TWÓJ KOKPIT
0

Holo z oficjalnej :: Newsy

NEWSY (151) TEKSTY (0)

<< POPRZEDNIA     NASTĘPNA >>

5 odcinków "The Clone Wars" dobrych dla dzieci

2014-04-11 20:51:45 Oficjalny blog



W powszechnym mniemaniu serial "The Clone Wars" jest skierowany do młodszej widowni i rzeczywiście, zwłaszcza na początku odcinki miały "lżejszą" naturę. Później seria nabrała o wiele mroczniejszego klimatu, zarówno w kwestii nastroju, jak i podejmowanej tematyki. Autorzy najnowszego wpisu na oficjalnym blogu postanowili więc przedstawić pięć odcinków, które są idealne dla dzieci.

Swoją drogą, skoro jesteśmy przy temacie TCW, to w naszym spisie chronologii odcinków znalazły się te pochodzące z "The Lost Missions", więc jeśli byście chcieli urządzić sobie maraton ze wszystkimi sezonami, teraz możecie to zrobić bez "przeskoków" w fabule.

"The Clone Wars" to nagrodzony statuetką Emmy serial, który przekroczył granice animacji i narracji, eksplorujący wydarzenia rozgrywające się po "Ataku klonów", a poprzedzające "Zemstę Sithów". Producent wykonawczy George Lucas był bezpośrednio zaangażowany w tworzenie każdego odcinka, co czyni z serialu pozycję obowiązkową dla każdego fana. Teraz, gdy wszystkie odcinki i film kinowy wylądowały na Netfliksie, nowa publiczność może doświadczyć "Wojen klonów" - ale czy są odpowiednie dla osób w każdym wieku?

Pomimo wyświetlania na kanałach przeznaczonych dla młodszych, pomyłką byłoby lekceważenie TCW jako serialu "tylko dla dzieciaków". Nastoletni i dorośli widzowie mogą być zaskoczeni dojrzałością i złożonością zaprezentowanych postaci i wątków. Wielu dorosłych fanów powiedziało, że obejrzenie TCW rzuciło nowe światło na prequele, dzięki czemu cała Saga zyskała na głębi. Dorośli widzowie, nie przegapcie tej wspaniałej serii!

Jednakże, z powodu dojrzałości i intensywności przedstawionych sytuacji, TCW nie można nazwać "serialem dla dzieci" bez pewnych zastrzeżeń. Jak powiedziałby Obi-Wan, wszystko bardzo zależy od twojego osobistego punktu widzenia. To rodzinna rozrywka, podobnie jak filmy spod znaku "Gwiezdnych Wojen", ale niektóre odcinki są lepszym punktem wyjścia niż inne.

Wojny klonów były zgiełkliwym czasem niestabilności, gdy Republika i Separatyści potykali się w całej galaktyce. Armia klonów przeciwstawia się śmiercionośnym droidom w serii kampanii i choć Republika odnosi zwycięstwa, to i tak żołnierze cierpią z powodu strasznych strat. Wojna rodzi również korupcję oraz otwiera drzwi najemnikom i łowcom nagród, aby mogli siać zniszczenie. Czyny pełne przemocy są popełniane zarówno przez bohaterów, jak i przez złoczyńców, ale w całym tym zamieszaniu światełko dobra i nadziei przebija nawet najmroczniejsze czasy.

Poprzez całą serię odcinki dobre dla dzieci często przedstawiają powrót do niewinności i przekazują pozytywne przesłania, które inspirują i napędzają wyobraźnię. Aby pomóc rodzicom i opiekunom zdecydować, które odcinki są odpowiednie dla dzieci, ten krótki przewodnik opisuje pięć najlepszych epizodów rekomendowanych dla młodszej widowni. Mamy nadzieję, że ten materiał wstępny pozwoli Wam odpowiednio przygotować rodzinne wspomnienia z Waszymi młodzikami w domu.



Odcinek 1.01: "Ambush"

Streszczenie: Mistrz Yoda i jego porucznicy, Jek, Rys i Thire, muszą wspólnie pokonać kilka przeszkód, aby spotkać się z królem Toydarii o czasie, zanim będzie zmuszony oddać planetę w ręce wroga.

Yoda to jedna z najbardziej przyjaznych dzieciom postaci w serii, z jego przystępną mądrością i zabawnym chichotem. W "Ataku klonów" widzieliśmy jak prowadził ćwiczenia z maluchami i ciepło rzekł: "Zaiste, cudowny umysł dziecka jest". Inspiruje otaczające siebie osoby i w "Ambush" czyni dokładnie to samo z eskortą klonów. Przytłoczeni przez wroga, żołnierze stracili wiarę w siebie i w szansę przeżycia. Yoda jednakże podnosi ich morale i skupia się na ich indywidualnych mocnych stronach. Robiąc to, daje przykład widowni, aby czyniła tak samo.

"Ambush" oferuje lekcję, która sprawdza się w codziennym życiu, od pielęgnowania wiary w siebie, po inspirowanie wielkości w innych.



Odcinek 1.08: "Bombad Jedi"

Streszczenie: Padme Amidala zostaje schwytana przez siły wroga podczas wizyty u starego przyjaciela rodziny. Przedstawiciel Binks chce za wszelką cenę ją uwolnić i aby to zrobić, przebiera się za Jedi.

Żadna inna postać w uniwersum "Gwiezdnych Wojen" nie jest niewinniejsza i bardziej dobroduszna niż Jar Jar Binks. Mimo negatywnego odbioru, jaki otrzymał od starszych widzów na przestrzeni lat, reprezentuje on humor i prosty pogląd na życie. Zawsze ma jak najlepsze intencje, chcąc ocalić przyjaciół za cenę własnego życia. Przyjmując rolę "mistrza Bombada", Jar Jar zdaje sobie sprawę ze swoich mocnych i słabych stron, i choć niektórzy mogą unieść pytająco brew, patrząc na jego techniki, to udaje mu się dotrwać do samego końca.

Mimo że została schwytana przez Separatystów, Padme jeszcze raz dowodzi, że nie jest typem damy w opresji. Podczas gdy Jar Jar poszukuje sposobu na uratowanie jej, Amidala sama sobie radzi, otwierając kajdany i rozbrajając strażników. Jako wzór dla młodych chłopców i dziewcząt, Padme trzyma się swoich poglądów nawet w obliczu niebezpieczeństwa.

"Bombad Jedi" zabiera widzów na humorystyczną przygodę, wzbudzając śmiech i pobudzając wyobraźnię.



Odcinek 4.06: "Nomad Droids"

Streszczenie: Po udanej misji pokojowej, R2-D2 i C-3PO rozpoczynają podróż do domu. Zostaje to udaremnione przez Separatystów, przez co droidy uciekają i przytrafia im się seria małych przygód.

Jedno z najbardziej zapadających w pamięć przedstawień postaci należy do R2-D2 i C-3PO, którzy uciekli ze szponów Imperium w "Nowej nadziei", bez wysiłku przechodząc przez korytarze, podczas gdy blasterowe bolty śmigały za ich głowami. Widząc na własne oczy takiego farta, zastanawiacie się jak takie dwa droidy w ogóle przetrwały w surowej galaktyce. Przyczyna jest tego taka, że miały siebie nawzajem. Razem R2-D2 i C-3PO to duet nie do powstrzymania, które często rozluźnia atmosferę na ekranie. Choć często się sprzeczają, to niektórzy fani powiedzieliby, że to oznaka prawdziwej przyjaźni.

"Nomad Droids" przedstawia jak dwie zupełnie różne postacie pracują razem i wspierają się nawet w najdziwniejszym otoczeniu.



Odcinek 5.06: "The Gathering"

Streszczenie: Wojna toczy się dalej, a wielu Jedi poległo w obronie Republiki, więc ich liczba coraz bardziej się zmniejsza. Trzeba wytrenować nowych przywódców, aby przekazali dalej dziedzictwo zakonu Jedi.

Nie ma nic bardziej ekscytującego i bardziej satysfakcjonującego od widzenia dobrego przedstawicielstwa konkretnej grupy, szczególnie w serialu animowanym skierowanym do różnych grup wiekowych. Dzieci często są przedstawiane jako "gówniarzowate" lub "mazgajowate", a rzadko pokazuje się je jako indywidualności o innym sposobie myślenia. Terminu takiego jak "dziecinny" często używa starsza publiczność w negatywnym kontekście, która zapomina, że kiedyś sama była mała. Radość z "Gwiezdnych Wojen" przemawia do wszystkich fanów, zwłaszcza dzieci. Ta odległa galaktyka pomaga młodszym widzom rozszerzyć wyobraźnię i pomyśleć o nowych możliwościach.

W "The Gathering" pięcioro młodych Jedi rusza na pełną wyzwań przygodę, która wzmacnia ich siłę i poddaje wyzwaniu ich słabości, przełamując tradycyjne i protekcjonalne stereotypy. Ten odcinek przedstawia bohaterów, z którymi dzieci mogą się łatwo identyfikować oraz demonstruje jak maluchy mogą być herosami innego rodzaju.



Odcinek 5.10: "Secret Weapons"

Streszczenie: Jedi przechwycili sekretną transmisję od Separatystów i nie mogą złamać kodu. Zbierając grupę droidów o różnych umiejętnościach, rycerze stawiają przed tymi niecodziennymi herosami zadanie odzyskania czipu dekodującego, zanim przeciwnik uderzy.

Na wiele sposobów droidy przypominają ukochane zwierzęta domowe. R2-D2 jest często porównywany do psa z powodu swojej lojalności i przyjaźni z Anakinem Skywalkerem. Droidy z uprzejmym oprogramowaniem mają tendencję do przyciągania innych miłych dusz, zwłaszcza dzieci. Nie trzeba szukać daleko, wystarczy pójść na konwent komiksowy, by zobaczyć jak maluchom opadają szczęki, a twarz jest pełna zachwytu, gdy widzą astromecha w skali 1:1.

W "Secret Weapons" najbardziej gadatliwym i ekspresywnym droidem jest mądry i kapryśny WAC-47. Bardzo gadatliwy i nieposiadający pewnych umiejętności społecznych, WAC umie uchwycić radosną stronę sytuacji w niebezpiecznych chwilach - to dziecięca i naiwna cecha. Te lekkie momenty to coś, co czyni z WAC-a i reszty drużyny droidów postacie łatwe do zidentyfikowania i takie, z którymi dzieci mogą się identyfikować.

"The Clone Wars" przybliżyło galaktykę do domów, przedstawiając całkiem nową erę szerszej publiczności. Każdy odcinek zaczyna się od krótkiego morału, który jest podstawą epizodu i wydarzeń. Od "Wielcy dowódcy inspirują wielkość w innych", do "Nigdy nie porzucaj nadziei, nieważne jak mroczne wydają się sprawy", ludzie w każdym wieku mogą czerpać korzyści z lekcji przedstawionych w serialu.



W duchu tego artykułu, poniższe filmiki pokazują, że w TCW rzeczywiście była spora dawka przemocy (w drugim można zobaczyć sceny ocenzurowane przez Cartoon Network), a podejmowane tematy, na przykład dotyczące polityki, mogłyby znudzić dzieci (i nie tylko).





Zapraszamy do dyskusji na forum.
KOMENTARZE (13)

„Gwiezdne Wojny” spotykają Szekspira

2014-04-10 17:37:00 Oficjalny blog



Jennifer Heddle, główna redaktora LucasBooks, kontynuuje tradycje blogowania o kolejnych nowościach książkowych. Tym razem na tapecie jest „The Empire Striketh Back” Iana Doeschera.



Gdy do Lucasfilmu dotarł pomysł szekspirowskiej interpretacji „Gwiezdnych Wojen”, przyznaję, byłam sceptyczna. Brzmiało to jak jakaś kolejna sztuczka. Ale gdy przeczytałam manuskrypt Iana Doeschera, moje odczucia uległy zmianie. Ian w pełen oddania sposób stworzył hołd nie tylko dla „Gwiezdnych Wojen”, ale także dla Szekspira, ukazując szacunek i cześć wobec stylu barda, gdy przenosił go do odległej galaktyki. A szalone recenzje czytelników tej książki ukazały, że nie tylko ja uważam iż Ian napisał coś specjalnego. Teraz ukazała się druga książka, „The Empire Striketh Back”, i jest podobnie wciągająca jak pierwsza.

Ian, daleki od spoczęcia na laurach, z każdą nową książką wprowadza coś nowego do swojej zabawy z tym szekspirowskim przedsięwzięciem. Pozwolę wam odkryć samemu, jak przedstawia Yodę, ale chciałam naświetlić jeden z najbardziej interesujących wyborów.

W tradycji szekspirowskiej, członkowie niższych klas często mówią prozą, by ich odróżnić od elity, jak kopacz grobów w „Hamlecie”, który jest prawdopodobnie najbardziej znanym przykładem. W „The Empire Striketh Back”, kto mógłby być lepszym reprezentantem niż twardy, praktyczny punkt widzenia Boby Fetta? Więc mamy:

- Co więcej, Darth Vader wie, że będę dobrze mu służył i pozostanę wierny ściganiu Solo. On dobrze wie, że Boba Fett czci słodką kompensatę tronu i z przyjemnością zdradzi swój ród, by zdobyć nagrodę, którą mu obiecano. Zabiłbym Solo bez namysłu, bo kim on jest dla mnie?

To właśnie ta dbałość o szekspirowskie szczegóły, sprawia, że te książki się wyróżniają i nie powinno nikogo zaskoczyć, że Ian blisko pracuje z profesorami college’u nad literackimi elementami. Słyszałam o nauczycielach, którzy przerabiali „Gwiezdne Wojny” Williama Szekspira, by wciągnąć uczniów w prawdziwe dzieła Szekspira. Jako ktoś, kto jest fanem zarówno Szekspira jak i „Gwiezdnych Wojen”, jestem bardzo dumna, że miałam swój mały wkład w te projekty.

Ale oprócz tego, że zawierają niespodziewane niuanse stylu Szekspira, te książki po prostu są zabawne. Zwłaszcza zabawne w tym, że rozszerzają oryginalne filmy, zamiast je ponownie opowiadać. Poniżej jeden z moich ulubionych fragmentów „The Empire Striketh Back”. W filmie to bardzo krótki moment, kiedy drzwi się zamykają tuż przed nosem C-3PO podążającego za Hanem i Leią do „Sokoła Millennium” w bazie Hoth. W filmie zaledwie marudzi mówiąc: „Typowe”. W wizji Iana, ta odpowiedź złotego droida jest dłuższa:

O nieszczęsny losie
Być opuszczonym przez najdroższych przyjaciół
Te ludzkie istoty niewiele dbają o
Nas, droidy, służące im lojalnie.
W ten sposób dokonam żywota swego w bazie tej
Na zamarzniętym pustkowiu, gdzie rebelianci przebywali
Na Hoth. A pewnego dnia badacze
Odkryją tą pokonaną bazę, dokopią się
Do jej środka i znajdą tam złotego droida,
Którego miejsce ostatecznego spoczynku będzie w lodzie i śniegu.
„Kto mógłby opuścić tak kochanego droida?”
Nie wątpię, że tak oto zareagują
Gdy mnie tu odkryją.

Biedny Threepio! Śmiałam się z jego bólu. No i z wielu innych fragmentów „The Empire Striketh Back”. Duch barda jest żywy i ma się dobrze w galaktyce „Gwiezdnych Wojen” tak długo jak kręci się tam Ian Doescher.


KOMENTARZE (3)

Gwiezdnowojenna gra szpiegowska: SPIN odtajniony

2014-04-04 12:25:51 Oficjalny blog




Oto esej Grega Mitchella i Abela Peñy z końca zeszłego roku, zespalający nie wydaną u nas heksalogię Księcia Jedi z resztą kanonu. Najbardziej absurdalną serią młodzieżową na licencji Gwiezdnych Wojen, warta przeczytania choćby dla rozumienia hermetycznego humoru fandomu zza oceanu.
Podcast Scum and villainy przeprowadził niedawno dodatkowo godzinny wywiad z Paulem Davidsem, autorem serii, z którego można się dowiedzieć sporo o podejściu pisarza do cyklu i klimacie panującym w LFL u zarania zorganizowanego EU. Część 1 Część 2 .

W 1992 Paul i Hollace Davidsowie wydali pierwszą książkę ze swojego gwiezdnowojennego cyklu młodzieżowego: Rękawicę Lorda Vadera. Ta seria sześciu książeczek przedstawia przygody Księcia Jedi Kena, walczącego u boku Luke'a Skywalkera i jego przyjaciół w noworepublikańskiej organizacji szpiegowskiej, znanej jako SPIN. Seria prawdopodobnie najbardziej słynie z wprowadzenia nas w świat Proroków Ciemnej Strony, nie jednego a dwóch trójokich mutantów, podających się za synów Imperatora Palpatine'a, długowłosego ojca Jabby Hutta Zorbę i oczywiście tytułowej niezniszczalnej rękawicy Sitha. Od tego czasu różni autorzy wpletli te historyjki dla dzieci w szerszy świat Gwiezdnych Wojen. Ten artykuł ściąga kurtynę skrywającą SPIN, ujawniając jego początki, miejsce w strukturach Nowej Republiki oraz pozostawione dziedzictwo.


I. NOWY RODZAJ WOJNY

Imperator Palpatine był martwy, zdradzony przez własnego ucznia, Dartha Vadera. Druga Gwiazda Śmierci - symbol terroru, trzymający Galaktykę w ciągłym strachu przed okrucieństwami rządzącego Imperium - została zniszczona nad lesistym księżycem Endora. Z ognia ostatniej bitwy zrodził się Luke Skywalker, odrodzony rycerz Jedi, niosący nadzieję cierpiącej pod rządami Sithów Galaktyce.

W świeżo proklamowanej Nowej Republice - w wielu światkach wciąż traktowanej jak Sojusz Rebeliantów - wydzierającej terytoria lokalnym imperialnym lordom, systemy gwiezdne stały na szali w zażartym konflikcie dwóch dominujących frakcji o panowanie nad galaktyką. O ile wiele tych potyczek toczono za pomocą gwiezdnych flot i laserów, bardziej subtelna wojna miała miejsce na łamach niedawno wyzwolonego Holonetu. Wojna na sławę, pomówienia, plotki i popularność.

Ścieżki propagandy nie były obce Nowej Republice. Rebelia rozpowszechniała krytykujące Imperium broszury, takie jak „Odezwa do rozsądku”, drukowane na nie byle czym, lecz syntpapierze, dla rozbudzenia nostalgii po idealizowanych dniach Starej Republiki, podczas gdy jej lider, Mon Mothma, osobiście odwiedzała wywrotowe światy, by wygłaszać rozpalające, szczegółowo zainscenizowane mowy, przygotowywane przez dedykowanego pisarza Arhula Hextrophona. Ale wrogiem Sojuszu w tej wojnie był mistrz manipulacji kontrolujący media tak pewnie jak wojownik Echani wibroostrze: swego czasu dyrektor Wywiadu Imperialnego, Lord Cronal o pseudonimie Blackhole. Były Prorok Ciemnej Strony i rywal Najwyższego Proroka Kadanna, Cronal został wyniesiony z szeregów proroków przez samego Palpatine'a i obdarzony kontrolą nad Holonetem. Przez lata tajemniczy agent i Ręka Imperatora kreował obraz świata zarówno dla wojska jak i cywilów, mamiąc ich wirem kłamstw i zwodząc zastraszającym, przypominającym ducha wizerunkiem, generowanym przez holograficzny zniekształcacz

Wraz z klęską Palpatine'a, Holonet powoli powracał do ludu, jak to było w czasach przedimperialnych. Imperialna machina propagandowa znalazła się w niespotykanej sytuacji. Po raz pierwszy od prawie dwóch dekad miała konkurencję. Oczywiście nielegalne kanały, takie jak InfoNet Cynabara i prorebelianckie sieci informacyjne jak Sieć Wygnańców Alderaanu, docierały szeroko w czasach panowania Palpatine'a, ale nigdy nie mogły konkurować ze skalą finansowanej rządowo Imperialnej HoloWizji czy wszechobecnymi imperialnymi plakatami rekrutacyjnymi, jednocześnie drażniącymi jednych i rozbudzającymi patriotyzm w innych. Lecz teraz wolność słowa znów odżywała, a Nowa Republika rozniecała ognie niezgody. Jednak Cronal pozostawał niewzruszony. Zamiast zastraszać obywateli, usiłując nawrócić ich na imperialna drogę, przebiegły agent po prostu dawał ich to, czego chcieli. Czy raczej kogo chcieli: Luke'a Skywalkera, bohatera Yavina i Rycerza Jedi.

Wciąż zajmujący szczytowe miejsca w rankingach popularności, dwudziestoparoletni wieśniak został wypchnięty na środek sceny. Luke nie tylko pokonał Vadera, ale utwierdził swoją reputację odpierając niedawne inwazje Ssi-Ruuków, Nagai i Tofów. Cronal przebiegle to wykorzystał, prywatnie produkując hitowe holodramaty, takie jak „Luke Skywalker i Smoki Tatooine” czy „Luke Skywalker i Zemsta Jedi”, zawierający proimperialną wersję pojedynku na pokładzie drugiej Gwiazdy Smierci. Choć tanie z kiczowatymi, tandetnymi scenografiami, filmy te były kasowymi sukcesami, rodzącymi udane linie figurek i przedstawiającymi Luke'a jako bohatera Imperium i wybranego przez Palpatine'a następce tronu. Luke stał się ikoną. Ikoną której Cronal nie wahał się użyć dla zwiększenia swoich wpływów.

Z Cronalem skontaktował się imperialny regent Sate Pestage, przedstawiając nową koncepcję. Przez długi okres religia była zakazana przez Imperium, lecz Pestage wierzył, że nadszedł czas na zdjęcie tego zakazu przez wprowadzenie nowej wiary państwowej, Kościoła Ciemnej Strony, luźno bazującego na praktykach i naukach byłego bractwa Cronala, Proroków Ciemnej Strony. Cronal przystał na ten pomysł, zaludniając mroczny kler świtą swoich agentów wywiadu oraz aktorów holonowelowych. Prawdziwy Najwyższy Prorok Kadann wraz z grupą lojalnych wyznawców do tego czasu uciekli na Bosthirdę, po popadnięciu w niełaskę Palpatine'a, decydując się na przeczekanie w ukryciu galaktycznej zawieruchy. Cronal wybrał więc Bimmskiego aktora Rajaha Ubooki'ego i jego zaufanego Nullskiego agenta Haingorta Giddisa do ról karłowatego Najwyższego Proroka i jego olbrzymiego sługi odpowiednio, będących ustami Cronala w tej zwodniczej grze.



Cronal dyrygował Kościołem Ciemnej Strony mimo bycia tak starym i słabym, że większość czasu spędzał w komorze podtrzymującej życie, umieszczonej na szczycie neimoidiańskiego mechanofotela.


Kościół Ciemnej Strony wysyłał do Holonetu ze Stacji Kosmicznej Scardia regularne programy, obwieszczając najnowsze przepowiednie „Najwyższego Proroka Kadanna”. Lud zadowolony z nowo nadanej wolności religijnej łykał ten mistycyzm, zaślepiony połyskliwymi czarnymi szatami Proroków i władczą prezencją. Podający się za Kadanna, Bimmski oszust wygłaszał pokręcone zagadki w formie nierymujących się czterowersowych strof, zawsze po cztery słowa. Choć często bezsensowne i kontrowersyjne, na tyle uchwytywały wyobrażenie Imperium, że wkrótce jedynie nowy imperator z mrocznym błogosławieństwem Kościoła mógł liczyć na akceptację ludu.

Jednak wkrótce po założeniu Kościoła, Cronal wraz ze swoją lojalną armią szturmowców, zakutych w czarne zbroje ze stygiańskiego, trójpryzmatycznego polimeru, złożoną z klonów Jango Fetta i złotoskórych Hrakian, zniknął z Imperium, a zaczęły docierać raporty o tajemniczym Lordzie Shadowspawnie i łudząco podobnych wojskach, oblegających światy Wewnętrznych Rubieży.




II. POCZĄTKI I ORGANIZACJA

Z rosnącą w siłę nową religią, obiecującą duchowe i doczesne szczęście w zamian za bezgraniczne poddaństwo oraz Luke'iem Skywalkerem skradzionym na imperialne plakaty, noworepublikański wpływ na opinię publiczną szybko malał. Od czasu gdy Szefowa Państwa Mon Mothma wraz z Radą Tymczasową podpisali Deklarację Sojuszu Wolnych Planet, kiełkujący ruch miał jeden bezpośredni cel: odzyskać symboliczny tron galaktycznej władzy, Coruscant. Ale Imperium nie oddawało Jądra bez walki, podczas gdy Pestage koncentrował siły wokół stolicy. Mon Mothma przezornie powstrzymywała się od bezpośredniego ataku, decydując się budować wizerunek państwa dla przeciągnięcia większej liczby systemów na swoją stronę. O ile prawdą było, że Sojusz składał się z senatorów, dygnitarzy i wojskowych, nie brakowało w nim też karierowiczów, najemników, złodziei i im podobnych - elementu mogącego odstraszyć tych, którzy wciąż postrzegali Rebelię za niewiele lepszą od terrorystów z Siatki Aktywistów Sprawiedliwości [Alderaański ruch militarystów - przyp. tłum.]. Teraz, bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, kluczowa dla Nowej Republiki była legitymizacji swoich akcji jako praworządnego, uczciwego rządu.

W tym celu wiele byłych rebelianckich agencji zostało poprzekształcanych z wielkim rozgłosem. Wywiad Sojuszu został przeorganizowany i odchudzony w Senacką (między)Planetarną Sieć Wywiadowczą [Senate (Inter)Planetary Intelligence Network], potocznie znaną jako SPIN - niezbyt subtelny sposób na wyeksponowanie roli agencji w podbudowie wizerunku Nowej Republiki jako prawomocnego rządu. Po latach oskarżeń ze strony senatora Garma Bel Iblisa o usiłowanie ustanowienia siebie imperatorową, Mon Mothma oddała przywództwo SPINu całemu tymczasowemu „senatowi”, czyli organowi składającemu się z niecałego tuzina istot, tworzących Radę Tymczasową, w której skład wchodziła szefowa państwa Mon Mothma wraz z księżniczką Leią Organą i admirałem Gialem Ackbarem, dzielącym swój czas między służbę SPINowi i dowództwo nad noworepublikanskimi flotami w walkach przeciw skonfliktowanym imperialnym lordom. Podczas gdy prawdziwy senat podobny do tego znanego ze Starej Republiki wciąż był odległym marzeniem Rebeliantów, umieszczenie go w nazwie SPINu miało świadczyć o szczerych intencjach i determinacji Nowej Republiki. Kłopotliwy i nieobliczalny dział Operacji Specjalnych Sojuszu został rozwiązany pod pretekstem reorganizacji, jednak wielu z bardziej zaufanych agentów SpecOpsu pozostało aktywnymi podczas przekształceń, z generałami Airenem Crackenem i Crixem Madinem składającymi regularne raporty przywódcom SPINu i radnym admirałem floty Hiramem Draysonem zasiadającym w jego składzie. Ale to Rada Tymczasowa pociągała za sznurki, gdy coraz więcej systemów dołączało do Nowej Republiki licząc na wpływy w rodzącym się rządzie.



Założycielka SPINu i szefowa państwa Mon Mothma była bezwzględną przywódczynią gdy wymagała tego sytuacja oraz miała wyjątkowy talent do gier szpiegowskich.


Choć Rada Tymczasowa nie posiadała stałego miejsca obrad, praktyczną kwaterą SPINu stał się Yavin IV, działający jako pewnego rodzaju przeciwwaga dla skorumpowanego Coruscant, znanego wówczas jako Centrum Imperialne. Tropikalny księżyc Yavina stanowił potężny symbol - miejsce przełomowego zwycięstwa Rebelii nad pierwszą Gwiazdą Śmierci. Jego wybór miał też znaczenie strategiczne. Bezkresne dżungle pełne były śmiercionośnej zwierzyny, od wyjców po piraniożuki i żmijoosy, nie wspominając o przeróżnych infekujących skórę chorobach, które można było tam podłapać. Rebelia już nauczyła się jak bronić się przed tymi zagrożeniami podczas swojej pierwszej obecności na księżycu, co stawiało ją krok przed jakimikolwiek imperialnymi, wystarczająco głupimi by przeczesywać lasy deszczowe w ich poszukiwaniu. Rada Tymczasowa przekształciła znajdujący się na krawędzi dżungli Val'Arnos zrujnowany Pałac Wełnolamandrów w niewyróżniającą się bazę operacyjną, podczas gdy SPIN założył również biura na Dac i innych kluczowych światach Sojuszu dla pokazania swojej siły. Osobny dział badawczo-rozwojowy, Centrum Badań Obronnych i Pomocy Planetarnej [Defense Research and Planetary Assistance Center] (lub DRAPAC)powstawał na szczycie Sztyletowej Góry na Dagobah, przemianowanej na Górę Yody dla uhonorowania Wielkiego Mistrza Zakonu Jedi. Placówka zajmowała dwanaście poziomów, włączając zakwaterowanie i szkołę dla dzieci wojskowych i pracowników cywilnych, wśród nich nieformalnych uczniów Luke'a: Księcia Jedi Kena oraz Zaka i Tash Arrandów. Poziom trzynasty, dostępny tylko dla upoważnionych pracowników SPINu - podpoziom D-13 - był miejscem wielu ściśle tajnych doświadczeń, w tym Projektu Zmyłka, nadzorowanego przez Chandra-Fańskich naukowców Fandara i Fugo.

O dziwo prawie nikt w Nowej Republice nie był świadom aktualnego znaczenia planety jako domu Yody, z wyjątkiem Luke'a, jego astromecha R2-D2, jego uczniów i, zaskakująco, rebelianckiego historyka Arhula Hextrophona, który uparcie podążał za młodym Jedi, zbierając materiały do swojego życiowego dzieła: „Oficjalnej Historii Rebelii”. Tak naprawdę, za zgodną Luke'a, to Hextrophon zasugerował Dagobah jako lokalizację DRAPACa zaraz po bitwie o Endor, opierając się jej reputacji jako „nawiedzonego” czy „przeklętego” miejsca i dowcipnie proponując zmianę nazwy majestatycznego szczytu.

Osobiste doświadczenia Luke'a z jaskinią Ciemnej Strony niewątpliwie potwierdzały niepochlebną reputację planety. Pomimo względnej bliskości, Luke nie odwiedził starego domostwa Yody, do czasu gdy wiele lat później badał historię Mrocznych Jedi z Bpfassh. Już dawno pogodził się z porzuceniem przez mistrza powłoki surowej materii, jaką było jego ciało, komunikując się z duchem Yody w nasyconych Mocą snach.




III. AGENCI S.P.I.N.u

Choć SPIN dysponował tak doświadczonymi agentami jak Kyle Katarn, Mirith Sinn czy Kea Moll, do służby w tajnej grupie szybkiego reagowania zdecydowano wybrać prawdopodobnie najbardziej rozpoznawalne twarze w galaktyce: bohaterów Yavina. Dowodzony przez Luke'a Skywalkera i Leię Organę, zespół stanowił naturalną kontynuację Sił Szybkiego Reagowania odpowiedzialnych za neutralizację Lorda Shadowspawna. Bliźniacy dostali do swojej dyspozycji Y-winga kurierskiego BTL-S3 ze specjalnymi rendiliańskimi modyfikacjami, pozwalającymi na przewożenie większej załogi i oczywiście Sokoła Millenium generała Hana Solo.

O ile zaangażowanie Luke'a w działalność SPINu niewątpliwie wzmacniało morale w Radzie Tymczasowej, jego status celebryty nie był idealny dla szpiega. Gdy doszło do zinfiltrowania tajnego spotkania Centralnego Komitetu Wielkich Moffów na Kessel, to droidy Luke'a zostały wybrane do przeprowadzenia tej misji. Choć również C-3PO i R2-D2 stały się tak rozpoznawalne, nawet w galaktyce pełnej identycznych modeli, że musiały przejść kosmetyczne modyfikacje, maskujące je jako kesselskiego ochroniarza o zielonej powłoce i przyprawowego droida górniczego, dla zapewnienia anonimowości na misji.

Status publiczny Luke'a stanowił tylko początek problemów zespołu. Generał Lando Calrissian, świeżo po udzieleniu pomocy w pokonaniu Lorda Shadowspawna, wycofał się na pomocnicze stanowisko w związku z obowiązkami barona-administratora Miasta w Chmurach, decydując się poświęcić ekscentrycznym zadaniom podejmowanym przez jego własne zbiorowisko osobliwości zwane Komandosami Landa. Na przekór swoim umiejętnościom jako pilot i mechanik, Chewbacca został obarczony nadzorowaniem bezpieczeństwa świątyni, przez swoją mocarność Wookieego i szeroką wiedzę o środowiskach tropikalnych. Admirał Ackbar był rozdarty między swoimi obowiązkami w Trzeciej Flocie a uczestnictwem w operacjach SPINu, takich jak planetarna misja na Kessel podczas Koronacji Kessendrzańskiej.

Oryginalnie pełniąc funkcje dowódcze obok swoich współpracowników z Rady Tymczasowej na Yavinie IV, Leia Organa nie mogła już usiedzieć na zebraniach komitetu i nalegała na przeniesienie do operacji polowych u boku swojego brata. Jej rządna przygód natura wychodziła na wierzch i podobnie jak pewna młoda senator z Naboo pokolenie wcześniej, podążyła za sercem i brawurowym łajdakiem. Nikogo nie zdziwiło, gdy większe środki zostały przekierowane do Projektu Zmyłka dla przyspieszenia prac nad droidem-replikantem udającym Leię, by trzymać przyszłą szefową państwa Nowej Republiki całą i zdrową.

Han Solo, po straceniu prawie roku życia będąc zamrożonym w karbonicie, zdawał się cierpieć na kryzys tożsamości. Oprócz rzadko odwiedzanego i zaniedbanego mieszkania na anarchicznym Nar Shaddaa, han nigdy nie miał domu, który mógłby traktować za swój i z życiem przeciekającym między palcami, łotr rozważał w końcu ustatkowanie się, zapuszczając trwałe korzenie w malowniczym Mieście w Chmurach. Tymczasowo zrzekł się członkostwa w SPINie by pracować nad swoim podniebnym domem wraz ze swym pierwszym oficerem Chewbaccą. Han był gotów cieszyć się życiem kawalera, choć jego uczuciom wobec Lei nie można było zaprzeczyć i miotał się między trzymaniem jej na dystans a nagłą chęcią oświadczyn, gotów na dom pełen „piszczących dzieciaków Solo” pełzających w jego butach. Gdy Leia spędzała coraz więcej czasu w terenie, Solo zaczął latać z misjami dla SPINu jako sposobem na bycie bliżej niej: przyLeii był jego dom, co wkrótce zrozumiał.

Również Luke Skywalker nie był odporny na ten okres próby. Młodzieniec czuł się coraz bardziej niekomfortowo w roli żołnierza, nie mogąc zapomnieć słów Yody o „wielkich wojownikach” ani powierzonego mu zadania „przekazania dalej, czego się nauczyłeś”. Luke coraz mocniej wątpił w swoje miejsce w Nowej Republice i czuł, że lepiej przysłużyłby się galaktyce przez ponowne rozniecenie płomienia Jedi. Sprawę dodatkowo komplikowały starożytne świątynie Massassich na Yavinie IV, promieniujące historią i magią Sithów oraz ukrytymi tajemnicami Jedi. Mroczna aura przenikała samą dżunglę (Luke miał wiele lat później spotkać ducha dawno pokonanego Mrocznego Lorda Exara Kuna uwięzionego w Wielkiej Świątyni) a jego sny nawiedzały wizje Obi-Wana Kenobiego, prowadzącego go do legendarnego Zaginionego Miasta Jedi. Podczas swoich wypraw dla SPINu często trzymał się z boku, bywał wybuchowy i wiele dni spędził na eksploracji okolicznych namorzyn, usiłując znaleźć sens w tych proroctwach. Nie dziwi fakt, że później Luke zdecydował się powrócić na Yavin IV by założyć tu swoje Praxeum Jedi i kontynuować odkrywanie niezliczonych tajemnic księżyca.




IV. KWESTIA TRIOCULUSA

Przynajmniej od końca wojny Nagai z Tofami, krążyły plotki jakoby część pancerza Dartha Vadera, a dokładnie prawa rękawica, przetrwała eksplozję drugiej Gwiazdy Śmierci, być może znikając w pobliskiej czarnej dziurze, Bramie Endoru. Wielu odrzucało te historie jako dziecinne fantazje, nie mniej noworepublikańscy szpiedzy donosili o znacznych wysiłkach wśród imperialnych frakcji, mających na celu odnalezienie rękawicy. Pomimo wątpliwości jak zwykła część garderoby miałaby posiadać jakąkolwiek nadnaturalną moc, SPIN był zaniepokojony nadawaną jej wagą i zlecił własnej siatce śledzenie sprawy - na wszelki wypadek.

Ku zaskoczeniu SPINu, mityczna rękawica Lorda Vadera trafiła do najświeższych przepowiedni Proroka Kadanna. Rzekomy mistyk głosił jakoby tylko osoba, która odnajdzie magiczną rękawicę, mogła rządzić Imperium. Ani lud, ani SPIN, nie widzieli, że prawa rękawica Vadera została wykonana na bazie niezniszczalnego sithańskiego amuletu o niewyobrażalnej mocy, należącego niegdyś do Lorda Skera Kaana podczas Nowych Wojen Sithów. Dla fałszywego Kadanna, rękawica była jedynie kolejnym trofeum do jego imponującej kolekcji, w większości zebranej przez Lorda Cronala i wielu handlujących złomem braci Rajaha Ubooki'ego, w skład której wchodził komplet krwistoczerwonego mandaloriańskiego pancerza, zdobyty podczas imperialnego zniewolenia Mandalory i Arka z Ryloth, niegdyś własność Emira Wata Tambora (choć nie wiadomo, czy był to oryginał, czy jedna z wielu znanych replik skrzyni). Ale Sate Pestage, który jako pierwszy doniósł bimmskiemu przebierańcowi o istnieniu talizmanu, miał zupełnie inny powód dla jego odzyskania. Powód, którego Cronal mimo swej rozległej wiedzy nawet nie podejrzewał.

Palpatine żył

Ciało Mrocznego Lorda przepadło wraz z drugą Gwiazdą Śmierci, ale dzięki pomocy Pestage'a, nikczemny duch Sidiousa wyrwał się ze szponów Chaosu i wstąpił w sklonowane ciało na Byss. Palpatine był wciąż słaby, a amulet Kaana mógł być bardzo pomocny we wzmocnieniu Mocy Ciemnej Strony odrodzonego Imperatora i przyspieszenia jego powrotu na galaktyczną scenę.

Gdy tylko rękawica znalazła się na ustach społeczeństwa, Centralny Komitet Wielkich Moffów przeprowadził koronację na Kessendrzańskiej Arenie na Kessel, ujawniając istnienie rzekomego trójokiego dziedzica Palpatine'a: przystojnego i charyzmatycznego oszusta, Trioculusa.

Przez lata w ciemniejszych zakątkach galaktyki krążyły plotki, jakoby Palpatine w tajemnicy spłodził syna. Jedni mówili, że zrobił to z jedną ze swych konkubin, inni, że był trójokim mutantem. Wielki moff Bertroff Hissa zdecydował się wykorzystać te historie by wodzić „duchowo obudzony” lud za nos. Ale by uwiarygodnić się w oczach opinii publicznej i głośnych sceptyków w rodzaju wielkiego admirała Josefa Grungera, Najwyższy lord niewolników z Kessel musiał wpierw odnaleźć rękawicę Dartha Vadera, czego też szybko dokonał w głębinach oceanu Dac. Lecz rękawica wywołała niespodziewane skutki uboczne, jako że Trioculus nie był w stanie wytrzymać bombardowania energią Sithów. Wkrótce potem rękawica zaginęła ponownie. Była uczennica Vadera, Lumia, weszła w jej posiadania, prawdopodobnie poprzez jednego z obrotnych braci z klanu Rajaha Ubooki'ego. W każdym razie powstała też fałszywa rękawica, którą Trioculus nosił podczas swojego panowania.

Kontakt z rękawicą zostawił Trioculusa przerażonego ale także zdeterminowanego. Od razu rozszerzył swoje wpływy, budując na Bespinie fabrykę broni i amunicji, bazując na latającej platformie, stworzonej przez autokratycznych Ugnaughtów z klanu Irden, która eksploatowała jądro planety, zanieczyszczając niegdyś malownicze niebo wokół Miasta w Chmurach toksycznym smogiem. Najął również bezwzględnych piratów z Salmakka i Clabburnu z pasa asteroid Hoth do plądrowania magazynów żywności Miasta w Chmurach dla zapełnienia brzuchów własnych żołnierzy, nim komandor Skywalker ukrócił ten proceder.

Podczas swoich płomiennych przemów, Trioculus stanowił wzór siły. W kuluarach jednak jego pasja i naiwność często były wykorzystywane przeciwko niemu. Podczas gdy wielki moff Hissa traktował go jak równego sobie, nie był on świadom motywów reszty członków Komitetu, z których każdy miał własną koncepcję dla tronu. A ponad tymi spiskowcami byli jeszcze Kościół Ciemnej Strony i Sate Pestage oraz ostatecznie sam Palpatine, manipulujący niewolniczym lordem słowami o „przeznaczeniu” i „przepowiedniami”. Trioculus był nieświadomym ogarem, a Palpatine tajemnym panem trzymającym smycz, spuszczającym go na świętą wyprawę w poszukiwaniu talizmanów Sithow i tajemnic Zaginionego Miasta Jedi.



Charyzmatyczny Trioculus idealnie odciągał oczy od znacznie straszniejszego zagrożenia czyhającego w Głębokim Jądrze.


Sprawy jeszcze bardziej się skomplikowały, gdy następczyni Cronala, dyrektor Wywiadu Imperialnego Ysanne Isard, wypuściła żądnego zemsty Zrobę Desilijic Tiure z więzienia na Kip i posłała go do boju by pokrzyżować roszczenia Centralnego Komitetu do tronu.




V. PRÓBA OGNIA

Krótkie panowanie Trioculusa pokrywało się z istnieniem SPINu. Rozwiązanie organizacji wynikło jednak z jej własnych pierwotnych słabości.

Od początku SPIN borykał się z problemem utrzymania tajności przy zachowaniu wysokiego stopnia bezpieczeństwa. Nowa Republika ustanowiła sieć strategicznej obrony przeciwpowietrznej wokół Yavina IV, monitorującą wrogie sondy, a w pałacu stacjonowała dedykowana eskadra myśliwców, gotowa do natychmiastowego startu i przechwycenia każdego zagrożenia z powietrza. Jednocześnie nowoczesne baterie ciężkich dział laserowych na dachu świątyni Massassich równie dobrze mogłyby być wymalowanymi tarczami. Siedziba SPINu gościła Radę Tymczasową, śmietankę agentów wywiadu i drużynę Skywalkerów pod jednym dachem. Mothma nieświadomie postawiła wszystko na jedna kartę i pojedyncza precyzyjna salwa z Gwiezdnego Niszczyciela mogłaby wyeliminować cały rząd Nowej Republiki. I prawie tak się stało, gdy Trioculus spopielił część Yavina IV opętany znalezieniem Zaginionego Miasta Jedi i mieszkającego w nim „Księcia Jedi”.



Jako wnuk Imperatora Palpatine'a, Książę Jedi Ken jest prawowitym dziedzicem tronu. Ale czy służyłby jako wielki kanclerz, jak Mistrz Jedi Genarra za Starej Republiki, czy rządził jako „Imperator Jedi”?


Po tej ledwo unikniętej tragedii, Mon Mothma przeniosła działalność do DRAPACu przed powrotem na Yavin IV. Sztyletowa Góra stwarzała jednak swoje własne problemy. Przez izolację Dagobah, tamtejsza ochrona pozostawiała wiele do życzenia, tak że nawet na podpoziom D-13 można było się dostać dzięki poleceniu przez zaufanego agenta, a drastyczne okoliczności zmuszały niekiedy do ujawniania informacji na obradach SPINu w bliskości osób postronnych, co zmierzało do niechybnej katastrofy. Gdy Grupa Szybkiego Reagowania SPINu uratowała pacyfistę Triclopsa, prawdziwego syna Imperatora, uznawanego przez Palpatine'a za swoją największą osobistą porażkę, od więzienia i tortur, nie byli świadomi, że mężczyzna został wbrew swej woli wyposażony w implant zawierający dwukierunkowy transmiter Holonetu i urządzenie kontrolujące mózg o efektach zbliżonych do nihilskiej dymoskały. Mieli pośród siebie wtykę i dowiedzieli się o tym w ostatnim momencie, by wykorzystać wyciek do zwiedzenia inwigilujących ich przeciwników.

Ostatecznie organizacja szpiegowska Rady Tymczasowej okazała się jedną wielką pomyłką, a Mon Mothma powróciła do swoich bardziej bezwzględnych, konspiracyjnych metod, zawiązując drugą siatkę szpiegowską, niezależną od SPINu czy Rady Tymczasowej. Te ciemne operacje były pierwotnie nadzorowane przez Airena Crackena i prowadzone poza raportami przez takie indywidua SpecOpsu jak replikantka Guri, Czerwone Księżyce i Czarne Psy, a nawet elementy Siatki Aktywistów Sprawiedliwości, pozostając całkowicie ukrytymi przed pozostałymi radnymi. Z czasem na oficjalnie nieistniejąca agencja ewoluowała w ultratajną Alfę Blue pod egidą admirała Hirama Draysona. (Przez lata po śmierci Mothmy, nazwiska agentów i charakter ich działań pozostawał prawie całkiem nieznane.) Po cichu pracowała także z Crackenem nad ostatecznym rozwiązaniem SPINu, kładąc podwaliny pod Wywiad Nowej Republiki. W NRI miał powrócić bardziej zawiły łańcuch dowodzenia, znany z Wywiadu Sojuszu, z władzą w rękach wojska a nie polityków. Po przejęciu Coruscant z rąk imperialnych, Rada Tymczasowa rozwinęła się w nowy i w pełni zrekonstruowany senat, który miał aż zanadto pracy przy tworzeniu rządu i chętnie oddał kontrolę nad operacjami wywiadu w lepiej nadające się do tego ręce.

Powrót SPINu na Yavin IV po ataku Trioculusa oznaczał jego zmierzch, przynosząc subtelne lecz istotne zmiany dla grupy. Ochrona została wzmocniona, a Rada Tymczasowa zaniechała posiedzeń w komnatach świątyni, mądrze pozostając mobilną na pokładzie okrętu Mothmy, Nowej nadziei, krążąc między Noquivzorem, systemem Milagro i innymi kryjówkami. W kolejnych dniach SPIN stał się bardziej noworepublikańską placówką, strzegącą tajemnic Zaginionego Miasta, niż agencją wywiadowczą. Gdy Luke wraz ze swoim młodym uczniem, Księciem Jedi Kenem, zapieczętowali wejście do podziemnego miasta, SPIN został po cichu rozwiązany. Jego fundusze zostały przekazane do już działającego NRI. Jego personel, włączając Grupę Szybkiego Reagowania Luke'a i Leii, przeniesiony bliżej frontu coruscanckiego. Cracken i NRI kontynuowali wszystkie tajne operacje, wyrastając na sprawną i potrzebną agencję w strukturach Nowej Republiki.




VI. DZIEDZICTWO

SPIN powstał ze szlachetnych pobudek, ale w rzeczywistości organizacja ta nie była bez wad. Nawet w kręgach wywiadu, historia SPINu jest kompletnie wykpiwana lub czule wspominana jako bardziej niewinne czasy. Mimo krótkiego czasu istnienia, SPIN nadal okupuje istotne miejsce w galaktycznej historii, jako pamiątka po młodym rządzie, usiłującym dojść do tego, co jest najlepsze dla ludzi. Służył również jako próbny test dla wysiłków Mothmy w budowie noworepublikańskich instytucji wywiadowczych, oraz pochłaniał całą uwagę niedoszłego Imperatora Trioculusa, jego współspiskowca moffa Hissy oraz całego Kościoła Ciemnej Strony, dając reszcie wciąż kształtujących się sił Nowej Republiki więcej wolności w ich własnych kampaniach.

Palpatine'owi, właściwemu architektowi wyścigu po władzę Trioculusa i Kościoła Ciemnej Strony, skomplikowana intryga dała dość czasu na sekretne gromadzenie sił na Byss w Głębokim Jądrze. Niedługo po tym, jak SPIN zakończył działalność w następstwie wstrząsającego ataku opętanego Triclopsa, rujnującego ślub Hana i Leii i opóźniającego formalizację ich związku o lata (choć okoliczności sprawiały, że księżniczka mimo to niekiedy myślała o sobie jako Leii Organie Solo), agentów Cronala w Kościele Ciemnej Strony, wliczając fałszywego Kadanna, spotkał tragiczny koniec z rąk wielkiego admirała Afsheena Makati'ego. Kościół szybko popadł w niełaskę społeczeństwa i odszedł w zapomnienie. Mimo prawdpodobnej śmierci Cronala nad Mindorem, sprzeczne historie o jego dalszej działalności nadal wypływały.

W rzeczywistości po bitwie o Mindor kryptonim Blackhole był wykorzystywany przez wielkiego wezyra Sate'a Pestage'a. Wypełniając przepowiednię Kościoła Ciemnej Strony o odrodzeniu Palpatine'a i konfiskując jeden ze „zniekształcaczy”, przy pomocy którego Cronal generował swój przerażający holograficzny wizerunek przed imperialnymi, Pestage wykorzystał tą sztuczkę jako przykrywkę dla siebie, wykorzystując powiązania użytkownika Ciemnej Strony w służbie Wielkiego Planu zmartwychwstałego Imperatora: nadchodzącego Mrocznego Imperium...



Odrodzony Imperator Palpatine wykorzystał Kościół Ciemnej Strony i Trioculusa jako marionetki w swoich planach budowy nowego Mrocznego Imperium.


Więcej retconów o Triclopsach, Trioculusach i ich powiązaniach rodzinnych można znaleźć w artykułach z serii "Aliens of the Empire", która pewnie też kiedyś pojawi się na łamach Bastionu.
KOMENTARZE (8)

10 najlepszych odcinków "The Clone Wars"

2014-04-03 14:52:01 Oficjalny blog



Po dość długiej przerwie oficjalny blog powraca ze swoimi zestawieniami - tym razem z 10 najlepszymi odcinkami "The Clone Wars". Swoją drogą, TCW bardzo dobrze powodzi się na Netfliksie, gdzie w tej chwili jest najchętniej oglądanym serialem. Uwaga, w poniższym tekście znajdują się spoilery z ostatnich odcinków.

Ahsoka Tano, kapitan Rex, bogowie Mocy - trudno umniejszyć to, co "Wojny klonów" wniosły do świata mieczy świetlnych i blasterów. Zmieniły to, co wiemy o "Gwiezdnych Wojnach", od postaci, poprzez politykę, aż do tajemnic Mocy, a zrobiły to ze sprytnymi, pełnymi wyzwań historiami o bardzo różnym tonie. Stworzone zostały przez George'a Lucasa, a opiekę sprawował nad nimi Dave Filoni - TCW zawierają ponad 40 godzin kanonicznej zawartości - istna skrzynia ze skarbami zarówno dla zwykłych, jak i hardkorowych fanów i świetnie dostępna dla obu. Dzięki niedawnemu zakończeniu serii na Netfliksie wraz z "The Lost Missions", ekipa Starwars.com mogła ułożyć ranking najlepszych odcinków ze wszystkich sezonów.

10. "The Zillo Beast", sezon drugi



Główny reżyser Dave Filoni jest wielkim fanem "Godzilii" i przez całą serię dawał drobne ukłony (pilot Gogi ma na hełmie oczy Godzilli, etc.) w stronę wielkiego potwora. "The Zillo Beast" to już mniej subtelny ukłon. Podczas bitwy o Malastare siły Republiki zrzucają bombę elektroprotonową, bezwiednie budząc ogromną bestię zillo, której łuski są odporne na miecz świetlny. Projekt stwora nie jest szczególnie godzillowy, co jest dobre; jest on smukły i pełen gracji, z pewnego rodzaju straszliwym pięknem, co go różnicuje. Ale ten odcinek to klasyczny japoński film o potworach - wraz z głupimi próbami Republiki, aby zbadać bestię - i zaskakująco dobrze wpasowuje się w świat "Gwiezdnych Wojen".

9. "Wookiee Hunt", sezon trzeci



Monumentalny odcinek, który jest kamieniem milowym w procesie dorastania Ahsoki. Schwytana przez Trandoshan i ścigana dla sportu, Tano skutecznie dowodzi rewoltą (wspierana przez Chewbaccę), pokonując swoich porywaczy i zabijając ich, jeśli trzeba. Ten epizod zadaje jeszcze pytania o Jedi; ze wszystkich porwanych padawanów tylko Ahsoka miała w sobie kreatywność i odwagę, aby przeciwstawić się Trandoshanom. Może coś jest w nieortodoksyjnych metodach Anakina?

8. "Monster", sezon trzeci



Jeden z dziwniejszych odcinków "The Clone Wars", "Monster" zmienił wiele wcześniejszych założeń dotyczących tego, co jest możliwe w świecie "Gwiezdnych Wojen" i przygotował scenę dla dalszego rozwoju. Matka Talzin zmienia Savage'a Opressa w ogromnego ucznia Sithów - tak naprawdę jest to nowy typ gwiezdno-wojennego złoczyńcy, ponieważ polega on wyłącznie na brutalnej sile. Zagrożenie ze strony Talzin i jej mrocznej magii jest także nowym elementem sagi, a potem zatoczy pełny krąg po odbudowie Maula.

7. "Ghosts of Mortis", sezon trzeci



Ostatnia część trylogii, w której ujawniono wiele o Mocy, "Ghosts of Mortis" to nie tylko świetne "Wojny klonów", lecz także podstawa w "Gwiezdnych Wojnach". Fale rozchodzą się stąd na serial i filmy, od Syna ukazującego wizje Anakinowi, po głębsze zrozumienie co naprawdę oznacza "równowaga" Mocy. W tym odcinku panuje tragiczna, mroczna atmosfera, jest wypełniony śmiercią i zapowiada nieuniknione dojście Sithów do władzy. W głębszym sensie, "Ghosts of Mortis" balansuje sagę, pokazując, że istnieją siły światła i mroku, które zawsze ze sobą rywalizują. To wybory postaci mają wpływ na równowagę.

6. "Rookies", sezon pierwszy



Jednym z wielkich wyzwań "The Clone Wars" było uczłowieczenie żołnierzy-klonów - a to niełatwe zadanie, wziąwszy pod uwagę fakt, że widownia wie, że ostatecznie to oni wymordują Jedi. To czarna chmura wisząca nad serialem, która dodaje dramatycznego efektu, lecz tworzy nieodłączną atmosferę nieufności w stosunku do żołnierzy Republiki. To odcinki takie jak te pozwalają osiągnąć wydawałoby się niemożliwy cel, jakim jest autentyczne polubienie klonów; w tym przedstawiono grupę żółtodziobów, wrzuconych w niecodzienną sytuację. Tylko dwa - Echo i Fives - wychodzą z tego żywi, a świadectwem sukcesu "Rookies" jest to, że stali się ulubieńcami fanów. Żołnierze-klony byli dzielni, bezinteresowni i bohaterscy. "Rookies" tego dowodzi.

5. "The Box", sezon czwarty



Odcinek niczym gra wideo, w "The Box" oglądamy najlepszych łowców nagród w galaktyce w konkursie, w którym zwycięzca bierze wszystko. Obi-Wan Kenobi jeszcze raz bawi się w detektywa - to świetne wykorzystanie postaci, po raz pierwszy widziane w "Ataku klonów" - tym razem pod przykrywką łowcy nagród Rako Hardeena. Bierze udział w teście łowców nagród, zorganizowanym przez hrabiego Dooku, w którym poszczególne wyzwania są coraz trudniejsze. To interesujące spojrzenie na półświatek "Gwiezdnych Wojen" i jego kodeks oraz na jedną z najlepszych akcji w całym serialu.

4. "Darkness on Umbara", sezon czwarty



Kolejny świetny odcinek skupiony na klonach, "Darkness on Umbara" ilustruje napięcie, niebezpieczeństwo i dezorientację, które wprowadza wojna. Gdy Anakin w połowie misji jest wezwany na Coruscant, dowodzenie przejmuje generał Pong Krell. Lekceważy on swoich żołnierzy, jest egoistyczny i w pewien sposób bez serca. Pomiędzy klonami, w tym Reksem, Tupem i Fivesem, widzimy starcie różnych opinii i uczuć na temat walki, strategii i tego, co oznacza wykonywanie rozkazów. Dostrzegamy również mistrzowskie użycie atmosfery i napięcia, co rzadko się zdarza w serialu animowanym, a co daje odcinkowi denerwująco złowieszczy posmak.

3. "Sacrifice", "The Lost Missions"



Mocne podparcie dla trylogii Mortis i gwiezdno-wojenne dzieło sztuki. Yoda podróżuje po galaktyce, ucząc się Mocy i samego siebie, wykonując serię zadań, które ujawniają dużą część starwarsowej wiedzy i pogłębiają to, co wiemy z filmów. W "Sacrifice" Yoda podąża do starożytnej ojczyzny Sithów, gdzie napotyka widmo Dartha Bane'a i toczy bitwę z Sidiousem na planie mistycznym. Od początku do końca stawka jest wysoka, a dramat urzekający na poziomie najlepszych chwil z filmów. Mark Hamil zdumiewa w swojej gościnnej roli jako Darth Bane - zupełnie nie brzmi jak Luke Skywalker, lecz tematyczne połączenie pomiędzy dwiema postaciami jest jasne jak słońce i wzmocnione obecnością Hamila. Ton odcinka zbliża się do "Zemsty Sithów", na przykład w kwestii oprawy wizualnej i kinetycznych pojedynków, ale nic z filmu się tu nie powtarza. Co najistotniejsze jednak, dopełnia on Yodę; widzimy jak przechodzi od chłodnego przywódcy Rady Jedi, który w "Mrocznym widmie" nie chce przyjąć Anakina na trening, do cieplejszego, mądrzejszego i bardziej bezinteresownego mentora z "Imperium kontratakuje". "Sacrifice" jest wszystkim, czym są GW: jest światło, mrok, strach, jest też nadzieja. Pasujący ostatni odcinek.

2. "To Catch a Jedi", sezon piąty



Część zabójczej końcówki piątego sezonu, "To Catch a Jedi" testuje relację Anakina i Ahsoki jak jeszcze nigdy przedtem oraz zmienia to, jak postrzegamy bohaterów i złoczyńców w "The Clone Wars". Ten odcinek ma unikalny, "żwirowaty" posmak, zabiera nas bowiem w podziemia Coruscant - razem ze wszystkimi pościgami w metrze i brudnymi alejkami tworzy wizualną klaustrofobię, która pozwala zrozumieć co czuje Ahsoka. Nie ma dokąd uciec i jest coraz mniej miejsca. Dodatkowo, widzimy współczującą stronę Asajj Ventress, wady i chłód Jedi i nowy ucisk stosowany przez wojska Republiki. Kolejny odcinek, "The Wrong Jedi", pewnie jest bardziej emocjonalny, ale ten to istna jazda kolejką górską oraz serce akcji i dramatu w tej niezwykle ważnej historii.

1. "The Lawless", sezon piąty



Przywrócenie do życia Dartha Maula było wielką niewiadomą. Czy widownia w to uwierzy? Czy zrujnuje jego reputację cichego zabójcy? Czy mogłoby oddać cześć kosztownemu zwycięstwu Obi-Wana nad lordem Sithów w "Mrocznym widmie"? Wszystkie wątpliwości skończyły się wraz z tym odcinkiem, stanowiącym ostatnie machinacje Maula i świetne spojrzenie na nikczemność, gwiezdno-wojnenną i nie. Maul zaplanował sobie drogę do mandaloriańskiego tronu, kładąc po drodze wiele trupów i był gotowy zemścić się na Obi-Wanie. Torturując i zabijając dawną miłość Jedi na oczach swojego nemesis, Maul smakował tą chwilę. Kenobi miał złamane serce i był zły, ale nie załamał się. Zamiast tego, wyraził swój żal nad Maulem, a scena ta działa na wielu poziomach. Nienawiść Maula to swego rodzaju pobudka; kochamy złoczyńców i chcemy ich więcej, ale co się dzieje, gdy wypuści się ich na wolność? Nagle już nie są tacy zabawni, a zasługą twórców jest pokazanie prawdziwości czynów pełnych przemocy, czy to w space fantasy z laserowymi mieczami, czy naprawdę. Jest to również dowód wielkości Obi-Wana wśród mitów "Gwiezdnych Wojen". Nie poddaje się gniewowi, zachowuje godność i wszystko to, o co walczą Jedi. Wreszcie, odcinek ten pogłębia coś jeszcze; prócz tragedii Obi-Wana, jest tu jeszcze niesamowity pojedynek pomiędzy Maulem i Savage'em Opressem a Darthem Sidiousem, w którym widzimy, że Zabrak płaci za grzechy, zredukowany do kwilącego, przestraszonego tchórza. Jeśli "The Lawless" czegoś nas uczy, to tego, że przemoc prowadzi w ślepy zaułek i tego, że ważne jest trzymanie się naszych przekonań w obliczu takiego zła. To jeden z wielkich wątków Sagi, od Luke'a Skywalkera wyrzucającego miecz w "Powrocie Jedi", po nauki Yody w "Imperium kontratakuje", a "Lawless" oddaje temu cześć w przemyślany, jeśli nie otrzeźwiający sposób. Ostatecznie, to jedna z najlepszych historii, jaka kiedykolwiek została opowiedziana w "Gwiezdnych Wojnach".

To wszystko. Co o tym myślicie? Czy to dopracowaliśmy? A może postradaliśmy rozum? Może coś przeoczyliśmy? Dajcie znać w komentarzach.


Warto przy okazji spojrzeć jak odcinki są oceniane na Bastionie - w chwili pisania newsa królował "Sacrifice", aczkolwiek ma dopiero sześć głosów. Największą popularnością cieszą się epizody dotyczące klonów. A oto jak wygląda bastionowy ranking (oczywiście zachęcamy do wystawiania ocen odcinkom w naszym spisie).

1."Sacrifice" - 9,83
2."The General" - 9,48
3."The Wrong Jedi" - 9,35
4."Darkness on Umbara" - 9,32
5."Landing at Point Rain" - 9,27
6."Destiny" - 9,25
7."Plan of Dissent" - 9,18
8."The Lawless" - 9,16
9."The Jedi Who Knew Too Much" - 9,06
10."Rookies" - 9,01

KOMENTARZE (21)

„Działa Navarony” i „Star Wars”

2014-04-02 17:20:46



Tym razem Bryan Young zabrał się za klasyczny film wojenny „Działa Nawarony” (Guns of Navarone) w reżyserii J. Lee Thompsona, na podstawie powieści Alistaira McLeana. Film, który inspirował nie tylko twórców oryginalnej trylogii, ale także „Wojen klonów”.



„Działa Nawarony” wyszły w 1961 i w mojej głowie to jeden z najwspanialszych filmów o II wojnie światowej, który miał premierę w latach 60., więc wydaje mi się, że musiał od samego początku w jakiś sposób wpłynąć na „Gwiezdne Wojny”. Opowiada historię Keitha Mallory’ego (w tej roli Gregory Peck) i grupy alianckich żołnierzy (w tym David Niven, Anthony Quinn, Anthony Quayle i James Darren), którzy pracują nad tym by zniszczyć dwa największe, dobrze ufortyfikowane działa przeciwokrętowe jakie Alianci widzieli. Jeśli działa nie zostaną zniszczone w ciągu kilku dni, wszyscy alianccy żołnierze, którzy mają zostać przerzuceni przez ten kanał w ramach misji ratunkowej zostaną zabici.

Opowieść jest całkowicie wymyślona, nie ma wyspy Nawarona, brytyjscy żołnierze nie stacjonowali na wyspie Keros, a aktorzy byli zbyt starzy do swoich ról, ale nie wpływa to negatywnie na napięcie i urok tego naładowanego efektami filmu.

Zarówno w „Nowej nadziei” jak i „Powrocie Jedi” znajdziemy echa fabuły tegoż filmu. W oryginalnych „Gwiezdnych Wojnach” flota Rebeliantów musi zniszczyć Gwiazdę Śmierci zanim ta znajdzie się w zasięgu Yavina IV, co się sprawdza dobrze. Odwrócono tu napięcie, bo to źli atakują, zamiast pasywnie chować się na wyspie. W „Powrocie Jedi” jednakże ta inspiracja jest bardziej odczuwalna.

Han Solo otrzymuje rolę postaci Gregory’ego Pecka, zostaje wyznaczony by zniszczyć tarczę Gwiazdy Śmierci na Endorze, zanim flota Rebelii przybędzie i rozpocznie największą ze swoich dotychczasowych ofensyw. Zegar cyka aż do samego końca i nie wiadomo kto lub co może zostać poświęcone.

„Działa Nawarony” nie wzdrygają się przy tworzeniu historii rzucającej wyzwanie etyce walki i o żołnierzach, którzy by przetrwać muszą stawiać się w kompromisowych sytuacjach. Jest jasne, że ekipa „Wojen klonów” której przewodził Dave Filoni, oparła się na „Działach Nawarony”. Różne elementy filmu przewijają się w wielu miejscach serialu.

Dwa największe przykłady, choć jest ich oczywiście więcej, pochodzą z odcinków o Ryloth z sezonu pierwszego oraz odcinków o Cytadeli z sezonu trzeciego.

Innocence of Ryloth to swoisty remake „Nawarony” dla fanów „Wojen klonów”. Obi-Wan obsadzony jest w roli Gregory’ego Pecka, choć oczywiście jest mniej gburowaty, a jego drużyna składa się z szturmowców klonów. Anakin czeka poza planetą by przełamać blokadę i uratować Twi’leków z rąk ich oprawców, ale Separatyści umieścili olbrzymie działa protonowe, które są zdolne zniszczyć każdy okręt, który się znajdzie w ich zasięgu. Misja Obi-Wana komplikuje się jeszcze bardziej przez fakt, że Separatyści używają pojmanych Twi’leków jako tarczy. Całość gmatwa się jeszcze bardziej, gdy pojawiają się osieroconego Twi’leka znalezionego przez parę klonów.

Henry Gilroy, współscenarzysta tego odcinka, skomentował to w swoim czasie:
- Widzieliśmy w tym możliwość odbicia tych wspaniałych opowieści o II wojnie światowej, w których amerykańscy szeregowcy przemierzają Europę i spotykają ludzi na tym terenie, w szczególności sieroty.

Drugi odcinek to The Citadel. Misja wygląda bardzo podobnie: Jedi prowadzą drużynę, która musi udać się incognito za linię wroga, by wykonać zadanie, tym razem jednak chodzi o uwolnienie a nie niszczenie. Jedną z centralnych sekwencji „Dział Nawarony” ukazuje jak alianccy komandosi muszą wspiąć się na potężną ścianę skał, by przedostać się za linie wroga. Ponieważ wspięcie się na nią jest prawie niemożliwe, Naziści nie monitorują wyspy od tej strony. Zdrada czai się w momencie, gdy jeden z członków drużyny spada, łamie sobie nogę i naraża misję. „The Citadel” odtwarza tę sekwencję bez skazy. Właściwie to w momencie, w którym ujrzałem tę skalistą ścianę w odcinku, odliczałem sekundy do mementu, w którym jakiś członek drużyny spadnie i zostałem bardzo szybko nagrodzony za swoją miłość do „Nawarony”.

Ale przede wszystkim w „Działach Nawarony” mamy i swawolę, i napięcie. Gdy się ogląda tę wspaniałą przygodę, czasem nie można się nie uśmiechnąć. To coś, co „Gwiezdne Wojny” pożyczyły nie raz i nie dwa i właściwie ciągle to powtarzają.

Ponieważ „Działa Nawarony” wyszły w 1961 niewiele jest w nich sytuacji seksualnych czy przeklinania, ale jest to intensywne dzieło, które często opiera się na trudnych dylematach moralnych, które pojawiają się także w najlepszych momentach „Wojen klonów”. Mój syn i ja oglądaliśmy ten film kilka razy, zawsze świetnie się bawiliśmy. To jeden z naszych absolutnych ulubieńców i daję mu swoją najwyższą rekomendację dla was wszystkich.



Przy okazji „Dział Nawarony” nie można nie wspomnieć o sequelu tegoż filmu, „Komandosach z Nawarony”, który powstał w 1978. W tym filmie występuje między innymi Harrison Ford i Michael Sheard (Ozzel).
KOMENTARZE (4)

Tajemnice Star Wars: Rewizja wymiarów Executora

2014-04-01 10:48:26 Oficjalny blog




Pablo Hidalgo w swojej serii wpisów Star Wars Mysteries jakiś czas temu zdecydował się rozgrzebać bardzo drażliwy dla niektórych fanów temat. Długość Executora.

Etykieta nakazuje, że aby uniknąć kłótni i nikogo nie urazić, trzech tematów nigdy nie porusza się przy stole: religii, polityki i długości Superniszczycieli. Kontrowersje wokół trzeciego w szczególności wciągnęły wielu zatwardzialców w idiotyczną wojnę.

Ten wpis jest jednym z takich przypadków.




Wojna hejterów za 3... 2...1...


Ale o co to całe zamieszanie? Może nie słyszeliście, lecz rozmiar Executora od lat jest kwestią sporną. Dzisiejsze komputerowo generowane efekty specjalne mają tą zaletę, że zawsze istnieje sztywno zdefiniowana liczba, określająca „prawdziwy” rozmiar tworzonego okrętu. Oczywiście niektóre ujęcia mogą naciągać pewne elementy dla poprawy kompozycji sceny, ale zazwyczaj wszystkie obiekty w ujęciu są w skali jeden do drugiego i docierając do plików źródłowych możemy dojść jak duży dany model miał być.

Jednakże miniatury do animacji poklatkowej nie są tak jasno zdefiniowane. Wiadomo, są zbudowane w określonej skali, ale dla uzyskania odpowiedniego efektu, ustawia się je w różnych miejscach planu, wykorzystując złudzenia optyczne i określenie prawdziwego rozmiaru jakiegokolwiek konkretnego obiektu staje się coraz trudniejsze.





W skrócie ciężko zmierzyć statek patrząc na ekran. I właśnie to wywołało te wszystkie dyskusje wokół zamierzonej długości Superniszczyciela Lorda Vadera. Doskonale to widać we wszystkich książkach i przewodnikach wydanych po Imperium Kontratakuje, gdzie długość Executora zmienia się na przestrzeni lat.

Jeśli przyjmiemy, że zwykły Imperialny Niszczyciel ma milę długości, uzyskamy dokładną „metrówkę”, której można użyć do pomiarów Executora. Problemem jest, że ujęcia z epizodów V i VI rzadko kiedy mają optymalne do mierzenia ustawienie okrętów. Ujęcia takie jak to są najbliżej ideału:




Han i Chewie mogliby debatować w nieskończoność nad tym widokiem.


Ale nawet tu nie znamy parametrów jak typ soczewki użytej w kamerze czy długość ogniskowej, mogących wpływać na wielkość obiektów na ekranie.

Jesteśmy więc zmuszeni sięgnąć do źródeł tekstowych i zobaczyć co napisano o długościach Gwiezdnych Niszczycieli. Czy scenariusz mówi cokolwiek o ich zamierzonej długości? Niestety nie. Jest w nim napisane jedynie:


Gwiezdny Niszczyciel Lorda Vadera, większy i potężniejszy niż pięć otaczających go Imperialnych Gwiezdnych Niszczycieli, unosi się w pustce kosmosu. Sześć ogromnych okrętów otacza konwój mniejszych statków. Myśliwce TIE przemykają tam i z powrotem.


Możemy uznać za kanon, że Executor istotnie jest potężniejszy od zwykłego Niszczyciela, ale nadal nie mamy żadnych konkretów na temat jego długości.

Kolejnym źródłem, dodającym cokolwiek policzalnego, jest The Art of The Empire Strikes Back (1980), które mówi nam, raczej niezbyt pomagając, że okręt Vadera ma „dwukrotnie większy potencjał destrukcyjny, niż jakikolwiek inny statek w imperialnej flocie”. W słuchowisku radiowym Imperium Kontratakuje z 1983 Lando Calrissian szacuje długość okrętu flagowego Vadera na około trzykrotność rozmiaru Miasta w Chmurach. Kompletnie bezużyteczny pomiar, zważywszy że wymiary miasta nie zostały nigdy określone. Dla liczących współcześnie, bazując na naszych szacunkach rozmiarów Miasta w Chmurach, daje to Executorowi przytłaczające 48 kilometrów długości, czyli 30 długości zwykłego Niszczyciela. Cóż, nigdy nie ufaj szacunkom Landa.

Pierwszą pozycją, próbującą powiedzieć cokolwiek konkretnego o długości Niszczycieli jest A Guide to the Star Wars Universe napisana przez Raymonda L. Velasco i opublikowana przez Del Rey'a w 1984. Wyraźnie mówi, że Executor jest pięciokrotnie dłuższy od standardowego Niszczyciela. To ustaliło rozmiar Executora na osiem kilometrów długości (pięć mil) i przez wiele lat była to ogólnie akceptowana liczba. West End Games, ówczesny wydawca gwiezdnowojennych gier RPG, był zobowiązany się do tego stosować. Podobnie czyniły gry komputerowe wydawane w latach dziewięćdziesiątych, grafiki w opasłych Star Wars Chronicles oraz pierwsza edycja Ilustrowanego przewodnika po statkach, okrętach i pojazdach Gwiezdnych Wojen .




Skala okrętów na ilustracjach z Imperial Sourcebook i Star Wars Chronicles


Do tej pory nie wiem, skąd Velasco wziął te pięć mil, lecz musiał mieć dobry powód. W bibliografii przywołuje The Art of The Empire Strikes Back i samo Imperium Kontratakuje, ale żadna z tych pozycji niczego takiego nie stwierdza. Dopiero The New Essential Guide to Vehicles and Vessels wydłużyło go do 12800 metrów, a najnowsze pomiary, promowane przez współczesne albumy z przekrojami i planami ustaliły jego długość na 19000 metrów. Ożeż, ale urósł!

Ale jakie były intencje modelarzy? Czy jest jakiś sposób na dojście do tego?

Podczas produkcji Imperium Kontratakuje używano głównie dwóch skali dla modeli Gwiezdnych Niszczycieli. ILM posiadał 91-centymetrowy model stworzony dla Nowej Nadziei oraz znacznie większy, 259-centymetrowy, zbudowany na potrzeby TESB. Pozwalały one na uzyskanie różnych kompozycji scen, w tym szerokich ujęć nie wymagających odjeżdżania kamerą na dużą odległość. Możecie rozróżnić te dwie skale Niszczycieli, patrząc na detale silników. Mniejszy ma dodane po trzy klapy na krawędziach głównych dysz.




91-centymetrowy model u góry; 259-centymetrowy u dołu. Haczyk: to miał być ten sam okręt.


Ale ogrom Superniszczyciela stwarzał problem. Model miał względnie praktyczne w przenoszeniu 282 centymetry długości. O ile zmieszczenie go całego w kadrze było możliwe, to umieszczenie go w jednym ujęciu ze zwykłym Niszczycielem wymagałoby strasznie dużo miejsca na dostateczne oddalenie kamery dla uzyskania poprawnej perspektywy, nawet przy użyciu mniejszego, 91-centymetrowego modelu.




Niszczyciel na pierwszym planie jest w innej skali niż pozostałe dwa.


Aby zaoszczędzić pieniądze i przestrzeń w studiu, modelarz z ILM Paul Huston zbudował malutki model Gwiezdnego Niszczyciela z blachy specjalnie do ujęć łączonych z Executorem. Surowiec wymusiło gorące źródło światła w środku modelu, mogące przetopić kadłub okręciku.




Blaszany Gwiezdny Niszczyciel podczas budowy.


Najważniejsze w blaszanym Niszczycielu jest to, że został zbudowany w skali z modelem Superniszczyciela. Jeśli więc ten blaszany maluszek miał mieć milę długości, wtedy wiedzielibyśmy jak długi miał być Executor. Odnalazłem go w archiwach Lucasfilmu i zdołałem zmierzyć.




Przełom z niszczycielowej rozmiarówce


Ma 33,5 centymetra. Porównując go do 282 cm Superniszczyciela, wychodzi, że Executor był planowany na 8,418 raza większego od zwykłego Niszczyciela. Innymi słowy 13469 metrów długości.

Mówię planowany bo ani myślę wprowadzać nową wielkość do kanonu po tych wszystkich latach. Niech ktoś inny się naraża, usiłując przepchnąć te cyferki. Ale teraz macie przynajmniej kolejny argument do tego nigdy niekończącego się sporu.



Zainteresowanym tematem polecamy zapoznać się z tezami Curtisa Saxtona, czepiona maksymalistów, dostępnymi na TFN. Linków do polemiki nie zamieszczamy w trosce o zdrowie psychiczne Bastionowiczów.
KOMENTARZE (11)

Han Solo w „Honor Among Thieves”

2014-03-25 17:27:18



Oto kolejny wpis z oficjalnej dotyczący powieści Honor Among Thieves Jamesa S.A. Coreya (a właściwie Daniela Abrahama i Ty Francka). Tym razem jego autorką jest Jennifer Heddle, główna redaktorka z Lucasbooks.

Na pozór Han Solo jest „łatwą” postacią, w sumie mądrym łajdakiem z zamiłowaniem by wchodzenia w sytuacje, z którymi trudno się zmierzyć. Ale autorzy, którzy chcą ukazać sumę wszystkich składowych Hana, nie mają już takiego łatwego zadania, zwłaszcza w okresie po IV Epizodzie. Jest najemnikiem, ale aktualnie zajmuje się nie dochodową operacją. Uważa na siebie, ale jednocześnie to pozostaje z przyjaciółmi. Autor James S.A. Corey odwalił kawał dobrej roboty, zajmując się tą równowagą w nowej książce „Honor Among Thieves” , która wyszła tydzień temu.

Corey ukazuje nam Hana, który wciąż nie do końca wie, czemu właściwie jest z tą grupą dobrych, grupą, którą łączą ideały, z którymi Han nie do końca się zgadza. W końcu jeśli Rebelii się powiedzie, to ona stanie się nowym rządem, a to z rządem Han ma problem ponad wszystko. To nie jest tak, że rząd Rebelii nagle powie, że przemytnictwo jest dobre. To nie jest część Hana o której często myślimy, raczej skupiamy się na jego złotym sercu, które bije gdzieś tam pod sardoniczną powłoką lub koncentrujemy się na jego talentach do ciętych ripost. Ale dopóki nie będziemy eksplorować tej drugiej części jego osobowości, nie będziemy mogli w pełni docenić transformacji która przebiega podczas filmów. Jest jeden cytat z książki, który szczególnie mi się podoba: „Ale zawsze, gdzieś tam z tyłu głowy, istniał głos, który mówił mu, że przyłączając się do Rebelii stał się mniejszym buntownikiem, niż był dotychczas”.

Ta dychotomia sprawia, że Han jest kimś więcej niż tylko lekkomyślnym łajdakiem, czy komicznym zabiegiem w scenariuszu. To coś co sprawia, że staje się pełnokrwistą postacią. W „Honor Among Thieves” ten pomysł został rozbudowany, ta dychotomia jest nam prezentowana w formie dwóch kontrastujących ze sobą postaci: rebelianckiej szpieg Scarlet Hark oraz przemytnika Baasena Raya. Hark podobnie jak Han lubi ryzyko i jest odważna, ale też całkowicie oddana Rebelii; Ray podobnie jak Han jest przemytnikiem, ale takim którego pochłonęła desperacja i chciwość. Więc w tym momencie Han, który służy Rebelii, w sumie nawet nie wie dlaczego.

– Nie jesteśmy anarchistami, – powiedziała szarpiąc przypinkę na jej rękawie identyfikującą ją jako technika trzeciego stopnia. – Mamy swoje cele. Chcemy zakończyć Imperium.
– I zastąpić je czym?
– Wiesz czym – powiedziała Scarlet. Jej skrzyżowane ramiona pasowały do jego własnych. – Próbujesz sobie kpić ze mnie? – To było retoryczne. Słyszałem przemowę, słoneczko. „Chwalebny powrót dawnej Republiki”. Dla kogoś takiego jak ja, nowy szef to wciąż szef. – Więc dlaczego nam pomagasz? – Szczerze? Wciąż staram się do tego dojść.


Większość nas myśli sobie, że gdyby miało możliwość dołączenia do Rebelii i położenia kresu Imperium, zrobilibyśmy to bez wahania. Ale gdybyście spędzili swoje życie na krawędzi jak Han, wchodząc w grupę, która może się stać kolejnym rządzącym ciałem, to wcale nie jest takie łatwe. (Nawet jeśli pewna księżniczka sprawia, że jest to interesujące). Uwielbiam to, że Corey przedstawia bardziej skomplikowaną część charakteru Hana, my możemy wiedzieć jak Han skończył, ale to nie sprawia, że ta podróż nie jest warta eksplorowania. I mam nadzieję, że to pozwoli utrzymać postaci świeżymi i zajmującymi, tak jak staramy się najlepiej by dostarczyć wam nowe, wspaniałe opowieści. Oczywiście by sprawdzić jak to wyszło, powinniście wziąć egzemplarz „Honor Among Thieves!” Chętnie posłuchałabym co o tym myślicie.


KOMENTARZE (5)

Weterani wojenni a „Gwiezdne Wojny”

2014-03-18 17:26:30



W pierwszym wpisie o powiązaniach z wojną sagi, Cole Horton zajął się ogólnikami, powoli przechodzimy do szczegółów. Ten tekst będzie poświęcony weteranom prawdziwych wojen, którzy znaleźli swoje miejsce przy produkcji „Gwiezdnych Wojen”.

Znany jako dzień zawieszenia broni, dzień pamięci czy Dzień Weteranów, 11 listopada w wielu krajach świata na całym świecie to czas w którym wspomina się bardzo prawdziwe wojny i ludzi, którzy w nich uczestniczyli. Uniwersum „Gwiezdnych Wojen” zostało powołane do życia przez długą listę weteranów, w tym Ralpha McQuarriego, który uczestniczył w wojnie koreańskiej, nie wspominając o wielu innych członkach ekipy walczących w Wietnamie.

W moim ciągle trwającym poszukiwaniu do serii wykładów na Star Wars Celebration pt. „Od Wojny Światowej do Gwiezdnych Wojen”, przeszedłem przez wciąż rozrastającą się listę aktorów i ekipy „Gwiezdnych Wojen”, którzy byli także weteranami II wojny światowej. W dużej mierze dzięki ich autobiografiom, dostaliśmy informację z pierwszej ręki o ich życiu przed „Gwiezdnymi Wojnami”.

Jednym z takich weteranów jest Sir Christopher Lee, który grał hrabiego Dooku w prequelach. Podobnie jak jego koledzy ze szkoły, Lee znalazł się w małej grupie ochotników, którzy udali się do Finlandii, by pomóc w 1939 w wojnie zimowej przeciw Rosjanom (przyp. tłum. raczej Sowietom, swoją drogą zdjęcie obok przedstawia aktora w Watykanie w 1944).
- Naszym celem było by uratować Finów przed rosyjskim najeźdźcą. Nasi zaskoczeni gospodarze, byli bardzo zadowoleni gdy zobaczyli grupę nieopierzonych ochotników, wzruszyło ich to, że sami opłaciliśmy sobie bilety trzeciej klasy, dali nam białe mundury pełniące rolę kamuflażu w śniegu i zabrali na front, w bardzo bezpieczne miejsce. Nigdy nie widzieliśmy Rosjan, a po dwóch tygodniach odesłano nas do domu. Było jasne, że armia fińska radzi sobie doskonale w walce z rosyjskim kolosem bez naszej pomocy.

Po krótkim pobycie w Home Guard (przyp. tłum. brytyjska organizacja obronna, wspomagającą regularną armię), Lee wstąpił do Królewskich Sił Lotnicznych (Royal Air Force), z zamiarem zostania pilotem. Jednakże jego stan zdrowia uziemił go, ale jednocześnie stworzył możliwość, by stał się oficerem wywiadu do końca wojny.

Lee służył w Północnej Afryce, przejeżdżał nawet przez tunezyjskie miasto Medenine (gdzie pięćdziesiąt lat później kręcono „Mroczne widmo”). Wraz z kolejnymi latami wojny, jego eskadra przemieściła się przez Sycilię na kontynentalne Włochy. Pewnego razu nawet, eskadra ta znalazła się bez poczty, bez piwa w stanie bliskim buntu. Ich głównym żalem było to, że nie wiedzieli, co się dzieje, a to dało doskonałą możliwość Lee, który akurat był na bieżąco z wszystkimi wydarzeniami.
- Przez kilka godzin dałem im wszystko, włącznie ze zdjęciami – pisze. – Przedstawiłem im fakty i postaci. Pod koniec mogli jedynie życzyć sobie, bym nigdy nie zaczynał.

W sumie Lee walczył z siedmioma atakami malarii, został postrzelony przez wrogów, ale i sojuszników (jego lądowanie omyłkowo ostrzelali amerykańscy żołnierze), ale najważniejsze jest to, że zapoznał się z prominentną włoską rodziną, której członek przedstawił go właściwym ludziom w filmie. Bez tego przypadkowego spotkania we Włoszech, Lee mógłby nie zostać aktorem.

Jego długoletni przyjaciel, z którym nie raz grywał, Peter Cushing, próbował zaciągnąć się podczas II wojny światowej ale został odrzucony z powodu kontuzji jaką doznał w dzieciństwie, gdy grał w rugby. Zamiast tego służył krótko w cywilnym okręcie, który podróżował przez Atlantyk w alianckim konwoju . Po powrocie do Anglii, Cushing zaciągnął się do ENSA, angielskiego odpowiednika USO, które zajmują się dostarczaniem rozrywki żołnierzom na całym świecie. Cushing i jego przyszła żona odgrywali sztukę „Private Lives” na prostych improwizowanych scenach w halach, czy hangarach samolotowych, jedno z tych przedstawień miało miejsce podczas ataku Luftwaffe.

Inny weteran, aktor – Alex McCrindle (generał rebeliantów Jan Dodonna), występował we wczesnych programach telewizyjnych, zanim TV nie została wyłączona na czas wojny. Wezwała go Marynarka Królewska, gdzie potem wyprodukował pierwszą sztukę na okręcie Królewskiej Marynarki podczas wojny, którą transmitowano przez głośniki. Zmarł 28 kwietnia 1990.

Reg Bream pracował jako rysownik przy Epizodach IV-VI, tworząc ikoniczne plany okolic kantyny Mos Eisley, komory karobnizacyjnej oraz sali tronowej Imperatora. Trzydzieści lat wcześniej był więźniem wojennym w Japonii. Alan Tomkins wspomina tylko, że on nie chciał na ten temat rozmawiać. Niestety, Bram zmarł podczas produkcji „Powrotu Jedi”.

Po drugiej stronie kamery także znalazło się kilku weteranów. Dwóch operatorów zdjęć oryginalnej trylogii walczyło podczas wojny. Gil Taylor, operator Epizodu IV, służył przez sześć lat II wojny światowej jako oficer w Ochotniczej Rezerwie Królewskich Sił Lotniczych, gdzie pracował jako kamerzysta w bombowcach Lancaster, dokumentując zniszczenia jakich dokonały brytyjskie naloty. Alan Hume, operator „Powortu Jedi” służył w Królewskiej Marynarce podczas II wojny światowej.
- To był oddział fotograficzny – mówi. – Nauczyłem się więcej o zdjęciach w marynarce niż gdziekolwiek indziej.
Zanim zaczął służbę pracował przy wielu filmach okresu wojny, w tym „Nasz okręt” (In which we serve) (1942).

Reżyser Irvin Kershner służył jako mechanik samolotowy i inżynier lotu dla Ósmej Armii Powietrznej w Anglii podczas II wojny światowej. Powiedział nawet Alanowi Arnoldowi podczas kręcenia „Imperium kontratakuje”:
- (wojna) zostawiła nas innymi ludźmi – potem dodał. - ... Wiele młodych osób dziś nie rozumie znaczenia wojny. Tak jakby to równie dobrze nigdy się nie wydarzyło. Nie rozumieją że dostali dziedzictwo okrutności straszliwsze niż cała historia.

Instruktor szermierki i choreograf mieczy świetlnych, Bob Anderson, zaciągnął się do Królewskich Marines jeszcze przed II wojną światową, ucząc szermierki na okrętach wojennych i wygrywając kilka różnych tytułów w zawodach sportowych. Służył na morzu Śródziemnym w czasie wojny i w sierpniu 1942, był jednym z ocalałych z „HMS Coventry”, który został mocno zniszczony podczas niemieckiego bombardowania, gdy przebywał na wschodniej części morza. Po II wojnie światowej, Anderson, który uczył się szermierki od najmłodszych lat, został instruktorem sportowym, zanim wszedł w biznes filmowy.

Nawet w obsadzie „Star Wars Holiday Special” znajdowali się weterani. Harvey Korman, który grał tam trzy role, z których prawdopodobnie najbardziej słynny jest Krelman, humanoid, który pije przez dziurę na czubku głowy. Po skończeniu szkoły średniej, zaciągnął się do marynarki podczas II wojny światowej. Bea Arthur (barmanka Ackmeena), była jedną z pierwszych członkiń Kobiecej Rezerwy US Marines, gdzie pracowała jako maszynistka i kierowca ciężarówki. Art Carney, wieloletni aktor telewizyjny (handlarz San Dann) został wcielony do armii i wysłany do Normandii po inwazji D-Day, w 1944. Art wylądował w Normandii w sierpniu 1944, dwa miesiące po D-Day. Wkrótce potem jego noga została wysadzona przez nazistowki pocisk moździerzowy. Wspomina:
- Coś trzasnęło, leżałem na ziemi a moja prawa noga została wygięta w śmieszny sposób. Arta przetransportowano do szpitala w Anglii w Midlands, gdzie nogi mu nigdy nie doleczono, przez co Carney utykał.

No i w końcu Alec Guinness służył w Ochotniczej Rezerwie Marynarki Królewskiej podczas wojny, służąc głównie jako oficer na lądowniku. Służba zawiozła go od Anglii do USA, od północnej Afryki przez Włochy aż do Jugosławii. (przyp. tłum. Guinness jest na zdjęciu w środkowym rzędzie trzeci od prawej i lewej strony).

Służba Guinnessa to wiele ważnych misji, w tym inwazja Aliantów na Sycylię w 1943. Guinness potem pisał o swojej działalności przed inwazją, wspominając:
- Cała operacja trwała trzy kwadranse dłużej niż planowano. W zamieszaniu nie dostałem sygnału o przełożeniu rozpoczęcia inwazji o godzinę. Kiedy już mieliśmy komplet żołnierzy na pokładzie, wielu z nich było chorych, stąd mieliśmy wolne miejsca, przekazałem moje instrukcję by płynąć prosto na plażę.
Nie wiedząc, że inwazja została przełożona o godzinę, Guinness mógł przypadkowo rozkazać pierwszemu okrętowi rozpocząć inwazję na Sycylię!

W swojej autobiografii Guinness wspomina także:
- Kiedy mnie obecnie pytają, który ze swoich występów uważam za najlepszy, wspominam: „Ten młody, bardzo nieefektywny i nierozróżnialny oficer w Ochotniczej Rezerwie Królewskiej Marynarki. Dodatkowo to był najdłuższy serial, w którym uczestniczyłem”

Z pewnością, są też inni, którzy brali udział w II Wojnie Światowej a potem odegrali istotną rolę w tworzeniu „Gwiezdnych Wojen”. Jeśli macie o tym informacje, zostawcie komentarz poniżej.



Jeśli jesteśmy przy weteranach, to warto wspomnieć jeszcze o dwóch. David Sherman i Dan Cragg, twórcy Próby Jedi to emerytowani amerykańscy żołnierze, weterani wojny w Wietnamie. Swoją drogą, Karen Traviss także swego czasu była korespondentką wojenną.

Z Christopherem Lee i jego wojenną przeszłością wiąże się inna ciekawa anegdotka, otóż wiele lat po wojnie, grając w jednym z filmów, młody reżyser postanowił pouczyć aktora jakie odgłosy wydaje zabijany człowiek. Na co Lee popatrzył na niego z politowaniem i wytłumaczył, że akurat on to doskonale wie.

I na sam koniec jeszcze jedna uwaga, w USA 11 listopada to święto weteranów. My także świętujemy ten dzień, jako Święto Niepodległości.
KOMENTARZE (5)

Kulisy „Honor Among Thieves”

2014-03-17 17:14:24



Honor Among Thieves Jamesa S.A. Coreya (a właściwie Daniela Abrahama i Ty Francka), to najnowsza powieść jaka ukazała się w USA. Na oficjalnym blogu jej autorzy postanowili podzielić się kilkoma uwagami na jej temat.



Opowieści o byciu pisarzem mówią, że to odludna i samotna praca, gdzie ktoś trudzi się na jakimś strychu czy czymś takim. Rzeczywistość jest z goła inna i to nie tylko dla nas. Każdy pisarz pracujący w tradycyjnym modelu wydawniczym, przynajmniej współpracuje z redaktorem, edytorem, czy zespołem odpowiedzialnym za wygląd i projekt. Często są też czytelnicy, którzy wnoszą swoje uwagi i perspektywę do nowej książki, przyjaciele i małżonkowie, którzy zarzucają pomysłami, inni pisarze z którymi siedzi się w barze i rozmawia o rzemiośle i interesach. Więc tak na początek, w celu wyjaśnienia: pisanie jest wtedy samotną pracą, gdy porówna się to z czymś takim jak wsparcie techniczne czy consulting.

Pisanie czegoś w stylu „Gwiezdne Wojny”? Zupełnie inny poziom współpracy. Gdy weszliśmy do tego projektu, to już wówczas było tu gdzieś między 80 a 90 pisarzy, którzy stworzyli same tylko powieści w Expanded Universe. Ostatnie szacunki wskazują, że w książkach, komiksach, grach, serialach telewizyjnych i innych źródłach uniwersum „Gwiezdnych Wojen” ma więcej historii niż jest atomów we wszechświecie, choć to ostatnie zdanie może być lekko przesadzone.

Przy każdym tak wielkim dziele, jedną z rzecz o której trzeba pomyśleć to gdzie są wejścia. Obie połówki Jamesa S.A. Coreya pracowały przy wieloczęściowym, pisanym przez wielu autorów projekcie takim jak seria „Wild Cards” George’a R.R. Martina, więc obaj doskonale wiedzieliśmy, że potrzeba, zarówno teraz jak i wcześniej, mieć coś co wciągnie ludzi niezaznajomionych jeszcze z większym, rozrastającym się projektem. Coś co sprawi, że poczują się komfortowo i wciągnie ich bardziej, a kiedy skończą pomyślą „to było fajne. Czy jest tego więcej?”

No i „Honor Among Thieves”.

Uczciwie mówiąc, zadanie jakie nam zaoferowano to była najlepsza rzecz o jaką można było nas poprosić. Osadzone między „Nową nadzieją” i „Imperium kontratakuje”, koncentrujące się na Hanie Solo? Obaj dorastaliśmy na „Gwiezdnych Wojnach” a z Hanem Solo z „Nowej nadziei” się najbardziej identyfikowaliśmy, zwłaszcza gdy byliśmy młodzi a nasze umysły były słabe i podatne. Szansa by tam wrócić, napisać o postaci w tamtym okresie jej życia? Nie było lepszego kąska, który można by nam zaoferować.

A ponieważ te oryginalne filmy dużo dla nas znaczyły, postanowiliśmy skorzystać z szansy, jaka się przed nami otworzyła i wejść. Istotną rzeczą jeśli chodzi o „Honor Among Thieves” jest to, że to książka „Star Wars” po którą może sięgnąć każdy, kto nie czytał tych książek. Owszem jest umieszczona w Expanded Universe, nawiązuje do wielu innych dzieł, które zapychały półki i wyobraźnie fanów takich jak my przez ostatnie kilka dekad. Dodaje historii, dorzuca postaci i sytuacje do potrawki z którą będą musieli się zmierzyć ludzie, którzy przyjdą po nas. Zachęca też niecodziennego i nic nie podejrzewanego czytelnika, który przy odrobinie szczęścia z nami zostaną.

No i kiedy mieliśmy już plan zatwierdzony i zaczynaliśmy pracować nad pierwszymi wersjami rozdziałów, rozniosła się wieść o Disneyu.

Nie zamierzamy kłamać w tej sprawie. Ale nastał dziwny okres dla powieści EU. Zarówno newsy jak i posty na forach są wypełnione pytaniami o kanoniczność i kierunek w którym zmierzają „Gwiezdne Wojny”. Ten olbrzymi twór, kochany i inspirujący jakim jest Expanded Universe został zakwestionowany w momencie, w którym staliśmy się jego częścią. Chcieliśmy napisać zaproszenie do tej serii dla osób, które jej nie znają, a teraz będą nowe filmy, może seriale, prawdopodobnie książki, które mogą zostawić część lub nawet całość tego dorobku.

I tu jest haczyk. Jeśli mielibyśmy zrobić to jeszcze raz, nie zmienilibyśmy tego. „Gwiezdne Wojny”, niezależnie czy są to prace Lucasa, seriale telewizyjne, Expanded Universe czy niekanoniczne gry LEGO to jeden z centralnych symboli science fiction w ostatnim półwieczu, więc ponowne ich odkrycie zmieni wiele rzeczy, ale nie zmieni tego faktu. „Honor Among Thieves” miało być książką, którą będzie można się cieszyć jak częścią Expanded Universe, ale można też wciągnąć swojego chłopaka, który nigdy nie czytał tych rzeczy. I wciąż jest.

Nas dwóch nie wie jaki ostatecznie los spotka EU. Nie wiemy, co przyniosą nowe filmy. Możemy tylko powiedzieć, że przyszłość „Gwiezdnych Wojen”, zupełnie jak ich przeszłość, tworzą oddani, twórczy i ogarnięci pasją fani, a każdy dodatek czy nowy kierunek sprawią, że podstawa będzie bogatsza a mitologia szersza. A jeśli sprawimy, że więcej ludzi przyjdzie się tu bawić i zrozumieją o co chodzi w tym konkretnym settingu tegoż uniwersum, to wygraliśmy.


KOMENTARZE (10)

Filoni o odcinkach z Yodą

2014-03-13 13:46:53 Oficjalny blog



Dave Filoni nie powiedział jeszcze ostatniego słowa w sprawie "The Clone Wars", bo na oficjalnym blogu udzielił krótkiego wywiadu, w którym opowiada o tajemniczych czterech ostatnich odcinkach "The Lost Missions". Oczywiście uwaga na drobne spoilery.

Gdy rozmawiałem z Filonim na temat "The Clone Wars", mówiliśmy długo o tematach serialu, jego ostatnich odcinkach oraz dziedzictwie. W trzech częściach rozmowy zawarłem niemal wszystko, o czym wtedy dyskutowaliśmy... z wyjątkiem krótkiego fragmentu, który wówczas musiał być wycięty. Dotyczył on aktu o Yodzie, który wtedy był zbyt spoilerowy, aby go opublikować. Teraz, skoro każdy może oglądać odcinki na Netfliksie, bardzo cieszę się, mogąc opublikować jego przemyślenia na temat tej kluczowej historii.

Ze wszystkim postaci George Lucas wydaje się bardzo chronić Yodę. Czy możesz powiedzieć jak narodziła się ta historia i jak się pracowało nad nią z George'em?

Niemal każdego roku próbowaliśmy zrobić historię z Yodą, ale tak się nie stało. To taka ważna postać, że musielibyśmy cały czas zmieniać jego historię, na przykład: "Wiecie, Yoda zaczyna tutaj, ale to nie ma sensu. To nie jest dla niego zbyt wielka przeszkoda. Jeśliby tu był, to nie sądzę, by stanowiło to dla niego duży problem". Niestety, właśnie dlatego często umieszczaliśmy go jedynie w Radzie.

Aż w końcu przyszła ta wielka historia, która w pewien sposób łączy się z trylogią Mortis. To jest jakby druga strona medalu, gdzie Yoda jest bezpośrednio zaangażowany w wielkie pytania dotyczące Mocy. George i ja dyskutowaliśmy nad tą historią przez cały czas, ponieważ jest to Yoda, to dla niego naprawdę ważne i chciałem się upewnić, że wszystko będzie w porządku. Więc zawsze pytałem George'a o mistrza, jak by się zachował, co by zrobił i o co by pytał.

Tym, co można wyciągnąć po obejrzeniu tej historii, jest zrozumienie, że Yoda z okresu wojen klonów nie jest tą samą osobą, co w "Imperium kontratakuje". Ludzie, jak sądzę, zawsze się zastanawiali "Dlaczego [w TCW] nie jest taki jak w Imperium? Nie jest taki dziwny ani żartobliwy. Dlaczego podczas wojen klonów jest taki poważny i gdzie jest zabawny, mały Yoda, który był mądry?" Cóż, zobaczycie, że jeszcze tam nie doszedł. Historia, którą opowiadamy, przechodzi bardzo długą drogę w wyjaśnianiu kim Yoda był przed wojnami klonów, a kim się stał po nich.



Mówiąc najogólniej, mistrz osiąga pewien stopień oświecenia i łączy się to z Qui-Gonem oraz tym, co Yoda mówi w "Zemście Sithów". Wszystko spaja się w jedną całość. I gdy popatrzycie na to i usłyszycie co mówi na końcu aktu i porównacie z tym, co mówi na początku, to dostrzeżecie, że zaczął rozumować inaczej. W "Imperium" rzecze: "Wojna wielkim nikogo nie czyni". No ale przecież walczył na wojnie. Trzeba walczyć na wojnie, trzeba przez nią przejść, zobaczyć jak inni to robią, aby dojść do takiej myśli. Więc nie może mieć takich przekonań [w "The Clone Wars"]. "Jedi używa Mocy do zdobywania wiedzy i obrony. Nigdy do ataku". Cóż, Jedi ery wojen klonów chyba nie myśleli w ten sposób. Może to było dawno zapomniane przekonanie, ale z całą pewnością nie zachowują się tak podczas wojny klonów. Rozumiecie więc, że Jedi z ery wojen klonów i prequeli ma inne przekonania od tego, co pojmują Yoda, Qui-Gon, a ostatecznie też Obi-Wan, a jest to prawda o byciu zupełnie bezinteresownym. Pewnych rzeczy w życiu nie można rozwiązać na drodze konfliktu. Można je rozwiązać dzięki byciu bezinteresownym i ofiarnym dla innych. Inspiracja, oświecenie, nauczanie. Chodzi o to, to wszystko jest w "Imperium kontratakuje".

Nigdy nie mówią Luke'owi, aby powziął działania w celu uratowania ojca. Tak naprawdę mówią, że prawdopodobnie będzie musiał go zniszczyć. Ale to głównie dlatego, że nie mogą mu zdradzić tego, co musi sam zrozumieć - "Muszę uratować ojca". Nie mogą tak powiedzieć. To by ułatwiło sprawę. W wierze nie chodzi o wiedzę.

A może chciałbyś plan jak dokładnie to zrobić?

Taa. Tu nie chodzi o widzenie, tu chodzi o wiarę.

To wszystko jest w akcie o Yodzie. Jest naprawdę, naprawdę wielki w kwestiach czym jest Moc i o co w niej chodzi. I sądzę, że mieliśmy szczęście, że George mógł odpowiedzieć na nasze pytania zanim odszedł. Ale nie odszedł całkiem! Jest teraz bardziej jak duch Mocy, z którym mogę się od czasu do czasu komunikować! [śmieje się]

Zapraszamy do dyskusji na forum.
KOMENTARZE (3)

Pożegnanie Filoniego z "The Clone Wars"

2014-03-10 21:39:29 Oficjalny blog



Wiele portali internetowych pożegnało się w taki czy inny sposób z zakończonymi już odcinkami "The Clone Wars", teraz przyszedł czas na ostatnie słowo głównego twórcy serii, Dave'a Filoniego. Swoje pożegnanie napisał na oficjalnym blogu i dołączył do niego całkiem sporo niewykorzystanych prac koncepcyjnych. Część z nich prezentowano już na Celebration, ale większość jest nowych; jeśli ktoś jest zainteresowany, to może je porównać z naszym podsumowaniem wszystkich plotek, ponieważ potwierdzają wiele z nich.

"The Clone Wars: Lost Missions" zadebiutowały w piątek na Netfliksie i aby uhonorować ten fakt, pomyślałem, że czas na kolejny post na blogu, zwłaszcza dla tych, którzy wspierali serial.

Dorastając jako fan "Gwiezdnych Wojen", myślałem o tym jakie były wojny klonów, ale w najśmielszych snach nie marzyłem o tym, że będę jedną z osób opowiadających te historie, wraz z innymi, jednymi z najbardziej kreatywnych i utalentowanych, jakie znam.

Jako mały wyraz wdzięczności za Wasze wsparcie, pomyślałem, że chcielibyście zobaczyć niektóre z moich szkiców z jednej z ostatnich naszych konferencji dla scenarzystów. Uwielbiam teorie i jestem pewien, że będziecie mieć ich wiele po zobaczeniu tych obrazków.






"Tarrful [sic] mówi do drzew".




"Tundra Dowmeia?" oraz "Król Lee-Char stoi na ogonie morskiego stwora, aby powitać Anakina i Padme".


"Spotkanie z Tikkesem w mieście Quarrenów" oraz "Miasto Quarrenów na wodzie!"


"Ścigacz z Naboo" oraz "Nogi składają się do góry".




"Ahsoka mianuje Bo-Katan tymczasową przywódczynią".



Choć nie udało nam się opowiedzieć wszystkich historii z okresu wojen klonów, to istnieje wiele rzeczy, na które warto czekać. Każdego dnia tu, w Lucasfilmie, powstają nowe fantastyczne historie. Wydaje mi się, że moim zamiarem tutaj jest zachęcić Was, byście marzyli, wyobrażali sobie nie tylko jakie te historie mogłyby być, ale jakie są jeszcze inne możliwości opowiedzenia nowych. A może osobą, która je przedstawi, będziesz Ty. Mam nadzieję, że cieszyło Was to, co było i co jeszcze będzie w odległej galaktyce...

Moc będzie z Wami... zawsze.

Dave Filoni

P.S. Muszę Wam dać jeden spoiler, ponieważ wiem, że dla niektórych wiele to znaczy. Tak, Echo żyje.




Warto też spojrzeć na oryginalne nazwy plików. Obrazki przedstawiające łowców nagród to sezon piąty, Wookieech i Echo - szósty, cała reszta - siódmy.

Zapraszamy do dyskusji na forum.
KOMENTARZE (19)

Genialność „Dawn of the Jedi”

2014-03-10 17:08:31 Oficjalny blog



W marcu Dark Horse zakończy serię komiksową „Dawn of the Jedi”. Z końcem lutego, Jennifer Heddle, czyli główna redaktorka w Lucasfilmie postanowiła się osobiście rozliczyć z tą serią.



W następnym miesiącu zobaczymy ostatni zeszyt serii komiksowej „Dawn of the Jedi” Dark Horse’a. John Ostrander i Jan Duursema zrobili zdumiewającą robotę powołując do życia uniwersum „Gwiezdnych Wojen” osadzone ponad 25 tysięcy lat przed wydarzeniami „Nowej nadziei”. Skoro świt zmienia się w zmierzch, pomyślałam, że to dobry moment by napisać kilka słów o tym, co najbardziej kochałam w tej przełomowej serii.

Rysunki. Byłoby to dla mnie niemożliwe, by rozprawiać o „Dawn of the Jedi” bez natychmiastowego wspomnienia niesamowitych rysunków Jan Duursemy (wspomaganej przez Dana Parsonsa [tusze] i Wesa Dziobę [kolory]). Od zbliżeń twarzy po wielkie sceny bitewne, Jan ilustruje świat żywo, że postaci praktycznie wyskakują ze stron. Uwaga, którą poświęca detalom jest zdumiewająca. Zawsze jestem podekscytowana, gdy dostaję nowe strony, które naszkicowała.

Przedstawienie Mocy. Kocham sposób w jaki Je’daii postrzegają i używają Mocy. Wierzą, że najważniejszy jest balans, by utrzymać jasną i ciemną stronę w idealnej równowadze. Tu nie chodzi o to by nie mieć emocji czy mrocznych myśli, raczej uznają, że ludzie są podatni na mrok i tylko starają się zachować równowagę z dobrem. Dla mnie brzmi to całkiem racjonalnie, ale też zgrzyta w pewien zabawny sposób, zwłaszcza gdy słyszymy jak Je’daii starają się tylko zachować balans z ciemną stroną, a nie ignorują ją kompletnie. (Jednym z ciekawszych smaczków są miecze mocy, będące pierwowzorem mieczy świetlnych, które są odbierane jako instrument ciemnej strony, więc Je’daii podchodzą do nich z ostrożnością.)

Naprawdę przerażający czarni bohaterowie. Rakatanie są bardzo niepokojącym przeciwnikiem. Nie tylko są to bezlitosne, nieczułe istoty, które zdominowały galaktykę, ale też jedzą ludzi. Murowany sposób, by wystraszyć mnie szwarccharakterem to możliwość, by mógł mnie zjeść. Mogę jeszcze tylko dodać, że Rakatanin Predor Skal’nas zrobiłby to z uśmiechem na twarzy.

Różnorodne postaci. „Dawn of the Jedi” ma obsadę różnorodnych postaci, ludzi wielu ras, Sithów, Twi’leków, Zabraków, co ubogaca i urozmaica opowieść, zwłaszcza, że każda postać ma własną osobowość. (No i jak można nie kochać, widząc pojawiających się Wookieech Je’daii?)

Epicka bitwa o najwyższą stawkę. Lubię mniejsze opowieści, ale raz na jakiś czas jest potrzeba by opowiedzieć historię w której przeznaczenie całej galaktyki jest zagrożone. „Dawn of the Jedi” właśnie taką dostarcza no i sprawia, że jesteśmy wdzięczni, iż Je’daii mają Moc po swojej stronie.

Postać Xesha. Xesh jest Ogarem Mocy, niewolnikiem wychowanym przez Rakatan by szukał światów, które są bogate w Moc. Jest w całości postacią ciemnej strony. Jego konflikt pojawia się, gdy styka się on z życzliwością i ścieżkami Je’daii, zwłaszcza, że nawet on sam nie wie, po której właściwie jest stronie. Skomplikowana postać z sympatyczną historią.

Rancorosmoki. Niektórzy Je’daii ujeżdżają gigantycznych rancorów, które latają. To jest niesamowite już w samym brzmieniu.

Olbrzymia wyobraźnia, która towarzyszyła tworzeniu tej serii jest naprawdę imponująca, a uniwersum „Gwiezdnych Wojen” stało się bogatsze przez eksplorację samych początków Jedi i Mocy. John Ostrander i Jan Duursema bardzo wysoko umieścili poprzeczkę wszystkim tym, którzy wejdą w świat komiksów „Gwiezdnych Wojen”.



A Wy jak oceniacie tę serię?

Temat o serii na forum
KOMENTARZE (5)

Od wojny do Gwiezdnych Wojen

2014-03-07 18:46:12



Do ekipy oficjalnego bloga dołączył Cole Horton, który postanowił zająć się historycznymi aspektami „Gwiezdnych Wojen”, przede wszystkim jednak wpływem II wojny światowej na sagę. Pierwszy wpis jest rozpoznawczy, w kolejnych obiecał przejść bardziej do szczegółów.

„Gwiezdne Wojny” to mój ulubiony film o II wojnie światowej. W sadze występują prawdziwi weterani II wojny światowej, opowiada historię dyktatorów, demokracji i imperium. Jest wypełniona efektami dźwiękowymi z II wojny światowej, używa rekwizytów z II wojny światowej, zawiera też spektakularne walki myśliwców (z II wojny światowej), no i ma muzykę wziętą wprost ze złotego wieku Hollywoodu.

„Gwiezdne Wojny” mogą mieć więcej wspólnego z II wojną światową niż z filmami science fiction. Używam tego śmiałego stwierdzenia od lat, odkąd zacząłem dostrzegać odniesienia do tego konfliktu w wielu książkach „Star Wars”, dokumentach czy wywiadach. Pewnego dnia, zacząłem je nawet spisywać, aż do momentu gdy uzbierałem setki pomysłów, opowieści i cytatów. Uzbrojony w te notatki i ekscytację, wyszedłem na scenę na Star Wars Celebration VI, by podzielić się tym jak „dawno temu” wpłynęło na „odległa galaktykę”. Dzięki Star Wars Celebration mogłem się podzielić tymi historiami z widownią w Stanach Zjednoczonych i Niemczech. Teraz zamierzam się nią podzielić z wszystkimi tutaj na blogu.

„Gwiezdne Wojny” zrodziło wiele różnych wpływów, ale jednym z najważniejszych jest z pewnością okres późnych lat 30. i wczesnych lat 40. To z pewnością nie jest żaden przypadek, że właśnie wtedy miały miejsce złote lata filmu, komiksu czy science fiction. Z pewnością to nie jest także przypadek, że George Lucas i jego kreatywna drużyna Star Wars spoglądała na ten okres tworząc uniwersum, które tak kochamy. Wpływ II wojny światowej na „Gwiezdne Wojny” nie jest tylko bierny, to bezpośrednia inspiracja bardzo wielu rzeczy, które widzimy w odległej galaktyce.

Westerny, wojna w Wietnamie, bohaterowie płaszcza i szpady, no i klasyczne mity pomogły ukształtować „Gwiezdne Wojny”. Wiele mówi się o wpływie mitów na stworzenie sagi, w szczególności „Bohater o tysiącu twarzy” Josepha Campbella bardzo mocno wpłynął na samą opowieść. Ale George Lucas przyznał:
- Kocham historię, więc o ile psychologiczne podstawy „Gwiezdnych Wojen” są mitologiczne, o tyle polityczne i socjalne podstawy są historyczne.
Te wpływy docierały do niego różnymi drogami od jego dzieciństwa.

George Walton Lucas Jr. Urodził się 14 maja 1944, tego samego dnia gdy francuskie wojska przedarły się przez potężną linię Gustawa we Włoszech. Jego ojciec próbował się zaciągnąć do wojska, ale odrzucono go, gdyż miał rodzinę. Lucas dorastał w Północnej Kalifornii i wspomina:
- Kochałem wojnę. To było coś wielkiego, gdy dorastałem. Zawsze znajdowała się na stole w formie książek, w telewizji czy w postaci „Victory at Sea”. Byłem zalany przez te wszystkie wojenne rzeczy.
Tę miłość zabrał ze sobą, gdy tworzył „Gwiezdne Wojny”.

II wojna światowa to najbardziej niszczący konflikt wszechczasów. Działa się prawie w każdym miejscu planety. Prawie każdy naród i prawie każdy człowiek na całym świecie miał swą rolę w tej epickiej historii, przy czym na „Gwiezdne Wojny” najbardziej wpłynęła zachodnio-aliancka narracja konfliktu: opowieść o zmaganiach dobra z tyranią. Lucas przyznaje, że „Gwiezdne Wojny”
- ...są bardzo staromodną wersją dobra i zła, wersją na której dorastaliśmy w latach 40. i 50., gdy mieliśmy silne poczucie dobra i zła ze względu na II wojnę światową.

To właśnie opowieść o walce dobra ze złem ukształtowała postaci i ikoniczne obrazy sagi. Ale jednocześnie jak widać w „Zemście Sithów” opowieść (i historia) nigdy nie jest tak czarno-biała.

Przez najbliższe miesiące, będę się dzielił nawiązaniami i podobieństwami między „Gwiezdnymi Wojnami” a II wojną światową na blogu na StarWars.com. Będę zajmował się zarówno bezpośrednimi nawiązaniami między wojną a filmami, takimi jak rekwizyty, dźwięki czy lokacje. Będę też zajmował się podobieństwami, jak kosmiczna opowieść fantasy –„Star Wars” odzwierciedla naszą własną historię.

Wierzę, że II wojna światowa ukształtowała „Gwiezdne Wojny” bardziej niż jakikolwiek inny pojedynczy wpływ. By to udowodnić, w przyszłych wpisach, przyjrzę się sobotnim porannym serialom, temu jak zbudowano „Sokoła Millennium”, krótkiej historii space opery, historii brytyjskich studiów filmowych, tego jak wojna wpłynęła na „Wojny klonów”, powstania Imperium, klasycznej filmowej muzyki i wielu więcej. Więc odkopujcie książki do historii. Spojrzymy na „Gwiezdne Wojny” i II wojnę światową z zupełnie innej strony.


KOMENTARZE (5)

10 najlepszych chwil z Hanem i Leią

2014-02-15 13:24:18 Oficjalny blog



Co prawda Walentynki mieliśmy wczoraj, ale nigdy nie jest za późno, by porozmawiać o chyba najromantyczniejszej parze "Gwiezdnych Wojen" - Hanie i Lei. Oficjalny blog przygotował ranking najlepszych chwil, w których występują księżniczka i przemytnik.

"Myślisz, że księżniczka i gość taki jak ja...?" - tak Han Solo zapytał Luke'a Skywalkera, gdy po raz pierwszy spotkał obdarzoną silną wolą księżniczkę. To pytanie zapoczątkowało jeden z najlepszych romansów w historii kina. Dynamika pomiędzy Hanem a Leią od razu uderzyła w akord publiczności, ponieważ przywoływała pochodzący z lat 40. hollywoodzki topos "Nie znoszę cię / Kocham cię", ale stała się też czymś więcej. Han był przystojny, Leia oszałamiająca, a jednak ich związek wydawał się realistyczny. Sprzeczali się, flirtowali, a gdy wreszcie poddali się swoim uczuciom, to było to szczere i prawdziwe. Chcieliśmy, aby byli razem, bo wydawali się stworzeni dla siebie - dziś to zaiste Pierwsza Para sci-fi. Aby uczcić Walentynki, ekipa Starwars.com spojrzała na ich najlepsze wspólne chwile, od zabawnych, po wzruszające.

10. Kłótnia w wiosce Ewoków, "Powrót Jedi"



Pary, bez względu na to jak mocno się kochają, potrafią naprawdę ranić się nawzajem. Widownia nie widziała tego aspektu związku Hana i Lei aż do tej krótkiej, lecz istotnej sceny, w której przemytnik traci cierpliwość, gdy księżniczka nie chce mu powiedzieć co ją trapi. "A Luke'owi mogłaś powiedzieć? Jemu właśnie mogłaś powiedzieć?", mówi Solo w złości. Zaczyna się wzburzać, ale zaczyna zdawać sobie sprawę, że ją rani i przychodzi ją przytulić. To całkiem ładny - i prawdziwy - moment.

9. Ceremonia wręczenia medali, "Nowa nadzieja"



Jest to krótkie, ale uśmiech, który Leia posyła Hanowi oraz jego mrugnięcie okiem idealnie ukazują ich wzajemne przywiązanie do siebie i łączącą ich więź. To chwila zabawna i pełna flirtu, dowodząca, że pomimo ich sprzeczek na Gwieździe Śmierci, coś się między nimi dzieje.

8. Ratunek z więzienia, "Nowa nadzieja"



"Też mi ratunek!"; "Żadna nagroda nie jest tego warta!" Bezustanne przytyki, które Solo i Organa posyłają sobie nawzajem, sprawdzają się na wielu poziomach: rozwoju postaci, rozluźnienia atmosfery, romansu i innych. Widzimy, że Leia nie jest damą w opresji, a Hanowi prawdopodobnie się to podoba. Ich wzajemne przywiązanie jest widoczne - to jasne, że się zakochają, o ile najpierw się nie pozabijają.

7. Mój brat, "Powrót Jedi"



Gdy Gwiazda Śmierci eksploduje nad Endorem, Han zapewnia Leię, że Luke przeżył, a ona odpowiada, że wie. "Czuję to" - przemytnik interpretuje to tak, jakby była zakochana w Skywalkerze i zgadza się na odejście. Gdy Organa odpowiada mu, że owszem, kocha go, bo jest jej bratem, to mina Solo jest bezcenna - czuje pomieszanie, ulgę, a w końcu wszystko zaskakuje. To kolejny etap ich podróży jako pary i kluczowa sekwencja.

6. Nerfopas, "Imperium kontratakuje"



Jeden z najpiękniejszych przytyków, który Leia kiedykolwiek powiedziała Hanowi: "Ty zarozumiały, półgłówkowaty, parszywy nerfopasie!" To świetna odpowiedź na jego upartą brawurę, która zapisała się w popkulturze - jest nawet zespół Nerf Herder. Leia też strzela bramkę, namiętnie całując Luke'a na oczach świeżo ochrzczonego nerfopasa.

5. Kocham cię/Wiem (Endor), "Powrót Jedi"



Odwołanie do ich klasycznej wymiany zdań z "Imperium kontratakuje", lecz odwrócone ze świetnym efektem. Han, zaniepokojony, że Leia jest ranna, odczuwa ulgę, gdy wszystko jest w porządku - i wreszcie mruczy słowa "Kocham cię" w chwili, gdy księżniczka pokazuje, że ma blaster. "Wiem", odpowiada Organa, a potem strzela w kierunku dwóch szturmowców. Tylko w "Gwiezdnych Wojnach".

4. Walka na Hoth, "Imperium kontratakuje"



Podczas scen na Hoth między tą dwójką panuje wielkie napięcie. Han próbuje opuścić Rebelię, aby w końcu spłacić Jabbę, a Leia chce, aby został, choć sama nie chce przyznać dlaczego. To nie tylko kłótnia; jest tu wiele tęsknych spojrzeń i odległej mowy ciała. Ale wszystko zaczyna kipieć, gdy księżniczka podąża za przemytnikiem w bazie Echo, a on udowadnia jej, że udaje sama przed sobą.

3. Ratunek z karbonitu, "Powrót Jedi"



Jeśli ktokolwiek powinien rozmrozić Hana z karbonitu, to jest to Leia. Działająca pod przykrywką w pałacu Jabby, ryzykuje wszystko, aby go uwolnić, a ich ponowne spotkanie jest ładnym zakończeniem tragedii, która wydarzyła się, gdy widzieli się po raz ostatni. Ale potem wszytko przerywa ten rechot...

2. Pocałunek, "Imperium kontratakuje"



Po tym wszystkim, co przeszli, Leia nareszcie pozwala, by otaczające ją mury opadły. Ich pierwszy pocałunek na pokładzie "Sokoła millenium" jest idealnym punktem kulminacyjnym panującej między nimi dynamiki. On jest zabawny ("Mam brudne ręce"; "Ja też mam brudne ręce. Czego się boisz?"), ona trzyma go na dystans, ale w końcu się spotykają.

1. Kocham cię/Wiem (zamrożenie w karbonicie), "Imperium kontratakuje"



Najromantyczniejszy moment we wszystkich filmach z Sagi, z klasycznym dialogiem, który nadal inspiruje. Pod koniec "Imperium kontratakuje" Hana dzielą sekundy od zamrożenia w karbonicie, które może przeżyć lub też nie. W oryginalnym scenariuszu Leia miała powiedzieć "Kocham cię", a Solo odpowiedzieć "Ja też cię kocham". Problem w tym, że podczas kręcenia nikomu nie podobało się jak ten dialog się toczył. Próbowali i próbowali, aż w końcu reżyser Irvin Kershner kazał Harrisonowi Fordowi improwizować w następnym ujęciu. "Kocham cię", powiedziała Carrie Fisher. "Wiem", odparł Ford. To był ekscytujący, wzruszający moment. Han Solo mógłby odpowiedzieć jedynie w ten sposób - twardo, a jednak delikatnie, do tego zabawnie. Po dzień dzisiejszy, "Kocham cię/Wiem" definiuje Hana i Leię.

To wszystko. Co o tym myślicie? Czy to dopracowaliśmy? A może postradaliśmy rozum? Może coś przeoczyliśmy? Dajcie znać w komentarzach.


KOMENTARZE (11)

O sekretach i braku zapowiedzi słów kilka

2014-02-11 06:58:37



Nie licząc Honor among Thieves Jamesa S.A. Coreya i powieści o Luke’u Skywalkrze z cyklu „Empire and Rebellion”, właściwie nie wiemy, co nas dalej czeka w książkach. I właściwie nie tylko w książkach. Ta sytuacja jest irytująca dla wielu fanów, więc główna redaktorka – Jennifer Heddle postawiła na blogu skierować kilka słów, niestety bardziej ku pokrzepieniu serc, niż z zapowiedziami.



Nigdy wcześniej nie miałam pracy, która wymagałaby tyle sekretności. Zawsze jest pewien niespodziewany element, gdy pracuje się jako normalny redaktor książkowy, chcesz upublicznić okładkę w określonym czasie, nie możesz ogłosić nowego kontraktu, dopóki autor go nie podpisze, ale jak możecie sobie wyobrazić, praca w Lucasfilm dodaje kolejne spektrum tematów trzymanych w tajemnicy. Są projekty o których nie możemy teraz mówić, które mogą być, ale niekoniecznie, związane z rozrywką o której nie możemy teraz mówić, podobnie jak o kilku innych rzeczach, o których nie możemy teraz mówić.

To wszystko może spowodować, że ten wpis będzie trochę frustrujący.

Na przykład, obecnie czekam na manuskrypt [WYCIĘTE]; zarys [WYCIĘTE] i zielone światło dla [WYCIĘTE]. Porywające rzeczy, czyż nie?

Oczywiście jest wiele innych projektów, nad którymi pracuje, które wciąż trwają i są wspaniałe (choćby wszystko co obecnie robi Dark Horse Comics), a także projekty które dopiero nadchodzą, ale były już zapowiedziane (jak „Honor Among Thieves” Jamesa S.A. Coreya oraz „William Shakespeare’s The Empire Striketh Back” Iana Doeschera). To dlaczego utknęłam teraz na czymś o czym nie mogę wam powiedzieć?

Pomimo wszystko, są ważne powodu tej sekretności, musimy być pewni, że wszystko co się będzie dziać, będzie szło według planu, musimy się upewnić, że wszystko jest zorganizowane i czekać na odpowiedni moment, by to ogłosić. Ja to rozumiem. Ale prawda jest taka, że wcale nas nie cieszy trzymanie tych rzeczy w tajemnicy przed wami. (Owszem, są ludzie, którzy mówili mi, że mi nie wierzą, ale to prawda). Chcemy się podzielić naszym podnieceniem! Ale z tym jest tak, jak jeden z moich współpracowników niedawno powiedział, że potrzebujemy wpierw upiec ciasteczko, zanim pozwolimy je zjeść. Więc to gra na czekanie po obu stronach.

Z jednej strony jest zysk tej nowej przerwy, która wymaga cierpliwości, a to mi pozwoliło się uspokoić trochę i pomedytować o Epizodzie VII, o którym wiem dokładnie tyle samo co wy, czyli mówiąc wprost, właściwie nic. Oczywiście profesjonalna część mnie rozumie, że potrzebę sekretności zdecydowanie bardziej niż ta część w której jestem żarliwą fanką, ale obie te części czasem ze sobą walczą. Czekanie na dopieczenie się ciasta jest trudne! Ale muszę sobie mówić, że na końcu okaże się tego warte. No i przecież nic nie piecze się bez końca. Wiem, że w końcu usłyszycie te rzeczy, i wiem, że będziecie podekscytowani każdą wiadomością, bo ostatecznie tu chodzi o zaufanie twórcom i pozwolenie sobie poczekać, a nie rzucanie się w wiry przy każdej plotce, która wychodzi. Bo nie ważne jak nerwowo się robi i tak to nadejdzie. To tylko kwestia czasu. Jestem pewna, że Yoda miałby na to kilka mądrych słów.

Więc możesz wszyscy, w tym ja, powinniśmy wziąć głęboki oddech i zaakceptować że pewnych rzeczy nie będziemy teraz wiedzieć. Ta podróż jeszcze trochę potrwa. Ale ważne jest to, że ona nie sprawia iż to, co otrzymamy na końcu będzie mniej zadowalające.



Przynajmniej wiemy, że pracuje nad jakimiś książkami, szkoda tylko, że nie podała żadnych konkretów.
KOMENTARZE (11)

Amy Christenson o imperialnych plakatach

2014-02-07 12:58:58 Oficjalny blog



Ostatnio mieliśmy okazję zobaczyć imperialne plakaty promujące serial "Star Wars: Rebelianci". Ich autorką jest Amy Beth Christenson, która napisała kilka słów o tym jak powstawały. W tekst wkomponowany został kolejny obraz, który znalazł się w drugim numerze "Star Wars Comic".

Spędzam dnie tutaj, w Lucasfilmie, projektując postacie, środowiska oraz statki kosmiczne - i dostałam również fajne zadanie stworzenia sześciu imperialnych pocztówek, które pokazały się w internecie w tym tygodniu. (Zanim zaczęłam pracować nad "Rebels", byłam artystką koncepcyjną przy "The Clone Wars" i kilku grach LucasArts, w tym "The Force Unleashed").

Przy tej konkretnej serii obrazów artyści z ekipy mieli dowolność w projektowaniu. Jedyną wytyczną było to, że mają przedstawiać proimperialną propagandę, a styl ma przypominać plakaty z lat 40. XX w. Jestem wielką fanką tego okresu historycznego, tamtejszej sztuki (nie wspominając o "Gwiezdnych Wojnach"), więc wielką radość sprawiło mi na tamtym etapie wymyślanie różnych projektów. Większość z wczesnych szkiców wpasowywała się w styl "Rebeliantów" i ich ery, inne z kolei nie za bardzo - nie mogłam się oprzeć, by nie zrobić własnej wersji Loose Lips Sinks Ships [dosł. "Paplanie zatapia statki", amerykański idiom z II wojny światowej - przyp. tłum.], z "Egzekutorem" rozbijającym się o drugą Gwiazdę Śmierci. Ale przez większą część stan galaktyki w serialu jest bardzo podobny do naszego świata z ubiegłych dekad, więc istnieje wiele rzeczy, z których można czerpać. Na przykład Imperium nie polega już na klonach, więc jednym z głównych motywów jest zaciąg do wojska. Dodatkowo nie chce, aby lokalne systemy gwiezdne zaczęły się buntować, więc na plakatach siły imperialne są heroizowane.



Z wczesnych szkiców wybrano sześć projektów. Ponieważ były one ledwo miniaturkami, to kolejną fazą było narysowanie każdego plakatu, aby stały się finalną, świeżą wersją w wysokiej rozdzielczości. Kolory użyte na plakatach były ważne - musiały być zimne i imperialne, ale też trochę starodawne. Trochę je wyregulowano, a żeby wzmocnić efekt, dodano warstwę z efektem ziarna. Poza tym, musiano naprawić parę rzeczy; plakat z imperialną flotą w pierwotnej wersji zawierał prom klasy Lambda, ale to niezbyt pasowało do czasów "Rebeliantów", więc został zastąpiony nowym okrętem z serialu. Jednym z moich ulubionych jest ten, który ukazuje Inkwizytora; jest postacią, na której pojawienie się naprawdę czekam i myślę, że fani będą nim podekscytowani.

Każdy plakat stanowi zajawkę tego, co pojawi się w serialu. Mimo że projekt został uproszczony na potrzeby obrazków, to większość z tego, co tam widzicie, zostało wzięte bezpośrednio z ostatecznych wersji prac koncepcyjnych. Niech da to Wam do myślenia...



Swoją drogą, warto nadmienić, że szczęśliwcy, którzy dostali fizyczne kopie pocztówek, otrzymali je w specjalnej kopercie, na której znajduje się informacja, że nadawcą jest znana z EU Komisja Utrzymania Nowego Ładu (ang. The Commission for the Preservation of the New Order, w skrócie COMPNOR). Może to być wskazówka, że również pojawi się w serialu.

Zapraszamy do dyskusji na forum.
KOMENTARZE (8)
Loading..