TWÓJ KOKPIT
0

Ben Burtt :: Newsy

NEWSY (80) TEKSTY (6)

<< POPRZEDNIA     NASTĘPNA >>

P&O 312: Co robisz jak oglądasz film po raz pierwszy?

2018-12-30 09:26:47



Dziś bardzo ciekawe pytanie do Bena Burtta o to jak odbiera on inne produkcje filmowe i na ile praca dźwiękowca i montażysty psuje magię kina.



P: Gdy oglądasz film po raz pierwszy, czy nieustannie zwracasz uwagę na dźwięki i montaż, czy raczej cieszysz się samym filmem?

O: Myślę, że potrafię cieszyć się samym filmem, przynajmniej dopóki nie znam osoby, która robiła dźwięki. Wtedy jestem często świadom warsztatu, chyba, że to naprawdę niesamowity film i potrafię się w nim kompletnie zanurzyć.
KOMENTARZE (3)

Zaginiony „Making of The Empire Strikes Back” w sieci

2018-10-12 20:31:56

Na YouTubie pojawiła się ciekawostka, film dokumentalny, którego autorem jest Francuz Michel Parbot. „Making of The Empire Strikes Back”, bo o nim mowa, ukazuje proces tworzenia „Imperium kontratakuje”. Są tu wypowiedzi i zdjęcia aktorów – w tym Marka Hamilla, Harrisona Forda, Carrie Fisher, Anthony’ego Danielsa, a także innych twórców - Ivrina Kershnera, Gary’ego Kurtza, Normana Reynoldsa, Bena Burrta twórców efektów i wielu innych osób. Można zobaczyć Stuarta Freeborna pracującego nad Yodą, dyrygującego Johna Williamsa, czy zdjęcia w norweskim Finse. Film przez lata był schowany w czeluściach, obecnie jego kopia trafiła do sieci.


KOMENTARZE (8)

Tydzień animacji: „Droids”

2018-09-25 17:54:02



„Star Wars: Droids: The Adventures of R2-D2 and C-3PO” to pierwszy gwiezdno-wojenny serial telewizyjny, w skrócie określany jako „Droids”. Choć to czy pierwszy, czy drugi może być sporne, gdyż „Ewoki” powstawały w tym samym czasie, w tym samym studiu w ramach tego samego kontraktu. Dziś jednak zajmiemy się „Droidami”.



Historia „Droids”



Po skończeniu produkcji „Powrotu Jedi”, George Lucas nie wiedział jeszcze w jakim kierunku powinno pójść uniwersum. Uznał jednak, że serial, w którym jedynymi znanymi bohaterami będą Artoo i Threepio to dobry pomysł na kontynuowanie sagi.

Zresztą George nie ukrywał, że zawsze interesował się animacją i miał pomysł, by „Gwiezdne Wojny” były też obecne w takiej formie (w sumie na podobnej zasadzie przecież stworzył „Wojny klonów” Filoniego). Jak Lucas nie lubił „The Holiday Special”, tak był zadowolony z pracy animatorów i twórców z Nelvana. W 1984 ponownie nawiązał współpracę z tą firmą i zaproponował im dwa seriale, które powinny zainteresować młodszą publiczność, a jednocześnie nie wchodzić w paradę ewentualnym kolejnym filmom.

Lucas chciał, by to były seriale, które się nadaje w sobotnie poranki w telewizji, ale jednocześnie pragnął, jak to zwykle w jego przypadku bywa, pchnąć technologię do przodu i zrobić coś lepszego, podnieść standardy.

Anthony Daniels przyznaje, że dokładnie to samo go przekonało do wzięcia udziału w przedsięwzięciu, czyli nowość i łamanie pewnych technicznych ograniczeń. Nie chciał być wchodzić w serial tylko dlatego, że odpowiada za niego Lucasfilm.

Preprodukcja rozpoczęła się w maju 1984. Podczas sesji roboczych, próbowano przekonać Lucasa, by w serialu pojawiły się inne postaci z oryginalnej trylogii, ale George chciał mieć tylko droidy. Zresztą Lucas rzucał tylko podstawowy pomysł na serię i nie był zaangażowany w codzienną pracę. Dopiero pokazywano mu roboczy montaż, wtedy nanosił pewne uwagi. Ten tryb pracy był potem obecny w LFL aż do jego odejścia.

Daniels samodzielnie poprawił kilka kwestii C-3PO, gdyż uznał, że nie pasują do postaci. Natomiast twórcy musieli się jeszcze dostosować do standardów ABC wyznaczonych dla programów dziecięcych, tak by było bezpiecznie. Lucas rozdmuchał budżet serialu. Dwa odcinki trwające koło godziny kosztowały około 500-600 tysięcy USD (dotyczy to także „Ewoków”). Był to wówczas najdroższy serial animowany.

Serial składa się z trzynastu odcinków oraz dodatkowego, specjalnego, godzinnego pt. „The Great Heap”.

Serial zadebiutował 7 września w ramach „Ewoks and Droids Adventure Hour” na ABC. Jak łatwo się domyśleć obok serialu pojawiły się książki, figurki, komiksy i cała reszta. Nawet gra komputerowa „Droids” na ZX Spectrum i Amstrad CPC.

Swoją drogą do „Droids” Lucas nawiązał parokrotnie w trylogii prequeli. Wspomniano Tund, Toong, Bogden wyścig nazywa się Boonta, a nawet pojazd Grievousa jest inspirowany tym serialem.

Gdzie obejrzeć „Droids” dziś?



Obecnie nie doczekaliśmy się pełnego wydania serialu na DVD czy Blu-ray. RickMcCallum zapowiadał w 2002, że coś takiego może mieć miejsce. Niestety skończyło się na DVD z tylko ośmioma odcinkami. Na Celebration VI zapowiedziano, że odcinki mogą pojawić się na oficjalnej, do dziś to się nie stało. Kto wie, może w końcu pojawią się na platformie Disneya.

Reżyserzy: Ken Stephenson , Clive Smith.
Scenarzyści: Peter Sauder, Ben Burtt, Paul Dini, Michael Reaves, Joe Johnston, George Lucas i inni.

Wśród głosów, poza Anthonym Danielsem usłyszeć można choćby Cree Summer, która miała także pracować przy „Detours”.

Dodatkowa lektura:
Recenzja „Droids” na DVD
Spis odcinków

Wszystkie atrakcje tygodnia animacji znajdziecie tutaj.
KOMENTARZE (7)

Tydzień animacji: Animowany segment z „Holiday Special”

2018-09-24 17:38:04



Dziś mało kto pamięta, że pierwszą animacją gwiezdno-wojenną wcale nie był żaden serial, a segment programu telewizyjnego, niesławnego „The Star Wars Holiday Special”, nadanego prawie dokładnie czterdzieści lat temu. Tam w trakcie mamy przerwę i leci dziesięciominutowy, obecnie nazwany „The Story of the Faithful Wookiee”, wcześniej określany jako „Starlog 3-2-1”. Nazwa z Wookieem jest stosunkowo niedawno ujawniona, a zarazem chyba oficjalna. Wcześniej przez lata segment ten nazywano od pierwszych słów, które w nim padają, czyli właśnie „Starlog 3-2-1”.



Historia „The Story of the Faithful Wookiee”

Za animowaną część wyemitowanego w 1978 „The Star Wars Holiday Special” odpowiada studio Nelvana. Tym razem w przeciwieństwie do aktorskiego programu, George Lucas miał minimalnie większy wpływ na animację. Nadal był zajęty „Indianą Jonesem” i „Imperium kontratakuje” więc niewiele czasu mógł poświęcać na tę produkcję. Wykorzystał to David Acomba, który pokazał Lucasowi film produkcji Nelavany – „A Cosmic Christmas”. George uznał, że jest to całkiem niezłe i znalazł czas na spotkanie się z Nelvaną. Dał im też pomysł, które Clive A. Smith i Frank Nissen zamienili na scenopisy. Lucas je zatwierdził, zaś Smith zajął się już rozwojem historii. Bezpośrednim wkładem Lucasa jest też umieszczenie nowego bohatera, którego mieliśmy zobaczyć dopiero w „Imperium kontratakuje”. To pierwsze pojawienie się Boby Fetta. Wówczas istniały już koncepty zbroi zrobione przez Joe Johnsotna oraz nagranie Bena Burtta na VHS w testowym kostiumie. Lucas bardzo chciał, by ta animacja była częścią czegoś, co niesie dalej „Gwiezdne Wojny” w oczekiwaniu na film. Ten pomysł będzie przewijać się także przez kolejne produkcje.

Jak na lata 70. animacja jest całkiem przyzwoita. Nelvana przede wszystkim spróbowała poszukać swojego stylu, nadać własną interpretację sadze. Nie zawsze udaną. Han nie przypomina Hana, zaś R2-D2 ma bardzo ciekawe umiejętności, no i jest wyjątkowo elastyczny. Styl animacji, a także niektóre modele postaci zostały wykorzystane prawie dekadę później w serialu „Star Wars: Droids” a także w mniejszym stopniu „Star Wars: Ewoks”. Jeśli chodzi o „Droids” to powiązań jest sporo więcej, niektórzy wręcz uznają ten serial za spin-off lub kontynuację tej kreskówki. Ale dziś taka kategoryzacja nie ma znaczenia. Ważne jest to, że to była pierwsza przymiarka Nelvany do „Gwiezdnych Wojen” i gdy pojawiła się druga szansa, to bazowali na tym, co już stworzyli. Zbudowali tym samym swój także wizualny kanon.



Dziedzictwo „Starlog 3-2-1”

Lucas jak to miał w zwyczaju bardzo lubił nawiązywać do innych dzieł w uniwersum. Ta kreskówka przede wszystkim miała wpływ na „Atak klonów” i Jango Fetta. Nie tylko jej fragmenty pojawiają się w dokumentach związanych z II Epizodem, ale nawet blaster Jango bardzo przypomina ten, który używał tu Boba Fett. Zresztą sposób wymowy imienia Boba z kreskówki słychać też w głosie Taun We.

Do kreskówki nawiązywał też w pewien sposób Genndy Tartakovsky w swoich „Wojnach klonów”. Choć tam trudno rozróżnić, czy to bardziej ta, czy „Droids” jest głównym źródłem inspiracji. Głównie chodzi o sposób poruszania się C-3PO i jego oczy, a także planetę Nelvaan, która wprost nawiązuje do Nelvany.

Kreskówkę można dziś obejrzeć na wydaniu sagi na Blu-ray. Jest ukryta. Na wydaniu zbiorczym BD na dysku z dodatkami do oryginalnej trylogii (8 dysk) wchodzimy w „Imperium kontratakuje” a tam „Pursued by the Imperial Fleet”, następnie wybieramy „The Collection” i „Boba Fett Prototype Costume”. Tam kreskówka jest ukryta pod przyciskiem „First Look”. Nie ładuje się od razu, trzeba poczekać.



W kreskówce głosów użyczyli – Anthony Daniels, Carrie Fisher, Harrison Ford, James Earl Jones, Mark Hamill i Don Francks jako Boba Fett.
Za dźwięki i montaż odopowiada Ben Burtt, a za animację odpowiadają Jenn de Joux i Elizabeth Savel.

Zaś przy okazji o samym „Holiday Special” mieliśmy cały tydzień, tworzony przy współpracy z Jedi Order. To dobra okazja, by sobie przypomnieć tamte artykuły.

Zaś pozostałe atrakcje tygodnia animacji znajdziecie tutaj.
KOMENTARZE (11)

P&O 275: Dziwny dźwięk w „Ataku klonów”

2018-04-15 01:28:05



Dziś pytanie do Bena Burtta o jeden z dźwięków w „Ataku klonów”.

P: Gdy Anakin idzie do Watto w Epizodzie II, w tle słychać dziwny bąbelkowy dźwięk. Co to takiego?

O: To dźwięk wrzącego azotu, nagrany w laboratorium chemicznym mojego ojca.
KOMENTARZE (8)

P&O 272: Dlaczego wycięto scenę z „Niczego się nie nauczyłeś”?

2018-03-25 09:22:25



Dziś pytanie, które samo w sobie dość często powtarza się w przypadku także i nowych filmów. Coś pokazują w zwiastunie, a potem nie ma tego w filmie. Odpowiada Ben Burtt twórca dźwięków i montażysta.



P: W zwiastunie „Ataku klonów” pojawiła się scena w której Obi-Wan mówi: „Niczego się nie nauczyłeś, Anakinie”. Z tego, co pamiętam to miało miejsce przed klubem nocnym. Dlaczego wycięto tę scenę?

O: To George Lucas podjął tę decyzję. Uważał, że w tamtej scenie należy ograniczyć spory między dwoma Jedi, ten fragment filmu miał koncentrować się na pościgu za Zam Wesell, a nie na ich osobistych relacjach.
KOMENTARZE (10)

P&O 265: Jaki jest twój ulubiony dźwięk?

2018-02-04 08:54:17



Dziś dość osobiste pytanie do Bena Burtta.


P: Jaki jest twój ulubiony efekt dźwiękowy?

O: Mój ulubiony to strzała Robin Hooda z „Przygód Robin Hooda” z 1938. Ale prawda jest taka, że mam wiele ulubionych. Mógłbym napisać książkę o nich i o ich wspaniałych historiach.

K: O ile historii dźwięków w kinie Ben nie napisał, to razem z J.W. Rinzlerem stworzyli „The Sound of Star Wars” z mnóstwem ciekawych historii o sadze.
KOMENTARZE (6)

P&O 263: Różnice w dźwięku „Niewolnika I” między Klonami a Imperium

2018-01-21 08:36:31



Dziś pytanie o ciągłość w udźwiękowieniu między prequelami a klasyczną trylogią. Skoro dźwięki to odpowiada Ben Burtt.



P: Zauważyłem, że są różnice w dźwiękach „Niewolnika I” pomiędzy „Klonami” a „Imperium”. W „Ataku klonów” nie ma np. nakładającego się niskiego skowytu. Czy są ku temu jakieś przesłanki?

O: Rozszerzyłem bazę dźwięków „Niewolnika I” w „Klonach”, dlatego, że ten okręt robił wiele nowych rzeczy. Użyłem dźwięków z „Imperium” jako podstawy, ale tworzyłem też nowe dźwięki, które miały się powiązać ze starymi.

I myślę, że ten skowyt o którym wspominasz zrobiono przez tubę od której „Niewolnik I” odlatywał. Ten dźwięk wykonano przez przepuszczenie przez Dopplera klaksonu z mojego starego Dodge’a Dustera z 1971. I faktycznie nie był wykorzystywany w zauważalny sposób w „Klonach”, więc prawdopodobnie ci go brakuje.

Ale ogólnie starałem się powiązać zarówno stare jak i nowe dźwięki.
KOMENTARZE (11)

Weekend 40-lecia – „Imperium kontratakuje”: Lokacje

2017-09-16 11:48:53



Jeśli chodzi o lokacje to „Imperium kontratakuje” nie może się pochwalić długą listą. Wręcz przeciwnie film kręcono praktycznie w całości w studiach, z wyjątkiem scen na Hoth. Ale to właśnie te sceny, które kręcono na lodowcu Hardangerjøkulen w małej miejscowości Finse w Norwegii są chyba jednymi z najbardziej charakterystycznych w „Imperium”. Z jednej strony otrzymaliśmy zapadającą w pamięć bitwę w śnieżnych okopach, z drugiej biel krajobrazu kontrastuje z mrokiem filmu.

Do Finse w Norwegii było dość ciężko dojechać. Zresztą nadal w zimie najlepiej wziąć pociąg z Oslo w kierunku na Bergen. Finse jest dość małe i niepozorne. Stacja kolejowa jest połączona z hotelem, w którym przebywała ekipa filmowa. Śniegu było tyle, że twórcy nie musieli zbytnio udawać się na lodowiec. Wiele scen powstało w najbliższej okolicy hotelu. Czasem wystarczyło wręcz wyrzucić Marka Hamilla na dwór, podczas, gdy cała ekipa siedziała w wejściu i filmowała go.



Główne zdjęcia znów miały miejsce w Elstree Studios. Dodatkowe sceny kręcono w Lee International Studios, oba znajdujące się pod Londynem.

Nie mogąc się chwalić zbyt wieloma lokacjami, twórcy „Imperium” często przypominają, że Ben Burtt nagrywał dźwięk w Alcatraz.



Zaś wszystkie atrakcje weekendu znajdziecie tutaj.
KOMENTARZE (3)

P&O 238: Jakie zwierzęce odgłosy były użyte do ryków acklaya, nexu i reeka?

2017-07-30 07:45:33



Dzisiaj mamy pytanie techniczne do twórcy dźwięków w „Ataku klonów” (i nie tylko), Bena Burtta.



P: Jakie zwierzęce odgłosy zostały użyte do stworzenia ryków acklaya, nexu czy reeka?

O: Używaliśmy trochę dźwięków delfinów i świń, ale głównym składnikiem zarówno w przypadku acklaya jak i reeka był sztuczny dźwięk, nagrany w studiu w Sydney przez przeciągnięcie, dużej, drewnianej palety po podłodze sali nagrań.
KOMENTARZE (3)

Tydzień 40-lecia „Nowej nadziei”: Jak „Nowa nadzieja” zredefiniowała kina

2017-05-28 11:58:47



Czasem niektórzy zapominają, że George Lucas (i Steven Spielberg) wcale nie stworzyli kina na nowo. Raczej je przedefiniowali, wybierając sobie pewnie elementy, które ułożyli we własnych proporcjach, rozwinęli i rozpropagowali. „Nowa nadzieja” to jeden z pierwszych filmów, który uruchomił lawinę.



Po pierwsze temat, czyli o Kinie Nowej Przygody. Zaczęło się od nostalgii i starych komiksów, seriali i filmów z lat 30., 40., czy 50. Warto tu przypomnieć, że przed rozpowszechnieniem się telewizji, seriale takie jak „Flash Gordon” czy „Buck Rogers” prezentowane były w kinach. Zaś na kolejny odcinek należało czekać tydzień. Jechało się w sobotę i oglądało nowe przygody, potem tę rolę przejęła telewizja. Ta chęć powrotu do dawnych widowisk, nostalgia, stoi u podstaw Kina Nowej Przygody. Lucas i Spielberg nie do końca zaprzątali sobie głowę jakimś konkretnym gatunkiem. Film miał przede wszystkim wciągać i bawić. Owszem, wątek przygodowy był w nim dość istotny, ale reszta, to trochę sensacji, trochę kina katastroficznego, trochę humoru i dobrze by miał jakiś temat przewodni. Reszta to miszmasz, bez znaczenia. Nawet jeśli zajmujemy się science fiction, jak w „Nowej nadziei” to sama nauka nie jest tak istotna jak cała reszta. Staje się to potem przyczyną takich dialogów jak lot w dwanaście parseków. Ale dokładnie tak to wyglądało w starym „Flashu”, ważniejsza była przygoda i tempo niż wiarygodność szczegółów. Dzieło ma wyglądać prawdziwie, ale wcale nie musi być takie jak ktoś zacznie je rozkładać na czynniki pierwsze.

Tempo filmu także było ważne. Lucas chciał, by miejscami przypominało to prawdziwą wojnę, bardziej dokument niż fabułę. Zupełnie odwrotnie niż w „2001: Odysei kosmicznej”, gdzie mieliśmy długie ujęcia efektów. Tu były często krótkie i lecieliśmy dalej. To element świata, który miał wciągać, a nie cel sam w sobie. Dziś czasem się zapomina, że efekt specjalny ma być tylko dodatkiem, ale nadal w większości tak jest. Głównie z tego powodu, że poza spektakularnymi scenami w kinie używa się bardzo wielu efektów.



Kino Nowej Przygody się przyjęło. Dzięki „Nowej nadziei”, „Szczękom” czy „Bliskim spotkaniom trzeciego stopnia”, później też „Poszukiwaczom zaginionej arki” wypromowało jeszcze jeden trend, który faktycznie zmienił oblicze kina. Letnie blockbustery. Czy Lucas i Spielberg planowali taką zmianę? Nie wiadomo. Chyba raczej wyszło przy okazji. Chcieli na pewno mieć filmy idealne na sobotnie poranki, ale w przypadku drogiego obrazu, który wchodzi do kina, nie da się wyprodukować nowego odcinka co tydzień. Ale co rok, dwa, trzy. W sam raz, by pojawił się w lato. Tak się to zaczęło, a potem pojawiły się powroty do światów, postaci, czyli sequele. Nie jest tak, że kolejnych części nie było przed Lucasem czy Spielbergiem. Warto choćby wspomnieć o seriach takich jak „Godzilla” czy „James Bond”. One istniały i miały się całkiem dobrze przed Kinem Nowej Przygody. Lucas jednak postawił najpierw na nostalgię fabularną, a potem powrót do swoich już znanych bohaterów. Dziś w okresie letnim do kin wchodzi kilkanaście sequeli, prequeli, sidequeli, remake’ów, rebootów, spin-offów czy filmów będących częścią większego uniwersum. To wszystko istniało w latach 70. Ale to nie był główny nurt kina. Gdy się okazało, że można na tym zarabiać olbrzymie pieniądze, naśladowcy znaleźli się bardzo szybko, zaś sam zamysł stał się standardem.

Kolejna zmiana to merchandising, czyli produkty. Powszechnie uznaje się, że Lucas to wszystko wymyślił. Nie jest tak do końca. Zainspirował się tym, co robił Walt Disney. Gdy otwierano Disneyland w Anaheim, Lucas był jednym z pierwszych gości. Nie tylko się bawił, ale też obserwował i uczył. Problemem produktów okołofilmowych, była ich krótka żywotność. Film przeminął, zabawek nikt nie chciał kupować. U Disneya jednak to działało, bo klasyczne postaci nie zmieniały się przez lata. Znów nostalgia, sequele, wyczekiwanie spowodowały, że zabawki zaczęły się sprzedawać. Zaś zanim to się stało, studio bardzo łatwo zrezygnowało z czegoś, co nie mogło generować prawdziwego zysku. Już w czasach „Mrocznego widma”, przychód z produktów licencjonowanych był większy niż z samego filmu. Obecnie tak też wyglądają współczesne blockbustery, czasem wręcz jako płatne reklamy potencjalnych figurek, zabawek i masy innych produktów. Wpadki zaliczane są tam, gdzie zapomina się o tym, że to ma być jeszcze film. Zanim jednak licencjonowanie przybrało obecną formę, gdzie ktoś nad tym czuwa, Lucas też zaliczył kilka „wpadek” z produktami, których nie chciał znać. Dlatego do Lucasfilmu ściągnął Howarda Roffmana, który stworzył Lucas Licensing (i między innymi EU), który nadzorował wszystko.



Już w latach 30., kiedy rozwijały się studia filmowe, zaczęto ciąć koszty produkcji. W studiach można było zbudować wszystko, całe miasta, plany, zupełnie nie wychodząc z terenu wytwórni filmowej. Ten trend się nasilał przez wiele lat. Widać to bardzo dobrze w filmach z cyklu o Bondzie, gdzie rozpoznawalnych plenerów było bardzo niewiele. Lokacje zaś często ograniczały się do kilku zdjęć w znanych wnętrzach, no i paru ujęć ukazujących miasto. Dobry przykład to „Pozdrowienia z Rosji” i Istambuł, w którym filmowcy są, ale którego za wiele w tym filmie nie ma. Większość jest kręcona w studiach. „Nowa nadzieja”, kręcona w Tunezji oraz z kilkoma ujęciami w Gwatemali, była już tylko filmem, który potwierdzał zwrot w trendzie. A jednymi z tych, którzy zaczęli to mocno zmieniać byli Francis Ford Coppola i George Lucas, choćby na planie „Deszczowych ludzi”, czy „Amerykańskiego graffiti”. To, że można kręcić kosmiczne przygody w plenerze, a nie w studiu, to było coś.



Blue screen (czy obecnie częściej chyba green screen). Mało kto zdaje sobie sprawę, że technologia ta sięga samego początku kina, choć niekoniecznie oparta na niebieskim ekranie. Po raz pierwszy eksperymentował z nią jeszcze George Albert Smith w 1898. Nakładanie obrazów wykorzystywano dość często w latach 20. I 30. XX wieku. Nawet drukarki optyczne pochodzą z okresu sprzed II wojny światowej. Jednak to właśnie w „Nowej nadziei” zostały wykorzystane na szeroką skalę, ponownie. Owszem technologia się rozwinęła, także dzięki mikrokomputerom.

Wykorzystanie efektów specjalnych, modeli, ujęć poklatkowych, czy malowanego tła, to także technologie, które były znane wcześniej i wykorzystywane w kinematografii, ale… nie na taką skalę. Tu twórcy sagi byli często bardzo odtwórczy, jak choćby Phil Tippett względem tego, co zrobił Ray Harryhausen. Nawet dla zespołu Johna Dykstry punktem wyjścia była „2001: Odyseja kosmiczna”. Prawdę mówiąc, nawet charakteryzator, Stuart Freeborn (odpowiadał za stworzenie Yody czy Chewbaccy) wcześniej pracował nad tamtym dziełem Stanleya Kubricka.

Jeśli jesteśmy przy efektach warto wspomnieć o samym sposobie ich filmowania. To nie byłoby możliwe bez kamer dedykowanych do kręcenia efektów, w tym ta słynna zwana Dykstraflexem. Była kolejnym istotnym przełomem w rozwoju filmowania efektów. Nie jakimś absolutnym novum, ani również nie stadium docelowym.

Kolejny zapomniany element, który przywróciła „Nowa nadzieja” do łask, to muzyka. Wystarczy pomyśleć, że Lucasowi wiele osób sugerowało, by użył nowoczesnej, na przykład metalowej, ścieżki dźwiękowej. Ten jednak ostatecznie zwrócił się do Johna Williamsa, by ten napisał klasyczną muzykę. Z jednej strony nawiązującą do starego kina, z drugiej kontynuującą choćby operowe tradycje Ryszarda Wagnera. Williams za Wagnerem użył leitmotiv. Coś, co było znane i wykorzystywane także w kinie, ale nie na taką skalę, nie w takich produkcjach. Dziś muzyka filmowa postWilliamsowa nadal święci tryumfy i jest standardem. Mało tego, jeszcze w latach 70., to co promowało filmy to przede wszystkim były piosenki. W zeszłym tygodniu w Krakowie był organizowany 15 festiwal muzyki filmowej, jeden z największych na świecie. Trudno sobie wyobrazić to bez kina Nowej Przygody i „Nowej nadziei”.

Dźwięk oczywiście także był bardzo istotny. „Nowa nadzieja” była jednym z pierwszych filmów, który miał ścieżkę w Dolby Stereo (2.0). Wówczas niewiele kin było w stanie to wyświetlić. Lucasowi jednak zależało zarówno na czystości obrazu, jak i dźwięku. Zaś Ben Burtt właściwie został zatrudniony tylko po to, by nagrać intrygujące, brzmiące znajomo, ale jednocześnie unikalne i futurystyczne efekty dźwiękowe.

To co bez wątpienia wprowadziła „Nowa nadzieja” jako nowość do kina, to oczywiście grafika komputerowa. Ale na jej pełne użycie trzeba było jeszcze poczekać wiele lat.

Wszystkie atrakcje tygodnia znajdziecie tutaj.
KOMENTARZE (17)

O miliardzie, nominacjach i zmianach w montażu „Łotra 1”

2017-01-16 21:32:52

„Łotr 1” zmierza ku miliardowi USD na rynku globalnym. W ten weekend „Łotr 1” stał się najbardziej dochodowym filmem w USA z 2016. Dziś, najpóźniej jutro, będzie jedynym filmem z 2016, który w USA zarobił ponad 500 milionów USD. Na razie ma jakieś 498,8 milionów USD. Jednocześnie wynik „Łotra 1” na całym świecie to około 980 milionów USD. Niewiele już brakuje do miliarda, który jak najbardziej jest w zasięgu. Globalnie film na razie znajduje się na 4 miejscu. Jednak pokonanie „Kapitana Ameryki” może okazać się trudne. Na razie „Łotrowi” brakuje jeszcze jakiś 170 milionów USD. Zawiódł rynek chiński. W tygodniu otwarcia „Gwiezdne Wojny” zarobiły tam jakieś 30 milionów USD, obecnie w sumie jest koło 50 milionów. Dla porównania, „Kapitan Ameryka” w Państwie Środka zarobił jakieś 190 milionów USD, to będzie trudny do powtórzenia wynik.

W Polsce „Łotra 1” zobaczyło już ponad 1,4 miliona widzów. Wynik bardzo dobry, ale do „Przebudzenia Mocy” dużo brakuje.

„Łotra 1” doceniają także krytycy, na razie głównie nominacjami. BAFTA nominowała film do swoich nagród w dwóch kategoriach – charakteryzacja i efekty specjalne. Nominacje do nagród branżowych dostali też scenografowie - Doug Chiang i Neil Lamont. Natomiast stowarzyszenie twórców efektów specjalnych przyznało filmowi siedem nominacji.



Matthew Wood wraz z Chrishoperem Scarobosio odpowiadali za dźwięki „Łotra 1” i ich montaż. Wood udzielił kilku informacji o procesie. Po pierwsze Ben Burtt, który stworzył wspaniałą bibliotekę dźwięków „Gwiezdnych Wojen” cały czas jest gdzieś w tle. Nie uczestniczył bezpośrednio w pracach nad „Łotrem 1”, ale wciąż pracuje w Skywalker Sound, jak trzeba to pomaga. Wood i Scarobosio zaś wykorzystują jego wkład w poprzednie filmy. Dla nich ważne było to, by „Łotr 1” brzmiał tak samo jak „Imperium kontratakuje” czy „Przebudzenie Mocy”, by widz miał akustyczne wrażenie jednego, wspólnego wszechświata. Znaczy to czasem, że w niektórych miejscach filmu wykorzystywane są oryginalne efekty dźwiękowe. W scenie w której K-2SO pobiera dane z innego droida, gdzieś w tle pojawia się dźwięk myszobota. Oryginalny, pochodzący jeszcze z „Nowej nadziei”. To oczywiście nie oznacza, że twórcy dźwięków nie dodają nic od siebie. To dla nich jest ważne wyzwanie, jak stworzyć coś nowego, co jednak jest znajome, ale inne. Chodziło o „sygnatury dźwiękowe” okrętu Krennica, Bohdiego, czy U-wingów, a także broni, K-2 czy nawet Bor Gullet.

Jak łatwo zgadnąć, słynne „Hope” Lei pochodzi ze sceny z „Nowej nadziei”, w której Leia w hologramie mówi: „Pomóż mi Obi-wan Kenobi, jesteś moją jedyną nadzieją”. Archiwalnych ujęć tej sceny było wiele, więc twórcy mieli skąd wybierać. Większym problemem okazało się odtworzenie tego, ze względu na brak starego sprzętu, ale rozwiązano to. Na koniec trzeba było uzgodnić scenę z zespołem Johna Knolla. Mieli trochę inny pomysł na kwestię dialogową księżniczki Lei. Dokonano tu dubbingu odwrotnego. Trzeba było dopasować ruch warg do wypowiedzi. Ostateczny rezultat wyszedł dobrze i jak twierdzą twórcy dźwięków, Carrie Fisher także go widziała i była zadowolona. A i tak na marginesie, nie wykorzystywano ujęć Lei z tamtej sceny. Stworzono model komputerowy i wygenerowano ją do potrzeby ujęcia, wspomagając się aktorką.



Hal Hindel, kierownik animatorów wspomniał, że praca nad „Łotrem 1” w kontekście serialu „Rebelianci” miała raczej charakter przyjacielski, niż korporacyjnej synergii. Zwyczajnie zapytali kolegów zajmujących się serialem, czy mogliby użyć modeli okrętów i wykorzystać je w tle. Gareth Edwards porozmawiał na ten temat z Davem Filonim. Dave był bardzo podekscytowany tym pomysłem. Stąd nie tylko „Duch” pojawił się w „Łotrze 1”. Zaczęli przeglądać inne okręty. Gdy John Knoll zobaczył korwety Hammerhead powiedział, że to jest coś czego szukał do pewnej sceny. Oczywiście w tym wypadku nie trzymano się już tak wiernie serialowych modeli, raczej starano się je odtworzyć i dopasować, ale ostatecznie je wykorzystano. Zresztą „Duch” to też nie jest model serialowy. „Łotr 1” to zdecydowanie lepsza jakość animacji, więc tam także stworzono nowy model, maksymalnie bliski oryginałowi oczywiście.

Knoll wypowiedział się także na temat załogi Hammerheada. Otóż w ILM przygotowano ujęcia z kapsułami ratunkowymi. Mieliśmy zobaczyć jak cała załoga okrętu się ewakuuje. Przeżyli. Natomiast w montażu zdecydowano wyciąć tą scenę. Klimatyczne miało być zderzenie niszczycieli z bramą, kapsuły ratunkowe tylko niepotrzebnie psuły ten klimat.



O filmie wypowiedzieli się także montażyści John Gilroy, Jabez Olssenand i Colin Goudie. Okazuje się, że pierwszy montaż filmu powstał jeszcze przed nakręceniem zdjęć. Chodziło raczej o montaż testowy. Gareth Edwards poprosił o niego we wrześniu 2014, kiedy scenariusz jeszcze nie był gotowy. Reżyser chciał zobaczyć na ekranie jak sprawdzą się różne proporcje między scenami akcji a dialogami. Wykorzystywano wiele klasycznych filmów, tak by pokazało to pewne elementy, ale niekoniecznie dialogi miały sens. Co ciekawe, wykorzystywano między innymi „Obcego” Ridleya Scotta (swoją drogą Felicity Jones wspominała, że Ripley jest pewną inspiracją Jyn).

Montażyści przyznali, że wiele ujęć ze zwiastunów się nie pojawiło w filmie. Ale nie było żadnego tajnego długiego montażu, który miałby 4 godziny. Właściwie wycięto z filmu jakieś 10 minut. Nigdy nie był wiele dłuższy, w żadnej wersji. Zresztą te 10 minut nie wycięto bez powodu. John Gilroy mówi, że nikt im nie kazał skracać filmu. Pracując nad nim doszli do wniosku, że pewne elementy nie są potrzebne.



Dokrętki faktycznie wpłynęły na film. Ale same dokrętki to norma, która jest częścią pracy filmowców. Tu bardziej problemowa okazała się zmiana koncepcji filmu. Zwłaszcza sceny na początku wprowadzające Cassiana, Bodhiego czy ukazujące ucieczkę Jyn z więzienia to nowe rzeczy, które dopiero dodano później. Natomiast Ben Mendelsohn faktycznie miał rację mówiąc, że film jest inny niż wersja robocza, którą widział. Montażyści potwierdzają to, zwłaszcza jeśli chodzi o trzeci akt. Tam działo się siedem różnych, przeplatających się wątków. Część z tych rzeczy wycięto, część bardzo zmieniono. Finał filmu mocno różni się od pierwotnego.

Inną bardzo ważną sceną dodaną w dokrętkach jest oczywiście scena akcji Dartha Vadera. Vader był bardzo ważną postacią w filmie, głównie jako coś dla fanów. Wcześniej zdecydowano, że ukażą jego zamek na Mustafar. Ale dopiero podczas zmian zdecydowano ukazać go w pełnej formie. To późny dodatek do filmu.

Inna ze zmian, choć akurat zadziała się wcześniej to kwestia napisów początkowych. Pierwszy scenariusz Gary’ego Whitty zaczynał się od napisów. To było otwarcie filmu. Mniej więcej na pół roku przed zdjęciami uznano, że spin-offy będą zaczynać się inaczej. Początkowo Garethowi bardzo się to nie podobało. Natomiast w dyskusji wyszła jedna rzecz. „Łotr 1” właściwie ukazując napisy z „Nowej nadziei” nie powinien zaczynać się od napisów. Nie leżało to wszystkim.



Kolejna zmiana narracyjna w montażu to przejścia między scenami. Zrobili montaż „Łotra 1”, gdzie sceny się nakładały jedna na drugą, jak w filmach Lucasa. Ale im bardziej wiedzieli, że nie jest to saga, tym bardziej zależało im na ukazaniu samodzielności dzieła.

Garethowi bardzo podoba się scena w „Imperium kontratakuje”, gdzie widzimy głowę Vadera bez maski. Nalegał, by coś podobnego pojawiło się w „Łotrze 1”. Tak narodziła się scena z zbiornikiem bacty. Natomiast scena z Vaderem z dokrętek to coś, co dla Edwardsa będzie wyjątkowym doświadczeniem prawdopodobnie do końca pracy zawodowej. Jedna z najważniejszych scen, które nakręcił. Na planie towarzyszył mu wtedy inny reżyser, Peter Jackson („Władca Pierścieni”). Akurat był w Londynie, gdy kręcono tę scenę. Gareth zaprosił go na plan. Nawet powiedział, że będą kręcić scenę z Vaderem o ustalonej godzinie. Jackson zobaczył to na żywo.

Scena z trzeciego aktu, w której Jyn stojąc na szczycie cytadeli widzi TIE Fightera, która pojawiała się w zwiastunach, była wyrzucona z montażu dużo wcześniej. Edwards zdziwił się, że marketingowcy ją wykorzystują. Powiedział im, że to wycięto. Oni jednak stwierdzili, że jest tak wspaniała wizualnie, że je użyją.

Na koniec znaleziono scenę, w której Gareth Edwards pojawia się w filmie.


KOMENTARZE (8)

P&O 190: Czego najbardziej ci brakuje z ery przedcyfrowej?

2016-08-28 07:05:37



Dalej na tapecie Ben Burtt i tym razem ciemna strona postępu technicznego.



P: Czego najbardziej ci brakuje z ery przedcyfrowej edycji filmów i dźwięku?

O: Zapachu kopii roboczej oraz 35 milimetrowej magnetycznej taśmy filmowej. Atmosfera w montażowni była wspaniała. To pewnie nie było zdrowe, ale praca miała swój urok.
KOMENTARZE (4)

P&O 189: Dźwięk upadku

2016-08-21 08:36:34



Wśród pytań do Bena Burtta znalazło się kilka takich, które można w skrócie określić: „gdzie ja to właściwie słyszałem”. Oczywiście najbardziej znanym, klasycznym dźwiękiem jest tak zwany krzyk Wilhelma, który pojawia się choćby w „Nowej nadziei” (gdy Luke strzela do szturmowca przed skokiem z Leią na lince) i na razie pojawił się w każdym kolejnym kinowym filmie z cyklu „Gwiezdne Wojny”, włączając to „Przebudzenie Mocy” (krzyk szturmowca Najwyższego Porządku podczas próby ucieczki Poe i Finna TIE Figterem). Ale poza tym dźwiękiem jest kilka innych, które z klasycznych filmów wylądowały w sadze.



P: Kiedy Luke upada na ziemię napadnięty przez Tuskena, słychać taki chrupot jakby żwirowy. Przysięgam, ale wydaje mi się, że gdzieś już słyszałem ten dźwięk. Jak on powstał?

O: To stary dźwięk upadku, wykorzystywany w bardzo wielu filmach od lat 40. zeszłego stulecia. Można go usłyszeć choćby w „Drodze do Marsylii” z Bogartem czy wielu klasycznych westernach.
KOMENTARZE (17)

P&O 184: Dźwięk Wata Tambora

2016-07-17 06:43:54



Znów pytanie o dźwięki, na które odpowiada Ben Burtt.



P: Podczas spotkania Separatystów, Wat Tambor pokręca jeden z guzików na swoim stroju wydając przy tym dźwięk, który brzmi trochę te z gry Q*Bert. To koincydencja, czy taki zamierzony dowcip?

O: To musi być koincydencja. Zrobiłem go na generatorze samogłosek w urządzeniu syntezującym zwanym Kyma.
KOMENTARZE (9)

P&O 182: Czy chciałbyś napisać w przyszłości jeszcze jakąś książkę?

2016-07-03 07:50:32



Niektóre pytania były dość osobiste i wprost. Takie jak to, na które odpowiada Ben Burtt.



P: Bardzo podobała mi się twoja książeczka o językach, czy nie chciałbyś napisać jeszcze czegoś w przyszłości?

O: Kocham pisać. Gdybym tylko mógł spokojnie zarabiać na życie jako pisarz (mam dwójkę dzieci w college’u) to pewnie bym nim był. Mam kilka pomysłów na scenariusze i powieści i z chęcią bym je zrealizował. Napisałbym też chętnie książkę o historii efektów dźwiękowych w kinie, z szczególnym uwzględnieniem estetyki i języka dźwięku filmowego, no i opisałbym szczegółowo mnóstwo moich doświadczeń z 25 lat pracy nad projektowaniem dźwięków.

K: Ben Burtt jest autorem Słowniczka najpopularniejszych zwrotów w językach galaktyki Gwiezdnych Wojen, o którym wspomniano w pytaniu. Wkrótce po ukończeniu prac nad „Zemstą Sithów” opuścił Lucasfilm, co prawda wraz z nowymi filmami wrócił, jednak w czasie swojej „filmowej” emerytury udało mu się napisać książkę „The Sounds of Star Wars”. Nie jest to może dokładnie historia dźwięku filmowego, ale z pewnością dźwięku „Gwiezdnych Wojen”.
KOMENTARZE (2)
Loading..