Dla wielu filmowców Ray Harryhausen to jedno z najważniejszych nazwisk w przemyśle filmowym. Był on pionierem poklatkowych efektów specjalnych, przez co zajmuje szczególnie miejsce w historii inspiracji „Gwiezdnych Wojen”. Był znany z wielu filmów, ale prawdopodobnie najważniejszy to pochodzący z 1958 „Siódma podróż Sinbada”, pierwszy film w którym użyto poklatkowych efektów specjalnych, nakręcony w kolorze.
Wiedziałem, że ten film jest ważny dla historii kina, ale nie zdawałem sobie sprawy z jego wagi dla „Gwiezdnych Wojen” aż do wywiadu który przeprowadziłem z Philem Tippettem na potrzeby podcastu „Full of Sith”. To był film, który zainspirował Tippetta, by wszedł w biznes filmowy, a jego wkładu w „Gwiezdne Wojny” nie można pominąć. Phil był jednym z kluczowych artystów, którzy stworzyli holoszachy widziane w „Nowej nadziei”. On był człowiekiem stojącym za techniką poklatkową, która przywołała do życia tauntauny i AT-AT w „Imperium kontratakuje”. On też sterował głową rancora w „Powrocie Jedi”.
Nic z tego by nie powstało, gdyby nie poszedł obejrzeć w 1958 klasycznej „Siódmej podróży Sindbada”. Ten obraz opowiada historię Sindbada żeglarza. Zmierzał do Bagdadu, by ożenić się z księżniczką Parissą, która została zmniejszona przez złego czarnoksiężnika imieniem Sokurah. Sokurah mówi Sindbadowi, że jeśli ten będzie towarzyszył mu w wyprawie na zamieszkałą przez potwory wyspę Colossa, odzyska swoją magiczną lampę i będzie w stanie przywrócić księżniczce jej normalną wielkość. Na Colossie Sindbad i jego załoga walczą z cyklopowymi bestiami, Rokiem, Smokiem, szkieletami i cała masą innych potworów stworzonych w technice poklatkowej.
To była wspaniała zawadiacka przygoda w duchu „Flasha Gordona” czy „Robin Hooda” z fantastycznymi efektami, w dodatku w kolorze. Nic dziwnego, ze zainspirowało to siedmioletniego Phila Tippetta, by zainteresować się tworzeniem animacji poklatkowych, a to postawiło go na drodze by zostać w 1975 zatrudnionym przez George’a Lucasa do stworzenia figur na planszy do dejarika.
Zarówno technika animacji poklatkowej jak i gigantyczne potwory „Siódmej podróży Sindbada” stanowiły bezpośrednią inspirację dla „Gwiezdnych Wojen” w kliku miejscach. Podobieństwa są widoczne zarówno w potworach w „Powrocie Jedi” czy „Ataku klonów” (w szczególności reek), a monstrami w klasyce Harryhausena.
Muzykę filmu prześlicznie skomponował Bernad Herrman, który przepełnił filmową fantastykę klasyką, tym typem emocji muzyki filmowej który mógłby zainspirować George’a Lucasa, by znaleźć Johna Williamsa. John Williams wiele razy ciepło wypowiadał się o dziełach Herrmana i wiele razy dyrygował niektóre z jego najbardziej znanych utworów na koncertach.
Ale oglądając ten film i nawet ignorując potwory jak i walki na miecze, fani „Star Wars” znaleźliby jeszcze jedno nawiązanie, zapożyczone przez odległa galaktykę. Po tym jak Sindbad walczy ze szkieletami na wierzchołku okrągłych schodów prowadzących donikąd, jest w stanie uciec wraz z księżniczką. Nieszczęśliwie dla niego zły Sokurah używa swojej magii i niszczy most którym mogliby uciec. Dżin z magicznej lampy, który się pojawia, daje Sindbadowi sznur. Z księżniczką przytuloną do niego Sindbad przelatuje nad przepaścią w podobny sposób jak Luke z Leią na Gwieździe śmierci.
Dla tych, których zainteresował ten film, to ma on rating G, czyli nadaje się dla wszystkich. Obejrzałem go ponownie z moim 12-letnim synem specjalnie na potrzeby tego artykułu, syna zachwyciły efekty specjalne jak tylko się dowiedział kiedy film stworzono. Z pewnością jest odpowiedni dla całej rodziny.
Można go znaleźć na DVD czy Blu-ray, a także na Amazonie, Vudu czy Google Play. Film ma efekty w technikolorze, ale z pewnością warto obejrzeć wersję zremasterowaną na potrzeby Blu-ray.
Wpływ między „Gwiezdnymi Wojnami” a „E.T.” Stevena Spielberga jest prawdopodobnie dużo bardziej wzajemny niż w przypadku wielu innych filmów, które śledziliśmy w tej kolumnie, ale z pewnością nie mniej ważny. Zanim jednak porozmawiamy o filmie, ważne jest by zrozumieć kontekst okresu jego premiery. „E.T.” wyszło w 1982 w mrocznych czasach dla kina pomiędzy premierami „Imperium kontratakuje” i „Powrotu Jedi”. Han był wciąż zamrożony w karbonicie, Darth Vader mógł skłamać lub nie o swoim ojcostwie, a Boba Fett stał się wrogiem publicznym numer jeden za sprowadzenie Vadera do naszych bohaterów.
„E.T.” to kulturowy fenomen, ale też pierwszy film, który wysadził „Gwiezdne Wojny” z najwyższego miejsca na liście najlepiej zarabiających filmów wszechczasów. Gdy pokonano „Gwiezdne Wojny”, George Lucas wykupił całą stronę reklamową w „Variety” by pogratulować przyjacielowi. W reklamie znajdował się Han i Luke z medalami unoszącego E.T. na swoich ramionach podczas świętowania. Artoo miał nawet naklejony napis „I love E.T.”
„E.T.” opowiada historię chłopca, który wchodzi w kontakt z lubującą pokój obcą formą życia, która została pozostawiana na Ziemi przez swoich towarzyszy. Elliot, którego grał Henry Thomas, buduje wieź z istotą, uczy ją wszystkiego co potrafi i stara się go chronić przed rządem, który chce go zbadać i przeanalizować wnikliwie. Gdy zrozumiał, że najlepszą rzeczą dla E.T. jest odstawienie go do domu, Elliot, jego rodzeństwo i przyjaciele pracują razem pomimo marnych szans, starają się odesłać istotę do domu.
Film w pewien sposób odbija trudy słabo wyposażonej Rebelii starającej się zrobić to co powinno się i mierzącej się z potężnymi instytucjami rządowymi, motyw ten nie będzie bardziej widoczny niż wtedy, gdy wyszedł „Powrót Jedi” rok później. A kto z nas w późniejszych latach nie udawał w jakimś stopniu, że nasze rowery mogą latać na niebie, czy że są to imperialne speedery?
Dodatkowo John Williams jest tu kompozytorem, udało mu się oddać to samo emocjonalne uczucie co w „Gwiezdnych Wojnach”, przynajmniej w kontekście muzycznym.
A gdy Elliot uczy E.T. co to znaczy być dzieckiem wczesnych lat 80. Oczywiście pokazuje mu zabawki z „Gwiezdnych Wojen”.
– To jest Młotogłowy – mówi Elliot trzymając klasyczną figurkę. Potem przeskakuje do straszliwego końca Imperium – to jest Boba Fett.
Mając odpowiedni dystans czasu między tamtym okresem a dziś, łatwo zapomnieć, że wymówione imię Boba Fett po raz pierwszy w kinie padło nie w „Gwiezdnych Wojnach”, a z ust Elliota.
Spielberg w ten sposób sprawił, że dzieciństwo było realistyczne, uwierzytelnił tym samym realia filmu. Oczywiście figurki bardzo dobrze oddają tamten okres. Które dziecko nie miało wtedy obsesji na punkcie „Gwiezdnych Wojen”? Nie bez powodu Ben Afflec używał tej samej techniki w swojej „Operacji: Agro” (najlepszy film 2012).
Ale Spielberg nie oddaje tylko hołdów swojemu przyjacielowi w postaci zabawek. Idzie nawet o krok dalej. Gdy Elliot i jego rodzeństwo bierze E.T. na chodzenie po domach i proszenie o cukierki na Halloween, zakładają na niego białe prześcieradło i wychodzą na zewnątrz. Mijają kogoś przebranego za Yodę i w tym momencie młody kosmita mówi:
– Dom! – krzyczy powtarzając – dom!
Czy to miało znaczyć, ze oryginalnie Yoda przypomniał E.T. któregoś z towarzyszy, czy może E.T. rzeczywiście pochodzi z odległej galaktyki, tego nie możemy być pewni. Ale George Lucas może. W 1999 wraz z premierą „Mrocznego widma” nabraliśmy pewności, ze E.T. nie pomylił się, widząc Yodę. Powiedział „dom”, bo tak sądził. W scenie w senacie na Corsucant, gdy królowa Amidala zgłasza wotum nieufności przeciw przywództwu kanclerza Valoruma, trzech członków rasy E.T. (może nawet sam E.T.) jest zauważalnych. Mają własną senacką platformę i głosują jak reszta. To był moment, w którym musiałem przemyśleć cały film Spielberga, gdy to zobaczyłem. W moim domu „E.T.” jest często oglądanym filmem. Co prawda ma rating PG, ze względu na język i poruszane miejscami tematy, jest też ukochany przez wszystkich, a moje dzieci oglądały je odkąd były brzdącami. Jest miejscami dość mocny i uczy dzieci słów zabawnych, ale nieodpowiednich, jednak z pewnością jest perfekcyjny dla całej rodziny. A z pewnością jest dziś równie aktualny, co w dniu w którym go stworzono. To też dobry punkt wyjścia by pokazać swoim dzieciom „Spokojnego człowieka” Johna Wayne’a. Zaufajcie mi.
„Skarb Sierra Madre” z 1948 to film bardzo istotny zarówno kulturowo, jak i historycznie, nagrodzony dwoma Oskarami za scenariusz i reżyserię dla Johna Hustorna, tytana kina, człowieka stojącego za wieloma spośród najlepszych filmów Humphreya Bogarta. Jego filmy były tak istotne, że łatwo w nich dostrzec wpływ na całe późniejsze kino, w tym także „Gwiezdne Wojny”. „Skarb Sierra Madre” to nie wyjątek.
A to mogło zostać stworzone jedynie przez filmowca kalibru Johna Hustona. To ten sam mistrz kina, który nazwał George’a Lucasa (i Stevena Spielberga w tej samej wypowiedzi) „wynalazczy jak piekło… niezwykłym człowiekiem z niezwykłą ekspresją”*.
„Skarb Sierra Madre” opowiada historię trzech poszukiwaczy złota, ciężko pracujących, by stać się bogaczami, mających nadzieję, że znajdą złoto w górach Sierra Madre w Meksyku. W tym momencie łatwo byłoby się poddać i stwierdzić, że to nie ma nic wspólnego z „Gwiezdnymi Wojnami”, a każdy, kto doszukuje się tu wpływu na sagę, jest szalony, ale powiem tylko: nie tak szybko.
Ale jeśli zobaczycie początek tego filmu, możecie zauważyć podobieństwo między postacią Waltera Hustona, Howardem a Dexterem Jettsterem. W końcu to jedyny bohater „Gwiezdnych Wojen”, który coś wspomina o poszukiwaniu [gra słów, prospecting dotyczy zarówno poszukiwania złota jak i przygód], ma też ten sam sympatyczny wygląd, wiedzę o wszystkim i szeroki, przyjacielski uśmiech.
A jeśli oglądasz film zaledwie pobieżnie, możesz też zauważyć podobieństwo w lokacjach. Mos Eisley łatwo jest dostrzec w Tampico w Meksyku. Po bójce w barze, jedna z postaci nawet oferuje barmanowi napiwek wychodząc, zostawiając poobijanego mężczyznę na podłodze po walce, przypomina to trochę mimikę Hana Solo po usmażeniu biednego Greedo.
Myślę jednak, że największy wpływ „Skarbu Sierra Madre” na „Gwiezdne Wojny” pochodzi od Humprhreya Bogarta.
Bogart odgrywa role, która jest tak skonstruowana, że jest zarówno bohaterem jak i szwarccharakterem filmu, wciela się w rolę Amerykanina imieniem Fred C. Dobbs, którego chciwość ostatecznie okazuje się zgubna.
Bogart dostarczył choćby w Casablance wielu inspiracji dla niespodziewanego bohatera jakim był Han Solo, ale nic z tego tu nie ma miejsca. W zamian za to, Bogart gra człowieka ogarniętego swoją chciwością i zazdrością, a jego działania które mają zapobiec staniu się pewnych rzeczy, nieuchronnie sprawiają, że one się stają. W filmie jest wiele ironii, która mogła służyć za podstawę działań Anakina w „Zemście Sithów”. Chce zrobić wszystko by zapobiec śmierci Padme, ale to on ją przyśpiesza.
Inne postaci są bardziej rozsądne i przyziemne. Przez film jest im powiedziane, że każde złoto, które im zostanie, może być dodatkiem w ich życiu, a nie celem egzystencji. Zapominają o przywiązaniu do bogactwa i potęgi, które przynosi złoto i łatwiej jest im odpuścić straconą fortunę. Gdy złoto, które z długotrwałym trudem zdobyli wybucha i zmienia się w pył – przemienia się w Moc jeśli wolicie – oni patrzą i śmieją się, jakby nic nie stracili. To prawdziwa inspiracja dla nauk Yody, który mówił by nauczyć odpuszczać sobie to czego najbardziej boimy się stracić.
Postać Bogarta jednak tego nie potrafi. Nawet próbuje zabić jednego ze swoich partnerów a potem zostawia go by umarł, zupełnie jak Obi-Wan Kenobi z Anakinem na Mustafar. Wierzy, że rozwiązał problem raz na zawsze, ale wtedy odkrywa, że sam sobie stworzył większy.
„Skarb Sierra Madre” to film pełen napięcia z aktorskim stylem, który bez wątpienia rozpoznają fani „Gwiezdnych Wojen”, jest z pewnością pamiątką po minionej erze. Film jednaj jest przepiękny w swojej konstrukcji i ironicznej naturze, a końcówka zostawia podobne uczucie jak końcówka „Zemsty Sithów”. Trudno też ogląda się w straszliwe decyzje Humphreya Bogarta, gdy patrzy się na to racjonalnie, to echo wyborów Anakina z ostatniej części trylogii prequeli.
Film ma rating PG na całym świecie i można spokojnie oglądać go z dziećmi, które wytrzymają odrobinę szaleństwa i morderstwo. To wspaniały film, ale młodsze dzieci mogą nie mieć wystarczająco cierpliwości, ale starsze dzieci, którym przedstawia się klasykę kin, pokochają ten film, podobnie jak wy.
„Skarb Sierra Madre” jest dostępny na BD, DVD i na niektórych VOD.