Disney milczy jak grób, więc w sieci pojawiają się przeróżne plotki i domysły. Na przykład, ponownie wspomina się o grudniu 2015 jako dacie premiery Epizodu VII. Nie wiadomo tylko, czy to jakieś nowe wieści, czy znów jakiś serwis nagle sobie o czymś przypomniał. Czasem trudno to rozróżnić. Ale skoro już się taki news pojawił, to od razu znajdzie się ktoś, kto go przeanalizuje. Data jak data, ale chrapkę na ten termin mają też inni dystrybutorzy. Universal z Legendary Pictures i Blizzardem planują wstępnie na grudzień 2015 premierę filmu „Warcraft” luźno opartego na podstawie serii kultowych gier. Niektórzy analitycy spodziewają się, że może to być ciekawe zjawisko, tylko pytanie czy Disney będzie chciał konkurować „Gwiezdnymi Wojnami” z czymś takim. Cóż, póki Disney milczy, to i tak tylko i wyłącznie czcze dywagacje.
Dywagacje trwają także w Wielkiej Brytanii. Studio Pinewood jest już na celowniku niektórych fanów. Dokładnie analizują oni, co się tam teraz kręci i zastanawiają nad tym, w których budynkach może być kręcony Epizod VII. Akurat trwają tam prace nad nową aktorską wersją „Kopciuszka” Disneya (reżyseruje Kenneth Branagh). Zdjęcia mają się skończyć w przed Bożym Narodzeniem, więc J.J. Abrams mógłby wejść w ich miejsce. Zauważono także, że na zewnątrz studia powstaje jakaś przypominająca Egipt scenografia, niektórzy sugerują, że to może być coś z „Gwiezdnych Wojen”. Warto dodać jednak, że w Pinewood pracuje jeszcze druga ekipa filmu „Exodus” Ridleya Scotta, który opowiada o wyprowadzeniu Żydów przez Mojżesza z Egiptu. Swoją drogą w filmie wystąpi Joel Edgerton, czyli Owen Lars. Może więc nie wszystko, co się dzieje w Pinewood to muszą być „Gwiezdne Wojny”. Na koniec warto jeszcze dodać, że analizując obłożenie Pinewood niektórzy fani twierdzą, że zdjęcia ruszą dopiero w lutym. Cóż jak zwykle musimy poczekać na oficjalne stanowisko.
Teraz przejdźmy do aktorów, tu się znów trochę dzieje, niestety jak zwykle tylko plotki. Harrison Ford pojechał do Francji, gdzie pojechał promować „Grę Endera”. Jeden z dziennikarzy zapytał go o jego obecność w Epizodzie VII, Ford odparł tylko „Zobaczymy”. Czyli nadal nic nowego.
Kolejny jest Daniel Day-Lewis. Otóż wiele osób zastanawia się, czy tego aktora w ogóle da się namówić na rolę w Epizodzie VII. Niektórzy sugerują, że Lucas może chcieć nakręcić jeszcze jeden film, ale coś bliższego klimatom „THX 1138”, i może właśnie do tego filmu poszukuje aktora. Choć niektórzy przypominają, że w trylogii ważną rolę odegrał Sir Alec Guinness, może i teraz szukają kogoś równie uznanego.
Jeszcze jednym uznanym aktorem, z dorobkiem, jest Ben Kingsley („Gandhi”, „Lista Schindlera”, a ostatnio „Iron Man 3” czy „Gra Endera”). Podobno także brał udział w przesłuchaniach. Podobno, bo inne źródła sugerują, że te informacje oparto na fanowskich dywagacjach w stylu kogo chcielibyśmy widzieć w nowym filmie. Niestety przy obecnej polityce informacyjnej Disneya to jeszcze trochę poczekamy, nim dostaniemy jakiś konkret.
Ben Kingsley
Sullivan Stapleton
Mamy kilka informacji na temat przesłuchania Saoirse Ronan do roli w „Gwiezdnych Wojnach”. Sama aktorka przyznała, że faktycznie coś takiego miało miejsce, ale skromnie dodaje, że prawie z każdym rozmawiają. Faktem jest, że jeśli przypomnimy sobie choćby poszukiwania do „Mrocznego widma” (więcej), gdzie przesłuchano prawie 3000 aktorów, to można powiedzieć, że rozmawiają prawie z każdym, ale faktycznie to tak nie jest. Natomiast Ronan potwierdza, że casting trwa i brało w nim udział wielu znanych jej aktorów i aktorek. Najciekawsze jest oczywiście to, że nikt z tych aktorów dokładnie nie wie, kogo miałby grać. Nie mają pojęcia o scenariuszu, wszystko jest zachowane w tajemnicy. Ronan jednak przyznaje, że nawet jeśli nie dostanie tej roli to już sam casting sprawił jej dużą radość. Miała udawać, że wyciąga miecz świetlny z torby i bada go. Dla niej ten miecz świetlny to było coś.
Chloë Grace Moretz również wypowiedziała się o przesłuchaniach. Krążyły plotki, że aktorka pojawiła się na nich dwukrotnie. Sama zaś nakręcała temat powtarzając kilka razy, że chętnie by wystąpiła w nowych filmach. Teraz jednak przyznała, że nie była na żadnym castingu. Jej zdaniem na razie nie obsadzono jeszcze głównych ról.
Niezawodne jest też Latino Review. Tym razem twierdzą, że w castingach uczestniczył Sullivan Stapleton, aktor znany z serialu „Kontra: Operacja Świt”. Dodatkowo serwis nadal twierdzi, że ich doniesienia o Nowym Meksyku są prawidłowe.
Na koniec warto wspomnieć o jednym z kolejnych wywiadów z J.J. Abramsem. Reżyserowi zadano pytanie o to czy Disney będzie mieć wpływ na „Gwiezdne Wojny”. Abrams stwierdził tylko, że Disney doskonale zdaje sobie sprawę z tego w jaki sposób są postrzegane jego filmy. Nie chcą disneyizować „Gwiezdnych Wojen”. Chcą by były takie jakie były, tak jak nie zmieniali filmów Marvela.
KOMENTARZE (7)
Na nasze ekrany dziś wchodzi film „Paranoja” (Paranoia) Roberta Luketica z Harrisonem Fordem w jednej z głównych ról. W filmie występują między innymi Gary Oldman (niedoszły głos generała Grievousa), Liam Hemsworth, Amber Heard, Richard Dreyfuss („Amerykańskie graffiti”, „Szczęki”) i Josh Holloway („Lost – zagubieni”). Za zdjęcia odpowiada David Tattersall.
Film opowiada historię gierek korporacyjnych, które powoli wymykają się spod kontroli. Młody człowiek – Adam Cassidy (w tej roli Hemsworth) zostaje wciągnięty w grę dwóch starych wygów – w tej roli Ford i Oldman. Gdy jeden z nich odchodzi na emeryturę, Adam organizuje przyjęcie pożegnalne za pieniądze firmowe. Tyle, że szef zamiast ukarać młodzieńca, zaczyna go szantażować...
Sezon ogórkowy czas skończyć. W tym roku najczęściej mogliśmy pisać o George’u Lucasie i jego małżeńsko-rodzinnych przebojach. Na koniec wakacji Flanelowiec zrobił jeszcze jeden numer. Otóż co robi, ktoś kto ma 4 miliardy USD na koncie, gdy chce się napić kawy? Kupuje Starbucksa. Brzmi prawie jak suchar Nestora, ale to prawda. No i George dokładnie tak zrobił, nakupował akcji Starbucksa stając się jednym z bardziej znaczących udziałowców (ogólnie akcjonariat jest tam dość mocno rozproszony). Żeby było ciekawiej, w radzie nadzorczej Starbucksa pracuje... Mellody Hobson, czyli obecna pani Lucas, tak więc wszystko zostaje w rodzinie. Miejmy nadzieję, że nie zamkną teraz obojga za inside trading.
Za to brytyjskie media nie mają litości dla Keiry Knightley. Wyliczyły, że aktorka w zeszłym roku zarobiła 1,5 miliona GBP. No nieźle, ale bulwarówka nie może przeboleć, że Keira żyje normalnie i w zeszłym roku na swoje utrzymanie wydała jedynie 30 tysięcy GBP! Nazwali ją wręcz skąpą, bo sprytna Brytyjka podpisując sobie kontrakt z Chanel, zabezpieczyła sobie dostawę darmowych ubrań. Sama zaś oszczędza na czym się tylko da. Zresztą wystarczy porównać weselicha George’a i Keiry, od razu widać wielką różnicę. Pieniędzmi może się nie chwali, ale wagą owszem. W te wakacje wyszło, że Keira waży 45 kilo!
Natalie Portman też zdecydowała się pochwalić jakąś liczbą. Wagowo chyba wolała Keiry nie przebijać, bo albo wyszłoby, że jest za gruba, albo że jest anorektyczką, w wydatkach zresztą podobnie, albo byłaby rozrzutna, albo skąpa, więc musiała znaleźć inną dziedzinę. Jest nią iloraz inteligencji, Natalie zaczęła nim brylować, 164, kto da więcej? Przebiła tym wynikiem nawet Dolpha Lundgrena, on ma zaledwie 160. I co na to Keira?
Za to Harrison Ford wypowiedział się o starzeniu.
– Jestem bardzo szczęśliwy, że nadal pracuję – powiedział w jednym z wywiadów. – Kiedyś, wyobrażając sobie jak wygląda praca aktora, pomyślałem, że jest w niej tyle samo miejsca dla osób starszych, co i młodszych. Jeśli nie chcesz przejść na emeryturę, to możesz pracować tak długo, jak jesteś przydatny do opowiadanych historii. Nie martwię się więc upływem czasu. Nie mam z tym problemu. Role jakie gram teraz są tak samo satysfakcjonujące i ciekawe, jak to co robiłem wcześniej.
Dla Forda nadszedł czas by grać mentorów, jak uczyni to choćby w „Grze Endra”. Sam aktor dodatkowo wspomniał, że miał wielkie szczęście, bo gdy zaczynał swoją karierę, to zmieniła się rola kina, stało się bardziej zjawiskiem kulturowym i łączącym ludzi. Jednak nie chciał wypowiadać się o obecnym stanie kinematografii.
KOMENTARZE (2)
Dużo można mówić o warsztacie aktorskim i wcielaniu się w rolę, ale zawsze gdzieś w tej roli i tak pozostaje aktor. A w raz z nim jego gesty, które są dla niego charakterystyczne i naturalne. Nie to, żeby to było drewniane aktorstwo, czy gra na jedno kopyto, ale coś w tym jest. Zwłaszcza gdy tym aktorem jest Harrison Ford, a gest wynalazł mu Conan O’Brien.
Swoją drogą ciekawe, czy palec Forda znajdzie się w „Paranoi” oraz „Grze Endera”, no i oczywiście Ep7.
KOMENTARZE (13)
Miesiąc temu pisaliśmy o nowym crossoverze "Gwiezdnych Wojen" z disneyowskim serialem "Fineasz i Ferb", który zagości na ekranach telewizorów w przyszłym roku. W poprzednim newsie podaliśmy opis odcinka z Oficjalnej, a teraz, po niedawnej premierze "Phineas and Ferb: Mission Marvel", wypłynęły kolejne detale. Twórca serii, Dan Povenmire, mówi, że zobaczymy całą akcję "Nowej nadziei", tylko w szerszej perspektywie - jak odczekamy pięć minut po "oficjalnych" wydarzeniach, to na scenie zobaczymy wkraczających do akcji tytułowych chłopców, których porywa przygoda.
Povenmire powiedział też kilka słów o aktorach dubbingowych. Wielu z tych, którzy grali w Oryginalnej Trylogii, mocno się zestarzało i nie brzmią już tak, jak kiedyś. Dlatego twórcy szukają dublerów - mają już zastępcę Harrisona Forda, który podobno brzmi niemal identycznie jak młody Han Solo. I choć ani Mark Hamil (zresztą, zawodowy dubbingowiec), ani Carrie Fisher nie powrócą, to twórcy zdradzają, że zobaczymy kilka osób, które już w jakiś sposób były powiązane ze światem "Gwiezdnych Wojen".
Na koniec inna informacja - zapytany o możliwy crossover Star Wars/Marvel, wicedyrektor Marvel Television, Cort Lane, odpowiedział, że nie ma takich planów, ale jak podejrzewają redaktorzy z Comicbook Movie, wszystko może zmienić się w przyszłości.
D23 Expo 2013 niewiele wniosło w temacie nowych filmów. Właściwie postawiło więcej pytań niż odpowiedzi. Choć Alan Horn potwierdził rok 2015 jako datę premiery Epizodu VII, to prasa branżowa cały czas zwraca uwagę na fakt, że nie podano dnia, nie zarezerwowano okresu. W Hollywood na pewno wykorzystają to inne studia, które przygotują swoje najlepsze premiery na ten okres? Stąd pojawiają się powątpiewania, czy Disney i Lucasfilm podołają z wyrobieniem się na czas. Niektóre serwisy zastanawiają się nad tym, czy Disney poważnie nie chce przenieść EpVII w czasie na rok 2016 lub jeszcze lepiej 2017 (40 rocznica „Nowej nadziei”). Oczywiście są to tylko spekulacje, nic więcej.
Zresztą, wątpliwości narastają nie tylko w tej kwestii, a brak informacji jedynie napędza kolejne spekulacje. Warto wspomnieć ponownie sprawę rzekomego wycofania się J.J. Abramsa, który faktycznie został teraz kreatywnym liderem całej marki (pisaliśmy o tym tutaj). Nie tylko siódmego epizodu, nie tylko nowej trylogii, ale też spin-offów oraz to właśnie pod niego ma teraz podpadać EU. Nowe produkty mają ze sobą współgrać, a to jest potwierdzeniem tego, co pisaliśmy po Celebration Europe II w kwestii EU.
Brak informacji bez wątpienia powoduje dyskusję, także medialną. Na szczęście w mediach ścierają się ze sobą różne podejścia. Są serwisy, które sugerują lub doszukują masy problemów logistycznych, ale są też takie jak Bleeding Cool, które próbują zwrócić uwagę na to, że Lucasfilm i Disney karmią nas tymi informacjami, które już są pewne, są potwierdzone. Dobrze to było widać choćby na Celebration Europe II, gdy Kathleen Kennedy ogłosiła, że John Williams napisze muzykę do nowej trylogii. Kontrakt podpisała z nim zaledwie kilka dni wcześniej. W momencie, gdy mieli wszystko na papierze, potwierdzone, negocjacje się skończyły, nikt nie miał powodów, by ukrywać taką informację. Tutaj warto też zwrócić uwagę znów na następstwo wydarzeń jakie miało miejsce, gdy zatrudniono J.J. Abramsa jako reżysera. Informacja o tym wyciekła właściwe na półtora dnia przed oficjalnym potwierdzeniem, prawdopodobnie w momencie gdy J.J. podpisywał lub miał zamiar podpisać umowę. Gdy już ją sfinalizowano Lucasfilm nie czekał długo z oficjalnym ogłoszeniem/potwierdzeniem tych informacji. Nikt niczego nie próbował ukrywać, ale dopiero od momentu, gdy wszystko zostało już prawnie zatwierdzone.
W bardzo podobnym tonie wypowiada się też Pablo Hidalgo.
– Nie ma żadnych castingowych „tajemnic” – mówi. – Jeśli ktoś nie podpisał kontraktu, to nie został zaangażowany. To angaż powoduje ogłoszenie. Dlatego ci wszyscy, których ogłosiliśmy zostali ogłoszeni wtedy kiedy byli.
Nie wcześniej, nie później.
Nie pozostaje nam nic innego jak cierpliwie czekać. Wszystko jednak wskazuje na to, że przy obecnych rządach Kennedy i Abramsa, nie będziemy mieć tylu kontrolowanych wycieków, co wcześniej, za to oficjalne informacje będą wypływać szybko, po tym gdy zostaną sformalizowane. To też zapowiadała Kennedy. Warto dodać, że Abrams nie lubi wycieków fabularnych, co dodaje dodatkową aurę tajemniczości tym projektom. Reżyser chce, byśmy fabułę poznawali w kinie, nie wcześniej.
Taka wiedza widzowi jednak nie wystarcza, gdy w grę wchodzi głód informacyjny. Tak na poprawienie humoru, mamy dla was filmik z Harrisonem Fordem, który gościł w programie Conana O’Briena. Tam gospodarz postanowił przekupić aktora, by ten zdradził mu coś o nowej produkcji. Ford zdradził kilka szczegółów, takich których możemy być pewni. Jednak jednocześnie nie powiedział kompletnie nic nowego, ale jak to Ford zrobił to z klasą.
Swoją drogą Ford nadal oficjalnie nie został potwierdzony, więc prawdopodobnie wciąż nie podpisał kontraktu.
Tymczasem z innych plotek, Panavision, producent kamer szykuje się do nowych epizodów. Dostarczą je na potrzeby Lucasfilmu. Kamerze, którą przygotowują nadali nazwę kodową „Kensington SW7”, bo mniej więcej w tamtej części Londynu będą odbywać się główne zdjęcia. W tym wypadku jest to wiadomość na tyle techniczna, że prawdopodobnie nie zostanie nigdzie potwierdzona w oficjalnych źródłach.
KOMENTARZE (12)
Niby sezon ogórkowy, ale jednak w Hollywood cały czas pracują w pocie czoła. Także ci nasi, czyli starwarsowcy.
Samuel L. Jackson znów będzie czarnym charakterem. Zagra taką rolę w „The Secret Service”, filmie bazującym na komiksie Marka Millara i Dave’a Gibbonsa. Scenariusz i reżyseria – Matthew Vaughn, choć w tym pierwszym pomagała mu Jane Goldman. Film będzie opowiadał o młodym chłopaku (w tej roli Taron Egerton), którego wuj (Colin Firth) rekrutuje do szkoły dla brytyjskich szpiegów. Trwają poszukiwania kogoś do głównej roli kobiecej. Zdjęcia ruszają jesienią, premiera w listopadzie 2014. Na razie SLJ zobaczymy w „Oldboyu”, „RoboCopie” oraz „Captain America: Winter Soldier”.
Skoro już jesteśmy przy tematach Marvelowych, to warto wspomnieć o „Guardians of the Galaxy”. Peter Serafinowicz, czyli głos Dartha Maula zagra tam jednego z oficerów Korpusu Nova. Film będzie miał swoją premierę 1 sierpnia 2014.
Natomiast Steven Spielberg jak zwykle ma problem z nowymi filmami, a raczej ich doborem. Podobnie jest i tym razem. Niedawno pisaliśmy o tym, że najbliższym filmem tego reżysera będzie „American Sniper”. Niestety Steven zrezygnował i to nie tylko z reżyserii, ale ani on, ani Dreamworks nie będą produkować tego filmu, wszelkie prawa pozostały w ręku Warner Bros. i to od nich zależy dalszy los projektu. Za to Steven zdecydował się, że wyprodukuje nową wersję „Gron gniewu”, która jest adaptacją książki Johna Steinbecka. Wersję z 1940 wyreżyserował John Ford. Film opowiada o rodzinie farmerów podczas wielkiego kryzysu. Niestety na razie nie wiadomo jaki będzie kolejny reżyserski projekt Stevena.
Skoro jeden nie chce reżyserować, ktoś inny wchodzi na jego stołek. Co prawda może nie w tym filmie, ale Natalie Portman spróbuje swoich sił jako reżyserka. Już w styczniu ruszą pracę nad filmem „A Tale of Love and Darkness”, który będzie adaptacją wspomnień Amosa Oza, koncentrującą się na historii jego ojca, który miał psychicznie chorą żonę i próbował ją chronić w latach 40. Film zostanie wyprodukowany przez Jerusalem Film Fund. Natalie Portman nie tylko wyreżyseruje, ale też zagra, no i napisze scenariusz.
Ale to nie jest jej jedyny projekt na tapecie. Natalie wystąpi w głównej roli w filmie „Dare Me”, adaptacji powieści Megan Abbott, która jak wierzyć blurbom ma być połączeniem „Heathers” i „Podziemnego kręgu”, ale w środowisku cheerleaderek. Za scenariusz odpowiada autorka książki, produkuje Studio Fox 2000. Film opowiada historię dwóch cheerleaderek, które mogą uważać się za królowe, ale gdy pojawia się nowa trenerka, wszystko się zmienia. Zwłaszcza, że niebawem do akcji wkracza też policja.
Chyba najgłośniejszy obecnie film na tapecie Portmanowej to „Thor: Mroczny świat”. Właśnie ukazał się jego zwiastun, sam film do kin wejdzie 8 listopada.
Co powiecie na piątą cześć „Indiany Jonesa”? Wydawać by się mogło, że temat pogrzebany, bo George’owi filmy już nie w głowie, ale Harrison Ford nadal chciałby wrócić do tej roli, jest na to gotowy o ile oczywiście będzie dobry scenariusz. Ale na razie Ford ma w tej sprawie niewiele do powiedzenia. Choć sugerował, by tym razem było mniej kopania tyłków, no cóż Indiana miałby przecież z 70 lat. Za to Harrison nie może narzekać na brak ciekawych propozycji dla aktorów akcji w wieku emerytalnym. Zagra w trzeciej części „Niezniszczalnych”. Już wcześniej pojawiały się takie pogłoski, ale dopiero wywalenie Bruce’a Willisa z obsady przypieczętowało rolę Forda. Partnerują Sly Stallone i Arnold Schwarzenegger. Tymczasem ukazał się drugi zwiastun do „Gry Endera” z Fordem, którą będziemy mogli oglądać od 1 listopada.
Na brak pracy nie narzeka Joel Edgerton, czyli młody Owen. Tym razem dostał rolę w filmie Jeffa Nicholsa, do którego zdjęcia ruszą w przyszłym roku. Na razie wiemy tylko, że to projekt SF z pościgiem w tle.
Kto by nie chciał zagrać z Johnym Deppem, który powoli rozważa możliwość zakończenia swojej kariery, ale jednocześnie wciąż dostaje ciekawe propozycje (finansowo). Wśród chętnych by zagrać z Deppem są Ewan McGregor i Gwyneth Paltrow, którzy negocjują swój występ w filmie „Mortdecai”. Depp gra tytułową rolę. Reżyseruje David Koepp.
Choć Liam Neeson żartował sobie, kogo tym razem mieliby mu uprowadzić i wcześniej nie był otwarty na trzecią część serii, jednak pieniądze go przekonały. Za „Uprowadzoną 3” dostanie 20 milionów USD zgodził się, by znów kogoś uprowadzono. Na razie trwają pracę nad scenariuszem – piszą go Luc Besson oraz Robert Mark Kamen, twórcy poprzednich części. Dużo mniej dostanie za podkładanie głosu w „The Prophet”, adaptacji powieści „Prorok” Khalila Gibrana, libańskiego pisarza, poety i malarza. Powieść powstała w 1923 i jest uznawana za klasykę. Ekranizacja będzie gotowa w 2014.
Cały czas nie jest znany los trzeciego „Star Treka”. Podobno zdjęcia mają ruszyć już w przyszłym roku, być może nawet równolegle do „Gwiezdnych Wojen”. Niekoniecznie będą to zdjęcia, gdyż film ma mieć premierę w 2016, kiedy to gwiezdna włóczęga będzie mieć już 50 lat. Nadal jednak nie wiadomo jaki będzie udział J.J. Abramsa w tym projekcie. Oficjalnie informacji o rozpoczęciu zdjęć także nie ma, tylko potwierdzono, że produkcja ruszyła, więc być może reżyser będzie pracować nad dwoma kosmicznymi SF w tym samym momencie. Jednocześnie trwają też przymiarki do znalezienia innych osób na reżyserki stołek. Na razie wiadomo tylko, że Abrams (i Bryan Burk) ponownie wyprodukują obraz, a dwaj główni scenarzyści (Alex Kurtzman i Roberto Orci) pracują nad scenariuszem.
KOMENTARZE (0)
Co prawda wszyscy liczyliśmy na większe zapowiedzi na Celebration Europe w sprawie filmów, ale to co powiedziano napawa większość osób względnym optymizmem. W tamtym newsie jednak brakowało jeszcze jednej wypowiedzi, praktycznie z jednego ostatnich punktów programu, czyli spotkania z Markiem Hamillem. Mark znów nie powiedział nic wprost, ale aż go korciło by schodzić na temat epizodów, niestety prowadzący dość mocno go pilnował. Najważniejsze, co powiedział Mark to fakt, że to nie będzie film o nich, oraz to, że miło jest spotkać starą ekipę, tu poza sobą wymienił Carrie Fisher, Harrisona Forda i Billy’ego Dee Williamsa. Cóż w kwestiach oficjalnych pozostaje nam czekać do przyszłego tygodnia, kiedy to zacznie się konwent D23.
Za to nazbierało się nam całkiem sporo plotek. Pierwsza z nich mówi, że J.J. Abrams jest bliski rzucenia fotela reżyserskiego. Podobno dlatego nie było go na Celebration, choć prawda jest taka, że wcześniej też go nie zapowiadano. Plotka została dość błyskawicznie i stanowczo zdementowana przez Lucasfilm. Choć niektóre serwisy nadal się przy tym upierają twierdząc, że Abrams prawdopodobnie rzuci epizody VIII i IX. Pożyjemy, zobaczymy.
Ponownie plotkuje też serwis Latino Review (wcześniej donosili o Jonathanie Rhysie Meyersie). Teraz twierdzą, że w sprawie castingu rozmawiają także ze znanymi aktorami z Hollywood. Jednym z nich miał być Leonardo DiCaprio, ale odmówił. Dla przypomnienia Leonardo DiCaprio już wcześniej dostał propozycję zagrania w „Gwiezdnych Wojnach” miał być Anakinem Skywalkerem, co wówczas nie podobało się fanom. Sam aktor o tej propozycji wypowiedział się kilka lat później. To nie koniec rewelacji Latino Review, twierdzą oni, że do ról są rozważani Ryan Gosling i Zac Efron. Ryan Gosling dość szybko zdementował te pogłoski, nie stara się o rolę. Efron się nie wypowiedział.
O ewentualnej roli w Epizodzie VII wypowiedziała się także Chloë Grace Moretz. Aktorka jest zainteresowana, stwierdziła nawet, że zabiłaby dla tej roli i jest gotowa podać Abramsowi swój numer telefonu. Swoją drogą, o udziale Moretz była już mowa, podobno do głównej roli sugerował ją Matthew Vaughn, gdy jeszcze był rozważany jako reżyser, o czym pisaliśmy tutaj.
Chloë Grace Moretz
Ryan Gosling
Zac Efron
Wygląda na to, że powstała też nowa firma produkująca film. Będzie to Foodles Production Ltd. Będzie ona spełniała podobną rolę jak Blue Harvest przy „Powrocie Jedi” czy JAK Production przy prequelach. Nie rzuca się w oczy, a załatwia dużo spraw dla filmowców. Swoją drogą nazwa została zaczerpnięta z ILM, okazuje się wielu pracowników lubi sobie chodzić tam do knajpki Foodles w San Rafael. Kto wie, może nazwa zostanie jeszcze wykorzystana tak jak Javva the Hutt.
Na koniec dementi jeszcze jednej ploty. Otóż, przy okazji ujawnienia informacji o Foodles Production Limited, w sieć ruszyły spekulacje, że zdjęcia do Epizodu VII rozpoczną się już w sierpniu 2013, a Abrams będzie miał szansę wrócić do „Star Treka 3”. Zdjęcia będą jednak w przyszłym roku, tak jak zaplanowano, ale wygląda na to, że prace w Pinewood nabierają tempa. Może faktycznie będzie więcej dekoracji niż w prequelach? A może prawdziwa jest inna plota, że dla potrzeb Epizodu VII przygotowywane jest nowe studio zwane South Dock Stage. Prace nad nim mają się zakończyć w ciągu kilku najbliższych tygodni, wtedy wkroczy tam ekipa. Cóż znów liczymy na D23.
Na koniec jeszcze jedno małe rozważanie. Otóż z powodu braku informacji na temat fabuły, niektórzy patrzą na poprzednie filmy i szukają analogii. Skoro głównym mentorem miałby teraz być Luke, jaki będzie jego los w siódmym epizodzie? Zapraszamy na forum.
KOMENTARZE (23)
Nadszedł czas by zająć się biografią reżysera siódmego epizodu. Jeffrey Jacob Abrams urodził się 27 czerwca 1966 w Nowym Jorku. Jego ojcem był scenarzysta, reżyser, aktor, kompozytor a także producent filmowy i telewizyjny Gerald W. Abrams. Matka, Carol, była producentką wykonawczą. Został wychowany w żydowskiej rodzinie, jednak praca rodziców dość mocno ukształtowała jego karierę. Raz przez pewne powiązania, dwa przez zainteresowania. Świat filmu był niejako pisany Abramsowi.
Zanim J.J. na poważnie zajął się pracą w showbiznesie, próbował swoich sił w amatorskich konkursach. W wieku 14 lat wygrał konkurs filmowy Super 8 dla młodzieży. Ta wiadomość trafiła do Kathleen Kennedy, która była wówczas asystentką Stevena Spielberga. Steven miał kilka swoich starych, amatorskich filmów nagranych właśnie na taśmie Super 8, chciał, by zostały odświeżone. Kennedy skontaktowała się w z Abramsem i zaproponowała mu pracę na zlecenie. J.J. oczywiście przyjął tę fuchę. Niebawem też zaczął poważną pracę, było to w wieku 16 lat. Wtedy napisał muzykę do filmu „Nocna bestia” Dona Dohlera (1982).
Pod koniec nauki w college’u nawiązał współpracę z Jill Mazursky, z którą wspólnie napisali treatment (zarys scenariusza) przyszłego filmu. Udało się go sprzedać wytwórni Touchstone Pictures, która nakręciła na jego podstawie film „Taking Care of Business” Arthura Hillera (1990) z Jimmym Belushim w roli głównej. Tak rozpoczęła się kariera scenarzysty Abramsa. Potem powstały filmy „Odnaleźć siebie” Mike’a Nicholsa (1991) z Harrisonem Fordem w roli głównej oraz „Wiecznie młody” Steve’a Minera (1992) z Melem Gibsonem. W obu tych filmach Abrams był dodatkowo jednym z współproducentów. Za scenariusz do drugiego filmu dostał 2 miliony USD. Starał się nie ograniczać tylko do roli scenarzysty i po trzech względnych sukcesach zajął się innymi dziedzinami niż pisanie. Był między innymi statystą i aktorem („Diabolique” (1996), czy „Szósty stopień oddalenia” (1993)).
Jednak najbardziej lubił chyba produkować, gdyż to dawało mu swobodę twórczą. Wyprodukował „Żałobnika” Matta Reevesa (1996) z Gwyneth Paltrow, potem znów skrzyżowały się jego drogi z Jill Mazurski i razem napisali scenariusz do „Przygody na rybach” Christophera Caina (1997) z Joe Pescim i Dannym Gloverem.
To także okres, w którym wiele zmienia się w życiu prywatnym Abramsa. W 1996 żeni się z Katie McGrath, z którą jest związany aż do dziś. Mają też troje dzieci, Augusta, Henrego oraz córkę Gracie.
Niebawem następuje przełom w karierze. Abrams zostaje jednym ze scenarzystów filmu Michaela Baya „Armageddon” z 1998, wyprodukowanego przez Jerry’ego Bruckheimera (producent między innymi „Piratów z Karaibów”). Film z Brucem Willisem był dużym sukcesem kasowym. W tym samym roku miał premierę także serial „Felicty”, który Abrams współtworzy wespół z Mattem Reevesem, jako producent i scenarzysta. Serial dla Warner Bros. Network miał cztery sezony. Dodatkowo skomponował też temat muzyczny otwierający serię. Był także reżyserem dwóch odcinków, to był jego debiut w tej roli.
W 2001 rusza kolejny serial „Agentka o stu twarzach”, tym razem dla ABC. Ten serial jest bardzo ważny w biografii Abramsa, gdyż tu właśnie po raz pierwszy współpracował z swoimi późniejszymi stałymi wspólnikami, w tym Bryanem Burkiem (razem założyli Bad Robot), a także scenarzystami Damonem Lindelofem, Riberto Orcim oraz Alexem Kurtzmanem. Sam był reżyserem pięciu odcinków.
W 2001 ma też premierę film „Prześladowca”, który Abrams wyprodukował i był współautorem scenariusza. Niestety, pomimo tego, że film doczekał się sequela, nie okazał się sukcesem, a już na pewno nie na miarę „Armageddonu”. Następny film do którego napisał scenariusz, nie został nawet wyprodukowany. Chodzi o piątą część „Supermana”, która miała powstać w 2002 (z Nicholasem Cagem). Dopiero kilka lat później wrócono do pomysłu kontynuacji serii w „Superman: Powrót” (2006) a potem restartu w „Człowieku ze stali” (2013).
Abrams był zatem skazany na telewizję. I tu postaje jeden z najważniejszych projektów w jego karierze – „Lost – zagubieni”. Abrams jest tu jednym z głównych twórców, ale najbardziej angażuje się w pierwszym sezonie, gdzie pisze scenariusze, a także reżyseruje pilota, przypisuje mu się także stworzenie tematu z czołówki. „Lost” ruszają w 2004 i są wyświetlani aż do 2010. Serial ten jest największym sukcesem telewizyjnym Abramsa, zyskuje rzeszę wiernych fanów. Twórcy zaś starają się nie ograniczać tylko do telewizji, tworzą nawet fałszywe strony, choćby linii Oceanic World Air, byleby wchodzić w interakcję z odbiorcami. Było to zdecydowanie coś więcej niż tylko oficjalna strona.
Sukces „Lostów” to także osobisty sukces Abramsa, staje się on bardziej rozpoznawalny i ma więcej ciekawych propozycji, z których może sobie wybierać te najlepsze i najciekawsze. Właściwie też prześcignął cały dorobek swojego ojca. J.J. rozgląda się, analizuje i w końcu wybiera. Zajął się produkcją dwóch kolejnych seriali dla ABC „Czas na Briana” oraz „Six Degrees” (oba wyświetlane w latach 2006-2007).
W końcu nadszedł czas na ponowne starcie z wielkim ekranem. W 2006 wyreżyserował film „Mission: Impossible III” z Tomem Cruisem. To oczywiście debiut reżyserski J.J. na wielkim ekranie. Film zostaje dość dobrze przyjęty, a Abramsa zaczyna się postrzegać jako filmowego czarodzieja. Nazwisko zaczyna przyciągać ludzi. Efektem jest także film „Projekt: Monster” z 2008, który Abrams wyprodukował. Jest to dzieło Matta Reevesa, z którym wcześniej J.J. współpracował, ale powszechnie podpina się je pod Abramsa.
W roku 2009 na ekrany wchodzi „Star Trek” w reżyserii J.J. Abramsa. Twórca w sposób kontrowersyjny podchodzi do uznanego kanonu, nie resetuje serii wprost, tworzy alternatywne uniwersum. Odchodzi jednak od schematów „Star Treka” bazując na kinie nowej przygody. Film staje się wielkim sukcesem i przepustką Abramsa do jeszcze większego projektu, na który wszyscy czekamy. Choć nie unika krytyki najbardziej wiernych i zachowawczych fanów serii.
Po „Star Treku” Abrams już może wybierać a także odrzucać gorące projekty, jak choćby „Mroczną wieżę”, bazującą na twórczości Kinga. W tym wypadku twórca mówił, że nie czuje się na sile zmierzyć z legendą. Za to produkuje, choćby „Dzień Dobry TV” Rogera Mitchela (2010) z Harrisonem Fordem, czy „Mission: Impossible – Ghost Protocol” Brada Birda (2011). Jest też producentem seriali – „Fringe: Na granicy światów”, „Wybrani”, „Alcatraz” czy „Revolution”.
Swoje filmy już produkuje samodzielnie i tego także wymaga od swoich zleceniodawców. W ten sposób powstaje choćby „Super 8” (2011), który współprodukował Steven Spielberg.
W tym roku na ekrany wszedł „W ciemność. Star Trek”, sequel „Star Treka”, natomiast od jesieni poprzedniego roku trwały negocjacje i naciski na Abramsa, by wyreżyserował siódmy epizod „Gwiezdnych Wojen”. Początkowo J.J. odrzucił tę ofertę, znów argumentując, że nie chce mierzyć się z legendą, ale niezłomna Kathleen Kennedy postawiła na swoim. Jeden z warunków był taki, że Bad Robot stało się producentem tego filmu, a także kolejnych.
Prywatnie Abrams dorastał na kinie nowej przygody Lucasa i Spielberga. Uznaje też „Gwiezdne wojny” (1977) za prawdopodobnie najbardziej wpływowy film swojego pokolenia. Swoją drogą, to właśnie zawsze mówił, że jest fanem „Gwiezdnych Wojen”, a nie „Star Treka”. W swoich filmach nie raz nawiązuje do sagi, ale o tym napiszemy kiedy indziej.
Obecnie Abrams mieszka wraz z rodziną w Pacific Palisades w Los Angeles. Pod koniec roku czeka go przeprowadzka do Londynu na czas zdjęć do Epizodu VII.
W ramach poznawania nowej ekipy prezentowaliśmy już sylwetki: Kathleen Kennedy (producentka) Bryana Burka (producent i wspólnik Abramsa) Michaela Arndta (scenarzysta) Simona Kinberga (konsultant i współtwórca serialu „Rebels” i twórca spin-offa)
Dodatkowo w nowej ekipie znaleźli się już weterani: Doug Chiang, Iain McCaig (artyści) oraz Lawrence Kasdan (konsultant i twórca spin-offa).
KOMENTARZE (6)
Zgodnie z sugestiami oficjalnej na San Diego Comic Con nie było nic, co zmieniłoby radykalnie naszą wiedzę na temat nowych filmów. Wciąż czekamy na Star Wars Celebration, które odbędzie się już w następny weekend. Zaczynamy jednak od oficjalnej informacji. Według JediNews oficjalne potwierdzenie listy castingowej, o której pisaliśmy tutaj, znalazło się w Insiderze (numer 143) na stronie jedenastej. Skan wygląda następująco:
Dalej jesteśmy już zdani jedynie na plotki i domysły, a także analizy. Jedna z nich pochodzi od Michaela Senno pracownika Credit Suisse, który wyliczył, że Epizod VII powinien zarobić w USA jakieś 733 miliony USD, natomiast sumarycznie na całym świecie gdzieś z 1,2 miliarda USD. Nie wiemy dokładnie jaką metodologię przyjął analityk, ale szefowie Disenya pewnie bardzo by chcieli, by tak się stało, zważywszy na kolejną po „Johnie Carterze” finansową porażkę, jaką zaliczyło studio w tym roku. Mowa oczywiście o „Jeźdźcu znikąd” (film kosztował 215 milionów USD, w USA ma problem z zarobieniem 100 milionów). Informacja ta jest dla nas o tyle ważna, że jeśli film zarobi tyle ile od niego oczekują i Kathleen Kennedy i J.J. Abrams będą mieli wolną rękę w przypadku kolejnych produkcji. Gorzej będzie, gdyby im powinęła się noga. Choć tu najbardziej brakuje nam informacji ile minimalnie Disney chce zarobić na „Gwiezdnych Wojnach”.
W San Diego co prawda niewiele się dzieje, ale wiele osób mówi o swoich gwiezdno-wojennych wizjach i aspiracjach. Między innymi Mark Hamill. Aktor stwierdził, że wszyscy chcą, by te filmy powstały. Dodał, że wierzy w scenariusz Michaela Arndta, którego ceni za „Małą miss” oraz „Toy Story 3”. Dodał także, że jego zdaniem on (oraz Carrie i Harrison) nie będą centralnymi postaciami, w centrum będzie nowe pokolenie. Aktor zauważył, że jest obecnie w podobnym wieku w jakim był Alec Guinness, gdy kręcono „Nową nadzieję”. Co prawda Mark ma dopiero 61 lat, a Alec miał wówczas 63, ale to dość mała różnica. Swoją drogą Mark potwierdza swoimi domysłami to o czym mówił wiele lat temu, zanim jeszcze ogłoszono powstanie trylogii sequeli (wypowiedź Marka).
Tymczasem Harrison Ford jest dużo oszczędniejszy w słowach, mówi, że nie może nic powiedzieć na temat „Gwiezdnych Wojen”, ale dość mocno komplementuje J.J. Abramsa. Natomiast o ile Carrie i Mark ewidentnie starają się by powrócić do swojej roli, Fordowi rośnie konkurent. William Shatner (oryginalny kapitan Kirk) stwierdził, że jeśli zajdzie taka potrzeba to on mógłby się wcielić w postać podstarzałego Hana Solo. Aktor jest gotów na takie wyzwanie. Tylko nie wiemy czy Ford przypadkiem nie milczy dlatego, że ma już kontrakt w kieszeni, wtedy Shatner musiałby znaleźć sobie jakąś inną rolę, o ile oczywiście Abrams go zechce. Swoją drogą na SDCC kilku innych aktorów usiłowało się wkręcić w nowe filmy, zobaczymy, co z tego wyjdzie.
Wiemy jednak jedno, coś wisi w powietrzu. Ostatnio na oficjalnym koncie twitterowym Bad Robot pojawiło się tajemnicze zdjęcie.
I jedynie pytanie, co to może być. Biorąc pod uwagę fakt, że najgorętsza premiera Bad Roto to obecnie Epizod VII, wyglądałoby że scenariusz jest już skończony, bądź na etapie szlifowania. Jeśli to prawda, za tydzień pewnie się o tym dowiemy.
KOMENTARZE (12)
Znów zaczynamy od raczej smutnej informacji, niebezpośrednio związanej z sagą. Zmarł Ray Harryhausen, twórca efektów specjalnych do takich filmów jak „Zaginiony świat” (1925), czy „King Kong” (1933) i wielu innych. Harryhausen nie pracował bezpośrednio przy „Gwiezdnych Wojnach” ale wymyślił bardzo wiele sztuczek, które wykorzystano bądź rozbudowano w późniejszych produkcjach, nie wyłączając z tego sagi.
Disney tymczasem zakończył robienie porządków w Industrial Light and Magic. John Knoll został szefem kreatywnym tej firmy, stając się właściwie drugą osobą po jej pani prezes Lynwen Brennan.
O przyszłości Hollywoodu wypowiadają się George Lucas i jego przyjaciel Steven Spielberg. Zdaniem Lucasa obecnie wytwórnie zaczynają za bardzo ścigać się w tworzeniu blockbusterów i niebawem zapomną jak robi się cokolwiek innego. Spielberg dodaje, że studia niestety skupiają się na produkcjach za 250 milionów dolarów, zamiast zrobić kilka tańszych filmów. Obaj sugerują, że choć na razie się to sprawdza i filmy te ściągają miliony, to w końcu trend się załamie. By daleko nie szukać, warto wspomnieć choćby o zeszłorocznym „Johnie Carterze”, który uchodzi za jedną z największych porażek finansowych Disneya. George twierdzi, że w przyszłości będziemy mieć mniej kin, że filmy będą powstawać głównie na potrzeby domowej dystrybucji (internet, ew. coś co zastąpi DVD/Blu-ray), natomiast kina staną się czymś bardziej ekskluzywnym, przypominającym obecnie zawody sportowe, czy teatr. Bilety zdaniem Lucasa będą kosztować od 50 do 150 USD, ale za to filmy będą grane tam dużo dłużej, zupełnie jak sztuki na Broadwayu.
Teraz już przechodzimy do newsów. Jak dobrze pamiętamy, Steven Spielberg wstrzymał prace nad „Robocalypse”, ale za to znalazł już nowy projekt, który prawdopodobnie trafi teraz na tapetę. Będzie to „American Sniper”. Główną rolę zagra Bradley Cooper, produkcją zajmie się Warner Bros, scenariusz zaś napiszą Scott McEwen i Jim DeFelice na podstawie książki Chrisa Kyle’a. Kyle był członkiem oddział SEAL i służył w Iraku jako snajper, słynący z największej ilości wyeliminowanych wrogów. Irakijczycy nazywali go Al-Shaitan (szatan). Książka i scenariusz to nie tylko zabójstwa, ale też wspomnienia Chrisa o tym jaki wpływ wojna miała na niego samego i jego bliskich.
Co potem będzie robił Spielberg, na razie nie wiadomo. Znalazł już inną książkę – „Thank You For your Service” Davida Finkela do której prawa zakupiło już DreamWorks. Scenariusz prawdopodobnie napisze Jason Dean Hall, w projekt ma być zaangażowany Daniel Day-Lewis. Nie wiadomo jednak czy Steven stanie za kamerą, czy jedynie wyprodukuje ten film. Swoją drogą historia będzie dość podobna do „American Sniper”, bo opowiada o życiowych zmaganiach amerykańskich żołnierzy wracających z Afganistanu i Iraku.
Za to oficjalnie poinformowano, że „Jurassic Park 4”, produkowany przez Spielberga, nie ukaże się w 2014. Nie podano nowej daty premiery, coś przebąkiwano o 2015, ale stwierdzono jedynie, że na przygotowanie filmu potrzeba więcej czasu. Reżyseruje Colin Trevorrow, a jedyne co wiemy na pewno to fakt, że bohaterowie wrócą na wyspę Nublar.
J.J. Abrams roboty ma mnóstwo, ale wciąż szuka nowych scenariuszy, w tej materii ewidentnie idzie śladami Spielberga. Tym razem Jeffrey Jacob i jego studio Bad Robot (czyli pewnie dodatkowo też Bryan Burk) kupili prawa do scenariusza „The Stops Along the Way” napisanego przez Roda Serlinga. Ciekawostką jest fakt, że scenariusz ten był jednym z ostatnich dzieł Serlinga, który zmarł 38 lat temu. Sam autor twierdził, że to wyjątkowy tekst. Wszystko wskazuje na to, że dzieło to zostanie przerobione na limitowany serial we współpracy z Warner Bros.
Natomiast wiele wskazuje na to, że J.J. Abrams może nie wrócić na fotel reżysera „Star Treka” i to nie tylko ze względu na „Gwiezdne Wojny”. „W ciemność. Star Trek” choć zarobił już w Stanach ponad 200 milionów USD (kosztował 190 milionów, poza USA też już niedługo przekroczy 200 milionów przychodu) miał otwarcie niższe niż spodziewali się decydenci. Na razie nie podjęto decyzji o sequelu, ale już pojawia się giełda nazwisk. Wśród nich jest Joe Cornish, scenarzysta „Przygód Tin Tina”. Twórcy zaś mówią otwarcie o tym, że trzeci film mógłby skoncentrować się na konflikcie z Klingonami.
Jedną z gwiazd nowego „Star Treka” jest Benedict Cumberbatch, który zagra główną rolę w filmie „The Imitation Game”. Partnerować mu będzie Keira Knightley, świeżo upieczona mężatka. Reżyseruje Morten Tyldum, scenariusz napisze Graham Moore na podstawie książki „Alan Turning: The Enigma” autorstwa Andrew Hodgesa. Film będzie opowiadał o życiu wybitnego angielskiego matematyka i kryptologa Alana Turninga, który był homoseksualistą. Poddawano go różnym terapiom, ale ostatecznie w 1954 naukowiec odebrał sobie życie.
Keira lubi jednak różny repertuar i poza poważniejszym filmem negocjuje też rolę do czegoś lżejszego – czarnej komedii „Laggies”. Będzie to opowieść o młodej kobiecie, która otrzymawszy propozycję małżeństwa udaje, że wyjeżdża w podróż biznesową, a naprawdę spędza czas ze swoją siostrą. Reżyseruje Lynn Shelton, występują Sam Rockwell i Chloe Moretz. Knightley zastąpiłaby Anne Hathaway, która zrezygnowała z projektu ze względu na występ w „Interstellar” Christophera Nolana.
Wciąż dobrą passę ma Joel Edgerton. Ma zagrać w „The Double Hour”, będącego remakiem włoskiej „Podwójnej godziny” z 2009. Film reżyseruje Joshua Marston, a wujkowi Owenowi partnerować ma Michelle Williams. Oryginał opowiadał o pokojówce i policjancie, którzy spotykają się na zaaranżowanych spotkaniach dla samotnych i coś między nimi zaiskrzyło. Organizują wspólny wyjazd, ale romantyzm szybko się kończy, gdy muszą walczyć z bandytami.
Po „Wielkim Gatsbym” Edgerton dalej trzyma rękę na pulsie jeśli chodzi o poważniejszy repertuar. Wystąpi w „Black Mass”, biografii słynnego przestępcy Whiteya Bulgera (w tej roli Johnny Depp). Edgerton zagrałby agenta FBI, Johna Connolly’ego, który w dzieciństwie przyjaźnił się z Bulgerem. Reżyseruje Barry Levinson, scenariusz napisał Mark Mallouk na podstawie książki „Black Mass: The True Story of Unholy Alliance Between the FBI and the Irish Mob” Dicka Lehra i Geralda O’Neilla. Biografia Bulgera była luźną inspiracją “Infiltracji” z Jackiem Nicholsonem.
Skoro już przy Edgertonie jesteśmy, to jest jeszcze jeden film z jego udziałem, o którym pisaliśmy już parę razy. „Jane Got a Gun”, czyli western z którego zrejterowała reżyserka i część obsady. Otóż jest nowy odtwórca czarnego charakteru a jest nim... Ewan McGregor. Dodatkowo przypominamy, że główną rolę gra Natalie Portman. Reżyseruje Gavin O’Connor, może teraz to w końcu powstanie.
Tymczasem Natalie Portman zagra rolę Lady Makbet w nowej wersji „Makbeta”. Partnerować jej będzie Michael Fassbender (dał dyla z „Jane Got a Gun”), reżyseruje Justin Kurzel. W dodatku w tej wersji mają być zachowane oryginalne dialogi Williama Szekspira, szykuje się dość mocno klasyczna ekranizacja.
Liam Neeson prawdopodobnie nie wróci już na Olimp. Poinformował o tym niedawno Sam Worthington, który przyznał wprost, że nie ma co liczyć na powstanie trzeciej części „Starcia tytanów”. Filmy miały złe recenzje, a w dodatku słabo się zwróciły. Studio nie jest zainteresowane kontynuacją.
Samuel L. Jackson natomiast wystąpi w filmie „Barely Lethal”, który opowie historię nastoletniej płatnej zabójczyni, cieszącej się międzynarodową renomą. Szesnastolatce jednak nudzi się takie życie, pozoruje własną śmierć i zapisuje się do zwykłej szkoły. W głównej roli zagra Hailee Steinfeld („Prawdziwe męstwo”). SLJ zagra jej mentora. Co ciekawe reżyserem ma być Kyle Newman, znany fan „Gwiezdnych Wojen” i twórca „Fanboys”.
Rick McCallum, zaczyna wracać do życia po odejściu z Lucasfilmu. Niedawno zakupił prawa do przeniesienia na duży ekran krótkometrażowego SF „R’ha”. Oryginalny „R’ha” stał się w tym roku przebojem Internetu. Reżyserią zajmie się autor oryginału – Kaleb Lechowski. Oryginał można obejrzeć choćby na YouTubie:
„Blade Runner 2” cały czas jest w przygotowaniu. Michael Green prowadzi rozmowy w sprawie rozwinięcia i poprawienia scenariusza pierwotnie napisanego przez Hamptona Fanchera. Wciąż jednak nie jest jasne, czy Harrison Ford powróci w roli Ricka Deckarda. Reżyseruje Ridley Scott, przewidywana data premiery to 2014.
Za to mamy wysyp zwiastunów związanych z Fordem. Chodzi o filmy „Paranoja” oraz „Gra Endera”.
„Paranoia” pojawi się w naszych kinach pod koniec sierpnia, „Gra Endera” zaś w listopadzie.
Na koniec jeszcze mała ciekawostka. Al Pacino wypowiedział się niedawno o sadze, ale o dziwo nic nie wspominał o graniu w Epizodzie VII. Raczej wspominał Epizod IV, otóż podobno oferowano mu rolę Hana Solo, ale ostatecznie jej nie wziął. I to nie dlatego, że była ona radykalnie inna od wizerunku, który sobie wypracował choćby „Ojcem chrzestnym”. Stwierdził niedawno:
- Miałem wziąć tę rolę, ale nie zrozumiałem scenariusza.
Cóż Harrison Ford powinien się jedynie cieszyć.
KOMENTARZE (5)
Znów niewiele się dzieje, żeby nie napisać nic, w sprawie nowych filmów. Pojawiło się jedynie kilka ploteczek.
Cały czas nie ma kontraktów dla Marka Hamilla, Harrisona Forda i Carrie Fisher. Cała trójka się ze sobą komunikuje i sprawdzają, czy ktoś już z nich coś podpisał. Na razie jednak do niczego nie doszło. Nawet aktorzy zaczynają się niecierpliwić, cóż ten scenarzysta tam napisał? Carrie przyznała, że dobrze by było ich zebrać na jakiejś imprezie typu Comic-Con i tam załatwić sprawę z wielką pompą.
Dalej trwają dyskusję nad potencjalnymi lokacjami. Tym razem padło na Irlandię, dokładniej na Burren. To malowniczy płaskowyż w północno-zachodniej części wyspy. Za Irlandią przemawiają dwie rzeczy. Pierwsza to dobre (niskie) opodatkowanie dla filmowców, druga to fakt, że żona Abramsa pochodzi właśnie z Irlandii, czyli ma kto lobbować. Z tym, że tę lokację przeglądało właśnie Bad Robot, więc niekoniecznie muszą być tu kręcone „Gwiezdne Wojny”.
Leonard Nimoy, czyli legendarny filmowy Spock ze „Star Treka” w jednym z ostatnich wywiadów został zapytany, co by zrobił, gdyby J.J. Abrams zaproponował mu rolę w nowych „Gwiezdnych Wojnach”. Odpowiedział spokojnie, że to byłoby ciekawe i zabawne. Szkoda, że nie fascynujące. Natomiast kompan Nimoya z pokładu Enterprise czyli William Shatner (Kirk) sam się wypowiedział o „Gwiezdnych Wojnach”, że mógłby tam zagrać bękarta księżniczki Leii i Jabby. Oczywiście wypowiedź była jak zwykle prześmiewcza. Kolejną samozwańczą kandydatką do roli w sadze jest brytyjska piosenkarka Florence Welch. Ta chciałaby zagrać główną rolę żeńską. Obecnie dziennikarze dość często sami zachęcają aktorów do podobnych spekulacji, choćby w niedawnym wywiadzie zapytano o to Daniela Radclifffe’a, czyli Harry’ego Pottera. Oczywiście był na tak. Jedynie na nie jest ostatnio Joss Whedon (reżyser „Avengers”), który stwierdził, że woli oglądać filmy Abramsa, niż robić je samemu do tego stopnia, że żartował sobie iż mógłby oddać „Avengersów” Abramsowi.
KOMENTARZE (10)
W tym tygodniu Disney ponownie poinformował świat o swoich planach premier „Gwiezdnych Wojen” co rok, jednak wciąż nie podano oficjalnego potwierdzenia, a co ważniejsze nie zarezerwowano daty! Głównie dlatego, że wciąż Epizod VII pozostaje bardziej w planach niż w produkcji, więc lato 2015 jest niestety jeszcze powtarzaną mantrą a nie faktem. W przypadku innych filmów Disneya potwierdzono nie tylko rok 2015, ale konkretne daty – jak „Piraci z Karaibów 5” (15 lipca 2015) czy „Avengers 2” (1 maja 2015). Dla Epizodu VII wciąż takowej nie znamy. Wyznaczenie daty w Hollywood jest o tyle istotne, że wytwórnie, choć konkurują ze sobą starają się unikać bezpośredniej konfrontacji największych hitów, gdyż zdecydowanie odbija się to negatywnie na zyskach. Zresztą do czasu, gdy J.J. Abrams nie dostanie do ręki scenariusza, wciąż nawet niewiele wiadomo o kierunku, w którym pójdzie nowa trylogia. Reżyser w jednym z najnowszych wywiadów porównywał trochę pracę nad „Star Trekiem” i nowych „Gwiezdnych Wojen”. Wspomniał, że w przypadku sagi jest mu o tyle łatwiej, że nie dość, że jest jej fanem, to będzie miał jeszcze George’a Lucasa do pomocy. Natomiast nie potrafił jednoznacznie stwierdzić, co chce osiągnąć nowymi filmami. Powiedział, że dużo będzie zależeć od scenariusza, który dostanie. Nie chciał też komentować powrotów klasycznych postaci, ani wypowiadać się na temat innych filmów sagi, zwłaszcza prequeli.
Tymczasem nadworny kompozytor Abramsa, Michael Giacchino wypowiedział się w końcu na temat sequeli. O dziwo nie pcha się do nich, co więcej wskazuje na Johna Williamsa. Twierdzi, że Williams był dla niego przez wszystkie lata wspaniałym nauczycielem, a jego twórczość jest dla niego wielką inspiracją. Dlatego chciałby usłyszeć w „Gwiezdnych Wojnach” ponownie Johna Williamsa.
Nowe filmy już budzą wielkie emocje, nic dziwnego, że pojawiają się dość dziwne ploty, skoro Lucasfilm milczy. Jedna z nich mówi, że głównym szwarccharakterem miałby być... Luke Skywalker. Ale na szczęście jest to tylko i wyłącznie dywagacja dziennikarska. Natomiast skoro już przy emocjach jesteśmy, to może warto sobie zobaczyć filmik z Harrisonem Fordem, fragment programu Jimmy’ego Kimmela. Chyba dość dobrze obrazuje oczekiwania wielu osób wobec sequeli, a przy tym jest zabawny.
Nie ma jak to sobie pomarudzić w mediach, poopowiadać, że chciałoby się zagrać w siódmym epizodzie, że jest się gotowym. No i aktorzy tak robią. Choćby Anthony Daniels, czyli C-3PO. Jak wszyscy dobrze wiedzą, nadal mieści się w swój kostium, ba nawet pojawia się w nim w związku z różnymi imprezami. No i Daniels przyznał, że nie chciałby widzieć w tym kostiumie kogoś innego. Dodał również, że nie czeka w domu na telefon od Disneya, ale byłoby miło, gdyby ten w końcu zadzwonił. Daniels może jednak spać spokojnie, C-3PO i R2-D2 to ikony sagi i raczej mało prawdopodobne, by nie pojawiły się w nowych filmach. Więc wiele wskazuje na to, że Daniels faktycznie może sobie spokojnie czekać.
Gorzej ma Billy Dee Williams, który skarży się w różnych miejscach na politykę Disneya. No bo z jednej strony, słyszy plotki, że cała ferajna powraca do swych ról (Carrie, Harrison, Mark), ale z drugiej nikt się z nim nie kontaktuje. Żadnego kontraktu, żadnego telefonu, z czego żyć? Przecież Dee Williams jest bardzo dumny ze swojego występu w klasycznej trylogii i ogólnie z roli Landa, ba dubbingował ją zarówno w „Robot Chicken” jak i zamrożonym i schowanym w czeluściach zamku Disneya „Detours”. Może choć w internecie ktoś usłyszy głos Billy’ego i dostanie ten upragniony angaż.
Billego musiał pewnie zdenerwować Harrison Ford, który w jednym z ostatnich wywiadów, stwierdził, że grał w trzech częściach sagi i przez bardzo długi okres nikt go nie prosił o więcej. A skoro jednak już coś się zadziało, to... Oczywiście nie potwierdził oficjalnie, acz Billy z pewnością będzie musiał jakoś to odreagować.
Na koniec jeszcze jedna dziwna plotka. Otóż na Internet Movie Data Base przy wpisie dotyczącym części VII pojawiły się nazwiska montażystek – Maryann Brandon i Mary Joe Markey. Obie współpracują od dłuższego czasu z J.J. Abramsem i odpowiadają za „Star Treka”. Czyżby Abrams po Burku zaczynał ściągać innych ludzi ze swojej ekipy? Na razie żadnego potwierdzenia, tej informacji nie ma. Za to mamy zdjęcie obu pań.
KOMENTARZE (16)
Wygląda na to, że Disney ma konkretne oczekiwania wobec Epizodu VII. I nie tylko on. Część analityków rynku twierdzi, że nowe „Gwiezdne Wojny” powinny zarobić na świecie co najmniej 2 miliardy USD. Dotychczas ta sztuka udała się jedynie dwóm filmom Jamesa Camerona – „Avatar” zrobił 2,7 miliarda USD, a „Titanic” 2,1 miliarda USD (wraz z wersją 3D). Trzeci na liście są „Avengersi” z 1,5 miliarda USD. Obecnie na liście filmowych miliarderów z „Gwiezdnych Wojen” znajduje się tylko i wyłącznie „Mroczne widmo” z prawie okrągłym miliardem USD. Wygląda na to, że Disney szybko chce odzyskać te 4 miliardy.
Tymczasem niedawno zapytano Harrisona Forda jakie ma odczucie na temat nowych filmów. Stwierdził tylko, że chyba niewiele się z nimi dzieje i na razie nie ma o czym mówić. Podobnie wyraził się J.J. Abrams, który także powiedział, że na razie sam ma więcej pytań niż odpowiedzi, więc jest za wcześnie, by opowiadać o nowej trylogii.
Pojawiła się plotka, że długie milczenie w sprawie sequeli niebawem się skończy. Lub też, co bardziej prawdopodobne, dostaniemy kolejną zapowiedź, a potem nastąpi kolejna cisza. Ta zapowiedź miałaby mieć miejsce 4 maja 2013 (w związku z nieoficjalnym dniem „Gwiezdnych Wojen”).
Wśród luźnych plotek warto wspomnieć o zapewnieniu, że przy premierze nowego filmu pojawia się nowe gry komputerowe. Pewnie licencjonowane, LucasArts raczej by się nie wyrobiło. Wspomniano też o spin-offach, tu podobno one wcale nie będą musiały koncentrować się na znanych postaciach - jak Han Solo, czy Boba Fett, ale na jakiś bohaterach bardziej z tła. No i spin-offy będą mogły być osadzone nawet przed Epizodem I. Kto wie, może faktycznie rozważają temat spin-offa w Starej Republice?
Wśród aktorów, którzy chcieliby zagrać w nowej trylogii pojawił się kolejny. Sam Witwer, czyli przede wszystkim Starkiller z „The Force Unleashed”, ale też Darth Maul i Syn z „The Clone Wars”. Z bardziej typowego aktorskiego dorobku niektórzy mogą go kojarzyć z pierwszych odcinków serialu „Battlestar Galactica”. Warto też wspomnieć o Diane Kruger, która ostatnio także opowiadała jaką jest wielką fanką sagi.
Tymczasem nowe „Gwiezdne Wojny” pojawiły się także w tematach żartów prima-aprilisowych. TOR.Com cytowało Michaela Arndta, który jakoby twierdził, że nowe filmy nie będą zbyt zgodne z poprzednimi. Natomiast Peter Jackson, prezentując nowy film reklamujący „Hobbita” przypadkiem dał złapać kamerze scenariusz Epizodu VIII.
Pewnie chciałby być reżyserem, ale pamiętajmy, że J.J. Abrams ma obecnie opcję na co najmniej dwa kolejne filmy.
KOMENTARZE (11)
Zanim przejdziemy do sedna dzisiejszego newsa, wpierw medialnej paplaniny ciąg dalszy. Tym razem swój wkład ma Harrison Ford. Aktor podczas jednego wywiadów wspomniał o powrocie do roli Hana Solo. Zapytany tylko o kwestię powrotów stwierdził, że myśli, iż większość z tego co się mówi to prawda. Dodał, że sam czeka na to, choć jeszcze nie ma kontraktu, to jednak wydaje mu się, że wróci jako Han Solo. To powinno się wydarzyć.
Tymczasem prawdziwa plota pojawiła się na serwisie http://www.cosmicbooknews.com. Zamieszczono tam pierwsze spoilery dotyczące Epizodu VII. Trudno stwierdzić na ile są wiarygodne, część sprawia wrażenie oczywistych, acz pierwsze to pierwsze.
Ponieważ od czasu „Zemsty Sithów” niewiele pisano prawdziwych spoilerów, warto sobie przypomnieć czym są i jak należy do nich podchodzić. Ci, którzy wiedzą, mogą sobie ten akapit odpuścić. Spoiler to informacja, która psuje przyjemność z poznawania fabuły. Nie każda, bo nie chodzi o jakieś oficjalne zapowiedzi czy potwierdzenia, ale przede wszystkim różne informacje, które pochodzą z niepotwierdzonych źródeł. Czasem są to przecieki z planu, czasem od licencjonobiorców, czasem od tłumaczy. Bywają bardzo konkretne, ale i ogólne. Najgorsze jednak jest to, że po pierwsze nie zawsze dotyczą finalnej wersji filmu, to też czasami prawda miesza się z domysłami i niedopowiedzeniami lub przekręceniami. Najgorsze jednak jest to, że dobre spoilery potrafią zdradzić całą fabułę filmu przed jego premierą. Stąd część osób nie chce ich czytać, co należy uszanować. Wszystkie spoilery, które będą publikowane na łamach Bastionu, będą odpowiednio oznaczone i zawsze tekst będzie miał kolor tła. By go przeczytać należy go zaznaczyć myszką. Informacji spoilerowych nie należy umieszczać w komentarzach do innych newsów, a także poza działem na forum, w którym można pisać o sequelach ze spoilerami.
Spoiler: Akcja VII Epizodu miałaby się dziać jakieś 30 lat po „Powrocie Jedi”. Pojawią się tam dzieci rodziny Skywalker-Solo, które będą już dochodzić na wyżyny swych umiejętności, natomiast sam Luke Skywalker zostanie Wielkim Mistrzem odrestaurowanego Zakonu Jedi. Wrogiem zaś ma być tajemniczy uczeń Imperatora Palpatine’a, który zamierza odbudować armię Sithów jak ze Starej Republiki, zniszczyć Jedi. Młodzi Skywalkerowie będą musieli nie tylko zmierzyć się ze złem, ale też i demonami swojej rodziny.(koniec spoilera)
Spoiler ten już wywołał gwałtowną reakcję w internecie. Powstała nawet grupa na Facebooku, która chce by nowe Epizody uwzględniały wydarzenia z EU. Grupę znajdziecie tutaj, natomiast porozmawiać o niej możecie tu.
KOMENTARZE (36)