Zobaczmy trzecią dziesiątkę grafiki promocyjnych do nadchodzącej premiery antologii „From a Certain Point of View” od wydawnictwa Del Rey. Od paru dni ukazują się one w mediach społecznościowych, które w skrócie obrazują o czym będą opowiadania. Za projekt graficzny tych ikon odpowiada Chris Trevas.
Premiera „Ostatniego Jedi” coraz bliżej. Zostało nam już mniej niż sto dni. To moment w którym powoli filmowcy odkrywają karty. Rian Johnson choćby opowiedział, jak ważne dla niego były „Gwiezdne Wojny”. To było wspomnienie z dzieciństwa, kiedy więc stanął na planie i zobaczył „Sokoła Millennium”, to było dla niego bardzo emocjonujące przeżycie. Kiedyś bawił się w czymś, co udawało ten statek, teraz przed nim stał.
Wspomniał też, że gdy po raz pierwszy rozmawiał z Kathleen Kennedy nawet nie liczył, że zostanie reżyserem sagi. Przecież było tylu innych kandydatów. A potem spadło to na niego, był tak zaskoczony, że odpowiedział jej tylko „czy mogę to przemyśleć?”. Kennedy także to trochę zdziwiło, ale poczekała. Przez kolejne dni Rian nie mógł spać, starał się racjonalizować decyzję znajdując plusy i minusy, ale ostatecznie poszedł za głosem serca.
Rian Johnson na ranczu Skywalkera
Gdy wkroczył w projekt spodziewał się, że zobaczy dużą mapę na ścianie, gdzie wszystko będzie zapisane. Tak jednak nie było. Przede wszystkim dali mu scenariusz „Przebudzenia Mocy”, musiał też obejrzeć dniówki J.J. Abramsa i zabrać się do pracy. Tę wypowiedź trochę prostował Pablo Hidlalgo. Otóż jeszcze przed Abramsem zarysowano choćby wydarzenia między „Powrotem Jedi” a nową trylogią, ale ponieważ nie zostały one nigdzie opublikowane, filmowcy mogą je w pewien sposób modyfikować. Czyli znów mamy dwa poziomy kanoniczności. Filmowy nadpisuje ten, który jest tłem i który ma służyć scenarzystom, a nie ich ograniczać. Z tego punktu widzenia Rian ma rację, mówiąc, że nic nie zostało ustalone, jedynie pojawiły się pewne sugestie.
W innym miejscu Johnson dokładnie to przyznaje. Nie było tak, iż dostał w pełni wolną wolę twórczą. To był drugi film w trylogii, musiał kontynuować rozwój postaci, trzymać się kierunku, ale jednocześnie fabularnie Rian mógł sobie pozwolić na więcej. Niektóre rzeczy wprost wynikały z „Przebudzenia Mocy”, jak choćby to, że Rey i Kylo Ren są razem główne postaci tej trylogii, przechodzą podobną drogę, ale w innych kierunkach. Kylo Ren nie jest Vaderem. Nie jest niczyim ojcem. Raczej stara się odciąć od swoich rodziców, to szwarccharakter u którego widać słabości. To akurat bardzo się podoba Johnsonowi.
Wiele pytań, które zostawił Abrams ma też podwójną rolę. Jak choćby kwestia rodziców Rey. Z jednej strony utrzymuje to zainteresowanie filmem, ale to dość krótkowzroczne rozwiązanie. Dowiemy się kim są rodzice Rey i co dalej? Te pytania są o wiele ważniejsze z punktu widzenia postaci. Rey nie tylko musi się dowiedzieć, co z jej rodzicami, ale przede wszystkim kim ona jest i gdzie jest jej miejsce. To ma dużo większy wpływ na nią czy inne postaci.
Podobnie było z Lukiem. Rian musiał się dowiedzieć, dlaczego po przejściu takiej drogi schronił się on na tej wyspie, dlaczego zniknął. Zresztą to była jedna z pierwszych rzeczy nad którą zaczął się zastanawiać. No i jak sam podkreśla tytuł filmu właśnie nawiązuje do Luke’a, czyli ostatniego Jedi, tak jak jest określony choćby w napisach początkowych do VII Epizodu.
Johnson mówił też, że pracując z Markiem Hamillem zawsze musiał się przemóc, by do niego podejść. Kilka sekund, by się wyciszyć, bo to przecież Luke Skywalker. Inaczej było z Carrie Fisher, z nią szybko znalazł wspólną więź jako scenarzysta. W dodatku ona zawsze mówiła to co myślała.
Śmierć Carrie bardzo zasmuciła Riana. Wpłynęła też na decyzje dotyczące filmu. Gdy po nowym roku wrócił do montażu uznał, że nie będzie zmieniał jej występu, dostosowywał go. Zostawi takim jaki był. Jego zdaniem to świetnie zagrana rola.
Wspomniał też Colina Trevorrowa (zanim ten został zwolniony). Colin zadawał bardzo dużo pytań, zaś Rian wchodził tu w rolę podobną jaką wcześniej miał J.J. Abrams.
Wiceadmirał Holdo
Z innych wieści, wiele miesięcy temu J.J. Abrams mówił o tym, że chciałby zobaczyć postać LGBTQ w filmach. I chyba jest ku temu szansa. Admirał Amilyn Holdo prawdopodobnie jest biseksualna. Nie wiemy, czy będzie to ukazane w filmach, ale z pewnością w książkach. W powieści „Leia: Princess of Alderaan” Claudii Grey. W rozmowie z Leią, która stwierdza, że interesują ją tylko ludzcy mężczyźni, Holdo jest zdziwiona, twierdząc, że to duże ograniczenie. Galaktyka jest wielka. Czy chodziło o inne rasy, czy płcie, tego nie sprecyzowano. Zobaczymy jak zostanie to zaadresowane w filmie. Tam rolę Holdo gra Larua Dern.
KOMENTARZE (58)
W internetowym molochu zwanych Amazon.com pojawiły się zaktualizowane wpisy dwóch nadchodzących albumów ilustrowanych, powiązanych z filmem „Ostatni Jedi”. Dzięki nim wiemy jak będą się prezentować finalne okładki słownika obrazkowego „The Last Jedi: Visual Dictionary” (twarda, 80 stron, 22,99 USD) opracowanego przez Pablo Hidalgo oraz albumu z serii Niesamowite przekroje „The Last Jedi: Incredible Cross-Sections” (twarda, 48 stron, 22,99 USD) autorstwa Jasona Fry'a z ilustracjami Kempa Remillarda. Obie książki ukażą się w nakładzie wydawnictwa Dorling Kindersley w dniu 15 grudnia tego roku.
Rian Johnson powoli zaczyna zdradzać interesujące, choć niefabularne szczegóły na temat „Ostatniego Jedi”. Po pierwsze napisał o zabawkach, które lada moment pojawią się w sklepach. W Lucasfilmie pilnują, by nie spoilerowały one fabuły. Mogą one zdradzać jak będzie wyglądał bądź nazywał się dany bohater, ale to wszystko.
Druga ciekawostka, którą zdradził, to przejścia między scenami, te dość charakterystyczne dla sagi, gdzie jeden obraz najeżdża na drugi i go zastępuje. Czyli tak zwane wipe (transition). Otóż w „Ostatnim Jedi” jest ich zaledwie 12. Dla porównania w „Przebudzeniu Mocy” było ich 14, w „Nowej nadziei” 31, „Imperium kontratakuje” 42, zaś w „Mrocznym widmie” 55.
Trzecia rzecz to zdjęcia cyfrowe. Dla kilku ujęć Rian jednak zdecydował się na używanie kamer cyfrowych zamiast taśmy. Jego zdaniem jakieś 10-15 % filmu powstało na nośnikach cyfrowych.
Podobno wbrew wcześniejszym zapowiedziom nie zobaczymy twarzy Gwendoline Christie. Kapitan Phasma ma cały czas być obecna na ekranie w hełmie. Pablo Hidalgo podczas Comic Con Chile zasugerował, że Phasma na pewno jest ludzką kobietą, ale nie ma pewności czy wygląda dokładnie jak na zdjęciach promocyjnych.
Mark Hamill także wypowiedział się na temat „Ostatniego Jedi” i Luke’a Skywalkera, postaci, która zdecydowanie najbardziej zmieniła się w oryginalnej trylogii i której prawie nie było w „Przebudzeniu Mocy”. J.J. Abrams położył nacisk na nowych bohaterów, więc Hamill praktycznie z nimi nie miał wiele wspólnego. No i nie było spotkania wielkiej trójki, ale to nie o nich był film. Nie wiedział też, co stało się z jego postacią przez te dekady. Rian Johnson powiedział mu, że faktycznie nowe filmy są o nowych bohaterach, więc ta historia Luke’a ważna nie jest. Mark się z tym nie zgodził, nalegał, w końcu Rian opowiedział mu historię Luke’a. Hamill przyznaję, że go poruszyła.
Mówił też, że bardzo żałuje, ale w nowym filmie nie ma właściwego spotkania Luke’a i Lei. No i w związku ze śmiercią Carrie Fisher tego zabraknie. Zdaniem Hamilla byłby to bardzo ważny wątek, bo to przede wszystkim film o rodzinie. Rozbitej, ale jednak rodzinie.
KOMENTARZE (50)
„Zemsta Sithów” to temat naszego, kolejnego weekendu obchodów 40-lecia sagi.
Dwanaście lat temu miał to być film zamykający kinową sagę i historię Skywalkerów. Jak każdy film z prequeli, tak i ten spotkał się z mieszanym przyjęciem. Jednym bardzo przypadł do gustu, uznają go za najlepszy z prequeli, najbliższy oryginalnej trylogii, drudzy zarzucają mu rozmycie tematu, zbędną kolorowość, słabe (i krótkie) bitwy, czy w końcu fatalna grę aktorską, w szczególności łamiącą serce Natalie Portman.
Tym razem film George Lucas pisał ponownie sam, tak jak i reżyserował. Znów zdjęcia kręcono w Australii. Jest to pierwszy film z sagi, który w całości był kręcony w studiu. Aktorzy nie wyjechali na lokacje. To nie znaczy, że ich w ogóle nie było. Lucas wysłał drugą ekipę, by nakręciła kilka ujęć, które umieścił w tle. I to nie byle gdzie, filmowcy pojechali do Szwajcarii, Tajlandii, Chin czy Etny. Formalnie są jeszcze zdjęcia z Tunezji, ale te zostały nakręcone przy okazji „Ataku klonów”.
Zdjęcia zaczęły się 30 czerwca 2003. Tym razem Lucasfilm dał nam wgląd w realizację filmu, oczywiście w pewnym ograniczonym zakresie. Po pierwsze Pablo Hidalgo, jeden z nowym wówczas redaktorów oficjalnej strony dostał za zadanie pisać krótkie reportaże z planu, dzień po dniu. Oczywiście były pewne restrykcje. Po pierwsze publikowano je na Hyperspace, płatnej części oficjalnej strony. Po drugie nie wchodził w fabułę. Opisywał wszystko tak by nic nie opisać. Budują coś tam z drewna, dziś na planie pojawił się Hayden Christensen, albo że żegnamy na planie Natalie Portman. Hyperspace wciągał też fanów w produkcję filmu, mogli zarówno nazwać pewne stwory, jak i szczęśliwcy pojawić się na planie. Jednocześnie Jonathan W. Rinzler również pracował dość intensywnie nad pierwszym swoim „Makingiem”. Inna zabawa z fanami, to choćby obiecanie im wykorzystanie jednej z postaci z Expanded Universe. Wyglądało, że to będzie Quinlan Vos, ale ostatecznie padło na kogoś innego.
Technologicznie ILM znów się bardzo postarał i sprostał wyzwaniom. Film może nie był tak przełomowy jak cyfrowy „Atak klonów”, ale kontynuował tę rewolucję. Dzięki Video Village Lucas w końcu mógł oglądać nagrany materiał zaraz po nakręceniu sceny. Mógł go nawet zacząć wstępnie montować. W końcu tym filmem osiągnął to, o czym od dawna marzył, czyli wymieszał proces twórczy. Do tego stopnia, że część scen można było pisać na planie, nawet nie przejmując się dekoracjami. Przecież był blue lub greenscreen. Tak powstała choćby scena w Operze, w dodatku podczas dokrętek, przynajmniej w tej finalnej wersji.
„Zemsta Sithów” zadebiutowała 19 maja 2005. No i stała się najbardziej dochodowym filmem roku, przebiła też „Atak klonów”. Jest też powszechnie lubiana i w przeciwieństwie do dwóch poprzednich filmów, uznawana za względnie dobrą. Są tacy, którzy uważają, że to najlepszy epizod.
O III Epizodzie pisaliśmy nie raz. Z okazji dziesięciolecia przygotowaliśmy też specjalny tydzień.
W TSWS tematem numer jeden są aktualizacje w grach mobilnych: „Force Arena” dostanie postaci z prequeli, nowe mapy i tryb gry, a w „Galaxy of Heroes” będziemy mogli wraz z gildią bić się o tereny - pierwszym z nich będzie Hoth.
Wywiad tym razem wygląda trochę inaczej, bo to nie Andi ani Anthony, lecz Rian Johnson, reżyser „Ostatniego Jedi”, rozmawia z Thomasem Kailem, twórcą musicali „Hamilton” i „Grease Live!”. Poruszają głównie tematy związane z trudami reżyserii. Rian mówi, że dostał spore wsparcie od Kiri Hart i Grupy Opowieści podczas procesu pisania filmu. Gdy tworzył epizod ósmy, to starał się zdać na swojego „wewnętrznego fana”. Jak pierwszy raz oglądał film z Johnem Williamsem, to przy napisach początkowych zażartował, by tym razem zmienił motyw główny. Kompozytor żartu nie pojął, a Johnson nie miał jak wyjaśnić, bo było za głośno.
Hidalgo imprezuje w Szanghaju z 501st, a Jana Viance, pracownica Skywalker Sound, pokazuje jak tworzyła dźwięki BB-8, Rey i innych.
„Rebelianci” opuścili dwa największe letnie konwenty - San Diego Comic Con i D23 - ale już niedługo powinniśmy się spodziewać jakiś wieści. Na pewno w przyszłym miesiącu, a konkretnie 2. września, bo wtedy właśnie będzie trwać Fan Expo w Kanadzie. Swój udział w imprezie potwierdził Dave Filoni, który na rysunku uchwycił podobieństwo pomiędzy Lothalem a Toronto. Na konwencie będzie pokazywany jakiś odcinek, ale nie jest potwierdzone czy będzie to „Heroes of Mandalore”, który puszczano w kwietniu na Celebration.
Have you ever noticed how much the CN tower in Toronto looks like one of the towers on Lothal? I did. (1/2) pic.twitter.com/lajWI5L0WT
Druga wieść, która parę godzin temu podbiła Internet, to tekst z io9. Artykuł dotyczy sprawy, o której poniżej, ale pojawiła się tam wzmianka, jakoby czwarty sezon miał powrócić 23. września wraz z podwójnym odcinkiem pilotowym. Informacja ta została szybko zdementowana przez Tracy Cannobio, ale pracownica Lucasfilmu obiecała, że dostaniemy oficjalne potwierdzenie "całkiem prędko".
Wczoraj medialną burzę wywołał (już skasowany) tweet scenarzysty Stevena Melchinga, w którym przedstawił pracę koncepcyjną Reksa w stroju przypominającym te noszone przez rebeliantów na Endorze (nie jest ona nowa, przewijała się w okolicach Celebration). Sęk w tym, że autor dodał jeszcze fotkę Nika Santa, czyli jednej z postaci pobocznych z „Powrotu Jedi” i podpisał ją "To się dzieje". Fani od razu doszli do wniosku, że stanowi to oficjalne potwierdzenie plotki, którą kiedyś puścił Filoni, a wedle której to nie Nik, a Rex właśnie znajduje się na Endorze. Sam Hidalgo twierdził, że nie byłoby to wykluczone, lecz Melching chyba trochę się przestraszył zamieszania, które wywołał, i w długim poście wyklarował parę spraw: nie zauważył podobieństwa do Santa aż do chwili, gdy po premierze zwiastuna sezonu drugiego fani nie zwrócili mu na to uwagi. Wielu członkom ekipy spodobało się to, ale upodobnienie jednego mężczyzny do drugiego nie było celowym zabiegiem. Nowy mundur kapitana odzwierciedla po prostu fakt, że posuwamy się dalej na osi czasu, a załoga „Ghosta” jest teraz członkiem większej rebelii. Scenarzysta nie zna odpowiedzi na to, czy obaj żołnierze to jedna i ta sama osoba.
Na początek zaczynamy od Riana Johnsona, który zdementował jedną plotkę, dotyczącą montażu. Otóż, jakiś czas temu pojawiły się wieści, jakoby montaż „Ostatniego Jedi” miał być robiony do skomponowanej muzyki Johna Williamsa. Rian twierdzi, że tak nie jest, raczej mamy klasyczny model, wpierw montaż, a dopiero do niego dogrywana jest muzyka.
Pozostając przy Rianie, o pracy z nim wypowiedziała się Gwendoline Christie, czyli Phasma. Otóż, jak twierdzi, miała ona dość długą rozmowę z reżyserem i scenarzystą, oczywiście jeszcze zanim zaczęli zdjęcia. Rozmawiali o Phasmie, która w „Przebudzeniu Mocy” nie miała szansy na rozwinięcie się. Pewnie dlatego, że był to jeden z konceptów Kylo Rena, który pierwotnie został odrzucony, ale twórcom podobał się na tyle, iż postanowiono w jakiś sposób go uwiecznić. W ten sposób powstała Phasma, która na ekranie właściwie jest przez kilka minut, w dodatku czasem stoi i nic nie robi. Nawet nie wiemy jak skończyła. Christie miała wiele przemyśleń na temat tej postaci i podzieliła się nimi z Rianem, ten zaś słuchał i zapisywał. Oczywiście Johnson i przedstawiciele Story Group musieli jeszcze wszystko zgrać z powieścią Phasma, tak by część historii tej postaci zdradzić wcześniej, część zaś ukazać w filmie.
Kilka ciekawych rzeczy można też wychwycić z tego, co się ostatnio pojawiło w zapowiedziach. Zaczynamy od książek. Otóż przy okazji pojawił się obrazek Luke’a i Rey z Ahch-To, warto zwrócić, że w tle w wodzie jest X-wing. Druga sprawa to kosmiczne konie, nazywają się fathier (czasem zwane też falthier, ale Pablo Hidalgo twierdzi, że ta pierwsza nazwa jest prawdziwa). Będą na nich jeździć, co widać nie tylko na przecieku, ale i na okładce (w małej, żółtej ramce).
Comic-Con w San Diego powoli chyli się ku końcowi, pomimo braku panelu filmowego, obecny był panel książkowo-komiksowy, na którym zaprezentowano plan wydawniczy do końca roku, związany głównie z cyklem Journey to Star Wars: The Last Jedi oraz publikacjami bezpośrednio powiązanymi z filmem „Ostatni Jedi”. Zaprezentowano finalne okładki znanych już pozycji, jak i zapowiedziano nowe wraz z twórcami odpowiedzialnymi za nie.
Najciekawszą nowością wśród zapowiedzi jest antologia „Canto Bight” zawierająca cztery opowiadania autorstwa Johna Jacksona Millera, Miry Grant, Rei Carson i Saladina Ahmeda, która ukaże się w nakładzie wydawnictwa Del Rey. Zbiór ukaże się w grudniu i będzie zawierał historie przedstawiające losy obcych z kasyna na planecie Canto Bight, w którym będzie się działa akcja „Ostatniego Jedi”. Jak zdradził Michael Siglain, dyrektor kreatywny Lucasfilm Publishing, dzięki tym historiom będziemy mogli poznać życie sławnych i bogatych oraz przyjrzeć się bliżej hazardowej stronie Gwiezdnych wojen. Każdy w bohaterów będzie posiadał własną historie, jak klienci klubu Ricka w filmie Casablanca. Publikacja ta będzie zapewne antologią podobną do książki „Tales From a Galaxy Far, Far Away: Aliens Volume 1” z 2015 roku.
Dzień przed panelem Disney Books, redaktorzy czasopisma „Entertainment Weekly” otrzymali ekskluzywny dostęp do materiałów dotyczących cyklu Journey to Star Wars: The Last Jedi, a szczególnie pozycji fabularnych. Dowiadujemy się że książka „The Legends of Luke Skywalker” autorstwa Kena Liu to taki zbiór opowiadań przekazywanych z ust do ust, opartych na plotkach. Jak zdradza Siglain, w ten sposób twórcy chcą uniknąć konfliktu z kanonem w opowiadaniu historii dziejącej się pomiędzy epizodami VI i VII. Wydarzenia opisane w książce nie będzie można brać jako fakt, bowiem równie dobrze mógłby one nie mieć miejsca. Premiera 31 października.
Natomiast książka „Leia, Princess of Alderaan” autorstwa Claudii Gray, jak już wiemy, będzie powieścią młodzieżową przedstawiające losy nastoletniej księżniczki. Dowiemy się z niej, jak Leia przeistoczy się w agentkę służącą Rebelii, którą ujrzeliśmy w "Łotrze 1" i "Nowej nadziei". W przeddzień 16 urodzin, Leia zorientuje się, że galaktyka nie jest taka jak sądziła i postanawia przyłączyć się do walki z Imperium. Z racji że to jest literatura młodzieżowa, ukazane będą jej relacje z rodzicami i zachowania typowe dla nastolatki. Powieść oczywiście w jakimś stopniu będzie nawiązywać do wydarzeń z nadchodzącego epizodu. Premiera 1 września.
Powieść „Phasma” autorstwa Delilah S. Dawson również ujrzymy 1 września. Phasma to jedna z najbardziej tajemniczych postaci nowej trylogii, jednak dzięki historii przedstawionej w tej książce, w końcu poznamy przeszłość oraz motywy jakie kierowały młodą Phasmą w przyłączeniu się do Najwyższego porządku i staniu się bezwzględnym dowódcą szturmowców.
Miachel Siglain powiedział też parę słów na temat przewodnika „Made Easy: A Beginner’s Guide to a Galaxy Far, Far Away” autorstwa Christiana Blauvelta. Jest to książka dla kompletnych nowicjuszy w uniwersum, chcących poznać podstawy ciągle rozwijanego uniwersum. Jak sam mówi: Gwiezdne wojny przypuszczalnie są zrozumiałe dla każdego odbiorcy, ale powinny być dla wszystkich, obojętnie czy to dziecko, dorośli, nastolatki, starsi czy nowi fani. Najlepsze określenie pada jednak później, gdy używa stwierdzenia Star Wars for Dummies (!).
Spółka Disney-Lucasfilm też dorzuci kilka pozycji od siebie. W grudniu otrzymamy książeczkę dla dzieci „Chewie and the Porgs” autorstwa Kevina Shinicka i ilustracjami Fiony Hsieh, bohaterów historii przedstawiać chyba nie muszę; powieść młodzieżową „Cobalt Squadron” autorstwa Elizabeth Wein, która będzie o pilotach i technikach eskadry bombowców, okładkę stworzył Phil Noto; książeczki „Rose and Finn’s Mission” i World of Reading „Rey’s Journey”, obie autorstwa Jennifer Heddle i ilustracjami Briana Rooda; oraz zbiór opowiadań do poduszki dla dzieci „5-Minute Star Wars Stories Strikes Back” do której otrzymaliśmy finalną okładkę od Pilot Studio. Jest też zapowiedź adaptacji młodzieżowej filmu „The Last Jedi: A Junior Novel” którą napisze Michael Kogge, ta jednak ukaże się dopiero w marcu przyszłego roku.
Ukazała się też zapowiedź adaptacji dla starszych fanów, data nie jest znana, możliwe że ukaże się kilka dni po premierze, ale wiemy że jej autorem został Jason Fry. Egmont Books na tę chwilę dołożyło publikacje aktywizujące „The Last Jedi: Activity Book with Stickers” i „The Last Jedi Book and Model – Make Your Own TIE Silencer”. Każdy film to okazja na wydanie albumu ze szkicami, „The Art of Star Wars: The Last Jedi” zostanie opracowany przez Phila Szostaka z przedmową Riana Johnsona i ukaże się w grudniu w nakładzie Abrams Books. W nakładzie Studio Fun ponownie ukaże się pamiętnik in-universe „Bomber Command” opracowany przez Jasona Fry'a, który będzie zapisem relacji członka eskadry bombowców. Ukaże się też pozycja interaktywna „The Last Jedi Sound Book” . Nie są to wszystkie publikacje powiązane z nadchodzącym filmem, kilka pozycji jeszcze dojdzie gdy na kalendarzu ujrzymy grudzień.
W sieci jest już dostępny zapis z panelu, który możecie obejrzeć poniżej.
Oficjalna zaczęła zdradzać nam pewne szczegóły „Ostatniego Jedi”, zarówno w Databanku jak i w krótkim artykule.
Podobno mamy je pokochać od pierwszego wyjrzenia. Są niewielkie, puszyste I niesamowicie urocze. Po raz pierwszy oficjalnie pokazano je na filmiku zza kulis „Ostatniego Jedi” podczas D23. Pojawiły się na ekranie dokładnie przez sekundę, jako kukiełka w warsztacie, ale prawie natychmiast zainspirowały wiele internetowych rozmówek fanów. O czym mowa?
Oczywiście o porgach. Oficjalna w rozmowie z Pablo Hidalgo ze Story Group przybliżyła kilka informacji o tych stworzeniach.
Porgi (porgs) są rdzennymi stworzeniami z planety Ahch-To, można je dostrzec między klifami wyspy na której przebywają Luke i Rey. To w wielu miejscach gwiezdno-wojenny odpowiednik maskonurów. Budują gniazda, latają, zaś ich młode nazywamy porglętami (porglets). Patrząc jak rzadko na ich wyspie pojawiają się goście, ich ciekawość przewyższa płochliwość.
Nazwa jak i pomysł pochodzą od Riana Johnsona. Właściwie nie wiadomo, co go zainspirowało. Przyszedł mówiąc trochę ptasio z „wyklutym” już pomysłem.
Porgi są tworzone w filmie różnymi technikami. Cześć to kukiełki. Operatorzy są cyfrowo wycięci z ujęcia. Inne są w całości generowane komputerowo.
Pomysłem jeszcze od czasów „Powrotu Jedi” było to, by ukazać lepiej królestwo zwierząt, które żyje sobie gdzieś w tle dramatu i przygody sagi. To stanowi takie uzupełnienie. No i zdaniem Pabla porgi są bardzo milusieńkie, ludzie je pokochają. Hidalgo jest przekonany, że wiele osób będzie chciało mieć takie zwierzątko.
Oficjalna zaprezentowała też nowy myśliwiec. TIE silencer przypomina w swoim projekcie TIE interceptor czy TIE advanced Dartha Vadera. Myśliwiec Kylo Rena jest dobrze uzbrojony w działa laserowe jak i wyrzutnie rakiet. Ren jest doskonałym pilotem, umiejętności odziedziczył po ojcu. Potrafi wyciągnąć ze swojego myśliwca szybkość i dzikość. Nie ma innego drugiego takiego pojazdu w Najwyższym Porządku jak TIE silencer, a jest to efektywne narzędzie w misji Rena by zniszczyć Ruch Oporu.
Zarówno porgi jak i myśliwiec pokrywają się ze znanymi już przeciekami. O myśliwcu pisaliśmy choćby turaj, zaś o porgach tutaj.
KOMENTARZE (23)
Disney powoli, powoli rozkręca kampanię promocyjną „Ostatniego Jedi”. Tak jak niemal rok temu zaprezentowano nam w TSWS U-winga, tak teraz przyszedł czas na okręt z kolejnego nadchodzącego filmu. Tym razem jest to TIE Silencer Kyla Rena - a konkretnie Sienar Jaemus TIE/VN Space Superiority Fighter. Przy czym to znowu nie jest zbytnia nowość. Andi następnie przypomina wieści z ostatniego tygodnia: materiał promocyjny z „Ostatniego Jedi”, informacje o kampanii „Battlefronta II” i parku zabaw. Odnośnie tego ostatniego jest więcej wieści: jedną z atrakcji będzie możliwość pilotowania "Sokoła", a wybory dokonane podczas jazdy będą nam towarzyszyły podczas dalszej wycieczki. Goście będą mogli spędzić noc w starwarsowym hotelu, gdzie w obsłudze znajdą się między innymi obcy i droidy, a z okiem roztaczać się będzie widok na kosmos. Poza tym TSWS i „Rebelianci” dostali nominację do Emmy. W najbliższych dniach w „Galaxy of Heroes” będzie można odblokować różne Ewoki, o czym informuje nas sam mieszkaniec Endora.
Anthony'ego nie ma w tym odcinku, bo jest zajęty nagrywaniem swojego nowego programu, „Science and Star Wars”, o którym już pisaliśmy. Carboni bardzo chce się dowiedzieć kim jest mały krupier (?) z materiałów zza kulis. Wielu fanów od razu dostrzegło jego podobieństwo do Meebura Gascona z TCW, ale Hidalgo już wyjaśnił, że to nie ta sama rasa, o czym mamy się przekonać, gdy zobaczymy pełne ciało nowego bohatera.
Andi rozmawiała z gwiazdami „Ostatniego Jedi” na D23. Wiele nowego nie zdradzają: Hamil po raz kolejny mówi, że myślał, że zna Luke'a, ale nowy film to zmienił. Sporo czasu poświęcono Canto Bight: to ma być najbardziej „luksusowy” plan w całej Sadze. Boyega myślał, że w ósemce Finn skończy na wózku inwalidzkim, ale całe szczęście tak się nie stało. Potem możemy zobaczyć sporo ujęć makiety nowego parku i poznać rozwiązanie zagadki zniknięcia Cheeza.
Jest znany nam już pełny skład osobowy twórców opowiadań w antologii „From a Certain Point of View”, która ukaże się 3 października tego roku w nakładzie wydawnictwa Del Rey. Wracają starzy autorzy, ale pojawiają się też debiutanci, którzy będą mieli okazje wykazać się w uniwersum Star Wars. Akcja wszystkich opowiadań ma rozgrywać się w czasie trwania akcji „Nowej nadziei” i ma być rozwinięciem niektórych scen znanych z filmu lub ukazywać poza kadrowe losy postaci drugoplanowych. Zbiór zawierający 40 historii, zostanie wydany w twardej oprawie w cenie 35,00 USD przy objętości 464 stron. W dniu premiery będzie również możliwość zakupu ebooka oraz audiobooka.
Adam Christopher - debiutant, autor w Polsce nieznany, pochodzący z Nowej Zelandii. Napisał m.in. dwie książki powiązane z serią gier Dishonored.
E. K. Johnston i Ashley Eckstein - pierwsza pani znana jest z tego, że napisała „Ahsokę”, druga, że podłożyła głos tej postaci w serialach. Czyżby szykował się mały spoiler i Ahsoka jednak dożyła do 0 BBY?
Ben Acker i Ben Blacker - to zeszłoroczni debiutanci, twórcy serii młodzieżowej Join the Resistance.
Beth Revis - autorka tegorocznej premiery, powieści młodzieżowej „Rebel Rising”.
Cavan Scott - jeden z współautorów serii młodzieżowej Co kryje Dzika przestrzeń. Jego opowiadanie ma być związane z postacią Obi-Wana Kenobiego.
Charles Soule - scenarzysta komiksowy, twórca serii Poe Dameron, Darth Vader: Dark Lord of the Sith, Obi-Wan & Anakin i Lando.
Christie Golden - autorka już znana w książkowym uniwersum Star Wars, autorka pięciu powieści i pięciu opowiadań. W tym miesiącu ukaże się jej najnowsza książka „Battlefront II: Inferno Squad”.
Chuck Wendig - tego pana przedstawiać chyba nikomu nie trzeba, autor trylogii Aftermath.
Claudia Gray - pisarka ta już niedługo wyda trzecią powieść w uniwersum, a wcześniej popełniła dobrze oceniane „Utracone gwiazdy” i „Więzy krwi”.
Daniel José Older - debiutant, amerykański autor fantasy, dotychczas nieznany w Polsce.
Delilah S. Dawson - autorka dwóch opowiadań „The Perfect Weapon”, „Scorched” oraz nadchodzącej powieści „Phasma”.
Gary D. Schmidt - debiutant, amerykański autor literatury dla dzieci i młodzieży, dotychczas nieznany w Polsce.
Gary Whitta - scenarzysta "Łotra 1" oraz serialu „Rebelianci”. Jego opowiadanie ma skupiać się na postaci Raymusa Antillesa.
Glen Weldon - debiutant, autor książek o popkulturze.
Madeleine Roux - debiutantka, pisarka nieznana w Polsce, autorka serii fantastycznej Asylum.
Mallory Ortberg - debiutantka, pisarka nieznana w Polsce.
Matt Fraction - debiutant, pisarz i scenarzysta komiksowy.
Meg Cabot - debiutantka, autorka powieści romantycznych dla dorosłych i młodzieży, w Polsce znana z cyklu Pamiętnik księżniczki. Jej opowiadanie ma skupiać się na postaci Beru Lars.
Mur Lafferty - debiutantka, pisarka i autorka podcastów.
Nnedi Okorafor - debiutantka, pisarka pochodzenia nigeryjskiego, w Polsce ukazała się ostatnio jej powieść „Laguna”. W jej opowiadaniu pojawi się dianoga.
Pablo Hidalgo - weteran, autor i współautor wielu książek, członek Lucasfilm Story Group. Napisze opowiadanie z postacią Wilhuffa Tarkina.
Paul Dini - scenarzysta odcinków z seriali Ewoks i Wojen klonów.
Paul S. Kemp - autor powieści i opowiadań, ostatnio książki „Lordowie Sithów”.
Pierce Brown - debiutant, amerykański autor sf, w Polsce ukazały się trzy tomy cyklu Red Rising.
Rae Carson - debiutantka, w Polsce znana z cykli powieściowych Trylogia ognia i cierni i Złotowidząca.
Renée Ahdieh - debiutantka, w Polsce ukazała się pierwsza część z serii powieściowej Gniew i świt.
Sabaa Tahir - debiutantka, w Polsce ukazały się jej dwie powieści Imperium Ognia i Pochodnia w mroku.
Wil Wheaton - debiutant, pisarz i aktor występujący m.in. w serialu Star Trek. W zbiorcze ma napisać opowiadanie o rebelianckich żołnierzach.
Zoraida Córdova - debiutantka, pisarka urban fantasy nieznana w Polsce.
[UPDATE]
Wedle kolejnych informacji w zbiorze znajdą się też opowiadania autorstwa Kierona Gillena (scenarzysta komiksowy serii Darth Vader, Doctor Aphra), Adama Savage'a (były pracownik ILM, współtwórca programu MythBusters) oraz Elizabeth Wein (pisarka, autorka powieści historycznej Kryptonim Verity). Te trzy nazwiska zwiększają liczbę autorów do 43, co trochę kłóci się z zapowiadaną czterdziestką. Oficjalna premiera zapewne rozwieje wątpliwości co do autorów opowiadań zawartych w zbiorze.
[UPDATE2]
Wychodzi na to że jednak będzie 43 autorów antologii, tyle że z jedną zmianą, na miejsce Adama Savage'a wskakuje Jeffrey Brown, autor serii dla dzieci Akademia Jedi i Vader i przyjaciele.
KOMENTARZE (6)
Jak wiele różnych rzeczy inspiruje „Gwiezdne Wojny” i twórców sagi, to wiemy. Pablo Hidalgo w rozmowie z redaktorami oficjalnej opowiedział o kilku istotniejszych inspiracjach „Łotra 1”.
Oczywiście tym, co na początku zainspirowało Johna Knolla to Projekt Manhattan, czyli tajny, aliancki program rozwojowy, którego efektem była bomba atomowa.
Nie będzie zatem zaskoczeniem to, iż tworząc Galena Erso patrzono przede wszystkim na J. Roberta Oppenheimera jako postać wzorcową. To właśnie ten naukowiec był przywódcą niesławnego Projektu Manhattan. Zaś Gwiazda Śmierci, podobnie jak bomby atomowe użyte w 1945, to superbroń budowana w sekrecie, która zmieniła historię galaktyki.
Zresztą Knoll pisząc zarys scenariusza używał tytułu „Niszczyciel światów”. To nazwa pochodząca z ksiąg hinduizmu (pisaliśmy o tym wcześniej), której Oppenheimer używał by opisać swoją reakcję na broń nuklearną. „Stałem się śmiercią, niszczycielem światów”. Właśnie te słowa pochodzące z księgi Bhagawadgita, wypowiedział podobno po pierwszym wybuchu.
Swoją drogą, cytat ten pojawia się nawet w czwartym Indiana Jonesie. Tam także to celowe nawiązanie.
Niezależnie od Knolla, praca filmowa Garetha Edwardsa zaczęła się od przygody z filmem „Hiroshima”, gdzie był artystą odpowiadającym za efekty wizualne. Był to dokument BBC, który zawierał zarówno wywiady z tymi, którzy przeżyli zagładę, jak i cyfrową symulację użycia pierwszej bomby atomowej. Edwards nawet potem zauważył w „The Playlist”, że Oppenheimer bardzo żałował tego, co stworzył i otwarcie się tej broni przeciwstawiał. Edwardsa bardzo to zainteresowało, zwłaszcza to, że ktoś próbuje być dobry, pomóc skończyć wojnę, a tworzy przy tym coś katastroficznego, tu nie ma bieli i czerni. Nic dziwnego, że gdy Gareth został reżyserem film roboczo nazwano „Los Alamos”, od miasteczka w Nowym Meksyku gdzie miał siedzibę Projekt Manhattan.
To zainspirowało „Łotra 1”. Galen Erso stał się centralną emocjonalnie postacią, która jest archetypem w stylu Oppenheimera. Galen, który wysyła Jyn wiadomość, nazywając broń Gwiazdą śmierci, bo nie ma lepszej nazwy. To jest echo momentu, gdy Oppenheimer odkrył straszliwą prawdę, co stworzył.
Jednak na tym nie skończyły się inspirację. W korytarzach kampusu Lucasfilmu w San Francisco znajduje się wiele plakatów z klasycznych filmów. Wiele z nich inspirowało pewne elementy „Łotra 1”. Dość istotne są filmy o wykradaniu czegoś w trakcie II wojny światowej (najczęściej kręcone w latach 60.). Takie jak „Działa Nawarony” (1961) czy „Na skrzydłach orłów” (1968). Były one sporą inspiracją, gdy tworzono historię „Los Alamos”.
Ciekawe jest to, że „Działa Nawarony” to film o małej grupie osób, która mierzy się z wielkim, mechanicznym zagrożeniem i większej operacji dziejącej się poza ekranem, a która zależy od sukcesu bohaterów. W pewien sposób wyspa Nawarona jest bardzo podobna, choć oczywiście inna, do tropikalnej planety Scarif. Mamy tam grupę bardzo różnych bohaterów, podobnie jak w „Łotrze 1”. Gregory Peck i jego grupa zabójców i sabotażystów w pewien sposób przypomina Felicity Jones i jej bandę rebeliantów. W obu przypadkach istotne jest to, by historia zeszła na poziom osobisty, by to była opowieść o zwykłych ludziach, którzy znaleźli się w niecodziennych okolicznościach.
Nawet niektóre wypowiedzi są odwzorowaniem tego filmu. Gdy K-2SO mówi do Bodhiego Rooka „Teraz jesteś rebeliantem”, jest to echo słów Gregory’ego Pecka, który mówi swojemu podwładnemu. „Teraz tkwisz już w tym, aż po szyję”.
„Działa Nawarony” inspirowały także klasyczną trylogię, oraz „Wojny klonów”, o czym pisaliśmy tutaj. „Łotr 1” idzie zatem w ślady wcześniejszych produkcji.
„Tylko dla orłów” odegrało z kolei istotną rolę podczas dyskusji o infiltracji cytadeli na Scarif. Zwłaszcza scena, w której Jyn, Cassian i K-2SO w przebraniu Imperialnych starają się znaleźć drogę, a za każdym zaułkiem czyha wróg, to mocno przypomina tamten film. Czy to Clint Eastwood jak porucznik Schaffer, czy Diego Luna jako Cassian Andor, to wciąż ten sam element ekscytacji. Zresztą misja Cassiana by zabić Galena przypomina misję majora Smitha (Richard Burton), o której nie wiedzieli pozostali członkowie zespołu.
To zapewne jedynie część inspiracji dzięki którym „Łotr 1” ma taką a nie inną formę.
KOMENTARZE (11)
Rian Johnson, Laura Dern i Mark Hamill mieli możliwość uczestniczenia w sesji nagraniowej do „Ostatniego Jedi”. Dyrygował oczywiście kompozytor, czyli John Williams. Zdjęcia z sesji pochodzą z końcówki maja.
Tymczasem Johnson udziela się mocno w sieci. Między innymi tłumaczy się z tego, że „Ostatni Jedi” nie będzie remakiem V epizodu. Podobno Rian nie spędziłby trzech lat nad czymś, czego by nie chciał zrobić.
John Boyega przyznał, że Finn w „Ostatnim Jedi” będzie w końcu wielką rybą w Ruchu Oporu. Wszystko za sprawą swoich heroicznych dokonań w walce z Najwyższym Porządkiem. Sam Boyega się śmieje, bo okazuje się, że wystarczy dać się załatwić Kylo Renowi i od razu staje się kimś. Aktor wspomniał także, że czasem nie może nie żartować sobie z fanów. Kiedy niektórzy dopytywali go o to, co będzie się działo z Finnem powiedział nawet, że cały film będzie nieprzytomny i dopiero obudzi się pod koniec, nawiązując tym samym do losu Luke’a w „Przebudzeniu Mocy”. John mówił też, że film trochę przypomina „Imperium kontratakuje”, bo bohaterowie tym razem będą rozdzieleni. Rey się szkoli, Poe ma swoje sprawy. Co prawda Finn zostanie sparowany z Rose Tico, ale to już inna historia. Na początku filmu mamy zobaczyć jak Finn wychodzi z kapsuły i będzie w lepszym stanie niż widzieliśmy go w „Przebudzeniu Mocy”. Czyżby dzięki implantom?
Pablo Hidalgo powiedział, że miecz który nosi Rey w Lucasfilmie jest obecnie określany jako miecz Rey. Nie Luke’a i nie Anakina. Oni już go nie używają.
Hidalgo zapytany także o to, dlaczego nie ma w nowych filmach obcych, których znamy, odparł, iż nie rządzi departamentem stworów, to raz. A dwa, to pewnie zobaczymy je, gdy trafimy do miejsc, znanych z wcześniejszych filmów, czy takich, gdzie ci obcy mogą występować. Wszystko zaczęło się od tego zdjęcia, na którym człowieka-konia niektórzy przyrównywali do bothan.
Ale najciekawsza dyskusja w sieci na linii Rian-Pablo dotyczyła scenariusza. Rian powiedział, że nie tylko dostał wolną rękę i mógł robić, co chce ze scenariuszem, ale właściwie nie dostał żadnego wkładu. Pablo to sprostował. Powiedział, że to nie jest tak, że scenarzysta pracuje sobie samodzielnie. Jego praca jest nadzorowana przez Story Group, która także ma pewien wkład. Liczy się konsultacja i współpraca. Skończyło się jednak tym, że Rian nadal twierdzi, iż treatmentu od J.J. Abramsa nie dostał. Pytanie doszło nawet do Kathleen Kennedy, ta poniekąd pogodziła obu panów. Otóż jak twierdzi szefowa Lucasfilm, treatement do Epizodu VIII napisał Michael Arndt, ale gdy jego wersja filmu została mocno zmieniona, nie napisano nowego. To, że szczegółów nie było, nie znaczy, że nikt nie widział w którym kierunku miała iść cała trylogia. Zamysł był. Po pierwsze nie został sformalizowany, po drugie zawsze może się zmienić. To także podkreśla Pablo Hidalgo, że treatment nie ma właściwie znaczenia, bo dopóki filmy czegoś nie ustalą, to można całą resztę zmienić. Zresztą inaczej George Lucas nie pisałby kilku wersji scenariusza np. „Imperium kontratakuje”.
Po sieci krążył też rysunek machiny kroczącej, podobno z „Ostatniego Jedi”. Hidalgo przyznał, że to jedna z maszyn, która powstała na potrzeby „Przebudzenia Mocy”. Nie dodał nic więcej.
Zaś serwis MakingStarWars.Net ma kolejny rysunek z przecieków. Tym razem przedstawiciela Gwardii Pretoriańskiej Snoke’a.
Jeszcze kilka ciekawostek z „Vanity Fair”, które pojawiły się już poza głównym artykułem. Adam Driver idzie trochę w ślady Sir Aleca Guinnessa. Choć gra jedną z głównych ról w „Gwiezdnych Wojnach” nie chce być kojarzony z blockbusterami. Zależy mu przede wszystkim na tym, by być dobrym i rozpoznawalnym aktorem, a nie Kylo Renem, ale jednocześnie nie traktuje tej roli po macoszemu. Wręcz przeciwnie, stara się w nią mocno wczuć. Driver powiedział, że ta rola jest miejscami dość trudna do zagrania, wymagająca i czasem bolesna. Ale to nie jest coś o czym chce rozmawiać z innymi. Marka Hamilla bardzo interesowała ta technika, którą stosuje Driver. Chciał o niej porozmawiać, żartując sobie, że Kylo to przecież jego siostrzeniec. Zaproponował więc Driverowi wspólny lunch, ten jednak odmówił.
O specyficznym zachowaniu Drivera na planie mówił też John Boyega, dla którego ta praca jest też świetną zabawą. Zwłaszcza z Daisy Ridley, z która się doskonale dogaduje. W przypadku Drivera Boyega zwyczajnie niespodziewanie stara się go uściskać. Adam zaś nie reaguje na to, zwyczajnie przeczekuje sytuację, stoi i czeka, aż Boyega skończy. Zero reakcji.
Rian Johnson natomiast powiedział, czego możemy się spodziewać, a czego nie w „Ostatnim Jedi”. Z jednej strony kasyno Canto Bight ma podobną rolę jak knajpa Maz czy kantyna w Mos Eisley, ale tym razem raczej przedstawia luksusy w świecie sagi, niż półświatek. To takie Monte Carlo „Gwiezdnych Wojen”, które w klimatach ma też przypominać filmy z Jamesem Bondem. Wizualnie ma to przypominać bal z 1966 który prowadził Truman Capote. Nazywany jest on czarno-białym ze względu na ubiory uczestników.
Wśród efektów praktycznych, zobaczymy największe stwory jakie kiedykolwiek stworzył Neal Scanlan. Zresztą stworzeń w Canto Bight i na Ahch-To, będzie całkiem sporo. Johnson nie chciał mieć też za wiele efektów komputerowych w tle, stąd zbudowano najwięcej dekoracji ze wszystkich filmów wyprodukowanych przez Lucasfilm już za czasów Disneya. Dodatkowo zbudowano kopię Skellig Michael, ale o tym już słyszeliśmy. Niestety jednocześnie, żaden obcy nie będzie istotnym bohaterem. I to nie mówimy o głównych, ale odpowiedniku Maz czy Yody z „Imperium kontratakuje”.
Za to nie zobaczymy tu żadnego romansu w centrum filmu. To nie jest temat tej produkcji.
Muzykę napisze tylko i wyłącznie John Williams. Nie usłyszymy nowych kawałków Lina-Manuela Mirandy. Rian chciał początkowo, by muzykę tworzył jego kuzyn Nathan Johnson, ale ostatecznie uznał, że dobrze jest mieć Johna.
„Ostatni Jedi” nie będzie też alegorią na temat współczesnego stanu świata czy polityki.
No i Finn nie okaże się osobą czułą na Moc.
Także Pablo Hidalgo zdradził kilka sekretów. Postać Laury Dern, czyli admirał Amilyn Holdo ma włosy karmazynowe. Ten kolor jest mocno związany z kulturą z której pochodzi. Hidalgo tłumaczył też co się dzieje na Canto Bight. Stolica Republiki została zniszczona, wojna się rozprzestrzenia, a tu mamy kasyno... Cóż, czytując Pablo, to miejsce dla „bogatych dupków”, którzy nawet w takiej sytuacji potrafią się ustawić i folgować swoim potrzebom.
Hidalgo przyznał ponadto, że faktycznie zobaczymy Phasmę, czyli Gwendoline Christie bez hełmu, choć niekoniecznie będzie wyglądać dokładnie tak jak na zdjęciach Leibovitz. Broń Phasmy ma zaś długą historię i jest ważna dla tej bohaterki.
Hidalgo odniósł się także do kostek, które wiszą na „Sokole”. Były w „Nowej nadziei”, a potem pojawiły się w „Przebudzeniu Mocy”. Podobno są one używane do gry Corelian Spike, która jest odpowiednikiem sabacca, tyle że za pomocą kości. Mogą też odegrać rolę w filmie o Hanie Solo, tak przynajmniej wynika z sugestii.
KOMENTARZE (30)
Na czterdziestolecie Sagi ekipa "Hamiltona" (musical z 2015 roku, który odniósł niebywały sukces i ma wielu fanów) śpiewa "Happy Birthday" na otwarcie najnowszego "The Star Wars Show". Zresztą, w tym tygodniu na Oficjalnej będą się ukazywać artykuły na temat "Nowej nadziei". Najważniejszą wieścią ostatnich godzin były niewątpliwie nowe informacje na temat "Ostatniego Jedi". Więcej będzie można przeczytać w "Vanity Fair", ale już teraz dowiedzieliśmy się dzięki Pablowi Hidalgowi, że pewne ostrze nie jest już w Lucasfilmie nazywane "mieczem Anakina", tylko "mieczem Rey". Od Marvela czeka nas miniseria "Mace Windu" oraz jednorazowy "Cassian and K-2SO".
Andi i Timonthy Zahn wspominają dawne czasy. Autor jest zachwycony, że dzięki jego książkom niektórzy fani odkryli radość z czytania i zachwycili się powieściami na równi z filmami. Podoba mu się jak Thrawn został przedstawiony w "Rebels"; dzięki czytaniu scenariuszy wiedział, że spotkanie admirała z Pryce czy Yularenem nie było pierwsze, toteż mógł pokazać ich w swojej najnowszej powieści. Zahn ma plan na 30-40 książek SW. Pod koniec filmiku możemy zobaczyć jak ekipa obchodzi urodziny Sagi.