Whip Media opublikowało listę 30 najchętniej oglądanych w USA oryginalnych seriali ze streamingu. W celu stworzenia tej statystki posługiwali się swoją aplikacją mierzącą czas oglądania seriali. Zgromadzili obecnie dane od stycznia do listopada 2023. Na pierwszym miejscu najchętniej oglądanych seriali znalazł się „The Mandalorian”.
Na dalszych miejscach uplasowały się seriale takie jak „Loki”, „Wiedźmin”, „Ahsoka” (9 miejsce), „The Bear”, „1923”.
Whip Media officially reveal the top streaming originals of 2023 - and it's very good news for Star Wars and The Mandalorian season 3..! https://t.co/vqFws4aMQe
Pytaniem otwartym jest oczywiście skuteczność tej metodologii. Zwłaszcza, że sam Netflix publikując oficjalne dane pokazuje zupełnie inną kolejność swoich własnych produkcji. Z tym, że ich dane mogą dotyczyć nie tylko USA.
My zaś czekamy, kiedy rozpoczną się zdjęcia do czwartego sezonu „The Mandalorian”.
KOMENTARZE (11)
Wygląda na to, że kwestia zwolnieniaLeslye Headland się wyjaśniła. Choć sugerowaliśmy sceptyczne podejście do tamtych plotek, nawet tam może zdarzyć się ziarno prawdy. Wszystkie ruchy, które obecnie wykonywała Leslye nie miały nic wspólnego z panicznym szukaniem pracy, a raczej zabezpieczeniem sobie następnego kontraktu. Informatorzy i komentatorzy przedstawili to w innym świetle.
Wróćmy jednak do faktów. Netflix zakupił prawa do ekranizacji książki „Siedmiu mężów Evelyn Hugo” autorstwa Taylor Jenkins Reid. Tytuł ten utrzymywał się na liście bestsellerów przez 120 tygodni. I tu właśnie wchodzi Leslye, która została ogłoszona reżyserem tegoż projektu. Nie jest zaangażowana w niego jako producentka, czy scenarzystka. Zajmie się wyłącznie reżyserią. Co więcej ma to być film, nie serial. W ostatnich latach Leslye zajmowała się głównie serialami. Nadal jest główną twórczynią „The Acolyte”.
A tymczasem znamy kolejne nazwisko związane z serialem. Hanelle M. Culpeppe wyreżyserowała dwa odcinki. Prawdopodobnie są to 6 i 8, ten drugi powinien być finałem pierwszego sezonu. Scenariusz do szóstego odcinka napisała Leslye Headland i ktoś określony jako Jocelyn (nie znamy pełnych personaliów, możliwe że chodzi o Jocelyn Bioh, która wcześniej współpracowała z Headland). Finał napisał Jason Micallef.
Hanelle M. Culpepper jest związana z reżyserią odcinków seriali od ponad dekady. Reżyserowała między innymi odcinki w serialach: „90210”, „Hawaii 5.0”, „Grimm”, „Gotham”, „Lucyfer”, „Supergirl”, „Star Trek: Picard”, „Star Trek: Discovery” czy „Westworld”.
“The Acolyte” zobaczymy już w przyszłym roku. Zdjęcia do serialu zostały ukończone, a na Celebration puszczono pierwszy zwiastun, acz jedynie dla osób na konwencie. Nam pozostaje czekać, na kolejny, tym razem udostępniony publicznie.
KOMENTARZE (12)
To, że w nadchodzącej „Ahsoce” jedną z głównych postaci ma być Sabine Wren, wiadomo już od dawna. Takie plotki pojawiły się już w grudniu zeszłego roku, a zresztą skoro serial ma być rzekomo wersją zastępczą sequela „Rebeliantów”, to ciężko wyobrazić sobie, że Mandalorianki miałoby tam nie być. W czerwcu pojawiła się plotka o powrocie pewnej postaci, jednak opis pasował tu idealnie właśnie do buntowniczej artystki. I wygląda na to, że właśnie ta wersja się sprawdzi.
Ale po kolei. Kilka dni temu The Hollywood Reporter pisał o marvelowskim serialu animowanym „What if?...”. W artykule znalazła się wzmianka, że Lucasfilm w chwili obecnej poszukuje aktorki do roli Sabine. Dziennikarze Jordan Maison i Adam Frazier słyszeli o trzech paniach, które mogłyby pojawić się na ekranie.
Lana Condor
Tati Gabrielle
Havana Rose Liu
Po pierwsze, Lana Condor. Grała w „X-men: Apocalypse” i „Alicie”, ale największą sławę przyniosła jej seria filmów Netfliksa „Do wszystkich chłopców, których kochałam”. Tutaj jedynym problemem może być jej wiek - Sabine była starsza od Ezry o dwa lata, tymczasem aktorka jest młodsza od Meny Massouda (który to raczej na pewno wcieli się w Bridgera) o sześć. No i Lana będzie teraz produkowała komedię dla Hulu, dlatego nie wiadomo czy uda jej się zmieścić coś jeszcze w grafiku.
Po drugie, Tati Gabrielle, a właściwie Tatiana Gabrielle Hobson. Wcielała się w Gaię w „The 100”, Prudence Night w netliksowej „Sabrinie”, podkładała też głosy w „Emotkach” i „Sowim domu”. Ma zagrać w filmowej wersji „Uncharted”.
I wreszcie Havana Rose Liu. To początkująca aktorka, jak do tej pory zagrała jedynie w krótkim filmie „Girls Will Be” i „Mayday”.
Ale przyszedł jeszcze czas na faworytkę fanów, czyli Tiyę Sircar, która grała pannę Wren w „Rebeliantach”. Tutaj musi paść oczywiście pytanie czy Lucasfilm w ogóle bierze ją pod uwagę, bo Mandalorianka ma w animacji azjatycką urodę, a aktorka jest z pochodzenia Indianką. Warto zauważyć, że w przypadku Ahsoki zdecydowano się jednak bardziej postawić na wygląd, a nie głos - w „Mando” gra ją Rosario Dawson, a nie Ashley Eckstein. Tiya otrzymała wiele słów zachęty od fanów i podziękowała im za nie na Twitterze.
You guys are honestly the best. Just wanted to pop on here to tell you I’ve seen all of your sweet tweets and memes and hashtags and calls for petitions (😂) and man, y’all really know how to make a girl feel loved. Thanks, friends, LOVE YOU RIGHT BACK. 💜💜💜
Poznaliśmy kilka kolejnych osób z ekipy serialu „The Book of Boba Fett”. Część z tych twórców już wcześniej współpracowała z Lucasfilmem, więc nie są to duże wieści.
Jak donosi serwis The Ronin, Sam Hargrave jest jednym z reżyserów „The Book of Boba Fett”. Nie jest to wielkie zaskoczenie, gdyż był on wcześniej reżyserem drugiej ekipy w drugim sezonie „The Mandalorian”, czyli tak naprawdę odpowiadał za większość walk.
Wcześniej Hargrave wyreżyserował dla Netflixa „Tyler Rake: Ocalenie”, natomiast ma też bardzo bogatą filmografię jako kaskader, wliczając w to wiele filmów Marvela.
To nie jedyne nowe nazwisko związane z serialem. Drugie to Dean Cundey, operator, który ma na swoim koncie takie filmy jak „Jurassic Park” i „Hook” Stevena Spielberga, „Apollo 13” Rona Howarda, czy „Powrót do przyszłości”. Cundey miał podobno nakręcić dwa odcinki.
Kolejnym, choć już nie nowym nazwiskiem, jest Andrew Jones, scenograf. Pracował przy „The Mandalorian” i razem z Dougiem Chiangiem będą robić scenografię w „Księdze Boby Fetta”.
Premiera serialu na Disney+ już w grudniu.
KOMENTARZE (1)
Amerykański Instytut Filmowy (AFI) ogłosił listę najlepszych filmów i programów telewizyjnych roku 2020. Wśród tych drugich znalazł się „The Mandalorian” i 9 innych pozycji. Nie są to jeszcze nagrody, ale warto o tym wspomnieć. To kolejny sukces serialu, który zdominował rynek piracki oraz oficjalne rankingi programów streamowanych, o czym pisaliśmy tutaj. Warto dodać, że w tym drugim przypadku, czyli rankingu Nielsena, „The Mandalorian” (lub Disney+ tym serialem) złamał dominację Netflixa. Wygląda na to, że sezon polowań na nagrody się zaczął. Niektórzy sugerują, iż serial Jona Favreau może liczyć nawet na nominację do „Złotych Globów”.
Wg plotek zdjęcia do sezonu trzeciego ruszą 5 kwietnia 2021. Szczepienia przeciw COVID-19 idą w Stanach dobrze, może nie tak dobrze jak w Wielkiej Brytanii, Izraelu czy Emiratach Arabskich, ale pierwszą dawkę dostało już prawie 7 % populacji, zaś obie trochę ponad 1%. Jeśli nowa administracja utrzyma tempo, to do kwietnia powinno być zaszczepionych 20% Amerykanów, dzięki czemu spodziewane są łagodzenia restrykcji, co z pewnością pomoże w produkcji.
Kolejne nieoficjalne doniesienia sugerują, że nasza przygoda z „The Mandalorian” i powiązanymi serialami potrwa przynajmniej do 2027. Taki jest jakoby plan. Oczywiście nikt tego nie potwierdził, nie zaprzeczył, wiele zależeć będzie od oglądalności.
Plotki krążące po sieci sugerują, że w trzecim sezonie możemy się spodziewać kolejnych niespodzianek jeśli chodzi o przewijających się bohaterów. Niektórzy strzelają, że tym razem zobaczymy Hana Solo. Natomiast to tylko domysły. W każdym razie taki występ Marka Hamilla jako Luke’a był mocno strzeżoną tajemnicą. Do tego stopnia, że większość członków obsady i ekipy dowiedziała się o tym dopiero oglądając ten odcinek. Katee Sackhoff przyznała, że nikt im tego nie powiedział. Mimo, iż nagrywała ujęcie z Lukiem. Dla niej jednak był to jakiś aktor z punktami na twarzy, które miały zastąpić jego twarz animacją. Były pewne przemyślenia, w końcu to Jedi, w końcu miał X-Winga, no ale z jakiegoś powodu nie padło takie potwierdzenie, więc do końca sama nie wiedziała, co o tym myśleć. No przecież, gdyby to było tak oczywiste, to by im powiedzieli, myślała. Jak widać Dave Filoni i Jon Faverau umiejętnie zwiedli swoich współpracowników.
Sasha Banks, czyli Mercedes Varnado z kolei twierdzi, że sceny walki, które wykonywała w „The Mandalorian” pomogły jej w karierze wrestlerki. Nauczyła się kilku nowych sztuczek.
KOMENTARZE (7)
Gdyby rozdawano nagrody w kategorii najlepiej piracony serial, „The Mandalorian” przęjąłby palmę pierwszeństwa od „Gry o tron”. Wg listy przygotowanej przez portal TorrentFreak, dzięki intrygującej polityce dostępności platformy Disney+, jak również wzbudzającej ograniczone zainteresowanie innej zawartości, popularny serial „The Mandalorian” był najchętniej nielegalnie ściąganym tytułem ubiegłego roku.
Prześcignął między innymi seriale: „The Boys”, „Westworld”, „Wikingowie” oraz „Star Trek: Picard”. Za zainteresowanie tytułem odpowiada także dobre przyjęcie przez fanów produkcji Jona Favreau i Dave’a Filoniego. Warto zauważyć, że ostatni odcinek drugiego sezonu - The Rescue zyskał na IMDB średnią ocenę 9,9 w skali do 10. Tak wysoka nota to ewenement. Nic dziwnego, że widzowie chcieli go zobaczyć.
Mamy nadzieję, że zmiany w Disney+, czyli wejście między innymi na pominięte rynki w Ameryce Południowej, Azji czy Europie Środkowej, a także wykorzystanie produkcji Foxa (w ramach pakietu Star przeznaczonego dla bardziej dorosłego widza), oraz ofensywa serialowa zmienią trochę tę statystykę w kolejnych latach.
Legalnie „The Mandalorian” także zrobił furorę. W listopadzie pojawił się na trzecim miejscu rankingu Nielsena, gdzie mierzone są zasięgi produkcji streamowanych. Był to pierwszy tak wysoki wynik produkcji Disney+. Królował wówczas serial Netflixa – „Gambit królowej”. Kilka tygodni później rolę się odwróciły i to „The Mandalorian” zwyciężył. Miał zasięg 29%, podczas gdy „Gambit” 20%, a kolejny „The Crown” 14%.
Warto dodać, że ostatni odcinek został przemontowany na Disney+. Zmiana jest niewielka, jedynie w napisach końcowych. Zdecydowano poświęcić finałowy odcinek zmarłemu niedawno Jeremy’emu Bullochowi.
Tymczasem Mark Hamill podziękował twórcom serialu za ostatni odcinek. Warto przypomnieć, że niedawno Mark wspominał o konieczności zachowania tajemnicy w związku z jego udziałem w tym odcinku.
Na jeden z tweetów Hamilla odpowiedziała Ming-Na Wen, czyli aktorka grająca Fennec. Przyznała, że móc dzielić scenę w produkcji z Markiem Hamillem to jedno z największych osiągnięć jej kariery.
You (& Luke) have been immensely inspirational & impactful to my childhood & as an adult. To have shared a scene with you in @themandalorian is truly one of the biggest highlight, not just in my career, but in my life. Thank you. 😍❤️
Ming zobaczymy w tym roku w serialu „The Book of Boba Fett”.
Warto dodać, że opóźnienie w produkcji, nie jest spowodowane jakimiś problemami na planie, a raczej przeładowaniem w związku z nowymi projektami i zapewne ograniczeniami związanymi z COVID-19. Na razie czekamy na informacje, czy faktycznie premiera trzeciego sezonu nastąpi w 2021, czy zostanie przesunięta na 2022.
KOMENTARZE (29)
Co prawda na polskie Disney+ będziemy musieli sobie jeszcze poczekać, ale warto nadmienić, iż w końcu, ostatni film, czyli „Han Solo”, wylądował już na platformie streamingowej Disneya.
Był to ostatni film, który na podstawie innych umów licencyjnych można było oglądać w innych serwisach streamingowych (Netflix). Obecnie wszystkie filmy kinowe są już w jednym miejscu, czyli na Disney+.
„Han Solo” w reżyserii Rona Howarda to drugi i na razie ostatni spin-off „Gwiezdnych Wojen”. Scenariusz napisali: Lawrence Kasdan i Jon Kasdan. Muzykę napisał: John Powell. W filmie występują: Alden Ehrenreich, Woody Harrelson, Joonas Suotamo, Emilia Clarke, Donald Glover, Thandie Newton, Phoebe Waller-Bridge, Paul Bettany, Jon Favreau, Erin Kellyman, a także Anthony Daniels, Warwick Davis i Ray Park. Za zdjęcia odpowiada Bradford Young. Produkcja: Jason McGatlin, Kathleen Kennedy, John Swartz, Susan Towner, Phil Lord, Christopher Miller, Jon Kasdan i Lawrence Kasdan.
Film ukazuje początek przygód Hana Solo, jego pierwsze spotkanie z Landem, Chewiem, zdobycie „Sokoła Millennium” oraz legendarną trasę na Kessel.
KOMENTARZE (11)
Nie wiemy co z Cassianem i Obi-Wanem, a Disney+ i Lucasfilm szykują już kolejną produkcję serialową. Ma go napisać i poprowadzić Leslye Headland, serial zaś jak donosi Variety i Hollywood Reporter ma być kobietocentryczny. Co więcej umowa z Headland została już podpisana kilka miesięcy temu. Ona sama nawet pojawiła się na premierze „Skywalker. Odrodzenie”, ale wówczas wzięto ją za kolejną celebrytkę z Hollywood, a nie kogoś ze Starwarsówka.
Headland zasłynęła ostatnio produkcją dla Netflixa serialu „Russian Doll”. Podobno nowy serial gwiezdno-wojenny ma się dziać w innym okresie w historii niż pozostałe. Co to oznacza, nie wiemy. Nie wiadomo także, czy ma to być jeden z seriali o których słyszeliśmy (także z kobietami w rolach głównych), czyli o doktor Aphrze czy serialu o Ahsoce z Rosario Dawson. Na razie musimy poczekać na oficjalne potwierdzenie, może wówczas pojawią się szczegóły.
KOMENTARZE (16)
„Ostatni Jedi” znikł już z oferty Netflixa. Za to, zgodnie z zapowiedziami, obraz Riana Johnsona pojawił się na Disney+. Większość filmów z cyklu „Gwiezdne Wojny” jest już dostępne na platformie Disneya od jej uruchomienia w listopadzie.
Dla przypomnienia, kolejnym filmem, który pojawi się na Disney+ będzie „Skywalker. Odrodzenie”. Data premiery to prawdopodobnie 31 marca 2020. Zaś ostatnim, który dojdzie do kolekcji będzie „Han Solo”, zapewne gdzieś koło 9 lipca 2020. Miejmy nadzieję, że do tego czasu Disney+ ruszy także w Polsce.
KOMENTARZE (5)
Wygląda na to, że „The Mandalorian” to wielki sukces. Wg BusinessInsider po trzech odcinkach jest to najbardziej wyczekiwany serial na świecie. W Stanach jeśli chodzi o zapotrzebowanie w serwisach streamingowych prześcignął „Stranger Things”, który utrzymywał się na pierwszej pozycji przez 21 tygodni. Pokonał także Netflixowy „The Crown” (o zajęciu miejsca w mediach społecznościowych, które było okupowane przez skończone seriale jak „Czarnobyl” czy „Gra o tron” nie trzeba wspominać). Zainteresowanie serialem jest bardzo duże, pomimo, że legalnie dostępny jest tylko na wybranych rynkach.
O tym, ze jest dobrze odbierany przez fanów, także na Rotten Tomatoes już pisaliśmy. Ale warto zwrócić uwagę jeszcze na to jak przebija się do mainstreamu. Dzieciątko „Yoda” stało się źródłem memów i służy do żartów – nie z serialu, ale takich ogólnych. Autorem jednego z nich jest słynny aktor Dwayne ‘The Rock’ Johnson.
John Boyega twierdzi, że woli małego „Yodę” niż porgi, a Laura Dern nawet mówiła, że widziała tego stworka na meczu. W każdym razie ten niepozorny bohater serialu staje się jedną z najpopularniejszych nowych postaci tego roku, a tym samym ciągnie też serial w górę. Popularność wśród fanów dobrze też oddał C. Andrew Nelson, pracownik ILM, i aktor który grał Dartha Vadera w dokrętkach do Wersji Specjalnej „Imperium kontratakuje” z 1997, a potem wcielił się w tę rolę w Rebel Assault II, również posłużył się memem, w którym pokazał, że dziś uwaga fanów jest bardziej skoncentrowana na „The Mandalorianie”, a finał sagi Skywalkerów gdzieś odchodzi na bok.
Nic dziwnego, że Disney postanowił ogłosić, że przed 7 odcinkiem, który zostanie udostępniony 18 grudnia, zobaczymy zapowiedź Epizodu IX „Skywalker. Odrodzenie”.
Tymczasem prace nad drugim sezonem trwają. Poniżej kolejne zdjęcie.
Na planie był też Rian Johnson. Tylko nie wiemy, czy już na planie drugiego sezonu, z wywiadu to nie wynika. On również zachwycał się małym „Yodą”. Dziennikarze zapytali go, czy chciałby wyreżyserować jakiś odcinek, oczywiście powiedział, że jeśli będzie taka możliwość to on bardzo chętnie dodałby coś od siebie w drugim sezonie. Ale poza tym, że chce na razie nic z tego nie wynika.
W związku z odejściem Davida Benioffa i D.B. Weissa po sieci krążą różne wersje tego wydarzenia. Znając życie w każdej z nich jest zarówno trochę prawdy, jak i oczywiście sporo interpretacji. Poniżej są trzy, które są w miarę wewnętrznie spójne.
To co jest wspólne dla wszystkich trzech wersji, to fakt, że decyzja zapadła kilka miesięcy temu. Niektóre źródła podają, że miało to miejsce w maju. Już po tym jak ogłoszono daty ich filmów oraz wyświetlono ostatni odcinek „Gry o tron”. Ósmy sezon serialu nie został dobrze przyjęty, zaś obaj autorzy, ewidentnie nie mieli na niego czasu, gdyż zajmowali się już „Gwiezdnymi Wojnami”. To rozczarowanie czy wręcz rozgoryczenie zostało dostrzeżone przez Disneya. Po „Ostatnim Jedi” raczej nie chcą kolejnych kontrowersji. Stąd decyzja taka a nie inna. Wg tej wersji podziękowano im, ale w taki sposób, by mogli sobie znaleźć inną robotę, zanim zostanie to ogłoszone. Ich kontrakt z Nefliksem został podpisany, a ostatnie popisy, gdzie kpiąco wypowiadali się o „Grze o tron” i pracy na planie, na jednym z konwentów przelały czarę goryczy. I można było puścić w eter wieść, że to nie są ludzie z „Gwiezdnych Wojen”. Tu za sprzątnięcie ich bardziej odpowiadałby Bob Iger, który ewidentnie boi się, powtórki po VIII Epizodzie i chce mieć zyskowne i mało ryzykowne przedsięwzięcie.
Druga wersja bardziej koncentruje się na Netfliksie, z którym obaj panowie D. podpisali umowę na 250 milionów USD. Z nią jest związany news z sierpnia, w którym ich trylogia miała być jednym filmem. Mieli go tylko przygotować. Wraz z podpisaniem kontraktu z Netfliksem zaczęła się powtórka z rozrywki. Panowie bardziej koncentrowali się na nowym projekcie, wycofywali też z „Gwiezdnych Wojen”. Katlheen Kennedy zaczęła się bać, czy oni podołają nadzorować dwa projekty równocześnie, Netflix był spokojniejszy. Ale z drugiej strony Netflix obecnie idzie z Disney+ na noże, to będą najwięksi konkurenci, więc dla niektórych ta umowa to takie naplucie w twarz, zwłaszcza w momencie, gdy Disney+ rusza. Tak więc w grę zaczął wchodzić konflikt interesów i niechęć i wątpliwość czy dadzą radę. Zresztą o tym też mówiono przy ich odejściu, doba ma 24 godziny i ciężko jest oddać się w pełni dwóm różnym projektom. Wg tej wersji uznano, że lepiej jak się skoncentrują na serialu Netflixa. Ta decyzja wyklarowała się pod koniec sierpnia, już po ogłoszeniu o tym jednym filmie. Panowie D. rozstali się w dobrych stosunkach z Bobem Igerem i Kathleen Kennedy, złość wyładowano na Netflixie. Zaś obaj panowie D. mają bilet powrotny do „Gwiezdnych Wojen”. Tu jeszcze jeden komentarz sugeruje, że zależało na tym szczególnie Kathleen Kennedy, by nie było, że straciła mimo wszystko uznany duet, któremu nie wyszła końcówka serialu, na rzecz największego konkurenta. Tak więc ich ewentualny powrót ma być próbą przekucia porażki w sukces, że coś się udało zapewnić.
Z kolei trzecia wersja sugeruje, że za ich odejście odpowiada w dużej mierze... Kathleen Kennedy. Trylogia Benioffa i Weissa faktycznie działa się w Starej Republice, a nawet w bardzo starej. Opowiadała właściwie o powstaniu zakonu Jedi. I właśnie, wszystko szło dobrze na początku. Obaj odseparowali się od reszty sagi, mogli tworzyć co chcieli, jedynie jakoś zgrywać się z Rianem Johnsonem, by były jakieś powiązania między filmami. Benioff i Weiss jednocześnie chcieli wykorzystać tę odległość od sagi, by stworzyć własną wersję „Gwiezdnych Wojen”. Niestety ta wersja nie współgrała z wersją Kathleen Kennedy i zarządu Lucasfilmu, więc zaczęły się przepychanki i popsuła się atmosfera. Gdy „Gra o tron” została odebrana tak, a nie inaczej, to zaczęła się powtórka z rozrywki, czyli to co było z Colinem Trevorrowem, czyli próba podporządkowania, która się nie udała. Efekt jest taki, że wg tej wersji faktycznie odeszli ze względu na różnice twórcze. Zwłaszcza, że Netflix płacił lepiej i dał im swobodę.
Jak widać trzy wersje różnią się dość znacznie jeśli chodzi o szczegóły. Jeszcze pojawia się sugestia, że Weiss i Benioff po tym jak fani ich potraktowali po ostatniej „Grze o tron”, chcieli także odpocząć od kolejnego, określanego raczej jako toksyczny, fandomu.
I tu pojawiają się kolejne ciekawostki. Otóż nagle Johnson kilka dni temu zaczął prostować ostatnią wypowiedź, gdzie już zastrzegał, że może nie zrobić filmu. Teraz znów twierdzi, że jego trylogia jest w toku.
Natomiast zostaje jeszcze kwestia Kevina Feige'a. On podobno ma odpowiadać bezpośrednio pod Boba Igera. Jego film nie będzie nadzorowany przez Kathleen Kennedy. Tak twierdzą jedne źródła, choć pozostaje to w sprzeczności z tym, co mówił Alan Horn, że Kennedy i Feige mają współpracować. Dodatkowo pojawiła się sugestia, że Feige chciałby obsadzić Brie Larson w roli Ahsoki Tano. Zresztą w tej kwestii wygrzebano nawet wpis Ashley Eckstein, która się już spotkała z Larson. Natomiast patrząc na to, że Feige obecne poza kinowym MCU przejmuje też telewizyjne i musi zrobić tam porządek, jego film chyba nie pojawi się w 2022.
Kwestią otwartą zostaje to, jaka przyszłość czeka „Gwiezdne Wojny” w kinie. Prawdę mówiąc może sukces „The Mandalorian” sprawi, że odłożony na półkę film Jamesa Mangolda i Simona Kinberga o Bobie mógłby zostać zrealizowany. Prawdopodobnie jest to obecnie najlepiej przygotowany film z potencjalnych do zrealizowania.
Za to kolejna plotka mówi, że Lucasfilm myśli jeszcze o filmach telewizyjnych, na platformę Disney+. Tam zaś miałby wrócić Andy Serkis jako Snoke. Tak więc wygląda na to, że planowanie filmów „Star Wars” na cała kolejną dekadę, właśnie się rozsypało, jak kostki domino.
KOMENTARZE (30)
Do premiery Disney+ w Stanach i kilku innych krajach zostały dwa miesiące, jednak część fanów ma już dostęp do platformy. Mowa o Holendrach, u których firma wprowadziła wersję beta aplikacji. Jak możemy przeczytać na What's on Disney+, w tej chwili dostępne są wszystkie zapowiedziane filmy kinowe, seriale animowane i te spod znaku LEGO. Co ciekawe, można tam odnaleźć też „kolekcję Dartha Vadera”, czyli wszystkie produkcje, w których występuje mroczny lord. Postaci czy seriale z innych franczyz są pogrupowane w podobny sposób. Jak donoszą fani, „Łotra 1” i „Ostatniego Jedi” można oglądać w 4K.
Holenderska wersja aplikacji będzie trochę inna od chociażby amerykańskiej, gdyż Holendrzy nie mają umów z Netliksem (acz dotyczyć do będzie bardziej na przykład Marvela). Zresztą tak czy siak możemy spodziewać się różnic regionalnych. A oto jak prezentuje się interfejs aplikacji. W filmie księdza Rodericka (słynny fan, któremu kapłaństwo nie przeszkadza w lubieniu Sagi) pada kilka ważnych informacji: aby móc dołączyć do bety, trzeba już podać informacje o formie płatności. Pieniądze na razie nie są ściągane, stanie się to dopiero w listopadzie.
Narzekania? Na razie niewielkie, niektórym przeszkadza mały wybór ikon przy tworzeniu profili, zwłaszcza postaci kobiecych (choć Ahsoka i Sabine są). Ale te pewnie będą dodane w pełnej wersji.
A co z wersją polską? Tu niespodzianka, bo w końcu coś się zmieniło na rodzimej stronie, pojawił się na niej bowiem link do logowania. Ten jednak przekierowuje nas na europejską podstronę... i chyba dalej nic się nie da zrobić. Być może jest to opcja dostępna jedynie dla Holendrów, jest wszak promyk nadziei, że pooglądamy filmy i seriale po polsku nieco wcześniej.
D23 w trakcie, a do nas docierają pierwsze wieści. W rozpisce paneli z imprezy znalazło się miejsce na jeden „tajemniczy projekt”, który właśnie dzisiaj ujawniono: oficjalny kanał Disneya wstawił na YouTube'a zwiastun dokumentu „One Day at Disney”, który opowie o pracy ludzi z firmy. Będzie się on składał z jednego długiego filmu pilotowego i 52 krótkich (4-7 minut) odcinków poświęconych konkretnym osobom. Jeden z nich na przykład opowie o pracy Erica Bakera, odpowiedzialnego za makiety i stwory z „Galaxy's Edge”.
Odcinek pilotowy zadebiutuje na Disney+ 3 grudnia. Tego samego dnia do sklepów trafi album również pod tytułem „One Day at Disney”, autorstwa Bruce'a Steele'a. Trzeba będzie zapłacić za niego 50$.
A skoro jesteśmy w temacie, to na imprezie pokazano demo aplikacji. Zasadniczo wszystko wygląda tak, jak to tej pory nam prezentowano, ale to dobra okazja, by przyjrzeć się interfejsowi. Podczas pokazu padły dwie ważne informacje: po pierwsze, tak jak na Netfliksie, będzie można ściągnąć sobie film/odcinek i oglądać później offline. Po drugie - znów netfliksowe rozwiązanie - na jedynym koncie będzie można tworzyć profile i będzie ich aż siedem.
Industrial Light and Magic wciąż promuje siebie i „Hana Solo” w oskarowej rozgrywce. Trzeci dokument ukazuje scenę skoku na pociąg.
Z innych ciekawostek, „Han Solo” w styczniu trafi do amerykańskiego Netflixa. Film Rona Howarda będzie prawdopodobnie ostatnim filmem z sagi, który trafi do tego medium. Epizod IX i wszystko, co powstanie dalej, zapewne trafi już bezpośrednio do Disney+.
KOMENTARZE (10)
Od lipca wiemy, że w przyszłym roku na platformie streamingowej Disneya czekają nas nowe odcinki serialu „The Clone Wars”. Na razie większych newsów nie ma, ale tu trudno się dziwić, gdyż do premiery zostało jeszcze sporo czasu. Do tej pory wypowiadali się głównie aktorzy, którzy mówili jak dobrze jest wrócić do „rodziny”. Najciekawsze informacje na pewno pochodzą od Toma Kane'a, który poinformował, że nagrał pięć odcinków. Nie musi to koniecznie oznaczać, że powróci w roli Yody, bo pamiętajmy, że tak naprawdę występował w każdym epizodzie jako narrator.
Pewną ciekawą sprawę poruszył natomiast Daniel Logan w rozmowie z Comicbook. Filmowy i serialowy Boba Fett stwierdził, że TCW zostało anulowane w 2013 roku, bo było dla Disneya „zbyt brutalne”. Aktor zdradził też, że nagrał jeszcze siedem odcinków, w których Fett robił „naprawdę fajne rzeczy” i stawał się prawdziwym łowcą nagród. Daniel nie ma pojęcia, czy znajdą się one w sezonie „The Clone Wars Revival”.
Na razie mamy jedną scenę z aktu o Bobie i Cadzie, ale kto wie, o co dokładnie chodziło aktorowi, gdy mówił o okrutnych momentach.
Słowa Logana tylko potwierdzają to, o czym nieoficjalnie mówi się od dawna. Po skasowaniu TCW Lucasfilm wydał oświadczenie, w którym stwierdzono, że animacje „podążą w nowym kierunku” i faktycznie wówczas też ogłoszono powstanie „Rebeliantów”, w których poziom przemocy znacznie spadł. Zresztą swego czasu TCW mocno obrywało zwłaszcza od rodziców dzieci oglądających serial. Były zarzuty o używanie niewłaściwego języka (na przykład parę razy „What the hell”), pokazywanie tortur czy rzekomo nagich kobiet (chodzi o chodzące w bardzo dopasowanym body Twi'lekanki). Po pewnym czasie Cartoon Network samo zaczęło wprowadzać cenzurę, jak choćby w słynnej scenie pocałunku Asajj Ventress i komandora Colta czy dekapitacji Pre Vizsli i członków Czarnego Słońca. W końcu nawet wiceprezydent Netfliksa, Sean Carey, po zdobyciu praw do emisji stwierdził, że seria zrobiła się zbyt mroczna nawet jak na CN.
Pozostaje zatem pytanie czy nowe odcinki serialu zostaną w jakikolwiek sposób okrojone z przemocy, czy jednak brutalne sceny nie zostaną wycięte. Na logikę wydaje się, że raczej ta druga opcja. Po pierwsze i najważniejsze, serial nie będzie leciał na Disney Channel czy XD, a kanały te mają swoje wytyczne odnośnie pokazywanego materiału. Platforma streamingowa na pewno da większą swobodę. Po drugie, firma na pewno zdaje sobie sprawę, że głównym targetem serii nie będą nowi fani - dla nich bowiem cztery lata temu przewidziano „Rebeliantów”, a teraz „Ruch Oporu” - tylko ci, którzy na niej wyrośli, czyli dzisiejsi 16-20-latkowie. A ci raczej woleliby zobaczyć coś mroczniejszego. Ale na oficjalne wieści pewnie poczekamy jeszcze z kilka miesięcy.
Na Variety ukazał się dziś artykuł, który przedstawia sytuację na rynku usług VOD. Bob Iger zdradził magazynowi, że planowana na przyszły rok platforma streamingowa będzie nosiła nazwę Disney Play.
Ma to być największa inwestycja firmy w 2019 roku i aby przyciągnąć klientów, pojawią się na niej takie filmy jak „Captain Marvel”, aktorski „Dumbo” i „Król lew”, „Toy Story 4” oraz „Kraina lodu 2”. Nas oczywiście najbardziej interesują „Gwiezdne Wojny”. Na Disney Play pojawi się Epizod IX, serial aktorski i nowe odcinki „The Clone Wars”. Wiemy też, że firma stara się na różne sposoby odzyskać prawa do wyświetlania całej Sagi u siebie. Materiału będzie oczywiście mniej niż na Netfliksie, także i cena za miesięczną subskrypcję będzie niższa niż te 8-14$ (30 zł w Polsce).
Na razie data premiery Disney Play jest przewidziana na koniec 2019. Nie wiadomo czy platforma będzie dostępna także w naszym kraju.
Aktualizacja - 28.08.18
Variety opublikowało sprostowanie wczorajszego newsa, gdyż okazuje się, że „Disney Play” nie jest właściwą nazwą. Na wieści przyjdzie nam zatem jeszcze trochę poczekać.
KOMENTARZE (18)