TWÓJ KOKPIT
0

Disney :: Newsy

NEWSY (525) TEKSTY (4)

<< POPRZEDNIA     NASTĘPNA >>

Daisy Ridley wraca czy nie wraca do „Gwiezdnych Wojen”?

2023-02-06 16:58:26

Jak pamiętamy, Daisy Ridley ostatnio jest aktywna w mediach, gdyż promuje swój najnowszy film „My Animal”. Pytania dość często schodzą na temat „Gwiezdnych Wojen”, zwłaszcza filmu Damona Lindelofa, który ma się dziać po trylogii sequeli. Więc spekulacji czy Rey Skywalker (Palpatine) wraca było już sporo, a aktorka odpowiada na pytania z tym związane w sposób generujący plotki.

Zapytana o to czy wróciłaby do sagi, odparła, że jest otwarta na taką propozycję, gdyż szuka zatrudnienia. Jednocześnie dodała, że stara się być na bieżąco z „Gwiezdnymi Wojnami” na Disney+. Nie zawsze jej to wychodzi, bo czasem ma zajęty grafik, ale przynajmniej się stara.

W rozmowie z Hollywood Reporter powiedziała, że nie ma pojęcia jakie są plany Lucasfilmu. Natomiast bardzo ceni sobie to, co zrobili z trylogią sequeli. Dla niej to było ważne doświadczenie, a także praca na planie była bardzo przyjemna. Więc jeśli miałby się powtórzyć, choć raz, to Daisy byłaby na tak.



Jak pamiętamy, gdy zaczęto pisać o filmie Lindelofa, „Hollywood Reporter” podało, że pewni bohaterowie z sequeli mogą wrócić, to od razu zaczęły się spekulację z Rey. Ona sama wrzuciła informację o wizycie w Lucsafilm w media społecznościowe. Raczej mała szansa, by będąc tam i spotykając się z zarządem, nie wiedziała o planach wobec kolejnego filmu. Natomiast możliwe jest, że faktycznie nikt jej nic nie proponował i sama stara się z pomocą mediów, wypromować. Cóż, pewnie za jakiś czas dowiemy się, czy Daisy wróci.

Natomiast póki nie ma przecieków i oficjalnych informacji, zostają spekulacje i szalone plotki. W tym wypadku ciężko mówić o wiarygodności, ale przynajmniej coś się dziej w temacie, nawet jeśli okaże się, że to tylko fanowska wyliczanka. Podobno do filmu Lindelofa podeszli w Lucasfilm i Disneyu bardziej metodycznie. Zamówili badania opinii publicznej, którzy bohaterzy z „Gwiezdnych Wojen” są najbardziej lubiani wśród fanów i fani chcieliby ich zobaczyć. Oczywiście ograniczono się do tych, których można w erze po sequelach wykorzystać. Na tej krótkiej liście znajduje się Chewbacca, R2-D2 oraz Grogu. I podobno wszyscy oni mają się pojawić w następnym filmie razem z Rey. Czy Rey znalazła się wysoko na liście fanów? Nie, ale jest potrzebna w innym celu, rehabilitacji sequeli, a także zagospodarowania fanów, którym sequele podeszły. Zobaczymy jak to wypali. Na liście podobno pojawia się jeszcze jedna postać ,którą mają dopiero wypromować w serialach na Disney+.

Jednak wiele wskazuje, że te powroty znanych bohaterów to będzie pewien dodatek. Bespin Bulletin potwierdził jakiś czas temu, że w głównej roli zostanie obsadzona kobieta z jakiejś mniejszości etnicznej i będzie miała pełnoetatowego ekranowego partnera. Tak więc „spadochroniarzom” pozostaną co najwyżej role drugoplanowe.

Na jakieś konkretne informacje w sprawie przyszłych filmów liczymy na Celebration.
KOMENTARZE (14)

Daty premier dwóch kolejnych filmów Star Wars

2023-01-22 16:42:27 gizmodo



Disney przedstawił swój zaktualizowany harmonogram premier filmowych dotyczący produkcji ze wszystkich posiadanych marek. W tym planie znalazły się również filmy z naszego ulubionego uniwersum. Według najnowszego harmonogramu pierwszy z zaplanowanych filmów Star Wars zobaczymy w kinach 19.12.2025, a drugi będzie miał swoją premierę 17.12.2027. Pokrywa się to z informacjami podanymi w 2020 - wówczas jednak planowany był jeszcze jeden film na 2023 rok.

Przypomnijmy, że w 2019 roku Disney ogłosił daty premier trzech kolejnych filmów Star Wars i miały one wychodzić kolejno w latach: 2022, 2024 i 2026 (potem przesunięto je o rok). Biorąc pod uwagę, że te plany się nie ziściły to do zaktualizowanego harmonogramu również należy podchodzić z pewną rezerwą. Niemniej jednak uwzględnienie tych filmów pokazuje, że cały czas myślą o kolejnych produkcjach ze świata Gwiezdnych Wojen w kontekście najbliższych lat więc na pewno trochę zamieszania wokół tego będzie i pozostaje mieć nadzieję, że ostatecznie któryś z projektów doczeka się realizacji. W przypadku produkcji, która miałaby mieć swoją premierę w grudniu 2025 roku powinniśmy dostać oficjalną zapowiedź w najbliższych miesiącach - jeśli chcą zdążyć w tym terminie.
KOMENTARZE (25)

Kolejne zmiany w Disneyu, Susan Arnold odchodzi

2023-01-18 16:20:57



Jak pamiętamy pod koniec roku z dnia na dzień z Disneya odszedł Bob Chapek. Ale wygląda na to, że sezon zmian w Disneyu wciąż trwa. Zaczynamy od oficjalnej wiadomości, Susan Arnold, będąca prezesem rady nadzorczej odchodzi z Disneya. Jej miejsce zajmie Mark Parker, który jest w radzie od 2016. Zmiana nastąpi podczas dorocznego spotkania akcjonariuszy.

Co ważniejsze, na razie nikt nie zajmie miejsca zwolnionego przez Susan Arnold. Od grudnia 2021 kierowała ona radą i była tym samym najważniejszą osobą w Disneyu. Oficjalny powód jej odejścia to fakt, że w radzie przepracowała już 15 lat i zgodnie z polityką wewnętrzną Disneya jej kadencja wygasła. Są głosy, że to tylko oficjalny powód, a przyczyną jest czyszczenie Disneya przez Boba Igera. Warto wspomnieć, że z radą nadzorczą Iger jest związany znacznie dłużej niż 15 lat, ale z pewnymi przerwami.

Mark Parker przez 7 lat zarządzał firmą NIKE, Inc, gdzie obecnie jest szefem rady nadzorczej. Iger sugeruje, że ma on duże doświadczenie w czasie transformacji, a to się przyda Disneyowi.

Tyle, jeśli chodzi o oficjalne wieści. Za to pojawiają się plotki, których źródłem jest Kamran Pasha. Był on gościem podcastu Valliant Renegade, gdzie omawiał informacje, które umieścił na swoim Patronite. Pasha jak twierdzi, ma źródło w Disneyu... więc właściwie po tym mogłaby się od razu zapalić czerwona lampka jeśli chodzi o wiarygodność. Ale tym razem może być inaczej. Karman Pasha bowiem jest producentem w Hollywood. Z niewielkimi sukcesami i dorobkiem, ale jednak. Odpowiadał za kilka odcinków seriali takich jak „Uśpiona komórka”, czy „Nikita” lub „Nastoletnia Maria Stuart”. Może zatem faktycznie mieć jakieś źródła i znajomości, albo próbuje wykorzystać czas do promocji samego siebie. Powinniśmy móc zweryfikować jego doniesienia w ciągu najbliższych miesięcy.

Zdaniem Pashy, Kathleen Kennedy odejdzie w tym roku. Nic nowego, bo donosił o tym już John Campea. Oczekujemy, że faktycznie nastąpi to gdzieś w okolicach premiery „Indiany Jonesa i artefaktu przeznaczenia”. Ale dalej, Kamran twierdzi, że w Lucasfilm czeka nas czystka i odejdą między innymi Pablo Hidalgo, Carrie Beck i jeszcze kilka innych osób związanych ze Story Group. I chyba to będzie najlepszy test wiarygodności tych doniesień.

Zdaniem Pashy, Kennedy prosiła Igera, by pozwolił jej zostać, do czasu aż skończy film Damena Lindelofa. Bob się nie zgodził, bo podobno film nawet nie dostał zielonego światła. Co jest o tyle ciekawym doniesieniem, że wszystko wskazywało, iż zdjęcia do tej produkcji ruszą w tym roku. Niektóre źródła mówiły nawet o kwietniu, co wydawało się być mało wiarygodne.

Kamran dodatkowo twierdzi, że Lindelof wykorzystał patent Leslye Headland i sam się wygadał ze swoim filmem, w momencie, gdy dopiero trwały rozmowy, a nie było jeszcze żadnej decyzji. Kennedy z jednej strony by zachować twarz, z drugiej pokazać, że ma coś w produkcji podchwyciła to.

Ile w tym wszystkim prawdy, nie wiadomo. Przekonamy się w najbliższych miesiącach, w szczególności na Celebration. Jedno pozostaje pewne, obecny kontrakt Igera mówi o dwóch latach, w których ma znaleźć swojego następcę i przeprowadzić restrukturyzację. Przede wszystkim by zabezpieczyć swoje dziedzictwo. Prawdopodobnie będzie to także dotyczyć Lucasfilmu i przyszłego zarządu.
KOMENTARZE (9)

Nominacje do Złotych Globów i ciekawostki o „Andorze”

2022-12-17 15:17:41

Zaczynamy od kolejnej aktualizacji w sezonie nagród. „Andor”, a właściwie Diego Luna dostał nominację do Złotego Globu w kategorii najlepszy aktor w serialu dramatycznym. Ze Starwarsówka nominowani zostali także Steven Spielberg za reżyserię i scenariusz („Fabelmanowie”), John Williams za muzykę („Fabelmanowie”), Adam Driver za najlepszą rolę komediową („Biały szum”), Domhnall Gleeson za najlepszą rolę w produkcji telewizyjnej („Pacjent”), Donald Glover za najlepszą rolę w telewizyjnej komedii lub musicalu („Atlanta”). Rozdanie nagród już 10 stycznia.



Z innych wieści, Tony Gilroy wciąż udziela krótkich wywiadów i odpowiedzi na pytania dotyczące serialu „Andor”. Jedno z nich dotyczyło tego, dlaczego nie reżyserował. Stwierdził, że właściwie od początku zdawało mu się, że będzie miał taki ogrom zadań nad serialem, że trudno byłoby to pogodzić z reżyserią odcinków. W pierwszym sezonie ograniczenia COVIDowe podjęły decyzję za niego. „Andor” powstawał w Wielkiej Brytanii, Gilroy w większości nadzorował prace zdalnie z USA. W drugim sezonie uznał, że model pracy się sprawdził i może się poświęcić innym, pilniejszym sprawom związanymi z serialem.

Odniósł się także do problemów z niską widownią serialu. Tu warto dodać, że w najnowszym rankingu Nielsena, za odcinek 11 „Andor” znalazł się na 9 miejscu najpopularniejszych oryginalnych produkcji z 455 milionami obejrzanych minut. Jednak jest mocno zdeklasowany przez konkurencję, ale istotne jest to, że z odcinka na odcinek liczy powoli się poprawiają, co trudno powiedzieć o wielu innych produkcjach Disney+. Gilroy przyznaje, że jest zaskoczony zarówno tym, że muszą gonić za publicznością jak i jednocześnie pozytywnym odbiorem serialu, wliczając to krytyków. Miejmy nadzieję, że z drugim sezonem serial zaskarbi sobie więcej serca widzów.

Mówił też o zarzutach, że akcja serialu dzieje się zbyt wolno. Przyznał, że podobne zdanie mieli ludzie w Lucasfillmie i Disneyu widząc pierwsze odcinki. W opinii Gilroya ważne jest jednak zbudowanie podstaw, wejście w bohaterów, tak by odcinki 1-3 miały potem znaczenie w finałowych odcinkach. Osobiście jest przeciwnikiem by jeden odcinek zawierał „siedem” innych, taką ma wizję twórczą.



Z innych ciekawostek Denise Gough mówiła o swoim angażu. Nie jest ona osobą siedzącą w „Gwiezdnych Wojnach”, więc oferta mówiąc wprost dość mocno ją zaskoczyła. Gilroy podobno wypatrzył ją kilka lat wcześniej w sztuce teatralnej w której grała i uznał, że będzie idealną Dedrą. Aktorka żartuje sobie, że ma nadzieję, iż w Kyle’u Sollerze nie wypatrzył idealnego Syrila. Natomiast w jej przypadku poniekąd miał rację. Gdy kręcili scenę, w której Dedra przesłuchuje i torturuje Bix, pierwsze podejście przed kamerą było robione bez reżyserskich instrukcji. W całości bazujące na instynkcie Gough. Aktorka była tylko zła, że po tym wszystkim nie klaskano jej na planie.

Mówiła też o drugim sezonie. Gdy przechodziła przez scenariusz do niego z Tonym, w pewnym momencie powiedziała, „wszystko jedno”. Gilroya trochę to oburzyło, odparł „nie, nie wszystko jedno”. Wówczas wytłumaczyła mu, że jest aktorką i nie jest mocno przywiązana do losu swojej roli, a jednocześnie wie, że wszystko, co jej każe zagrać będzie miało sens. Nie ma się co spierać.

Zdjęcia do drugiego sezonu „Andora” już trwają. Ale na jego premierę musimy poczekać aż do 2024.
KOMENTARZE (7)

„Wonder Woman 3” zdradza problemy „Rogue Squadron”

2022-12-12 20:59:20

Zaczęło się od newsa nie związanego wprost z „Gwiezdnymi Wojnami”. James Gunn i Peter Safran przejęli kontrolę nad filmami DC i powoli zaczęli wprowadzać własne porządki. Ostatnio pojawiła się wiadomość, że skasowali oni trzecią „Wonder Woman” nad którą pracowała Patty Jenkins. Jak wiemy, Patty Jenkins miała problemy z dogadaniem się z Lucasfilmem w sprawie scenariusza do „Rogue Squadron”. W końcu pani reżyser postanowiła zawiesić projekt i wpierw zrobić kolejną „Wonder Woman”. Plotki sugerowały, że za problemami stała Michelle Rejwan, której już nie ma na stanowisku kierowniczym w Lucasfilmie. Więc pojawiła się nadzieja na powrót prac nad „Rogue Squadron”. Ale pojawia się pewne nowe szczegóły.



Jeff Sneider, źródło, które jako pierwsze donosiło nam o Damonie Lindelofie ma pewne plotki na ten temat. Jego zdaniem, skasowanie „Wonder Woman 3” nie ma wiele wspólnego z czyszczeniem i nową wizją DC, ale z jakością scenariusza i współpracą z samą Jenkins. Scenariusz, który dostarczyła jest jednym wielkim bałaganem. Natomiast problem tkwi w tym, że współpraca z nią to koszmar. Jest przekonana o swoich racjach i swojej wizji, więc prośba o poprawki czy dopracowanie.

Historię Sneidera poniekąd potwierdza The Wrap, który sugeruje, że to nie Gunn i Safran skasowali „Wonder Woman 3”. Projekty toczące się w ramach DC miały być bezpieczne. Decyzję tę podjęli szefowie Warner Bros. Discovery, gdyż nie podobał im się zarys scenariusza. Jenkins zaś zaczęła im pisać, że nie rozumieją jej wizji, postaci i tak dalej.

Niby to nas niewiele interesuje, ale Sneider twierdzi, że sytuacja z „Rogue Squadron” wyglądała dokładnie tak samo. Scenariusz był nienajlepszy, a Jenkins problematyczna. Nie podał szczegółów, nie wiadomo jak w tym wszystkim odnalazł się Matthew Robinson, który pomagał Jenkins pisać scenariusz do „Gwiezdnych Wojen”. Wcześniej pojawiały się sugestie, że „Rogue Squadron” miał też problem z czasem, był zaplanowany na 2023, więc znów działała tu presja czasowa, z którą miały już wcześniej problemy produkcje Lucasfilmu. Teraz wygląda, że jest tu zdecydowanie więcej zmiennych.

Obecnie „Rogue Squadron” został usunięty z listy premier Disneya i odłożony na półkę. W obliczu wieści Sneidera, nie wiadomo, czy zostanie z niej ściągnięty. Wiele pewnie zależy od samej Jenkins.
KOMENTARZE (6)

Kolejne pięć lat zaplanowane, trzy filmy w planach

2022-11-23 16:22:56

Gorąco się zrobiło w tym miesiącu, po trzęsieniu ziemi jakie miało miejsce w ten weekend w Burbank (siedziba Disneya). Wrócił Bob Iger, wyleciał Bob Chapek i nowa miotła wprowadza błyskawicznie nowe porządki w Disneyu. Iger ma wolną rękę, wszyscy pamiętają, że gdy przejął firmę jej wartość wynosiła zaledwie 55 miliardów USD, w 2020, gdy odchodził było to już 260 miliardów USD. Obecnie to zaledwie 167 miliardów USD. Iger przybywa by Disney mógł być ponownie wielkim, ale pytaniem otwartym jest, co to oznacza dla „Gwiezdnych Wojen” i Kathleen Kennedy.



W przypadku „Gwiezdnych Wojen” na razie nie ma wielu przecieków. Ale za bardzo ciekawą informację odpowiada Jeff Sneider, który gościł w podcaście Johna Rocha. Sneidera pamiętamy jako tego, który zaczął rozsyłać plotki o Lindelofie jadającym w Disneyu i rozmawiającym o „Gwiezdnych Wojnach”. Czy i tym razem jego źródła są pewne? Zobaczymy. Ale ważniejsze jest, co powiedział. Jego zdaniem w Lucasfilmie obecnie rozplanowano kolejne pięć lat, jeśli chodzi o produkcje filmowe. I czekają nas trzy filmy, w 2025, 2026 i 2027. Sam na razie nie wiedział, co dokładnie tam planują, tylko tyle, że terminy są zarezerwowane. Całą, lakoniczną wypowiedź można posłuchać po 26 minucie.



Jeśli chodzi o filmy, to na razie wszystko wskazuje na to, że 2025 to będzie film Lindelofa. Do tego dochodzi projekt Shawna Levy’ego oraz Kevina Feige (które mogą być jednym i tym samym projektem), a także dwa filmy, których status na razie jest niepewny. Czyli film Taiki Waitiego i „Rogue Squadron” Patty Jenkins. Cóż, może na Celebration dowiemy się czegoś więcej. W końcu jak już Chapeka nie ma, to Kathleen Kennedy będzie mogła ogłaszać nowe projekty bez przeszkód.

Zwłaszcza, że może być to jej ostatnia taka możliwość. I o ile w sieci głośno było, że po Chapeku Kennedy może być następna, to właściwie były to raczej pobożne życzenia. Ale ciekawa sytuacja miała miejsce w programie Johna Campea. On rzucił tezę, że Kathleen jest bezpieczna jak nigdy, bo Iger będzie ją wspierał. Następnego dnia jednak wycofał się z tego, mówiąc, że to jest jego własna analiza, ale jego informatorzy zaczęli mu sugerować, że jest dokładnie odwrotnie. Wg nich Kennedy opuści Lucasfilm, gdzieś w okolicy premiery „Indiany Jonesa”. Podobno tym razem to pewne.

Jak widać obie informacje nie do końca się ze sobą zgadzają. Bo jeśli Kathleen odpowiada za plan pięcioletni i „Gwiezdne Wojny” są bezpieczne, to po co ją zwalniać? Chyba, że wciąż jest to plan w powijakach z marnymi szansami na powodzenie. Cóż, pozostaje nam czekać na rozwój wypadków. Najbliższe miesiące mogą być ciekawe.
KOMENTARZE (16)

Zmiany w Disneyu

2022-11-21 15:14:15



Na początku 2020 roku w Disneyu dokonała się spora zmiana o której pisaliśmy tutaj. Ze stanowiska CEO firmy po wielu latach odszedł Bob Iger, a zastąpił go Bob Chapek. To właśnie Iger był odpowiedzialny za wielkie przejęcia, których dokonał Disney w ostatnich latach (Lucasfilm, Marvel, Pixar, Fox) i wprowadzenie platformy Disney+. Chapek zanim został CEO odpowiadał natomiast za parki Disneya. Mimo odejścia z roli CEO Iger jeszcze przez długi czas wspierał firmę na innych stanowiskach, doprowadzając momentami do efektu dwuwładzy. Niemniej jednak od roku, gdy ostatecznie zakończyła się jego epoka, wydawało się, że sytuacja się ustabilizowała i Chapek będzie prowadził Disneya przez kolejne lata.

Dzisiaj, niespodziewanie, dokonała się zmiana powrotna. Bob Chapek zrezygnował ze stanowiska CEO, a firma Disney wydała oficjalne oświadczenie dziękując mu za lata pracy i uznając, że w obecnej sytuacji Bob Iger będzie odpowiednią osobą do zastąpienia go. Ciężko stwierdzić co to będzie oznaczać dla marki Star Wars, ale wstępna reakcja rynku wydaje się pozytywna.
KOMENTARZE (7)

Seks i przemoc w „Andorze” ograniczone przez Lucasfilm

2022-11-18 18:44:53

Twórców „Obi-Wana Kenobiego” w pracy nad serialem ograniczał kanon (więcej), ale okazuje się, że twórcy „Andora” także mieli pod górę. Tyle, że nawet bardziej bo na drodze stał im Lucasfilm. Tony Gilroy stwierdził wprost, że Lucasfilm wprowadził ograniczenia na seks i przemoc. Tak przynajmniej wynika z rozmowy z Variety.

Rozmowa zaczęła się od związku z bohaterkami Vel Sartha i Cinta Kaz i gestem między nimi. Gilroy twierdzi, że nie miała to być żadna kontrowersja, polityka, ani próba wciskania czegokolwiek. Raczej otwarta furtka. Dostał od Lucasfilmu listę, czego nie może pokazywać. Tam nie było słowa o relacjach bohaterów tej samej płci. Z drugiej strony Lucasfilm do niczego takiego nie zachęcał. Zrobili ten związek jako jeden w tle. W dodatku mniej skomplikowany, zwłaszcza jak się porówna związki Dedry i Syrila, Syrila i Eedy, czy Perrina i Mon Mothmy.

Jednocześnie przyznał, że Lucasfilm bardzo wyraźnie powiedział, że seksu nie chcą. Przemoc także została sprowadzona do poziomu niżej, niż życzyliby sobie twórcy. Ale już jak się pogodzili z ograniczeniami, to Gilroy twierdzi, że byli z tym bardzo zadowoleni, patrząc na to, co mogą zrobić.

Niemniej jednak Tony się tak łatwo nie poddał. Rzucił Lucasfilmowi wyzwanie. Tworząc historię na Ferrix wykorzystał scenę otwierającą w burdelu, oraz scenę po stosunku płciowym. Było to testowanie Disneya, a te fragmenty napisano zanim zatrudnił pozostałych scenarzystów. Wysłał to do Lucasfilmu i Disneya i czekał, czy to przełkną. Czyli dało się zrobić materiał bardziej dla dorosłych, bez scen z kategorii X.

Tymczasem pojawiły się nowe dane na temat oglądalności. Na początek rating Nielsena za okres 17 – 23 października. „Andor” zgarnął 418 milionów obejrzanych minut, przy siedmiu odcinkach. Jeśli chodzi o produkcje oryginalne znalazł się na 9 pozycji.

Parrot Analtytics, która z kolei zajmuje się monitorowaniem sieci pod kątem trendów, przedstawiła dane za okres 29 października – 4 listopada. „Andor” utrzymuje się na stałym poziomie 33,8x. Nieznacznie wyprzedził „The Mandalorian” (z którym aktualnie niewiele się dzieje), ale został pokonany przez „Opowieści Jedi”. Acz nieznacznie. Niemniej jednak w świat idzie informacja, że fani wolą Ahsokę...



Warto zauważyć, że „Andorowi” zainteresowanie nie spada. Niektórzy sugerują nawet, że powoli rośnie. Podobno widać to już w Trendach Google’a, gdzie okazało się, iż serialowi pomaga występ Andy’ego Serkisa. Cóż, na razie czekamy na bardziej aktualne dane. No i na finał pierwszego sezonu, który będzie już w środę.

A na koniec jeszcze kilka szkiców koncepcyjnych z serialu.




KOMENTARZE (43)

10 lat z Disneyem: 10 największych minusów Disneya

2022-11-05 03:15:09

Były plusy, pora na plusy ujemne, czyli minusy. Nie wszystko przez tą dekadę z „My$zatym” się udało perfekcyjnie. Są rzeczy, które Lucasfilm mógł rozegrać lepiej, albo które zwyczajnie zwalił. I to nasza, krótka lista win Disneya/Lucasfilmu.

1. Rozjuszenie fanów

Lord Sidious: Jakby nie oceniać „Ostatniego Jedi”, jedno jest pewne. Lucasfilm nie poradził sobie z tym, co się wydarzyło wokół filmu. Na ile krytyka jest zasłużona, to kwestia dyskusyjna, tu pewnie każdy ma swoje zdanie. Ale zwalczanie wszelkiej krytyki, wrzucanie wszystkich do worka mizoginów, botów, rosyjskich trolli to już coś nie tak. Zwłaszcza, gdy oliwy do ognia dolewają ludzie związani z LFL (jak trollujący Rian J.). Z filmu, który części osób się nie podszedł, zrobił się ferment i dżihad. I za to winę już ponosi LFL, bo brak reakcji, brak odcięcia się od toksycznej dyskusji narobił mnóstwo szkód. Nie potrafili tego naprawić, a jeszcze gorzej, że „Skywalker. Odrodzenie” wyalienował część fanów, którym akurat podobał się „Ostatni Jedi”. Zarządzając marką trzeba znaleźć kompromis między dopieszczeniem fanów, a swobodą twórczą. Trzeba też umieć podejść do krytyki. Lucasfilm tego nie potrafi, udało im się za to zantagonizować sporą grupę fanów przeciw Gwiezdnym Wojnom. I to jest zdecydowanie największa porażka 10-lecia. Do tego dochodzą problemy komunikacyjne, ale to już inny problem, bo to irytuje wciąż wiernym ich fanów.
Mossar: Ja za to pamiętam jak z Rusisem czekaliśmy na Disney+ Day, które było zapowiadane jako ważny dzień dla fanów SW. Godziny czekania i jedno wielkie nic. Potem kilkukrotnie przeżywaliśmy podobny zawód podczas innych imprez, gdzie pokazywano materiały zgromadzonym na miejscu widzom, a reszta musiała się zadowolić tajniackimi filmami z telefonu.
Rusis: Disney pod kątem fanów miał ciężki orzech do zgryzienia na początku i bardzo utrudniony start. Decyzja o skasowaniu dotychczasowego EU była trudna, ale z ich perspektywy konieczna aby umożliwić łatwiejszą produkcję filmów. Na tym etapie, pomimo sporego niezadowolenia części osób wydaje się, że sobie jeszcze poradzili - potrafili decyzję wytłumaczyć sensownie i złożyć obietnice lepszej przyszłości. Niestety im dalej w las tym było gorzej, a apogeum nastąpiło gdy wypuścili Epizod VIII i następnie Epizod IX. Oba filmy miały olbrzymie grono widzów, którzy byli z nich niezadowoleni - o gustach można dyskutować, ale większość niezadowolonych wrzucać do jednego wora trolli i następnie nie kontrolować spójności komunikatów wypuszczanych do fanów tylko pozwalać na zaognianie konfliktu to nie jest droga, którą korporacja powinna obierać. W ten sposób część osób prawdopodobnie bezpowrotnie się od sagi odwróciła, a internet wrzał od negatywnych dyskusji.
Do tego dochodzą jeszcze mniejsze elementy, o których na przykład wspomniał powyżej Mossar - wykorzystywano niejednokrotnie media społecznościowe związane z Gwiezdnymi Wojnami do promowania wydarzeń na których jak się okazywało większość atrakcji była kierowana do fanów Marvela, a fani Star Wars musieli się obejść smakiem.
Kasis: To mnie autentycznie boli. Zawsze były podziały w fandomie Star Wars, zawsze byli fani niezadowoleni z różnych elementów, ale natężenie tego wszystkiego w tych ostatnich latach jest przykre.

2. Reakcyjność i brak spójnej wizji nowej trylogii

Lord Sidious: Nową trylogię naszkicował Arndt z Lucasem, potem wyrzucono to do kosza i na nowo zrobili to J.J. Abrams i Lawrence Kasdan. Nakręcili film, pomysł na kontynuację wyrzucono do kosza, bo wydawał się zbyt zachowawczy. Drugi film to nowy kierunek i nowe rozdanie. Też nie pyknęło, więc trzeci to z kolei wyjmowanie pomysłów z kosza (bo drugi nie podszedł) i kapelusza (by zrobić fanservice). Do tego presja czasowa i korpo zarządzenie. W ten sposób utopiono najważniejszy projekt LFL.
Mossar: Bardzo długo wierzyłem, że to co zobaczyliśmy w „Ostatnim Jedi” to wciąż część większego planu. Że Abrams i Johnson współpracowali, ustalili jakiś szkielet całości i na nim bazowali. Teraz wiemy, że nic takiego nie miało miejsca, a jedyna postać która mogła być przemyślana choć trochę bardziej to Ben Solo.
Rusis: Kupujesz wielką markę, wiesz od początku, że chcesz wydać trylogię i co robisz? Zamiast budować plan na całość i go zrealizować to tworzysz trzy kompletnie różne produkcje i mówisz, że tak miało być. Plan na sukces? Jak widać nie. To był największy projekt jaki stał przed Disneyem po zakupie Gwiezdnych Wojen i nie rozumiem jak można było się nie przyłożyć do porządnego jego zaplanowania i realizacji.
Kasis: Nie potrafię tego zrozumieć. Zwłaszcza, że jeśli popatrzy się na produkcje marvelowskie to od razu widać lepszą spójność, jakiś ogólny plan. Tam mogli, a przy Gwiezdnych Wojnach już nie?

3. Problemy z produkcją filmów – chaos

Lord Sidious: O ile brak wizji można jeszcze od biedy zrozumieć. Do tego trzeba znaleźć naprawdę kogoś z głową. O tyle chaos na planie, reżyserzy rzucający film lub wyrzucani, to już problem z zarządzaniem. Na 5 filmów, w dwóch reżyser zmienił się oficjalnie, w jednym nieoficjalnie („Łotr 1” i Tony Gilroy), zaś w jednym reżyser rzucił film, ale potem zarząd Disneya go przebłagał by wrócił. I mowa tu tylko o filmach, które powstały. Lista zapowiedzianych, a porzuconych bądź wstrzymanych projektów też jest spora. Być może Lucasfilm i Disney robią wszystko zbyt szybko, trochę na łapu capu, a potem wychodzi, co wychodzi. Ale wciąż zarządzanie polega na tym, by tego typu problemy ograniczać, nie mnożyć. Zaś o niezrealizowanych projektach chyba najlepiej świadczą słowa Boba Chapeka, który prosił Kathleen Kennedy by nie ogłaszać projektów, dopóki ich realizacja nie jest pewna. Nawet tam to widzą (to akurat plus Disneya).
Rusis: Wydawać by się mogło, że duże korporacje mogą mieć problem z brakiem wizji, skostniałymi strukturami, ale chociaż zarzązanie i procesy są dosyć stabilnie ustalone. Jak pokazuje tworzenie nowych filmów ze świata Gwiezdnych Wojen to bardziej przypomina start-upy niż korporacje. Każdy idzie w swoim kierunku, robi co chce, ludzie przychodzą, odchodzą, są zwalniani. Projekty są ogłaszane, wstrzymywane, porzucane. Nie widzę nikogo kto by nad tym panował, a z tych informacji które do nas docierają wyłania się obraz chaosu. Niestety jeśli ktoś nad tym chaosem nie zapanuje to sukcesów filmowych w tym uniwersum jeszcze długo nie zobaczymy.

4. Położenie „Hana Solo”

Lord Sidious: To punkt, który mnie szczególnie boli, bowiem produkcyjnie wyszło bardzo dobrze. Ron Howard spiął ten film, nie widać w nim problemów z czasów produkcji. Ale wyniku nie zrobił. Znów to kwestia złego zarządzania. Ludzie nie czekali na Hana Solo, zwłaszcza z nowym aktorem. Natomiast, gdy film wchodzi w momencie, gdy smród po „Ostatnim Jedi” jeszcze nie wywietrzał, jednocześnie, gdy reklamuje się superprodukcje Marvela i nie tylko i z nimi trzeba konkurować. A jeszcze skąpimy na reklamie, pomimo rozdymanego budżetu przez dokrętki, to prosimy się o katastrofę. Sporo osób nawet nie zauważyło, że ten film wszedł do kin. Wiele niespecjalnie chciało na niego pójść. Efekt to przychód na poziomie 37% przychodu „Łotra 1”. Miał być samograj, wyszła klapa, niestety.
Rusis: Disney sam nie wierzył w sukces „Hana Solo”, a jak nie wierzysz w to co robisz to ciężko oczekiwać, żeby się udało. Marketing zredukowano do minimum, wiele osób, które interesują się popkulturą, a z którymi rozmawiałem wówczas nawet nie wiedziało, że taki film wychodzi. Szkoda, bo wydaje się, że w ten sposób pogrzebano na dłuższy czas koncepcję spin-offów.
Mister S.: Święta prawda. Parę miesięcy temu pokazałem „Hana Solo” znajomemu, który pomimo sporego przywiązania do Gwiezdnych Wojen nigdy wcześniej go nie widział. Efekt był piorunujący, zwłaszcza w świetle Epizodu IX). Wielka szkoda, że brak adekwatnej promocji i kontrowersje wokół „Ostatniego Jedi” pogrzebały świetny film, który mógł być przecież podwaliną pod kolejne spin-offy i seriale.

5. Sposób oficjalnej komunikacji z fanami (PR)

Lord Sidious: Lucasfilm nie przejmuje się informacjami oficjalnymi, których najczęściej nie ma. Już przez 10 lat przywykłem, że standardu Lucasfilmu z czasów prequeli nie będzie. Ale nie jestem w stanie zrozumieć, dlaczego czasem potrafią oznajmić, że zaczęli serial i podać główną obsadę (jak w przypadku „Obi-Wana Kenobiego”), a innym razem przy okazji dowiadujemy się, że kręca już „Skeleton Crew” od jakiegoś czasu i podają jedną osobę. Ta komunikacja sprawia wrażenie wymuszonej i ograniczonej do reklam tuż przed emisją. A oczywiście wisienka na torcie są pompowane wydarzenia na których mają być zapowiedzi… a potem prawie nic nie ma.
Mossar: Ja spojrzę na to z trochę innej strony — wielokrotnie komunikowałem się na Twitterze z autorami komiksów i książek. W przypadku takich autorów jak Freed, Scott, Soule czy Christopher komunikacja była wręcz perfekcyjna - zarówno pod kątem uzyskiwania informacji jak i zwykłego gwiezdno-wojennego small talku.
Rusis: Sposób komunikacji z fanami, a raczej jego brak wydaje się dla mnie swoistym nieporozumieniem. Rozumiem, że czasy się zmieniają, podejście do budowania marki również, ale tu wygląda to jakby Lucasfilm wyszedł z założenia, że lepiej w sumie nic nie mówić niż przekazać o jedno słowo za dużo. Przy tylu jednoczesnych produkcjach (wcześniej filmowych, teraz serialowych) nie mamy prawie żadnego stałego dopływu informacji na temat tego co się dzieje - co jest produkowane, kto został zaangażowany. Nie mówię już nawet o powrocie do czasów produkcji prequeli, gdy oficjalnie publikowano prawie codziennie zdjęcia i ciekawostki z planu, ale chociaż o informowaniu o angażach. Prawie wszystko obecnie się opiera na plotkach, przeciekach i wywiadach udzielonych różnym mediom, z których ciężko czasem skleić jedną spójną wizję.
Wyglądało to może i ciekawie w przypadku „Przebudzenia Mocy” gdy twórcy mówili o tym, że chcą utrzymać wszystko w tajemnicy, ale Epizod VII był samonakręcającą się machiną z uwagi na to, że był pierwszy od Disneya. W przypadku pozostałych pozycji dla mnie gra to niestety na ich niekorzyść. Zainteresowanie fanów też trzeba pobudzać i podtrzymywać, a nie liczyć na to, że marka sama się sprzeda.

6. Brak celebracji twórczej filmów (skasowane Makingi itp.)

Lord Sidious: Kolejny punkt, który mnie boli. Bo w miejsce małego Lucasfilmu, który pchał sztukę kinową do przodu, starając się wyznaczać standardy, ale jednocześnie był otwarty na promocję nie siebie, a kina, mamy dział w korporacji, który niespecjalnie jest zainteresowany pokazaniem swojego Know how. Raczej skupia się na promocji produktu i to na krótko przed premiera. Bardzo brakuje mi Makingów, bardzo brakuje mi paneli na Celebration, które ukazywały więcej niuansów zza kulis. Obecnie nie spodziewam się, że historia sequeli zostanie oficjalnie opowiedziana, tak jak była.
Rusis: Zawsze byłem żywo zainteresowany tym jak wyglądała produkcja kolejnych filmów ze świata Gwiezdnych Wojen. Zarówno podczas ich tworzenia, jak i już miesiące po - mogąc poczytać wspomnienia, relacje z planu, przejrzeć koncepty. Obecnie tego prawie nie dostajemy. Pozycje typu „Making of.. „ przestały być produkowane, na konwentach opowiadają o ogólnikach. Żałuję, że dostajemy tak mało informacji. Mam wrażenie, że trochę wynika to z problemów związanych z produkcją - wolą nie mówić w ogóle niż wejść w niewygodne dla nich tematy.
Kasis: Strasznie żałuję, że tak to wygląda. Pamiętam jak ogłoszono nowe epizody i zaczęłam myśleć o tych nowych materiałach zza kulis, które dostaniemy. Marzyło mi się, że będą co najmniej takie jak przy Prequelach, a nawet jak w przypadku tolkienowskich produkcji Petera Jacksona. Dla mnie to było duże rozczarowanie.

7. Ustąpienie miejsca Marvelowi - tak w wynikach finansowych jak i sercu popkultury

Lord Sidious: Prequele konkurowały z „Harrym Potterem”, „Władcą Pierścieni” czy „Spider-Manem” i ostatecznie wychodziły z tego obronną ręką. Nawet bez filmów a z serialami jak „Wojny klonów”, „Gwiezdne Wojny” znajdowały się w centrum popkultury. Dziś nadal są ważną globalną marką, ale palmę pierwszeństwa dzierżą superbohaterowie (i głównie Marvel). Kradną serca fanów, ale też dzieci. Patrząc przez pryzmat tych 10 lat, to nie jest tylko kwestia ilości filmów, w końcu w „Gwiezdnych Wojnach” się coś ruszyło. Ale tego, że „Gwiezdne Wojny” Disneya coś straciły ze swojej świeżości i atrakcyjności.
No i marek liczących się jest więcej, „Gwiezdne Wojny” są wciąż w czołówce, ale walka o podium zdaje się być dla nich coraz trudniejsza. Niestety.
Inną ciekawostką jest to, że Disney zapłacił za Lucasfilm 4 miliardy USD. Produkcja 5 filmów kosztowała 1,3 miliarda USD. Nie są tu uwzględnione koszty reklam. Sumaryczny zarobek to 5,9 miliarda USD. Tyle, że to zarobek globalny, bez podatków, procentów dla dystrybutorów, kin i tak dalej. Disney z tych niecałych 6 miliardów dostał ok. połowy. Analitycy liczyli, że transakcja kupna Lucasfilmu zwróci się samą nową trylogią, która miała zarobić 2 miliardy (część I i to się udało), 2,5 miliarda (część druga, wyszło 67% wyniku części pierwszej) i 3 miliardy (część trzecia, wyszło 80% części drugiej i 52% części pierwszej). Co prawda ta kalkulacja nie uwzględnia zysku ze sprzedaży produktów licencjonowanych, ani tym bardziej seriali na Disney+. Niemniej jednak coś, poszło nie tak. Tak finansowo, jak i popkulturowo. Co nie znaczy, że jest źle, tylko, że mogło być lepiej.
Rusis: Samo ustąpienie miejsca Marvelowi mnie aż tak nie martwi, jak to w jaki sposób to zrobiono - czyli zmarnowano potencjał na rozkręcenie marki i sprowadzono ją do poziomu jednej z wielu podobnych.
Kasis: Właśnie – jedna z wielu. Może nie jestem obiektywna, ale przez lata żywiłam przekonanie o pewnej wyjątkowej pozycji Star Wars w świecie popkultury. Nie tylko w kwestii finansowych wyników. Może utrata tego statusu i tak by nastąpiła, ale trudno nie zauważyć, że Disney nad tym nieźle pracował.

8. Skasowanie EU i nie zastąpienie go lepszym produktem, przy jednoczesnym odgrzebywaniu pomysłów

Mossar: Dalej twierdzę, że jeśli chcieli startować z nowymi filmami będącymi bezpośrednią kontynuacją Starej Trylogii to kasacja EU była konieczna. A to jak to wszystko wyszło, czy mamy w rezultacie lepszy czy gorszy produkt, to już zupełnie inna historia.
Lord Sidious: Na skasowanie EU cieniem kładą się inne problemy. Choćby właśnie to, że część książek ze starego kanonu jest włożona do nowego (jak Dziedzic Jedi). Zresetowano to, głośno było o Story Group, natomiast w gruncie rzeczy dostaliśmy poziom podobny, zaś filmy i seriale dalej mogą nadpisywać resztę. A do tego wygrzebywanie pomysłów. Można to było zrobić lepiej ucząc się na błędach, wybrano opcję zrobienia drugi raz to samo.
Rusis: O ile rozumiem powód to wciąż uważam, że można było to lepiej zrobić powodując mniejsze zawirowania w Mocy. Wiadomo było, że będzie to decyzja bolesna dla wielu hardkorowych fanów, ale sposób jej przeprowadzenia i to co dano w zamian nie pomagało jeśli chodzi o jej złagodzenie.
Kasis: Znam osoby, które z tego powodu porzuciły Gwiezdne Wojny prawie całkiem. I to jest przykre. Rozumiem, że musieli to zrobić ze względu na filmy, ale uważam, że nie było potrzeby kasowania wszystkich okresów od razu i mogli dać coś lepszego w zamian. Zbyt wiele obietnic Disneya okazało się pustych.

9. Skasowanie edycji 3D filmów, „Detours” i „Underworld”

Lord Sidious: Znów niestety mamy do czynienia z korporacyjnym zarządzaniem, które miejscami ciężko jest pojąć. „Atak klonów” (widziałem go na Celebration) i „Zemsta Sithów” (tej mi się nie udało zobaczyć) w 3D zostały skończone. Czy naprawdę nie można było tego wypuścić w kinach przed premierą VII Epizodu? Właśnie jako ciekawostkę i promocję. Odpowiedź - problemem był Fox i podział zysków (a przynajmniej tak chcę myśleć). Czy można to było wypuścić później, można, ale… chyba już szał na konwersje 3D przeminął. Czemu nie dało się „Detours” wrzucić na Disney+? „Underworld” rozumiem, że był poza zasięgiem wówczas, szkoda, że nie wrócono do tego pomysłu przy Disney+.
Rusis: Kompletnie niezrozumiałe jest dla mnie chowanie do szafy praktycznie gotowych projektów, tylko dlatego, że nie wpasowują się w nową wizję firmy. Tym bardziej jeśli weźmiemy pod uwagę inne punkty z tej listy - bo można było je wykorzystać do nawiązania porozumienia ze starymi fanami, nie odcinając się od wszystkiego. Ale tu chyba znowu mocno wchodzi w grę to, że Lucasfilm obecnie nie czuje tego jak sensownie prowadzić relacje z fanami.

10. Słabe zarządzanie grami Star Wars

Lord Sidious: Chyba błędem było danie wolnej ręki EA, przy jednoczesnym zagwarantowaniu im wyłączności, ale bez rozliczania ich. Szczęśliwie, w tym wypadku chyba już poszli po rozum do głowy.
Rusis: Dziesięć lat minęło, a dalej nie mamy pozycji w grach Star Wars na miarę produkcji sprzed ery Disneya (czy w tym wypadku bardziej EA). Błędem było oddanie tego jednej firmie zamiast licencjonowania konkretnych tytułów i kontrolowania kiedy one wyjdą.

I na koniec znów pytanie do Was. Jak wy z perspektywy dekady widzicie Lucasfilm pod Disneyem? Co wypadło źle, co było najgorsze, jakie dostrzegacie minusy?
KOMENTARZE (40)

10 lat z Disneyem: Podobieństwa i różnice między kanonami

2022-11-04 18:25:13

Jedną z konsekwencji przejęcia przez Disney marki Star Wars było anulowanie starego kanonu znanego jako „Expanded Universe”, a precyzyjniej rzecz ujmując, zaniechanie dalszych prac i nazwanie całego zbioru szumnym określeniem „Legendy”. Reakcji na ten czyn było wiele, na Bastionie Star Wars przeważały złość, frustracja i smutek, lecz ci bardziej optymistyczni liczyli, że to szansa na nowy początek, większą spójność i poprawę jakości. Próby odpowiedzi na pytanie „czy się udało?” towarzyszą nam rokrocznie i nie zapowiada się, żeby szybko miało ich zabraknąć, więc tym razem skupmy się na czymś mniej nacechowanym emocjonalnie. Czy obecny kanon przypomina ten uprzedni czy może mamy do czynienia z czymś zupełnie innym? Żeby przestawić wszystkie podobieństwa i różnice musielibyśmy przeanalizować każdą książkę, komiks, serial czy film, więc skupmy się na tych największych i najciekawszych.


Podobieństwo: Jacen i Ben

Zarówno w starym jak i nowym kanonie jednym z istotniejszych pytań jakie musieli zadać sobie twórcy było te o losy głównych bohaterów i sytuację w galaktyce po wydarzeniach z sagi. Co prawda, w starym kanonie przez lata skupiano się na bezpośrednim okresie po „Powrocie Jedi” zanim postanowiono skupić się na „Nowej Erze Jedi” i „Dziedzictwie Mocy”, ale to właśnie dziewięcio-tomowemu „Dziedzictwu Mocy” najbliżej tematycznie do trylogii sequeli — przynajmniej jeśli wziąć pod uwagę wiek bohaterów i relacje między nimi. Obie historie dzieją się kilkadziesiąt lat po wydarzeniach z sagi, kiedy Luke Skywalker ma już za sobą wzloty i upadki jego Akademii Jedi, Han i Leia mają dorosłe już potomstwo i zakończyły się już wieloletnie wojenki Nowej Republiki ze Szczątkami Imperium.

Autorzy obu kanonów postawili na syna Hana i Lei jako tego, który okaże się kolejnym zwiedzonym przez Ciemną Stronę użytkownikiem Mocy. Długowłosy brunet wysłany do wujka Luke'a po to, by stać się kolejnym Jedi z rodu Skywalkerów. Niezależnie czy mówimy o Benie czy Jacenie Solo, mamy do czynienia z młodym, zagubionym człowiekiem szybko popadającym w zdenerwowanie. Powody przejścia na Ciemną Stronę Mocy są oczywiście różne i związane z kontekstem sytuacyjnym, ale w obu przypadkach wpływ na młodego Solo miał Mroczny Lord (bądź Lady) Sithów, a działania Luke'a Skywalker'a, który nie potrafił odpowiednio zareagować na zmanipulowanego siostrzeńca, nie pozostały bez wpływu na rozwój wypadków. Obaj niejednokrotnie zwracali uwagę na dziedzictwo ich dziadka, Dartha Vadera — Jacen próbował stać się lepszą wersją swojego dziadka, zaś Ben chciał dokończyć to co jego dziadek rozpoczął. Koniec końców, obaj zabili kogoś ze swojej rodziny, przekraczając tym samym pewną granicę. Nie tylko we własnych umysłach, ale i w podejściu matki Lei, która od tego momentu zaczęła wyrażać swój brak wiary w to, że jej syn mógłby zostać uratowany.

Różnica: Żona Luke'a

Trylogia Thrawna to jedna z najbardziej legendarnych historii wśród Legend. W latach 90-tych była przełomem w opowiadaniu książkowych gwiezdno-wojennych historii. To właśnie ta opowieść wprowadziła historię po „Powrocie Jedi” na nowe tory. Jedną z części składowych tej opowieści była postać Mary Jade, która na skutek wydarzeń dziejących się w ramach Ery Nowej Republiki została żoną Luke'a Skywalkera. Po przejęciu marki przez firmę Disney niejednokrotnie podejmowano ten temat i spekulowano na temat potencjalnej kreacji Luke'a w nowych filmach. „Przebudzenie Mocy” nie tylko nie odpowiedziało na pytania fanów, a zwiększyło ilość dyskusji na ten temat. Czy Luke jest na tej wyspie sam? Czy ma jakąś rodzinę i tą rodziną jest legendarna Mara Jade? Nieraz twierdzono, że w końcu przyszedł czas na Marę, gdy w sieci pojawiały się wycieki na temat castingów aktorskich. Na naszym portalu pojawił się artykuł na ten temat (tutaj), a część fanów typowała, że Keri Russell zagra właśnie Marę Jade. Koniec końców nic takiego nie miało miejsca. Wszystko wskazuje na to, że Luke Skywalker do swych ostatnich dni nie spotkał kobiety swojego życia, a przynajmniej z żadną nie związał się na dłużej. Na pocieszenie mamy tylko fragment adaptacji książkowej „Ostatniego Jedi”, w którym Luke śni o tym, że pozostał przy farmie wilgoci na Tatooine i żył w spokoju przy swojej żonie Camie Marstap.


Podobieństwo: Thrawn

Technicznie rzecz biorąc to nie podobieństwo, a po prostu podejście do postaci Thrawna, które powoduje, że między Thrawnem ze starego i nowego kanonu nie ma większych nieścisłości. Jasne, jeśliby dokładnie prześwietlić kontekst sytuacyjny to znaleźlibyśmy wiele pomniejszych niespójności, lecz sama postać Thrawna, bohaterowie powieści, a nawet szerszy plan związany z Dynastią Chissów, bardzo do siebie pasuje — niezależnie czy czytamy „Poza Galaktykę” czy „Dynastię Thrawna”. Wszystko przez samego Timothy'ego Zahna, który tworzył w ten sposób swoiste „Zahnverse”. W rezultacie, między innymi, w kanonicznych ksiażkach o Thrawnie wspominano konflikt z Vagaari i pojawił się istotny członek rodziny samego Thrawna znany dobrze z legendarnych powieści.

Różnica: Chissowie

Jeśli Thrawna jako postać i opisującą go fabułę można uznać za podobieństwo to już zasady związane z tworzeniem imion Chissów różnią się względem starego kanonu. Zacznijmy od oczywistego, czyli pełnego imienia kultowego Thrawna — brzmi ono Mitth'raw'nuruodo i skrócona wersja imienia brana jest ze środkowego członu. Działa to w ten sposób dla rasy Chissów zarówno w jednym jak i drugim kanonie. Różnica tkwi jednak w pozostałych członach. W starym kanonie mamy pewną nieścisłość, a przynajmniej sprawa jest trudna do rozstrzygnięcia. Admirał Thrawn został stworzony przez Timothy'ego Zahna, lecz Chissowie wykorzystywani byli w różnych pozycjach. Zanim Zahn określił, że to człon „Mitth” odpowiada za nazwę rodziny, inni twórcy piszący w ramach Nowej Ery Jedi używali członu „Nuruodo” jako nazwy rodziny. To później było doprecyzowane przez samego Zahna w „Locie Pozagalaktycznym”, ale ostateczne rozprawienie się z rodziną „Nuruodo” miało miejsce dopiero w bieżącym kanonie. Timothy Zahn wyjaśnił sposób tworzenia imion Chissów w serii „Dynastia Thrawna”. Dzięki temu wiemy, że ostatni człon określa status społeczny, a nie rządzącą rodzinę.


Podobieństwo: Stara Republika

Może trudno w to uwierzyć, ale mimo, że wciąż nie mamy porządnych produkcji filmowych z tego okresu, gier czy chociaż książek i komiksów, to wciąż aktualny kanon jest niemal w pełni spójny ze starym w kwestii ery Starej Republiki. Ba, nieraz twórcy książek i komiksów nawiązują do wydarzeń ze starego kanonu (np. czystka Jedi) oraz postaci (np. Darth Revan, Andeddu, Surik). Gdyby ktoś w tym momencie chciał wprowadzić do kanonu całą serię gier „Knights of the Old Republic” to prawdopodobnie wystarczyłyby kosmetyczne zmiany niezauważalne przez większość fanów. Pozostaje więc pytanie, które zadaliśmy już jakiś czas temu — czy „Knights of the Old Republic Remake” będzie kanoniczne? Najpierw trzeba by odpowiedź na pytanie czy gra w ogóle powstanie, więc z odpowiedzią na zadane pytanie poczekamy jeszcze jakiś czas.

Różnica: Wielka Republika?

Nawet jeśli era Wielkiej Republiki byłaby w pewnym stopniu możliwa do umiejscowienia w starym kanonie to na pewno jest elementem nowego kanonu najbardziej odróżniającym go od poprzedniego kanonu. Projekt „Wielka Republika” rozpoczynał swoją karierę w internecie jako „Project Luminous” i długo zastanawiano się nad tym czymże będzie ta inicjatywa. Okazało się, że pomysł polegał na cofnięciu się kilkaset lat przed wydarzenia z sagi. Jeśli spojrzeć na chronologię książek i komiksów starego kanonu to łatwo zauważyć, że w tym okresie nie ma prawie nic. Ktoś sceptyczny mógłby rzec „to dlatego, że ten czas nikogo nie interesuje” lub „tam nic nie powinno się dziać, bo to okres pokoju bez Sithów”. Niemniej jednak seria znalazła swoją niszę oraz swoich fanów i jest obecnie elementem wyróżniającym kanon Disneya — przynajmniej w zakresie książek i komiksów.


Podobieństwo: Wielka Trójka

Jeśli jest coś w czym kanon Disneya nie poprawił się nawet o jotę to jest to podejście do historii Luke'a, Hana i Lei. Jeśli nużyły Was „Spotkanie na Mimban”, klasyczne komiksy Marvela czy chociażby wątki Wielkiej Trójki w Erze Nowej Republiki to z dużym prawdopodobieństwem podobnie będziecie odbierać książki i komiksy o tych postaciach w nowym kanonie. Z największą ilością nieistotnych opowieści o Luke'u, Hanie i Lei mamy do czynienia w głównych komiksach o nazwie „Star Wars”, lecz książki takie jak „Dziedzic Jedi” czy „Miecz Jedi” również nie wyniosły tego typu opowieści na wyższy poziom. Można więc powiedzieć, że stary i nowy kanon są pod tym kątem podobne — i tu i tu mamy do czynienia z pobocznymi historiami. Dopiero późniejsze historie z Nowej Ery Jedi, Dziedzictwa Mocy czy Trylogii Sequeli oferowały jakieś istotniejsze zmiany w historii tych bohaterów.

Różnica: Era Nowej Republiki

Era Nowej Republiki to istotny element całej układanki zarówno w ramach starego jak i nowego kanonu. W przypadku starego kanonu znajdują się tam takie klasyki jak trylogia Thrawna, seria X-Wing czy „Mroczne Imperium”. W kanonie mamy za to trylogię Eskadry Alfabet, „Koniec i Początek” oraz parę seriali z platformy Disney+. W obu przypadkach twórcy musieli zastanowić się nad tym, co wydarzyło się po pokonaniu Imperatora nad Endorem. W obu przypadkach postawiono nad przeciągające się walki dopiero co powstałej Nowej Republiki oraz Imperium dowodzonego już przez zupełnie kogoś innego. Na tym właściwie koniec większych podobieństw — jasne, można zaznaczyć, że i tu i tu prym wiodła Kanclerz Mon Mothma, a Luke Skywalker próbował stworzyć swoją Akademię Jedi, ale to niewielkie rzeczy w stosunku do różnic dzielących ten okres w obu kanonach. W starym kanonie mieliśmy trzy główne wątki: Thrawna walczącego w imieniu Imperium z Nową Republiką, Luke'a Skywalkera starającego się zebrać nowy Zakon Jedi oraz eskadr nowo-republikańskich myśliwców walczących z imperialnymi pułkami. Tylko trzeci wątek w istotnym stopniu został wykorzystany również w nowym kanonie. Z początku wydawało się, że „Eskadra Alfabet” może być duchowym spadkobiercą X-Wingów, lecz historia zawarta w tej trylogii różni się znacząco od tego co można było przeczytać w serii Michaela Stackpole'a i Aarona Allstona. Luke Skywalker w kanonie również budował swoją Akademię, ale informacji na ten temat mamy bardzo niewiele i jej losy znacząco różnią się od tych znanych z Legend. Jeśli zaś chodzi o Thrawna to póki co nie pojawił się w Erze Nowej Republiki i raczej na pewno nie pojawi się w niej w takiej roli jak w starym kanonie. Wszystko jednak przed nami. Niebawem zaczną pojawiać się pierwsze oficjalne informacje o serialu „Ahsoka”, którego historia ma dziać się właśnie w tych czasach, a niebieskoskóry Thrawn z dużym prawdopodobieństwem będzie jej częścią.

Gdyby liczyć czas od pierwszej pozycji należącej do nowego kanonu lub od oficjalnej informacji o przeniesieniu Expanded Universe do koszyka o nazwie Legendy to nie minęło jeszcze dziesięć lat, lecz dla uproszczenia możemy uznać, że minęło pierwsze dziesięciolecie Disneyowskiego kanonu. Jak oceniacie ten okres? Czy rozwój fabuły opowiadanej w ramach uniwersum Star Wars jest zgodny z Waszymi oczekiwaniami czy raczej to pasmo niepowodzeń i zawiedzionych nadziei?
KOMENTARZE (27)

10 lat z Disneyem: Lucasfilm, czyli wy(w)twórnia niefilmowa

2022-11-03 01:39:55

George Lucas koncentrował się na „Gwiezdnych Wojnach”. Nawet po skończeniu prequeli, wciąż były inne projekty związane z sagą na warsztacie. „Wojny klonów”, „Detours”, konwersje 3D, czy nawet „Underworld”. Choć Lucasfilm nie produkował nigdy wiele, przed prequelami ostatnim wydanym przez nich filmem było „Zabójcze radio” (1994), to jednak George Lucas chciał, by firma miała także inne projekty. Jeszcze przed sprzedażą wytwórni Disneyowi, na początku 2012 udało się ostatecznie wprowadzić do kin „Eksadrę Czerwone Ogony”. Cztery lata wcześniej zadebiutował czwarty „Indiana Jones”.

W 2012 do Lucasfilmu dołączyła Brenda Chapman, która miała pomóc rozruszać dział animacji. Wcześniej pracował w Pixarze, odpowiada choćby za „Meridę Waleczną”. Lucasfilm Animation nawet zaczęło przygotowywać film, musical o wróżkach w reżyserii Gary’ego Rydstroma, którego pomysłodawcą był sam Lucas. Pomysł na ten film zbierał przez 15 lat i chciał go nakręcić dla swoich córek. Ponieważ w momencie przejęcia przez Disneya Lucasfilm, projekt był już realizowany, miał szczęście. Nie wstrzymano go. Ukończono, a potem... odbyła się chicha premiera. Tak technicznie rzecz biorąc była to pierwsza premiera Lucasfilm już pod nadzorem Disneya. Tyle, że „Dziwna Magia” samo w sobie nie budziło zainteresowania. Z niewielką promocją i nienajlepszymi recenzjami zrobiło klapę. O filmie zapomniano. Obecnie nawet nie jest dostępny na polskim Disney+. A co gorsza, Lucasfilm Animation nie wyprodukowało żadnej kolejnej samodzielnej animacji. Zajęli się tylko i wyłącznie serialami gwiezdno-wojennymi.

Marką numer dwa w Lucasfilmie zawsze był „Indiana Jones”. Zaś pomysł piątej części krążył po świecie już po zakończeniu czwartej, czyli na wiele lat przed Disneyem. Przez dziesięć lat Lucasfilm i Disney, głównie dyskutowały na temat filmu i szukały historii do opowiedzenia. W tym czasie z projektu odeszli George Lucas i Steven Spielberg. Harrison Ford szczęśliwie został, ale można powiedzieć, że najlepsze lata do powrotu do tej roli ma za sobą. Po wielu opóźnieniach, w końcu udało się skończyć zdjęcia. Reżyserię przejął James Mangold. Premiera jest planowana na połowę 2023, czyli nie zmieści się w pierwszych dziesięciu latach kooperacji Lucasfilm-Disney. Będzie to pierwszy, niegwiezdno-wojenny film Lucasfilmu, bez wkładu George’a Lucasa, pomijając oczywiście to, że on wymyślił głównego bohatera.



To, by Lucasfilm stał się nie tylko wytwórnią wtórnych produkcji (wciąż opierających się na tych samych markach), ale też spróbował stworzyć coś oryginalnego, było marzeniem Kathleen Kennedy i Michelle Rejwan. Rejwan miała odpowiadać za zupełnie nowy projekt, czyli adaptację serii książek „Dzieci krwi i kości” Tomi Adeyemi. Lucasfilm pozyskał do nich prawa, zabrał się za preprodukcję. Reżyserią miał się zająć Rick Fukuyama. Ale coś poszło nie tak. Preprodukcja się przeciągała, wciąż nie było scenariusza. Historia dość podobna do innych filmów Lucasfilmu. Tyle, że tu w grę wchodziły prawa i opcje. Ostatecznie skończyło się tym, że projekt skasowano. Prawa przejął Paramount, a warto dodać, że musieli przebić ofertę Universala, Amazona i Netflixa. Jednocześnie Lucasfilm oficjalnie ogłosiło, że nie będzie – przynajmniej na razie – próbować tworzyć nowych marek. Zostaną przy istniejących. Zaś samej Rejwan już nie ma w zarządzie Lucasfilmu, o czym pisaliśmy niedawno.

I tu do gry wchodzi trzecia marka Lucasfilmu, czyli „Willow”. Co prawda jako marka nigdy nie zaistniała, dopiero teraz ma szansę. Był to zaledwie jeden film i jakieś książeczki, a także odkładany od dziesięcioleci pomysł na sequel czy w to w formie filmu, czy serialu. Jednak w końcu udało się ściągnąć Warwicka Davisa (Willow), Joannę Whalley (Sorsha) a także reżysera oryginału - Rona Howarda (tym razem jako producenta) i pewnie jeszcze kilka osób z oryginalnej obsady. Nad całością czuwa Jon Kasdan. Premiera jest spodziewana jeszcze w tym roku, ale już po magicznej dacie 10-lecia. Zobaczymy jak zostanie odebrany ten projekt.



Inną rzeczą jest to, że obecnie Lucasfilm głównie produkuje seriale gwiezdno-wojenne, nawet nie filmy. Na razie będzie koncentrować się na markach znanych, czyli głównie Gwiezdnych Wojnach. W tym przypadku obecną wizję opisano na Puck (więcej), a można ją streścić, że Lucasfilm chce by zrobić kolejny film dobrze. Kathleen Kennedy rozumie, że pośpiech nie pomógł sequelom, zwłaszcza ostatnia ich cześć jest mocno niedopracowana. Tym razem pośpiechu nie będzie, a wytwórnia chce znaleźć równowagę między opowiedzeniem czegoś nowego, jednocześnie trzymając się tego, co sprawiło, że ich marki są wyjątkowe. Innymi słowy nadal będzie wtórnie, ale chyba bez takiej ilości nostalgii. Oby udało im się znaleźć właściwą receptę i koniec końców do innych produkcji, bez robienia uniwersum z „Tuckera” czy „Zabójczego radia”.
KOMENTARZE (6)

10 lat z Disneyem: 10 największych plusów Disneya

2022-10-31 02:41:13

Czas na małe, pozytywne podsumowanie. Dziesięć najlepszych rzeczy, które wydarzyło się na przestrzeni dekady z Disneyem.

1. Nowe filmy

Mossar: Właściwie poza ostatnim epizodem byłem i jestem zadowolony, więc generalnie dla mnie nowe filmy SW uznaje za jednoznaczny plus. Tym bardziej szkoda mi tego, że z jakiegoś powodu przerwa się wydłuża.
Lord Sidious: „Gwiezdne Wojny” zawsze stały filmami, inne media nigdy nie miały aż takiej siły oddziaływania. I to był fenomen, bo przecież przez 35 lat od premiery IV Epizodu do kupna Lucasfilmu powstało zaledwie 6 aktorskich filmów. Disney przez 10 lat zbliżył się do tej liczby, pewnie gdyby nie niekorzystne okoliczności, udałoby im się dorównać, albo nawet ją przebić. Myślę, że ocena tych filmów, nie jest tu najważniejsza, jak Mossar też mam swojego kandydata in minus (środkowy epizod), ale sam fakt, że te filmy powstały i trafiły do kin to już jest coś wielkiego. A „Han Solo” chyba sprawił mi najwięcej radości.
Rusis: Gwiezdne Wojny zawsze mi sprawiały wiele radości kolejnymi pozycjami wychodzącymi z Expanded Universe, ale to firmy były najważniejszymi wydarzeniami z nimi powiązanymi. Na nie najbardziej czekałem i się nimi bawiłem. Po premierze Zemsty Sithów nie byłem pewien czy jeszcze będę miał okazję kiedykolwiek zobaczyć nowe aktorskie Gwiezdne Wojny w kinie, więc przejęcie przez Disneya pod tym kątem mnie bardzo ucieszyło. Pewne było bowiem, że będziemy mogli kolejny raz celebrować kinowe premiery. I niezależnie od tego czy mi się podobały bardziej czy mniej to każda premiera była dla mnie olbrzymim wydarzeniem.
Ponda: O ile sequele nie były najlepiej zaplanowanym i zrealizowanym projektem (choć pierwsze dwie części były w większości lepsze niż gorsze) o tyle absolutnie uwielbiam oba spin-offy. Mam głęboką nadzieję że nowe filmy nad którymi (nie?) pracują będą na poziomie „Łotra” i „Solo”.
Kasis: Filmy kinowe to, jak piszą panowie powyżej, serce Gwiezdnych Wojen. Dlatego cieszę się, że mogłam przeżyć kolejne kinowe premiery. Miło było otrzymać choć namiastkę tego co dawniej, tego oczekiwania i ekscytacji. Zwłaszcza na początku. To spin-offy cieszą mnie najbardziej, ale z każdej nowej produkcji potrafię wyciągnąć coś, co mi się podoba. Nawet jeśli wolałabym, żeby miejscami epizody wyglądały inaczej.
Mister S.: Nie ukrywam, że filmy spod znaku Disneya nie są dla mnie łatwe w ocenie. O ile spin-offy (zwłaszcza Solo) sprawiają mi masę radości przy każdym seansie, to nie mogę tego samego powiedzieć o sequelach, na które wciąż patrzę przez pryzmat Epizodu IX. Ostatecznie jednak sam fakt powstania kinowych produkcji oceniam bardzo na plus – z premierami nowych filmów wiązało się pełne podekscytowania wyczekiwanie, śledzenie wycieków, czytanie wywiadów, spekulacje i teorie. To były moje pierwsze Gwiezdne Wojny na dużym ekranie. Chodziłem na nie z rodzicami, przyjaciółmi oraz poznanymi tu fanami i wspomnienia te pozostaną ze mną na długi czas. Nie będę zdziwiony, jeśli za jakieś 10 lat wrócę do sequeli i z sentymentu wybaczę im największe przewinienia.

2. Seriale aktorskie

Lord Sidious: Odkąd pamiętam, to był święty Graal dla fanów. Patrzyliśmy na „Star Trek”, „Battlestara” i byliśmy karmieni plotkami o „Underworld”. W końcu się udało, zobaczyć „Gwiezdne Wojny” na małym, domowym ekranie. I czego by nie mówić „The Mandalorian” zaskoczył tam, gdzie poległy filmy. Chyba obecnie jesteśmy w takim momencie, że filmy są odległe, rozmyte wręcz, a w przypadku seriali mamy na co czekać. Mnie póki co, Mandoverse kupiło.
Rusis: Na aktorski serial filmowy czekałem od wielu lat. To oczekiwanie szczególnie było potęgowane przez oglądanie tego jak się branża rozwija i jak kolejne seriale stają się coraz bardziej widowiskowe, a ich historia ciekawsza. Niestety przez długie lata jedyne co otrzymywaliśmy to kolejne wywiady z ludźmi pokroju Ricka McCalluma zapewniających, że temat cały czas jest rozwojowy. Fakt, że w końcu Gwiezdne Wojny trafiły pod strzechy w formie serialu aktorskiego podoba mi się niezmiernie. I nawet to, że pierwsze seriale niekoniecznie mi odpowiadały jakościowo to cieszę się, że mamy wybór i możemy czekać na więcej produkcji.
Kasis: Święty Graal to dobre określenie. Plotki krążyły, ale latami był to produkt ze sfery marzeń. I choć znowu, jak w przypadku filmów, efekty są nierówne, to jednak w końcu otrzymaliśmy coś, na co wielu z nas dłuuugo czekało. Do tego chyba nikt nie spodziewał się tak wielu tytułów, w tak krótkim czasie.
Mister S.: Odkąd pochłonęły mnie studia nie mam już czasu na książki czy komiksy więc seriale to jedyne Gwiezdne Wojny, z którymi jestem na bieżąco. Zawsze miło jest po długim dniu wrócić do domu i odpalić coś znajomego. Nie wszystkie dotychczasowe seriale uważam za udane, ale każdy rewelacyjnie robi jedną rzecz: w jakiś sposób klei się z innymi pozycjami z Kanonu czy z Legend. Camea znanych postaci, stare rasy, easter eggi – to wszystko sprawia, że uniwersum nabiera spójności a na twarzy (na ogół) pojawia się uśmiech. „Andor” jest tego najlepszym przykładem.

3. Rozwinięcie seriali animowanych

Lord Sidious: „Rebelianci”, „Parszywa zgraja”, zaraz „Opowieści Jedi”, a do tego „Wizje” czy „Ruch Oporu”. Nie wspominając o całej masie krótszych form. Było w czym wybierać i znów, część z tych produkcji znalazła swojego odbiorcę dając mu mnóstwo frajdy.
Rusis: Wydaje się, że seriale animowane stanowią obecnie największe pole do popisu dla Lucasfilmu jeśli chodzi o zabawę formą czy konwencją. Szczególnie podoba mi się pod tym względem co zrobili z serialem „Wizje”, zarówno pierwszym sezonem jak i zapowiedzianym kolejnym.
Mossar: Ja jestem wielkim fanem „Rebeliantów”. Zdaję sobie sprawę z wad tego serialu, ale z jakiegoś powodu akurat w tym przypadku widzę tylko zalety. Mam poczucie, że ten serial na dobre przykuł mnie do Bastionu, do fandomu i generalnie do tej marki.
Mister S.: Dla mnie nowe seriale są w najlepszym wypadku ciekawym dodatkiem. O ile „Rebeliantów” nie wspominam za dobrze, to bardzo doceniam projekty takie jak „Wizje” czy „Opowieści Jedi”. Tematyka obydwu seriali była w jakiś sposób świeża i pokazuje tylko jak duży potencjał tkwi w Gwiezdnych Wojnach.

4. Dokończenie „Wojen klonów”

Lord Sidious: To znów wpis z cyklu zrealizowane marzenie. Co prawda jeszcze coś tam nie zostało dokończone i można by dodać, ale sam powrót „Wojen klonów” z finałowym sezonem, to chyba coś co bardziej zaskoczyło pozytywnie. Owszem na Celebration słychać głosy ludzi domagających się kontynuacji czy to „Wojen klonów” czy „Rebeliantów”, tym razem zostały wysłuchane.
Ponda: Uważałem, że ucięcie szóstego sezonu serialu w połowie było nieprzemyślaną decyzją i to samo myślałem o dokończeniu serialu kilka lat po jego anulowaniu. Chyba nikt nie miał wątpliwości że zrobili to żeby rozreklamować Disney+, ale mimo wszystko czułem podekscytowanie. I słusznie – pierwsze osiem odcinków było przyzwoitych, ale finałowe cztery były absolutnie fantastyczne. Pojedynek Ahsoki z MAulem i Rozkaz 66 to jedne z moich ulubionych momentów w serialu.
Kasis: Zdecydowanie pozytywne zaskoczenie, które wielu fanów potraktowało jako zwycięstwo. Cieszy kiedy niedokończony projekt dostaje zwieńczenie. Po tylu latach ujrzeliśmy w końcu na ekranie odpowiedź na pytanie zadawane przez fanów od 2008 roku - gdzie była Ahsoka podczas wydarzeń z "Zemsty Sithów"? I dobrze się tą odpowiedź oglądało.
Mister S.: TAK!!! Siódmy Sezon „Wojen Klonów” to jak dotąd highlight nowych Gwiezdnych Wojen. Zgadzam się z Pondą – ostatni arc zwyczajnie zapada w pamięć. Za sprawą super akcji, prześlicznej animacji i umieszczenia akcji podczas Zemsty Sithów całość oglądało się rewelacyjnie. W ogóle Rozkaz 66 został ostatnio w wielu produkcjach świetnie rozbudowany, za co Lucasfilmowi należą się gratulacje.

5. Powroty lubianych aktorów do ról

Lord Sidious: O ile Mark Hamill, Harrison Ford czy Carrie Fisher byli spodziewani od samego początku, to jednak Disneyowi udało się ściągnąć jeszcze Ewana McGregora, Haydena Christensena, Iana McDiarmida, Temuerę Morrisona, Billy’ego Dee Williamsa i kilka innych nazwisk. Tak w serialach jak filmach. Z jednej strony sprawia to wrażenie ciągłości, z drugiej ulubieńcy wracają do swoich ról. Czego chcieć więcej?
Rusis: Po tylu latach od premiery oryginalnej trylogii była to ostatnia szansa, aby zobaczyć jeszcze raz znanych aktorów w swoich kultowych rolach. Jak pokazał przypadek Carrie Fisher, rzeczywiście ostatnia… Dlatego cieszy fakt, że udało się ich jeszcze raz zaangażować, ale również cieszy mnie to, że powrócono do historii z prequeli i aktorów, którzy tam wystąpili.
Kasis: To faktycznie duży plus, który wywołał wiele uśmiechów, a nawet łzy wzruszenia. I tak jak pisze LS daje poczucie ciągłości. Każdy z tych powrotów cieszy, nawet jeśli człowiek chciałby coś w warstwie fabularnej zmienić.

6. Rozkręcenie marki nowymi produktami

Lord Sidious: Jak każda marka „Gwiezdne Wojny” potrzebują nowości i obecności na rynku. Nawet jeśli gdzieś tam dla włodarzy poziom sprzedaży jest niesatysfakcjonujący, to faktem pozostaje to, że „Gwiezdne Wojny” znów są obecne wszędzie. Nie jako wspomnienie przeszłości, ale żywa marka, z pełną gamą zabawek, czy innych produktów. W dużym stopniu nowe filmy i seriale pomogły zainteresować publikę. Zaś obecnie chyba Lucasfilm i inni producenci czują jak wypełnić rynek, by go nie przesycić.
Rusis: Gwiezdne Wojny zawsze były bardzo silne na rynku i marka przyzwyczaiła nas do tego, że potrafi licencjonować wydawanie prawie każdego rodzaju gadżetów. Niemniej jednak wyjście nowych filmów i seriali tchnęło nowe życie w świat kolekcjonariów, a niektóre z postaci (jak BB-8 czy Grogu) przebiły się do dosyć mocno i były rozpoznawalne nie tylko wśród fanów.
Mossar: Ja jako fotograf ślubny mogę powiedzieć, że już dobre kilka razy widziałem w mieszkaniach par młodych Grogu na kanapie lub w szafce. Generalnie Grogu znany szerzej jako Baby Yoda to chyba największa wygrana Disneya pod kątem casualowych produktów takich jak pluszaki czy plecaki.

7. Gwiezdno-wojenny park tematyczny

Lord Sidious: To chyba kolejne z marzeń odhaczone z listy. Niestety nie miałem okazji zobaczyć „Galaxy’s Edge” na żywo, ale bardzo dobrze wspominam „Star Tours” - obie wersje. To był trochę inny sposób doświadczania sagi, bardziej namacalny i cieszę się, że to rozwinięto. Osobiście czekam na „Galaxy’s Edge” pod Paryżem.
Ponda: Bardzo podoba mi się pomysł, niestety odstrasza cena i odległość. Jeśli zaproszą kiedyś naszą redakcję zaklepuję miejsce.
Kasis: Dla nas daleko, ale i tak świetnie, że coś takiego powstało. Lata temu doświadczyłam starej wersji "Star Tours" pod Paryżem i bardzo dobrze wspominam to do dziś. Dlatego też liczę na to, że kiedyś będzie można skorzystać z nowych atrakcji w Europie.

8. Znalezienie dobrych partnerów do publikacji w Polsce

Lord Sidious: Chyba w końcu jest tak jak powinno być. Pierwsze skrzypce grają Egmont i Olesiejuk, a publikacje znalazły swój dom.
Mossar: Egmont to stary wyjadacz na rynku SW, więc skupię się na książkach. Olesiejuk to absolutna niespodzianka. Zupełnie nie spodziewałem się, że ktoś może tchnąć tak wiele życia i dobrej energii w ten specyficzny rynek. Mam też wrażenie, że „dwóch ich jest. Nie mniej, nie więcej”. Mam na myśli, że to wszystko działa dopiero jak wydawca książkowy i komiksowy ze sobą współpracują. A Olesiejuk i Egmont właśnie to robią i to jak!
Ponda: Bardzo podoba mi się zaangażowanie Olesiejuka – od ilości, jakości i doboru pozycji po takie szczegóły jak wymiary okładek pasujące do pozycji wydanych przez Uroborosa. Widać też że ich tłumacze współpracują z Egmontem przy tłumaczeniach dzięki czemu język w książkach i komiksach jest spójny.

9. Grogu, Reylo i inne pozakanoniczne życie nowych bohaterów

Lord Sidious: Jednym z elementów siły marki jest bez wątpienia to, że istnieje ona, czy jej bohaterowie w umysłach fanów i sieci. Można mówić wiele o „Gwiezdnych Wojnach” Disneya, ale w kilku miejscach się to udało. „Przebudzenie Mocy” dość mocno rozgrzało atmosferę stawiając pytania o Snoke’a, ale też ludzie rozważali o Reylo, czy nawet kocie Huxa. To nie kończyło się na rozmowach, powstawały fanarty, samo się to nakręcało. Podobnie zresztą było z Grogu, czyli Baby Yodą, który przebił się do mainstreamu jeszcze bardziej, właśnie jako symbol.
Rusis: To jest jedna z tych rzeczy, które się Disneyowi bardzo udały. Wypromowali kilka postaci lub konceptów, które na tyle rozgrzały serce i zainteresowanie fanów, że dalej, po latach są mega popularne. A w czasach gdy dane produkcje wychodziły można było się wszędzie w internecie natknąć na wzmianki, artykuły, zdjęcia czy twórczość powiązaną z nimi.
Kasis: Twórczość fanów i szalone teorie zawsze na plus :] Czuć wtedy, że fandom żyje.

10. Próba stworzenia czegoś nowego - Wielka Republika

Lord Sidious: To chyba jest najambitniejszy projekt nie filmowy/serialowy. Stworzenie nowej ery, nowej historii, nowych bohaterów i nowych reguł. Myślę, że gdybym jeszcze interesował się książkami około gwiezdno-wojennymi, byłbym wniebowzięty. Więc tu czekam spokojnie na „The Acolyte”, który ten setting ruszy. Zaś filmów i seriali jest tyle, że póki co nie trzeba sięgać po substytuty.
Rusis: Jeśli skasowano już kanon i dano olbrzymie pole do popisu nowym twórcom to właśnie czegoś takiego jak „Wielka Republika” bym się spodziewał. Ambitny projekt, rozpisany na wiele pozycji książkowo-komiksowych wokół których można w dalszym etapie również kręcić filmy/seriale. Mamy całą galaktykę, użyjmy ją! Trochę mi to przypomina czasy Wojen Klonów, choć mam wrażenie, że jest lepiej zarządzane.
Mossar: Jestem mocno nieobiektywny w kwestii tego projektu, więc powiem tylko, że od samego początku czekałem na tak duży, tak mocno powiązany projekt. Poza tym uwielbiam w SW tematykę Mocy, a tutaj jest jej o wiele więcej niż w czymkolwiek co wyszło za czasów Disneya.
Mister S.: Z Legend najlepiej wspominam książki wprowadzające do Epizodu I – „Maskę Kłamstw”, „Łowcę z Mroku” i „Dartha Plagueisa”. Dlatego bardzo ucieszyłem się, gdy ogłoszono serię poprzedzających prequele o całe 200 lat. Nadzieją napawa fakt, że twórcy ściśle ze sobą współpracują i planują kluczowe elementy fabuły. Sequele na tym polu poległy i wszystko wskazuje na to, że „Wielka Republika” tego błędu nie powtórzy.
To nasza lista, powstała w wyniku pewnych wewnętrznych dyskusji. Chętnie przeczytamy komentarze z Waszym spojrzeniem na to co było najlepsze w tej dekadzie z Disneyem.
KOMENTARZE (18)

10 lat z Disneyem

2022-10-30 08:44:24

Dokładnie 10 lat temu świat Gwiezdnych Wojen zmienił się bezpowrotnie, choć nie wiedzieliśmy jeszcze co dokładnie oznacza ta zmiana. Opublikowana została wówczas informacja o tym, że The Walt Disney Company wykupił w całości należący do George'a Lucasa Lucasfilm wraz ze wszystkimi markami. Głównym powodem zakupu było oczywiście pozyskanie praw do Gwiezdnych Wojen. Transakcja była sukcesem ówczesnego CEO Disneya - Boba Igera.

Zakup był negocjowany od półtora roku i przemyślany. Według ówczesnych zapowiedzi oznaczał przede wszystkim powstanie nowych filmów, w tym Epizodu VII, który miał wyjść w 2015 i być częścią szczegółowo zaplanowanej trylogii. Kolejne Epizody oraz inne filmy Star Wars miały pojawiać się na rynku co 2-3 lata. Planowana była już również większa integracja Gwiezdnych Wojen i Disneya w temacie parków rozrywki oraz produkcji telewizyjnych.

Od tego czasu dużo się zmieniło w świecie Star Wars. Otrzymaliśmy w tym czasie pięć nowych filmów i cztery seriale aktorskie - co jest o tyle ważne, że ten format do tej pory nie istniał w naszym ulubionym uniwersum. Dokończono również lubiany przez fanów serial "Wojny klonów" oraz stworzono kolejne animacje. Fani szeroko pojętego Expanded Universe mieli trochę cięższy orzech do zgryzienia, gdyż aby ułatwić produkcję nowych filmów zadecydowano o przeniesieniu obecnych pozycji do formy Legend i stworzeniu nowego kanonu.

Przez te dziesięć lat świat Gwiezdnych Wojen pędził jak na kolejce górskiej. Mieliśmy zarówno film, który bił rekordy sprzedaży jak i pozycje wzbudzające wiele negatywnych komentarzy. Fandom w tym czasie również się zmienił i zantagonizował jak nigdy wcześniej. W ciągu najbliższych dni chcielibyśmy spojrzeć na to co się działo w ostatniej dekadzie - sukcesy i porażki - i spróbować to trochę podsumować.

A jak Wy wspominacie minione lata? Jakie były Wasze oczekiwania i czy/jak zostały zrealizowane? Co Waszym zdaniem było największym sukcesem, a co było porażką? Zachęcamy do dyskusji, powspominania i dzielenia się swoimi przemyśleniami o 10 lata Gwiezdnych Wojen z Disneyem.

Na koniec zachęcamy do przypomnienia jak reagowali na tę informację fani zarówno w komentarzach pod newsem, jak i na forum.
KOMENTARZE (36)

Upiekli Hana Solo...

2022-10-18 16:43:57

W Kalifornii jest niewielka, rodzinna piekarnia, prowadzona przez matkę z córką - Catherine i Hanalee Pervin. Raz na jakiś czas starają się one sprawić, by o ich biznesie było głośno, robiąc coś niesamowitego. Upiekły więc Hana Solo, a dokładniej zrobiły ciasto przedstawiające Hana Solo w karobonicie, w naturalnej wielkości. Na wszelki wypadek dzieło nazwali Pan Solo, żeby Disney się do nich nie doczepił o tantiemy. Dorobili też historię o dostarczeniu Pana do Javy Hutta.



Więcej zdjęć znajdziecie na Instagramie piekarni. Podobno wcześniej upiekły też coś związanego z „The Mandalorian”. Natomiast na razie nie wiadomo, co się stanie z tym nietypowym chlebem.




KOMENTARZE (3)

„Rogue Squadron” wykreślony z kalendarza premier Disneya

2022-09-16 16:03:46



Jak zauważa IndieWire film Patty Jenkins, „Rogue Squadron” został już oficjalnie usunięty z kalendarza premier Disnyea. Ta informacja akurat zaskakująca nie jest. Co więcej, nie pojawił się w to miejsce, żaden nowy wpis związany z „Gwiezdnymi Wojnami”, ani w grudniu 2023, ani w roku 2024. Biorąc pod uwagę obecny harmonogram kolejny film gwiezdno-wojenny jest zapowiedziany dopiero na grudzień 2025 i to już jest bardziej istotna nowina.

Historia rozwoju „Rogue Squadron”

„Rogue Squadron” został oficjalnie zapowiedziany w grudniu 2020. Miał opowiadać historię pilotów, a zarazem być bardzo osobistym obrazem dla Patty Jenkins. Jej ojciec był pilotem myśliwca, chciała więc ukazać tu wiele z własnych, rodzinnych doświadczeń. Nad scenariuszem Patty pracowała razem z Matthew Robinsonem. Ich wersja była gotowa w połowie 2021, ale wówczas zaczęły się problemy. Po raz pierwszy poważnie pisaliśmy o tym w listopadzie 2021, gdy pojawiły się plotki, iż film może być skasowany. Według tamtych doniesień, iskrzyło na linii Jenkins – Lucasfilm. Trudno było znaleźć wspólną wizję, więc Patty postanowiła się skoncentrować wpierw na innych projektach. Później dostawaliśmy sprzeczne komunikaty na temat projektu, wskazujące na rozwój, ale w dalszej perspektywie. W krótkiej film był pomijany w omawianych planach Disneya, choć wciąż znajdował się w harmonogramie.

Przełomem oczywiście było tegoroczne Star Wars Celebration. Przy okazji konwentu, gdzie Kathleen Kennedy prezentowała plany Lucasfilmu, stało się jasne, że „Rogue Squadron” nie będzie dowieziony na grudzień 2023. W jego miejsce miał wskoczyć film Taiki Waititiego, który miał się pojawić w kinach późnym 2023 (co media odczytywały jako rok 2024). Więc o ile usunięcie „Rogue Squadron” z listy nie jest niczym niespodziewanym. Raczej potwierdzenie stanu faktycznego. Prawdziwy news to brak nowego wpisu gwiezdno-wojennego w jego miejsce, i to jest pole do spekulacji.

Stan innych filmowych projektów gwiezdno-wojennych

„Thor: Miłość i grom”, czyli najnowszy film Taiki Waitiego, nie spełnił wszystkich oczekiwań, mówiąc delikatnie, co może zwiększać presję Lucasfilmu na twórcę. I choć nieoficjalnie zapowiedziano start preprodukcji na początek 2023, to jednocześnie sam Taika wyraził wątpliwości, czy jego film powstanie. W sieci jest wiele opinii wątpiących w dobre zakończenie dla tej produkcji. Co ważniejsze, nawet na D23 Expo, nie wspomniano ani słowem o kolejnych filmach gwiezdno-wojennych. To dolewanie oliwy do ognia w sprawie spekulacji na temat problemów z filmem Taiki. Najbliższe miesiące pokażą, w którym kierunku to pójdzie. Raczej są jednak trzy opcje - skasowana, zawieszona lub opóźniona (możliwe, że nawet na rok 2025).

Do tego należy dołożyć jeszcze dwa wydarzenia. Po pierwsze Damon Lindelof podobno prowadzi rozmowy z Lucasfilmem na temat kolejnego filmu. To etap na którym jeszcze nie ma co ogłaszać, więc bazujemy jedynie na plotkach i spekulacjach. Po drugie to Rian Johnson, niedawno wrócił w mediach do tematu swojej trylogii, która jak wiemy wg jego słów dalej się dzieje, natomiast wg innych znaków jest skasowana lub zawieszona. Rian dalej twierdzi, że jest ona w planach, ale nie mogą się dogadać z Lucasfilmem, co do harmonogramów (to samo mówiła Kathleen Kennedy pytania o ten projekt). Jednocześnie po raz pierwszy odniósł się do możliwości nie powstania tych filmów i tu zastosował szantaż emocjonalny, mówiąc, że serce by mu pękło, gdyby one nie powstały. W szerszym kontekście wygląda to tak, że Rian doskonale wie, iż Lucasfilm ma znów problem z kolejnymi filmami i pokazuje im, że jest gotowy wrócić.

Gdzieś tam w tym wszystkim jest jeszcze film Kevina Feige’go, który powstaje swoim tempem. Szef Marvela jest zajęty, więc tu dotychczas nie było presji czasowej, czy uzgodnionych dat. Wygląda na to, że ten projekt jest prawdopodobnie jednym niezagrożonym, choć nie wiadomo kiedy (i czy) powstanie. Rozwija się swoim tempem.

Jaki los spotka „Rogue Squadron”?

Co dalej z „Rogue Squadron”? Na razie nie wiadomo. Wykreślenie filmu z kalendarza premier, znaczy tyle, że nie będzie gotowy na czas. Nie oznacza jednocześnie automatycznej anulacji projektu. Brak nowej daty daje wiele możliwości, ale i zagrożeń. Natomiast możemy być pewni, że dopóki Lucasfilm i Patty Jenkins nie dojdą do porozumienia w sprawie różnic artystycznych, film pozostanie najpewniej zawieszony. Otwartym pytaniem jest to, czy obu stronom w ogóle uda się dojść do porozumienia.
KOMENTARZE (15)

Damon Lindelof prowadzi rozmowy o nowych „Gwiezdnych Wojnach”?

2022-09-01 16:23:14

Plotek o tym, że ktoś robi, może zrobić, lub twierdzi, że robi film gwiezdno-wojenny jest sporo. Większość jednak słynny J.D. Dillard, znikają (i są potem odgrzewani przez media, które nie weryfikują tematu). W marcu wspominaliśmy o potencjalnym zaangażowaniu Damona Lindelofa, twórcy „Zaginionych” czy „Prometeusza”, który podobno rozmawiał z Lucasfilmem i Disneyem na temat kolejnego filmu. Odnotowaliśmy, sprawa ucichła. Ale tym razem wraca.

Jak donosi Jeff Sneider, Damon Lindelof stołuje się teraz u Disneya, widziano go jak przyjeżdża tam na obiad. Raczej nie dlatego, że podoba mu się kuchnia, to spotkania biznesowe. Obecnie Lindelof pracuje nad serialem „Mrs. Davis” dla należącego do NBC Universal serwisu Peacock, co zajmie mu kilka najbliższych lat, ale to dobry moment by porozmawiać o „Gwiezdnych Wojnach”. Proces twórczy może zająć kilka lat, ale kontrakt można zabezpieczyć już teraz.



Sneider jak widać śledzi temat i zachęca do zaglądania na jego konto na twitterze, gdzie będzie informował, jak rozwija się temat.

W tej chwili przyszłość filmowa sagi jest dość niepewna, gdyż pozbawiona konkretów. Wiemy, że nad swoim filmem pracuje Taika Waititi. Tu spodziewamy się, że zdjęcia ruszą w przyszłym roku (ale na razie nie ma żadnego potwierdzenia, co więcej sam Taika sugeruje, że jego film może nie powstać). Ten film miał się pojawić na gwiazdkę 2023, ale chyba obecnie mało kto w to wierzy w tę datę, sugerując w najlepszym przypadku opóźnienie. Dwa kolejne projekty w kolejce to „Rogue Squadron” Patty Jenkins i projekt Kevina Feige. Wiemy, że w obu przypadkach prace trwają, ale nie było żadnych informacji o konkretnych fazach, angażach, zdjęciach. Miejmy nadzieję, że w przyszłym tygodniu na prezentacji portfolio Lucasfilmu na D23 dowiemy się czegoś o kolejnych filmach.

Na razie kolejnym kinowym obrazem Lucasfilmu będzie zaplanowany na połowę przyszłego roku „Indiana Jones 5”.
KOMENTARZE (15)
Loading..