Willa Duce była istnym dziełem sztuki. Wciśnięta między zbocze malowniczego wzgórza pokrytego błękitnymi polem krzewów, a lazurowe jezioro, na którym kołysał się antyczny jacht z bielutkim jak alabaster żaglem, składała się z rozłożystego piętrowego budynku z prostą, czerwoną dachówką i dwóch parterowych, łukowatych skrzydeł. Do głównego wejścia prowadziła droga z idealnie wyciosanych czarnych kamieni, wzdłuż której posadzono niewysokie drzewa z fantazyjnie poskręcanymi gałęziami.
— Ładnie się tu urządził — skomentowała ironicznie Kalee, spojrzawszy za siebie, na potężną bramę i odległe o kilometry rubieże miasta Trianna. Nie czuła się pewnie, każdy element jej zwyczajowego kombinezonu zdawał się ją teraz uwierać, w uszach głos rozsądku krzyczał „Uciekaj!”. Zaufała Jedi i teraz jak jakaś głupia panienka pakowała się w sam środek tarapatów. Gdzie się podział jej instynkt samozachowawczy?
— Ładnie zamaskował swoją twierdzę — dodała Vima Sunrider. Mistrzyni miała na sobie lekki, zielony kaftan podkreślający wypukłości jej sylwetki oraz proste spodnie z butami z niską cholewą. Ufarbowane na czarno włosy spływały miękko na ramiona. Zmianą wizerunku odmłodziła się co najmniej o dekadę. — Mówiłam, że niepotrzebnie się martwiłaś o broń.
— T-tak. — Skrzywiła się. Umiejętności Sunrider były zdumiewające, bez trudu zakryła przed oczami strażników zarówno miecz świetlny, jak i niewielki ręczny blaster, oba schowane na dnie teczki, którą Jedi trzymała pod pachą. — Myślisz, że Duce załapał się na nasz kit o „sponsorce i zarazem agentce”?
— Nie wyglądam na biznesmenkę? — spytała z figlarnym półuśmieszkiem Vima. — Po prawdzie to nie wierzę nawet, że się z nim spotkamy.
— Takie jest założenie planu, wiem. — Kalee mimo wszystko zaczęła czuć suchość w ustach. Nie lubiła planów, w których to ona była przynętą. Dreszczyk emocji był w porządku, ale tylko na torze, w miarę kontrolowanych warunkach, kiedy robiła coś, do czego była urodzona. Podchody, dyplomatyka i walka nie były jej atutami.
Podwoje willi otworzyły się nim kobiety wstąpiły na pierwszy stopień bielutkich niby świeży śnieg schodów. Komitet powitalny składał się z czterech umięśnionych ochroniarzy w groteskowo eleganckich uniformach, pod którymi klarownie dało się spostrzec wybrzuszenia od licznych sztuk broni.
Nie padły żadne słowa, obie strony wiedziały wszystko. Kiedy Kalee skontaktowała się z siepaczami Duce, a było to zadanie banalnie proste, ustalono z góry scenariusz spotkania i nawet pozwolono swooperce zabrać towarzystwo.
Osiłki poprowadziły ich labiryntem gustownych korytarzy udekorowanych różnymi egzotycznymi okazami flory, aż wreszcie stanęły przed stylizowanymi na prerepublikańskie drewnianymi wrotami.
— Pan Duce czeka w środku — zaświergotał ktoś z interkomu ulokowanego nad wejściem.
Żółtoskóra Twi’lekanka łypnęła na ochroniarzy, ale ci tkwili na swoich miejscach jak uliczne lampy. Vima Sunrider ruszyła odważnie jako pierwsza, silnie pchnęła odrzwia.
Kiedy Kalee miała tą nieprzyjemność myśleć o Duce, zawsze wyobrażała sobie niskiego, krępego człowieczka z łysinką i wyrazem okrucieństwa na twarzy. Stereotypowi mafiosi — przy założeniu, że to ludzie — właśnie tak wyglądali, toteż dziewczyna odrobinkę się zdziwiła, gdy zobaczyła wysokiego, czarnoskórego mężczyznę z burzą długich włosów zawiązanych z tyłu głowy. Siedział wygodnie rozpostarty w fotelu, pykając wymyślne dymne figury ze swojej rdzawo-złocistej, długiej fajki w kształcie... Dziewczyna pomyślała, że to jakiś żart. Cybuch nawet nie przypominał republikańskiego krążownika typu Hammerhead — on nim był, oczywiście w miniaturowej formie.
Nawet Vima Sunrider uniosła brwi ze zdumienia. Na taki efekt zapewne liczył ubrany w ekstrawagancki garnitur Duce, który wskazał im na dwa skromne krzesła naprzeciw jego szerokiego biurka wprost bijącego w oczy przepychem. Jeśli Kalee się nie przywidziało, w blacie dostrzegła co najmniej parę arkaniańskich szafirów. Podłogę zaściełał puszysty, błękitny dywan najwyraźniej udający taflę jeziora.
— Może życzą sobie panie jakiegoś drinka? Mam w barku przednie alderaańskie purpurowe wino. — Śniadoskóry mężczyzna nie poczekał na odpowiedź, tylko od razu skinął jednym z palców na stojącą na uboczu ptakoidalną istotę. Twi’lekanka domyśliła się, że to właśnie ona — rasa zwała się bodaj Calibop — zezwoliła im na wejście do pomieszczenia. Służący zatrzepotał piórami i natychmiast wykonał polecenie szefa. Nie minęło dwadzieścia sekund, jak w dłoniach obu kobiet pojawiły się wypełnione do połowy kieliszki z ametystowym płynem.
— Dziękujemy — powiedziała Sunrider ze sztucznym uśmiechem i skosztowała trunku. Kalee popatrzyła na nią ze strachem, ale nic się nie stało. Upewniona, że Duce nie dostarczył im trucizny, co zresztą i tak wydało jej się absurdem, sama upiła łyczek alkoholu. Wino było rzeczywiście świetne.
— A teraz przejdźmy do interesów — zaczął Duce, pyknąwszy z ust większy niż zazwyczaj kłąb dymu. — Cieszy mnie, że poszła pani po rozum do głowy — słowa te kierował oczywiście do Kalee, ignorując na razie Vimę — i nie narobiła sobie pani większych kłopotów, do czego mogłoby dojść, gdyby się tu pani nie zjawiła. Wyścigi swoopów to niebezpieczny sport, na trasie wiele rzeczy może się zdarzyć...
— Daruj sobie te czcze pogróżki — wtrąciła Sunrider suchym tonem. Duce przewiercił ją na poły zdumionym i na poły złowrogim spojrzeniem. — Nie jesteś Duce.
W sali zapadła martwa cisza, zdawało się, że powietrze wibrowało od wyczuwalnego wewnątrz napięcia. Kalee popatrzyła niepewnie na Vimę. Tego nie było w planie i dziewczyna nie miała pojęcia do czego zmierza jej towarzyszka, już w szczególności nie kłopotała się zgadywaniem, czy mówiła prawdę. Czarnoskóry wielbiciel ekstrawaganckich fajek wydał z siebie zduszony chichot i w rozbawieniu postukał pięścią o blat swojego biurka.
— Ależ oczywiście — przyznał z olbrzymią wesołością. Nagle w jego ręce pojawił się pistolet blasterowy. Gdzieś za plecami obu kobiet rozległ się szmer wyciąganej z kabur broni i przełączanych karabinów blasterowych. — A ty nie jesteś żadną „sponsorką”, prawda mistrzyni Sunrider?
W żargonie doliniarzy z Metellosu mówiło się na takie sytuacje: „sprawa się rypła”. Plan miał polegać na złapaniu Duce za język (Vima wspominała o manipulacją jego umysłem z użyciem Mocy; przerażająca technika), tymczasem to on — czy też jego impostor — złapał ją w sieć, z której raczej nie dało się uciec. W porównaniu z nią Kalee była tylko maluteńkim pionkiem. Z trudem przełknęła ślinę, w krtani czuła nieprzyjemną gulę.
— Nie radzę wyciągać z tej zgrabnej teczuszki...
Mężczyzna rzekomo udający mafiosa nie zdążył dokończyć wypowiedzi. Twi’lekanka w jednej sekundzie siedziała wygodnie na swoim krześle, a w następnej była już na dywanie, pchnięta bez ostrzeżenia przez Vimę. Kalee zaklęła i wypluła z ust błękitne kępki wełnistego materiału.
Pomieszczenie rozbrzmiało buczeniem pracującego miecza świetlnego i bzyczeniem blasterowych pocisków. Po chwili uznała, że dywan wcale nie jest takim złym miejscem spoczynku, przynajmniej do czasu aż sytuacja nad jej głową rozjaśni się.
Kątem oka wychwyciła, że blisko dwumetrowy Calibop powoli wycofuje się w kierunku bocznych drzwi wyjściowych. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że swoimi ciałami zasłaniało go dwóch ochroniarzy. Twi’lekanka szybko dodała w głowie dwa plus dwa i wyszło jej, że to właśnie Calibop jest „wielkim” Duce.
Blasterowy bełt wypalił czarną, dymiącą dziurę obok jej dłoni. Nie spodobało jej się to ani troszkę. Swooperka rzuciła się w kierunku biurka i ślizgiem wpadła pod jego blat. Niewielka to była zasłona, ale zawsze. Nie wiedziała co się wokół niej dzieje, tak bardzo skupiła się na ratowaniu własnego tyłka. Impostor Duce leżał tuż obok, bez głowy, chociaż w prawej dłoni wciąż ściskał swój blaster. Dziewczyna poczuła, że zbiera jej się na wymiociny, ale usiłując nie zwracać uwagi na zdekapitowany korpus, wysupłała broń z palców trupa. Niezręcznie ujęła jego rączkę.
Wychyliła się. Calibop zniknął w drzwiach, ale jego osiłki zostały na miejscu. Kalee wymierzyła w nich, zamknęła oczy i zaczęła szaleńczo pociągać za cyngiel. Kiedy uchyliła lekko powieki, dwaj ochroniarze leżeli, położeni trupem. Nie mogąc uwierzyć w swój fart, swooperka przez chwilę głupio się uśmiechała. Dopiero po chwili przypomniała sobie o ptakowatym Duce. Zerwała się na nogi i pognała za nim.
— Kalee! — krzyknęła za nią Vima Sunrider, ale dziewczyna biegła dalej.
Twi’lekanka nie miała najmniejszego pojęcia czemu nagle zdecydowała się zaryzykować ten wariacki pościg, ale poczuła się trochę tak, jak na torze wyścigowym i pewnie to zadecydowało, że porzuciła swoje asekuranckie podejście do życia. Poza tym Duce zdrowo ją wkurzył i naprawdę chciała mu za to odpłacić.
Tylko jak? Calibop nie mógł jej przyuważyć, a to na korytarzach, gdzie pod ścianami rosły rzędy wątłych roślinek, wymagało mistrzostwa w skradaniu. Duce nie odwrócił jednak ani razu swojej dziobatej głowy, najwyraźniej przekonany, że sytuacja jest pod kontrolą.
A może to jednak nie był Duce? Kalee odrzuciła tą możliwość i szła dalej. Calibop zatrzymał się, jakby czegoś nasłuchiwał. Twi’lekanka zamarła i w myślach zbeształa samą siebie za nieostrożność. Wszystkie ptaki miały świetny słuch — jeśli nie okiem, to uchem bez wysiłku mogły wyłowić każdy dźwięk. Dopiero po sekundzie czy dwóch uświadomiła sobie, że sama również słyszy coś niepokojącego, coś co przypominało odległy rzechot silnika podkręconego swoopa. W tym samym czasie walka na sali, z której uciekła zakończyła się — ale jazgot blasterowych wystrzałów bynajmniej nie ucichł.
Ktoś jeszcze w willi robił rozróbę, pomyślała ze zdumieniem Kalee. Grzmot eksplozji, który niespodziewanie wstrząsnął budynkiem potwierdził jej przypuszczenia. Duce wystrzelił w kierunku najbliższych drzwi, a Twi’lekanka była na tyle nieroztropna, by za nim pobiec. Calibop stał tuż za progiem i czekał na nią ze swoim blasterem wycelowanym prosto w jej brzuch.
Nie miała szans — ale stało się coś, czego żadne z nich nie przewidziało.
Duce wystrzelił i Kalee raptownie poderwało z ziemi, w bok. Zgubiła blaster, przefrunęła kilka metrów, obróciła się parokrotnie w powietrzu i na końcu zaryła kolanami w podłogę, by później zaszorować po niej ramieniem, piersiami i zatrzymać się z cierpiętniczym wrzaskiem w ustach. Odrapaną do krwi lewą rękę machinalnie zacisnęła na prawym ramieniu tuż poniżej barku, w miejscu gdzie ugodziła ją blasterowa wiązka.
Zawdzięczała życie Jedi — i tym większe stały się łańcuchowe wybuchy kolejnych ognisk bólu w jej sponiewieranym ciele. Cząstką świadomości, nawet teraz gdy z wysiłkiem mogła myśleć, wiedziała że bez cudownej interwencji Vimy Sunrider już byłaby trupem. A to znaczyło zobowiązanie, wyjawienie paskudnego sekretu.
Ogarnął ją strach, ale już po chwili przyszła jej na odsiecz ciemność.
W tym tygodniu Kalee miała zadziwiające szczęście do bycia rzucaną jak szmaciana lalka i tracenia przytomności — no i bardzo nieprzyjemnego odzyskiwania jej, które dało się porównać jedynie do nagłego hamowania swoopem i serii wariackich wiraży, a wszystko to oczywiście na porządnym kacu. Z jej zmysłów pierwszy uruchomił się węch, co skończyło się tym, że zmarszczyła nos. W powietrzu unosił się mdły smród szpitala, miejsca które od zawsze nienawidziła całym sercem.
Twi’lekanka naprawdę nie chciała otwierać oczu, ale ktoś dotykał palcami jej poranionego ramienia i skutecznie zniechęcał ją do dalszego snu. Lekko uchyliła prawą powiekę.
— Cześć. — Vima Sunrider uśmiechnęła się i zlustrowała jej skrzywioną twarz. — Jak tam zdrówko?
— Bardzo śmieszne — burknęła Kalee. Przyzwyczaiła oczy do szpitalnej zieleni, która była barwą lekarzy na Corsinie, obejrzała niewielki, przytulny pokoik, i przyjrzała się sobie. Kolana, łokcie i niemal całe prawe ramię miała w bandażach nasączonych kolto. Westchnęła z irytacją. — Piękny był ten twój plan, wprost cudowny.
— Pewnie dlatego, że znałaś nie ten plan, co trzeba — powiedziała beztrosko mistrzyni Jedi. — Duce zgarnęli tutejsi policjanci, z którymi współpracowałam od paru tygodni. To oni szturmem wzięli jego willę. Widzisz, Duce zainteresował się nagrodą, którą wystawiono za złapanie lub zabicie Jedi. Prawdziwy plan polegał na tym, żeby to wykorzystać, brakowało nam tylko sposobu na dostanie się do środka bez wycinania w pień każdego po drodze...
— I tu weszłam do gry ja, tak? — Kalee zgrzytnęła zębami. — Ładną mam za to nagrodę, nie ma co.
Kobieta nie odpowiedziała, najwyraźniej zamyślona nad czymś. Twi’lekanka patrzyła na nią przez kilka długich sekund nim powiedziała:
— Chyba powinnam ci podziękować. Uratowałaś mi życie trzy razy, a ja... — zawiesiła głos. A ja nawet nie jestem z tobą szczera, to właśnie mogłaby teraz rzec. Kalee nie była ani szczera, ani wdzięczna, ani nawet przyjaźnie do niej usposobiona, tymczasem Vima Sunrider nie wahała się pomóc jej, niczego nie udawała, mimo iż pewne sprawy zachowała tylko dla siebie. Jedi wykorzystała ją — ale dla jej własnego dobra, czyż nie tak? Chciała w to wierzyć. Gorąco chciała chociaż raz uwierzyć, że ktoś zrobił coś dla niej z odruchu serca, nie oczekując niczego w zamian. Chociaż ten jeden raz.
Swooperka przygryzła dolną wargę, zwilżyła usta koniuszkiem języka i wreszcie wyrzuciła z siebie:
— Zabiłam Jedi.
— Co? — Vima posłała jej pytające spojrzenie.
Kalee opowiedziała jej o wszystkim, co zrobiła i zobaczyła na Metellosie. Sunrider milczała i dziewczyna powoli zaczęła sobie wyobrażać jej wybuch. Potem zaś, wraz z przedłużającą się ciszą, przypomniała sobie wszystkie te magiczne sztuczki, o których jej mówiono w dzieciństwie: duszenie, łamanie kości, porażenie prądem... Zrobiło jej się słabo.
Mistrzyni Jedi w końcu wybuchnęła — ale cichym śmiechem, nie gniewem. Kalee słuchała jej śmiechu z przestrachem, sądząc iż to preludium do czegoś bardzo, ale to bardzo dlań bolesnego. — Nikogo nie zabiłaś, Kalee — powiedziała Vima, wygięła usta w lekkim uśmiechu. Nie był to jednak uśmiech do końca wypełniony rozweseleniem i ciepłem; Twi’lekanka wychwyciła w nim ślad czegoś przykrego. — Miecz świetlny to narzędzie, bez którego Jedi traci nieco na wartości, ale nie jest niezastąpione. Nie ponosisz winy za to, że tego rycerza spotkał taki, a nie inny los. Wina leży po stronie tych, którzy na nas polują.
Kobieta zwróciła się do niej profilem, westchnęła ciężko.
— Sithowie. Ludzie często nas z nimi mylą, ty również. — Znowu ugodziła swe szmaragdowe oczy w twarz Twi’lekanki. — My nie kierujemy się zemstą, nie ranimy innych... przynajmniej nie intencjonalnie. Nie musisz się z mojej strony obawiać niczego, poza — tu ponownie się uśmiechnęła — przyjaźnią.
— Przyjaźnią? — Kalee zatrzepotała powiekami. Tak jak zazwyczaj we wszystkim wyłapywała jakieś triki, tak teraz naprawdę była zaskoczona, gdyż miała pewność, że jej rozmówczyni nie kłamała i nie usiłowała jej zwieść. — Po tym... Masz mnie, nie wiem co powiedzieć.
— Nie musisz nic mówić, ważne jest to, co myślisz.
— T-tak — mruknęła bez przekonania dziewczyna. Nagle złapała się na tym, że w głowie jej łopocze dosłownie setki pytań. — Co teraz zrobisz?
— Obawiam się, że muszę stąd jak najszybciej wybyć — stwierdziła ze smutkiem. — Policja ma zamiar podkreślić mój udział w uchwyceniu Duce i rozbiciu jego przestępczej siatki, a to sprowadzi na Corsin setki łowców Jedi.
Kalee nie była nigdy sentymentalna, ale teraz poczuła, że coś łączy ją z mistrzynią Mocy. I tym większy żal ją ogarniał, że będą musiały się tak prędko rozstać. Miała jeszcze wiele pytań, ale postanowiła zadać tylko jedno z nich. Zastanowiła się chwilę, jak dyplomatycznie poruszyć tą sprawę.
— Słyszałam że Jedi, eee, unikają miłości. To prawda, czy znowu robię z siebie ignorantkę?
— Tak i nie. — Twarz Vimy rozjaśniła się odrobinę. — Miłości nie da się uniknąć. Ona sama cię łapie i wtedy Jedi czy nie-Jedi, zwykle się jej poddajesz.
— Czyli masz kogoś? — uderzyła prosto z mostu Kalee. Ułamek sekundy później pożałowała, że nie ugryzła się w język.
— Być może kiedyś o nim usłyszysz... albo już usłyszałaś. Arun Radena. — Sunrider skrzywiła nieco głowę. — A ty masz kogoś, do kogo mogłabyś wrócić?
— Po co? — Zmarszczyła czoło. — Sama doskonale sobie radzę.
— Teraz tak myślisz, Kalee. Wierz mi, to się kiedyś zmieni. To paskudna galaktyka, miłość czyni ją nieco mniej paskudną, sama się przekonasz.
Twi’lekanka posłała jej skwaszoną minę pełną niewiary. Niezręczna cisza zaczęła się ciągnąć.
— Czas na mnie, Kalee. Nie wiem, czy kiedyś jeszcze się spotkamy, ale jeśli tak się stanie, będę bardzo z tego powodu szczęśliwa — oświadczyła w pewnym momencie kobieta i wstała z jej łóżka. Wygładziła poły swojego ubrania, niezbyt eleganckiego stroju, który nadawał jej wygląd jakiejś urzędniczki niskiej rangi. — Bez obaw, nie zamierzam umierać, zaszyję się gdzieś na jakiejś przytulnej planetce i za jakiś czas pewnie znowu wypłynę. Nie lubię siedzieć bezczynnie w jednym miejscu.
— To tak jak ja. — Twi’lekanka nie za bardzo wiedziała czemu powiedziała akurat te słowa, ale wydały jej się odpowiednie do sytuacji. — Jak to się mówi... Moc z tobą? Chyba tak.
Vima Sunrider posłała jej przyjacielski uśmiech. Kalee nie miała oporu przed odpowiedzeniem jej dokładnie w ten sam sposób. Mistrzyni Jedi odwróciła się i niespiesznie wyszła z jej szpitalnego pokoju.
— Spotkanie z Jedi, kto by pomyślał — mruknęła Kalee, kręcąc głową. — Kto by to pomyślał.
Girdun2009-01-17 21:52:52
A ja Nadiru Rene lubię i szanuje. Dlatego za opowiadanie 8/10, a że to on napisał to 10/10
Carno2008-12-21 19:31:45
Samo opowiadanie technicznie dobre, choć są wyjątki ( zbiera się na wymociny... trzymałbym się wersji ,,zbiera się na wymioty". Mocno drażniło mnie też szafowanie słowem ,,impostor" ). Ale w wersji fabularnej opowiadanie ma sporo niedoróbek. Przede wszystkim - kradzież przez Kalee miecza świetlnego. Jaka doliniara udaje się za celem do jakiegoś pomieszczenia, gdzie cel jej ataku będzie sam? Doliniarze działają w tłumie, i w ten tłum się następnie wtapiają. Bezsensem dla mnie był ten zabieg za śledzeniem w rupieciarni. Nie mówiąc już o tym, że ów Jedi jej nie wyczuł.
Dwa - wybuch śmiechu po wyznaniu Kalee. Rozumiem, jakiś smutny uśmiech, czy coś w tym stylu - ale wybuch ( nawet cichego ) śmiechu? To Kabaret Moralnego Niepokoju czy pani Sunrider?
Dalej:
,,ząstką świadomości, nawet teraz gdy z wysiłkiem mogła myśleć, wiedziała że bez cudownej interwencji Vimy Sunrider już byłaby trupem. A to znaczyło zobowiązanie, wyjawienie paskudnego sekretu."
Nie rozumiem, z czego miałoby wyjawić imperatyw wyjawiania sekretu, ale mniejsza z tym. Ten akapit wydaje się dodany na siłę, i nielogiczny, gdyż Vima co najmniej raz wcześniej uratowała już Twilekance życie, ogłuszając bandę Trandoshian, a ta dopiero teraz to sobie uświadamia. W następnej części twego opowiadania sama zresztą mówi o trzykrotnym uratowaniu życia. Niespójność...
Aha - ,,Prawdziwy plan polegał na tym, żeby to wykorzystać, brakowało nam tylko sposobu na dostanie się do środka bez wycinania w pień każdego po drodze"
A nie wytniętego każdego w pień po drodze, koniec końców? Rzeź, jakiej dokonała Vima, plus atak policji nie oznaczały razem masakry? Kolejna nielogiczność wg mnie.
Opowiadanie czyta się miło, ale to za mało. 6/10
Maxi Artur2008-05-14 18:41:24
co to??
Dorg2008-05-06 19:34:35
Spoko, naprawdę mnie wciągnęło. Ale ta końcowa rozmowa jakaś taka nijaka. Dałbym 8/10...gdybym mógł;D
Nadiru Radena2008-05-05 18:42:29
Musiał - w kontekście moich poprzednich opowiadań, zwłaszcza "Wygnania" i staruteńkiej "Ostatniej Bitwy" i "Polowania na Jedi", gry PBF RPG, którą prowadzę. Zresztą, idea związku Vimy Sunrider i Aruna Radeny istniała u mnie od samego początku, bo w swoich fanfikach połączyłem rody Radenów i Sunriderów w jeden. Nie jest to więc żadna nowość, więcej: zachowuję ciągłość w "swojej" gałęzi kanonu. No retcons, heh.
Timonaliza12008-05-05 16:08:07
powiedziałeś, że komentarze są najważniejsze a więc te opowiadanie jest słabeco z żalem przyznaje. Dużo powtórzeń inny styl jakoś wszystkie twoje opowiadania mi się podobały a te akurat nie. Plusem na pewno jest to, że w końcu mamy głównego bohatera kobiete. Tytymek ma tu troche racji, związek musiał być z Radenem?
Nadiru Radena2008-05-04 18:03:53
Yeleniu -> Ano ma, dwóch czy trzech. Zesmapowali całe The Outer Rim i teraz wszyscy mają pięknego bana.
Aquenral -> Cóż, całkiem zapomniałem o tym grievousowskim Kalee, heh. Następnym razem jak będę wymyślał nazwy to na wszelki wypadek wrzucę je do Wookieepedowskiej wyszukiwarki.
Kasis -> Chciałem napisać coś z kobietami w głównej roli właśnie dlatego, że ich tak mało dają w opowiadaniach. Drugim powodem było stworzenie historyjki z Kalee i Vimą w rolach głównych (w ramach mojej gry PBF RPG "Polowanie na Jedi").
BTW, Kasis ogromnie dziękuję za spełnienie mojej prośby o usunięcie możliwości wystawiania ocen moim opowiadaniom. Przy takich typkach jak tytymek, jak już pisałem, nie miało to już żadnego sensu. Zresztą, i tak najważniejsze są komentarze. Sama ocena nic mi nie mówi...
Rusis2008-05-04 17:21:19
Nadiru -> nie ma co się przejmować, u nas też długo miejsca nie zagrzeją takie osoby.
Yeleniu2008-05-04 13:56:03
to onoma ma kolegów??
Aquenral2008-05-04 10:15:58
Nadiru, "Onoma i jego koledzy"? :D To ilu ich tam zbanowałeś? :D
Krogulec2008-05-03 22:00:58
chaotyczne, niedopracowane, plusem pojawienie się mistrzyni jedi, minusem jej reakcja na opowieść o tym jak kalee zabiła jedi, także jesj związek oczywiście musiał być z którymś z Raden, dałbym 5/10 ale dla Radeny mam specjalne względy więc 1/10 jak ulał :)
Nadiru Radena2008-05-03 17:54:21
Niestety, Onoma i jego koledzy ruszyli na krucjatę przeciwko Nadiru Radenie, który ich wszystkich zbanował na The Outer Rim.
W tym momencie możliwość dawania ocen na Bastionie przestała mieć jakikolwiek sens - nie przy takiej ilość wrogów, których sobie narobiłem na TOR wykonywaniem swojej moderatorskiej pracy.
Yeleniu2008-05-03 14:49:27
onoma?
Kasis2008-05-03 13:35:34
Dobrze się czytało. Plusem dla mnie było to, że główne postacie to kobiety:) Bo nie czarujmy się, najczęściej wszyscy piszą o mężczyznach.
Ale jedno zdanie to muszę Ci wytknąć:
"tym większe stały się łańcuchowe wybuchy kolejnych ognisk bólu w jej sponiewieranym ciele." Masakra:P Przedobrzyłeś;) I jak dla mnie w tej ostatniej rozmowie to nagłe przejście do pytania o partnerów było trochę zbędne.
Aquenral2008-05-03 13:35:16
Fierfek, nie zauważyłem drugiej i trzeciej strony xD Teraz inaczej sie wypowiem :)
Pojawienie się Vimy Sunrider to dobre posunięcie :) Tylko uważaj na panów od Jeepa, którzy biegają po sądach za używanie tegoż nazwiska :] Opowiadanie dobre, ale bywały lepsze :D
Jak to się mówi... Moc z Tobą?
Aquenral2008-05-03 13:32:00
Uuu... FAN STAR WARS2 ma jakiś uraz do Radeny :P
Coś okrojone to opowiadanie, takie... Hm... Niedokończone? A Kalee to nazwa ojczystej planety Grievousa, więc można było użyć innego imienia :)