techników przekrzywił głowę i zaśmiał się chrapliwie.
- Nie żartuj – powiedział – nic z tym nie zrobimy.
- Przejmiemy okręt, a potem dołączymy do Ysanny Isard – powiedział spokojnie Johnan. – To najlepsze rozwiązanie.
- Zwariowałeś – wrzasnął technik zrywając się na równe nogi – co my możemy zrobić przeciwko admirałowi? On ma swoich lojalnych szturmowców.
- Zajmiemy mostek – powiedział Tix – potem nie powinno być większych problemów. Jeśli zabraknie admirała to komu szturmowcy będą wierni?
- Upadłeś na głowę – wrzasnął technik uderzając pięścią w kontener. – Niby jak chcesz przejąć mostek? Kotyl ma obstawę i chyba ktoś dostrzeże kilkunastu uzbrojonych mężczyzn wędrujących w stronę mostka.
- Mam plan, który zdezorientuje załogę – powiedział spokojnie Tix. – Technicy wyłączą zasilanie na górnych pokładach. Wtedy zapanuje ciemność i uda nam się dostać na mostek.
- To się nie uda – nie dawał za wygraną mechanik. – Zostaniemy złapani i aresztowani.
- Zamknij się Jax – warknął jeden z pilotów – to jedyne wyjście. Zgadzam się z Johnanem. Musimy przejąć okręt.
Zawtórowało mu wiele głosów, a niezdecydowani wkrótce dali się przekonać. Pozostał tylko technik Jax, który stał na środku klnąc pod nosem.
- Banda idiotów! – wrzasnął. – Kotyl was złapie i zobaczycie. Wynoszę się stąd. Nie chce mieć nic wspólnego z tym szaleństwem.
Odwrócił się napięcie i ruszył w stronę drzwi. Gdy do nich dotarł nacisnął przycisk na panelu kontrolnym. Nic się nie stało. Drzwi pozostały zamknięte. Zdezorientowany technik zaczął uderzać w panel kontrolny, po czym odwrócił się do Johnana.
- Wypuść mnie – warknął.
- Żartujesz? – spytał Johnan. – Mam cię wypuścić skoro wiesz to wszystko?
Technik czując zbliżające się niebezpieczeństwo wrzasnął przeraźliwie i rzucił się między kontenery.
- Łapcie go – rozkazał Johnan wskazując na szturmowców.
Żołnierze pomknęli za Jaxem i po kilku minutach wrócili prowadząc wijącego się technika.
- Nie możemy go wypuścić – powiedział Johnan, jakby usprawiedliwiając to co planował zrobić. – Wie za dużo.
Pilot błyskawicznie wyciągnął z kabury blaster i nacisnął spust. Jax zdążył tylko wrzasnąć nim szkarłatna błyskawica trafiła go w pierś. Ciało mężczyzny wysunęło się z rąk trzymających je szturmowców i opadło na ziemie. Johnan schował blaster i powiódł wzrokiem po zgromadzonych. Na twarzach niektórych malowało się przerażenie.
- Zaczęło się – powiedział. – Kiedy technicy wyłączą zasilanie ja wraz z pilotami i szturmowcami udam się na mostek. Każdy musi mieć broń. Weźmiemy, także granaty w razie gdyby drzwi prowadzące na mostek były zamknięte. Powodzenia!
Kilka godzin później w magazynie zgromadzili się wybrani do ataku na mostek. Oddział składał się z dziesięciu szturmowców i czterech pilotów. Przewodził im Johnan, który siedział na jednym z kontenerów pogrążony w zadumie. Mężczyzna zrezygnował z tego, aby wszyscy wtajemniczeni wzięli udział w akcji. Zbyt duża grupa mogłaby wzbudzić podejrzenia personelu okrętu, na długo przed dotarciem na mostek. Wszyscy siedzieli w milczeniu, jeszcze raz sprawdzając broń. Czekali na sygnał od techników, którzy mieli wyłączyć zasilanie na górnych pokładach. Czas wlókł się niemiłosiernie. Sekundy zamieniały się w minuty, a minuty w godziny. Po trzech godzinach czekania wszyscy zaczęli się niecierpliwić. Nagle nadszedł upragniony sygnał. Komunikator Johnana zapikał i pilot podniósł go do ust.
- Tak? – spytał nerwowo.
- Zasilanie wyłączone – powiedział jeden z techników. – Teraz wszystko w waszych rękach.
Johnan wstał i wyprostował się.
- Ruszamy – powiedział i wyszedł przez drzwi magazynu.
Na dolnych pokładach było zupełnie jasno i nic nie wskazywało na to, że coś się dzieje. Oddział podzielił się na dwie grupy. Przodem szli piloci, a kilka metrów za nimi kroczyli szturmowcy. Żołnierze ustawili się dwójkami i ruszyli na przód żwawym krokiem, jakby byli na służbie. Pokonali bez przeszkód wiele korytarzy i schodów. Kilka razy wjechali windą na wyższe poziomy. Johnan był pewny zwycięstwa. Nawet przez chwilę nie zastanawiał się co zrobi w razie porażki. Dotknął znajdującej się na biodrze kabury z blasterem i nagle stanął jak wryty. Przed Johnanem wyrósł jak z podziemi jeden z oficerów służących na mostku.
- Jeśli idziecie na górne poziomy to musicie zawrócić – powiedział. – Mamy tam awarię zasilania. Będziecie tylko przeszkadzać.
- Dobrze – odpowiedział Johnan. Postanowił udawać, że zawraca, a kiedy oficer się oddali kierować się dalej na mostek.
Zanim Johnan zdążył ujść kilka kroków oficer zatrzymał idących z tyłu szturmowców.
- Robicie obchód? – spytał.
- Tak sir – odpowiedział idący na czele szturmowiec.
- Tu nie jesteście potrzebni – powiedział oficer. – Idę do pomieszczeń technicznych sprawdzić co się dzieje. Chodźcie ze mną. Może tamci na dole potrzebują pomocy?
Szturmowcy nie mając wyboru ruszyli za oficerem na dolne pokłady. Kiedy Johnan i pozostali piloci minęli zakręt korytarza Tix zaklął siarczyście.
- Świetnie – powiedział ze złością – musimy iść dalej. To może być jedyna szansa.
Ruszyli w dalszą drogę i wkrótce znaleźli się na górnych pokładach. Wkroczyli w ciemne korytarze, po których biegało mnóstwo członków personelu okrętu, ściskając w dłoniach pręty jarzeniowe. Odnajdywali drogę tylko dzięki temu, że Johnan świetnie znał statek. Pilot zignorował prośbę o pomoc jakiegoś technika, który usiłował ręcznie otworzyć boczne drzwi. Kiedy piloci znaleźli się zaledwie pięć minut drogi od mostka nagle zapaliły się wszystkie światła. Korytarze znów stały się jasne. Johnan sięgnął po komunikator:
- Co się stało do… - urwał, gdyż z głośnika komunikatora wydobywał się straszny hałas.
Po chwili wśród ogólnego wrzasku Johnan zdołał rozróżnić strzały z balsterów i krzyk wielu osób. Spojrzał na swoich towarzyszy z niepokojem na twarzy.
- Biegiem – krzyknął.
Piloci popędzili ile sił w nogach w kierunku mostka. Prawdopodobnie działania techników zostały odkryte i spisek został zdemaskowany. Nie mogli już zawrócić. To była ich jedyna szansa i prawdopodobnie jedyny ratunek przed aresztem. Po kilku minutach dotarli do miejsca gdzie korytarz zakręcał i kierował się bezpośrednio do drzwi mostka. Johnan kazał poczekać swoim towarzyszą, a sam wychylił się zza rogu. Szybko schował głowę i odwrócił się do pilotów.
- Drzwi pilnuje trzech szturmowców – powiedział – w dodatku są zamknięte. Użyjemy granatów. Dajcie mi je.
Jeden z pilotów zaczął przetrząsać swój plecak, a po chwili wyciągnął dwa granaty. Johnan wziął je pospiesznie i schował za pas.
- Dobra – westchnął Tix – ich jest trzech, a nas pięciu. Oni mają karabiny my pistolety. Szanse są w miarę wyrównane. Damy radę!
Piloci wyciągnęli blastery i gdy Johnan dał znać wszyscy wyskoczyli zza zakrętu. Szturmowcy najwyraźniej spodziewali się ich przybycia, gdyż natychmiast zaczęli strzelać. Tix w ostatniej chwili padł na ziemię i przetoczył się na bok unikając śmiercionośnych błyskawic. Następny pilot, który wyskoczył zza zakrętu nie miał tyle szczęścia. Jedna z blasterowych błyskawic trafiła go w udo, a druga w brzuch. Pozostali ponownie skulili się za rogiem korytarza i zaczęli ostrzeliwać przeciwników. Cały czas liczyli na to, że uda im się zaskoczyć wrogów i w ten sposób zyskać przewagę. Jednak ich plany zostały pokrzyżowane. Po kilku chwilach Johnan zorientował się, że raczej nie dadzą rady się przedrzeć. Ogień z karabinków blasterowych nie pozwalał im się ruszyć z miejsca. Wkrótce kolejny pilot został trafiony zabójczą błyskawicą. Johnana zaczęło ogarniać przerażenie. Musieli przejąć statek! Porażka nie wchodziła w grę. Nagle pomyślał o dwóch granatach, które spoczywały za jego pasem. Widocznie stres spowodował, że pilot nie pomyślał o tak banalnym sposobie pozbycia się przeciwników. Po co najpierw zabijać szturmowców, a dopiero potem wysadzać drzwi? Można to zrobić jednocześnie. Johnan odwrócił się do towarzyszy nie przestając strzelać.
- Załatwimy ich granatami i jednocześnie wysadzimy drzwi – wydyszał. – Za chwilę ponownie wyskoczymy zza zakrętu. Będziecie mnie osłaniać, a ja rzucę granaty.
Piloci pokiwali głowami i znów wyskoczyli na korytarz wystrzeliwując szkarłatne błyskawice w kierunku żołnierzy. Johnan skryty za ich plecami odbezpieczył granaty i cisnął je pod drzwi.
- Granat – wrzasnął jeden ze szturmowców i rzucił się na oślep w korytarz.
Pozostali poszli jego śladem. Granaty eksplodowały i drzwi wyleciały z zawiasów. Wszystkich uciekających szturmowców pochłonęła rozprzestrzeniająca się kula ognia. Siła wybuchu rzuciła Johnana i jego towarzyszy na ziemię. Piloci natychmiast zerwali się z powrotem na nogi i ruszyli w stronę mostka. Przeskoczyli nad martwymi ciałami szturmowców i szczątkami zniszczonych drzwi, a następnie weszli w chmurę unoszącego się w przejściu dymu. Kiedy z niej wyszli byli już na mostku. Siedzący przy konsoletach oficerowie przestali pracować i utkwili wzrok w przybyszach. Na środku stał admirał Kotyl ściskając w dłoniach mały blaster.
- Buntownicy – powiedział z pogardą w głosie. – Złożyliście przysięgę na wierności Imperium!
- Nie złamaliśmy jej – odpowiedział Johnan. – Wciąż jestem wierny Imperium, jednak nie mam zamiaru być wierny tobie. Chce dalej walczyć, a nie bawić się w piratów. Ta flota musi dołączyć, do Ysanny Isard!
Kotyl zrobił się czerwony i groźnie potrząsnął blasterem.
- Głupcze – warknął – oni wszyscy nie służą imperium tylko walczą o władzę
- Ale niszczą też rebeliantów – dokończył Johnan. – Ty tymczasem zabijasz cywilów.
- Nie ty będziesz oceniał moje działania – warknął admirał – jesteś zwykłym zdrajcą. Reszta twoich towarzyszy została złapana. Ci wszyscy głupi technicy, którzy spowodowali awarię zasilania są właśnie transportowani do więzienia. Ty również wkrótce do nich dołączysz.
- Szczerzę w to wątpię – powiedział Johnan i uniósł blaster. – W imieniu załogi niszczyciela „Zagłada” pozbawiam cię dowództwa.
Admirał wykrzywił usta w pogardliwym uśmiechu.
- Po moim trupie – warknął.
- Według życzenia – odparł Johnan i dał nura pomiędzy konsolety.
Przetoczył się między krzesłami i skulił za jednym z monitorów. Admirał wciąż stał na środku i rozglądał się na wszystkie strony chcąc znaleźć swojego przeciwnika. Nagle młody pilot wyprostował się, uniósł blaster i nacisnął spust. Szkarłatna błyskawica trafiła Kotyla w udo. Admirał zgiął się wpół i runął na ziemię klnąc na całe gardło. Kolejna błyskawica trafiła go w klatkę piersiową i mężczyzna znieruchomiał.
Johnan wdrapał się na mostek i powiódł wzrokiem po oficerach. Wszyscy patrzyli na niego ze strachem lub podziwem. Oficer łącznościowiec podniósł się z fotela i skłonił nisko.
- Admirale Tix, czy mam zarządzić zwolnienie szturmowców i techników z aresztu?– zapytał.
- Oczywiście – odparł Johnan chowając blaster. – Zawsze wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć.
Drzwi kwatery admirała otworzyły się i do środka wszedł dowódca niszczyciela „Fortuna”. Był to starszy, bardzo chudy mężczyzna ubrany w mundur Imperialnych Sił Zbrojnych.
- Witam komandorze Tota – powiedział Johnan wstając zza biurka i podając rękę przybyszowi. – Chciał się pan ze mną widzieć?
- Istotnie – odparł komandor.
- Proszę usiąść – powiedział Johnan wskazują fotel po drugiej stronie biurka. – Jaką ma pan do mnie sprawę?
- Co pan teraz planuje? – spytał komandor.
- Jak pan już pewnie słyszał zamierzam połączyć naszą flotę z siłami Ysanny Isard - odparł Johnan.
- Kiedy to nastąpi? – spytał Tota.
- W swoim czasie przyjacielu, w swoim czasie – odparł Johnan przeciągając się w fotelu.
Komandor zmierzył go niechętnym spojrzeniem.
- Zapoczątkował pan niebezpieczny proces – powiedział. – Nie boi się pan, że ktoś idąc za pana przykładem, również wywoła bunt?
- Nie myślę o tym – odparł admirał. – Jeśli pan też nie będzie myślał wszystko powinno być w porządku. A tymczasem niech pan wraca na okręt.
Komandor wstał z miejsca, podał rękę admirałowi i opuścił jego kwaterę. Podczas drogi powrotnej na „Fortunę” cały czas zastanawiał się nad znaczeniem ostatnich słów nowego admirała.
Jaro2011-09-01 22:08:20
Niestety, fanfic słaby, i to nie tylko pod względem ortografii i interpunkcji, które kuleją najbardziej. W zasadzie nie wiadomo, o co tak naprawdę chodzi: jest jeden koleś, jest drugi koleś, przedstawiasz ich biografie, które jednak nie wystarczają, by zrobić z nich interesujące postacie. Cały przebieg akcji zaprezentowano wyjątkowo naiwnie: idzie se grupka facetów, ktoś tam wyłącza światło, potem się wszystko pieprzy, ale koniec końców zabójstwo admirała wystarcza, by szeregowy pilocina został przez 40-tys. załogę uznany nowym szefem. Warsztat pisarski również wskazuje na zupełny debiut: opisy i dialogi zajmują się tylko i wyłącznie tym, co jest ci aktualnie potrzebne, przez co wyraźnie nie czuć lekkości pióra, jaka powinna charakteryzować każdą dobrą literaturę.
Sorry za dość ostrą krytykę, ale początki takie właśnie bywają. Trzeba uczyć się na własnych błędach. Ja, czytając dziś swój pierwszy fanfic, mam ochotę zapaść się pod ziemię.
3/10
Stele2011-09-01 13:38:46
"Dwa gwiezdne niszczyciele klasy Imperial" Bah! Typu, k, typu.
"szwadron" A to też wymysł naszych tłumoczy. Nie jest to poprawne określenie grupy myśliwskiej.
"Okręty nie mogły się jednak równać z myśliwcami." To transportowce w końcu, czy okręty?
Do tego wyłapałem błąd ortograficzny, składniowy i dwa interpunkcyjne.
Opowiadanko, mimo że umieszczone w moim ulubionym okresie, też strasznie nijakie. Ani zaskakujące, ani z przesłaniem. Imperialnego patosu też zbytnio nie czuć. Średniak jakich wiele.