TWÓJ KOKPIT
0

J. J. Abrams :: Newsy

NEWSY (558) TEKSTY (7)

<< POPRZEDNIA    

Okiem Bastionowiczów: Co sądzisz o wyborze J.J. Abramsa na reżysera?

2013-01-28 22:42:54



Jeszcze nie opadły emocje po ogłoszeniu oficjalnej informacji o tym, że to właśnie J. J. Abrams wyreżyseruje Epizod VII a redakcja Bastionu już może się z wami podzielić swoimi przemyśleniami na ten temat. Zachęcamy także do udzielania własnych opinii i komentowania najnowszych wydarzeń dotyczących przyszłości Epizodu VII na naszym forum.

Lord Sidious: Nowy „Star Trek” i „Super 8” to filmy, które sprawiły mi niesamowitą radość. Uwielbiam Kino Nowej Przygody, dobrze, że powstaje, ale nawet obecne sztandarowe produkty, to nie są filmy Lucasa czy Spielberga (i ich towarzystwa), z lat 80. Zresztą, co tu dużo mówić, nawet ich własne filmy („Indy 4”), pozostawiają wiele do życzenia. Kiedy jednak zobaczyłem filmy Abramsa, to coś we mnie drgnęło. Można. Tak, można robić wspaniałe, fenomenalne filmy, w starym stylu, ale jednocześnie po nowemu. Nikt inny tego nie potrafi. Dlatego Abrams to nie tylko najgenialniejszy z możliwych wyborów na twórcę nowej trylogii, ale też konieczność. Błędem byłoby mu pozwolić hasać w innych uniwersach, gdy tu jest potrzebny najbardziej. Trudno mi wyrazić słowami jak bardzo cieszy mnie ta wiadomość. Jest tylko jeden minus, czekanie do 2015 będzie prawdziwą udręką.

Master: To świetna wiadomość! Dawno nie byłem tak podekscytowany przyszłością Gwiezdnych Wojen, jak teraz. Na naszych oczach dzieje się historia i mam szczerą nadzieję, że J.J. Abrams nie zawiedzie mnie i wszystkich fanów, którzy tak bardzo czekają na nowe, upragnione filmy. Styl Abramsa jest bardzo gwiezdnowojenny (jeśli można tak powiedzieć) i to sprawia, że jestem pełen wiary co do jego przyszłego dzieła, jakim będzie Epizod VII Star Wars. Poprzednie filmy tego reżysera takie jak nowy Star Trek, czy też Super 8 pozostawiły po sobie u mnie dobre wspomnienia. To były filmy na wysokim poziomie, które zaostrzają apetyt na następne produkcje tego utalentowanego reżysera, jakim niewątpliwie jest Abrams. Jedno jest pewne. W 2015 roku Gwiezdne Wojny wracają do kin i nie mogę się doczekać tej premiery. Panie Abrams, liczę na ciebie!

Qel Asim: Kiedy zobaczyłem w 2009 roku nowego Star Treka, padłem z wrażenia. Rok później zobaczyłem go ponownie i również bardzo mi się podobał. Kojarzył mi się z moim ukochanym serialem - StarGate SG1, nie wiem czemu, po prostu tak mi się kojarzył. W wakacje 2012 roku (albo tuż przed nimi?), podczas dyskusji na naszym Forum zapytałem czy grał ktoś w Star Trek Online, rozmowa potoczyła się dalej w kierunku ostatniego filmu z tegoż uniwersum. Podczas tej dyskusji, porównano nowego Star Treka do Nowej Nadziei - faktycznie, oba filmy są w pewnych aspektach do siebie podobne. To wzbudziło we mnie jeszcze większy sentyment do tego filmu - w skojarzeniach na temat ostatniego Star Treka nie był już obecny tylko serial StarGate, ale również uwielbione SW. Kilka miesięcy później potwierdzono utworzenie kolejnych filmów Star Wars - zaczęły się dyskusje, spekulacje, roztrząsano liczne obawy i nadzieje. Pojawiła się pierwsza plotka o Abramsie jako ewentualnym reżyserze - pomyślałem wtedy “co to za jeden?”, ale z dalszej treści newsa dowiedziałem się, że to on stworzył tego pięknego Star Treka, pojawiła się kolejna myśl “szkoda że to pewnie nie on będzie kręcił nowe Gwiezdne Wojny”. Po ostatnich “Batmanach” miałem nadzieję, że Nolan się weźmie za SW, lub Peter Jackson - obaj są świetnymi reżyserami, z całą pewnością byłby to dobry wybór, może jeszcze Cameron? Jednak gdy przeczytałem na Filmwebie, że Abrams nakręci nowe SW, nie mogłem w to uwierzyć z radości, zaraz zajrzałem na Bastion i zobaczyłem pięknego “czerwonego newsa”.

Niestety to byłoby zbyt piękne, aby mogło być prawdziwe, to tylko plotka! Dzień później zgodnie ze zwyczajem odwiedziłem Bastion - “czerwony news” znowu był na górze, tym razem z magicznym zdaniem “oficjalne potwierdzenie”, padłem z wrażenia! Myślę że my - fani Star Wars, możemy zacząć świętować - bo Kathleen Kennedy dokonała doskonałego wyboru! J.J. Abramsie, powodzenia w kręceniu filmu, nie zawiedź mnie!

Misiek: Abrams nakręcił już raz “Gwiezdne Wojny”, tylko z różnych niepojętych dla mnie przyczyn nosiły one tytuł “Star Trek”. Rzeczywiście, jeśli chodzi o styl i wyczucie Kina Nowej Przygody, trudno o lepszego reżysera młodego pokolenia. Abrams jest w pełni sił, jest twórczy, ma za sobą masę sukcesów, nie boi się nietuzinkowych rozwiązań, ma znakomite wyczucie celowości efektów specjalnych, doskonale odnajduje się w klasyce, ale też nie boi się eksperymentować. Jeśli była jakakolwiek chwila, w której wątpiłem w przyszłość kinowych “Gwiezdnych Wojen”, to teraz jestem już absolutnie spokojny. Czeka nas coś pięknego.

promil: Informacja o tym, że J.J. Abrams został reżyserem Epizodu VII przyjąłem właściwie umiarkowanie. Moja reakcja była mniej więcej taka "Abrams reżyserem? Aha. Ok., w porządku." I tyle. Część osób pewnie stwierdzi, że mało entuzjastyczna, ale prawda jest taka, że postać ta nie wywołuje u mnie zbytnich emocji. Powodem tego może być zbyt mała znajomość jego twórczości. Na pewno jest to jednak interesujący wybór, w przyszłości może się okazać, że nawet świetny. Ale na dzień dzisiejszy wolę wstrzymać się z opinią i poczekać. Muszę jednak przyznać, że Abrams pozwala mi patrzeć pozytywnie na zapowiadany film Star Wars. Temu Panu nie brak dobrych pomysłów.

Lost początkowo był dla mnie rewelacyjny, choć z czasem już mniej wciągał to do końca z zainteresowaniem śledziłem jego losy. Fringe’a gorąco mi polecano, a obejrzenie pilota tylko potwierdziło tę opinię i zachęciło do sięgnięcia po więcej. Nawet nie tak już młody serial Felicity, tak różny od dwóch wcześniej wspomnianych, był całkiem przyjemnym sposobem na spędzenie wolnego czasu. Jeżeli chodzi o filmy to wypowiedzieć się mogę tyko na temat Super 8 i nowego Star Treka. Ten pierwszy to powrót do klimatu świetnego E.T., a nawet więcej. Fantystyczna choć może nieco naiwna przygoda dorastającego dziecka, pełna emocji towarzyszących poznawaniu nieznanego i odkrywaniu niesamowitej tajemnicy. Ten drugi to moim zdaniem najlepszy film z cyklu Star Trek jaki przyszło mi oglądać. Udana próba odświeżenia tematu przy równoczesnym zachowaniu istniejącej konwencji, mam wrażenie, że tym razem, z większą ilością akcji i bez tej statyczności oraz pseudo naukowej filozofii, która mi zawsze w uniwersum Star Treka nieco przeszkadzała. Choć jak zauważył jeden z moich przyjaciół bez nieodłącznego do tej pory elementu odkrywania, który zawsze istniał w tym uniwersum.

Hmm, jak się nad tym dłużej zastanowić to wiadomość o zaangażowaniu Abramsa na stołek reżysera rysuje się coraz lepiej.

Kasis: Leniwy sobotni poranek, odpalam komputer, zaglądam na Bastion, a tu Burzol znów pisze na czerwono - Abrams potwierdzony! Zabawne, ale chyba najbardziej byłam podekscytowana samym faktem, że wybrano i ogłoszono reżysera, a nie tym kogo wybrano. Nagle epizod VII stał się bardziej realny; prace trwają, poważne decyzje są podejmowane. Ostatnio jedynie napływały do nas plotki, cała produkcja nowych epizodów wydawała mi się czymś mglistym, odległym i nierzeczywistym. A tu taki duży i ważny krok do przodu! Naprawdę się ucieszyłam. Do tego J.J. Abrams wydaje mi się bardzo dobrym wyborem.

Ten pan ma na swoim koncie ciekawe i udane pozycje. Podobało mi się wszystko co miałam okazję oglądać. Niektórzy chcieli widzieć w roli reżysera nowych Gwiezdnych Wojen różnych weteranów kina, w porównaniu z którymi Abrams jest jeszcze młody. Moim zdaniem to dobrze, ma w sobie zapewne więcej energii i bardziej otwarty na nowe możliwości umysł. Wychował się na filmach Nowej Przygody, ale doskonale czuje współczesne trendy. Presja i oczekiwania duże, ale jestem dobrej myśli.

W przeszłości klasyczna trylogia zainspirowała wielu młodych ludzi, którzy dziś tworzą m.in. filmy i dziękują Lucasowi za pchnięcie na taką, a nie inną ścieżkę. Wśród nich jest właśnie Abrams. To właśnie ta umiejętność inspirowania, była i jest, jedną z cech świadczących o wyjątkowości Gwiezdnych Wojen. Wierzę, że J.J. Abrams potrafi dokonać czegoś podobnego. Po seansie “Super 8” zabraliśmy się z bratem za kręcenie filmu. Filmowcami zostać nie planujemy, ale seansowi filmu Abramsa zawdzięczamy wiele godzin świetnej zabawy. Mam nadzieję, że jego epizod VII dostarczy nam jeszcze więcej doskonałej rozrywki.

ogór: J.J. Abrams potwierdzony jako reżyser Epizodu VII.. dla mnie nie to genialna informacja. Oglądałem serial “Lost”, nie cały, ale podobał mi się, tak samo jak z filmami “Super 8” i nowym “Star Trekiem”. Ten pierwszy to cudowny przykład filmu, który potrafi wykrzesać w dorosłej osobie resztki małego dziecka, które w nim drzemią. Ok, może nie jestem jakoś strasznie stary, ale po seansie wyszedłem młodszy o kilka lat.. bo bawiłem się na tym filmie jak małe dziecko. Drugi film to nowy “Star Trek”, czyli.. jak “ustarwarsowić” uniwersum ST. Bo trzeba to przyznać, że J. J. Abrams nakręcił już wcześniej Gwiezdne Wojny, ale pod szydlem “Gwiezdnej Wędrówki”. Zadanie miał trudne, ale zresetowanie tego uniwersum okazało się dobrym pomysłem, dzięki temu Star Trek trafił do większej ilości osób, choć dla zagorzałych fanów tegu uniwersum film mógł się wydawać zbyt mało “startrekowy” a właśnie bardziej “starwarsowy”.. Cóż, ja jestem dobrej myśli i mam nadzieję, że J.J. Abrams jako fan SW da radę jako reżyser Epizodu VII i zaskoczy nas, oczywiście pozytywnie!

Burzol: Wieść o Dżejdżeju przyjmuję może bez szczególnych emocji, ale z pewnością jestem odrobinę spokojniejszy o Epizod VII. Najbardziej cieszy mnie, że nie będzie to kinowy debiutant, albo ktoś zupełnie nie obeznany z kinem przygody. "Star Trek" to świetny film, ale mimo wyraźnych inspiracji SW, to nadal bardzo trekowy film, zgodny z klimatem, mitologią tej drugiej "Star" serii. Dlatego z większą nadzieją myślę o Nowych Gwiezdnych Wojnach, w kontekście "Super 8". Ten film miał w moich oczach swoje problemy, ale jego fragmenty, na przykład pierwsze 15 minut, to arcydzieło. Także z dobrym scenariuszem nie będzie źle, teraz możemy w napięciu czekać na opis fabuły i casting. W końcu czerwone newsy same się nie napiszą.

Pozostaje najważniejsze, podstawowe pytanie. "J.J." czy "J. J."? ;)

Lorn: Na wieść o wyborze reżysera postanowiłem obejrzeć w końcu Star Trek z 2009 roku. Muszę powiedzieć, że to kawał niezłego Science Fiction, filmy który przyjemnie się oglądało nawet nie znając realiów trekowego uniwersum. Znając podejście J.J. można też mieć nadzieję, że kanon nie zostanie całkowicie zdemolowany. Poza tym Abrams sprawnie ożywił trochę zużytą serię Mission Impossible, co również jest dobrą prognozą na przyszłość. Zgadzam się więc z przedmówcami, trudno byłoby znaleźć lepszego reżysera dla nowych epizodów.Trzymam kciuki i czekam na kolejne wieści.

Balav: Informację o wyborze J.J. Abramsa na stanowisko reżysera Star Wars: Episode VII przyjąłem z radością, aczkolwiek nie był to wybuch dramatycznego entuzjazmu. To reżyser, który ma bowiem spory talent, ale do tej pory zrealizował raptem trzy fabuły (czwarta w drodze). Inna sprawa, że “Flanelowiec” przed Ep. IV miał na koncie dwie pełnometrażówki:) O ile telewizyjna twórczość Abramsa, z której jest najbardziej znany (“Alias”, “Lost”) nie specjalnie mnie porwała, o tyle dwa jego kinowe filmy uznaję za niezwykle udane. Najpierw tchnął nowego ducha w “Mission: Impossible III”, która po koszmarnej dwójce Johna Woo potrzebowała takiego podejścia: świetne zaaranżowane sceny akcji plus nostalgiczny klimat oryginalnego serialu (którego brakowało nawet najlepszej w serii części pierwszej De Palmy). Później przyszła pora na wyprodukowany przez Spielberga “Super 8” - film niezwykły, bowiem będący swoistym “E.T.” a rebours ery cyfrowej, a przy tym w pomysłowy (i ponownie nostalgiczny) sposób wykorzystujący stylistykę i schematy Kina Nowej Przygody. “Super 8” sprawił, że w kinie poczułem się na seansie jak 12-latek: byłem zafascynowany ekranową wizją, która pochłonęła mnie bez reszty. Tego zresztą oczekuję od nowych Gwiezdnych Wojen - aby porwała mnie ekranowa magia. W ostatnich latach widziałem wiele świetnych filmów różnych gatunkowo, ale tylko na “Super 8” poczułem się aż tak niezwykle. Wierzę, że Abrams powtórzy ten zabieg w 2015 roku. Ponadto słyszałem i czytałem, że reboot “Star Treka” jego autorstwa to kawał dobrej space opery, co sprawia, że szanse na to, iż podoł Ep. VII rosną (sam ST nie oglądałem, bowiem to uniwersum ani trochę mnie ciekawi). Abrams ma talent do prostych, ale niezwykle ciekawych zabiegów aranżacyjnych (vide scena otwierająca “Super 8”, która mówi więcej o tle fabularnym, niżby je opisywać w masie dialogów). Ponadto nazwisko Abramsa. wydaje się gwarantować jeszcze kompozytora nowych epizodów (jeżeli John Williams nie zdecyduje się zrezygnować ze statusu “jestem prawie emerytem-ale-komponuję-do-filmów-Spielberga”) - Michaela “Medal of Honor, Secret Weapons of the Normandy, The Incredibles” Giacchino:)

Na koniec: może Abrams nie był moim numerem jeden na liście potencjalnych reżyserów (na niej na pierwszym miejscu jednak stał Spielberg, później Duncan Jones, Matthew Vaughn, Neill Marshall i inni), ale jego angaż wydaje się być uspokajający w tym sensie, iż do tej pory może nie wstąpił jeszcze na reżyserski panteon, ale jego dzieła nie schodzą poniżej pewnego poziomu. To rzemieślnik z iskrą, a taki ktoś jest potrzebny, aby tchnąć nowe życie gwiezdnowojenną franszyzę.

Shedao Shai: Jeśli ktoś jest w stanie stworzyć z tego nieszczęsnego EVII coś dobrego, to Abrams. Wciąż jestem na “nie” dla nowych części Gwiezdnych Wojen, ale lepszego reżysera wybrać nie mogli, więc a nuż... z ewentualną zmianą zdania na optymistyczniejsze, poczekam aż podadzą jakieś szczegóły dotyczące fabuły.

Temat na forum "E VII reżyserskie samobójstwo"
Temat na forum o Epizodzie VII
KOMENTARZE (21)

J.J. Abrams i prawdziwi „Fanboys”

2013-01-26 22:12:38 Stopklatka

Mamy już reżysera Epizodu VII, więc pora na plotki o nim.

Pamiętacie film Fanboys? To historia o tym jak grupa przyjaciół wkrada się do Lucasfilmu by zobaczyć przed premierą „Mroczne widmo”, tylko dlatego, że jeden z nich prawdopodobnie nie dożyje premiery. Podobna historia wydarzyła się naprawdę i to całkiem niedawno, no i najważniejsze, że jest związana z reżyserem Epizodu VII – J.J. Abramsem.

J.J. Abrams kilka lat temu wyreżyserował nowego „Star Treka”, w tym roku na naszych ekranach pojawi się jego sequel. Przy premierze „Hobbita” w USA wyświetlano pierwsze 9 minut nowego „Star Treka”. Fani byli zachwyceni, ale nie wszyscy. Jeden z nich, niejaki Daniel Craft, wielki fan serii, ale także kinofil oraz działacz festiwalowy (pomagał organizować Nowojorski Festiwal Filmów Azjatyckich), bardzo chciał zobaczyć te 9 minut. Nie mówiąc nawet o filmie. Jednak trzy lata wcześniej zdiagnozowano mu białaczkę, a chemoterapia okazała się nieskuteczna. Jego stan zdrowia nie pozwalał mu dotrzeć do kina, a szanse na dożycie do premiery filmu były zerowe. Jego żona, z pomocą przyjaciół, próbowała dotrzeć do producentów filmu, by umożliwili Danowi obejrzeć legalnie te 9 minut. Prośba dotarła także do J.J. Abramsa. On sam jest fanem, wychował się na filmach Lucasa i Spielberga, więc jak mało kto rozumie taką prośbę. Przejął się nią i postanowił zareagować. Zaczął nalegać na Paramount, a następnie zadzwonił do żony Dana, by powiedzieć, że uzyskał zgodę, ale nie na 9 minut, a na cały film (premiera będzie 17 maja 2013, prawdopodobnie wersja robocza). Zazwyczaj Abrams nie jest chętny w zdradzaniu fabuły i pokazywaniu wcześniej swoich filmów, tym razem jednak zrobił wyjątek. Pokaz zorganizowano, oczywiście pewnie podobnie jak w „Fanboys” widzowie mają zakaz wypowiadania się o filmie. Niestety historia ma też swoje smutne zakończenie, kilka dni po pokazie – 4 stycznia 2013, Daniel Craft zmarł. Miał 42 lata.
KOMENTARZE (17)

Oficjalne potwierdzenie: J. J. Abrams reżyserem Epizodu VII

2013-01-26 08:14:34 StarWars.com

J. J. Abrams już oficjalnie został ogłoszony reżyserem Epizodu VII.

Oficjalna pisze:

Po olbrzymiej ilości maili i telefonów, formalności zostały zamknięte, nareszcie wszyscy mogą odetchnąć i podzielić się nowinami z podekscytowanym internetem. Tak, J .J. Abrams wyreżyseruje „Star Wars: Epizod VII”, pierwszy z nowej serii filmów Star Wars, które zostaną stworzone przez Lucasfilm pod przywództwem Kathleen Kennedy. Abrams zajmie się reżyserią scenariusza, a laureat nagrody Akademii, Michael Arndt napisze scenariusz.

„To bardzo ekscytujące mieć J.J. na pokładzie jako lidera, kiedy przygotowujemy się do zrobienia nowego filmu Star Wars” - powiedziała Kennedy. „J. J. Jest idealnym reżyserem do tego projektu. Poza tym, że ma znakomite instynkty jako filmowiec, ma też intuicyjne zrozumienie całej serii. Rozumie esencję doświadczania Gwiezdnych Wojen, dzięki czemu zorganizuje talenty to stworzenia niezapomnianego filmu.”

George Lucas wypowiedział się tylko: „Regularnie byłem pod wrażeniem J. J. jako filmowca i opowiadacza historii. Jest idealnym wyborem na reżysera nowych Gwiezdnych Wojen i ich dziedzictwo nie mogłoby być lepszych rękach.”

”Stać się częścią następnego etapu sagi Star Wars, współpracować z Kathy Kennedy i jej niesamowitą grupą ludzi to absolutny zaszczyt”- wypowiedział się J. J. Abrams. „Mogę być nawet bardziej wdzięczny Georgeowi Lucasowi teraz, niż gdy byłem dzieckiem.”

J. J. i jego długoletni producent Bryan Burk, oraz studio Bad Robot, są na pokładzie, żeby film produkować, wespół z Kathleen Kennedy, pod szyldem Disneya i Lucasfilm.

Ponadto nad projektem konsultantami są również Lawrence Kasdan i Simon Kinberg. Kasdan ma długą historię z Lucasfilm, jako scenarzysta „Imperium kontratakuje”, „Poszukiwaczy zaginionej arki”, oraz „Powrotu Jedi”. Kinberg był scenarzystą „Sherlocka Holmesa” i „Pana i Pani Smith”.

Abrams i jego studio produkcji Bad Robot mają długą listę rekordowych filmów, które mają w sobie skomplikowaną akcję, wzruszający dramat, ikonicznych bohaterów i fantastyczną jakość produkcji, wśród takich tytułów jak: „Star Trek”, „Super 8”, „Mission: Impossible - Ghost Protocol, oraz tegoroczny „W ciemność Star Trek”. Abrams pracował już w legendarnych studiach postprodukcji Lucasfilm, Industrial Light & Magic i Skywalker Sound, na wszystkich swoich filmach, które reżyserował, zaczynając od „Mission: Impossible III”. Stworzył i współtworzył takie uznane seriale jak: „Felicity”, „Agentka o stu twarzach”, „Lost – Zagubieni” i „Fringe: Na granicy światów”.


Kilka słów na temat Abramsa mieli też do powiedzenia weterani Star Wars:

Dennis Muren, który pracował przy efektach specjalnej oryginalnej trylogii, a także takich filmach jak „E.T”, czy „Jurassic Park”, który pracował z Abramsem przy „Super 8”. „Poświęca wszystko co ma swojej pracy. Zagłębia się totalnie. Ma dobre oko do widowiskowości, co jest tak bardzo ważne dla filmów Star Wars. Wydaje się, że wiele rzeczy, które miał George kiedy robił pierwsze „Gwiezdne wojny”, jest także w J. J., myślę, że będzie pasował do tych filmów idealnie, ze swoją energią. Zaczynamy na nowo Gwiezdne Wojny z dynamitem. Myślę, że zachwyci to wszystkich, łącznie z ludźmi, którzy przy nich pracowali. To wspaniały wybór.”

Ben Burtt, odpowiedzialny za dźwięki Gwiezdnych Wojen, od oddechu Dartha Vadera, po piski R2-D2 i klasyczny dźwięk miecza świetlnego, pracował z Abramsem jako twórca dźwięków przy Star Treku i Super 8: „J. J. reprezentuje następne pokolenie filmowców, od tych, z którymi ja tworzyłem Star Wars, kiedy zaczynałem. Gdy był nastolatkiem, był fanem Gwiezdnych Wojen, duża część jego pasji do filmów bierze się z jego reakcji na pierwszy film sagi. Czuje się, że on już zainwestował w to tak wiele lat, że będzie mógł poprowadzić je w zupełnie nowy sposób. Innymi słowy, mamy fana, który dorósł i udoskonalił w sobie znakomite umiejętności reżyserskie, który teraz poprowadzi tą serię w następny etap. Czuję się jakbym widział na oczy historyczną zmianę jednej ery w nową”

Matthew Wood, który był montażystą dźwięku przy Super 8, podobnie dorastał jako fan Gwiezdnych Wojen, a potem pracował nad filmami przy prequelach. „Gdy z nim pracowałem było dla mnie oczywiste, że J. J. i ja mamy tą samą nostalgiczną miłość do tamtej ery. Teraz mamy kogoś z tamtego pokolenia, jako prowadzącego serię Star Wars, którą znam i pracowałem nad nią, więc to wspaniałe zatoczenie koła. Widząc tylko co zrobił z Super 8, uchwycił te momenty, wiedząc co było tak wspaniałego w tamtych czasach, nowy film będzie przemawiał też do nowych pokoleń widzów.”

Temat na forum
KOMENTARZE (64)

J.J. Abrams reżyserem Epizodu VII

2013-01-24 23:05:22 The Wrap

Według serwisu The Wrap reżyserem Epizodu VII zostanie J. J. Abrams. To w obecnej chwili nadal plotka, ale po raz kolejny, przedstawiona przez wysokiej jakości źródło, oraz zaadaptowana przez inne serwisy filmowe, jako pewnik. Najprawdopodobniej aktualnie prowadzone są w tej sprawie finalne negocjacje pomiędzy Abramsem i Disneyem.

Według plotek to Steven Spielberg, wieloletni współpracownik Lucasa, oraz Kathleen Kennedy, był ważnym czynnikiem w tym wyborze. Według bloga /film.com, J. J. Abrams był drugą osobą, która została zaproszona do wyreżyserowania filmu, zaraz po Spielbergu, ale ten miał spore wątpliwości. Kennedy rozmawiała też z innymi reżyserami, w tym z Benem Affleckiem, oraz Matthew Vaughnem, który zaproponował do głównej roli zaangażowanie Chloë Grace Moretz.

Na początku miesiąca opisywaliśmy już podejście Abramsa do nowych Epizodów, który mimo podekscytowania, miał zrezygnować z tej funkcji: Na początku były bardzo wczesne rozmowy, ale z uwagi na moje zobowiązania wobec „Star Treka” i to, że jestem wielkim fanem Sagi, powiedziałem, iż nie chcę mieć nic wspólnego z tworzeniem kontynuacji „Gwiezdnych wojen”. Już na samym początku odmówiłem. Wolę być wśród widzów, nie wiedząc, co mnie czeka, niż brać udział w ich tworzeniu.

Pozostaje nam czekać na oficjalną reakcję Disneya i Lucasfilm.

Temat na forum
KOMENTARZE (51)

Nic nowego w sprawie E7

2013-01-07 10:30:32

Wszyscy czekamy na zapowiedzi Kathleen Kennedy. Na razie jednak nawet Internet nie huczy już od plotek na temat nowych „Gwiezdnych Wojen”. Cisza przed burzą? To, że nie huczy nie oznacza, że nic się nie dzieje, pojawiają się pewne „odgrzewane kotlety”, o których należy wspomnieć z kronikarskiego obowiązku.

Pierwszy jest Wes Anderson („Kochankowie z księżyca. Moonrise Kingdom”, „Genialny klan”), który skreślił się z listy reżyserów. Trochę późno, dawno już nikt nie brał go pod uwagę (choć wspomnieliśmy go w giełdzie nazwisk). Anderson zdradził, że „Gwiezdne Wojny”, których jest wielkim fanem, miały na niego wielki wpływ, ale jak sam stwierdza, nie ma odpowiednich kwalifikacji na realizację tak wielkiej produkcji.
- Myślę, że szybko by mnie zastąpili kimś innym, ponieważ nie wiem, czy potrafię kręcić akcję.
Dodał też, że chętnie zająłby się filmem o młodym Hanie Solo.
- Nie sądzę, bym spaprał film o Hanie Solo. Mogłoby z tego wyjść coś interesującego, ale może lepiej by się sprawdziło jako film krótkometrażowy.
Cóż, trzeba trzymać rękę na pulsie, Epizody za jakiś czas się skończą a Disney/Lucasfilm będą szukali nowych form kinowego zarabiania na „Gwiezdnych Wojnach”.

Na temat Epizodu VII wypowiedział się też reżyser J.J. Abrams.
- Na początku były bardzo wczesne rozmowy, ale z uwagi na moje zobowiązania wobec „Star Treka” i to, że jestem wielkim fanem Sagi, powiedziałem, iż nie chcę mieć nic wspólnego z tworzeniem kontynuacji „Gwiezdnych wojen”. Już na samym początku odmówiłem. Wolę być wśród widzów, nie wiedząc, co mnie czeka, niż brać udział w ich tworzeniu.
Abrams tym samym potwierdził, że był na krótkiej liście reżyserów, którym zaoferowano tę pracę. Nieoficjalnie dodaje, że póki co jest na długo związany ze „Star Trekiem”, którego kolejne sequele są obecnie rozważane.

Na koniec jeszcze jedna mała plotka o fabule. Kto powiedział, że głównym bohaterem Epizodu VII będzie męska gwiazda? Może czas na kobietę. Takie plotki chodzą po sieci. Podobne doniesienie słyszeliśmy już wcześniej, ale tam mówiono o Epizodach X-XII.

Na koniec zaś wraca Ewan McGregor, który odrobił lekcję Samuela L. Jacksona i zaczął w mediach rozpowiadać własną fabułę. Na szczęście nie chce nas zaskoczyć tym, że Obi-Wan przeżył wydarzenia na Gwieździe Śmierci. Chciałby pojawić się jako duch, może w towarzystwie Liama Neesona. W sumie mógłby być też Hayden, w końcu przecież pojawił się już w „Powrocie Jedi”. Hayden pewnie by chciał nawet bardziej niż Ewan, ale póki co milczy.
KOMENTARZE (13)

Giełda nazwisk

2012-11-16 18:46:39

Reżyserska ruletka trzeciej trylogii trwa. Na giełdzie nazwisk pojawiają się kolejne osoby, a inne znikają. Plotek jest dość dużo, a ostatnio wypowiedział się o tej sprawie Frank Marshall, producent „Indiany Jonesa”, przyjaciel Lucasa i życiowy partner Kathleen Kennedy. Przyznał, że lista potencjalnych reżyserów jest mocno zawężona i jego zdaniem, niebawem powinniśmy poznać zwycięzcę. Zapytany, czy może zdradzić kto jest brany pod uwagę, zażartował:

- Wiem, ale nie mogę tego ujawnić, bo jutro będę martwy. Jestem tym naprawdę podekscytowany. Nie dorastałem na tym, ale od początku serii jestem jej wielkim fanem(...) Nie mogę się doczekać by zobaczyć co będzie dalej.

My na razie możemy tylko spekulować, jak wygląda ta lista. W grze o fotel reżysera wygrywasz albo giniesz. Pewnie dlatego niektórzy już się dystansują. W sieci krąży kilka list z wieloma nazwiskami, Lucasfilm na razie siedzi cicho. Obecnie nasza zebrana lista prawdopodobnie kształtuje się następująco:

Poza grą, sami się wycofali:

Sam Mendes (reżyser „American Beauty”, „Droga do zatracenia” a ostatnio „Skyfall” z Bondowego cyklu) stwierdził tylko, że nie jest na tej liście i nie chce na niej się znaleźć.

Gareth Evans (reżyser „Raid” czy „Footsteps”) przyznał, że woli być fanem oglądającym film niż jego twórcą. Prawdopodobnie nie był brany poważnie pod uwagę.

Znack Snyder („Sucker Punch”, „300”) także zrezygnował, przyznając, że jest wielkim fanem „Gwiezdnych Wojen”, ale boi się, że nowa trylogia to równia pochyła.

Quentin Tarantino („Pulp Fiction”, „Bękarty wojny”) stwierdził, że w ogóle go to nie interesuje, zwłaszcza jak producentem ma być Disney.

Steven Spielberg („Czas wojny”, seria „Indiana Jones”, „Lista Schindlera”) wypowiadał się dość mocno o nowych epizodach, twierdząc, zarówno, że „Gwiezdne Wojny” to nie jego gatunek, że już miał swój wkład, a na dodatek niedawno też dodał, że skończył z blockbusterami, choć nad kolejnym znów pracuje. Spielberg był jednym z pięciu reżyserów, którzy jakoby dostali treatment scenariusza do przeczytania. Najbliższy projekt to „Robocalypse” (2014), więc chyba można go skreślić. Choć może wróci do kolejnych filmów.

J. J. Abrams („Star Trek”, „Lost – Zagubieni”), drugi z listy reżyserów, którzy jakoby mieli dostać treatment. Obecnie kończy prace nad „Star Trek into Darkness” (premiera prawdopodobnie w maju 2013) i ma wolne zasoby. Abrams jest bardzo podekscytowany projektem, ale wydaje się nie być nim zainteresowany, rozumiejąc presję i oczekiwania fanów.
- „Gwiezdne Wojny” to jeden z moich ulubionych filmów. Czuję, że ta szansa dla kogokolwiek, kto wyreżyseruje ten film, jest obarczona wielkim ciężarem, że to taki kultowy film i seria. Nie byłem wielkim fanem „Star Treka” kiedy dorastałem, więc dla mnie praca nad nim nie była obciążona takim prawie zgubnym poczuciem świętokradztwa. Tak więc bardziej niż ktokolwiek czekam na kolejne „Gwiezdne Wojny” ale zobaczę je tylko jako widz!

Jon Favreau („Iron Man”), kolejny fan „Gwiezdnych Wojen”, według niektórych informacji wciąż jeszcze w grze. W „Wojnach klonów” podkładał głos Pre Visli, więc już pewne bariery złamał. Obecnie również nie ma jasno określonego projektu, czyli jest potencjalnie wolny.
- Myślę, że J.J. i ja jesteśmy z pokolenia ludzi, którzy uformowali całą swoją artystyczną osobowość bazując na tym czego doświadczyli jako dzieci oglądając te filmy. Miałem okazję pracować z Georgem i w jego otoczeniu(...) więc jestem szczęśliwy, że doświadczyłem tej kultury, jaką Lucas stworzył, zarówno osobiście, dorastając, jak i zawodowo(...). Jestem bardzo ciekawy jako fan co się z tym stanie. Jest wiele znaków zapytania co do tego jak to zrobią i z kim i o czym będzie historia.

Zajęci innymi projektami, które zawsze można odpuścić:

Matthew Vaughn („Kick-Ass”, „Gwiezdny pył” i „X-men: Pierwsza klasa”). Początkowo było o nim głośno, sprawa jednak ucichła. Trzeci z listy reżyserów, którzy podobno dostali do swoich rąk treatment. Na razie poza grą.

Prawdopodobnie skreśleni

Genndy Tartakovsky („Samuraj Jack”, „Wojny klonów”). Sam chciał być kimś kto nadzorowałby rozwój marki „Gwiezdnych Wojen”. Jednak jego drogi i Lucasfilmu chyba się już na dobre rozeszły.

Mike Newell („Harry Potter i czara ognia”, „Książę Persji: Piaski czasu”), przyznał, że gdyby mógł, to by zrobił siódmy epizod, ale na razie wie, że go nie dostanie.

W grze:

Joe Johnston („Jumanji”, „Park Jurajski III”, „Kapitan Ameryka: Pierwsze starcie”, pracował też przy klasycznej trylogii także jako pomocnik Ralpha McQuarriego). Przyznał że, bez George’a Lucasa i „Gwiezdnych Wojen” pewnie nie robiłby filmów. A co do reżyserii wiele według niego zależy od tego, co to będzie. Potencjalnie jest chętny, treatmentu nie dostał, obecnie kończy zdjęcia do filmu „Not Safe for Work”. Na plus w jego przypadku przemawia informacja, że Kathleen Kennedy podobno poszukuje kogoś z kim już współpracowała.

Colin Trevorrow („Na własne ryzyko”), czwarty z listy reżyserów, którzy podobno czytali treatment. O samym reżyserze już pisaliśmy tutaj. Po pierwsze jest wolny zawodowo, po drugie chce, trzecia sprawa to fakt, że jest spoza Hollywood, jest niezależnym filmowcem (z jednym filmem na koncie), ale są i minusy, przede wszystkim nie pracował przy tak dużych produkcjach. Trevorrow udzielił niedawno nawet jednego wywiadu, w którym kilka razy powtarzał, że nie może dużo mówić o zaangażowaniu w „Gwiezdne Wojny”, nie może komentować tego, co się dzieje i w co jest zamieszany. Zatem chcąc nie chcąc potwierdził tezę, że jest w trakcie rozmów. Trevorrow dodał także, że jest wielkim fanem „Gwiezdnych Wojen”, że te filmy to najważniejsze wydarzenie jego dzieciństwa, że rozumie mitologiczne aspekty i wie jak saga działa na miliony ludzi. Jak najbardziej rozumie wagę tego przedsięwzięcia, ale i ryzyko jakie poniesie reżyser próbując mierzyć się z legendą. Dlatego wielu z nich rezygnuje, przynajmniej zdaniem Colina. On sam jest gotów podjąć się tego wyzwania i co najważniejsze chce. Zdaje sobie sprawę z tego, że nowa trylogia to dopiero wierzchołek góry lodowej, potem będzie więcej filmów, zapewne będą powstawać do końca naszego życia. Zresztą nawet debiutancki film Trevorrowa zawiera co najmniej dwa nawiązania do „Gwiezdnych Wojen”, a sam reżyser pochodzi z pokolenia które wychowało się na sadze, choć pierwszy film jaki zobaczył w kinie to „Imperium kontratakuje”.

Brad Bird („Iniemamocni”). Piąty i ostatni reżyser, który rzekomo dostał treatment. Ma projekt Disneya – „1952” w toku, ale nie dystansuje się od sagi. Wręcz przeciwnie, sprawia wrażenie bardzo chętnego. Tylko, czy Disney go puści?

Niepewni i inne spekulacje:

Brenda Chapman („Książę Egiptu”, „Merida waleczna”), niedawno dołączyła do Lucasfilmu, miała wesprzeć dział animacji. Może mogłaby być pierwszą kobietą reżyserem sagi.

Dave Filoni („Wojny klonów”). Ma ten plus, że jest już reżyserem kinowych „Gwiezdnych Wojen” i mocno siedzi w temacie. Poza tym podobnie jak Chapman już pracuje w Lucasfilm więc łatwiej go przesunąć.

Anthony Hemingway („Red Tails”), kolejny „wychowanek” Lucasa. Wie jak się pracuje w Lucasfilm, a Flanelowiec był z niego zadowolony. Ponadto Hemingway obecnie reżyseruje tylko odcinki kilku seriali, więc właściwie jest wolny.

Samozwańcy i ulubieńcy fajów/mediów:

Guillermo Del Toro („Labirynt fauna”, „Hellboy”, kończy prace nad „Pacific Rim” przewidzianym na 2013) stwierdził tylko, że nikt się z nim nie kontaktował, ani on nie kontaktował się z nikim. Natomiast gdyby się ktoś go zapytał, to pewnie by pomyślał, szybko, bo to pytanie w stylu czy chce się umówić z supermodelką.

Duncan Jones („Moon”, „Kod nieśmiertelności”), którego nazwisko również gdzieś się przewinęło, prawdopodobnie na zasadzie sugestii. Brakuje informacji o chęci lub niechęci, wiadomo tylko, że lubi SF i obecnie jest zaangażowany w biografię Iana Fleminga.

Joe Kosinski („TRON: Dziedzictwo”), obecnie kończy film „Oblivion”, którego scenarzystą jest Michael Arndt (scenarzysta trzeciej trylogii). Ma też dobre relacje w Disneyu, a w 2013 będzie miał wolne zasoby.

Justin Lin („Szybcy i wściekli 5”), obecnie planuje piątego Terminatora i kolejną odsłonę „Szybkich i wściekłych”, jest zainteresowany stołkiem reżyserskim, ale na razie nikt mu nic nie proponował.

Andrew Stanton („John Carter”), ma wielu fanów po „Johnie Carterze”, którzy nawet nazywają ten film najlepszym z prequeli. No i była to produkcja Disneya, tyle, że okazała się spektakularną klapą finansową. Ma też angaż na „Gdzie jest Nemo 2”. Nazwisko może wypłynie przy kolejnych filmach.

Joss Whedon („Avengers”), kolejne marzenie wielu fanów i publicystów, z tym, że jest zaangażowany w prace nad „Avengers 2”, małe szanse by porzucił ten projekt (tworzony dla Disneya / Marvela). Może znów wypłynąć przy kolejnych filmach.

Christopher Nolan („Incepcja”, nowy „Batman”), właściwie należy go wymienić tylko dlatego, że jego nazwisko wykrzykuje część fanów. Szanse by zaangażował się w kolejną franczyzę są raczej małe.

David Yates („Harry Potter i Insygnia Śmierci”), jego projekty są we wczesnej fazie, w tym nowa wersja Tarzana, łatwo byłoby je porzucić wstrzymać. Znów raczej propozycja, niż konkretne informacje.

Josh Trank („Kronika”), kolejny z listy może i mógłby, gdyby z nim rozmawiano. Na razie wygląda na wolnego, niby miał się zająć rebootem „Fantastycznej czwórki”, ale nic z tego na razie jeszcze nie wynika.

Wes Anderson („Podwodne życie ze Stevem Zissou”, „Pociąg do Darjeeling”), właściwie na liście znalazł się z podobnych przyczyn co Colin Trevorrow. Reżyser raczej nie jest kojarzony z mainstreamem, ma tylko jeden film w przygotowaniu, prawdopodobnie plotka.

Mark Anderws („Merida Waleczna” (współ z Brendą Chapman)), sam rozpowiadał, że chętnie by wyreżyserował całą trylogię. Chce też dalej pracować nad filmami Pixara. Prawdopodobnie szuka pracy, jednak pracował też przy „Wojnach klonów” Tartakovsky’ego, więc może być skreślony.

Edgar Wright („Wysyp żywych trupów”, „Scott Pilgrim kontra świat”), kolejny ulubieniec fanów, z tym, że zajęty obecnie „Ant-Manem” (dla Disney-Marvel). Ewentualnie jego miejsce mógłby zająć Joe Cornish, współpracownik Wrighta, choć ma niewielkie doświadczenie przy reżyserowaniu.

Louis Leterrier („Starcie tytanów”, „Niesamowity Hulk”), nie udało mu się dostać fotela reżyserskiego „Avengersów”, ale prawdopodobnie też nie ma większych szans przy nowych „Gwiezdnych Wojnach”. Znów raczej kolejna spekulacja, ew. marzenie, a nie konkretne informacje.

Tim Burton („Batman”, „Sok z żuka”), wybitny reżyser z bardzo charakterystycznym stylem, w dodatku obecnie obeznany z Disneyem, acz z różnym skutkiem. „Alicja” okazała się sukcesem, „Mroczne Cienie” i „Frankenweenie” łatwiej nazwać klapami. No i pewnie wymagałoby to zatrudnienia Heleny Bonham Carter, Christophera Lee i koniecznie Johnny’ego Deppa (ten ostatnio zainkasował 60 milionów GBP za kolejnych „Piratów z Karaibów”), co mocno by zwiększyło koszty.

Ron Howard („Piękny umysł”, „Apollo 13”, „Kod da Vinci”), ma dość długą relację z Lucasem, był też reżyserem „Willow”, wie jak pracować w LFL. Na razie projekt „Mrocznej wieży” jest zawieszony, więc Howard jest wolny, acz chyba nikt z nim nie rozmawiał.

Robert Zemeckis („Powrót do przyszłości”, „Beowulf”) kolejny ulubieniec wielu, który ostatnio wszedł mocno w animację. Prawdopodobnie powinien pojawić się na liście tych, którzy zrezygnowali. Zapytany o „Gwiezdne Wojny” stwierdził, że jest trochę zmęczony robieniem filmów za 100 milionów USD i że obecnie co do sagi panuje straszna histeria.

Patty Jenkins („Monster”), miała robić „Thora 2”, ale coś nie wyszło. Sprawia wrażenie wolnej i być może szuka stałego dochodu, albo to kolejna głupkowata spekulacja.

F. Gary Gray („Włoska robota”, „Negocjator”), zdecydowanie umie odnaleźć się w filmach akcji. W dodatku był na krótkiej liście reżyserów drugiego „Kapitana Ameryki” Marvela-Disneya. Przepadł, ale może się wybije. Znów spekulacja.

M. Night Shyamalan („Szósty zmysł”), kiedyś miał być nowym Spielbergiem, teraz mógłby być nowym Lucasem, choć niestety sprawia wrażenie, że najlepsze filmy ma już za sobą. Raczej nie brany pod uwagę.

Gore Verbinski („Piraci z Karaibów” trzy pierwsze części), kończy „The Lone Rangera” i powinien być wolny w 2013. Współpracował z Lucasfilmem przy „Rango”, obeznany z Disneyem, obecnie jest obok J.J. Abramsa jednym z najbardziej rozpoznawalnych młodych reżyserów kina nowej przygody. Pewnie wciągnąłby też Johnny’ego Deppa do filmu. Prawdopodobnie jednak nie jest brany pod uwagę.

Neil Blomkamp („Dystrykt 9”). Na liście nie ma Petera Jacksona, którego wielu fanów także chciałby widzieć za sterami nowej trylogii. Jackson jest jednak zajęty „Hobbitami”, więc jego nazwisko nie pojawiło się w ogóle na giełdzie. Niejako w zastępstwie pojawia się właśnie Neil Blomkamp, który podobno nawet miał się znaleźć na jednej z krótkich list. Wiadomo tylko, że w 2013 będzie wolny.

Alfonso Cuarón („Ludzkie dzieci”), kolejny przedstawiciel marki Harry’ego Pottera, który w „Więźniu Azkabanu” dodał trochę mroku i dorosłości młodym czarodziejom. Obecnie ma dwa projekty, więc raczej odpadnie. Znów jednak prawdopodobnie był to strzał na ślepo.

Darren Arnofsky („Czarny łabędź”, „Requiem dla snu”), strzał trochę w stylu Wesa Andersona, obecnie zaangażowany w produkcję filmu „Noah” (2014), więc raczej nie ma szans zobaczyć go za sterami.

Kathryn Bigelow („The Hurt Locker. W pułapce wojny”), prawdopodobnie kolejne pudło, z tym, że akurat ona ma wolne przeroby.

Na giełdzie pojawiły się też nazwiska Jamesa Camerona, który jest jednak zajęty „Avatarami” i nie zostawi tych projektów oraz Ridleya Scotta, który planuje kolejnego „Prometeusza” i „Łowcę androidów”. Obu nie ma co brać pod uwagę.

Tak ta lista wygląda na teraz, ale informacje napływają dość szybko, więc status pewnie już jest nie aktualny. Pozostaje mieć nadzieję, że Frank Marshall ma rację i reżysera poznamy niebawem.
KOMENTARZE (26)

Michael Arndt scenarzystą Epizodu VII, którego Spielberg nie wyreżyseruje

2012-11-10 08:22:01 StarWars.com, Vulture.com

Zaufany informator Claude`a Brodessera-Aknera z serwisu Vulture.com donosi, iż Michael Arndt napisał koncept scenariusza Epizodu VII, który mieści się na 40-50 stronach. Podobno Arndt napisał też treatmenty do dwóch pozostałych filmów trzeciej trylogii.
Dodatkowo, ich źródło informuje, że wysoko postawieni właściciele studia chcą powrotu starszych wersji postaci jak Luke Skywalker, Księżniczka Leia i Han Solo, z wielkim naciskiem na Marka Hamilla aby przynajmniej on podpisał umowę na wystąpienie w nowym filmie z uniwersum Gwiezdnych Wojen.
Arndt, który otrzymał Oscara w 2007 roku za scenariusz do filmu "Mała miss", wykorzystywał oryginalny scenariusz Gwiezdnych Wojen na wykładach dla pisarzy. Co więcej, Arndt określany jest przez serwis Vulture jako „ekspert Gwiezdnych Wojen”.
Prawdopodobnie z konceptem scenariusza Arndta zapoznali się znani reżyserowie w Hollywood jak Brad Bird, Steven Spielberg czy J.J. Abrams.

Podobno serwis Hollywood Reporter posiada swoje źródła, które potwierdzają informację z Vulture.
W takim razie, czy Arndt jest rzeczywiście człowiekiem, który rozpocznie współpracę z Lucasfilmem i Disney`em? Na dzień dzisiejszy wiadomo, że mógłby być jednym ze scenarzystów, który napisał koncept scenariusza do E7. Jednak, Arndt jest człowiekiem, który ma kontakty, wielką pasję, a także, jak przekonały się osoby które obejrzały Toy Story 3, zdolność do tego aby dorośli cieszyli się przedstawianymi historiami jak dzieci.

Serwis AccessHollywood.com spytał Stevena Spielberga, ktorego nowy film Lincoln niedlugo wejdzie na ekrany kin, czy chciałby zająć się reżyserią nowych filmów z Gwiezdnych Wojen, na co jednoznacznie odpowiedział „Nie! Nie!. To nie mój gatunek filmowy. Jest to gatunek filmów, którym zajmuje się mój najlepszy przyjaciel George.
Odpowiedź Spielberga nie jest taka zaskakująca. Otóż, w rozmowie z serwisem Guardian stwierdził, że jeśli chodzi o filmy akcji, nie ma już w nich dla niego żadnego dreszczu emocji.


UPDATE

Oficjalna strona StarWars.com potwierdza, że Michael Arndt jest scenarzystą Epizodu VII.
KOMENTARZE (29)

Co nowego na srebrnym ekranie?

2011-03-23 22:41:42

W najbliższy piątek (25 marca) na ekranach polskich kin zawita komedia Morning glory w reżyserii Rogera Michella z Harrisonem Fordem w jednej z głównych ról. Akcja opowiada o realizacji programu telewizji śniadaniowej, toteż rodzimy dystrybutor postanowił tłumaczeniem tytułu "subtelnie" nawiązać do jednej z porannych propozycji popularnej stacji komercyjnej. W naszym kraju Morning glory wyświetlany jest więc jako Dzień dobry TV.

Główną bohaterką filmu twórcy Notting Hill jest Becky (Rachel McAdams), która pracuje jako producentka telewizyjna. Otrzymuje zadanie wyprowadzenie na prostą porannego programu "DayBreak", którego oglądalność spada na łeb na szyję. Jakby tego było mało gwiazdor stacji Mike Pomeroy (Ford) i jego nowa współprowadząca (Dianne Keaton) nie przypadają sobie do gustu. Ich wzajemną niechęć widać na ekranie telewizora i liczba widzów nadal spada. Becky robi co może, by uratować program, któremu niechybnie grozi zdjęcie z anteny.

Oprócz wymienionej trójki na ekranie zobaczymy również Patricka Wilsona i Jeffa Goldbluma. Scenariusz napisała Aline Brosh McKenna, a ścieżkę dźwiękową podpisał David Arnold (od 1995 nadworny kompozytor Bondów). Warto dodać, ze jednym z producentów Dzień dobry TV jest J. J. Abrams.

W Stanach film nie okazał się hitem. Przy budżecie wynoszącym 40 mln USD zarobił do tej pory nieco ponad 51 mln. Oznacza to, źe od prawie 10 lat Harrison Ford nie wystąpił w żadnym - nie licząc Indiany Jonesa i Królestwa Kryształowej Czaszki - hicie box office'u.

W serwisie Rotten Tomatoes obraz ma 54% "świeżości" (w oparciu o 160 recenzji), co daje mu ocenę 6/10. Krytycy narzekają głównie na bijącą z ekranu nudę, pozastawiającą wiele do życzenia grę Forda oraz to, że film nie rzuca światła na kulisy porannej telewizji. Pochwały za swój występ zbiera z kolei Rachel McAdams. Słynny krytyk Roger Ebert pochwalił ich oboje pisząc: "Morning Glory" to początkowo zabawna rozrywka, która za sprawą Rachel McAdams ulega przemianie. A Harrison Ford przemienia samego siebie. (...) To jest to, co lubię najbardziej. Wyrasta z natury ludzkiej i mówi o tym, jak ludzie wiodą swe żywoty i wykonują swe zawody..



KOMENTARZE (3)

Co się kręci?

2010-11-07 19:55:41 Różne

Harrison Ford wystąpi w jako gość w następnym odcinku słynnego amerykańskiego talk show "Late Show with David Letterman". Aktor promował będzie najnowszy film ze swoim udziałem - komedię Morning Glory, która na ekrany amerykańskich kin zawita 10 listopada. Morning Glory opowiada historię ambitnej producentki telewizyjnej (Rachel McAdams) próbującej ratować spadającą oglądalność porannego programu informacyjnego, która popada w konflikt z jego prowadzącym (w tej roli Harrison Ford). Obraz wyreżyserował Roger Michell na podstawie scenariusza Aline Brosh McKenny (Diabeł ubiera się u Prady). Kompozytorem ścieżki dźwiękowej jest David Arnold, który zasłynął jako autor muzyki do najnowszych odcinków przygód Jamesa Bonda. Producentem filmu jest sam J.J. Abrams (Lost, Alias, Mission: Impossible III). Zwiastun możecie obejrzeć w tym miejscu, zaś program Davida Lettermana zobaczycie na antenie CBS w poniedziałkowy wieczór.

Reżyser Juan Antonio Bayona (autor Sierocinca, który rozkręcił w Polsce modę na hiszpańskie horrory) wyjawił szczegóły dotyczące fabuły jego najnowszego obrazu zatytułowanego The Impossible, w którym w głównych rolach zobaczymy Naomi Watts i Ewana McGregora. Akcja filmu rozgrywać się będzie podczas katastrofalnego tsunami, które doktnęło wybrzeża Indonezji, Sri Lanki i Indii przed sześcioma laty. Autorem scenariusza jest Sergio G. Sánchez (autor skryptu do Sierocinca). Opis fabuły The Impossible (ujawniony podczas Amerykańskich Targów Filmowych) przedstawia się następująco (za film.onet.pl: Maria (Naomi Watts), Henry (Ewan McGregor) i ich trzech synów rozpoczynają zimowy urlop w Tajlandii z nadzieją na spędzenie kilku dni w tropikalnym raju. Jednak rankiem 26 grudnia, gdy rodzina odpoczywa przy basenie po obchodach Bożego Narodzenia, przerażający wrzask wydobywa się z centrum ziemi. Maria zastyga w strachu, a ogromna ściana wody przelewa się przez teren hotelu w jej kierunku. Henry chwyta dwóch najmłodszych chłopców, Simona i Thomasa, ale jest już za późno: fala uderza w niego z niewiarygodną siłą i rozrywa uścisk. Maria znajduje się pod wodą, gdzie zostaje przygnieciona przez gruz, co doprowadza ją skraj śmierci. W końcu kobiecie udaje się dotrzeć na powierzchnię. Odkrywa, że woda całkowicie zalała jej trzypiętrowy hotel oraz okolicę. Maria nabiera powietrza i stara się zrozumieć, co się właśnie stało. Jest przekonana, że cała jej rodzina nie żyje. Jednak najstarszy syn Marii, Lucas (Tom Holland), wypływa na powietrznię kilka metrów dalej. Stając twarzą w twarz z czymś zupełnie nieoczekiwanym i niezrozumiałym, Maria musi walczyć na przekór wszystkiemu o przetrwanie – swojego dziecka i własne. Data premiery nie została jeszcze ustalona.
KOMENTARZE (5)

Najlepsze wydarzenia roku 2009 okiem oficjalnej

2010-01-10 11:38:00

Wraca stara tradycja by pod koniec grudnia na oficjalnej pokazano 10 najlepszych, ciekawszych i ważniejszych ubiegłego roku. Oto lista, z pewnym komentarzem.

10. Jedyna różnica to twój umysł. I choć w XXI wieku nie doczekaliśmy się ani latających samochodów, ani rakietowych plecaków, za to mocno rozwinęła się gałąź gadżetów. Jeden z nich to prawdziwa rewolucja, gratka tak dla tych, którzy aspirują do roli Rycerzy Jedi, jak i kolekcjonerów. To przełomowe osiągnięcie techniki, wymarzona zabawka: The Force Trainer firmy Uncle Milton. Od stycznia zawojowała internetowe sklepy.
Zabawka, prezentowana na targach Toy Fair, czy konwencie Comic-Con zawsze gromadziła dużą rzeszę zainteresowanych, tak nawet 30-letnich praktyków Mocy jak i młodych padawanów.
Kontrakndydaci:
Lightsaber Chopsticks - Kotobukiya
Gus and Duncan's Comprehensive Guide to Star Wars Collectibles - Paizo Publishing
Star Wars: 1,000 Collectibles - Abrams
Jabba Costume - Rubie's
Clone Turbo Tank – Hasbro
Tantive IV - LEGO
Lando Calrissian - Sideshow Collectibles
Ogrodowy Jawa - StarWarsShop

9. Star Wars Soundboards To właśnie tę atrakcję uznano, za jedno z najważniejszych wydarzeń na oficjalnem w zeszłym roku. Same soundboardy nie są nowym pomysłem, ba w internecie pojawiają się bez mała od 10 lat. Jednak na oficjalnej pełnią one obecnie rolę substytutu, czegoś, co w miarę regularnie pojawia się na stronie, a nie jest związane z Wojnami Klonów. I choć tranformacja z kinowej sagi w telewizyjną przechodzi bez zakłóceń, rosną nowe pokolenia fanów, a oglądalność oficjalnej wciąż rośnie, należy pamiętać, że serial to nie wszystko. Soundboardy są właśnie takim prezentem dla starszych fanów.

Wśród innych rzeczy Online warto wspomnieć o:

Gwiezdnych Wojnach na Twitterze - tu pojawiło się wiele kont między innymi Stephena Fry'a
The Clone Wars: Act on Instinct - Komiks online związany z serialem, ale widzimy tu zupełnie inne podejście niż w przypadku pierwszego sezonu. Zamiast krótkich, związanych z odcinkami historyjek, dostaliśmy unikalną, własną opowieść, z nowymi postaciami, których los jest niepewny. Za dzieło odpowiadają: Thomas Hodges, Grant Gould, Jeff Carlisle i Daniel Falconer.
Także dwie gry online - Star Wars: Trench Run i The Clone Wars: Gunship Over Florrum

8. Powrót Star Treka Co robi powrót Star Treka na na liście najważniejszych wydarzeń roku w Star Wars!? Żart? Ależ skąd. Jest kilka powodów.
1. Zarówno reżyser - J.J. Abrams jak i scenarzyści Roberto Orci i Alex Kurtzmann przyznają, że są fanami Gwiezdnych Wojen i czerpią z tego inspirację.
2. Inspiracja zamienia się w żarty - vide R2-D2.
3. Ben Burtt oraz Roger Guyett i ILM wśród podwykonawców.

Poza Star Trekiem ILM w 2009 to także Transformers, Harry Potter, Terminator i ostatecznie Avatar.

7. Rok Tauntauna Zaczęło się od pewnego żartu na ThinkGeek.com, gdzie pokazano najbardziej pożądany gadżet roku - śpiwór-tauntauna. Żart wywołał takie zapotrzebowanie, że w końcu rynek je spełnił. Żart przygotowano na Prima Aprilis, zbudowano prototyp i sfotografowano go. Ludzie nie tylko się nabrali, fani zaczęli się domagać tego produktu, a bez tego Lucasfilm nie zgodziłby się na produkcję.
Ale Tauntaun w 2009 to nie tylko śpiwór. To także strój zrobiony przez Scotta Holldmana, oraz ciasto zrobione przez Courney Clark.

6. Fani świętują 10 lat Mrocznego widma I to w różny sposób. Ten najważniejszy to Fanboys Kyle’a Nemwana, opowieść o fanach którzy nader wszystko zapragnęli obejrzeć film przed jego premierą.
Inne ważne wydarzenia pop-kultury:
- Odcinki specjalne Family Guya i Robot Chicken po raz drugi.
- coming out słynnych fanów

5. The Empire Muggs Back To kolejna ważna akcja charytatywna, zorganizowana przez StarWars.com. Poproszono artystów, twórców komiksów, projektantów zabawek i słynnych fanów, by przerobili czyste Mighty Muggs od Hasbro w jakiś nieokreślony produkt. Wszystko wystawiono na aukcji i uzyskano przychód w granicach 30 tys USD. Aukcja odbyła się podczas San Diego Comic-Con, a wśród twórców znaleźli się Kyle Newman, Jamie King czy Dave Filoni.

4. The Essential Atlas Za wydarzenie roku z Expanded Universe uznano Atlas, który w bogaty sposób przedstawia galaktykę, mało tego ukazuje ją w 2 wymiarach, mimo że powinien w 3. No i najważniejsze to robota, jaką wykonali twórcy.
Inne ważne dzieła 2009 to Szturmowcy śmierci, komiksy na iPhonach, kolejna próba wejścia Del Reya w ebooki.

3. Star Wars: in Concert - to najważniejsze wydarzenie roku. Symfoniczna orkiestra na żywo, show prowadzony przez Anthony'ego Danielsa, muzyka z sześciu filmów (i Wojen Klonów), wielkie wyświetlacze LED i tourne po całym kraju (USA).
Inne wydarzenia to Comic-Con 2009 - z pawilonem Lucasfilmu, oraz zapowiedź nowego Star Tours na 2011.

2. Druga bitwa o Geonosis W sumie około 13 godzin Wojen Klonów, ale kulminacją była właśnie episka bitwa na Geonosis. No i pierwszy sezon pojawiający się na DVD.

1. Za wydarzenie roku uznano zwiastun The Old Republic - Deceived Można go obejrzeć tutaj i raczej nie wymaga on większego komentarza.
KOMENTARZE (0)

R2-D2 w Star Treku

2009-11-24 00:06:29 Gizmodo.com

W lipcu tego roku internet przełamała na pół informacja, że R2-D2 pojawił się gdzieś w największym kinowym hicie tego lata, czyli "Star Treku" reżyserii J.J. Abramsa. Zorganizowano nawet konkurs na znalezienie droida, ale zagadka ta pozostała nierozwiązana, aż do dziś. Teraz wyjaśniło się, że R2-D2 pojawia się w nowym Star Treku, dokładnie w 47 minucie filmu, możecie go zobaczyć na zdjęciu tutaj, albo na tym filmie.

Co ciekawe to nie pierwszy występ R2-D2 w hollywoodzkiej superprodukcji tego roku, baryłkowaty droid pojawił się też na moment w drugiej części "Transformers: Zemsta upadłych", gdzieś w tle jednego z tysiąca wybuchów (szczegóły tutaj). Nie powinno to jednak nikogo dziwić, jak wiadomo z filmu dokumentalnego "R2-D2: Beneath the Dome", R2 jest prawdziwą gwiazdą.

Tajemnicę obecności tego droida w filmach nie tworzonych przez George'a Lucasa można łatwo wytłumaczyć: do obu filmów efekty specjalne robił ILM.
KOMENTARZE (9)

Mój ulubiony film to Star...

2009-05-18 13:17:02 College Humor

Nowy film serii "Star Trek" w reżyserii J.J. Abramsa zrobił duże zamieszanie wśród miłośników kina SF, a także wywołał wyraźną reakcję Galaktycznego Imperium. Coraz popularniejszy w sieci serwis humorystyczny College Humor zamieścił pewien filmik, który podważa oryginalność fabuły filmu o początkach załogi Enterprise, ponieważ okazuje się on być zaskakująco podobny do...tak, oczywiście, do naszej ulubionej "Nowej nadziei".

Uwaga! W poniższym video znajdują się duże spoilery dotyczące filmu "Star Trek".


KOMENTARZE (41)

Tydzień Wojen Klonów: Premiera Wojen Klonów

2008-09-20 14:17:00 Star Wars Blog



Niedawno, z okazji premiery „The Clone Wars” przygotowaliśmy dla Was Tydzień Wojen Klonów. Teraz, gdy wielkimi krokami zbliża się polska premiera tego filmu, zapraszamy do spędzenia tych kilku dni wraz z Bastionem. Czekają Was kolejne atrakcje związane z najnowszą animacją opowiadającą o Wojnach Klonów.
Wszystkie artykuły z tego oraz poprzedniego Tygodnia Wojen Klonów znajdziecie w tym miejscu.


Tydzień Wojen Klonów: Premiera Wojen Klonów

„Wojny Klonów” mogą być pilotem serialu telewizyjnego, mogą nie być mocno reklamowane, mogą nie być docenione przez krytyków, ale jak każdy szanujący się film miały swoją oficjalną premierę. A ta odbyła się w miejscu szczególny, w Egyptian Theater w Hollywood, 10 sierpnia 2008. Samo kino jest siedzibą instytutu American Cinematique, a także od 1922 są tu organizowane wielkie Hollywoodzkie premiery.

Oczywiście nie mogło zabraknąć czerwonego dywanu, nie mogło zabraknąć gwiazd światowego kina (nie tylko związanych z produkcją filmu), ale też nie mogło zabraknąć iście Hollywoodzkiej otoczki. A tę organizatorom premiery pomogli stworzyć fani zrzeszeni w 501 Legionie, wspomagani przez wynajętych aktorów i statystów.

Owszem kulminacją tego wieczoru była projekcja, ale wcześniej ważniejsze było prezentowanie siebie na czerwonym dywanie, pozowanie do zdjęć, rozmowy z dziennikarzami i rozdawanie autografów. Pod tym względem główni twórcy filmu nie zawiedli. Owszem zabrakło może tych najbardziej znanych – jak Chritopher Lee czy Anthony Daniels nie wspominając o Samuelu L. Jacksonie, ale byli inni, ci którzy nie tylko są związani z nowym filmem, ale także a może nawet przede wszystkim z serialem.

Ale żeby się lansować wcale nie trzeba grać w tym filmie. Można być sławnym i razem z rodziną, albo samemu wybrać się na premierę. Dziennikarze nie przepuszczą takiej okazji. Warto też zrobić sobie zdjęcie z kimś sławniejszym. Tak wygląda niestety przemysł premierowy, szał, który trudno ogarnąć.

A już tak z zupełnej ciekawości warto wspomnieć jak wyglądały inne miasta oczekujące na premierę. Tym razem było o wiele spokojniej niż w przypadku „Zemsty Sithów”, reklam było dużo mniej, ale to nie znaczy, że ich nie było. W Londynie przystrojono nie tylko kina, ale też autobusy.

A nasze premiery już w piątek, jeśli coś organizujecie to dajcie nam znać i podeślijcie fotorelację.
KOMENTARZE (16)

10 największych fanów SW ze świata showbiznesu

2007-10-12 21:44:14 AskMen.com

Przy okazji 30-lecia Gwiezdnych Wojen serwis AskMen.com stworzył listę dziesięciu największych sławnych fanów SW. Oto ona:

10. Conan O’Brien – dziennikarz, prowadzący talk show. Podczas jednego z odcinków gościem był George Lucas i oznajmił, że admirał Motti ma na imię Conan Antonio. O’Brien także odwiedził Lucasfilm, gdzie dowiadywał się między innymi o efekty specjalne. Twierdzi, że Sprośny Okruszek byłby idealnym partnerem komediowym w jego programie.
Ulubiona postać O’Briena to księżniczka Leia.

9. Marc Ecko - słynny projektant mody, słynący także z kupienia piłki Barry'ego Bonda, którą ten zdobył rekord, i odesłanie jej do specjalnego muzeum, ale nie ukrywa też swych gwiezdnowojennych fascynacji, z których czerpie inspiracje.
Ulubiona postać to Yoda.

8. Jeordi White lub też Twiggy Ramirez. Bardziej znany z zespołu Marlina Mansona, ale sam też jest autorem albumu „A New Hope” z 1993, który jest trybutem dla Gwiezdnych Wojen.
Ulubiona postać to Luke Skywalker.

7. Chris Jericho – aktor, piosenkarz, oraz były członek światowej federacji Wrestlingu, pochodzi z Winnipeg, gdzie jak sam twierdzi mógł się bawić w Hoth. Posiada olbrzymią kolekcję figurek i odtwarzał sobie nimi bitwę o Hoth, czasem dodając siebie w roli Godzilli. Nigdy jednak nie zrobiła ona krzywdy Luke’owi czy Hanowi. Był przekonany, że rolę Hana Solo grał Alec Guinness, a nie Harrison Ford.
A jego ulubiona postać to właśnie Han Solo.

6. Seth Green – aktor i reżyser. Twórca "Robot Chicken", fan Gwiezdnych Wojen od lat 4. Kolekcjoner zabawek. Pomimo wielkiego szacunku dla sagi, nie boi się z niej naśmiewać. Prócz żartów, jest też poważnie oddany sadze - choć nie znalazła się dla niego rola w nowej trylogii, jednak zawsze był na pierwszych pokazach filmów przeznaczonych dla twórców filmowych.
Ulubiona postać – Boba Fett.

5. J.J. Abrams – reżyser i scenarzysta, twórca seriali Alias, czy Lost. Był fanem od wielu lat, ale jednym z największych przeżyć było obejrzenie "Zemsty Sithów" i doświadczenie zakończenia sagi. Fascynuje go to, że ludzie z jego pokolenia bardziej interesują się perypetiami Luke’a, podczas gdy do młodszych lepiej przemawia Anakin. Nawiązywał do Gwiezdnych Wojen w Lost i w Mission Impossible III. Ciekawe czy nawiąże też w Star Treku?
Ulubiona postać – Luke Skywalker.

4. Kevin Smith – aktor, reżyser, scenarzysta. Właściwie nawiązuje do Gwiezdnych Wojen gdzie tylko może, podobno nawet Jay i Cichy Bob są inspirowani C-3PO i R2-D2. W jego „Sprzedawcach” główni bohaterowie zastanawiali się nad wymordowaniem robotników sezonowych pracujących na Gwieździe Śmierci, do jednego ze swoich filmów zaprosił Marka Hamilla i Carrie Fisher. Jego córka twierdzi, że widziała już tyle marketingu SW, że nie potrzebuje już więcej oglądać samych filmów.
Ulubiona postać to R2-D2.

3. Simon Pegg – aktor znany z filmu Hot Fuzz, komediant. Zaczynał od figurek, które w młodości przedstawili mu koledzy. Potem nawiązywał do sagi w serialu Spaced. Jak fan może pochwalić się własną repliką miecza, spotkanie z Carrie Fisher, chwali się też wydaniem DVD z wersjami nie zmienionymi trylogii podpisane przez George’a Lucasa.
Ulubione postaci to Ewoki.

2. Samuel L. Jackson. Niegdyś kolekcjoner komiksów, początkujący aktor, który zachłysnął się Gwiezdną Sagą. Dopiero po 20 latach miał okazję współtworzyć Gwiezdne Wojny, kiedy Lucas zaprosił go na swoje ranczo, choć Jackson oczekiwał skromnej, epizodycznej roli. Zamiast tego dostał rolę największego Jedi, w dodatku uprosił o indywidualny kolor miecza świetlnego.
Ulubiona postać to naturalnie Mace Windu.


1. Stephen Colbert – dziennikarz, prezenter i autor programu The Colbert Report w którym bardzo często nawiązywał do Gwiezdnych Wojen. Pewnego razu wśród najważniejszych wydarzeń znalazło się to, że Peter Mayhew dostał amerykańskie obywatelstwo. Często dawał oznaki bycia fanem: często nazywa swoich gości "Lando", kiedyś zrobił filmik, w którym otwierał drzwi Bushowi mieczem świetlnym, a to kazał Raplhowi Naderowi rozmawiać z droidami. Ogłosił też konkurs „Green Challenge” na dorobienie tła do filmu nagranego z Colbertem walczącym z mieczem świetlnym na zielonym tle. „Wygrał” go George z Kalifornii, jak się później okazało Lucas, któremu pomagał ILM. Na koniec tamtego programu Colbert zmierzył się z Flanelowcem na miecze świetlne i przegrał. Całkiem niedawno w swoim programie zaczął przeglądać Star Wars Pop-up Guide.
Ulubiona postać – Lando Calrissian.
KOMENTARZE (27)
Loading..