Kiedy dziewczyna się zbudziła, ból prawie całkiem ustąpił. Lekku ciągle były odrętwiałe, ale poza tym czuła się jak nowonarodzona. Na głowie nie miała już okładu, tak więc ostrożnie podparła się łokciami na twardym materacu i z zaciekawieniem zlustrowała pokój. Nie był zbyt przestronny i bogato urządzony; ot, parę szafek, malutki stolik, na którym stała lampka — jedyne źródło światła — i leżała otwarta apteczka, no i do tego jej łóżko. Coś jej podpowiadało, że znajdowała się w jakiejś piwnicy zamienionej w przytulny pokoik.
Drzwi zaskrzypiały i do środka weszła Alari ubrana w proste, nie rzucające się w oczy odzienie. W rękach miała jej złocisto-fioletowy kombinezon.
— Pozwoliłam sobie nieco go przeczyścić. — Kobieta podała podejrzliwie taksującej ją Kalee jej własność. — Jak tam głowa? Już w porządku?
— Tak... tak jakby — powiedziała z ociąganiem Twi’lekanka, siadając na brzegu łóżka. Zaczęła naciągać na siebie kombinezon. — Powiesz mi wreszcie co jest na tej karteczce?
Alari uśmiechnęła się. Kalee coraz bardziej niepokoiły te jej ciągłe uśmiechy i uprzejmości; niewiele istot zachowywało się tak w stosunku do obcych. Musiała mieć się na straży. Oj tak, Corsin, czy Metellos — ten sam mynock.
— Mówiąc w skrócie, wezwanie do współpracy pod groźbą pogruchotania kości.
Kobieta wręczyła jej karteczkę. Twi’lekanka zapięła ostatni suwak i odczytała treść wiadomości zapisanej w aurebeshu. Po chwili zaklęła cicho i zmięła flimsiplast w garści.
— Cholerny Us’tash! Gdybym wiedziała...
— ...i tak byś podjęła ryzyko — dokończyła za nią Alari, wprawiając ją nie tyle w zdumienie, co w złość.
— A co ty o tym możesz wiedzieć, co? To nie ciebie chce ukatrupić Duce!
Kobieta wybuchnęła śmiechem i pokręciła głową, co ostudziło Kalee i dało jej nieco do myślenia.
— O nie, moja kochana. Na mnie dybią ludzie znacznie gorsi.
Dziewczyna prychnęła.
— Nie mów, ukrywasz się tu przed jakimś wielkim, złym facetem?
Alari nie odpowiedziała. Nie musiała. Kalee prawie zrobiło się jej żal. Prawie.
— Słuchaj, Alari, dzięki za wszystko, ale będzie najlepiej, jak sobie już pójdę.
— Wiesz, mogłabym ci pomóc — zaproponowała w odpowiedzi kobieta.
— Wybacz, ale lubię pracować solo, a poza tym wątpię, żebyś mi się do czegokolwiek mogła przydać — powiedziała lekko ironicznym tonem. Po chwili pomyślała, że powinna bardziej pilnować swoich ust. Albo częściej gryźć język. Być może kobieta była dziwna, ale bądź co bądź przyjęła ją do swojej kryjówki i chyba wyleczyła. Chyba, bo wcale nie była tego taka pewna. — Bez obrazy, oczywiście.
— Oczywiście — zgodziła się Alari, maskując kolejny osobliwy półuśmieszek. — Jak nie, to nie. Pozwól, że cię stąd wyprowadzę.
Kalee zdecydowanie nie podobały się te uśmieszki. Zwiastowały coś złego. Coś bardzo złego.
— Wybieramy się dokądś?
Wysoki, barczysty Trandoshanin stał pod drzwiami jej wynajętego domu. Sytuacja sprzed tygodnia powtórzyła się: gad ni stąd ni zowąd zmaterializował się przed nią, natomiast z czterech stron zaszli ją jego kumple. Różnica polegała na tym, że Kalee miała zamiar uniknąć tego spotkania, a w razie kłopotów posłużyć się pistoletem blasterowym, który skołowała parę dni temu. Niestety oglądanie się za siebie i staranna obserwacja otoczenia nic nie dały — pachołki Duce były od niej zwyczajnie sprytniejsze, mimo iż żaden z oprychów nie wyglądał na inteligenta.
— Pan Duce stracił cierpliwość — oznajmił Trandoshanin.
— Powiedz „panu” Duce, że on i jego cierpliwość mogą się wypchać — parsknęła w odpowiedzi. — Pracuję tylko dla siebie i na siebie, niech sobie znajdzie inną idiotkę, która za poodoo będzie mu odpalać wygrane!
— Poodoo? — Gad wyszczerzył swoje zabójczo ostre zębiska. — Obawiam się, że czegoś nie rozumiesz, złociutka. Mówią, że nic tak nie wpływa na poprawę zdolności rozumienia jak ból. Przetestowałem to, i wiesz co? To działa.
Trandoshanin skinął na swoich podwładnych. Kalee wiedziała co ją czeka, otrzymała już tego przedsmak, i była zdeterminowana, aby to więcej się nie powtórzyło. Sięgnęła do broni ukrytej pod zwiewną koszulą i...
...cztery blasterowe grzmoty, jeden po drugim, rozbrzmiały w jej bębenkach. Oprychy Duce, jeden po drugim, runęły na ulicę, każdy ogłuszony błękitnym pociskiem. Zanim zszokowana Twi’lekanka zorientowała się, kto przyszedł jej na pomoc, Trandoshanin ryknął wściekle, brutalnie odepchnął ją na bok swoimi mocarnymi łapami i rzucił się na kogoś. Kalee nie utrzymała równowagi, zatoczyła się pod ścianę jednego z domów i łupnęła w nią swoim barkiem. Skrzywiła się z bólu.
Usłyszała dwa metaliczne szczęknięcia i po chwili zobaczyła, że jakaś postać z całej siły stalową rurą zdzieliła po głowie sługusa Duce. Gad zachwiał się, ale dołączył do swoich kolegów dopiero po otrzymaniu drugiego ciosu w czaszkę. Wówczas to, po nastaniu ciszy i przemienieniu się rozmazanych podczas walki sylwetek w obiekty bardziej statyczne, Twi’lekanka spostrzegła, że osobą, która przybyła ją uratować była Alari — i jakoś jej to nie zdziwiło, mimo iż nigdy by jej nie posądziła o taką odwagę, nie mówiąc już o umiejętności błyskawicznego powalenia pięciu osiłków.
— Nic ci nie jest, Kalee? — spytała kobieta, jej odrzucona rurka zabrzęczała o bruk ulicy.
— Przeżyję — odparła swooperka z wymuszonym uśmiechem. — Tak w ogóle to dzięki. Skąd wiedziałaś...
— Później ci wyjaśnię. — Alari wyciągnęła do niej ramię. Kalee tym razem nie zawahała się przyjąć jej pomocy. Ból w barku nie minął i znowu zrobiła skwaszoną minę. — Widać nie do końca wszystko z tobą w porządku. Chodź, idziemy do mnie, kumple Duce mogą tu być lada moment.
— Moja propozycja wciąż jest aktualna.
— Co? — Kalee zmrużyła powieki. Choć została przykładnie opatrzona przez Alari i siedziała teraz spokojnie na łóżku, na które trafiła po raptem kilkudniowej przerwie, nadal nieco kręciło jej się w głowie. Oczywiście nie z powodu bólu w barku, który powoli odchodził w niepamięć, bardziej z wrażeń i niespodziewanego pojawienia się świadomości, jak blisko otarła się o śmierć. Radzenie sobie z takimi rzeczami nie było jej mocną stroną, mimo iż mogła się poszczycić zimną krwią podczas prowadzenia wyścigowych swoopów. — Jaka propozycja?
— Mogę ci pomóc rozwiązać problem z Duce — powiedziała jej wybawicielka, patrząc jej prosto w oczy. — Wiem jak się z nim rozprawić i zapewniam, że sama bym to zrobiła, ale... — Zawiesiła głos. — Cóż, bez ciebie nie dam rady.
— A to ci niespodzianka — odparła Kalee ze szczyptą niepotrzebnego sarkazmu. Zagryzła dolną wargę. Znowu zachowała się nieuprzejmie, dlatego już całkiem normalnym głosem powiedziała: — Nie chciałabym cię dołować, czy drugi raz okazać się paskudną niewdzięcznicą, ale... jakoś tego nie widzę. Mimo twojego pokazu przed moim domem — dodała po chwili.
Alari lekko pokręciła głową, uśmiechnęła się półgębkiem.
— Otwórz to pudełko.
Twi’lekanka podążyła za linią wzroku kobiety. Na stoliku obok lampki leżała prosta, drewniana szkatułka.
— Co tam znajdę?
— Niespodziankę — odparła z rozbawieniem Alari.
— Bardzo śmieszne.
Kalee podeszła do stolika, bardzo uważnie zlustrowała pudełko, tak jak gdyby to miało ją zaraz ugryźć. Przewróciła oczami; ponownie szukała podstępu tam, gdzie niechybnie go nie było. Otworzyła wieko.
W kuferku znajdował się matowoszary i kanciasty metalowy przedmiot długi na trzydzieści centymetrów, z czymś co przypominało cztery wyszczerzone zęby na samym końcu. Po chwili dziewczyna dostrzegła na nim dwie kontrolki.
To był miecz świetlny.
Skóra Twi’leków nie miała takiej właściwości, że leciutko bielała, gdy organizm nagle stawał przed czymś szokującym lub przerażającym, niemniej oczy reagowały zbieżnie do ludzkich — źrenice Kalee rozszerzyły się więc do granic możliwości. Odwróciła się tak gwałtownie, że przypadkiem zaczepiła swoimi lekku o lampkę, która zahuśtała się i upadła na blat stolika.
— Jesteś... Jedi? — spytała lekko drżącym głosem. Twi’lekanka czuła jak serce podchodzi jej pod gardło, a ręce grabieją.
— Tak — powiedziała niespiesznie Alari. Na jej twarzy odrysowało się zaniepokojenie. — Jestem mistrzynią Jedi i naprawdę nazywam się Vima Sunrider. Czemu się mnie boisz?
— Ja... — Słowa ugrzęzły swooperce w krtani. Oczywiście znała odpowiedź, ale nie mogła jej za nic wyjawić. — Nie wiem, nie wiem.
Kobieta podarowała jej uspokajający uśmiech. Z jakiegoś powodu dziewczyna odniosła wrażenie, że Alari — to jest Vima — nie uwierzyła w jej niewiedzę.
— W porządku, pozostańmy przy tym. Czy jesteś w stanie opanować się na tyle, żeby mi zaufać? Może „zaufać” to nienajlepsze słowo — westchnęła — ale nie ma lepszego, którego mogłabym teraz użyć.
Kalee bardzo niepewnie skinęła głową. Bądź co bądź ta Sunrider ją uratowała, a gdyby chciała ją skrzywdzić, już dawno by to uczyniła. Gdyby też użyła tych swoich magicznych zdolności, aby wydostać z jej umysłu to, co widziała i zrobiła na Metellosie, poznałaby odpowiedź na swoje pytanie — a wtedy rozmowa pewnie toczyła by się zupełnie innym torem. A że nie użyła, trzeba to było wziąć za dobrą kartę.
— Wyśmienicie — ucieszyła się Sunrider. — Zrobimy to tak...
Girdun2009-01-17 21:52:52
A ja Nadiru Rene lubię i szanuje. Dlatego za opowiadanie 8/10, a że to on napisał to 10/10
Carno2008-12-21 19:31:45
Samo opowiadanie technicznie dobre, choć są wyjątki ( zbiera się na wymociny... trzymałbym się wersji ,,zbiera się na wymioty". Mocno drażniło mnie też szafowanie słowem ,,impostor" ). Ale w wersji fabularnej opowiadanie ma sporo niedoróbek. Przede wszystkim - kradzież przez Kalee miecza świetlnego. Jaka doliniara udaje się za celem do jakiegoś pomieszczenia, gdzie cel jej ataku będzie sam? Doliniarze działają w tłumie, i w ten tłum się następnie wtapiają. Bezsensem dla mnie był ten zabieg za śledzeniem w rupieciarni. Nie mówiąc już o tym, że ów Jedi jej nie wyczuł.
Dwa - wybuch śmiechu po wyznaniu Kalee. Rozumiem, jakiś smutny uśmiech, czy coś w tym stylu - ale wybuch ( nawet cichego ) śmiechu? To Kabaret Moralnego Niepokoju czy pani Sunrider?
Dalej:
,,ząstką świadomości, nawet teraz gdy z wysiłkiem mogła myśleć, wiedziała że bez cudownej interwencji Vimy Sunrider już byłaby trupem. A to znaczyło zobowiązanie, wyjawienie paskudnego sekretu."
Nie rozumiem, z czego miałoby wyjawić imperatyw wyjawiania sekretu, ale mniejsza z tym. Ten akapit wydaje się dodany na siłę, i nielogiczny, gdyż Vima co najmniej raz wcześniej uratowała już Twilekance życie, ogłuszając bandę Trandoshian, a ta dopiero teraz to sobie uświadamia. W następnej części twego opowiadania sama zresztą mówi o trzykrotnym uratowaniu życia. Niespójność...
Aha - ,,Prawdziwy plan polegał na tym, żeby to wykorzystać, brakowało nam tylko sposobu na dostanie się do środka bez wycinania w pień każdego po drodze"
A nie wytniętego każdego w pień po drodze, koniec końców? Rzeź, jakiej dokonała Vima, plus atak policji nie oznaczały razem masakry? Kolejna nielogiczność wg mnie.
Opowiadanie czyta się miło, ale to za mało. 6/10
Maxi Artur2008-05-14 18:41:24
co to??
Dorg2008-05-06 19:34:35
Spoko, naprawdę mnie wciągnęło. Ale ta końcowa rozmowa jakaś taka nijaka. Dałbym 8/10...gdybym mógł;D
Nadiru Radena2008-05-05 18:42:29
Musiał - w kontekście moich poprzednich opowiadań, zwłaszcza "Wygnania" i staruteńkiej "Ostatniej Bitwy" i "Polowania na Jedi", gry PBF RPG, którą prowadzę. Zresztą, idea związku Vimy Sunrider i Aruna Radeny istniała u mnie od samego początku, bo w swoich fanfikach połączyłem rody Radenów i Sunriderów w jeden. Nie jest to więc żadna nowość, więcej: zachowuję ciągłość w "swojej" gałęzi kanonu. No retcons, heh.
Timonaliza12008-05-05 16:08:07
powiedziałeś, że komentarze są najważniejsze a więc te opowiadanie jest słabeco z żalem przyznaje. Dużo powtórzeń inny styl jakoś wszystkie twoje opowiadania mi się podobały a te akurat nie. Plusem na pewno jest to, że w końcu mamy głównego bohatera kobiete. Tytymek ma tu troche racji, związek musiał być z Radenem?
Nadiru Radena2008-05-04 18:03:53
Yeleniu -> Ano ma, dwóch czy trzech. Zesmapowali całe The Outer Rim i teraz wszyscy mają pięknego bana.
Aquenral -> Cóż, całkiem zapomniałem o tym grievousowskim Kalee, heh. Następnym razem jak będę wymyślał nazwy to na wszelki wypadek wrzucę je do Wookieepedowskiej wyszukiwarki.
Kasis -> Chciałem napisać coś z kobietami w głównej roli właśnie dlatego, że ich tak mało dają w opowiadaniach. Drugim powodem było stworzenie historyjki z Kalee i Vimą w rolach głównych (w ramach mojej gry PBF RPG "Polowanie na Jedi").
BTW, Kasis ogromnie dziękuję za spełnienie mojej prośby o usunięcie możliwości wystawiania ocen moim opowiadaniom. Przy takich typkach jak tytymek, jak już pisałem, nie miało to już żadnego sensu. Zresztą, i tak najważniejsze są komentarze. Sama ocena nic mi nie mówi...
Rusis2008-05-04 17:21:19
Nadiru -> nie ma co się przejmować, u nas też długo miejsca nie zagrzeją takie osoby.
Yeleniu2008-05-04 13:56:03
to onoma ma kolegów??
Aquenral2008-05-04 10:15:58
Nadiru, "Onoma i jego koledzy"? :D To ilu ich tam zbanowałeś? :D
Krogulec2008-05-03 22:00:58
chaotyczne, niedopracowane, plusem pojawienie się mistrzyni jedi, minusem jej reakcja na opowieść o tym jak kalee zabiła jedi, także jesj związek oczywiście musiał być z którymś z Raden, dałbym 5/10 ale dla Radeny mam specjalne względy więc 1/10 jak ulał :)
Nadiru Radena2008-05-03 17:54:21
Niestety, Onoma i jego koledzy ruszyli na krucjatę przeciwko Nadiru Radenie, który ich wszystkich zbanował na The Outer Rim.
W tym momencie możliwość dawania ocen na Bastionie przestała mieć jakikolwiek sens - nie przy takiej ilość wrogów, których sobie narobiłem na TOR wykonywaniem swojej moderatorskiej pracy.
Yeleniu2008-05-03 14:49:27
onoma?
Kasis2008-05-03 13:35:34
Dobrze się czytało. Plusem dla mnie było to, że główne postacie to kobiety:) Bo nie czarujmy się, najczęściej wszyscy piszą o mężczyznach.
Ale jedno zdanie to muszę Ci wytknąć:
"tym większe stały się łańcuchowe wybuchy kolejnych ognisk bólu w jej sponiewieranym ciele." Masakra:P Przedobrzyłeś;) I jak dla mnie w tej ostatniej rozmowie to nagłe przejście do pytania o partnerów było trochę zbędne.
Aquenral2008-05-03 13:35:16
Fierfek, nie zauważyłem drugiej i trzeciej strony xD Teraz inaczej sie wypowiem :)
Pojawienie się Vimy Sunrider to dobre posunięcie :) Tylko uważaj na panów od Jeepa, którzy biegają po sądach za używanie tegoż nazwiska :] Opowiadanie dobre, ale bywały lepsze :D
Jak to się mówi... Moc z Tobą?
Aquenral2008-05-03 13:32:00
Uuu... FAN STAR WARS2 ma jakiś uraz do Radeny :P
Coś okrojone to opowiadanie, takie... Hm... Niedokończone? A Kalee to nazwa ojczystej planety Grievousa, więc można było użyć innego imienia :)